Biuletyn Informacji Kulturalnej 09-10/2013

Page 1




LALKI NA SCENIE Jerzy Rochowiak

Podczas Spotkania Teatrów Lalkowych Marionetka, które na początku czerwca w Sępólnie Krajeńskim zorganizowały: sępoleńskie Centrum Kultury i Sztuki i bydgoski Wojewódzki Ośrodek Kultury i Sztuki, wystąpiło pięć zespołów. Wbrew nazwie Spotkania młodzi lalkarze animowali zza parawanu kukły i pacynki oraz na oczach widzów lalki przywodzące na pamięć japońskie bunraku. Marionetek zabrakło; zresztą po tę technikę lalkową amatorskie zespoły sięgają rzadko. Może więc skoro sępoleńskie Spotkania – chyba dla propagowania marionetki – zmieniły nazwę (odbywały się wcześniej jako Pacynka), przydałby się pokaz warsztatowy. Teatr Lalek Mgiełki z Gminnego Ośrodka Kultury w Osiu zaprezentował Zamieszanie w krainie bajek w reżyserii Danuty Karwasz. Przestrzeń, w której rozgrywały się zdarzenia określało tło: las i góry. Było ono na tyle stonowane, że przesympatyczne, wyraziście ucharakteryzowane kukiełki były doskonale widoczne. Urocze były postacie, które kreowały dzieci: Wróżka, Jaś i Małgosia, Baba Jaga, Wilk, Czerwony Kapturek, Krasnoludki, których kilkoro wystarczyło, by stworzyć tłum… Zresztą oburzyły się, gdy nazwano je maluchami: tylko nie maluchy, my jesteśmy Krasnoludki! Oczywiście bajkowe zamieszanie

Teatr Lalek Łapki, Miała Babuleńka kozła rogatego Fot. Jędrzej Kubiak

będące tematem utworu, który do potrzeb Mgiełek zgrabnie przysposobiła Danuta Karwasz, kończy się dobrze. Puentuje je wyśpiewana zachęta do czytania książek! Zamieszanie było widowiskiem dynamicznym, zainscenizowanym i zagranym z wdziękiem, dowcipnie. Dzieci – w różnym wieku! – ładnie śpiewały, starały się nie pozostawiać wątpliwości, że postacie żyją, więc lalki były w ciągłym ruchu, wirowały. Kukiełki machały rękoma, precyzyjnie oddalały się od parawanu. Teatr Bajlandia z Zespołu Szkół nr 8 w Toruniu pokazał Szewczyka Dratewkę Anny Gajewskiej w reżyserii Violetty Artki-Pasternak. W tym spektaklu obok kukiełek pojawiły się pacynki. Szewczyk uwolni Królewnę spod władzy Czarownicy, jeśli wykona trzy zadania: oddzieli ziarnka od piasku, znajdzie w topieli złoty kluczyk, i odgadnie która z pokazanych mu panien została zaczarowana. Pomagają mu Mrówki, Kaczuszki i Pszczółki – pacynki, znakomicie zharmonizowane z kukiełkami. Szewczyk wypełnia zadanie, Czarownica jako ptaszysko musi odlecieć… I Szewczyk kończy się zachętą do czytania bajek! Teatr Lalek Michałki ze Świetlicy Wiejskiej w Witkowie zaprezentował Czarodziejską wodę


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Iwony Hauser w reżyserii Danuty Sałasińskiej. Także ta dowcipna bajka – o wiecznie niezadowolonej, chimerycznej, paskudnie odnoszącej się do innych, królewnie Małgorzacie i Ogrodniku, który nie przestraszywszy się potworów w lesie, przynosi tytułową czarodziejską wodę, dzięki której Małgorzata spogląda na siebie samą i zmienia się, dowiedziawszy się jak widzą ją inni – została zagrana kukiełkami. Ponieważ Ogrodnik wędruje po czarodziejska wodę, dla pokazania przebytej drogi Danuta Sałasińska postawiła dwa parawany: wysoki, dający możliwość rozgrywania tego, co działo się w królewskim zamku i przed nim niższy, pozwalający na pokazanie wędrówki Ogrodnika. Spektakl był zabawny. Zagrany żywo, i bawił, i wciągał w tok opowieści… Zabawna okazała się pokazana przez Teatr Łapki z Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Kamieniu Krajeńskim bajka Marii Kownackiej Miała Babuleńka kozła rogatego w opracowaniu i reżyserii Aleksandry Szmaglińskiej. Dzięki dystansowi do przedstawianych zdarzeń historia o niesfornym Koźle zaciekawiała… A ów dystans umożliwiały nieco siermiężne kukły: z materiałów miękkich, głównie tkanin, zostały zrobione postacie Babuleńki i Dziadka, Sowy oraz spersonifikowanej Kapusty, z drewna postacie Kozła, z naklejonymi kawałkami skóry, i Wilka. Młodzi animatorzy różnicowali charaktery postacie i poprzez ruch, i poprzez interpretacje głosową. Sztuka Marii Kownackiej, będąca dramatyzacją ludowej opowieści, mogłaby wydawać się anachro-

niczna, jednak prosta inscenizacja, przemyślana konstrukcja lalek, połączenie humoru i liryzmu, uchwycenie zmieniania się pod wpływem zdarzeń postaci Babuleńki, a więc wydobycie z utworu dramaturgii, sprawiły, że oglądało się przedstawienie z rosnącym zainteresowaniem. Ostatnim widowiskiem było Słoniątko Teatru Misz Masz z Centrum Kultury Teatr w Grudziądzu według Rudyarda Kiplinga w adaptacji i reżyserii Renaty Boguskiej. Tu parawan nie był potrzebny: młodzi aktorzy animowali lalki na oczach widzów a niektóre postacie były grane wyłącznie w planie aktorskim. W większości scen aktorzy ożywiali lalki, uznając że one są pierwszoplanowe. Niekiedy jednak to nie lalki a oni skupiali na sobie uwagę. Poniekąd mieściło się to w założeniach inscenizacyjnych: wszyscy aktorzy mieli na sobie kostiumy, współtworzące przedstawiany – egzotyczny – świat. Lalki to właściwie uszyte na potrzeby widowiska zabawki (myślę, że obejrzenie grudziądzkiego Słoniątka może zachęcić dzieci do odgrywania scenek z pomocą zabawek czy przedmiotów). Można chyba stwierdzić, że pomysł na spektakl wziął się z dziecięcych zabaw. Za największe wartości Słoniątka należy uznać inscenizację i plastykę – ujmującą urodą i dającą aktorom duże możliwości gry, swobodę sceniczną. Świetnie przygotowani do pracy teatralnej młodzi ludzie przyciągali uwagę, ale… niwelowały ją dłużyzny tekstu. Rozbudowane sekwencje, sceny, dialogi można uznać za zgoła nieteatralne. A przecież można było

Teatr Lalek i Cieni Bajlandia, Szewczyk Dratewka Fot. Jędrzej Kubiak

3


4

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

wypowiadane zdania zastąpić działaniem! Wówczas spektakl nie byłby nużący. Być może przedstawienie oglądałoby się z większą satysfakcją pośród licznego grona widzów – tych jednak w tym roku w Sępólnie Krajeńskim zabrakło; cała publiczność to uczestnicy Spotkania. Grudziądzanom grającym w Słoniątku zabrakło kontaktu z widzami, nie reagującymi nawet na wygłupy dwóch młodzieńców ucharakteryzowanych na czarnoskórych mieszkańców dżungli, chyba niemych, bo próbujących porozumiewać się nieartykułowanymi dźwiękami… Było wszakże w przedstawieniu parę postaci i scen niepowszedniej urody! Bohaterami Spotkania były lalki. Wykonały je instruktorki – reżyserki przedstawień ze znawstwem, z dbałością o ich konstrukcję i wygląd. Plastykę każdego spektaklu należy uznać za udaną. Lalki były też sprawnie animowane, ślicznie się poruszały; może czasem młodzi animatorzy z nadmiernym zapałem nimi potrząsali czy obracali… Jurorzy Spotkań – Anna Chudek, Anita Nowak i autor tego tekstu – nagrodzili cztery pierwsze widowiska, ostatnie wyróżnili za inscenizację i plastykę sceniczną oraz przyznali kilkanaście wyróżnień aktorskich. Gdy przed laty odbywały się w Sępólnie Krajeńskim lalkarskie spotkania, zwykle trwały dwa dni,

Teatr Misz Masz, Słoniątko Fot. Jędrzej Kubiak

gdyż uczestniczyło w nich kilkanaście zespołów. W ubiegłym roku i wcześniej prezentacje lalkowe stanowiły część Przeglądu Teatr bez granic w Świeciu. Oczywiście, w naszym województwie pracuje więcej zespołów lalkowych, aniżeli wzięło udział w czerwcowych Spotkaniach Marionetka. Niemniej teatr lalek nie wzbudza takiego zainteresowania instruktorów i nauczycieli, na jakie zasługuje… Tym większe ma znaczenie, że postają mu wierne Violetta Artka-Pasternak, Renata Boguska, Danuta Karwasz, Danuta Sałasińska i Aleksandra Szmaglińska, które przygotowały z dziećmi i młodzieżą przedstawienia pokazane podczas Spotkania. Zajmują się teatrem lalek od kilku, kilkunastu czy nawet więcej lat. Znakomicie pracują ze swymi zespołami, doskonale znają lalkarskie rzemiosło. Ich widowiska zdobywały nagrody, wyróżnienia, były oklaskiwane w wielu miejscach. Można dodać, że w każdym z ich zespołów pracują osoby w różnym wieku. Wielu z tych, którzy poznali teatr lalek nie chce się z nim rozstać, dołączają do nich nowi animatorzy! Może więc teatr lalek onieśmiela i dlatego amatorskie lalkarstwo nie jest powszechną dziedziną sztuki teatru? Może budzi obawy jego pozorna trudność? A może po prostu trzeba odkryć jego cudowność?


MŁODZI AKTORZY ZZA GRANICY WE WŁOCŁAWKU Jerzy Rochowiak

W połowie sierpnia młodzi aktorzy z Białorusi, Litwy i Ukrainy spotkali się we Włocławku na ósmym już Wakacyjnym Festiwalu Teatrów Dziecięcych zza Granicy zorganizowanym przez włocławski Teatr Impresaryjny im. Włodzimierza Gniazdowskiego wespół z Dobrzyńsko-Kujawskim Towarzystwem Kulturalnym. Jak mówi dyrektor Teatru i Festiwalu Jan Polak, to spotkanie dla młodych Polaków urodzonych i mieszkających poza krajem jest ważnym zdarzeniem artystycznym, świetnie wykorzystywaną sposobnością rozwijania umiejętności scenicznych, a także doskonalenia polszczyzny. Bardzo cenna jest możliwość spotkania się dzieci i młodzieży połączonych językiem i podzielonych państwowymi granicami, które pięknie znosi i unieważnia sztuka teatru. Trzy teatry przyjechały z Białorusi. Teatr Promyczek z Grodna zainscenizował Opowieści z tysiąca i jednej nocy. Scenerię tworzyły parawany z wikliny i ekran, na którym były pokazywane obrazy oraz animacje. Fabularną strukturę tworzyły: historia Szeherezady i kilka jej opowieści. Właśnie one były animowane na ekranie. Poszczególne sekwencje przedstawienia zostały przedzielone wschodnimi tańcami. W tym spektaklu zagrali aktorzy, którzy dziećmi być już przestają: przez lata występowali w szkolnym teatrze, obecnie studiują lecz nie zrywają związków z zespołem. Teatr Źródełko ze wsi Piaski w komediowych Poplątanych bajkach połączył bohaterów różnych utworów adresowanych do dzieci. Nie tracąc bajkowych atrybutów, postacie te sprawiały wrażenie wziętych ze współczesności… Bajki plątały się w dekoracjach i kostiumach typowych dla scenicznych baśni. Z Dużym zielonym problemem przyjechali do Włocławka Przyjaciele z Porzecza. Pokazali zabawną sztukę o kłopotach dwojga dzieci pozostawionych pod opieką cioci, zmuszonych do zajmowania się… krokodylem, którego przysłał wujek z Afryki. Rzecz rozgrywała się w dzisiejszych realiach, jakby gdzieś na sąsiedniej ulicy, wśród osób, które można spotkać wyszedłszy z domu… To potęgowało efekty komediowe, choć nie dawało zdarzeniom wiarygodności. We Włocławku gościły dwa teatry z Litwy. Teatr Skrzat z Bezdan pokazał Brzydkie kaczątko według Hansa Christiana Andersena. Baśń

została pokazana w jasnych barwach, prostych dekoracjach, sugestywnych kostiumach. Tytułowe kaczątko przemieniło się w łabędzia nieoczekiwanie, ku własnemu zdziwieniu, ku radości swojej i podwórkowego drobiu. Teatr Przyjaciele z Podbrzezia zaadaptował na scenę Szczęśliwego księcia Oscara Wilde`a. To rozbudowane widowisko okazało się poetycką przypowieścią o tajemnicy, jaką jest szczęście. Zdobywa się je dzięki przyjaźni i dawaniu szczęścia. Książę oddał innym to, co miał cennego – przede wszystkim szafirowe oczy. Jaskółka, która spełniała życzenia Księcia, oddała życie. I on, i ona poświęcili się; dając ulgę w cierpieniu, sami cierpieli… Tłem dla aktorów były czarno-białe grafiki na ekranie. Czerń i biel dominowała w kostiumach. Przedstawienie zostało przygotowane z rozmachem, starannie, z czym harmonizowała staranność, z jaką młodzi aktorzy wypowiadali swoje kwestie. Na Festiwalu wystąpiły trzy zespoły z Ukrainy. Ludowy Dramatyczny Teatr My ze Lwowa zaprezentował widowisko Motyle w kanałach warszawskiego getta według powieści Jacka Ponikiewskiego. Okupacyjnymi przeżyciami dzieliła się z młodymi słuchaczami Wanda, która będąc dziewczynką znalazła się w getcie. Przeżyła wojenny kataklizm dzięki pomocy przyjaciół, dzielności i nadziei, której nie utraciła, gdyż otaczającą ją rzeczywistość postrzegała jako baśń. Wspominane zdarzenia były jakby zamglone – aktorzy grali za nie całkiem przezroczystą zasłoną. Przed nią, siedząc w fotelu, snuła wspomnienia Wanda starała się pouczyć młodych słuchaczy, iż pielęgnując w sobie dobro, potrafiąc marzyć i przeciwstawiając się lękowi, można osiągnąć to, co mogłoby wydawać się niemożliwe. Czym naprawdę była wojenna rzeczywistość, pokazywały archiwalne zdjęcia. Spektakl można określić jako ilustrowaną opowieść. I narracja dorosłej Wandy, i poszczególne zdarzenia wzruszały, przyciągały uwagę, ale i nużyły… Z pewnością zaciekawiałyby bardziej, gdyby twórcy spektaklu zaufali kreowanym scenicznym obrazom i zrezygnowali z rozwlekłych dopowiedzeń. Miały one chyba objaśniać przedstawiany świat, pobudzać do refleksji a tylko zacierały przekaz. Lwowskiemu zespołowi udało się jednak pokazać niejednoznaczność: czy Wanda tak


6

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

zapamiętała wojnę, jak o niej opowiada czy opowiada o niej jak o baśni, ponieważ w ten sposób może ożywić wyobraźnię młodych słuchaczy… Teatr Maska, także ze Lwowa, w żywiołowym muzycznym widowisku Przyjaźń po lwowsku przywołał atmosferę przedwojennego Lwowa. Zaczęło się niewesoło: zmarł dziadek Adeli, którą wychowywał po śmierci jej matki. Dziewczynka miała jednak babcię: hrabinę Potocką, która przed laty nie zaakceptowała jako kandydatki na synową matki dziewczyny – aktorki. Tymczasem właścicielka kamienicy, w której Adela mieszkała, żądała zaległego czynszu. Ani dziewczynka, ani jej przyjaciele nie mieli pieniędzy i nie uważali, by był to powód do zmartwień. Śpiewali, tańczyli… Rewię lwowskich piosenek zakończyło przygarnięcie wnuczki przez dystyngowaną babcię. Zaprezentowane zostały piosenki, miejski folklor, ale i charakter lwowian – ich duma, pogoda, granicząca z beztroską. Zarazem przedstawienie było przypowieścią o wartościach. Babcia Adeli odkryła, że wnuczka jest wrażliwą, mądrą osobą. A pieniądze… w finale rozsypywały się jak konfetti. Teatr Zgoda z Borysławia pokazał Krawca Niteczkę według opowieści Kornela Makuszyńskiego. Bohaterem przedstawienia był tytułowy krawiec Józef Niteczka pokazany jako postać ciekawa – i ciekawa świata. A ów świat to jego dom, jego krawiecki zakład, wędrówka, przyjaźń ze Strachem na Wróble i królestwo, w którym nieustannie padało. Jakby od niechcenia krawiec zaszył dziurę w niebie, uszczęśliwił moknących poddanych króla i otrzymał rękę jego córki. Jego wesołość, bezpośredniość nadawała przedstawieniu ujmujący nastrój. A poszczególne sceny były inscenizowane pomysłowo, dowcipnie, z lekkością. Wiarygodne

Teatr Zgoda z Borysławia, Krawiec Niteczka Fot. Jerzy Rochowiak

było nawet zaszywanie dziury w niebie – krawca zasłonili mający dość deszczu mieszkańcy mokrego królestwa. Teatr, działający przy Towarzystwie Kulturalnym Zgoda, prezentował Krawca Niteczkę w Stryju, gdzie urodził się autor Koziołka Matołka, na festiwalu teatrów dziecięcych, organizowanym przez Centrum Kulturalno-Oświatowe im. Kornela Makuszyńskiego pod hasłem Podaruj dzieciom uśmiech. Festiwalowi goście przed kilku laty poprosili gospodarzy Festiwalu, by w konkursie uczestniczył zespół z Polski. W tym roku była to toruńska Pimpa: Marta Cynk-Mikołajewska pokazała Dzielnego ołowianego żołnierzyka (o tym przedstawieniu pisałem w Biuletynie nr 5-6/2013). Poza konkursem Maria Cynk-Mikołajewska przedstawiła króciutki monodram: Przyjaciół Ignacego Krasickiego. Dla unaocznienia bajkowych zdarzeń wykorzystała wiolonczelę. Dźwiękami i instrumentem, wykorzystywanym jako rekwizyt, współtworzyła nastrój, narrację, sytuacje, postacie… Niebanalne pomysły sceniczne organizował w spójną całość niespieszny rytm spektaklu. Dzięki temu wyeksponowana została puenta utworu. Poza konkursem łódzki teatr Gęsi i róże pokazał Księżyc i magnolie Rona Hutchinsona. Przedstawienie współreżyserowała i wespół z przyjaciółmi grała w nim Anita Krauze – włocławianka, studiująca w Łodzi, w przeszłości aktorka włocławskiego Teatru Ludzi Upartych. Poza konkursem Teatr Ludzi Upartych pokazał przedpremierową Serenadę Sławomira Mrożka w reżyserii Jana Polaka. Dopełnieniem konkursowych prezentacji były pokazy multimedialne nagranych przedstawień, niekończące się rozmowy o teatrze, spotkania integracyjne, wycieczki. To łączy przybyszów ze wschodu i troskliwie zajmujących się nimi gospodarzy, którym co roku pomaga liczne grono młodych wolontariuszy. To także tworzy festiwalową atmosferę. Zespołom trudno wyjeżdżać z Włocławka, pomimo nadziei, że możliwe jest spotkanie podczas kolejnych letnich wakacji. Występujące teatry były oceniane przez jurorów: Jolantę Wołłejko, Tomasza Grochoczyńskiego i Jana Polaka. Nagrodzili oni Teatr Zgoda za Krawca Niteczkę i Teatr Pimpa za Dzielnego ołowianego żołnierzyka, wyróżnili Teatr My za Motyle z warszawskiego getta oraz Teatr Maska za Przyjaźń po lwowsku – za formę widowiska. Honorowe wyróżnienie otrzymała Marta Cynk-Mikołajewska za Przyjaciół. Wyróżniony został Walery Sobecki – za inscenizację i reżyserię Motyli z warszawskiego getta. Wyróżnieni zostali też aktorzy – twórcy szczególnie udanych ról.


PEACE, LOVE KONTRA PRL W TORUŃSKIM MUZEUM ETNOGRAFICZNYM Stanisław Jasiński

Można było oczekiwać, że po znaczącym sukcesie wystawy Tajemnice codzienności. Kultura ludowa i jej pogranicza od Kujaw i Bałtyku (1850-1950) w toruńskim Muzeum Etnograficznym im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej przyjdzie czas na kolejne ekspozycje poświęcone ważnym zjawiskom kulturowym nad górną Wisłą po 1950 roku. O stałej wystawie Tajemnice codzienności pisałem w Biuletynie Informacji Kulturalnej nr 3/2010 r. Mieści się ona na parterze toruńskiego Arsenału. W maju 2013 r. na jego piętrze otwarto prezentację nieco przekornie zatytułowaną Peace, Love i PRL. Lokalny pejzaż kontrkultury, przedstawiającą zmiany w codzienności, które dokonały się między Toruniem, Bydgoszczą a Grudziądzem na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Scenariusz wystawy, która jest efektem kilkuletniej żmudnej pracy poświęconej gromadzeniu dokumentów i przedmiotów kultury materialnej z nieodległego zdawałoby się czasu, opracowali: Artur Trapszyc, dziś już starszy kustosz Muzeum oraz Marek Reddigk, artysta rzeźbiarz, nauczyciel III Liceum w Toruniu, wykładowca Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej we Włocławku, autor projektu plastycznego wystawy, stworzonego we współpracy z Justyną Szydłowską. Współpracowała z nimi Dorota Kunicka, niestrudzona dokumentalistka Muzeum, wraz z autorami oprawy dźwiękowej: Rafałem Kołackim, Kubą Kopczyńskim oraz redaktorami wydawnictwa towarzyszącego wystawie: Justyną Słomską-Nowak, Urszulą Makowską i Marianem Kosickim. Ekspozycja Peace, Love i PRL oszałamia każdego, kto był współuczestnikiem wydarzeń, które ona pokazuje. Każdego, kto bywał ich współtwórcą, zaskoczonym tempem zmian w codzienności, jakie stawały się naszym udziałem na przełomie lat 1960/1970. Czego na tej wystawie nie ma!!! Wchodzących wita słup ogłoszeniowy z plakatem 1-majowym, reklamą LOT-u, zaproszeniem na Festiwal Kulturalny Związków Zawodowych, plakatem zachęcającym do poznania ziemi bydgoskiej i wycinkami z ówczesnych gazet. Skrupulatnie zestawione kalendarium wylicza więk-

szość wydarzeń, którymi żył PRL w latach 19651979. Zobaczyć można zachowane oryginalne, ręcznie wykonywane ubrania polskich hipisów. Z niedowierzaniem patrzy się na kącik muzyczny wypełniony kilkudziesięcioma winylowymi krążkami najlepszych euroatlantyckich zespołów rockowych. Mieć wtedy taki skarb! Jest pokój rodziców z przeszklonymi meblami na wysoki połysk i czarno-białym telewizorem Neptun, jest pokój nastolatka z półkotapczanem, ławą, magnetofonem szpulowym i kasetowym, radiem tranzystorowym, gitarą i powiększalnikiem Krokus oraz papierami fotograficznymi bydgoskiego Fotonu. Jest wielometrowy fotomontaż przedstawiający toruńskich hipisów na tle łąki, z pacyfką w miejscu słońca.

Słup ogłoszeniowy z lat siedemdziesiątych XX wieku Fot. Stanisław Jasiński


8

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Legenda głosi, że ten znak graficzny pozostał po wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie w 1946 r. na ścianie jednego z domów i przedstawia negatyw sylwetki przelatującego żurawia na tle grzyba atomowego. Jest też zbiór przedmiotów niezbędnych, aby uciec z miasta i być bliżej Natury: kolekcja płóciennych plecaków ze stalowymi stelażami, toreb i walizek, namiot, kocher, aluminiowe garnki turystyczne, saperka, latarka, aparat fotograficzny Smiena na NRD-owskim statywie, 8-mm kamera filmowa, mapy i przewodniki, nawet kompas. Na kolejnej ścianie wielkoformatowe zdjęcie parowozu w kłębach dymu, nieopodal szafa kasy z kartonikami biletów kolejowych. Są zdjęcia ówczesnego toruńskiego kina, fotosy z filmów i plakat przeglądu Lenin i jego dzieło w twórczości filmowej autorstwa Eryka Lipińskiego. Widzów na ten przegląd to brali chyba z łapanki! Jest siermiężne wnętrze ówczesnej kawiarni z szafą grającą, kolekcja fajansowych naczyń gastronomicznych, butelek i syfonów. Zachował się nawet kiosk RUCH-u z witryną wyłożoną paczkami papierosów, cygaretek i tytoniu fajkowego, papete-

Pokój rodziców w latach siedemdziesiątych XX wieku Fot. Stanisław Jasiński

riami, gazetami, tygodnikami i miesięcznikami, beletrystyką, paczką proszku F, lusterkami, grzebieniami, szczoteczkami do zębów, zapałkami i zapalniczkami, ostrzynkami do ołówków, zszywkami biurowymi, spinaczami, negatywami i papierami Fotonu. Tysiąc przedmiotów i wiele godzin wspomnień przywołujących burzliwe lata… Powracają za każdym razem, gdy oglądam zdjęcia z tej wystawy. To wszystko było wczoraj (powiedzmy: przedwczoraj!) codziennością, dziś jest nie tylko wspomnieniem jakże intensywnie przeżywanej młodości, ale i przedmiotem badań antropologów kultury. Zmiany w codzienności miały w latach 1967-1979 charakter zaskakujący i gwałtowny, ale nie nazwaliśmy ich wówczas rewolucją, ponieważ po krwawych latach stalinizmu słowo to nie było zbyt szanowane. Ale właśnie w Europie Środkowej zmiany były szczególnie wyraziste, choć nowa idea przebiła się z zewnątrz, od euroatlantyckiej wspólnoty kulturowej. Jak czytamy w Komentarzu do wystawy: Ruch, który eksplodował na niespotykaną jak dotąd skalę, to właśnie hipisi. (…) Jego symboliczne narodziny wiążą się z datą 14 stycznia 1967 r., kiedy to na wielkim zlocie młodzieży w Golden Gate Park w San Francisco odbyła się otwierająca „nową Erę Miłości” bezprecedensowa impreza nazwana Pierwszym Światowym Połączeniem Człowieka. Hipisi amerykańscy występowali z hasłami pokoju (peace), miłości (love) i wolności (freedom). Tak odreagowywali postępujący uniformizm klasy średniej oraz interwencję zbrojną USA w Wietnamie. O ile hasło pokoju mogliby rodzimi spece od propagandy przeszwarcować na socjalistyczny sposób, o tyle żądania swobody seksualnej i poszanowania wolności osobistej były zagrożeniem dla systemu zdeklarowanych przyjaciół Moskwy i komunistycznego Wietnamu. Jednakże mimo istnienia żelaznej ręki cenzury, strażniczki jedynie słusznej idei socjalizmu, już 13 kwietnia 1967 r. w Sali Kongresowej w Warszawie wystąpił zespół The Rolling Stones i tę datę możemy uznać za inicjującą narodziny grupki nielicznych początkowo hipisów nad Wisłą. Grupa Rolling Stones wobec niewymienialności aluminiowej złotówki na funty z platynową nitką dostała za występ dwa wagony towarowe wódki! Dynamiczny image zespołu i elektryczne mocne uderzenie podziałały jak piorunujący impuls na młodzież z dużych i małych miast polskich, która pojawiła się na koncercie. Masowo porzucali mandoliny, akordeony i zaczęli strugać gitary elektryczne. Okres późnego Gomułki, nazywany naszą małą stabilizacją był nudny i nieznośnie szary, zwłaszcza na pro-


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

wincji. Młodzi ludzie zobaczyli w Warszawie swoich amerykańskich rówieśników, ubranych w barwne stroje, spontanicznie wykrzykujących ze sceny słowa, które były, są i będą najważniejsze dla każdego pokolenia, wstępującego w dorosłe życie. Lato 1968 r. niektórzy nazwali wręcz polskim latem miłości. Odbywały się wtedy zloty hipisów w Mielnie, Dusznikach, Kazimierzu nad Wisłą, Świętym Krzyżu i Chęcinach. Uczestniczyło w nich od kilkudziesięciu do stu osób. W Toruniu grupy hipisowskie pojawiły się 10 i 19 lipca 1968 r., co zatrzymał w kadrze ówczesny fotoreporter Nowości Andrzej Różycki; wkrótce chyba jako pierwszy w mieście zaczął ubierać się podobnie. W następnym roku zlot miał miejsce m.in. w Kruszwicy. Po 1970 r. coroczne zloty wyznaczano sobie w Rucianem-Nidzie i Ostródzie. Zdarzało się, że były one w brutalny sposób rozpędzane przez milicję, a nawet ludzi z marginesu. Po godzinie 22 ormowcy ganiali po ulicach za długowłosymi z nożyczkami, zdarzało się, że niereformowalny rodzic ostrzygł syna podczas snu. Dialog między pokoleniami zamarł. Bywało też, że zmęczony ojciec wracał z pracy, wyłączał synowi adapter lub magnetofon i zabierał do swojej sypialni. Nawet nauczyciele próbowali nas przekonać, że hipisi byli, są i będą zagrożeniem dla każdego systemu dlatego, że żyjąc wewnątrz społeczeństwa nie uczestniczą w jego strukturach, a jedynie głośno kontestują wszelkie formy życia zhierarchizowanego i w istocie są anarchistami bez przyszłości. Feliks Lipkowski, szanowany przez nas Dyrektor Technikum Mechaniczno-Elektrycznego w Toruniu, w którym się uczyłem, w 1971 r. o godzinie 7.45 stawał na schodach prowadzących do swojego gabinetu i uważnie lustrował wchodzących uczniów. Do szkoły należało przychodzić w szarym garniturze i czerwonym berecie, z tarczą przyszytą do rękawa. Gdy włosy były Jego zdaniem zbyt długie, wyjmował portfel i wręczał skazańcowi pięciozłotówkę. Uśmiechnięty fryzjer za rogiem zacierał ręce. Wyjścia nie było, nawet jeśli zbliżały się letnie wakacje. I trzeba było jeszcze pożyczyć gdzieś rybaka, jak najszybciej odwiedzić gabinet dyrektora, pokazać krótką fryzurę śmierdzącą Przemysławką, oddać monetę i biec na lekcje. Nasz Dyrektor szybko nauczył nas

oszczędzać, każdy przychodził do szkoły z pięciozłotówką. W 1974 r. przestawał wychodzić rano ze swojego gabinetu, pozwolił na dyskoteki, wkrótce przeszedł na zasłużoną emeryturę. W 1975 r. pojawiłem się w mojej wspaniałej szkole z włosami do ramion, w połatanych dżinsach i czerwonym swetrze, z tarczą przypiętą dużą agrafką. Większość moich kolegów ubierała się wtedy podobnie, a podręczniki nosiła w wojskowych torbach (po maskach przeciwgazowych), których nie można było kupić w sklepie. W 1971 r. w toruńskim TME długowłosych było kilku, może kilkunastu. Dlaczego naszych wapniaków tak drażniły długie włosy noszone przez młodych mężczyzn? Oznaczały zapowiedź końca epoki macho i kombatantów, nie można było na nich nosić beretu, czapki wojskowej, ani hełmu bez wywołania salwy śmiechu u przechodniów. Hipisi polscy nie byli ani ruchem politycznym, ani religijnym, ani artystycznym. Były to paczki młodych ludzi, połączonych więzami rówieśniczymi, hasłami przyjaźni, tolerancji dla siebie i stosowanych używek oraz szacunku dla natury. Polscy hipisi nie dyskutowali z wyznawcami socjalizmu, albo ich ostentacyjnie lekceważyli lub umiejętnie omijali. Ilu ich mogło być w Polsce? Na przełomie lat 60. i 70. około tysiąca osób, w połowie lat 70. około 20 tysięcy. W USA to kilka milionów młodych ludzi żyjących poza społeczeństwem w tzw. hipisowskich komunach, zamkniętych dla obcych. W większości byli dziećmi amerykańskiej klasy średniej żyjącymi na koszt rodziców. W Polsce hipisow-

Pokój nastolatka w latach siedemdziesiątych XX wieku Fot. Stanisław Jasiński

9


10

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

skich komun było niewiele, znów termin komuna był źle kojarzony. Grupki kilku osób szybko były namierzane przez SB i rozpędzane. Nie można było w PRL mieszkać w obcym mieście bez zameldowania dłużej niż trzy dni. Jeśli znaleziono przy kimś narkotyki, młody człowiek trafiał za kratki. Większości polskich hipisów nie było stać na narkotyki, tylko na tanie wino nazywane jabolem lub patykiem pisanym. Długowłosi rówieśnicy jeździli latem na hipisowskie zjazdy, od jesieni do wiosny spotykali się w szkołach, mieszkaniach prywatnych, klubach młodzieżowych: np. Elana, Energetyk, Prząśniczka, Iskra w Toruniu, kawiarniach, takich jak np.: Słoneczna przy ul. Kraszewskiego, Pod Atlantem, Pod Kurantami w Toruniu, Parnasik i Słowianka w Bydgoszczy, Zdrojowej i Popularnej w Inowrocławiu, w Arabesce i Kaloszu w Grudziądzu, salach koncertowych Grunwald, Echo i Osa w Toruniu, w których występowały niezłe zespoły rockowe z tzw. demoludów, np. węgierska Omega w 1974 r. Przesiadywaliśmy w parkach lub domach kultury – Jurka Owsiaka i polskiego Woodstocku po prostu jeszcze nie było. Na tych spotkaniach nie rozmawiano o polityce, gdyż rodzice skutecznie nam wmówili, że ściany, nawet własnego mieszkania, mają gumowe uszy. Dzisiaj za rzecz zwykłą przyjmuje się obecny ustrój Polski, wtedy nie wydawało się nam, że PRL-owski realny socjalizm może zakończyć swoje istnienie już w następnym dziesięcioleciu. Słuchaliśmy Radia Luxemburg, ktoś przynosił nową płytę lub taśmę magnetofonową, ktoś inny

Fragment ekspozycji Fot. Stanisław Jasiński

książkę poetycką lub kolejne tłumaczenie arcydzieła literatury światowej, po które stał godzinę w kolejce przed księgarnią. Rozmawialiśmy o obejrzanych filmach, głównie amerykańskich: Easy Rider Dennisa Hoppera z 1969 r., Znikającym punkcie z 1971 r., czy wyciskającym dziewczęce łzy Absolwencie z 1967 r. Ktoś tam coś słyszał o musicalu Hair, którego premiera odbyła się już w 1968 r. Film Miloša Formana z 1979 r. pod tym samym tytułem (czeskiego reżysera, który wyjechał ze służbowym paszportem i pozostał w Stanach) powszechnie uznawany jest za dzieło zamykające epokę dzieci-kwiatów. Chociaż i dzisiaj można spotkać na toruńskich ulicach młodych ludzi ubierających się podobnie jak my w latach 70. To dzieci, a może już wnuki polskich hipisów; co roku wyruszają na Woodstock Jerzego Owsiaka. Dla wychowanych według tradycyjnych polskich wzorców etycznych, w katolickich rodzinach, okres burzy hormonów przyniósł sporo rozterek moralnych. O religii w PRL publikowano niewiele, my często rozmawialiśmy o duchowości, metafizyce i sprawach religijnych, rozumianych tak, jak to jest potrzebne i dostępne młodym umysłom. Z Zachodu przenikała do nas fascynacja sztuką, filozofią i religiami Dalekiego Wschodu, głównie hinduizmem i buddyzmem. To też był jeden z efektów wojny z Wietnamie. Zaczęły się pojawiać tłumaczenia tekstów buddyjskich, najpierw fatalnie odbite na powielaczach, później wydawane po polsku przez europejskie zgromadzenia buddyjskie. Pojawienie się kolejnego zainteresowania bud-


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

dyzmem nad Wisłą dostrzegł Kościół rzymskokatolicki, który w latach 70. był przychylny hipisom, jako że głoszone przez nich hasła bliskie były przesłaniu Świętego Franciszka z Asyżu. Spora część kleru, zwłaszcza prowincjonalnego, była nieprzychylna nieprzyzwoitym hipisom, ale światli duchowni, wśród nich jasnogórscy paulini, szybko zyskali zaufanie długowłosych, a niektóre polskie klasztory bywały dla nich azylem. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte przyniosły i pozostawiły po sobie trwałe zmiany kultury polskiej, która po raz kolejny powróciła do krwiobiegu kultury zachodniej, ale już euroatlantyckiej. Świat począł się globalizować, ale o tym niewielu miało wtedy jakiekolwiek pojęcie. PRL-owski aparat władzy robił wszystko, by zapatrzonych w Zachód odmieńców zepchnąć na margines, a gdy to się nie udawało, to podstępem i przymusem nawracać na socjalizm. Mimo pilnowanych granic i zagłuszania stacji radiowych, nowości coraz szerzej docierały do Polski. Uniwersalnym medium tego czasu było radio. Muzyka nie ma dosłownej materii, nie zna granic. Wszyscy młodzi Polacy mogli słuchać Radia Luxemburg. Niewielka liczba Polaków mogła wyjechać na Zachód, zwykle były to podróże służbowe sprawdzonych towarzyszy lub wyjazdy sportowe. Niewiele osób z Zachodu docierało do Polski, Polonia nadal obawiała się, że pociąg z Paryża zatrzyma się za Uralem. Istotną grupą wśród poznających codzienność Zachodu byli polscy marynarze. Przywozili do kraju nie tylko kosmetyki, alkohol i odzież, ale i czasopisma, książki i najbardziej pożądane czarne krążki winylowe. Polscy hipisi zaczęli zapuszczać amerykańskie fryzury, ubierać się – tak jak na zdjęciach z zagranicy! – w ręcznie farbowane koszule i oryginalne dżinsy, kupowane za bony dolarowe w Pewexie lub Baltonie. Para amerykańskich spodni roboczych kosztowała połowę miesięcznej pensji polskiego robotnika. Większość polskich hipisów nie znała dobrze angielskiego, ale jednym tchem wyrzucała z siebie podstawowe hasła ruchu – te same po obu stronach Atlantyku. Hasła pokoju, miłości i wolności zawarte były w tekstach The Animals, Joan Baez, Joe Cockera, Country Joego & Fish, The Cream, Deep Purple,

Boba Dylana, The Doors, Grateful Dead, Jimiego Hendrixa, Iron Butterfly, Janis Joplin, Jefferson Airplane, Pink Floyd, Procol Harum, Rolling Stones, Carlosa Santany, Ten Years After, The Who, Led Zeppelin oraz wielu innych wykonawców. Szczęśliwcy słuchali na okrągło dwupłytowego albumu z festiwalu Woodstock w 1969 r. Nieliczni mogli nawet zobaczyć film z tej legendarnej w Polsce imprezy, o ile udało się studentom UMK wypożyczyć go z ambasady USA. Rock’n’rollowcy szybko znaleźli naśladowców wśród polskich muzyków i natychmiast wpadli w pułapkę cenzury, która zatwierdzała teksty piosenek śpiewanych na publicznych występach. Obligatoryjnie próbowano wmówić polskim wykonawcom, nawet tym najwybitniejszym, że amerykańska muzyka folk uderzająco podobna jest do polskiej muzyki ludowej, któ-

Plakat Eryka Lipińskiego z 1970 r.

11


12

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

rą obowiązkowo powinni przetwarzać na bigbeat. Początkowo powstawały teksty banalne, wręcz kiczowate, proste, krótkie słowa wciśnięte w dynamiczny rytm rock’n’rolla. Ale już latem 1967 r. na festiwalu w Opolu Czesław Niemen wyśpiewał polski protest-song Dziwny jest ten świat i nie wydaje się, aby wymowa jego tekstu i jego muzyki przedawniła się kiedykolwiek i komukolwiek. Niemen był pierwszym chyba występującym polskim solistą z dłuższymi włosami. Wrażliwi na wytyczne łysi dziennikarze i członkowie PZPR jednocześnie nie przestawali go atakować przez dziesięciolecia. A Czesław Wydrzycki śpiewał znakomicie po polsku, rosyjsku i białorusku – i miał zawsze i wszędzie komplety publiczności. Członkowie zespołu Czerwone Gitary występowali w żabotach i garniturach, Trubadurzy występowali z gitarą stylizowaną na monstrualną bałałajkę, zespół No To Co w strojach ludowych. Gdy przybyli w 1968 r. na festiwal w Opolu, „dobrowolnie” poddali się ostrzyżynom. Sytuacja polityczna pod koniec lat 60. stawała się coraz bardziej napięta, czego dowiodły wydarzenia 1968 r., nie tylko w Polsce, ale w całym świecie euroatlantyckim. Przez większość państw przetoczyły się rozruchy studenckie

Rekonstrukcja wnętrza kawiarni z lat siedemdziesiątych XX wieku Fot. Stanisław Jasiński

i młodzieżowe, wszędzie ostro tłumione przez państwowy aparat przemocy. W PRL równie krwawo stłumiono protesty robotników w 1970 r. Okazało się, że władza realnego socjalizmu nad Wisłą ma przeciwko sobie nie tylko pacyfistycznie nastawioną młodzież, która nie bardzo wiedziała, kto wymyślił termin socjalizm, ale również robotników z pokaźnymi kluczami francuskimi i stalowymi prętami. Do władzy w PRL doszedł Edward Gierek, śląski górnik i francuski komunista, taki sobie Europejczyk na miarę PZPR. Nastąpiła dekada gierkowska, charakteryzująca się większym otwarciem na Zachód. Swoje rodziny i ojcowiznę zaczęli coraz licznej odwiedzać Polacy, rozsiani po całym świecie. Płyty wydawane w Londynie czy San Francisco można było po tygodniu kupić na Bazarze Różyckiego. W 1970 r. w sopockim Grand Hotelu zaczęła działać pierwsza polska dyskoteka Musicorama 70. Powszechnie używane magnetofony szpulowe zastępowały kasetowe Grundigi, w komisach pojawiał się elektroniczny sprzęt muzyczny wysokiej klasy. I polscy długowłosi stali się bardziej kosmopolityczni, niektórzy brylowali w dyskotekach z paczką Marlboro w kieszonce białej koszuli polo.


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

ZMIANY W CODZIENNOŚCI Nie wszyscy długowłosi w wytartych i połatanych dżinsach i flanelowych koszulach skupiali się wyłącznie na bieganiu po prywatkach i dyskotekach. Większość z nich po skończeniu szkoły średniej podejmowała studia. W akademikach i klubach studenckich uruchamiali akademickie rozgłośnie radiowe, dyskusyjne kluby filmowe i teatry amatorskie. Hasła ruchu hipisowskiego stawały się fundamentem zmian świadomości kulturalnej, ale równie silna okazała się jakże naturalna potrzeba działania tu i teraz. Lata 1956-1968 nie mogły stać się okresem mówienia wprost o sprawach dla Polski najważniejszych. Ale właśnie dlatego doszło wtedy do istotnego rozwoju sztuki i kultury polskiej: intelektualiści i artyści nauczyli się omijać nożyce cenzorskie, stosując rozmaite figury stylistyczne, zrozumiałe dla wyrobionych w ich odczytywaniu odbiorców. Mówić wprost zaczęli oburzeni robotnicy w 1970 r., jednakże dopiero po 1976 r. nastąpił okres uczenia się twardych rozmów z leciwym reżimem, który przyniósł bezkrwawą rewolucję Solidarności w 1980 r. Można zaryzykować twierdzenie, że unikania walki zbrojnej nauczyli się Polacy od pacyfistycznie nastawionych hipisów, którzy z państwowym aparatem przemocy nie walczyli, a jedynie kontestowali i niekiedy szydzili z upodobań kulinarno-alkoholowo-kulturowych towarzysza Szmaciaka. Hipisów stosunkowo łatwo było namierzyć i izolować w miejscu zamieszkania – nie ukrywali swojej postawy wobec zastanego świata i wykorzystywali każdą okazję, aby dać temu wyraz. W pełni kontestować mogli wtedy, kiedy ruszali w Polskę, by spotykać innych, zaistnieć w większej grupie młodych o podobnej wrażliwości. Wyraziście opisali ten proces dwaj poeci związani z naszym regionem: Sted – Edward Stachura z Łazieńca koło Aleksandrowa Kujawskiego i często towarzyszący mu podczas eskapad po kraju Bruno – Ryszard Milczewski z Grudziądza. Polscy hipisi nie mogli pokonać kilku tysięcy kilometrów z zachodu na wschód USA, jak wolny motocyklista z Easy Rider, czy Kowalski, były kierowca rajdowy w Znikającym punkcie. Pokonywali tysiące kilometrów wewnątrz granic Polski. Jeździli nad morze: do sopockiego Non Stopu na koncerty grup rockowych, na Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej FAMA w Świnoujściu lub w Bieszczady, gdzie niektórzy pozostawali na dłużej, a nawet na stałe. Nadal podróżowali na Mazury, w Sudety czy Tatry. Młodzi korzystali głównie z usług PKP i PKS,

z roku na rok coraz modniejszy był autostop, gdyż dzięki książeczce autostopu obieżyświata nie mogła zatrzymać milicja, jak mogło się to zdarzyć w wypadku jazdy samochodem prywatnym na łebka. Funkcjonariusze poszukiwali tych młodych, którzy latami podróżowali po kraju, uchylając się w ten sposób od obowiązkowej w PRL-u służby wojskowej, a każdy kudłaty, brodaty i obdarty mógłby nim być. KONTRKULTURA W REGIONIE KUJAWSKO-POMORSKIM Kolejnym ze słów nielubianych przez pokolenia wstępujące lat 60. i 70. był termin – kontrkultura. Sugerował on, że ruchy młodzieżowe tego okresu powstały w opozycji wobec istniejącej już kultury. Było to kolejne nadużycie speców od propagandy socjalistycznej, gdyż czegoś takiego jak kultura socjalistyczna, czy też kultura socjalistycznej Polski po prostu nie było. PRL korzystał z dorobku kulturalnego pokoleń urodzonych w okresie międzywojennym, który z powodzeniem przekazały one urodzonym po II wojnie

Plakat Towarzystwa Trzeźwości Transportowców z ok. 1970 r.

13


14

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

światowej. Jest to niemała zasługa naszych nauczycieli i wykładowców. Nie byliśmy przeciw proponowanym przez nich wzorcom, odrzucaliśmy wzorce przywleczone po 1944 r. ze wschodu. Największa migracja ludności polskiej z lat 1944-1957 rozrzuciła po PRL większość niewymordowanej przedwojennej inteligencji, nie trafiali oni do wiodących ośrodków miejskich, ale na prowincję. Dzięki nim w niektórych miastach udało się utworzyć nowe, prężne ośrodki kulturozachowawcze i kulturotwórcze. Do takich należał Toruń – miasto średniej wielkości o bogatej przeszłości, z nowym uniwersytetem o świetnej tradycji wileńsko-lwowskiej. Do toruńskiego uniwersytetu trafiali studenci z najróżniejszych zakątków kraju, wielu z nich miało już za sobą nieudane egzaminy wstępne na uczelnie Krakowa, Warszawy, Wrocławia czy Łodzi. Wielu z nich jest dzisiaj postaciami znanymi w polskim świecie artystycznym, reżyserami filmowymi i teatralnymi, pisarzami, dziennikarzami, malarzami i grafikami, profesorami nauk ścisłych i humanistycznych. Najczęściej jednak nie mieszkają w Toruniu, choć wszyscy do niego co jakiś czas wracają. Ośrodkiem kulturotwórczym stawała się również Bydgoszcz, stolica województwa bydgoskiego i siedziba kilku uczelni. Specyfika

Witryna kiosku RUCH-u z lat siedemdziesiątych XX wieku Fot. Stanisław Jasiński

Grudziądza była inna, imponujące garnizonowe miasto i ważny węzeł komunikacyjny został w 1945 r. zniszczony w 80%. Nadal pozostał prężnym ośrodkiem administracyjnym i gospodarczym, ulokowano w nim kilka dużych jednostek wojskowych Układu Warszawskiego. Ośrodkami kulturotwórczymi bywały również prowincjonalne domy kultury. Funkcjonujące tam sekcje: muzyczne, plastyczne, fotograficzne i filmowe przygotowały solidny grunt do indywidualnej kariery niejednego znanego dziś artysty. Pierwsze zespoły gitarowe powstały w naszym regionie w połowie lat 60. Było ich kilkadziesiąt, występowały na wieczorkach tanecznych, w dyskotekach, które odbywały się w klubach, świetlicach i restauracjach. Toruńscy Wiślanie w 1968 r. zdobyli I nagrodę na Festiwalu Muzyki Polskiej w Jeleniej Górze. W 1975 r. w inowrocławskim Teatrze Miejskim odbyła się prezentacja rock opery Góra światła w wykonaniu miejscowego zespołu Labirynty i grupy baletowej. Popularność poza rodzinnymi Kujawami zyskał zespół BW-69 z Włocławka oraz hardrockowa grupa But z tego miasta, której liderami byli Zbigniew i Wiesław Rucińscy, współtwórcy toruńskiego zespołu Res Publica, który prezentował repertuar oparty na twórczości charyzmatycznego flecisty Iana Andersona


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

z zespołu Jethro Tull. Z grupy tej powstała Republika z Grzegorzem Ciechowskim jako frontmanem. Muzycy toruńskich zespołów Oni i Ars Nova na początku lat 70. grali na mszach beatowych w kościele akademickim p.w. Św. Ducha, którego rektorem był w tym czasie o. Władysław Wołoszyn. W 1976 r. do Torunia przyjechał Ireneusz Dudek i założył bluesowe trio Irjan. Szczególną rolę na mapie kulturalnej Torunia pełnił Studencki Klub Pracy Twórczej Od Nowa mieszczący się od roku 1958 w Dworze Artusa. Najpierw uprawiano w nim jazz, od 1966 r. muzykę rockową. Tu swoje kariery rozpoczynało wielu znanych dzisiaj muzyków, działała Estrada Poezji Jadwigi Oleradzkiej, grupy teatralne Argos i Panopticon, odbywały się ogólnopolskie Maje Poetyckie. W 1977 r. zaczęła działać Grupa Adaptacyjna ALL, kierowana przez Aleksandra Nalaskowskiego. Teatr studencki był jedną z ważnych form mówienia o sprawach dla Polski najważniejszych. W latach 70. w PRL odbywały się dziesiątki festiwali, przeglądów i spotkań teatrów studenckich. Od 1964 r. działał poznański Teatr Ósmego Dnia, od 1967 r. krakowski Teatr Stu, od 1969 r. Scena Plastyczna KUL, od 1978 r. teatr Gardzienice. Aktywnie działali w Toruniu plastycy i studenci Wydziału Sztuk Pięknych UMK, wśród nich Bogdan i Witold Chmielewscy oraz Wiesław Smużny, najbardziej znani jako współtwórcy Akcji Lucim.

nizyjskim. Badanie przyczyn tej pokoleniowej odmienności pozostawiam antropologom kultury. To wdzięczny temat, może kiedyś w toruńskim Muzeum Etnograficznym powstanie kolejna wystawa. Na koniec wypadałoby powtórzyć bardzo głośno: Młodzież kontestująca realny socjalizm w Polsce jest jednym z współtwórców zmian politycznych, które nastąpiły po 1989 r. w naszym kraju. Z tego pokolenia wyszło wielu znanych i uznanych twórców rodzimej kultury, nauki i sztuki, którzy pamiętając o swoich nauczycielach i wykładowcach, powrócili do głównego nurtu kultury polskiej, zbliżając się jednocześnie do anglojęzycznej kultury euroatlantyckiej. Na stałe w kulturze polskiej pozostanie jeden z symboli hipisowskich: ramię uniesione w górę, z wyprostowanymi dwoma palcami w kształcie litery V, oznaczającej angielskie słowo: victoria – zwycięstwo. Znak ten miał inne znaczenie dla hipisów w 1969 roku na farmie w Woodstock, nieco inne uzyskał w 1980 r. przy bramie Stoczni Gdańskiej, kolejne po zaprzysiężeniu Tadeusza Mazowieckiego w roku 1989 r. A długie włosy? No cóż, uszczupliła je Matka Natura. Zwykła to rzecz dla łysiejących dzisiaj hipisów.

PRÓBA SPOJRZENIA WSTECZ I Z DYSTANSU Zainteresowanie ideologią dzieci-kwiatów wygasało około 1980 r. Nie tylko w Polsce, ale w całej wspólnocie euroatlantyckiej, choć z różnych przyczyn. W naszym kraju przyczyniły się do tego wypadki polityczne, które dawały nadzieję na realizację wizji państwa i społeczeństwa, która była bliska była zarówno robotnikom, jak i hipisom, wtedy już trzydziestoletnim, najczęściej żonatym i posiadającym dzieci. Po 1981 r. zmuszono ich, by schowali gitary, założyli szare garnitury i poszli zarabiać pieniądze albo zamieszkali w niedostępnych zakątkach polskiej prowincji. Wspólnota euroatlantycka przeżywała w tym czasie kolejny kryzys postaw kulturotwórczych, których wymownym symbolem stał się kolejny piorunujący impuls – powstanie ruchu punk, z jego nadrzędnym hasłem: No future. Światowy i polski pacyfistyczny hipizm był i jest dionizyjskim ruchem kulturowym, agresywny punk z pewnością nadal jest ruchem dio-

Okładka katalogu wystawy

15


ART BRUT 2013 OBECNOŚĆ, OSOBOWOŚCI, ODKRYCIA Jerzy Rochowiak

W Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku – w gmachu Zbiorów Sztuki wiosną była eksponowana wystawa Inne spojrzenie. Art brut w Polsce (pisał o niej w Biuletynie nr 5-6/2013 Stanisław Jasiński). 6 czerwca odbywało się w Muzeum ogólnopolskie sympozjum naukowe Art brut 2013 r. Obecność, osobowości, odkrycia. W programie spotkania znalazły się referaty: Kamila Salema – studenta Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w Warszawie Art brut to art brut i nikt nie wie o co chodzi, Małgorzaty Szaefer ze Stowarzyszenia Na Tak w Poznaniu „Z mleka na mleku, Hostia we flaszce”. Obecność polskiego art brut w Europie, Soni Wilk z Muzeum Śląskiego w Katowicach Zapomniani i odkryci. Sztuka art brut w kolekcji Muzeum Śląskiego, Beaty Jaszczak ze Stowarzyszenia Oto Ja w Płocku Oto Ja – osobowości i odkrycia 1994-2013, Zbigniewa Chlewińskiego z Muzeum Mazowieckiego w Płocku Ryszarda Koska obrazy pierwsze, Małgorzaty Rel z Centrum Terapeutyczno-Rehabilitacyjnego Ostoja we Wrocławiu Moje spotkanie z Grzegorzem Nakręckim (ur. 1982 r.) oraz z Danielem Stachowskim (ur. 1983 r.) uczestnikami pracowni arteterapii Stowarzyszenia Ostoja przy CTR we Wrocławiu, Katarzyny Wolskiej z Galerii Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej Wojewódzkiego

Stanisław Zagajewski, fragment ołtarza Fot. Stanisław Jasiński

Ośrodka Kultury i Sztuki w Bydgoszczy Art brut dzisiaj: przypadek Genowefy Magiery. Pokazany został też film Krzysztofa Cieślaka o Stanisławie Zagajewskim Pasja. Czy rzeczywiście jest tak, jak głosi tytuł referatu Kamila Salema Art brut to art brut i nikt nie wie o co chodzi? – zwracam się do kierującej oddziałem Zbiory Sztuki we włocławskim Muzeum Krystyny Kotuli, która organizowała sympozjum. Bieżący rok jest rokiem Stanisława Zagajewskiego – mówi Krystyna Kotula. – Jego prace od ponad dwudziestu lat prezentujemy na stałej ekspozycji w naszym Muzeum i chcieliśmy, by włocławianie spojrzeli na jego twórczość w kontekście szerszym – sztuki art brut. Dlatego przygotowaliśmy wystawę Inne spojrzenie. Art brut w Polsce. Sympozjum organizowałam z myślą, że będzie ono spotkaniem osób, które interesują się, zajmują art brut, prowadzą galerie. Chciałam, abyśmy porozmawiali o dzisiejszym postrzeganiu tej sztuki, jej obecności w Polsce, abyśmy zastanowili się jak polskie art brut jest odbierane w Europie. Ponieważ było to pierwsze spotkanie we Włocławku na ten temat, zależało mi, by rozpocząć je od definicji art brut. Referat o prowokacyjnym tytule Art brut to art brut i nikt nie wie o co chodzi Kamila Salema, nawiązującym do słów Jeana Dubuffeta – twórcy nazwy art brut, przypomniał, że termin ten odnosił się pierwotnie tylko do kolekcji Dubuffeta; nie była to definicja. Dopiero z czasem zaczęto nazwą art brut określać twórczość dziwaków, samotników, osób z marginesu społecznego, a najczęściej z dysfunkcjami psychicznymi. Dziś z jednej strony istnieje określona przez muzeum w Lozannie purystyczna definicja art brut, która nadaje kierunek gromadzeniu tamtejszej kolekcji, z drugiej strony wielokrotnie art brut zastępowane jest różnymi określeniami m. in. „sztuka naiwna”, „sztuka prymitywna” czy „outsider art”. Jako, że o przynależności do art brut decydują prace i ich jakość na równi z wątkami biograficznymi artystów, kwalifikowanie do art brut poszczególnych twórców przysparza nieraz kłopotu. Można było to zauważyć w trakcie burzliwej dyskusji dotyczącej definicji i poszczególnych twórców, którzy byli przedstawiani w referatach. W przypadku np. Muzeum Śląskiego, którego kolekcje omawiała Sonia Wilk czy w przypadku prac Ryszarda Koska omawianych przez Zbyszka Chlewińskiego z Płocka nawet w dorobku poszczególnych artystów w różnych okresach kwalifikowanie ich do art brut może budzić kontrowersje. Pewnie gdyby zabrakło referatu Kamila Salema, podczas przedstawiania działań galerii czy twórców z kręgu art brut nie pojawiałoby się pytanie czy do niego należą…


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Czy definicja jest potrzebna? Jean Dubuffet nazwy użył do swojej kolekcji, jemu definicja nie była potrzebna. Dopiero z czasem zaczęto to określenie precyzować do osób dotkniętych marginalizacją społeczną, a jednocześnie samodzielnych artystycznie, innowacyjnych, mimo braku wiedzy o kulturze, wreszcie tworzących zawsze z wewnętrznej potrzeby, a nie dla korzyści materialnych. Kwalifikowanie twórców do art brut, „innych” czy outsider art to zadanie dla teoretyków, kolekcjonerów czy historyków sztuki. Nie wiem jednak czy zdefiniowanie nurtu art brut jest potrzebne widzom oglądającym wystawy. Oni odbierają sztukę poprzez swoją wrażliwość… Jestem zwolenniczką określania sztuki jako dobrą i złą czy wartościową i niewartą uwagi. Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć czy precyzyjne definiowanie każdemu jest potrzebne. Myślę, że art brut to sztuka wynikająca z głębokiej potrzeby, dla mnie to najprawdziwsza sztuka. Tworzą ją osoby, którym praca artystyczna jest potrzebna jak powietrze, bez niej nie mogłyby żyć. Obojętnie w jakim miejscy by się znalazły, to by tworzyły. Przypuszczam, że Stanisław Zagajewski, gdyby znalazł się w innym kraju, w innych okolicznościach, to robiłby to, czym zajmował się tutaj, we Włocławku, bo to stanowiło treść jego życia, było dla niego koniecznością. Autorzy kilku referatów poruszyli problemy związane z wpływem terapii na twórczość. W Domach Opieki Społecznej, Warsztatach Terapii Zajęciowej prowadzi się zajęcia plastyczne. Rzecz w tym, że uczestnicy zajęć podejmują pracę artystyczną na skutek zajęć plastycznych, w których uczestniczą. Często są ukierunkowywani przez instruktorów prowadzących zajęcia. Jaki wpływ mają instruktorzy na twórczość poszczególnych osób? Czy jest to jeszcze twórczość z wewnętrznej potrzeby? Twórcy art brut w swoich pracach pokazują siebie, swoje życie wewnętrzne, z definicji nie powinni być skażeni wiedzą o sztuce, powinni być impregnowani na kulturę. Małgorzata Rel pokazała dwie osobowości artystyczne – młodych, ciekawych twórców – uczestników terapii, ale miała pewien kłopot z precyzyjnym zdefiniowaniem ich sztuki. Chciała na sympozjum upewnić się czy artystów, o których mówiła, można zaliczać do art brut. I chyba nie rozwiała swoich wątpliwości. Wystawa Inne spojrzenie. Art brut w Polsce pokazywała jak ciekawym i jak rozległym zjawiskiem jest art brut. Czy poprzez nią i poprzez sympozjum udało się powiedzieć jakie naprawdę jest to zjawisko w naszym kraju? Myślę, że nadal w Polsce jest to niszowy obszar sztuki – odpowiada Krystyna Kotula. – Powstają nowe galerie, jest wiele wystaw art brut, kolekcji prywatnych, w ostatnich latach prężnie działało tzw. „płockie zagłębie art brut”. Nadal jednak tym nurtem zajmują się głównie placówki, które od dawna gromadzą takie zbiory (Muzeum Śląskie w Katowicach, Muzeum Okręgowe w Radomiu). W Polce dotąd nie powstało muzeum art brut. Nie jest to zjawisko u nas tak popularne, jak choćby we Francji, gdzie dość precyzyjnie określa się poszcze-

gólnych artystów, organizuje wiele wystaw art brut o zasięgu międzynarodowym, tworzy muzea. Podczas sympozjum mogliśmy posłuchać Małgorzaty Szaefer, która opowiadała o tegorocznej wystawie pokazującej polskie art brut w Brukseli i jej odbiorze. Sympozjum potwierdziło, że warto i należy u nas pokazywać artystów art brut, objaśniać fenomen ich twórczości. Przy okazji okazało się, że nie wszyscy zajmujący się art brut znali naszą ekspozycję rzeźb Stanisława Zagajewskiego, że tylko o nim czytali, oglądali zdjęcia czy filmy… Zagadnień podjętych przez uczestników spotkania było wiele, dyskusja podczas sympozjum była tak interesująca, że przydałby się na nią jeszcze jeden dzień. Proszono, by zorganizować podobne spotkanie nie za pięć lat, jak zaproponowaliśmy, a już za dwa, zwłaszcza że poszczególni twórcy to wyjątkowe indywidualności – i o każdym, jak się okazało, można mówić – i mówiono – inaczej…, bez względu na definicję zjawiska… Myślę, że gdybyśmy mogli zorganizować podobne sympozjum za dwa lata, byłoby ono kolejnym sprawozdaniem dotyczącym nowych postaci, zjawisk, imprez i kolekcji i omówieniem, co aktualnie dzieje się w tym obszarze sztuki. Sztuka, która bierze się z wewnętrznej potrzeby zawsze będzie powstawała i pomysł, żeby dawać sprawozdanie z tego, co aktualnie się dzieje w jej obszarze jest ciekawy. Na naszym sympozjum wiele świeżości tchnęło z referatu Zbigniewa Chlewińskiego, który prezentował Ryszarda Koska, z wystąpienia Katarzyny Wolskiej, która przedstawiała Genowefę Magierę, tworzącą w naszym regionie i z wystąpień wszystkich prelegentów, którzy przedstawili odkrywane przez nich osobowości. Dla mnie poznanie tych twórców było niezwykle ważne. Wystawa pokazywana we włocławskim Muzeum miała tytuł Inne spojrzenie. Art brut w Polsce. Czym miała być tytułowa inność? – zapytałem Adama Zaporę, kustosza we włocławskim Muzeum, autora scenariusza wystawy. – Czy po sympozjum nadałby pan ekspozycji taki sam kształt, czy inaczej spojrzałby na art brut w Polsce? Tytuł interpretuję wielorako. Inne spojrzenie wskazywało na łączący eksponowane prace motyw oczu, ludzkiej twarzy. Inne spojrzenie odnosiło się też do Stanisława Zagajewskiego, ponieważ we Włocławku do tej pory nie było możliwości tak szerokiego skonfrontowania jego prac z innymi twórcami nurtu art brut. Inne spojrzenie to spojrzenie – na siebie, na człowieka, na rzeczywistość – artystów, których prace były eksponowane. Po sympozjum, zwłaszcza po referacie Kamila Salema i rozważaniach na temat definicji nurtu, może spróbowałbym inaczej spojrzeć na poszczególnych artystów, może wybrałbym inne prace, może też inny byłby wybór autorów… Myślę jednak, że moje wybory były trafne. Z pewnością. Wystawa była przecież niezmiernie interesująca, czemu dawał wyraz Stanisław Jasiński pisząc o niej w Biuletynie Informacji Kulturalnej.

17


ART BRUT DZISIAJ ... PRZYPADEK GENOWEFY MAGIERY Katarzyna Wolska

Od kilkunastu lat pracuję w Galerii Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej Wojewódzkiego Ośrodka Kultury i Sztuki w Bydgoszczy. Z racji wykonywanej pracy obcuję na co dzień ze sztuką tzw. nieprofesjonalną. Regularnie organizujemy wystawy, starając się pokazać różne oblicza tego bogatego i czasem fascynującego zjawiska. O połowy lat dziewięćdziesiątych, co dwa lata, dzięki idei, której autorką jest pracująca do dziś w Galerii Agnieszka Sowińska, organizujemy też wielki przegląd sztuki nieprofesjonalnej: Ogólnopolski Konkurs Malarski im. Teofila Ociepki. Pojawiają się

Genowefa Magiera i autorka tekstu Fot. nadesłana

na nim prace z różnych nurtów, ale kręgosłup, trzon stanowi twórczość określana mianem art brut. Od początku patronem konkursu był profesor Aleksander Jackowski i to jego niezwykła wiedza i doświadczenie wpływały na charakter przeglądu. Z upływającym czasem obserwowaliśmy zmiany, które zachodzą w tym szczególnym obszarze twórczej aktywności. Dostrzegaliśmy jak zanika wątek wywodzący się z autentycznej, ludowej tradycji, jak odchodzą ludzie nieskażonej wyobraźni: Helena Gwizdak, Władysław Pioch, Karol Kostur, Bronisława Babik, Władysława Iwańska czy – niedawno zmarły – Józef Chełmowski z Brus. To wiejski filozof, piewca prostego życia i prostego piękna, podobnie jak Regina Matuszewska z Czarnegolasu. Ustępują pola młodym, traktującym tradycję na sposób cepeliowski. Coraz więcej jest prac typowo amatorskich i prac ludzi z zaburzeniami psychicznymi skupionych na różnego rodzaju warsztatach terapii. Pani Krystyna Kotula zmobilizowała mnie do zebrania paru przemyśleń, które rodzą się w związku z moją pracą. Są to dylematy nurtujące nas wszystkich stykających się z tym rodzajem twórczości. Czy dziś w dobie społeczeństwa informacyjnego i państwa mniej lub bardziej opiekuńczego art brut jest w ogóle możliwa? Czy można dziś zachować surowość środków przekazu i nieskrępowaną, nieskażoną, opierającą się tylko na własnym doświadczeniu wyobraźnię? Ta sztuka tworzona jest przede wszystkim przez ludzi społecznie zmarginalizowanych, czy to przez chorobę, traumatyczne losowe wydarzenia czy własną inność nieakceptowaną przez otoczenie. Samorodne talenty jak Nikfor, Zagajewski czy Ociepka wierzące na przekór wszystkim w swój talent i prawie boskie posłannictwo nie były odizolowane od kultury i sztuki swoich czasów; każdy z nich miał w swoim skromnym dobytku reprodukcje ulubionych malarzy czy piękne zdjęcia powycinane z czasopism. Ale z tej wiedzy czerpali tylko to, co ożywiało ich wyobraźnię. Ich ograniczenie było ich siłą, ale nie tylko, wielka żarliwość do dziś porusza nas do


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Praca Genowefy Magiery Fot. Katarzyna Wolska

głębi, gdy oglądamy ich dzieła, rzeźby Heródka, Heleny Szczypawki Ptaszyńskiej, Edwarda Sutora czy Stanisława Hołdy, obrazy Henia Żarskiego. Sztuka wielkich artystów tzw. profesjonalnych wiąże się z wiedzą, doskonałym warszta-

Praca Genowefy Magiery Fot. Katarzyna Wolska

tem i umiejętnością wyboru. Ci z kręgu art brut nie wybierają, ich twórczość wynika z podświadomości, jest czynnością niemalże fizjologiczną. Czy dziś Prostaczek Boży jak Zagajewski ma rację bytu? Czy można dziś żyć poza czasem i śro-

Praca Genowefy Magiery Fot. Katarzyna Wolska

19


20

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

dowiskiem, ignorować wszelkie otaczające nas media, które zmieniają i kształtują wyobraźnię i tworzyć swój własny odrębny świat? Większość ludzi nie potrafi oprzeć się narzucanym zewsząd wzorcom, zabijającym indywidualizm. Każdy z artystów ma swoją indywidualną historię. Ale te historie dziś są coraz bardziej wplecione w machinę społecznej opieki nad odmieńcami. Leki na choroby duszy, czyste, schludne miejsca, w których można tworzyć, zaopatrzone w odpowiednie materiały, z dobrze wyszkolonymi terapeutami. I nie chodzi tu nawet o bezpośrednią ingerencję w twórczość, choć takie przypadki też się zdarzają, w dobrej wierze, dla popularności, wyjścia z cienia, czy nagrody w jakimś konkursie, na przykład Malarskim im. Teofila Ociepki. Zachwycające portrety Tomek Jezierzański tworzył pod bacznym okiem ojca, zawodowego plastyka. Czy powstają nadal, gdy Tomek odszedł od swego opiekuna? Na konkurs napływa mnóstwo prac z różnego rodzaju Warsztatów Terapii Zajęciowej i pracowni terapeutycznych. Często zachwycają swoją plastyczną doskonałością. No właśnie: doskonałością estetyczną. Czy artyści, którzy je tworzą są całkowicie samodzielni w podejmowaniu swoich decyzji? Czasem wystarczy podsunięcie odpowiedniego narzędzia, środka ekspresji, tematyki, delikatna sugestia. Ilu jest terapeutów, którzy potrafią się temu oprzeć? Jak często wśród indywidualności wywodzących się z jednej pracowni widzimy jakiś wspólny rys, cień opiekuna. I nie umniejszam tu wagi tych działań i ich znaczenia dla poddanych im ludzi, znaczenia terapeutycznego, pozwalającego zapanować nad własnymi

Praca Genowefy Magiery Fot. Katarzyna Wolska

lękami, chorobą, pozwalającego znaleźć w świecie swój kąt i odzyskać ludzką godność. Ale czy zawsze to, co robią jest sztuką? Jak często mamy dziś problem ze zdefiniowaniem czym sztuka jest w ogóle? Jak cienka jest granica pomiędzy nią a tworzeniem estetycznych przedmiotów? Ilu z tych ludzi pozbawionych opieki terapeutów jest w stanie tworzyć dalej? Przykładem może być Michał Garstka pracujący w Warsztatach Terapii Zajęciowej na Stawowej w Bydgoszczy, wyróżniany na naszym konkursie; jego prace zmieniały koloryt i ekspresję wraz ze zmianami instruktorów na warsztatach, a po przeniesieniu Michała do Domu Pomocy Społecznej straciły wyraz i znaczenie. Nawet uznany artysta, tak silna osobowość jak Heniu Żarski przeżył twórcze załamanie po odejściu wieloletniego opiekuna. Aby tworzyć, potrzebna jest swoista samoświadomość… i żarliwość... Nikifor czy Zagajewski od zawsze wiedzieli, że są artystami, obdarzonymi boską iskrą, wyróżnionymi spośród wszystkich innych. Po tych paru luźnych uwagach i rozterkach, które pewnie nie są Państwu też obce, przejdę wreszcie do sedna sprawy, czyli przypadku Genowefy Magiery. Myślę, że dzięki niej uzyskamy odpowiedź na powyższe pytania, choć nie zawsze jednoznaczną. Większość z Państwa zetknęła się już z artystką bądź jej twórczością, ale w związku z tym, że pojawiła się wśród nas niedawno, pozwolę sobie przybliżyć jej osobę, choć na tej sali są ludzie dysponujący większą ode mnie wiedzą, jak Aleksandra Jarysz, Bożena Olszewska. Zacznę od życiorysu, bo jak wiemy, w przypadku artystów art brut biografia ma bar-

Praca Genowefy Magiery Fot. Katarzyna Wolska


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

dzo często ścisły związek z twórczością, dziełem życia. Pani Genowefa ma w tej chwili 92 lata i za sobą trzy lata intensywnej pracy twórczej. Urodziła się w Ligocie w powiecie wadowickim. Gdy była dzieckiem, rodzice wyemigrowali na Pomorze za chlebem. Imali się różnych zajęć: kowalstwa, bednarstwa, w końcu osiedli na 16hektarowym gospodarstwie, z którego trudno było utrzymać 10-osobową rodzinę. Jako jedno z najstarszych dzieci musiała pracować, ukończyła cztery klasy szkoły podstawowej, swoje zdolności manualne mogła wykorzystać tylko w pracy, na dalszą edukację, w tym plastyczną, nie było żadnych szans. Zwierzęta, których w gospodarstwie było sporo, traktowała jak przyjaciół, zawsze wrażliwa na ich los i los ludzi. Wojna była pierwszym wielkim bolesnym doświadczeniem, utraciła między innymi swojego ukochanego człowieka, z którym chciała dzielić życie. Nigdy już nie wyszła za mąż. Rodzeństwo pozakładało własne rodziny, została z mamą na gospodarstwie. Otaczający ją wiejski świat nie miał dla niej tajemnic. Znała zioła, leczyła nimi ukochane zwierzęta. Po śmierci matki z trudem dawała sobie radę, postanowiła zapisać gospodarstwo rodzinie w zamian za opiekę. Wdzięczność ludzka skończyła się jednak wraz ze złożeniem podpisu na dokumentach. Poniżana i wyśmiewana, głodzona, musiała uciekać z domu. Spała w stogach, w okolicznych szopach, tułała się po lasach i gdy tam znalazła ją sąsiadka, Elżbieta Meller, pani Genia ważyła 39 kilogramów. Pani Meller zaopiekowała się nią, pomogła odzyskać

Praca Genowefy Magiery Fot. Katarzyna Wolska

kondycję i równowagę psychiczną, już razem złożyły wniosek w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Dąbrowie Chełmińskiej z prośbą o przyjęcie do Domu Pomocy Społecznej. I tak pani Genia znalazła się w DPS w Wielkiej Nieszawce, tu rozpoczęła drugie życie. Każdy z pensjonariuszy objęty jest terapią zajęciową, ale traktują ją jako sposób na spędzenie czasu, wszyscy, ale nie pani Genia. Bardzo szybko rysowanie zamieniło się w pasję tworzenia, pierwsze mroczne rysunki będące odreagowaniem nieszczęść, ustąpiły przed kolorowym światem, który zaczęła kreować wokół siebie. Powróciła do marzeń, szczęśliwego świata dzieciństwa i swoich ukochanych zwierząt. Zaczęła szukać odpowiadających sobie środków wyrazu; kredki, pisaki, farby, przestały wystarczać. Jak jej wielcy poprzednicy, sięgnęła po surowce najniższej rangi, wydobywane ze śmietników i takie, które oferuje jej najbliższe otoczenie. Włóczki, koraliki, guziki, kości, zęby, pióra, zużyte opakowania, skrawki błyszczących folii zamieniały się w wielobarwne kolaże i rzeźby. W swoim warsztacie twórczym pani Genia jest samodzielna, korzysta z materiałów, które ma pod ręką, wybiera je sama. Jej przyjaciele, terapeuta Krzysztof Majczuk i sąsiadka, emerytowana adwokat Katarzyna Dudek, która całe życie była mecenasem, również sztuki, nie ingerują. Są gorącymi propagatorami talentu pani Genowefy, popularyzatorami jej dzieł, starają się, by jej twórczość dotarła do jak największej liczby odbiorców, zarówno związanych zawodowo ze sztuką art brut, jak i tych, dla których jest to zjawisko nowe, mało znane. Pomagają

Praca Genowefy Magiery Fot. Katarzyna Wolska

21


22

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

gromadzić materiały, zorganizowali pracownię, ale nie ingerują. Wyobraźnia pani Genowefy jest autonomiczna. Artystka chętnie korzysta z mediów, namiętnie ogląda filmy przyrodnicze, słucha radia, ale nie czerpie wzorców. Wybiera tylko te elementy, które są w stanie zapłodnić wyobraźnię. Wszystkie zwierzęta świata, wszystkie ptaki świata współistnieją w jednej przestrzeni, a wśród nich jest pani Genia, jak święty Franciszek pochylająca się nad każdym stworzeniem. Świat dzieciństwa, świat polskiej wsi zamienił się w bajkowy kraj szczęśliwy. Ale to nie treść obrazów stanowi o ich niezwykłości, a forma plastyczna. Cudowna wrażliwość kolorystyczna, płynna pewna linia, brak zahamowań w łączeniu różnych materiałów, które często wydają nam się obce plastycznej ekspresji. Naiwność? Nic podobnego! Bogactwo i wyrafinowanie formy przeczą naiwności. Tworzą jasny, ciepły obraz, który nikogo nie pozostawia obojętnym, obraz magiczny. Dziecięca radość i ciekawość świata udziela się wszystkim, niezależnie od wieku, wykształcenia, poglądów na sztukę. Pani Genia pracuje bez wytchnienia, w ciągu trzech lat pobytu w DPS stworzyła ponad

Genowefa Magiera Fot. nadesłana

tysiąc prac. Jej twórczość, jej życie, które stało się twórczością, przekazuje nam prostą prawdę, jakiej często zanurzeni w kreowaniu własnej rzeczywistości interesów, ambicji, nie potrafimy dostrzec – że to właśnie życie samo w sobie, nasze i otaczających nas istot, jest największą wartością i radość z tego prostego faktu możemy odczuć zawsze, niezależnie od traumatycznych zdarzeń, które nas spotkały i niezależnie od wieku. Te parę słów od gorącej wielbicielki twórczości artystki… Chcę jeszcze dodać że prace autorki były prezentowane już w Muzeum Etnograficznym im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu, Gminnym Ośrodku Kultury w Małej Nieszawce oraz niedawno w naszej Galerii w Bydgoszczy i z tej ostatniej wystawy pochodzi prezentowany materiał zdjęciowy. Powyższy tekst jest referatem, który autorka wygłosiła 6 czerwca 2013 r. w Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku podczas ogólnopolskiego sympozjum naukowego Art brut 2013 r. Obecność, osobowości, odkrycia.


MALOWANIE Z POWOŁANIEM Kamil Hoffmann

W lipcu i sierpniu w Galerii U Chopina w Obrowie była eksponowana wystawa prac malarskich Janiny CymerPaluszkiewicz. Mieszkająca w Osieku nad Wisłą artystka jest emerytowaną nauczycielką. Od kilku lat tworzy obrazy w technikach: olejnej, temperze i gwaszu. Wystawa obejmowała ponad dwadzieścia niewielkich prac, które skomponowane zostały w ciekawą i spójną prezentację. Artystka zdradzając tajniki procesu twórczego porównuje go do bycia przy nadziei. Rozszerzając tę metaforę można ów proces twórczy porównać też do pracy nauczyciela. Celem jest przekazanie uczniom określonego zasobu wiadomości. Jednak równie ważny jest sposób, w jaki te wiadomości są przekazywane. Najcieplej wspominani są nauczyciele traktujący swoją pracę z powołaniem, posłannictwem. W twórczości Janiny Cymer-Paluszkiewicz można zastosować tę analogię, gdyż oglądając ukończony obraz będący zwieńczeniem całego procesu twórczego, nie możemy zapominać o drodze, która doprowadziła do osiągnięcia tego celu. Odgrywa ona niebagatelną rolę w życiu każdego artysty, ale oglądając obrazy Janiny Cymer-Paluszkiewicz trudno się oprzeć wrażeniu, że dla niej malowanie ma wymiar szczególny. Na wystawie prezentowane były prace, z których każda opowiada inną historię, jest dokumentem podróży przez świat wyobraźni i plastycznej wrażliwości. Co ważne, autorka nie ulega modzie na odkrywanie przed innymi tajników procesu twórczego, nie prezentuje obrazów w kolejnych stadiach niedokończenia, nie wystawia prac work in progress. Wystawa składa się wyłącznie z prac ukończonych – by posłużyć się porównaniem samej autorki – narodzonych. Prace Janiny Cymer-Paluszkiewicz podzielić można na dwie podstawowe grupy: pejzaże i martwe natury. Co ciekawe – tematyka obrazów istotnie wpływa zarówno na dobór techniki, jak i na stylizację obrazów. Jednak zawsze jej prace przypominają o niepowtarzalności chwili i ulotności piękna otaczającego świata. Prezentowane na wystawie pejzaże ukazują niezwykłą umiejętność spoglądania na świat oczami impresjonistów. Podobnie jak oni, autorka potrafi uchwycić niepowtarzalny nastrój chwili i dynamikę otaczającej rzeczywistości – najczęściej przyrody. Prace malowane są długim i pewnym pociągnięciem pędzla, ze zdecydowaniem, ale równocześnie z dbałością o istotne szczegóły, co pozwala oglądającym na różnorodne odczytanie obrazów. Cechą wyróżniającą całe malarstwo Janiny CymerPaluszkiewicz jest odwaga tworzenia nieoczywistych zestawień kolorystycznych, jednak właśnie w twórczości pejzażowej ta umiejętność zostaje w pełni rozwinięta, dzięki czemu prace mogą być traktowane jak zapis niepowtarzalnej chwili. Jest to o tyle istotne, że każdą porę dnia cechuje specyficzna gama barwna, którą nie zawsze udaje się oddać w pełni. Janina Cymer-Paluszkiewicz potrafi uchwycić te subtelne niuanse barwne i przełożyć na język malarski. Podobnie celnie oddane są specyficzne barwy typowe dla każdej z pór roku, chociaż tutaj zadanie nie jest tak trudne. Drugą grupę prezentowanych na wystawie prac stanowią martwe natury – kompozycje kwiatów. W prze-

ciwieństwie do dynamicznych pejzaży, te obrazy są niezwykle subtelne, metaforycznie mówiąc „wyciszone” i – co bardzo ważne – wszystkie są kompozycjami zamkniętymi, dzięki czemu ich forma staje się statyczna i kontemplacyjna. Kompozycje kwiatowe są zdominowane przez kolor. Różnorodność barw natury jest wiernie oddana. Kolory budują napięcie i intrygują, ale zawsze – nawet te jaskrawe – tworzą relaksującą aurę, która sprzyja wyciszeniu i zadumie nad ulotnością rzeczywistości. Janina Cymer-Paluszkiewicz nie unika inspiracji. Najstosowniej będzie jej malarstwo określić subiektywnym naśladownictwem – od mistrzów bierze tyle, ile potrzebuje, ile uważa za stosowne. Nie sili się na indywidualizm czy wymuszone nowatorstwo. Jej obrazy nie są ani napuszone, ani nie udają czegoś innego. Artystka jest szczera w każdym wymiarze swojej aktywności twórczej. Wystawa Janiny Cymer-Paluszkiewicz to kolejna prezentacja twórczości lokalnego artysty w obrowskiej Galerii U Chopina. Dowodzi ona, że zawsze w najbliższym otoczeniu znaleźć można ciekawych i inspirujących autorów. W tekście wykorzystane zostały fragmenty wstępu do katalogu wystawy Janiny Cymer-Paluszkiewicz w galerii U Chopina.

Obraz Janiny Cymer-Paluszkiewicz


NIEZWYKŁE RĘCE WIERNE TRADYCJI W MUZEUM ZIEMI KUJAWSKIEJ I DOBRZYŃSKIEJ WE WŁOCŁAWKU Stanisław Jasiński

Ubiór człowieka nieustannie się zmienia. Na zmiany istotny wpływ mają: aktualna moda i zasobność właściciela, ale przede wszystkim pogoda. Tak było w średniowieczu, w baroku, w wieku XIX, tak jest i obecnie. Polski strój ludowy największym zmianom ulegał w drugiej połowie XIX wieku, co było jednym z efektów uwłaszczenia chłopów – wzrostu ich zamożności. O strojach chłopskich w epokach minionych wiemy niewiele. Czasem wizerunki chłopów polskich, najczęściej w ubiorach noszonych codziennie, umieszczano na obrazach i rycinach przedstawiających ważne wydarzenia historyczne, zwykle nie na pierwszym planie, ale w tle. Najstarsze opisy stroju kujawskiego pochodzą z lat trzydziestych XIX wieku z romantycznego albumu etnograficznego Łukasza Gołębiowskiego Lud polski, jego zwyczaje, zabobony. Najczę-

Hafty Zofii Bieleckiej Fot. Stanisław Jasiński

ściej cytowanym dziełem przez badaczy stroju kujawskiego jest pomnikowa praca Oskara Kolberga, jeden z dwóch tomów zatytułowanych Kujawy z 1867 r. Zawiera on rysunki Wojciecha Gersona. Jak przekonywująco wykazała Krystyna Pawłowska w artykule Zdjęcia włocławskiego fotografa Wolfa Majera Majorkiewicza przyczynkiem do ikonografii Kujawiaków (2012) powstały one na podstawie zdjęć z około 1866 r., wykonanych na prośbę Oskara Kolberga i zachowanych do dziś w ocalonej części jego archiwum. Przedstawiają one rodzinę zamożnych chłopów kujawskich, przybyłych do Włocławka w odświętnych strojach, zapewne na prośbę fotografa. Szczególną uwagę zwraca nakrycie głowy kobiecej. Jest to biały, haftowany czepiec, tzw. kopka, z tiulu, batystu lub bawełnianego płótna, owinięty dookoła głowy jedwabną


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

chustą. Był to najstarszy ze znanych i najdłużej zachowany element stroju kujawskiego. Kopka z około 1860 r. znajduje się od dawna w zbiorach Rosyjskiego Muzeum Etnograficznego w Petersburgu. Jako część stroju pogrzebowego występowała jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku. Inne typowo kujawskie elementy stroju odświętnego to biała koszula z haftowanym kołnierzem, kabatek z pelerynką i fartuch z białym haftem. Kolorystyka stroju kujawskiego została szczegółowo zapisana na odręcznych szkicach Gersona i w notatkach Kolberga. Kabatek wykonany był z granatowego, szafirowego lub czarnego sukna, fartuch z jedwabiu, wełny lub czarnego inletu. Spódnica była ciemna, wełniana. Kobieta kujawska nosiła kilka spódnic, jedną zakładała na drugą. Pod spódnice ubierała haftowane halki – białą płócienną lub czerwoną flanelową. To oczywiste, że nie w upalnym lipcu! Fartuchy i fartuszki szyto z adamaszku lub atłasu, najczęściej w niebieskim lub pąsowym kolorze. Charakterystycznym elementem stroju kujawskiego był biały haft z motywem roślinnym w różnych stylizacjach. Tworzyły go uproszczone motywy kwiatów, łodyg i liści: margaretek, słoneczników, róż, niezapominajek. Wyszywano nim kopki, czepki, halki, kołnierzyki. Wyjątek stanowił haft wyszywany czarną nicią na czerwonej halce. Motywy z kujawskiego kobiecego stroju zaczęto w XX wieku przenosić na obrusy, serwetki, bieżniki, beciki, koszule dzienne i nocne. Haft wykonywany był krótkimi ściega-

mi, takimi jak: sznureczek, wałeczek, kładziony, dziergany, dziureczkowy, płaski lub wypukły. Tradycyjny strój kujawski zaczął zanikać w międzywojniu, najpierw u mężczyzn, potem u kobiet, które zakładały go tylko na większe uroczystości rodzinne i kościelne. Wydaje, że ostatecznie wyparły go aktualne wzorce mody, oglądane w telewizji. W wieku XIX po obrządkach gospodarskich, praniu, gotowaniu i pracy w polu kobiety kujawskie znajdowały jeszcze czas na ręczne ozdabianie swego stroju haftem, zwykle zimą, przy naftowej lampie. Odświętny strój świadczył nie tylko o zamożności, ale i pracowitości gospodyni. Był dobrym sposobem na godne znoszenie trudności życiowych. Dzięki wysiłkom etnografów i regionalistów udało się zachować najważniejsze ośrodki haftu na Kujawach: we Włocławku, Radziejowie, Sławsku Wielkim, Śmiłowicach, Kruszwicy, Kowalu, Osięcinach. Do najbardziej znanych hafciarek kujawskich należały: Lucyna Nowacka (1889-1961), Zofia Lewandowska (1900-1985), Maria Szewczykowa (1901-1995), Kazimiera Polankiewicz (1903-1975), Stanisława Karpińska (1911-1985) i Leokadia Machtyl (1915-2005). W 2013 r. Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku zorganizowało wystawę żyjących hafciarek kujawskich. Scenariusz wystawy Niezwykłe ręce wierne tradycji opracowała jej komisarz Dorota Kalinowska. Zaprezentowała prace Ireny Najdek (ur. 1933), Reginy Majchrzak (ur.1934) oraz Zofii Bileckiej (ur. 1940).

Haftowane kołnierzyki Reginy Majchrzak Fot. Stanisław Jasiński

25


26

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Irena Najdek urodziła się we wsi Dobiegniewo koło Włocławka w starym drewnianym domu dziadków jako Irena Cipkowska. Dziadek był stolarzem, ojciec szewcem. Babcia nosiła się po kujawsku, haftowała halki i fartuchy, na podwórku sypała wzory piaskiem, wycinała papierowe firanki i wykonywała papierowe kwiaty. Mama ubierała się już według mody miejskiej, ale wyszywała tradycyjnymi wzorami pościel, obrusy i serwetki. Po tragicznych przeżyciach wojennych pani Irena ukończyła w 1952 r. Gimnazjum Przemysłu Wełnianego w Zgierzu i zamieszkała we Włocławku. Rok później wyszła za mąż; jej małżonek był zawodowym żołnierzem, ona pracowała w miejscowej jednostce wojskowej jako księgowa. W 1967 r. przeszła na rentę, ukończyła kurs haftu, zorganizowany przez włocławskie Muzeum, podjęła pracę chałupniczą w miejscowej Spółdzielni Pracy i Rękodzieła Artystycznego Sztuka Kujawska. W 1972 r. Ministerstwo Kultury i Sztuki nadało jej uprawnienia twórcy ludowego. W 1974 r. rozpoczęła współpracę z muzeami we Włocławku, Toruniu i Inowrocławiu. W 1981 r. została

Czepce Ireny Najdek Fot. Stanisław Jasiński

członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych, w 1983 r. Ministerstwo Kultury i Sztuki wyróżniło ją tytułem Mistrza Rękodzieła Ludowego. W 1986 r. po raz pierwszy została wybrana prezesem Włocławskiego Oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Funkcję tę pełniła 23 lata! Prowadziła kursy haftu we Włocławku, Lubrańcu, Osięcinach, Bobrownikach i wielu innych miejscowościach. W kujawskim stroju ludowym bywa na kiermaszach sztuki ludowej w Krakowie, Ciechocinku, Kazimierzu nad Wisłą, Warszawie, Zakopanem. Haftuje niepowtarzalne misterne czepce, fartuchy, kołnierzyki, halki, obrusy, bieżniki, serwetki i pościel. Jej wzornik motywów to: kłosy, wici roślinne, paczki kwiatowe, liście dębu, kwiaty i liście róży, dzwonki, winogrona, modrzewiowe gałązki. Dzieła Ireny Najdek znajdują się w Muzeum we Włocławku oraz w zbiorach prywatnych w kraju i zagranicą. Regina Majchrzak urodziła się w Witkowie koło Włocławka. Ojciec od 1939 r. był właścicielem dziesięciohektarowego gospodarstwa, mama trudniła się krawiectwem, haftowała i wyplatała pająki i koszyczki ze słomy, układała bibułkowe kwiatki. Córka haftowała od wczesnej młodości. W 1950 r. ukończyła Szkołę Podstawową w Fabiankach; naukę w Liceum Wychowawczyń Przedszkoli we Włocławku musiała przerwać ze względu na stan zdrowia. Ukończyła roczny kurs pielęgniarstwa PCK, pracowała jako asystentka dentysty i higienistka w szkole. W 1957 r. wyszła za mąż i osiadła we Włocławku. Brała udział w konkursach sztuki ludowej i Muzeum we Włocławku zaczęło kupować jej dzieła. W 1966 r. ukończyła kurs haftu kujawskiego, podjęła pracę dla Spółdzielczego Stowarzyszenia Chałupników i Wytwórców Rękodzieła Ludowego i Artystycznego w Sopocie, z siedzibą w Bydgoszczy, a po roku przeszła do Spółdzielni Sztuka Kujawska we Włocławku, gdzie wkrótce pracowała jako brygadzistka. Przez 26 lat prowadziła kursy haftu z ramienia Cepelii. W 1975 r. została przyjęta do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. W 1980 r. przeszła na rentę, ze względu na słabnący wzrok. W 1991 r. wydano w Warszawie skrypt do nauki haftu kujawskiego, który opracowała wspólnie z Wiesławą Chrzanowską. Nadal jest czynną twórczynią ludową, uczestniczy w najważniejszych kiermaszach sztuki ludowej; dziś już może traktować to zajęcie jako hobby. Pierwsze prace


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Reginy Majchrzak nawiązywały do kolorowych haftów dobrzyńskich, kujawskie wzornictwo poznała później. Wykonuje halki, czepce, kryzy, fartuchy, bieżniki, obrusy i serwetki z motywami liści dębu, tulipanów, chabrów, róż, koniczyny. Tradycyjne wzory zostały zakupione do włocławskiego Muzeum, nowocześniejsze znajdują nabywców prywatnych. Zofia Bielecka urodziła się w miejscowości Łuck na terenie dzisiejszej Ukrainy. Jej ojciec, Aleksander Petrini, był Włochem, służącym w Wojsku Polskim, mama Julia, z domu Sucharzewska, Polką urodzoną w rosyjskim Tambowie. Ojciec zginął 9 maja 1945 r., pani Zofia zna go tylko z fotografii. W 1944 r. przyjechała do kraju. Matka, ranna w nogę, trafiła do szpitala w Kędzierzynie. Głodna dziewczynka błąkała się po ulicach; na krótko przygarnęła ją matka chrzestna w Opolu, następnie rodzina w Głuchołazach. Siedem powojennych lat spędziła w domu dziecka w Prusinowicach koło Nysy. W dzieciństwie przeszła operację wzroku. W tym czasie matka wyszła po raz drugi za mąż. Zofia zamieszkała z nią i ojczymem w Głuchołazach, potem przeprowadziła się do Wrocławia. Ze względu na stan zdrowia musiała przerwać naukę w tamtejszym Liceum Księgarskim. Mając szesnaście lat podjęła pracę zarobkową na poczcie. W 1959 roku poznała starszego o pięć lat Józefa Bieleckiego, pochodzącego z okolic Dobrzynia nad Wisłą. Wyszła za niego za mąż rok później, zamieszkali w Dzierżoniowie, gdzie urodziła syna i córkę. W 1970 roku przeprowadzili się do Włocławka. Szydełkowała jej cała rodzina w Opolu i Dzierżoniowie, haftu uczyła się w domu dziecka. W 1971 r. uczestniczyła w stugodzinnym kursie haftu, zorganizowanym przez Spółdzielnię Sztuka Kujawska i prowadzonym przez Irenę Hołownię. Jako chałupniczka została zatrudniona przez Spółdzielnię Sztuka Kujawska we Włocławku, po roku została brygadzistką 57 chałupniczek. W 1987 r. przeszła na rentę, obecnie jest na emeryturze. W 2001 r. wraz z mężem wyjechała do syna mieszkającego z rodziną w Szczytnie. Nadal propaguje haft kujawski, przeprowadziła dotąd 22 kursy na Kujawach, nadal wykonuje czepce, kryzy, fartuchy i halki, obrusy, bieżniki i serwetki. Haftuje chabry, bratki, róże, słoneczniki, kłosy zbóż, gałązki i listki – zawsze w zgodzie z tradycją; tłumaczy, że: to dobrze, że moje prace na coś się przydadzą. Jej dzieła znaj-

dują się we włocławskim Muzeum oraz zbiorach prywatnych. Jak pisze we Wstępie do katalogu wystawy Niezwykłe ręce wierne tradycji Dorota Kalinowska: Są one wspaniałymi kontynuatorkami i współtwórczyniami kujawskiego rękodzieła w tej dziedzinie, aż po wiek XXI. Dzięki ich wytrwałej pracy, wzbogaconej o własne doświadczenia, przetrwał strój i haft – podstawowe elementy kultury ludowej, stanowiący o etnicznej tożsamości. Być może wyraziste podpisy Ireny Najdek, Reginy Majchrzak i Zofii Bieleckiej złożone na płótnie nie znajdują dzisiaj już tak wielu naśladowców, jak w końcu XX wieku. Jedno jest pewne – moda się nieustannie zmienia, a wyrób maszynowy nie zastąpi na długo rękodzieła. Być może też nieprędko skończy się epoka ubrań z tworzyw sztucznych, mebli z płyty paździerzowej i naczyń z plastiku. Ale skończy się, to niemal pewne.

Praca Zofii Bieleckiej – elementy haftu kujawskiego Fot. Stanisław Jasiński

27


SKŁUDZEWO: W PRZESTRZENI PRZYRODY Jerzy Rochowiak

Na Plenerze Profesjonalistów Przestrzeń Przyrody w Skłudzewie – w Fundacji Piękniejszego Świata w ostatniej dekadzie lipca po raz jedenasty spotkali się artyści z całej Polski. Na poplenerowej wystawie można było oglądać prace dwudziestu dwóch twórców. Świetnie wkomponowywały się w kolekcję dzieł z wcześniejszych plenerów, zwłaszcza w tytułowej przestrzeni przyrody – w najbliższe otoczenie zabytkowego pałacu będącego siedzibą Fundacji. Dołączyły do łączących drewno i szkło realizacji Anny Koli, kamiennych rzeźb Stanisława Gierady i Macieja Wierzbickiego, drewnianych konstrukcji Waldemara Rudyka. Zadbane, wręcz starannie – z szacunkiem dla natury – wypielęgnowane, otoczenie dworu dzięki przestrzennym formom plastycznym staje się niezwykle intrygujące, zwłaszcza że natura – słońce, wiatr, deszcz, śnieg – oddziałuje na te formy, jakby je przyswajała… W tym roku Stanisław Gierada w ogromnym głazie, kształtem przypominającym mięsień sercowy, wyżłobił linie, które – pomalowane – mogą kojarzyć się z tętnicami. Artysta dotarł do wnętrza kamienia i umieścił w nim urządzenie, które świeci. Po zmroku można odnieść wrażenie, że w kamiennym sercu płonie ogień…

Stanisław Gierada, rzeźba w plenerze Fot. Jerzy Rochowiak

Anna Kola do nieco już spróchniałej belki przymocowała pod wielkimi klonami kulę z drutu i gałęzi, a w jej wnętrzu umieściła gałązki i szkło. Kula, choć przytwierdzona do ciężkiej belki, zdaje się toczyć, lecieć. Jest przedmiotem surrealnym, ale przecież pośród roślin niezbyt osobliwym… Z daleka wygląda jak mózg… Nieco dalej wysoko na drzewie artystka umieściła szklaną formę przypominającą pajęczynę, taką, jakie w jesienny słoneczny poranek można oglądać w lesie. Anna Kola od paru lat na skłudzewskich plenerach tworzy różnorakie formy ze szkła, które okazuje się fantastycznym tworzywem. W istocie obce naturalnemu środowisku, połączone z drewnem, przestaje z naturą kontrastować – jakby było przez nią z serdecznością przyjmowane. Zyskuje metaforyczny charakter, a przynajmniej otwiera rozległą przestrzeń skojarzeń… Obce pozostają przyrodzie szyby, które w ramach – jak obrazy – Tomasz Karasiewicz umieścił na wzniesieniu z widokiem na zalesioną łąkę, pradolinę Wisły. Jedną z ram całkowicie wypełniła szyba, w dolnej części porysowana, w dwu kolejnych ramach szyby zajęły tylko część powierzchni. Patrząc, odruchowo skupiając się na obszarze wydzielonym przez ramy, widzi się zielenie doliny. Ramy i szyby budzą opór: ograniczają spojrzenie, zakłócają widok.


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Anna Kola, rzeźba – instalacja w plenerze Fot. Jerzy Rochowiak

Formy przestrzenne były pokazywane także w skłudzewskiej galerii. Ekspresyjne były metalowe rzeźby Anny Wysockiej: dwa ptaszyska i krzyż, ukształtowany w połączeniu metalu i drewna. Drewno i wykute elementy żelazne połączył w całość Jan Konecki. Urzekała prostotą ceramiczna Głowa Joanny Wysockiej. Duża stalowa forma – obrazu przypominającego płaskorzeźbę – Krzysztofa Warmbiera przywodziła na pamięć podobne prace z blachy z poprzednich lat. Blachę „po przejściach” jako tworzywo obrazów zatytułowanych Warstwy przestrzeni wybrała Katarzyna Wesołowska-Karasiewicz; wykorzystała tu rdzę jako farbę – i dominantę kolorystyczną. Danuta Sowińska-Warmbier i Justyna Smoleń kontynuowały rozpoczęte przed rokiem prace nad ikonami. Podczas ubiegłorocznego Pleneru stworzyły dwie ikony: Ostatnią Wieczerzę i Zejście do Otchłani. Te rozświetlone, ujmujące prostotą obrazy pisały w wierności teologii ikony, malowały posługując się tech-

nologią dawnych mistrzów. Ikony sprzed roku były pisane – malowane na deskach i podobraziach przygotowanych w Krakowie. Umieszczone już w skłudzewskiej kaplicy ikony przedstawiające Archanioła Gabriela i Archanioła Michała z tego roku są dziełem całkowicie skłudzewskim: tutaj zostały przygotowane

Tomasz Karasiewicz, instalacja w plenerze Fot. Jerzy Rochowiak

29


30

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Justyna Smoleń i Danuta Sowińska-Warmbier, ikony Archanioł Gabriel i Archanioł Michał

deski, tutaj Danuta Sowińska-Warmbier szkicowała postacie Archaniołów, tutaj wespół z Justyną Smoleń malowała obrazy. Uczestników wernisażu artystki zapoznawały z technologią tworzenia ikon. Na stole rozstawiły barwniki i inne składniki farb, w tym żółtko jajka i wino, w którym rozprowadza się żółtko, narzędzia… Na drugim stole położyły lipowe deski w różnych fazach przygotowywania do kładzenia farb… Obok rozpostarły szkice kolejnej ikony Archanioła – i na sztalugach ustawiły deski, na których urzeczywistnią się obrazy… W jasnych, złoto-brązowawych Archaniele Gabrielu i Archaniele Michale uzewnętrzniło się skupienie, z jakim tworzy się ikony. Obrazy zostały umieszczone przed ołtarzem, po dwu stronach, będącego również ikoną, krucyfiksu – jakby święci mu się kłaniali. Zarazem obydwa obrazy zdają się… dostosowane do oświetlenia ołtarza w skłudzewskiej kaplicy. Warto tu napomknąć o – niepokazywanych na poplenerowej wystawie – nowych obrazach Danuty Sowińskiej-Warmbier. Można je było obejrzeć na wystawie eksponowanej w tym roku w Galerii Małej w Grudziądzu. Wydaje się, że są one kontynuacją prac rysunkowo-graficznych artystki – wykonywanych w oryginalnej (własnej) technice, czasem nazywanych monorysowarami – przedstawianych na wcześniejszych poplenerowych skłudzewskich wystawach. Dawniejsze prace były monochromatyczne. Nowe są barwne; w tych kompozycjach artystka zdaje się nawiązywać do krajobrazów: rozprzestrzeniających się przed oczyma, dostrzegalnych

w mikroświatach, kształtujących się w wyobraźni… Autorka tworzy zagadkową, tajemniczą, na wskroś malarską rzeczywistość plastyczną: kolor wydaje się tu konieczny, jakby był początkiem form. Można powiedzieć o tych obrazach, że są malarsko skonkretyzowaną poezją. Artystka pokazuje stany, zjawiska, obszary nienazwane, niewypowiedziane, pojawiające się nieoczekiwanie i znikające… Obrazy je utrwalają, jakby chciały opowiadać o świecie, którego istnienie jest nieoczywiste. Wierny swojej koncepcji malarstwa pozostaje Leszek Warmbier. Co ciekawe, formy, które w dawnych obrazach wydawały się ostre, dynamiczne od jakiegoś czasu za przyczyną stonowanej kolorystyki stają się kontemplatywne, nie tracąc ekspresyjności, dynamizmu. Jakby dwie strony świata, a może tylko człowieka, artysta zestawił obraz w kolorystyce, której początkiem i dominantą była czerwień i obraz z przewagą zieleni. Prace są podobne, a jednak odmienne… Z dużymi formatami obrazów Leszka Warmbiera korespondował batik Adriany Błaszczyk-Zych Wspomnienie. Wywiedzioną – zapewne z obserwacji przyrody – formę autorka zgeometryzowała, wyodrębniając kilka planów kolorystycznych: czerwony, zielony, niebieski, brązowawy… Technika, kolorystyka, przedstawiony świat nadawały obrazowi charakter dekoracyjny. Dekoracyjność była też cechą gobelinu w brązach – i ciepłych, i jakby chłodnawych, lekkich i ciężkawych – który zaprezentowała na wystawie Kazimiera Frymark-Błaszczyk.


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Alexander Fraj-Pieniek, z cyklu Oko-liczności

Do malarstwa na tkaninie można zaliczyć obrazy Mariana Stępaka. Posłużywszy się tkaniną użytkową, w pewnym stopniu zużytą, oraz środkami malarskimi stworzył pogodne pejzaże, porządkowane przez linie pionowe i poziome. Urodą przyciągał uwagę obraz olejny Klary Stolp Nad jeziorem, zdominowany przez zielenie. Kolo-

rystyczną delikatnością i wyrazistością przyciągały uwagę obrazy Andrzeja Szewczyka. Wyrazistymi barwami – czerwoną, niebieską i zieloną – zaznaczał się pejzaż Hanny Kalinowskiej-Cikorskiej. Ekspresyjnymi, roztańczonymi formami, w spatynowanych brązach i złocie, wyrażała radość życia Justyna Grzebieniowska w cyklu obrazów opatrzonym

Grażyna Borowik, Ołtarz gotycki

31


32

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Leszek Warmbier, obraz olejny

Adriana Błaszczyk-Zych, Wspomnienie, tkanina

tytułem Himba ku czci słońca. Malowała jakby tkaninę, pod którą coś położyła, pod którą coś się działo… Grażyna Borowik namalowała, akrylami na płótnie, tryptyk, który zatytułowała Ołtarz gotycki. Bohaterami obrazu są barwne plamy. Można by powiedzieć, że artystka przedstawiła wrażenie, jakie pozostaje w pamięci po tym, co się widziało… Będący być może źródłem inspiracji realny ołtarz zaznacza się w paru szczegółach… Grażyna Borowik jest również autorką cyklu dynamicznych, pogodnych obrazów w różnych technikach, m.in. kolażu, akryli. W poprzednich latach na poplenerowych wystawach w Skłudzewie można było oglądać podobne obrazy artystki. Wypróbowana technika czy nawet sprawdzona metoda twórcza okazuje się bardzo produktywna: te nacechowane witalizmem prace przyciągają uwagę, zdają się oddawać nastroje artystki, przez co zyskują bezpośredniość; zdają się być blisko oglądającego i jego otoczenia, rzeczywistości, w której żyjemy. Alexander Fraj-Pieniek, nawiązując do wcześniejszych realizacji, namalował cykl obrazów Okoliczność. Płaszczyzna obrazu jest kolista (a nie kwadratowa czy prostokątna). Już w drugiej połowie lat siedemdziesiątych – jak mówił artysta – malował na powierzchni koła, ale wtedy wpisywał te koła w kwadrat. Konsekwentnie maluje cykl tond zatytułowany Oko-cykl-op; w niektórych obrazach – jak wyznaje – nawiązuje do formuły almanachu: powraca do namalowanych obrazów, przemalowuje je, dołącza fragmenty nowych. W ten sposób obrazy stają się wielowarstwowe. Wielowarstwowość jest także cechą tond, które namalował w Skłudzewie. Są żywe, ekspresyjne, w nich można się dopatrzeć… fascynacji przyrodą. Obrazy mogą kojarzyć się z kolorystycznym żywiołem liści jesienią spadłych z drzew, a zarazem przywodzą na pamięć malarstwo Jacksona Pollocka. Klarowną formę graficzną – Dziewczynkę z kluczami – przedstawiła Maria Pokorska. Las, drzewo, drewno pomieściła na trzech planach kompozycyjnych subtelnie zakomponowanej akwaforty Elżbieta John-Józefowicz. Muru, kamieni, cegieł, kloców drewna można się dopatrzeć na akwafortach Macieja Józefowicza. Skłudzewskie Plenery dla profesjonalistów są spotkaniami różnych indywidualności twórczych. W gronie uczestników są twórcy przyjeżdżający do Fundacji Piękniejszego Świata co roku; znajdują oni inspirację zarówno w pięknie przyrody, jak i w spotkaniu ludźmi. Niektórzy wyjeżdżają z zamysłem tego, co stworzą za rok… Rzeźby i obrazy, które pozostawiają w Skłudzewie są nie tylko śladami ich obecności, ale i wkomponowują się w genius loci. Uzewnętrznia się w nich skłudzewska duchowość. Należy też przypomnieć, że wkomponowują się w sferę edukacji artystycznej, którą przed ponad ćwierćwieczem zapoczątkowali Danuta SowińskaWarmbier i Leszek Warmbier i prowadzą w coraz liczniejszym gronie artystów-pedagogów.


KULTURALNE PRACE GERTRUDY WOŹNICKIEJ Jerzy Rochowiak

O Gertrudzie Woźnickiej wielokrotnie pisałem w Biuletynie (m.in. w nr 4/2001, 1-2/2002). Całe życie zawodowe związała z Rychławą opodal Nowego. Jest znawczynią i miłośniczką kultury kociewskiej, obdarzoną licznymi talentami organizatorką życia kulturalnego. Jak wynika z informacji, którą przekazała Magdalena Olkowska z zespołu Rychławiaki, Pani Gertruda Woźnicka postanowiła – po 53 latach pracy – zakończyć swoją aktywność zawodową. Ale chyba nie społecznikowską, bo jest osobą z przeogromną inwencją, nie lubiącą zwlekać z urzeczywistnianiem pomysłów, ani godzić się z tym, że czegoś nie da się zrobić… We wrześniu 1960 roku Gertruda Woźnicka podjęła pracę w Szkole Podstawowej w Rychławie. Ucząc dzieci, zajmowała się organizowaniem wiejskiego życia kulturalnego, początkowo w wiejskiej świetlicy, następnie w Wiejskim Domu Kultury w Rychławie, utworzonym z jej inicjatywy, a następnych latach kilkakrotnie remontowanym. Prowadziła dziecięco-młodzieżowy zespół teatralny, zespół wokalny, zespoły recytatorskie, taneczne, muzyczne, folklorystyczne… Organizowała wiele imprez, działała w Związku Harcerstwa Polskiego. Ze swoimi zespołami wyjeżdżała na konkursy, przeglądy, festiwale, zdobywając nagrody i wyróżnienia. W 1995 roku Gertruda Woźnicka zakończyła pracę nauczycielską, ale nie zawodową. Utworzyła wtedy Folklorystyczny Zespół Kociewski Rychławiaki, w którym – jak pisze Magdalena Olkowska – jest wszystko: taniec, gwara, obrzęd i śpiew; zespół ten istnieje osiemnasty rok a uczestniczyło w nim 130 osób. Dodać należy, że jest też muzyka, bowiem zespół ma swoją kapelę wykonującą pieśni, piosenki, przyśpiewki kociewskie, grającą na instrumentach typowych dla regionu, np. diabelskich skrzypcach, różniących się od kaszubskich. Rychławiaki to wspaniałe dokonanie Gertrudy Woźnickiej. Zespól ma w dorobku widowiska obrzędowe, folklorystyczne. Nie tylko śpiewa i tańczy, ale i tworzy widowiska teatralne, wielokrotnie nagradzane i wyróżniane, m. in. na Przeglądach Teatrów Wiejskich i Obrzędu Ludowego.

W przedstawieniach można usłyszeć gwarę kociewską, muzykę ludową. Można poznawać codzienne życie Kociewiaków. A przede wszystkim można odczuć nastrój charakterystyczny dla Kociewia. Gertruda Woźnicka ma dar skupiania wokół siebie twórczych ludzi. Dokonuje bezcennej edukacji regionalnej – w Rychławiakach występują przedszkolaki, uczniowie szkół podstawowych i ponadpodstawowych, młodzież oraz dorośli. Do działań artystycznych Gertruda Woźnicka włącza także swoją rodzinę. Zapewne dzięki wsparciu najbliższych, zwłaszcza męża Henryka, mogła swój czas oddawać innym, w różnych obszarach szeroko pojmowanej kultury. Zespół nieprzerwanie się rozwija, występuje w całym kraju, organizuje Biesiady Kociewskie. Nagrywał płyty prezentujące folklor kociewski. Twórczyni Rychławiaków, uczestnicząc w akcji Cała Polska czyta dzieciom, przybliża młodym osobom kociewskie bajki, legendy, opowieści. Często czyni to w Kąciku kociewskim: pośród sprzętów, narzędzi, pamiątek dokumentujących codzienne życia dawnej wsi. Napisane gwarą bajki czyta w szkołach w wielu miejscowościach regionu. Życie kulturalne Rychławy jest intensywne. Pełną treść zyskuje tutaj określenie: mała ojczyzna. Wieś zawdzięcza to Gertrudzie Woźnickiej, zasłużonej nie tylko dla jednej miejscowości, ale i całego Kociewia.

Rychławiaki na scenie Fot. Jerzy Rochowiak


ZDARZENIA, WYDARZENIA POWSTANIE STYCZNIOWE W PRASIE ZAGRANICZNEJ. RYCINY Z KOLEKCJI KRZYSZTOFA KURA WE WŁOCŁAWKU W Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej – w gmachu Zbiorów Sztuki 9 lipca została otwarta wystawa Powstanie styczniowe w prasie zagranicznej. Ryciny z Kolekcji Krzysztofa Kura. Ekspozycja uświetnia – pisze Krystyna Kotula – obchodzoną przez cały 2013 rok 150. rocznicę powstania styczniowego. Jest to kolejna prezentacja, którą włocławskie Muzeum czci pamięć bohaterów narodowego zrywu. W tym roku w Muzeum Historii Włocławka udostępniono ekspozycję Z kości naszych powstaną mściciele. 150. rocznica wybuchu powstania styczniowego na Kujawach, a w Muzeum Stanisława Noakowskiego w Nieszawie i w Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie prezentowaliśmy wystawę Powstanie styczniowe w sztuce, na której znalazły się prace malarskie, rzeźbiarskie i rysunkowe z kolekcji Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku. Wystawa Powstanie styczniowe w prasie zagranicznej. Ryciny z Kolekcji Krzysztofa Kura swą zawartością wykracza poza Włocławek, region Kujaw, a także poza Polskę. Ekspozycja przygotowana przez Narodowe Centrum Kultury, według pomysłu właściciela kolekcji, miała swoją pierwszą prezentację we Włocławku. Następnie zostanie pokazana w innych miastach (m.in. w Turku, Lublinie, Kielcach, Łodzi, Białymstoku), a w 150. rocznicę stracenia Romualda Traugutta (5. 08. 2014 r.) zostanie zaprezentowana w Warszawie na Zamku Królewskim. Historia tej wystawy, a przede wszystkim kolekcji jest bardzo ciekawa. Jej właściciel p. Krzysztof Kur – śpiewak operowy i menadżer kultury – solista i dyrektor Filharmonii im. Romualda Traugutta w Warszawie, solista Warszawskiej Opery Kameralnej (w latach 2005-2012 zastępca dyrektora naczelnego), tenor współpracujący z wieloma scenami operowymi w Polsce i za granicą, jednocześnie organizator festiwali, współrealizator oper – kilka lat temu znalazł czas na kolejną pasję: gromadzenie rycin. W zebranej przez Krzysztofa Kura bogatej kolekcji grafik, przede wszystkim ilustrujących historię Polski, znalazła się pokaźna liczba (około 500) rycin związanych tematycznie z powstaniem styczniowym. Grafiki te, przede wszystkim drzeworyty, zamieszczane były już od 1861 r. – czyli od pierwszych tłumnych manifestacji patriotycznych, a zwłaszcza od momentu wybuchu powstania, w czasopismach w całej Europie – jako ilustracje informacji o działaniach powstańczych. Przedstawiały m.in. wizerunki przywódców, bohaterów walk, bitwy, potyczki, konwoje, biwaki powstańców. Ukazywały, także w formie satyrycznej, wydarzenia w Polsce na tle polityki europejskiej. Oprócz ponad 200 rycin z lat 1861-1867 wybranych z czasopism francuskich, niemieckich, angielskich m. in. L`Ilustration, Journal Universel, Le Monde Illustré, The Illustrated London News, Le Charivari czy New York Illustrated Times na wystawie znalazły się też kompletne roczniki zagranicznych tygodników ilustrowanych. Wystawa daje możliwość poznania wyjątkowego zbioru, który świadczy nie tylko o pasji kolekcjonerskiej, ale przede wszystkim o patriotyzmie jego właściciela. Dzięki tej wystawie widzowie mogą dotrzeć do wielu mało znanych ilustracji, poznać sposób przekazywania wiadomości w Europie i za Oceanem o wyjątkowym w dziejach Polski zrywie narodowowyzwoleńczym, jakim było postania styczniowe.

FESTYN CZEGO JAŚ SIĘ NIE NAUCZY, TEGO JAN NIE BĘDZIE UMIAŁ W KŁÓBCE W Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej – w Kujawsko-Dobrzyńskim Parku Etnograficznym w Kłóbce 4 sierpnia odbywał się festyn folklorystyczny Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał z cyklu Z życia dawnej wsi. Tytułowe przysłowie – informowali organizatorzy – wprowadza w temat dwóch widowisk: Kujawianka w Europie i Jak to dawniej wesoło bywało prezentowanych przez Zespół Marynia z Kłóbki oraz Zespół Obrzędowy Lubominianki z gminy Boniewo. Widowiska ukazują jak ważny dla poczucia własnej tożsamości regionalnej jest przekaz międzypokoleniowy. Przekazywane z pokolenia na pokolenie zwyczaje rodzinne, świąteczne, codzienne, gwara, nawyk noszenia stroju ludowego, znajomość tradycyjnych tańców rodzi w młodym pokoleniu poczucie własnej odrębności i przynależności do określonej grupy społecznej. Widowiska opowiadają w sposób zabawny o różnych drogach dojrzewania młodzieży do tego, aby zapytać osoby starsze o swoje pochodzenie. Dzięki nim również uczestnicy festynu mogli dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat zwyczajów podkoziołkowych, wielkanocnych, żniwnych, na temat kujawskiej gwary, tańców, stroju, wyposażenia klas lekcyjnych itp. Chętni mogli nauczyć się tradycyjnych tańców kujawskich przy występach Teatrzyku Dziecięcego Kruszynka oraz Zespołu Folklorystycznego Kruszynioki działających przy Gminnym Ośrodku Kultury w Kruszynie. Występom zespołów towarzyszyły liczne pokazy, m.in. ustawiania do pracy wiatraka – „koźlaka”, dawnych rzemiosł, prac domowych, gospodarskich. Specjalne atrakcje przygotowano dla dzieci, m.in. warsztaty wykonywania wiatraczków oraz drukowania wzorów na serwetkach. Na kiermaszu sztuki i rękodzieła ludowego nie zabrakło haftowanych i szydełkowych serwet, bieżników, rzeźb w drewnie, szmacianych i drewnianych zabawek, koszy wiklinowych, dzbanków z gliny, świeczników kutych w metalu, toreb, biżuterii i wielu innych unikatowych przedmiotów. Na stoiskach z tradycyjną żywnością można było nabyć chleb, ciasta, pierogi, wędliny, czarninę, żurek, kluski ziemniaczane, miód.


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

XVI OGÓLNOPOLSKI PRZEGLĄD TWÓRCZOŚCI ARTYSTYCZNEJ SENIORÓW BABIE LATO 2013 W BYDGOSZCZY W Bydgoszczy 31 sierpnia odbywał się Ogólnopolski Przegląd Twórczości Artystycznej Seniorów Babie Lato 2013. Babie Lato – informuje Jędrzej Kubiak z Wojewódzkiego Ośrodka Kultury i Sztuki w Bydgoszczy – to impreza plenerowa ukazująca rękodzieło artystyczne seniorów z całego kraju. Celem Przeglądu jest prezentacja i wymiana doświadczeń oraz pokaz zanikających dziedzin twórczości, takich jak haft, koronka, rzeźba, bukieciarstwo. Kolorowo udekorowane stragany i pokazy warsztatów pracy doskonale współgrały, tworząc klimat miejsca przeglądu, przyciągając mieszkańców miasta i turystów. Wystąpiły zespoły artystyczne seniorów: wokalne, folklorystyczne, kabaretowe. Prezentowali się twórcy z 26 Klubów Seniora, twórcy indywidualni i 26 zespołów artystycznych działających w Klubach Seniora w naszym regionie. W Przeglądzie uczestniczyli się m.in. rzeźbiarze, malarze, hafciarki, koronkarki. Można było oglądać kwiaty z bibuły w wykonaniu twórczyń Klubu Seniora w Łojewie, piękne obrazy z Klubu Seniora Wrzos i Piast we Włocławku. Twórcy Klubu Seniora Wrzos i zespół folklorystyczny działający w tym Klubie od lat z powodzeniem prezentują się na Babim Lecie, tak jak i twórcy Zespołu Rękodzieła Artystycznego Klub Supełek w Toruniu tworzący frywolitkę, czyli koronkę artystyczną (czółenkową) z cienkiej nici. Technika ta znana była prawdopodobnie w czasach starożytnych Egiptu i Chin. W przeglądzie zaprezentowali się przedstawiciele Bydgoskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, Toruńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, Klubu Seniora Piastowski z Bydgoszczy oraz twórcy Klubu Seniora OKATIK przy Związku Niewidomych i Niedowidzących w Bydgoszczy.

125. ROCZNICA POWSTANIA CHÓRU LUTNIA WE WŁOCŁAWKU W Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku 7 września odbył się jubileuszowy koncert z okazji 125. rocznicy powstania Chóru Rzemieślniczego Lutnia, jednego z najstarszych takich zespołów w Polsce. Chór Lutnia – pisali organizatorzy – działający obecnie przy Cechu Rzemiosł Różnych we Włocławku został utworzony w 1888 r. przez ks. Leona Moczyńskiego, profesora i wykładowcę śpiewu w miejscowym Seminarium Duchownym. Początkowo skład zespołu tworzyło 16 mężczyzn i 20 chłopców. Pierwsza pisemna informacja o działalności publicznej chóru pochodzi z roku 1894, kiedy to zespół wziął udział w koncercie wielkanocnym zorganizowanym w katedrze włocławskiej. W 1916 r. chór przystąpił do Towarzystwa Rzemieślników we Włocławku i od tej pory występując z publicznymi koncertami reprezentował tę organizację. Od 1922 r. Lutnia należała do Pomorskiego Związku Kół Śpiewaczych (obecnie Pomorski Oddział Polskiego Związku Chórów i Orkiestr). Największym sukcesem chóru było zdobycie trzy razy z rzędu (w latach 1924-1926) pierwszej nagrody w ogólnopolskich konkursach śpiewaczych, za co zespół otrzymał na własność srebrny ryngraf ze złotym łańcuchem. Pozostając pod opieką Cechu Rzemiosł Różnych we Włocławku Chór Lutnia zawsze godnie reprezentował miejscową społeczność na krajowych przeglądach chórów rzemieślniczych. W bogatym repertuarze zespołu znajdują się m.in. pieśni Stanisława Moniuszki, Wacława Aleksandra Lachmana oraz wiele innych utworów o charakterze patriotycznym i religijnym. W swej 125-letniej działalności artystycznej Chór Rzemieślniczy Lutnia zapisał niezliczoną ilość koncertów i występów publicznych na terenie Polski oraz Włocławka i regionu. Zdobył wiele nagród, które są świadectwem wielkiego zaangażowania jego członków w propagowaniu i upowszechnianiu kultury muzycznej. Bez wątpienia jego działalność społeczno-artystyczna odcisnęła trwały ślad w historii naszego miasta i stanowi fundamentalny element życia muzycznego w regionie. Na program koncertu złożyły się występy Chóru Lutnia z Włocławka oraz Chóru Miejskiego Lutnia Nowa z Aleksandrowa Kujawskiego i Zespołu Melodia z Kowala. Koncertowi towarzyszyła okolicznościowa wystawa prezentująca pamiątki związane z dziejami Chóru Rzemieślniczego Lutnia.

51. BYDGOSKI FESTIWAL MUZYCZNY Filharmonia Pomorska w Bydgoszczy organizuje w dniach 13 września – 4 października 51. Bydgoski Festiwal Muzyczny pod honorowym patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskiego i Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego Piotra Całbeckiego. Festiwalowe koncerty będą odbywały się w Bydgoszczy, Chełmnie i Toruniu. Festiwal zainauguruje Pasja według św. Łukasza Krzysztofa Pendereckiego w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Pomorskiej pod dyrekcją Antoniego Wita, z udziałem Chóru Filharmonii Narodowej w Warszawie, Warszawskiego Chóru Chłopięcego, Christiane Libor, sopran (Niemcy), Jarosława Bręka, bas – baryton, Stephana Klemma, bas (Niemcy), Daniela Olbrychskiego, recytacja. W programie Festiwalu znajdują się m.in. recital fortepianowy Adama Makowicza; koncert zespołu Kwadrofonik; koncert Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Pomorskiej pod dyrekcją Marka Pijarowskiego z udziałem Pawła Kowalskiego, fortepian – w programie m.in. Alborada del grazioso Maurice`a Ravela, Koncert fortepianowy Witolda Lutosławskiego, Tańce symfoniczne Sergiusza Rachmaninowa; koncert Kino zremisowane, koncert Chorał sarmacki pod kierownictwem artystycznym Roberta Pożarskiego w wykonaniu Kwartetu Wokalnego Tempus, Chóru Sarmackiego im. G. G. Gorczyckiego, Zespołu Instrumentów Dawnych; koncert Śpiewy synagog Jerozolimy, Nowego Jorku, Wiednia, Berlina i Wrocławia z okazji 70. Rocznicy Powstania w Gettcie Warszawskim z udziałem Chóru Synagogi pod Białym Bocianem (Wrocław) pod dyrekcją Stanisława Michała Rybarczyka, z udziałem Magdaleny Dynowskiej, sopran, Piotra

35


36

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Bunzlera, tenor, Piotra Rojka, organy; koncert zespołu Klezmafour; koncert z udziałem Nigela Kennedy`ego, skrzypce (Wielka Brytania), Rolfa Bussalba, gitara (Niemcy), Yarona Stavi, kontrabas (Wielka Brytania), Krzysztofa Dziedzica, perkusja; koncert Polskiego Chóru Kameralnego Schola Cantorum Gedanensis pod dyrekcją Jana Šukaszewskiego; koncert Orkiestry Kameralnej Capella Bydgostiensis pod dyrekcją JosÊ Maria Florêncio, z udziałem Jadwigi Kotnowskiej, flet, Anny Sikorzak-Olek, harfa, Vitolda Reka, kontrabas, Piotra Biskupskiego, perkusja. Festiwal zakończy Requiem Giuseppe Verdiego w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Pomorskiej pod dyrekcją Kazimierza Korda, z udziałem Chóru Opery Nova w Bydgoszczy, Joanny Woś, sopran, Anny Lubańskiej, alt, Nikolaya Dorozhkina, tenor (Rosja), Pawła Izdebskiego, bas.

NOWE ODSĹ ONY TEATRU WojewĂłdzki OĹ›rodek Animacji Kultury w Toruniu w ramach Programu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego RozwĂłj infrastruktury kultury / Infrastruktura domĂłw kultury zrealizowaĹ‚ projekt Nowe odsĹ‚ony teatru dofinansowywany ze Ĺ›rodkĂłw Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz WojewĂłdztwa Kujawsko-Pomorskiego. Zadanie miaĹ‚o na celu stworzenie warunkĂłw umoĹźliwiajÄ…cych poszerzenie oferty OĹ›rodka o przedsiÄ™wziÄ™cia kulturotwĂłrcze powiÄ…zane z szeroko rozumianÄ… sztukÄ… scenicznÄ…. A zatem bÄ™dÄ… rozwijane dotychczasowe dziaĹ‚ania OĹ›rodka w dziedzinie teatru, przede wszystkim o charakterze edukacyjnym, obejmujÄ…ce dzieci, mĹ‚odzieĹź, dorosĹ‚ych, zwĹ‚aszcza formy teatralnej pracy z osobami starszymi, ale i bÄ™dÄ… podejmowane przedsiÄ™wziÄ™cia Ĺ‚Ä…czÄ…ce róşne pokolenia, integrujÄ…ce róşne grupy wiekowe i Ĺ›rodowiska. W ramach projektu OĹ›rodek zakupiĹ‚ zestaw oĹ›wietleniowy, zestaw multimedialny, zestawy nagĹ‚oĹ›nieniowe. UmoĹźliwi to prowadzenie atrakcyjnych zajęć edukacyjnych, warsztatĂłw, szkoleĹ„.

OPR. J.R.

OTRZYMALIĹšMY ZAPROSZENIA Do OĹ›rodka Konferencyjnego Róşa WiatrĂłw w Toruniu t OB XFSOJTB˃ XZTUBXZ QPLPOLVSTPXFK ** FEZDKJ ,POLVSsu Plastycznego Kolorowy trzeci wiek dla UniwersytetĂłw Trzeciego Wieku z wojewĂłdztwa kujawsko-pomorskiego 25 czerwca. Do ToruĹ„skiej Orkiestry Symfonicznej w Toruniu t OB DZLM LPODFSUĂ˜X 'FTUJXBMV Europa – ToruĹ„. Muzyka i Architektura w zabytkowych obiektach miasta, m. in. koncerty Wiener Glasharmonika Duo w Collegium Maximum, Jekateriny Drzewieckiej i StanisĹ‚awa Drzewieckiego w Dworze Artusa, Kariny Skrzeszewskiej i Katarzyny Neugebauer w Ratuszu Staromiejskim, Wokół LutosĹ‚awskiego z udziaĹ‚em Krzysztofa Jakowicza i R. Morawskiego w Dworze Artusa, Donny Brown i zespoĹ‚u The Golden Gospel Pearls w koĹ›ciele Ĺ›w. Ducha – w lipcu i sierpniu. Do Tęşni Solankowej w InowrocĹ‚awiu t na Czwartkowe wieczory z muzykÄ… kameralnÄ… w dniach 27 czerwca – 25 lipca, t OB *9 *OPXSPDÂ’BXTLʇ /PD 4PMBOLPXʇ MJQDB Do Muzeum Ziemi Kujawskiej i DobrzyĹ„skiej we WĹ‚ocĹ‚awku t OB GFTUZO GPMLMPSZTUZD[OZ [ DZLMV Z Ĺźycia dawnej wsi pt. Pasterze na Bachorzy 30 czerwca, t OB TQPULBOJF X HNBDIV ;CJPSĂ˜X 4[UVLJ [ DZLMV Niedziela z kustoszem przy wystawie Powstanie styczniowe w prasie zagranicznej. Ryciny z kolekcji Krzysztofa Kura; spotkanie prowadzili: Krystyna Kotula – komisarz wystawy oraz Tomasz WÄ…sik – historyk – 28 lipca, t OB GFTUZO GPMLMPSZTUZD[OZ [ DZLMV Z Ĺźycia dawnej wsi pt. Czego JaĹ› siÄ™ nie nauczy, tego Jan nie bÄ™dzie umiaĹ‚ 4 sierpnia, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ SZTVOLĂ˜X 8JFTÂ’BXB %FNCTLJFHP Architektura zdarzeĹ„ 7 wrzeĹ›nia, t OB GFTUZO GPMLMPSZTUZD[OZ [ DZLMV PielÄ™gnujemy kulinarne tradycje regionu pt. Nalej Ĺźurku we dwojaki 8 wrzeĹ›nia.

t %P 8PKFXĂ˜E[LJFHP 0ĘŻSPELB ,VMUVSZ J 4[UVLJ X #ZEgoszczy t OB 'JOBÂ’ ,VKBXTLP 1PNPSTLJFHP .Â’PE[JF˃PXFHP PrzeglÄ…du Piosenki Debiut na rynku w CheĹ‚mĹźy 30 czerwca t OB 0HĂ˜MOPQPMTLJF 1S[FHMʇE 5XĂ˜SD[PĘŻDJ "SUZTUZD[OFK SeniorĂłw Babie lato 2013 w dniu 31 sierpnia, t %P (BMFSJJ .JFKTLJFK CXB X #ZEHPT[D[Z t OB PUXBSDJF XZTUBXZ Współczesna sztuka Japonii – Osaka. Grupa A-212 w dniu 6 lipca, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ +FS[FHP -VEXJLB #S[VTLJFXJD[B Black boxy z cyklu Skaryfikacje i tatuaĹźe oraz pola magnetyczne 21 sierpnia, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ +BLVCB &MXFSUPXTLJFHP TravemĂźnde 21 sierpnia. t %P 0ĘŻSPELB $IPQJOPXTLJFHP X 4[BGBSOJ t OB LPODFSU VD[FTUOJLĂ˜X ,VSTV .JTUS[PXTLJFHP 7 lipca. %P $FOUSVN 4[UVLJ 8TQĂ˜Â’D[FTOFK X 5PSVOJV t OB XSĘ’D[FOJF 4UZQFOEJĂ˜X .JBTUB 5PSVOJB X E[JFE[JOJF kultury na drugie półrocze 2013 r. w dniu 8 lipca. %P #ZEHPT[D[Z t OB É­XJĘ’UP ,SFTĂ˜X o NT[Ę’ ĘŻX X LPĘŻDJFMF HBSOJ[POPXZN wystawÄ™ i kiermasz wydawnictw 30 czerwca, t OB QPQPÂ’VEOJF SFĘFLTZKOP SFLSFBDZKOF PodwĂłrko z KulturÄ… – prezentacjÄ™ prozy Aleksandry Brzozowskiej 10 lipca. %P (BMFSJJ "VUPSTLJFK X #ZEHPT[D[Z t OB PUXBSDJF XZTUBXZ LT .BDJFKB ,VMD[ZʤTLJFHP Ĺťycie Mycielewa oraz spotkanie poetyckie z ks. Franciszkiem Kameckim Kiedy wychodzÄ™ poza nierozpoznawalny czas; wiersze czytali: autor i MieczysĹ‚aw Franaszek 11 lipca, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ PCSB[Ă˜X ,B[JNJFS[B %SFKBTB Naprzeciw siebie oraz spotkanie poetyckie z Janem Wachem ZobowiÄ…zania; wiersze czytaĹ‚ MieczysĹ‚aw Franaszek 29 sierpnia.


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

Do .JFKTLJFK #JCMJPUFLJ 1VCMJD[OFK JN ;E[JTÂ’BXB "SFOUPXJD[B XF 8Â’PDÂ’BXLV t OB PUXBSDJF XZTUBXZ GPUPHSBÄ•J BOBMPHPXFK ,JOHJ 4JULJFwicz Struktura, kontrast, Ĺ›wiatĹ‚ocieĹ„ 11 lipca, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ QSBD QMBTUZD[OZDI #FBUZ 3BLPD[Z i Justyny Jóźwiak, zorganizowanej wespół z WĹ‚ocĹ‚awskim Stowarzyszeniem ArtystĂłw Pasja 8 sierpnia, t OB %Z˃VSZ #BKLPXF D[ZUBOJF CBKFL [BHBELJ LPMPSPwanki i inne atrakcje dla dzieci) pod hasĹ‚em TÄ™czowe bajki 21 i 28 sierpnia, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ NBMBSTUXB *SFOZ 1PEFEXPSOFK Plenerowe impresje 2010-2013 w dniu 5 wrzeĹ›nia,. t OB Narodowe czytanie dzieĹ‚ Aleksandra Fredry z udziaĹ‚em Teatru Ludzi Upartych dziaĹ‚ajÄ…cego w Teatrze Impresaryjnym im. WĹ‚odzimierza Gniazdowskiego 7 wrzeĹ›nia. %P 1BSLV 4PMBOLPXFHP X *OPXSPDÂ’BXJV t OB LPODFSU TLS[ZQDPXZ 7BEJNB #SPETLJFHP J 1SP "SUF Group 12 lipca. %P 1BÂ’BDV -VCPTUSPʤ t OB ,PODFSU /BE[XZD[BKOZ [ PLB[KJ SPD[OJDZ XZCVchu powstania styczniowego: recital fortepianowy Agaty Nowakowskiej-Gumieli i wykĹ‚ad dr. Andrzeja Boguckiego PuĹ‚kownik Kazimierz MielÄ™cki - przywĂłdca powstania styczniowego 1863-1864 na Kujawach – 14 lipca, t OB 9** 'FTUJXBM Muzyka w Ĺ›wietle księşyca; w programie: wystawa i monodram MieczysĹ‚awa Franaszka Moja podróş do Indii, koncert piosenki francuskiej Yaga w repertuarze Juliette Greco, koncert arii operowych i operetkowych w wykonaniu MichaĹ‚a Hajduczeni (baryton) i Magdaleny Cysewskiej (sopran), performance i instalacja Grzegorza PleszyĹ„skiego Antydepresyjny PaĹ‚ac LubostroĹ„ z cyklu Rockandrollowa historia sztuki, monodram MieczysĹ‚awa Giedrojcia O szkodliwoĹ›ci palenia tytoniu, koncert w wykonaniu Krzysztofa Tymendorfa (altĂłwka) i Wojciecha Wieczorka (skrzypce) 26-28 lipca, t OB $-97 ,PODFSU 1BÂ’BDPXZ X XZLPOBOJV +BEXJHJ Stanek, RadosĹ‚awa Kurka i BolesĹ‚awa Ziarkiewicza 11 sierpnia. %P (NJOOFHP 0ĘŻSPELB ,VMUVSZ X 0CSPXJF t OB PUXBSDJF XZTUBXZ NBMBSTUXB +BOJOZ $ZNFS 1BMVT[kiewicz 19 lipca. %P (BMFSJJ 8P[PXOJB X 5PSVOJV t OB PUXBSDJF XZTUBXZ 1BXÂ’B 0MT[D[ZʤTLJFHP Lustro 19 lipca, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ 3BGBÂ’B #PFUUOFSB ÂŒVCPXTLJFHP Pytania bez odpowiedzi 19 lipca, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ 5PNBT[B 4PCJFSBKB J -FT[LB Ę VSLB Po-widoki i obiekty banalne 19 lipca, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ 5SJFOOBMF .BÂ’ZDI 'PSN .BMBSskich ToruĹ„ 2013 w dniu 23 sierpnia, t OB XZTUBXĘ’ GPUPHSBÄ•J .JDIBÂ’B "OJFNQBEZUBVB Under Ground 6 wrzeĹ›nia, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ *XPOZ -JFHNBOO Robimy muchomora 6 wrzeĹ›nia, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ GPUPHSBÄ•J +VTUZOZ (SVT[D[ZL Imperium snu 6 wrzeĹ›nia. %P #SPEOJDLJFHP %PNV ,VMUVSZ t OB LPODFSU [ VE[JBÂ’FN XZLÂ’BEPXDĂ˜X J VD[FTUOJLĂ˜X Wakacji muzycznych z pasjÄ… 30 lipca. %P 5FBUSV -FUOJFHP X *OPXSPDÂ’BXJV t OB *OPXSPDÂ’BXTLʇ (BMĘ’ 0QFSPXP 0QFSFULPXʇ X EOJBDI 2- 4 sierpnia. %P (BMFSJJ J 0ĘŻSPELB 1MBTUZD[OFK 5XĂ˜SD[PĘŻDJ %[JFDLB w Toruniu t OB XZTUBXĘ’ QSBD E[JFDJ [ $IPSXBDKJ D[ZOOʇ PE TJFSQOJB t OB PUXBSDJF XZTUBXZ GPUPHSBÄ•J [ 7** 0HĂ˜MOPQPMTLJFgo Plenerowego Spotkania FotografikĂłw Ustka 2013 w dniu 6 wrzeĹ›nia.

%P 1MBOFUBSJVN J 0CTFSXBUPSJVN "TUSPOPNJD[OFHP X (SVdziÄ…dzu - na Noc SpadajÄ…cych Gwiazd, czyli Perseidy 2012 – obserwacje deszczu meteorĂłw podczas maksimum, polowanie na satelity przelatujÄ…ce nad GrudziÄ…dzem, miÄ™dzy innymi obserwacje przelotĂłw stacji kosmicznej ISS – 10 i 11 sierpnia, - na Kosmiczne wakacje: astronomiczny poranek w Planetarium – seans oraz obserwacje plam na SĹ‚oĹ„cu podczas maksimum jedenastoletniego cyklu jego aktywnoĹ›ci 11 sierpnia. %P 4[LPÂ’Z 1PETUBXPXFK X 0TJFLV OBE 8JT’ʇ t OB 7** 1S[FHMʇE 5SBEZDZKOZDI ,BQFM 8FTFMOZDI ;JFNJ DobrzyĹ„skiej 10 sierpnia. Na rynek w Radziejowie t OB Jarmark krĂłlewski 17 sierpnia. /B (SPCZ 0CSPʤDĂ˜X 8JTÂ’Z XF 8Â’PDÂ’BXLV t OB VSPD[ZTUPĘŻDJ VQBNJĘ’UOJBKʇDF QPMFHÂ’ZDI X PCSPOJF WĹ‚ocĹ‚awka w 1920 r., z udziaĹ‚em KsiÄ™dza Biskupa Alojzego Meringa 18 sierpnia. %P #JCMJPUFLJ 1FEBHPHJD[OFK X 5PSVOJV t OB PUXBSDJF XZTUBXZ "OJUZ 0CPSTLJFK 0SBD[ Klamry 20 sierpnia. %P .V[FVN X (SVE[JʇE[V t OB PUXBSDJF XZTUBXZ LPMFLDKJ NJMJUBSJĂ˜X GBMFSZTUZLJ malarstwa i variĂłw Aleksandra Kazimierza WyrwiĹ„skiego 25 sierpnia, t OB PUXBSDJF XZTUBXZ NBMBSTUXB 4UBOJTÂ’BXB 4BDIB 4UBwiarskiego oraz recital fortepianowy Adama KoĹ›miei 6 wrzeĹ›nia. %P .V[FVN ;JFNJ %PCS[ZʤTLJFK X 3ZQJOJF t OB PUXBSDJF XZTUBXZ "OES[FKB (VNJʤTLJFHP Moje ikony oraz promocjÄ™ tomiku poezji Obcymi Ĺ›cieĹźkami 29 sierpnia, t OB PCDIPEZ SPD[OJDZ TQSPXBE[FOJB #P˃PHSPCDĂ˜X do Rypina 7 wrzeĹ›nia. %P (BMFSJJ 4[UVLJ 8TQĂ˜Â’D[FTOFK XF 8Â’PDÂ’BXLV t OB XZTUBXĘ’ Podróş w czasie. RzeĹşba Marii Wojtiuk, pokaz twĂłrczoĹ›ci uczestnikĂłw zajęć plastycznych we WĹ‚ocĹ‚awskim Centrum Kultury Malarstwo. Rysunek. Ceramika. Tkactwo prowadzonych przez JaninÄ™ Twardy, Mariusza Konczalskiego, BarbarÄ™ Lemiech i Janusza BisagÄ™ oraz warsztaty twĂłrcze Plastyczna lokomotywa inspirowane twĂłrczoĹ›ciÄ… poetyckÄ… Juliana Tuwima – w sierpniu. %P 'JMIBSNPOJJ 1PNPSTLJFK X #ZEHPT[D[Z t OB LPODFSU Kultowe przeboje na gitarÄ™ w wykonaniu Krzysztofa Meisingera 30 sierpnia, t OB LPODFSU 0SLJFTUSZ ,BNFSBMOFK $BQFMMB #ZEHPTUJFOTJT 4 wrzeĹ›nia, t OB #ZEHPTLJ 'FTUJXBM .V[ZD[OZ Klasyka i jazz w dniach 13 wrzeĹ›nia – 4 paĹşdziernika. %P %XPSV "SUVTB X 5PSVOJV t OB KVCJMFVT[ MFDJB 5PSVʤTLJFHP *OGPSNBUPSB ,VMUVralno-Artystycznego Ikar 3 wrzeĹ›nia. %P ,MVCV "SLB X #ZEHPT[D[Z t OB 5VSOJFK +FEOFHP 8JFST[B XS[FĘŻOJB %P (BMFSJJ 4[UVLJ -VEPXFK J /JFQSPGFTKPOBMOFK X #ZEHPT[D[Z t OB PUXBSDJF XZTUBXZ IBÄ™PXBOZDI DPMMBHZ &XZ %FUNFS szczęśliwÄ… być 5 wrzeĹ›nia, Do Muzeum OkrÄ™gowego w Toruniu t OB PUXBSDJF XZTUBXZ Przedmioty poşądania. Handel, wymian i grabieĹź na ziemiach polskich u schyĹ‚ku staroĹźytnoĹ›ci 6 wrzeĹ›nia, Na WzgĂłrze Zamkowe w Kruszwicy t OB JOBVHVSBDKĘ’ &VSPQFKTLJDI EOJ %[JFE[JDUXB Nie od razu PolskÄ™ zbudowano 7 wrzeĹ›nia. %P 1BSLV ,VMUVSPXFHP X 8JFUS[ZDIPXJDBDI LPÂ’P *[CJDZ Kujawskiej t OB GFTUZO BSDIFPMPHJD[OZ WehikuĹ‚ czasu 8 wrzeĹ›nia.

OPR. S.J.

37


FESTIWALE, PRZEGLĄDY, KONKURSY, WARSZTATY, SPOTKANIA XXII KONFRONTACJE AMATORSKIEJ TWÓRCZOŚCI ARTYSTYCZNEJ REGIONU TEATR Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje 7 grudnia XXII Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie teatru. Udział mogą w nich wziąć amatorskie zespoły teatralne prezentujące własne przedstawienia teatralne, w których oryginalne pomysły artystyczne mogą łączyć teatr z innymi dziedzinami sztuki. Karty zgłoszenia, płyty DVD w formacie DVD Video z zarejestrowanymi spektaklami oraz scenariuszami przedstawień należy nadsyłać do 11 października pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: katar@woak.torun.pl www.woak.torun.pl

WARSZTATY ABC TEATRU LALEK Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach 12-13 października warsztaty ABC teatru lalek. Udział mogą w nich wziąć instruktorzy, nauczyciele, pedagodzy, aktorzy-amatorzy, osoby chcące prowadzić zajęcia teatralne, miłośnicy teatru, którzy chcą poznać tajniki animacji przedmiotu i lalki. Program warsztatów obejmuje podstawowe zasady i techniki animacji przedmiotu i lalki teatralnej. Uczestnicy dowiedzą się, jak rozbudzić wyobraźnię dzieci i wykorzystać ich pomysły w budowaniu spektaklu; poznają sposoby ożywiania przedmiotów, tworzenia teatru lalkowego bez profesjonalnych lalek teatralnych; nauczą się odnajdywania ruchu konkretnej postaci teatralnej i „czarowania” tak, by lalka ożyła; dowiedzą się, jak połączyć gest ze słowem i z jakich tekstów warto skorzystać; poznają zasady budowy krótkiej etiudy teatralnej i spektaklu. Zajęcia prowadzi Dominika Miękus. Zgłoszenia należy nadsyłać do 27 września pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: agnieszka.piasecka@woak.torun.pl; www.woak.torun.pl

WARSZTATY TEATR – MUZYKA – RUCH Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach w dniach 15-17 listopada warsztaty teatralne Teatr – muzyka – ruch. Adresowane są do osób zainteresowanych teatrem, teatrem ruchu, działaniami z pogranicza teatru i muzyki. Program warsztatów obejmuje wybór repertuaru i propozycje repertuarowe, wybór koncepcji inscenizacyjno-reżyserskiej, współpracę ze scenografem, dekoracje i kostiumy, metody i etapy pracy z aktorem, dobór obsady, siłę i wyrazistość słowa w kreacji aktorskiej; pojęcie cielesności, odkrywanie potencjalnych możliwości ruchowych i ekspresyjnych ciała, wykorzystanie ruchu świadomego i nieświadomego w pracy twórczej; przestrzeń teatralną: słabe i mocne punkty

sceny, wzajemne ustawienie (relacje) aktorów, wykorzystywanie dźwięku naturalnego w widowisku, piosenkę aktorską; rolę dźwięku i sposoby jego wykorzystania w przedstawieniu teatralnym, muzykę ciała. Podczas warsztatów uczestnicy stworzą oprawę muzyczną do wybranego tekstu. Zajęcia prowadzą: Marta Zawadzka, Krystian Wieczyński i Erwin Regosz. Zgłoszenia należy nadsyłać do 31 października pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: erwin.regosz@woak.torun.pl www.woak.torun.pl

WARSZTATY TEATRU ANIMUJĄCEGO SPOŁECZNOŚĆ LOKALNĄ Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach 23-24 listopada warsztaty Teatru animującego społeczność lokalną. Celem warsztatów jest zapoznanie uczestników z ideą animacji lokalnej przez teatr, różnymi metodami pracy w teatrze o charakterze społecznym i ekologicznym, technikami przydatnymi w pracy teatralnej w grupach wielopokoleniowych i integracyjnych, wyposażenie uczestników w narzędzia niezbędne do samodzielnej pracy z podopiecznymi grup teatralnych. Program warsztatów obejmie podstawowe elementy wiedzy o teatrze, teatrze amatorskim, społecznie zaangażowanym i ekologicznym oraz performansie. Uczestnicy dowiedzą się jak pracować metodami teatralnymi, parateatralnymi i z zakresu arteterapii, jak rozbudzić wyobraźnię podopiecznych i wykorzystać ich pomysły w budowaniu spektakli teatralnych, poznają sposoby tworzenia teatru improwizowanego, dowiedzą się jak połączyć gest ze słowem i z jakich tekstów warto skorzystać w pracy teatralnej, poznają podstawy budowy krótkiej etiudy teatralnej, a następnie – spektaklu. Warsztaty prowadzą Erdmute Sobaszek i Wacław Sobaszek. Zgłoszenia należy nadsyłać do 8 listopada pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 www.woak.torun.pl

WARSZTATY ABC TEATRU W TERAPII Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach 14-15 grudnia warsztaty ABC teatru w terapii. Celem warsztatów jest zapoznanie uczestników z ideą terapii przez teatr, różnymi metodami pracy teatralnej o charakterze terapeutycznym, technikami arteterapii przydatnymi w pracy teatralnej w środowiskach osób wykluczonych, wyposażenie uczestników w narzędzia niezbędne do samodzielnej pracy z podopiecznymi grup teatralnych. Program warsztatów obejmie podstawowe elementy wiedzy o teatrze, teatrze amatorskim oraz teatrze w terapii. Podczas zajęć uczestnicy dowiedzą się, jak pracować metodami teatralnymi, parateatralnymi i z zakresu arteterapii, jak rozbudzić wyobraźnię podopiecznych i wykorzystać ich pomysły w budowaniu spektakli teatralnych; poznają sposoby tworzenia teatru terapeutycznego; dowiedzą się z jakich tekstów warto skorzystać w pracy te-


Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

atralnej; poznają podstawy budowy krótkiej etiudy teatralnej, a później – spektaklu. Warsztaty prowadzą Jolanta Klauza i Agnieszka Piasecka. Zgłoszenia należy nadsyłać do 29 listopada pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: agnieszka.piasecka@woak.torun.pl www.woak.torun.pl

WARSZTATY COACHING PROJECT Z CONTACT IMPROVISATION Z ELEMENTAMI BODY MIND CENTERING® Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach 11-13 października warsztaty Coaching project z contact improvisation z elementami Body Mind Centering®. Coaching – metoda poszukiwania własnych możliwości i doskonalenie swoich umiejętności poprzez współpracę z mistrzem, który sugerując sposób i metody pracy powoduje otwieranie nowych możliwości w doskonaleniu własnych umiejętności. Contact improvisation (improwizacja w kontakcie) jest to metoda pracy oparta na używaniu środka ciężkości do pracy w kontakcie z inną osobą, sposobami podnoszeń, ale też współpracy w kreowaniu ruchu. Wszystko odbywa się wyłącznie poprzez improwizację, wyczucie partnera, reakcję na jego działanie i szybką współpracę. Body Mind Centering jest metodą pracy nad świadomością ciała opartą na różnych systemach: skóry, powięzi, kości, mięśni, organów wewnętrznych. Jest to metoda doskonalenia funkcjonowania ciała poprzez ruch, oddech, kontakt. Trening BMC jest bardzo pomocny szczególnie w pracy tancerzy (cenny również dla muzyków, wokalistów, aktorów), wpływa na poprawę postawy i ułożenia ciała, gibkości i siły, poszerzeniu umiejętności ruchowych, improwizacji a także zapobiega kontuzjom lub wspomaga terapię po kontuzjach. Body Mind Centering jest przede wszystkim procesem twórczym, podczas którego uczestnik „bada” własne ciało, pracuje nad nim i swoim umysłem. W procesie tym umysł wyraża się poprzez ciało i ruch. Z tego doświadczenia wnioski dla uczestników wypływają same, nikt im ich nie przekazuje. Warsztaty prowadzi Iwona Olszowska. Zgłoszenia należy nadsyłać pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: marta.zawadzka@woak.torun.pl, www.woak.torun.pl

WARSZTATY MAGIA GŁOSU – TWÓJ DŹWIĘKOWY WIZERUNEK Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach 12-13 października warsztaty Magia głosu – twój dźwiękowy wizerunek. Udział mogą w nich wziąć nauczyciele, urzędnicy, instruktorzy z placówek kultury, osoby zainteresowane świadomym mówieniem. Program warsztatów obejmuje podstawowe pojęcia związane z emisją głosu oraz ćwiczenia prawidłowej fonacji na otwartym gardle, sposoby posługiwania się barwą, siłą i średnicą głosu. Zajęcia prowadzi Erwin Regosz. Zgłoszenia należy nadsyłać do 27 września pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: erwin.regosz@woak.torun.pl www.woak.torun.pl

WARSZTATY MUZYKOTERAPIA Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach 14-15 grudnia warsztaty Muzykoterapia. Adresowane są do osób zainteresowanych wykorzystaniem leczniczych i relaksujących właściwości dźwięku, zwłaszcza pedagogów specjalnych i przedszkolnych, terapeutów zajęciowych, nauczycieli, muzyki. Program warsztatów obejmuje sposoby ujawniania i rozładowywania zablokowanych emocji i napięć, osiągania integracji w grupie, poprawy komunikacji, naukę odpoczynku i relaksacji, usprawnianie funkcji percepcyjno-motorycznych, uwrażliwienie na muzykę i przyrodę, wzmocnienie i ułatwienie rehabilitacji, procesu leczenia, poprawiania kondycji psychofizycznej, wzrostu sił witalnych i pozytywnego nastawienia do życia, podstawowe informacje dotyczące emisji głosu. Zajęcia prowadzą Lucyna Matuszak i Erwin Regosz. Zgłoszenia należy nadsyłać do 22 listopada pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: erwin.regosz@woak.torun.pl, www.woak.torun.pl

WARSZTATY PEDAGOGIKA ZABAWY W PRACY Z DZIEĆMI I MŁODZIEŻĄ Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach w dniach 25-27 października warsztaty Pedagogika zabawy w pracy z dziećmi i młodzieżą. Adresowane są do nauczycieli wszystkich typów szkół, przedszkoli, placówek opiekuńczo-wychowawczych, instruktorów domów kultury, bibliotekarzy, pracowników muzeów, pracowników socjalnych, katechetów, organizatorów wypoczynku zimowego i letniego grup dzieci i młodzieży. Podczas warsztatów uczestnicy poznają w praktyce metody przydatne w animacji grupowej – zabawy ułatwiające wejście w grupę i wzajemne poznanie, tańce integracyjne, techniki dyskusji, zabawy muzyczne i ruchowe, gry dydaktyczne, scenariusze przeznaczone do animacji dużych grup oraz techniki uzyskiwania informacji zwrotnej. Dowiedzą się również o możliwościach wykorzystania pedagogiki zabawy w nauczaniu, na zajęciach pozalekcyjnych i przy okazji realizowania imprez okolicznościowych z udziałem małych i dużych grup. Omówione będą także teoretyczne podstawy i zasady wykorzystania metod pedagogiki zabawy w praktyce pedagogicznej. Zajęcia prowadzi Alicja Usowicz. Zgłoszenia należy nadsyłać do 11 października pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: alicja.usowicz@woak.torun.pl www.woak.torun.pl

WARSZTATY ORGANIZACJA IMPREZ DLA MAŁEJ I DUŻEJ GRUPY Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach 15-17 listopada warsztaty Organizacja imprez dla małej i dużej grupy. Warsztaty są adresowane do nauczycieli, instruktorów domów kultury, bibliotekarzy, pracowników muzeów, pracowników socjalnych – osób poszukujących

39


40

Biuletyn Informacji Kulturalnej Nr 9-10/2013

inspiracji do działań twórczych i preferujących aktywne metody pracy z grupą. Program warsztatów obejmuje zabawy ułatwiające wejście w grupę, zabawy rozluźniające oparte o ruch, taniec, metody integrowania grupy, pomysły na aktywne i twórcze działania z grupami różnej wielkości (impreza fabularyzowana, impreza „na hasło”, animacja dużych grup z wykorzystaniem stoisk animacyjnych, animacja grup wielopokoleniowych, proste działania plastyczne). Główny nacisk jest położony na dostarczenie uczestnikom wiedzy i kształtowanie umiejętności samodzielnego przygotowywania i realizowania różnorodnych imprez dla grup dużych i małych. Omówione zostaną teoretyczne podstawy i zasady wykorzystania metod pedagogiki zabawy w praktyce pedagogicznej. Zajęcia prowadzi Alicja Usowicz. Karty zgłoszenia należy nadsyłać do końca października pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: alicja.usowicz@woak.torun.pl www.woak.torun.pl

IX CHEŁMIŃSKIE SPOTKANIA KLUBÓW SENIORA ZŁOTY, JESIENNY LIŚĆ Chełmiński Dom Kultury organizuje 13 października w Chełmnie IX Chełmińskie Spotkania Klubów Seniora Złoty, jesienny liść. Udział mogą w nich wziąć soliści, zespoły wokalne, wokalno-instrumentalne, folklorystyczne wykonujące program trwający do 15 minut, kabarety wykonujące program trwający do 20 minut, gawędziarze wykonujący program trwający do 10 minut oraz twórcy rękodzieła ludowego. Przynajmniej jeden utwór powinien nawiązywać do tematyki miłosnej. Karty zgłoszenia należy nadsyłać do 25 września pod adres: Chełmiński Dom Kultury ul. Dworcowa 40 a 86-200 Chełmno tel. 56 686 48 08

WARSZTATY JAK TWÓRCZO I Z POMYSŁEM ANIMOWAĆ GRUPY SENIORÓW Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje w dniach 13-15 grudnia warsztaty Jak twórczo i z pomysłem animować grupy seniorów. Warsztaty są adresowane do osób pracujących z ludźmi starszymi i w grupach łączących pokolenia, nauczycieli, instruktorów, animatorów czasu wolnego, studentów. Uczestnicy będą poznawali metody aktywizujące dla osób w starszym wieku, zabawy integracyjne, ruchowe, tańce w kręgu, działania muzyczne, plastyczne, będą kształtowali umiejętności prowadzenia zajęć z udziałem seniorów i grup wielopokoleniowych, rozwijali twórcze pomysły na przygotowanie kameralnych spotkań oraz imprez łączących pokolenia. Zajęcia prowadzi Alicja Usowicz. Karty zgłoszenia należy nadsyłać do 29 listopada pod adres: Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury ul. Szpitalna 8 87-100 Toruń tel. 56 652 27 55, 56 652 20 27 e-mail: alicja.usowicz@woak.torun.pl www.woak.torun.pl

KONKURS FOTOGRAFICZNY ZDROWE JEST PIĘKNE Miejska Biblioteka Publiczna im. Zdzisława Arentowicza we Włocławku organizuje Konkurs Fotograficzny Zdrowe jest piękne. Udział mogą w nim wziąć osoby do 25. roku życia. Nadsyłają jedną lub dwie fotografie w postaci odbitki i pliku cyfrowego. Prace należy nadsyłać do 30 października pod adres: Miejska Biblioteka Publiczna im. Zdzisława Arentowicza ul. Warszawska 11/13 87-800 Włocławek tel. 54 231 55 50

OPR. J.R.

Więcej informacji o festiwalach, przeglądach, konkursach, warsztatach, spotkaniach w internetowej wersji Biuletynu Informacji Kulturalnej.

INTERNETOWE KALENDARIUM KULTURY Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu realizuje projekt Internetowe Kalendarium Kultury. Prosimy zatem o zgłaszanie imprez planowanych w Województwie Kujawsko-Pomorskim na rok 2014 za pomocą formularza „<zgłoś imprezę>” w portalu www.ikk.art.pl. Instytucje i osoby nie dysponujące dostępem do internetu i poczty elektronicznej mogą w wyjątkowych przypadkach przesłać do nas informacje pocztą zwykłą (podając telefon kontaktowy). Internetowe Kalendarium Kultury, dostępne w portalu www.ikk.art.pl oraz na naszej stronie internetowej – www.woak.torun.pl, jest podstawowym źródłem informacji o imprezach kulturalnych w naszym województwie. Znajdą się w nim wszystkie nadesłane do nas informacje; mogą one być w dowolnej chwili uzupełniane i na bieżąco aktualizowane. Prosimy również o sprawdzenie i dokonanie ewentualnej korekty danych adresowych instytucji kultury, organizacji pozarządowych i innych organizatorów wydarzeń kulturalnych. O wszelkich zmianach danych teleadresowych prosimy nas informować za pośrednictwem poczty elektronicznej: woak@woak.torun.pl. Projekt Internetowe Kalendarium Kulturalne Województwa Kujawsko-Pomorskiego jest realizowany przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Programu MECENAT 2006.




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.