VIRUS
ZINE
zine
W Y DAW N I CTW O BOMBA
virus 1
SPIS WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
2
Jessica McComber - https://www.instagram. com/noneuclideanpizzabox/ Kosmo Ju – https://www.facebook.com/JuliannaWinczykakaJu/ Ig : @re_creative_ju https://www.instagram. com/re_creative_ju/?hl=pl Zuza Tokarska ztokarska.pl Instagram.com/odpodszewki Marcin Salwin Ig: mrcn_slwn Nadzieja Mielewczyk Ewelina Zając www.instagram.com/zajac___ Marta Głup 0° DLL Julia Vitti Ida Derczyńska Among Scratches https://m.facebook.com/AmongScratches/?ref=bookmarks https://www.instagram.com/among_scratches/ Witek Dąbrowski https://www.instagram.com/ brat.witt/?hl=pl
3 W Y DAW N I CTW O BOMBA
https://www.behance.net/Witold_Dabrowski?tracking_source=search_users_recommended%7Cwitold+d%C4%85browski D o m i n i k a N o w i c k a Pracownia Filmu Społecznego Ago Calipso https://bit.ly/szajs-no1 https://www.instagram.com/_im_ago_/ Sara Jaworska Kasia Tyszkiewicz @kasiatysio Leroj i Merlin @s_o_s_i_r https://www.instagram.com/ s_o_s_i_r/?hl=pl @tyszkajulia. https://www.instagram.com/ tyszkajulia/?hl=pl Dominika Maria Głowala https://www.instagram. com/0.dmg/ Florentyna Macioszczyk https://www.instagram. com/faunatime/?hl=pl @ania_jglrz Śnieżka* https://m.facebook.com/%C5%9Anie%C5%BCka-105421057691967/?ref=bookmarks Marcin Krawczyk Basia Gryczan/Biedna Dziewczyna Karolina Wajman ig: @karla.waj Witold Murawski. Nikita Krzyżanowska: https://www.instagram. com/krzyzanowskanikita/ Małgorzata Mycek https://www.instagram.com/ VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
4
malgorzatamycek_fanclub/ Natalia Saja Paulina Wiczanowska i Anna Wacławek (proszę podpisać: Wicza i Ania). Kasia Bielak https://instagram.com/_kasiabe @_kasiabe Kalyma Ziahyck https://www.instagram.com/ kalymaziahyck/. Zuza Koprowska https://www.instagram.com/ zz_uza/ https://www.instagram.com/nadwrazliwosci/ Patrycja Cichosz https://www.instagram.com/ triangularvomit/ Magda Złoczewska Hinimibi Kara https://www.instagram.com/karaszaszka Jan Baszak www.janbaszak.pl Natalia Dopkoska Małgosia M3taHari Kuba Siedlecki "Szosy dzien w prozni" Aleksandra Skorupka @skorupkaaleksandra https://instagram.com/ skorupkaaleksandra?igshid=h7o2ajsw7unz Llwy i konie text: www.lwyikonie.pl Grafika: @hankozaur Martyna Nitkowska @nitkowskamartyna
5
W Y DAW N I CTW O BOMBA
Magdalena Zagorski https://www.instagram.com/ magdalenazagorski/ joanna bubak - @aisakabub Klaudia Figura https://www.instagram.com/k.afkaes.k/?hl=pl Antonina Chmielewska http://antoninachmielewska.myportfolio.com/ https://www.instagram.com/tosia_chmielewska/ Piotr Maciejowski, Aleksandra Skorupka https://www.instagram.com/p.maciejowski/ https://www.instagram.com/skorupkaaleksandra/ Aneta Sieniawska/lux https://www.instagram.com/ yiaolux/ Paulina Byczek https://www.instagram.com/pbyczekk/ Mia https://www.instagram.com/siluet_elektro/ Daniel W. Weiss about.me/daniel_wweiss Tytus Niewiedział https://tytusleo.myportfolio. com @tytus_leo Julia Walkowiak @plant_mate Julia Sokołowska Marta Łyżwińska @martalyzwinska Damian Ciszek Weronika Bębenek Agata Orłowska @agata.or strona: https://www. agata-orlowska.pl Maja Grynko Czarny Notes VIRUS
ZINE
NA
VIRUS
ZINE
DYSTANS
Pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce. Ty pierdolnąłeś drzwiami na messengerze. Trzask mi się echem w głowie nie odbije, ale drga mi czubek serca jak głowa psa słyszącego kroki na klatce schodowej. Od teraz, mam serce psiogłowe, na dźwięk wiadomości w telefonie.
WYDAWNICT WO BO MBA
No i się zaczął dramat globalny. Już dawno, chociaż powódź Polak dojrzał dopiero u swych drzwi. Wielki Post się zaczął, w kalendarzu świąt religijnych i narodowych. Jezus siedzi 40 dni w roku na pustyni, a ja baba głupia, co tej idei nie pojmie, zamiast konteplować w ten czas, coś jej się ujebało, żeby ją zamiatać. Jezu, zamiatam Tobie. Nastały zmiany , nastał początek epidemii. Zaczął się mój rozpad wewnętrzny i wizja domu w lesie, malowana od miesięcy, zaczeła ulatywać. Ktoś mi zdmuchnął mandalę. Umiera pierwsza osoba. Nie z głębi kraju oddalonej, nie Chinka z innego kontynetu, a Polka z sąsiedztwa. Pobożna kobieta, taka jak ciotka z rodziny. Dostaję list pod tymi na messengerze zatrzaśniętymi drzwiami. Jest to list miłosny o zakończeniu miłości. Niedawno dotykałam twarzy z kilkudniowym zarostem, dzisiaj dotykam ekran telefonu.
6
7
Bezdomni proszą o jedzenie. Chcę teraz pomagać wszystkim, bo najmniej umiem sobie. Daję im płyn do dezynfecji rąk. I słoik zupy dla pani Janiny. Nie wiem co jest słuszne, gdy pomoc to kontakt, a kontakt to zagrożenie. Może lepiej się nie ruszać? Nie dawać nic, nawet w rękawiczkach. Nie podawać nawet słów. Śni mi się, że wyjeżdzam do Ciebie i nie mogę wrócić. Odwołano pociągi, spóźnię się do pracy, nie zdąże na dworzec. Ty nie masz czasu rozmawiać, nie możesz mnie nigdzie podwieźć i mówsz: musisz sobie jakoś z tym poradzić. Pani w osiedlowym zza wielkiej oddzielającej nas pleksy nad ladą sprzedaje mi wino. Półka z winami jest prawie pusta. Pusta jak słowa o kochaniu. Jakiś ziomek kupuje wódkę, mówi: wie pani, ja jestem nosicielem. Nosicielem piwa ze sklepu. Jeśli jeszcze raz go spotkam, chyba się z nim najebię za tym sklepem. Chcę, żebyś tu był i mówił, że wszystko będzie dobrze. I, że ludzie już nie będą umierać. Pójdziemy na spacer za rękę, przytuleni pod drzewem, bedziemy znowu słuchać jak śpiewają ptaki. Moi przyjaciele leżą w swoich łóżkach. Bywają obecni, 6 godzin temu, 8 godzin temu, 5 minut temu, minutę temu na messengerze.
W Y DAW N I CTW O BOMBA
Wyje całym psim sercem, w lesie. Chciałbym pobiec z wilkami, jak te kobiety mocy, oświecona i lekka. Piszczę jak szczeniak porzucony w deszczu. W osiedlowym i biedronce nie ma drożdży. Nie ma ludzi na ulicach, a w żabce hot -dogów bez mięsa. Nie ma Ciebie w moim życiu.
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
Policja nadaje przez megafon komunikat:
Odwołano już wszystko. Odwołano przyszłosć.
A ja, daję sobie radę, czasem siadam i płaczę, Bo chciałabym dogasić to ognisko rękami, I nie mogę. Ono jest wszędzie, w nas i poza nami. Nie dotykaj go palcami
Piszę w nocy na murze: w czasach ZARAZY, złamałeś mi SERCE, BOJĘ SIĘ pytać, co kurwa jeszcze.
WYDAWNICT WO BO MBA
D O N N A H AY W A R D
8
9 W Y DAW N I CTW O BOMBA
N I K I TA K R Z Y Ż A N O W S K A - P Ł A C Ę C I Z A T O, B Y Ś M I LC Z A Ł
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
N I K I TA K R Z Y Å» A N O W S K A - H W D P
VIRUS ZINE
10
11
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
12
ZINE
płytkie wynurzenia świat nieustannie spala się i odradza plany, marzenia, cele wszystko spala się razem z całym światem pył pyli niczym wiosenne kwiaty mam na to uczulenie tracimy całkowicie kontrolę wciąż popełniamy nowe błędy nie naprawiamy poprzednich dziś nie ma są tylko zmarnowane dni godziny i minuty dezorientacja gorzki przedsmak apokalipsy czuć jej woń od dawna teraz przerodziła się w swąd strachu i niepewności nie ma dokąd uciec nie ma dokąd odejść nie można schować się zniknąć też nie można tylko zanurzyć w marazmie błyskawicznie nie mamy możliwości dokonania czegokolwiek zapadnięcia w pamięć unosimy się bezbronnie na resztkach tłumionego oddechu i to jest takie nieprzyjemne N ATA L I A S A JA
W Y DAW N I CTW O BOMBA
A M O N G S K R AT C H E S
13
ZINE
VIRUS
ZINE
M A R TA ŁY Ż W I Ń S K A - STAY N E G AT I V E
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS
14
15 W Y DAW N I CTW O BOMBA
M A ŁG O R Z ATA M YC E K
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
O D LOT Y
16
17 W Y DAW N I CTW O BOMBA
wypadłam przez okno z bloku mieszkańcami biegamy po osiedlu machając rękami 2 metry odstępu kluczem przed siebie i wchodzę na palce i skaczę wysoko i już zgromadzanie gotowe do lotu gdy nagle na ziemię ściągnięci leżymy śpiewając pieśń o odlocie do innej krainy KO S M O
VIRUS
ZINE
BIEDNA DZIEWCZYNA KO R O N A D I L D O
WYDAWNICT WO BO MBA DANIEL WEISS
VIRUS ZINE
18
M A R C I N S A LW I N
FA U N AT I M E P SYC H O Z A
W Y DAW N I CTW O BOMBA
Z U Z A TO K A R S K A
19
ZINE
VIRUS
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
W I T O L D D Ą B R O W S K I - K W A R A N TA N N A
W I T O L D D Ą B R O W S K I - T O P 10 S P O S O B Ó W N A K W A R A N TA N N Ę
20
21 W Y DAW N I CTW O BOMBA
WITOLD DĄBROWSKI - MASZYNA DO WYRZUCANIA LUDZI W P R Z E ST R Z E Ń KO S M I C Z N Ą
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
22
W I T O L D D Ą B R O W S K I - K TÓ R Ę DY N A KO N I E C Ś W I ATA
W I TO L D D Ą B R O W S K I - N E C R O S I S
WYDAWNICT WO BO MBA
WITOLD DĄBROWSKI - PLEASE EXIT THE PLANET
23
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
@ANIA_IGRZL
24
25
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
26
27 W Y DAW N I CTW O BOMBA
A L E K S A N D R A S KO R U P K A I M A G I N A RY P L A C E S A R E S A F E
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
A L E K S A N D R A S KO R U P K A I M A G I N A RY P L A C E
28
29
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
30
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
Wybrałam nie wybierać życia: wybrałam coś innego. A powody? Nie ma żadnych powodów. Kto potrzebuje powodów, kiedy macie samo-izolację?
CORONASPOTTING 0° DLL
VIRUS
Ludzie wyobrażają sobie tylko nędzę i desperację i śmierć i cały ten syf, którego jasne nie można ignorować, ale to o czym zapominają to rozkosz. Inaczej nie robiłybyśmy tego. Przecież nie jesteśmy zjebane. Przynajmniej nie aż tak zjebane. Weźcie najlepszy orgazm, jaki kiedykolwiek miałyście, pomnóżcie go przez tysiąc i nadal nie jesteście nawet blisko.
31
Wejście w samo-izolację. Etap pierwszy: przygotowanie. Do tego będziecie potrzebowały: jednego mieszkania, którego nie opuścicie; makaronu, dziesięć opakowań; krojonych pomidorów, osiem puszek; czekolady, trzy tabliczki, na promocji; płatków śniadaniowych; mleka, jedna butelka; maczety; płynu do dezynfekcji rąk; D3 w pastylkach; soku z bzu; monsterka; pornografii; jednego wiadra na mocz, jednego na kał i jednego na wymioty; jednego laptopa; jednego opakowania estriadolu, które już zdobyłam od współlokatorki, która jest także na swój domowy i społecznie akceptowany sposób w samo-izolacji. Minusem wychodzenia z samo-izolacji jest to, że wiem, że będę musiała ponownie spotykać się z moimi przyjaciółmi w stanie pełnej świadomości. To jest okropne: tak bardzo przypominają mnie, że nie mogę na nich patrzeć. Prawda – no, prawda jest taka, że od dawna mam problemy z samo-izolacją, z uzależnieniem od wirusów. Jestem znana z tego, że liżę zakażone powierzchnie, dotykam je, połykam, wsadzam w dupę i wstrzykuję. Próbowałam walczyć z tym, ale jeśli nie liczyć bezwarunkowego dochodu podstawowego i kradzieży w sklepach, od lat nie miałam regularnej pracy. Wam społeczny dystans się przytrafia. Ja urodziłem się w zamknięciu, zostałam uformowana przez kwarantannę. Nie zaczerpnęłam świeżego powietrza przed dorosłością, a słońce do dziś mnie oślepia. Kiedy wy dusiliście się od COVID-19, miałam już wersję testową COVID-20. Czuję, że to ważne, by o tym wspomnieć.
W Y DAW N I CTW O BOMBA
Kiedy jesteście w samo-izolacji, myślicie tylko o jedynym: zarazić się wirusem. Kiedy się kończy, nagle musicie martwić się wszelkiego rodzaju innym syfem. Nie ma pandemii: nie możecie nikogo zarazić. Jest pandemia: wszyscy są już zarażeni. Nie macie nikogo: bez szansy na degenerację w polikule. Macie kogoś: każde umiera osobno w katakumbach apartamentowca. Musicie martwić się o rachunki, o jedzenie, o jakąś drużynę piłkarską, która nigdy już, kurwa, nie zagra, o kontakty towarzyskie i wszystkie te sprawy, które tak naprawdę nie mają znaczenia, kiedy jesteście w szczerej i prawdziwej samo-izolacji.
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
32
WYDAWNICT WO BO MBA
Ziomek nauczył mnie uwielbiać i szanować Narodowy Fundusz Zdrowia. To było źródło dużej części naszych akcesoriów. Kradłyśmy leki, kradłyśmy recepty lub je kupowałyśmy, sprzedawałyśmy, zamieniałyśmy, podrabiałyśmy, kserowałyśmy lub wymieniałyśmy je z chorymi na raka, alkoholikami, emerytami, chorymi na COVID, epileptykami i znudzonymi pomocami domowymi. Brałyśmy maseczki, jednorazowe rękawiczki, respiratory, remdesiwir, chlorokinę, hydroksychlorokinę, lopinawir, ritonawir, tocilizumab sprzedawany jako actemra, fawilawir, TJM2, AT-100, TZLS-501, OYA1, BXT-25, INO-4700 (GLS-5300). Ulice toną w lekach, które można gromadzić w mieszkaniach, a my brałyśmy wszystkie, byleby zabrakło ich na rynku. Kurwa, wstrzyknęłybyśmy witaminę C, gdyby tylko miała wartość medyczną. Naszą jedyną odpowiedzią było robić to samo i jebać wszystkich. Ładowałyśmy fiolki estriadolu w żyły, wynurzałyśmy się w strefach zarazy, zaopatrywałyśmy przeczesując puste supermarkety i martwe mieszkania, nasze twarze skąpane we krwi grupy ryzyka, nagie i wolne wyłyśmy do zimnych i obojętnych gwiazd. Byłyśmy uzależnione od plagi, fascynatkami wirusowej eugeniki przyklejonymi do platformy streamingowej z nadciągającej masakry nadmiarowego mięsa w szczycie wzrostu wykładniczego epidemii. Chciałyśmy więcej niż media mogły nam dać. Jeszcze więcej: wstawać, wychodzić, rabować, kraść, oszukiwać, nakręcać się z tęsknotą na dzień, w którym to wszystko będzie jeszcze gorsze. Społeczny rozkład. To najszczęśliwszy czas naszego życia. Bo bez względu na to, ile nagromadziłaś i ile ukradłaś, nigdy nie masz dość. Bez względu na to, jak często wychodzisz, okradasz i oszukujesz, zawsze chcesz zrobić to wszystko ponownie. Prędzej czy później poczujesz zew skażonej krwi. To miał być mój ostatni raz. Ale powiedzmy to sobie jasno: są ostatnie razy i ostatnie razy. Którym właśnie miało być to? Niektóre ostatnie razy są w taki czy inny sposób ostateczne,
33
Więc dlaczego to zrobiłam? Mogłabym dać milion odpowiedzi, wszystkie fałszywe. Prawda jest taka, że jestem złym człowiekiem, ale to się zmieni, zmienię się. To ostatni raz coś tego typu. I tak zaczynam nudzić się tą pandemią. Posprzątam i pójdę przed siebie, pójdę prosto i wybiorę życie. Już nie mogę się doczekać. Będę taka jak ty: praca, rodzina, jebany wielki telewizor, pralka, samochód, laptop i elektryczny otwieracz do konserw, dobre zdrowie, niski poziom cholesterolu, ubezpieczenie dentystyczne, kredyt hipoteczny, kredyt na mieszkanie, odzież rekreacyjna, walizka, trzyczęściowe mieszkanie, instagram, gry, żarcie na wynos, dzieci, spacery po parku, 8-godzinny tryb pracy, wyjście na miasto, niedziela na Zakrzówku, wybór swetrów, rodzinne Boże Narodzenie, emerytura, zwolnienie z podatku, czyszczenie żaluzji, przeżywanie, patrzenie przed siebie, aż do dnia, w którym umierasz.
W Y DAW N I CTW O BOMBA
podczas gdy inne są tylko przystankami w samo-izolacyjnej podróży przez życie na społecznym dystansie.
VIRUS
ZINE
elasto VIRUS
ZINE
34
chciałam zadzwonić, ale w rękawiczkach nie potrafię odblokować telefonu
WYDAWNICT WO BO MBA
świat ustawia nas w rzędzie na tej samej wysokości próbuje ułatwić życie zamrażając w tym miejscu i czasie niczym najwyższej klasy kelner na srebrnej tacy serwuje konkrety w postaci niezidentyfikowanych substancji w niezidentyfikowanym stanie skupienia może nie musi być tego świata ani masek i rękawiczek mogą być dłonie i twarze nie musimy być my mogę być ja nie stanę w kolejce po fundamenty bo dla mnie ich nie wystarczy
K A LY M A Z I A H YC K
mamy na sobie kawałki elastomeru palce pokryte talkiem usta schowane jakby chcieli uświadomić nam że i tak nie mamy nic do powiedzenia może zawsze tak było może zawsze mieliśmy maski
omer 35
W Y DAW N I CTW O BOMBA
chciałam wejść do domu. powiedzieli, że mnie nie wpuszczą próbowałam zapukać, pociągnąć za klamkę nie miałam rękawiczek jestem pozostawioną materią kolonią bakterii na fladze biało-czerwonej złamanym kawałkiem drewna, wygiętą rurką z metalu uśmiecham się do pani za ladą, nie zauważa „Do widzenia” zatrzymało się w maseczce wielokrotnego użytku od środka jestem ciałem i krwią odłamkiem granatu z wojny w Iraku spojrzałam w oczy tym stojącym w kolejce połączenie zostało zerwane
i talk VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
A N TO N I N A C H M I E L E W S K A K W A RTA L N I K _ E DYCJA _ S P E CJA L N A _ Z A R A Z A
36
37
Przesłany projekt jest naturalną kontynuacją zaczętego przeze mnie w październiku 2019 cyklu prac kwartalnik/niechciana prenumerata, grafik dokumentujących upływające miesiące na podstawie wiadomości, plotek, nowinek, trendów i memów w internecie. Zaczęło się od tego, że mój telefon posiada jedną wadę – aplikację, której nie sposób zablokować, a która sukcesywnie dostarcza powiadomienia o newsach z całego świata. Czerpiąc ze wszystkich dostępnych gazet i portali kilka razy dziennie informuje mnie o posiłkach celebrytów, kolejnych masakrach samochodowych, spotkaniach na szczycie. Wobec tego zgłoszony przeze mnie projekt kwartalnik edycja specjalna – zaraza nie jest zakończony – będzie powstawał do końca epidemii, codziennie. rysunek piórkiem (pierwszy z cyklu o nieokreślonej jeszcze ilości rysunków 100x70 cm)
W Y DAW N I CTW O BOMBA
Zamknięcie ludzi w domach zmieniło sposób poruszania się Ziemi. Pierwszy przypadek super-roznosiciela w Polsce? Urodziły się w czasie pandemii, rodzice nadali bliźniętom imiona Covid i Corona. Wykoleił pociąg, bo wietrzył spisek rządu w sprawie koronawirusa. Polizała towar wart ponad 7 tysięcy złotych. A Ty, co zrobiłeś? Czekaj, ile to dni już minęło.
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
38
39
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
40
W Y DAW N I CTW O BOMBA
A N E TA S I E N I A W S K A LUX WILL IT BE NORMAL AGAIN
41
ZINE
VIRUS
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
M A ŁG O R Z ATA M YC E K
42
43
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
44
ZINE
KLAUDIA FIGURA BOLÄ„CZKI
45 W Y DAW N I CTW O BOMBA
IDA DERCZYŃSKA KO R P O
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
JA N B A N A S Z A K
46
47
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS
KARA
ZINE
48
49
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
50
ZINE
Grudzień 2019 Trwa ciepła zima bez słońca. Jest wieczór albo i noc, jakaś głęboka lub tuż przed porankiem. Mam zamazane oczy jak łobuzy w filmach dokumentalnych o pseudokibicach albo szefowie wielkich firm, nagrani ukradkiem, grubo lecący w kulki z wypłatami dla mobbingowanych pracowników. Jednak nie po to mam te oczy zamazane, by mnie nie rozpoznano, ale żebym ja nie rozpoznała tej nocy i tej ulicy, którą idę. Sama sobie te oczy zamazałam wychlanym alkoholem, bo im mniej teraz mój mózg przetwarza bodźców, tym raźniej bije mi serce. A im raźniej bije mi serce, tym mniej chce mi się nie skakać z mostów. Lampy błyskają na pomarańczowo i marzną mi łydki. Cekinowa spódniczka kończy się tuż nad kolanami. Spoglądam na nogi, chcąc spytać, jak im się idzie, ale rezygnuję - aż tak miła się po pijaku nie robię, nie aż taki ze mnie miś. W cekinach błyszczą pomarańczowe lampy, łydki marzną mi znośnie. Jest okej. Porozmawiajmy. Idziemy we dwie, dziarskim krokiem, wprawione w chodzeniu, bo piechotą iść lepiej niż jechać zaplutym tramwajem. Bawimy się trochę i trochę martwimy. - Ale my jesteśmy durne - któraś z nas mówi i śmiejemy się z naszej durnoty, ale też martwimy, bo ta durnota jest autentyczna. Nic się nie dzieje. Nie rozmawiałyśmy z żadnym typem przy barze, nie napisałyśmy do żadnego byłego, nie zatańczyłyśmy na stole, nie wypiłyśmy drinka od nieznajomego, nie wyjebałyśmy się na schodach, nie zarzygałyśmy pół kibla i nie próbowałyśmy go nieudolnie, po tym rzyganiu, posprzątać. - Życie jest wspaniałe - mówię tylko po to, żeby sprawdzić, czy głos też zmodyfikowałam na ten niski, nierozpoznawalny, przestępczy bas z reportaży. Okazało się, że nie, więc znów się chichram i znów martwię, że życie jednak nie jest wspaniałe. Życie jest do dupy, to nadwyraz dobrze pamiętam z tamtego wieczoru. I potem auta.
DOM I W Y I KO N I E DOMEK
51 W Y DAW N I CTW O BOMBA
OMEK. Nagle świst, tuż przede mną. Patrzę na Hankę - ten sam świst, tuż za nią. Słyszę trąbienie. Dźwięki silników i hamulców docierają do mnie z opóźnieniem, zupełnie nie pasują do tej sytuacji. Przecież światło było zielone. W mojej głowie światło było zielone, dlatego weszłyśmy na jezdnię. Teraz stoimy na jej środku. Trwa to sekundy, nim zaczniemy biec.Za przejściem dla pieszych obie chwytamy się za swój cycek, w domyśle za serce. Oddychamy ciężko i przeklinamy srogo. Nie rozumiemy sytuacji, ale rozumiemy siebie wzajemnie. Wydaje nam się, że prawie zginęłyśmy pod kołami świstów. Idziemy dalej, nie zatrzymujemy się, jakbyśmy chciały uciec dalej niż na bezpieczny chodnik. Fontanna po lewej mieni się pomarańczem, a my się śmiejemy. Z nerwów, z radości przeżycia tego haniebnego zdarzenia mniej, z głupoty bardziej, być może. Wspominamy, jakie to jesteśmy zwykle uważne, jak nie łamiemy przepisów i jak staramy się zakładać czapki niewidki wychodząc na zewnątrz, aby nie powodować wypadków, a tym VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
bardziej problemów innym uczestnikom ruchu. Cała nasza duma z wszystkich tych lat impregnowanych poczuciem obowiązku idzie się jebać. - Nie powinniśmy wychodzić z domu - mówię z przekonaniem o fantastyczności tego pomysłu. Hanka zgadza się ze mną ochoczo. Idziemy do domu. Nie ma tragedii. Czasem jakieś szambo wybija. Trudno. Nikt nie jest nieomylny. Ważne, że wszystko przemija. Kwiecień 2020 Nie wiem, czy wstawać z łóżka. Bardzo się do niego przywiązałam, to moje ulubione miejsce w mieszkaniu. Wygrywa nawet z prysznicem, mimo że to pod nim prowadzę wszystkie te arcyciekawe dysputy z ludźmi, którzy nie chcą ze mną teraz rozmawiać, między innymi o tym, dlaczego nie chcą ze mną teraz rozmawiać i jak się z tym chujowo czuję. Moich wyimaginowanych rozmówców średnio to obchodzi, chyba nawet mniej, niż tych potencjalnie prawdziwych, więc wolę leżeć w łóżku, bo w łóżku ich nie ma. Są książki polskich pisarzy powojennych, artykuły o pielęgnacji zmęczonej życiem twarzy, durne i zabawne obrazki w internecie, zielona herbatka, pusta butelka po cydrze i pełna butelka wina, trupy ze skandynawskich seriali detektywistycznych, pluszowy pies, wykłady buddyjskich mnichów, okruszki po czipsach i mój święty spokój w parze z odwieczną udręką istnienia. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że nie jestem pępkiem świata. Nikogo nie musi obchodzić, jak się miewam, co u mnie, ani co robię w łóżku, od żadnych tych moich prysznicowych dyskutantów tego nie wymagam, nawet gdy się kąpię. Aczkolwiek mojego własnego wyra mam pełne prawo być pępkiem. Jestem ogromnym pępkiem mojego przeciętnego łóżka, o tak. Dlatego nie wiem, czy jest sens wstawać. Ten problem zwykle się rozwiązuje, kiedy chce mi się siku albo jeść. Niekiedy też przypominam sobie, że jestem grubą baryłą i zaczynam ćwiczyć, żeby się nie popłakać. Wytwarzane endorfiny pomagają poprawić humor, a ja może i pomyślę przez moment, że przecież mam zakrzywiony obraz siebie, bo mój brzuch jest optymalnie płaski. Jakoś sobie radzę. Ale teraz nie chce mi się sikać ani jeść, nie uważam się za smutną i nawet za tłustą - też nie. Więc leżę dalej w łóżku i czekam. Dostaję wiadomość na WhatsAppie. Możliwe, że to mama moja lub mojego typa przysy-
52
53 W Y DAW N I CTW O BOMBA H A N KO Z A U R DWIE DZIEWCZYNY
VIRUS
ZINE
ła memy o siedzeniu w domu. Jeśli nie one, to musi być Hanka, bo tylko z nią komunikuję się tym kanałem. “Fajka?” - czytam. - Fajka - odpowiadam na głos choć wiem, że mnie nie słyszy. Idziemy z Hanką na fajkę. Rozmawiamy o dniu, palimy. Przypominają nam się sytuacje, ludzie, zadajemy pytania o samopoczucie i pracę. Patrzymy na siebie i milczymy. Zauważamy pieski, cieszymy się, że je widzimy. Normalna sprawa, przyjaźnimy się, kochamy pieski, wszystko w porządku. Oprócz tego, że dzieje się to w odległości około 10 metrów od siebie. Ja stoję na swoim balkonie, a Hanka wygląda przez swoje okno. Rozmawiamy przez telefon, choć zdarza nam się drzeć japę, od czasu do czasu. Palimy szlugi i patrzymy na swoją małość z dystansu. - Nie powinniśmy wychodzić z domu - mówią wszyscy. W grudniu miałyśmy kwietniową rację. Jesteśmy Bykami, rzekomo zawsze mamy rację, nawet gdy się ze sobą kłócimy - każda z nas ma rację, tylko trochę inną. Dziś nic nam po tej racji. Ważne, że wtedy przeżyłyśmy na ulicy, więc może teraz przeżyjemy na chacie. Jesteśmy w domu. Nie ma tragedii. Czasem jakieś szambo wybija. Trudno. Nikt nie jest nieomylny. Ważne, że wszystko przemija.
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
54
W Y DAW N I CTW O BOMBA
M A JA G RY N KO
55
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
56
W Y DAW N I CTW O BOMBA
M A JA G RY N KO
57
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
58
59 W Y DAW N I CTW O BOMBA
JA K U B S R O K A (CZARNY NOTES)
M A ŁG O R Z ATA M YC E K
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
60
WYDAWNICT WO BO MBA
DAMIAN CISZAK
WIRUS I PIENIĄDZE
C O V I D I G R A JĄ CY Z M A S E C Z K
W Y DAW N I CTW O BOMBA
D Z I W N A M U TA CJA T E G O W I R U S A
VIRUS
ZINE
KAMI
61
WYDAWNICT WO BO MBA M ÓJ TATA W I E T R Z Y D Ż I N SY
VIRUS KUBA SIEDLICKI
ZINE
62
AUTOPORTRET
W Y DAW N I CTW O BOMBA
S ZÓ SY D Z I E Ń W PRÓŻNI
63
ZINE
VIRUS
Z U Z A KO P R O W S K A MIEJSCE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
64
65 W Y DAW N I CTW O BOMBA
Radzimy sobie w różnych sytuacjach Przytłoczenie katastroficznymi hasłami oraz natłok informacji zamienił się w jeden wielki szum, do tego każdy dzień wydaje się snem, a sen- dniem. Pomyślałam, że skupię się na tym gdzie obecnie jestem, czyli w domu rodzinnym. Cofnęłam się myślami do dzieciństwa, a że wówczas często bawiłam się w budowanie bazy, stwierdziłam, że zarówno wtedy, jak i teraz podczas pandemii potrzebowałabym swojego bezpiecznego miejsca, pełnego spokoju i całkowitego odcięcia się od czegokolwiek co dzieje się na zewnątrz. W każdym pokoju w mieszkaniu zbudowałam bazy, w moim natomiast stworzyłam domek z kartonu, który obkleiłam rysunkami z czasów przedszkolnych i wycinkami z zeszytu.
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
JU K W A R A N TA N N A W ŁÓ Ż K U
66
67
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
JULIA VITTI B E Z D R O Ż A U B U ST W I O N E
VIRUS
ZINE
Środek dezynfekujący w niemieckim markecie pachniał jak trochę stare prosecco, którego wypiłbym teraz wiadro, zagryzł valium. Poszedłem po kolendrę, której brak. Kurwa! Ciekawi mnie reakcja policjantów-pięćset-minus, gdybym tłumaczył się potrzebą świeżej kolendry, która sprokurowała krótkoterminowe zawieszenie czterościennej kwarantanny (sześciościennej, jeżeli liczymy sufit i podłogę). Ludzie czekający przed niemieckim portalem do konsumpcji, ci za mną ,co nie weszli, bo byłem piętnastą osobą w markecie, musieli mieć niezłą wkurwę jak wyszedłem z niczym, ciekawe czy mieliby większą gdybym wyszedł tylko z kolendrą? Koronawirus w Niemczech zabił już tysiąc pięćset osiemdziesiąt cztery osoby, stan na piątego-zero-czwartego-dwa-tysiące-dwadzieścia, wzrost o dziewięć koma siedem procent. Tyle miał porter, którego nie kupiłem, a wypiłbym miednicę do mycia niemowląt, zagryzając tramadolem. W Polsce zmarło na kowid-dziewiętnascie, dziewięćdziesiąt cztery osoby (stan na ten sam dzień co powyżej), marzę o Vicodinie, dziewiętnastu tabletkach, albo chociaż dziewiętnastu miligramach, na dziś. Ktoś z dwudziesto-cztero-godzinnej telewizji mówił, że polskie statystyki są zaniżane. Wierzę niemieckim statystykom. U nas wzrost jest większy, dziewiętnaście procent, bez komy, której też pragnę ponad wszystko wyżej wspomniane. Od kwietnia ruszyły zwolnienia grupowe. Czuje się jakbym wsiadł do pociągu przeładowanego potencjalnymi jednostkami, kawałkami złowrogiego akronimu (SARS-CoV-2), który multiplikuje teraz znacznie szybciej niż sam wirus, myślą/słowem/ dźwiękiem/obrazem. To nie jest zwykły pociąg, to japońskie Shinkansen. Ostatnia stacja – akceleracja! Suniemy z zawrotną pręd-
68
69 W Y DAW N I CTW O BOMBA
kością (osiąga ponoć czterysta pięć km/h! Kame-ha-me-ha!). Mkniemy więc widmowym wehikułem! Bez stacji pośrednich. Zostaliśmy rzuceni w kłącza sieci trakcyjnej, zawieszeni w ciągłym ruchu metalowej puszki dostarczającej nam nieskończonej ilości bodźców, wprawiającej w oszołomienie. Media to, z racji prędkości i zwielokrotnienia, amorficzna wiązka fragmentarycznych dyskursów, informacji, obrazów, myśli, tekstów, uczuć, wrażeń. Zmysłowy nadmiar! Gargantuiczny palimpsest! Teksty-wrażenia-emocje-słowa-dźwięki-dyskursy-przedmioty-zapachy-smaki-obrazy tworzą plamy - taszystyczną feerię wszechzmysłów. Trasa? Kierunek? Aproksymacje? Strategie? Plany? FARSA! Utkwiliśmy w permanentnej nieoznaczoności! Powrót do normalności? CZCZE PIERDOLENIE tych, którzy uważali porządek sprzed, za normę. Zaakceptujmy zatem tożsamość bez możliwości określenia współrzędnych, które pozwalałyby trwać w ułudzie wyboru prawdy-drogi, tak nieznośnie przystającej do fałszu, w którym starają się nas utrzymać. Upadliśmy w hiper-czas! Epidemii i post-epidemii - przyspieszony, zwielokrotniony, wirtualny! Informacja przyrasta geometrycznie, fake-newsy lecą w miliony. W news roomach już nikt nie pracuje! Tych na cywilno-prawnych wyjebali, a po drodze napisano algorytmy do mielenia depesz. Zero-jeden-zero-jeden-zero-zero-jeden spacja zerozero-jeden-zero-jeden-jeden-jeden-zero spacja zero-jeden-zero-zero-jeden-jeden-jeden-jeden spacja zero-zero-jeden-zero-zero-jeden-jeden-zero spacja zero-jeden-zero-jeden-zero-zerojeden-jeden. Dławimy się liczbami, rzygamy harszowym gliczem, percepcja upada pod naporem treści! Wielu fałszywych proroków, agentów późnego kapitalizmu, kapłanów współczesności, każe nam dokonać wyboru, skanalizować postrzeganie, wymusza cięcia epistemiczne. CÓŻ ZA PRZEMOC, przyobleczona w frazes, dający pozór stabilizacji, serwujący uładzony niepokój, z którym mamy się zmagać w imię produktywności i permanentnego przyrostu PEKABE. Semantyczna soma Huxleya à rebours! Podejmuję się wysiłku trwania w rozsadzającym połączenia między aksonami, zawrocie głowy. Postuluje przyjęcie postaVIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
wy anarchicznego post-flâneura, który rezygnuje z wędrówki, otwiera swój delikatny mechanizm postrzegania na oślepiającą i ogłuszającą mgławicę informacji/wrażeń, dostarczanych przez akcelerator rozszerzonego Realnego! Wejście i rozpłynięcie się w białym szumie, którego interwały między amplitudami są zbyt krótkie, aby je zarejestrować. Bądźmy wykluczonymi! Deifikujmy bezdroża i chaos w jaki nas wyrzucono! Post-flâneur-anarchista to człowiek rezygnacji, przekonany tylko o jednym - pędzie ku atrofii znaczeń i entropii sensów. To zdystansowany schizofrenik-sybaryta, chłonący wszystko czym bombarduje go zewnętrze, chaotycznie fluktuujący pomiędzy rozpędzonymi wiązkami informacji, niedokonujący wyborów, co raczej miotany siłą bezwładności bezsensu. Samotnik w nadmiarze, któremu towarzyszy znudzenie-zaangażowanie, efemeryczne postawy, chwilowe zachwyty, pojawiające się i przepadające tak szybko, jak szybko znika obraz widziany przez okno francuskiego TGV. Epileptyk przepełniony samoświadomością własnej przygodności, braku znaczenia, przy symultanicznym, kompulsywnym pożeraniu wszystkiego co wpadnie w rizomatyczne kanały jego percepcji. Jedyna jego przyjemność to zachwyt/przerażenie nad modalnością myśli, atakowanej przez zewnętrze, estetyzowanie tego co natychmiast odchodzi w niebyt przeszłości. Halucynacja, ekstatyczna dezorientacja, deterytorializacja, nomadyzm poznawczy, bezdomność, zawieszenie wyboru, jego niemożliwość! Głęboka ambiwalencja, perwersyjna pielęgnacja obojętności-zaangażowania. Przyprawiający o mdłości orgiastyczny taniec jednostek informacji. Deliryczne postrzeganie, stroboskopowy kontakt (znac nie powyżej czterystu bipiemów, a o metrum cztery-na-cztery możesz pomarzyć), katatonia, rozszczepienie, pustka-nadmiar. Miejscem dla niego – księżycowy pejzaż białego szumu, niemożność określenia topografii, fraktalne mapy, gdzie każda próba obrania kierunku jest równie pusta! Emancypacja to rezygnacja z wyboru, swobodne poddanie się nadmiarowi wrażeń. Szum bodźców nade mną, chaos poznawczy we mnie - trawestując królewieckiego geniusza. Nie realizujemy się w przemieszczaniu! Spełnienie to sawantystyczny bezruch, ciałoodbiornik.
70
71
W Y DAW N I CTW O BOMBA
Droga to fałsz! Bezruch to wolność! Abulicy to ostatni ze świętych! VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
72
73
Jesteśmy grupą szczecińskich studentów i studentek, razem tworzymy Pracownię Filmu Społecznego, prowadzoną przez Karolinę Bregułę i Adelinę Cimochowicz. W normalnych warunkach spotykamy się i gadamy o kryzysie klimatycznym, pracujemy nad naszymi filmami i spędzamy ze sobą czas, w mniej lub bardziej produktywny sposób. Naszym końcoworocznym projektem miał być film o pracy w grupie na tle katastrofy klimatycznej. Teraz nasze praktyki mocno się zmieniły. Zostałyśmy postawione w sytuacji, w której praca grupowa musi poszerzyć swoją definicję, żeby nadal mogła działać. Postanowiliśmy podjąć próbę stworzenia pewnego rodzaju dokumentalnego pamiętnika, który jest cyfrowym zapisem naszego radzenia sobie z dzisiejszymi realiami i potrzebą ludzkiego kontaktu. Codziennie prowadzimy ze sobą rozmowy video, mamy swoje lepsze i niestety coraz częstsze, gorsze dni. Jesteśmy dla siebie. Dzielimy się codziennymi bagatelami i boimy się jutra. Ciężko powiedzieć, jaki będzie efekt końcowy naszego działania, ale jego pierwszym, jest na pewno nowo narodzone poczucie kryzysowej wspólnoty.
W Y DAW N I CTW O BOMBA
PRACOWNIA FILMU SPOŁECZNEGO
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
PAT RYCJA C I C H O S Z JA I M ŁO D S Z A JA
74
75
W Y DAW N I CTW O BOMBA
M A R TA G Ł U P I
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
76
77
W Y DAW N I CTW O BOMBA
MIA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
GREG
78
79
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
VIRUS
80
ZINE
Unoszę brzemię młodości, Ponad społeczne podłości. Głosu nie mam, ani prawa – Na starość czeka poprawa. Na te słowa głos zabiera, Istnienie, które przyćmiewa: Starość, Młodość – bez znaczenia, Wszystek dąży do stracenia.
WITOLD MURAWSKI
O Opłaka
O O
WYDAWNICT WO BO MBA
Ofiarą Odrz
81
W Y DAW N I CTW O BOMBA
O
Opuszczam ową otchłań, any okaz okrucieństwa.
Omglone otwieram oczy, Ogniem ostatni oddech.
ogłupiałych oficjeli, zucam obecną Ojczyznę.
Z
Zapewne zaczynem zakończenia, Zaściankowa zmartwica znużenia. Zanik, zejście, zaprzepaszczenie – Zaiste zgonu zamówienie.
VIRUS
ZINE
VIRUS
82
ZINE
MARTYNA NI
WYDAWNICT WO BO MBA
S E R C E M I P Ę K ŁO
NA WIEŚĆ
I S ZC Z Ę K A O PA D Ł A
O T Y M , Ż E J E ST
83 W Y DAW N I CTW O BOMBA
I T KO W S K A
K W A R A N TA N N A
VIRUS
ZINE
VIRUS
84
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
JOANNA BUBIAK
85
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
JOANNA BUBIAK
VIRUS ZINE
86
87 W Y DAW N I CTW O BOMBA
1. tryptyk złożony z prostych grafik. W momencie ogłoszenia obecności koronawirusa w w Polsce, zaczęły pojawiać się hashtagi stay home. Sama forma tego znaku graficznego trochę przypomina mi okno, płotek. czyli coś „ zamkniętego” tak jak i my w tym czasie jesteśmy „ zamknięci” Odliczając dni, tygodnie ( o tym jest kolejna grafika i wspomiany # ) i kolejna to po proastu # stayhome. 2. Zdjęcia z Rocznika ‚57, jakie to ciekawe że zdjęcia z przeszłości mogą być tak aktualne w dzisiejszej rzeczywistości. Czy za 50-60 lat czyli tyle ile dzieli nas od wspomnień z tych roczników.,ktoś również odnajdzie pewne analogie w przeszłości? Oby ta przyszłość nastąpiła i była dla Wszystkich świetlana. Przedstawiam też jedno zdjecie, moich psów. Jego roboczy tytuł to” pojawiają się pierwsze konflikty rodzinne”
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
M A ŁG O R Z ATA M YC E K ZANDBERG
VIRUS ZINE
88
89
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
90
W Y DAW N I CTW O BOMBA
A G O CA L I P S O
91
VIRUS
ZINE
VIRUS
92
ZINE
K W A R A N TA N N A S P R A W I A , Ż E U W A Ż N I E J PAT R Z Ę P O D N O G I P O D C Z A S S PA C E R Ó W. Z N O W Ą W R A Ż L I W O Ś C I Ą D O ST R Z E G A M Ś L A DY JA K I E T W O R Z Y M Y N A Z I E M I O R A Z I C H E F E K T Y W P O STA C I M I N . K W I E T N I O W E G O Ś N I E G U . CY K L W A R TO O G L Ą D A Ć S Ł U C H A JĄ C U T W O R U „ Ś L A DY ” B Y F I S Z E M A D E T W O R Z Y W O.
WYDAWNICT WO BO MBA
J U L I A S O KO ŁO W S K A
93 W Y DAW N I CTW O BOMBA
P L A ST I K JA KO J E D E N Z N A J C Z Ę STS Z YC H Ś L A D Ó W O B E C N O Ś C I C Z ŁO W I E K A
K W I E T N I O W Y Ś N I E G I KO ST K I LO D U W K U C H N I W B R E W P O ZO R O M M A JĄ W I E L E W S P Ó L N E G O. N A P E W N O W K W E ST I I SY M B O L I K I Z M I A N K L I M AT U .
KRAJOBRAZ DNIA C O D Z I E N N E G O, Z FA B RY K Ą .
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
94
WYDAWNICT WO BO MBA
JESSICA MCCOMBER
95
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
L E R OJ I M E R L I N W POSZUKIWANIU PRZEJŚCIÓWKI
Podczas rozmowy wpadłyśmy na pomysł, jak można schronić się przed epidemią. Rozmawiałyśmy o tym długo a każdy szczegół stawał się coraz bardziej jasny, wszystko miało sens i wiedziałyśmy co musi być zrobione. Brakowało nam jedynie przejściówki do liliputyzatora, z tym był problem. Skierowałyśmy się więc z zapytaniem do narodu: czy aby na pewno, ktoś jej nie ma? Niestety bez niej, ani rusz. Jest konieczna żeby odpalić liliputyzator aby liliputyzować ludzi, żeby potem mogli wślizgnąć się między nogami przez otwór pochwowy do środka wolontariuszek. W każdej z nich znajdują się po cztery gondole, po dwadzieścia miejsc siedzących, dla liliputów. Gondole muszą być wcześniej zamontowane przez lilipucich ochotników. Gdy wszystko i wszyscy będą już gotowi i nadejdzie ten uroczysty dzień, na wejściu do wolontariuszek na każdego z liliputów będzie czekać lampka szampana. Wewnątrz wolontariuszek panują bardzo bezpieczne warunki chroniące ludzi przed epidemią.
96
97
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
98
99 W Y DAW N I CTW O BOMBA
E W E L I N A Z A JÄ„ C
VIRUS
ZINE
VIRUS
100
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
KASIA BIELAK WPIS Z DZIENNIKA
Nie rozumiem tych słów pisanych tu ostatnio. Ogarnia mnie niemoc wobec wszystkich moich działań. Wkurzenie, sfrustrowanie, wkurw, złość, zobojętnienie, bezradność. W dupie mam to wszystko. Martwię się o pracę rodziców. Kto teraz im da robotę? Wszystko odwołują i zwalniają pracowników. Kto chce teraz kupować sztukę?! poza tym za co?? Przewalam się z kąta w kąt. Dupa mnie już boli od siedzenia, nogi od ciągłego zgięcia, ręka od trzymania telefonu i wieeeeeeecznego scrollowania… dramat.Mogę robić moje projekty, ale te studia całkowicie mnie przytłaczają, nie mam ochoty nic na nie robić. Czy ten pieprzony dziennik będzie miał w końcu ostatni wpis ?????!!!!!!!!
101 W Y DAW N I CTW O BOMBA K A S I A T YS Z K I E W I C Z KO S M O S
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
P
WYDAWNICT WO BO MBA
amiętam ostatni dzień zanim zamknęliśmy się w domu. Były to pierwsze tak słoneczne dni zwiastujące nadchodzącą wiosnę. Wszystko dookoła wręcz wołało, żeby korzystać z dobrodziejstw natury. Teren zaczynał przybierać coraz więcej zielonych akcentów, słońce grzało intensywniej a w powietrzu było wyczuwalne lepsze jutro. Kreowało tak dużo wspólnych planów. Wtedy ostatni raz widziałam się ze znajomymi. Potem już praktycznie nie wychodziłam z domu.
Jestem ekstrawertyczną. Jak wspominam pierwsze dni? Długo nie mogłam pogodzić się z nowymi zasadami i formą funkcjonowania. Czułam, że wariuję wewnętrznie w tych czterech ścianach. Do tej pory największą część dnia spędzałam ze znajomymi w produktywnym celu, często blisko natury, o pracy nie wspominając. Teraz wszystko miało stanąć na głowie. Strach, lęk, niewygoda, ograniczenie mojej wolności, niepewność - to w kółko przewijało mi się przez głowę. Codziennie jednak odliczałam do dnia kiedy wstępnie miało wszystko powrócić do normy. Ta nadzieja utrzymywała
102
mnie w ryzach by nie zwariować. Najbardziej brakowało mi spotkań z bliskim mi kręgiem ludźmi, który jak dotąd był lekiem na mój codzienny uśmiech. Od dawna narzekałam na swoją pracę i potrzebowałam jak najszybszej zmiany, dla swojego komfortu psychicznego. Były dni kiedy wracałam do domu i nie chciałam już nic więcej robić niż zamknąć się w sobie i nieproduktywnie gapić się w telefon. Czułam, że wysysa to ze mnie życie i ponownie wpędza w depresję. Kilka dni przed tym wszystkim złożyłam wypowiedzenie rozwiązującą umowę na połowę kwietnia. Tamtego dnia bardzo mi ulżyło - 2 dni później zastanawiałam się czy to było dobre posunięcie, w obliczu pandemii, którą ogłoszono chwilę później... Jednak obawiałam się jeszcze jednej rzeczy. Od miesięcy nie układało nam się najlepiej z chłopakiem. Teraz mieliśmy być prawie cały czas zamknięci w czterech ścianach. Do tej pory chwilę wytchnienia dawało nam wyjście do pracy lub czas spędzony w pracowni. Bałam się kłótni w tych 50kilku m2. A teraz trzeba było zmierzyć się z tym i nauczyć żyć razem, tak jak było to na samym początku...
103
Dni mijały płynnie. Negatywne emocje z dnia na dzień traciły na sile, a ja starałam się czerpać jak najwięcej radości z drobnych rzeczy. Wtedy zaczęłam też doceniać te malutkie szczególiki dnia, których na co dzień nie zauważamy.
mojego mikro światka. Każdego dnia obserwowałam jak teren wraca do życia, zazielenia się, dzieliłam się tam małym szczęściem ze znajomymi wysyłając im relacje. Na drzewie od czasu do czasu pojawiała się wiewiórka umilając mi początek dnia, później gołębie zaczęły wić swoje małe gniazdo dla potomstwa. Cudownie jest patrzeć jak tętni życie! Minęło już ponad 5 tygodni. Zaczął się proces odmrażania, świat się zmienił, ludzie są inni. Niedługo wyjdziemy z domów. Powoli rozpocznie się kolejny etap. Teraz już czuję ciekawość... M A ŁG O S I A M 3 TA H A R I K W A R A N TA N N A T I M E
Na balonie zawisł nawet hamak. Prawie codziennie byłam jego gościem i zapominałam się w jego kołysaniu muskana przez promyki popołudniowego słońca. Czułam jak bardzo ładuje mnie ta ciepła, optymistyczna energia. Balkon jest dla mnie zbawienną częścią
W Y DAW N I CTW O BOMBA
Jestem też optymistką. Już pierwszego dnia szukałam pozytywów „nowego dzisiaj”. Nareszcie miałam czas na pracę twórczą, na której brak czasu tak często narzekałam. Mogłam spokojnie zająć się porządkami wiosennymi a nawet odnowić kontakty. Oczywiście formą elektroniczną. Wiedziałam, że walka z nowym systemem na razie nie ma sensu, a wręcz przeciwnie - mogłaby zaszkodzić. Trzeba było się po prostu przestawić i skupić na tych drobnych celach, które dadzą istotną teraz satysfakcję. Utworzyłam nawet swego rodzaju plan dnia, który delikatnie wpędzał mnie w przyjemną rutynę. Jak wiadomo wtedy dni mijają szybciej. A ja po cichu odliczałam dni...
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
10 4
105 W Y DAW N I CTW O BOMBA
P I OT R M A C I E J O W S K I , A L E K S A N D R A S KO R U P K A
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
TYTUS NIEWIEDZIAŁ WIOSENNE IGRASZKI
106
107
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
TYTUS NIEWIEDZIAŁ H E LO Ł
10 8
Mam bałagan w pokoju. Pierdolnik. Grejpfrut leży obok kremu UV, pilnik w ciasteczkach. Zakwas mi się robi obok mikrofonu, a na torbie Uber Eats mam skarpetki i zeszyt z kolażami. A na zeszycie, który jest dla mnie bardzo ważny i włożyłem w niego co najmniej ¾ serca, leży gąbka żółtozielona, tak jakby chciała go pogłaskać. Nie jestem u siebie. Jestem w jakimś dziwnym tworze, nieobecny, żyjący z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Podpowiedź dla użytkowników świec IKEA – mają napisane 40h na boku, ale działają znacznie dłużej jak ich nie zapalisz. Te 7 metrów kwadratowych jest jak ironiczna cela – możesz wyjść, do pracki, do sklepu. Możesz w kuchni se ugotować coś. Ale musisz tu wrócić. Żywię te ściany głębokim uczuciem, tylko nie wiem jakim. Czasem skrzypce wydadzą nutę, czasem przytulę się do kaloryfera. Moją zasłoną jest znaleziony tu koc. Jestem tu na chwilę, tych ludzi nie znam jeszcze tylko kilka miesięcy. Wyparuję stąd w końcu, szukając siebie gdzie indziej. Tak właściwie to czuję się jak każdy, prócz jednego małego szczegółu. Teraz wy wszyscy musicie siedzieć w tym pokoju, musicie sprostać ścianom – czy są równie ciekawe przy bliższym poznaniu? - Dietę sobie robię. Misję wyznaczyłem. Tylko nie obliczyłem ile dać w tym wszystkim samotności. Z dnia na dzień wydaje się, jakby trzeba było wyciągać powoli z rezerwy, ambicje na banicję. Przewrotna, samotność jest. Zaczynam dostrzegać, że brakuje mi nie ludzi, tylko mnie samego w ich oczach. Chciałbym się przeglądać w dziesiątkach luster, uśmiechniętych, złych, obojętnych. A widzę tylko Biedronia w masce i mam, że to dopiero początek gry z moją samotnością. I to nie tak, że nie widzę innych, bo widzę. Słyszę. W sklepie poczuję nawet. Tylko ich oczy już nie odbijają, są puste, nieufne. I się zastanawiam, kiedy to się odmieni, ta ich pustość. Czy brakuje nam przytulasów? Unpopular idea teraz. Liczę na to, że wszystko wróci do normalnego. Za kilka lat będziemy się śmiać z naszych samotności. „Nigdy więcej” powiem sobie, uśmiechnięty czekając na burgera i muskając noskiem pana przede mną. Siedząc w tramwaju i wkurwiając się ile jest ludzi. Tylko trochę się boję, że nieświadomie zniknę w tym wszystkim, zapomnę się, połamię. A co złamie się w tych wszystkich samotnych po raz pierwszy, bez hajsu i domu? ------------------------Rozkład trwa w najlepsze. Gorące pachy roznoszą zapach lata. Zieleń wygląda jakoś inaczej. Choć brud ten sam, niezmywalny, pnie się na blokach.
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
TYTUS NIEWIEDZIAŁ T E K ST N A W YG N A N I U
109
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
N A D Z I E JA M I E L E W C Z Y K Åš W I AT B E Z PA P I E R O S A
110
11 1
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
VIRUS
112
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
W I LC Z A I Â A N I A
W Y DAW N I CTW O BOMBA
MARCIN KRAWCZYK
11 3
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
N ATA L I A D O P KO W S K A DAWSON’S CREEK
114
11 5 W Y DAW N I CTW O BOMBA
N ATA L I A D O P KO W S K A M A R Z E N I A O B YC I U N A Z E W N ĄT R Z , A L E T R O C H Ę W D O M U - D U Ż Y P O KÓJ
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
116
11 7 W Y DAW N I CTW O BOMBA
N ATA L I A D O P KO W S K A M A R Z E N I A O B YC I U N A Z E W N ĄT R Z , ALE TROCHĘ W DOMU - UL. KALETNICZA
N ATA L I A D O P KO W S K A OBIEKT CHRONIONY
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
A G ATA O R ŁO W S K A RESZTKI 1
VIRUS ZINE
118
119
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WERONIKA BĘBENEK W YSTA W I A M B I A Ł E F L A G I
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
120
121
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
122
123
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
VIRUS
124
ZINE
LEKARSTWO NA ROZWOLNIENIE ŚWIATA.
(dramat w jednym akcie)
*Postacie faktyczne: Dziadek. Lewitująca Babcia. Butelka Słońce *Głosy: Jej Jego brzydkiego pana w garniturze megafoniczny dziewczynki
WYDAWNICT WO BO MBA
Kuchnia z jednym oknem na góry i lasy, wewnątrz kiku obywateli sfrustrowanych, telewizor włączony na pełnej kurwie. Ich uczucia mieszane długim patykiem który dzierży władza.
Jego głos: W tym domu jest tych nas prawie tyle ile tych wszystkich zwierząt w tym domu. Jej głos: Jejku... Jego... To tylko 4 koty i pies, dajże spokój! Przecież kochasz Pełzaczka. Zobacz jakie ma oczka. Słodziaczek. Głos dziewczynki: (po dokonaniu obliczeń na palcach) To zwierząt jest pięć a nas wszystkich przecież szóstka. Jej głos: Ewidentnie o czymś zapomniałam... Lewitująca Babcia: Nie martw się kochana ja tu mam wszystko (odczytuje z listy) Mydło, ocet, kocia karma, makaron... Głos brzydkiego pana w garniturze: Jestem przekonany, że wyjdziemy z tej próby obronną ręką. Lewitująca Babcia: (wylicza bez końca) Mydło, drożdże, mydło, bułka tarta... Jej głos: Ach! No tak! (zwraca się do niego) Miałam ci powiedzieć że jedziemy po psa do schroniska. Jego głos: „Jedziemy” czyli kto? Głos brzydkiego pana w garniturze: (ryczy) Rodacy! Jej głos: No ja, dziewczynki, może wszyscy... Jego głos: Po jakiego psa? Już ci mówiłem. (wzdycha) Jejku...
125 W Y DAW N I CTW O BOMBA
Jej głos: Ja też już ci mówiłam, że tego z skudloną sierścią. Tego z uszkami jak nasz. Jego głos: I jak pojedziecie jak zaraz świat zostanie zamknięty? Babcia znad podłogi: Dlaczego od razu zamknięty? Jak? Głos brzydkego pana pan z telewizora: W poczuciu narodowej jedności i solidarności... Jej głos: No.... pojedziemy twoim samochodem... Tylko Jego... Mógłbyś nas zawieźć? Głos brzydkego pana w garniturze: I udowodnimy jak wielką siłę ma nasza... Jej głos: Nie patrz tak na mnie. Bo masz przecież prawko. Jejku no.... przepraszam. Megafoniczny głos: Uwaga uwaga! (On i ona milkną) Głos dziewczynki: Każda bajka przypomina nam o tym że jesteśmy bohaterkami świata. Że na ziemi jest nasza bajka, że to bańka, że w środku tlen. I nie można było nas inaczej narysować. Lewitująca babcia: Bo to trzeba się uczyć dziecko, uczyć się i pracować. Ja na ten przykład wiem. Ja widzę co mówią radia, czuję oddech telewizji na karku, dźwigam brzemie dezinformacji na swoich barkach. Wszystko wskazuje na to że nadal stąpam twardo po ziemi. Jego głos: (mruczy pod nosem) Po braku ziemi raczej. Lewitująca Babcia: Dosyć! Jej głos: (cicho) Co za kobieta... (głośniej) Przyniosła babcia krople? Dziadek i Lewitująca Babcia: Co? Co? Nie słyszę! Nie słyszałam! Jej głos: Krople! Dziadek: Głośniej musisz ona za wysoko lata. Lewitująca babcia: Co? Jej głos: Krople od lekarza ma babcia? Lewitująca babcia: Lekarz? A to z nim była taka sprawa. Ja wchodzę i kolejka była. Lekarz się coś pyta i przede mną mężczyzna. „Ma pan biegunkę?” a ten facet - mina krzywa i głosem takim schrypłym „Mam życie” mu powiedział. A mnie doktur o nic nie spytał, a ja przecież mam tylko biegunkę. To ważne. Miał zapytać, a ja już trzeci tydzień... Jej głos: Przyniosła babcia te krople? Butelka: Wykrop ze mnie trzy do kieliszka. Jej głos: (mruczy) Wolałabym jej truciznę lać... (głośno) Powiem babci że... Butelka: Że zaraz skończy się ta cała sraka. Lewitująca babcia: Że co? Nie słyszałam!
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
Dziadek: Ja to z nią mam. Wiecie - prawdziwa apokalipsa i masakra. Lewitująca babcia: Źle te ziemniaki obierasz tym sobie weź i nie do tego garnka, dziecko... Spadła. Boska kara! Nie na mnie, ale przez to wszystko wasze spadła. I właśnie prosto na was. (babcia spada) Jej głos: (z irytacją) Gdzie znowu idzie? I jaka kara? Lewitująca babcia: (krzyczy z oddali) Nadchodzi. Do wiecznego wyizolowania. Głos brzydkiego pana w garniturze: Pustki na ulicach polskich miejscowości to widok daleki od naszych marzeń. Drodzy rodacy! Szanowni państwo! Głos dziewczynki: Czasem żeby wysadzić świat wystarczy jednen przycisk Jej głos: Teraz może tu siedzieć dziadzia w fotelu przy oknie i patrzć jak 16 razy dziennie przejeżdża pusty autobus. Dziadek: Mogę. I to całkiem miła sprawa. Najpierw stanę na rękach. Potem na nogach, a potem... (dziadek wychodzi) (cisza totalna zapada, wszyscy spoglądają na świat w prostokącie okna) Jego głos: (odzywa się nagle) Ale te góry. To słońce. Nie ma sensu to wszystko. Jej głos: (natychmiastowa frustracja) One stoją, a ono świeci. Jejku... Co ja ci na to poradzę. Jego głos: Jak niby świeci jak mi właśnie chodzi o to że nie świeci prawie wcale. Ale jakby przesunąć te góry... Jej głos: (z rezygnacją) Jego... słońce. Głos dziewczynki: (ożywionym tonem) Jak przesunąć? Jego głos: No żeby one by były w tę. Głos dziewczynki: W tę? Jego głos: Nie nie w tę. W tamtą. Głos dziewczynki: W tamtą... (w zamyśleniu układa dłonie w różne płaszczyzny) Jego głos: Jakby więc góry były w tamtą to słońce świeciło by dłużej, nie chowałoby się za nimi o 4 popołudniu. Jej głos: Jejku... Jego... ale tego się nie da zrobić. Co ja ci na to poradzę. Jego głos: Masz racje, tego nie zrobimy. Głos dziewczynki: Ma racje, tego nie możemy zrobić, ale jakby tak przesunąć słońce... (wraca dziadek) Słońce: Dzień dobry Dziadek: Dobry.
126
127 W Y DAW N I CTW O BOMBA
Słońce: W piecu układasz? Dziadek: Ano układam, rozpalam, jak codziennie. Wieczorem babka powie przecież, że jej zimno. Słońce: Nigdy nie widziałam Zimno, co to znaczy? Dziadek: Nie zobaczysz Słońce: Już nie widzę Dziadek: Ja już nie słyszę (słońce znika) Głos dziewczynki: Wieczór jest przewidywalny jak co dzień ciemny. Dzień dnia, niewiele może zmienić wielka niewiedza słońca i wiedza dziadka. Każdy nadchodzący ruch to wypadkowa przwewidywalna. Jest w tym ogromna rzecz to chyba... mądrość. Lub zwyczejne trwanie. To jak w bajkach. Głos brzydkiego pana w garniturze: Jestem przekonany... Nie ma lekarstwa, jest czas, medycyna i wiara. Ciągle nadchodzi zmiana ale my się nie boimy. Jej głos: A ja się boję jednak. Co będzie dalej? Jego głos: Przestań gadać. Głos brzydkiego pana w garniturze: Dla nas wszystkich to wielkie wyzwanie. To poważna sprawa. Należy się obawiać... konsekwencjie nieposłuszeństwa... policji... i państwa... tarcza Dziadek: Ci brzydcy panowie w garniturach to mogliby powiedzieć coś mądrego wreszcie. Nie będziemy ich słuchać. Jego głos: Kliknij ten czerwony guzik dziadzia. Głos dziewczynki: Czerwony kliknij. Jej głos: Kliknij. Jego głos: Zrób to. Głos dziewczynki: Tak kliknij. Jego głos: Ten. Jej głos: Tak ten. (klika) (i... wybucha cisza) Dziadek: Czasem żeby wysadzić świat wystarczy jeden przycisk. Głos dziewczynki: Czasem żeby wszystko znikło wystarczy jeden przycisk. Głos dziewczynki i dziadek: Zniknęliśmy sobie wszystko poza nami. Głos dziewczynki: Tak skazaliśmy to wsystko na zniknięcie jednym palcem. Jej głos i Jego głos: Tym palcem dziadka. Zniknięte zostało. Więc znikło. Dziadek: Więc trzeba napalić w piecu bo babce zaraz będzie zimno.
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
128
WYDAWNICT WO BO MBA
KAROLINA WAJMAN ŻEBYŚCIE BYLI INNI
M O I R O D Z I C E J E D Z Ą CY W A R Z Y W A ( W I Ę C M O G Ę P R Z E STA Ć J E Ś Ć T Y L E S ŁO DYC Z Y )
M O I R O D Z I C E W Y TAT U O W A N I ( W I Ę C M O G Ę B YĆ K I M C H C Ę )
129 W Y DAW N I CTW O BOMBA
M O I R O D Z I C E PA L Ą CY PA P I E R O SY ( W I Ę C M O G Ę W KO Ń C U P O W I E D Z I E Ć , Ż E JA R A M )
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
130
WYDAWNICT WO BO MBA
Też macie wrażenie, że społeczna kwarantanna wzbudza w Was jakieś pokłady podejrzanie szczerej wylewności o zabarwieniu sentymentalnym i, że zdalnie jesteście zdolni się bardziej odsłonić? W domowej sferze komfortu często jakoś łatwiej zdejmuje się codzienne maski, chociażby na rzecz maseczek ochronnych. Może to nie świadczy dobrze o moich zdolnościach krawiecko-majsterkowych, ale spędziłam ze swoim tatą już długie godziny na próbie okiełznania zabytkowej maszyny do szycia po mojej babci, żeby uszyć te zahaczane o uszy szmatki. Najmojsze zapiski do epidemicznego numeru zinu, kręcą się więc wokół przedwojennej maszyny marki Singer… Pamiętam jak dawniej ta maszyna stała w sypialni babci, okryta kwiecistą narzutką, żeby się nie kurzyła. Jako dziewczynka uwielbiałam buszować po babcinym pokoju, w czasie gdy ona gościła poczęstunkiem doroślejszą część rodziny w salonie. Siadywałam wtedy przy PRL-owskiej toaletce z trójskrzydłowym lustrem, na której, na grubo dzierganych białych serwetach,
DOMINIKA NOWICKA
Singer w zinie, zin w Singerze
13 1
starych maszyn do szycia, to ja chętnie.
W Y DAW N I CTW O BOMBA
poustawiane były flakoniki dusząco słodkawych perfum. Maszyna była więc zaraz na drugim miejscu w rankingu moich ulubionych babcinych „mebli”. Na wpół zakazana, bo zakryta – moje zainteresowanie nią zdradzał zwykle charakterystyczny terkot, rozlegający się od momentu wprawienia krawieckiego mechanizmu w ruch… Wtedy słyszałam z pokoju obok troskliwe „tylko nie przeszyj sobie palców!”. I teraz, w kwietniu 2020, kiedy mijają dwa lata odkąd mojej babci nie ma już z nami, ośmielam się zająć jej miejsce przy Singerze. Trochę, żeby urozmaicić sobie kwarantannę i nauczyć się czegoś nowego, ale przede wszystkim, żeby uszyć maseczki ochronne. I chociaż skonstruowałam swoją epidemiczną opowieść tak, że to zdanie wybrzmi raczej jak naiwny morał z taniej przypowiastki, to trudno, i tak wierzę, że jak już uda mi się osiągnąć stan, w którym nitki przestaną się pętlić i zrywać na zmianę, średnio co parę minut, to uda mi się też wreszcie uszyć trochę tych uroczych maseczek, które, mam nadzieję, ochronią Wasze babcie i dziadków przed koronawirusem. Życie jest spoko. Szycie jest spoko. ktoś ma jakieś Inicjatywy społeczne też są spoko. PSradyJakodnośnie obsługi VIRUS
ZINE
VIRUS
WYDAWNICT WO BO MBA
J U L I A W A L KO W I A K ROZMOWA
ZINE
132
133 W Y DAW N I CTW O BOMBA
J U L I A W A L KO W I A K T RY P T Y K Z I E M N I A C Z A N Y
VIRUS
ZINE
VIRUS
ZINE
134
WYDAWNICT WO BO MBA
DOMINIKA G
135
W Y DAW N I CTW O BOMBA
G ŁO W A Ł A
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
136
137 W Y DAW N I CTW O BOMBA
D O M I N I K A G ŁO W A Ł A
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
PA U L I N A B YC Z E K
VIRUS ZINE
138
139
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
140
141
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
142
143
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
144
145
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
146
147 W Y DAW N I CTW O BOMBA
T H E B E G I N N I N G , ‚T H E U N C A N N Y ’, ‚ THE END I N T R I B U T E TO J U L I A K R I ST E VA S ‚T H E P O W E R S O F H O R R O R’ MAGDALENA ZAGORSKI
VIRUS
ZINE
VIRUS
WYDAWNICT WO BO MBA
HINIMIBI
ZINE
148
149
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
10 maja 2020 r.
WYDAWNICT WO BO MBA
VIRUS
ZINE
150
S A R A JA W O R S K
Na pustkowiu znalazłam się niekonsensualnie i bez wcześniejszego uprzedzenia. Nie planowałam, że stanie się to tak szybko, ale jak mi powiedziano, czas naglił, a okoliczności nie sprzyjały ani mi, ani im. Nie byłam też sama, dali mi rocznego kota, dachowca, bo te są najwytrwalsze, najmniej chorowite, a trzymane w domu pod opieką dobrego opiekuna mogą dożyć nawet dwudziestu lat. Ja skończyłam dwadzieścia lat już jakiś czas temu, kiedy to Ziemia była względnie dobrym miejscem do mieszkania i życia, a jedyne, co nam wtedy dokuczało to globalne ocieplenie i kapitalizm.
Zaczęło się od tego, że ludzie, moi bracia i siostry, Ziemianie masowo zaczęli doznawać skutków przeróżnych alergii – nie tylko tych od kurzu czy orzechów, ale od zjawisk niekoniecznie wytłumaczalnych. Nie raz widziało się osoby w kombinezonach ochronnych – bowiem funkcjonowanie na zewnątrz mogłoby okazać się dla nich zabójcze, a przecież trzeba jakoś żyć, chodzić po chleb, kupować papier toaletowy, nawet gdy jest się uczulonym na hamowanie tramwajów czy zraszacze ogrodowe. Tłumaczyli to różnie, najpierw, że wirus z Chin, potem, że komary z Kongo, ja sama natrafiałam też na teorie mówiące o powrocie dżumy przenoszonej przez szczury z londyńskiego metra. Tak to już było te kilka miesięcy temu, kiedy jeszcze nie powołano mnie do Międzynarodowego Projektu Zwalczania Pandemii. MPZP było organizacją utworzoną w Polsce, ale szybko znalazła poparcie w całej południowo-wschodniej Europie. Węgry i Rosja jako pierwsze poszły w nasze ślady, dodatkowo tworząc jednostki militarne. Rząd szybko mnie namierzył, a z podsłuchanych przeze mnie rozmów w celi, dowiedziałam się, że obserwowali mnie od lat przez przejętą radziecką satelitę. Chodziło o to, że od gimnazjum pisałam lesbijskie opowiadania, najpierw były to zwykłe fanfiki, ale potem, co było skrajnie głupie, wysnułam historię o zakazanej miłości pomiędzy dwoma posłankami prawicy. Jak miało się później okazać, była to prawda, dlatego przymknęli mnie nie tylko za tożsamość płciową i orientację seksualną, które nie były już legalne, ale także za szpiegostwo i zniesławienie. Z mojego profilu na portalu randkowym, wiedzieli, że jestem niebinarną osobą panseksualną. Nie miałam płci i płeć nie była dla mnie jakkolwiek istotna, ale najwyraźniej nie wiedziała tego ich lekarka, która przeprowadzała mi podstawowe badania. Z wewnętrzną radością i zewnętrznym spokojem odbierałam jej nieudolne próby dokuczenia mi, nazywając mnie per „to”. Zdrowie fizyczne miałam pierwszorzędne. Mogłam tańczyć, jak mi zagrają. Podczas mojego pobytu w siedzibie MPZP wiele się zmieniło. Okazało się, że zarazą są ludzie i to ludzie tacy jak ja, ludzie nieheterocisnormatywni. Ze strzępków informacji wywnioskowałam, że nie ostatnia dostałam się w ich sidła. Było nas więcej, ale to mnie pierwszą spotkał ten przedziwny los, to ja wstąpiłam na ścieżkę niemożliwych zdarzeń, zostałam ich królikiem doświadczalnym. Jak dowiedziałam się mojego ostatniego dnia na Ziemi, postanowili nas ot tak wystrzelić w kosmos, gdzieś daleko, gdzie nasza odmienność wyparuje. Była to najłatwiejsza, jak również najmniej inwazyjna opcja na pozbycie się zarazy, której nawet homeopaci i znachorzy bali się jak diabeł święconej wody. Tak właśnie znalazłam się tu, gdzieś na ramieniu greckiego boga, Perseusza. Za towarzysza niedoli mam jedynie wcześniej wspomnianego kota, którego nazwałam przekornie Łajką. To pierwszy wpis w moim gwiezdnym dzienniku. Niedługo dołączą do mnie inni, może nawet moi lub twoi przyjaciele. Wszyscy wydani, niechciani, niepasujący. Co dalej – zobaczymy. Może i my pozbędziemy się zarazy.
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
KA
151
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
S AY N T M O L LY
152
153
W Y DAW N I CTW O BOMBA
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA
M A G D A Z ŁO C Z E W S K A
VIRUS
ZINE
154
Na początku było śmiesznie. Jak zawsze, myśleliśmy, że to, co dzieje się daleko, to, czego nie widzimy - po prostu nas nie dotyczy. Mamy przecież z tym pewną wprawę: wojny, głód, pożary lasów i miast, skutki globalnego ocieplenia, skrajnego seksizmu, brutalności i niesprawiedliwości… Oczywiście też, jak zawsze, myliliśmy się.
“Śmiertelny wirus z chin” - dla niektórych okazja do memowania, dla innych do paniki, lęku o życie swoich i bliskich oraz snucia niezliczonych teorii spiskowych przyprawiających często o ciarki. Dla mnie to okazja po trochu do tego wszystkiego, ale jestem w końcu z tych uprzywilejowanych. Mam dach nad głową, łóżko z kołdrą, bieżącą wodę i, dzięki wszystkim bogom, szybki Internet i jeszcze szybsze wibratory. Nie muszę się martwić, że zostanę po tym bez grosza ani też raczej bez członka rodziny. Pozostała mi jeszcze resztka zdrowia psychicznego i nawet całe fizyczne. Maseczki i zakazy skutecznie sieją lęk ale staram się nie dać zwariować. Mam też przecież kochanego partnera, który jednak (na szczęście) chodzi dalej do pracy. Czasem nie mogę już go znieść, ale tak samo nie znoszę już siedzenia samej. Na szczęście mam dwa najsłodsze na świecie, puchate króliczki, którym wystarczą 3 godziny, żeby z lśniącego, sterylnego pokoju zrobiło się pobojowisko: armia siana przeciwko armii bobków. Nie ma wygranych. Wszyscy polegli. Polem bitwy jest całe moje cholerne mieszkanie. Mieszkanie się kurczy, a czas dziwacznie plącze. Bolą mnie oczy przez patrzenie tylko w ekran, książkę, pustą kartkę; w każdym razie zawsze maksymalnie 2 metry przed siebie. Patrzę z 4 piętra na mój rower przypięty pod blokiem, jak Roszpunka na swojego księcia. Tylko, co by dało wciągnięcie go tu na górę, nawet jakby włosów mi do tego starczyło? Nie chce mi się siedzieć, nie chce mi się leżeć, nie chce mi się stać. Chce mi się jeść, nie chce mi się tyć. Chciałabym się przebiec, ale jak zaczynam, dostaję zadyszkę po 5 minutach. Przynajmniej mam co jeść, gdzie spać i do kogo się przytulić. Sinusoida mojego codziennego samopoczucia. Jednak staram się wykorzystać ten czas najlepiej jak mogę. Ćwiczę hiszpański, uczę się szpagatu, próbuję potańczyć, żeby nie oszaleć. Chciałabym popatrzeć na coś innego niż na tę paskudną falistą tapetę i choć raz zrobić tu przeciąg, ale okna mam tylko od jednej strony.
155 W Y DAW N I CTW O BOMBA
Przynajmniej mam w domu rośliny, zawsze to namiastka lasu. Ostatecznie codziennie jestem zajęta. Wcale nie śpię do 12; nie piję od 14, mimo że mam wino w domu; nie daję się mieszkaniu, które po miesiącu zdaje się mieć już chyba tylko 2m kwadratowe. Tylko wszystko robię jakoś wolniej. Magisterska nie skończona. Obrazy nienamalowane. Nawet maile nie-odpowiedziane. Tak mija dzień pierwszy, drugi, setny. W niepokojący sposób przyzwyczajam się do tego rytmu. Są chwile, kiedy nawet nie chce mi się wracać. Coraz mniej mi się chce. Czy teraz tak to będzie wyglądać? Będziemy dalej siedzieć wpatrzeni w te ekrany? Wszyscy uczą się nowych, świetnych, ultrawygodnych sposobów na zarabianie, uczenie, tworzenie, dawanie; z domu, z kanapy, z Internetu, przez Internet, za pomocą Internetu. Może to jest nasza chwila na zwolnienie? Wdech. Wydech. Nuklearne rodziny spędzą trochę czasu z dziećmi. Będą się zastanawiać na co właściwie były im te dzieci. Na co mi były te króliki? Mamy teraz mniej okazji na kupowanie, zarabianie, kupowanie, zarabianie... I musimy usiąść. Matka Ziemia straciła cierpliwość i wygoniła nas do swoich pokoi. “Lepiej przemyśl swoje zachowanie, bo pójdziesz spać bez kolacji”. Będziemy teraz w końcu lepszymi ludźmi jeśli stęsknimy się za ludźmi? Będziemy lgnąć do siebie, cieszyć się przytulaniem, wzrokiem i wymienionym słowem? Czy będziemy się bać do tego wrócić? Czy aby zaraza dalej gdzieś nie wisi? Egoistycznie boję się czy dostanę pracę. Ekologicznie boję się, że ze spalinami będzie jeszcze gorzej niż wcześniej. Ekolodzy w tym czasie się cieszą i chyba też powinnam. Ale ja już znam ludzi i trochę nie potrafię podzielać ich entuzjazmu. Powietrze jest czystsze, woda przejrzystsza, dzikość podchodzi coraz bliżej miast. Wraca na stare śmieci. Planeta robi w końcu duży wdech, w końcu pełnymi płucami, rozgląda się w końcu zadowolona. Dzieci w końcu poszły spać, w końcu spokój. Tylko boję się co będzie, jak te dzieci się obudzą. Zdrętwiałe i zastałe, często gęsto bezrobotne. Pewnie będą biegać po tym kawałku skały na obrzeżach kosmosu, ze zdwojoną siłą i zapałem. I co wtedy? Morza może i są czystsze, ale plastikowe rękawiczki latają na wietrze, jak pyłki kwitnącej akurat na wiosnę wierzby. Na szczęście nie powodują reakcji alergicznej, tylko jakieś ptaki co najwyżej się podławią. Z całkiem innej strony, taki postapokaliptyczny klimat całkiem mi się podoba. Myślałam o tym od gimnazjum, naczytałam się komiksów, książek, filmy jakieś też widziałam. Chyba jestem lepiej przygotowana na apokalipsę, rozwalanie zgniłych czaszek i plądrowanie supermarketów niż na prawdziwe życie. Dawajcie zombiaki. A tu jednak trzeba będzie znaleźć po tym pracę. I, aż dziwnie, zgadzam się dzisiaj z papieżem: “natura nie wybacza nigdy.”. Ale też “każdy kryzys zawiera zarówno niebezpieczeństwo, jak i okazję: możliwość wyjścia z niebezpieczeństwa. Musimy spowolnić tempo produkcji i konsumpcji oraz nauczyć się rozumieć i kontemplować świat przyrody.” Musimy. Ale nie wiem, czy zrobimy. Zobaczę jeszcze, czy będzie mi się chciało.
VIRUS
ZINE
WYDAWNICT WO BO MBA VIRUS ZINE
156