KOSZMARY STUDIOWANIA

Page 1

KOSZMARY

STUDIOWANIA



„Nienawidzę tej uczelni” Manuskrypt: papier Canson, tusz, twarda okładka. 109 stron. 22,5 × 14,5 cm. 2013—14+2018 r.

Zastanawiając się nad dzisiejszą wartością tej, jakże prywatnej, pracy, postanowiłem ją ujawnić ku przestrodze nauczycieli akademickich iinnych: dla świadomości, jakie mogą być skutki odmowy udzielonej nadwrażliwym, histerycznym (a przez to niesprawiedliwym) studentom — takim, jakim byłem sam w 2013 i 2014 roku — którzy później opiszą wasze postępki w swoich zeszycikach, np. w przytoczonym poniżej dzienniku pt. „Nienawidzę tej uczelni”. W oryginale książki istotne były wyolbrzymione kropki (interpunkcyjne i stanowiące część liter i oraz j). Wyjaśnienia tego zabiegu udzielam w ostatnim wpisie dziennika. Ze względu na swój szczególny stan psychiczny w czasie powstawania poniższych notatek, starałem się zachować, w miarę możliwości, wizualny charakter oryginału. Wyjątkiem jest tutaj układ tekstu: w zeszycie każdej dacie odpowiadała jedna kartka, tutaj dla czytelności reprezentowana przez akapit, niekiedy kilka. Przypisy współczesne.

Piotr Sz. Mańczak kwiecień 2019 r.

⁂ 17 paź. 2013: Jestem coraz przerażeńszy tym, co się dzieje na uczelni (przestałem już nawet pisać: Uczelnia)• Nienawidzę tej uczelni• Ciekawe, co jest trwalsze: dobre czy złe wspomnienia• 18 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 19 paź. 2013: Uczelnia najpierw pali w piecu jak w piekle, że nie sposób tego znieść, a potem ogranicza nam dostęp do pracowni ze względu na koszty oświetlenia i ogrzewania• Każe podkładać papiery, folie pod sztalugi, bo podłoga jest nowa, błyszcząca — tyle że partacka, po ledwie miesiącu pękła w tych samych miejscach, co poprzednia• Nogom naszym nie lepiej• Za to trudno znaleźć dobrą sztalugę, czyste krzesło, stolik• Nie trzymamy tu białaczkowców, żeby nagrzewać pokoje do 40 stopni• Chcę za to przebywać w pracowni w ludzkich godzinach• I mieć swoje miejsce, z którego nikt mi nic nie ukradnie• 20 paź. 2013: Naprawdę nienawidzę tej uczelni• 21 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 22 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 23 paź. 2013: NIENAWIDZĘ TEJ UCZELNI• 24 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 25 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 26 paź. 2013: Pamiętam, jak w zeszłym roku krótko po rozpoczęciu zimowego semestru


potrzebowaliśmy z Verą odrobiny miejsca, aby wykonać dwie niewielkie rzeźby dla Muzeum Morskiego• Poprosiliśmy prof• Kaję o udostępnienie pracowni na czas weekendu, oraz możliwość skorzystania z gliny — gips i resztę mieliśmy, rzecz jasna, swoje• Wykręcał się• Argumentował, że pracownia nie jest gotowa — stoją tam rzeźby z innych pracowni (potrzebowaliśmy ~ 1 m2 podłogi)• Brakło mu dobrej woli• Ostatecznie załatwiliśmy wszystko po ludzku z portierką z rzeźby• Nie było żadnego problemu• A Kaja się po dwóch dniach zreflektował i „z wyrzutami sumienia” wyrażał zgodę• Ale wtedy już rzeźby były dawno zrobione, panie profesorze! 27 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 28 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 29 paź. 2013: A ta historia ze sztalugami? Z Karoliną potrzebowaliśmy do akcji malarskiej dwóch sztalug — na jeden wieczór, ok• 4 h• Wróciłyby nienaruszone tego samego dnia• Dziekan malarstwa jednak (K• Polkowski) umył ręce i odesłał nas do administracji• — Nie ma mowy, ostatnio jeden student miał zabrać materace, a nie zabrał… — Ale proszę pani, wypisze pani kwit na moje nazwisko, że za 4 h zobowiązuję się je oddać i po sprawie• — Nie, bo nie• Studentom……… Co mnie obchodzi jakiś student i jego materace? Tutaj również zabrakło odrobiny dobrej woli• 30 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 31 paź. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 01 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 02 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 03 lis. 2013: Niedawno zerwałem się o piątej, aby dojechać z Tczewa na wykład o 800 — nie dać się przestojom na kolei i niemożliwym ściskom w pociągu• Wykład nie odbył się• Nie było żadnych informacji• Nienawidzę tej uczelni• 04 lis. 2013: I jeszcze kurwa robienie list — rozliczanie z obecności na wykładzie, w trakcie którego profesor pokazuje zdjęcia z wakacji, albo przerabia po raz kolejny HISTORIĘ SZTUKI NAJNOWSZEJ czyli od lat 60• (???) 05 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 06 lis. 2013: NIENAWIDZĘ TEJ UCZELNI• 07 lis. 2013: NIENAWIDZĘ TEJ UCZELNI• 08 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 09 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 10 lis. 2013: NIENAWIDZĘ TEJ UCZELNI 11 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 12 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni•


13 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 14 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• Nienawidzę tej uczelni• 15 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 16 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 17 lis. 2013: Pojechałem po południu na uczelnię po 1,5–tygodniowej nieobecności (pobyt w Zielonej Górze, pogrzeb Taty) aby nadrobić zaległości, chociaż trochę, przed przeglądem• I czego się dowiedziałem? W WEEKENDY UCZELNIA CZYNNA DO 16• Była 1545• MOŻE POZWÓLCIE NAM KORZYSTAĆ Z PRACOWNI WYŁĄCZNIE OD 10 DO 14, WTEDY PROBLEM STUDENTÓW CHCĄCYCH MALOWAĆ ZOSTANIE ROZWIĄZANY• KURWA MAĆ 18 lis. 2013: Nienawidzę was, uczelnio• 19 lis. 2013: Nienawidzę cię, uczelnio• 20 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 21 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 22 lis. 2013: Zależy wam tylko wam jako instytucji na punktach z ministerstwa tabelkach i przepisach• Ta wasza „akademia” gdzie ma ludzkie aspiracje, które wy macie? 23 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 24 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 25 lis. 2013: NIENAWIDZĘ TEJ UCZELNI 26 lis. 2013: nienawidzę tej uczelni 27 lis. 2013: nienawidzę tej uczelni 28 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 29 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 30 lis. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 01 gru. 2013: Nienawidzę tej uczelni• 02 gru. 2013: NIENAWIDZĘ TEJ UCZELNI• Nienawidzę tej uczelni• 03 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 04 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 05 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 06 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 07 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 08 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 09 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 10 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 11 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 12 gru. 2013


Nienawidzę tej uczelni• 13 gru 2013 Nienawidzę tej uczelni• 14 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 15 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 16 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 17 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 18 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 19 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 20 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 21 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 22 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 23 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 27 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 28 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 29 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 30 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 31 gru. 2013 Nienawidzę tej uczelni• 32 gru. 2013* Nienawidzę tej uczelni• 01 sty. 2014 Nienawidzę tej uczelni• 02 sty. 2014 Nienawidzę tej uczelni• 03 sty. 2014 Nie chcę już tu być• 04 sty. 2014 Nie potrzebuję tej uczelni• 05 sty. 2014 Dziś moje urodziny• Nie potrzebuję tej uczelni• 06 sty. 2014 Witaj szkoło!** 07 sty. 2014 Pamiętam dobrze, jak to było przed Sylwestrem• Ledwo zaczęły się dni wolne od zajęć, a już ASP zamknięte• Nie to, że można mieć dni wolne — TRZEBA, bo przecież przerwa od pracy jest obowiązkowa• I won z pracowni• 08 sty. 2014 09 sty. 2014: Nienawidzę uczelni• 10 sty. 2014: Nienawidzę tej uczelni• Nienawidzę tej uczelni• 11 sty. 2014 Nienawidzę tej uczelni• 12 sty. 2014 13 sty. 2014: Nienawidzę tej uczelni• Nienawidzę Cię, uczelnio 14 sty. 2014 *Sic! **Nawiązuję tu do własnego rysunku z ok. 2011 r. Patrz: załącznik na końcu.


Nienawidzę tej uczelni• 15 sty. 2014 Nienawidzę tej uczelni• 16 sty. 2014 17 sty. 2014: Nienawidzę tej uczelni• Musimy wybrać specjalizację• SPECJALIZACJĘ Malarstwo ścienne & witrażlubSztukę w przestrzeni publicznejlubTkaninę art• Kończąc malarstwo nie możemy się kurwa specjalizować w malarstwie sztalugowym, w farbie na desce, płótnie, w rysunku• Tylko trzeba zostać muralistą albo tkaczem• To może lepiej było otworzyć kierunek Witraż albo Tkanina z przedmiotem zajęć „malarstwo”? Skoro nie możemy się specjalizować w tym, co dla nas najważniejsze? 18 sty. 2014 Nienawidzę tej uczelni• 19 sty. Nienawidzę tej uczelni• 20 sty. 2014 Pora skończyć tę szkołę• 21 sty. 2014 Nienawidzę tej uczelni• 22 sty. Nienawidzę tej uczelni• 23 sty. 2014 Nienawidzę tej uczelni• 24 sty. 2014 Nienawidzę tej uczelni• 25 sty. 2014 26 sty. 2014: Po chuj był ten cały remont? I te jaja z zakazem palenia? I te ćwiczenia przeciwpożarowe, gdy wywalono nas wszystkich na mróz i z uśmiechem jak na jakimś pikniku tłumaczono że prowadzący zajęcia w miejscu zbiórki mają podać składy osobowe? Ja temu BHPiście mówię, że nikt nie wie na malarstwie jakie są składy osobowe, bo przecież studenci pracują sami w pracowniach bez nadzoru• A on że nie wiedział że trudno i żebym zaproponował coś lepszego może lista obecności? 26 sty. Nienawidzę tej uczelni• 27 sty. 2014 „Bibliografia, która jest wyznacznikiem naukowości tekstu” – no kurwa 26 IV 2018: Nie mogę powiedzieć, że nic tej uczelni nie zawdzięczam: dała mi wiele• Ale mogąc również, przez lata, zdać sobie nieco bardziej sprawę, jak Instytucja działa: nie nienawidzę, brzydzę się• 13 wrz. 2018: Nie, nie chcę. Robić doktoratu. Może asystentem… móc zarobić na byciu artystą, może nawet nie będąc artystą. ? (?) 18 wrz. 2018: A ta sytuacja przed wakacjami, gdy z uczniami Umiejętnika chcieliśmy odwiedzić wszystkie obrony dyplomowe, ale nie było jak? Sesja dyplomowa trwała, ludzie się bronili, ale znikąd nie można było się doprosić jakiegoś czytelnego harmonogramu• 19 wrz. 2018: Długo zastanawiałem się, jak właściwie zakończyć tę ksiażkę• W 2014 zostało / zostawiłem kilka wolnych stron, które teraz, kiedy usiłuję doprowadzić do końca wszystkie otwarte z dawna prace, starałem się jakoś sensownie zapełnić• Jak pewnie czuć, z brakiem przekonania raczej, jako że główna teza tej książki — jak dwa lata temu


przy okazji zeszytu pt. „Petycja” towarzyszącego dyplomowej wystawie, zaznaczyłem — jest nieaktualna• Chęć spójnej kontynuacji w tym tomie metody konceptualno-werystycznej nie pozwalała mi napisać „nienawidzꔕ Ale! Moje koleżanki organizujące cykl wystaw „Wolne Pokoje” ogłosiły otwarty nabór do kolejnej edycji• Pod hasłem„BYŁO MINĘŁO” Tak należy zakończyć ten tom• 17 lis. 2018: „Nienawidzę tej uczelni” to książka bardzo kategoryczna w swoich stwierdzeniach, by nie powiedzieć, że wręcz wykrzyczana. Stworzona z koncepcji charakterystycznej dla mnie w czasie, gdy o wiele wyżej ceniłem świadectwo metonimii, niż brzemienność metafory. Będąca jednocześnie wentylem bezpieczeństwa pozwalającym mi skanalizować emocjonalną odpowiedź na trudności, jakich doświadczałem wobec wypadków życiowych i rzeczywistości studiowania. Każdą historię z tego manuskryptu (nie jest ich wiele) mógłbym dziś opatrzyć stosownym komentarzem prezentującym inny niż 5 lat temu punkt widzenia. Zaburzyłoby to jednak jej sens. Choć nieco wstyd mi tego dokumentu, to jednak z jakiegoś powodu pozostało w nim kilka czystych kart u końca, dzięki którym mogę zamieścić niniejszy wpis jako odautorskie posłowie. W ramach końcowego ujęcia całości dokonam tylko jednej rzeczy: nienaturalnego uwydatnienia wszystkich kropek, kropek nad „i”, zdań, które stwierdzają, że jest tak a tak i koniec, kropka. Liczę, że jest to najelegantsze z możliwych rozwiązań, a przynajmniej o wiele lepsze niż wylewanie młodocianego żalu wprost na papier, bez szacunku dla siebie i marginesu.



Te słowa powiedział publicznie jeden z profesorów ASP. Nikt wtedy nie zareagował. Dlaczego?

„Kiedyś ten wydział to była cipcialnia”

Jestem świeżo po lekturze „Mężczyźni objaśniają mi świat” autorstwa Rebeccy Solnit. Jako absolwentka Akademii Sztuk Pięknych wielokrotnie doświadczałam sytuacji, w której to mężczyźni objaśniali mi świat. Czy zdają sobie z tego sprawę, jak czują się kobiety? W ostatnich rocznikach istnieje duża dysproporcja pomiędzy ilością studentek a profesorek na uczelni. W każdym roczniku wśród studentów jest więcej kobiet niż mężczyzn, wśród wykładowców sytuacja ma się odwrotnie. Z czego wynika to zjawisko? Badania psychologiczne (1970 przez Tajfla, Nelsona w 2006, Berwera w 2007 czy Hewstone’a w 2002 roku) pokazują, że ludzie wielokrotnie wykazują przychylność wobec osób, które są członkami ich własnej grupy, którą oceniają lepiej, niż członków grupy obcej. Jak się to ma do pojęcia seksizmu? Studenci jako tak zwani swoi są częściej wyróżniani, poświęca się im więcej uwagi i czasu w trakcie korekty prac. Ewidentnie wskazuje to na rozgraniczenie wobec drugiej płci, czyli na seksizm, który psychologowie nazywają wrogim lub dobrotliwym.

Seksizm wrogi to niechęć wobec kobiet połączona z przekonaniem, że dążą one do kontroli nad mężczyznami, manipulując nimi seksualnie. Tutaj mogę się posłużyć przykładem mojej znajomej Hani, która usłyszała, że ”dostaje piątkę na zaliczenie, bo jest ładna”. Innego razu Hania zadzwoniła do profesora, żeby upomnieć się o wstawienie oceny na zaliczenie przedmiotu, usłyszała od profesora, który obejrzał jej pracę wideo z nagranymi ustami, że „bardzo mu się podobają te usta i chętnie dałby się przez Hanię molestować”. Notabene profesor był pijany i prawdopodobnie nie pamiętał już na drugi dzień, co powiedział. Inna moja znajoma Ola usłyszała od mężczyzny prowadzącego zajęcia, że późno dojrzewa, skoro ma problemy z trądzikiem. Nigdy nie słyszałam, by publicznie komentowano aparycję moich kolegów przyszłych artystów.


Istnieje też seksizm dobrotliwy, czyli idealizacja kobiet lub przekonanie, że są to istoty słabe i dobre, wymagające męskiej opieki i obrony. Dysproporcja płci na uczelni artystycznej, czy też raczej brak parytetów w kadrze profesorskiej może wzmagać pojawianie się obu tych form represji wobec studentek. Widać to, jak pisze profesor Bogdan Wojcieszke w książce „Psychologia społeczna”, w sposobie odbierania wypowiedzi kobiet: „Mężczyźni są równie lubiani przez obserwatorów, kiedy zgadzają się , jak i nie zgadzają z rozmówcą, kobiety są jednak mniej lubiane, kiedy nie zgadzają się z rozmówcą, łamiąc w te sposób nakaz bycia miłą (Carl, 2002)”.

Sama wielokrotnie spotykałam się z dyskryminacją ze strony profesora, który po całym roku dosyć trudnej współpracy, gdy nie potrafiliśmy znaleźć porozumienia, usłyszałam :„ Widać po pani, że interesuje panią bardziej kolor włosów, niż kolor prac, i o ile nadal nie będzie się w stanie się pani w podpasować to nie zda pani przyszłego semestru.” Co taka krytyka może wnieść do mojej sztuki? Bez echa nie mógłby też przejść tekst rzucony na jednej korekcie to mojej koleżanki o tym, że byłaby lepszą manikiurzystką, niż jest malarką”. Cały problem tego komentarza polegał na tym, że koleżanka, jak na malarkę przystało, paznokcie miała w opłakanym stanie. Wydaje mi się, że profesor rzucił ten komentarz, nie zastanawiając się nawet, czy pasuje on do sytuacji. Właśnie ci profesorowie większość swojego życia artystycznego przeżyli w czasach, w których feminizm nie był słyszalny w polskim dyskursie. Posługiwano się więc seksistowskimi uwagami typu: „Malarki to żony dla malarzy”. Jeszcze w latach 70tych dało się usłyszeć, że kobiety nie poradzą sobie fizycznie na grafice czy rzeźbie. Wyjaśniać mogłoby to zjawisko androcentryzmu opisane przez Sandrę C. Bun w 2000 roku, czyli stawiania męskiego doświadczenia w centrum kultury. Oznacza to, że wyżej wartościuje się mężczyzn, uważa się że są naturalnymi przywódcami i właścicielami świata. To, co robią mężczyźni, miałoby być lepsze. Naturalnym, wydawało się wtedy że to, co tworzą mężczyźni jest lepsze. Nawet jeżeli wiele moich koleżanek, moich rozmówczyń problemu nie zauważa, to nie znaczy, że go nie ma. Wystarczy się rozejrzeć, posłuchać uważnie, co nasi profesorowie mają nam do powiedzenia. Niestety te ”żarciki” przestały nas śmieszyć.

Zacznijmy reagować i protestujmy przeciw wszelkim objawom seksizmu.

Janina


W ramach wiosennych porządków i przy okazji poszukiwań inspiracji do tematu ‚koszmary studiowania’, przeglądałem swój karton ze zdjęciami z czasów kiedy studiowałem Fotografię. Przypominałem sobie o różnego rodzaju tematach, które okazywały się tylko ćwiczeniami. Zwróciłem uwagę na serię podobnych do siebie surrealistycznych kolaży wykonanych techniką ‚analogową’, poprzez nakładanie na siebie i montaż klatek z kliszy celuloidowej. Rozłożyłem odbitki przed sobą i prześledziłem mozolny proces dochodzenia do ostatecznego efektu. Pamiętam, że wydawało mi się to wtedy na tyle męczące i niedoskonałe, że ostateczny fotomontaż stworzyłem już w komputerze. Teraz z perspektywy czasu kiedy patrzę na te próby pełne technicznych błędów, doceniam je bardziej niż efekt końcowy. I mam mieszane uczucia, czy ten rodzaj studiowania i dochodzenia do pewnych wniosków był dla mnie koszmarem czy błogosławieństwem.

Wojciech Ulman


„I HAVE A DREAM, ŻE BĘDZIE NAM W KOŃCU TROCHĘ LEPIEJ”

Jak tylko zobaczyłam wydarzenie o składaniu zina z koszmarów studiowania, ucieszyłam się widząc tutaj świetną okazję do wyrzygania wszystkiego. Oczywiście gdybym miała wyrzygiwać wszystko, to pewnie książkę można by z tego stworzyć, a co dopiero gdyby każdy student opowiedział swoją historię – a na pewno każdy ma wiele takich historii, które mogłyby oddać idealnie koszmary studiowania.

Piszę z perspektywy osoby, która studiowała już 6 lat, na dwóch różnych uczelniach - jedna to polibuda, a druga ma w nazwie uniwersytet, na którym można spotkać przekrój przez wszystkie dziedziny nauk. I pomimo mnóstwa absurdów, nadużyć i krzywd, których doświadczyłam na uczelniach nadal planuję studiować, i pewnie kolejne 6 lat na tej uczelni spędzić, by osiągnąć swój cel i coś w życiu innych ludzi zmieniać, na lepsze ofkors. Jednakże wiem, że muszę uzbroić się w ogrom siły psychicznej, bo przeprawa będzie cholernie ciężka. Ale nie o moich planach chcę pisać. Może zacznę od tego, że czas studenta, jako człowieka W OGÓLE nie jest szanowany. Jak widać uczą nas w większości osoby, które totalnie nie zdają sobie sprawy, z tego, że większość studentów pracuje (i musi to robić, nie, że dla hobby se popierdalamy do pracki, bo mamy za dużo czasu), bo oni studiując tylko studiowali i może mieli stype, może nie, ale jakoś sobie żyli. I ten brak szacunku do naszego czasu wychodzi przy każdej możliwej okazji. Nie możemy ustalić planu pod nasze potrzeby, nie możemy zmieniać grup zajęciowych, bo dyrektorce instytutu nie pasuje, że nie chodzimy do przypisanych grup, wielokrotnie musimy czekać po kilka godzin w pustym korytarzu, bo prowadzący sobie gdzieś poszedł, a my musimy mieć podpis/coś zaliczyć/coś załatwić. Starając się dostać indywidualny tok studiów (by móc dopasowywać plan do swoich potrzeb) w wielu przypadkach dostajesz odmowę. Jakie powody powinny się kwalifikować? Moim zdaniem – wszystkie. Zdaniem dyrektorki – dwa kierunki studiów nie zawsze się kwalifikowały, a czasami nawet opieka nad swoim dzieckiem nie jest wystarczającym powodem. Wiele razy żartowaliśmy ze znajomymi, że wystarczającym powodem jest dokładnie ten, którego nie podasz. Sama usłyszałam kilkukrotnie (głównie przez 30 minut tłumaczone) „NIE”. Gdy sprawa się toczyła o przeprowadzenie zaliczenia 5-ciominutowego, błagałam o wyrozumiałość ze względu na pracę, z której się utrzymywałam, dostałam 25minutowy wykład jak prawo nie może być naginane na moją korzyść, bo wszyscy na tym ucierpią. Czy w tym czasie sprawa mogła być załatwiona? Zdecydowanie tak. Dlaczego nie była? Bo wielokrotnie jesteśmy traktowani jak oszuści, którzy chcą za wszelką cenę coś zamataczyć, zakręcić, zakombinować, załatwić, byle tylko nie... no właśnie, ale co nie? Nie musieć zaliczać? (I tak przecież musimy zaliczać te przedmioty.) Nie musieć przechodzić przez coś? (I tak już ledwo dajemy radę przejść przez te studia, i nie wszyscy dajemy.) Byle tylko być potraktowanym jak człowiek i dostać dozę zrozumienia naszej sytuacji? Czy nie byłoby wszystkim lepiej gdybyśmy nie musieli się starać o indywidualny tryb studiów składając wnioski, pisma, pierdoły, czekając, prosząc się, tłumacząc za każdym razem naszą sytuację, tylko po prostu gdybyśmy wszyscy byli dla siebie bardziej wyrozumiali i wyszli naprzeciw potrzebom studentom i dogadali się z nimi? Najwidoczniej nie bardzo.


Czy idąc na studia wiemy na co się piszemy? W ogóle nie. Czy będ z i e n a m c i ę ż ko ? Z a j e b i ś c i e t a k . Kolejne ważne pytanie: czy wiemy o tym, jaki wybór prac będziemy mieć po tych studiach? Bardzo często nie i to też jest ogromny problem, bo często nie do końca widzimy sens w robieniu tego, co robimy. Wchodząc w społeczności studenckie, poznając historie przyjaciół, znajomych lub nieznajomych z różnych etapów studiowania poznajemy cały wachlarz zaburzeń psychicznych i chujowych zdarzeń powiązanych z chujowym studiowaniem. Może powinniśmy stworzyć informator „Jak świetnie studiuje się kierunek X?” i w broszurce zamieszczamy dane:

-ilu procentom zrekrutowanych udało się skończyć te studia -ile osób skończyło z depresją/nerwicą lub innymi problemami psychicznymi wywołanymi tymi studiami -jak ogromna jest skala autoagresji i nienawiści do siebie spowodowanej studiami -ile procent zrezygnowało, bo nie dało rady -ile osób robiło 3,5 roku inżynierki w 6 lat, bo nie poradziło sobie z tym, czego doświadczali -i tutaj kluczowe: dlaczego nie dali rady? kilka krótkich historii o presji, o tym jak zostali zniszczeni psychicznie, lub po prostu o tym, co czuli -i ile procent osób nie podeszło do obrony dyplomu, mając zaliczone całe studia? Oczywiście, rozumiem, że uczelnie nie mogą stworzyć takiej antyreklamy, bo wówczas zmalałaby liczba kandydatów, a przez to pieniędzy, które dostaje uczelnia. JEDNAKŻE, o tym jak bardzo zła jest kondycja psychiczna studentów NIKT NIE MÓWI. Nie informuje się o tym, jest to temat tabu, a jak ktoś sobie nie poradzi na studiach? Ten jest za słaby, nie ma przecież po co o nim mówić. No i tu jest błąd, jest błąd w całej sferze wiedzy nt zdrowia psychicznego, jest źle w sferze leczenia chorób psychicznych i jest źle w dbaniu poprzez odpowiednią atmosferę i udzielaniu wsparcia, byśmy się dobrze czuli i byli dobrze traktowani. Są szacunki WHO, że depresja za kilka lat będzie PIERWSZĄ na liście chorób cywilizacyjnych. Czy rozumiecie to, że atmosfera w pracy (i na studiach) i pęd do pieniędzy i odczłowieczanie nas, będzie nas bardziej zabijać niż palenie papierosów, otyłość i wszystko inne? Kwestie złej atmosfery w grupie też pewnie doświadczyło wielu studentów, ale o braku współpracy między studentami wydaje mi się, że nie ma co się za dużo rozpisywać. Jak to wszyscy doświadczeni w boju mówią – trzeba mieć szczęście. Owszem, dzięki tym ludziom przetrwasz lub nie dasz rady dojść do dyplomu, ale uważam, że bardziej trzeba poruszyć sprawę nieszanowania nas jako ludzi, którą doświadczamy ze strony prowadzących. A dokładniej: nieszanowania naszych granic i dyskryminacji płciowej. Teksty, że jesteśmy nic nie warci, że debile, umniejszanie nam pod wieloma względami, to podczas edukacji na każdym etapie już chyba norma. (Nie powinno nią być, ale niestety jest.) Teksty w cztery oczy do studentki „dopierdolę cię”? To nie powinno być normą.


I l e z n a s z ko l e ż a n e k , k t ó r e o p o w i a dały o tym, że były molestowane? Kilka? A pomyśl ile z nich puściło jakieś słowa mimo uszu, ile bało się odezwać, ile tego nie zgłosiło, ile wstydziło się opowiedzieć o tym? Ile razy sama słyszałam lub w historiach od przyjaciółek, że prowadzący opowiada historie, że mężczyzna ma swoje potrzeby; o tym, że prowadzący gapi się na piersi studentki albo obscenicznie obcina jej koleżankę w krótkiej spódnicy; o tym, że wprawia ją w zakłopotanie opowiadając na zajęciach o seksie i patrząc obrzydliwie prosto w oczy najcichszejkoleżance; ile razy słyszałam historie, że koleżanka bała się iść na zaliczenie ustne do profesora „bo on zawsze tak blisko ciebie siada i przy każdej okazji łapie za rękę albo kolano”; że to nie jest zawód dla kobiety; albo sugestie, że jesteśmy głupsze więc dla pań on wytłumaczy jeszcze raz? Kurwa mnóstwo. I mam tego strasznie dość.

C z y k a ż d a d z i e w c z y n a d o ś w i a d c z ył a s e k s i z m u n a u c z e l n i ? N a j p ra w d o podobniej tak. Czy zawsze sobie to uświadamiała? Często pewnie nawet n i e . C z y, p o n a d t o , k a ż d a s t u d e n tka doświadczyła jakiejś formy molestowania? Niestety bardzo wiele. ALE – do czego dążę? Dlaczego tego nie zgłaszamy? Dlaczego nie protestujemy? To jest chyba oczywiste: bo się boimy, bo NIKT nie zareagował (przypominam, że milczące przyzwolenie to nadal przyzwolenie), bo boimy się, że nie zaliczymy przedmiotu, bo w sumie już przez całe życie słyszymy naśmiewanie się z kobiet, więc przywykłyśmy, bo czujemy się w tym same, bo czujemy się bezsilne, bo często też nie mamy siły na tę batalie i CO NAJWAŻNIEJSZE: wiele razy nie wiemy kurwa gdzie mamy to zgłaszać.

GDZIE MAMY ZGŁASZAĆ NADUŻYCIA I MOLESTOWANIA?


Sama słysząc o tym, jak któraś z kolei z moich przyjaciółek opowiada, że nie ma siły znowu iść na ten wykład, do tego obrzydliwego typa, bo znowu będzie musiała tego wysłuchiwać i znosić jego spojrzenia, zaczęłam się zastanawiać – gdzie mamy z tym pójść?

Komu mamy o tym powiedzieć, by nie obróciło się to przeciwko nam? Chciałabym, by istniały dwie rzeczy – przede wszystkim, stwórzmy w końcu safe zone, do którego będziemy mogły przyjść, w którym będą siedziały kobiety (to jest ważne, by to były kobiety!), nawet raz/dwa razy w tygodniu na dyżurze, którym będziemy mogły opowiedzieć o przypadkach dyskryminacji ze względu na płeć, ale nie tylko (ze względu na orientację, kolor skóry, wiarę też), i które nam pomogą w danej sytuacji.

Chciałabym, byśmy wiedziały do kogo dokładnie mamy się zgłosić, w przypadku gdy zostałyśmy źle potraktowane. Chciałabym, by można było złożyć zawiadomienie o takim nadużyciu również anonimowo. Ale, co jeszcze ważniejsze, chciałabym byśmy na początku studiów i wielu miejscach na wydziałach były informowane (np. za pomocą jakiejś broszurki/ informatora) o działaniu takiego miejsca, do którego możemy się udać, gdy dzieje się nam krzywda. By każda studentka wiedziała, że może to zgłosić, i by wiedziała, gdzie dokładnie może to zrobić. Bo nie wierzę, że uniwersytet przeprowadzi szkolenia antydyskryminacyjne dla pracowników. Dlatego wierzę, że zgłaszanie i informowanie, edukowanie nas (w końcu to się przecież niby dzieje na uniwersytecie, tak?), że takie zachowania nie są spoko, i że nie ma przyzwolenia społecznego na takie traktowanie, powoli powoli zacznie coś zmieniać i wierzę, że wtedy położymy kres takim zachowaniom. I, że kiedyś może choć trochę odczujemy przyjemność i bezpieczeństwo podczas studiowania, a nie ciągły maraton koszmarów.


Studiowanie na Wyższej Szkole Robienia Hałasu to istna katorga. Nikt nie poA.S. trafi usiedzieć tam cicho dłużej niż pół minuty, a dla mnie jest to podwójnym problemem, bo jestem introwertykiem. Na ulicy wszyscy wytykają mnie palcami, jakbym studiował prawo, a mojego profilu na Facebooku nikt nie bierze na poważnie, bo wszyscy ustawiają sobie moją uczelnię na profilu ironicznie. Przez kolokwia z rejwu włosy już mi siwieją [załącznik], a od zajęć z emisji głosu nie czuję już gardła. Wybrałem się tam tylko dlatego, że był to mój drugi wybór po studiach artystycznych, na które się nie dostałem. Proszę, przyślijcie pomoc *mrugam do kamery* Mateusz Janik


Patrycja Cichosz „Dwie Jaszczurki/profesorowie”, 2018, olej, płótno, 85 x 135 cm

Ewa Sadowska, „tajemnica”, rok 2011

Szkolne ćwiczenie na formę inspirowaną naturą. Ta rzeźba jest dla mnie bardzo tajemnicza, bo pamiętam, że w połowie pracy zwątpiłam w jej jakość i ze stresu przestałam przychodzić na zajęcia. Kiedy w końcu zebrałam się w sobie i przyszłam, rzeźba stała już gotowa i wystawiona na korytarzu <3


IMPRESJE SPOD PRESJI

Koszmar studiowania jest dla mnie wtedy, kiedy zamiast pisać pracę magisterską, której nie piszę od półtorej roku, a chyba powinnam to właśnie robić przez ten cały czas, piszę ten tekst do monitora mojego laptopika i mam takie wyrzuty sumienia, czy czegoś w środku, takie uczucie kłujące w klatkę piersiową, że może tę energię twórczą lepiej byłoby przelać na coś innego, co się robi na studia na przykład, na taką magisterkę dajmy na to. I nie wiem, może to tylko mój osobisty koszmar studentki jest, że tak wszystko odkładam, to potem się nawarstwia, potem jest taka presja czasu i ma się tego typu różne pretensje i koszmary. A jeszcze do tego wchodzi ta niemoc pisarska, taka blokada jakaś, strach przed słowami, one się nie chcą wydobyć same, trzeba je wymuszać, przemyśleć najpierw, rozpatrzeć pod każdym kątem, a w międzyczasie odświeżyć fejsa trzy razy w nadziei, że może jakąś inspirację przyniesie ta tablica sieciowa, jakby to jakiś związek miało z tą na uniwerku, gdzie wykładowcy swoją wiedzę zapisują na niej kredą, a ty ją sobie zanotowujesz i później może się przydać do przysłowiowej magisterki. A szlag mnie trafia w dodatku, no bo tak, magisterka idzie jak krew z nosa, wiadomo, że z mojej winy, ale tekst na co innego się pisze w pięć minut, może niezbyt jakiś efektowny, zmanierowanym stylem w dodatku, może z błędami nawet, ale szczery przynajmniej w wymowie swojej. Bo to ciężko jest tak pisać naukowo, badać jakieś teksty i tworzyć inne teksty na temat w oparciu o inne teksty, potem gubisz się w tych literkach, nabawiasz się tego maniakalnego dodawania przypisów gdzie się da, wykłócasz publicznie o dywizy, myślniki, a żeby sobie ulżyć jakoś, dać upust emocjom, piszesz tekst, znowu. Jeszcze w ogóle pojawia się myśl na koniec, że gdyby nie to, że na fejsie pojawiło się info, że tylko dwa dni zostały, że deadline jakiś się pojawił, to tak naprawdę nie napisałabym nic, ale już studia tak mnie przeprogramowały, że po prostu trzeba w takiej sytuacji coś z siebie wydobyć, lać wodę nawet, jak się nie ma lepszego pomysłu, tego oto uczy ta wielka polska Uczelnia cała. Kiedyś zatytułowałam swoją recenzję epki młodego pi Zdycham powoli, ale konsekwentnie piszę recenzję, żeby jakoś błyskotliwie wybrnąć z tego, że znowu podaję prowadzącemu wymuszoną pracę pisaną na kolanie, podszytą wytartym autotematycznym kontekstem, bo nie mam lepszego pomysłu, bo to nie zawsze jest tak, że ma się super pomysł akurat w tym momencie, do kiedy trzeba oddać. Te terminy są najgorsze właśnie, to one spędzają sen z powiek osobom studiującym. Ten wykładowca chyba nie przeczytał nawet tej mojej recenzji albo może przeczytał ale nic nie odpisał mi w mailu nawet czy ok czy nie, ja się też nie zdziwię jak mi nie odpiszecie teraz też na to. Może nawet i lepiej, bo się magisterką zajmę. Dominika Nowicka


Mateusz Janik


Kilka bolączek poznańskiego KULTUROZNAWSTWA Myślę, że tekst warto rozpocząć od przedstawienia się. Co prawda, moje nazwisko widnieje na początku lub na końcu tekstu (w zależności od tego, gdzie umieści je redakcja), ale mogę jeszcze nakreślić z jakiej pozycji piszę ten artykuł. Otóż jestem absolwentem studiów I stopnia na kulturoznawstwie na UAM-ie. Obecnie kontynuuję ten sam kierunek na studiach magisterskich. Dość długo zastanawiałem się czy podpisać ten tekst swoim nazwiskiem. W takich sytuacjach pojawiają się pewne wątpliwości, obawy czy ktoś dysponujący pewną władzą, mający odpowiednie wpływy w instytucie, w którym studiuję aby przypadkiem – bądź niekoniecznie przypadkiem – nie natknie się na ten artykuł. Mój tekst nie ma być jednak bezmyślnym krytykanctwem. Wreszcie pojawiła się przestrzeń, która umożliwia opisanie wszystkich niedociągnięć obecnych na konkretnych kierunkach studiów, dlatego postanowiłem stworzyć ten artykuł, by dać wyraz niezadowoleniu – a miejscami nawet rozczarowaniu – swojemu, ale także moich znajomych, z którymi studiowałem bądź nadal studiuję. By jasno przedstawić negatywne aspekty poznańskiego kulturoznawstwa jako kierunku studiów. Być może tekst ten przeczyta osoba rozważająca wybór tego kierunku, dzięki czemu poszerzy swoją wiedzę na temat organizacji tychże studiów. Być może tekst ten da studentom podwaliny pod jasne artykułowanie swego niezadowolenia lub pozwoli rozpocząć dyskusję nad kondycją kulturoznawstwa. Jeśli rzeczywiście istnieje szansa by tak się stało, niech ten tekst trafi do wpływowych osób z Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Najprawdopodobniej nie wymienię wszystkich mankamentów mojego kierunku, ponieważ artykuł, jak wiadomo, ma pewne ograniczenia długości tekstu. Nie chodzi także o to, by zanudzać czytelników jakimś sążnistym esejem, dlatego wszelkie zarzuty postaram się przedstawić w skondensowanej formie na tyle, na ile będzie to możliwe.

Zacznijmy od tego, że na poznańskim kulturoznawstwie oprócz zajęć obligatoryjnych, są także te nieobligatoryjne – fakultety i wykłady monograficzne – które jednak należy zaliczyć w określonej liczbie w zależności od semestru studiów. Problemem, z którym musieliśmy się zmagać, kiedy tylko w naszych planach zajęć pojawiły się fakultety i tzw. monografy, była forma zapisów na nie, ponieważ i fakultety, i monografy miały określony limit osób, które mogły się na nie zapisać. Mieliśmy do wyboru pewną pulę tychże zajęć, a o tym kto będzie mógł na nie uczęszczać decydowało to, kto pierwszy

kliknął w ikonkę zapisu w serwisie USOS (tak zwana zasada „kto pierwszy ten lepszy”). Tak więc, w rzeczywistości o zapisach decydowała prędkość łącz internetowych, z których korzystaliśmy. Zawsze kończyło się to zawieszeniem strony i oniecznością odświeżania USOS-a. Czas – tak ważny przy zapisach „kto pierwszy ten lepszy” - uciekał. Niestety, ostatecznie nie każdy mógł uczęszczać na zajęcia, które go interesowały, a wydawać by się mogło, że w przypadku

zajęć dodatkowych chodzi właśnie o rozwijanie swoich zainteresowań. Nie mogę także pominąć tego, że zawsze okazywało się, że limity miejsc są zbyt


małe i co niektórzy nie zdążyli zapisać się na jakiekolwiek zajęcia. Wtedy poszerzano limity i uruchamiano kolejną turę rejestracji w USOS-ie, co generowało próby migracji z jednych zajęć na inne, które podejmowały osoby niezadowolone ze swoich pierwszych zapisów. Warto wspomnieć także o sytuacji, gdzie informację o tym, kiedy zostaną uruchomione zapisy na zajęcia otrzymaliśmy na 2 dni przed uruchomieniem rejestracji. Ta miała odbyć się w sobotę około godz. 10. Osoby, które w tamtym dniu, o tej godzinie były w pracy zostały pozbawione możliwości ustalenia planu zajęć na tyle zwartego i spójnego czasowo, by swobodnie mogły łączyć studia z pracą. To skutkowało nieobecnościami na zajęciach. Wszak jakoś trzeba się utrzymać. Kolejną sprawą, o której chcę wspomnieć jest brak uzupełniającego się programu zajęć. Poznańskie kulturoznawstwo jest oparte w dużej mierze o myśl prof. Jerzego Kmity – w szczególności jego społeczno-regulacyjną koncepcję kultury. Na większości zajęć odnosiliśmy się do tej teorii kultury, jednak konkretnie została ona omówiona dopiero na drugim semestrze II roku studiów licencjackich. I to w skróconej formie, ponieważ gonił nas czas. Natomiast fragment tekstu Jerzego Kmity po raz pierwszy przeczytaliśmy dopiero na III roku. Inną kwestią jest także brak podstaw pod dalsze kulturoznawcze rozważania, pod łatwiejsze wychwytywanie kontekstów. Bywa tak, że niektórzy z prowadzących są przekonani, że to o czym tylko wspominają omawialiśmy już w ramach innych przedmiotów . Niestety, często są w błędzie. Na wielu zajęciach pojawiały się koncepcje/myśli przeróżnych teoretyków – Arystotelesa, Platona, Kanta, Freuda, Heideggera, Foucaulta i wielu innych. Nie mieliśmy jednak możliwości odbycia serii zajęć, które w chronologicznym, spójnym programie

przedstawiałyby przegląd XIX- i XX-wiecznej myśli filozoficznej, a także wydarzeń historycznych, które towarzyszyły jej rozwojowi. Trudno omawiać teksty Foucaulta, Baumana czy Barthesa, kiedy nie do końca zna się konteksty i uwarunkowania czasów, o których piszą, bądź do których sięgają, wymieniając przykłady obrazujące ich tezy. A może nawet warto byłoby pomyśleć nad całorocznym przedmiotem, który omawiałby koncepcje wybranych teoretyków już od średniowiecza. Należałoby jednak bardzo dobrze przemyśleć program przedmiotu. Przede wszystkim ze względu na to, że odniesienia do wielkiej trójki starożytnych filozofów greckich (Sokratesa, Platona i Arystotelesa) pojawiają się na kulturoznawstwie nad wyraz często. Można powiedzieć, że są wręcz „wałkowane”. Niestety, ale odniesień do obecnej sytuacji polityczno-społecznej – tak w Polsce, jak i na świecie – albo jak na lekarstwo, albo w ogóle brak. Szkoda. Z rozmów, które prowadzę z moimi znajomymi ze studiów widzę, że nie są to osoby, które kompletnie nie są zainteresowane dynamicznie zmieniającym się światem. Wręcz przeciwnie. Oczywiście, starożytni filozofowie są ważni dla ogólnej wiedzy kulturoznawcy czy kulturoznawczyni, lecz warto zastanowić się nad słowami jednego z naszych wykładowców, wypowiedzianymi w kuluarowej rozmowie dotyczącej historycznego przeglądu refleksji filozoficznej: „Platon był tak dawno, że być może w ogóle go nie było”. Do tej pory to, co opisałem tyczyło się przede wszystkim studiów licencjackich, ale problemy te można spotkać także w trakcie magisterki. W tym momencie jednak przejdę do kwestii stricte związanych ze studiami II stopnia. Problem, który chcę opisać jest wielopoziomowy. Chodzi o treści, które


są dla wielu z nas powtórką ze studiów licencjackich. Ma na to także wpływ to, o czym pisałem powyżej – brak programu zajęć, w ramach którego informacje przekazywane na różnych przedmiotach współgrałyby ze sobą i wzajemnie się uzupełniały. Osoby studiujące na licencjacie m.in. z tego powodu często są zmęczone tym kierunkiem studiów. Czują, że coś wiedzą, ale ich wiedza nie jest ustrukturyzowana. Często pamiętają nazwiska badaczy i badaczek, ale już nie szczegóły ich poszczególnych teorii. Na czterdzieści kilka osób, które studiowały ze mną na III roku, pracę licencjacką – do końca października – obroniło tylko 20 osób. To już jest znak dla Instytutu, że spośród absolwentów studiów licencjackich tylko 20 osób będzie mogło złożyć dokumenty na studia magisterskie, a należy wziąć pod uwagę, że nie każdy będzie chciał kontynuować studiów na tym samym kierunku czy też nie będzie chciał kontynuować studiów w ogóle. Mamy (ja i moi znajomi z „kulturo”) wrażenie, że Instytut nie zabiega o nowych kandydatów na magisterkę w taki sposób, w jaki powinien – pokazując zalety tego jakże potrzebnego kierunku studiów, wyszczególniając efekty kształcenia i możliwości jakie ukończenie kulturoznawstwa daje na rynku pracy, zapewniając możliwość realizacji ciekawych projektów studenckich we współpracy z uznanymi instytucjami kultury. Efekt jest taki, że obecnie na I roku studiów magisterskich jest nas piętnaścioro. Instytut czuje małe zainteresowanie magisterką, więc przyjmuje absolwentów i absolwentki jakichkolwiek kierunków studiów licencjackich. Następnie, na zajęciach powtarzają się te same zagadnienia, które pojawiały się już na licencjacie. I wcale nie są przedstawiane w rozszerzonej formie. Osoby, które nie kończyły licencjatu na poznańskim kulturoznawstwie prawdopodobnie zdobywają nową wiedzę,

niestety, są także i takie osoby, które ów licencjat na „kulturo” w Poznaniu kończyły. One mają poczucie częściowo traconego czasu. Oczywiście przyjmowanie osób, które wcześniej studiowały inne kierunki nie jest niczym złym, jest wręcz bardzo miłe, ale są sposoby na to, by zweryfikować wiedzę kandydata bądź kandydatki – choćby rozmowa kwalifikacyjna, praca pisemna do dostarczenia, ewentualne wyznaczenie różnic programowych. Nie chodzi o to, że my jako studenci i studentki magisterki na kulturoznawstwie czujemy się wszechwiedzący. Przeciwnie – jesteśmy świadomi niedoskonałości swojej wiedzy. Chodzi o to, by nie tracić, i tak już deficytowego, czasu powtarzając po raz wtóry, na kilku kolejnych zajęciach, różnice między – przykładowo – planami filmowymi. Z niskim zainteresowaniem studiami magisterskimi, o którym wspomniałem powyżej, wiąże się ostatni problem, który zamierzam poruszyć. Na oficjalnej stronie Instytutu Kulturoznawstwa, w zakładce informującej o studiach magisterskich i zachęcającej do ich podjęcia właśnie na kulturoznawstwie, możemy przeczytać o trzech modułach, które wybierają studenci na drugim semestrze I roku i wobec tego specjalizują się w konkretnym obszarze. Okazuje się jednak, że nie do końca to studenci wybierają te moduły, ponieważ jeśli nie uda im się podzielić na równe grupy i przydzielić ich do poszczególnych modułów, wtedy wracamy do zapisów w USOS-ie i zasady „kto pierwszy ten lepszy”. Jednakże głównym problemem, który zaistniał na naszym roku była decyzja o uruchomieniu tylko dwóch z trzech możliwych modułów. A wszystko ze względu na liczbę studentów i studentek na naszym roku. Wybór, które moduły zostaną uruchomione był


arbitralny – nikt nie zapytał nas w jakim obszarze chcielibyśmy poszerzać swoją wiedzę. O tym, które moduły będą dla nas dostępne dowiedzieliśmy się, gdy decyzja została już podjęta. Niestety, moduł, na którym mi zależało nie został uruchomiony. Nie rozpaczam, nie zamierzam rezygnować ze studiów, jednakże uważam to za niesprawiedliwe posunięcie. Najpierw czytasz o studiach i zastanawiasz się czy na tym kierunku będziesz mógł poszerzać swoją wiedzę w polach Twoich zainteresowań. Kiedy stwierdzisz, że ta konkretna specjalizacja będzie dla Ciebie najlepsza i podejmiesz decyzję, że rozpoczynasz studia właśnie na tym kierunku – uważaj. Po pierwszym semestrze możesz dowiedzieć się, że moduł, który wybrałeś już kilka dobrych miesięcy temu jednak nie zostanie otwarty, a Ty nie będziesz miał możliwości uczęszczania na zajęcia pozostające w obszarze Twoich największych zainteresowań. Tylko dlatego, że na Twoim roku (na publicznej uczelni) nie ma odpowiedniej liczby osób. Tak jak już wspominałem, skupiłem się na najważniejszych, według mnie, bolączkach kulturoznawstwa na UAM-ie. Choć mógłbym wspomnieć jeszcze o tym, że nie poruszaliśmy w złożony sposób tak ważnych dla kultury (a co za tym idzie, także dla kulturoznawczyń i kulturoznawców) tematów jak Shoah, nacjonalizmy, marksizm, teoria feministyczna, teoria queer, teoria gender. Na zakończenie jeszcze raz podkreślę, że ów tekst nie jest szpilką wbitą instytutowi przez sfrustrowanego studenta. Jest raczej głosem osoby, której zależy na tym kierunku studiów, która planuje doktorat i nie jest przekonana czy starać się o miejsce na tym właśnie instytucie. Uważam kulturoznawstwo za jeden z najbardziej

potrzebnych kierunków w dzisiejszym świecie fake newsów, postprawdy, resygnifikacji pewnych pojęć i bardzo powierzchownego podejścia do nich. Widzę także, że poznańskie kulturoznawstwo poszerzyło moją wiedzę, pokazało mi pewne kierunki poznawcze, które mogłem zgłębiać (dzięki którym zaopatrzyłem się w argumenty do wielu dyskusji), umocniło moją postawę krytyczną, uwrażliwiło na weryfikowanie informacji. Wiem jednak także, ile w tym wszystkim jest mojego wkładu, ile mojego zainteresowania sytuacją polityczno-społeczną, ile czytania przeze mnie dodatkowych książek, czasopism, portali, które odkrywałem sam. Należy zadać sobie pytanie: czy obecnie poznańskie kulturoznawstwo ma moc inspirowania poszczególnych studentów i studentek, którzy rozpoczynają studia na tym kierunku po części z przypadku bądź nie są tak bardzo wdrożeni w politykę, dyskursy publiczne, nowe zjawiska społeczne, etc.? Jestem przekonany, że gdyby podjęto próby usunięcia mankamentów, o których piszę, kulturoznawstwo mogłoby mieć jeszcze większy wpływ na kształtowanie postaw obywatelskich wśród swoich studentów, studentek, absolwentów i absolwentek. Jestem także przekonany, że byłoby więcej chętnych do rozpoczęcia studiów magisterskich na tym kierunku, a obecni studenci i studentki nie czuliby, że tracą czas, że się męczą, nie zastanawialiby się „czy te studia mają sens?”. Poznańskie kulturoznawstwo ma bodaj najważniejszą rzecz, aby wdrożyć odpowiednie działania dążące do reorganizacji (na lepsze) programu studiów. Wielu i wiele świetnych oraz inspirujących wykładowców i wykładowczyń. Kamil Cajmer




Elko, pomyślałam, że w tym zimie zamieszczenie tylko krótki anons (moim zdaniem dość ważny, a chyba niezbyt nagłośniony). Mianowicie, w budynku B są pluskwy, przyniesione wraz z kanapą z zewnątrz, która leży na dziedzińcu w kontenerze. Niedługo powinna nastąpić dezynfekcja. Uważajcie na siebie, nie dotykajcie tej kanapy! Ugryzienie pluskwy jest bardzo bolesne i długo się goi! A i winda nie działa, bo fundamenty są podmywane przez wodę. Pozdrawiam!

C.


Pracownia Studencka Monitor to oddolna inicjatywa studentek i studentów UAP powstała z potrzeby stworzenia przestrzeni wolnej wypowiedzi oraz monitorowania i reagowania na to, co dzieje się na uczelni. Jesteśmy osobami o różnym pochodzeniu, statusie społeczny, majątku, płci orientacji seksualnej i jao tacywszyscy razem, wraz z doktowantkami, doktorantami, pracownicami i pracownikami technicznymi, administracyjnymi oraz merytorycznymi tworzymy społeczność akademicką tej uczelni. Jesteśmy osobami świadomymi swoich praw i obowiązków, dla których studiowanie to coś więcej, niż tylko zdobycie dyplomu uczelni wyższej. Pracownia Studencka Monitor traktuje uniwersytet jako przestrzeń publiczną i dobro wspólne oraz miejsce zaangażowanego działania. Naszą misją jest: - monitorowanie życia uczelni pod kątem transparentności podejmowanych decyzji, dostępności informacji i relacji pomiędzy wszystkimi osobami tworzącymi wspólnotę uniwersytecką - działanie na rzecz zwiększenia wpływu studentek i studentów na jakość kształcenia, współdecydowania o kształcie uczelni w duchu samoorganizacji, otwartości i wzajemnego szacunku - wzmacnianie głosu i wspieranie inicjatyw studentek i studentów w debacie uniwersyteckiej i publicznej - reagowanie na akty dyskryminacji, nadużyć władz oraz łamania praw studenckich i pracowniczych - organizowanie wydarzeń i realizowanie alternatywnego programu edukacyjnego.

ŻĄDAMY SZACUNKU DO STUDENTÓW


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.