– Czego mogę ci życzyć w pierwszą rocznicę naszej przyjaźni? – zapytał Tymek, drapiąc Kota za uchem.
– Myślę… – Kot chwilę się zastanawiał. – Myślę, że dalekich podróży w czasie i szczęśliwych powrotów.
– To dobre życzenia. Życzę tego i tobie, i sobie.
Kot zmrużył oczy i zamruczał zadowolony. Miał na myśli jeszcze jedno życzenie, ale go nie wypowiedział.
Brzmiało ono tak: Żeby nasza przyjaźń trwała
wiecznie.
Dla Ciebie, MamuśRozdział I
Niespodzianka
Tymek nie jest zwykłym chłopcem. Pewnie byłoby inaczej, gdyby nie jego umiejętność podróżowania w czasie razem z jego magicznym kotem o imieniu
Kot, rozmawiania z nadprzyrodzonymi stworzeniami i widzenia rzeczy, których inni nie dostrzegali.
W ostatnich miesiącach przeżył wielką przygodę. Cofnął się w czasie o sto pięćdziesiąt lat, spotkał w Kamieńcu Ząbkowickim księżną Mariannę, znalazł ukryte karty z Księgi Wiedzy i przepędził groźnego demona Wargina, ale przede wszystkim poznał nowych przyjaciół. Szczelina magii, powstała w wyniku
cofnięcia w czasie, ożywiła obszar, który bywał niebezpieczny i wymagał podejmowania trudnych wyborów.
Nie wszyscy jednak wrócili z tej misji. Pozostała też
nierozwiązana zagadka zniknięcia Jana, prapraprapradziadka Tymka. Niespodziewanie świat, który Tymek pokochał, rozpadł się niczym domek z kart. Chłopak niechętnie wrócił po wakacjach do szkoły. Zamiast się uczyć, całymi dniami siedział z nosem w książkach z Ponadczasowej Wielkiej Biblioteki, które przynosiła mu Katarzyna, pracownica Agencji Ochrony Kocich Rodów. Wciąż szukał czegoś na temat tajemniczego człowieka z laską zdobioną lwią łapą. Czuł, że rozwiązanie wielu zagadek tkwi w odnalezieniu tej jednej osoby. W magicznych księgach można było znaleźć niemal wszystko. W jednej z nich
Tymek przeczytał wskazówki między innymi na temat tego, Jak obejść zabezpieczenia Mysiej Straży w Pokoju
Czasu; Jak przyrządzić napar z kocimiętką na wzmocnienie stanu ducha po źle zniesionej podróży w czasie; Jak przyrządzić napar z kocimiętką na wzmocnienie stanu ducha, gdy wyrosną ci niespodziewanie kocie uszy lub ogon; Na czym polega półscalenie z rodem – czyli dokończyć niedokończone czy Jakie zioła ususzyć, by zimą nie odczuwać zimna w łapach i ogonie i mnóstwo innych dziwacznych porad. Jednak nie było tam ani słowa o mężczyźnie z laską.
Tosia, jego przyjaciółka, z którą w przeszłości rozwiązał pierwszą zagadkę, dzwoniła do Tymka kilka razy w tygodniu, obiecując, że spotkają się w przerwie świątecznej. Chłopak często odwiedzał w pałacowym parku Basię, niezwykłą rozgadaną wiewiórkę. Niby wszystko było w porządku i płynęło własnym rytmem, ale bez Kota nic nie cieszyło go jak dawniej.
Anna i Tomek Wielcy, rodzice Tymka, widząc, że od momentu straty Kota ich syn jest bardzo smutny, postanowili zabrać go na weekendowy wypad. Zapakowali do torby gry planszowe, obiecując, że zagrają z Tymkiem. Celem był zamek w Mosznej słynący z legend i grasujących w wieży duchów. Tymkowi cały ten wyjazd był obojętny. Zastanawiał się nawet, czy symulować chorobę, żeby zostać w domu. Uznał jednak, że mama nie dałaby się nabrać. Włożył więc buty, zarzucił kurtkę, dopiął torbę wypchaną ubraniami, chwycił latarkę leżącą w przedpokoju i schował ją do kieszeni spodni.
– Michalino, trzymaj się! Do niedzieli. – Mama pożegnała się z gosposią, która puściła oko do Tymka. Jesienna aura nie udzieliła się rodzicom. Mimo deszczu i zawieruchy Anna i Tomek puścili w samochodzie głośną muzykę i śpiewali piosenki ze swojej młodości, których Tymek nigdy nie słyszał. Nagle jednak coś przykuło jego uwagę. W lusterku zobaczył niewielką postać stojącą tuż za jego głową. Obrócił się gwałtownie, a małe stworzenie aż podskoczyło z przerażenia.
– Basia? – Ze zdumienia otworzył szeroko oczy.
– Niespodzianka! – powiedziała wystraszona, trzymając się za serce.
– Ciii. – Spojrzał ukradkiem na rodziców zajętych
śpiewaniem refrenu kolejnej piosenki. – Nie mogą cię usłyszeć. Co ty tutaj robisz?
– Wiedziałam, że jedziecie. Usłyszałam rozmowę twoich rodziców z Sewerynem. I postanowiłam, że pojadę z tobą! Dotrzymam ci towarzystwa. – Basia jak zwykle mówiła emocjonalnie i szybko. Wymachiwała przy tym łapkami.
– Super. Tylko najchętniej w ogóle bym nie jechał.
– Daj spokój! – Wskoczyła mu na kolana. – Każdy
zamek jest ciekawym miejscem do psot.
Spojrzała na niego figlarnym wzrokiem, mając nadzieję, że choć trochę poprawi mu humor. Nic takiego się nie stało. Tymek pogłaskał Basię po rudej główce. Naprawdę był jej wdzięczny za niespodziankę i pojawienie się w samochodzie. Miał nawet wyrzuty sumienia, że nie okazał większej radości na jej widok.
Uśmiechnął się, jakby wiedział, że tego oczekiwała, i obrócił głowę w stronę okna. Ciężkie chmury kłębiły
się nad lasem. W oddali zaczęło błyskać.
– Uhu! – zagrzmiał tata. – Pogoda idealna na zwiedzanie zamku, w którym straszy – dodał i spojrzał zaczepnie na Tymka. Ten pokiwał głową, bo uznał, że jeśli wykaże minimum zainteresowania wyjazdem, to wszyscy dadzą mu święty spokój. ***
Gdy dojechali na parking, zamek pogrążony był już w ciemności. Rozświetlały go jedynie trzy kilkunastometrowe okna, przez które widać było ogromne żyrandole.
Zataszczyli swoje bagaże do recepcji. Basia niespokojnie wierciła się w kapturze kurtki Tymka i chłopak wreszcie zwrócił jej uwagę, żeby się nie wychylała.
– Z kim rozmawia? – usłyszał nagle lekko zachrypnięty głos kobiety.
Pytanie padło zza lady recepcji. Stała tam starsza kobieta o siwych włosach upiętych w kok. Jej twarz była pociągła, miała ostre rysy, spojrzenie natomiast –złowrogie i ciekawskie. Tymek pomyślał, że kobieta wygląda jak zła postać z bajki. Patrzyła na kaptur jego kurtki.
– Ja? Z nikim nie rozmawiam… – odpowiedział zmieszany.
– A mnie się wydawało, że jednak z kimś. Hm?
Zakłopotany Tymek zastanawiał się, jak wybrnąć z nieoczekiwanej sytuacji, gdy nagle usłyszał jeszcze jeden, tym razem znajomy głos. Ktoś wołał jego imię. Obrócił się w kierunku drewnianych schodów, które górowały nad holem recepcji. Zbiegała po nich radosna Tosia. Rzuciła mu się na szyję.
– Jak dobrze cię zobaczyć! – powiedziała wzruszona.
– Tosia? Co ty tutaj robisz? – Chłopak wyszczerzył zęby. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuł radość i coś w rodzaju ulgi.
– Ten wyjazd był tajemnicą – powiedziała zadowolona z siebie. – Nic a nic się nie domyślałeś?
Kiedy pokręcił głową, zaczęła rozglądać się wokoło, szukając Basi. Tymek wskazał palcem na kaptur i spojrzał ukradkiem w stronę siwej recepcjonistki. Nie patrzyła na nich, ale chłopiec był pewny, że słuchała rozmowy. Oczy Basi zabłysnęły we wnętrzu kaptura. Wiewiórka wystawiła małą łapkę i dyskretnie pomachała dziewczynce.
Tosia przyjechała do zamku z rodzicami – Elą i Pawłem. To przemili ludzie, którzy od razu polubili się z państwem Wielkimi. Teraz wszyscy stali w holu recepcji. Słychać było „ochy” i „achy” z zadartych ku górze ust. Podziwiali zdobienia i rzeźbione ornamenty na suficie. I ponadstuletni kamienny kominek, w którym płonął ogień. Drewniane i dekorowane rzeźbieniami drzwi ze szklanymi szybami nieustannie się otwierały, bo goście hotelowi i zwiedzający ciągle się kręcili. – Jestem taka podekscytowana – powiedziała Tosia, gdy wchodzili do sypialni na drugim piętrze. – Śpimy w pokojach, w których kiedyś przebywali goście hrabiego von Tiele-Winckler! Twój pokój jest w wieży, tuż nad jego gabinetem, a nasz jest obok. I właśnie idziemy po oryginalnych dębowych schodach! Wyobrażasz sobie, że mają już ponad dwieście lat? Chodził po
nich sam hrabia i jego rodzina. Można powiedzieć, że stąpamy po historii! – Podskakiwała co kilka kroków i klaskała przy tym w dłonie.
– Serio? Skąd to wszystko wiesz? – Chłopak mimowolnie się zawstydził.
Po ostatniej przygodzie i powrocie z przeszłości obiecał sobie, że zapozna się z historią zamków, przeczyta o nich wiele książek, żeby przygotować się do kolejnych wyzwań. Jednak kiedy Kot nie wrócił, uznał, że żadnych przygód już nie będzie.
– Pewnie przeczytałaś milion lektur o tym miejscu?
– Milion to nie, ale pogrzebałam trochę w internecie, no i zerknęłam dzisiaj do książki, którą kupiłam w recepcji. Wiesz, że w 1896 roku zamek spłonął, a potem bardzo szybko został odbudowany? W 1900 roku, równolegle z remontem, do zamku dobudowano skrzydło neogotyckie. Dziewięćdziesiąt dziewięć wież, trzysta sześćdziesiąt pięć pomieszczeń. Jedynie w cztery lata!
Mówi się, że hrabia zawarł pakt z samym diabłem, który pomógł mu ukończyć budowę. Ciarki mnie przechodzą na samą myśl.
Rozejrzała się dookoła, jakby sprawdzała, czy diabeł nie czyha tuż za ścianą.
– A ta starsza kobieta z recepcji pokazała mi coś niesamowitego.
– Co takiego?
– Nawiedzoną windę hrabiego. Ponoć otwiera się czasami sama w nocy. Próbowałam zrobić zdjęcie wnętrza i za każdym razem było rozmazane.
Tosia podsunęła Tymkowi pod nos ekran telefonu, wskazując palcem na fotografię. Chłopak pomyślał, że mógł to być zbieg okoliczności. Jej wydawało się to jednak niezwykłe. Kiedy doszli do Apartamentu Zielonego, w którym mieli nocować Wielcy, uśmiechnął się i powiedział:
– Mam wrażenie, że mogłabyś tu już pracować jako przewodnik.
– Pewnie kiedyś tak będzie. Zamki zaczynają być moją specjalnością. – Odwzajemniła uśmiech. – Zaraz widzimy się na kolacji. Restauracja jest obłędna. Tymek wszedł do pokoju. Naprawdę wyglądał, jakby czas się tam zatrzymał. Sypialnia rodziców mieściła się w okrągłym pomieszczeniu, bezpośrednio w wieżyczce. Od salonu oddzielona była zielonymi kotarami podwieszonymi wysoko u samego sufitu. Wyjrzał przez okno i zobaczył oświetlony słabym światłem
wielki dąb. Był bardzo ciekawy, co kryje się w odległej ciemności parku, i coraz bardziej interesowały go tajemnice zamkniętych drzwi zamku, które mijał po drodze do pokoju.
Odwrócił się od okna, żeby włożyć sweter, dlatego nie mógł dostrzec ani usłyszeć stukających w rytm
deszczu kroków człowieka z laską zdobioną lwią łapą. Wyłonił się właśnie z alei lipowej parku i zmierzał
w stronę wejścia.
Rozdział II
Lwie paszcze
Na jutro zaplanowałam zwiedzanie. Wejdziemy nawet do podziemi! Nie chciałam ci mówić od razu, ale i tak się jutro dowiesz… – Tosia wstrzymała na chwilę oddech i utkwiła ciekawskie spojrzenie w przyjacielu. – Ponoć nad sypialnią twoich rodziców, w wieży, zmarła guwernantka Gertruda. Straszy w nocy. – Tymek pobladł na jej słowa, ale ona zdawała się tego nie widzieć. – Kawiarnia nie zmieniła się od dwustu lat. Obok jest przepiękna restauracja, kiedyś jadalnia hrabiego i oranżeria. A nad nami znajduje się dzisiejsza galeria. Wiele lat temu służyła za salę balową – dodała.
– Lepiej idź na zwiedzanie bez przewodnika, bo go zagadasz – zadrwił, na co dziewczyna odpowiedziała złośliwym uśmiechem.
Tak jak uprzedzała, kawiarnia robiła piorunujące wrażenie. Po prawej stronie wznosiły się solidne drewniane, półkoliste schody. Ponad nimi wisiał okazały, rozświetlony licznymi żarówkami żyrandol widoczny już z parkingu. Przypominał wielkie świetliki, które nieruchomo zawisły w powietrzu. Na środku pomieszczenia znajdował się ogromny kamienny kominek, tak wysoki, że zmieściłby się w nim człowiek. Tymek przypatrywał mu się właśnie, kiedy na portalu nagle coś się poruszyło. Potrząsnął głową, żeby się upewnić, czy to tylko przywidzenie. Kominek stał jednak nieruchomy. Podszedł bliżej. Portal zdobiły dwa lwy stojące naprzeciw siebie. Ich grzywy wyglądały jak prawdziwe. Głowy zwierząt lekko pochylały się ku wyrzeźbionej głowie kobiety, która prezentowała się pomiędzy nimi dostojnie. Oba dzikie koty na swoich grzywach miały korony, a ich otwarte paszcze, choć nieme, sprawiały wrażenie gniewnego ryku. Tymek przyglądał się im uważnie, kiedy znowu dopadło go dziwne uczucie, że coś poruszyło się przed jego oczami. Paszcza jednego z lwów otwarła się szeroko. Zanim jednak zdążył
zamrugać, kominek znów zamarł w nieruchomym kamieniu.
Tosia, wystawiając głowę zza ściany restauracji, krzyknęła, że zajęła stolik. Tymek wszedł do środka prosto z kawiarni i zaparło mu dech w piersiach. Zdobione motywami roślinnymi drewniane drzwi, marmurowe ściany i bielone, bogato dekorowane sufity przyciągały uwagę gości hotelowych. Krzyżowe
sklepienia przypominały palmy. Okalały je rzeźbione liście i wstęgi. Sufit wyglądał, jakby nie miał końca.
W oranżerii rosły egzotyczne fikusy, podobne mama Anna w miniaturowej wersji uprawiała w swoim gabinecie. Tu przybrały wielkość drzewa.
Kiedy kelnerka podeszła i zaproponowała zupę grzybową i pierogi, Basia ścisnęła Tymka za ucho. – A! – krzyknął i sam się zdziwił, że dał się zaskoczyć. – Co jest? – zapytał tata.
– A… – zaczęła Tosia. – Poprosimy jeszcze orzeszki, jeśli są, to laskowe. Na przekąskę. Strasznie jesteśmy głodni. – Mrugnęła trochę do Tymka, a trochę do Basi
schowanej w kapturze jego bluzy.
Pierwsze na stoliku pojawiły się napoje i orzeszki.
W mgnieniu oka miseczka z przekąskami opustoszała.
Tosia i Tymek poszli pozwiedzać okoliczne pomieszczenia, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ponieważ Basia chrupała w najlepsze.
– No już myślałam, że nikt nie wpadnie na to, że padam z głodu. Nic nie jadłam od rana. Pierogi! Zupki! A gdzie orzechy dla Basiuni? – zaszczebiotała wiewiórka. Tosia pogłaskała ją troskliwie po główce.
– Powiedz coś więcej o tej windzie – zwrócił się
Tymek do przyjaciółki i rozejrzał się dookoła, czy nikt nie podsłuchuje. – Co jeszcze wiesz?
– To raczej… legenda. Dowoziła hrabiego do biblioteki i do prywatnego apartamentu. Hrabia powiedział, że po jego śmierci nikt nie będzie mógł korzystać z windy. No i że sam diabeł tego dopilnuje. I tak się stało. Po jego śmierci winda wjechała sama na pierwsze piętro i tam już została.
– Jak to: została?
– Normalnie. Zepsuła się.
– To całkiem możliwe…
– Możliwe? Chyba żartujesz! Przed śmiercią hrabia mówi, że winda nie będzie działać, umiera i ona się psuje.
– No dobra. Masz rację. Trochę dziwne, ale nie niemożliwe.
Chłopak chciał wymusić na niej przyznanie mu racji, chociaż w części. Tosia jednak zlekceważyła jego teorię i ciągnęła dalej:
– Mało tego. Do dzisiaj nikt nie zdołał jej uruchomić. Ściągano tutaj fachowców, ale każdy w drodze do zamku ginął w wypadku drogowym lub w jakiś inny tragiczny sposób. Albo rezygnował z naprawy ze strachu. W końcu właściciele postanowili, że sami ściągną windę na parter i ją naprawią. I teraz najlepsze! – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Winda działa na prąd. Domyślasz się więc, co się wydarzyło!?
– Nie mam pojęcia. – Udając trochę znudzonego, pokręcił głową. – W momencie, gdy starali się ją naprawić i ściągnąć na dół, prąd w całym zamku przestał działać!
– Ooo, to nawet dla mnie jest dziwne – odezwała się Basia, wkładając jednocześnie do buzi ostatniego orzecha.
– Podzielam zdanie Basi. Niemożliwe, żeby to był wyłącznie zbieg okoliczności. Ściągnęli ją w końcu ręcznie, tak czytałam. Jednak winda nie zadziałała od śmierci hrabiego – dodała dziewczyna.
ISBN 978-83-8280-617-5