Gazeta Format Książki Nr 2

Page 1

f o rmat

nr 2

Kto czyta książki, żyje podwójnie. Umberto Eco

książki

Cyrkowcy Bangsi

jak ciepły zimowy sen

Nussi

i 100 tys. opowieści

Kokeshi

pamiętnik po japońsku

Gargantua

klasyka w nowym wydaniu

Wynalazca synteza i elegancja

Ilustracja: Emmanuelle Houdart

To nie jest książka burz i twórz!


ŚWIAT CZARÓW CZY SPEKTAKL ŻYCIA? Cyrkowcy – ten piękny album nie powstałby, gdyby nie przypadkowe spotkanie w podróży pisarki Marie Desplechin i ilustratorki Emmanuelle Houdart. Inspirując się wzajemnie, stworzyły rzecz niepowtarzalną – tom, w którym uroda słowa i niezwykłość obrazu nieprzerwanie idą w parze, w jednym rytmie, nie opuszczając, nawet na ułamek sekundy, żadnej ze stron. Najpierw Emmanuelle Houdart stworzyła galerię bajecznych postaci – artystów cyrku: Sióstr Syjamskich, Kobiety z Brodą, Kolosa, Przepowiadaczki Przyszłości, Liliputki. Potem Marie Desplechin każdą z nich obdarzyła historią, by następnie spleść je razem, a nam, czytelnikom, oddać w ręce album o nieprawdopodobnej urodzie literackiej i plastycznej, pełnej subtelnego humoru i poezji. Te przepiękne opowieści można czytać co najmniej dwojako – jako baśnie o cyrkowej krainie czarów albo jako metaforę rzeczywistego świata, w którym prawo do najpiękniej malowanych przez los historii i uczuć mają wszyscy, także ci całkiem różni od nas, trudniej dostępni, inni.

O swojej pracy nad Cyrkowcami mówi Emmanuelle Houdart, ilustratorka:

Lubię mówić o tym, czego nie można zobaczyć...

„Byliśmy częścią tej samej rodziny, kimś, kto różni się od reszty i komu specjalnie nie zależy na tym, by być jak inni. Z naszego życia uczyniliśmy sztukę. Było dla nas jasne, co mówi nam głos przeznaczenia: macie zadziwiać zwykłych ludzi, wywoływać u nich zachwyt, przyprawiać ich o dreszcz wzruszenia. I wcale nie macie być do nich podobni.” (fragment książki) Książka Cyrkowcy nagrodzona została na Międzynarodowych Targach Książki Dziecięcej w Bolonii w 2012 roku. Tak o dziele mówiło jury Bologna Ragazzi Award: Od dzieł surrealistów do filmów Federico Felliniego postać cyrkowego akrobaty zapisała się trwale jako część wyjątkowej ars poetica, gdzie piękno i plastyczność formy, przenikając się wzajemnie, stają się prawdziwą fantazją. Choć są częścią naszej rzeczywistości, akrobaci wydają się prowadzić nas do świata jak z Alicji w Krainie Czarów, do świata pół snu, pół fikcji, który wypełnia rozkosz i tajemniczość. Znaczenia sprytnie poukrywane w ilustracjach płynnie splatają się z intrygującą narracją. Nawet najbardziej krytyczne oko zatraca się w tym wszechświecie, gdzie ciało akrobatów staje się spektaklem, iluzją, dokumentem i grą. W miarę rozwoju akcji postacie nabierają nowego znaczenia. Każda jest bohaterem i, jednocześnie, tematem własnego przedstawienia, każdy kostium staje się topograficzną mapą, a każda twarz zaproszeniem do czytania jej prawdy przez czytelnika. Naprawdę niezwykła książka – hołd złożony ilustracji i sztuce wydawniczej. Cet ouvrage a bénéficié du soutien des Programmes d’aide à la publication de l’Institut français. Książkę wydano dzięki dofinansowaniu Institut français w ramach programów wsparcia wydawniczego.

Duże postacie, duży format – to były pierwsze idee, które towarzyszyły mi, kiedy zaczynałam myśleć o Cyrkowcach. W moich obrazach i książkach często pokazuję właśnie takich ludzi – oderwanych od rzeczywistości, innych, tych, których życie odbiega od znanych nam reguł. Dla mnie te postacie są jednak bardzo ważne – pozwalają mi mówić o tym, czego nie można zobaczyć, pomagają mi porzucić moje codzienne niepokoje. Fascynują mnie i niepokoją jednocześnie, wydają się fikcyjne, a jednak istnieją naprawdę.

...pracę wiązać z życiem

...pracować z tym, co nieznane Podczas spotkań w szkołach, kiedy opowiadam uczniom

Daleko, daleko, za króliczą norą tekst: Marie Desplechin ilustracje: Emmanuelle Houdart wersja polska: Marzena Dupuis rok wydania: 2012 liczba stron: 56 format: 275 x 375 mm oprawa twarda ISBN: 978-83-61488-96-5

2

www.wydawnictwoformat.pl

o tym, jak powstawali Cyrkowcy, spotykam się z całkowitym niedowierzaniem. Mówię im: „ Tak, ci bohaterowie istnieją naprawdę, istnieje Kobieta z Brodą, Człowiek-Pień, Siostry Syjamskie”. Oni na to: „To nieprawda, oni nie istnieją”. Są zszokowani. I nie dziwi mnie ich niedowierzanie, bo i ja miałam na początku wątpliwości, nie wiedziałam, jak z tymi moimi postaciami postępować, jak je pokazać. Ale to właśnie najbardziej lubię – pracować z czymś, co nie jest nam znane, a co jednocześnie tkwi głęboko w nas. Dlatego czasem poruszam i te najtrudniejsze kwestie: śmierci czy choroby, o których niewiele wiemy albo nie wiemy nic. Tak samo jest z moimi postaciami. Nie wiemy, jakie naprawdę jest ich życie. Wszystko trzeba samemu wymyślić.

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. I właśnie to, co najważniejsze – a zarazem tajemnicze i czasem trudniejsze niż najbardziej skomplikowane akrobacje – oglądamy w Cyrkowcach Marie Desplechin, zilustrowanych bajecznie przez Emmanuelle Houdart. Autorki zabierają nas w podróż o wiele dalszą niż do króliczej nory, o wiele dojrzalszą i pełniejszą znaczeń. Przedstawiając nam galerię cyrkowców, przedstawiają nam jednocześnie maski i schowane

Co roku tworzę jedną książkę. Wśród tych, które powstały dotychczas, jest wiele książek bardzo osobistych, związanych z moimi przyjaciółmi, z ludźmi, którzy są mi bliscy. Nie lubię, kiedy ktoś oczekuje, że zrobię coś wbrew samej sobie, kiedy

mi się proponuje np. stworzenie książki na temat gotowania. Temat, który opracowuję, musi mnie drążyć, to muszą być pytania, które noszę w sobie. Moja praca zawsze jest związana z moim życiem. Bym miała ochotę stworzyć książkę, muszę mieć coś, co jest istotne, fundamentalne.

...łączyć powagę z lekkością Marie Desplechin, autorka tekstów do książki, to niezwykła osoba, poznałam ją przypadkiem, w pociągu. Zanim zabrałam się do pracy nad Cyrkowcami, przeczytałam trzytomowy horror. Zapomniałam jego tytuł, ale pamiętam, że wieczorami marzyłam, by jak najszybciej pójść do łóżka i zatopić się w lekturze. Ta powieść śmieszyła mnie, a zarazem bardzo poruszała, to było prawdziwe doświadczenie. Zawsze szukałam takiego połączenia lekkości z powagą. Lubię, kiedy antynomie są razem. Maria jest najlepszą autorką, która potrafi wyważyć i połączyć te dwie rzeczy. Tam, gdzie jest powaga w lekkości i lekkość w powadze, to i ja się odnajduję. Wiem wtedy doskonale, gdzie jest moje miejsce. not. i tłum. dh

za nimi twarze. Cokolwiek by się nie działo, spektakl trwa, a za nim rozgrywa się jeszcze jeden, o wiele ciekawszy i bardziej skomplikowany – życie. Nie są to proste historie, ale zostają w nas na długo i towarzyszą nam, ze swoim gorzkosłodkim przesłaniem, długo po lekturze. Ilustracje, pełne zaszyfrowanych znaczeń, w cudowny sposób splatają się z tekstem, tworząc wielowątkową, magiczną przestrzeń, zachwycającą jak wspomnienia z pierwszych oglądanych przez nas przedstawień Aleksandra Dobrowolska


„Oto mamy odpowiedź na żarłoczny kapitalizm i pogoń za władzą i pieniądzem. Felix wynalazca, żartobliwy kpiarz (w najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu) prezentuje sobą postawę, która mogłaby się okazać zbawienna dla wielu z nas, zwłaszcza w czasach, w których żyjemy… No i z niecierpliwością czekamy na jego hurrajnogę!” (despagesdesimages. blogspot.com)

„Przytoczona w formie faktów historia Pana Felixa opowiedziana jest żartobliwie (co od pierwszego kontaktu z książką docenią dzieci) i ironicznie (co bez wątpienia docenią dorośli). Pan Felix ma czerwony nos, duże okulary i trochę niezgrabną sylwetkę, która porusza się jak marionetka. Jego codzienność jest usystematyzowana, a świat zmechanizowany i geometryczny. Jest przy tym Pan Felix nieco oderwany od rzeczywistości, ale jednocześnie wolny i szczęśliwy. Tym różni się od milionera – człowieka, który spędza życie na wydawaniu poleceń. Przy takim połączeniu – tych dwóch charakterystycznych postaci, autorskich ilustracji (z ich przygaszoną kolorystyką i stylistyką retro) oraz minimalistycznego tekstu – okazuje się, że Wynalazca ma wszystko z komedii Chaplina czy Bustera Keatona. Dzieło inteligentne i jakże oryginalne!” („Ricochet jeunes”)

WYNALAZCA „Wraz z nastaniem nocy, nagle, w głowie wynalazcy pojawia się pewien pomysł. Pan Felix zabiera się do pracy. Całą noc szkicuje, wykreśla, wyciera gumką, tnie, przybija gwoździe, wkręca śruby, piłuje, poleruje i się poci.”

– synteza i elegancja

tekst i ilustracje: Jean-François Martin wersja polska: Dorota Hartwich rok wydania: 2012 liczba stron: 32 format: 195 x 255 mm oprawa twarda ISBN: 978-83-61488-01-9 www.wydawnictwoformat.pl

Po Bajkach Ezopa w wyrafinowanej oprawie graficznej Jeana-François Martina, nawiązującej do stylu art déco, wydawnictwo FORMAT sięgnęło po kolejny majstersztyk tego wybitnego ilustratora – jego autorskie dzieło Wynalazca. O albumie z Ezopowymi bajkami Joanna Olech pisała w „Tygodniku Powszechnym”, że jest „jak wzorzec z Sèvres edytorskiej staranności i urody”. Na równie wysoką ocenę zasługuje Wynalazca. Jak w przypadku najstarszych bajek świata, tak i tym razem autor daje popis stylu – minimalistyczny tekst opatrzony zostaje wysmakowanymi ilustracjami, znów w tonacji sepii, szarości i dolarowej (co jest nie bez znaczenia) zieleni. Jean-François Martin – zeszłoroczny laureat nagrody głównej na Międzynarodowych Targach Książki Dziecięcej w Bolonii – znów tryumfuje, bo po raz kolejny dowodzi, że mistrzostwo formy nie polega na wielości i bogactwie motywów, ale na zrównoważonym połączeniu sztuki syntezy ze szlachetną elegancją. Opowieść jest prosta. Pan Felix, genialny wynalazca, wiedzie spokojne, acz mocno sformatowane, a przez to odrobinę monotonne życie. Na zmianę przychodzi czas w jeden z poniedziałków, kiedy z wizytą u wynalazcy zjawia się milioner ze specjalnym zamówieniem: w tydzień Pan Felix ma skonstruować maszynę, która milionerów czyni miliarderami. I tak błogi spokój Pana Felixa zostaje dotkliwie zburzony… Historia wynalazcy Felixa okazała się tak inspirująca, że nakręcono na jej podstawie film animowany (reż. Gary Fouchy, prod. Les Films d’Ici, La Station Animation i Canal +; udostępniony przez reżysera w serwisie vimeo.com/47941546). Tym bardziej rośnie apetyt na kolejne tytuły Martina. dh Cet ouvrage a bénéficié du soutien des Programmes d’aide à la publication de l’Institut français. Książkę wydano dzięki dofinansowaniu Institut français w ramach programów wsparcia wydawniczego.

3


Nussi i 100 tysięcy opowieści tekst: Hubert Klimko-Dobrzaniecki

ilustracje: Adam Wójcicki

ilustracje: Marcin Dopieralski

typografia: Julita Gielzak

projekt graficzny: Julita Gielzak

rok wydania: 2012

rok wydania: 2012

liczba stron: 40

liczba stron: 60

format: 195 x 255 mm

format: 195 x 255 mm

oprawa twarda

oprawa twarda

ISBN: 978-83-61488-05-7 www.wydawnictwoformat.pl

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

A to niespodzianka! Oto znany pisarz, historyk literatury, tłumacz, laureat NIKE 2012 Marek Bieńczyk napisał książkę dla dzieci. Nussi i coś więcej – jedyne dzieło pisarza stworzone z myślą o młodym (choć nie tylko) czytelniku, właśnie ukazuje się nakładem wydawnictwa FORMAT. Ta pełna humoru opowieść o króliku, który do życia w Lesie wnosi ducha Miasta, a wraz z nim powiew nowoczesności i nowe trendy, to z jednej strony dobra rozrywka, z drugiej strony punkt wyjścia do stawiania pytań o sensowność ulegania modom i pogoni za tym, co nowe i atrakcyjne, o tożsamość, o tolerancję i, wreszcie, o prawdziwą przyjaźń. Rzecz do lektury „na raz”, ale za to wiele razy. O nowym doświadczeniu doświadczonego pisarza i o długu do spłaty w walucie zwanej literaturą mówi Marek Bieńczyk: Znamy Pana przede wszystkim z eseistyki, tymczasem dostajemy do rąk opowiadanie dla dzieci. Skąd pomysł? Poproszono mnie o tekst dla dzieci, najpierw odmówiłem, a później pomyślałem: „pisałeś o polityce, na czym kompletnie się nie znasz, to napisz dla dzieci, na których prawie nikt się nie zna”. Dla jakiego czytelnika jest ten tekst? Czy tylko dla dzieci? To jest właśnie problem, bo tego nie wiem. Jeśli napiszę jeszcze jedną bajkę, może coś więcej będę wiedział. Problem w tym, że sam nie mam dzieci, z dziećmi nie przebywam i czuję się trochę intruzem w nieswoim świecie.

4

Nussi, tytułowy bohater – ma jakiś pierwowzór? Niewielki, jakiś miliard ludzi. I jeden królik, biorąc pod uwagę wygląd. Dlaczego zatem w rolach głównych „obsadził” pan zwierzęta i las? Czy nie łatwiej było napisać po prostu o ludziach? Moja dama lubi zwierzęta. Jest obcokrajowcem i mówi „ten zwierzątek”. Bardzo mi się to podoba. Wciąż domaga się ode mnie opowieści o zwierzętach. Szczerze mówiąc, to dla niej napisałem Nussiego, pomyślałem, że w ten sposób choć jedno opowiadanie będę miał za sobą. Pozostaje mi jeszcze sto tysięcy, bo dama na tyle opowieści oblicza mój dług. W książce wyraźnie rysuje Pan kontrast: Las–Miasto. Ta opozycja ma dla Pana szczególne znaczenie? Kiedyś owa opozycja nie miała znaczenia. Ale

Adam Wójcicki, ur. w 1987 roku w Tychach, absolwent Liceum Plastycznego w Katowicach, dyplom w pracowni grafiki warsztatowej Grzegorza Mitręgi. Grafikę warsztatową studiował w latach 2008-2009 na wydziale artystycznym Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, obecnie jest studentem Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Brał udział w akcjach społecznych, m.in. w projekcie w areszcie śledczym w Zabrzu „Obrazek do celi”, gdzie m.in. malował murale na ścianach spacerniaka. Współpracuje z wydawnictwem Portal, dwukrotnie publikował komiks w kwartalniku ASPirant 2010. Za ilustracje do książki Nussi i coś więcej Adam Wójcicki otrzymał nagrodę główną wydawnictwa FORMAT w 3. edycji konkursu Książka Dobrze Zaprojektowana – zacznijmy od dzieci, organizowanego przez Akademię Sztuk Pięknych w Katowicach.

fot. z archiwum autora

tekst: Marek Bieńczyk

ISBN: 978-83-61488-88-0 www.wydawnictwoformat.pl

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Marek Bieńczyk, ur. w 1956 r. w Warszawie, pisarz, historyk literatury, eseista, tłumacz m.in. Milana Kundery, Emila Ciorana, Rolanda Barthes’a. Laureat nagrody NIKE 2012, którą otrzymał za Książkę twarzy. Studiował romanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje jako historyk literatury w Instytucie Badań Literackich PAN. Wykłada też w Studium LiterackoArtystycznym na UJ w Krakowie. Jest współpracownikiem francuskiego kwartalnika „L’atelier du Roman”. Znawca literatury polskiego romantyzmu i współczesnej humanistyki francuskiej. Jest autorem m.in.: Szybko i szybciej – eseje o pośpiechu w kulturze, Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty, Oczy Durera. O melancholii romantycznej, Przezroczystość, Książka twarzy oraz powieści Terminal i Tworki. z wiekiem zaczynam ją stosować. Coraz bardziej mi się podoba nie-miasto. Nussi... to opowieść o natręctwie trendów i mód. Udawanie i pozerstwo to zresztą motywy regularnie powracające w Pana tekstach. Uwierają pana? Nie, nie nadmiernie; mówię tu raczej o stałych cechach człowieka. Gdyby Pani szukała jakiegoś odniesienia literackiego, to podaję: francuski klasycyzm, La Rochefoucauld i jego sentencje na temat ludzkich zachowań. Jest i kolejny motyw z Pana tekstów, który powraca w Nussim. Kwestia tożsamości… Wie Pani, nie lubię słowa „tożsamość”, a zwłaszcza często padającego z ust wielu „poszukiwania tożsamości”. Dla mnie to znaczy wszystko i nic. Właściwie to lubię bohaterów, których „ja”

jest słabo określone i mało uchwytne. Nussiego też lubię, okazuje się, że jest całkiem szczodry. A kwestia przyjaźni, tak ważna w książce? Dla Pana też jest to wątek szczególnie znaczący? Tak, ważny. I w książkach, i w życiu. Właściwie w każdej książce pojawia się motyw czy moment wspólnoty, przyjacielskiej, dobrej wspólnoty. Gdyby miał Pan podsumować – pisanie dla dzieci było cennym doświadczeniem? Za mało napisałem dla dzieci – właściwie tylko Nussiego i jeszcze inną historyjkę – by coś na ten temat wiedzieć. Chyba mi się podoba. Podoba mi się, że uprawiam gatunek, o którym tak naprawdę nigdy wcześniej nie myślałem. Rozmawiała Dorota Hartwich

Bangsi: jak ciepły zimowy sen Bezkres to miejsce, które jest wszędzie – dowiaduje się od mamy mały niedźwiedź polarny Bangsi. Ale okazuje się, że w bezkresie można zgubić Mamę, znaleźć cudownych przyjaciół, pomóc im zwalczyć trolla, i okropnie tęsknić, żeby w końcu – znaleźć Mamę i być tam, gdzie najlepiej się czujemy. Ta magiczna historia, w której młodzi czytelnicy bez oporów uwierzą w rozgrzewający się od myślenia czajnik i z drżeniem będą czekać na zagadkę, zadaną trollowi (bo może zgadnie?), tocząca się łagodnie i pełna ciepła, jest cudowną kontrą dla świata telewizji i błyskawicznie zmieniających się obrazów. W tej wzruszającej opowieści misiowi udaje się znaleźć w ludziach ciepło i dobro. Właściwie słowa „ludzki” i „zwierzęcy” tracą tu swe konwencjonalne znaczenia. I bardzo dobrze. Hubert Klimko-Dobrzaniecki wraca w Bangsim do najlepszych tradycji pisania dla dzieci. Olga Tokarczuk Gdyby hrabia Potocki lubił krótkie formy i dzieci, był wikingiem i mieszkał pod kołem polarnym, to nie napisałby Rękopisu znalezionego w Saragossie, ale Bangsiego. Piękna opowieść dla zwolenników magii klasycznej, a zwłaszcza dla tych, którzy preferują czary wolne od świstu laserowych mieczy. Bangsi reprezentuje rzadką w dzisiejszej bajce postawę non violence: z nikim się nie bije, nikogo nie nienawidzi, a pazernego trolla sprytnie pacyfikuje za pomocą siły, której źródłem jest miłość. Jakie to proste i jakie niezwykłe. Natasza Goerke Nie wiem, co dziecko rozumie, jeśli chodzi o śmierć, nieskończoność, Boga. Hubert Klimko-Dobrzaniecki usiłował sobie to wyobrazić, a nawet chciał znaleźć język poruszający w tym zakresie naszą i dziecięcą wyobraźnię. Karol Maliszewski W czasach przyrządzania dzieciakom najdziwaczniejszych baśniowych mikstur i podejrzanych eliksirów, wywołujących zazwyczaj czkawkę i zgagę, Bangsi smakuje jak kubek dobrej gorącej czekolady w zimowy wieczór. Na dnie tego kubka leżą wyłącznie cudowne sny. Mariusz Sieniewicz

Zaprojektowany przez Huberta Klimko-Dobrzanieckiego czytelnik to ktoś, kto czyta wedle reguł stworzonych przez Astrid Lindgren – dziecko jest partnerem dorosłego, ma swój świat, a świat ten jest równie ważny jak świat dorosłych, rodzic zaś potrafi na chwilę stać się znowu sobą. Bangsi zdaje się kontynuować tradycję takich bajek/baśni jak Opowieści z Narnii, Bracia Lwie Serce, Ronja córka zbójnika, Kubuś Puchatek czy tylu innych bajek, o których Bruno Bettelheim mógłby powiedzieć, że są „cudowne i pożyteczne”. Bernadetta Darska


BAJKA – drzwi do literatury Twoje powieści, tłumaczone na wiele języków i publikowane w wielu krajach, kierujesz do dorosłego odbiorcy. Książkę dla dzieci napisałeś z własnej potrzeby i nieprzymuszonej woli? Z napisaniem bajki nosiłem się wiele lat, jednak – szczerze mówiąc – bałem się odpowiedzialności. Myślę, że napisanie bajki to duże wyzwanie. Mały czytelnik to tak naprawdę duży czytelnik. Zdecydowałem się jednak podjąć ryzyko… Nie mam pojęcia, jak zostanę osądzony. Ale jestem pewien, że sprawiedliwie, bo dzieci są sprawiedliwymi sędziami. Kiedyś mój najmłodszy syn, widząc mnie przed komputerem, zapytał: „Co robisz, tato?”. Odpowiedziałem mu, że piszę książkę. „Dla mnie?” – zapytał. „Nie, dla dorosłych” – odparłem. „A kiedy napiszesz da dzieci?” – usłyszałem. I to był dla mnie bardzo ważny impuls. Ta książka jest dla niego, dla dzieci, ale również dla dorosłych. To prawda, poruszasz istotne kwestie: bliskości z drugim, samotności, potrzeby sacrum, przyjaźni. To tylko niektóre z nich, bo jest też w tej opowieści sprawa zakorzenienia, tęsknoty za domem i rodziną, jest bezwarunkowa miłość matki. No i próba wytłumaczenia obecności Boga. Lubię książki, w których dzieci traktuje się poważnie, kiedy pozwala się im nie tylko stawiać pytania, ale i próbować na nie odpowiadać. Bangsi to właśnie taka książka. Dzieci zawsze trzeba traktować poważnie. To istoty o niskim wzroście i małych rozmiarach, ale w gruncie rzeczy to poważni ludzie, o poważnych i zdecydowanych poglądach. Prostych, ale bardzo prawdziwych. Jeśli dziecko pyta „dlaczego?”, to nie da się go tak łatwo zbyć jak dorosłego, trzeba próbować odpowiedzieć – najprościej i najjaśniej. W Bangsim zwracasz się do dzieci właśnie w taki sposób – poruszasz trudne tematy, ale prostym językiem. Historia też jest prosta, ma prostą

konstrukcję. No i szczęśliwe zakończenie. Od początku wiedziałeś, że opowieść o misiu zamkniesz tak pozytywnie? Zależało mi na utrzymaniu języka w prostych i jasnych zdaniach, ale chciałem też, żeby te zdania miały jak najwyższą trafność. Co do zakończenia – nie lubię happy endów, kiedy piszę dla dorosłych, wolę akcję zawieszać lub kończyć „na smutno”. W Bangsim – muszę się do tego przyznać – do końca nie wiedziałem, jaki będzie koniec. Byłem tylko pewien tego, że niedźwiadek musi podstępem wykończyć trolla, nie wiedziałem jednak, czy zdecyduje się na powrót w swe strony, czy raczej zostanie wśród wikingów. No i wyszło na to, że… Nie zdradzajmy szczegółów, by nie psuć przyjemności lektury tym, którzy jeszcze nie czytali. Akcję osadziłeś na ziemi skutej lodem. Sam spędziłeś wiele lat w takim pejzażu – mieszkałeś na Islandii. Wyobrażasz sobie, że ta historia rozgrywa się w innej części świata? Nie, nie mógłbym gdzie indziej osadzić akcji. Nawet imię misia jest stamtąd – „bangsi” to po islandzku po prostu „miś”. I myślę, że nie chodzi tu wcale o to, że misie polarne nie zamieszkują okolic Wrocławia czy Wiednia… Ja chciałem w tej opowieści oddać poczucie dużej przestrzeni, szerokiego widoku nieba, odkrytych terenów. Bo kiedy opowiada się historie za pomocą niewielkiej liczby słów, ma się również wrażenie przestrzeni słownej. I tego szukałem. Ponadto chciałem najmłodszych i ich rodziców zainteresować Północą – to są niezwykłe miejsca, istne kopalnie opowieści. Ponieważ tam właśnie natura jest taka a nie inna, czas też biegnie inaczej, zmarszczki na twarzach układają się inaczej. Chciałem też zwrócić uwagę na magiczną wyspę Grimsey, gdzie setka ludzi, która zamieszkuje ten kawałek ziemi, nałogowo opowiada bajki i gra w szachy. To wymarzone miejsce akcji.

fot. Mathieu Bourgois

Z Hubertem Klimko-Dobrzanieckim rozmawia Dorota Hartwich

Hubert Klimko-Dobrzaniecki, ur. w 1967 roku, pisarz i scenarzysta. Autor kilku powieści i zbiorów opowiadań (m.in. Dom Róży, Kołysanka dla Wisielca, Rzeczy pierwsze, Bornholm, Bornholm), publikowanych m.in. w Polsce, we Włoszech, Francji, Austrii, Norwegii, Serbii, Bułgarii i Słowacji. Tom jego wierszy opublikowano w Islandii, gdzie spędził sporą część życia. Bangsi jest jego debiutem książkowym dla dzieci. Czas też jest bohaterem tej opowieści. Wczoraj, Dziś – te słowa piszesz wielkimi literami. No i natura – czuje się, że była ważną inspiracją. I bezkres – też jest bohaterem mojej opowieści. Bezkres, który nie lubi być sam… A natura, oczywiście, że jest bardzo ważnym elementem mojej twórczości. Bardzo na mnie wpływa. Lubię jej jasne i ciemne strony, lubiłem nawet te słynne islandzkie ciemności. Kiedy tam mieszkałem, zapalaliśmy wtedy w domu mnóstwo świeczek, tworzyła się podniosła atmosfera, w sam raz do snucia opowieści. Światło i ciemność, pomimo tego, że mają zupełnie odmienną naturę, bardzo się lubią. To przedziwne i piękne. Od początku wiedziałeś, że Bangsi pokona trolla. Wydaje się, że cała ta opowieść jest po to, by pokazać, jak mądre i sprytne potrafią być dzieci. Nierzadko bardziej niż dorośli. Nasz Bangsi wymyśla zagadkę, na którą sam nie zna odpowiedzi. Oczywiście, każdy kto czytał skandynawskie bajki, choćby Andersena, wie, że żeby pokonać trolla, trzeba zadać mu zagadkę, na którą on nie zna odpowiedzi lub na którą zna odpowiedź, ale jest przekonany, że zadający jej nie zna. W mojej opowieści jest trochę inaczej. Bangsi zadaje zagadkę, i to jest zgodne z klasyką gatunku, ale pnie się jeszcze wyżej – ryzykuje i to dla dobra ludzi, którzy się nim zaopiekowali, w stosunku do których ma dług wdzięczności. No właśnie, miś podejmuje ryzyko – to trzeba podkreślić – nie dla siebie, lecz dla kogoś. To też jest w opowieści na wagę złota. Przypomina się nam o tym, o czym zapominamy: o wartości wspólnoty, działania w grupie. Bo przywykliśmy i coraz bardziej przywykamy do życia według modelu „każdy sobie…” Zarówno dziecko, jak i rodzic często słyszą na ulicy, w pracy, w szkole: „to twój problem”. W bajce chciałem pokazać i uczulić i dziecko, i rodzica, że czyjś na pierwszy rzut oka problem może okazać się i jego problemem. I tak często rzeczywiście jest. Nie jesteśmy sami i w większości problemowych sytuacji nie wypada być samemu i innych z ich problemami pozostawiać. Jesteś autorem kilkunastu powieści, docenionych w wielu krajach, a jednak to o tej kameralnej historii dla dzieci powiedziałeś mi kiedyś: „To jest najważniejsza książka, jaką napisałem”. Możesz zdradzić, dlaczego? Mogę. Bo bajka to wprowadzanie w świat literatury. I za to wprowadzenie czuję na sobie dużą odpowiedzialność.

5


Gargantua KLASYKA W NOWYM WYDANIU

tekst: François Rabelais

ilustracje: Ludovic Debeurme wersja polska na podst. tłum. Tadeusza Boya-Żeleńskiego: Jan Maria Kłoczowski adaptacja typograficzna: Julita Gielzak rok wydania: 2012 liczba stron: 56, oprawa twarda format: 275 × 375 mm ISBN:978-83-61488-09-5 www.wydawnictwoformat.pl

Po raz pierwszy w Polsce wybitne, a zarazem przewrotne i kontrowersyjne arcydzieło francuskiego odrodzenia ukazuje się w wersji uwspółcześnionej, kierowanej do każdego, także młodego czytelnika. Barwna opowieść o dynastii dobrych olbrzymów to w istocie szalona wizja świata na opak, której żywe i kipiące rubasznym humorem opisy na stałe weszły do skarbnicy światowej kultury. Dopełnieniem pięknego języka, jakim Jan Maria Kłoczowski przełożył (na podstawie mistrzowskiego tłumaczenia Tadeusza Boya-Żeleńskiego) składające się na ten tom fragmenty dzieła Rabelais’go, są wysmakowane obrazy i rysunki znanego francuskiego artysty Ludovica Debeurme’a. Fantastyczne, świetnie rozegrane wprowadzenie w klasykę literatury przez wielkie L.

S

atyryczna i pełna humoru historia najmłodszego rodu dobrodusznych olbrzymów, edukacji oraz dojrzewania ich syna po raz pierwszy pojawia się w wersji (specjalnie zaadaptowanej i skróconej) dla młodszych czytelników. Dzieło Rabelais’go od pierwszego wydania budziło emocje podszyte przede wszystkim lękiem – przed prawdziwym obrazem ludzkości, gdzie

wszystko wolno (o ile nie krzywdzi to innych). Gargantua, poza pochłanianiem ogromnych ilości jedzenia i napitków – często wcale nie bezalkoholowych! – studiuje,uczy się i poznaje świat, wiedzę i ludzkość w każdym jej wymiarze. Nie odrzuca niczego, niczemu się nie dziwi, łapczywie chłonie rzeczywistość i próbuje ją zrozumieć. „Rób, co ci się żywnie podoba” –

François Rabelais – najwybitniejszy pisarz francuskiego odrodzenia, renesansowy humanista, mnich, profesor anatomii i lekarz. Wszechstronnie wykształcony, przyjaciel wielu ówczesnych humanistów europejskich, przeszedł do historii jako autor powieści w pięciu księgach Gargantua i Pantagruel – słynnej już za jego życia, a zarazem potępionej przez środowisko paryskiej Sorbony. Jego ostatnie słowa miały brzmieć: „Spuśćcie kurtynę, farsa skończona” lub „Udaję się na poszukiwanie wielkiego Być Może”.

tak brzmi hasło olbrzyma, co czytać można następująco: „rozwijaj naturalną potrzebę cnoty i równie naturalny wstręt do grzechu”. Wolność, którą nam Gargantua oferuje, prowokuje do szlachetnego współzawodnictwa, chociaż, jeśli trzeba, bez skrupułów obraca się przeciw każdemu złemu uczynkowi. Mistrzowskie ilustracje (większość to obrazy olejne na

płótnie) mogą początkowo szokować; piękny język, jakim przełożona została opowieść, niestroniący zresztą od dosadnych określeń, na początku może stwarzać trudności nieobytym czytelnikom, ale później pozwoli im prawdziwie cieszyć się brawurowymi opisami przygód i, w efekcie, da im przedsmak prawdziwej, dorosłej już literatury. Aleksandra Dobrowolska

Ludovic Debeurme – artysta, ilustrator, gitarzysta jazzowy. Żyje i pracuje w Paryżu. Po ukończeniu studiów artystycznych na Sorbonie eksperymentował w dziedzinie różnych mediów (tworzył instalacje multimedialne, uprawiał malarstwo). Jako ilustrator współpracuje z prasą i wydawnictwami literatury dla dzieci. W 2002 opublikował swą pierwszą powieść graficzną Céfalus, za kolejną – Lucille – otrzymał Prix René Goscinny. Następnie ukazały się m.in. Le lac aux vélies, Terra Maxima, Renée – druga część Lucille.

Cet ouvrage, publié dans le cadre du Programme d’aide à la publication BOY-ŻELEŃSKI, a bénéficié du soutien du Service de Coopération et d’Action Culturelle de l’Ambassade de France en Pologne et de l’Institut français. Ouvrage publié avec le soutien du Centre national du livre. Książkę wydano dzięki dofinansowaniu Wydziału Kultury Ambasady Francji w Polsce oraz Institut français w ramach Programu Wsparcia Wydawniczego BOY-ŻELEŃSKI. Publikacja dofinansowana przez Centre national du livre.

PAMIĘTNIK PO JAPOŃSKU, czyli „Złota Księga Kokeshi”

kochaniu Bajka o Love round and round Amour, c’es t ton

Liebe le

ben

tour

Dorota Hartwich Tomasz Jakub Sysło

tekst i ilustracje: Annelore Parot wersja polska: Dorota Hartwich rok wydania: 2012 liczba stron: 84 format: 200×200 mm oprawa twarda ISBN: 978-83-61488-92-7 www.wydawnictwoformat.pl

6

Yumi i Aoki – to dzięki tym dwóm znanym tytułom z serii „Strony Świata” wydawnictwa FORMAT młodzi czytelnicy mogli poznać tradycyjne japońskie laleczki kokeshi, a wraz z nimi elementy tradycji i kultury życia codziennego dzisiejszej Japonii. Teraz nadszedł czas na aktywność ze strony młodych odbiorców: wraz z kokeshi zabieramy się za tworzenie złotej księgi, czyli osobistego pamiętnika w iście japońskim stylu. Złotej Księdze Kokeshi można powierzyć każdy sekret, opisać w niej ważne wydarzenia, swoje marzenia i plany na przyszłość. Jest w niej miejsce na opisy oraz zdjęcia koleżanek i kolegów, którym można wykaligrafować imiona i narysować portrety w orientalnym stylu. Można też poprosić ich o wpisanie kilku słów, które będą dla nas cenną pamiątką. Z księgi dowiadujemy się, jak samodzielnie wykonać kimono i przygotować sushi. Znajdziemy w niej wiele niespodzianek, m.in. ozdobne materiały do wysyłania korespondencji czy kalendarz przypominający o urodzinach – tak potrzebne, kiedy zależy nam na przyjaźni!

Książki w cyfrze Już od kilku miesięcy w globalnym App Store dostępna jest Bajka o kochaniu, którą FORMAT wydał w formie aplikacji na iPad. Na tę samą platformę właśnie wchodzą kolejne tytuły wydawnictwa: Nussi i coś więcej laureata NIKE 2012 Marka Bieńczyka, autorski Alfabet Jagody Kidawy oraz Słony skarb. Przewodnik dla dzieci po Kopalni Soli Wieliczka Barbary Gawryluk. Wszystkie książki mają postać elektroniczną, wzbogaconą o animacje, ścieżkę dźwiękową i zabawy interaktywne. Bajka o kochaniu — książka Doroty Hartwich i Tomasza Sysły, wydana w 2007 roku, wielokrotnie nagradzana (m.in. w konkursie na Najpiękniejszą Książkę Roku i w konkursie Komitetu Ochrony Praw Dziecka), ukazała się w formie aplikacji na iPad dzięki zaangażowaniu całego zespołu osób. Animacje wykonała tradycyjną techniką Alicja Jodko, muzykę skomponował i aplikację dźwiękami opatrzył Tomasz Kałwak, oprogramowaniem zajął się Michał Jodko. Kolejne trzy tytuły w postaci aplikacji wydawnictwo przygotowało na kreatorze Read Kid, we współpracy z platformą Woblink. Aplikacje przygotowała Aleksandra Ziemlańska.

Wydawnictwo FORMAT biuro: ul. Przyjaźni 34f/1u, 53-015 Wrocław tel. 71 339 71 68, 71 339 47 01, list@wydawnictwoformat.pl layout: julitagielzak.com

wydawnictwoformat.pl

Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o naszych książkach, otrzymywać nasz newsletter, korzystać z promocji cenowych, odwiedzaj naszą stronę: www.wydawnictwoformat.pl


Od wiosny tego roku w szkołach, w domach, na ulicach i w ramach zorganizowanych warsztatów w galeriach sztuki w całej Polsce młodzi ludzie wykonują 86 rzeczy, które zawsze mieli ochotę zrobić z książką, a których im stanowczo zabraniano. Świat książek jest pełen zakazów: „Nie plam!”, „Nie zaginaj rogów!”, „Nie rzucaj w kąt!”, „Nie upychaj w torbie!”. Odważna publikacja To nie jest książka zmierza w przeciwnym kierunku: świadomie łamie niepisane prawo, wedle którego z książką należy obchodzić się jak z jajkiem. Wydany przez FORMAT tom można poplamić, można po nim bazgrać, co więcej, trzeba go używać, a on stanie się przyjacielem,

wrogiem i powiernikiem — przedmiotem, z którym nie chcemy się rozstać ani na chwilę… To nie jest książka oferuje coś więcej niż zadrukowane strony zamknięte między okładkami: z dyskretnie obecnego, często niezauważanego przedmiotu staje się obiektem ważnym, niezbędnym na co dzień, autorską kreacją i kreatywną inspiracją w jednym. „Napisz mnie, narysuj, stwórz!” — woła do nas z każdej swej strony. Działając z tym obiektem, mamy gwarancję stworzenia niepowtarzalnego dzieła sztuki. Zgodnie z zasadą, która mówi, że każdy może być artystą. To nie jest książka to zachęta dla (jeszcze) nieczytających, a także dla tych, którzy od zadrukowanego

papieru wolą świecące ekrany. To sposób na przełamanie nieśmiałości i oporu wobec książki. To absolutna nowość dla dzieci, młodzieży i tych, którzy na zawsze pozostają młodzi, dla tych, co zawsze swą ulubioną książkę mieli ochotę potraktować indywidualnie — przez destrukcję i kreację — by uczynić z niej swe autorskie dzieło. To nie jest książka zasadza się na idei, iż twórcą jest odbiorca. Dlatego nie znajdziecie na okładce nazwisk autorów. W tym projekcie nie ma kopii, powstają tylko dzieła oryginalne i jedyne w swoim rodzaju. Wydaniu publikacji towarzyszy ogólnopolska akcja społeczna dla młodzieży wspierająca czytelnictwo.

_

_ . ^^ ~

^ www.toniejestksiazka.pl

www.wydawnictwoformat.pl

Uwaga! Przedmiot, który trzymasz w ręku, został stworzony po to, by właśnie na nim wypróbować najbardziej wariackie pomysły. Pozostałe książki traktuj z należytym szacunkiem.

~

_

^ Wydawnictwo FORMAT e-mail: list@wydawnictwoformat.pl

ISBN 978-83-61488-84-2

nam

zabraniano

Aby zobaczyć, co inni zrobili z tym przedmiotem, zajrzyj na stronę:

~

Projekt graficzny: Stephanie Rothmeier Adaptacja polska projektu graficznego: Julita Gielzak Ilustracje: Noel (7) Projekt okładki: Julita Gielzak, julitagielzak.com Przekład: Anna Wziątek Redakcja i korekta: Dorota Hartwich Redakcja techniczna: Tomasz Malejki Druk i oprawa: EDICA

stanowczo

Ten przedmiot może uzależniać. W żadnym wypadku nie wolno ci się z nim rozstawać. W trakcie obróbki możesz się ubrudzić błotem, ochlapać atramentem lub farbą. To zamierzony efekt, który uczyni cię prawdziwym posiadaczem tego dzieła. Wielu będzie ci zazdrościć, spotkasz się z uznaniem… Szybko do tego przywykniesz! Składniki: kreatywność (80%), odwaga (8%), farba (5%), klej (4%), włosy (3%). Ważne dla alergików: po obróbce książka może zawierać śladowe ilości sztuki. **Są to wyłącznie znaki specjalne i diakrytyczne kroju pisma Times New Roman.

www.wydawnictwoformat.pl

Wygraj iPod Touch Sfilmuj działanie i weź udział w ogólnopolskim konkursie na najlepszy film, w którym pokażesz, co wariackiego udało ci się uczynić z publikacją To nie jest książka. Do konkursu można zgłaszać filmy zrealizowane kamerą oraz nieprofesjonalnym sprzętem wyposażonym w kamerę: telefonem komórkowym, aparatem fotograficznym itp. Filmy prosimy wysyłać na adres: biuro@ wydawnictwoformat. pl. Finał konkursu ogłosimy 20 grudnia 2012 r. Nagroda główna: iPod Touch 8Gb. Szczegóły na: www.toniejestksiazka.pl

OSWÓJ KSIĄŻKĘ!

Zabawa z obiektem przypominającym książkę przynosi ciekawe efekty. Oto przykłady prac stworzonych podczas warsztatów we Wrocławiu.

~.

_

Książka to przygoda

KeinBuch, Mixtvision Verlag © 2009, Germany Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo FORMAT, 2012

ISBN: 978-83-61488-84-2

książką,

-

oprawa miękka 488842

z

których

-

- ! } [ (

format: 124 x 198 mm

a

-

\|

liczba stron: 176

zrobić

które

chcieliśmy

*

<

rok wydania: 2012

rzeczy,

zawsze

’ |

+ _

i projekt okładki: Julita Gielzak

BURZ I TWORZ! 86

*

^

adaptacja typograficzna

_

wersja polska: Anna Wziątek

<

9 78836 1

Stephanie Rothmeier

-

E-bookom nie da się zaginać rogów Zygmunt Bauman w rozmowie z Tomaszem Kwaśniewskim („Wysokie Obcasy”)

tekst i projekt graficzny:

^

Myśli pan, że papierowa książka zniknie? Nie sądzę, bo to jest jednak szczególna przyjemność dla wielu ludzi. Ja na przykład bardzo lubię papierowe książki. Między innymi dlatego, że jak czytam, to lubię podkreślać w nich to, co zwróciło moją uwagę. Lubię też zaginać rogi, żeby wiedzieć, jak do tego trafić. Pan niszczy książki?! Przeciwnie, ja je personalizuję.

[ ( | [- \` ] ?? @

!} ( \| [

[

[ ( | [ `\ ] ?? @ |

+

[

-

Do realizacji akcji Oswój książkę! Wydawnictwo FORMAT zaprosiło partnerów, którzy w oparciu o publikację To nie jest książka organizują twórcze warsztaty w swoich siedzibach: Zachęta Narodowa Galeria Sztuki w Warszawie, Łaźnia w Gdańsku, BWA we Wrocławiu, Zamek w Poznaniu, Zamek w Cieszynie, Kronika Centrum Sztuki Współczesnej w Bytomiu, CK Rotunda w Krakowie. Akcja Oswój książkę! wpisuje się w społeczną dyskusję o niskim poziomie czytelnictwa w polskim społeczeństwie, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Młode pokolenie, ze swobodą poruszające się w nowych technologiach, woli ruchomy obraz od tekstu, skrótowy komunikat od tekstu literackiego, ekran od druku. Akcja jest projektem z zamierzenia kontrowersyjnym: nie zachęca bezpośrednio do czytania, nie traktuje książki w kategoriach jej społecznego postrzegania (książka to obiekt wymagający: szacunku, skupienia, czystych rąk etc.). Poprzez akcję organizatorzy chcą zmienić pryzmat patrzenia na książkę: niech nie kojarzy się z wysiłkiem, nudą i monotonią, niech straci swą koturnowość. Świadomie inicjują akcję mającą na celu zachętę do literatury nie wprost, a poprzez udostępnienie narzędzia do samodzielnego oswajania obiektu, jakim jest książka, i dostarczenie okazji do wypróbowania potencjału kreatywności. Publikację oraz akcję społeczną patronatem medialnym objęli: Przekrój, TOK FM, Gazeta Wyborcza, RYMS, Qlturka, Fika Tashka, Victor, Victor Junior, Existenz, Kikimora, Papermint.

Malowanie ulubionym napojem lub sosem pomidorowym, wyprowadzanie książki na spacer czy przywiązywanie jej do drzewa – tego między innymi próbowali uczestnicy warsztatów w Krakowie.

Rzecz przewrotna – wbrew hasłom, które wpaja się dzieciom od pokoleń o szanowaniu książki, tu proponuje się totalną destrukcję. Ale niszczy się po to, by budować. Gruzy mogą być twórcze – przekona się o tym każdy nie-czytelnik tej nie-książki. (…) Bo to jest książka do zabawy. Wbrew pozorom bardzo twórczej. Monika Janusz, „Przekrój” Otóż właśnie wolno pomijać opisy, czytać od końca, sprawdzać, co jest w środku, czytać kilka książek naraz itd. – chodzi przecież o to, żeby swobodnie nawigować, surfować po świecie liter, cieszyć się książką, żeby nie traktować jej jako uciążliwego gościa, tylko przyjaciela, za którym się tęskni. „To nie jest książka” próbuje odczarować święty status książki. Agnieszka Wolny-Hamkało, „Gazeta Wyborcza” Książka może być prawdziwą przygodą i autorskim dziełem sztuki. „Burz i twórz” to promocyjne hasło dla nie-książki, bardzo trafne, bo pokazuje, że odbiorca wcale nie musi być bierny, że może stworzyć oryginalne dzieło, a przy tym mieć mnóstwo radości i zabawy. To nie jest książka jest niespodzianką, zaskoczeniem. Pokazuje, że każda książka ma w sobie element tajemnicy i niespodziewanie tom z biblioteki czy księgarni stać się może dla czytelnika czymś wyjątkowym i niezbędnym. Agnieszka Kołodyńska, kreatywnywroclaw.pl Powiem szczerze – miałam mieszane uczucia wobec tego obiektu – no bo jak tak po prostu niszczyć książkę? Nie przypuszczałam, że rysowanie po książce, wyrywanie z niej kartek, oblewanie sokiem, rozgniatanie na jej kartkach owoców i inne podobne rzeczy mogą sprawiać aż taką frajdę. www.lupuslibri.pl Obiekt sztuki w duchu filozofii punk i dada… Zaproszenie do tego, by (dosłownie!) wziąć sprawy w swoje ręce. „Stiftung Lesen” Intensywny przyspieszony kurs antyautorytaryzmu. Wyścig pomysłów – co jeden to zabawniejszy! „Spiegel online”

7


Zwie się figlarnie: Piotr Milanowicz: Co oznacza skrót COCOFLI? Aleksandra Dobrowolska: Nazwa powstała z inspiracji jednym z opowiadań Leszka Kołakowskiego, gdzie autor wspomina o „barze o figlarnej nazwie COCOFLI”. Nazwa figlarna, ale treść serio, bo Kołakowski podaje, co kryje się za skrótem: Coexistance, Cooperation, Friendship, Love, Identity. Czyli hasła, które są twórcom tego miejsca i nam, pracownikom, bardzo bliskie. Nie takie do końca pytanie chciałem zadać, bo o tym już czytałem w innych publikacjach o Was… A.D.: … ale te słowa: cooperation, coexistance są ważne, trzeba je podkreślać. No tak, lokal jest położony przy ul. Włodkowica 9, w Dzielnicy Wzajemnego Szacunku, gdzie na małym obszarze jest kościół katolicki, ewangelicki, cerkiew i synagoga. A.D.: To współistnienie jest dla nas ważne. Dlatego mamy koszerne wina i trufle na koszernej czekoladzie, dlatego jesteśmy otwarci na ludzi i idee, dlatego staramy się prezentować muzykę świata. Mamy tu spory regał księgarski – a na nim specjalny wybór lektur. Są tu książki, które sprowadzamy nie tylko dlatego, że je znamy, ale głównie ze względu na ich nieoczywistość. Nie wybieramy ich wedle klucza „bestseller” czy „sukces komercyjny”… Unikamy mainstreamu, chcemy stworzyć okazję do poznania tego, co jeszcze nieznane. Zobacz, nie musisz od razu polubić, ale spójrz szerzej. Staramy się mieć książki, których wcale nie szukasz... A może jeszcze nie wiesz, że chcesz je znaleźć. Siadasz, przeglądasz je, a wtedy może coś cię zainteresuje. Tak było ze mną. Znalazłem Persepolis – nie sądziłem, że tę książkę tu zobaczę, ba, nie wiedziałem, że wyszła po polsku! A.D.: Ten przykład idealnie się wpasowuje w nasz zamysł, pokazuje mało znaną kulturę, naświetla mało znane u nas problemy. Mamy naprawdę wybrane książki, zresztą bardzo lubimy o nich mówić. Czym właściwie jest COCOFLI? Księgarnią, kawiarnią, pubem? A.D.: Na pewno jest nam bliżej do kawiarnio-winiarni niż do pubu. Do kawiarnio-winiarni połączonej z księgarnią i galerią. Skąd pomysł na lokal? Jesteście przecież wydawnictwem... A.D.: Wydajemy przede wszystkim książki dziecięce. Od początku promujemy postawę otwartości. Ta idea jest obecna w wielu naszych książkach, jako punkt wyjścia do rozmowy z dzieckiem, do myślenia, do kształtowania konkretnych postaw. Jednocześnie sami jesteśmy dorośli i w pewnym momencie zaczęło nam strasznie brakować miejsca, gdzie moglibyśmy proponować też rzeczy dla całkiem dużych ludzi. To zatem naturalne rozwinięcie idei wydawnictwa. Myśleliście o innej lokalizacji? A.D.: Nie. Wydawnictwo ma misję, dlatego to jest idealne miejsce. Organizujemy tu spotkania, warsztaty, wykłady, wystawy, koncerty. Działamy dwa miesiące, a była już wystawa i performance amerykańskiej artystki Kitty Hubbard, prezentowaliśmy plansze z komiksu Agaty Wawryniuk,

8

gościliśmy mima Leszka Rosołka (na zdjęciu u dołu), teraz prezentujemy ilustracje Jeana-François Martina z Wynalazcy wraz z fantasmagorycznymi machinami Roberta Lenarda Bachmana. W planach kolejne zdarzenia. Można do Was przyjść i zaproponować jakieś wydarzenie? A.D.: Absolutnie, można. Jeżeli tylko się z tym pomysłem „dogadamy” i go „poczujemy”, to proszę bardzo: jest mała scena, jest miejsce, ustalamy datę. Co jest w Was wyjątkowego? Na tej ulicy jest wiele lokali. Wojtek Krzosa: Każdy z tych lokali jest inny, zupełnie inny. Co u nas jest wyjątkowego? Zderzenie kultur. Wyraźnie chcemy, żeby było to widoczne, możliwe i, przy okazji, ciekawe dla przypadkowego odbiorcy. A.D.: Trudno od nas wyjść. Bardzo nam zależy na tym, żeby goście dobrze się u nas czuli. Ma być Ci dobrze. Masz dostać sposobność do poznania czegoś, co być może cię zaintryguje, do pogadania z barmanem, jeśli masz taką potrzebę. Albo też możesz nic nie mówić, ale nie możesz czuć się ignorowanym. W różnych miejscach jest tak, że przychodzisz, zostajesz obsłużony, a później radź sobie sam. Powiedzcie kilka słów na temat Waszych win, kaw i trufli. W.K.: Trufle są taką klasą „ekstra” wśród czekoladek. Te dostępne u nas są robione ręcznie z koszernej czekolady belgijskiej, ale w manufakturze na Śląsku. Nie zawierają odzwierzęcych produktów, więc mogą być spożywane również przez wegan i wszystkich ludzi dowolnego wyznania, a najlepiej wyznania dobrego smaku (śmiech). To wszystko, co możemy zaproponować, dobrze się komponuje ze sobą. Mamy organiczne wino, piwo z małych lokalnych browarów, duży wybór herbat, dla wymagających – kawę na mleku sojowym czy owsianym. Jest też specjalne ciasto, np. sernik z tofu czy ciasto di Siena, przyrządzane wedle receptury z XIII wieku. A.D.: A kawę mamy wyjątkową, idealnie wyważoną mieszankę arabiki i robusty, prosto z palarni we Wrocławiu. To autentycznie świeżo palona kawa, niemalże na naszych oczach. Czym się różni wino organiczne od nieorganicznego? W.K.: W przypadku wina nieorganicznego podczas upraw owoce winogron są pryskane, stosowane są środki chemiczne, produkcja jest wysoko zmechanizowana. W przypadku wina organicznego owoce zbierane są ręcznie, winnica jest ręcznie pielona, a cały proces odbywa się dokładnie tak jak przed wiekami. To wino z założenia ma być w pełni naturalne. Pięknie dziękuję za miłą rozmowę i miłą niedzielę, bo w COCOFLI spędziłem przecież cały dzień! Rozmowę przeprowadził Piotr Milanowicz (www.kilkaslow.com)

fot. Piotr Milanowicz (2, 3, 4, 5, 8), Cocofli (1, 6, 7)

COCOFLI to nowe miejsce na kawiarnianej mapie Wrocławia. Za jego otwarciem stoi wydawnictwo FORMAT. To specjalne miejsce – można się o tym przekonać już podczas pierwszej wizyty, po chwili rozmowy z barmanem, oraz po pierwszym kieliszku wyśmienitego wina. W pewną słoneczną niedzielę miałem przyjemność porozmawiać w COCOFLI z Aleksandrą Dobrowolską oraz Wojtkiem Krzosą, których najczęściej można spotkać po drugiej stronie baru.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.