7
J A M E S
EXPANSE
S . A .
C O R E Y
W Z L O T P E R S E P O L I S
P R Z E Ł O Ż Y Ł
M A R E K
Wydawnictwo Warszawa
P A W E L E C
MAG
2019
Tytuł oryginału: Persepolis Rising: Book 7 of the Expanse Copyright © 2017 by James S. A. Corey Copyright for the Polish translation © 2019 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Iwona Sośnicka Korekta: Elwira Wyszyńska Ilustracja na okładce: Dark Crayon Opracowanie gra�czne okładki: Piotr Cieśliński Projekt typogra�czny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń Wydanie I ISBN 978-83-66409-43-9 Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel./fax 228 134 743 www.mag.com.pl Wyłączny dystrybutor: Dressler Dublin sp. z o. o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. tel. 22 733 50 10 www.dressler.com.pl Druk i oprawa:
ROZDZIAŁ PIERWSZY
DRUMMER Pierścień mieszkalny stacji transferowej w punkcie Lagrange’a 5 miał średnicę trzykrotnie większą od tego, w którym Drummer mieszkała na Tycho pół życia temu. STL-5 mieściła biura w liczbie równoważnej małemu miastu i wszystkie miały takie same ściany ze sztucznego marmuru i łagodne oświetlenie pełnozakresowe jak w kwaterze, którą jej przydzielono, takie same łóżka z prycz przeciążeniowych i prysznice. W powietrzu nieustannie unosiła się woń związków terpenu, jakby stacja była największą chryzantemą wszechświata. Kopuła w centrum stacji mieściła stanowiska dokowe dla statków i magazyny tak liczne i przestronne, że zapełnienie ich pozostawiłoby Ziemię pustą jak wyciśnięta bańka. Wszystkie te stanowiska i magazyny stały na razie puste, ale od jutra to się zmieni. STL-5 zostanie uruchomiona i nawet pomimo całego zmęczenia i irytacji, jaką wywoływał w Drummer fakt, że została ściągnięta przez pół Układu na coś, co w gruncie rzeczy sprowadzało się do ceremonii przecięcia wstęgi, czuła też podniecenie. Po trzech dziesięcioleciach zmagań Matka Ziemia znowu przyjmowała gości. Planeta jarzyła się na ekranie, ze zwojami białych chmur i przebłyskami wciąż zielonkawych mórz w dole. Przez tarczę chmur powoli przesuwała się linia pomiędzy oświetloną i nieoświetloną częścią planety, ciągnąc za sobą koc ciemności i świateł miast. Wokół niej unosiły się statki �oty Koalicji Ziemsko-Marsjańskiej, kropki ciemności pływające w oceanie powietrza. Drummer nigdy nie zleciała w dół tej studni, a teraz, zgodnie z warunkami porozumienia podpisanego przez nią w imieniu Związku, nigdy już tego nie zrobi. I dobrze. I bez tego czasem miała problemy z kolanami. Choć w zakresie obiektów do podziwiania trudno było znaleźć coś ładniejszego od Ziemi. Ludzkość zrobiła, co mogła, żeby solidnie dokopać temu powoli kręcącemu się jajku. 19
Przeludnienie, nadmierna eksploatacja zasobów, zaburzenie równowagi oceanicznej i atmosferycznej, a potem trzy uderzenia meteorów, z których każde doprowadziłoby do wyginięcia dinozaurów. A jednak wciąż tu była, jak żołnierka. Pełna blizn, złamań, zniekształcona, odbudowana i przerobiona. Podobno czas powinien leczyć wszystkie rany. Dla Drummer był to po prostu ładny sposób powiedzenia, że jeśli poczeka dość długo, każda ze spraw, które były dla niej naprawdę istotne, przestanie mieć znaczenie. A przynajmniej nie tak, jak sobie je wyobrażała. Czas plus doświadczenie marsjańskiego projektu terraformacji, pozbawionego teraz pierwotnego znaczenia, bezwzględnej administracji sektora politycznego Ziemi oraz olbrzymi rynek ponad tysiąca trzystu planet złaknionych biologicznych substratów potrzebnych do hodowania żywności, która nadawałaby się do jedzenia, powoli i niepewnie postawiły Ziemię z powrotem na nogi. Jej system zadźwięczał cicho, emitując sygnał podobny do dźwięku łamania bambusa. Chwilę później jak nieunikniony łyk whisky rozległ się głos jej sekretarza. – Pani prezes? – Daj mi chwilę, Vaughn – rzuciła. – Tak, proszę pani. Ale sekretarz generalny Li chciałby porozmawiać z panią przed uroczystością. – Koalicja Ziemsko-Marsjańska może poczekać, aż skończymy z koktajlami. Nie otworzę tej stacji, stając na baczność do każdego odchrząknięcia KZM. To stworzyłoby niewłaściwy precedens. – Rozumiem. Załatwię to. System wyemitował kolejne drewniane pyknięcie, które oznaczało, że odzyskała prywatność. Rozparła się w fotelu i popatrzyła na zdjęcia zawieszone na ścianie za jej biurkiem. Wszyscy poprzedni prezesi Związku Transportowego przed nią: Michio Pa, potem Tjon, Walker, Sanjrani i jej własna, poważna twarz patrząca na nią z końca rzędu portretów. Tak bardzo nie lubiła tego zdjęcia. Wyglądała na nim, jakby właśnie zjadła coś kwaśnego. 20
Jego pierwsza wersja z kolei przypominała fotkę z forum dla singli. Na tym przynajmniej miała trochę godności. Dla większości członków Związku Transportowego to zdjęcie było jedynym kontaktem z nią. Tysiąc trzysta światów, a w ciągu dziesięciolecia większość, jeśli nie wszystkie, będzie miała swoje wersje STL-5. Stacje transferowe, wyznaczające granice bańki, gdzie kończyła się sfera kontroli planety i zaczynała władza Związku. Wszystko, czego kolonie potrzebowały z pierwszego domu ludzkości lub od siebie nawzajem, wędrowało w górę studni grawitacyjnej. To był problem wewnętrznych. Przewożenie towaru z jednego układu do innego było zadaniem Pasa. Stare terminy. Wewnętrzni. Pasiarze. Utrzymały się, ponieważ język taki już był, nawet gdy zmieniały się realia jego stosowania. Koalicja Ziemsko-Marsjańska była kiedyś centrum ludzkości, najbardziej wewnętrznymi wewnętrzniakami. Teraz stanowiła ważną szprychę koła, którego piastą była stacja Medyna, gdzie znajdowała się dziwna kula obcych, wisząca pośrodku nieprzestrzeni łączącej wszystkie pierścienie wrót. Gdzie mieściła się jej cywilna kwatera w chwilach, gdy nie odwiedzała próżniowych miast. Gdzie był Saba, jeśli nie leciał statkiem wraz z nią. Stacja Medyna była jej domem. Tylko że nawet dla niej czarno-błękitny dysk Ziemi na ekranie także był domem. Może zawsze będzie to prawdą. Były już dzieci dość duże, by głosować, które nigdy nie doświadczyły sytuacji, gdy ma się tylko jedno słońce. Nie wiedziała, czym dla nich była Ziemia, Mars lub Sol. Może ta atawistyczna melancholia odczuwana tuż pod mostkiem zaniknie wraz z jej pokoleniem, a może po prostu była zmęczona, marudna i potrzebowała snu. Znowu usłyszała dźwięk łamanego bambusa. – Proszę pani? – Już idę. – Tak, proszę pani. Ale dostaliśmy priorytetową wiadomość od kontroli ruchu na Medynie. Drummer nachyliła się do ekranu, kładąc dłonie płasko na chłodnym blacie biurka. Cholera. Cholera, cholera, cholera. – Straciliśmy kolejny? 21
– Nie, proszę pani. Żadnych straconych statków. Poczuła lekkie rozluźnienie niepokoju. Ale nie ustąpił do końca. – Co w takim razie? – Zgłosili nieplanowany przelot. Frachtowiec, ale bez transpondera. – Poważnie? – rzuciła. – Myśleli, że ich nie zauważymy? – Nie mogę skomentować – odpowiedział Vaughn. Wywołała kanał administracyjny z Medyny. Mogła tam dostać wszystko ze swojej krainy – dane kontroli ruchu, środowiska, informacje o mocy oraz odczyty czujników z dowolnego wycinka widma elektromagnetycznego. Z drugiej strony opóźnienie światła oznaczało, że wszystkie te dane miały ponad cztery godziny, a każdy wydany przez nią rozkaz dotrze jakieś osiem, osiem i pół godziny po tym, jak pojawi się prośba o instrukcje. Potężna inteligencja obcych, która stworzyła pierścienie wrót i olbrzymie ruiny w układach poza nimi, znalazła sposoby na manipulowanie odległością, ale prędkość światła wciąż stanowiła nieprzekraczalne ograniczenie i wyglądało na to, że zostanie tak już na zawsze. Przewinęła rejestry, znalazła właściwy kawałek i odtworzyła go. – Tu Medyna. Confermé. – Zwykły spokój kontroli ruchu. W odpowiadającym głosie słyszała trochę interferencji. Artefakt wrót. – Tu frachtowiec Ostre lądowanie z Ca�ilii, Medina. Przesyłam nasz �atus. Otworzyło się nowe okienko. Status statku jako lekkiego frachtowca. Marsjański projekt. Stary, ale wciąż całkiem w porządku. Kontrola ruchu potrzebowała kilku sekund na odpowiedź. – Visé bien, O�re lądowanie. Masz pozwolenie na przejście. Kod kontroli to... Kurwa! Przerwij, O�re lądowanie! Nie przechodź! Nagły skok na krzywej bezpieczeństwa i status alarmu świecący na czerwono. Na panelu sterowania Medyny pojawiła się nowa sygnatura silnika, ze smugą wylotową mknącą przez bezgwiezdną czerń powolnej strefy. Dokonało się. Wszystko to zdarzyło się godziny temu, ale Drummer i tak poczuła, jak przyśpiesza jej tętno. Kontrola ruchu 22
wrzeszczała do nowego statku z poleceniem identy�kacji, aktywując jednocześnie stanowiska dział szynowych. Jeśli wystrzelili, wszyscy na statku lecącym bez pozwolenia już nie żyli. Krzywa bezpieczeństwa opadła, zakłócenie wywołane masą i energią przelatującą przez pierścień gasło, aż zeszło poniżej progu. Intruz wykonał zwrot i lecąc z dużym ciągiem, przemknął przez inne wrota, ucieczką znowu podnosząc wartości krzywej. Kontrola ruchu klęła w kilku językach, wysyłając polecenia zatrzymania do trzech przylatujących statków. O�re lądowanie się nie odzywało, ale strumień danych z ich systemu pokazywał boleśnie ostry ciąg, którym odrywali się w bok, schodząc z kursu na wrota Castilii. Opadła na oparcie fotela, czując powrót spokoju. Zuchwały dupek przeleciał z Freehold i skierował się na Auberon. No oczywiście. Resztkowe promieniowanie z wrót Auberonu zdradzało, że statek zdołał dotrzeć na drugą stronę. Choć leciał bardzo blisko granic krzywej bezpieczeństwa, nie przepadł. Z drugiej strony, gdyby Dzikie lądowanie przeszedł zgodnie z planem, jeden z tych statków lub oba zniknęłyby w objęciach tego, co połykało statki przy nieudanych przejściach. Na krótką metę oznaczało to przesunięcie Dzikiego lądowania na później. Trzeba będzie wprowadzić całe mnóstwo wymaganych mody�kacji. Pewnie kilkanaście jednostek zostanie zmuszonych do zmiany ciągu i skoordynowania nowych czasów przejść. Co nie było groźne, ale upierdliwe. I nie było dobrym precedensem. – Mam odpowiedzieć – zapytał Vaughn – czy woli pani załatwić tę sprawę osobiście? Bardzo dobre pytanie. Ustalanie zasad działało jak przekładnia z blokadą. Jeśli pociągnie za spust, jeśli rozkaże zniszczyć następny statek, który przeleci bez upoważnienia, nie będzie to coś, z czego zdoła się później wycofać. Ktoś dużo lepszy od niej w tę grę nauczył ją zachowywać bardzo dużą ostrożność przy robieniu czegoś, na czego zrobienie nie była gotowa za każdym razem od tej pory. Ale, Chryste, jak ją kusiło. 23
– Niech Medyna zarejestruje przelot i doda pełny koszt do rachunków Freehold i Auberon, razem z karami za spowodowane przez nich opóźnienia – poleciła. – Tak, proszę pani – potwierdził Vaughn. – Coś jeszcze? Tak, pomyślała, ale jeszcze nie wiem co. *** Salę konferencyjną zaprojektowano z myślą o tej chwili. Sklepiony su�t wyglądał dostojnie jak katedra. Sekretarz generalny Li z Ziemi stał na swoim podium, prezentując poważne, lecz zadowolone oblicze kamerom kilkunastu starannie dobranych kanałów informacyjnych. Drummer próbowała robić to samo. – Prezes Drummer! – zawołał jeden z dziennikarzy, unosząc dłoń dla zwrócenia uwagi tak samo, jak ludzie zapewne robili to jeszcze na forach w Rzymie. Ekran podium podpowiedział, że to Carlisle Hayyam z Ceres Munhwa Ilbo. Równocześnie jej uwagę próbowało zwrócić kilkanaście innych rąk. – Hayyam? – powiedziała z uśmiechem, a pozostali przycichli. Prawdę mówiąc, lubiła tę część. Lubiła przywoływać te dawno zapomniane emocje związane z występowaniem na scenie i było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie czuła się, jakby faktycznie panowała nad sytuacją. Większość jej pracy kojarzyła się jej raczej z próbami wepchnięcia z powrotem powietrza do nieszczelnego balonu. – Co może pani odpowiedzieć na wyrażone przez Martina Karczeka wątpliwości dotyczące stacji transferowej? – Najpierw musiałabym je poznać – odpowiedziała. – Mój dzień ma ograniczoną liczbę godzin. Dziennikarze zaśmiali się i usłyszała ich złośliwą satysfakcję. Tak, otwierali pierwszą darowaną stację. Owszem, Ziemia miała się właśnie podnosić z dziesięcioleci kryzysu środowiskowego, aby zwiększyć aktywny handel z koloniami. A tak naprawdę wszyscy chcieli tylko, żeby paru polityków zaczęło się wadzić. Ale to nie szkodzi. Jak długo będą się zajmować drobiazgami, mogła pracować nad poważnymi sprawami. 24
Sekretarz generalny Li, mężczyzna o szerokiej twarzy, z bujnymi wąsami i spracowanymi dłońmi robotnika, odchrząknął. – Jeśli pani pozwoli – odezwał się. – Zawsze będą ludzie obawiający się zmian. I to dobrze. Zmiany należy obserwować, moderować i kwestionować. Jednak to konserwatywne podejście nie powinno hamować postępu ani blokować nadziei. Ziemia to pierwszy i najprawdziwszy dom ludzkości. Gleba, z której wszyscy wyrośliśmy, niezależnie od tego, w jakim układzie teraz mieszkamy. Ziemia zawsze, zawsze będzie kluczowa dla większego projektu, jakim jest ludzkość we wszechświecie. Dobra mina do złej gry. Ziemia świętowała olbrzymi kamień milowy swojej historii, a dla niej była to może trzecia na liście ważności rzecz w jej kalendarzu na dzisiaj. Ale jak powiedzieć planecie, że historia ją porzuciła? Lepiej przytakiwać i uśmiechać się, ciesząc się chwilą i szampanem. Kiedy będzie po wszystkim, wróci do pracy. Przeszli przez wszystkie spodziewane pytania: czy renegocjacje umów celnych będą nadzorowane przez Drummer czy byłego prezesa Sanjraniego, czy Związek Transportowy pozostanie neutralny w nadchodzących wyborach na Nowej Katalonii, czy rozmowy dotyczące statusu Ganimedesa będą prowadzone na Lunie czy Medynie. Pojawiło się nawet jedno pytanie o martwe układy – Charona, Adro i Narakę – gdzie pierścienie wrót prowadziły do czegoś znacznie dziwniejszego niż układy planetarne w ekostre�e gwiazd. Sekretarz generalny Li zbył to pytanie, co jej nie przeszkadzało. Martwe układy wzbudzały w niej dreszcze. Po zakończeniu sesji pytań i odpowiedzi Drummer pozowała do mnóstwa zdjęć z sekretarzem generalnym, przedstawicielami najwyższych władz stacji i celebrytami z planet – ciemnoskórą kobietą w błękitnym sari, bladym mężczyzną w garniturze, parą komicznie identycznych mężczyzn w złotych smokingach. Jakiejś jej części to też sprawiało przyjemność. Podejrzewała, że satysfakcja, jaką odczuwała, obserwując Ziemian walczących o pamiątki ze spotkania z szefową Pasiarzy, nie świadczyła o niej dobrze w jakiś niesprecyzowany, duchowy sposób. Dorastała w świecie, w którym ludzie jej pokroju nie byli traktowani 25
poważnie, ale przeżyła dość długo, by koło fortuny wyniosło ją powyżej ziemskiego nieba. Wszyscy chcieli się przyjaźnić z Pasem teraz, gdy termin ten oznaczał coś więcej niż chmarę na wpół wyeksploatowanych kawałków kosmicznego śmiecia między Marsem a Jowiszem. Dla dzisiaj urodzonych dzieci Pas był czymś, co łączyło całą ludzkość. Dryf semantyczny i zmiana polityczna. Ale jeśli najgorsze, co z tego wynikało, to jej złośliwa satysfakcja, mogła z tym żyć. Vaughn czekał w małym przedpokoju. Miał twarz pobrużdżoną w sposób, którego nie powstydziłoby się małe pasmo górskie, ale w jego przypadku wcale nie wyglądało to źle. Jego garnitur uszyto w stylu przywodzącym na myśl skafandry próżniowe. Elementy opresji przekształcone w modę. Czas leczył wszystkie rany, choć nie tyle zmazywał blizny, co je ozdabiał. – Ma pani godzinę do rozpoczęcia przyjęcia, proszę pani – powiedział, gdy Drummer usiadła na kanapie i rozmasowała sobie stopy. – Zrozumiano. – Mogę coś pani zaoferować? – Szyfrowaną wiązkę kierunkową i prywatność. – Tak jest, proszę pani – potwierdził bez chwili wahania. Kiedy zasunęły się za nim drzwi, włączyła kamerę systemu i ustawiła się odpowiednio. Plan, który narodził się w jej głowie podczas uroczystości, nabrał konkretnych kształtów. Miała wszystkie elementy potrzebne do jego realizacji, im szybciej to załatwi, tym lepiej. Kara sprawdzała się najlepiej, gdy następowała szybko po przewinieniu, a przynajmniej zawsze tak jej powtarzano. Z drugiej strony danie przestępcy czasu na zakosztowanie żalu też miało swoje zalety. Najlepsze było to, że mogła zrobić obie te rzeczy naraz. Dotknęła przycisku nagrywania. – Kapitanie Holden – odezwała się. – Przesyłam panu dane dotyczące nieautoryzowanego przejścia z Freehold do Auberon, do którego doszło w dniu dzisiejszym. Udzielam panu także dostępu do akt wywiadu dotyczących systemu Freehold. Nie ma tego wiele. Jedna zamieszkała planeta, nieco mniejsza od Marsa, 26
i druga, którą da się eksploatować, jeśli górnikom nie przeszkadza trochę za dużo azotu i cyjanku w powietrzu. Gubernator Freehold nazywa się... Sprawdziła dokumenty i parsknęła śmiechem podbitym pogardą. – Payne Houston. Zakładam, że to jego wybór, a nie imię nadane mu przez mamusię. Niezależnie od tego, wysyłam pana w ramach mandatu wykonawczego, żeby mógł pan ruszyć natychmiast. Pogonię Emily Santos-Bacę i komitet bezpieczeństwa, żeby nad tym przysiedli, zanim pan tam doleci, więc wszystko będzie gotowe. Pańską o�cjalną misją jest przekazanie wiadomości, że wielokrotne naruszenia wytycznych Związku Transportowego wymusiły zastosowanie działań karnych i zakazuję wszelkiego ruchu z i do Freehold przez trzy lata. Jeśli spyta, czy chodzi o lata ziemskie, odpowiedź brzmi tak. Na pewno poruszy tę kwestię, bo to właśnie tego typu dureń. Pańskie nieo�cjalne zadanie to... nie śpieszyć się. Chcę, żeby Freehold i wszystkie podobne mu układy widziały okręt bojowy pełznący w ich stronę tygodniami i nie wiedziały, co zrobi, kiedy już doleci. Mój personel przygotuje standardową umowę. Jeśli nie może pan przyjąć zlecenia, proszę dać mi znać najszybciej, jak to możliwe, w przeciwnym wypadku polecę wpisanie pana do kolejki do tankowania i przejścia przez wrota w ciągu najbliższych piętnastu godzin. Przejrzała wiadomość, a potem wysłała ją wraz z kopią dla Ahmeda McCahilla, przewodniczącego komitetu do spraw bezpieczeństwa. Zostało jeszcze wysłanie polecenia przesunięcia Rosynanta na początek kolejki uzupełnienia zaopatrzenia i upoważnienia do przejścia przez wrota. Chwilę później do jej drzwi dyskretnie zapukał Vaughn. Uznał jej burknięcie za zgodę na wejście, czym faktycznie było. – Sekretarz generalny Li pyta, czy jest pani niedysponowana – poinformował. – Zaczyna się niepokoić. Spojrzała na zegar. Jej godzinna przerwa skończyła się dwadzieścia minut temu. – Powiedz mu, że już idę – poleciła. – I czy mam się w co przebrać? 27
– W sza�e, proszę pani – wyjaśnił Vaughn, ponownie znikając za drzwiami cicho jak duch. Drummer szybko się przebrała, zrzucając formalny żakiet i spodnie na rzecz bluzki z bambusowego jedwabiu oraz samodopasowującej się spódnicy z wplecioną we włókna siecią neuronową o inteligencji na poziomie owada – w sam raz, by dopilnować właściwego ułożenia. Z pewną satysfakcją obejrzała się w lustrze. Żałowała tylko, że nie ma do towarzystwa Saby, ale pewnie rzucałby zbyt wieloma żartami o kochanku królowej. Wyłączyła lustro, które przełączyło się na domyślny obraz Ziemi. Na połowie planety panowała teraz noc, prezentując półksiężyc bieli i błękitu. Pasiarze próbowali zniszczyć Ziemię, a jednak wciąż się kręciła. Próbowali spalić statki planet wewnętrznych, a jednak widziała �otę KZM, odbudowaną z niedobitków i wciąż latającą. Z drugiej strony, Ziemia próbowała przez pokolenia dławić Pasiarzy swoim butem, a oto Drummer. Czas uczynił z nich sojuszników w wielkiej ekspansji cywilizacji do gwiazd. Przynajmniej do czasu, aż zmieni się coś innego.