Steven Erikson
PRZYPŁYWY NOCY Opowieœæ z Malazañskiej ksiêgi poleg³ych
Prze³o¿y³ Micha³ Jakuszewski
Wydawnictwo MAG Warszawa 2013
Tytuł oryginału: Midnight Tides Copyright © 2004 by Steven Erikson Copyright for the Polish translation © 2013 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Joanna Figlewska Korekta: Urszula Okrzeja, Irena Pielińska Ilustracja na okładce: Steve Stone Opracowanie graficzne okładki: Jarosław Musiał Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń Wydanie III ISBN 978-83-7480-288-8 Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel./fax 22 813 47 43 e-mail: kurz@mag.com.pl www.mag.com.pl Wyłączny dystrybutor: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. tel. 22 721 30 00 www.olesiejuk.pl Druk i oprawa: drukarnia@dd-w.pl
Rozdzia³ pierwszy S³uchajcie! Morza szepcz¹ i œni¹ o gruchotaniu prawd miêdzy kruszonymi kamieniami Hantallit z Górniczej Œluzy
Rok PóŸnego Mrozu Jeden rok przed letheryjskim Siódmym Zamkniêciem Ascendencja Pustej Twierdzy
Oto wiêc jest opowieœæ. Pomiêdzy szmerem p³ywów, gdy giganci uklêkli i stali siê górami. Gdy upadli rozproszeni na ziemiê niczym balast zrzucony z nieba, ale nie potrafili siê oprzeæ nadejœciu œwitu. Pomiêdzy szmerem p³ywów opowiemy o jednym z takich gigantów, poniewa¿ opowieœæ zawiera siê w jego opowieœci. I poniewa¿ jest ciekawa. S³uchajcie. dy zapad³a ciemnoœæ, zamkn¹³ oczy. Otwiera³ je tylko za dnia, rozumuj¹c w ten sposób: noc opiera siê wzrokowi, a jeœli niewiele mo¿na zobaczyæ, po co wpatrywaæ siê w mrok? Ujrzyjcie te¿ to: dotar³ do skraju l¹du i odkry³ morze. Zafascynowa³a go ta tajemnicza ciecz. Owego pamiêtnego dnia fascynacja przerodzi³a siê w obsesjê. Widzia³ fale uderzaj¹ce o brzeg na ca³ej jego d³ugoœci. Ich bezustanny ruch zawsze grozi³ poch³oniêciem ca³ego l¹du, lecz jakoœ nigdy do tego nie dochodzi³o. Przygl¹da³ siê im przez ca³e wietrzne popo³udnie, by³ œwiadkiem tego, jak t³uk¹ wœciekle o pochy³¹ pla¿ê. Niekiedy rzeczywiœcie udawa³o im siê dotrzeæ daleko w g³¹b l¹du, ale potem zawsze nastêpowa³ niechêtny odwrót.
G
27
Gdy nadesz³a noc, zacisn¹³ powieki i po³o¿y³ siê spaæ. Postanowi³, ¿e jutro znowu popatrzy na to morze. Gdy zapad³a ciemnoœæ, zamkn¹³ oczy. Noc¹ nadszed³ przyp³yw, który zala³ giganta. Zatopi³ go podczas snu. Zawarte w wodzie minera³y wniknê³y w jego cia³o, upodabniaj¹c go do ska³y, sêkatej wynios³oœci góruj¹cej nad pla¿¹. A potem, w jedn¹ noc na tysi¹clecia, przyp³yw nadchodzi³ ponownie, by wyp³ukiwaæ jego postaæ. Kraœæ jego kszta³t. Ale nie do koñca. By zobaczyæ go naprawdê, nawet w dzisiejszych czasach, trzeba patrzeæ noc¹. Albo zmru¿yæ mocno oczy w jasnym blasku s³oñca. Spogl¹daæ z ukosa b¹dŸ te¿ skupiæ wzrok na wszystkim oprócz samego kamienia.
Ze wszystkich darów, które Ojciec Cieñ przekaza³ swym dzieciom, ten ma najwiêksz¹ wartoœæ. Odwróæ wzrok, ¿eby zobaczyæ. Zaufaj tej radzie, a zaprowadzi ciê ona do Cienia, gdzie kryj¹ siê wszystkie prawdy. Odwróæ wzrok, ¿eby zobaczyæ. A teraz odwróæ wzrok. *** Myszy rozpierzch³y siê, gdy na œnieg, któremu zmierzch przyda³ niebieskawej barwy, wpe³z³ g³êbszy cieñ. Ucieka³y w szalonej panice, ale los jednej z nich by³ ju¿ przes¹dzony. Pierzasta, zakoñczona szponami ³apa opad³a na zwierz¹tko, przebijaj¹c poroœniête futrem cia³ko i mia¿d¿¹c maleñkie kosteczki. Na skraju polany sowa sfrunê³a bezg³oœnie z ga³êzi, sun¹c nad ubitym œniegiem i rozsypanymi na nim nasionami. £uk jej lotu, przerwany na chwilê atakiem na mysz, wzniós³ siê ku pobliskiemu drzewu. Tym razem towarzyszy³ temu ciê¿ki ³opot skrzyde³. Ptak wyl¹dowa³ na jednej nodze i po chwili rozpocz¹³ ucztê. Ten, kto wbieg³ truchtem na polanê kilkanaœcie uderzeñ serca póŸniej, nic ju¿ nie zauwa¿y³. Myszy uciek³y, nie zostawiaj¹c na twardym œniegu ¿adnych œladów, a sowa zamar³a w bezruchu w swej dziupli miêdzy ga³êziami œwierka, œledz¹c szeroko otwartymi oczyma biegn¹cego przez polanê intruza. Gdy ten ju¿ siê oddali³, ptak znowu zacz¹³ jeœæ. Zmierzch nale¿a³ do myœliwych, a sowa nie zakoñczy³a jeszcze ³owów. Pêdz¹cy po krêtej, pokrytej szronem œcie¿ce Trull Sengar zatopi³ siê w myœlach i nie patrzy³ na otaczaj¹cy go las, w nietypowy dla siebie sposób ignoruj¹c wszystkie wskazówki i szczegó³y, jakie mo¿na by³o w nim ujrzeæ. Nie zatrzyma³ siê nawet po to, by przeb³agaæ ofiar¹ Sheltathê Lore, Córkê Zmierzch, 28
najbardziej umi³owan¹ z Trzech Córek Ojca Cienia, choæ zamierza³ wynagrodziæ jej to jutro o zachodzie s³oñca. Ponadto wczeœniej przebieg³ obojêtnie przez ostatnie plamy œwiat³a zalegaj¹ce jeszcze na œcie¿ce, ryzykuj¹c, ¿e przyci¹gnie uwagê kapryœnej Sukul Ankhadu, Córki Oszustwa, znanej tak¿e jako Cêtka. Na terenach godowych Calach roi³o siê od fok. Przyby³y wczeœnie, co zaskoczy³o Trulla, który zbiera³ nefryty nad lini¹ brzegow¹. Samo pojawienie siê fok tylko by podekscytowa³o m³odego Tiste Edur, ale towarzyszy³y im statki, które otoczy³y zatokê pierœcieniem. £owy ju¿ siê rozpoczê³y. Letheryjczycy, bia³oskórzy mieszkañcy po³udnia. Potrafi³ sobie wyobraziæ gniew, jakim zap³on¹ mieszkañcy wioski, do której siê zbli¿a³, gdy tylko opowie im o swym odkryciu. On równie¿ by³ wœciek³y. To by³o bezczelne wtargniêcie na terytorium Edur. Kradzie¿ fok, które by³y prawowit¹ w³asnoœci¹ jego ludu, stanowi³a aroganckie pogwa³cenie dawnych umów. Wœród Letheryjczyków nie brakowa³o g³upców, podobnie jak wœród Edur. Trull nie potrafi³ sobie wyobraziæ, by mog³o to byæ coœ innego ni¿ nieusankcjonowane wtargniêcie. Od Wielkiego Spotkania dzieli³y ich tylko dwa cykle ksiê¿yca. Przelew krwi nie s³u¿y³by w tej chwili ¿adnej ze stron. Bez wzglêdu na to, ¿e Edur mieli prawo zaatakowaæ i zniszczyæ intruzów, letheryjskich delegatów oburzy³oby wymordowanie ich wspó³obywateli, nawet jeœli ³amali oni prawo. Szanse na zawarcie nowego traktatu sta³y siê nagle minimalne. Niepokoi³o to Trulla Sengara. Edur dopiero co zakoñczyli jedn¹ d³ug¹, zaciêt¹ wojnê i trudno mu by³o pogodziæ siê z myœl¹ o nastêpnej. Podczas podboju pozosta³ych plemion nie przyniós³ wstydu braciom. Na szerokim pasie mia³ nabity szereg dwudziestu jeden zabarwionych na czerwono nitów. Ka¿dy z nich reprezentowa³ honorowy czyn, a siedem, otoczonych bia³¹ farb¹, znaczy³o, ¿e tym czynom towarzyszy³o zabicie wroga. Spoœród synów Tomada Sengara tylko starszy brat Trulla móg³ siê pochwaliæ wiêksz¹ liczb¹ trofeów. By³o to zrozumia³e, jako ¿e Fear Sengar nale¿a³ do najwiêkszych wojowników Hirothów. Rzecz jasna, wojny z pozosta³ymi piêcioma plemionami Edur by³y poddane œcis³ym regu³om i nawet w wielkich, d³ugotrwa³ych bitwach ginê³a tylko garstka walcz¹cych. Mimo to podbój plemion kosztowa³ ich wiele si³. W walce z Letheryjczykami nie by³o ¿adnych zasad hamuj¹cych wojowników Edur. Nie chodzi³o o honorowe czyny, a jedynie o zabijanie wrogów. Nie musieli oni przy tym mieæ broni w rêku. Nawet bezbronni i niewinni poznaj¹ smak miecza. Podobna rzeŸ bruka³a zarówno zabójców, jak i ofiary. Trull jednak doskonale wiedzia³, ¿e choæ mo¿e potêpiæ przelew krwi, do którego dojdzie, uczyni to tylko w myœlach, i pomaszeruje z mieczem w rêku u boku 29
swych braci, by wymierzyæ intruzom sprawiedliwoœæ Edur. Nie mieli wyboru. Jeœli odwróc¹ siê od tej zbrodni, nadejd¹ nastêpne, niekoñcz¹ce siê fale nastêpnych. Miarowy trucht doprowadzi³ go w okolice garbarni, z ich rynnami i wy³o¿onymi kamieniami do³ami. To by³ ju¿ skraj lasu. Kilku letheryjskich niewolników spojrza³o w jego stronê i poœpiesznie sk³oni³o g³owy na znak szacunku. Wreszcie ujrza³ na polanie przed sob¹ wynios³e cedrowe k³ody otaczaj¹cej wioskê palisady. Nad osad¹ unosi³y siê d³ugie smugi drzewnego dymu. Po obu stronach w¹skiej, biegn¹cej nasypem œcie¿ki, która wiod³a ku odleg³ej jeszcze bramie, ci¹gnê³y siê ¿yzne, czarne pola. Zima dopiero zwalnia³a ziemiê ze swego uœcisku i minie dobrych kilka tygodni, nim zacznie siê pora sadzenia. W œrodku lata na tych polach wyroœnie trzydzieœci ró¿nych typów roœlin uprawnych, daj¹cych mieszkañcom ¿ywnoœæ, lekarstwa, w³ókna i paszê dla zwierz¹t. Wiele z nich kwit³o, przyci¹gaj¹c pszczo³y, którym zawdziêczali miód i wosk. ¯niwami zajmowali siê niewolnicy, pod nadzorem kobiet z plemienia. Mê¿czyŸni wyrusz¹ w ma³ych grupkach do lasu, by œcinaæ drzewa albo polowaæ. Inni wsi¹d¹ na statki zwane knarri, by zbieraæ plony na morzach i na p³yciznach. Tak to przynajmniej wygl¹da³o, gdy plemiona ¿y³y w pokoju. W ostatnich kilkunastu latach osadê najczêœciej opuszcza³y grupy wojowników i mieszkañcy niekiedy cierpieli niedostatek. Przed wojn¹ Edur nigdy nie grozi³ g³ód i Trull Sengar gor¹co pragn¹³, by z³e czasy wreszcie siê skoñczy³y. Hannan Mosag, król-czarnoksiê¿nik Hirothów, by³ teraz w³adc¹ wszystkich plemion Edur. Utworzy³ ze sk³óconych narodów konfederacjê, choæ Trull zdawa³ sobie sprawê, ¿e jest ona konfederacj¹ wy³¹cznie z nazwy. Hannan Mosag wzi¹³ jako zak³adników pierworodnych synów podbitych wodzów, utworzy³ z nich sw¹ kadrê k’risnanów i sprawowa³ dyktatorsk¹ w³adzê. By³ to pokój zbudowany na ostrzu miecza, niemniej jednak pokój. Przez bramê w palisadzie wysz³a ³atwa do rozpoznania postaæ. M³ody Edur ruszy³ ku rozwidleniu œcie¿ki, na którym zatrzyma³ siê jego m³odszy brat. – Witaj, Binadas – rzek³ Trull. Wojownik mia³ przypasan¹ do pleców w³óczniê, a przerzucony przez ramiê worek z niewyprawionej skóry wspiera³ siê o jego biodro. Po drugiej stronie mia³ jednosieczny miecz, skryty w drewnianej, owiniêtej skór¹ pochwie. Binadas by³ o pó³ g³owy wy¿szy od Trulla, a jego ogorza³e oblicze by³o ciemne jak noszony przez niego strój z koŸlej skóry. Z trzech braci Trulla Sengara by³ najbardziej zamkniêty w sobie i sk³onny do wymijaj¹cych odpowiedzi, a w zwi¹zku z tym trudno by³o przewidzieæ jego reakcje, nie mówi¹c ju¿ o ich zrozumieniu. Nieczêsto pojawia³ siê w wiosce. Wydawa³o siê, ¿e woli g³uszê zachodniej puszczy 30
albo gór na po³udniu. Rzadko towarzyszy³ innym w atakach na wroga, ale gdy to robi³, na ogó³ przynosi³ trofea, nikt wiêc nie w¹tpi³ w jego odwagê. – Zdysza³eœ siê, Trull – zauwa¿y³ Binadas – i znowu widzê na twojej twarzy niepokój. – U brzegów Calach kotwicz¹ letheryjskie statki. Binadas zmarszczy³ brwi. – W takim razie nie zatrzymujê ciê. – D³ugo ciê nie bêdzie, bracie? M³ody wojownik wzruszy³ ramionami i omin¹³ Trulla, skrêcaj¹c w zachodni¹ œcie¿kê. Trull Sengar skierowa³ siê do wioski. Nad tym zwróconym ku g³êbi l¹du skrajem osady dominowa³y cztery kuŸnie. Ka¿d¹ z nich otacza³ g³êboki wykop o pochy³ych brzegach, przechodz¹cy w podziemny kana³, prowadz¹cy na zewn¹trz, daleko od wioski i ci¹gn¹cych siê wokó³ niej pól. KuŸnie ju¿ od lat pracowa³y niemal bez ustanku, produkuj¹c broñ. Powietrze przesyca³ tu gêsty i ostry odór oparów, a na pobliskich drzewach osadza³a siê pokryta bia³¹ warstewk¹ sadza. Teraz Trull zauwa¿y³, ¿e czynne s¹ tylko dwie kuŸnie, a kilkunastu niewolników krz¹ta siê w nich bez szczególnego poœpiechu. Za kuŸniami ci¹gnê³y siê pod³u¿ne, podmurowane ceg³ami magazyny, szereg podzielonych na segmenty budynków, w których przechowywano nadwy¿kê zbo¿a, wêdzonych ryb i miêsa fok, wielorybiego tranu oraz w³ókien roœlinnych. Podobne budowle znajdowa³y siê w lasach wokó³ ka¿dej z wiosek, ale obecnie wiêkszoœæ z nich by³a pusta z powodu wojen. Gdy tylko Trull min¹³ magazyny, ze wszystkich stron otoczy³y go kamienne domostwa tkaczy, garncarzy, snycerzy, ni¿szych rang¹ skrybów, p³atnerzy oraz innych utalentowanych obywateli. Przywita³y go g³osy, na które odpowiada³ tak oszczêdnie, jak tylko pozwala³y na to dobre obyczaje. Tego typu gesty mówi³y jego znajomym, ¿e nie ma w tej chwili czasu na rozmowê. Wojownik Edur wbieg³ na ulice dzielnicy mieszkalnej. Letheryjscy niewolnicy zwali wioski takie jak ta miastami, ale ¿aden z obywateli nie widzia³ powodu, by zmieniaæ jêzykowe przyzwyczajenia – osada by³a wiosk¹ w chwili powstania i pozostanie ni¹ na zawsze, nawet jeœli obecnie mieszka³o w niej prawie dwadzieœcia tysiêcy Edur i trzykrotnie wiêcej Letheryjczyków. Nad dzielnic¹ mieszkaln¹ dominowa³y œwi¹tynie Ojca i Umi³owanej Córki. Ich wysoko uniesione nad ziemiê pomosty otacza³y ¿ywe œwiête czarnodrzewa. Powierzchniê kamiennych dysków pokrywa³y obrazy i znaki. Wewn¹trz krêgu drzew nieustannie igra³a Kurald Emurlahn, obok piktogramów tañczy³y na wpó³ 31
uformowane kszta³ty, czarodziejskie emanacje obudzone przez ofiary z³o¿one z chwil¹ zapadniêcia zmierzchu. Trull Sengar wbieg³ w Alejê Czarnoksiê¿nika, œwiêt¹ drogê prowadz¹c¹ do potê¿nej cytadeli, która by³a zarówno œwi¹tyni¹, jak i pa³acem, siedzib¹ króla-czarnoksiê¿nika, Hannana Mosaga. Wzd³u¿ alei posadzono cedry o czarnej korze. Tysi¹cletnie drzewa górowa³y nad ca³¹ wiosk¹. By³y pozbawione ga³êzi, pomijaj¹c najwy¿sze piêtra. Ka¿dy s³ój ich czarnego jak noc drewna nasycono czarami, które wycieka³y na zewn¹trz, spowijaj¹c alejê ca³unem pó³mroku. Na koñcu alei wznosi³a siê mniejsza palisada, otaczaj¹ca cytadelê i jej podwórzec. Zbudowano j¹ z drewna takich samych czarnych drzew, a w ka¿dym z pali wyryto magiczne os³ony. G³ówna brama by³a tunelem uformowanym z ¿ywych drzew, wype³nionym cieniem korytarzem, wiod¹cym do k³adki dla pieszych przerzuconej nad kana³em, w którym cumowa³o dwanaœcie d³ugich ³odzi wojennych, zwanych k’orthanami. Za k³adk¹ zaczyna³ siê rozleg³y, wy³o¿ony p³askimi kamieniami plac, przy którym sta³y koszary i magazyny. Dalej mo¿na by³o dostrzec wzniesione z kamienia i drewna d³ugie domy szlacheckich rodzin – po³¹czonych wiêzami krwi z rodem Hannana Mosaga – z ich drewnianymi gontami oraz belkami kalenicowymi z czarnodrewna. Miêdzy owymi rezydencjami bieg³o przed³u¿enie alei, prowadz¹ce przez kolejn¹ k³adkê do w³aœciwej cytadeli. Na dziedziñcu æwiczyli wojownicy. Trull wypatrzy³ wysok¹, barczyst¹ postaæ swego starszego brata, Feara, który sta³ w pobli¿u w towarzystwie szeœciu pomocników, przygl¹daj¹c siê m³odzieñcom. Trull poczu³ dla nich nag³e wspó³czucie. Sam równie¿ cierpia³ pod krytycznym, nieub³aganym spojrzeniem brata podczas lat szkolenia. Przywita³ go czyjœ g³os. Trull spojrza³ na drug¹ stronê dziedziñca i zobaczy³ swego najm³odszego brata, Rhulada. Towarzyszy³ mu Midik Buhn i wygl¹da³o na to, ¿e oni równie¿ tocz¹ æwiczebn¹ walkê. Po chwili Trull zauwa¿y³ przyczynê tej niezwyk³ej pilnoœci – pojawi³a siê narzeczona Feara, Mayen. Pod¹¿a³y za ni¹ cztery m³odsze kobiety. Zapewne wybiera³y siê na targ, jako ¿e towarzyszy³o im kilkanaœcie niewolnic. Rzecz jasna, poczu³y siê zmuszone, by siê zatrzymaæ i obejrzeæ ten nag³y, z pewnoœci¹ improwizowany pokaz wojennej bieg³oœci. Wymaga³y tego skomplikowane zasady zalotów. Od Mayen oczekiwano, ¿e bêdzie traktowaæ wszystkich braci Feara z nale¿nym szacunkiem. Choæ w scenie rozgrywaj¹cej siê przed oczyma Trulla nie by³o nic niew³aœciwego, przeszy³ go dreszcz niepokoju. Fakt, ¿e Rhulad z tak¹ pasj¹ popisywa³ siê przed kobiet¹, która mia³a zostaæ ¿on¹ jego starszego brata, niebezpiecznie zbli¿a³ siê do granicy tego, co dopuszczalne. Trull uwa¿a³, ¿e Fear jest stanowczo zbyt pob³a¿liwy dla Rhulada. 32
Tak jak my wszyscy. Rzecz jasna, mieli powody. S¹dz¹c po rumieñcu dumy na jego przystojnej twarzy, Rhulad zdecydowanie pokona³ przyjaciela z dzieciñstwa w pozorowanej walce. – Trull! – zawo³a³, machaj¹c mieczem. – Przela³em ju¿ dziœ krew i ³aknê jej wiêcej. ChodŸ, zdrap rdzê z tego miecza, który masz u boku! – Innym razem, bracie – odkrzykn¹³ Trull. – Muszê bezzw³ocznie porozmawiaæ z ojcem. Rhulad uœmiechn¹³ siê mi³o, ale nawet z odleg³oœci dziesiêciu kroków Trull zauwa¿y³ b³ysk triumfu w jego oczach. – Niech bêdzie innym razem. Rhulad machn¹³ lekcewa¿¹co mieczem i zwróci³ siê w stronê kobiet. Mayen jednak skinê³a na swe towarzyszki i ca³a grupka ruszy³a w dalsz¹ drogê. Rhulad otworzy³ usta, chc¹c coœ powiedzieæ do narzeczonej brata, ale ubieg³ go Trull. – Bracie, proszê ciê, byœ mi towarzyszy³. Wieœci, które muszê przekazaæ ojcu, s¹ nadzwyczaj wa¿ne i chcê, byœ by³ przy tym obecny, aby twoje s³owa równie¿ wplot³y siê w rozmowê, która potem nast¹pi. Podobne zaproszenie z regu³y otrzymywali jedynie wojownicy nosz¹cy na swych pasach trofea zdobyte podczas d³ugich lat wojny. Trull zauwa¿y³ w oczach swego brata nag³y b³ysk dumy. – To dla mnie zaszczyt, Trull – rzek³ Rhulad, chowaj¹c miecz. Rhulad podszed³ do brata i obaj ruszyli do d³ugiego domu, w którym mieszka³a ich rodzina. Midik zosta³ sam i skupi³ uwagê na zranionym nadgarstku. Na œcianach budynku wisia³y zdobyczne tarcze. Niektóre z nich wyblak³y ju¿ z up³ywem stuleci. Pod okapem zawieszono wielorybie koœci. Ukradzione konkurencyjnym plemionom totemy tworzy³y nad drzwiami bez³adny ³uk. Pasy futra, ozdobione paciorkami skóry, muszelki, szpony i zêby – wszystko to wygl¹da³o jak wyd³u¿one ptasie gniazdo. Weszli do œrodka. By³o tu ch³odno, a w powietrzu unosi³ siê lekki, gryz¹cy zapach drzewnego dymu. We wnêkach wzd³u¿ œcian, miêdzy gobelinami i roz³o¿onymi na pod³odze futrami, ustawiono olejowe lampy. W palenisku, ulokowanym tradycyjnie poœrodku pomieszczenia, nadal le¿a³y szczapy drewna. W dawnych czasach tam w³aœnie wszystkie rodziny przygotowywa³y posi³ki, ale obecnie niewolnicy krz¹tali siê w kuchniach na zapleczu, by zmniejszyæ ryzyko po¿aru. Meble z czarnodrewna dzieli³y wnêtrze na oddzielne pomieszczenia, choæ nie by³o tu œcian. 33
Na wbitych w poprzecznice hakach wisia³y rozmaite orê¿a. Niektóre z nich wywodzi³y siê jeszcze z czasów mroku, tu¿ po znikniêciu Ojca Cienia, gdy zapomniano sztuki odlewania ¿elaza. Prosto wykonane klingi z br¹zu by³y wypaczone i prze¿arte korozj¹. Tu¿ za kamieniem paleniska by³o widaæ pieñ ¿ywego czarnodrzewa. Tu¿ powy¿ej wysokoœci g³owy wysuwa³a siê zeñ skoœnie ku górze górna trzecia czêœæ klingi miecza. To by³ prawdziwy orê¿ Emurlahn. Jego ¿elazo poddano obróbce w jakiœ tajemniczy sposób, którego kowale nie odkryli jeszcze na nowo. To by³ miecz rodu Sengarów, symbol ich szlachetnego pochodzenia. Ten staro¿ytny orê¿ przywi¹zywano do drzewa nied³ugo po jego zasadzeniu. Po stuleciach znika³ w jego wnêtrzu. To drzewo wyros³o jednak krzywo, ods³aniaj¹c czarno-srebrn¹ klingê. Zdarza³o siê to rzadko, ale nie by³o czymœ nies³ychanym. Obaj bracia wyci¹gnêli rêce, dotykaj¹c ¿elaza. Ich matka, Uruth, trudzi³a siê nad rodowym gobelinem. Po obu jej stronach siedzia³y niewolnice. Koñczy³a w³aœnie ostatnie sceny przedstawiaj¹ce wk³ad Sengarów w wojnê zjednoczenia. Skupi³a uwagê na pracy i nie podnios³a wzroku, gdy obok przechodzili jej synowie. Tomad Sengar siedzia³ w towarzystwie trzech innych szlachetnie urodzonych patriarchów nad plansz¹ do gry wykonan¹ z ogromnego, palczastego poro¿a. Pionki wyrzeŸbiono z koœci s³oniowej i nefrytu. Trull zatrzyma³ siê na granicy krêgu, k³ad¹c praw¹ d³oñ na ga³ce miecza, by zasygnalizowaæ, ¿e wieœci, które przynosi, s¹ pilne i potencjalnie niebezpieczne. Us³ysza³, ¿e stoj¹cy za jego plecami Rhulad poœpiesznie zaczerpn¹³ tchu. Choæ ¿aden z goœci nie podniós³ wzroku, wszyscy wstali jak jeden m¹¿, a gospodarz zacz¹³ zdejmowaæ pionki z planszy. Trzej starsi Edur wyszli bez s³owa. Po chwili Tomad odstawi³ planszê na bok i z powrotem usiad³ na pod³odze. Trull zaj¹³ miejsce naprzeciwko niego. – Witaj, ojcze. Letheryjska flota poluje na foki na terenach godowych Calach. Stada przyby³y wczeœnie i intruzi je masakruj¹. Widzia³em to na w³asne oczy i nie zatrzyma³em siê ani na chwilê w drodze powrotnej. Tomad skin¹³ g³ow¹. – To znaczy, ¿e bieg³eœ przez trzy dni i dwie noce. – Tak. – A czy Letheryjczycy z³owili ju¿ wiele fok? – Ojcze, o œwicie dzisiejszego dnia Córka Menandore ujrzy pêkaj¹ce w szwach ³adownie i wype³nione wiatrem ¿agle, a kilwater ka¿dego ze statków zmieni siê w karmazynow¹ rzekê. – A nowe statki przybêd¹ zaj¹æ ich miejsce! – wysycza³ Rhulad. 34
Tomad zmarszczy³ brwi na to niestosowne zachowanie. W nastêpnych s³owach jasno wyrazi³ sw¹ dezaprobatê: – Rhulad, zanieœ te wieœci Hannanowi Mosagowi. Trull wyczu³, ¿e jego brat wzdrygn¹³ siê gwa³townie. Rhulad jednak skin¹³ g³ow¹. – Wedle rozkazu, ojcze. Odwróci³ siê i odmaszerowa³. Tomad zasêpi³ siê jeszcze bardziej. – Zaprosi³eœ na tê rozmowê wojownika, który jeszcze nie przela³ krwi? – Tak, ojcze. – Dlaczego? Trull nie odpowiedzia³ na to pytanie, do czego mia³ prawo. Nie mia³ zamiaru dzieliæ siê z nikim niepokojem, jaki budzi³o w nim nadmierne zainteresowanie, okazywane przez Rhulada narzeczonej Feara. Po chwili Tomad westchn¹³. Wydawa³o siê, ¿e wpatruje siê w swe wielkie, naznaczone bliznami d³onie, spoczywaj¹ce na udach. – Staliœmy siê zbyt pewni siebie – mrukn¹³. – Ojcze, czy jest nadmiern¹ pewnoœci¹ siebie uwierzyæ, ¿e ci, z którymi pertraktujemy, wiedz¹, co to honor? – Tak, jeœli wzi¹æ pod uwagê precedensy. – W takim razie, dlaczego król-czarnoksiê¿nik zgodzi³ siê na Wielkie Spotkanie z Letheryjczykami? Tomad uniós³ wzrok, spotykaj¹c spojrzenie Trulla. Ze wszystkich jego synów tylko Fear mia³ takie same oczy, zarówno gdy chodzi o odcieñ, jak i nieugiêty wyraz. Trull mimo woli poczu³, ¿e os³ab³ lekko pod tym wzgardliwym spojrzeniem. – Wycofujê to g³upie pytanie – mrukn¹³, odwracaj¹c wzrok, by ukryæ trwogê. Poddaliœmy próbie naszych wrogów. Z tego z³amania traktatu, bez wzglêdu na to, jakie intencje za nim sta³y, nieunikniona odpowiedŸ Edur uczyni obosieczny miecz. Miecz, który pochwyc¹ oba nasze ludy. – Wojownicy, którzy jeszcze nie przelali krwi, bêd¹ zadowoleni. – Nadejdzie dzieñ, gdy tacy wojownicy zasi¹d¹ w radzie, Trull. – Czy¿ nie jest to nagroda, jak¹ daje pokój, ojcze? Tomad nie odpowiedzia³ na to pytanie. – Hannan Mosag zwo³a radê. Ty równie¿ bêdziesz musia³ siê na ni¹ stawiæ, by zdaæ relacjê z tego, co widzia³eœ. Ponadto, król-czarnoksiê¿nik za¿¹da³ ode mnie, bym u¿yczy³ mu swych synów, którym zamierza zleciæ pewne szczególne zadanie. Nie s¹dzê jednak, by przyniesione przez ciebie wieœci zmieni³y jego decyzjê w tej sprawie. 35
Minê³a krótka chwila, nim Trull zdo³a³ zapanowaæ nad zdziwieniem. – Po drodze do wioski spotka³em Binadasa... – zacz¹³. – Poinformowano go o tym. Wróci przed up³ywem ksiê¿yca. – A czy Rhulad o tym wie? – Nie, choæ bêdzie wam towarzyszy³. Nie przela³ jeszcze krwi. – Skoro tak mówisz, ojcze. – IdŸ siê przespaæ. Ka¿ê ciê obudziæ, gdy zbierze siê rada. *** Bia³a wrona zeskoczy³a z pokrytego warstewk¹ soli korzenia i zaczê³a grzebaæ w gnojowisku. W pierwszej chwili Trull myœla³, ¿e to mewa, która siedzi jeszcze na pla¿y, mimo ¿e ju¿ szybko zapada³ zmrok, lecz nagle ptak zakraka³, zeskoczy³ ze sterty gnoju i ruszy³ w stronê brzegu, trzymaj¹c w jasnym dziobie muszlê ma³¿a. Sen okaza³ siê nieosi¹galny. Rada mia³a siê zebraæ o pó³nocy. Niespokojne nerwy nie pozwala³y odpocz¹æ jego znu¿onym koñczynom, Trull wybra³ siê wiêc na kamienist¹ pla¿ê, po³o¿on¹ na pó³noc od wioski, przy ujœciu rzeki. A teraz, gdy senne fale spowi³a ju¿ ciemnoœæ, przekona³ siê, ¿e dzieli pla¿ê z bia³¹ wron¹. Ptaszysko zanios³o sw¹ zdobycz nad sam brzeg. Gdy nadchodzi³a szumi¹ca fala, ptak zanurza³ muszlê w wodzie. Powtórzy³ tê czynnoœæ szeœæ razy. Wybredne stworzenie, pomyœla³ Trull, przygl¹daj¹c siê wronie, która wskoczy³a na pobliski kamieñ i zaczê³a ucztê. Biel rzecz jasna oznacza³a z³o. Wszyscy o tym wiedzieli. Barwa koœci, nienawistny blask brzasku Menandore. ¯agle Letheryjczyków równie¿ by³y bia³e, co nie stanowi³o niespodzianki. A przejrzyste wody Zatoki Calach pozwol¹ ujrzeæ na jej dnie bia³e koœci tysiêcy zabitych fok. Nadchodz¹cy rok mia³ przynieœæ szeœciu plemionom zwrot nadwy¿ek ¿ywnoœci, pocz¹tek uzupe³niania wyczerpanych zapasów, chroni¹cych ich przed klêsk¹ g³odu. Te myœli pozwoli³y mu spojrzeæ na nielegalne ³owy w nieco inny sposób. Ów gest uczyniono w bezb³êdnie wybranym momencie, by os³abiæ konfederacjê, utrudniæ zadanie Edur podczas Wielkiego Spotkania. Argument nieuchronnoœci. Ten sam, który rzucili nam w twarz, gdy chodzi³o o osiedla na Rubie¿y. Królestwo Letheru roœnie, potrzebuje nowych terenów. Wy mieliœcie na Rubie¿y tylko tymczasowe obozy, które podczas wojny niemal ca³kowicie opustosza³y. To by³o nieuniknione, ¿e coraz wiêcej niezale¿nych statków bêdzie siê zapuszczaæ na ¿yzne wody pó³nocnego wybrze¿a. Nie sposób by³o œledziæ je wszystkie. 36
Edur powinni po prostu przyjrzeæ siê innym plemionom, które ongiœ mieszka³y poza granicami Letheru, rozwa¿yæ wielkie zyski, jakie da³o im z³o¿enie ho³du królowi Ezgarze Diskanarowi. Ale my nie jesteœmy podobni do innych plemion. Wrona zakraka³a na swym kamiennym tronie, odrzucaj¹c muszlê na bok gwa³townym ruchem g³owy. Potem rozpostar³a upiorne skrzyd³a i odlecia³a w noc. Z mroku dobieg³ jeszcze jej po¿egnalny zew. Trull wykona³ gest chroni¹cy przed z³em. Us³ysza³ za swymi plecami odg³os chrzêszcz¹cych pod stopami kamieni. Odwróci³ siê i ujrza³ starszego brata. – Witaj, Trull – rzek³ Fear cichym g³osem. – S³owa, które przynios³eœ, podekscytowa³y wojowników. – A król-czarnoksiê¿nik? – Nic nie powiedzia³. Trull powróci³ do obserwacji mrocznych fal, uderzaj¹cych z szumem o brzeg. – Oni widz¹ tylko te statki – stwierdzi³. – Hannan Mosag potrafi odwróciæ wzrok, bracie. – Poprosi³ o synów Tomada Sengara. Co ci o tym wiadomo? Fear zatrzyma³ siê u jego boku i Trull wyczu³, ¿e brat wzruszy³ ramionami. – Królem-czarnoksiê¿nikiem ju¿ od dzieciñstwa kieruj¹ wizje – odpar³ po chwili Fear. – Ma we krwi wspomnienia siêgaj¹ce czasów mroku. Ojciec Cieñ k³adzie siê przed nim przy ka¿dym jego kroku. Myœl o wizjach niepokoi³a Trulla. Nie dlatego, ¿e w¹tpi³ w ich moc – w gruncie rzeczy by³o wprost przeciwnie. Czasy mroku przynios³y roz³am wœród Tiste Edur, wojny z u¿yciem czarów, starcia z niezwyk³ymi armiami i znikniêcie samego Ojca Cienia. I choæ plemiona nadal pos³ugiwa³y siê magi¹ Kurald Emurlahn, utraci³y sam¹ grotê. Zosta³a roztrzaskana, a jej fragmentami w³adali fa³szywi królowie i bogowie. Trull podejrzewa³, ¿e ambicje Hannana Mosaga siêgaj¹ znacznie dalej ni¿ zwyk³e zjednoczenie szeœciu plemion. – Wyczuwam w tobie niechêæ, Trull. Dobrze j¹ ukrywasz, ale ja potrafiê siêgn¹æ wzrokiem g³êbiej ni¿ inni. Jesteœ wojownikiem, który wola³by unikn¹æ walki. – To nie jest zbrodnia – mrukn¹³ Trull. – Ze wszystkich Sengarów tylko ty i ojciec nosicie wiêcej trofeów ode mnie – doda³. – Nie kwestionowa³em twojej odwagi, bracie. Ale odwaga jest najmniej wa¿nym elementem tego, co ³¹czy nas w jednoœæ. Jesteœmy Edur. Byliœmy ongiœ w³adcami Ogarów. Do nas nale¿a³ tron Kurald Emurlahn. I nale¿a³by nadal, gdyby nie dwie zdrady, najpierw kuzynów Scabandariego Krwawookiego, a potem Tiste Andii, którzy przybyli z nami do tego œwiata. Jesteœmy oblê¿onym ludem, 37
Trull. Letheryjczycy to tylko jedni wrogowie spoœród wielu. Król-czarnoksiê¿nik rozumie tê prawdê. Trull zerkn¹³ na œwiat³o gwiazd odbijaj¹ce siê w spokojnej tafli zatoki. – Nie zawaham siê przed walk¹ z tymi, którzy chc¹ byæ naszymi wrogami, Fear. – Cieszê siê, bracie. To wystarczy, ¿eby zamkn¹æ usta Rhuladowi. Trull zesztywnia³. – Oskar¿a mnie? Ten niedoœwiadczony... szczeniak? – Widzi s³aboœæ i... – To, co on widzi, i to, co jest prawd¹, to dwie ró¿ne sprawy – odpar³ Trull. – Wiêc udowodnij mu to – poradzi³ Fear cichym, spokojnym g³osem. Trull umilk³. Zawsze otwarcie gardzi³ Rhuladem, jego nieustannymi wyzwaniami i popisami. Mia³ do tego prawo, gdy¿ jego m³odszy brat nie przela³ jeszcze krwi. Co jednak wa¿niejsze, motywy Trulla otacza³y ochronnym murem dziewczynê, któr¹ mia³ poœlubiæ Fear. Rzecz jasna, nie by³oby stosowne powiedzieæ coœ takiego na g³os. Podobne szepty sugerowa³yby zawiœæ i z³¹ wolê. W koñcu Mayen by³a narzeczon¹ Feara, nie Trulla, i to Fear mia³ obowi¹zek j¹ chroniæ. Pomyœla³ z ¿alem, ¿e sytuacja by³aby prostsza, gdyby potrafi³ przenikn¹æ sam¹ Mayen. Dziewczyna nie zachêca³a Rhulada, ale nie odwraca³a siê te¿ do niego plecami. Kroczy³a po w¹skiej granicy tego, co dopuszczalne. By³a pewna siebie, jak by³aby na jej miejscu ka¿da m³oda kobieta – i s³usznie – któr¹ mia³ spotkaæ zaszczyt zostania ¿on¹ g³ównego instruktora Hirothów. Powtarza³ sobie, ¿e to nie jego interes. – Nie potrafiê pokazaæ Rhuladowi tego, co ju¿ powinien zobaczyæ – warkn¹³. – Nie uczyni³ nic, co zas³ugiwa³oby na dar mojej uwagi. – Rhuladowi brak subtelnoœci potrzebnej, by dostrzec w twej powœci¹gliwoœci coœ innego ni¿ s³aboœæ... – To jego wina, nie moja! – Chcesz, ¿eby œlepy starzec przeszed³ po kamieniach przez strumieñ bez niczyjej pomocy, Trull? Nie, musisz staæ siê dla niego przewodnikiem, a¿ wreszcie oczy jego umys³u dojrz¹ to, co wszyscy inni widz¹. – Jeœli wszyscy inni to widz¹ – skontrowa³ Trull – to jego oskar¿enia nie znajd¹ pos³uchu i mam racjê, ¿e je ignorujê. – Bracie, Rhulad nie jest jedynym, któremu brak subtelnoœci. – Czy wiêc pragniesz, Fear, by synowie Tomada Sengara stali siê sobie wrogami? – Rhulad nie jest wrogiem ani twoim, ani ¿adnego spoœród Edur. Jest m³ody i ¿¹dny krwi. Ty równie¿ kroczy³eœ kiedyœ t¹ œcie¿k¹. Proszê ciê, byœ przypomnia³ sobie owe czasy. To nie jest odpowiednia chwila, by zadawaæ rany, po 38
których z pewnoœci¹ zostan¹ blizny. A dla wojownika, który jeszcze nie przela³ krwi, wzgarda jest najciê¿sz¹ z ran. Trull skrzywi³ siê. – Dostrzegam prawdê w twych s³owach, Fear. Spróbujê pohamowaæ sw¹ obojêtnoœæ. Jego brat zignorowa³ sarkazm ukryty w tych s³owach. – Rada spotyka siê w cytadeli, bracie. Czy wejdziesz u mego boku do królewskiej komnaty? – To dla mnie zaszczyt, Fear – odpar³ udobruchany Trull. Odwrócili siê od czarnych wód i nie zauwa¿yli jasnoskrzyd³ej sylwetki, która przemknê³a nad leniwymi falami nieopodal brzegu. *** Przed trzynastu laty Udinaas by³ m³odym marynarzem, ju¿ trzeci rok odpracowuj¹cym d³ug swej rodziny u kupca Intarosa z Trate, które le¿a³o najdalej na pó³nocy ze wszystkich miast Letheru. By³ na pok³adzie wielorybniczego statku Impet, który wraca³ w³aœnie z wód Benedów. Zakradli siê tam pod os³on¹ nocy, zabili trzy samice i holowali ich cia³a na neutralne Rowy po³o¿one na zachód od Zatoki Calach, gdy nagle dostrzegli piêæ œcigaj¹cych ich k’orthanów Hirothów. Do zguby przywiod³a ich chciwoœæ kapitana, który nie chcia³ porzuciæ zdobyczy. Udinaas œwietnie pamiêta³ przera¿enie na twarzach oficerów, w tym równie¿ kapitana, w chwili gdy zostali przywi¹zani do jednego z wielorybów, by oddaæ ich rekinom i dhenrabim. Nastêpnie sprowadzono ze statku prostych marynarzy. Zabrano z niego równie¿ wszystko, co by³o zrobione z ¿elaza i co przyci¹gnê³o spojrzenie Edur. Na koniec na Impet poszczuto widma cienia, które po¿ar³y i rozerwa³y na strzêpy martwe drewno letheryjskiego statku. Gdy ju¿ by³o po wszystkim, piêæ wykonanych z czarnodrewna k’orthanów oddali³o siê, ci¹gn¹c za sob¹ dwa martwe wieloryby. Trzeciego zostawi³y zabójcom z g³êbin. Nawet wówczas Udinaas z obojêtnoœci¹ przyj¹³ makabryczny los, który spotka³ kapitana i oficerów. Urodzi³ siê z d³ugiem, podobnie jak jego ojciec, i jego ojciec przed nim. D³ug i niewolnictwo by³y synonimami. ¯ycie niewolnika wœród Hirothów nie by³o przy tym szczególnie ciê¿kie. Nagrod¹ za pos³uszeñstwo by³a ochrona, ubranie i dach nad g³ow¹, zapewniaj¹cy os³onê przed deszczem i œniegiem, a do niedawna tak¿e dostatek ¿ywnoœci. Do licznych zadañ Udinaasa w domu Sengarów nale¿a³a miêdzy innymi naprawa sieci rybackich z czterech knarri – ³odzi bêd¹cych w³asnoœci¹ tego szlachetnego rodu. Poniewa¿ by³ kiedyœ marynarzem, nie pozwalano mu opuszczaæ 39
l¹du. Wi¹zanie sieci oraz mocowanie balastu na pla¿y na po³udnie od ujœcia rzeki by³y jedynymi czynnoœciami, które dawa³y mu szansê zbli¿enia siê do otwartego morza. Co prawda i tak nie pragn¹³ uciec od Edur. W wiosce przebywa³o mnóstwo niewolników i wszyscy oni rzecz jasna byli Letheryjczykami, nie brakowa³o mu wiêc towarzystwa ziomków, nawet jeœli nie byli zbyt zadowoleni ze swego ¿ycia. Przyjemnoœci letheryjskiej cywilizacji nie by³y wabikiem wystarczaj¹cym, by sk³oniæ go do podjêcia próby ucieczki – która zreszt¹ i tak by³a niemal niemo¿liwa – poniewa¿ pamiêta³, ¿e ogl¹da³ takie przyjemnoœci, ale nigdy nie mia³ okazji z nich korzystaæ. Na koniec, Udinaas nienawidzi³ morza z pasj¹, która wcale nie os³ab³a od czasów, gdy by³ marynarzem. W dogasaj¹cym œwietle dnia zauwa¿y³ dwóch najstarszych synów Tomada Sengara, którzy stali na pla¿y po drugiej stronie ujœcia rzeki. Nie zdziwi³a go treœæ ich cichej, ledwie s³yszalnej rozmowy. Letheryjskie statki uderzy³y znowu. Te wieœci rozesz³y siê wœród niewolników, nim jeszcze m³ody Rhulad zd¹¿y³ dojœæ do cytadeli. Jak nale¿a³o siê spodziewaæ, zwo³ano radê. Udinaas by³ przekonany, ¿e nied³ugo dojdzie do rzezi, przera¿aj¹cego po³¹czenia zbrojnej w ¿elazo wojowniczoœci i czarów, którym charakteryzowa³o siê ka¿de starcie z Letheryjczykami na po³udniu. Prawdê mówi¹c, ¿yczy³ swym panom szczêœliwych ³owów. Foki ukradzione przez Letheryjczyków oznacza³y dla Edur groŸbê g³odu, a gdy nadchodzi³ g³ód, pierwsi zawsze cierpieli niewolnicy. Udinaas œwietnie rozumia³ swoich rodaków. Dla Letheryjczyków liczy³o siê wy³¹cznie z³oto. Z³oto i posiadanie go definiowa³o w ich oczach ca³y œwiat. W³adza, status, poczucie w³asnej wartoœci i szacunek innych – wszystko to mo¿na by³o nabyæ za pieni¹dze. W gruncie rzeczy to wiêzy d³ugu ³¹czy³y królestwo w ca³oœæ. To na nich opiera³y siê stosunki miêdzy obywatelami. Ich cieñ pada³ na ka¿dy uczynek, ka¿d¹ decyzjê. Te podstêpne ³owy na foki by³y pierwszym ruchem w planie, którego Letheryjczycy u¿ywali ju¿ kto wie jak wiele razy, przeciwko ka¿demu plemieniu mieszkaj¹cemu za granicami ich pañstwa. Byli przekonani, ¿e Edur niczym siê nie ró¿ni¹ od ich poprzednich ofiar. Ale oni s¹ inni, wy g³upcy. Tak czy inaczej, do nastêpnego ruchu dojdzie na Wielkim Spotkaniu. Udinaas podejrzewa³, ¿e król-czarnoksiê¿nik i jego doradcy, choæ nie brakowa³o im sprytu, wpadn¹ w tê pu³apkê jak œlepi starcy. Niepokoi³a go myœl o tym, co wydarzy siê póŸniej. Jak niesione fal¹ pisklêta, mieszkañcy obu królestw zmierzali prosto na g³êbokie, niebezpieczne wody. Minê³o go truchtem trzech niewolników rodziny Buhnów, nios¹cych na ramionach wi¹zki wodorostów. 40
– Piórkowa WiedŸma bêdzie dziœ rzucaæ, Udinaas! – zawo³a³ jeden z nich. – Gdy tylko zbierze siê rada. Udinaas zacz¹³ uk³adaæ sieæ na suszarce. – Przyjdê, Hulad. Trzech mê¿czyzn opuœci³o pla¿ê i Udinaas znowu zosta³ sam. Spojrza³ na pó³noc i zobaczy³, ¿e Fear i Trull wchodz¹ na skarpê, kieruj¹c siê ku tylnej bramie w palisadzie. Upora³ siê z sieci¹, schowa³ narzêdzia do koszyka i zamkn¹³ pokrywê. Nagle us³ysza³ za plecami ³opot skrzyde³ i wyprostowa³ siê, zaskoczony tym, ¿e jakiœ ptak lata tak d³ugo po zachodzie s³oñca. Nad lini¹ brzegu przemkn¹³ jasny kszta³t, który zaraz znikn¹³ w ciemnoœci. Letheryjczyk zamruga³, wytê¿aj¹c wzrok. Stara³ siê przekonaæ samego siebie, ¿e nie widzia³ tego, co mu siê zdawa³o, ¿e widzi. To nie by³o to. Wszystko, tylko nie to. Przeszed³ na obszar nagiego piasku po lewej stronie, przykucn¹³ i poœpiesznie nakreœli³ przywo³uj¹cy znak ma³ym palcem lewej d³oni. Praw¹ uniós³ do twarzy, zaciskaj¹c na krótk¹ chwilê powieki drugim i trzecim palcem, by wyszeptaæ modlitwê. – K³ykcie zosta³y rzucone. Zbawco czuwaj nade mn¹ dziœ w nocy. Zb³¹kany, czuwaj nad nami wszystkimi! Opuœci³ praw¹ d³oñ i spojrza³ na narysowany przez siebie znak. – Wrono, a kysz! Szum wiatru, szept fal. A potem dobiegaj¹ce z oddali krakanie. Udinaas wyprostowa³ siê z dr¿eniem, z³apa³ koszyk i pobieg³ ku bramie. *** Królewska Sala Spotkañ by³a wielk¹, okr¹g³¹ komnat¹. Pnie czarnodrzew tworz¹ce jej sufit siêga³y wysoko w górê, ku po³o¿onemu poœrodku szczytowi, przes³anianemu przez k³êby dymu. Szlachetnie urodzeni wojownicy, którzy nie przelali jeszcze krwi, stali pod œcianami, tworz¹c zewnêtrzny kr¹g tych, którzy zebrali siê tu na radê. Bli¿ej œrodka, na ³awach z oparciami, zasiada³y matrony – mê¿atki i wdowy. Trzeci kr¹g tworzy³y panny i narzeczone, siedz¹ce ze skrzy¿owanymi nogami na niewyprawionych skórach. Krok przed nimi pod³oga opada³a na d³ugoœæ ramienia. W centralnym zag³êbieniu z klepiskiem z ubitej ziemi zajêli miejsca wojownicy. W samym œrodku znajdowa³o siê podwy¿szenie o œrednicy piêtnastu kroków. Sta³ na nim Hannan Mosag, król-czarnoksiê¿nik. Piêciu ksi¹¿¹t, których wzi¹³ jako zak³adników, siedzia³o wokó³ niego, zwracaj¹c twarze na zewn¹trz. 41