Duff McKagan. Sex, drugs & rock n’ roll… i inne kłamstwa

Page 1



Sex, drugs & rock n’ roll... i inne kłamstwa

Sex, drugs and rock and roll! Dzika opowieść byłego basisty Guns N’ Roses o życiu pozbawionym jakichkolwiek hamulców.

„Los Angeles Magazine” Prawdziwa i dobrze napisana. McKagan jest zaskakująco świadomy siebie i nikogo nie udaje. Pod tym względem w ogóle sobie nie odpuszcza.

„Publishers Weekly” Fani będą urzeczeni przede wszystkim opisami wzlotów i upadków GN’R, ale poważne kłopoty McKagana i jego przemiana są równie poruszające. Mowa głównie o medytacji, zamiłowaniu do książek i satysfakcji, którą czerpie zarówno ze swojego intelektualnego, jak i fizycznego przebudzenia. Werdykt: wielbiciele rocka i niedoszli muzycy będą się mieli czym delektować. McKagan sporo przeżył, a większość wspomnień spisał na potrzeby tej książki. Czytelnikom ta przejażdżka bardzo się spodoba.

„Library Journal” McKagan opowiedział swoją historię kwiecistym językiem i okrasił ją nader ujmującym poczuciem humoru.

Booklist Tym świetnym debiutem autor udowodnił, że jest pisarzem z prawdziwego zdarzenia. McKagan potrafi dostrzegać szczegóły i posiada naprawdę dobrą pamięć. Z dumą prezentuje swoją burzliwą historię i nie boi się używać wulgarnego języka oraz opisywać kontrowersyjnych wydarzeń. Ta szczera i szczegółowa autobiografia zachwyci każdego.

„Kirkus Reviews” Ta książka, będąca w ogromnej mierze opisem walki z uzależnieniem, jest także świadectwem przemiany autora, która daje ulgę i inspiruje. McKagan pisze szczerze i zachowuje pokorę, co okazuje się miłą odskocznią od wszechobecnej egzaltacji gwiazd rocka.

Shelf Awareness



DUFF McKAGAN Sex, drugs & rock n’ roll... i inne kłamstwa

tłumaczenie: Katarzyna Gawęska

Kraków 2015


It’s So Easy And Other Lies Copyright © 2011 by Duff McKagan Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2015 Copyright © for the translation by Katarzyna Gawęska 2015 Redakcja i korekta – Joanna Mika, Justyna Żurawicz / Editor.net.pl Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl Front cover photograph: © Laurie Lynn Stark Photography Autor zmienił imiona i inne szczegóły dotyczące niektórych osób, by chronić ich prywatność. All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Wydanie I, Kraków 2015 ISBN: 978-83-7924-287-0

www.wydawnictwosqn.pl Szukaj naszych książekk również w formie e ej elektronicznej

DYSKUTUJ O KSIĄŻCE //WydawnictwoSQN / /SQNPublishing //WydawnictwoSQN

NASZA KSIĘGARNIA www.labotiga.pl N Wspieramy środowisko! Książka została wydrukowana na papierze wyprodukowanym zgodnie z zasadami zrównoważonej gospodarki leśnej.


Dla Marie Alice McKagan


Szedł bez pamięci, aż dotarł do lasu, tam ukrył się w jakimś wypróchniałym pniu i płakał kilka godzin. Grobowiska przeszłości otworzyły się i wszystko znów stanęło przed jego oczami, aby mu zadać najsroższe katusze*. Upton Sinclair, Grzęzawisko

* Upton Sinclair, Grzęzawisko, tłum. Andrzej Niemojewski, wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1949, s. 248 (wszystkie przypisy, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą od tłumaczki).


OD AUTORA

Moi przyjaciele i dawni koledzy z zespołu mogą pamiętać niektóre z opisywanych przeze mnie historii inaczej niż ja, ale zrozumiałem, że każdą opowieść można ukazać z wielu punktów widzenia. To są moje historie. To moja perspektywa. To moja prawda.



PROLOG

Sierpień 2010 DJ Morty stoi przy stole w ogrodzie. Ostatnie anemiczne promienie popołudniowego kalifornijskiego słońca padają na ceglane dachówki parterowego domu, który dzielę z moją żoną Susan oraz naszymi dwiema córeczkami, Grace i Mae. Przed stołem DJ-a znajduje się mały drewniany podest – przenośny parkiet taneczny. Oprócz niego wypożyczyliśmy jeszcze kilka małych stolików i krzesła. Morty przegląda piosenki w swoim laptopie, bawi się konsolą MP3 i ponownie sprawdza wszystkie kable łączące sprzęt ze wzmacniaczem i głośnikami. Przygotowuje się do imprezy. Kilka razy spotkałem go na innych przyjęciach w mieście; często na hipsterskich spędach czuję się jak palant w średnim wieku, więc czasami najbezpieczniej jest porozmawiać z DJ-em. Dzisiaj, kiedy popołudnie w Los Angeles przechodzi w wieczór, pasuję tu jeszcze mniej niż zwykle. A przynajmniej nie jestem zbyt mile widziany. Grace kończy dziś trzynaście lat, więc urządzamy imprezę. Już wcześniej powiedziała mnie i swojej mamie, że musimy być niewidzialni. Cytuję: „Nie jesteście zaproszeni”. Ach, uroki rodzicielstwa. Mimo to ja i Susan robimy wszystko, aby przyjęcie było jak najlepsze. Urodziny w tym wieku to wielka sprawa. Pamiętam czasy, kiedy osiemnastka była niczym kamień milowy, ale nawet wtedy świętowałem tylko z paroma przyjaciółmi i członkami rodziny. Częściowo wynika to z różnic społeczno-ekonomicznych między dzieciństwem moim a dzieciństwem moich dzieci. Dzisiaj żyjemy w zamożniejszym środowisku niż to, w którym dorastałem. Kiedy możesz sobie pozwolić na więcej rzeczy, robisz więcej, a wtedy dzieciaki w okolicy takiej jak nasza mają wobec ciebie wysokie oczekiwania. Tak więc oprócz DJ-a wynajęliśmy automat fotograficzny i stoisko z tatuażami z henny.


12 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

Daliśmy z siebie wszystko także dlatego, że podejrzewamy, iż jest to ostatni raz, kiedy Grace, starsza z naszych dziewczynek, chce świętować w domu. No cóż. Planowanie tego przyjęcia chwilami bardzo mnie zaskakiwało. Kiedy zadzwoniłem do firmy wypożyczającej automaty fotograficzne, pierwsze pytanie, jakie usłyszałem, brzmiało: „Jaki motyw mamy zamieścić na papierze fotograficznym?”. Co? „Tak, maszyna produkuje paski. Na każdym mieszczą się cztery małe zdjęcia podobne do paszportowych. Z boku możemy umieścić jakiś napis”. Musiałem szybko coś wymyślić. Paski z paszportowymi zdjęciami będą ozdobione napisem: „Trzynaste Urodziny Grace”. Teraz, gdy nadszedł dzień przyjęcia, upewniam się, czy wszystko jest gotowe. Kobieta od tatuaży z henny ma przy sobie katalog wzorów i wygodnie siedzi na krześle. Przynoszę jej szklankę wody. Głodny przyglądam się stolikowi, na którym leży pyszne meksykańskie jedzenie. Przedstawiciel firmy cateringowej wyciąga świeże tortille z garnka wypełnionego olejem i wystawia je na stół. Jest też chłodziarka z lodami. Kocham lody. To będzie zajebista impreza. DJ Morty puszcza Controversy Prince’a i podkręca wzmacniacz, tak by głośność pasowała do okoliczności. Wołam Susan. Kiedy dołącza do mnie w ogródku, wyciągam ją na parkiet i zaczynamy się kołysać. Mało znany fakt o pierwszych członkach Guns N’ Roses: tańczymy. Oczywiście wszyscy znają serpentynowy ślizg Axla, ale dużo mniej osób wie, że Slash to światowej sławy rosyjski tancerz, którego popisowy numer to wyrzuty nóg z przysiadu. A ja – no cóż… – Tato! – krzyczy moja córka. Zatrzymuję się w pół kroku i odwracam. – W każdej chwili mogą przyjść goście! Jest zażenowana. Tak, tak, jakoś sobie z tym poradzę. Po prostu dorasta. Kiedy zaczynają się pojawiać pierwsi znajomi, po raz kolejny daje nam do zrozumienia, że podczas imprezy mamy zakaz wchodzenia do ogródka. Widocznie w tym wieku posiadanie rodziców to wstyd. Nieważne. Gdy przyjęcie się rozkręca, wychylam głowę zza drzwi i obserwuję grupki chłopców i dziewczyny, które w ich towarzystwie uśmiechają się i nieśmiało chichoczą. Niektóre z tych dzieciaków zaczynają wyglądać jak dorośli – jeden z chłopaków jest prawie mojego wzrostu.


PROLOG * 13

Mniej więcej godzinę później zaczynam myśleć, że naprawdę powinienem podać gościowi od automatu fotograficznego szklankę wody, zapytać tatuażystkę, czy wszystko w porządku, i sprawdzić, czy wszyscy odpowiednio się zachowują. W końcu jestem odpowiedzialny za te dzieci. Cholera, przecież DJ to mój przyjaciel, więc muszę chwilę z nim porozmawiać. A poza tym, cóż, jedzenie też wygląda bardzo dobrze, więc chyba powinienem przynieść trochę Susan. A jak już tam będę, to sam mogę trochę zjeść. „Nie zachowuję się jak szpieg – powtarzam sobie, kiedy otwieram tylne drzwi i wychodzę do ogródka. – Zdecydowanie nie. Jestem tylko odpowiedzialnym tatą. Tak”. Powinienem iść po lody teraz czy wrócić po nie później? Kiedy docieram do ustronnego narożnika, zatrzymuję się zszokowany: widzę całującą się parę. O kurde. Stoję bez ruchu, nie jestem pewien, co mam powiedzieć albo zrobić. Tego się nie spodziewałem. Mój mózg rozpatruje listę opcji, o której istnieniu nawet nie wiedziałem. To lista rzeczy, które robiłem, będąc w ich wieku. Do tego dochodzą inne i jako rodzic nie życzę sobie, aby robiła je grupa dzieciaków pod moją opieką. Piją alkohol? Nie. Palą trawkę? Nie. Biorą LSD? Nie. Zacząłem palić marihuanę bardzo wcześnie, dokładnie w czwartej klasie. Pierwszego drinka zaliczyłem rok, a kwasa dwa lata później, kiedy ósmoklasista zaproponował mi bibułkę LSD w drodze do gimnazjum Eckstein w Seattle. Na Północnym Zachodzie grzyby rosły wszędzie – na parkingach, w ogródkach i w każdym innym miejscu – i szybko się nauczyłem, które dają kopa. W siódmej klasie byłem już ekspertem w rozpoznawaniu łysiczek lancetowatych. W tym samym roku po raz pierwszy wciągnąłem koks. W gimnazjum spróbowałem także kodeiny, metakwalonu i valium*. W latach siedemdziesiątych nie mówiło się wiele o narkotykach wśród dzieciaków, nie było ostrzeżeń o zagrożeniach, jakie się z nimi wiążą. * Valium – handlowa nazwa diazepamu.


14 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

Później zainteresowałem się muzyką. Ruch punkrockowy w Seattle na początku nie przyciągał wielu ludzi, więc wszyscy się znaliśmy i graliśmy nawzajem w swoich zespołach. Miałem tylko czternaście lat, kiedy zacząłem grać na perkusji, basie i gitarze w różnych grupach i wyjechałem w trasę z Fastbacks. Było to w czasie, gdy reszta dzieciaków z mojej klasy jadła watę cukrową i marzyła o dniu, w którym osiągnie odpowiedni wiek do zdobycia prawa jazdy. Ja dalej piłem hektolitry piwa i eksperymentowałem z LSD, grzybkami oraz kokainą. Czy te dzieciaki biorą grzybki? Nie. Kokainę? Nie. W 1982 roku, gdy scena muzyczna się rozrosła i Seattle ogarnął kryzys ekonomiczny, wszyscy zauważyliśmy ogromny napływ heroiny i różnorakich pigułek. W kręgu moich znajomych uzależnienie nagle zrobiło się powszechne, a śmierć w wyniku przedawkowania stała się wręcz codziennością. Kiedy skończyłem osiemnaście lat, pośrednio doświadczyłem tego na własnej skórze. Pierwsza miłość mojego życia wygasła przez heroinę, a jeden z moich zespołów się przez nią rozpadł. Gdy miałem dwadzieścia trzy lata, dwoje moich najlepszych przyjaciół już nie żyło z powodu przedawkowania hery… Heroinę? Nie. Dzięki Bogu. Te dzieciaki nie ćpają, nie piją. Żadnych podejrzanych zapachów ani rozszerzonych źrenic. Mój umysł skupia się na innych czynnościach, którymi zajmowałem się w wieku Grace. W gimnazjum razem z przyjaciółmi uruchamialiśmy auta bez użycia kluczyków. Kradzieże samochodów przerodziły się we włamania. Pamiętam, że pewnej nocy włamałem się do kościoła pełen nadziei, że zdobędę mikrofony dla zespołu. Moja odwaga była napędzana przez alkohol i nie czułem żadnych wyrzutów sumienia. Ponieważ nie znalazłem mikrofonów, zwinąłem kościelne kielichy, żeby popijać z nich koktajle. Tę zbrodnię nagłośniły gazety. Któryś z tych dzieciaków kradnie samochody?


PROLOG * 15

Nie. Wszystkie te dzieciaki już u nas bywały. Dziś podrzucili je rodzice, żadne nie przyjechało samo. O Boże, a co z…? Pierwszy raz uprawiałem seks w dziewiątej klasie. Dziewczyna była starsza ode mnie – tak samo jak ludzie, z którymi tworzyłem muzykę. Niestety, podczas tego pierwszego razu zaraziłem się chorobą weneryczną. Oczywiście jako trzynastolatek nie mogłem po prostu podejść do mamy i oznajmić jej, że coś jest nie tak z moim penisem. Na szczęście ktoś z grupy doroślejszych znajomych zaprowadził mnie do darmowej kliniki prowadzonej przez siostry zakonne. W całym tym doświadczeniu nie było nic fajnego. Nic. Niesamowicie mnie to przeraziło. Na szczęście po trzech dniach zażywania niskiej jakości antybiotyków pozbyłem się rzeżączki. Ale te dzieciaki nie uprawiają seksu. Nawet się nie obmacują. Nie, te dzieci tylko się całują. Seks? Nie. Ta refleksja – przekartkowanie mojej stworzonej w głowie listy – zabiera mi nie więcej niż pięć sekund, ale chłopak i dziewczyna zdążyli przerwać całowanie i teraz stoją przerażeni z głowami ukrytymi w ramionach, jakby starali się wytrzymać kazanie, które zaraz im wygłoszę. Biorę głęboki wdech i mówię: – Przepraszam. Kiwam głową i szybko wracam do domu.



CZĘŚĆ PIERWSZA

PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA*

* Ang. Knockin’ on Heaven’s Door – tytuł utworu Boba Dylana, wykonywanego przez Guns N’ Roses.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Znałem wielu ćpunów. Sporo nałogowców umarło lub do dzisiaj prowadzi beznadziejny tryb życia. Z niektórymi osobiście doświadczyłem cudownych rzeczy, kiedy jako dzieci razem tworzyliśmy muzykę i czekaliśmy na nadejście przyszłości. Oczywiście nikt nigdy nie planuje, że będzie ćpunem lub alkoholikiem. Niektórzy ludzie potrafią w młodości eksperymentować, a później przestać. Inni nie. Kiedy Guns N’ Roses zaczęli się pojawiać w publicznej świadomości, byłem znany z tego, że dużo piję. W 1988 roku MTV wyemitowało koncert, podczas którego Axl przedstawił mnie – jak zwykle – jako Duffa „Króla Piwa” McKagana. Niedługo potem dostałem propozycję od przedsiębiorstwa produkcyjnego pracującego nad nowym serialem animowanym – zadzwonili do mnie i zapytali, czy markę piwa w serialu mogą nazwać Duff. Zaśmiałem się i powiedziałem, że oczywiście, nie ma żadnego problemu. Pomysł brzmiał jak tani projekt artystyczny czy coś w tym rodzaju – no bo kto tworzył kreskówki dla dorosłych? Nie wiedziałem, że serial miał zyskać tytuł Simpsonowie i że po paru latach będę widział butelki z piwem Duff wszędzie, gdzie dotrzemy podczas trasy. Mimo to reputacja, którą zyskałem przez picie, nie wydawała się niczym wielkim. Ale kiedy jako Guns N’ Roses w latach 1991–1993 spędziliśmy dwadzieścia osiem miesięcy w trasie promującej albumy Use Your Illusion, moje spożycie osiągnęło naprawdę epickie rozmiary. Na czas tego tournée Gunsi wynajęli prywatny samolot. Nie był to mały odrzutowiec, a prawdziwy 727 wypożyczony od kasyna MGM, z sofami i osobnymi sypialniami dla członków zespołu. Slash i ja „ochrzciliśmy” samolot podczas dziewiczego lotu, jeszcze zanim oderwaliśmy się od ziemi, paląc razem koks. (Przy okazji, nie polecam – wszystko przesiąka tym zapachem). Nawet nie pamiętam występu w Czechosłowacji; zagraliśmy na stadionie w jednym z najpiękniejszych miast Europy Wschodniej, niedługo po upadku muru berlińskiego, i wiem, że odwiedziłem kiedyś ten kraj, tylko dzięki pieczątce znalezionej w paszporcie.


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 19

Nie było już pewne, czy jestem jedną z tych osób, które mogą eksperymentować w młodości, a później przestać. Codziennie się upewniałem, że po przebudzeniu znajdę obok łóżka butelkę wódki. W 1992 roku spróbowałem skończyć z piciem, ale już po kilku tygodniach wróciłem do nałogu z podwójną siłą. Po prostu nie umiałem przestać. Byłem stracony. Włosy zaczęły mi wypadać kępkami, a kiedy sikałem, bolały mnie nerki. Moje ciało nie potrafiło znosić silnych ataków alkoholu i okrutnie się na mnie mściło. Kokaina wyżarła mi dziurę w przegrodzie nosowej, więc ciągle ciekło mi z nosa jak z nieszczelnego kranu w zaniedbanej toalecie. Miałem popękaną skórę na dłoniach i stopach, ropnie na twarzy i szyi. Żeby móc grać na basie, musiałem pod rękawiczki zakładać bandaże. Jest wiele sposobów na odbicie się od dna. Niektórzy ludzie idą prosto na odwyk, inni do kościoła. Niektórzy udają się na spotkania AA, a jeszcze inni kończą w trumnie. Czułem, że zmierzam właśnie tam. Na początku 1993 roku mój problem z kokainą był już tak poważny, że przyjaciele – z niektórymi wspólnie wciągaliśmy i paliliśmy crack – zaczęli poruszać ten temat i kiedy wróciłem do domu w czasie przerwy w trasie, starali się nie dopuszczać do mnie dilerów. Ja jednak miałem swoje sposoby na oszukanie wszystkich dobroczyńców. W L.A. zawsze był jakiś sposób. Okłamywałem się, wmawiając sobie, że tak naprawdę nie jestem uzależniony od kokainy. W końcu nie chodziłem na kokainowe party i nigdy nie ćpałem sam. W sumie to nienawidziłem koki. Brałem tylko ze względu na praktyczne rezultaty: efekty stymulujące łagodziły działanie alkoholu, dzięki czemu zyskiwałem możliwość picia przez dłuższy czas – często przez wiele dni. A właściwie to prawie zawsze przez wiele dni. Ponieważ się uparłem, że nie stanę się stereotypowym „gościem od koki”, nie posiadałem porządnych młynków, które ułatwiłyby mi wciąganie. Po prostu otwierałem woreczek, łamałem narkotyk na mniejsze kawałki, co było nietrafionym rozwiązaniem, i wciągałem takie większe fragmenty. Oczywiście wiedziałem, że ta prymitywna metoda daje mi się we znaki. Wnętrze mojego nosa zawsze piekło; czasami do tego stopnia, że zwijałem się z bólu. Wtedy żona mojego głównego dilera koki, Josha, zaszła w ciążę. Zacząłem się martwić, że sama nie przestała brać. Jedna zasada, która nigdy nie wypłynęła z mojego dziurawego systemu wartości: prawie wszystko może


20 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

być uznawane za fajną zabawę, jeśli bawisz się tylko i wyłącznie własnym życiem, ale stwarzanie zagrożenia dla innych ludzi jest nie do zaakceptowania. Nie miałem zamiaru przyczyniać się do ranienia niewinnej osoby trzeciej. Nie chodziło o zwykłą ludzką przyzwoitość. Pochodzę z dużej rodziny i wówczas miałem około dwadzieścioro troje siostrzeńców i siostrzenic, a każdego z nich znałem od ich narodzin. Zamierzałem więc się wtrącić do życia Josha i jego żony Yvette i zmusić ją do rzucenia nałogu. Nie świeciłem jeszcze przykładem, ale zaoferowałem, że zapłacę jej za odwyk. Obydwoje gorąco zapewniali, że przestała brać, bo przecież nigdy w życiu nie zrobiłaby czegoś takiego, nosząc dziecko w brzuchu. Uznałem, że to podejrzane. Podczas jednego z weekendów dołączyli do mnie i moich znajomych w domku wypoczynkowym, który kupiłem w Lake Arrowhead, w górach, na wschód od L.A. Josh oczywiście kupił narkotyki, a ja udostępniłem jemu i jego małżonce sypialnię na parterze. Widziałem, że Yvette jest naćpana. Żeby potwierdzić swoje przypuszczenia, zakradłem się do ich pokoju i zobaczyłem, jak się pochyla i wciąga kreskę kokainy. Dopiero kiedy ujrzałem to na własne oczy, uświadomiłem sobie, że sam stoczyłem się na samo dno. Zagubiłem się. Wyrzuciłem ich z domu i powiedziałem, że nie chcę ich już nigdy widzieć. Byłem wściekły – na nich i na siebie. Tego samego dnia rzuciłem kokainę i piłem przez dwa koszmarne tygodnie poważnej depresji. Mimo że po zrezygnowaniu z ćpania efekty picia stały się bardziej widoczne, alkohol dawał dużo mniejszego kopa niż dragi. Dzisiaj już wiem, czym jest biała gorączka. Kliniczna definicja delirium tremens mówi, że to ciężki stan psychotyczny występujący u niektórych ludzi cierpiących na chroniczny alkoholizm, charakteryzujący się niekontrolowanymi drżeniami mięśniowymi, ostrymi halucynacjami, silnymi zaburzeniami lękowymi, zwiększoną potliwością i nagłym poczuciem strachu. Kiedyś wiedziałem tylko tyle, że nie jest to przyjemne. Byłem bardzo chory. Doprowadziłem swoje ciało do tak strasznego stanu, że przypominałem osobę po radioterapii. Podczas trasy Use Your Illusion samotnie nagrywałem piosenki, zaszywając się w studiach nagraniowych. Ten projekt pozwalał w dużym stopniu zabijać czas, który w innym wypadku spędziłbym, pijąc. Nie wiedziałem, po co tak naprawdę tworzę nagrania demo. Jedno z nich – moja wersja piosenki Johnny’ego Thundersa You Can’t Put Your Arms Around a Memory


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 21

– trafiło na Spaghetti Incident? GN’R, album z coverami wydany tuż po zakończeniu trasy Use Your Illusion. Podczas tych sesji grałem na wszystkim – perkusji, gitarze, basie. Czasem też śpiewałem i jeśli wsłuchasz się w muzykę, usłyszysz, że podczas wykonywania niektórych piosenek nie byłem w stanie oddychać przez nos. W którymś momencie trasy towarzyszący nam przedstawiciel wytwórni zapytał, gdzie znikam podczas wolnych dni. Powiedziałem mu. Kiedy Tom Zutaut, dzięki któremu Gunsi podpisali kontrakt z Geffen Records, usłyszał o moich nagraniach, zapytał, czy chciałbym podpisać kontrakt na karierę solową. Powiedział, że firma Geffen mogłaby wydać moje utwory jako album. Wiedziałem, że prawdopodobnie ma w tym jakiś interes – doszło do rozpadu Nirvany i Pearl Jam, więc pewnie stwierdził, że ze względu na moje pochodzenie oraz powiązania z kulturą punkową wytwórni łatwiej będzie wzmocnić pozycję GN’R*. Miałem to gdzieś. Dla mnie była to szansa na zrealizowanie marzenia. Dorastałem jako fan Prince’a, który na swoim debiutanckim albumie zagrał na ponad dwudziestu instrumentach, dzięki czemu przy płycie mogła się ukazać informacja: „Napisane, skomponowane, zagrane i nagrane przez Prince’a”. Fajnie, mój własny album stworzony – w większości samodzielnie – na wzór muzyki tego artysty rozejdzie się na całym świecie. Geffen wydał Believe in Me już w 1993 roku, tuż przed końcem trasy Illusion. Axl wspomniał o tym podczas kilku ostatnich koncertów. Nawet ja zacząłem promować ten krążek, ciągle przebywając jeszcze z Gunsami w Europie. Kiedy miałem podpisywać albumy w Hiszpanii, pojawiło się tylu ludzi, że policja musiała zamknąć ulicę przed sklepem w obawie przed zamieszkami. Moje tournée było zaplanowane tuż po ostatnich koncertach GN’R – dwóch finałowych występach w Buenos Aires w Argentynie w lipcu 1993 roku. Trasa miała się rozpocząć w San Francisco, L.A. i Nowym Jorku, a następnie miałem supportować Scorpionsów podczas ich trasy po Europie. Po powrocie z Argentyny do L.A. dołączyłem do grupy przyjaciół i znajomych, którzy mieli wyruszyć razem ze mną. Rozpoczęli próby jeszcze przed moim * Duff myli fakty. Nirvana przestała istnieć wraz ze śmiercią Cobaina, czyli 5 kwietnia 1994 roku. Płyta McKagana wyszła w 1993, więc przed samobójstwem Kurta, a Pearl Jam istnieje do dziś i nie miało przerwy w działalności. W połowie 1993 roku byli jednym z najpopularniejszych zespołów świata i wydali właśnie płytę VS – przyp. red.


22 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

przyjazdem do domu. Wspólnie bardzo przyspieszyliśmy przygotowania do podróży. Kiedy Axl usłyszał, że planuję kontynuować trasę, zaraz do mnie zadzwonił. – Kurwa, zwariowałeś? Nie powinieneś teraz wyjeżdżać. Sama myśl o tym to szaleństwo. – To jedyna rzecz, jaką potrafię – odpowiedziałem. – Granie muzyki. Wiedziałem też, że jeśli zostanę w domu, pewnie wpadnę w jeszcze większy ciąg narkotykowy. Nie łudziłem się, że rzucę nałóg, ale w trasie – z zespołem złożonym z moich przyjaciół punkrockowców z Seattle – przynajmniej miałem szansę trochę go ujarzmić i trzymać się z daleka od koksu. Jeśli zostałbym w L.A., pewnie nie potrafiłbym się oprzeć pokusie. Zarząd GN’R wysłał ze mną Ricka „Trucka” Beamana, mojego osobistego ochroniarza z trasy Use Your Illusion. W tamtym momencie jego troska o mnie wydawała się wykraczać poza obowiązki zawodowe. Jak prawdziwy przyjaciel zdobył się na okazanie głębokiego, osobistego zainteresowania i próbował niwelować szkody, które sam sobie wyrządzałem. Teraz wreszcie mieliśmy wspólny cel – przynajmniej w odniesieniu do kokainy. Ale Axl miał rację. Już przed pierwszym koncertem w San Francisco moja ówczesna żona Linda wdała się za kulisami w bójkę z inną dziewczyną i straciła ząb. Wszędzie tryskała krew. Na koncercie w Webster Hall w Nowym Jorku pojawili się Hells Angels i doszło do bijatyki. Krzyczałem na fanów, żeby się uspokoili. Sądziłem, że mogę coś zmienić. Po występie ludzie próbowali się dostać za kulisy, ale chciałem być sam. – Jestem zbyt zmęczony – powiedziałem ochronie. – Nie wytrzymam tego. W głowie rozbrzmiewały mi słowa z Just Not There, jednej z piosenek z Believe in Me, które graliśmy na scenie: Wiesz, że szukam, ale nie potrafię znaleźć żadnych powodów, Dla których miałbym się zmierzyć z kolejnym dniem, Bo głęboko w środku czuję, jakbym się czołgał, Powoli zanikał, zanikał…*. * Ang. You know I look but just can’t find the reasons / To face another day / Cause I feel like crawling up inside / Just fading away, fading away . . .


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 23

Zgodnie z planem wytrzymałem w trasie do grudnia 1993 roku. Ludzie ciągle bardzo interesowali się Gunsami, szczególnie w Europie. Widzowie znali moje piosenki i śpiewali je razem ze mną. Poza klawiszowcem Teddym Andreadisem, który towarzyszył Gunsom podczas Use Your Illusion i podróżował z artystami takimi jak Carole King odkąd skończył naście lat, pozostali członkowie zespołu nie mieli doświadczenia w występach na wielkich obiektach. Zespół został sklecony naprędce i brakowało nam zgrania; doszło między nami do paru nieprzyjemnych sytuacji, między innymi bójki na jakimś europejskim lotnisku. Przez większą część trasy wytrzymałem bez koki, ale w żadnym razie nie była to dla mnie przerwa od narkotyków. Zaliczyłem parę potknięć. Poza tym rzuciłem wódkę na rzecz wina. Ta zmiana była akurat korzystna, ale ilości wina, które pochłaniałem, stawały się coraz większe i doszło do tego, że wypijałem dziesięć butelek dziennie. Miałem bardzo silną zgagę, bez przerwy brałem tums*. Nie jadłem, a mimo to ciągle miałem wzdęcia; moje ciało było w okropnym stanie. Pod koniec europejskiej części trasy, w Anglii, nasz gitarzysta prowadzący zaczął grozić nożem kierowcy. Musiałem go zwolnić – na szczęście w najbliższym czasie nie mieliśmy w planach koncertów. Po powrocie do Los Angeles zadzwoniłem do Paula Solgera, dawnego przyjaciela, z którym jako nastolatek grałem w Seattle, i poprosiłem go, żeby do nas dołączył podczas następnej części tournée. W ciągu dziesięciu lat od naszego ostatniego wspólnego występu Solger wytrzeźwiał; nie muszę powtarzać, że ja nie. Pomimo to się zgodził. Na początku 1994 roku polecieliśmy do Japonii. Spotkaliśmy tam The Posies, weteranów jangle pop z Seattle. Pojawili się na naszym koncercie i powiedzieli, że fajnie, że nowa wersja mojego zespołu przypomina punkrockową supergrupę z Seattle. Dobrze wiedzieć – ciągle reprezentowałem swoje miasto. Następnie mieliśmy parę tygodni wolnego, więc przed występami w Australii wróciłem do L.A. Kiedy tylko dotarłem do domu, poczułem się gorzej niż kiedykolwiek. Moje dłonie i stopy były pokryte krwią. Ciągle dostawałem krwotoków z nosa. Srałem krwią. Z wrzodów na mojej skórze * Tums – nazwa leku na zgagę, nadkwasotę i niestrawność.


24 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

wyciekał płyn. Dom zalały cuchnące wydzieliny mojego zaniedbanego ciała. Telefonicznie powiadomiłem swoich menedżerów i zespół, że nie pojedziemy do Australii. W tamtym okresie miałem już dwa domy, w tym jeden w Seattle – wymarzony, nad jeziorem Waszyngton – i czułem, jak mnie do siebie przyciąga. Kupiłem go w ciemno parę lat wcześniej, bo znajdował się w okolicy, w której jako dziecko kradłem samochody i łodzie. Ponieważ trasa Use Your Illusion zdawała się nie mieć końca, po dokonaniu zakupu prawie wcale nie spędzałem tam czasu. Uznałem, że to dobre miejsce na wyzdrowienie, relaks i naładowanie baterii. 31 marca 1994 roku udałem się na lotnisko w Los Angeles, by stamtąd ruszyć do Seattle. Kurt Cobain czekał w kolejce na ten sam samolot. Zaczęliśmy rozmawiać. Dopiero co uciekł z ośrodka odwykowego. Obydwaj byliśmy udupieni. Skończyło się na tym, że wykupiliśmy miejsca koło siebie i przegadaliśmy całą drogę, ale nie poruszaliśmy pewnych tematów: ja byłem w swoim piekle, on w swoim i obaj wydawaliśmy się to rozumieć. Kiedy dotarliśmy do Seattle i poszliśmy odebrać bagaże, wpadłem na pomysł, by go zaprosić do siebie. Czułem, że zamierza spędzić tę noc w samotności, tak samo jak ja. Ale w terminalu panowało straszne zamieszanie. Ja należałem do wielkiego zespołu rockowego; on należał do wielkiego zespołu rockowego. Staliśmy obok siebie, a ludzie zaczęli się na nas gapić. Wielu ludzi. Kiedy na minutę odwróciłem wzrok, Kurt zniknął w czekającej na niego limuzynie. Gdy dotarłem na miejsce, zatrzymałem się na podjeździe i spojrzałem na dach. W momencie zakupu budynku zadaszenie było stare i przeciekało, więc musiałem zapłacić za wymianę na cedrowy gont. Nowy dach miał przetrwać dwadzieścia pięć lat i kiedy tak na niego patrzyłem, uznałem, że to zabawne – miał „żyć” dłużej niż ja. Mimo to pobyt w domu pozwolił mi poczuć, że w końcu osiągnąłem sukces, bo mogę mieszkać w takim miejscu, w takiej części miasta. Po paru dniach dostałem telefon od mojego menedżera, który oznajmił mi, że Kurt Cobain został znaleziony martwy w swoim domu w Seattle po tym jak strzelił sobie w głowę. Wstyd przyznać, ale kiedy usłyszałem tę informację, nic nie poczułem. Ludziom w moim zespole wiele razy zdarzyło się przedawkować. Mój własny nałóg wymykał się spod kontroli, ciało


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 25

przestawało funkcjonować. Nie podniosłem słuchawki, aby zadzwonić do znajomych Kurta – Dave’a Grohla i Krista Novoselica. Stwierdziłem, że moje kondolencje i tak nic by nie znaczyły – kilka lat wcześniej, gdy Gunsi i Nirvana występowali podczas rozdania nagród MTV, za kulisami między mną a Kristem wywiązał się konflikt. Kiedy stwierdziłem, że słyszę ze strony obozu Nirvany lekceważące wypowiedzi na temat mojego zespołu, straciłem nad sobą panowanie. Zamroczony alkoholem zaatakowałem Krista. Wtedy rozwiązywanie jakichkolwiek konfliktów polegało dla mnie na wszczynaniu barowych bójek. Kim Warnick z Fastbacks – pierwszego prawdziwego zespołu, w którym grałem jako dzieciak – zadzwoniła do mnie następnego dnia i ostro mnie zbeształa. Czułem się okropnie. Te same uczucia towarzyszyły mi teraz, kiedy gapiłem się na telefon niezdolny zadzwonić z przeprosinami za dawny incydent i z wyrazami współczucia za stratę, jaką ponieśli Krist i Dave. Śmierć Kurta w żaden sposób nie wpłynęła na moje przygnębienie. W dalszym ciągu sobie z nim nie radziłem. Przynajmniej w tamtym miesiącu. Nawet po ogromnym sukcesie Guns N’ Roses i szaleństwie, które zapanowało w moim życiu, trzech moich najbliższych przyjaciół z dzieciństwa – Andy, Eddy i Brian – w dalszym ciągu dzwoniło do mnie i odwiedzało w L.A. Kiedy trasa zbliżała się do końca, nie chciałem się z nimi widywać. To była część mojej gry. Ale widzieli moje zdjęcia w magazynach i oglądali wywiady emitowane przez MTV. Bez przerwy do nich dzwoniłem – także późno w nocy, kompletnie najebany. Podczas trasy pewnie telefonowałem do Andy’ego co drugi dzień. W Seattle był moim obrońcą. Mówił ludziom, że nie wiedzą, jak wygląda moje życie, przez co przechodzę. Chronił mnie. Ale nie miałem wątpliwości, że będzie chciał przeprowadzić ze mną rozmowę – tę, której nie potrafiła przeprowadzić moja mama. Gdy trasa się skończyła, wiedziałem, że to tylko kwestia czasu – albo umrę, albo Andy ze mną porozmawia. Nie wiedziałem, co zrobię, kiedy dojdzie do tej rozmowy. 9 maja 1994 roku zasnąłem z tą myślą obok dziesięciu butelek po winie, które wypiłem tego dnia. Rankiem 10 maja obudziłem się w moim nowym łóżku z uczuciem kłującego bólu w żołądku. Cierpienie nie było dla mnie nowością, przywykłem też do wywołującego mdłości przekonania, że coś jest nie tak z moim ciałem. Ale teraz było inaczej, ból stał się niewyobrażalny – jakby ktoś chwycił


26 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

za tępy nóż i grzebał nim w moich wnętrznościach. Był tak intensywny, że nie mogłem nawet doczołgać się do telefonu i zadzwonić po pogotowie. Płakałem unieruchomiony przez ból i strach. Leżałem nagi na łóżku w moim wymarzonym domu kupionym z nadzieją, że kiedyś będę miał rodzinę, z którą w nim zamieszkam. Leżałem tam przez okres wydający się trwać wiecznie. Cisza pustego domu była tak głośna jak moje przerywane, przytłumione westchnięcia. Nigdy wcześniej nie chciałem, żeby ktoś mnie zabił, ale cierpiałem tak bardzo, że miałem nadzieję, że ktoś skończy tę mękę. Wtedy usłyszałem, że Andy, mój przyjaciel z dzieciństwa, wszedł do środka przez tylne drzwi. Krzyknął: – Hej, co tam? – Dokładnie tak, jak kiedyś. Chciałem odpowiedzieć: „Andy, jestem na górze”, ale nie byłem w stanie. Mogłem tylko cicho szlochać. Słyszałem, jak wchodzi po schodach – musiał zobaczyć w kuchni mój portfel. Dotarł na górę, na korytarz. – O kurwa, w końcu do tego doszło – powiedział, kiedy wszedł do pokoju. Czułem wdzięczność, mając przy sobie przyjaciela. Pocieszałem się myślą, że umrę obok Andy’ego. Ale on miał inny pomysł. Założył mi spodnie dresowe i postanowił mnie przenieść. Musiał to zrobić pod wpływem adrenaliny – w innym przypadku nie byłoby szans, żeby uniósł moje wydęte, stukilogramowe ciało. Kiedy znosił mnie do samochodu, palący, kłujący ból w moich jelitach rozprzestrzenił się niżej, na mięśnie czworogłowe ud i na okolicę krzyżowo-lędźwiową. Chciałem umrzeć. Brad Thomas, lekarz, który się mną opiekował od dziecka, mieszkał dwa domy dalej, więc Andy mnie do niego zawiózł. Mimo że znaliśmy się lata, odkąd popadłem w alkoholizm, nie pozwalałem mu na częste badania. Andy i doktor Thomas zabrali mnie do gabinetu na pierwszym piętrze. Słyszałem, jak dyskutują na temat mojego stanu i poczułem, jak igła przebija mi skórę na dupie. Demerol*. Nic. Kolejny zastrzyk demerolu w dupę i znowu nic, nie poczułem żadnej ulgi. Ponowne ukłucie. Znowu nic. Ból ciągle się rozprzestrzeniał i zaczynałem panikować. Płakałem, podczas gdy moja dusza zaczęła blaknąć i znikać. * Demerol – handlowa nazwa petydyny, leku przeciwbólowego o działaniu narkotycznym.


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 27

Postanowili jak najszybciej zawieźć mnie do szpitala Northwest. Doktor Thomas nakazał Andy’emu, by jak najszybciej mnie tam przetransportował, bo czekanie na karetkę trwałoby dłużej. Powiedział, że spotkamy się na miejscu. Andy prowadził tak szybko, jak mógł, starając się, by samochodem nie szarpało – każdy najmniejszy ruch doprowadzał mnie do płaczu. Kiedy w szpitalu dożylnie podano mi morfinę, personel zaczął zadawać mi pytania, na które nie potrafiłem odpowiedzieć. – Nazwisko? Adres? Andy odpowiadał za mnie. – Ile alkoholu pije pan na co dzień? – Jest pan teraz pod wpływem narkotyków? Tylko płakałem. Cierpienie nie pozwalało mi mówić. Morfina nie działała tak, jak powinna. W tamtym okresie życia miałem bardzo małe pojęcie o opiatach, ale wiedziałem, jaką euforię mogą wywołać, i w ogóle jej teraz nie doświadczałem. – Stary, mam złamany kręgosłup – powiedział gościu na łóżku obok – i cieszę się, że nie przechodzę przez to co ty. Doktor Thomas i technik od ultradźwięków zrobili mi prześwietlenie. Zobaczyłem, jak twarz lekarza robi się biała. Moja trzustka, nabrzmiała od alkoholu do rozmiarów piłki futbolowej, pękła. W wyniku działania enzymów trawiennych wydzielanych przez uszkodzoną trzustkę doświadczyłem wewnętrznych poparzeń trzeciego stopnia. Tylko kilka odcinków układu pokarmowego jest w stanie radzić sobie z enzymami i do tej grupy zdecydowanie nie zalicza się organów i mięśni brzucha – te tkanki zwyczajnie się palą. Chirurg w grubych okularach wyjaśnił mi, na czym będzie polegać operacja. Powiedział, że muszą wyciąć górną część trzustki, zszyć mnie, a następnie do końca życia będę się musiał poddawać dializie. Nagle zrozumiałem błagania nieszczęsnych starożytnych dusz, które pozostawały przy życiu, po tym jak ich ciała traktowano zardzewiałym mieczem lub oblewano gorącym olejem. Byłem jedną z nich. Zebrałem wszystkie siły, by wyszeptać do jednego z lekarzy: – Zabijcie mnie. Błagałem wtedy bez końca: – Proszę, zabijcie mnie. Po prostu mnie zabijcie. Zabijcie mnie. Proszę.


ROZDZIAŁ DRUGI

Życie przemija w okamgnieniu. Jedynie coraz głębsze linie na mojej twarzy przypominają mi, że żyję już od jakiegoś czasu. Nie czuję się inaczej niż kiedyś. Ciągle mam nudne i dojrzałe myśli. Nadal opowiadam te same głupie dowcipy. Patrzę na pokryty gontem cedrowym dach domu w Seattle – teraz wygląda na trochę zniszczony – i myślę: zaraz, czy ja dopiero co go nie odnawiałem? Ale prawdziwe pytanie brzmi inaczej: jak udało mi się przeżyć ten dach? Innymi słowy – jak udało mi się tutaj dotrzeć? I jak w ogóle odnalazłem siebie? Właśnie to starałem się zrozumieć, pisząc tę książkę. Naturalnie nie było wiadomo, czy moja historia okaże się czymś więcej niż tylko szokującą, napisaną ku przestrodze opowieścią. Zawierała w sobie wszystkie istotne elementy: seks, narkotyki, rock and rolla, sławę, bogactwo i upadek. Ale stała się – cóż, stała się czymś innym. Oto co wiem w momencie, gdy przygotowuję się do odpowiedzi na te pytania. Nawet gdy Guns N’ Roses zaczęli być ważni dla innych ludzi, pozwoliłem sobie zgubić to, co uznawałem za istotne w życiu. Wtedy – kilka razy, kiedy o tym wszystkim myślałem – potrafiłem wykoncypować milion wymówek, aby móc zejść na złą drogę. Ale dzisiaj wiem, że wszystko było zależne od porażki, którą odniosłem, mocując się z paroma podstawowymi zagadnieniami – co to znaczy odnieść sukces, co to znaczy być dorosłym, co to znaczy być mężczyzną. Sposób, w jaki lubiłem definiować siebie, nijak miał się do czynów, które naprawdę mnie określały. Ta rozbieżność sprawiała, że oszukiwałem siebie w sposób niemal idealny. Ale wyprzedzam fakty. Obawiam się, że to jedna z tych historii, które rozwijają się bardzo powoli. W moim życiu nigdy nie było żadnych epifanii, zawsze mijało dużo czasu, zanim udawało mi się zrozumieć nawet najprostszą, cholerną rzecz. Więc będę musiał zwyczajnie zacząć od początku.


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 29

Mój tata był weteranem II wojny światowej. Kiedy skończył osiemnaście lat, zaczął robić z moją matką dzieci – dał sobie spokój dopiero po ukończeniu trzydziestego siódmego roku życia. Prosto z wojny trafił do pracy w oddziale straży pożarnej w Seattle, desperacko starając się zapewnić byt rodzinie, która w dniu moich narodzin składała się z ośmiorga dzieci. Urodziłem się 5 lutego 1964 roku jako Michael McKagan. W okolicy było paru Michaelów – włącznie z dzieciakiem z domu obok. Mój imiennik mieszkał z dziadkiem z Irlandii, który nadał mi pseudonim Duff, najwyraźniej żeby uprościć sprawy na naszej ulicy. Później, kiedy zaczęliśmy działać jako Guns N’ Roses, mój tata lubił przypisywać sobie wymyślenie tego imienia – mówił, że kiedyś nazywał mnie McDuff. Tak czy inaczej odkąd pamiętam, wołano na mnie Duff. Nie jestem pewien, czy mały chłopiec mógłby prosić o coś więcej niż o ojca, którego powołaniem jest praca w zawodzie strażaka. Jeśli czasami w szkole podstawowej wstydziłem się, że moi rodzice byli dużo starsi od rodziców moich przyjaciół i kolegów z klasy, przynajmniej mogłem pocieszyć się faktem, że mój tatuś był heroicznym staruszkiem. Moi rodzice osiągnęli dorosłość podczas Wielkiego Kryzysu. To doświadczenie miało wpływ na ich poglądy dotyczące pieniędzy, pracy, życia. Pamiętam, jak moja mama opowiadała mi historie dotyczące dorastania w tym okresie. Jej rodzina miała za mało pieniędzy, aby ogrzać dom zimą. Była zmuszona do ciągłego noszenia swetrów i płaszczy; jej matka naprawiała zepsute wrotki i lalki, tworząc w ten sposób prezenty gwiazdkowe dla mojej rodzicielki. Jeśli kiedyś trafisz na jakikolwiek zjazd rodziny McKaganów (to tłum ludzi), spróbuj wyszeptać „DNW” i zobacz, co się stanie. Oto odpowiedź: nagle zauważysz, jak ośmioro braci i sióstr nakłada na swoje talerze maluteńką porcję jedzenia ze stołu bufetowego. „Dajcie Na Wstrzymanie” to powiedzenie, które wiąże się z wieloma latami życia wśród zbyt wielu dzieci i zbyt małej ilości jedzenia, aby je wykarmić. Jedno z nas prawie zawsze zapraszało na kolację przyjaciela i to właśnie ta tradycja zapoczątkowała sekretny kod DNW: upewnij się, że gość ma wystarczająco dużo jedzenia, weź małą porcję, nic nie mów. My, dzieci, nauczyliśmy się, jak oszczędzać i zachowywać umiar, poprzez naśladowanie. Staruszek dorabiał sobie, malując domy, i nigdy nie zapomnę, jakie ogarnęło mnie szczęście, kiedy w końcu byłem na tyle duży, aby móc wspinać


30 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

się na rusztowania, zdrapywać starą farbę i malować z moimi starszymi braćmi i innymi strażakami potrzebującymi dodatkowej pracy. Ponieważ Góry Kaskadowe były praktycznie w naszym ogrodzie, tata zabierał mojego brata Matta i mnie – oraz naszego zaufanego psa Moo – na wycieczki po okolicy Alpine Lakes, gdzie mogliśmy łowić ryby i biwakować pod gołym niebem w towarzystwie niedźwiedzi i jeleni. Wtedy ojciec wydawał się wszechwiedzący i wszechmocny. Ale kiedy wracaliśmy do domu po weekendach spędzonych na malowaniu domów lub biwakowaniu, zaczynałem dostrzegać napięcie w naszej rodzinie. Chociaż wiązało się to z cierpieniem, coraz lepiej rozumiałem, że nawet na początku małżeństwo moich rodziców nie było małżeństwem szczęśliwym. Tata zawsze wydawał się wzburzony. Zacząłem nienawidzić jego gniewu i wybuchowego temperamentu. Matka była dla mnie niczym święta, a kiedy zauważyłem w jej oczach ból, wściekłem się. Tata zrezygnował z pracy w straży pożarnej, gdy skończyłem siedem lat, i niedługo potem został zatrudniony jako inspektor do spraw ochrony przeciwpożarowej w firmie ubezpieczeniowej, przez co często wyjeżdżał. Albo jakoś tak. Pamiętam tylko ulgę wynikającą z faktu, że jest daleko. Sprawy w domu wróciły do normalności. My, dzieci, nie musieliśmy się już mieć na baczności i mogliśmy się śmiać, żartować i tworzyć muzykę. Niedługo po tym jak ojciec zrezygnował z pracy, mama zdecydowała się wziąć udział w szkoleniu zawodowym w community college’u* Północnego Seattle, aby w wieku czterdziestu pięciu lat, po wychowaniu ósemki dzieci, móc w końcu zatrudnić się poza domem. Udało się jej, kiedy miałem dziewięć lat. Podczas jednego z pierwszych dni, które spędziła w pracy, wróciłem do domu ze szkoły i nakryłem ojca – w tym tygodniu był w domu – w łóżku z żoną naszego sąsiada. Z matką mojego najlepszego przyjaciela. Oczywiście udawali, że nie dzieje się nic niezwykłego i jestem pewien, że myśleli, że jestem zbyt młody, żeby zrozumieć, co tak naprawdę jest na rzeczy. Ale natychmiast wszystko wiedziałem: nagle, w tamtej chwili, zrozumiałem, czym jest seks, czym jest zdrada; zrozumiałem, że uchodzące za heroiczne życie mojego ojca było oszustwem; * Community college – dwuletni college, po którego ukończeniu otrzymuje się tytuł Associate, czyli odpowiednik polskiego technika.


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 31

i zrozumiałem, że będę zmuszony ukrywać to wszystko przed mamą, żeby jej nie zranić. To był bardzo trudny wstęp do dorosłego życia. W tym samym tygodniu przestałem rozmawiać z tatą. Z moich ust nie padło już ani jedno słowo. Niedługo potem on i kobieta z domu obok opuścili swoich małżonków i wprowadzili się do wspólnego mieszkania. Moi rodzice się rozwiedli. Mój najlepszy przyjaciel i ja znaleźliśmy się w najdziwniejszych tarapatach – czy to wina jego mamy, czy mojego taty, że teraz nasze rodziny się rozpadły? Zaczęliśmy się kłócić, on za całą sytuację zaczął odgrywać się w domu. Parę lat później podarował swojemu ojcu z okazji urodzin odciętą głowę ich kota. Zapakowaną. Ponadto pewnej nocy sięgnął po siekierę i z zewnątrz zaczął nią uderzać o ścianę mojej sypialni, gdy spałem po drugiej stronie we własnym łóżku. Wszystko dlatego, że mój ojciec nie potrafił utrzymać swojego fiuta w spodniach. Ze względu na to, że byłem tak młody, stwierdziłem, że zaistniały problem musi mieć coś wspólnego ze mną. Tak już jest, kiedy jako dzieci nie potrafimy dostrzec wszystkiego. Wiele rzeczy, którymi wkrótce się zająłem, żeby jakoś sobie z tym poradzić – dzisiaj nazwałbym to mechanizmem obronnym – miało do mnie wrócić, żeby ugryźć mnie w dupę. Kiedy parę lat później moje ataki paniki się zaostrzyły, nauczyłem się, jak sobie z nimi radzić za pomocą alkoholu i narkotyków. Oczywiście gdy dorastamy, wszyscy zmagamy się z gównianymi przeżyciami. Nie potrafię z poważną miną stwierdzić, że po narkotyki i alkohol, które miałem później spożyć, sięgnąłem ze względu na moje dzieciństwo. Prawdopodobnie bardziej odpowiednie byłoby stwierdzenie, że porwała mnie burza rozmaitych czynników, zanim dostałem szansę, aby zidentyfikować którykolwiek z nich: predyspozycje do alkoholizmu, rodzinna historia związana z zespołem lęku napadowego, potrzeba ukrywania sekretu i chronienia mamy, dorastanie w czasie, w którym eksperymentowanie z narkotykami było dużo mniej potępiane niż dzisiaj. Mama musiała teraz sama utrzymywać gospodarstwo domowe. To oznaczało, że nie miała wyboru i musiała obarczyć mnie dużą odpowiedzialnością, a ja nie od razu stanąłem na wysokości zadania. Żałuję, że w tym trudnym okresie, który dla mojej matki wiązał się ze zmianami, nie byłem lepszym synem. Ciągle obwiniam się za powstanie części piekła, przez które musiała przejść. Próbowałem znaleźć swoje miejsce w świecie. Nie miałem ojca, na którym mógłbym polegać jako na wzorze do naśladowania.


32 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

Po odejściu taty brat mojej mamy – lekarz – pozwalał nam spędzać wakacje w swoim domku wypoczynkowym nad jeziorem w górach, na wschód od Seattle. W czasie wakacji, po których miałem iść do siódmej klasy, także skorzystaliśmy z jego propozycji. Wybrałem się na narty wodne z paroma znajomymi i z Mattem – ze wszystkich ośmiorga dzieciaków jest mi najbliższy wiekiem (różnica między nami to tylko dwa i pół roku). On i jego przyjaciel sterowali łódką, a pewien chłopak i ja jechaliśmy za nią na nartach na podwójnej linie. Kiedy przyspieszyli, straciłem równowagę, a pasek przyczepiony do linki zaczął się odrywać. Momentalnie upadłem do przodu, a poluzowana lina oplotła moje ramię. Wtedy usłyszałem dźwięk przypominający bzyczenie i nagle znowu się naprężyła. Zaczęła mnie ciągnąć, a moją rękę ogarnął piekący ból. Kurde, łódź się nie zatrzymuje. Mój brat myśli, że się trzymam, że z radością jadę na nartach. Kiedy woda dostała mi się do ust i nosa, kiedy zacząłem walczyć o każdy oddech, ogarnęło mnie potworne przerażenie. Lina przecięła mi skórę na prawym ramieniu aż do kości i oderwała mięsień na odcinku od ramienia do łokcia – po prostu zdjęła go jak skarpetkę. Utonę. Umrę. To koniec. Nagle poczułem, jakby czas się zatrzymał. Wszystko zaczęło zwalniać. Skupiony spojrzałem na utrzymane w zimnej tonacji zielone światło załamujące się pod powierzchnią wody, zawieszone cząsteczki promieni słonecznych tańczące w zwolnionym tempie. Cisza zastąpiła gwizd wody w moich uszach. Czułem tylko obejmujące mnie przyćmione promienie słońca. Następnie słaba podwodna poświata zaczęła lśnić jaśniej, dopóki nie nasyciła mojego pola widzenia. Ogarnęło mnie uczucie ciepła i błogości, a następnie poczułem obecność kogoś przyjaznego – jakbym był otoczony rodziną, całymi pokoleniami mojej rodziny, przodkami, których nigdy nie spotkałem, ale jakimś cudem znałem. Gdy wypłynąłem na powierzchnię i wszyscy zaczęli krzyczeć, a na brzegu jeziora zebrali się ludzie, straciłem przytomność. Ktoś zdołał mnie ocucić i szybko przewieziono mnie do szpitala. Lekarzom udało się podciągnąć mój mięsień, ale nie mieliśmy pieniędzy, by


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 33

zapłacić za jego ponowne doczepienie. Oczywiście nie posiadaliśmy też funduszy na operację plastyczną, więc do dzisiaj moje ramię wygląda, jakby ktoś wyciął kawałek mięśnia toporem. Niedługo po wypadku mama zapisała mnie na badania dotyczące śmierci klinicznej prowadzone na Uniwersytecie Waszyngtońskim i tak oto moje wspomnienia znalazły się w powstałej w ten sposób książce Bliżej światła. To ciepłe, przepełnione spokojem doświadczenie pozbawiło mnie najmniejszych obaw przed śmiercią. Dało mi poczucie wyjątkowości, ale od tego momentu funkcjonowałem też z założeniem, że umrę młodo – że to była tylko zapowiedź śmierci, która nadejdzie raczej wcześniej niż później, a już na pewno przed trzydziestką. Po dotarciu na drugą stronę nie miałem nic przeciwko.


ROZDZIAŁ TRZECI

We wrześniu 1984 roku skierowałem się moim fordem maverickiem, rocznik 1971, na południe, z trzystoma sześćdziesięcioma dolarami w kieszeni. Miałem dwadzieścia lat. Wyjeżdżając z miasta, czułem, że na moich barkach spoczywa ciężar całego Seattle. Tuż po wkroczeniu w dorosłość taki rodzaj sentymentu rośnie do rozmiarów dramatu, przy czym w moim przypadku prawdopodobnie odzwierciedlał wtedy także poczucie własnej ważności – niekoniecznie pokrywające się z rzeczywistością. Ale byłem przecież cudownym dzieckiem sceny, ósmoklasistą grającym w zespołach z ludźmi, którzy ukończyli już dwadzieścia lat, dzieciakiem, który potrafił grać na wszystkim – gitarze, basie, perkusji – niezbyt dobrze, ale wystarczająco, aby dostać się do grupy muzycznej. Teraz, kiedy przede mną miało się pojawić L.A., a Space Needle* właśnie znikało we wstecznym lusterku, poczułem się, jakby wszyscy liczyli, że będę „tym gościem”. Część presji bez wątpienia narodziła się w mojej głowie, ale kiedy oświadczyłem, że wyjeżdżam, ludzie zaczęli o tym mówić, obstawiać, czy uda mi się osiągnąć w L.A. sukces, czy też po kryjomu wrócę do domu. Moim pierwszym przystankiem było San Francisco, gdzie przespałem się w punkowym skłocie. Plan: zostać na noc. Rezultat: zostałem na tydzień. Oczywiście była tam dziewczyna. Znałem i lubiłem wielu ludzi należących do punkowej sceny Bay Area, mimo to nie byłem zainteresowany dołączeniem tam do zespołu i graniem tego, co do tej pory. Kiedy w końcu wyjechałem z San Francisco, moje trzysta sześćdziesiąt dolarów zamieniło się w sześćdziesiąt dolców. Sytuacja nie wyglądała zbyt pozytywnie. Z budki telefonicznej na stacji benzynowej zadzwoniłem do Matta, który w tamtym czasie studiował na Uniwersytecie Kalifornijskim w Northridge znajdującym się w Greater Los Angeles. * Space Needle – główny symbol Seattle, stalowy słup z „latającym” spodkiem na wierzchołku.


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 35

– Stary, wiesz, że jadę w twoje okolice? – Tak, słyszałem – stwierdził. – Gdzie dokładnie? – No nie wiem, Hollywood. Jakieś wolne miejsca w Black Angusie? – Matt opłacał szkołę z pensji kucharza w grillowni w dolinie. Grał na puzonie i chciał zostać nauczycielem muzyki. – Może – odparł. – Mam referencje z Lake Union Café – powiedziałem. Była to nazwa restauracji w Seattle, w której pracowałem przez ostatnie dwa lata. – Może uda mi się coś załatwić – odparł Matt. – Jak mam tam dojechać? – Jedź drogą numer 5, aż dotrzesz do 405; tam zjedź na Roscoe Boulevard. Następnie kieruj się na zachód, aż w końcu dojedziesz do Corbin Avenue. Restauracja znajduje się pod adresem 9145 Corbin. Od razu się tam udałem i tej samej nocy, 14 września 1984 roku, zacząłem zmianę jako pomocnik kucharza. Następnie zdecydowałem się obejrzeć mój nowy dom – Hollywood. Zapytałem, jak tam dojechać. – Cóż, to jakieś czterdzieści kilometrów… Co? Gdzie się, do cholery, znalazłem? Przecież to miało być chyba Los Angeles? – Dojedź do Ventura i skręć w lewo, później prosto aż do Laurel Canyon. Będziesz musiał jechać przez wzgórza. Że jak? Kanion biegnący przez wzgórza? Jak to możliwe? Wyruszyłem w drogę, skupiony na odszukaniu czegokolwiek przypominającego góry. Widziałem wiele pagórków, ale żadnych gór. W końcu udało mi się znaleźć Laurel Canyon – drogę wiodącą przez wzgórze. A potem… Los Angeles! Z góry widziałem, że centrum nie było większe niż Seattle, ale te migoczące światła gęsto rozmieszczonych osiedli złożonych z niskich budynków nie miały końca – nie byłem w stanie dojrzeć granicy miasta. Podczas pierwszych paru tygodni w aglomeracji kilka nocy spędziłem u mojego brata, ale jego mieszkanie było bardzo oddalone od Hollywood, które dla outsidera takiego jak ja wydawało się centrum muzycznej sceny L.A. Jeśli dodać do tego czas spędzony w korkach, mieszkanie mojego brata – i Black Angus – mogłoby równie dobrze znajdować się w kompletnie innym mieście. Poza tym nie mogłem się tak po prostu pojawić i przejąć jego


36 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

mieszkania. Tak więc wiele razy spałem w samochodzie w Hollywood Hills. Gliniarze nigdy nie jeździli ładną, otoczoną drzewami Franklin Avenue. Osłabł już blask tegorocznej letniej olimpiady i obecność policji właściwie była już wyczuwalna tylko w centrum Hollywood, ponieważ zakończenie igrzysk stanowiło zaproszenie do miasta dla kryminalistów, bandytów i całej swołoczy. Wtedy też nasiliła się aktywność gangów. Crack sprzedawano w całym Hollywood. Wylądowałem w samym środku tego chaosu z gitarą basową, na której ciągle uczyłem się grać. Mimo to byłem pewien mojej umiejętności zachowywania się w towarzystwie i wierzyłem, że mam wiele do zaoferowania. Czułem, że w 1984 roku punk rock był już skazany na śmierć. Dwie jego fale dobiegły końca – punk w klasycznej postaci, a następnie hardcore. Bez względu na to, co wydarzyłoby się później, moi rówieśnicy – świadkowie rozkwitu sceny punkowej poszukujący teraz nowego kierunku – mieli być tymi, którzy zapoczątkują coś nowego. Przyszłość spoczywała w naszych rękach. Chciałem znaleźć ludzi podobnych do mnie, zainteresowanych próbą stworzenia kolejnego paradygmatu. Byłem pewien, że odegram ważną rolę w kiełkującym nurcie muzycznym. Nie wynikało to z mojej zarozumiałości, tylko ekscytacji. Kiedy tak myślałem o tym wszystkim, podczas pierwszego tygodnia w L.A., mój wzrok przyciągnęło ogłoszenie w darmowym, lokalnym magazynie muzycznym o nazwie „Recycler”. Jakiś zespół poszukiwał basisty. Należało zadzwonić do kogoś o imieniu Slash. Stwierdziłem, że skoro gościu ma takie imię, musi być punkrockowcem. A skoro się wychował na podobnej muzyce, to może też spogląda w przyszłość przez jej pryzmat. Z tego co zauważyłem, w 1984 roku w Los Angeles nie istniała zauważalna scena rockowa. Były tylko namacalne pozostałości kiedyś dobrze prosperującego ruchu punkowego, obiecującej, ale bardzo groźnej sceny heavymetalowej i coś o nazwie „cowpunk” – punkrockowcy w koszulach w kratę, próbujący grać piosenki Patsy Cline, do których wokale podkładały ich grube dziewczyny. Slash jako swoje największe inspiracje wymienił Alice’a Coopera, Aerosmith i Motörhead. Tych artystów preferowałem bardziej od wszystkiego, z czym spotkałem się tego pierwszego tygodnia. A poza tym po prostu chciałem poznać ludzi. Zadzwoniłem do Slasha, porozmawialiśmy. Miał tak samo łagodny głos jak teraz. Kiedy podał mi nazwę swojego zespołu, usłyszałem Rodker.


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 37

Wow, pomyślałem, to dziwna nazwa dla kapeli. Umówiłem się na spotkanie z nim i perkusistą Stevenem Adlerem w całodobowym lokalu Canter’s Deli na Fairfax. – Postaram się zająć pierwszy stolik po lewej – oznajmił. Powiedziałem mu, że mam niebieskie włosy i założę długi, czarno-czerwony skórzany płaszcz. – W takim razie chyba trudno będzie cię nie zauważyć – odparł. Do tej pory wiedziałem tyle: w tamtych czasach goście z Seattle po prostu wyglądali inaczej. Kiedy przez nasze miasto przejeżdżały zespoły takie jak Black Flag czy Dead Kennedys, ich członkowie zawsze komentowali specyficzny wygląd widzów, ale nigdy dużo o tym nie myślałem. Aż do teraz. W L.A. uznałem, że będę wykorzystywał ten charakterystyczny styl, aby przekonać bramkarzy przy wejściach do barów, że nie jestem ze Stanów Zjednoczonych i w związku z tym nie znam angielskiego. Kiedy byłem proszony o okazanie dowodu osobistego, podnosiłem okulary przeciwsłoneczne i prezentowałem zaskoczony wyraz twarzy. Musieli myśleć, że jestem ze Szwecji albo podobnego miejsca, ale, nie żartuję, zwykle działało. Teraz miałem ujrzeć drugą stronę medalu. Zgodnie z obietnicą udałem się do Canter’s ubrany w mój odjechany płaszcz – sięgał do ziemi, był z czarnej skóry i miał czerwoną lamówkę. Początkowo na plecach widniało wielkie czerwone A jak „anarchia”, ale gdy zespół, w którym grałem w Seattle, się rozpadł, zamazałem literę czarnym markerem. Mowa o grupie Fartz – na naszym logo widniało anarchistyczne A. Wszedłem do środka, spojrzałem na pierwszy stolik po lewej i ujrzałem tę jebaną słynną czuprynę. Nie wiem dlaczego, ale myślałem, że ci goście będą przypominać członków Social Distortion. Zamiast tego, chociaż wyglądali na moich rówieśników, muzycy Rodker mieli długie pióra i dziewczyny zakochane w stylu „rockowy szyk”. Skoro sam widok tych dwóch długowłosych rockowców z Hollywood był dla mnie szokiem, nie potrafiłem wyobrazić sobie rozmowy z nimi. Oczywiście w mojej krótkiej niebieskiej fryzurze zabarwionej farbą DayGlo oraz w długim płaszczu też musiałem wyglądać dla nich jak Marsjanin. Podczas naszego pierwszego spotkania obie strony były trochę zaskoczone i zaintrygowane.


38 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

Jeśli chodzi o Slasha, okazało się, że pod bujną czupryną kryje się nieśmiały introwertyk. Ale był fajny. Pod stołem schował butelkę wódki – Steven i on także nie ukończyli jeszcze dwudziestu jeden lat i tylko tak mogli poczuć się jak w barze. Wypiliśmy wódkę i zjedliśmy po misce zupy fasolowej Canter’s z kaszą jęczmienną. Do dzisiaj ją uwielbiam. Klubowi bramkarze nie byli jedynymi osobami zdezorientowanymi przez mój punkowy styl z Seattle. Dziewczyna Slasha trochę się upiła, pochyliła się w moją stronę i zapytała: – Jesteś gejem? – Nie, nie jestem gejem – odpowiedziałem ze śmiechem. – Masz krótkie włosy, więc myślę, że jednak jesteś. To nic takiego, możesz mi o tym powiedzieć. Masz dziewczynę? – Nie – odparłem. – Dopiero się wprowadziłem. – To nic, znajdziemy ci jakąś. Steven Adler był bardzo miły, zarażał swoim prawie dziecięcym entuzjazmem. Powiedział: – Słuchaj, będziemy wielcy, dzięki nam stopy będą tupały, a dłonie klaskały. Do dzisiaj kiedy siada za perkusją, tak samo się ekscytuje: stopy będą tupały, a dłonie klaskały. Wszyscy udaliśmy się do domu Slasha – mieszkał z mamą. Kiedy podczas tej pierwszej nocy zagrał na gitarze akustycznej, stało się oczywiste, że jest wyjątkowym muzykiem. Absolutnie oniemiałem w obliczu tej surowej, emocjonalnej siły, którą z taką łatwością przenosił na instrument. Już wtedy był w swojej własnej lidze i wpatrując się w niego podczas gry, miałem ochotę krzyczeć: „O rany!”. Mimo to obawiałem się, że on i Steven wywodzą się ze środowiska, które pod względem muzycznym bardzo różni się od mojego. Po części moje obawy wiązały się z realiami panującymi w Seattle – długowłosi faceci byli tam trochę zacofani. Długie włosy miały tylko dzieciaki z przedmieść, z farm lub z miasteczek zamieszkałych przez drwali. Długie włosy oznaczały heavy metal. Ci z nas, którzy należeli do sceny punkowej, nazywali takich gości „hesherami”*. Byliśmy dzieciakami z miasta. Myśleliśmy o sobie jako o bardziej postępowych. Oczywiście niektóre z moich obaw związanych * Hesher – określenie długowłosej osoby, która słucha muzyki metalowej.


PUKAJĄC DO DRZWI NIEBA * 39

ze Slashem i Stevenem były bardziej konkretne – Metal on Metal Anvil to jeden z podstawowych coverów, które grali. I okazało się, że zdecydowanie mniej dziwna nazwa ich zespołu to Road Crew, a nie Rodker. Jednak im częściej graliśmy, rozmawialiśmy o muzyce i jej słuchaliśmy, tym więcej wspólnych cech udawało nam się odnaleźć. Slash tamtej nocy pokazał mi także kilka swoich rysunków, ale nigdy bym nie przypuszczał, że niecały rok później będzie odręcznie rysować logo zespołu, który będziemy współtworzyć – logo z dwoma pistoletami i kłującymi łodygami róż oplatającymi lufy. Slash był ekscentrykiem. Trzymał w swoim pokoju węża. Kiedy na niego spojrzałem, rzekł: – Jest taka słodka. Nie odpowiedziałem, ale myślałem sobie: hmm, słodki wąż? Ale to fajny gość. Stwierdziłem, że jeśli nic z tego nie wyjdzie, to przynajmniej jest genialnym gitarzystą i przede wszystkim go polubiłem. Może najważniejszy był fakt, że teraz wiedziałem, gdzie mieszka i jak do niego trafić. Ponieważ oprócz niego nie znałem nikogo w całym mieście, to był klucz do naszej długiej przyjaźni. Podczas tych pierwszych paru tygodni poznałem wielu ludzi, ale z większością nigdy się już nie spotkałem. Teraz mogłem znaleźć Slasha, kiedy tylko chciałem. Co więcej, polubiłem też jego mamę. Była dla mnie świetna. Zadzwoniła do mojej mamy, żeby jej powiedzieć, że u mnie wszystko w porządku, a później zatelefonowała do Black Angusa, aby zapytać, czy u mnie wszystko dobrze. Podczas tych pierwszych tygodni w L.A. (tak naprawdę trwało to przez wiele lat) była dla mnie jak druga mama. Slash, Steven i ja zaczęliśmy razem grać w sali prób na rogu Highland i Selma. Pomieszczenie kosztowało nas pięć dolarów za godzinę, piętnaście z profesjonalnym nagłośnieniem. Spędziłem cały tydzień na grze z chłopakami. Spałem w samochodzie. Mimo to ostatecznie nasze próby mnie przygnębiały. Pomimo talentu Slasha podejście jego i Stevena do sprawy nie było w moim stylu. Piosenki, które mieli, brzmienie gitary, perkusja Stevena z dwoma bębnami basowymi, wszystkimi tymi tom-tomami i talerzami – całość była zbyt konwencjonalna. Pracowali według istniejącego programu. Tymczasem ja szukałem ludzi gotowych, by stworzyć coś nowego.


40 * SEX, DRUGS & ROCK N’ ROLL I... INNE KŁAMSTWA

Poza tym nie mieliśmy wokalisty. Czułem się jak w zespole licealnym, ale takim z cudownym gitarzystą. Ponieważ już wcześniej byłem w kilkunastu kapelach i grałem z niezliczonymi profesjonalnymi muzykami, uważałem się za zaprawionego weterana. Widziałem, że Slash i Steven mieli prawdziwe aspiracje, że chcieli czegoś więcej, ale nie przeprowadziłem się aż do Los Angeles, żeby grać z ludźmi, którzy ciągle starali się zrozumieć, jaki jest ich cel. Po około tygodniu powiedziałem im: – Nie mam ochoty z wami grać, ale ciągle chcę się z wami przyjaźnić. – Oj, nie ma sprawy – odparli. W naszym wieku nie było w tym nic dziwnego – bezpośredniość nikomu nie przeszkadzała. Uwielbiałem ich obu, ale w tamtym momencie nie chciałem należeć do Road Crew. Dalej spędzaliśmy wspólnie dużo czasu. Po paru tygodniach, w październiku, Slash i Steven zabrali mnie na koncert bez ograniczeń wiekowych w West Hollywood, do klubu o nazwie Troubadour, żeby zobaczyć L.A. Guns. Przez pewien czas grali kiedyś z wokalistą, Axlem Rose’em, w nieistniejącym już zespole Hollywood Rose. Teraz Axl należał do innej grupy, nazwanej od nazwiska gitarzysty Tracii’ego Gunsa. Jak się okazało, Tracii był lokalnym bohaterem. Chodził do tego samego liceum co Slash i grali w rywalizujących ze sobą grupach. The Troubadour był prawdziwym klubem rockowym, a na tamtą chwilę byłem w swoim życiu tylko w jednym takim lokalu. Punkowe koncerty w Seattle odbywały się w kompletnie innych miejscach – w skłotach, piwnicach prywatnych domów, w wynajętych na jedną noc siedzibach organizacji VFW*. W L.A. wyglądało to zupełnie inaczej. * VFW – Weterani Wojen Zagranicznych.


Mój brat Mark wyjechał do Wietnamu, kiedy miałem trzy lata. Tutaj widać, jak krzyczę w obecności matki i stojącego obok mnie drugiego brata, Matta. To jedno z moich pierwszych wspomnień PONIŻEJ: Z całym moim rodzeństwem. Och, jak na 1972 rok świetnie wyglądaliśmy. Jestem w środku w T-shircie z napisem „UW”


Gram na gitarze rytmicznej z Ten Minute Warning w Metropolis, w Seattle, w 1982 roku. Zdjęcie zostało zrobione przez Charlesa Peteresona

Z Ten Minute Warning w 1983 roku. Chciałem zawojować świat. Zdjęcie zostało zrobione przez Charlesa Petersona


Koniec fragmentu. Zapraszamy do księgarń i na www.labotiga.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.