JESIEŃ 2015
Nawiedzają nas duchy znanych osobistości, żyjemy w ciągłym zagrożeniu napadu hord zombie, naszym bezpośrednim sąsiadem jest stary dumny smok, a wszystko dookoła spowija potężna magia. Dla nas to nic dziwnego – ot, normalny dzień w pracy. Cieszymy się z tego wszystkiego, bo fantastyka napędza nas do dalszego działania. Bezustannie stoimy na granicy dwóch światów, gdzie szalona fikcja miesza się z barwną rzeczywistością. Jesteśmy mostem do krainy zabawy i radości. Jesteśmy kluczem do niezbadanych pokładów wyobraźni. Jesteśmy spustem wyzwalającym strumienie refleksji. Jesteśmy lekarstwem na nudę. Jesteśmy Fantastycznie Nieobliczalni i nie pozwolimy, by magia drzemiąca w każdym z Was odeszła w zapomnienie.
Ekipa Wydawnictwa SQN
WYDAWNICTWO SINE QUA NON romański , kuśnierz , rędziak s . j . ul. tyniecka
30-323
35
kraków
NIP: 677-23-70-289 KRS: 0000428075 REGON: 122628646 KONTAKT
e-mail: biuro@wsqn.pl
tel./faks:
12 261-17-49
www.wsqn.pl
chcesz się z nami skontaktować? napisz do nas!
Dział promocji marketing@wsqn.pl
Dział handlowy handlowy@wsqn.pl
Propozycje wydawnicze propozycje@wsqn.pl
Księgarnia internetowa wydawnictwa www.labotiga.pl
skład katalogu : michał wachuła
fantastyka
komiks
s. 6
s. 52
fantastyka
|8
Endgame. Wezwanie To książka? Nie, to przyszłość rozrywki! Projekt Endgame to multimedialne doświadczenie, w którym rzeczywistość przeplata się z fikcją. Trzy powieści, jedna gra dla miliardów graczy. No i… 3 000 000 dolarów nagrody! Przyszłość nie została jeszcze określona. Dopiero Endgame ją zweryfikuje. W Ziemię uderza seria meteorytów. Tylko garstka wybrańców jest świadoma tego, co to oznacza… W ich żyłach płynie krew starożytnych cywilizacji. W ich rękach znajduje się los świata. Nie mają nadprzyrodzonych zdolności. Nie potrafią latać, nie posługują się magią. Od dziecka szkolono ich, by stali się zabójcami idealnymi. Nadszedł czas. Usłyszeli wezwanie. Rozpoczyna się Endgame! Pierwszy tom trylogii ukazał się równolegle w kilkudziesięciu krajach. Prawa do ekranizacji książki zostały już wykupione przez studio 20th Century Fox. W planach jest również program telewizyjny na zasadach reality show, a także serial, który zapełniałby luki między poszczególnymi filmami. | październik 2014 | 140 x 205 | 512 s. |
cena okładkowa:
36,90 zł
JAMES FREY | amerykański pisarz, założyciel i CEO Full Fathom Five, firmy producenckiej odpowiedzialnej za bestsellerową serię dla młodzieży Dziedzictwa Planety Lorien. NILS JOHNSON - SHELTON | autor bestsellerowych powieści dla dzieci i młodzieży. Wielki fan gier wideo, wspinaczki i długich spacerów.
KATALOG SQN 2015
9|
Endgame. Klucz Niebios Klucz Ziemi został już odnaleziony. Pozostały jeszcze dwa. I dziewięciu graczy. Tylko jeden może zwyciężyć. Toczy się gra o istnienie ludzkości. Aisling Kopp wierzy w niemożliwe: Endgame może zostać powstrzymane. Zanim jednak dociera do domu, przechwytuje ją funkcjonariusze CIA. Wiedzą o Endgame. I mają własny pomysł, jak powinno zostać rozegrane. To pomysł, który może zmienić wszystko. Hilal ibn Isa al-Salt ledwo przeżył atak, który potwornie go okaleczył. Teraz wie o czymś, o czym pozostali gracze nie mają pojęcia. Aksumowie są w posiadaniu sekretu, który może ocalić ludzkość, a nawet pokonać istoty stojące za Endgame. Sarah Alopay zdobyła pierwszy klucz. Niestety kosztowało ją to zbyt wiele. Jedyną rzeczą, która pozwoli jej utrzymać demony z daleka, jest udział w grze. Gra, żeby wygrać. Klucz Niebios – gdziekolwiek jest i czymkolwiek jest – będzie następny. Pozostałych przy życiu dziewięciu graczy nic nie powstrzyma przed jego zdobyciem.
Czytaj książkę Szukaj wskazówek Rozwiązuj łamigłówki
| październik 2015 | 140 x 205 | 512 s. |
cena okładkowa:
36,90 zł
| 10
fragment książki 90 dni Mała Alice Chopra Rezydencja rodziny Chopra, Gangtok, Sikkim, Indie Mała Alice mknie po trawniku na tyłach domu, źdźbła łaskoczą ją w stopy, znad doliny dolatuje do niej zapach płonącego krzewu. Piąstki przycisnęła do bioder i wystawiła łokcie niczym skrzydła. Ugięła kolana, wysunęła głowę i macha rękoma, raz po raz, gdacząc przy tym i szczebiocząc jak ptak. – Tarki, Tarki, Tarki – nawołuje starego pawia, który mieszka z jej rodziną od 13 lat. Tarki spogląda na dziewczynkę, obraca się, stroszy jasne pióra i odpowiada podobnym gdakaniem. Potrząsa ogonem, a Mała Alice pląsa radośnie. Biegnie ku zwierzęciu, które zrywa się do ucieczki. Jest tuż za nim. Surowe rysy Kanczendzangi majaczą w oddali; za zamarzniętymi zboczami kryje się Dolina Życia Wiecznego. Małej Alice nazwa ta nie mówi nic. Za to jej matka Shari dobrze zna sekretną dolinę. Dziewczynka podbiega do Tarkiego, który przystanął przy rododendronie. Od majestatycznego pawia dzieli ją niecały metr, kiedy ten spuszcza łeb, mruga i zaczyna grzebać pazurami pod krzakiem, rozgarniając liście. Mała Alice nachyla się bliżej. – Co tam masz, Tarki? Ptak dziobie ziemię. – Co to?
KATALOG SQN 2015 Tarki zamiera niczym posąg, przekrzywia pochylony łeb i szeroko otwiera ślepia. Mała Alice wyciąga szyję, żeby móc podejrzeć, czym tak zainteresował się jej pupil. Coś tam jest. Coś małego, kulistego i ciemnego. Ptak niespodziewanie wydaje z siebie okropny dźwięk – Iiiiiikkkk – i rzuca się pędem ku domowi. Dziewczynka czuje ukłucie niepokoju, ale nie rusza się z miejsca. Dłońmi odgarnia mięsiste liście i przedziera się przez łodygi. Maca ziemię, podpierając się rękoma, aż znajduje to, czego szukała. Kulka o ciemnej barwie, zakopana do połowy. Perfekcyjnie okrągła. Z dziwnymi żłobieniami. Dotyka jej powierzchni; jest zimna niczym kosmiczna próżnia. Podważa ją palcami i odgarnia ziemię, usypując nieduży kopczyk. Wreszcie wyciąga znalezisko. Podnosi kulkę prawą ręką, ogląda ją i markotnieje. Chłód sprawia jej ból. Promienie słońca przybierają dziwaczną barwę, jaśnieją i jaśnieją, jakby ktoś przepuścił je przez filtr. Po paru sekundach świat staje się nienaturalnie biały, ziemia zaczyna się trząść, a znad wzgórz rozlega się ogłuszający huk, fala uderzeniowa przewala się przez klify i szczyty, muska drzewa, źdźbła trawy i leżące w strumieniu kamienie; przenika wszystko. Mała Alice chce uciekać, ale nie może, jest unieruchomiona, jakby wykopana spod krzaku kulka przymroziła ją do trawnika. Za zasłoną światła, hałasu i gniewu dostrzega idącą ku niej postać. To chyba kobieta. Młoda. Drobna. Jest coraz bliżej. Dziewczynka dostrzega jej bladozieloną skórę, zapadnięte oczy i wykrzywione usta. Żywy trup. Mała Alice upuszcza kulkę, ale nic się nie zmienia, upiór nadal człapie ku niej, dziecko czuje jego śmierdzący ekskrementami, spaloną gumą i siarką oddech. Powietrze zdaje się płonąć. Maszkara sięga po Małą Alice, która chce krzyknąć, zawołać Mamę na ratunek, poprosić o pomoc, o wybawienie, ale z jej gardła nie dobywa się żaden dźwięk. Dziewczynka otwiera szeroko oczy i wreszcie krzyczy. Nie śpi. Mama tuli do siebie mokrą od potu dwulatkę, kołysząc ją delikatnie. – Już dobrze, meri jaan, już dobrze. To tylko sen. Znowu miałaś koszmary. Mała Alice cierpi z ich powodu, odkąd znaleziono Klucz Ziemi. Mała Alice płacze. Shari podnosi ją z pościeli. – Nic ci nie będzie. Nikt cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. I choć Shari powtarza to za każdym razem, kiedy Małej Alice śni się coś złego, nie ma pewności, czy faktycznie mówi prawdę. – Nikomu, skarbie. Ani teraz, ani nigdy.
11 |
| 12 * Sarah Alopay i Jago Tlaloc Crowne Plaza Hotel, Apartament 438, Kensington, Londyn – A to skąd? – pyta Sarah, przejeżdżając palcem po nieładnej, postrzępionej szramie przecinającej policzek Jago. – Z treningu – mówi chłopak, przypatrując się jej uważnie, szukając czegoś, co wskazywałoby, że doszła do siebie. Minęły cztery dni, odkąd Sarah zdobyła ukryty w Stonehenge Klucz Ziemi. Cztery dni od śmierci Chiyoko. Cztery dni temu An Liu skończył z kulą we łbie, a spod starożytnych kamieni wychynęło coś, co powołali do życia. Przed czterema dniami Sarah zabiła Christophera Vanderkampa. Pociągnęła za spust i strzeliła mu prosto w głowę. Od tamtej pory nie odważyła się wypowiedzieć jego imienia. Nawet nie próbowała. I nieważne, ile pocałunków wymieniła z Jago, ile razy oplatała go nogami, ile kąpieli brała, jak długo płakała i jak mocno ściskała Klucz Ziemi, odtwarzając komunikat przekazany światu przez keplera 22b za pośrednictwem telewizji, to i tak nie potrafiła zapomnieć twarzy Christophera. Blond włosów. Pięknych zielonych oczu. I iskry, jaka się w nich tliła, iskry, którą ugasiła, kiedy odebrała mu życie. Odkąd opuścili Stonehenge, Sarah wypowiedziała zaledwie 27 słów, łącznie z powyższymi. Jago martwi się o nią, ale upatruje swoją szansę w tym, że w ogóle się odezwała. – Ale jak to się stało, Feo? – pyta z nadzieją, że to długa historia, że przykuje jej uwagę na jakiś czas, że słowa Jago przyniosą chwilową ulgę, podobnie jak jego ciało. Stara się myśleć o czymkolwiek innym, oby tylko nie wracać do tego, co się stało, do kuli, którą wpakowała mu w czaszkę. Jago chętnie odpowiada. – Miałem dwanaście lat, kozaczyłem. Szykowałem się do stoczenia trzeciej prawdziwej bitki na noże, a poprzednie dwie wygrałem z palcem w nosie. Moim pierwszym przeciwnikiem był dwudziestopięcioletni eks-Gracz, który zdążył już zapomnieć, jak się ruszać. Potem rzucili na mnie obiecującego przydupasa mojego Papi, ogromnego dziewiętnastolatka, na którego mówiliśmy Ladrillo. Sarah pieści szpetną, ciągnącą się przez policzek bliznę, przypatrując się szczęce chłopaka, gdzie, jak sądzi, sięgnęło ostrze. – Ladrillo – powtarza po nim, delektując się nowym słowem. – Co to znaczy?
KATALOG SQN 2015 – „Cegła”. I właśnie taki był. Ociężały, twardy i durny. Wymanewrowałem go, nie mógł za mną nadążyć i zanim się ruszył, było po zawodach. Sarah wydaje z siebie nieprzekonujący, słaby chichot, pierwszy od czasu Stonehenge. Uśmiecha się. Chłopak mówi dalej. – Potem biłem się z dzieciakiem niewiele starszym ode mnie. Mniejszym. Nie znałem go, podobno przyjechał z Rio. Nie był ani Peruwiańczykiem, ani Olmekiem. Jago rozumie, że Sarah dokładnie tego potrzebuje – aby gadał o sobie. Musi uciec myślami od tego, co zrobiła: zabiła swojego chłopaka, odnalazła Klucz Ziemi i rozpoczęła Zdarzenie, przypieczętowując los miliardów. Dalsza gra, walka, ruch czy strzelanie pewnie sprawdziłyby się lepiej, jednak na razie paplanie musi wystarczyć. – Chłopak dorastał w fawelach, był chudy, żylasty, jego mięśnie przypominały kable owinięte wokół kości. Szybki jak jasna cholera. Nie powiedział niczego poza: „Cześć” i „Powodzenia następnym razem”. Ale był bystry. Cudowne dziecko noża, dokładnie wiedział, jak uderzyć. Nie tyle go nauczono, co się z tym urodził. – Jakbyś mówił o sobie. – Bo on był jak ja. – Uśmiecha się. – Miałem walczyć ze swoim lustrzanym odbiciem, kiedy ja ciąłem, on też ciął. Tak parowaliśmy ciosy, kontratakując. Nigdy nie miałem do czynienia z kimś takim, nie sposób go porównać ani do żadnego z byłych Graczy, ani do mojego Papi. Jakbym walczył ze zwierzęciem. Polegał na czystym instynkcie, nie myślał, działał, po prostu rzucał się do ataku. Biłaś się z dzikimi zwierzętami? – Tak, z wilkami. Są najgorsze. – Masz na myśli wilka? – Nie, wilki. Liczba mnoga. – Bez pistoletu? – Bez. – Nie ćwiczyłem z wilkami. Z psami tak, ale nie z wilkami. Raz z pumą. – Chciałabym powiedzieć, że mi zaimponowałeś, Feo, ale tak nie jest. – Już i tak dobrałem ci się do majtek, Alopay – Jago sili się na żart. – Nie muszę się starać. Dziewczyna uśmiecha się i wymierza mu pod kołdrą kuksańca. Kolejny znak, że być może dochodzi do siebie. – Tak czy inaczej, nie mogłem go trafić. Zasady były jasne: do pierwszej krwi. Zobaczysz czerwień i koniec. Proste.
13 |
| 14 – Ale twoja blizna… cięcie musiało być głębokie. – Si. Bo byłem głupi, nadziałem się na nóż. Miałem sporo szczęścia, gdyby mnie wtedy nie ciachnął, pewnie by mnie zabił. A i tak prawie straciłem oko. Sarah kiwa głową. – Czyli czerwień, krew i koniec. Mówi: „Powodzenia następnym razem” i odchodzi? – Musieli mnie zszyć, ale tak. I oczywiście mogłem jedynie pomarzyć o znieczuleniu. – Znieczulenie? A co to? Jago posyła jej szeroki uśmiech. – Dokładnie. Pieprzone Endgame. – Ano, pieprzone Endgame – powtarza Sarah, nie zdradzając żadnych emocji. Przewraca się na plecy i gapi w sufit. – Spotkałeś go jeszcze? Jago milczy przez chwilę. – Si – mówi powoli, sącząc kolejne słowa. – Niecały rok później. Zaledwie dwa dni przed moimi urodzinami, na chwilę przed tym, zanim zacząłem spełniać warunki uczestnictwa. – I? – Był jeszcze szybszy, ale i ja się sporo nauczyłem, nie zostawałem w tyle. – Przelałeś pierwszą krew? – Nie. Mieliśmy ostrza, ale po paru minutach uderzyłem go w gardło, miażdżąc tchawicę. Kiedy padł na ziemię, jeszcze docisnąłem mu gardło stopą. Ani kropli krwi. Nadal pamiętam jego oczy. Nierozumiejące, skonfundowane, jak u postrzelonego z daleka zwierzęcia, które nie może pojąć, co zrobiłeś. Zrobiłem coś sprzecznego z jego naturą. Chłopak z faweli był najlepszym nożownikiem, jakiego spotkałem. Ale nie miał pojęcia, że do zasad nie trzeba się stosować. Sarah milczy. Przewraca się na bok, twarzą do Jago. Leżę w łóżku z mordercą, myśli. Sama nim jestem, dopowiada. – Przepraszam, Sarah. Nie chciałem… – Też to zrobiłam. – Bierze głęboki oddech. – Bo jego zasady również mnie nie obowiązywały. Podjęłam decyzję. Zabiłam go. Zabiłam… Christophera. I już. Powiedziała to. Zaczyna drżeć, jakby ktoś przełączył przycisk. Podciąga kolana pod brodę i zaczyna łkać. Jago gładzi dłonią obnażone plecy dziewczyny, choć wie, że ten gest nie przyniesie jej pociechy.
KATALOG SQN 2015 Olmek nie miał najlepszego zdania o Christopherze, ale wie, że Sarah go kochała. Kochała i zabiła. Nie jest pewien, czy dałby radę zrobić to co ona. Czy potrafiłby zastrzelić swojego najlepszego przyjaciela? Zabiłby Jose, Tiempo lub Chango? Posłałby kulkę ojcu lub, co gorsza, matce? Nie umie odpowiedzieć. – Musiałaś to zrobić, Sarah – szepcze. Odkąd zameldowali się w hotelu, pocieszał ją w ten sposób już 17 razy, przeważnie tylko po to, żeby przerwać uciążliwe milczenie. I zawsze jego słowa brzmiały pusto. Teraz może nawet bardziej pusto niż zwykle. – Nie dał ci wyboru. Zrozumiał, że Endgame i tak go uśmierci, wolał więc zginąć, pomagając tobie. Bo pomógł ci, Sarah, poświęcił się dla twojego ludu. A to błogosławieństwo. Gdybyś zrobiła to, czego chciał od ciebie An, Chiyoko zdobyłaby Klucz Ziemi i była na dobrej drodze do zwycię… – I DOBRZE! – wykrzykuje Sarah. Nie może się zdecydować, co jest gorsze: odebranie życia ukochanemu czy zaciśnięcie dłoni na Kluczu Ziemi, który ofiarowało jej Stonehenge. – Chiyoko też nie powinna umrzeć – szepcze. – A na pewno nie tak. Była zbyt dobrym Graczem, zbyt silnym… Nie… niepotrzebnie do niego strzeliłam. – Bierze głęboki oddech. – Jago… wszyscy… wszyscy… zginą przeze mnie. Kuli się niczym embrion. Jago stuka palcami wzdłuż jej kręgosłupa. – Nie wiesz tego – mówi. – Żadne z nas nie wie. Robiłaś to, co powiedział kepler 22b. Po prostu grałaś. – Tak, grałam – sarka. – Aisling odkryła, co się święci… Chryste, czemu nie strzelała celniej? Czemu nas nie zdjęła, kiedy miała okazję? Jago również sporo myślał o Aisling, choć nie o tym, dlaczego nie zestrzeliła ich samolotu. Bardziej interesuje go, co chciała im powiedzieć. – Gdyby trafiła, Christopher i tak byłby martwy – zauważa. – Ty i ja również. – E tam… – odbąkuje Sarah, jakby wszystko było lepsze od tego, co przytrafiło im się po opuszczeniu Włoch. – Po prostu grałaś – powtarza. Przez parę minut żadne z nich się nie odzywa. Sarah popłakuje cichutko. Jago głaszcze ją po plecach. Jest pierwsza w nocy, na dworze kropi, opony aut osobowych i ciężarówek szurają po mokrej jezdni. Co jakiś czas nad miastem przelatuje samolot kierujący się na lotnisko Heathrow. Z daleka rozbrzmiewa gwizd, jakby z łodzi. Syrena policyjna. Pijacki śmiech rozbawionej czymś kobiety. – Jebać keplera 22b, jebać Endgame i jebać granie – rzuca Sarah.
15 |
| 16 Ale przestaje płakać. Dłoń Jago opada na kołdrę. Oddech dziewczyny uspokaja się i po kilku minutach Sarah zasypia. Jago wyślizguje się z łóżka. Staje pod prysznicem i pozwala wodzie swobodnie ściekać po swoim ciele. Myśli o oczach tamtego nożownika, o tym, co w nich zobaczył, kiedy wyduszał z niego życie; o tym, co sam czuł, zabijając. Wychodzi z brodzika i wyciera się ręcznikiem. Bezszelestnie zakłada ubranie i wymyka się z pokoju hotelowego, zamykając za sobą drzwi. Sarah ani drgnie. – Hola, Sheila – wita się z recepcjonistką w lobby. Jago zapamiętał imiona wszystkich pracowników hotelu i przylegającej do niego restauracji. Poza Sheilą pracują tutaj Pradeet, Irina, Paul, Dmitri, Carol, Charles, Dimple i siedemnaście innych osób. Wszyscy są przeklęci. Z winy Sarah. Z jego winy. Z winy Chiyoko, Ana i innych Graczy. Z winy Endgame. Wychodzi na Cromwell Road i naciąga kaptur. Cromwell, myśli. Znienawidzony purytański lord protektor Republiki Angielskiej ery bezkrólewia. Człowiek tak lżony i piętnowany, że Karol II nakazał wykopać jego ciało, aby można było je okaleczyć i znowu pogrzebać. Na kij, który przez całe lata stał przed pałacem westminsterskim, nabito obciętą głowę Cromwella i złorzeczono jej, pluto na nią i przeklinano, aż wyschła i się skurczyła. Gniła zaledwie parę mil od miejsca, w którym teraz znajdował się Jago, niedaleko ulicy nazwanej imieniem uzurpatora. Dlatego walczą. Dla diabłów pokroju Cromwella i libertyńskich władców jak Karol II, ich nienawiści, potęgi i politycznych gierek. Zaczyna się zastanawiać, czy warto. Ale nie może sobie na to pozwolić. Zakazano mu. „Jugadores no se preguntan – powiedziałby ojciec, słysząc jego myśli. – Jugadores juegan”. Si. Jugadores juegan. Chowa ręce do kieszeni i kieruje się ku Gloucester Road. Zza rogu wychodzi mężczyzna – wyższy od niego o 15 centymetrów i cięższy o 20 kilogramów – i uderza Jago barkiem. Chłopak obraca się lekko, ledwie unosząc głowę. – Ej, uważaj se! – rzuca przechodzień, od którego czuć piwem i złością. Miał nie najlepszy wieczór i chce odreagować. – Przepraszam, facet – mówi Jago, imitując akcent z południowego Londynu.
KATALOG SQN 2015 – Bawi cię to? – pyta mężczyzna. – Zgrywasz twardziela? Bez ostrzeżenia zamachuje się na chłopaka pięścią wielkości tostera. Jago odchyla się, ledwie unikając ciosu, który niechybnie wylądowałby na jego nosie. Tamten nie rezygnuje i podejmuje kolejną próbę, ale Jago uskakuje. – Szybka z ciebie pizdeczka – mruczy mężczyzna. – Skończmy się pierdolić, wyciągaj łapy z kieszeni i stawaj. Olmek uśmiecha się, odsłaniając zęby z diamentowymi koronkami. – Nie muszę. Napastnik daje krok w przód, a Jago doskakuje, nadeptując piętą na jego stopę. Mężczyzna wydaje z siebie okrzyk bólu i próbuje chwycić chłopaka, ale Gracz wymierza mu kopniak w brzuch. Ręce Jago nadal spoczywają w kieszeniach. Olmek odwraca się i rusza w stronę otwartego całą dobę Burger Kinga. Nagle nabrał ochoty na cheeseburgera z bekonem. Gracze muszą jeść, nawet jeśli mają już dość Endgame. Słyszy, że mężczyzna wyciąga coś z kieszeni. Nie odwracając głowy, mówi: – Odłóż ten nóż. Napastnik zamiera. – Skąd wiesz, że mam nóż? – Słyszę. Czuję. – Pieprzysz – szepcze łobuz, rzucając się naprzód. Metal błyszczy srebrzyście w świetle ulicznej latarni. Jago, nadal nie wyjmując rąk z kieszeni, unosi nogę i kopie do tyłu, trafiając mężczyznę w żebra. Nóż celuje w pustkę. Chłopak uderza przeciwnika stopą w pachwinę, po czym przygważdża dłoń mężczyzny do chodnika; jego nadgarstek uderza o ziemię. Jago nadeptuje na rękę oprycha, a gdy ten nareszcie wypuszcza broń, czubkiem buta kopie ją w stronę ulicy. Ostrze spada z krawężnika i z brzękiem znika w studzience kanalizacyjnej. Napastnik jęczy z bólu. Pieprzony chudzielec dał mu wycisk, nawet nie wyciągając rąk z kieszeni. Jago uśmiecha się, obraca i wznawia marsz. Burger King. Si. Jugadores juegan. Ale muszą też coś jeść.
17 |
| 18
The Walking Dead Żywe Trupy. Zejście Po śmierci Gubernatora Woodbury znów jest wolne. Jednak życie wcale nie stało się łatwiejsze – do miasta zmierza bowiem horda żywych trupów. Największa, jaką kiedykolwiek widziano. Mieszkańcy zawierają porozumienie ze stacjonującą nieopodal grupą ocalałych pod przywództwem charyzmatycznego kaznodziei. Ci w zamian za pomoc są gotowi przyłączyć się do walki. Garstka wycieńczonych ludzi musi stanąć naprzeciw tysięcy wygłodniałych zombie. Musi się nauczyć współpracować i… ufać sobie nawzajem. Pełna zaskakujących zwrotów akcji opowieść o odwadze i szaleństwie – cechach, które trudno odróżnić w sytuacjach naprawdę kryzysowych. Przekonujące studium psychiki ludzi poddanych traumatycznym wydarzeniom.
| wrześień 2015 | 140 x 205 | 336 s. |
cena okładkowa:
34,90 zł
ROBERT KIRKMAN | autor komiksowej miniserii Battle Pope, a także Invincible należącego do gatunku superbohaterskiego. Status jednego z najlepszych i najbardziej pożądanych scenarzystów przypieczętował serią The Walking Dead. JAY B O N A NSIG N A | jeden z najbardziej pomysłowych autorów thrillerów. Autor powieści Perfect Victim, Shattered, Twisted i Frozen.
KATALOG SQN 2015
| 20
fragment książki JEDEN Cichy poranek stwarza pozory spokoju, lecz ta spalona doszczętnie łupina, jeszcze niedawno mogąca nazywać się miasteczkiem, niedługo będzie się nim cieszyć, podgryzana przez nadciągające kłopoty, które, przynajmniej z początku, nawarstwiają się niezauważone przez mieszkańców. Rozchodzi się miarowe walenie młotków i zgrzytanie pił. Niesione wiatrem nawoływania stają się coraz śmielsze. Sprzyjające pracy, zadziwiająco przyjemne zapachy drzewnego dymu, smoły i kompostu wypełniają ciepłe powietrze. Atmosfera odnowy – może nawet nadziei – jest niemalże namacalna. Nieznośny upał już daje się mocno we znaki, choć od lata dzieli pracujących dobry miesiąc albo nawet i dwa, bowiem dzikie róże rosnące chętnie przy niszczejących torach kolejowych jeszcze nie zmarniały, a niebo ma, jak zwykle w tej części kraju w ostatnich tygodniach wiosny, charakterystyczną, intensywną barwę jaja rudzika. Zdopingowani przez burzliwy upadek reżimu, a także realną możliwość demokratycznej koegzystencji, zgodnego życia pośród ruin cywilizacji dotkniętej przez śmiertelną epidemię, obywatele Woodbury w stanie Georgia – położonego około osiemdziesięciu kilometrów od Atlanty małego kolejowego miasteczka, z którego pozostały jedynie okopcone budynki i podniszczone, spękane, zaśmiecone ulice –
KATALOG SQN 2015 zrekonstruowali swoją niedużą społeczność niczym łańcuch DNA, tym razem formując trwalszy, silniejszy organizm. Lilly Caul jest bezpośrednią przyczyną tego swoistego renesansu. Jednak ta szczupła, urodziwa, zaprawiona w boju młoda kobieta o kasztanowych włosach i twarzy w kształcie serca niechętnie stanęła na czele osiedla. Jej głos rozlega się z każdego zakątka miasteczka, niesiony przez łagodną bryzę, która nadaje mu autorytarny ton i unosi nad wierzchołki dębowego zagajnika i topoli porastających promenadę ciągnącą się na zachód od toru wyścigowego. Zdaje się, że słychać ją z otwartych okien, alejek i zakamarków areny, kiedy rozprawia z werwą godną florydzkiego agenta nieruchomości próbującego opchnąć stojącą na nabrzeżu posiadłość. – Zabezpieczona strefa nie jest duża, muszę to przyznać – mówi otwarcie niezidentyfikowanemu słuchaczowi – ale planujemy ją poszerzyć i przesunąć tamto ogrodzenie przynajmniej o długość jednego budynku na północ, a z tamtej strony, na południu, może nawet o dwa albo trzy, i niedługo doczekamy się tutaj miasta w mieście, gdzie dzieciaki podczas zabawy nie będą musiały drżeć o swoje życie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pewnego dnia staniemy się niezależni i samowystarczalni. Motywujący monolog Lilly rozchodzi się echem po osiedlu i penetruje każdy kącik miejskiego stadionu, jeszcze niedawno będącego królestwem nieokiełznanego szaleństwa – organizowano tam bowiem krwawe walki – gdzie pod kratką odpływową uwięziona jest ciemna postać, której zwęglona twarz odwraca się w kierunku, skąd dochodzi głos, z mechaniczną nagłością talerza satelitarnego odbierającego sygnał z przestrzeni kosmicznej. Chudzielec ten niegdyś pracował na farmie, lecz po śmierci jego mięśnie zwiotczały, a gęsta czupryna słomianych włosów znacznie się przerzedziła. Ożywiony truposz z poczerniałą od płomieni twarzą wpadł przez uszkodzoną kratkę podczas niedawnego zamieszania, które ogarnęło dotknięte pożarem miasteczko, i od tamtej pory – a minął już tydzień – siedzi tam, przez nikogo niezauważony, taplając się w błocie, ciemności i smrodzie. Stonogi, żuki i inne robactwo łazi niestrudzenie po jego trupio bladej twarzy i podartych jeansach, których materiał jest tak poprzecierany, że ledwie można go odróżnić od martwej skóry. Zbłąkany szwendacz, pojmany niegdyś przez okrutnych gladiatorów zaszczycających arenę swoją obecnością, jest tylko jednym ze
21 |
| 22 zmartwień, z których istnienia nie zdają sobie jeszcze sprawy mieszkańcy miasteczka, łącznie z Lilly, a które okażą się brzemienne w skutkach. Głos dziewczyny staje się głośniejszy z każdym krokiem. Panna Caul zbliża się do areny, a za nią słychać szuranie jeszcze kilku par stóp. – Pewnie zadajecie sobie pytanie: „Czy mam przywidzenia, czy kiedy nikt nie patrzył, nad miasteczkiem przeleciał gigantyczny latający spodek?”. Oto tor wyścigowy w Woodbury, który określić można pozostałością z dawnych, szczęśliwszych lat, gdy w piątkowe popołudnie do pełni szczęścia ludziom wystarczał kubełek smażonego kurczaka i gromada nacierających na siebie starych aut, plujących obficie spalinami. Nadal dumam, co z nim zrobić… ale myślimy nad urządzeniem tam ogromnego publicznego ogrodu. Martwy farmer kryjący się w śmierdzącym bajorze przepustu ściekowego ślini się na perspektywę rychłego kontaktu z żywą tkanką. Zaczyna bezwarunkowo kłapać szczęką, zgrzyta cichutko zębami i przysuwa się do ściany kanału, ślepo macając powietrze, jakby chciał schwytać promienie słońca przeciskające się przez kratę. Przez cienkie żelazne pręty patrzy na cienie siedmiorga idących w jego stronę ludzi. Pchany instynktem, przypadkowo opiera prawą stopę na kępie trawy porastającej kruszące się cegły. Szwendacze nie potrafią się wspinać, nie kieruje nimi cel inny niż bezmyślna konsumpcja, nie czują nic poza głodem, ale ten trup nieoczekiwanie znajduje odpowiednie podparcie i dosięga krawędzi kratki, przez którą poprzednio spadł. I kiedy jego mlecznobiałe, okrągłe jak guziki oczy nareszcie mogą wyjrzeć poza ciemność studzienki, natychmiast skupiają się na najbliższej postaci: małej dziewczynce w łachmanach, ośmio-, może dziewięcioletniej, która idzie z grupą dorosłych, przy Lilly, z naiwną, szczerą ciekawością wypisaną na umorusanej twarzy. Czający się pod ziemią trup spina się jak ludzka sprężyna, wydając przy tym niski warkot niczym zatarty silnik, jego martwe mięśnie drgają, pobudzone sygnałami przesyłanymi przez ożywiony system nerwowy. Poczerniałe, pozbawione warg usta odlepiają się od pokrytych nalotem zielonych zębisk, ślepia przypominające mleczne koncentrują się na ofierze. *** – Prędzej czy później usłyszycie pewne plotki – mówi Lilly do swoich wymizerowanych gości, przechodząc zaledwie centymetry od kratki odpływowej.
KATALOG SQN 2015 Kobieta oprowadza niedużą grupę, na którą składa się rodzina nazwiskiem Dupree – wychudzony, na oko czterdziestoletni ojciec Calvin, jego zabiedzona żona Meredith i troje obdartusów: dwunastoletni Tommy, dziewięcioletnia Bethany i pięcioletni Lucas. Klan Dupree zawitał do miasteczka Woodbury zeszłej nocy w poobijanym kombi, fordzie LTD. Padali z niedożywienia, stąpając po cienkiej granicy życia i śmierci; praktycznie odbijało im z głodu. Lilly się nimi zaopiekowała. Osiedle potrzebuje rąk do pracy, nowych mieszkańców, świeżej krwi, ludzi, którzy pomogą temu miejscu rozkwitnąć i wezmą na swoje barki trudne zadanie zbudowania zgodnej społeczności. – Równie dobrze możecie usłyszeć je ode mnie – dodaje Lilly, przystając. Ma na sobie uniwersytecką bluzę z kapturem i podarte jeansy, kciuki zatknęła za pas z bronią. Choć ledwie przekroczyła trzydziestkę, na jej twarzy odcisnęło się piętno ostatnich miesięcy, znacznie ją postarzając. Czerwonawe pukle spięła w koński ogon, jej orzechowe oczy lśnią, a iskierka błyszcząca w mroku źrenicy zdradza po części nieprzeciętną inteligencję, a po części doświadczenie godne zaprawionego w boju wojownika, który widział już niejedno. Dziewczyna ogląda się przez ramię i woła do siódmej, stojącej za nią postaci: – Chcesz im opowiedzieć o Gubernatorze, Bob? – Niekoniecznie – mówi starszy mężczyzna o umęczonym uśmiechu rozświetlającym jego pooraną zmarszczkami, szorstką twarz; ciemne włosy zaczesał do tyłu, odsłaniając pożłobione istnymi koleinami czoło. Pas z amunicją przerzucił przez mokrą od potu batystową koszulkę. Bob Stookey, mimo że ma przeszło metr osiemdziesiąt wzrostu, garbi się, przygnieciony ciągłym zmęczeniem charakterystycznym dla trzeźwiejącego pijaczyny, którym w rzeczywistości jest. – Ty gadaj, Lilly, dziecino. – Okej… no więc… przez większą część roku – zaczyna mówić kobieta, patrząc to na jednego członka rodziny Dupree, to na drugiego; chce w ten sposób podkreślić wagę słów, jakie zaraz wypowie – całe to miasto musiało znosić tyranię niebezpiecznego człowieka imieniem Philip Blake. Sam wolał nazywać się Gubernatorem. – Pozwala sobie na krótkie westchnięcie, ni to śmiech, ni to wyraz zdegustowania. – Tak… zdajemy sobie sprawę z ironii. – Bierze oddech. – Tak czy inaczej… był zwyczajnym socjopatą, paranoikiem cierpiącym na urojenia. Jednak jakoś dawał sobie radę. Trudno mi to przyznać, ale… przynajmniej przez jakiś czas wydawał się większości z nas złem koniecznym.
23 |
| 24 – Przepraszam… eeee… Lilly, prawda? – odzywa się Calvin Dupree. Nieduży, żylasty mężczyzna o bladej karnacji i mięśniach robotnika ma na sobie wiatrówkę tak brudną, że mogłaby uchodzić za fartuch rzeźnika. Lecz jego oczy są czujne, emanuje z nich ciepło i otwartość, choć jest człowiekiem małomównym, jak bodaj każdy, kto odczuwa trudy błąkania się Bóg jeden wie jak długo po pustkowiach. – Nie jestem pewien, co chcesz przez to powiedzieć – mówi, oglądając się na żonę. – To znaczy… jesteśmy wdzięczni za gościnę i tak dalej, ale dokąd zmierzasz? Meredith wbija wzrok w chodnik, przygryzając wargę. Niska kobiecina w podartej letniej sukience sprawia wrażenie szarej myszki. Odkąd tutaj przyjechali, odezwała się może ze trzy razy, nie licząc pochrząkiwań i przytaknięć. Ostatniego wieczoru zostali nakarmieni, Bob udzielił im pierwszej pomocy, po czym udali się na spoczynek. Żona kręci się teraz, niespokojna, czekając, aż Calvin dopełni patriarchalnego obowiązku. Za jej plecami dzieci patrzą po sobie wyczekująco. Każde z nich wydaje się oszołomione, zbzikowane, jakby bały się byle szmeru. Dziewczynka, Bethany, stoi tylko parę centymetrów od feralnej kratki odpływowej, ssie kciuk, a pod pachą ściska podniszczoną lalkę, zupełnie nieświadoma grozy przyczajonej w ciemnościach kanału. Od paru dni smród bijący ze ścieku – natychmiastowo rozpoznawalny odór gnijącego mięsa, jaki roznoszą szwendacze – brano za fetor starych nieczystości, a ciche powarkiwanie uznano za pogłos szumiącego generatora. Trupowi udało się wcisnąć powykrzywiane jak szpony paluchy pomiędzy pręty kratki, gnijące paznokcie już niemal zahaczają się o rąbek dziecięcej sukienki. – Rozumiem wasze zmieszanie – mówi do Calvina Lilly, patrząc mu prosto w oczy. – Nie znacie nas, niczego o nas nie wiecie. Pomyślałam po prostu… że nie będziemy niczego kryć. Pełna jawność. Gubernator wykorzystywał ten tor jako… arenę. Gladiatorzy walczyli tutaj z kąsaczami, zapewniając ludziom rozrywkę, nic miłego. Niektórzy z nas nadal wzdrygają się na samą myśl. Ale przejęliśmy całe to miasteczko i oferujemy wam schronienie, bezpieczne miejsce do życia. Chcemy, abyście tutaj zamieszkali. Na stałe. Calvin i Meredith Dupree wymieniają spojrzenia, kobieta z trudem przełyka ślinę, nadal wpatrzona w ziemię. Na twarzy jej małżonka maluje się dziwaczny grymas – niemal tęskny. Mężczyzna odwraca głowę i zaczyna mówić:
KATALOG SQN 2015 – Lilly, to bardzo hojna propozycja, ale również chcę być z tobą szczery i… Przerywa mu skrzypienie zapadającej się, pordzewiałej kratki i dziewczęcy, pełen strachu pisk. Rzucają się w stronę dziecka. Bob sięga po swoje magnum .357. Lilly jest już w połowie drogi do dziewczynki, paroma susami przesadza popękany chodnik. Czas jakby stanął w miejscu.
25 |
| 26
THE WALKING DEAD ŻYWE TRUPY Upadek Gubernatora część druga
Imperium Philipa Blake’a chwieje się w posadach. Z mozołem wznoszone mury rozpadają się w proch. Upadek Gubernatora, okupiony krwią, potem i łzami, staje się faktem. Rick, Glen i Michonne otworzyli ostatni rozdział historii sadystycznego tyrana. Philip Blake został zmuszony uwolnić drzemiącego w nim potwora. Kreśli linię frontu pomiędzy swoimi poplecznikami a zdesperowanymi mieszkańcami pobliskiego więzienia. Już wkrótce dopełni się los ocalałych. Bądźcie świadkami prawdziwego końca.
| listopad 2014 | 140 x 205 | 296 s. |
cena okładkowa: 34,90 zł dotyczy wszystkich części
KATALOG SQN 2015
Upadek Gubernatora część perwsza
| luty 2014 | 140 x 205 | 248 s. |
27 |
Narodziny Gubernatora
Droga do Woodbury
| listopad 2011 | 135 x 205 | 364 s. |
| marzec 2013 | 135 x 205 | 320 s. |
| luty 2014 | 125 x 195 | 336 s. |
| marzec 2015 | 125 x 195 | 320 s. |
zobacz też wydania w nowej oprawie graficznej!
| 28
Dopóki nie zgasną gwiazdy
| czerwiec 2015 | 140 x 205 | ok. 400 s.
cena okładkowa:
34,90 zł
Przetrwaliśmy… Na jak długo? Kiedyś przecież nadejdzie koniec świata, pogasną gwiazdy i wszystko dobiegnie kresu, nawet życie ich nieznanego ojca. Po Upadku nic nie wygląda tak jak wcześniej. Lód i śnieg pochłonęły cały świat. Po ziemi stąpają wygłodniałe bestie, niebem nie rządzą już ptaki. Miasta stoją niemalże puste – jedynie złomiarze przeszukują je w pogoni za cennymi artefaktami. Śnieżne pustkowia i dzikie ostępy leśne przemierzają grupy myśliwych desperacko walczących o pożywienie. Pozostali przy życiu ludzie przenieśli się wysoko w góry, gdzie trzymają się ułudy bezpieczeństwa. Doskonale wiedzą, że biada tym, których dopadną światła na przełęczy. W takiej rzeczywistości przyszło żyć Kacprowi – młodzieńcowi, który nawet nie przypuszcza, jakie piekło zgotował mu los. Pogoń za ambicją oraz poczucie obowiązku wobec bliskich każą mu opuścić znaną okolicę i wyruszyć w podróż życia. A światła czekają na nieostrożnych wędrowców… Wejdź do świata, gdzie przetrwają tylko najsilniejsi.
PIOTR PATYKIEWICZ | polski autor fantastyki. Zadebiutował w 1996 roku opowiadaniem Czorty opublikowanym w piśmie „Fenix”. W 2006 roku wydał swoją debiutancką powieść Zły brzeg.
KATALOG SQN 2015
29 |
| 30
fragment książki Stach położył dłoń na ramieniu brata, obrócił go ku sobie. – Nie każ mi żałować, że pozwoliłem ci iść ze sobą. – W chwiejnym oświetleniu jego twarz wydawała się obca. – Trzymaj się blisko, nie zadawaj głupich pytań i nie rób nic bez pozwolenia. Jasne? Kacper skwapliwie skinął głową gotów przyrzec wszystko, byle tylko wejść wreszcie do tego zakazanego dla niewtajemniczonych świata. Zdawał sobie sprawę, że Stach postępuje wbrew obyczajowi, zabierając kogoś tak młodego na górę; właściwie szesnastoletni wyrostek nie powinien nawet zbliżać się do schodów. Gdyby coś poszło nie tak, sygnalista nie usprawiedliwiłby się łatwo przed starszyzną. Stromy korytarz był tak wąski, że nie mogli iść obok siebie. Stach wziął lampkę i ruszył pierwszy, wypełniając barczystymi plecami niemal całą przestrzeń. Każdy nieostrożny krok na poszczerbionych, wyślizganych stopniach groził upadkiem. W miarę jak szli, robiło się coraz zimniej, na ścianach i na sklepieniu bielały płaty szronu. Chłód schodów dawał się odczuć nawet poprzez skórzane podeszwy, oddech palił mrozem. To było bardzo długie, żmudne podejście pośród monotonii z grubsza ociosanych ścian, bez jakichkolwiek szczegółów, na których można by zawiesić wzrok.
KATALOG SQN 2015 Przez cały czas Kacper widział przed sobą tylko parę najbliższych stopni i czarną sylwetkę brata, którą okalała drżąca poświata lampy. Gdy spojrzał za siebie, zdawało mu się, że zagląda w mroczną studnię bez dna. Wiatr świstał coraz głośniej, furkocząc, przechodząc raz po raz z wysokich gwizdów w niskie burczenie. Mniej więcej w połowie drogi napotkali schodzącego ze służby drugiego sygnalistę z pomocnikiem. Kacper nie potrafił nawet rozpoznać rysów ich twarzy. Tylko oczy bielały w czarnych obwódkach sadzy. Minęli się w ciasnocie korytarza, wymieniając ciche pozdrowienia; tamtym pilno było do ciepłej kąpieli, łyka kumysu i snu. Mimo ziąbu, gdy wreszcie dotarli na miejsce, Kacper był spocony. – Uwaga, pochyl głowę! – rzucił Stach. Zza małych, żelaznych drzwiczek buchnęła mocna woń spalenizny. Chłopiec miał poczucie, że wchodzi do wnętrza wygaszonego pieca; wiedział, że to komora sygnalizatorni. Z wypiekami na twarzy stanął pośrodku długiej na kilkadziesiąt kroków kiszki pieczary. Osmalone ściany lśniły jak czarne szkło. – Gdzie palenisko? – zmrużył oczy. – W głębi komory. – Sygnalista powiesił lampę na wbitym w sklepienie haku. Podeszli tam, wzbijając każdym krokiem szary pył. Chłopiec po raz pierwszy patrzył na to wszystko, co znał jedynie z opowiadań. Palenisko było wykutym w podłożu zagłębieniem o szerokości jakichś pięciu kroków, pełnym popiołów jeszcze ciepłych po nocy; ponad nim rozwierała się czarna paszcza dymnika przegrodzona grubą kratą. Po bokach wydłużonej jaskini ziały obszerne wnęki, gdzie składowano opał. – A to co? – Dotknął zwisającego przy ścianie łańcucha, którego drugi koniec znikał w głębi wywierconego w sklepieniu otworu. – Zostaw! Wyżej jest duża cysterna. Czasem zdarza się, że trzeba szybko wygasić palenisko. Jeśli pociągniesz za łańcuch, otworzy się upust. – Woda nie zamarza? – Zamarza, ale niedługo będzie tam tak ciepło, jakbyś kocioł postawił na piecu. Przeciwległy do paleniska kraniec komory zasłaniała ciężka, żelazna kurtyna pełna guzowatych ćwieków; obok ze ściany sterczał drewniany pulpit z kartką papieru, przyszpiloną na rogach, aby nie porwał jej wiatr, i ołówek. Kacper wiedział, że po drugiej stronie rozpościera się otwarty, mroźny bezkres. Nie dobiegał stamtąd żaden odgłos, zamieć huczała tylko w okopconej gardzieli dymnika. – Kiedy otworzysz? – zapytał z przejęciem.
31 |
| 32 – Jak przyjdzie czas. Najpierw posprzątaj tu. Drżącymi dłońmi Kacper wyjął z ukrytej we wnęce skrzyni ubranie ochronne pomocnika sygnalisty – sztywny jak blacha skórzany fartuch, ciężkie buciory z cholewami sięgającymi powyżej kolan, rękawice o jednym palcu i kaptur zasłaniający niemal całą twarz. Gdy miał już to wszystko na sobie, poczuł się ciężki i niezdarny, ale z gorączkowym zapałem zabrał się do pracy. Szybko zrozumiał, że to o wiele trudniejsze zadanie, niż mogłoby się wydawać. Wybierał popiół z paleniska szeroką szuflą i zrzucał do otworu zsypowego, z odrazą wdychając zatęchły smród, który bił z mrocznej czeluści. Gdy dogrzebał się w końcu do dna zagłębienia, jego ramiona omdlewały z wysiłku, a w zębach trzeszczał gorzki pył. Otarł mokrą twarz rękawem, rozmazując na policzkach smugi sadzy. – Zrobione – odetchnął. Stach drzemał we wnęce na kupie starych, potarganych worków. Spojrzał jednym okiem spod futrzanej czapy i postękując, obrócił się na drugi bok. – Dobra. Teraz ułóż drewno. Tylko porządnie, bo zaczniesz wszystko od początku. Następne godziny wyssały z Kacpra prawie wszystkie siły. Brał ze składu po jednym pękatym klocu, zarzucał na kark, dźwigał do paleniska i układał równo na rosnącym stosie. Było mu źle w zbyt luźnych rękawicach, ale kiedy próbował pracować bez nich, szybko zdarł skórę na dłoniach do krwi. Spoglądał na wystające z wnęki stopy brata, rzęził, kwękał, klął pod nosem, ale nie ustawał. Nabrał zupełnie nowego wyobrażenia o fachu sygnalisty. Nie było w tej robocie ani krzty poczucia obcowania z tajemnicą, jak to sobie wyśnił – tylko smród, pot i drapanie w gardle. Ułożył ostatnią warstwę stosu, osunął się na kolana. – Gotowe! Co teraz? Stach ziewnął, leniwie kiwnął jednym butem. – Nic. – Jak to nic? – Miałeś siedzieć cicho, szczeniaku. – Odwaliłem za ciebie najgorszą robotę, a ty nawet nie chcesz podnieść kurtyny? – chłopiec zakrztusił się oburzeniem. – Oszukałeś mnie! Sygnalista nie odpowiedział od razu, jakby zaskoczony tym wybuchem. Nigdy nie mieli ze sobą bliskiego kontaktu, dzieliła ich zbyt duża różnica wieku. Po raz pierwszy zdarzyło się, że to młodszy podniósł głos na starszego.
KATALOG SQN 2015 – Nic ci nie obiecywałem. – Stach dźwignął się wreszcie z barłogu, prostując barki. – Jeśli pogoda pozwoli, zamrugamy po zmierzchu. Przy burzy albo zbyt mocnym wietrze nie ma mowy. – Ale… – Jak ci się coś nie podoba, wracaj do matki. – Pogroził palcem, a potem nieoczekiwanie złagodniał. – Skąd u ciebie taka niecierpliwość? Przecież wielu ludzi przez całe życie nie ogląda nic poza osadą. Prawdę mówiąc, to niewielka strata. Tam nie ma nic ciekawego. Kacper uspokoił się trochę, usiadł na skrzypiącym zydelku i przez chwilę przyglądał się w milczeniu swoim pokrwawionym palcom. – Nie mów do mnie jak do dziecka – burknął zrezygnowany. – Nie każdemu wystarcza do szczęścia ciepły kąt i miska żarcia. Ja chcę poznać coś więcej. I zrobię to, choćbym musiał się zaciągnąć do drwali albo do złomiarzy. – Jesteś jeszcze smarkaty, nie przyjmą cię. Chociaż… – Stach podrapał się za uchem. – Znalazłby się jeden sposób. – Jaki? – ożywił się Kacper. – Jeśli nie zaczniesz wreszcie słuchać mądrzejszych od siebie, bardzo prawdopodobne, że skażą cię kiedyś na kierat. Stamtąd też można wiele zobaczyć. – A żebyś wiedział! Wszystko jest lepsze od takiego życia z dnia na dzień, wciąż tylko we własnym smrodzie. – Ale to jednak życie, a na nizinach czeka tylko śmierć. – Stach na moment zmrużył oczy, patrząc na kopcącą lampkę. – Wiem, jak to jest. Ze mną kiedyś było podobnie. Właśnie dlatego zostałem sygnalistą. Nigdy nie żałowałem tego wyboru, ale… – Nie dokończył, wzruszył ramionami. – Ale co? – Dzisiaj już wiem, że nie wolno się przyzwyczajać do złudzeń. Nasze miejsce jest tutaj, nic tego nie zmieni. – Uderzył pięścią w skałę. – Mogę jeszcze zostać gońcem! – wypalił Kacper bez namysłu. Starszy brat zmierzył go uważnym spojrzeniem, a potem powoli pokręcił głową. – Nie wiesz, o czym mówisz. – Wszystko przemyślałem. Tylko goniec jest naprawdę wolnym człowiekiem, nikt inny nie dociera tak daleko. – Przed gońcem nie ma żadnej przyszłości. Najlepsi są w stanie zaliczyć w życiu kilkanaście kursów, ale w końcu każdy z nich… Rozejrzyj się na cmentarzu. Nigdzie nie zajdziesz grobu gońca. Czy tego właśnie chcesz?
33 |
| 34 – Chcę się stąd wyrwać! – Głupi jesteś. – Stach wycelował w brata palcem wskazującym. – Lepiej nie opowiadaj o tym matce, bo dostaniesz chochlą w łeb. W czasie tej krótkiej, burzliwiej rozmowy powiedzieli sobie więcej niż kiedykolwiek przedtem. Każdy pozostał przy swoim, ale w głębi duszy Kacper miał pewność, że dopiero teraz naprawdę udało im się porozumieć. Ta myśl dodała mu otuchy, powoli ustępowało rozdrażnienie. Będzie, co ma być. Postanowił, że gdyby nawet tej nocy żelazna kurtyna się nie uniosła, zaciśnie zęby i przeboleje zawód w milczeniu. A jednak – gdy do sygnalizatorni dotarło echo odległego dzwonu, który zwoływał ludzi na wieczorne nabożeństwo, chłopcu mocniej zabiło serce. Stach przeciągnął się i wstał. Kacper nie śmiał głośniej odetchnąć, żeby nie spłoszyć szansy. Przypatrywał się w milczeniu, jak sygnalista sprawdza ułożony na palenisku stos, dopychając tu i ówdzie sterczący kloc. Wydało mu się, że wiatr w dymniku świszczy jakby nieco ciszej. Pod kratą zawirowało parę zbłąkanych płatków śniegu. Sam już nie wiedział, czego się spodziewać. – Ogień. – Krótkie polecenie Stacha skróciło mękę niepewności. Kacper podpalił kilka natłuszczonych trzasek i wetknął w szpary stosu; suche drewno zajęło się od razu, płomień błyskawicznie wspiął się pod sklepienie, wypełniając komorę jasnością. Dymnik łykał czarne kłęby, żar buchał coraz mocniej. – Siedź tu! – Sygnalista pchnął chłopca do wnęki. – Otworzę trochę wcześniej, niż powinienem, bo w nocy nic nie zobaczysz. Sam się przekonaj, że nie masz tam czego szukać. Zakręcił korbą, coś szczęknęło metalicznie, napięły się łańcuchy; masywna kurtyna drgnęła i gładko uniosła się w prowadnicach, znikając w szparze, która przecinała w poprzek sklepienie. Z tamtej strony wdarł się ryk wichury, wtłaczając do komory sygnalizatorni kotłujący się, mroźny tuman – ale po chwili śnieg opadł i odsłonięty wylot jaskini rozświetlił się czerwonym blaskiem. Kacper, wyglądając z wnęki, ze ściśniętym gardłem patrzył w bezkres. Zobaczył przyprawiającą o zawrót głowy przestrzeń niespętaną żadnymi granicami, pociętą pomarańczowymi smugami zmierzchu, dołem zmrożoną i martwą, u góry ożywioną ruchliwym deseniem chmur. Śnieg sypał nieprzerwanie, ale niezbyt gęsto; w zmiennych porywach wiatru powstawały wiry i kłęby, a czasem rozwierały się dalekie prześwity. W takich chwilach widać było wyraźnie groźny zarys Krzywego Wierchu i rdzawą tarczę słońca, która staczała się już za jego stromy
KATALOG SQN 2015 stok. Na tle płomiennego kręgu przemykały ulotne strzępki dymu czy mgły; chwilami dawał się dostrzec smukły kształt wieży wieńczącej odległy szczyt. Rychło zapadła bezgwiezdna noc. Otwór jaskini ział teraz mroczną pustką, z której czasem wymykała się garstka białych płatków, niby ćmy szukające światła. To był jakiś inny rodzaj ciemności, zimnej, zachłannej, gotowej wessać każdego, kto zapatrzy się w nią, tracąc poczucie czasu. Kacprowi w oczach stanęły świeczki, gdy brat otwartą dłonią klepnął go w kark. Otrząsnął się, wytężył wzrok. Ponad Krzywym Wierchem, na wieży, trzykrotnie mrugnęło światełko maleńkie jak iskra; zgasło i nie pokazało się więcej. – Sygnał wywoławczy! – zawołał w podnieceniu. Stach założył ciężką uprząż sygnalisty, dopinając ciasno pasy na piersiach i na brzuchu. Z pleców zwisały mu teraz luźno ciemne skrzydła sklecone z płatów miękko wyprawionej skóry, rzemieni i drewnianych prętów. Wyglądał jak ogromne, niezgrabne ptaszysko. Chrzęszcząc i klekocząc uprzężą, podszedł do wylotu jaskini. Jego znieruchomiała, wyprostowana sylwetka wydawała się mroczniejsza od nocnego nieba. Rozłożył ramiona, a wtedy skrzydła rozpięły się za nim półkoliście i łopocząc na wietrze, zasłoniły otwór. Opuścił ręce – skrzydła opadły, wypuszczając na zewnątrz jasność płomienia. Znowu w górę, w dół, i jeszcze raz. Po trzykroć. Kacper zacisnął z emocji pięści, obserwując, jak między wierchami nawiązuje się nić tego niesamowitego dialogu. Gdzieś tam, niewyobrażalnie daleko, po drugiej stronie mroku, na przekór wszystkiemu także przetrwali ludzie – pomimo głodu, mroku i zamieci. Ktoś tam czuwał, ktoś przydźwigał drewno i rozpalił ogień, żeby posłać przez noc trzy krótkie rozbłyski – sygnały życia. Stach czekał długo, oparłszy dłoń na pulpicie – na próżno. Musiał walczyć z podmuchami, które wydymały skrzydła, bo wiatr zadął z nową siłą, a śnieg prószył teraz ukosem wprost do komory. Na palenisku miotał się płomień, snopy iskier tryskały na ściany. Gdy wreszcie sygnalista opuścił kurtynę, Kacper zerwał kaptur z pałającej twarzy i odetchnął głęboko.
35 |
| 36
Chłopcy 4 Największa z przygód Po traumatycznych wydarzeniach z części trzeciej Cień i Piotruś wreszcie stawiają na swoim – oto w realnym świecie trwa wielka, nieprzerwana zabawa. Sporą rolę w ich planie mają odegrać Chłopcy, wciąż pozbawieni pamięci i tkwiący w zwyczajnym, nudnym życiu. Czy Dzwoneczek jest w stanie jeszcze coś zmienić, czy tylko mimowolnie realizuje kolejne założenia Cienia? Droga wzywa, a największa z przygód – ta, z której nie da się wyjść cało, ale i nie sposób uniknąć, czeka! Dzwoneczek i Chłopcy jeszcze nigdy nie byli jej tak blisko…
| listopad 2015 | 140 x 205 | 400 s. |
cena okładkowa:
oprawa zintegrowana
37,90 zł
JAKUB ĆWIEK | miłośnik klasycznego rocka i popularyzator komiksów na polskim rynku. Żyje w drodze – spędza w podróży ponad dwie trzecie roku. Wymyślił oraz zrealizował Rock&Read Festival – największą w kraju trasę promującą czytelnictwo. W 2013 roku w ramach R&R wziął udział w 41 spotkaniach z czytelnikami w ciągu czterech tygodni. Powołał do życia Chłopców – gang motocyklowy założony przez dawnych towarzyszy Piotrusia Pana oraz Kłamcę – nordyckiego boga kumplującego się z gwiazdami kina i aniołami szukającymi luk w bożych przykazaniach. Napisał także Świetlika w ciemności – dwujęzyczną baśń dla dzieci.
KATALOG SQN 2015
37 |
Chłopcy
Chłopcy 2. Bangarang
Chłopcy 3. Zguba
Rykiem silników, hukiem wystrzałów i głośnym: BANGARANG! – tak zwiastują swoje przybycie Zagubieni Chłopcy, najbardziej niezwykły gang motocyklowy na świecie. Niegdyś wierni towarzysze Piotrusia Pana, dziś odziane w skórzane kurtki zakapiory pod wodzą zabójczo seksownej Dzwoneczek. Zrobią wszystko, by przetrwać… i dobrze się przy tym bawić. Bez względu na cenę. Przekonajcie się, co wyjdzie z połączenia ciężkiego klimatu rodem z popularnego serialu Sons of Anarchy z bajkowymi postaciami klasycznej powieści Jamesa M. Barriego Piotruś Pan.
Wrócili! Dzwoneczek i jej banda wyrośniętych, wiecznie niedojrzałych Chłopców po raz kolejny pokazują, że nie da się oddzielić dobrej zabawy od solidnych kłopotów. I nieważne czy to klubowy Zjazd, motocyklowa wycieczka do pobliskiego miasta, czy pozornie leniwe popołudnie w opuszczonym Lunaparku – każdy dzień to nowa przygoda, a na końcu czai się największa. I najbardziej przerażająca. Śmierć... Droga znowu wzywa, nie ma odwrotu ani chwili na choćby mały oddech. Tylko co, jeśli tym razem wiedzie wprost do znienawidzonej dorosłości?
Krótkie wakacje Dzwoneczka nieomal kończą się tragedią. Gdy wróżka budzi się po wielomiesięcznej śpiączce, odkrywa, że całe życie, jakie znała, to tylko wytwór podświadomości, a prawda jest… zupełnie inna. Jaką rolę w intrydze odgrywa Cień i sam Piotruś Pan? I gdzie podziali się Chłopcy? Za odpowiedzi na te pytania Dzwoneczek będzie musiała zapłacić wysoką cenę. O ile w ogóle zdąży je poznać… Zguba to książka, przy której czytelnik będzie miał poczucie, że opuścił stary, poczciwy Lunapark i właśnie pędzi Skrótem na złamanie karku.
| listopad 2012 | 140 x 205 | 320 s. | | cena okładkowa: 34,90 zł |
| luty 2013 | 140 x 205 | 304 s. | | cena okładkowa: 34,90 zł|
| listopad 2014 | 140 x 205 | 352 s. | | cena okładkowa: 34,90 zł |
| 38
fragment książki Sfatygowana łaciata futbolówka toczyła się wolno po spękanych płytach parkowego chodnika. Minęła klomb i rozpartego w jego cieniu kota liżącego tylną łapę. Minęła ławkę, a siedzące na niej dwie młode matki odprowadziły ją wzrokiem, nie przerywając rozmowy. Nie próbowały zatrzymać piłki, choć wystarczyło tylko wyciągnąć nogę. Śladem futbolówki szedł chłopiec. Wcześniej biegł, ale ledwie piłka opuściła murawę, by z majestatem wtoczyć się do parku i dalej sunąć powoli skrytą w cieniu alejką, dzieciak zwolnił. Szedł teraz rękami w kieszeniach, podtrzymując za luźne spodenki, które wciąż bardziej pasowały na jego starszego o dwa lata brata, i nic sobie nie robił z ponaglających okrzyków kumpli. Oczywiście było wiadomo, że to on ma iść po piłkę – w końcu kto peci, ten leci – ale nie był taki głupi, by się teraz zziajać, a potem, na boisku, dyszeć jak pies. Minął ławkę i burknął ciche „dzień dobry”. Jedna z kobiet uśmiechnęła się, jakby był jakimś niedorozwojem, i wskazała mu ręką kierunek, w którym potoczyła się piłka. – Tam poleciała, złociutki – powiedziała. „Złociutki”. Tak mówiły kobiety w wieku babci chłopca, a nie takie niewiele starsze od jego siostry studentki…
KATALOG SQN 2015 Mimo to burknął jeszcze „dziękuję”, które płynnie przeszło w pełen zawodu jęk. Futbolówka skręciła bowiem na kamieniu i wtoczyła się prosto w wielką, brudną kałużę. Zatrzymała się – oczywiście – na samym jej środku. – Cholera! – mruknął chłopiec. – Ej, złociutki, uważaj, jak się wyrażasz! Mały odwrócił głowę z taką miną, jakby zaraz miał zademonstrować kobiecie, jak jeszcze potrafi się wyrażać. Już nawet otworzył usta, kiedy nagle usłyszał klika głośnych chlapnięć. – Twoja? – rozległ się znajomy głos. Dzieciak natychmiast zapomniał o sąsiadkach i uśmiechnął się do potężnego, grubego mężczyzny stojącego pośrodku kałuży z mokrą piłką w wielkich rękach. Woda sięgająca mu do kostek całkowicie zmoczyła wysokie chińskie trampki. – O, dzięki, Panie Balonie! Chłopiec doskoczył do niego, ale zatrzymał się gwałtownie na brzegu kałuży. Trochę mu się zrobiło głupio, że tak wychodzi przy mężczyźnie na mięczaka. No ale Pan Balon pewnie nie miał matki, która by jęczała na przemoczone buty, jakby wdepnął w nich co najmniej w bajoro kwasu. Poza tym miał na sobie ubranie służbowe – granatowy mundur ochroniarza sklepu – a o takie rzeczy zawsze człowiek mniej dba. Przynajmniej tak mówił czasem tata, gdy wjeżdżał firmowym samochodem na wysokie krawężniki. Zresztą Pan Balon był w porządku i zachował się, jakby nawet nie zauważył tego aktu chłopięcego tchórzostwa. Chlupocząc i jakby specjalnie szurając nogami, by bardziej wzburzyć brudną wodę, wyszedł z kałuży i podał chłopcu piłkę. – Gracie, tak? Kto stoi na bramie? – zapytał. – Sztruksu. – Aha. Pan Balon odwrócił się, przykucnął i zanurzył piłkę w mętnej wodzie. Chłopiec z szacunku dla niego odwrócił wzrok, by nie patrzeć, jak opięte na tłustych pośladkach spodnie odsłaniają kawałek rowa. Czasy, kiedy śmiali się z tuszy Pana Balona, minęły bezpowrotnie. Dziś każdy na podwórku wiedział, że ten wciąż nowy sąsiad – bo ileż to jest pół roku? – to równy facet. Grubemu mężczyźnie strzyknęło w kolanach, gdy się podnosił. Wyprostował się i podał chłopcu całkowicie mokrą piłkę. – Masz – powiedział przy tym. – Może jak sobie ufajda te spodnie, to zacznie jak człowiek nosić dżinsy.
39 |
| 40 Chłopiec parsknął śmiechem, tym głośniejszym, że dostrzegł niesmak na twarzach mamuś z ławki. Oczywiście, że teraz nie odezwą się ani słowem, tylko poczekają, aż chłopiec i Pan Balon odejdą, by ich obgadać. Takie już są, baby. Ojciec nie znosił takich jak one. Ruszyli we dwóch w stronę boiska. Buty Pana Balona chlupały zabawnie i chłopiec aż się obejrzał, by zobaczyć, jakie ślady zostawia mężczyzna. Były mocne i wyraźne, ale też rozchlapane na tyle, że w żaden sposób nie przypominały śladów ludzkich stóp, raczej ślady nóg słonia. Minęli klomb, pod którym nie było już kota, a potem weszli między drzewa. Na skraju boiska czekali zniecierpliwieni koledzy chłopca. Mały posłał im piłkę długim i całkiem precyzyjnym kopnięciem. – Wczoraj też pokazywali pana w telewizji – powiedział, odwracając się do mężczyzny. – Tata mówił, że robią z tego za duże halo… – Też tak sądzę. – Pan Balon skinął głową. – Ale ja tak wcale nie uważam. To wymagało odwagi, a pan jest jedynym prawdziwym ochroniarzem w tym markecie, nie jak te wszystkie stare dziadki… Pan Balon uśmiechnął się i zmierzwił chłopakowi włosy. Nie za bardzo wiedział, co mógłby mu powiedzieć, bo właściwie niewiele pamiętał z tamtego wydarzenia. Jakoś słabo się wtedy poczuł, a potem wszystko docierało do niego jak przez mgłę. Był zły, myślał o grzechach, byli motocykliści, ale nie kojarzył żadnych twarzy. A potem już tylko policja. – Pan Stanisław to dobry ochroniarz – stwierdził w końcu, by przerwać przedłużającą się ciszę. – Jest miły, uczynny i bardzo go lubię. No i stare dziadki też czasem dużo potrafią. Widziałeś Karate Kid? – To z tym małym Murzynkiem i Jackiem Chanem? To zabawne, ale gdy mężczyzna sapał, to naprawdę wyglądało, jakby był wielkim, człekokształtnym balonem, z którego uchodziło powietrze. Nawet dźwięk był trochę podobny. – Mówię o tym starym, prawdziwym Karate kid. Wpadnij kiedyś do mnie, to ci pokażę. – Jasne, chętnie! – powiedział chłopiec. Wiedział jednak, że to raczej nie nastąpi. Odkąd gruby mężczyzna się zjawił na ich osiedlu, odkąd po raz pierwszy przyszedł do w parku z puszką kociego żarcia dla bezdomnych futrzaków i workiem suchego chleba dla ptaków, wszyscy dorośli wzięli go za dziwaka, pewnie niebezpiecznego. A potem jeszcze rozniosła się plotka,
KATALOG SQN 2015 że robi zdjęcia dziewczynom w krótkich spódniczkach. I chodzi często do kościoła i do spowiedzi. A kto potrzebuje się często spowiadać? No przecież tylko zboki. I choć chłopcy z podwórka już dawno przestali myśleć tak o Panu Balonie, to jednak jakieś pozory trzeba było przed rodzicami zachować. Pewnie już i tak będą kłopoty z powodu tych durnych bab na ławce. To znaczy jeśli powiedzą matce, bo ojciec słuchać ich nie będzie. No ale tak czy siak, pójście do mężczyzny na film nie wchodziło w grę… – Muszę lecieć, Panie Balonie. Dzięki za piłkę. Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się, aż w pyzatych policzkach pojawiły się głębokie dołeczki. – Idź, idź – powiedział. – A jak trafisz Sztruksa tą mokrą piłą w klejnoty, to już na pewno pójdzie się przebrać. – Ha, ha, ha! Jasne, Panie Balonie. Spróbuję! – stwierdził chłopiec i pognał w stronę kolegów. Pan Balon przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, czy taka sugestia to już zachęcanie do złego i czy powinien o tym powiedzieć księdzu Zygfrydowi, u którego się spowiadał. Uznał jednak, że nawet Jezus robił czasem żarty. Przypomniawszy sobie jeden z nich, dziarsko wrócił na chodnik. Chlupocząc głośno wodą w przemoczonych trampkach, ruszył w stronę domu, wyobrażając sobie, że spękane płyty chodnika to tafla jeziora. *** Po drodze na swoje siódme piętro dzielił ciasną windę z zasuszoną staruszką z piątego. Dostrzegł, że kobieta przygląda się jego butom, więc zapewnił ją, że posprząta, ale ona tylko wzruszyła ramionami. – To tylko woda. Wolałabym, żeby zamiast przepraszać, przestał pan dokarmiać te przeklęte sierściuchy – stwierdziła. – Szcza to potem po klatce i windach i śmierdzi. Pokiwał głową, choć oczywiście nie zamierzał przestawać. Wiedział jednak, że ze staruszką, która potrafiła przegadać nawet leciwego proboszcza z osiedlowej parafii, nie ma co się wdawać w dyskusje. Kolejne piętra pokonali więc w milczeniu, a „do widzenia” powiedziane na wdechu, gdy wysiadała, było tak ciche, że przez moment nie był pewien, czy naprawdę wyszło z jego ust. Zwłaszcza że nie odpowiedziała.
41 |
| 42 Dwa piętra wyżej wysiadł i przeszedł ciemnym korytarzem pod swoje drzwi. Otworzył najpierw górny, potem dolny zamek i pociągnął drzwi do siebie. W kolejnych był już tylko dolny, w dodatku zamknięty na raz. Pan Balon wszedł do przedpokoju i pozamykał za sobą. Zewnętrzne na górny łucznik, wewnętrzne, zupełnie idiotycznie, na łańcuch. Dopiero wtedy włączył światło, zdjął i odwiesił na wieszak służbową kurtkę, a potem z ciężkim sapnięciem usiadł na wzmocnionym stołku koło drzwi łazienkowych, by zsunąć buty. Skrzywił się, gdy do jego nosa dotarł smród wilgoci i przepoconych skarpetek. Szybko wrzucił je do pralki, a trampki wyniósł na ową marną namiastkę balkonu, na której, gdy stał w progu, ledwo mieścił się jego brzuch. Otworzył drzwi i uśmiechnął się. Na poręczy siedział czarny kot. Jak zawsze przyglądał mu się przenikliwie, z głową lekko przechyloną na bok. Śmieszny czerwony krawacik, który miał zamiast obroży, przekrzywił się nieco w drugą stronę, jakby dla przeciwwagi. Pan Balon dawno już przestał się zastanawiać, w jaki sposób zwierzak dostaje się na siódme piętro od tej strony. Przywykł. – Dzień dobry, Elegancie – powiedział. – A cóż to za plamki? Wskazał palcem na niewielkie bordowe cętki na krawacie. Kot ani drgnął. – To krew? – Tłusty, serdelkowaty palec prawie dotknął materiału. Kot prychnął i paluch natychmiast się cofnął. – Spokojnie, spokojnie, Panie Elegancie. Chciałem tylko sprawdzić, czy to krew. Kot przechylił głowę w drugą stronę. A ten błysk w oczach – czy mógł uchodzić za uśmiech? – Jeśli nawet – Pan Balon podrapał się po potylicy – to mam nadzieję, że nie pańska. Zjemy coś? Zwierzak podniósł się powoli, wyprężył grzbiet i zeskoczył zgrabnie na podłogę małego balkoniku. Otarł się o nogę gospodarza, po czym wszedł do środka i skierował się od razu w stronę kanapy, gdzie w kącie, przy samym oparciu, leżała miska. Porcelanowa, bo już dawno dał do zrozumienia, że nie jada z plastiku. Pan Balon obejrzał się za nim, pokręcił głową i ruszył w stronę kuchni. – Niestety nie mam tuńczyka – powiedział już stamtąd. – Ostatnio podrożał, za to była promocja na sardynki. Choć jest szansa, że w ramach tej nagrody, co mi ją obiecali za bohaterstwo, załatwią mi taniej trochę świeżych ryb. Albo może, jakby się panu chciało w niedzielę wyskoczyć na glinianki, to…
KATALOG SQN 2015 Kot pacnął łapą w leżącego obok pilota i włączył telewizor. „…gdzie przed zaledwie trzema godzinami dokonano brawurowego, brutalnego ataku na pojazd więzienny transportujący do zakładu karnego znanych włamywaczy Bartosza i Grzegorza W., znanych jako Tańczące Bliźniaki. Kilku nieznanych sprawców użyło do napadu motocykli wyczynowych, świec dymnych i ostrej amunicji. Wiemy już na pewno, że jeden z funkcjonariuszy eskortujących więźniów nie żyje, drugi jest ciężko ranny…” Kot położył się na pilocie, wciskając przycisk głośności. W rogu ekranu małe białe schodki zyskiwały kolejne stopnie, aż każde słowo stało się wyraźnie słyszalne w kuchni. „W naszym wozie transmisyjnym jest z nami świadek całego zajścia, który jednak, zważywszy na brutalne okoliczności zdarzenia, poprosił o nieujawnianie jego twarzy i modulację głosu”. – Oho, Panie Elegancie! Nie za głośno!? – zawołał Pan Balon, wchodząc do pokoju. W jednej ręce niósł otwartą puszkę odsączonych z oleju sardynek, w drugiej talerz z niedojedzoną bułką ze schabowym i pomidorem. Zwalił się na kanapę obok kota, talerz położył na stołku i sięgnął po miskę. – Sąsiedzi zaraz zaczną w kaloryfer walić! Ale kot ani drgnął, nawet gdy już miska wypełniła się rybą i powędrowała na swoje miejsce w rogu kanapy. Dopiero gdy gospodarz spróbował złapać za pilota, kot nastroszył się i ponownie prychnął. – Dobra już, dobra. – Pan Balon cofnął rękę. – Chce pan posłuchać, to możemy. Swoją drogą co się z tymi wszystkimi motocyklistami dzisiaj porobiło? Najpierw to pod marketem, a teraz tutaj. Ksiądz Zygfryd mówił ostatnio na kazaniu, że… Kot prychnął po raz trzeci, a potem, mimo że nie dało się już zrobić głośniej, ostentacyjnie nacisnął łapką właściwy przycisk. „Pojawiali się znikąd, zupełnie jakby materializowali się w powietrzu – mówił świadek siedzący tyłem do kamery. Jego głos brzmiał, jakby urządzenie nagrywające właśnie wciągało taśmę. – Skakali nad drogą, rzucali czymś w więźniarkę, a potem opadali i jakby… rozpływali się w powietrzu. To było przerażające, naprawdę. Najstraszniejsze, co widziałem w życiu… A później, gdy już samochód stoczył się do rowu, to jeden z nich zaczął piać jak kogut, a pozostali coś krzyczeli… Coś jak…”
43 |
| 44
Kłamca. Papież sztuk
| maj 2015 | 125 x 195 | 304 s. |
cena okładkowa:
34,90 zł
To już dziesięć lat, od kiedy pierwszy tom Kłamcy zagościł na półkach i w sercach czytelników. Loki – nordycki Bóg Kłamstwa na usługach aniołów, a także, mimochodem, bohater pięciu książek, komiksu i gry karcianej – nie ma jednak czasu świętować. Oto bowiem przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z największych swoich wrogów. I to w dodatku na własne życzenie! Dezyderiusza Crane’a – samozwańczego boga popkultury – stworzył bowiem nie kto inny jak Loki. Rozpoczyna się gra z czasem. Z każdą chwilą nowy bóg coraz lepiej poznaje swoje możliwości i zrzuca kolejne ograniczenia. Jego główną mocą jest kontrola nad narracją swojego życia, a nawet... nad całą opowieścią. Przed Kłamcą spore wyzwanie! Jubileuszowa powieść o Lokim to wariacka jazda bez trzymanki. Pełna gościnnych występów, ciętych bon-motów i będących wyznacznikiem serii popkulturowych nawiązań usatysfakcjonuje wszystkich miłośników Kłamcy. Także tych, którzy do dziś chcą śmierci autora za finał czwórki.
JAKUB ĆWIEK | autor 16 książek, licznych opowiadań i artykułów publicystycznych, scenariuszy i słuchowisk, a także pomysłodawca jedynej w swoim rodzaju trasy promującej czytelnictwo i muzykę, Rock&Read Festival.
KATALOG SQN 2015
45 |
Kłamca 2.5 Machinomachia + gra Niepublikowane dotąd opowiadania o Kłamcy i fantastyczna gra karciana. Wielka draka w centrum Tokio! Loki wykorzystywany przez anioły do prostych, nieangażujących go zadań za marną wypłatę nareszcie ma okazję rozwinąć skrzydła. Co się jednak wydarzy, gdy naprzeciw Kłamcy stanie bóg, który jak nikt wcześniej wie, jak wykorzystać… technikę przyszłości? I to w skali makro! Jakub Ćwiek w Machinomachii wraca do sprawdzonej formy opowiadań, które fabularnie umiejscowione są tuż po drugim tomie serii – Bogu marnotrawnym. Zupełnie nowe opowiastki o Lokim – cynglu aniołów – znakomicie uzupełniają luki w jego dotychczasowej historii. Dowiedz się, co robił Kłamca, gdy byłeś przekonany, że odpoczywał na plaży z drinkiem. GRA KŁAMCIANKA W świecie Kłamcy bogowie, anioły i demony, istoty z mitów i legend chodzą pośród nas. Kłamcianka jest grą karcianą symulującą starcie tych potężnych istot w walce o niebagatelną stawkę – anielskie pióra. Postaci z uniwersum stworzonego przez Jakuba Ćwieka, dziesiątki unikalnych umiejętności, specjalne karty stawiające rozgrywkę na głowie i mnóstwo śmiechu! Zawieraj rozejmy, a potem szybko je łam – w uniwersum Kłamcy nie ma nic stałego.
| maj 2014 | 125 x 195 | 200 s. |
cena okładkowa:
49,90 zł
| 46
The Bone Season Czas Żniw
| listopad 2013 | 140 x 205 | 520 s. |
cena okładkowa:
34,90 zł
Rok 2059. 19-letnia Paige Mahoney pracuje w kryminalnym podziemiu Sajonu Londyn. Jej szefem jest Jaxon Hall, na którego zlecenie pozyskuje informacje, włamując się do ludzkich umysłów. Paige jest śniącym wędrowcem i w świecie, w którym przyszło jej żyć, zdradą jest już sam fakt, że oddycha. Pewnego dnia na skutek fatalnego splotu okoliczności zostaje przetransportowana do Oksfordu – tajemniczej kolonii karnej, której istnienie od 200 lat utrzymywane jest w sekrecie. Kontrolę nad nią sprawuje pochodząca z innego świata rasa Refaitów. Paige trafia pod protektorat tajemniczego Naczelnika – staje się on jej panem i trenerem, a zarazem naturalnym wrogiem. Jeśli Paige chce odzyskać wolność, musi poddać się zasadom panującym w miejscu, w którym została przeznaczona na śmierć. Samantha Shannon to młoda pisarka o ogromnych ambicjach i imponującej wyobraźni, która w swej debiutanckiej powieści stworzyła niezwykle sugestywną i inteligentnie skonstruowaną wizję świata.
SAMANTHA SHANNON | zaczęła pisać w wieku 15 lat. Czas Żniw, jej debiutancka powieść, pierwsza część siedmiotomowego cyklu, została wydana w kilkudziesięciu krajach. Prawa do ekranizacja nabyła wytwórnia 20th Century Fox.
KATALOG SQN 2015
47 |
The Bone Season Zakon Mimów Zrobili z nas przestępców. Czas odzyskać to, co nasze. Spektakularna ucieczka z kolonii karnej Szeol I ma tragiczny finał. Zaledwie garstce udaje się ukryć na ulicach Londynu. Sajon nie śpi. Czuwa. Każdy z ocalałych musi się mieć na baczności. Paige, najbardziej poszukiwana osoba w całym Londynie, pragnie za wszelką cenę przekazać społeczności jasnowidzów informacje o Refaitach i Emmitach. Postanawia zwołać zebranie Eterycznego Stowarzyszenia. Czy najbardziej wpływowi przywódcy przestępczego syndykatu stawią się na wezwanie? Czy pogrążeni we własnych intrygach będą chcieli słuchać o rzekomych wytworach wyobraźni młodej dziewczyny? Refaici wiedzą, że ich sekret nie jest już bezpieczny. Wyłaniają się z cieni, by wyeliminować zagrożenie. Paige musi się ukrywać. Nie może nikomu zaufać. Rozpoczyna się polowanie na śniącego wędrowca. | kwiecień 2015 | 140 x 205 | 544 s. |
cena okładkowa:
34,90 zł
| 48
Ciemność płonie
| marzec 2015 | 140 x 205 | 320 s. |
cena okładkowa:
34,90 zł
Dworzec to jedyne bezpieczne miejsce. Ciemność tu nie zagląda. Na razie… Przerażająca podróż po tonącym w ciemności mieście. Katowice Dworzec Główny to miejsce, przez które przewijają się dziennie tysiące ludzi. Większość pojawia się tam na moment, część została na znacznie dłużej. Bezdomni. Wybrani. Niegdyś mieli rodziny, pracę, wiedli mniej lub bardziej szczęśliwe życie. Dziś mają tylko siebie i stare, śmierdzące dworcowe hale. Wybrała ich bowiem Ciemność. Zapłonęła i nigdy już nie zgasła. Natalia – studentka kulturoznawstwa – w podzięce za pomoc oddaje starszemu mężczyźnie znalezioną w portfelu monetę. Nieświadomie bierze tym samym na siebie cudze przekleństwo. Już wkrótce i dla niej zapłonie Ciemność, zamieniając jej życie w horror. Ratunku może szukać tylko wśród podobnych sobie. Katowicki dworzec czeka… Jakub Ćwiek przekonująco oddaje specyfikę dworcowego życia, skutecznie odwzorowuje nie tak dawną rzeczywistość, z mistrzowską precyzją dozuje napięcie i umiejętnie prowadzi barwnych bohaterów przez pogrążone w mroku piekło.
JAKUB ĆWIEK | autor 16 książek, licznych opowiadań i artykułów publicystycznych, scenariuszy i słuchowisk. Podczas pracy nad powieścią Ciemność płonie przez pół roku mieszkał na katowickim dworcu.
KATALOG SQN 2015
49 |
Ostatni Smokobójca | Jasper Fforde
Pieśń Kwarkostwora | Jasper Fforde
W starych, dobrych czasach magia była niezastąpiona: pomagała obronić królestwo przed najeźdźcą i przeczyścić zatkany odpływ. Dzisiaj środek do udrażniania rur jest tańszy niż zaklęcie. Splendor magii zanika, czarowanie powszednieje, bo i moce już nie te same… Zupełnie niespodziewanie czarodziejów nawiedzają prorocze wizje, a wraz z nimi rośnie magiczna energia. Co z tym wszystkim ma wspólnego ostatni smok, którego śmierć przepowiedziano? Odpowiedź na to pytanie znaleźć może jedynie nowo mianowany Smokobójca: nastoletnia Jennifer.
Dawno, dawno temu magia zniknęła z powierzchni Ziemi. Lecz z dnia na dzień wszystko się zmieniło. Poziom energii magicznej znowu rośnie i król Snodd IV zaczyna rozumieć, że kto ma władzę nad mocą, ma władzę nad... praktycznie wszystkim innym. Tylko jedna osoba może rozwiać jego chciwe sny o bogactwie i potędze. Poznajcie Jennifer Strange, 16-letnią menedżerkę Kazam, agencji zatrudniającej czarodziejów i jasnowidzów. Mogąc liczyć tylko na jednego ze swoich magów oraz wiernego asystenta Tygrysa, Jennifer musi pokrzyżować niecne plany króla.
| luty 2013 | 140 x 205 | 320 s. | cena okładkowa: 34,90 zł |
| kwiecień 2015 | 140 x 205 | 320 s. | cena okładkowa: 34,90 zł |
| 50
Przegląd Końca Świata: Blackout Tylko jedna rzecz jest pewna: zawsze może być jeszcze gorzej. Kiedy w 2014 roku opracowywano lek na raka i szczepionkę przeciwko grypie, nikt się nie spodziewał, że świat stanie na skraju zagłady. Po ćwierćwieczu walki o dawny ład ludzkość wyszła na prostą. Wtedy okazało się, że to nie zombie są największym zagrożeniem. Niespodziewany wybuch epidemii na Florydzie staje się kamieniem milowym w spisku stulecia. Pozostało jeszcze wiele do zrobienia, a zegary nieubłaganie odmierzają czas do wielkiego finału. Czy młodym dziennikarzom wystarczy odwagi, żeby stawić czoła szalonym naukowcom, wytworom ich eksperymentów oraz pozbawionym sumienia agencjom rządowym? Blackout to wstrząsający finał trylogii o dziennikarzach przyszłości, poszukujących prawdy w warunkach wybitnie temu niesprzyjających… podczas apokalipsy zombie.
| sierpień 2014 | 145 x 205 | 512 s. |
cena okładkowa:
34,90 zł
MIRA GRANT | żyje w otoczeniu kotów, horrorów, komiksów i książek o najdziwniejszych chorobach świata. W wolnym czasie podróżuje, uczestniczy w kursach wirusologicznych i ogląda śmiertelne dla zwykłego człowieka dawki horrorów.
KATALOG SQN 2015
51 |
Przegląd Końca Świata: Feed | Mira Grant
Przegląd Końca Świata: Deadline | Mira Grant
Rok 2014. Wynaleźliśmy lek na raka. Pokonaliśmy grypę i przeziębienie. Niestety stworzyliśmy też coś nowego, coś, czego nikt nie mógł zatrzymać. Infekcja rozprzestrzeniła się szybko, wirus przejmował kontrolę nad ciałami i umysłami, wydając jedno tylko polecenie: jedz! Upłynęło ponad 20 lat. Georgia i Shaun Masonowie stają przed życiową szansą – są na tropie konspiracji stojącej za wybuchem infekcji. Mira Grant, pisarskie objawienie roku 2011, fantastycznie kreuje świat, w którym media tradycyjne niemal zupełnie tracą na znaczeniu, a zastępuje je… Najlepiej przekonajcie się sami!
Po wydarzeniach ostatnich miesięcy Shaun Mason stał się cieniem człowieka, którym był kiedyś. Igranie ze śmiercią przestało być już tak zabawne, a życie straciło swój słodki, lekko zgniły smak. Kiedy w drzwiach mieszkania Shauna pojawia się naukowiec, który według ostatnich doniesień powinien być martwy, wszystko staje na głowie. Zwłaszcza że chwilę później wybucha kolejna epidemia. Przypadek? Deadline to znakomita kontynuacja hitowego Feed, w którym horror miesza się z humorem, a wszystko to opakowane jest w zgrabny thriller polityczny.
| listopad 2012 | 145 x 205 | 496 s. | cena okładkowa: 34,90 zł
| październik 2013 | 145 x 205 | 504 s. | cena okładkowa: 34,90 zł
komiks
| 54
Z Archiwum X. Wyznawcy Przez całe lata agenci specjalni Fox Mulder i Dana Scully pracowali w Archiwum X – tajnej komórce FBI zajmującej się sprawami uznanymi za niewyjaśnione i powiązane z niewytłumaczalnymi zjawiskami. Oboje w końcu opuścili swoje małe biuro i rozpoczęli nowe życie, ciesząc się spokojną anonimowością. Aż do teraz. Oto bowiem wróg przeniknął sieć FBI i pozyskał poufne dane z akt Archiwum X, Skinner został zaatakowany, Scully porwana, a agent Doggett zaginął w akcji. Mulder musi ponownie wkroczyć na scenę. Nieoczekiwanie powraca również Palacz, który jest w posiadaniu istotnych informacji na temat wroga – tajemniczych akolitów. Rozpoczyna się nowa era. Era technologicznej paranoi, międzynarodowego niepokoju i pozaziemskiej groźby. Oficjalna kontynuacja legendarnego już serialu, okrzykniętego telewizyjnym fenomenem XX wieku. Jej pomysłodawcą i opiekunem jest Chris Carter, twórca Z Archiwum X. | luty 2015 | 154 x 235 | 128 s. |
cena okładkowa:
39,90 zł
CHRIS CARTER | pomysłodawca i twórca kultowego serialu Z Archiwum X. JOE HARRIS | amerykański twórca komiksów i scenarzysta. MICHAEL WALSH | ilustrator.
KATALOG SQN 2015
55 |
Z Archiwum X. Żywiciele Po latach spędzonych z dala od politycznych intryg i nadnaturalnych zbrodni Mulder i Scully ponownie trafiają do zakurzonej piwnicy budynku FBI, gdzie mieści się Archiwum X. Po serii tajemniczych zaginięć na słonecznej wyspie Martha’s Vineyard agenci sięgają do akt starej, dawno już zapomnianej sprawy, której korzenie sięgają tragedii w Czarnobylu… Druga odsłona dziesiątego sezonu Z Archiwum X to cztery historie, w których scenarzysta Joe Harris, pracujący pod okiem Chrisa Cartera, twórcy kultowego serialu, powraca do uwielbianej przez telewidzów formuły „monster-of-the-week”, śniąc niepokojące koszmary na jawie. Mulder stanie oko w oko ze śmiercią, Scully wpadnie na trop tajemniczej istoty żerującej na ludzkiej rozpaczy, a czytelnik (być może!) pozna tajemniczy sekret Palacza, który kryje się za jego domniemaną śmiercią. Prawda jest bliżej, niż myślisz.
| kwiecień 2015 | 154 x 235 | 128 s. |
cena okładkowa:
39,90 zł
| 56
Sons of Anarchy Synowie Anarchii
| październik 2014 | 169 x 247 | 176 s. |
cena okładkowa:
49,90 zł
…ryzykujemy wojnę ze wszystkimi na północ od Oakland. Wybiją nas jak kaczki. Córka Hermana Kozika, dawnego druha Synów Anarchii, ucieka do Charming. Tylko tam może znaleźć ludzi, którzy jej pomogą. Tig – prześladowany dramatyczną śmiercią swojej ukochanej Dawn oraz kierowany solidarnością wobec starego przyjaciela – bierze na siebie odpowiedzialność i postanawia za wszelką cenę wydostać dziewczynę z tarapatów. Sprawa staje się jeszcze poważniejsza, kiedy wychodzi na jaw, kto pociąga za sznurki. Jeśli SAMCRO chcą utrzymać siebie i dziewczynę z dala od grobu, muszą ponownie wkroczyć na wojenną ścieżkę. Jax i Bobby staną przed koniecznością renegocjacji sojuszy. Happy pokaże, kto jest największym twardzielem, a Chibs popisze się celnym okiem. Czy przeszłość Claya ponownie zaważy na losie klubu? Synowie Anarchii to sześć pierwszych zeszytów otwierających serię komiksów, której wydarzenia podążają za wątkami z czwartego sezonu serialu telewizyjnego Kurta Suttera, a akcja biegnie równolegle do piątego.
CHRISTOPHER GOLDEN | amerykański pisarz, autor bestsellerowych horrorów i thrillerów. DAMIAN COUCEIRO | ilustrator komiksów. Stworzył między innymi komiksową serię Planeta małp.
KATALOG SQN 2015
57 |
Niezwykła historia Marvel Comics Niepolakierowane, niedosładzane, nieautoryzowane, zakulisowe rozliczenie jednej z dominujących sił popkulturowych we współczesnej Ameryce. Oparta na ponad 100 oryginalnych wywiadach Niezwykła historia Marvel Comics to opowieść o urodzajnej wyobraźni, przyjaźni na śmierć i życie, pełnych dynamicznej akcji walkach na pięści, nawróconych grzesznikach, nieprawdopodobnych sojuszach i niespodziewanych zdradach. Sean Howe przedstawia jeden z najbardziej niezwykłych i uwielbianych popkulturowych symboli w historii Ameryki. Spider-Man, Fantastyczna Czwórka, Kapitan Ameryka, Hulk, Iron Man, Thor, X-Men i Daredevil to postaci, które zdobyły serca nastoletnich czytelników i rozpaliły wyobraźnię artystów, intelektualistów i kulturowych buntowników. Epickie Uniwersum Marvela stało się najbardziej wyszukanym z fikcyjnych światów i zyskało rangę współczesnej amerykańskiej mitologii. Niezwykła historia Marvel Comics otrzymała w 2013 roku prestiżową Nagrodę Eisnera dla najlepszej książki o tematyce komiksowej.
SEAN HOWE | były redaktor „Entertainment Weekly” i „The Criterion Collection”. Jego teksty pojawiały się między innymi w gazetach: „New York”, „The Los Angeles Times”, „Spin” i „The Village Voice”. Mieszka w Nowym Jorku.
| listopad 2013 | 140 x 205 | 512 s. |
cena okładkowa:
59,90 zł
| 58
NOE
| październik 2013 | 207 x 272 | 72 s. |
| styczeń 2014 | 207 x 272 | 72 s. |
Noe to komiks, który powstał na podstawie pierwszego szkicu scenariusza filmu Noe. Wybrany przez Boga. Cztery części: Noe 1. Za niegodziwość ludzi, Noe 2. Wszystko, co pełza po ziemi, Noe 3. I wody spadły na ziemię oraz Noe 4. Kto przeleje krew opowiadają historię Noego – żołnierza, ale również maga i uzdrowiciela – któremu Bóg zsyła wiadomość zapowiadającą straszliwy koniec ludzkości. Tylko Noe może ocalić życie na Ziemi. Czeka go jednak niełatwe zadanie. Musi wznieść monumentalną arkę, a także stawić czoła ludziom, którzy w obliczu tragedii pokazują swoją prawdziwą twarz.
| marzec 2014 | 207 x 272 | 64 s. |
| kwiecień 2014 | 207 x 272 | 56 s. |
DARREN ARONOFSKY | Wybitny scenarzysta i reżyser kultowych filmów – Pi (1998), Requiem dla snu (2000), Źródło (2006), Zapaśnik (2008), Czarny łabędź (2010) – tym razem sięgnął po nową formę wyrazu. Powieść graficzna Noe to wzruszająca historia człowieka, który na przekór losowi dąży do spełnienia najważniejszego celu w swoim życiu – ochrony najbliższych. cena okładkowa: 36,90 zł dotyczy wszystkich części
KATALOG SQN 2015
59 |
Kłamca: Viva l’arte Niebiańskie plany ustanowienia bezdomnego mężczyzny prorokiem nowej ery komplikują się, kiedy ten zostaje uprowadzony, a jego anioł stróż ginie. Kto stoi za porwaniem? Odpowiedź na to pytanie musi znaleźć tytułowy bohater, nordycki bóg Loki. Próby rozwikłania zagadki zaprowadzą go do nowojorskich kanałów – siedziby tajemniczej sekty – oraz do pewnego artysty, który posiadł umiejętność malowania prawdy, za co płaci się najwyższą cenę. Cykl Ćwieka koncentruje się na przygodach znanego z mitologii skandynawskiej boga kłamstwa i ognia, Lokiego. Po tym jak niebiańskie zastępy zniszczyły Walhallę, Kłamca zaoferował swoje usługi aniołom w zamian za walutę niezwykłej wartości – pióra pochodzące z ich skrzydeł. Od tej pory tropi inne, podobne sobie bóstwa i rozprawia się z demonami i niegodziwcami. Cykl składa się z dwóch zbiorów opowiadań (Kłamca, Kłamca 2. Bóg Marnotrawny) i dwóch powieści (Kłamca 3. Ochłap Sztandaru, Kłamca 4. Kill’em all), a także książek uzupełniających: Kłamca 2,5. Machinomachia oraz Kłamca. Papież sztuk.
| październik 2015 | 230 x 300 | 68 s. |
JAKUB ĆWIEK | scenariusz DAWID POCHOPIEŃ | rysunki GRZEGORZ NITA | kolor cena okładkowa:
24,90 zł/34,90 zł
okładka miękka/okładka twarda
| 60
Odd Thomas Diabelski pakt
| październik 2013 | 137 x 205 | 208 s. |
cena okładkowa:
29,90 zł
Dean Koontz,jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy, autor kilkudziesięciu bestsellerów, prezentuje wyjątkowe dzieło. Odd Thomas. Diabelski pakt to trzymająca w napięciu powieść graficzna o nastoletnim bohaterze z umiejętnościami nie z tego świata. Koontz przenosi nas w czasie, pozwalając poznać Odda takiego, jakim był bezpośrednio przed wydarzeniami prezentowanymi w serii książkowej. Na słonecznych ulicach Pico Mundo robi się coraz bardziej niespokojnie. Kiedy na drodze Odda staje zasmucony duch małego chłopca, bohater poprzysięga wyplenić zło, które zakorzeniło się w miasteczku. Czy jednak wyjątkowe umiejętności oraz wsparcie lokalnej policji i Stormy, jego wystrzałowej dziewczyny, okażą się wystarczające? Czy Odd może zmierzyć się z tajemniczym prześladowcą, który zdaje się zawsze wyprzedzać pościg o krok… i zamierza nadal zabijać? Odd Thomas. Diabelski pakt jest pozycją obowiązkową dla fanów tej genialnej serii i dla tych, którzy uwielbiają jej najpopularniejszego bohatera.
DEAN KOONTZ | jego książki zostały przetłumaczone na 38 języków, a 13 powieści trafiło na listę bestsellerów „New York Timesa”, co czyni go jednym z niewielu autorów, którym udało się osiągnąć podobny wynik.
Księgarnia Wydawnictwa
WWW.LABOTIGA.PL WIĘCEJ NIŻ KSIĄŻKA!
/wydawnictwosqn /wydawnictwosqn
/wydawnictwosqn
wydawnictwosqn
/sqnpublishing
Szukaj nas w social media!
FANTASTYCZNYCH KSIĄŻEK WYDAWNICTWA SQN SZUKAJ NA
WWW.LABOTIGA.PL FANTASTYCZNEJ KSIĘGARNI WYDAWNICTWA