Thomas Morgenstern. Moja walka o każdy metr

Page 1



thomas MORGENSTERN M O J A WALKA O KAŻ D Y METR



thomas MORGENSTERN MOJA WA LKA O KA ŻDY METR

tłumaczenie

Barbara Toczek

Kraków 2016


Über meinen Schatten © 2015 Ecowin by Benevento Publishing Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2016 Copyright © for the Polish translation Barbara Toczek 2016 Redakcja – Joanna Mika, Tomasz Wolfke Korekta – Piotr Królak Projekt typograficzny i skład – Joanna Pelc Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl Fotografia na I stronie okładki – Fischer Sports GmbH Fotografia na IV stronie okładki – AP/EAST NEWS Źródła fotografii w książce – BE&W: 51; Corbis/Profimedia: 16; Fischer Sports GmbH: 11, 55, 71, 85, 103, 119, 143, 175, 187, 217; Getty Images: 22–23, 47, 58, 67, 81, 96, 127, 168, 194, 202, 207, 214–215, 225, 226, 229; prywatne archiwum Thomasa Morgensterna: 33, 37, 50, 93, 109, 164, 172. All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Wydanie I, Kraków 2016 ISBN: 978-83-7924-542-0 www.wydawnictwosqn.pl Szukaj naszych książekk również w formie e ej elektronicznej

DYSKUTUJ O KSIĄŻCE //WydawnictwoSQN / /SQNPublishing //WydawnictwoSQN

NASZA KSIĘGARNIA www.labotiga.pl N Wspieramy środowisko! Książka została wydrukowana na papierze wyprodukowanym zgodnie z zasadami zrównoważonej gospodarki leśnej.


Spis treści Pożegnanie mistrza

Wstęp Łukasza Kruczka

7

Upaść i pamiętać

11

Nauczyć się walczyć

55

Zaryzykować

71

Zaufać

85

Wstać

103

Wrócić do walki

119

Dojrzeć

143

Blizny

175

Znów latać

187

Przemóc się

217

Thomas – mój przyjaciel

Posłowie Apoloniusza Tajnera

237



Pożegnanie mistrza Wstęp Łukasza Kruczka

K

iedy we wrześniu 2014 roku podczas konferencji prasowej w Salzburgu Thomas Morgenstern ogłosił zakończenie kariery, dla świata skoków narciarskich zakończyła się pewna epoka. Oto bowiem ośmiokrotny mistrz świata, trzykrotny mistrz olimpijski, zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni i dwukrotny zdobywca Pucharu Świata postanowił usunąć się w cień. Jakie były powody tego kroku? Co sprawiło, że jeden z najbardziej niebywałych talentów sportowych uznał, że przyszedł czas rozstania z ukochaną dyscypliną? Moja walka o każdy metr to szczera opowieść o dojrzewaniu do tej decyzji. Po raz pierwszy mamy okazję poznać jej kulisy i dowiedzieć się, co tak naprawdę kierowało Morgim, gdy ogłosił tę druzgocącą dla wielu nowinę. Właśnie: Thomas Morgenstern czy Morgi? Wszyscy wiemy, kim jest Thomas Morgenstern – to wspaniały skoczek o niebywałych ambicjach i jeden z tych sportowców, którzy mogą się poszczycić naprawdę Pożegnanie mistrza •

9


wybitnymi osiągnięciami. A Morgi? Morgi to przesympatyczny, pogodny młody człowiek, którego życie pozasportowe przebiega właściwie tak samo jak w przypadku każdego z nas: wypełniają je radość, smutek, miłość, od czasu do czasu stres. W ciągu ostatnich lat mieliśmy szansę obserwować, jak ten zwykły-niezwykły chłopak z Karyntii stawia czoła największym wyzwaniom, a jego droga zawodowa, naznaczona nie tylko licznymi triumfami, ale i potężnym ryzykiem i cierpieniem spowodowanym kontuzjami, układa się w sinusoidę – dotyka nieba, by chwilę później sięgnąć granic wytrzymałości. Dla mnie, zapewne podobnie jak dla wielu kibiców, sympatyków, a teraz także czytelników, Thomas „Morgi” Morgenstern to jeden z tych naprawdę wielkich sportowców, który pozostał „normalnym” człowiekiem. Jestem tego pewien, ponieważ dane mi było być naocznym świadkiem jego zmagań, niejednokrotnie zwieńczonych sukcesem. Ich nieodłącznym elementem były nie tylko radość i łzy wzruszenia po wspaniałych zwycięstwach, ale też często samotność, zwątpienie i rezygnacja. W niniejszej książce Thomas „Morgi” Morgenstern w przejmujący sposób opowiada o wszystkich aspektach życia typowych dla jednostek wybitnych: codziennej pracy, dyscyplinie, niebywałej radości ze 10

• Thomas Morgenstern • Moja walka o każdy metr


zwycięstw, obawach, samotności, walce o prawo do prywatności swojej i bliskich, poczuciu alienacji i przełamywaniu ograniczeń – zarówno tych realnych, jak i tych, które tkwią jedynie w głowie człowieka poddawanego nieustannej presji. Opowiada też o cenie, jaką musi zapłacić każdy, kto choć raz zdobył szczyt. Thomas Morgenstern na zawsze pozostanie dla mnie mieszanką otwartego, skorego do żartów i rozmów chłopaka, niezwykle pracowitego i ambitnego skoczka oraz mężczyzny twardo stąpającego po ziemi i staczającego ciężkie boje z samym sobą. Przeczytajcie szczere wyznanie tego wspaniałego sportowca, który nigdy nie uważał się za lepszego od innych i który za sprawą swojej kontrowersyjnej decyzji dał nam wyjątkową lekcję pokory i dojrzałości. Łukasz Kruczek Trener polskiej kadry skoczków narciarskich



Upaść i pamiętać



O

twieram oczy. Nawet tak mały ruch sprawia, że moja twarz zaczyna płonąć. Widzę białe, stłumione światło neonowej lampy. Z boku dobiega mnie regularny pikający dźwięk wydobywający się z EKG. Próbuję przekręcić głowę, ale w efekcie czuję tylko przeszywający ból, który ciągnie się od skroni przez policzki aż do klatki piersiowej. Czy to bicie mojego serca? Nie, to zdecydowanie nie jest mój hotelowy pokój w Tauplitz! Rozglądam się po jasnym pomieszczeniu. Przez okno wpadają promienie słońca, drażniąc moją palącą skórę. Chcę coś powiedzieć, zapytać, gdzie jestem i dlaczego się tu znalazłem, ale nie mogę nawet poruszyć ustami. Moje wargi są zbyt spuchnięte. W żyłę prawej ręki mam wetkniętą plastikową rurkę. Rytmiczne pikanie miesza się z wszechobecnym szumem urządzeń ustawionych wokół mojego łóżka. Jestem w szpitalu. Otwierają się drzwi. Do sali wchodzi przyjaźnie uśmiechnięta pielęgniarka, chyba około trzydziestki. Jej ciemne włosy sięgają ramion, z oczu bije ciepło i serdeczność. Chcę z nią porozmawiać, ale nie jestem Upaść i pamiętać •

15


w stanie wydobyć z siebie słowa. Jeżeli moje wargi powiększyły się wprost proporcjonalnie do bólu, jaki sprawia poruszanie nimi, muszą przypominać monachijską Allianz Arenę. Na szczęście to ona zaczyna mówić. Opowiada o jakimś upadku i że niby jestem w klinice w Salzburgu. Każe mi odpoczywać i mówi, że zawoła ordynatora. Upadek? Ale jaki upadek? Usilnie próbuję sobie coś przypomnieć. Oczywiście, że upadłem. Trzy tygodnie temu, w Titisee-Neustadt. Ale teraz już przecież znów skakałem – na Kulm. Mój treningowy skok był genialny, warunki idealne. Czy jeszcze przed chwilą nie byłem w windzie? Herbert zawsze znajduje dla mnie tyle motywujących słów, kiedy się na coś wkurzam. Gdzie on właściwie jest? Przecież mógłbym go teraz potrzebować. Herbert Leitner jest nie tylko wyśmienitym fizjoterapeutą, ale co najmniej równie utalentowanym psychologiem. Przede wszystkim jest jednak przyjacielem. Moim „Buddym”. Dostał ten przydomek, kiedy stale towarzyszył mi po upadku w Titisee-Neustadt. Złamałem wtedy mały palec i dość mocno otarłem skórę. Podrapana twarz to nie problem w skokach. Przez opatrunek, który założono mi na palec po operacji ręki, nie mogłem jednak ani sam nosić nart, ani nawet zawiązać buta narciarskiego. Dlatego właśnie 16

• Thomas Morgenstern • Moja walka o każdy metr


Herbert dostał pozwolenie FIS-u, Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, i mógł mi towarzyszyć nawet tuż przed samym wejściem na belkę. Normalnie nie może się tam znajdować żaden z członków sztabu, ale podczas posiedzenia drużyn trenerzy jednogłośnie zadecydowali, że Herbert będzie mógł mi pomagać. Powierzono mu bardzo odpowiedzialne zadanie, ponieważ bezpośrednio przed skokiem musiał zapinać mi wiązania. Oczywiście kontrolowałem wszystko, co robił, ale jeżeli coś poszłoby nie tak i popełniłby błąd, mogłoby się to skończyć groźnym upadkiem. Upadek? Nie. To niemożliwe. Warunki na Kulm były wymarzone. Zero wiatru. Byłem w wyśmienitej formie, najlepszy w pierwszej serii treningowej. Trochę się zdenerwowałem, bo skok nie był idealny, a trener nie chciał powiedzieć, co zrobiłem źle. Alexander Pointner w 100 procentach hołdował zasadom neurocoachingu: wyszukiwać i dokładnie analizować pozytywy. Ale ja chcę przecież wiedzieć, gdzie popełniam błąd i dlaczego w ostatnim skoku miałem wrażenie, że z przodu nart był zbyt duży nacisk, i czy dlatego hamowało mnie w powietrzu. Skok był dobry, ale mógł być lepszy. Dla trenera był po prostu super, dla mnie nie. Wiem, że mógł być lepszy. Znów otwierają się drzwi. Tym razem do sali wchodzi brodaty mężczyzna około pięćdziesiątki, ordynator. Upaść i pamiętać •

17



Upadek w Titisee-Neustadt


Na nosie gładkie, czarne okulary, które sprawiają, że wygląda bardzo poważnie, choć właśnie tego pewnie wymaga sytuacja. Jego niewysoka, ale krępa sylwetka, szare, nieco cienkie już włosy, uśmiech i ciepłe spojrzenie sprawiają, że wydaje się sympatycznym człowiekiem. On też chce mi opowiedzieć o upadku. Podobno doznałem urazu czaszkowo-mózgowego. Poza tym stłuczenie płuc i liczne otarcia skóry, szczególnie na twarzy. Przez głowę przemykają mi słowa takie jak „tomografia” albo „rentgen”. Teraz interesuje mnie tylko jedno: jaki upadek? Czuję zmęczenie… Nic nie pamiętam. Jestem w stanie przypomnieć sobie z najdrobniejszymi szczegółami wszystkie swoje upadki. Zawsze przeżywałem je w pełni świadomy, niczego nie zapominałem. Może byłoby nawet lepiej dla mnie, jeśli tych bardzo groźnych w ogóle bym nie kojarzył. Wspomnienie bólu hamuje człowieka, ale równocześnie pomaga unikać błędów. Można by powiedzieć, że wspomnienia chronią. Ale czy naprawdę? Mój pierwszy groźny upadek w Kuusamo w końcu nie był ostatnim. Szczerze mówiąc, myślenie o nim sprawia mi ból, ale czy uznano by mnie za obłudnego, jeśli określiłbym tę pozorną funkcję ochronną jako fałszywą deskę ratunku? Bo niby w czym mi ona pomogła? W Kuusamo upadłem 11 lat temu. Byłem młody i pewny, że nic złego nie może mi się stać. Inauguracja 20

• Thomas Morgenstern • Moja walka o każdy metr


sezonu odbywała się wtedy w Finlandii. Pod koniec listopada daleka północ jest pełna śniegu, a Kuusamo leży prawie na północnym kole podbiegunowym. Choć pogoda jest tam o tej porze roku niestabilna i bywa bardzo wietrznie, lubię to miejsce. Fiński krajobraz, składający się głównie z jezior i lasów, ma w sobie coś poruszającego. Lubię być z dala od hałasu i pośpiechu. Daleko też stamtąd do szpitala – gdyby coś się stało… Wspomnienie. Tak właściwie mnie nie chroni, lecz sprawia, że jestem bardziej pokorny. W Kuusamo upadłem tylko dlatego, że miałem w sobie zbyt dużo brawury. Może czułem się tam aż za dobrze. Kto wie. W ostatnim czasie Ruka, bo tak nazywa się miejscowość, w której znajduje się skocznia, rozwinęła się w zawrotnym tempie i stała się prawdziwym centrum sportów zimowych. W ostatnich latach. Wcześniej była tam tylko skocznia, hotel, kilka drewnianych domów i duży parking koło stoku. Teraz na jego miejscu stoi centrum handlowe, luksusowe lokale i apartamenty. Mimo to podoba mi się tam jeszcze bardziej, choć z Kuusamo automatycznie kojarzy mi się upadek. To miał być pierwszy sezon, w którym planowałem starty we wszystkich konkursach. Byłem w fantastycznej formie, jak zresztą pod koniec poprzedniego. Do Upaść i pamiętać •

21


Finlandii polecieliśmy już kilka dni przed samą inauguracją. Było to jedyne w Europie miejsce umożliwiające oddawanie skoków na śniegu. Tak, śniegu było pod dostatkiem. I lodu. Nic dziwnego, skoro temperatura wynosiła minus 25 stopni. Zamarznięte były nawet typowe dla tego obszaru jodły. I jeszcze ten wiatr, który powodował, że temperatura odczuwalna to nie minus 25, ale minus 35 stopni. Wspaniała była za to widoczność. Drzewa jak gdyby namalowane białym lodem. Jeziora zamarznięte, a niebo niebieskie tylko przez cztery godziny dziennie. Przez pozostałe 20 godzin o tej porze roku panuje tam ciemna noc, nie świeci się zupełnie nic. W ciągu tych czterech godzin zaczynasz rozumieć motyw wykorzystania koloru białego i niebieskiego na fladze Finlandii. Dwie takie flagi powiewały na górze skoczni. Także ten obrazek na stałe wrył mi się w pamięć. Mimo zimna, podczas treningu czułem się świetnie. Oczywiście także dlatego, że byłem w naprawdę znakomitej formie. Wiedziałem, że jeżeli będą optymalne warunki, to ten pierwszy konkurs zakończę z bardzo dobrym wynikiem. I co mi dała ta pewność na koniec dnia? Wizytę w szpitalu w Kuusamo. W dodatku tylko dlatego, że byłem niepokorny. Nie ma się co oszukiwać.

22

• Thomas Morgenstern • Moja walka o każdy metr


W dniu zawodów było dosyć wietrznie, dokładnie to pamiętam. Wiało z lewej strony, czyli tej jedynej niechronionej od wiatru na skoczni w Kuusamo. To tam właśnie stoi wieża sędziowska. Na lewo obok buli, tuż pod gniazdem trenerskim, znajduje się ogromny wskaźnik obrazujący siłę i kierunek wiatru. Jest tak duży, że na co dzień niełatwo go poruszyć, a żeby już się to stało, trzeba naprawdę solidnego podmuchu. Tego dnia wskaźnik stał sztywno w powietrzu, kierując się nieco do góry. Był tak samo nieruchomy jak zamarznięte drzewa. To właściwie powinno było stanowić wyraźne ostrzeżenie. Jeszcze mocniejszym sygnałem ostrzegawczym były problemy, z jakimi w trakcie lotu przyszło się zmagać Martinowi Schmittowi i Andiemu Koflerowi. Andi upadł, a później jeszcze Sven Hannawald zaliczył „awaryjne lądowanie” przed 50. metrem. Większość zawodników skakała bardzo zachowawczo i dlatego pomyślałem, że nie mogę nie wykorzystać takiej szansy. Chciałem powtórzyć wynik z treningu i idealnie wykończyć ten skok. Miałem 17 lat, rozpierała mnie energia i wydawało mi się, że nic złego nie może mi się przytrafić. Żeby zwyciężyć, musiałem się liczyć z ryzykiem.

Upaść i pamiętać •

23


24

• Thomas Morgenstern • Moja walka o każdy metr


Upadek w Kuusamo

Na to, co się potem stało, mogłem się właściwie przygotować, bo tę sytuację miałem już wcześniej przed oczami. Podczas tych dziwnych wizualizacji skoku przed zawodami, kiedy dokładnie wyobrażam sobie każdy swój ruch, widziałem siebie robiącego salto. Zawahałem się przez chwilę, ale chcąc wygrać, postawiłem wszystko na jedną kartę. Miałem świadomość, że to niebezpieczne i że takie warunki mi nie odpowiadają. Ale przecież osoby odpowiedzialne za przeprowadzenie konkursu wiedzą, co robią. Nie pozwolą Upaść i pamiętać •

25


zawodnikowi skoczyć, kiedy istnieje jakieś zagrożenie, choć z drugiej strony muszą dołożyć wszelkich starań, żeby zawody się odbyły. Zielone światło zapala się oczywiście tylko wtedy, gdy wiatr nie jest zbyt silny. Tyle że nikt nie jest w stanie „wyłączyć” nagłych podmuchów i sprawić, by młody i głodny sukcesów śmiałek w tak skrajnych warunkach nie podejmował zbyt dużego ryzyka. Zaufanie jest jednym z najważniejszych czynników w skokach. Trzeba ufać trenerowi, kiedy machnięciem chorągiewki daje pozwolenie na skok. Trzeba ufać sztabowi odpowiedzialnemu za rozegranie zawodów, że warunki są odpowiednie do skakania. I, jak nauczyłem się tamtego dnia, trzeba ufać własnym przeczuciom. Jeżeli mówią ci wyraźnie: „Uważaj!”, to zrób to, bo koniec końców i tak każdy jest odpowiedzialny sam za siebie. A ja miewam problemy ze słuchaniem swojego głosu wewnętrznego. Oczywiście traktuję go poważnie, ale ponieważ w naszej dyscyplinie jest tak wiele kompetentnych osób, siłą rzeczy ufa się właśnie im. Konkursów, podczas których balansuje się na granicy bezpieczeństwa i rozsądku, jest dużo. Na ogół nic złego się nie dzieje, a na koniec są wyniki. Czasami zwycięzca jest zupełnie przypadkowy, często wyłoniony 26

• Thomas Morgenstern • Moja walka o każdy metr


już po pierwszej serii. Potem wprawdzie wszyscy narzekają i krytykują taki obrót sprawy, ale kilka tygodni później nikt już nie pyta, w jakich okolicznościach odbyły się dane zawody, a organizatorowi oszczędza się trudności finansowych, które niesie ze sobą odwołanie konkursu. Kiedy już coś się dzieje, jak tego dnia w Kuusamo, dopiero upadek jest impulsem do przerwania zawodów. I wtedy zaczynają się dyskusje. Może trzeba było wcześniej odwołać konkurs? Albo w ogóle go nie rozpoczynać? A może wystarczyło przeczekać? Ci, którzy mimo złych warunków oddali dobry skok, denerwują się, bo po przerwaniu zawodów nie ma ani wyników, ani pucharowych punktów. Wtedy spotkało to na przykład Martina Höllwartha, który skakał bezpośrednio przede mną i objął prowadzenie. To tylko dodało mi animuszu. Nie przeszkadzała mi niska temperatura. Lubię, kiedy jest zimno. Powietrze wydaje się wtedy gęstsze i mam wrażenie, że niesie znacznie lepiej. Fińskie niebo rozświetlał wówczas mój pomarańczowy kombinezon. Wszystko wydawało się idealne – pozycja dojazdowa, wybicie, przejście w fazę lotu – i zapowiadało triumf, do momentu gdy nagle w powietrzu obydwie narty uderzyły w moje ciało. Przekoziołkowałem do przodu i zobaczyłem, że prawa narta się wypina. Przerażające uczucie! Z jednej strony wszystko dzieje się niewiarygodnie Upaść i pamiętać •

27


szybko, z drugiej trwa całą wieczność. Czujesz, jak twoje ciało obraca się w powietrzu. Tracisz orientację i już nie wiesz, gdzie jest góra, a gdzie dół. W takim momencie pewien jesteś już tylko jednego: zaraz będzie cholernie boleć. I czekasz na uderzenie w oblodzoną bulę. Zaciskasz zęby i instynktownie starasz się przyjąć pozycję ochronną, napinasz każdy mięsień i masz nadzieję, że nie będzie aż tak źle, choć dobrze wiesz, że będzie… Wylądowałem na plecach. Przekręciło mnie tak, że usiadłem i zjeżdżałem po lodowych rowkach, które zostawili przygotowujący zeskok ludzie, poruszający się po nim na deskach do narciarstwa alpejskiego. Poczułem, że nie jestem już w stanie wytrzymać bólu. Wtedy padłem na plecy, ślizgając się jeszcze głową w dół. Wzrok utkwił w martwym punkcie. Byłem w szoku i cieszyłem się, że moje ciało nie poniewiera się już tak bezwładnie. Leżałem na plecach i płakałem. Gernot Landerer, nasz ówczesny fizjoterapeuta, przybiegł od razu i spytał, czy mogę poruszać wszystkimi kończynami. Bolała szczególnie kość piszczelowa. W pierwszym momencie myślałem, że jest złamana, ale miałem tylko paskudne rozcięcie od narty. Udo było całe fioletowe. Huczało mi w głowie. Wstrząśnienie mózgu. W kołnierzu ortopedycznym zostałem na 28

• Thomas Morgenstern • Moja walka o każdy metr


sygnale odwieziony do szpitala w Kuusamo. W karetce nie miałem najlepszych przeczuć. To nie był niegroźny upadek, ale zdarzenie, które już na początku sezonu pokazało mi, co tak naprawdę może się stać. Co z moimi rodzicami? Oby tylko nie martwili się za bardzo. I tak dalej… Wbrew pierwszym komunikatom prasowym nie złamałem sobie nic oprócz małego palca. Świętej pamięci Edi Federer, mój ówczesny menedżer, zabrał mnie do Klagenfurtu na leczenie u doktora Georga Lajtaia. Dzięki jego pomocy szybko wróciłem do zdrowia i już miesiąc później mogłem wystartować w Oberstdorfie. Ale od tego upadku podświadomie stałem się ostrożniejszy. Przede wszystkim jeśli chodzi o wiatr. Wspomnienie blokuje. Każdy upadek coś w tobie pozostawia. Czasami blizny, często ból, zawsze wspomnienia. Tak samo było pięć lat później podczas letniego treningu w Kuopio, także w Finlandii. Ale ten upadek był zupełnie inny i nieporównywalny z tym w Kuusamo. Wtedy byłem w kiepskiej formie i przebywaliśmy na klubowym zgrupowaniu. Razem z Martinem Kochem, drugim z Karyntyjczyków w kadrze narodowej, i Heinzem Kuttinem pojechałem do Kuopio, by rozpocząć tam Upaść i pamiętać •

29


nowy plan treningowy po nieudanym sezonie. Nowe wiązania ze specjalnymi bolcami były gorącym tematem poprzedniego roku, a ja zmieniłem właśnie markę nart. Chcieliśmy przetestować nowy system wiązań, dlatego na nasze zgrupowanie specjalnie przyjechał przedstawiciel produkującej je firmy. Miał służyć wsparciem przy ich dokładnej regulacji. Nie chciałem zaserwować ani sobie, ani fanom kolejnego tak nieudanego sezonu, więc moje oczekiwania były wysokie – wyniki i postępy musiały przyjść tak szybko, jak to tylko możliwe. Presja osiągnięć, oczekiwania i niecierpliwość stanowią złe połączenie i fatalną pozycję wyjściową. Ale było to ważną nauczką, bo od tamtego czasu zawsze używałem specjalnej taśmy zabezpieczającej wiązania. Właściwie wtedy też – oprócz tych dwóch skoków, podczas których chciałem porównać czucie w powietrzu z wykorzystaniem nowego i starego systemu wiązań. Najpierw skoczyłem w starych nartach, do których byłem przyzwyczajony. Potem do innych przypiąłem nowe wiązania. Musiałem więc tylko zmienić narty. Ile wysiłku wymagałoby zamontowanie zabezpieczeń na nowych nartach? Zawsze to robiliśmy i po raz pierwszy skoczyłem bez nich. Czucie w pierwszym skoku było w porządku, ale oddałem zachowawczą próbę. W drugiej leciałem znacznie pewniej, chciałem 30

• Thomas Morgenstern • Moja walka o każdy metr


włożyć w skok więcej mocy. Czucie było dobre. Od razu przeszedłem do fazy lotu i złapałem wysoki pułap. Na końcu buli, gdzie opór powietrza staje się największy, bo tam jest ono najgęstsze, wypięło mi się lewe wiązanie, a potem cała narta. To naprawdę przerażające uczucie – lecisz z prędkością 105 kilometrów na godzinę, twój wzrok skupia się na linii oznaczającej wielkość skoczni i nagle wypina ci się narta. Zupełnie jakbyś robił krok, a ziemia nagle osunęła ci się spod nóg i zacząłbyś spadać w przepaść. W powietrzu jest tak, jakbyś leżał na brzuchu w hamaku na wysokości pięciu metrów i nagle sznur się urwał. Jesteś przerażony, nie masz się czego złapać i wiesz, że czeka cię nieprzyjemne zderzenie z podłożem. Wszystko działo się niezwykle szybko. Na szczęście kontuzja nie była groźna. Bolały mnie łokieć i ręka, ale i tak mogłem mówić o szczęściu. Tym razem wszelkie uczucia zdominowała ogromna złość na siebie samego, że zachowałem się tak lekkomyślnie i skoczyłem bez linek zabezpieczających. Jak by nie patrzeć, moje bezpieczeństwo było absolutnie warte czasu ich założenia. Znam kilku zawodników, którzy na ogół skaczą bez zabezpieczeń, czego tak naprawdę nigdy nie potrafiłem zrozumieć. Wtedy zrobiłem to samo i od razu przyszło mi za to słono zapłacić. Upaść i pamiętać •

31


Koniec fragmentu Zapraszamy do księgarń i na www.labotiga.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.