3 minute read

Zerkając na Herytierę

Marcin Dzierżawski

Felieton z cyklu „Okiem polonisty”

Advertisement

W czasie wolnym od pracy w szkole wyznaczam sobie zadania domowe. Czas wolny od pracy nie musi być bowiem czasem wolnym od pracy nad sobą, prawda? Wysłużony stary miękki fotel obudowuję zatem tomami zbyt długo – moim zdaniem – zalegającymi półki i gryzącymi sumienie polonisty. Odgradzam się w bezruchu od pędzących dookoła spraw bieżących. Wzniesionych misternie fortyfikacji strzegą lekko już zakurzeni, ale gotowi do działania strażnicy: są Wicha i Szostak, uzbrojeni w metafizykę, bramy do świata fantazji pilnuje Radek Rak, po murach z majestatem przechadza się Tokarczuk, a na baszcie przysiadł sobie Szczygieł. Zastygam w głębokim fotelu w oczekiwaniu głębokiego czytania. Cisza. Co może pójść nie tak? Wszystko. Jestem polskim nauczycielem, więc pojęcie „tragizm losu” mam zakodowane genetycznie.

Nagły dźwięk powiadomienia budzi z trudem przyśnięte nerwy. Wiedziałem, że tak będzie – nie wyłączyłem telefonu. Tłumaczenia i próby narzucenia samodyscypliny są bezcelowe, muszę zerknąć. Tylko na chwilę. Bo bezruch bezruchem, ale jak można nie być na bieżąco? Szostak i Tokarczuk z politowaniem kręcą głowami, a przecież to ich, nie moja wina, że nawet w pilnie strzeżonej twierdzy mam internet. Widocznie kiepsko się starali, byli nieuważni, może zbyt pewni siebie. Teraz już za późno. Odblokowuję ekran, zaglądam w wyświetlające się powiadomienie. To artykuł z polubionej strony, a w artykule Pizgacz. P.S. Herytiera. Pisarka. I teraz, chcąc nie chcąc, Pizgacz jest już w mojej

94 FELIETON REFLEKSJE 5/2022

literackiej twierdzy. Czas ucieka nieubłaganie, a przecież miał być to czas pracy nad sobą. Nie zmieszczę ich wszystkich w tym czasie, nie zdążę przed końcem urlopu. Co teraz? Wicha i Szostak zostają, mają pierwszeństwo przez zależenie. Na Raka czekałem, po prostu lubię. Szczygieł? No trudno, innym razem. I teraz ostateczna rozgrywka: Tokarczuk czy Pizgacz?!

Odkładam na bok pisarzy z dorobkiem i o ugruntowanej pozycji, nieśmiało prosząc Noblistkę o chwilę cierpliwości. Zarzucam sieć. Herytiera, czyli Katarzyna Barlińska, zaczęła pisać, mając piętnaście lat – swoje powieści umieszczała na internetowej platformie Wattpad. Obecnie ma lat dwadzieścia i jest jedną z najbardziej poczytnych i rozpoznawalnych pisarek wśród nastolatków. Czy powinienem o tym wiedzieć? Chyba czas się ruszyć. Włączam YouTube’a i przysłuchuję się rozmowie z Barlińską. Na początku niepewna, z czasem mówi z coraz większym zaangażowaniem o swojej twórczości. Jest naturalna, przekonująca. Intensywne prace nad papierowym wydaniem swojej książki prowadziła w klasie maturalnej. Imponujące! Zrobiła to zupełnie samodzielnie, w tajemnicy przed rodzicami, których poinformowała dopiero trzy miesiące po podpisaniu umowy z wydawnictwem. Co za historia! Autorka opowiada o doświadczeniach z czytelnikami i o tym, że nie chce ulegać ich opinii. Wspomina o odpowiedzialności za słowo pisane. O piętnowaniu toksycznych relacji przedstawianych w swoich powieściach. Brzmi dojrzale. Zerkam w międzyczasie na Wattpada. Pierwsza część trylogii Hell, autorstwa Pizgacz, ma już ponad 15,5 miliona odczytań. 15,5 miliona. Zakładam, że głównie młodych odbiorców. 15,5 miliona. W dobie kryzysu czytelnictwa.

Co dalej? Nie chcę nowego kanonu lektur, bo kanon zawsze będzie subiektywny i noszący znamiona opresyjności. Pizgacz w kanonie straci powab. Zresztą: straci go prędzej czy później, świat młodych jest niebywale dynamiczny i nieustannie potrzebuje nowych bodźców. Nie chcę rezygnować z klasyki, bo to nie tylko tradycja, pamięć i tożsamość, ale przede wszystkim jakość. Ale mam poczucie, że muszę coś zmienić, żeby nadążyć za uczniami. Ja jestem coraz starszy, oni mają wciąż naście lat, choć zmieniają się ich twarze. Ja dobrze czuję się zamknięty w swojej twierdzy. Ich naturą jest ruch.

Jeszcze dziesięć lat temu było mi łatwiej. Młodzi trzymali dystans, ale mimo wszystko nie traciliśmy się z oczu. Wystarczył mi Wiedźmin, ekranizacja Zmierzchu i wybiórcza znajomość perypetii Harry’ego Pottera, żebyśmy mogli znaleźć wspólny język. Dzisiaj to za mało. Wiedźmin brzmi archaicznie, Zmierzch zbyt naiwnie, a Harry Potter dorósł i nie budzi zaufania.

Myślę, że potrzebujemy dobrej komunikacji, żeby móc się czegokolwiek nauczyć. Zastanawiam się nad kompromisem, chociaż jako nauczyciel przyzwyczajony byłem do narzucania swojego zdania. Czy powinienem wziąć pod uwagę ustępstwa? Zrobić wyłom w moich literackich, filmowych czy muzycznych upodobaniach? Młodzi próbują przyhamować, pobieżnie i bez skupienia, ale jednak zatrzymują się na chwilę przy Mickiewiczu, Prusie, Gombrowiczu, a nawet Tokarczuk. Więc wygląda na to, że teraz moja kolej, żeby poczytać Pizgacz, zagrać w This War of Mine, posłuchać Young Leosi. I nie to, żeby zaraz jakoś wnikliwie się zagłębić i zachwycić. Po co zaraz wypadać z roli. Ale zerknąć można. Z życzliwym zainteresowaniem. Dla sprawy.

Marcin Dzierżawski

Gdańszczanin, absolwent polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego, nauczyciel. Od niespełna dwóch lat prowadzi blog „Belfer na zakręcie”, na którym dokumentuje swoje zmagania ze szkolną i pozaszkolną rzeczywistością.

FELIETON REFLEKSJE 5/2022 95

This article is from: