Mikołajek
Goscinny Sempé
Tytuł oryginału Le Petit Nicolas
Pierwsze wydanie we Francji: 1960
Mikołajek, postaci, przygody i charakterystyczne elementy świata Mikołajka są dziełem René Goscinnego i Jeana-Jacques’a Sempé.
© 2012 IMAV éditions / Goscinny – Sempé
Prawo rejestracji i korzystania z marek związanych ze światem Mikołajka zastrzeżone dla IMAV éditions. Le Petit Nicolas® jest znakiem zarejestrowanym. Wszelkie prawa do reprodukowania lub imitowania marki i wszelkich logotypów są zastrzeżone.
www.petitnicolas.com
Adaptacja okładki Maria Gromek
Redaktorka nabywająca i prowadząca Magdalena Kilian-Antoine
Korekta
Judyta Wałęga
Sylwia Stojak
Łamanie Dawid Kwoka | DAKA – Studio graficzne
Opracowanie bibliografii Anna Skawińska
Copyright © for the translation by Barbara Grzegorzewska
Copyright © for the Polish edition by SIW Znak sp. z o.o., 2023
ISBN 978-83-240-9343-4
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl
Wydanie I (Znak), Kraków 2023
Druk i oprawa: OZGraf
Mikołajek
Przełożyła Barbara Grzegorzewska
Kraków 2023
Goscinny Sempé
Mikołaj
„No bo co w końcu, kurczę blade!”
Alcest
„To mój najlepszy kumpel, jest gruby i bez przerwy je”.
Euzebiusz
„Jest bardzo silny i lubi dawać kolegom w nos”.
Gotfryd
„Ma strasznie bogatego tatę, który kupuje mu wszystko, co zechce”.
Ananiasz
„Jest najlepszym uczniem w klasie i pupilkiem naszej pani, my go nie za bardzo lubimy”.
Jadwinia
„Jadwinia jest bardzo fajna, chyba kiedyś się z nią ożenię”.
Joachim
„Bardzo lubi grać w kule.
Trzeba przyznać, że dobrze sobie radzi: kiedy strzela – bum! –to prawie zawsze trafia”.
Rufus
„Ma gwizdek z kulką, a jego tata jest policjantem”.
Kleofas
„Jest najgorszy z całej klasy. Kiedy pani wywołuje go do tablicy, to potem nie wolno mu wychodzić na przerwę”.
Mama
„Lubię być w domu, kiedy pada deszcz i kiedy przychodzą goście, bo wtedy mama robi na podwieczorek mnóstwo pysznych rzeczy”.
Tata
„Tata wychodzi z biura później niż ja ze szkoły, za to nie musi odrabiać lekcji”.
Bunia
„Bunia jest strasznie fajna, daje mi mnóstwo rzeczy i wszystko, co mówię, okropnie ją śmieszy”.
Pan Blédurt
„To nasz sąsiad, bardzo lubi przekomarzać się z tatą”.
Pani
„Pani jest taka ładna i dobra, kiedy się za bardzo nie wygłupiamy!”
Rosół
„To nasz opiekun, nazywamy go tak, bo wciąż mówi: »Spójrzcie mi w oczy«, a na rosole są oka. Starsze chłopaki na to wpadły”.
Śliczny
Wspaniała pamiątka
DZIŚ
RANO PRZYSZLIŚMY DO SZKOŁY strasznie zadowoleni, bo mają robić zdjęcie
naszej klasy, które będzie dla nas wspaniałą pamiątką na całe życie, jak powiedziała pani. Pani powiedziała też, że mamy przyjść schludnie ubrani i ładnie uczesani.
Wszedłem na dziedziniec z głową lepką od brylantyny. Wszystkie chłopaki już tam były i pani krzyczała na Gotfryda, który przyszedł przebrany za Marsjanina. Gotfryd ma strasznie bogatego tatę, który kupuje mu wszystko, co zechce. Gotfryd
przekonywał panią, że koniecznie musi zostać sfotografowany jako Marsjanin, a jak nie, to sobie pójdzie.
Fotograf też już był na miejscu, ze swoim aparatem, i pani tłumaczyła mu, że trzeba się pospieszyć, bo inaczej przepadnie nam lekcja arytmetyki. Ananiasz, który jest
najlepszym uczniem w klasie i pupilkiem naszej pani, powiedział, że szkoda byłoby
9
stracić arytmetykę, bo on ją bardzo lubi i rozwiązał wszystkie zadania. Euzebiusz, taki kolega, co jest bardzo silny, chciał dać Ananiaszowi w nos, ale Ananiasz nosi okulary i nie możemy go bić tak często, jak byśmy chcieli. Pani zaczęła krzyczeć, że jesteśmy nieznośni i że jeśli nie przestaniemy, nie będzie żadnego zdjęcia i pomaszerujemy do klasy. Wtedy fotograf powiedział:
– Zaraz, zaraz, spokojnie. Wiem, jak rozmawiać z dziećmi, wszystko pójdzie jak po maśle.
Fotograf kazał nam się ustawić w trzech rzędach: pierwszy miał siedzieć na ziemi, drugi stać po obu stronach siedzącej na krześle pani, a trzeci na skrzynkach. Ten fotograf ma naprawdę świetne pomysły.
Poszliśmy po skrzynki do szkolnej piwnicy. Mieliśmy niezły ubaw, bo w piwnicy było dosyć ciemno, a Rufus założył sobie na głowę jakiś stary worek i krzyczał: „Hu! Hu! Jestem duchem!”. A potem przyszła pani. Nie wyglądała na zadowoloną, więc
10
złapaliśmy skrzynki i ruszyliśmy z powrotem na górę. Został tylko Rufus. Z powodu worka nie widział, co się dzieje, i dalej krzyczał: „Hu! Hu! Jestem duchem!”. Okropnie się zdziwił, jak mu pani ściągnęła worek z głowy.
Kiedy wróciliśmy na dziedziniec, pani puściła ucho Rufusa i trzepnęła się w czoło.
– Jesteście cali czarni – powiedziała.
To prawda, przez te wygłupy w piwnicy trochę żeśmy się pobrudzili. Pani nie była zadowolona, ale fotograf powiedział, że nie szkodzi, zdążymy się umyć, kiedy on będzie ustawiał skrzynki i krzesło do zdjęcia. Oprócz Ananiasza czystą twarz miał tylko Gotfryd, przez swój kask Marsjanina, bardzo podobny do słoja.
– Widzi pani – powiedział Gotfryd – gdyby wszyscy przyszli ubrani tak jak ja, nie byłoby kłopotu.
Widziałem, że pani miała ochotę wytargać Gotfryda za uszy, ale nie mogła z powodu tego słoja. Taki strój Marsjanina to naprawdę super wynalazek!
11
Umyliśmy się, uczesaliśmy i wróciliśmy na dziedziniec.
Byliśmy jeszcze trochę mokrzy, ale fotograf powiedział, że nic nie szkodzi, na zdjęciu i tak nie będzie widać.
– No dobra – powiedział fotograf – chcecie zrobić przyjemność waszej pani?
Odpowiedzieliśmy, że tak, bo bardzo lubimy naszą panią, jest strasznie miła, kiedy nie wyprowadzamy jej z równowagi.
– A więc – powiedział fotograf – ustawcie się grzecznie do zdjęcia. Najwyżsi niech wejdą na skrzynki, średni będą stali, a mali usiądą na ziemi.
Zaczęliśmy się ustawiać, a fotograf tłumaczył naszej pani, że cierpliwością można wszystko od dzieci uzyskać. Jednak pani nie mogła go wysłuchać do końca. Musiała przyjść nas rozdzielić, bo wszyscy chcieli stać na skrzynkach.
– Tylko ja jestem wysoki! – krzyczał Euzebiusz i odpychał tych, którzy próbowali wejść na skrzynki. Ponieważ Gotfryd nie ustępował, Euzebiusz walnął go pięścią w słój i aż zawył z bólu. Później musieliśmy w kilku, wspólnymi siłami, ściągać z głowy Gotfryda słój, który się zaklinował.
Pani powiedziała, że uprzedza nas po raz ostatni i że zaraz będzie arytmetyka, więc uznaliśmy, że trzeba się uspokoić i zaczęliśmy się ustawiać. Gotfryd podszedł do fotografa.
– Co to za aparat? – zapytał.
Fotograf uśmiechnął się i powiedział:
12
– To taka skrzyneczka, z której zaraz wyleci
ptaszek, mój chłopcze.
– To jakiś stary rzęch – stwierdził Gotfryd. –
Tata dał mi aparat z osłoną przeciwsłoneczną, obiektywem szerokokątnym, teleobiektywem i mnóstwem filtrów!
Fotograf zrobił zdziwioną minę, przestał się uśmiechać i kazał Gotfrydowi wracać na miejsce.
– A ma pan chociaż fotokomórkę? – zapytał Gotfryd.
– Ostatni raz mówię, wracaj na miejsce! – krzyknął fotograf, który nagle czegoś się zdenerwował.
W końcu żeśmy się ustawili. Ja siedziałem na ziemi, koło Alcesta. Alcest to mój kumpel, który jest bardzo gruby i który bez przerwy je. Właśnie wcinał kanapkę z dżemem i fotograf kazał mu przestać jeść, ale Alcest powiedział, że musi się odżywiać.
– Zostaw tę kanapkę! – krzyknęła pani, która siedziała tuż za plecami Alcesta.
To Alcesta tak zaskoczyło, że upuścił kanapkę na koszulę.
– No pięknie – powiedział, próbując zetrzeć dżem chlebem.
Pani oświadczyła, że jedyne, co można zrobić, to ustawić Alcesta w ostatnim rzędzie, żeby nie było widać plamy.
– Euzebiuszu – powiedziała pani – ustąp miejsca swojemu koledze.
– To nie jest mój kolega – odpowiedział Euzebiusz – i nie dostanie mojego
miejsca, najlepiej niech się ustawi do zdjęcia tyłem, wtedy nie będzie widać ani plamy, ani jego tłustej gęby.
13
Kiedy będę duży, kupię sobie klasę tylko po to, żeby w niej grać w piłkę.
Cena 39,99 zł