Miesięcznik ZNAK 832 (09/2024) - Czy zwierzęta domowe są z nami szczęśliwe

Page 1


Jak mądrze budować relacje ze zwierzętami? Dlaczego pokochać je łatwiej niż ludzi?

Kiedy hodowla rasowych psów prowadzi do ich cierpienia?

Mój syn, Puszek

W Polsce jest obecnie więcej domostw z psami niż z dziećmi. Jak nastąpiła ta cywilizacyjna zmiana i czy zawsze odbywa się z korzyścią dla zwierząt?

Dwa lata temu ConsumerAffars, podmot zajmujący sę m.n. analizą rynku oraz przeprowadzaniem ankiet, wykonał badanie, w którym wzięli udział milenialsi oraz przedstawiciele pokolenia Z, liczący łącznie tysiąc osób. Wszyscy ankietowani byli opiekunami zwierząt domowych (najczęściej psów oraz kotów). Z ich odpowiedzi wynikało, że większość (81%) badanych kocha swojego zwierzaka bardziej niż przynajmniej jednego członka najbliższej rodziny. 3 na 10 osób darzyło silniejszym uczuciem czworonoga niż swojego partnera. Połowa badanych przyznała, że odczuwa większą miłość do pupila niż do własnej matki. Ankietowanych poproszono nie tylko o ocenę sił y własnego uczucia, ale również o wskazanie, ile byliby w stanie poświęcić dla swojego zwierzęcia. Chodziło głównie o koszty ewentualnego leczenia. Prawie połowa badanych deklarowała, że podjęłaby dodatkową pracę, gdyby cena opieki medycznej pupila przekroczyła aktualne możliwości fnansowe. 1 na 4 ankietowanych sprzedałby swój samochód, aby zdobyć pieniądze na ratowanie zdrowia czworonoga, a ponad 40% poświęciłoby w tym celu telewizor lub laptopa. Czy tak duże zaangażowanie (emocjonalne i fnansowe) wynika z tego, że zwierzęta domowe są dla współczesnych dorosł ych kim innym, niż był y dla poprzednich pokoleń? Zdaje się, że tak. Obecnie ludzie nie tylko

Temat Miesiąca D

MARTA ALICJA TRZECIAK

skich gospodarstwach domowych zaczął się na kilka lat przed pandemią. Na przyk ład w 2016 r. psów było 63,7 mln, rok później już 66,4 mln. Te dane mówią nie tylko o tym, ile jest zwierząt w ludzkich domach. Pod płaszczykiem liczb skrywają się również odpowiedzi na bardziej złożone pytania, takie jak: czego człowiek od zwierząt oczekuje? W gospodarstwach domowych znacząco wzrosła liczba tych pupili, które są uważane za najbardziej kontaktowe i nawiązują z opiekunami najsilniejszą relację. Czyli spełniają wymienione wcześniej „funkcje”: towarzystwo, uczuciowość, rozrywka. Takich samych wzrostów nie obserwuje się natomiast w odniesieniu do zwierząt, które uważane są za mało interaktywne. Na przyk ład obecnie w krajach Unii Europejskiej utrzymuje się ok. 8,5 mln akwariów (z przyczyn praktycznych ryby i inne wodne zwierzęta przedstawia się w statystykach w przeliczeniu na akwaria, a nie na osobniki). Kilka lat temu, w 2017 r., wartość ta była niemal o milion większa i wynosiła 9,4 mln. Jak się okazuje, współczesnym opiekunom zwierząt nie chodzi tylko o to, by „czymś / kimś zająć czas” ani dbać o kogoś. Celem jest raczej nawiązanie relacji, osiągnięcie pewnej wzajemności i komunikacji. Oczywiście każde zwierzę jest w stanie się komunikować, np. z przedstawicielami własnego gatunku. Trudno się jednak nie zgodzić z tym, że pies czy kot odwzajemniają afekt opiekuna w bardziej oczywisty sposób niż np. glonojad. Te różnice przek ładają się na dane dotyczące popularności. Jak wspomniano, koty i psy znajdują się w czołówce. Za nimi (o ok. połowę mniej popularne)

jakie żyją blisko nas, są z nami w zasadzie przez całą dobę? Z jednej strony wydaje się, że tak. Trudno się nie zgodzić, że wymienione we wcześniej przytaczanych badaniach „funkcje” zwierząt (towarzysz, dawca i odbiorca uczuć, kompan do rozrywki) idealnie wpasowują się w defcyty z czasów pandemii. Zresztą statystyki mówią same za siebie. Liczba domowych pupili wzrosła znacząco w czasie pandemii, więc należy się spodziewać, że miała ona jakiś związek z tym skokiem. Z drugiej strony zdaje się, że to niepełny obraz. Koronawirusowa izolacja zadziałała raczej jak szk ło powiększające dla tendencji, które rozpoczęł y się już wcześniej. Z danych FEDIAF wynika, że wzrost liczebności zwierząt towarzyszących utrzymywanych w europej- D

Małgorzata Lebda w rozmowie z Marcinem Wilkiem

Towarzyszą c stadu

Okrutni potrafimy być my, ludzie. Ze swojego dzieciństwa pamiętam takie sytuacje, że pies we wsi znikał z dnia na dzień. Zabijano go.

Gdzieś tam za stodołą, w lesie, z dala od domu.

A na moje pytania, gdzie jest pies, pokazywano mi przegrzebaną ziemię lub kopczyk

W O! Co to za pies na Twoim przedramieniu?

To Dunaj, pies, który nam towarzyszy. Dok ładnie odrysowany z fotografi przez moją siostrę Basię. Uchwycony jest tu w momencie włóczęgi, tak wygląda, kiedy chodzi po okolicznych beskidzkich polach. A gdybyśmy się spotkali jutro, to mia łabym jeszcze jeden tatua ż, od ramienia do nadgarstka, też z Dunajem, ale rzeką. Sam widzisz, jestem Dunajocentryczna.

W Skupmy się na istocie zwierzęcej. Chętnie, bo to jest jedna, i mówię to z ca łą odpowiedzialnością i ś wiadomością , z najpiękniejszych historii, jakie mi się w życiu przydarzył y. Zaczęło się od tego, że po ponad 20  latach wróciłam w swój rodzinny Beskid, ale nie do domu rodzinnego, lecz do innego, który jest w linii prostej 7 km od tamtego mojego matecznika. Tu – wraz z moim towarzyszem życia Rafałem – zamieszkaliśmy w du ż ym gospodarstwie nale -

żącym wcześniej do rodziny od strony mojej mamy. Pomogła w tym Wisława Szymborska!

W Przypomnijmy: w 2021 r. dostałaś Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej za tom Mer de Glace, a wraz z nią czek na 100 tys. zł. Tak, gotówka miała tu znaczenie. Gdy kupiliśmy dom, okazało się, że ma już mieszkańców – psa i kota. A poza tym całe bogactwo nieco dzikszych okazów: popielice, myszy, borsuki, kuny. A od lasu podchodzą jelenie, sarny, lisy, dziki, zające, bażanty, kuropatwy. Obftość rozmaitych ptaków! Jaskółki, myszołowy, kruki, głuszce, drozdy, kosy, sikorki, raniuszki… Te domowe to zwierzęta, które żyją tu od wielu lat. Według cioci, która mieszkała tu przed nami ponad 60 lat, Dunaj ma 23 lata.

W Imponujący wiek!

Staraliśmy się to jakoś zwery fkować, zabraliśmy go do weterynarza, który stwierdził, że Dunaj ma ok. 18 lat. I tak jest to zacny wynik.

do domu, który pozwoli łby mi gospodarzyć według swoich intuicji.

W Pszczoł y z Tobą został y, nawet po śmierci Twojej mamy i Twojego taty.

Pszczoł y z pasieki taty zosta ł y przejęte przez mojego wujka, który teraz jest naszym sąsiadem (przez las). Wspaniale jest myśleć, że te pszczoł y są potomkiniami pszczół mojego ojca. Jest taki piękny wiersz Romana Honeta zatytu łowany Świerszcze przychodzą w sprawie listopada, wprawdzie nie o pszczołach, tylko o świerszczach właśnie, lecz odnajduję w nim ten mój podziw dla pszczół. A idzie on tak: „Więc w głębi nocy świerszcze, moja / Boziu, te d źwięki niepodobne, osza łamiające, / bo to już córki, już wnuki tych świerszczy, / które zgrzytał y tu rok i pięć lat temu”. Już szykuję w okolicy domu miejsca na ule.

W Skończyłaś w tym celu kurs. Dziedzina pszczelarstwa bardzo szybko idzie do przodu. Mój tata czerpał z doświadczeń lat 80. i 90. Wiele się od tamtego czasu zmieniło w kontekście ich hodowli, a ogólnie przecież widzimy też te zmiany, jeśli chodzi o troskę i relacje, jakie nawiązujemy z innymi zwierzętami.

W A w Tobie jaka zmiana zaszła?

Nosz ę ze sobą baga ż namysł u ekokrytycznego. Jest to możliwe dlatego, że spojrza łam na moją rodzinną wieś z dystansu. Praktyki odbierania życia zwierzętom zaczęł y mnie poruszać wcześnie, intuicyjnie, jednak słowa na to znalazłam dopiero w mieście. Kiedy dorasta łam w ma łej, zamkniętej społeczności, wydawa ło mi się, że

po prostu świat jest tak skonstruowany, że wieś żyje zgodni z prawami natury oraz, co tak że ważne, prawami boskimi. Wychowa łam się w katolickiej rodzinie, gdzie traktowa ło się zwierzęta, szczególnie te hodowlane, jako nam poddane. Kiedy z Basią , moją siostrą bliźniaczk ą , zaczęł yśmy liceum w Nowym Sączu, nagle okaza ło się, że te zasady, które obowiązywa ł y w domu, nie są zasadami uniwersalnymi. Że są one czasem okrutne, brutalne, budzące dyskusje. Czu łam to, ju ż wtedy, gdy z okazji komunii zabito świnię, z którą mia łam relacje naprawdę bliskie. Zabito ją , kiedy był yśmy u cioci. Po powrocie, jeszcze na podwórku, poczu ł y śmy zapach wędzonej kiełbasy. To było wstrząsają ce. Po raz pierwszy pomyśla łam sobie: „Ej, coś tu nie gra”. Niby gra ło wszystko, jeśli chodzi o te regu ł y, w których się wychowa łam. Ale ta śmierć świni mną wstrząsa ła. No i co za logika: dla ś wię towania gestu religijnego pozbawiamy kogoś ż ycia. To się powtarza ło na Boże Narodzenie, na Wielkanoc – zatem świętujemy narodziny, zmartwychwstanie i zabijamy.

W Dziś już nie jesz zabitych zwierząt.

Nie jem. Decyzję o tym w rodzinnym domu odebrano jako fanaberię, skandal, ale po czasie zaakceptowano, a dla mnie był to ważny gest. To oznaczało sprawczość: oto mogę podjąć decyzję i zrobić coś w zgodzie ze sobą

W Trochę paradoks, że rodzice posyłając Cię na studia, dali narzędzia do buntu.

Wiem, że się z tym liczyli. Studiowanie w naszej wsi to była rzadkość. Z tej okazji ksiądz proboszcz na jednym z kazań powiedział, że mamy okazję do świętowania, bo oto dwie nasze parafanki dostał y się na studia w Krakowie. Dla rodziców to był powód do dumy. We mnie była radość i rozpacz jednocześnie.

W Być może też rodzice, podświadomie, chcieli, by Twoje życie nie wyglądało tak jak ich. Tak. Myślę, że rodzice, wysyłając mnie i moją siostrę na studia, rozumieli, że pozostając na wsi, nie miałybyśmy dużego wyboru i wolności, szczególnie że ojcowizna nie była przeznaczona dla nas, kobiet. Ojciec nie chciał słyszeć o tym, że zostanę na gospodarce, mimo że sama o tym marzyłam. Sądzę, że rodzice wysłali nas po to, żebyśmy nie zostały z niczym. Nauka – według nich – była dla nas ratunkiem, drogą w duży świat.

W Równocześnie odłączyłaś się od ziemi, od zwierząt, które Ciebie wcześniej uczył y. Nauki pobiera łam od zwierząt, i to już od wczesnego dzieciństwa, które było dość surowe, biedne, chociaż bogate w wolność. Puszczono nas samopas. Wtedy, kiedy nie było, oczywiście, roboty w polu. Mogliśmy znikać na całe dnie. Błąkaliśmy się po kamieniołomach, potokach, obiady jedliśmy w domu, w którym akurat byliśmy. Wieś to wtedy była wielka wspólnota. Jeszcze przed pójściem do szkoł y miałam obowiązek, który bardzo kochałam – chodzenia z krowami. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni budzono mnie ś witem,

Po co nam rasy psów

MAGDALENA CZUBASZEK

Nowoczesny pies to wynalazek epoki wiktoriańskiej, czasów darwinizmu i raczkującej eugeniki. To wtedy zakochano się w rasowych okazach, których życie okupione jest jednak często chorobami i cierpieniem

To był klasyczny owczarek niemiecki. Ziajał i przynosił patyki. Siadał z dziadkiem w ciasnej kuchni i oczywiście nie palił, ale trochę wyglądał, jakby chciał dostać jednego małego sporta. Dziadek i Mali byli zżyci. Wymieniali czułości i spojrzenia, spacerowali w milczeniu. Potem przestali. Mali kulał, a z czasem w ogóle nie mógł chodzić. Rodzina wynosiła go przed blok w kocu. Pałętało się słowo dysplazja. Mali wyglądał jak lokalny bożek – niesiony do auta przez kilkoro dorosłych, w tym milczącego dziadka. Mali wkrótce zniknął. Skórzana kurtka dziadka również. Kilka dekad temu w Polsce panował boom na owczarki niemieckie. Winne był y temu seriale z przełomu lat 60. i 70 – Czterej pancerni i pies oraz Przygody psa Cywila Mądry, gotowy ryzykować życiem dla kompanów Szarik, od razu stał się ikoną. I tę ikonę wciąż można podziwiać. Nie tylko na ekranie, ale także w Centrum Szkolenia Policji

w Sułkowicach. Wprawdzie trudno ustalić, którego z trzech psów grających w serialu ciało stało się eksponatem, jednak wkład Szarika w kynologiczne gusta Polaków jest ogromny. Tym tragiczniejsze wydają się losy tej rasy.

Owczarek piękny i chorowity

Dzś owczarek nemeck należy do kategor trzecej, czyl rasy szczególnie zagrożonej chorobami (obok bloodhounda, buldoga, doga z Bordeaux, mastifa, mastifa neapolitańskiego, pekińczyka, bernardyna i mopsa) według klasyfkacji „Breed Watch”. Stosowana jest ona w ramach Kennel Clubu, największej brytyjskiej organizacji zajmującej się hodowlą psów i organizacją wystaw. Alarmująca kategoria jest konsekwencją degeneracji psów przez człowieka. Poziom drugi, nieco łagodniejszy, ale także oznaczający zagrożenie zdrowia, wskazuje już nie na kilka ras, a na kilkadziesiąt. Ich problemy wynikają, częściowo ze stosowania chowu wsobnego w przeszłości oraz z hodowli selekcyjnej, zorientowanej na konkretne cechy zwierząt. U owczarków niemieckich to np. uparte równanie do estetycznych kanonów – m.in. przesadnego kątowania tylnych nóg. Daje ono efekt obniżenia linii lędźwi. Jej spadek „pod kątem około 23 stopni” określa aktualny wzorzec rasy ustanowiony przez Międzynarodową Federację Kynologiczną (FCI). Ale nie zawsze tak było. Pierwszy owczarek niemiecki – Horand von Grafrath, był bardziej postawny i klocowaty niż współczesny pies. Z czasem jednak zaczęto go zakrzywiać i przechylać, co odbiło się na zdrowiu i ruchu owczarków – piszą na łamach „Scientifc Reports” autorzy publikacji zatytułowanej Diferent Conformations of the German Shepherd Dog Breed Afect Its Posture and Movement Jak? Ano np. tak, że aż 20,5% z nich cierpi z powodu dysplazji (niedostateczny rozwój kości i innych elementów) stawów biodrowych – zdaniem Orthopedic Foundation for Animals. Choć trzeba zaznaczyć, że obecnie odsetek psów

pracy. Właśnie ten aspekt znacząco zbliżył nas do siebie. Na tej podstawie człowiek zaczął psy odróżniać. Pierwsze typy kształtowały się naturalnie, były różnorodne. W obrębie jednego typu psia uroda przechodziła płynnie jedna w drugą. Tworzyła gradient. Nie było potrzeby rozmieniania psów na drobne. Psy, które dobrze biegały i strzegły zwierząt, zaczęto nazywać pasterskimi lub owczarkami – herding dogs. Potem wyłoniła się szeroka kategoria myśliwska. Gończe nazywano ogarami (hound ), chwytające zwierzynę retrieverami. Mające wszystkie te cechy – terierami. Były też psy pilnujące dobytku – stróżujące, oraz psy ratownicze. Wyróżniano psy wyścigowe, szczurołapy – ratting dog, a także miniaturowe dla dam na kolanko – lap dogs. Oraz znane północnym ludom – psy zaprzęgowe. Z biegiem lat pojawiły się także psy terapeutyczne i służbowe. Było ich coraz więcej i więcej. Każda grupa miała swoje zadanie – to one gwarantowały przecież psu bytowanie w ludzkiej społeczności.

Wraz z potrzebami człowieka zadania psów się zmieniały. Wiele typów wyginęło jak starogrecki stróż – molossus, daleki przodek mastifa. Albo wilczarz irlandzki, monstrualny dog, który polował na wilki, póki te na Wyspach Brytyjskich nie zostały wytępione przez człowieka (Przyjmuje się, że pies ten został odzyskany, ale historia jego przywracania jest raczej kontrowersyjna). Wspomnieć można też rzekomą krzyżówkę psa i kojota – hare indian dog. Po wynalezieniu broni palnej ten czworonóg przestał być potrzebny. Stopniowo zmieszał się z innymi psami. Ale chyba zapomniano o małym piesku, który miał w zwyczaju kręcić rożnem. Wbiegał do koła i przebierał nogami, aby mięso przypiekało się równo z każdej strony. To on, ten właśnie niskopodłogowiec – turnspit dog, doglądał mięsa, zanim wynaleziono piekarniki. I zanim wynaleziono w wiktoriańskiej Anglii pojęcie psiej rasy (breed), wedle której w mniejszym stopniu liczyło się już, co pies robił, a bardziej jak wyglądał. Te dwa bieguny oczywiście nigdy nie uległy całkowitemu rozdzieleniu. Często aparycja wynikała z funkcji, jaką pies pełnił. Turnspit dog nie bez powodu był krótkołapy i miał podłużny grzbiet. Jednak w tamtych latach nie było to wcale regułą. Nowoczesne psy cechowała inna trajektoria rozwoju.. Namysł nad rasami psów poprzedziły dzieła ery nowożytnej. Wiedza o psach była zamknięta w wielotomowych księgach Johna Caiusa, pioniera anatomii i francuskiego przyrodnika Georges’a-Louisa Leclerca de Bufona. Hrabiego frapowała bliskość psa i wilka. Dzięki serii eksperymentów hodowlanych w końcu orzekł, że gatunki te są rozdzielne. Ale wciąż zdumiewała

Idee

Hubermania

KRZYSZTOF KORNAS

Andrew Huberman przeistoczył dbanie o siebie z praktyk kojarzonych z magazynami kobiecymi w optymalizację własnej biologii. Niestety, z analiz jego błędów, manipulacji i konfliktów interesów zebrałaby się już co najmniej mała książka, a jego publiczny wizerunek racjonalnego naukowca znacznie odbiega od realiów życia prywatnego

WCągu klku ostatnch lat w kosmcznym wręcz tempe rozbł ysła nowa internetowa gwiazda popularyzacji nauki – Andrew Huberman. Ten prawie 50-letni neurobiolog, specjalista w zakresie okulistyki neurologicznej, dyrektor laboratorium na Uniwersytecie Stanforda oraz wyk ładowca tej uczelni, został autorem podkastu Huberman Lab – dziś jednego z najpopularniejszych na świecie programów o nauce i o zdrowym stylu życia. Prezentuje w nim, jak twierdzi, poparte badaniami naukowymi sposoby na lepsze życie. Cieniem na zawrotnej karierze Hubermana k ładą się jednak zarzuty nierzetelności niektórych przekazywanych przez niego informacji oraz nieuczciwości w życiu prywatnym. Coraz więcej osób zadaje sobie pytanie, do jakiego stopnia za jego minimalistyczną czarną stylizacją kryje się tak naprawdę nie społecznie odpowiedzialny popularyzator, tylko – jak chcieliby jego najwięksi krytycy – czarny charakter maksymalizujący zyski poprzez cyniczne instrumentalizowanie nauki.

Pandemiczna popularność

Latem 2024 r Huberman może sę pochwalć prawe 7 mln obserwujących na Instagramie, niecał ymi 6 mln subskrybentów na YouTubie i blisko 4,5 mln obserwatorów na innych platformach. Oprócz działalności podkastowej organizuje trasy wyk ładowe, na które wyprzedają się wszystkie bilety. W tym, przyk ładowo, na wyk ład w sł ynnym gmachu opery w Sydney. D

Życie bez wyobraźni jest jak oreo bez kremu

Dostrzega w rzeczywistości to, czego nie widzą inni: panią sprzedającą na rogu konwalie, nietypowe kształty chmur, światło padające o poranku na ścianę… I potraf ze swoich obserwacji stworzyć coś pięknego – litografę, balladę, humoreskę. Nieważne co, ważne, że to chwyta za serce. Słownikowe defnicje kłamią na temat tego osobnika, bowiem ten, kto je układał, zazdrościł niebieskim ptakom umiłowania swobody i lekkości w czerpaniu z życia garściami.

Żeruje między literami, pochłania je w księgarniach, autobusach, w wannie, a nawet w toalecie. Bywa spłukany. Doktoryzuje się z układania książek na regale. Czasem debatuje z przypadkowo napotkanymi ludźmi o tym, jak rozmawiać

o książkach, których się nie czytało. Znane są jego dwie odmiany. Jedna, która ryczy na widok zagiętych rogów, i druga, która na widok złotej myśli rzuca się z zakreślaczem. Obie są bliskie wyginięciu.

aPokażmi,coczytasz, powiemci,kimjesteś .

Gdziekolwiek się pojawi, od razu wije sobie gniazdko. Znosi klamoty z targów staroci, kręci się przy okolicznych śmietnikach (a nuż coś fajnego się traf), zbiera różnego rodzaju umilacze: świeczki, durnostojki, kubki, koce. Uprawia rozmowy balkonowe z sąsiadami: parą srok, 80-latkiem z dziesiątego piętra i jamnikiem. Nieustannie poszukuje metafzyki w codziennym odkurzaniu, segregowaniu rzeczy w szufadach, robieniu kanapek i wk ładaniu naczy ń do zmywarki.

To jest mój dom, to jest mój azyl, ja stąd nie wychodzę

Goni za wszelkimi wygodami i zdarza mu się wydziwiać, robi wtedy charakterystyczny dzióbek. Zna swoją wartość i dobrze wie, że potraf wytropić najlepsze w mieście (i na świecie) miejscówki na śniadanie, na zachód słońca, na tańce i na lenistwo. Może czasem go ponoszą emocje i warknie, jeśli coś nie pójdzie po jego myśli. Ale w gruncie rzeczy to istota na wskroś rozkoszna i próżno szukać wierniejszego kompana.

Jaki jestem, każdy widzi.

Uwaga, spoiler: wygrywam.

Z pozoru bliżej mu do szarej myszy, wewnętrznie to typ zwycięzcy. Zawsze pierwszy w rankingach: odsłuchał najwięcej minut na Spotify, obejrzał najwięcej oscarowych flmów i tak, widział już ten serial, o którym wszyscy mówią, choć nikomu się tym nie chwali. Mistrz puent, ripost, niespalonych żartów i najbardziej smakowitych plotek w towarzystwie, które są niczym gol strzelony w ostatniej minucie.

Psotnik, chodzi swoimi drogami i zawsze ufa intuicji. Włóczy się po lasach, polach, ale na co dzień to miejskie zwierzę. Introwertyk, nie merda ogonem na widok ludzi. Gdy już się oswoi z otoczeniem, zmienia się w gwiazdę towarzystwa i przebiegłego rozmówcę. Lubi tańczyć tak, jakby nikt nie patrzył. Posiada osobowość o lekkim zabarwieniu narcystycznym, lecz kto nigdy nie przeglądał się w witrynie sklepowej, niech pierwszy rzuci kamieniem.

W świecie peł nym ludzi

bądź lisem.

Ilustracje: Zosia Dzierżawska Tekst: Paulina Jóźwik

W.G. Sebald
fot. Jillian Edelstein / Camera Press / BE&W

Prawdziwy Austerlitz

wat lterack potwerdzł opnę Trppa  Hamburgera , uznając Austerlitza za prawdziwe arcydzieło. Książkę i jej przek ład pióra Anthei Bell nagradzano i w Anglii, i w Stanach. W 2019  r. „Te Guardian” umieścił ten tytuł na piątym miejscu listy 100 najlepszych książek XXI w.

CAROLE ANGIER

Czy W.G. Sebald przywłaszczył sobie czyjąś biografię, pisząc Austerlitza, jedną z najsłynniejszych powieści ostatnich dekad? A może zrobił jedynie to, co zawsze robią pisarze? D

Fragment książki Ciszo, przemów. Szukając W.G. Sebalda

Nie będąc chirurgiem, Sebald stał się mistrzem cięcia i zszywania: kolażu literackiego. W ten sposób powstał jego najdłuższy i najbardziej złożony tekst, który autor jakimś cudem połączył w spójną i przepiękną całość tak jak siostry Ashbury suknię ślubną w Pierścieniach Saturna. Szczegółowe omówienie tego koronnego dzieła wykracza poza ambicje książki Ciszo, przemów. Dlatego jestem zmuszona pominąć wiele tematów: np. niezwyk łą opowieść o Terezinie z 11-stronicowym zdaniem i część fantazyjną na temat Andromeda Lodge; wirtuozerskie dygresje o architekturze epoki kapitalistycznej albo o uczuciach zwierząt, nie tylko psów, ale też myszy i kretów („kto wie – mówił Austerlitz – może śnią tak że ćmy albo sałata głowiasta w ogrodzie, gdy nocą spogląda na księżyc”; tłum. M. Łukasiewicz). Pozwolę sobie wymienić to, czego nie poruszę w swojej analizie, a co jest warte choć wzmianki. Nie opowiem np. o Ludwigu Wittgensteinie (kiedyś pierwowzorze Paula Bereytera, teraz Jacques’a Austerlitza), Franzu Kafce i Giacomie Casanovie. Austerlitz zawiera zbyt wiele stał ych Sebaldowskich motywów, aby szerzej je omawiać: mowa o białej mgle i biał ych namiotach jak w Zawrocie głowy i Pierścieniach Saturna, o bliźniakach jak w Zawrocie…, o pustynnej karawanie jak w Maksie Ferberze i o szarych płaszczach jak –pewnie – u Kafki. Austerlitz wprowadza też własne imaginarium, rzucające światło zarówno na tę książkę Sebalda, jak i na wszystkie poprzednie. Chodzi o gołębie Geralda, które w odróżnieniu od ludzi zawsze wiedzą,

Jacek Hołub

Wszystko mam bardziej. Życie w spektrum autyzmu

Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024, s. 248

Postaraj

się bardziej

Ból wywoływany przez neurotypowy świat jest jednym z tych, na które nikt jeszcze nie wynalazł tabletek. Doświadczają go wszyscy bohaterowie książki Jacka Hołuba. Bolą metalowe sztućce, krople deszczu uderzające o parapet i wełniane swetry. Najtrudniejsze są jednak codzienne sytuacje oparte na zasadach życia społecznego, do przestrzegania których autystyczny mózg nie posiada niezbędnych instrukcji.

Hołub buduje galaktykę, w której każdy z rozmówców ze spektrum jest osobną planetą, z unikalnym dla siebie zestawem zasad, ograniczeń i zalet. Dla galaktyki wspólne jest jedno: zbyt późne otrzymanie diagnozy. Autor, jako jeden z pierwszych w Polsce, daje dorosłym z diagnozami ASD przestrzeń narracyjną, której potrzebowali. Nie ma w niej miejsca na autystyczną poprawność, co może szokować w obecnym dyskursie, skierowanym do przewrażliwionych „modą na autyzm” czytelników. Stworzył tym samym szansę na ściągnięcie masek, autorefleksję pełną dobitnej szczerości, w której nie brakuje miejsca na śmiech.

To opowieść o dorosłych, którzy potrzebują swoich pluszaków, kocyków i rutyny. Krytyka terapii behawioralnej, stającej się dla osób z autyzmem mniej lub bardziej wyrafinowaną tresurą, odbierającą podmiotowość i pozostawiającą ich z psychicznymi bliznami. To zwierzenia osób straumatyzowanych – zarówno Autystów, jak ich opiekunów i partnerów.

Książka Hołuba rozlicza nas z ignorancji i uprzywilejowania. Na kilkaset stron wpuszcza do świata, który nie mieści się już w kategorii „tabu”. Świata, w którym wszystko mamy bardziej.

– Maja Cyroń

Rachel Aviv

Obcy dla samych siebie. Jak choroba psychiczna zmienia to, kim jesteś tłum. Natalia Mętrak-Ruda, Wydawnictwo Feeria, Łódź 2024, s. 304

Czy jestem swoją chorobą?

Gdy Rachel Aviv miała sześć lat, trafiła do szpitala jako najmłodsza anorektyczka na oddziale. Od koleżanek szybko nauczyła się repertuaru chorobowych zachowań. Pewnego dnia jednak zjadła cały posiłek, a w nagrodę mogła zadzwonić do rodziców, którzy też wkrótce ją odwiedzili. Wówczas czar choroby prysł i zapragnęła wyzdrowieć. Po latach napisze, że być może stało się tak, gdyż jako kilkulatka nie była jeszcze przywiązana do żadnej wersji historii o tym, jaką rolę odgrywa choroba w jej życiu. „(…) zostałam zrekrutowana do »anoreksji«, ale choroba nigdy nie stała się moją »karierą«” – wyzna.

Po latach, czyniąc z prywatnej historii klamrę kompozycyjną, napisała książkę o złożoności choroby psychicznej i tym, jak wpływa ona na kształtowanie się tożsamości. Przytacza w niej cztery opowieści z różnych czasów i kultur: o Rayu, lekarzu rozdartym między psychodynamicznym i biochemicznym wyjaśnieniem cierpienia; uznanej za szaloną hindusce Bapu, próbującej zrozumieć, kim jest przez odniesienie do czczonych bóstw; czarnej Naomi, która rozliczała się z rasistowską historią swojego kraju, a za popełnione czyny została zamknięta w więzieniu, a nie szpitalu; oraz Laurze, niezwykle mocno zdefiniowanej przez psychiatryczne etykiety. Aviv pokazuje, jak psychiatria otwiera ramy dwoistej opowieści: takiej, która może człowieka uratować, a w innych warunkach okazuje się trudna i izolująca. Przypomina także, że przyczyną choroby psychicznej jest współistnienie czynników biologicznych, genetycznych, psychologicznych i środowiskowych, a ich redukcja do jednego elementu zawsze zaburza samorozumienie chorującego.

– Ilona Klimek-Gabryś

Jeffrey A. Lieberman Rozpad umysłu. Biografia schizofrenii tłum. Jan Dzierzgowski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2024, s. 600

Schizofrenia to nie wyrok

„Schizofrenia, bardziej niż jakakolwiek inna choroba umysłowa, jest w potocznej świadomości utożsamiana z obłędem. (…) Z przyjacielem powtarzającym, że rząd zainstalował w jego mieszkaniu kamery” – stwierdza Jeffrey A. Lieberman w Rozpadzie umysłu. Biografii schizofrenii. Trzeba przyznać, że za sprawą sztuki, a przede wszystkim popkultury, to „tajemnicze rozwidlenie osobowości” bywało niejednokrotnie romantyzowane. Herman Hesse dokonał nawet takiego porównania: „I tak jak obłęd, w wyższym tego słowa znaczeniu, jest początkiem wszelkiej mądrości, tak schizofrenia jest początkiem wszelkiej sztuki, wszelakiej fantazji”. Lieberman, dzieląc się bogatym doświadczeniem psychiatrycznym, ucieka od klisz, otwierając nam oczy na wiele spraw dotychczas przemilczanych. Amerykański specjalista przygląda się temu, jak przez dekady odbierani byli – nie tylko przez społeczeństwo, ale przede wszystkim przez jego kolegów po fachu – pacjenci. Jak okrutnym zabiegom ich poddawano. Dzięki jakim badaniom i eksperymentom zwiększyła się wiedza o nieustannie wymykającej się pełni poznania chorobie psychicznej. Podczas lektury zachwycił mnie nie tylko rozmach tej pozycji, ale przede wszystkim ogromna empatia i chęć zmiany myślenia, która przebija z tej książki. Lieberman pragnie przełamać schemat: schizofrenia nie musi być wyrokiem ostatecznym. Nie musi być egzystencjalną kapitulacją ani dla pacjenta, ani dla pozbawionego odpowiednich narzędzi medycznych lekarza. Autor w dokładny i przystępny sposób analizuje przeszłość schizofrenii, aby dobitnie pokazać, że w przyszłości cierpiący na nią pacjenci mogą zaznać ukojenia.

– Diana Dąbrowska

„Znakowe” pele-mele stworzyliśmy, by zaczerpnąć inspiracje od ciekawych ludzi: jak pracować, co czytać, na co zwracać w życiu większą uwagę. A także kogo warto lepiej poznać – zaproszona osoba sama nominuje kolejną do odpowiedzi na nasze pytania

Odpowiada: Anna Gacek

Od czego zaczynasz pracę nad nową książką?

Od pożegnania beztroskiego życia. Pisanie to męka. Od zapisania się na ćwiczenia rozciągające ciało. Pisanie to cierpienie. I od rozmyślań, co kupię za wszystko, co na niej zarobię. Pisanie jest frajdą – kiedy książka jest już gotowa.

Jaką dałabyś radę debiutantowi / debiutantce w Twojej branży?

W dziennikarstwie? „Dziecko, nie rób tego”. Dziennikarstwo, które daje godny byt, prestiż i poczucie ważności, niesie wartość i jakość, jest oparte na kompetencji i pasji innej niż autopromocja, skończyło się, zostali nieliczni. Współczesna, patologiczna odmiana tego zawodu nie jest moją specjalnością, więc co tu radzić. Jak dobrze ustawić kamerę, zadając gościowi pytanie: „A głośno krzyczysz podczas orgazmu?”.

Jak sobie radzisz ze skłonnością do prokrastynacji i leniuchowania?

Czegonie wiedziałaśosobie

Jak bardzo jestem silna i co przetrwam.

I że po przekroczeniu pewnego wieku dobre imprezy naprawdę odsypia się przez tydzień.

Idę w to. Odmawianie sobie czegokolwiek nie leży w mojej naturze. Muszę jednak dodać, że – chociaż jestem kobietą wielu słabości – leniuchowanie niespecjalnie mnie pociąga. „Lubisz, kiedy życie zapierdala”, ktoś mi kiedyś powiedział i to prawda.

Podobno niewiele. Ale 20 lat temu potknęłam się na londyńskiej ulicy na widok mojego ulubionego wtedy dziennikarza, Jonathana Rossa. Powiedzmy więc, że błyskotliwy, nieco bezczelny i zdecydowanie niepoprawny umysł

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.