W serii Pr awdziwe Historie dotychczas ukazały się:
Dzieci dyktatorów Jean-Christophe Brisard, Claude Quétel Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów Małgorzata Czyńska Kobiety dyktatorów Diane Ducret Kobiety dyktatorów 2 Diane Ducret Kobiety mafii Diane Ducret Ostatnie dni dyktatorów Diane Ducret Dziewczyny ocalałe Anna Herbich Dziewczyny Sprawiedliwe Anna Herbich Dziewczyny z Powstania Anna Herbich Dziewczyny z Solidarności Anna Herbich Dziewczyny z Syberii Anna Herbich Dziewczyny z Wołynia Anna Herbich Damy polskiego imperium Kamil Janicki Damy przeklęte Kamil Janicki Damy ze skazą Kamil Janicki Damy złotego wieku Kamil Janicki Niepokorne damy Kamil Janicki Pierwsze damy II Rzeczypospolitej Kamil Janicki Upadłe damy II Rzeczypospolitej Kamil Janicki Żelazne damy Kamil Janicki Powstańcy Magda Łucyan Niegrzeczne księżniczki Rodriguez McRobbie Dziewczyny wojenne Łukasz Modelski Dzieci rewolucji przemysłowej Katarzyna Nowak Dzieci Hitlera Gerald Posner Żona wyklęta Anna Śnieżko
W przygotowaniu:
Dzieci wygnane Monika Odrobińska Dziewczyny na skrzydłach Anna Rudnicka-Litwinek
Marek ล uszczyna
Znak Horyzont Krakรณw 2020
Projekt okładki Marcin Słociński Fotografia na okładce © Lambert/Getty Images Opieka redakcyjna Natalia Gawron-Hońca Wybór ilustracji Ewelina Olaszek Korekta Maria Zając Agnieszka Mańko Marta Hamera Łamanie Anna Ludwin
Copyright © by Marek Łuszczyna © Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2020 ISBN 978-83-240-7803-5 Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie II poprawione i rozszerzone, Kraków 2020. Printed in EU
Spis treści
CICHOCIEMNA. OPOWIEŚĆ O ELŻBIECIE ZAWACKIEJ 11 SŁAWA. OPOWIEŚĆ O WŁADYSŁAWIE MACIESZYNIE 43 DNI GOMORY. OPOWIEŚĆ O HALINIE SZWARC 75 KOTEK KAPUTT. OPOWIEŚĆ O BENICIE VON FALKENHAYN 109 MATKA NOC. OPOWIEŚĆ O HALINIE SZYMAŃSKIEJ 143 WRÓG WEWNĘTRZNY. OPOWIEŚĆ O KLEMENTYNIE MAŃKOWSKIEJ 173 SIEDEMDZIESIĄT GODZIN. OPOWIEŚĆ O ANNIE LOUISE „LONE” MOGENSEN 211 CYNGIELECZKA. OPOWIEŚĆ O MALWINIE GERTLER 239 KAWA Z PAPIEŻEM HITLERA. OPOWIEŚĆ O MARII SAPIEŻYNIE 269 SZPIEG, KTÓRY KOCHAŁ. OPOWIEŚĆ O KRYSTYNIE SKARBEK 307 Podziękowania 338 Wybrana bibliografia 339 Źródła ilustracji 347
CICHOCIEMNA OPOWIEŚĆ O ELŻBIECIE ZAWACKIEJ
M
łoda „Zo” myśli: „Trzeba się zabić. Muszę spokojnie, z zimną głową wymyślić dobry sposób na śmierć. Można by tak: wysiądę na stacji w Warszawie i kiedy będą już pewni, że doprowadzę ich do naszej kryjówki, rzucę się pod pociąg. Po prostu zeskoczę z peronu pod lokomotywę. Dobry pomysł. Sprawdzony nawet w literaturze pięknej. Bardzo skuteczny” – cieszy się w duchu. „Ale ma jedną wadę: ja strasznie chcę żyć!” Umiera w swoim łóżku we śnie 10 stycznia 2009 roku. Dwa i pół miesiąca przed setnymi urodzinami.
Podczas spotkania z komandosami GROM, jako jedyna kobieta wśród cichociemnych, tłumaczy jednemu z operatorów, dlaczego transporty powietrzne SAS mają zawsze kryptonim „Chalk” (kreda). Zanim śmigłowiec Agusta lub Puma oderwie się od ziemi, by dostarczyć komandosów na miejsce akcji, każdy z nich musi wiedzieć, czy leci jako Chalk One, czy Chalk Two, czy – jeśli w akcji bierze udział więcej żołnierzy – Chalk Three. – To oznaczenie z czasów drugiej wojny światowej – tłumaczy „Zo”. – Kiedy otrzymywaliśmy numer transportu, pisaliśmy go sobie kredą na plecach, dla porządku. Każdy cichociemny swojemu koledze ze szkolenia lub komandosowi SAS. Elżbieta Zawacka. Dla wielu – pomnik. Zwłaszcza w swoim rodzinnym Toruniu. Kiedy ktoś oficjalnie o niej pisze, poprzedza nazwisko Zawackiej karkołomną zbitką tytułów: „gen. bryg. prof. dr hab.”.
14
marek łuszczyna | igły
Wszyscy są zgodni: to kobieta, która całe swoje życie poświęciła służbie ojczyźnie. Prawdziwa patriotka. Tyle że nie zawsze Polska była jej ojczyzną. A przynajmniej przez dziewięć lat życia Elizabeth Zawacki nic o tym nie wiedziała. Kiedy w 1918 roku generał Haller uroczyście wjeżdża do Torunia, dziewięcioletnia dziewczynka stoi w tłumie z otwartą buzią, ale nie potrafi powiedzieć ani słowa po polsku. Ojciec, urzędnik w pruskiej administracji, a wcześniej oficer cesarskiego wojska nawet nie próbował zapoznać córki z polskimi tradycjami. To nie była liberalna Galicja Franciszka Józefa. Gdyby policja dowiedziała się o tym, że w domu Zawackich mówi się po polsku, ojciec Elizabeth z miejsca straciłby bardzo dobrą pracę. Przyjmijmy więc wyrozumiale, że słowo „ostrożność” bardziej tu pasuje niż sformułowanie „unikanie polskiej tożsamości”. Po latach Zawacka powie: „Ja się dopiero wykształciłam na Polkę”. Mała Elżbieta uczy się więc języka polskiego po niemiecku. Idzie jej na tyle dobrze, że już po kilku latach śmieje się razem z koleżankami wychowanymi na Pomorzu, że to one są prawdziwymi Polkami, a nie ich gimnazjalne koleżanki – córki oficerów legionowych, którzy wysłani zostali do służby na tereny byłego zaboru pruskiego. W pierwszych latach wolnej Polski Toruń jest miastem zdominowanym przez nastroje endeckie. Marszałek Piłsudski – to socjalista! Postać, owszem, dość istotna, wiadomo, ale niedorastająca Romanowi Dmowskiemu do pięt. – Kongresowy! – krzyczy do przyjezdnych koleżanek kilkunastoletnia Ela. A one do niej: – Niemra, strojąca się w piórka narodowej demokracji! Kiedy wybucha przewrót majowy i w Warszawie padają pierwsze strzały, Pomorzanki i córki przybyłych żołnierzy skaczą sobie
Myśl o wojnie napędzała Elżbietę do nauki wojskowości. Na zdjęciu w mundurze młodszej aspirantki Przysposobienia Wojskowego Kobiet, 1936 r.
16
marek łuszczyna | igły
do oczu. Na szkolnych korytarzach kłótnie przeradzają się w bójki. Dziewczyny ciągną się za włosy, gryzą, krzyczą: „Jak można siłą władzę brać, hańba!”. Nauczyciele ledwie dają radę je rozdzielać. Cztery lata później wspólnie zaczną działać w służbie cywilnej – akademickim hufcu Przysposobienia Wojskowego Kobiet. – Słuchaj, przyjechała taka z Warszawy i będzie miała pogadankę, czy coś, o tym, że kobiety mogą być w wojsku. – Jedna z koleżanek nachyla się do Zawackiej podczas wykładu. Obie studiują matematykę i traf chce, że zajęcia prowadzi akurat Marian Rejewski. Miły facet, dobry wykładowca, podobnie jak dwóch innych asystentów, na których zajęcia chodzi Zawacka – Jerzy Różycki i Henryk Zygalski. Wszyscy trzej za dwa lata złamią pierwsze zabezpieczenia Enigmy, ale wówczas, w 1930 roku, o ich pracy w wojsku nie wie prawie nikt na uczelni. Zawacka idzie na spotkanie z „tą, co przyjechała z Warszawy”. Podczas pogadanki o możliwości wstąpienia do akademickiego hufca Przysposobienia Wojskowego Kobiet poczuje gdzieś głęboko w środku silne ukłucie. Później powie: „To był sygnał, że znalazłam sens życia”. Terenoznawstwo, kursy strzeleckie, rozkazy, zadania, mundur z przytroczonym do pasa nożem o stałej klindze. W ciągu kilku lat z kursantki staje się instruktorką; później – komendantem Regionu Śląskiego. Nadzoruje szkolenie hufców w dziewiętnastu powiatach. Uczy wojskowości setki kobiet, które już za kilka lat utworzą szczelnie utkaną siatkę konspiracyjną ZWZ-AK w całej Europie. Oficjalnie to kursy służby cywilnej. W przypadku wybuchu wojny żadna wyszkolona w Hufcach Przysposobienia Wojskowego kobieta nie ma szans na walkę. Zakazuje tego konwencja genewska. Za kilka lat, kiedy Hitler wprowadzi doktrynę o wojnie totalnej, Armia Czerwona przestanie się oglądać na te przepisy. W AK kobiety zawsze będą pełniły funkcje pomocnicze i wywiadowcze.
CICHOCIEMNA. Opowieść o Elżbiecie Zawackiej
17
A do działania napędza Zawacką właśnie myśl o wojnie. Gdy niektórzy politycy przebąkują o tym, że może i ład wersalski będzie trudny do utrzymania, ona na początku lat trzydziestych mówi wprost do swoich podkomendnych: „Idzie wojna! Szykujmy się!”. Jest twarda, wymagająca, nawet fanatyczna. Przeżyje dzięki tym cechom. W pierwszych tygodniach walk broni Lwowa. Po 17 września miasto jest już w sowieckich kleszczach, trwa oblężenie. Wtedy po raz pierwszy myśli, że śmierć zbliża się nieuchronnie. Czy ma sens to napełnianie benzyną butelek po przedwojennej oranżadzie wyborowej? I taszczenie ich w plecakach na stanowiska obrońców, żeby chłopcy ciskali je w kierunku czołgów wroga? A może do góry? Nad głowę, żeby trafić nurkujące raz po raz samoloty? Bezsens. Amunicji już nie ma, trzeba poddać miasto. Dziewczyny z Przysposobienia Wojskowego Kobiet śpią w sali gimnastycznej w jednej z ocalałych szkół. Na piętrach, w salach lekcyjnych, polscy oficerowie dyskutują, co dalej w obliczu kapitulacji. Zawacka leży z otwartymi oczami i słyszy samobójcze strzały. „Zo” będzie teraz udawać Niemkę i po raz pierwszy uratuje jej to życie. Widzi czerwonoarmistów wchodzących do Lwowa: są pijani, gwałcą, noszą karabiny na sznurkach. Mijając ich, mówi po prostu: Entschuldigung. I to im wystarczy: choroszo, sojuszniczka, być może z oddziałów pomocniczych Wehrmachtu. Kilkanaście tygodni później, w konspiracyjnym lokalu na Kruczej 12 w Warszawie powtarza słowa przysięgi AK. Zabiega o nią sama Komenda Główna, dla której Zawacka jest cenna – zna setki kobiet i język niemiecki. Jej zadanie to teraz stworzenie „Zagrody” – siatki zagranicznych placówek kontaktowych AK. Dostaje kryptonim „Zo”.
18
marek łuszczyna | igły
Tworzy „Cyrk” – komórkę wywiadowczą w Katowicach, „Sabinę” w Berlinie, „Danusię” na Pomorzu i wiele innych punktów. Pracuje jak szalona. Jest głównym organizatorem struktur łącznościowych AK. Podlega bezpośrednio Tadeuszowi Komorowskiemu, który mówi jej: – Musimy mieć więcej kontaktów w Rzeszy. Nie ma problemu, przed wojną była wychowawczynią w liceum Raciborzanek. Jej podopieczne, córki Polaków mających obywatelstwo niemieckie, mieszkają teraz w Nadrenii, Berlinie, Lotaryngii. Siatka powstaje błyskawicznie. Również w Danii, Norwegii, Szwajcarii. Zawacka jest niezastąpiona. Dwa razy w miesiącu osobiście odwiedza punkty kontaktowe. Jeździ po całym kontynencie. W trakcie wojny setki razy przekracza granice hitlerowskiej Europy. Jednym z jej głównych zadań są podróże do Berlina po pieniądze dla AK, które płyną z Londynu przez banki szwedzkie. Tamtego dnia kupuje tanią, zużytą walizkę. Musi być duża, gotówka zajmuje sporo miejsca. „Zo” ma znakomite dokumenty. Nazywa się Elizabeth von Brauning i posiada własną firmę naftową. Kupuje bilet pierwszej klasy. Tak jak zawsze podczas wypraw do Berlina – wsiadać będzie wyłącznie do wagonów Nur für Deutsche. Ubiera się w modny płaszcz, okulary w rogowych oprawach. Jest pewna siebie i w najczarniejszych snach nie przypuszcza, że w tym samym czasie Sabina Meyer, odpowiedzialna za berlińską komórkę AK, leży w katowni Gestapo przypięta do elektrycznego łoża. To wyjątkowo okrutne narzędzie tortur. Niemcy przypinają przesłuchiwanemu elektrody do powiek, genitaliów, języka i wnętrza uszu. Trudno nie zacząć sypać. „Zo” działa tymczasem według procedur. W zacisznym pomieszczeniu berlińskiego banku etatowy urzędnik (pseudonim AK „Doktor Ivo”) wypełnia tanią walizkę plikami marek. Zawacka dziękuje, wychodzi na słoneczną ulicę, wszystko idzie jak po maśle.
CICHOCIEMNA. Opowieść o Elżbiecie Zawackiej
19
W drodze powrotnej – jak zwykle trzeba kluczyć. Procedura. Jazda w tak krótkim odstępie czasu bezpośrednio do Warszawy może zwrócić uwagę agentów Gestapo, od których aż roi się na dworcach. Równie dużo – o czym wkrótce przekona się „Zo” – jest w Berlinie agentów AK. Mijają się z gestapowcami, nie znając swoich prawdziwych tożsamości, proszą wzajemnie o ogień, pytają o drogę. To codzienność gry służb w okupowanej Europie. Zawacka wraca przez Sosnowiec. Ma tu dużo znajomych, to główny teren jej przedwojennych działań w PWK. Skręca z Hermann-Göring-Strasse w małą uliczkę i zanim wejdzie na klatkę schodową, rzuca monetą w okno konspiracyjnego lokalu. To szyfr, informacja dla mieszkającej tam rodzonej siostry Klary Zawackiej, że może otworzyć drzwi. Cisza. Jest już po zmroku. „Zo” stoi z walizką pełną pieniędzy na sosnowieckim podwórzu studni. Światło zgaszone. Śpi? A może wyszła? Prawie niemożliwe. Zawacka wchodzi na klatkę schodową – łapie za klamkę. Zamknięte. Puka do sąsiadki. Słyszy zgrzyt przesuwania niezliczonej liczby zasuw, a później wszystko dzieje się bardzo szybko. Zobaczywszy „Zo”, kobieta usiłuje natychmiast zamknąć drzwi. Zawacka wkłada w nie stopę. Wpycha sąsiadkę do mieszkania, przyciska do ściany, sięga po nóż i pokazuje go kobiecie. – Gestapo na panią czeka w tamtym mieszkaniu. – To nieprawda. Nikogo nie ma – odpowiada z lodowatym spokojem „Zo”. – Aresztowali tę kobietę, co tam była, i siedzieli ze trzy godziny. Byli jeszcze dziesięć minut temu, po papierosy wyszli albo coś zjeść. Zawacka wychodzi bez słowa. Po pierwsze: pozbyć się walizki. „Zo” wpada do głowy pomysł: zostawi ją w przechowalni bagażu sosnowieckiego dworca. Idzie spokojnie, nie rozgląda się, ale wie, że jest śledzona. – Bitte, unterschweiben Sie noch den Kwittung. – Kobieta w przechowalni odbiera walizkę i podaje agentce kwit.
20
marek łuszczyna | igły
Teraz będzie jeszcze trudniej i Elżbieta o tym wie: kwit trzeba przekazać komuś z AK, wyprowadziwszy wcześniej Gestapo w pole. Wchodzi do tramwaju. Kątem oka widzi, że idący za nią funkcjonariusze są już w drugim wagonie. Kluczy ulicami, zdejmuje i wkłada płaszcz. Wszystko na nic. Nie może ich zgubić, zmieniają się – raz jest ich dwóch, raz trzech, później znowu dwóch innych. Myśli: „To zaplanowana akcja Gestapo”. I jeszcze: „Przecież w aptece w Katowicach jest nasza komórka konspiracyjna”. Znowu tramwaj. Kilkanaście przystanków z Sosnowca do Katowic. Przedział tylko dla Niemców. Sympatyczny na pierwszy rzut oka młody mężczyzna w kapeluszu – siedzi naprzeciwko niej, patrzy uprzejmie. „Zo” wchodzi do apteki i najszybciej, jak się da, mówi po niemiecku: – Poproszę tabletki na straszny ból głowy! Razem z banknotem pięciomarkowym podaje kwit z sosnowieckiej przechowalni bagażu. Na twarzy aptekarki nie drga ani jeden mięsień, sprawnym ruchem chowa papier do kieszeni, podaje aspirynę. Zo myśli: „Zwiną mnie na granicy, przed Krakowem”. Jednak nie. Przepuszczają. Czeka teraz na pociąg do Warszawy na dworcu Krakau Hauptbahnhof i wreszcie do niej dociera: „Nie mają pojęcia o celu mojej misji, nie wiedzą, co było w walizce. Chcą, żebym ich doprowadziła do centrali w Warszawie. No, to by było na tyle”. Klepie się w kolana. „Teraz trzeba się zabić. Muszę spokojnie, z zimną głową wymyślić dobry sposób na śmierć. Można by tak: wysiądę na stacji w Warszawie i kiedy będą już pewni, że doprowadzę ich do naszej kryjówki, rzucę się pod pociąg. Po prostu zeskoczę z peronu pod lokomotywę. Dobry pomysł. Albo zrobię to jeszcze tutaj”. Do pociągu z Krakowa do Warszawy zostało kilka godzin. To czas, żeby się z myślą o śmierci oswoić, pożegnać w duchu ze
CICHOCIEMNA. Opowieść o Elżbiecie Zawackiej
21
Opanowanie, spryt i odrobina szczęścia uratowały życie Elżbiecie kilkukrotnie. Na zdjęciu Zawacka w 1942 r.
wszystkimi. Na peronie kilka cieni. I jedna osoba, której „Zo” nigdy by się nie spodziewała: Maria Wittek, dowódca Służby Kobiet w KG ZWZ. Bezpośrednia przełożona. Prywatnie – przyjaciółka. Całkowity przypadek. „Zo” nie ma czasu się cieszyć, dziwić ani zastanawiać, czy to naprawdę zbieg okoliczności. Notuje kilka słów na kartce: „Wsypa, Gestapo mnie śledzi, usuń warszawskie lokale”. Mijają się bez słowa, karteczka ląduje w kieszeni Wittek. Warszawa ostrzeżona, zwiną komórki konspiracyjne w ciągu kilku godzin, teraz gdyby „Zo” trafiła na elektryczne łoże, może mówić
22
marek łuszczyna | igły
wszystko, co wie, bo nic już nie będzie aktualne. Przypadkowe spotkanie, które sprawiło, że już nie musi popełniać samobójstwa, dodaje jej otuchy. Bo strasznie chce żyć. Myśli: „A może by spróbować zgubić ten ogon. Tylko jak?”. W pociągu do Warszawy drżą jej ręce, przestaje nad sobą panować, stres jest zbyt duży. W okolicach Żyrardowa idzie na platformę między wagonami. Robi kilka skłonów, przysiadów, rozgrzewa stawy. Czeka, aż pociąg zwolni na tyle, żeby pojawiła się szansa przeżycia skoku. W locie mija o centymetry słup trakcyjny i spada za nasyp. Zaczyna biec ile sił. Od torów do linii lasu ma kilkaset metrów. Nie ogląda się, ale słyszy, jak pociąg gwałtownie hamuje. Nie wie, czy gestapowcy mają broń, raczej tak. Trudno powiedzieć, czy podejmą pościg, a może w pociągu są żołnierze lub żandarmi – wtedy po niej, dostanie serię w plecy. Biegnie i czeka na kulę. – I przez lasy z Żyrardowa szłam tutaj trzy dni – kończy swoją opowieść w nowej warszawskiej komórce konspiracyjnej. Po powrocie dowiedziała się swoimi kanałami o nowych lokalach otwartych w efekcie interwencji Wittek. Gestapo w całym Generalnym Gubernatorstwie rozesłało już za nią list gończy. Pojawia się na nim imię i nazwisko, którego nie używa od 1918 roku: Elizabeth Zawacki. Wiadomości są złe: w ręce Niemców wpadła cała rodzina „Zo”. Oprócz rodziców i siostry Klary także młodszy brat, którego uwięziono w areszcie śledczym w Ciechanowie. Ale wkrótce pojawiają się i wiadomości dobre: śląskie konspiratorki odebrały z sosnowieckiej przechowalni bagażu walizkę z pieniędzmi. AK może z nich korzystać. Dzięki „Zo” i cudownemu przypadkowi na peronie krakowskiego dworca. Twórczyni większości szlaków kurierskich AK jest całkowicie spalona. Na elektrycznym łożu ciężko nie zacząć sypać i „Sabinę”
CICHOCIEMNA. Opowieść o Elżbiecie Zawackiej
23
z oddziału berlińskiego Gestapo złamało w ciągu kilku sesji. Podała nazwisko Zawackiej i adres sosnowieckiej komórki AK. To koniec kurierskich podróży „Zo”. Żeby móc wyjść na warszawską ulicę, całkowicie zmienia wygląd. Jest teraz nie do poznania. Ruda, krótko ostrzyżona, zakłada kapelusz z ogromnym rondem. Nie poznają jej nawet znajomi z AK. Jak zwykle, trudno ustalić: z powodu nowego wyglądu czy dbałości o żelazne zasady tajnej organizacji. Na wszelki wypadek rzadko wychodzi na ulicę. Mieszka w lokalu konspiracyjnym. Całymi dniami chodzi od ściany do ściany, spokoju nie daje jej myśl o jednej jeszcze akcji. Może by tak po raz kolejny zmienić papiery, wziąć dużo pieniędzy, spróbować wykupić brata z Ciechanowa? Jest to możliwe. Wie, że akcja ma szanse powodzenia. Sześćdziesiąt lat później w wywiadzie telewizyjnym, patrząc gdzieś w bok, mówi krótko o wyborze, którego dokonała: „Było ryzyko, że mnie zaaresztują. I ja z kolei mogę nie wytrzymać. A miałam dużo adresów w głowie. I wtedy zrezygnowałam z pomocy bratu”1. Brat Elżbiety Zawackiej umiera w komorze gazowej w Auschwitz. Komenda Główna AK zastanawia się, co zrobić ze spaloną kurierką. Pojawia się nowa propozycja. Właśnie propozycja bardziej niż rozkaz: przyłącz się do dywersji, jedź do Niemiec, strzelaj hitlerowcom w głowy, wysadzaj pociągi. – Zgiń? – pyta „Zo”. Ale Maria Wittek, która jej to proponuje, wie, że nie o strach przed śmiercią chodzi. Zawacka jest za inteligentna, zbyt 1
Elżbieta Zawacka. Miałam szczęśliwe życie [film], reż. Marek Widarski, Fundacja AK dla Muzeum PowstaniaWarszawskiego 2005.
24
marek łuszczyna | igły
wyrafinowana i cenna, żeby używać jej do mokrej roboty: wysyłać na samobójcze misje partyzanckie, polegające na ostrzeliwaniu ciężarówek nieważnych w wymiarze całej wojny. Wie to także dowódca AK, Tadeusz Komorowski „Bór”. I ma wobec „Zo” inne plany. Zawacka zna prawie wszystkie szlaki kurierskie pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem a Europą Zachodnią. Sama je budowała, a później podróżowała nimi, wożąc niezliczoną ilość raportów, meldunków i pieniędzy. Ale rząd londyński nie ma o tym pojęcia. Interwencja „Zo” ma to zmienić. Pojedzie jako emisariuszka. Kurierzy wracają, emisariusze nie. Zostają w kraju, do którego są wysyłani. Dostaje najszersze pełnomocnictwa do rozmów z członkami polskiego rządu w Londynie. I nowe dokumenty na nazwisko Elizabeth Watson. Pocztę, którą ma ze sobą zabrać, można zmieścić w jednej dłoni – to zapalniczka i klucz, w którego trzpieniu na mikrofilmie ukryte są wszystkie dokumenty dotyczące jej wizyty. Plan przerzutowy AK przygotowuje razem z gaullistami. Francuski ruch oporu wyznacza człowieka, który przeprowadzi „Zo” przez granicę pomiędzy okupowaną Francją a Vichy. Potem przejdą przez Pireneje. W Hiszpanii ma czekać samolot, który zabierze agentkę do Wielkiej Brytanii. Szybki marsz pozwoliłby im pokonać trudną, śnieżną trasę w kilkanaście godzin. Jednak francuski przewodnik „Zo” gubi drogę. – Te wszystkie przełęcze wyglądają identycznie – narzeka. Po dwóch dniach błądzenia w Pirenejach Zawacka kładzie się na śniegu i po raz kolejny myśli: „No, to by było na tyle”. Ale przewodnik Gilbert potrafi motywować: rzuca się na nią z pięściami, kopie, krzyczy, szarpie za włosy, wrzeszczy, że wcale nie są wysoko, nie grozi im więc brak tlenu! „Zo” wstaje. Trochę ze
CICHOCIEMNA. Opowieść o Elżbiecie Zawackiej
25
wstydu. Nie wypada umierać przed tym pełnym pasji życia młodym Francuzem. Mimo trzydniowego opóźnienia Zawackiej samolot, który ma ją zabrać do Londynu, wciąż czeka. „Bór” interweniował osobiście: coś ją zatrzymało, ale przyjdzie na pewno. To przecież „Zo”. Rząd polski na uchodźstwie nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w kraju, i niespecjalnie go to interesuje. Po latach „Zo” powie: „Nasz wywiad się narażał, opracowaliśmy drobiazgowo trasy. Do Londynu szło miesięcznie kilkaset stron mikrofilmu, a oni to źle [w sensie nieudolnie – przyp. M.Ł.] przyjmowali. Londyn bimbał, zwlekał, nie dochowywał zasad konspiracji, narażając agentów na śmierć”2. Mówi o swoich zastrzeżeniach, nie owijając w bawełnę. Kompetentnie punktuje zaniedbania oficerów Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza. Szczegółowo i ostro wyłuszcza im zaniedbanie po zaniedbaniu. Nie chronią agentów oraz emisariuszy, nie zapewniają im bezpiecznej drogi ewentualnego powrotu. Nie dbają, by po dotarciu do Londynu mieli gdzie spać i jeść. ZWZ, a później AK (nowa nazwa obowiązywała od lutego 1942 roku – to decyzja Sikorskiego) wie nawet, że najwyższe władze w Anglii nie odczytują żadnej dostarczonej z narażeniem życia informacji wywiadowczej. – Za dużo tego. Komu by się chciało? – Słyszy „Zo” od jednego z członków rządu. Jest wstrząśnięta. Zastanawia się, jak to się stało, że polski rząd jest całkowicie wyabstrahowany od realiów wojennych. Wydaje rozkazy w ciemno, nie mając zielonego pojęcia o tym, co znaczy okupacja. Trwa wojna totalna, a polscy dygnitarze 2
Prof. dr hab. gen. bryg. Elżbieta Zawacka (1909–2009). Materiały do biografii, pod red. Katarzyny Minczykowskiej, Fundacja Generał Elżbiety Zawackiej, Toruń 2010, s. 53.
26
marek łuszczyna | igły
w Londynie żyją statecznie, niespiesznie, po cywilnemu. Zawacka powie wprost: – Liczy się dla nich dobre jedzenie, kawka rano, herbatka o siedemnastej. No, a tu ktoś przyjeżdża z Polski, o którą przecież, w swoim odczuciu, tak dbają, i zarzuca im niekompetencję. Przedstawiciele Oddziału VI piszą więc raport o spotkaniu z „Zo”: Mało inteligenta – lecz bardzo sprytna. Fantastyczny przerost ambicji osobistej, niczym nieskrępowana ciekawość i wścibskość [pewnie wytknęła ten mieszczański styl życia!], nielojalna i skłonna do nadużywania zaufania dla celów egoistycznych; nieprzytomna feministka i pionierka ruchu „wyzwolenia” i równouprawnienia kobiet. Histeryczka3.
Małoduszna zemsta. Musiała wspomnieć o wszystkim, co zobaczyła. O każdym błędzie, zaniedbaniu, notorycznym narażaniu polskich agentów na śmierć. Obecność akowskiej emisariuszki nie umyka uwadze MI5. Angielski kontrwywiad zaprasza ją na spotkanie. Rozmowa trwa kilkadziesiąt minut. Oficer notuje później tylko kilka zdań: A straight forward, intelligend and brave woman (prostolinijna, inteligentna, odważna). I cholernie lojalna. Rozmawia z sojuszniczym kontrwywiadem, który ma ogromny wpływ na działanie AK, a mimo to – jak dowiadujemy się z raportu MI5, odtajnionego dopiero w latach dziewięćdziesiątych – unika odpowiedzi na pytania o cel swojej misji. Nie chce nieopatrznie wydać tajnych informacji. Nie zna dokładnie relacji między AK a MI5, więc udaje zakłopotanie, prosi o zrozumienie, że jej informacje są tajne. 3
We wszystkich źródłach zachowano pisownię oryginalną.
CICHOCIEMNA. Opowieść o Elżbiecie Zawackiej
27
Jak tajne, to tajne. Okej. Nie będzie więcej pytań. Uścisk dłoni. Zrobiła na oficerze Secret Intelligence Service świetne wrażenie. Emisariusze nie wracają, ale z „Zo” będzie inaczej. Naciska na to Komenda Główna AK. Zawacką czeka jednak jeszcze jedno spotkanie w Londynie. Najważniejsze. W połowie maja staje przed Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych, Władysławem Sikorskim. To ostatnie tygodnie jego życia. Rozmawiają w pokoju hotelowym londyńskiego Bristolu. Skromny, onieśmielony żołnierz chce opowiedzieć wodzowi o tym, jak wygląda łączność z okupowanym krajem. Chce powtórzyć wszystkie zastrzeżenia wobec działań rządu i zawieźć do Polski choćby obietnicę zmiany. Sikorki nie słucha, jest nieobecny duchem. Reaguje na ostatnie słowa Zawackiej. – Pani wraca? Jako emisariuszka? – pyta zaskoczony. – Mam taki rozkaz – potwierdza „Zo”. Po latach agentka wyzna: „W czasie godzinnego przebywania razem przez pięćdziesiąt minut mówił mi o tym, że rzucają mu kłody pod nogi. A o moim raporcie dotyczącym łączności: »Wysłucham, jak wrócę. Bo teraz muszę lecieć na wschód«”. Za niespełna miesiąc samolot naczelnego wodza rozbije się na Gibraltarze. Zawacka dowie się o tym jeszcze przed powrotem do Polski. Zdaniem historyka Tadeusza Kisielewskiego członkowie rządu londyńskiego powierzyli wtedy „Zo” poufną informację jednoznacznie wskazującą na zamach. Agentka miała się dowiedzieć, że ciało pułkownika Jana Gralewskiego, który rzekomo zginął w samolocie wraz z Sikorskim, zostało w istocie znalezione na pasie gibraltarskiego lotniska z kulą w głowie. Emisariuszka miała otrzymać tę informację od pułkownika Michała Protasiewicza, szefa Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza, a więc od kogoś, kto raportując jej wizytę, napisał: „Histeryczka, wścibska, z przerostem ambicji”.