Notatnik sfrustrowanej n astol at ki
Ala
Makota Notatnik sfrustrowanej n astol at ki
Wydawnictwo Znak Krak贸w 2010
Styczeń
1
IA STYCZN
k czwartesława ieczy
Marii, M
Ze wszystkich rzeczy, których wymaga się od książki, najważniejszą jest, żeby nadawała się do czytania. Anthony Trollope
2
IA STYCZN
piątek
go
, Makare
Izydora
Kto nie spodziewa się miliona czytelników, nie powinien napisać ani jednej linijki. Johann Wolfgang Goethe
5
4 3
Dostałam ten kalendarz od Puszki pod choinkę. Jest STYCZNIA niedziela śliczny, jak widać. Puszka usa sobota Eugeniusza, Tyt wierzy we mnie i dlatego Danuty, G enowefy kupiła mi taki, w którym jest full miejsca na własne myśli, wiersze i in. Obiecałam jej, że będę pisała, chociaż prawdę mówiąc, wcale mi się nie chce. No ale… Mogę chociaż tak skrótowo… Niespecjalnie wysilając się… Tak tylko, żeby ten notatnik zapełnić i żeby dotrzymać słowa danego Puszce… Więc… trzy, dwa, jeden, zero… Start! STYCZNIA
5
Trudno jest żyć pod jednym dachem z niedostosowanymi rodzicami. Chyba łek ia z d ie n nikt tego nie wie lepiej ode mnie. Zreszpo ona a, Szym tą czego się można było spodziewać po Edward ludziach, którzy mają nazwisko Makota??? I zamiast z tego powodu wpaść w kompleksy czy po prostu zastanowić się nad sobą i zmienić je, to oni… Przecież wystarczyłoby dorzucić „ski” na końcu… Ale nie! Oni uznali, że to będzie świetny dowcip, jeżeli swoją córkę nazwą Ala… I teraz ja, przez ich brak zdrowego rozsądku i ogólną niereformowalność, ponoszę konsekwencje ich, powiem to szczerze, głupoty. IA
STYCZN
6
Nie można być dość wybrednym w wyborze rodziców. Maryla Wolska
Nazywam się − to straszne, przez trzynaście lat mojego życia nie mogę się do tego przyzwyczaić − nazywam się… taaak… trudno to wyrazić słowami, ale tak naprawdę jest… nazywam się Ala Makota. Tak właśnie. Już teoretycznie to zaakceptowałam, ale z praktyką gorzej, szczerze mówiąc. Zapewne przez to nie mam do dzisiaj żadnego, ale to żadnego chłopaka. I nawet nie mam zbyt wielu szans… bo w klasie mamy tylko 4 (słownie: czterech), co już samo przez się źle rokuje na przyszłość. Ciężkie to życie… ale kto powiedział, że ma być łatwe???
W toalecie na naszej stacji metra (Ursynów) tuż pod pojemnikiem z jednorazowymi ręcznikami wisi przyklejona kartka:
6 STYCZNIA
wtorek
Kacpra, M elchiora, Baltazara
Wyraźnie widać, że nie tylko moi rodzice są niereformowalni. Chyba przestanę się już czemukolwiek dziwić. W szkole przybliżenia dziesiętne. Tym razem z niedomiarem, chociaż i tak nikt z nas nie wie, o co chodzi w tych z nad7
miarem… Osobiście uważam, że i nadmiar, i niedomiar są szkodliwe.
Czasami wydaje mi się, że praca dzieci w szkole dzisiejszej jest tak nadmierna, że lepiej dzieci potopić, niż uczyć w tych szkołach. Maria Skłodowska-Curie
7
Ojciec gdzieś zniknął. Gdyby nie był taki ofermowaty, to posądziłabym go o romans. Ale nic z tego. On tak fatalśroda a , Lucjan a d n u nie wygląda i tak słabo zarabia, co się Rajm oczywiście ze sobą wiąże, że kompletnie nie miałby szans u żadnej kobiety, z wyjątkiem mojej równie nędznie zarabiającej mamy. Gdy tak na nią patrzę, to myślę, że chyba z mamy jeszcze może ewentualnie dałoby się zrobić kobietę… Nawet próbowała chodzić na jakieś takie kursy dla pań, rozwijania ambicji czy osobowości. Potem je zarzuciła. Bo ona sama w to już chyba nie wierzy… I pewnie dlatego mama wygląda też dość byle jak, to znaczy tak, jak zarabia. A tata? No cóż… Można tylko westchnąć i załamać ręce, tak jest. Nawet wyglądem nie przypomina nikogo przystojnego. Nie jest to tak do końca złe, a nawet jest całkiem dobre… Jednoznacznie wskazuje na to, że rodzice po prostu są skazani na siebie. A ja tym samym nigdy nie będę musiała przeżywać stresów związanych z rozwodem, jak to się ostatnio zdarzyło Hance.
IA STYCZN
8
Po tych przejściach Hanka się zupełnie odsunęła od nas, to znaczy ode mnie i od Puszki.
późny wieczór Ojciec się odnalazł.
jeszcze później Z tatą jednak jest źle… Znowu włączył sobie Queenów, muzykę, jak mówi, swojej młodości. Przy takiej muzyce odreagowuje i ładuje akumulatory. Tym razem słuchał trzykrotnie (tak! trzy razy z rzędu!) You Take My Breath Away1 i czterokrotnie Somebody to Love2. Dobrze, że się uczę anglika, przynajmniej wiem, o czym myśli… hi, hi, hi…
Nie znając obcego języka, nie zrozumiesz nigdy milczenia cudzoziemców. Stanisław Jerzy Lec
Znowu ten przytępy Daniel R. przywitał mnie w szatni okrzykiem: − Cześć, Makota! Nie lepiej to mieć chomika??? Zmilczałam oczywiście. Chyba powinnam się zapisać na aikido. W szkole na Puszczyka są zajęcia. Albo chociaż na judo.
1 2
8 STYCZNIA
czwartek
Teofila, Sew
eryna
Twój widok zapiera mi dech. Ktoś, kogo mógłbym pokochać.
9
Marzę o chwili, gdy go powalę jednym ruchem na brudnawą podłogę naszego szkolnego korytarza. Stanę nad nim wyprostowana, zwycięsko odgarnę włosy z czoła, wolno opuszczę głowę, spokojnie spojrzę z wyższością i powiem: − Nie. Lepiej mieć Daniela u swoich stóp… Oddalę się powoli, z dumnie uniesioną głową. Cała klasa w napięciu będzie obserwowała moją udaną akcję… Dziewczyny zlecą się, żeby mi gratulować… Ale to będzie kiedyś, w przyszłości. Na razie muszę zadowolić się marzeniami i z głupawym uśmiechem znosić to jego chamstwo. W każdym razie myśl, że przecież kiedyś go pokonam, uspokaja mnie.
Różnica między odwagą a ostrożnością. Odwaga: podejść do boksera i zwymyślać go od ostatnich. Ostrożność: powiedzieć mu to samo przez telefon. Julian Tuwim
A ten spokój jest mi wręcz niezbędnie potrzebny, bo inaczej to za żadne skarby świata nie zapamiętam, że
Chyba ten ułamek pomnożyć, przynajmniej ja to tak rozumiem. Zresztą niby po co zamieniać ten biedny ułamek? Czemu, tak po prostu, nie zostawić go w spokoju?
10
9
Nareszcie wszyscy powoli zapominają STYCZNIA o sylwestrze… Przynajmniej skończą się p iątek te złośliwe pytania: Gdzie byłaś? Marceliny, Marcjanny Złośliwe, bo odpowiedź jest porażająco, bezwzględnie okrutna… Nie miałam gdzie ani z kim pójść… Taak… Rodzina, ciocia z przyległościami i TiWi. Tak. Telewizor był mi przyjacielem… A tak marzyłam, że to się zmieni… że rok temu był już ostatni taki dziecięcy sylwester…
Zmiany przyjdą na pewno, lecz nie wtedy, kiedy się na nie czeka. Stefan Kisielewski
Oczywiście, o tym wiem tylko ja, no i może jeszcze moja rodzina i Puszka. Dlatego też gdy ktoś z klasy zadaje mi takie zbyt dociekliwe pytanie, spokojnie odpowiadam: Bawiłam się świetnie. Mówię ci, takie odlotowe towarzystwo, że szkoda gadać… Puszka stwierdziła, że już prawdziwie i głęboko zakochała się w Andrzeju G. Uważa, że on nie tylko jest rewelacyjny, ale na dodatek wściekle przystojny. Z tym ostatnim się tak do końca nie zgadzam, ale co tam, nie będę Puszki stresowała. Powiesiła sobie jego zdjęcie nad łóżkiem, tuż obok Leonarda DiCaprio. Andrzej ma na nim tak wielkie, czerwone rękawice, że za nimi już prawie nic nie widać. Mimo to ona twierdzi, że zdjęcie jest doskonałe, a Andrzej najwspanialszy… Niezły, jakkolwiek by patrzeć, ale żeby tak z marszu się zakochiwać???
11
1 1 10
Obiad w McDonaldzie. To było straszne. Tata pognał zakupić proSTYCZNIA niedziela wiant, a ja spokojnie zasiadłam ldy sobota Honoraty, Maty sobie z mamą i Jackiem przy Danuty, W ilhelma stoliku. Przy sąsiednim siedziała Hanka z Danielem R., zwanym Rups, od nazwiska Rupsorzeński. Zamieniłam z Hanką kilka kulturalnych uwag o naszym ciężkim życiu, gdy do stolika dotarł objuczony tata. I to było straszne!!! Potworne!!! On kupił dla nas, to znaczy dla Jacka i dla mnie, zestawy dla dzieci!!! Takie tekturowe domki! Z zabawką w środku! Mnie się trafiła, eh… czapeczka z uszkami Myszki Miki, a Jackowi Mała Syrenka… Jak to jest, że niektórzy mają normalnych rodziców, a moi są jacyś tacy wszechstronnie ułomni??? Zero wyczucia, zero znajomości gustów młodego pokolenia, czyli nas, zero – powiem to bezpośrednio i otwarcie – zero myślenia! Tekturowy domek z zabawką! Chyba tata dla siebie te zabawki kupił – cicho mruknął do mnie Jacek, a ja skinęłam głową. Daniel Rups za to na głos powiedział: − Widać nie tylko Ala ma kota… To chyba jest dziedziczne… Hanka (ze współczuciem): − Moi już takich rzeczy nie robili… Od dawien dawna… Siedziałam z zaciśniętymi ustami. Ojciec chciał dobrze! Tylko czy tym swoim chceniem musi ośmieszać własne dzieci??? A Jacek pochylił się do mnie i wyszeptał: − Nie martw się, jutro Rupsowi napakuję… Naleję… aż… − To może teraz? − nieśmiało zasugerowałam. I uśmiechnęłam się do Jacka zachęcająco. STYCZNIA
12
− Nie… wiesz, byłyby za duże szkody… w sprzęcie… jeszcze płacić by kazali… Sama zobaczysz, Rupsowi napakuję…
później Wracaliśmy do domu metrem. Znowu mnie przypiliło i musiałam stracić złotówkę. Zmienili kartkę. Teraz na pojemniku z papierowymi ręcznikami jest napis:
Coś mi się wydaje, że trzecią wersją tłumaczenia, do czego służą ręczniki, a do czego papier toaletowy, będzie wywieszenie odpowiednich rysunków.
W szkole jak zwykle spokój. Tu klasówka, tam kartkówka… Tyle tego, że kto by na to zwracał uwagę. Jak byłam młoda, to się jeszcze przejmowałam, ale teraz… Już w piątej klasie zrozumiałam, że
12 STYCZNIA
poniedzia łek
Arkadiusz
a, Ernesta
Bo w końcu o co chodzi…
13
Usiłowałam moje przemyślenia przekazać Puszce, ale chyba nic nie zrozumiała. Trudno. Na przerwie pognałam do klasy Jacka. Przypomniałam mu, że ma napakować. Ewentualnie nalać. Jak woli. Byle skutecznie.
później Nie napakował. Od razu wiedziałam. Obiecanki cacanki, a głupiemu radość.
wieczorem Puszka zadzwoniła. Zdobyła kilka informacji. On ma 193 cm wzrostu. Ma przeczucie, że w nocy jej się przyśni. − To będziesz miała duży sen… − powiedziałam.
Umysł ludzki ma szczególny pociąg do przesady. Napoleon
prawie nocą Korzystając z nieobecności Jacka w naszym wspólnym pokoju, przeszukałam jego półki. Tak profilaktycznie. I znalazłam artykuł wyrwany z jakiejś starej gazety. O problemach trzynastolatków. Pewnie wyrwał go, jak sam miał trzynaście lat, i zapomniał wyrzucić. A teraz dla mnie będzie jak znalazł. Przeczytałam. Podobno muszę mieć problemy z: cerą, tożsamością, szkołą i rodzicami. Ale ja jako trzynastolatka jestem bez winy, bo ta leży po stronie hormonów. A tak w ogóle to bzdura, bo: cerę mam świetną, szkołę w normie, a rodzice są po prostu ogólnie niereformowalni. Tylko nad tą tożsamością muszę trochę pomyśleć.
14
Rano spotkałam Hankę. Szłyśmy razem do szkoły. Zapytałam ją, czy ma problemy z tożsamością. Skąd wiesz? − odpowiedziała. Zamarłam. Bo może coś w tym jest??? Muszę to sobie dokładnie przeanalizować.
13 STYCZNIA
wtorek
Bogumiły,
Weroniki
po południu Postanowiłam zrobić mojemu ofermowatemu ojcu niespodziankę i pójść do niego do pracy. Mam pilną potrzebę, a ojciec jest w tym domu jedynym źródłem żywej gotówki. Niestety, koło piętnastego to źródło regularnie wysycha, dlatego musiałam się pospieszyć. Zaczaiłam się na niego przy szatni biblioteki uniwersyteckiej, w skrócie − BUW. We wtorki tam przesiaduje i myśli, że pisze doktorat. To śmieszne, ale tak jest… w jego wieku chciałby jeszcze awansować!!! Wyszedł, jak słusznie zakładałam. Wyszedł nie sam. To nie znaczy, że go wyniesiono. On raczej wyfrunął, ćwierkając na dodatek coś do takiej dwudziestoparoletniej laski w mini… Mini było czarne i ukazywało stanowczo zbyt dużo… Uda miała całkiem, całkiem, tylko kolana trochę za grube… Od góry też mogłaby się trochę więcej przykrywać… Bluzkę miała chyba z gazy, tak jej wszystko było widać… Cały stanik, nawiasem mówiąc: bardzo ładny… Ciekawe, ile za niego dała… A pod tym stanikiem kryły się niezwykle krągłe bliźniaczki… Z wrażenia przyrosłam do brudnawej płytki PCW i pozwoliłam im uciec.
15
Młodzi najwięcej popełniają szaleństw, udając dorosłych, a starzy, kiedy pragną uchodzić za młodych. Feliks Chwalibóg
później Z tatą ewidentnie jest źle. Słucha I Want to Break Free3 na przemian z It’s a Hard Life4. Queenów oczywiście…
wieczorem Postanowiłam o tym pogadać z moim najstarszym bratem Robertem. Jest już dorosły, chyba będzie wiedział, co trzeba zrobić… Ciężko mi było, ale odważnie zaczęłam: − Robert… wiesz co… Właśnie czytał gazetę. Podniósł głowę, przeciągnął się, popatrzył na mnie i korzystając z nieobecności mamy, zarzucił nogi na stół. Nosi buty rozmiar 48. Te jego gigantyczne stopy znalazły się tuż przed moją twarzą. Z oburzenia ścisnęło mi się serce. Trzasnęłam drzwiami i wyszłam. I tak zakończyła się nasza bratersko-siostrzana konwersacja.
14 IA
STYCZN
środa
Feliksa,
3 4
16
Hilarego
Chcę się uwolnić. Życie jest ciężkie.
Moja biedna mama postanowiła się dostosować i bierze nocne dyżury. Coraz więcej nocnych dyżurów, bo lepiej za nie płacą. Innymi słowy, bierze sprawy we własne ręce. Jest wykwalifikowaną pomocą dentystyczną.
Były czasy, że niewolników trzeba było legalnie kupować. Stanisław Jerzy Lec
wieczorem Ta tożsamość, a raczej moje z nią kłopoty, nie daje mi spokoju. Wzięłam Słownik wyrazów obcych. Nie ma tożsamości. Wzięłam Słownik języka polskiego. Jest! „Bycie tym samym; to, że ktoś jest taki sam lub że coś jest takie samo, identyczne, jednakowe. Tożsamość poglądów, zwyczajów. T. czyja »fakt, że ktoś jest tą osobą, za którą się podaje, fakt, że ktoś nosi takie, a nie inne nazwisko«”. Było tam coś jeszcze o tożsamości, ale to, co już przeczytałam, dostatecznie mnie zszokowało. Bo przecież myślałam, że lepiej zmienić nasze nazwisko… To… chyba… chyba z tego wynika, że mam te kłopoty…
17
15
Jacek oszalał na punkcie Moniki. Ona jest o rok starsza od niego. Przeżyję i to. IA STYCZN Byle tylko nie zaczął farbować włosów k czwarteawła na różowo, to wszystko zniosę. Ona naj,P Arnolda częściej ma błękitne, w związku z czym na jej widok zawsze stają mi smerfy przed oczami. Ale to tylko w weekendy, bo przez cały tydzień jest spokojną szatynką.
Szaleństwo nie wyklucza głupoty. Julia de Lespinasse
A tak szczerze mówiąc, nie rozumiem jej… Zakochać się w takim mydłkowatym chłopaku jak mój brat??? Monikę byłoby stać na więcej, tak myślę. Na dodatek, co wyraźnie widać, Jacek rozwija się wolniej od przeciętnej. Przykro mi to pisać, bo koniec końców to mój brat, ale tak po prostu jest. Być może, ona tego nie widzi, bo nie spędza z nim tak dużo czasu jak ja… I pewnie jeszcze nawet nie wie, że on raczej nie ma szans, żeby dobrnąć do matury… To go czeka dopiero za cztery lata, ale już teraz chyba wszyscy wiedzą, że mu się nie uda. A może zakochała się w nim, bo nie musi (a ja tak! muszę) przez cały, ale to absolutnie cały czas potykać się o jego kajakowate adidasy porozrzucane gdzieś w połowie drogi między przedpokojem a naszym wspólnym pokojem, nie musi przesuwać nogą jego skarpetek poniewierających się pod biurkiem i, na koniec, nie musi prawie ciągle wsłuchiwać się w jego zmutowany, już basowy głos. A jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, jak tylko on jest w domu, to ja muszę słuchać Kazika Staszewskiego. Bo on ostatnio twierdzi, że przy tym odreagowuje. Ludzie to mają gusty! 18
później Puszka skądś wytrzasnęła walkę Andrzeja z Riddickiem Bowe’em. Mam do niej przyjść i razem mamy obejrzeć. Jak mówi, takiej uczty dzikiej walki pięknych mężczyzn nie może kontemplować w samotności… Chce się nią (to jest tą walką) podzielić z najbliższą jej osobą. To chyba znaczy ze mną. Poszłam. Z walki najbardziej mi się podobały komentarze Puszki: Eh… Alka, co za ciacha… I jeszcze jeden: Ja chyba tego nie przeżyję… Niesamowici… Mimo wszystko Puszka przeżyła. Kiedy wróciłam do domu, tata słuchał You and I 5. Queen. To naprawdę daje do myślenia… A ja przecież nie mogę tak sobie bezkarnie myśleć, bo jutro na pewno na teście z biologii będzie węgorek niszczyk, a ja mam trudności z odróżnieniem go od włosienia spiralowego… przepraszam, spiralnego. W każdym razie wiem na pewno, że przewód pokarmowy obleńców to prosta rurka zakończona odbytem, no!
16 STYCZ
NIA Test poprawił mi humor. Był prostszy, piątek niż zakładałam. Być może, biologia staMarcelego , Włodzim ierza nie się moim ulubionym przedmiotem, chociaż mówi o tylu nieprzyzwoitych rzeczach… Jakkolwiek by było, taka szóstka z biologii będzie miłą przeciwwagą dla jedynki z geometrii. 5
Ty i ja.
19
Wszelka równowaga jest tylko względna i przemijająca. Fryderyk Engels
Mama tymczasem wyrusza na swoje nocne walki z bolącymi zębami. Dzielna mama.
później Pomyślałam, że jeżeli ja mam trudności z tożsamością, to Puszka pewnie też. Zadzwoniłam.
− poinformowałam ją na dzień dobry. − Serio??? − przeraziła się. − Serio. Sprawdziłam w słowniku. Bo nawet jeżeli podoba ci się twoje nazwisko, to sama sobie się nie podobasz! − Zastrzeliłam ją chyba tą wiadomością, bo na długą chwilę zapadła cisza. − To straszne… − w końcu przemówiła. − Muszę powiedzieć to mamie, pewnie tak się tym przejmie, że podniesie mi kieszonkowe…
1718 STYCZNIA
STYCZNIA
sobota
Mariana,
Rościsław
a
20
niedziela
tra
Małgorzaty, Pio
Nic się nie wydarzyło, poza tym że w soboty i niedziele postanowiłam sama pilnować ojca. Zorganizowałam mu cały dzień.
Z rana pognałam go po wodę oligoceńską − przyniósł dziesięć litrów. Potem zmusiłam do towarzyszenia mi przy trzepaniu dywanów na śniegu. Na tym strawiliśmy dwie godziny. Wywołało to bezrozumny zachwyt mamy. I zdziwienie sąsiadów. Gdy myślał, że mi się wymknie do tej z bliźniaczkami, oczywiście pod pretekstem pisania w bibliotece, zakrzyknęłam, że już najwyższy czas, by zabrał mnie ze sobą. Mama, jak to usłyszała, zbladła. Ojciec jeszcze bardziej. Oczywiście nigdzie nie pojechał. Wziął tylko słuchawkę telefonu i zamknął się w łazience. Myślał, że nikt tego nie widzi… ha, ha, biedny staruszek…
później Z tatą coraz gorzej… Cały wieczór przy Good Old Fashioned Boy6. Aż mi się go zrobiło autentycznie żal… Ale przecież ma mamę i nas na dodatek… to powinien się zachowywać jak mąż i ojciec… a on co…
Skoro wziąłeś tę rolę, graj ją! Seneka
Kręci się przy tym telefonie, jakby był, nie przymierzając, Jackiem czyhającym na czuły głos Moniki.
jeszcze później Monika nie zadzwoniła, tylko zawitała do nas. Jak to zwykle w weekendy, w wersji niebieskowłosej. Gdy tylko na moment zostałyśmy same, postanowiłam wybadać jej tożsamość. Bo przecież ma już prawie szesnaście
6
Dobry, zacofany chłopak.
21
lat, a w każdym razie piętnaście na pewno, to już nie powinna mieć tych przejść. Popatrzyłam jej prosto w oczy i wolno spytałam: − Masz kłopoty z tożsamością??? Powoli uniosła rękę, odgarnęła z czoła błękitną grzywkę i popatrzyła na mnie, jakbym była normalna inaczej. − Ja??? − Noo… ty… − odpowiedziałam. − Ja… ja mam tylko kłopoty z tą niebieską farbą, bo się słabo zmywa i w poniedziałki jeszcze widać resztki… A z niczym innym nie mam trudności, słowo daję… No tak. To by się zgadzało. Jest starsza i nie ma już problemów z tożsamością…
19
Po szkole poszłyśmy wprost do domu Puszki. Tam zawsze muszę się pilnować, IA żeby do niej nie mówić Puszka, bo jej STYCZN k e ł ia mamie to się nie podoba… Mówi, że poniedza, Henryka dała córeczce takie śliczne imię Patrycja, w Bronisła a mówią do niej, to okropne, Puszka! Biedna kobieta. Chyba nie wie, że pierwotnie Puszka miała ksywkę „Pacia” i z tego powodu cierpiało jej jestestwo. Dopiero po zmianie na Puszkę odżyło. W każdym razie wyraźnie widać, że jak się dzieci rodzą, to wszystkim rodzicom odbija.
Krewnych daje nam los. Przyjaciół wybieramy sami. Mark Twain
U Puszki strasznie długo ustalałyśmy, co kupić Hance na prezent, bo ma urodziny i zaprasza do Telepizzy. Propozycje miały22
śmy bardzo zróżnicowane − ja twierdziłam, że trzeba jej kupić płytę Edyty Górniak, a Puszka, że Edyty Bartosiewicz. Jak już udałyśmy się do sklepu, to kupiłyśmy kalendarz, prawie taki jak mój, ale trochę inny − bo zamiast złotych myśli ma cytaty z literatury światowej. Uznałyśmy, że przed końcem stycznia jeszcze wypada dać kalendarz, a takie cytaty zawsze jej się na coś przydadzą… może dzięki nim wreszcie zabłyśnie chociaż na polaku. A poza tym pomyślałam, że może w takiej poezji łatwiej jej będzie znaleźć tę swoją tożsamość…
20
Tata stwierdził, że tak jak mama spróbuje wczuć się w wolny rynek i kapitaSTYCZNIA lizm, i zamiast czytać książki, będzie je w torek sprzedawał. Jego deklaracja wywołała Fabiana, S ebastiana zachwyt mamy: − Przynajmniej wykorzystasz to łóżko polowe, które leży w piwnicy! Nie wiem, czy mówiła to serio czy kpiła. W każdym razie taka perspektywa jest straszna. Po prostu tragiczna. Jeszcze ktoś z klasy zobaczy mojego ojca przycupniętego nad łóżkiem polowym, przykrywającego książki jakimś plastikowym workiem… Zamęczą mnie… Nigdy się nie obronię przed ich złośliwościami… Trzeba to ojcu wybić z głowy… − Tato… książki są ciężkie… Jeszcze nam się samochód rozpadnie, jak go za bardzo wyładujesz… A i książki zamokną, gdyby śnieg popadał… − Ala ma rację! − zakrzyknął tata. − Lepiej pomyślę o czymś innym! No tak… Za łatwo mi to poszło… Od razu widać, że wcale nie miał zamiaru wzbogacić budżetu rodzinnego sprzedażą książek… 23
Tylko tak gaworzył, żeby wprowadzić równowagę między zaharowywaniem się mamy i jego lenistwem… Ech, ciężkie to życie…
Życie nie daje nam tego, co chcemy, tylko to, co ma dla nas. Władysław Stanisław Reymont
później Zadzwoniła Puszka, żeby mi przypomnieć o Dniu Babci i Dniu Dziadka. Moi dziadkowie co roku dostają od nas kartki z życzeniami. Jakoś tak się utarło, że ja te kartki robię, Robert układa treść, a wpisuje ją Jacek. Ale w tym roku już koniec z malowankami. Kartkę kupiłam w kiosku za całe dwa złote.
21
Zrobiłam dziś straszną głupotę. A było to tak: do klasy weszła Trudzia. Ona zaraz po urodzeniu też miała pecha, bo środa ława s nazwali ją Gertruda. Wychowuje nas i, Jaro Agnieszk na lekcjach wychowawczych, a uczy nas na polskim. Trudzia to całkiem miła istota. Wiecznie zawstydzona, tak jakby cały świat przepraszała, że się przemyka po tych korytarzach… Nikt nie potrafi się jej bać. Nawet jak robi klasówki, to tak się stara, żeby wszystkim się udało, że nie mamy innego wyjścia… Udaje się nam. I tak strasznie próbuje nie stawiać jedynek. To pewnie z troski o swoje własne samopoczucie… Ona po prostu by się zapłakała, gdyby komuś miała zrobić takie świństwo. Nie wiem, w jaki sposób, ale my, wcale się ze
IA STYCZN
24
sobą nie umawiając, nie robimy Trudzi krzywdy. Jesteśmy przy niej potulni jak stado owiec i jakoś nikt tego nie uważa za ujmę na honorze. Tak więc dzisiaj Trudzia weszła i tym swoim nieśmiałym tonem powiedziała, że do szkoły przyszła staruszka szukająca kogoś do pomocy w małych zakupach. Tak ze dwa razy w tygodniu. Oczywiście nikt się nie ruszył. Trudzia miała minę rozpaczliwie smutnego jamnika wygnanego na spacer w deszczowe popołudnie… W oczach pojawił jej się taki jakiś żal czy rozczarowanie, sama nie wiem… Tak właśnie było. I wtedy ja, właśnie ja, poczułam się zobowiązana do zgłoszenia się. Podniosłam rękę i wyrzuciłam z siebie: − Chętnie pomogę… Wywołało to nikły uśmiech Trudzi i stało się − mam pod opieką staruszkę! Zaczynam w piątek.
Dopóki czas macie, dobro czyńcie. święty Paweł z Tarsu
później Pochwaliłam się w domu, że będę miała staruszkę pod opieką. Jacek: − Zgłupiałaś? To już nie masz co robić??? Mama: − To bardzo ładnie, przynajmniej nie będziesz się włóczyła, gdy ja pracuję… Tata: − Proszę, proszę… to jednak we współczesnej młodzieży… Jak łatwo do was, młodych, trafić… Robert: − Jak już koniecznie musisz kogoś wspomagać, to lepiej byś mi w pokoju posprzątała i koszule poprasowała… 25
Muszę przyznać, że najbardziej z tego wszystkiego zdegustowała mnie wypowiedź mamy. A tak ogólnie, to już po prostu chcę do tej staruszki pójść… Widać moja tożsamość tego potrzebuje.
22 IA STYCZN
k czwarteincentego zego, W
Anasta
Urodziny Hanki. Zachowała się bardzo ładnie, bo wszystkich nas, to jest całą klasę, nakarmiła galaretką w czekoladzie. Nakarmiła to może trochę przesadne stwierdzenie, ale dla każdego było przynajmniej po dwie. A takim uprzywilejowanym jak ja i Puszka trafiły się nawet po trzy.
później W Telepizzy było po prostu świetnie, tylko trochę krótko. Dwie godziny. Atrakcją imprezy okazało się samodzielne produkowanie pizzy. Świetna sprawa, słowo daję, tylko kasę pochłania jak diabli, bo za każdy składnik płaci się trzy pięćdziesiąt. Tym razem, na szczęście, cierpiała tylko kieszeń Hanki. Nasz prezent chyba trochę Hankę rozczarował, ale nie należy się tym przejmować. Kalendarz jest fajny, tylko może Hanka jeszcze do niego nie dorosła.
wieczorem Zadzwoniła Puszka. Wymyśliła coś wspaniałego, to znaczy, ona sądzi, że jest to wspaniałe. Chce założyć szkolne koło miłośników Andrzeja G., inaczej zwane fanklubem. Ja mam być drugim członkiem, zaraz po Puszce. Mówi, że on jest mężczyzną jej życia.
26
Największym nieszczęściem kobiety jest mężczyzna jej życia. Maria Nurowska
No cóż… Już dawno odkryłam, że życie jest ciężkie… Podobno zakochane dziewczyny potrafią być nieobliczalne… Dobrze, że nie padło na mnie.
23
Puszka zadeklarowała, że jeżeli się STYCZNIA boję, to ona może pójść ze mną do tej p iątek staruszki. Marii, Ildef − Poradzę sobie sama − powiedziaonsa łam. Zresztą taka starsza babcia jeszcze mogłaby się przestraszyć, jakbyśmy pojawiły się w liczbie mnogiej. Moja staruszka ma, na oko, ze sto trzydzieści lat. A na dodatek nie jest jedna. Ma męża. A on to ma chyba ze dwieście… albo niewiele mniej…
Starzejący się ludzie są jak muzea: nieważna jest fasada, ważna jest zawartość. Jeanne Moreau
Na początek staruszka poinformowała mnie, że kiedyś, za życia, była hrabiną… albo księżną… Ewentualnie księżniczką. Nie pamiętam, bo ona jakoś tak nie przystaje do moich wyobrażeń o prawdziwych hrabiach czy książętach. W każdym razie jednego jestem pewna − nie była królową. A tak w ogóle to nieważne.
27
Na początek poprosili mnie o pościeranie kurzu. Nie wiem, skąd na Ursynowie wziął się budynek, w którym wysokość mieszkań wynosi prawie cztery metry. Oczywiście jest to korzystne. Wtedy człowiek ma kupę miejsca na wieszanie różnych obrazków, jak to zrobiła Hrabini i Mąż. Potem młody człowiek, taki jak ja, ma kupę przejść, żeby to poodkurzać… Konstrukcja była następująca. Stół na czterech nogach na podłodze, na stole taboret, też na czterech nogach, na nim cztery tomy encyklopedii, a na tym ja na jednej nodze. Drugą bałam się postawić, bo udało mi się złapać równowagę. Musiałam też uważać, żeby nie spłoszyć Hrabini, która zadeklarowała, że będzie trzymać taboret z encyklopediami. Uczepiła się biedna staruszka tego taboretu i tak kurczowo go trzymała, że aż się zastanawiałam, czy przypadkiem nie zasłabła… Zostawiłam te myśli na później, bo w ręce miałam taki wytwór z kolorowych piór przymocowanych do bambusowego pręta. Hrabini poinformowała mnie, że wytwór przywieziony jest prosto z Paryża, w roku − o ile się nie mylę − 1846, a może jednak w 1946??? W każdym razie jakoś przeżyłam ścieranie kurzu, Hrabini nie uszkodziłam i opuściłam konstrukcję w takim samym stanie, w jakim ją zdobywałam. Pokryta tylko byłam kurzem i piórkami, które nagminnie przy każdym ruchu opuszczały bambusowy pręt. Ciężko było, ale wygrałam. Pozbawiłam te wszystkie obrazy zasłony kurzowej, która je spowijała niewątpliwie od tego 1846 roku, a może od 1946. No!
28
Moi rodzice z jakimś koszmarnym trudem zaprzyjaźniają się z kapitalizmem i dalej są kompletnie niewydolni finansowo. Widać sama będę zmuszona zadbać o swoją kasę.
2425 STYCZNIA
STYCZNIA
sobota
niedziela
Tatiany, Miłosza
Franciszka
, Rafała
Bazę do przemyśleń już mam. Z zeszłego roku, z zajęć z ekonomii dla przyszłych rekinów sukcesu lub biznesu, ewentualnie sukcesu w biznesie, na jedno wychodzi. Za dużo nie zapamiętałam, ale coś tam pewnie tak. Trzeba tylko dobrze i skutecznie myśleć, a coś mi się wymyśli. Jakieś pomysły, idee. Spiszę je, to znaczy te pomysły: 1) mycie szyb samochodowych na stacji benzynowej pod megasamem − począwszy, powiedzmy, od maja, 2) śpiewanie w metrze (najlepiej nauczyć się kilku piosenek wojennych, to ciągle jeszcze ludzi u nas wzrusza… o, na przykład mogę śpiewać „Szumi dokoła las”…), 3) roznoszenie reklam po domach, 4) mogę zostać modelką i… występować w reklamach!!! No, wiedziałam, że to pisanie w końcu doprowadzi mnie do jakiegoś rewelacyjnego rezultatu! Wymyśliłam!!! Muszę zostać modelką!!! Zresztą te reklamy to też nie jest taka całkowicie głupia myśl… Zanalizuję ją i być może się tym zajmę…
29
Pieniądze szczęścia nie dają, lecz każdy chce to sprawdzić osobiście. Stefan Kisielewski
później Postanowiłam działać szybko i zdecydowanie w kwestii tej pracy. Wzięłam reklamówkę Telepizzy, bo właśnie przynieśli i wisiała na drzwiach. Ta Telepizza mieści się na ulicy Nugat. Najtańsza jest mała margherita (9,60), a najdroższa duża marzenie Picassa (32,90). Na ulotce są też telefony. Trzy. Dwa zwykłe i jeden komórkowy. Nie będę dzwoniła na komórkę, bo to droższe. W każdym razie szkoda, że dzisiaj jest niedziela i dopiero jutro będę mogła się tym zająć. Pozostaje mi ta modelka.
26 IA STYCZN
iałek poniedz oteusza m Pauli, Ty
Jestem pochłonięta przygotowaniami. Bo tak prawdę mówiąc, jestem całkiem, całkiem… hm… interesująca… ładna… co tam ładna, będę ze sobą szczera: jestem po prostu piękna…
Jest prawie niemożliwością znaleźć równą mi kobietę. Sophia Loren
Zostanę modelką. Zanim nią będę, muszę zlikwidować pryszcz nad lewą brwią. Przetarłam go spirytusem. Sczerwieniał. Posypałam go pudrem mamy. Zbrązowiał. 30
Tym samym na razie nie mogę zostać modelką, ale mogę się zająć roznoszeniem ulotek Telepizzy. Zadzwoniłam.
To się nazywa dysertacja. Chyba mi się pomyliło. Raczej dyskryminacja, ale pewna nie jestem, a nie chce mi się brać słownika, bo musiałabym wstać zza biurka. W każdym razie i tak jest to straszne. Bo trzeba mieć najmniej piętnaście lat, żeby roznosić ulotki!
wieczorem Zadzwoniłam do Puszki, żeby jej się poskarżyć, jak nas dysertują. Wyraziła zrozumienie dla mojego oburzenia Puszka na szczęście chwilowo zapomniała o tym fanklubie. Bo przecież jakby ktoś się zwiedział, to jeszcze by nas ze szkoły chcieli wyrzucić, licho wie…
27
Pryszcz ma się dobrze. Nie wiem, skąd STYCZNIA on się wziął. I po co? Dlaczego? Przecież w torek ja nigdy nie miałam pryszczy! Tylko inni, Jana, Ang eli z klasy, na przykład Liwia. I Hanka miała w zeszłym roku. A ja nigdy. No nie zdarzały mi się, a tu co? Pryszcz jest. I wokół taka jakby opuchlizna. Całość rozrasta się do wielkości gruszki. Zużyłam na niego pół korektora mamy i ze dwadzieścia deka pudru. Wzięłam mamy książkę Bądź zawsze sobą − bądź piękna i wyczytałam, że to, co mi się zrobiło, to ani chybi czyrak lub 31
inaczej, co za obrzydlistwo, naciek ropny… Radzą szybką wizytę u kosmetyczki, a jak nie pomoże, to u dermatologa. Poinformowałam Jacka, że zrobiło mi się jakieś straszliwe paskudztwo na czole, to znaczy nad brwią. Popatrzył i jak jakiś tępak spytał: − Nad którą? Zignorowałam to idiotyczne pytanie i poszłam do łazienki pokryć mojego pryszcza jeszcze większą ilością pudru. Teraz jest już wielkości małego arbuza. Nie wiem, jak to przeżyją ci, co w szkole będą musieli na mnie patrzeć… Przez to jeszcze nie mogę zostać modelką. Ani nawet nie mogę zacząć działać w tym kierunku. Przecież w takim stanie nigdzie nie mogę się pokazać. Licho wie, może to jakiś złośliwy przypadek, zaraźliwy, a może to ospa, półpasiec, dżuma?!
wieczorem Myśl, że to zgrubienie nad brwią jest skutkiem jakiejś choroby, chyba mnie wykończy… Obejrzałam dłonie, ramiona, szyję, dekolt, nogi, no i nic. Dzisiaj jeszcze nic, żadnych takich krostek, ale przecież kiedyś w szkole czytaliśmy coś takiego: Ojca zadżumionych, jakoś tak. Tak właśnie się czuję. Ale jak matka, nie ojciec, oczywiście. I nie moja, tylko tych zadżumionych. Nerwy mi chyba popękają, tak są napięte… Znajdują się gdzieś w żołądku, bo mnie ściska w dołku. Zadzwoniłam do Puszki. Najpierw mnie wyśmiała, potem przeraziła się prawie tak samo jak ja, a na koniec poradziła, żebym przeczytała w encyklopedii. Przeczytałam. Wynika z tego, że to chyba nie dżuma. Trochę poweselałam.
Najlepszym lekarstwem i pocieszeniem chorego jest wyśmiać jego chorobę. Zofia Nałkowska
32
jeszcze później Tata znowu mnie zaniepokoił… Tym razem było I Want to Break Free… Queenów, oczywiście.
28
To wczorajsze wyśpiewywanie przez STYCZNIA tatę I Want to Break Free przypomniało ś roda mi, że zupełnie zapomniałam o sprawKarola, To masza dzaniu jego postępów nad pracą doktorską… Postanowiłam to szybko nadrobić i ponownie ukryłam się w ośnieżonych krzakach przed biblioteką uniwersytecką… Wcale nie musiałam tego robić… Ojciec ponownie wyfrunął zapatrzony we właścicielkę nóg o zbyt grubych kolanach. Bliźniaczek tym razem nie było widać… Bo miała na sobie futro. Ojciec zachowywał się za to jak starawy kaczor… Coś tam do niej tokował, resztka włosów mu się wyraźnie unosiła… a może to wiatr powiał? − nie wiem… posyłał uśmiechy… Całość wyglądała po prostu żałośnie, nie inaczej. Czy on nie widzi, że się ośmiesza?! Poszli do kawiarni Nowy Świat. No tak… Zamiast powiększyć moje więcej niż skromne kieszonkowe, ojciec przepuszcza nasze wspólne pieniądze na jakąś babę w ordynarnym futrze!!! Zdartym, na dodatek, z jakiegoś niewinnego zwierzątka! Albo nawet z kilku! Muszę się zastanowić, czy donieść mamie o tym wszystkim…
Ostatecznie starsi panowie są lepsi od żadnych. Margaret Mitchell
33
wieczorem Tata znowu słucha. Tym razem Under Pressure7. Zastanawia mnie to… Czy w tym domu nikt, oprócz mnie oczywiście, nie widzi, co się święci???
jeszcze później To wszystko zaczyna wyglądać wręcz tragicznie… Tata znowu podśpiewuje wraz z Queenami I Want to Break Free…
jeszcze, jeszcze później Widać nawet Jacek nie może tego znieść, bo puścił coś swojego. To jest Nirvanę. Tak że teraz wbrew mojej woli słucham na jedno ucho Nirvany, a na drugie Queenów. Chyba nie mam wyjścia. Postaram się szybko usnąć.
29 IA STYCZN
k czwartezisława a, Zd Franciszk
Spostrzegawczość jest matką geniuszu. Novalis
Z rana zaatakowałam mamę: − Czy ty nie widzisz, co się dzieje? Oderwała się znad garnka do mleka, popatrzyła na mnie zupełnie bezrozumnie. − Mam naciek ropny! − wykrzyknęłam w rozpaczy. − On się zakaził i ciągle rośnie! Taka narośl! Jedna tylko, ale straszna! Miał być pryszcz, a się nie zrobił! To pewnie jakaś choroba! 7
34
Pod naciskiem.
Mama się zainteresowała: − Gdzie? Aż mi się wierzyć nie chce… Pracuje w zawodzie związanym z medycyną i nie widzi, co się dzieje z moim czołem! Wyszłam z kuchni. Pobiegła za mną. − Pokaż, gdzie??? Wyszłam do szkoły.
później Puszka nie założyła fanklubu Andrzeja, za to zapisała się do już działającego.
30
Nie wiem, jakim sposobem, ale mój STYCZNIA naciek ropny zniknął. Widać puder p iątek mamy ma ukryte właściwości pryszMacieja, M artyny czo- lub czyrakobójcze. Ewentualnie naroślobójcze. Chociaż może to był guz, a wtedy puder byłby guzobójczy. W każdym razie chyba go nie ma. To znaczy, że już niedługo zostanę modelką. Jeszcze tylko zrzucę z dziesięć kilo, a minimum z pięć, żeby się za bardzo nie wyróżniać od tych porażająco chudych, wręcz wklęsłych modelek.
Obsesją kobiety jest to, żeby jej bransoletka mogła być jej paskiem. Ramón Gómez de la Serna
No i muszę się nauczyć tak specyficznie chodzić, kolebiąc się to w tę, to w tamtą, a mimo to iść w linii prawie prostej, na dodatek nie patrząc pod nogi. Bo pusto-zimne spojrzenie 35
jakoś pewnie mi się uda zrobić, ale z poruszaniem się na wybiegu może być gorzej. Jacek chodzi jakiś blady. Widać, też się odchudza. Zjadłam jego porcję pierogów ruskich, a on nawet tego nie zauważył!
później Mama przyniosła z gabinetu dwie zeszłomiesięczne gazety młodzieżowe. Pomyślałam sobie, że przecież ktoś te gazety musi pisać, więc dlaczego nie ja?! Napiszę jakieś opowiadanie i poślę im. Przecież to też może być sposób na zarobienie żywej, własnej gotówki. Przemyślę to. Chociaż szkoda czasu na myślenie. Lepiej od razu zasiądę do pisania.
wieczorem Jak zaplanowałam, tak zrobiłam. Zasiadłam nad czystą białą kartką. Wzięłam długopis. I… I niestety nic. W głowie pusto. Pomyślałam, że to na pewno wina tej białej kartki, tak mnie rozprasza. Białą kartkę zamieniłam na kartkę w linie. Nie pomogło. Spróbowałam jeszcze raz. Wzięłam kartkę w kratkę. I to straszne, ale naprawdę tak było… Nic się nie zmieniło, tylko próżnia w głowie rozpościerała się na tle kartki w kratkę. Chciałam zrobić sobie herbatę, ale to pisanie opowiadania tak mnie wciągnęło, że czajnik się spalił. No trudno. Nic nie powstało. Ani opowiadanie, ani herbata.
Luty
311 STYCZNIA
sobota
Ludwiki, M
arceli
LUTEGO
niedziela
o
Brygidy, Ignaceg
Przeczytałam, że jakiś rosyjski kompozytor napisał swoją pierwszą operę, jak miał siedem lat. Z tego wnioskuję, że ze mnie chyba już nic nie będzie… Przykre to, ale dlaczego padło akurat na mnie??? Chyba już rzeczywiście jestem stracona dla potomności… Bo ani nie komponuję, ani nie gram, maluję nędznie, mało co wiem o komputerach i nawet nie znam pięciu języków.
Być nikim to w gruncie rzeczy przywilej. Simone de Beauvoir
37
Chociaż nie jest tak źle… przecież już podjęłam decyzję! Będę modelką!
później Zadzwoniła Puszka. Na spotkaniu w fanklubie zdobyła, drogą wymiany, zdjęcie żony Andrzeja. Tak sobie myślę, że ja przecież też mogłabym się w kimś zakochać. Nie mam za dużego wyboru… Chyba zakocham się w kimś z telewizora.
jeszcze później Mama kupiła czajnik. Taki elektryczny, biały, bardzo ładny, Phillipsa. Wszyscy się zachwyciliśmy, oprócz taty, bo go nie było.
wieczorem Tata wrócił. Stanął w kuchni i wskazał palcem na czajnik. − Co to??? − spytał. − Czajnik! − poinformowałam go. − Widzę! − warknął. A do mamy:
Mama: − Ale przecież my nie mamy dwudziestu trzech żarówek… A poza tym taki czajnik grzeje w dwie, trzy minuty… Tata: − Co ty sobie wyobrażasz? Że ja będę zarabiał tylko na prąd?! Wycofałam się z kuchni. Jeszcze tylko przypadkiem usłyszałam, że tata postanowił nie płacić zawyżonych przez czajnik rachunków, tylko kupić sobie taki zwykły, bo gaz jest dużo, dużo tańszy. 38
Żal mi taty. Bo to prawda. Całe życie pracuje na tej uczelni, a zarabia akurat w sam raz na czynsz. Biedny tata. Ma rację. Na prąd mu już nie starczy.
2
Znowu w coś się wplątałam. Razem z Puszką podjęłyśmy się prowadzenia LUTEGO szkolnego sklepiku! poniedzia łek Tym razem Trudzia nie miała z tym nic Marii, Miro sława wspólnego. Ona nie ma zmysłu do handlu i w ogóle do niczego użytecznego. Tylko do literatury i takich tam. Nadzór nad naszą działalnością ma sprawować rozpaczliwie chuda i koszmarnie brzydka Fafa − najspokojniejsza istota z całego naszego grona pedago. Na dodatek uczy fizyki, co rokuje, że będzie w stanie skontrolować nasze wysiłki. No, za dwa dni zaczynamy! Namówiłam Puszkę do tej działalności. Wygląda na to, że będą z tego same korzyści… Puszka będzie zmuszona odzywać się do innych ludzi, nie tylko do mnie, a ja doświadczalnie i namacalnie poznam zasady działania handlu i zarabiania! Na przyszłość jak znalazł!
Trzeba się uczyć, dopóki nie wiesz, a jeśli wierzyć przysłowiu, dopóki żyjesz. Seneka
Po szkole udałyśmy się prosto do Puszki. Na ścianie nie zauważyłam zdjęcia żadnej kobiety… Puszka chyba sama się domyśliła, bo powiedziała: − Przecież nie będę wieszała sobie jego żony nad łóżkiem… A na Andrzeja muszę, muszę sobie codziennie patrzeć. Ma rację. Może tylko patrzeć. 39
później Zaczynam się niepokoić…
Kiedykolwiek przyjdę, ona już jest… Niby miła, niby ładna, lubię ją, ale coś jej tak za dużo u nas… Na szczęście nie słuchają żadnej muzyki, tylko głównie zalegają w pokoju Roberta i mi za bardzo nie przeszkadzają, ale coś mi się tu nie podoba…
jeszcze później Mama puściła pranie. I włączyła w tym samym czasie nasz nowy, śliczny czajnik. I to był błąd. Wywaliło korki, co szczerze ucieszyło tatę.
3
W szkole Hanka powaliła Trudzię na kolana, a przy okazji całą klasę, łącznie ze mną. Bo niepytana, sama z siebie, wtorek ta , Hipoli powiedziała dwie linijki jakiegoś wiersza. Błażeja Tylko dwie, za to podobno bardzo mądre, i na dodatek à propos. Trudzia z tego zachwytu miała łzy w oczach i postawiła Hance szóstkę. Byłyśmy z Puszką naprawdę dumne. Bo to dzięki naszemu wspaniałemu prezentowi Hanka miała gdzie wyczytać te mądre dwie linijki… LUTEGO
40
później Jacek dzisiaj zastrzelił mnie dziwnym pytaniem, a raczej stwierdzeniem:
Przyznam, że się zszokowałam. Aż mi słów na moment zabrakło. Jacek i taaaakie pytanie?! To zastanawiające… A nawet dość mocno zastanawiające… − Nieee − przyznałam nieśmiało. Ale pomyślałam: A nuż jednak jakiś koszmarny pechowiec się trafi i zajdzie???
Nic mi nie odpowiedział. Ale ja i tak wiem swoje. Jego Monika przestała farbować włosy na niebiesko. Znak, że już nie jest młoda. Ona sama nazywa to „pójściem na kompromis”. Nie wiem, z kim poszła, ale tak mówi.
Młodość kończy się z pierwszym kompromisem. Janusz Gęsicki
wieczorem Nagle, nie wiem skąd, przyszła mi do głowy taka myśl… Przecież Jacek tak wolno się rozwija, że pewnie dopiero teraz ma kłopoty z tożsamością… Czym prędzej poderwałam się i wetknęłam artykuł na jego półkę, dokładnie tam, gdzie go znalazłam.
41
4
Jeszcze nic nie schudłam, mimo że nie jem zup. Z tym niejedzeniem nie mam problemu, bo mama po prostu żadnych środa niki ro e W , zup nie gotuje. Mówi, że nie ma czasu. Mariusza Waga twardo stoi i ani myśli drgnąć. Ważę… ciężko się do tego przyznać… ważę czterdzieści osiem kilo. LUTEGO
Jacek stwierdził, że przestaje być skate’em. Teraz będzie grunge. Myślę, że to wpływ Moniki, ale może on tak po prostu powoli dojrzewa? Dobrze, że mu podrzuciłam ten artykuł.
później Puszka mówi, że dopiero teraz poznała, co to jest prawdziwa miłość… Zdjęcie Andrzeja G. zaniosła do kolorowego ksero, zafoliowała i tym sposobem jedną, niezniszczalną kopię ma zawsze przy sobie, w plecaku. Biedna Puszka.
Miłość nie jest całkowicie ślepa, ale cierpi na daltonizm. Henryk Sienkiewicz
wieczorem Mamy nie ma, a tata znowu w jakimś dziwnym nastroju… Słucha Amor, Amor8 Gipsy Kings.
8
42
Miłość, miłość.
Lecę do szkoły, bo dzisiaj otwieramy sklepik!!!
5 LUTEGO
czwartek
Adela
jdy, Agaty No, otwarcie się odbyło. Była obecna Puszka i ja. Puszka dokonała otwarcia szafy, w której mamy kupę różnych fantów, między innymi: zeszyty, batoniki Mars, Picnic, Snickers, Grześki (z czekoladą i bez), soczki w kartonikach ze słomkami, w trzech różnych smakach, półlitrowe butelki z wodą gazowaną i bez gazu. Na gorąco serwujemy pączki, które przywozi pan Zenek z cukierni. Dowozi je jeszcze ciepłe. Po dzisiejszym dniu mogę stwierdzić: 1) można zjeść najwyżej osiem pączków dziennie, bo potem mnie mdli, 2) w przerwie między pączkami najlepiej smakują Picniki, ale tu nie byłyśmy jednomyślne − Puszka opowiada się za Snickersami, 3) ustaliłyśmy też, że soki mogą zawierać cukier i tuczyć, dlatego najlepiej popijać wodą, 4) na koniec Puszka wymusiła na mnie obietnicę, że przyniosę od mamy jakieś ziołowe tabletki poprawiające trawienie − to po to, żeby nasze żołądki funkcjonowały bez zakłóceń. Handel kwitł nam na całość. Dzięki tej funkcji będę w stanie szybko stać się osobą publiczną. To też ma swoje zalety. Już dzisiaj musiał się do mnie odezwać Janusz, najpiękniejszy chłopak, jakiego znam. Janusz powiedział do mnie: − Pączka! − A potem dodał: − I sok pomarańczowy! − Dwa złote – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Nie speszył się, ale to wcale. Podał mi pięć złotych, więc długo szukałam reszty. A on cały czas stał i patrzył na mnie! No po prostu rewelacja!
43
później Wiedziałam, tak, wiedziałam, że ten sklepik przyniesie mi dużo dobrego. Trzeba coś robić, cokolwiek, to i wszystko wokół będzie działało!
Dlaczego ludzie skarżą się na życie? Dlatego, że są niedostatecznie aktywni. Wiera Panowa
6
Zaniosłam moim staruszkom po pączku. Bardzo się ucieszyli. piątek ty Poinformowali mnie, że w zeszłym , Doro a n a d h stuleciu, to znaczy w czasie ich młodoBo ści, najlepsze pączki były u Bliklego. Zdziwiłam się, bo myślałam, że Blikle jest trochę młodszy! Potem pognałam po zakupy: cztery bułki, serek topiony o smaku łososiowym, jedna noga kurczaka, trzy marchewki, jedna pietruszka, jedna cebula, sześć ziemniaczków. Na deser dwa jogurty naturalne. Te jogurty to dobry pomysł. Hrabini ma tylko dwa własne zęby i konsumpcja tych jogurtów przychodzi jej stosunkowo najłatwiej. LUTEGO
później Biedny Jacek zapomniał zamknąć drzwi do łazienki i zastałam go smarującego sobie brodę jakąś zawiesiną. Na moje spojrzenie odpowiedział: − Co tak patrzysz… Przecież muszę mieć kozią bródkę! − A nie lepiej własną? − zdziwiłam się z radosnym uśmiechem. 44
− Głupia jesteś − wyjaśnił mi krótko. − Smaruję, bo to przyspiesza porost… − Porost? − No, włosów! To znaczy brody! A w ogóle to idź sobie gdzieś! Gdzieś poszłam. To znaczy do naszego, niestety wspólnego, pokoju.
Młodość jest potwornie ciężkim przypadkiem i chyba nie ma nikogo, kto by z tego wyszedł bez powikłań. Agnieszka Osiecka
8 7
LUTEGO Mama ma zmarszczki. Coraz LUTEGO bardziej zaczyna wyglądać jak niedziela a sobota babcia Stefa… Jana, Hieronim Rajmunda Poinformowałam ją, że zaczy, Ryszarda na przypominać babcię Stefę, czym się szczerze przeraziła. Dodałam, że mimo to powinna się starać podobać własnym dzieciom i mężowi. Odpowiedziała mi dość… hm… niejasno… − Są tacy, którym się podobam…
Uroda jest czymś, co zdolni są dostrzec w bliźnich nawet ludzie pozbawieni w innych rzeczach smaku czy zmysłu piękna. Maria Dąbrowska
45
później W każdym razie to straszne, takie odkrycie… Bo to chyba oznacza, że już za kilka lat ja też będę taką babcią Stefą?!? To chyba jednak aż zbyt okrutna wizja… Może mi się jakoś uda umknąć od takiego podobieństwa…
jeszcze później Z żalu nad mamą i też nad samą sobą wydłubałam szydełkiem ze skarbonki tej sknery Jacka cztery pięciozłotówki. Zrobię mamie prezent!
wieczorem Jacek pracuje nad rozciągnięciem swoich ciuchów. Rozumiem to. Jeśli ma być grunge, to musi wszystko mieć dużo za duże, rozmiarami jak z ojca. Ale nic z taty rzeczy się nie nada, bo Jacek jest większy od taty. A poza tym nie ta epoka, nie ten styl…
nocą Znowu zapomniałam o lekcjach i jutro z fizy dostanę tróję albo jeszcze gorzej, dwóję. Ale to w gruncie rzeczy nieważne, bo przecież cały czas nam powtarzają, że nie liczą się stopnie, tylko to, na co nas stać. A mnie stać na więcej! Przynajmniej ja to tak czuję… A kochana Puszka podtrzymuje mnie w tym.
9
LUTEGO
iałek poniednzii, Cyryla Apolo
46
Urodziny mamy. Ona udaje, że o nich nie pamięta, ale przecież jesteśmy jeszcze my…
Ode mnie dostała krem na noc nawilżająco-podciągająco-odmładzająco-odtruwający. Dałam za niego moje całe dwadzieścia złotych. Od taty dostała garnek do gotowania na parze. Jacek się podpiął pod mój prezent. Pozwoliłam mu tylko dlatego, że to przecież prawie że od niego… A od Roberta dostała różę!
Najlepsze są prezenty pożyteczne. Na przykład: ja jemu chusteczki do nosa, on mnie futro. Brigitte Bardot
później Co jakiś czas zerkam na Jacka. Jakoś nic nie wskazuje na to, żeby ta zawiesina na porost brody coś mu pomogła. Tak samo jak przed tymi zabiegami ma tylko cztery włosy. Każdy innej długości.
wieczorem Zadzwoniła Puszka, żeby mi przypomnieć, że mamy przygotować się z robaków obłych. Ona z nicieni wolnożyjących, a ja, co za paskudztwo, z glisty świńskiej.
Wymyśliłyśmy z Puszką, że należy poszerzyć asortyment. Na podstawie badań empirycznych, to znaczy pytań
10 LUTEGO
wtorek
Elwiry, Ja
cka
47
klientów, ustaliłyśmy, że powinnyśmy w sklepiku mieć: 1) farby do włosów w spreju − kolory neonowe; 2) gumę do żucia z cukrem i bez cukru; 3) karty do telefonów komórkowych − już dwóch chłopaków o nie pytało, w tym Janusz; 4) chipsy; 5) środki uspokajające dla tych, co mają lekcje ze Szpilą. Szpila jest absolutnie najstraszniejszym stworem, jaki przemieszcza się po ziemi. Niby wygląda w miarę normalnie, ale to tylko wprowadza ludzi w błąd. My z Puszką na szczęście nie mamy z nią żadnych lekcji, ale raz kiedyś przyszła na zastępstwo za Trudzię. Z polaka. To było potworne. Nawrzeszczała na Puszkę, bo nie miała odpowiedniej książki. W jej, to znaczy Szpili klasie wszyscy noszą wszystkie cztery, bo ona nie wie, jaki materiał będzie przerabiała. − To jak pani nie wie, to skąd ja mam wiedzieć? − logicznie zapytała Puszka. I wtedy się rozpętało… − Jesteś bezczelna − wrzeszczała Szpila, stając się z sekundy na sekundę coraz czerwieńsza. Posapywała przy tym jak stary dzik, słyszałam już takie dźwięki w telewizorze, w programie o faunie lasów polskich. Potem w powietrze wykrzyczała: − Porażająca głupota! Porażająca! − I zaczęła się miotać między ławkami, polując na następną ofiarę. Nagle zatrzymała się, oskarżycielsko wskazała Puszkę palcem i ryknęła: − Wyjdź! Wszyscy zadrżeliśmy. Cisza przytłaczała nas swoją złowrogą wagą. Puszka jak zwykle flegmatycznie i jak gdyby w zwolnionym tempie uniosła się i wyszła z klasy. Cisza, nie wiem jakim sposobem, jeszcze się pogłębiła. Była taka, że chyba nikt z nas nie oddychał. Nigdy nie myślałam, że czterdzieści pięć minut może być wiecznością, ale tak naprawdę było. Szpila wypatrzyła Beatę, najładniejszą dziewczynę w szkole, i kazała jej iść do tablicy. Beata wstała. Spod oka wyraźnie widziałam, jak drżą jej łydki i kolana. Poszła. Tak chyba szła żona Henryka VIII na ścięcie… Ale Szpila nie ścięła biednej Beaty. Kazała jej wziąć kredę. Beata wzięła i nagle się rozpłakała. 48
W tym momencie na Szpilę spłynął spokój i ukojenie… Na jej paskudnym obliczu rozlał się szeroki uśmiech zwycięstwa… Widać ona, to znaczy Szpila, właśnie tak odreagowuje stresy… Jakie to szczęście, że istnieją dzwonki. Rozdźwięczał się i uwolnił nas. Szpili wszyscy się boją. I nie ma co napuszczać na nią rodziców, bo i tak przyjdą sponiewierani, i potem w domu oskarżą dziecko o powodowanie ran… Eh…
Nauczycieli obdarza się zbyt wielkim zaufaniem i zbyt małą gotówką. Terence Casey
11
Jacek nie tylko nie je, ale na dodatek LUTEGO zrobił się jakoś niepokojąco spokojny. środa Usiłowałam go podnieść na duchu, ale Marii, Lucj ana się nie dał. Potem przyszedł Robert, był sam, to znaczy bez Agnieszki. Jacek z Robertem zamknęli mi drzwi przed nosem i pogrążyli się w męskich rozmówkach. Ale przecież jeżeli to mój Jacek ma problem, ja pierwsza powinnam o tym wiedzieć, bo przecież mieszkamy w tym samym pokoju. Dlatego pognałam szybko do kuchni, schwyciłam szklankę i przytknęłam ją do ściany… Świetny patent, polecam. Wszystko słychać, człowiek tak jakby był z nimi, ale w czapce niewidce. Robert zapewnił Jacka, że od całowania to jednak nie można. A potem… Eh… Potem dowiedziałam się, że Robert ma ten temat obcykany, bo jego Agnieszka jest… no… w ciąży… I jeszcze, że on nie 49
wie, co robić… Bo ona mieszka ze swoimi rodzicami, a on z nami… Tak mnie ta wiadomość podekscytowała, że szklanka wypadła mi z drżącej dłoni i z hukiem się rozbiła.
wieczorem Doprawdy, ludzie to mają przedziwne zdolności do komplikowania sobie życia… Biedna Agnieszka… A ten mój brat… to już zupełny kanał…
prawie nocą Chyba nie zniosę tego dłużej. Jacek siedzi przy biurku i od dwudziestu minut masuje sobie brodę. Mówi, że widać jest źle ukrwiona i dlatego mu nie rośnie. A przed wyjazdem na ferie już chce mieć kompletny zarost.
12
Wczoraj mama rozpakowała krem. I użyła. Na noc, to jest prawidłowo. Na razie skutków nie widzę. O G E Ona chyba też nie, bo stała przed luT U L k e t r strem w przedpokoju i patrzyła na siebie a czw enedykta B , o z jakimś takim niedowierzaniem… Alekseg W każdym razie cieszę się, że o nią zadbałam. Ufarbowała też włosy. Na platynowo. To jest taki blond z metalicznym połyskiem.
Blondynka jest skrzyżowaniem brunetki z perhydrolem. „Przekrój”
Całkiem nieźle. Tym samym stała się bardziej podobna do mnie niż do babci Stefy. A to już sukces. 50
Najpierw ją odmłodzę kremami, a potem ubiorę. W moje rzeczy się chyba nie zmieści, a raczej na pewno nie, ale przecież mamy w bliskiej okolicy cztery lumpeksy… A tam same zagraniczne ciuchy… Amerykańskie, angielskie, niemieckie i holenderskie. Do wyboru. I ceny w granicach normy. W każdym razie mama, taka platynowa, poszła na moją wywiadówkę… Wczoraj, jeszcze z odrostami, była na wywiadówce Jacka… i hi, hi, hi… wcale się do niego nie odzywa…
wieczorem Powiedziała, że nie ma siły do takich dzieci. Tata jak zwykle w nic się nie chciał wtrącić. Zachował spokój i po prostu wyszedł. A mama dodała, że świadectwo z samymi trójami to chyba nie jest doskonałość roku… Potem wyraziła jednak zachwyt, że tróje pozwalają nie powtarzać klasy… Zgodziłam się z nią. Tym bardziej że mówić w lutym o świadectwie to naprawdę przesada… − pomyślałam, ale było mi jej żal, więc nic nie powiedziałam. − Powinnam cię bardziej pilnować… – wymruczała, patrząc na mnie. − No… − zgodziłam się z nią. − Ale mnie też się chyba coś od życia należy! − krzyknęła zdenerwowana. − Noo… no… − zaryzykowałam. − Idę do Henia! − Chciałaś powiedzieć: do pracy… − poprawiłam ją uprzejmie. − Noo… tak… chciałam powiedzieć: do pracy… Uperfumowała się, nałożyła na oczy jeszcze więcej brązowozłotych cieni, na usta szminkę i wyszła do pracy. Ciekawe, co powie, jak się dowie, że już niedługo będzie babcią…
51
13
Obudziłam się o jakiejś kompletnie barbarzyńskiej porze − chyba dziesięć po szóstej rano. To na pewno przez tę piątek ny y wywiadówkę i na dodatek sekret Rober, Katarz Stefana ta. W każdym razie tak jakoś odruchowo wyjrzałam przez okno i zobaczyłam moją własną mamę wysiadającą ze srebrzystobłękitnej toyoty. Wyglądała świetnie. Wcale nie sprawiała wrażenia zmęczonej. Czyżby ten mój odtruwający krem tak dobrze podziałał? Poza tym na tle tego samochodu prezentowała się zupełnie przyzwoicie. Zupełnie inaczej niż na tle naszej skody felicii. Widać tło też jest ważne. Szkoda tylko, że właścicielem tego tła jest ten paskudny pan Henio. LUTEGO
później Na półrocze wypadłam całkiem nieźle. Większość to czwórki, kilka słabych piątek i równie słabych trój. W każdym razie to tylko trochę gorzej (o te tróje) od Puszki. Chyba zaprzyjaźnię się bliżej z Hanką, bo ona ma prawie identyczne stopnie jak ja, a to zbliża, bez wątpienia.
Bezinteresowna przyjaźń może istnieć tylko pomiędzy ludźmi o takich samych dochodach. Paul Getty
Ferie! Tak, zaczynają się dzisiaj! A szczerze mówiąc, co z tego??? I tak nigdzie nie jadę, za to Puszka będzie w Norwegii…
52
1415
I sobota, i niedziela, i ferie… LUTEGO I jeszcze na dodatek walentynki… LUTEGO niedziela Pewnie cieszyłabym się, gdybym za sobota Jowity, Klaudius miała gdzie wyjechać… Albo Liliany, W alentego gdybym dostała jakąś kartkę od nieznanego wielbiciela… Z wyznaniem. Miłosnym oczywiście. Jacek pojechał na obóz narciarski. Z Moniką, za to bez zarostu, bo mu nie urósł. A tak mu zależało na tej brodzie. Nawet jeżeli nie na całej, to chociaż koziej.
Brody to cudowna rzecz. Zasłaniają taki kawał twarzy! Anna Magnani
Za wyjazd sam sobie zapłacił, sknerus, zachował prawie całą kasę, jaką dostał za zbieranie malin w zeszłym roku. A potem jabłek. No tak, a mnie uznali za zbyt nieletnią i cherlawą i nie pozwolili mi zarabiać… Tak więc jestem skazana na hi, hi, hi… lato w mieście… A może zimę??? Już mi się wszystko myli, tak po prostu… Jedyna nadzieja w Hance. Też nigdzie nie pojechała i zalega w Warszawie, ale trzy bloki dalej w stronę metra.
później Postanowiłam jednak wykorzystać wszystkie walentynkowe kartki, jakie porobiłam. Z braku własnego chłopaka nie za bardzo mam komu je posyłać… Trudno. Kartki dostanie tylko rodzina. Dla taty czerwone serduszko na uwięzi z treścią: Taki tata to skarb! Dla mamy bukiet czerwonych serduszek z treścią: Taka mama to skarb!
53
Dla Roberta kilka czerwonych serduszek z treścią: Taki brat to skarb! Kartki dla Jacka i Puszki napiszę po ich powrocie z ferii. Oczywiście żadnej z kartek nie podpisałam, i tak chyba się domyślą…
wieczorem Nie dostałam żadnej kartki. Ani od znanego, ani od nieznanego wielbiciela. Może w przyszłym roku ktoś wreszcie się zorientuje i zacznie mnie wielbić. Przynajmniej mam taką nadzieję. No bo co innego mi pozostało???
16
Zadzwoniłam do Hanki. Ona w ferie „dba o siebie”. To ja też zdecydowałam, iałek że tak je spożytkuję. Na pierwszy ogień poniedzSzymona poszła twarz. Zrobiłam sobie parówkę − Danuty, na wodę trochę ziół, jak paruje, to ręcznik na głowę − i tak zaczęłam rozszerzać pory. Jak już nie mogłam ścierpieć tej pary walącej w moją twarz, przystąpiłam do oczyszczania cery. Po tym zabiegu wyglądam jak odwrotność muchomora − jestem cała blada z dużą liczbą nieregularnych czerwonych plam. Chyba dzisiaj już nigdzie nie wyjdę. LUTEGO
po południu Jeżeli już dbam o siebie, to wszechstronnie. Przeczytałam, że skórę trzeba nawilżać od wewnątrz. Najlepiej niegazowaną wodą mineralną. Siadłam w kuchni przed dwiema butelkami wody: i zaczęłam się maltretować. Dopiero przy szóstej szklance mnie zemdliło. 54
Niełatwa jest droga z ziemi ku gwiazdom. Seneka
później Muszę jakoś zadziałać na te czerwone plamy na twarzy. Postanowiłam ulżyć im maseczką z twarogu utartego na pulchną papkę. O włosach też nie zapomniałam. Okład z oleju rycynowego i żółtka. Głowę z jajecznicą okręciłam plastikowym workiem i ręcznikiem, a na twarz napakowałam twarogu. Gdy tak sobie spokojnie leżałam, rozległ się dzwonek. Byłam pewna, że to Robert, ale nie… Za drzwiami stał ten obrzydliwy Daniel zwany Rupsem… Ten sam, którego Jacek miał nalać, i oczywiście, jak zwykle, nie dotrzymał obietnicy… Zastygłam niczym żona Lota. A on… eh, patrzył na mnie… i coś dziwnego wydarło mu się z gardła… dźwięk przypominający charkot duszącego się węża boa… hr… ehrr… eee-ehhhr…brr…brrrr… hbr… Podusił się tak ze dwie minuty, a ja zdecydowałam, że to jego problem. We własnym domu przecież mogę sobie spacerować z jajkiem na głowie i serem na twarzy. Jak już złapał oddech, powiedział: − Chciałem od Jacka książkę do chemii… Mam poprawkę, a książki jeszcze nie zdążyłem kupić… − Nie ma Jacka! − wrzasnęłam. Jak tylko wydałam z siebie tę odpowiedź, poczułam, że część sera spada mi z twarzy. Usiłowałam schwycić go gwałtownie, ale mi się nie za bardzo udało… Spadający ser zatoczył jakiś dziwny łuk i wylądował na jego brudnych, nawiasem mówiąc, butach. Tego już było za wiele. Trzasnęłam drzwiami i pognałam do łazienki… Doprawdy nie wiem, jak w takiej sytuacji wrócę do szkoły… A i Jacek, jak się przy okazji dowie, to chyba mnie pobije… Ciężko jest dbać o siebie…
55
17
Dzisiaj postanowiłam być twarda jak skała i nie dać się zmusić Hrabini, ani naLUTEGO wet jej Mężowi, do wypicia tego dziwwtorek iewa nego słomkowego napoju, którym mnie , Zbign Łukasza zawsze częstują. Jest gorący, a kolorem przypomina sok ze świeżej kukurydzy. Nigdy, co prawda, nie widziałam soku z kukurydzy, ale tak go sobie wyobrażam − bladożółty, dość mętny. Oni nazywają ten napój herbatą z mlekiem. Słowo daję, wygląda obrzydliwie i tak smakuje. Za każdym razem, jak już wrócę z zakupami, czeka na mnie szklanka tego paskudztwa. Dotąd zawsze ze ściśniętym gardłem, ale jakoś to wypijałam, głównie po to, żeby nie robić im przykrości. Ale dlaczego mam aż tak bardzo się poświęcać??? Dlatego dzisiaj, jeszcze przed wyjściem po zakupy, uprzejmie poprosiłam o nierobienie mi herbatki. Powiedziałam, że się bardzo spieszę. Skutek tego był następujący: gdy wróciłam ze zdobyczną marchewką i jogurtami, Hrabini miała już przygotowaną dla mnie herbatkę i pogadankę o tym, jak to przed wojną młodzi ludzie mieli zawsze czas i jeździli na łyżwach. Spotykali się na ślizgawce. Poinformowałam ją uprzejmie, że my też mamy ślizgawki, nawet jak nie ma zimy, i jeździ się na nich na łyżwach, rolkach, ewentualnie wrotkach. Poza tym nie wszyscy rodzice są skłonni ponosić koszty związane z oddawaniem się tej pięknej rozrywce. Zawsze to taniej pojeździć na asfalcie, w który obfituje Ursynów. Tym sposobem doszliśmy do wniosku, że zmieniła się forma, a treść pozostała ta sama. Rozstaliśmy się, jak zwykle, w zgodzie. No! W wyniku wczorajszych zabiegów upiększających dorobiłam się czterech! − tak, czterech! − nowych wyprysków! Na brodzie, na nosie, i dwa na czole. Chyba tego nie przeżyję… Gdzie jest ten cudowny czyrakobójczy puder mamy??? 56
No gdzie??? A na dodatek ten obrzydliwy zapach surowego jajka! Dochodzi ni mniej, ni więcej tylko z mojej własnej głowy!
później Tata słucha Dziwny jest ten świat Niemena. Kogo on też może mieć na myśli, no, kogo???
Piosenka jest intymną rozmową z towarzyszeniem muzyki w obecności świadków. Edyta Geppert
18
Odebrałam dzisiaj dwa głuche telefoLUTEGO ny. Ciekawe od kogo. Za trzecim razem środa Aleksandr krzyknęłam w słuchawkę: a, Konstanc ji − Co jest?! I otrzymałam odpowiedź. Damski głos chciał rozmawiać z moim ojcem! Powiedziała, że jeszcze zadzwoni. A ja obiecałam, że mu przekażę. Ona nazywa się Beata. Kiedyś w TiWi był taki film. Koza-Beata. Oczywiście, koza była głupia. Z tego wnioskuję, że ta Beata też musi być głupia.
wieczorem Tata chodzi wokół telefonu, denerwując wszystkich, bo tym samym przedpokój staje się nieprzechodni. Ale on krąży dalej. Twierdzi, że obmyśla koncepcje. A ja już wcześniej wyłączyłam telefon z gniazdka. Przecież nie będę ułatwiała ojcu kontaktów z tą czarną mini. 57
Może tym sposobem uda mi się zakończyć te jego niewczesne wybryki…
Często jakieś zdarzenie wydaje się dobiegać końca kiedy właśnie dopiero się zaczyna… Novalis
jeszcze później Tata lata jak szalony i szuka winnego odłączenia telefonu. Chętnych do przyznania się nie było. Mama zaproponowała rozwiązanie polubowne − stwierdziła, że wtyczka widać sama wypadła. Natychmiast ją poparłam.
jeszcze później, prawie nocą Jest źle. Tata próbował włączyć Queenów, ale mama mu zabroniła. Puściła Marilyn Monroe. Ona też widać ma jakieś trudności, bo w kółko słucha When Love Goes Wrong9.
19
Jak wychodzę z domu, okręcam się po same oczy szak e t r a lem mamy, któw z c Konrada , a ry jest tak wielki, ld o Arn że mógłby robić za mały koc. Moda sprzed dwóch lat, ale w takiej sytuacji jak moja to bez znaczenia. LUTEGO
9
58
Gdy w miłości się nie układa.
Tak się tym szalem owijam, że przykrywam wszystkie cztery nieoczekiwane rezultaty mojego dbania o cerę. Cieszę się, że jest tak zimno. Te cholerne mrozy naprawdę mnie ratują w obecnej sytuacji. Ojciec już się całkowicie rozbestwił i z tą w mini całkiem oficjalnie prowadza się po ulicy. Tym razem spod biblioteki przeszli na Oboźną.Tam zgubiłam ich w budynku jakiejś filologii. W każdym razie ona już nie miała na sobie mini tylko maksi. Też czarne, z porażająco długim rozporkiem na lewej nodze. Noga powleczona była cielistymi rajstopami i obuta w jakieś takie kopytka na szerokim obcasie. Wyglądała jak zwykle ohydnie. A ojciec, chyba też jak zwykle, miał tak nieprzytomne spojrzenie, że prawie wcale nie musiałam się kryć. W stanie takiego ciężkiego zapatrzenia tata wyraźnie staje się nieobliczalny. Sama widziałam, jak ona wyjęła z plecaka jabłko i mu je podała na wyciągniętej dłoni. A on wziął!!! I gorzej! Ugryzł! Czy on już zapomniał, że jabłko podane przez kobietę stało się przyczyną wszystkich nieszczęść?!?
Od czasu, gdy Adam i Ewa zjedli jabłko, człowiek nie cofnął się przed żadnym szaleństwem, jakie był zdolny popełnić. Bertrand Russell
wieczorem Mama wróciła z pracy w radosnym nastroju. Chodzi po kuchni i podśpiewuje Do It Again10. Mimo całej sympatii do mamy wolę to w wykonaniu MM.
10
Zrób to ponownie.
59
20 LUTEGO
piątek
Ludmiły,
Zenona
Nacieki ropne potraktowałam kolejno: spirytusem salicylowym, tonikiem ogórkowym, maścią oxy, korektorem i pudrem. Widać im to służy, bo stale rosną…
Mam taki nadmiar wolnego czasu, że prawie codziennie bywam u Hrabini i Męża. Jak Hrabini pożeglowała (raczej powinnam powiedzieć: dosunęła się) do kuchni, to Mąż nagle poderwał się gwałtownie i jednym susem usiłował przeskoczyć chodniczek, który oddzielał mnie od niego. Oczywiście jego nierozważne susy mogły zakończyć się trwałym kalectwem, ale przecież od czego jestem ja… Złapałam go, zanim się rozciągnął na podłodze, i jakoś dowlokłam do krzesła. Wcale nie protestował, nawet mi dziękował. Potem pokazał, żebym się pochyliła… To się pochyliłam… Mąż wcisnął mi do ręki sto złotych i powiedział: − Alu, kup mi tych niebieskich tabletek tyle, ile się da… Ale to sekret! − Filuternie przymknął jedno oko i posłał mi prawie zupełnie bezzębny uśmiech. Jego pergaminowa twarz wyrażała pełnię szczęścia… − Jakich tabletek? − Musiałam uściślić. Trudno przecież pójść do apteki i poprosić: „Pani mi da niebieskich tabletek za sto złotych”… − No wiesz… − Znowu się uśmiechnął. − Tego wigoru Niagary… − Zupełnie zbaraniałam… Mam w zwykłej ludzkiej aptece poprosić o tabletki wigoru Niagary??? Patrzyłam na niego ze zdegustowaniem. A Mąż dodał: − Kup mi viagry! Za całość!
Starość posiada te same apetyty co młodość, tylko nie te same zęby. Magdalena Samozwaniec
60
2122
Przez dwa kolejne dni Robert LUTEGO podejmował bohaterskie próby LUTEGO niedziela nawiązania kontaktu z rodzicami. y sobota Małgorzaty, Mart Ale ani tata, ani mama nie wykaEleonory, Feliksa zywali nawet minimalnego zainteresowania moim zmaltretowanym najstarszym bratem. Prawdę mówiąc, on wcale nie wygląda jak ktoś, kto niedługo będzie ojcem. Pulchny, flegmatyczny, nieruchawy i ogólnie jakiś taki poobdzierany. A na dodatek kompletnie niewydolny finansowo. Zupełnie jak ja, ale ja jestem, po pierwsze, dziewczyną, po drugie, nieletnią dziewczyną, a po trzecie, nie jestem w ciąży! A on tak! No może niedokładnie on, ale przecież on to sprawił… Aż wreszcie, biedak, wywołał małą burzę. Powiedział do taty:
Tata się uprzejmie zdziwił: − Ja? − A następnie zaproponował: − A może lepiej mama? − Mama też powinna przy tym być − ponuro stwierdził Robert. Tata na to:
61
I wycofał się pospiesznie w kierunku drzwi. Wychodząc, trzasnął nimi. Po sekundzie jednak je uchylił, wsadził głowę i krzyknął w czeluść korytarza: − Nie martw się… Jutro będzie lepiej! − Zaśmiał się sardonicznie i tym razem już na dobre zamknął za sobą drzwi.
Dobrzy ludzie są mniej dobrzy, a źli ludzie są mniej źli, niż to się wydaje. Samuel Taylor Coleridge
Przechodząc obok zniesmaczonego Roberta, ze współczuciem pokiwałam głową… Robert krąży po mieszkaniu.
po południu On dalej krąży.
wieczorem Cały czas krąży. A moje wypryski pokrywają już pół twarzy…
później Robert przestał krążyć. Za to słucha muzyki. To straszne. On (a ja i tata przy okazji) słucha Kobiety są gorące, gorące. To bez wątpienia coś oznacza, ale co???
23 LUTEGO
iałek poniedzRomany a,
Damian
62
Wzięłam dwa tomy encyklopedii, ułożyłam je sobie na głowie i spróbowałam zrobić krok do przodu. Ucierpiał wazon stojący w kącie pokoju. Zupełnie bezsensownie się stłukł.
No trudno… Powinnam zakładać, że droga do sławy usłana jest kolczastymi różami… To zaczynam inne ćwiczenia. Po dwieście przysiadów z lewego biodra na prawe. Dobrze robi na talię. Jem też dietetycznie. Od początku ferii mam utrudniony dostęp do pączków.
wieczorem Mimo że są ferie, mama usiłowała mnie zmusić do nauki biologii. Mówi, że to konieczne, żeby być dentystką. Mnie o zdanie nie pytała, sama to wymyśliła. Twierdzi, że powinnam wybrać już teraz. A wybór daje mi taki: dentystka lub okulistka.
Na dalszą metę można przepowiedzieć złote czasy dentystom i okulistom. Dentystom – ze względu na słodycze; okulistom – ze względu na telewizję. Edouard Cartier
A ja już postanowiłam. Będę modelką!
Przyszła kartka od Puszki. Z Norwegii. Tyle naściboliła, że ledwo odczytałam:
24
Alu, to jest dopiero kraj do życia… LUTEGO Wokół same blondynki, co gorsza wtorek naturalne, więc nie mają odrostów. Ja Bogusza, Macieja z moimi brązowymi oczami i czarnymi włosami jestem uważana za skończoną piękność… I ha, ha, ha… tak właśnie się czuję! Wszędzie, gdzie się ruszę, sprawiam sobie jakiegoś cichego adoratora! 63
Jest bosko! Bosko! Śnieżek, narty, słonko i kupa wspaniałych chłopaków!!! Szkoda, że ciebie tu nie ma! PS Niestety, za dobrze mnie znasz i pewnie sama sobie dopowiedziałaś, że z tych wszystkich wspaniałych znajomości nic, ale to nic nie wyniknie… Jak tylko któryś z tych zachwyconych mną chłopaków coś do mnie chce powiedzieć, czy w ogóle zbliży się na mniej niż pół metra, to w gardle całkiem wyraźnie staje mi ziemniak. Surowy. Nie wiem, skąd on tam się bierze, ale cholernie skutecznie mnie dusi… Tak że nawet nie mogę się uśmiechnąć ani nic powiedzieć… Bo przecież wtedy muszę uważać, żeby się przypadkiem nie udusić. A na dodatek te cholerne rumieńce! Kiedy wreszcie to czerwienienie mi minie??? To jest pytanie retoryczne. Wiem, że nigdy… P. Biedna Puszka… Kiedyś te rumieńce pewnie jej miną, ale teraz to rzeczywiście szkoda, że mnie tam nie ma…
25 LUTEGO
środa
ra
o, Wikto
Cezareg
64
− Alu, musimy porozmawiać! − zaproponowała mama. Coś ona za dużo naoglądała się filmów amerykańskich… Tam też głównie deklarują, że muszą porozmawiać… − pomyślałam.
− Słucham − uprzejmie zagaiłam. − Chciałabyś mieć swój własny pokój? Głupie pytanie… Przecież przynajmniej od sześciu lat próbuję bezskutecznie przegnać Roberta z jego pokoju, żeby zamieszkał z Jackiem… Wtedy ja bym miała swój… Zawsze powołuję się na prawo płci − przecież jestem dziewczyną, to chyba pokój mi się należy… A Robert powołuje się na prawo starszeństwa… I z pokoju nie daje się wygnać… Próbowałam już i po dobroci, i podstępem… Taak… Nie udało się. Jacek w naszych przepychankach nie bierze udziału. Mówi, że ja jestem taka nieszkodliwa, że nawet moja obecność w jego pokoju (tak, on nazywa nasz pokój swoim pokojem) mu mniej przeszkadza niż stałe przebywanie w jednym pokoju z Robertem. − Tak − odrzekłam. − A chciałabyś pojechać na wakacje do Włoch? Ludzie kochani… Moja mama albo żartuje, albo oszalała! Najpierw pokój, potem wakacje… − Noo… − przyznałam. − I pewnie potrzebujesz nowych dżinsów… Nie wierzę… własnym uszom nie wierzę… Skąd ona wie, że do Big Stara obok megasamu przywieźli takie cudne damskie spodnie, na dodatek na guziki w rozporku??? Każda, ale to każda wygląda w nich jak uosobienie niewinnego seksu… Nawet ja… − Masz. To dla ciebie. − Wcisnęła mi sto pięćdziesiąt złotych i uśmiechnęła się do mnie radośnie. Autentycznie i szczerze się wzruszyłam. Pracuje nocami, żebym mogła mieć nowe dżinsy… Kochana mama… Kiedyś ja też jej coś kupię. Postanowiłam.
65
Wnikaj w intencje każdego człowieka. Ale pozwól też każdemu innemu wniknąć w intencję twoją własną. Marek Aureliusz
26
Mama przyniosła, nie wiem skąd, dietę kapuścianą prezydenta. Przeczytałam k to i serdecznie mu współczuję. Katować czwarteosława , Mir ra d n a s się gotowaną cebulą zaprawioną kaAlek puchą??? I spożywać to w dowolnych ilościach??? I o dowolnych porach??? Na jego miejscu już prędzej zrezygnowałabym z tej prezydentury… Tyle roboty, żeby wyglądać? I na co mu to?! Nawet jeśli sam nie musi obierać tej cebuli, bo pewnie za niego ktoś obiera, to jednak on to musi jeść! Tak sobie myślę, że pewnie zamyka się w swoim pokoju, wyjmuje plastikowy pojemnik, podgrzewa w mikrofalówce i potem szybko zjada tę cebulę z kapuchą, żeby schudnąć… A potem pojemnik chowa do plastikowej torby i zamyka gdzieś w szufladzie prezydenckiego biurka. I tak co dwie, trzy godziny… A na deser pewnie dostaje litr wody niegazowanej. Biedny człowiek. Ja tam będę odchudzała się według diety dla nielatów, która nie tylko dopuszcza, ale nawet zaleca spożywanie hamburgerów, spaghetti i pizzy. A popijać to trzeba colą. Przeczytałam o tej diecie w którejś z tych gazet młodzieżowych, które przyniosła mama. Przećwiczę to na sobie. A potem chyba się poświęcę i przepiszę mu tę dietę. Wyślę do pałacu, w którym urzęduje. Chociaż lepiej nie. Najpierw niech prezydent schudnie na smacznej diecie dla nielatów, a potem dopiero ją LUTEGO
66
zastosuję. Będę go obserwowała w telewizorze. Gdy zacznie chudnąć, to będzie znak dla mnie, że dieta jest skuteczna. I wtedy sama ją zastosuję! Jakkolwiek by na to patrzeć, powinien być mi wdzięczny. Przecież na takiej kapuście to nawet koń by się wykończył, nie tylko facet z ewidentną nadwagą!
Uroda mężczyzny tkwi w jego sukcesach. Jeanne Moreau
27
Przepisałam dietę. Dla prezydenta. LUTEGO Myślę, że powinna mu odpowiadać. p iątek Strasznie się dużo narobiłam przy tym Anastazeg o, Gabriela przepisywaniu, bo chciałam, żeby było ręcznie, tak od serca, a co chwila robił mi się jakiś błąd albo krzywo mi się napisało. Ale wreszcie szóstą wersję uznałam za zadowalającą.
W temacie prezydenta jesteśmy do tyłu. Lech Wałęsa
Biegnę do kiosku po znaczek! A po drodze jest sklepik Big Stara…
później Dżinsy są cudne. A ja w nich… eh, szkoda gadać. Jestem rewelacyjna… Oczywiście taka, jaka jestem teraz, bo kompletny szok wywołam, jak będę o pięć kilo chudsza…
Poprzednie perypetie Ali:
Pisz razem z AlÈ
Dalszy ciÈg:
Ala moĝe byÊ lekko sfrustrowana. Rodzice chcÈ siÚ wyprowadziÊ, problem wbtym, ĝe kaĝde gdzie indziej. Za to w ĝyciu Ali pojawia siÚ chïopak, ale oczywiĂcie nie ten wymarzony, bo wymarzony wcale siÚ niÈ nie interesuje. Na szczÚĂcie jest najbliĝsza przyjacióïka, zawsze pod rÚkÈ. Cena detal. 25,90 zï
www.znak.com.pl