Spis treści
Panna Chaos
Fundatorka Polonii
Gęś pokolorowana
CZĘŚĆVI Narodziny satyryczki
Ale jazz!
Misia
Gwizdane serenady 389
CZĘŚĆVII Nawroty nicości 399
Między wydrami 401
Między wilkami 423
Piąta Gaździałka 439
Kozioł o arny 461
Idealistka 469
Kamerdynerka 473
CZĘŚĆVIII Sztandar (w) miłości 489
Przejaśnienia 491
Niebieskości 496
Tkliwości 508
Intelektualna prostytutka 522
Pierwsza kobieta 539
Skończona piękność 542
CZĘŚĆIX Kolory(stka) 547
Nawrót czerwieni 549
Znikanie diarystki 567
Czarna woda 586
CZĘŚĆ XNarodziny mitu 599
Podziękowania 609
Przypisy końcowe 613
Bibliogra a 631
Osoby Agnieszki Osieckiej 637
Indeks nazwisk 671
Nota edytorska 681
Pierwszego września 1950 roku w „Skłodowskiej” odbył się koncert inaugurujący nowy rok szkolny. W charakterze gwiazdy wystąpiła Pellegrini. Przygrywał jej naturalnie Osiecki. Agnieszka jeszcze wtedy nie wiedziała, że więzi łączące ojca z artystką mają również charakter pozazawodowy. Bardzo była dumna z taty, więc pochwaliła się koleżankom, że Pellegrini niemalże każdego dnia szlifuje swój repertuar na Dąbrowieckiej. Jej wyznanie zelektryzowało podlotki z Saskiej Kępy – zwłaszcza te, które uważały obdarzoną włoską urodą śpiewaczkę za ikonę stylu i boginkę. Od tego momentu wiele z nich zaglądało do Osieckich tylko po to, by podsłuchiwać i podpatrywać idolkę.
Kilka tygodni później Agnieszka odkryła romans ojca i opisała go w dzienniczku. Świadoma tego, że rodzice od czasu do czasu monitorują jej zapiski, ostemplowała nieprzeznaczone dla ich oczu kartki.
Osiemnastego listopada 1950 roku Osiecki zauważył w dzienniku córki sklejone kartki, po czym zapytał o ich zawartość żonę. Maria wiedziała (albo domyślała się), co się na nich znajduje – w obawie przed gniewem męża odebrała mu zeszyt, wyrwała sekretne kartki i je spaliła. Kiedy Agnieszka po powrocie do domu dowiedziała się o całym zajściu, wpadła w furię.
„Nie wiedziałam w ogóle, co zrobić. Przecież już tyle czasu umiałam grać komedię niewinnej nieświadomości o »romansie« ojca, a teraz…” – zapisała, a dzień później zrelacjonowała dokładnie całą sprawę:
Powiedziałam mamie, że powiem ojcu, że wszystko wiem od niej, bo zachowała się jak głupi, idiotyczny tchórz i na to zasługuje, a wreszcie, naprawdę rozwścieczona Jej spokojem, kazałam Jej się wynosić z pokoju, a w końcu usiłowałam się pobeczeć, ale mi się to nie udało. Nie mogłam zebrać myśli. Nie chodziło mi o sam fakt straty kilku kartek. Nie wiedziałam tylko, czy ojciec już wie i do jakiego stopnia, co tam było napisane. W końcu
zrobiło mi się Mamy żal i pomyślałam, że najlepiej będzie zrobić tak: udam, że wiem, że zaginęły kartki pamiętnika, ale, nie znając sprawcy, mogę o to posądzić tylko ojca. Napiszę więc do niego kartkę demaskującą mój obecny stosunek do niego i domowej sytuacji, ale niewydającą matki. Matka, co prawda, też mi wyrządziła w tym wypadku krzywdę i często denerwowała mnie tym, że ojciec mógł ją sobie zawsze naokoło palca okręcić, ale żal mi Jej było jako tzw. o ary życiowej, którą ja nie jestem, ale którą mogę tym niemniej [!] zrozumieć. Uspokoiwszy się zupełnie, kartkę taką napisałam, a następnie, przed położeniem jej u ojca na nocnym stoliku, pokazałam także już spokojnej Mamie. Mama po przeczytaniu powiedziała, że byłoby to całkiem dobre, gdybym nie wiedziała, że kartki wyrwała Mama, a tak to jest już intryga. Zaczęłyśmy się naradzać. Rozmawiałyśmy bardzo długo, chyba ze 3 godziny. Doszłyśmy do wniosku, że ojciec jeszcze nie wie dobrze, nie domyśla się, co tamte kartki zawierały, i że wskazanym [!] będzie, jeżeli komedia potoczy się dalej. Jak Mama sama zdążyła stwierdzić, ona zachowywała (cały czas) się jak smarkacz, a ja – jak dorosły. Tak, ona jest całkiem bierna i ciągle „pokrzywdzona”. Mówiłam długo o tym, że mając dziecko, rodzice o poziomie mego ojca i mamy powinni umieć je wychować; o tym ({kartki nie dałam więc ojcu i załączam jako „dowód”} 19 XI 1950), że egzaminu tego nie zdali, że ja nie jestem i nie mogę być już dzieckiem. Mama kładła to na karb tego, że u nas nie ma „domu”. Zresztą wciąż przyznawała mi rację. Miałam do niej i do ojca masę pretensji. Odmalowałam raz jeszcze wszystkie, kolejne, sprzeczne jej fazy i ustosunkowania się do „romansu” ojca, i całego, kolejnie [!] zmieniającego się jego postępowania. To się „rozchodzili”, to jedno z nich się „wyprowadzało”, dostawali ataków nerwowych, histerycznych, „wariackich”, kochali się „sielankowo”, kłamali, urządzali awantury. Mama śmiała się i płakała.
W jednym dniu była w ojcu po uszy zakochana, w drugim była na niego wściekła, w trzecim znowu zrezygnowana. W jego i moich rękach dawała się całkowicie „urobić”. Oby tylko mieć dom i spokój. Ojciec wyprawiał pod naszym bokiem, nawet w domu, najgorsze świństwa, o których ja byłam przez mamę, a ona przez samego ojca-tchórza, „życzliwych”, Krysię czy w jakikolwiek inny sposób poinformowana.
Znamienne, że „sprawą” wcale nie była zdrada Osieckiego, ale niedyskrecja Agnieszki. Córka bowiem, wykrywszy romans, opisała go w dzienniczku, który w tamtym czasie regularnie pokazywała koleżankom. Dzienniczki dziewczęce spełniały wówczas tę samą funkcję, jaką pełnią obecnie media społecznościowe. Stanowiły zatem narzędzie do dzielenia się wyselekcjonowanymi informacjami z życia prywatnego. Agnieszka wklejała do swoich zeszycików zdjęcia, wycinki z gazet, zeschnięte listki i inne pamiątki, a w czasach studenckich pozwalała kolegom umieszczać w dziennikach dowolnej treści komentarze, dopiski i rysunki. Tomy z jej zapiskami codziennymi rzeczywiście więc przypominają współczesne social media.
Wiktor Osiecki wiedział, że czytelnikami diariusza córki są nie tylko wybrane koleżanki, ale również matka i ciocia Basia. Istniało także ryzyko, że dziennik Agnieszki wpadnie w niepowołane ręce. Muzyk nie dbał więc o to, że swoim zachowaniem z pewnością zranił żonę i córkę. Przejął się natomiast tym, że jego sekret mogły poznać inne osoby. Agnieszka dobrze znała jego tok rozumowania. Dotąd starała się zachowywać tak, by nie sprawiać mu swoim zachowaniem większych zmartwień tudzież kłopotów. Tym razem postanowiła wygarnąć całą prawdę na jego temat.
Czternastolatka wyraziła ją w liście datowanym na 18 listopada:
Z mego pamiętnika zginęły kartki, kartki, których ukrycie ważne byłoby dla utrzymania pozy naszych stosunków domowych.
Przyznam się, że o takie… chamstwo Ciebie nie podejrzewałam. Od tej chwili widzę w Tobie ojca i jako takiego Cię kocham, ale nie widzę w Tobie gentlemana, którego mogłabym szanować, i jako który mi zawsze imponowałeś. Pomimo usiłowań zarówno ze strony matki, jak i Twojej, wiem o Tobie mniej więcej wszystko. Pomimo mego wieku potra łam jednak być delikatna, czego o Tobie powiedzieć nie mogę.
Jestem do tego stopnia zdemoralizowana, że na moją osobowość świadomość Twego postępowania absolutnie nie wpłynęła; nie martw się o to. Ja mam w domu to wszystko, co [!] potrzebuję i czego wymagam. Wychowywać mnie już nie potrzebujecie.
Nie mam jeszcze swoich poglądów, ale mogę dać w życiu w mordę każdemu, kto mi w nim przeszkodzi.
O ile nie masz nic konkretnego przeciwko temu, to jestem gotowa przystać na to, abyśmy odgrywali nadal cnotliwą rodzinkę.
Wybacz formę tej wypowiedzi, ale jestem silnie zdenerwowana. Myślałam, że ludzie dorośli mają ciekawsze metody badania psychologii swych tzw. trudnych dzieci i bardziej „na poziomie” zainteresowania.
Nie ma nic gorszego jak ośmieszyć się lub nie stanąć na wysokości zagadnienia [!].
W życiu trzeba być bezczelny [!], a nawet chamem, ale trzeba to także umieć stosować. To jest obowiązkiem i prawem człowieka.
Nie opisałam tu tego, co wiem i czuję w całej pełni. Ty to zrozumiesz i zechciej uważać kwestię za wyczerpaną.
Aga
PS Rozumiem, że sytuacja jest bezsprzecznie trudna, ale jeszcze nie najgorsza i stosunki mogą się ułożyć jak najlepiej. Najważniejszym [!]
jest – nie denerwować się. O wiele więcej opłaca się np. udawanie zdenerwowania, co już zdążyłam wypróbować. Przepraszam za cynizm. Jest on tylko objawem braku inteligencji. Twoja córka
Rodzice nie powinni stanowić dla dziecka problemu. Powinno być na odwrót. Zresztą, dzieci nie interesują się każdymi [!] problemami, na szczęście. Mają głębsze zainteresowania.
W zapisku z 19 listopada Agnieszka uznała siebie za nazbyt „uświadomioną”, matkę zaś – za „biedną” i zanadto poświęcającą się dla rodziny. Zarzekała się więc na kartach dzienniczka, że ona nigdy nie stanie się taka jak jej matka.
„Nie dam, nie dam!! Będę zębami, pazurami darła tych, co mi chcą krzywdę wyrządzić, nie będę miała potrzeby zemsty, bo do jej powodu nie dopuszczę” – oświadczyła.
Wyznała też, że z dwojga złego wolałaby być kimś takim jak jej ojciec. Owszem, uważała go za „tchórza” – i to „podłego” – lecz jednocześnie doceniała w nim umiejętność „[u]kłada[nia] sobie życie tak, jak mu jest względnie wygodnie”. To właśnie wtedy zanotowała sławetne zdanie o tym, że cokolwiek by się nie działo – ojciec przynajmniej pozostaje „Panem swojej męki, panem swej sytuacji”.
Agnieszka bywała dla matki czuła i jednocześnie surowa, wobec ojca zaś stale żywiła wyrozumiałość przeplataną z pogardą. Niełatwo jej było funkcjonować w tym pomieszaniu, więc unikała rodziców. Nie było to zresztą takie trudne, bo i tak całe dnie spędzała poza domem. Po szkole udzielała się społecznie, chadzała do kin i teatrów oraz na koncerty, a resztę wolnego czasu spędzała na basenie CWKS -u, gdzie romansowała ze znacznie od siebie starszymi chłopakami. Notabene wśród pływaków uchodziła już wówczas za dziewczynę Stanisława Kowalskiego – apasza z Czerniakowa, którego Wiktor Osiecki w żadnym
razie nie byłby w stanie zaakceptować. Muzyk nie wiedział o związku córki albo – tradycyjnie – udawał, że nic o nim nie wie. W każdym razie unikał bezpośrednich konfrontacji z jedynaczką, ponieważ wolał karmić się własnymi wyobrażeniami na jej temat. Nastolatka tymczasem zręcznie nim manipulowała. W domu utrzymywała pewne pozory, ale poza domem rządziła się po swojemu. Za nic miała przykazania, jakie obowiązywały wiele jej rówieśnic – panienek z porządnych rodzin. Z ojcem rozmawiała tak, by uśpić jego czujność. Zresztą w sprawach obyczajowych mogła liczyć na wyrozumiałość i lojalność ze strony matki.
Maria Osiecka doskonale orientowała się w skomplikowanych relacjach córki z sąsiadami z Saskiej Kępy, pływakami oraz kolegami z rozmaitych organizacji społecznych, ale podchodziła do jej licznych romansów z dystansem. Momentami nawet wydawała się w tych sprawach zaskakująco postępowa.
Tymczasem romans Wiktoria z Józe ną spowszechniał. Sąsiedzi przestali się nim bulwersować, a zamieszane weń rodziny z wolna zaczęły godzić się ze wszystkimi jego konsekwencjami.
Copyright © by Karolina Felberg
Projekt okładki
Magda Kuc
Fotogra a na okładce
Zo a Nasierowska/REPORTER
Fotogra a autorki na wyklejce
Albert Zawada
Redaktorka inicjująca
Agata Pieniążek
Redaktorka prowadząca
Dominika Ziemba
Redakcja
Mariusz Burchart
Fotogra e we wkładce zdjęciowej
Wery kacja merytoryczna prof. dr hab. Rafał Habielski
Adiustacja
Lidia Nowak
Korekta i indeks
Słowa na warsztat
Skład i łamanie
Karolina Korbut
Opieka produkcyjna Zespół
Opieka promocyjna Monika Burchart
© Fundacja Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej
za wyjątkiem:
Józe na Pellegrini © Narodowe Archiwum Cyfrowe; Agnieszka Osiecka i Marek Hłasko w Kazimierzu Dolnym © Andrzej Czyżewski Collection/East News; zdjęcia budynków © wyd. Znak Literanova
Opracowanie wkładki zdjęciowej
Julia Dudzińska, Karolina Korbut
Wydawca oświadcza, że dołożył wszelkich starań, by dotrzeć do właścicieli i dysponentów praw autorskich do zdjęć zamieszczonych w niniejszej książce. Wydawca zobowiązuje się do wypłacenia stosownego wynagrodzenia osobom uprawnionym, których tożsamości nie udało się ustalić, niezwłocznie po zgłoszeniu się ich do wydawcy.
ISBN 978-83-240-9664-0
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl
Wydanie I, Kraków 2024
Druk: Dimograf