STRACH. Inna historia świata

Page 1


ROBERT PECKHAM

Przekład alek san dra ożarowska

znak horyzont • kraków 2024

Tytuł oryginału

Fear: An Alternative History of the World

Copyright © Robert Peckham, 2023

All rights reserved.

Projekt okładki

Urszula Gireń

Redaktor inicjujący

Ewelina Olaszek

Redaktor prowadzący

Izabela Cisek

Menadżer projektu

Marianna Starzyk

Opieka promocyjna

Maria Adamik-Kubala

Adiustacja

Jacek Ring

Korekta Izabela Cisek

Agnieszka Mąka

Pamela Bosak

Kinga Kosiba

Indeks

Tomasz Babnis

Łamanie

Dariusz Ziach

© Copyright for the translation by Aleksandra Ożarowska

Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2024

ISBN 978-83-240-8996-3

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2024. Printed in EU

Spis treści

Prolog. Jak wielkie oczy ma strach

Rozdział 1: Wielka zaraza

Rozdział 2: Nowa epoka strachu 53

Rozdział 3: Teatr potęgi 71

Rozdział 4: Panika kolonizacyjna 87

Rozdział 5: Despotyzm wolności 101

Rozdział 6: Matryca niewolnictwa 119

Rozdział 7: Zagubieni w tłumie 139

Rozdział 8: Diabolus ex Machina 159

Rozdział 9: Krach 175

Rozdział 10: Groza w okopach 195

Rozdział 11: Obozy zagłady i dyktatorzy 215

Rozdział 12: Turniej koszmarów 237

Rozdział 13: Dekompozycja i dezintegracja 263

Rozdział 14: Wojna z terroryzmem 287

Rozdział 15: Ekopanika 303

Epilog. Pandemia i rządy strachu 323

Rozdział

WIELKA ZARAZA

1

Współcześni ludzie i nasi przodkowie prawdopodobnie odczuwali strach od milionów lat. Być może początki naszych emocjonalnych reakcji sięgają głębokiej ewolucyjnej przeszłości, a wiele z naszych fobii – dotyczących wężów, pająków czy ciemności – jest zapisanymi w naszym obwodzie neuronalnym odpowiedziami na ryzyko podejmowane przez dawnych łowców-zbieraczy. Zgodnie z sugestią Gordona Oriansa, biologa ewolucyjnego, jesteśmy dręczeni przez duchy dawnych siedlisk i drapieżców: „We współczesnych społeczeństwach typowe obiekty strachów i fobii stanowią niewielkie zagrożenie, lecz mimo to nadal ich unikamy i odczuwamy przed nimi lęk” 1 . Według Darwina wszyscy ludzie mają te same reakcje i zachowania emocjonalne, które nazwał on „językiem emocji”. Na podstawie swoich badań Darwin wywnioskował, że „strach od bardzo dawnego już czasu był wyrażany w sposób prawie taki sam jak dziś”2. Paul Ekman, amerykański psycholog, również uważa, że ludzkie emocje są uniwersalne i że jesteśmy zaprogramowani do rozpoznawania wyrazów twarzy związanych ze złością, odrazą, radością, smutkiem, zaskoczeniem i strachem – choć wielu naukowców twierdzi, że doświadczenia emocjonalne mają charakter osobisty i różnią się w zależności od kultury3.

Strach może być także obecny na malowidłach pozostawionych na skałach przez naszych paleolitycznych przodków: w megafaunie

górującej nad zalęknionymi, patyczkowatymi ludzkimi łowcami trzymającymi się na uboczu oraz w złowrogich „teriantropach”, czyli pół ludzkich, pół zwierzęcych stworzeniach wyposażonych w dziób, pysk i ogon, a więc w naskalnych rysunkach odkrytych w latach 2017–2018 na wyspie Celebes w Indonezji i liczących co najmniej 43 900 lat. Musiały one wyglądać wyjątkowo przerażająco w świetle pochodni lub lamp łojowych4.

Do czasu, kiedy w neolicie – jakieś 12 tysięcy lat temu – Homo sapiens zaczął hodować rośliny, udomawiać zwierzęta i osiedlać się w wioskach i miastach, zagrożenie ze strony drapieżnych zwierząt przyćmione zostało innymi obawami: polityczną tyranią, międzyplemienną przemocą, suszami, plagami, głodem i chorobami. Jak ponuro stwierdził Jared Diamond, rewolucja agrarna była być może „największym błędem w historii rodzaju ludzkiego”5.

Ian Hodder, brytyjski archeolog, który nadzorował prace wykopaliskowe przy liczącej 9 tysięcy lat neolitycznej wiosce Çatalhöyük, w południowo-centralnej Turcji, zasugerował, że wizerunki przerażających stworzeń znajdujących się na ścianach tamtejszych domów –włącznie z malowidłem sępów o, prawdopodobnie, ludzkich nogach rzucających się na bezgłową ludzką postać – miały za zadanie oswojenie strachu przed środowiskiem naturalnym6. W tych nowych społeczeństwach strach przeplatał się z wiarą, co miało zabezpieczyć zarówno społeczny i polityczny ład o coraz bardziej hierarchicznym charakterze, jak i system ekonomiczny opierający się na nowym podziale pracy.

Najwcześniejsze formy pisma wykształciły się w Mezopotamii około 3400 r. p.n.e. Co prawda pierwsze archiwa pisma klinowego – znaków wyciskanych na glinianych tabliczkach lub innych przedmiotach – zawierają listy wykorzystywane do celów administracyjnych lub księgowych, lecz babiloński epos o Gilgameszu, pochodzący prawdopodobnie z II wieku p.n.e., opisuje wiele obaw nękających mieszkańców Uruk, potężnego sumeryjskiego państwa-miasta położonego nad Eufratem: strach przed śmiercią i mrocznymi podziemiami zamieszkiwanymi przez zmarłych, przed dziczą otaczającą cywilizację i krańcem świata nadzorowanym przez monstra, które są na wpół ludźmi, na wpół skorpionami, a także przed

tyranicznymi zapędami młodego, zawziętego Gilgamesza, mitycznego władcy Uruk.

Według kontrowersyjnej hipotezy epoki osiowej, zaproponowanej w latach czterdziestych XX w. przez niemieckiego filozofa Karla Jaspersa, w I w. p.n.e. na terenie Eurazji niezależnie od siebie wykształciły się nowe religijne i filozoficzne systemy, które stworzyły nową cywilizacyjną „oś”7. Zarówno dialogi konfucjańskie, Upaniszady i Bhagawadgita, lekcje Buddy czy hebrajskie proroctwa, jak i nauki greckich filozofów podkreślały istotę autorefleksji i samodyscypliny, a język pisany w połączeniu z modlitwą, medytacją i rozumowaniem stał się istotnym narzędziem społeczno-psychologicznym8. Razem wszystkie te nowe prądy nie tylko przekształciły sposób, w jaki ludzie pojmowali świat, lecz ostatecznie ukształtowały również ich działania, a tym samym stworzyły nową przestrzeń do sterowania myślami i uczuciami – włącznie ze strachem. Strach był zdecydowanie wykorzystywany do celów politycznych w starożytności. Starożytni Grecy mieli do dyspozycji różne słowa do opisania strachu, w tym deos, którego podstawą słowotwórczą jest słowo „dwa”, co sugeruje, że osoba pełna obaw waha się między dwiema stronami, oraz phobos, które etymologicznie powiązane jest z czasownikiem „biec”9. W V w. p.n.e. Tukidydes napisał, że wojna peloponeska wywołana została strachem – phobosem – Sparty przed rosnącą potęgą Aten10. Ponadto słowo ekplexis odnosiło się do pełnego obaw zdumienia, a panikę – lub phobos panikos – utożsamiano z bogiem Panem, pół człowiekiem, pół kozłem. Pan zamieszkiwał arkadyjskie lasy i góry, a jego krzyk miał wywoływać panikę u wszystkich, którzy go usłyszeli11.

Na początku istnienia cesarstwa chińskiego, pomiędzy IV w. p.n.e. a III w. n.e., strach przed bogami ukształtował zasady normujące społeczną współzależność, status i klasę. Obawa przed wizją boskiej zemsty za przewinienie działała jako forma społecznej kontroli oraz rewizji destabilizujących materialnych ambicji – czy to ze strony nieposłusznych poddanych, czy to ze strony władców, których kusiło przekroczenie akceptowalnych granic swojej władzy12.

Postawmy więc sprawę jasno. Mieszkańcy XIV-wiecznej Europy ani nie wykształcili raptownie skłonności do strachu, ani nie

uświadomili sobie nieoczekiwanie jego zastosowań. Jakie zatem XIV-wieczne wydarzenie wywołało zmianę charakteru strachu? Krótka odpowiedź brzmi: to seria katastroficznych wydarzeń przygotowała zachodnią Europę na gruntowne przemiany społeczno-polityczne, które półtora wieku później doprowadziły do globalizacji strachu.

W konsekwencji głodu i pandemii jedność Kościoła katolickiego została zakwestionowana, a następnie zdruzgotana podczas krwawych konfliktów religijnych i politycznych. Polityka lęku udoskonalona w rozdartej wojną Europie została wykorzystana do podporządkowania Ameryk, Azji i Afryki – i ten właśnie eksport zachodniego strachu odegrał kluczową rolę w budowie współczesnego świata.

Wskazówki dotyczące charakteru tych przemian można odnaleźć na obrazie Triumf śmierci Pietera Bruegla (starszego), namalowanym na początku lat sześćdziesiątych XVI w. Ukazany jest tam legion szkieletów dokonujący rzezi na ludziach i zaganiający ich do korytarza, który zapewne jest wrotami do piekła. Na pierwszym planie Śmierć jedzie na wychudzonej szkapie, dzierżąc w ręku dzwon.

Aż po horyzont rozciąga się piekielny krajobraz, pozbawiony roślinności i wypełniony terrorem – ofiary zwisają z wyschniętych drzew lub są łamane kołem, w oddali tli się ogień, a dym unosi się nad brzegiem pełnym wraków statków.

W tym obrazie uderzające są uchwycone przez Bruegla intensywność i realność emocji. Niemal słyszymy mrożące krew w żyłach krzyki namalowanych mężczyzn i kobiet oraz czujemy ich rozpaczliwą chęć ucieczki. Panika wybucha instynktownie i natychmiastowo, jest to spontaniczna reakcja na strach przed potwornym bólem, śmiercią, a także wizją sądu boskiego. Sceny zbiorowe są bardzo szczegółowe i przedstawiają przerażenie poszczególnych ludzi – czy to obawę króla przed utratą władzy, czy to strach rodzica przed utratą dziecka. Triumf śmierci jest zatem XVI-wieczną anatomią w ramach której Bruegel ukazuje nam rozszarpywany świat, gdzie zrównująca wszystkich śmierć zniża króla do poziomu bezpańskiego psa. Obraz ten jednak nie tylko pokazuje nam ludzką ułomność i grozę boskiej kary, lecz także oferuje ówczesną perspektywę masowej przemocy.

W ojczyźnie Bruegla, Niderlandach, w latach sześćdziesiątych

XVI w. strach stał się codziennością, kiedy Filip II Habsburg, który odziedziczył te tereny po swoim ojcu, cesarzu Karolu V, zaczął rozprawiać się ze swoimi poddanymi wyznania protestanckiego. Przemoc inkwizycji doprowadziła w końcu do wybuchu wojny w 1568 r., która zakończyła się dopiero w 1648 r., kiedy Hiszpania niechętnie uznała Republikę Zjednoczonych Prowincji. Rzemieślnik z Antwerpii, Godevaert van Haecht, opisał w swojej kronice, jak ludzie w panice kupowali broń, aby chronić swoje domy; słowo „strach” jest kluczowe w jego zapiskach z lat 1565–157413. Innymi słowy, mamy więc tutaj dwa integralne lęki: strach przed Bogiem oraz strach związany z ograniczeniem wolności, również tej religijnej. Należy dodać do tego także przerażające widma zarazy i głodu, które nawiedzały XVI-wieczną Europę.

Aby zrozumieć skalę przewrotu ukazanego w piekielnym krajobrazie Bruegla, warto porównać go do innego, wcześniejszego wizerunku świata: bogato ilustrowanego welinowego modlitewnika znanego jako Bardzo bogate godzinki księcia de Berry (franc. Très Riches Heures du Duc de Berry) i zamówionego dla syna króla Francji, księcia de Berry. Jego wykonania podjęli się Paul, Herman i Jean Limbourgowie. Książka składa się z 206 stron ozdobionych licznymi miniaturami i stanowi pobożny przewodnik ułożony według wyznaczonych okresów codziennej modlitwy. Manuskrypt zawiera czytania z Ewangelii, modlitwy do Matki Bożej, psalmy i kalendarz dni liturgicznych, a rozpoczyna się cyklem dwunastu ilustracji ukazujących zmieniające się pory roku i powiązane z nimi czynności: chłopów uprawiających ziemię i możnowładców zajętych własnymi sprawami na tle średniowiecznych zamków i bogatych komnat. Nad tymi codziennymi scenami rozpościerają się w łuku niebiosa, namalowane wspaniałym błękitem lapis lazuli i przyozdobione złotymi znakami zodiaku.

W przeciwieństwie do chaosu Triumfu śmierci Bruegla hierarchiczny świat Bardzo bogatych godzinek przedstawiony jest jako w pełni uporządkowany i zamknięty w jednym, uniwersalnym momencie; w tym wszechświecie boskiego ładu nie widać strachu czy paniki. Przyjrzyjmy się choćby iluminacji października: wyłącznie

strach na wróble z łukiem i strzałą oraz zamek widniejący w tle przypominają, że społeczną spójność gwarantuje wszechobecna groźba przemocy. Mamy tutaj idealny, piramidalny system społeczny, w którym Bóg jest na szczycie, a poniżej odpowiednio: król, możnowładcy, rycerstwo, ludzie wolni, chłopi pańszczyźniani i poddani.

To skomplikowana budowla stojąca na fundamentach wzajemnych powinności i uprawnień nadawanych w zamian za kontrakty lenne.

Jak zasugerował Erwin Panofsky, krytyk sztuki, okazałe ilustracje w  Bardzo bogatych godzinkach mogą być odzwierciedleniem próby wzmocnienia podziału społecznego w czasach, kiedy „klasa panująca starzejącego się społeczeństwa” czuła się zagrożona „młodą siłą stawiającą jej czoło”14. Niemniej między 1412 a 1562 r. musiało wydarzyć się coś, co spowodowało, że wyidealizowane iluminacje z modlitewnika księcia de Berry zostały zastąpione widowiskiem strachu i paniki tak barwnie przedstawionym na obrazie Bruegla. Nie oznacza to, że wcześniej nikt nie doświadczał tych stanów emocjonalnych – lecz w połowie XVI w. ich rola w codziennej rzeczywistości uległa zmianie.

Reformacja i rozłam świata chrześcijańskiego zmieniły pojmowanie strachu i pokazały, jak można wykorzystać go jako podstawę nowych instytucji wiary i form scentralizowanej władzy. Zanim jednak przejdziemy do powodów i konsekwencji tych przemian, powinniśmy cofnąć się do czasów sprzed tej katastrofy. Jakie miejsce w tamtym świecie zajmował lęk?

Średniowieczny krajobraz XII, XIII i początków XIV w. zdominowany był przez strzeliste gotyckie katedry, które były nie tylko świadectwami wiary, lecz także symbolami bogactwa, kreatywności i śmiałości. To właśnie w XIII w. m.in. wynaleziono mechaniczny zegar i nowe metody produkcji szkła oraz rozpowszechniono technologię wytwarzania papieru, którą opracowano w XII w. w świecie arabskim, a następnie wprowadzono w zachodniej Europie. Wraz z postępem handlu i przemysłu rozwinęła się również bankowość, która przekształciła niejedno włoskie miasto w międzynarodowe centrum finansowe. Założono również wiele znaczących uniwersytetów funkcjonujących jako ośrodki intelektualne – wystarczy wymienić

choćby Cambridge, Coimbrę, Montpellier, Padwę, Salamankę, Sienę czy Valladolid. Wszystko to było napędzane rozwojem gospodarczym. Wraz ze wzrostem populacji zwiększało się wydobycie surowców naturalnych, od górnictwa, przez wycinki lasów w celu pozyskania drewna, do zakrojonego na dużą skalę oczyszczania terenu w celach rolniczych. Niektórzy historycy mówią nawet o „rewolucji agrarnej” i sugerują, że technologiczne osiągnięcia miały efekt zwrotny i prowadziły do gwałtownego zwiększenia produktywności. Jedną z takich innowacji było wprowadzenie pługu z lemieszem, który ograniczył pracę fizyczną i umożliwił uprawianie żyznej ziemi w północnej Europie, gdzie zbite, nieustępliwe gleby gliniaste wcześniej stanowiły dla rolników wyzwanie15.

Dobrobyt nie położył jednak kresu lękom, które nadal pozostały częścią życia. Ludzie obawiali się głodu, chorób, wojny, szatana i jego sług, Bożego gniewu, końca świata i potępienia16. Strach czaił się w kątach codzienności tak jak demony na marginaliach iluminowanych manuskryptów. W XIV-wiecznej kompilacji nabożnych tekstów znanych jako The Neville of Hornby Hours (pol. Godzinki rodziny Neville z Hornby) upadłe anioły ukazane są jako rogate stworzenia z racicami staczające się do piekła. Przedstawione tam demony mają wszystkie zwierzęce cechy greckiego boga Pana, który po okresie klasycznym był coraz bardziej diabolizowany ze względu nie tylko na swój wygląd – kopyta, ogon i rogi – lecz także na brutalne skłonności, nieokiełznaną seksualność i zamiłowanie do muzyki. Podobnie jak Pan, diabeł nakłania ludzi do grzechu, oddala ich od prawdziwej natury i wywołuje maniakalne zachowania – czyli, jednym słowem, panikę17.

Strach powiązany był z tym, co nieznane, a potwory zwykle gromadziły się na niezbadanych krańcach świata. W Visio Tnugdali (pol. Widzenie Tundala), popularnej XII-wiecznej opowieści, rycerz Tundal prowadzony jest przez anioła przez piekło aż do raju i spotyka na swojej drodze wiele makabrycznych potworów. Jedyna iluminowana kopia zachowana do naszych czasów – znajdująca się w zbiorach Getty Museum – ukazuje torturowanych grzeszników wijących się w agonii w rozpalonej paszczy piekieł, której szczęki podtrzymywane są przez dwóch demonicznych gigantów.

Niemniej najbardziej znana wędrówka przez zaświaty opisana

jest w Boskiej komedii (wł. Divina Commedia), ukończonej w 1320 r. Poeta Dante budzi się na początku utworu, zagubiony w ciemnym lesie, i kiedy dostrzega oświetlone promieniami słońca wzgórze, jego nadzieja powraca. Jednak już po chwili drogę zastępują mu pantera, lew i krwiożercza wilczyca i Dante, choć „w głębi serca łzy żałosne leje”18, zmuszony jest cofać się w ciemności. Tak zaczyna się jego podróż do piekła, która okazuje się wędrówką przez strach, rozwiewającą wszelkie poczucie bezpieczeństwa i potwierdzającą boską wszechwiedzę19.

Strach nie jest jednak wyłącznie motywem literackim – tak jak te diaboliczne potwory nie zawsze są alegorycznymi wyobrażeniami. Uważano bowiem, że wysłannicy szatana zamieszkują fizyczny świat, komunikują się za pomocą śpiewu ptaków i pozostawiają upiorne dowody swojej obecności tym, którzy potrafili je odczytać. Pewien XIII-wieczny opat z zakonu cystersów twierdził nawet, że ludzie otoczeni są chmarami niewidzialnych demonów unoszących się w powietrzu niczym pyłki kurzu20. Kościelne doktryny i rytuały podtrzymywały, kształtowały i wykorzystywały ten strach, walczyły z rozpaczą obietnicami życia pozagrobowego i nadzieją na odkupienie. W swoim słynnym dziele Suma Teologiczna (łac. Summa Theologiae), napisanym w latach 1266–1273, teolog Tomasz z Akwinu omawia obiekty, przyczyny i konsekwencje strachu. Zastanawia się również, czy lęk jest złem koniecznym, i odpowiada, że „co człowiek ma wrodzone z natury, to nie jest grzechem”, a „bać się jest czymś wrodzonym z natury”21; skoro zatem lęk stanowi istotną część człowieczeństwa, to sam w sobie nie jest ani zły, ani dobry. Cytując św. Augustyna, Tomasz z Akwinu twierdzi, że „wszelki strach pochodzi z miłości; każdy bowiem obawia się czegoś, co jest wrogie miłowanemu przedmiotowi”22, a brak strachu powinien według niego uważany być za występek, ponieważ bojaźń Boża jest warunkiem miłości do Boga, gdyż Bóg może i powinien wzbudzać lęk23.

Strach ma również inne zalety – może nawracać ludzi na drogę do Bożej łaski i powstrzymywać skłonności do zła24. W swoim traktacie De moribus (pol. O moralności) teolog Wilhelm z Owernii,

pełniący funkcję biskupa Paryża w latach 1228–1249, skupił się na dziewięciu cnotach – wierze, lęku, nadziei, miłosierdziu, bogobojności, gorliwości, biedzie, ubóstwie i cierpliwości; każda z nich jest uosobiona i próbuje przekonać czytelnika o swojej wartości. Lęk, który – podobnie jak pozostałe cnoty ukazany jest jako kobieta –oświadcza tam: „Jestem stróżem i obrońcą ludzkich serc”. Jest bodźcem, opiekunem i oprawcą. Jest strachem na wróble powstrzymującym „ptaki od płochych, próżnych, nieczystych i zgubnych myśli”, balsamem leczącym „rany cielesnych i ziemskich pragnień” oraz nauczycielem, który musi być okrutny, aby być dobry, i który wykorzystuje piekło jako rózgę do nauki i strofowania Bożych dzieci25. Niemniej materialna potęga wspomagała duchowe wpływy Kościoła i pod koniec XII w. zaczęto już zarabiać na strachu – oferowano pełne lub częściowe odpuszczenie grzechu za opłatą. Jeśli zatem dysponowało się odpowiednimi środkami, można było skrócić okres przebywania w czyśćcu. Kościół uciekał się jednak również do zastraszania i wykorzystywania jawnej przemocy do walki z odstępstwami. Członków chrześcijańskich sekt podważających ortodoksję, takich jak ruchy katarów czy waldensów w południowej Francji, uznawano za heretyków sprzymierzonych z szatanem i brutalnie zwalczano. „Ludzkie życie to ciągły lęk” – stwierdził Innocenty III, najpotężniejszy średniowieczny papież, architekt dwudziestoletniej kampanii przeciwko katarom i sponsor katastrofalnej IV wyprawy krzyżowej, która w 1202 r. wyruszyła w celu wyzwolenia Jerozolimy spod muzułmańskiej władzy, a zakończyła się jeszcze głębszym podziałem chrześcijaństwa26.

Następnie nadeszła pierwsza z dwóch poważnych klęsk. Między 1315 a 1322 r. przez Europę przeszedł głód, który zabił do dziesięciu procent mieszkańców miast północnej Europy – a w niektórych miejscach liczba ta była jeszcze wyższa27. Ludzie panikowali, kiedy sytuację pogarszały dodatkowo choroby. Według jednego ze świadków „ciała żebraków zmarłych z głodu zaścielały ulice”, a odór rozkładu był obezwładniający28. W ówczesnych relacjach wspominani są ludzie gromadzący każde pożywienie, które udało im się znaleźć, szukający korzeni i orzechów oraz jedzący trawę i korę, aby przeżyć.

Co bardziej sensacyjne wzmianki opisują ludzi żywiących się końmi, psami, padłym bydłem oraz odchodami ptaków. Kronikarze anegdotycznie przywodzą dowody dzieciobójstwa i kanibalizmu: więźniowie mieli zjadać współosadzonych, rodziny siebie nawzajem, z szafotów porywano ciała kryminalistów, a na cmentarzach odgrzebywano zmarłych. Nierówność pogłębiała się, a przestępczość rosła w postaci wyłudzeń, rabunków, napadów i morderstw29.

Być może zatem nie zaskakuje fakt, że śmierć, grzech i odkupienie były wówczas kluczowymi tematami sztuki religijnej. Triumf śmierci (wł. Trionfo della morte), ogromny fresk w Camposanto Monumentale, budynku cmentarnym znajdującym się przy katedrze w Pizie, został prawdopodobnie namalowany w latach trzydziestych XIV w., a jego głównym motywem jest strach. Ukazanych jest tam kilka mrożących krew w żyłach scen, włącznie z trzema otwartymi trumnami, w których na rozkładających się ciałach wiją się węże. Chociaż ten fresk wskazuje na społeczną wytrzymałość – świat trwa mimo nieszczęść – to przedstawia jednocześnie społeczność przytłoczoną śmiercią: do grupy arystokratek grających na instrumentach muzycznych w spokojnym zagajniku zbliża się przerażająca białowłosa wiedźma z kosą. Być może jest to obraz społeczeństwa wstrząśniętego następstwami głodu, lecz pewne jest, że w ogromnej części zachodniej Europy klęska ta pogłębiła i ujawniła społeczne napięcia, czego konsekwencje stały się klarowne dekadę później, kiedy wydarzyła się nowa katastrofa – dżuma.

Pod koniec 1346 r. do chrześcijańskiego świata zaczęły docierać informacje o straszliwej chorobie szerzącej się na Wschodzie. Opowiadano, że zarazę poprzedziły trzęsienia ziemi, burze, gradobicia, deszcze siarki i ognia, a z nieba spadały jadowite bestie – węże, skorpiony oraz „morowe robactwo”30. Gabriel de Mussis, notariusz z Piacenzy położonej w północnych Włoszech, twierdzi, że mongolscy żołnierze oblegający Kaffę, genueńskie miasto portowe (znane obecnie jako Teodozja) nad Morzem Czarnym, za pomocą katapulty przerzucali przez mury zainfekowane zwłoki jako broń biologiczną. W październiku 1347 r. dwanaście statków przypłynęło do sycylijskiej Mesyny – przeniosło tym samym dżumę z Krymu31.

Choć istnieje niewiele pewnych dowodów, że gryzonie miały swój udział w rozprzestrzenieniu dżumy, przez długi czas uważało się, że chorobę roznosiły szczury – żywiciele zakażonych pcheł – które żerowały na zbożach przechowywanych w ładowniach; pchły te mogły też znajdować się na sprzedawanych przez Genueńczyków futrach i belach sukna. Co prawda niektórzy historycy zaobserwowali uderzające epidemiologiczne różnice między XIV-wieczną zarazą a wywołaną przez szczury pandemią dżumy z końca XIX w., lecz przeprowadzone niedawno badania naukowe, włącznie z genetycznymi analizami przeprowadzonymi na szczątkach z XIV-wiecznego miejsca pochówku w londyńskim East Smithfield, potwierdziły, że choroba ta była dżumą dymieniczną wywołaną przez pałeczkę dżumy (Yersinia pestis)32. Dżuma prawdopodobnie rozprzestrzeniła się w środkowej Eurazji wskutek XIII-wiecznych mongolskich podbojów, a ogniska epidemiczne pojawiające się w kolejnym wieku miały swoje źródło właśnie w tych nowo zainfekowanych miejscach33. Michel de Piazza, sycylijski kronikarz, twierdził, że dżuma była tak niebezpieczna, że każdy, kto miał nawet przelotny kontakt z zainfekowanymi ludźmi lub ich rzeczami, był zgubiony. Mieszkańcy Mesyny zaczęli wyjeżdżać na wieś, przez co rozprzestrzeniali chorobę jeszcze bardziej34. „Dżuma przerażała i zabijała” – pisał Ibn al-Wardi, arabski historyk i naoczny świadek paniki wywołanej pojawieniem się zarazy na Bliskim Wschodzie – również w jego rodzinnym mieście Aleppo w 1348 r.35 Poeta Petrarca rozpaczał, że dżuma „stratowała i zniszczyła cały świat”, a „gdziekolwiek okiem sięgnąć, tylko smutek i przerażenie”. W jaki sposób przyszłe pokolenia zrozumieją, jak wyglądało życie w czasie, kiedy „domy były opustoszałe, miasta wyludnione”, a ciała bezceremonialnie porzucano na polach? Petrarca martwił się również o losy swoich bliskich, choćby flamandzkiego przyjaciela Lodewijka Heyligena: „Mój drogi bracie, jeśli nadal żyjesz, niech list od Ciebie uwolni mnie od tych lęków”. Jego patron, kardynał Giovanni Colonna, zmarł po zarażeniu, a jego brat Gerardo kartuzjański mnich, przeżył jako jedyny z całego klasztoru na południu Francji36. Najsłynniejszy opis dżumy znajduje się we wprowadzeniu do zbioru opowiadań Dekameron (wł. Il Decamerone, ok.1349–1353)

Giovanniego Boccaccia. Boccaccio, niegdyś bankier i prawnik, w czasie wybuchu epidemii był trzydziestoczteroletnim kawalerem mieszkającym we Florencji. Według niego w ciągu kilku miesięcy zmarło 100 tysięcy ludzi, co może być bliskie prawdy, a choroba „od chorych udzielała się łatwo zdrowym, którzy z zarażonymi przebywali, podobnie do ognia, co łatwopalne przedmioty obejmuje”. Ofiary dżumy – włącznie z ojcem i macochą Boccaccia – podobno „Iluż […] rano jeszcze obiadowało w społeczności swych przyjaciół i krewniaków, zaś nazajutrz już wieczerzało razem ze swymi zmarłymi przyjaciółmi”37.

Wszystkie takie opisy należy jednak traktować ostrożnie, a w niektórych wypadkach po prostu sceptycznie. Czy kiedy Agnolo di Tura, sieneński kronikarz, mówi nam, iż ludzie myśleli, że nadszedł koniec świata i że on sam pochował pięcioro swoich dzieci, to powinniśmy mu od razu wierzyć?38 Wiele relacji wydaje się niemal identycznych. Opis dżumy autorstwa Boccaccia wzorowany jest na Tukidydesie i służy jako klamra kompozycyjna kolejnych opowieści, natomiast listy Petrarki z całym swoim patosem nie są przecież spontanicznymi zapiskami, lecz wyszlifowanymi dziełami literackimi wzorowanymi na listach rzymskiego filozofa Cycerona. Kwestia nawiązań literackich stawia więc pytanie o rzeczywistość ówczesnych strachu i paniki. Czy wizje społecznego kataklizmu i masowej histerii nie są przesadzone? Przecież ci sami kronikarze opisujący dżumę próbują nas również przekonać, że zapowiedzią nadchodzącej klęski były ropuchy spadające z nieba.

Analiza zapisków ostatniej woli i testamentów z Bolonii z 1348 r. wskazuje, że społeczne więzi i zaufanie nie zaniknęły z dnia na dzień i nawet w momencie największego kryzysu rodzina, przyjaciele i sąsiedzi byli świadkami testamentów ofiar epidemii39. Jednak jak bardzo wiarygodne są te dokumenty? Historyk Samuel Cohn wskazał, że dotyczą one tylko pięciu procent osób zmarłych na dżumę w tamtym roku. Co zatem stało się z innymi? Czy umierali zbyt szybko, aby się do tego przygotować?40 Umniejszanie rozmiaru pandemii, którą nazywało się również zarazą morową, a później także czarną śmiercią, i która prawdopodobnie zredukowała populację Europy o połowę w zaledwie trzy lata, wydaje się nieuczciwe.

Z perspektywy lat osiemdziesiątych XIV w. florencki kronikarz

Baldassarre Bonaiuti opisywał, jak zmarli byli wrzucani do wielkich dołów, w których setki ciał leżały jedne na drugich, przedzielone wyłącznie cienką warstwą gleby, „zupełnie jak podczas przygotowywania lasagne układa się warstwy makaronu i sera”41. Zachowawcze szacunki podają, że w latach 1347–1351 zmarło 25 milionów ludzi, lecz liczba ta mogła być znacznie wyższa – być może nawet dwukrotnie. W niektórych rejonach Śródziemnomorza mogło wymrzeć nawet sześćdziesiąt procent (lub więcej) populacji i odbudowanie jej zajęło ponad wiek42.

Najwcześniejsze zachowane opisy medyczne dotyczące dżumy zostały sporządzone przez lekarza nazwiskiem Jacme d’Agramonte w kwietniu 1348 r., kilka tygodni przed dotarciem pandemii do jego rodzinnego miasta Lleidy, położonego w zachodniej Katalonii. D’Agramonte przyrównał w nich destrukcyjny charakter epidemicznego strachu do przerażenia wywołanego zbliżającym się ogniem: „Codzienne doświadczenia wskazują, że kiedy dom staje w ogniu, wszyscy sąsiedzi zaczynają się bać, a im bliżej znajdują się pożaru, tym większy jest ich lęk”. Celem zapisków d’Argamonte’a było złagodzenie części „wątpliwości i lęków” wywołanych przez nadchodzącą epidemię43. Choć reakcje na dżumę i jej rezultaty zdecydowanie różniły się na obszarze Europy, Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej, to skala śmiertelności wywołała wstrząsy polityczne, ekonomiczne i psychologiczne, które na zawsze odmieniły zachodnią Europę. Według jednego z kronikarzy „panował tak ogromny strach, że nikt nie wiedział, co robić”44. Strach niezwiązany z konwencjonalnymi praktykami religijnymi uderzył z destabilizującą mocą, która wpłynęła na każdy aspekt życia. Francuski historyk Jean Delumeau twierdził, że dżuma, poza innymi psychologicznymi skutkami, wywoływała „makabryczne fantazje”, które przyczyniły się do wzrostu społecznego poczucia zagubienia, trwającego aż do XVIII w. Przy takim pesymistycznym nastawieniu, połączonym z obsesją winy i wstydu, wydawało się, że niebezpieczeństwa czają się na każdym kroku45.

Co prawda niektórzy historycy kwestionują długotrwałe następstwa dżumy, ale ogólnie uznaje się, że pierwsza fala pandemii w Europie doprowadziła do „nieokiełznanej i niespotykanej manifestacji emocji”46. Przede wszystkim strach przed tą śmiertelną chorobą spowodował, że ludzie zaczęli uciekać z zainfekowanych miast i miasteczek, zwłaszcza w zurbanizowanych regionach, takich jak środkowe i północne Włochy. Mimo że w niektórych miejscach władze miejskie próbowały powstrzymać ludzi przed wyjazdem przez nakładanie kar pieniężnych lub ustawianie przy bramach miast straży, to i tak wielu udało się uciec. Powielając opis zarazy ateńskiej w  Wojnie peloponeskiej Tukidydesa, Boccacio przekazuje, że zaniknęło „poszanowanie mocy praw, tak boskich, jak i ludzkich”. Kiedy ludzie pomagali chować swoich zmarłych sąsiadów, nie robili tego z życzliwości, ale ze strachu przed zarażeniem. W Dekameronie grupa siedmiu młodych kobiet i trzech młodych mężczyzn uciekła z Florencji opanowanej zarówno przez dżumę, jak i przez przestępczość, aby spędzić dwa tygodnie na wsi. Takie zagęszczenie śmierci i zagłady, nie wspominając o wszechobecnym zapachu rozkładu, „wywoływało wszelkie rodzaje lęków i wizji u tych, którzy nadal żyli”. Według Boccaccia biedacy nie mieli tyle szczęścia: pozostawieni bez pomocy, umierali „raczej jak zwierzęta, a nie ludzie”47. Tajemnica pochodzenia dżumy oraz charakterystycznych „dymienic”, czyli nabrzmiałych węzłów chłonnych towarzyszących infekcji, dodatkowo potęgowała strach. Co wywoływało tę chorobę? Nikt nie znał odpowiedzi. Wydział medyczny Uniwersytetu Paryskiego przygotował dla francuskiego króla Filipa VI Walezjusza raport, w którym pandemię przypisywano wpływom astrologicznym: to konstelacja ciał niebieskich wydzielała szkodliwe opary. Aby wystrzegać się morowego powietrza, należało trzymać się z daleka od cuchnących bagien i jakiegokolwiek miejsca ze stojącą wodą; zalecano także okadzanie powietrza drewnem agarowym lub – o ile ktoś mógł sobie na to pozwolić – bursztynem i piżmem48.

Reakcją niektórych ludzi była zatem paniczna ucieczka, inni z własnej woli izolowali się i barykadowali we własnych domach, natomiast byli również tacy, którzy decydowali się na coś przeciwnego i za nic mając zasady decorum, oddawali się „uciechom doczesnym”.

Utrata przyzwoitości w pogoni za własnymi przyjemnościami wydaje się jedną z cech tej paniki pandemicznej49.

Jednak panika w odpowiedzi na epidemię przybierała również bardziej agresywne formy: przed wybuchem pandemii Siena była kwitnącą republiką rządzoną przez oligarchię handlową, lecz w czasie trwania zarazy oraz po jej ustaniu rada miejska nie mogła uporać się z problemami społeczno-ekonomicznymi, włącznie z dramatycznym spadkiem populacji oraz wzrostem przemocy. Tak jak wiele innych miejsc, Siena wprowadziła nową legislację w celu przywrócenia porządku, lecz było już za późno i w atmosferze wzmożonych napięć w 1355 r. wybuchła rebelia, która obaliła rząd. Dżuma może i nie była bezpośrednią przyczyną zmiany ustroju politycznego, ale stworzyła ku temu korzystne warunki50.

Podobna intensyfikacja frakcyjnej nienawiści panowała w Marsylii. Burzliwe rozprawy sądowe nie likwidowały napięć społecznych, lecz tylko je wzmacniały, co z kolei prowadziło do pozasądowego wymierzania sprawiedliwości51. Kolejną manifestacją społecznych niepokojów i niepewności był trend budowania zamków, co stanowiło dowód potrzeby bezpieczeństwa w świecie, gdzie niekarni sąsiedzi, błądzący biedacy oraz oportunistyczni najemnicy podważali status quo52.

Strach wywołany przez epidemię utrwalał również stereotypy związane z mniejszościami – Żydami, muzułmanami, żebrakami, trędowatymi czy obcokrajowcami – których przedstawiciele byli uznawani za wrogich nosicieli zarazy. Władze natomiast korzystały z takich „skupionych zagrożeń” i przekuwały je w uniwersalne zagrożenia stanowiące podstawę niepokojów, które można było systematycznie wykorzystywać53. Robienie z mniejszości kozła ofiarnego było jednym ze sposobów legitymizacji władzy. Rządzący mogli drżeć o swoje dusze i przekazywać Kościołowi znaczne sumy pieniędzy, aby po ich śmierci odprawiano za nich msze, ale nie przeszkadzało im to w sprawowaniu władzy poprzez sianie paniki54. W 1348 r. po północnej Hiszpanii i południowej Francji zaczęły krążyć pogłoski, że Żydzi zatruwają studnie w celu zabijania chrześcijan, co doprowadziło do antyżydowskich rozruchów i masakr w niektórych częściach Katalonii i Langwedocji55. Formy takich

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.