Topiel

Page 1



JUNOT

DÍAZ

TOPIEL przekïad Krzysztof Schreyer

Wydawnictwo Znak Kraków 2009



Aurora

Dzisiaj, trochę wcześniej niż zwykle, Cut i ja pojechaliśmy do South River i kupiliśmy jeszcze trochę dymu. Normalny ładunek, tyle, by starczyło do końca miesiąca. Peruwiański goguś, który to opyla, dał nam próbkę supertrawy (spodobuje się wam, powiedział) i w drodze do domu, kiedy minęliśmy fabrykę Hydrox, przysiągłbym, że wąchamy ciasteczka, które się pieką na tylnym siedzeniu. Cutowi pachniały wiórki czekoladowe, ale mnie skręcało z ochoty do tych twardych kokosanek, jakie dostawaliśmy w szkole. Niebiańskie gówno, powiedział Cut. Cały się ślinię. Spojrzałem na niego, ale czarna szczeć na podbródku i na szyi była sucha. To gówno jest potężne, powiedziałem. To jest właśnie słowo, którego szukałem. Potężne. Mocne, dodałem. Cztery godziny zabrało nam sortowanie, ważenie i wkładanie proszku do torebek. Zaciągaliśmy się przez cały czas, i zanim położyliśmy się spać, byliśmy na haju. Cut chichotał na temat ciasteczek i mnie, ja tylko czekałem na pokazanie się Aurory. Piątek to dobry dzień, aby na nią czekać. Piątek to dzień dymku, i ona o tym wie. Nie widzieliśmy się przez tydzień, od czasu kiedy zostawiła mi na ramieniu trochę zadrapań. Teraz już zanikają, schodzą, jak 39


potrzeć je śliną, ale kiedy je swoimi cholernie ostrymi paznokciami zrobiła, były długie i nabrzmiałe. Około północy słyszę, jak stuka w okno sutereny. Może ze cztery razy woła mnie po imieniu, wreszcie się odzywam i mówię, że wychodzę, by z nią pogadać. Nie rób tego, mówi Cut. Po prostu daj sobie spokój. Nie jest fanem Aurory, nigdy nie przekazuje mi wiadomości, które ona mu dla mnie zostawia. Znalazłem te kartki w jego kieszeniach i pod naszymi barłogami. Głównie bzdury, ale od czasu do czasu pisze tak, że mam ochotę traktować ją lepiej. Leżę jeszcze trochę w łóżku, słuchając, jak sąsiedzi spuszczają z wodą swoje gówna. Ona przestaje wystukiwać, może po to, by zapalić papierosa, a może chce usłyszeć mój oddech. Cut przewraca się na bok. Zostaw to, brachu. Idę, mówię. Spotykamy się w drzwiach pomieszczenia gospodarczego, za jej plecami świeci samotna żarówka. Zatrzaskuje drzwi i całujemy się w usta, ale ona trzyma je zaciśnięte, w stylu pierwszej randki. Kilka miesięcy temu Cut wyłamał zamek i teraz pomieszczenie gospodarcze jest nasze, niby filia albo biuro. Cement z plamami oleju. W kącie dziura odpływowa, do której wrzucamy pety i kondomy. Jest chuda; jest sześć miesięcy po zakładzie i chuda jak dwunastolatka. Potrzebuję trochę towarzystwa, mówi. A gdzie psy? Wiesz, że cię nie lubią. Spogląda przez okno, całe w inicjałach i napisach ja cię pieprzę. Będzie padało, mówi. Tu zawsze tak to wygląda. No, ale teraz będzie padało naprawdę. Siadam tyłkiem na starym, cuchnącym ropą materacu. Gdzie jest twój partner? – pyta. Śpi. To wszystko, co robi ten czarnuch. 40


Ma dreszcze, widzę to nawet w tym świetle. Trudno kogoś takiego całować, nawet trudno dotknąć – ciało rusza się jak na wrotkach. Szarpnięciem rozwiązuje sznurki plecaka i wyciąga papierosy. Znów mieszka z całym dobytkiem w torbie, pali papierosy i nosi brudną odzież. Dostrzegam T-shirt, parę tamponów i te same zielone szorty, cienkie, wysoko przycięte, które jej kupiłem ostatniego lata. Gdzie byłaś? – pytam. Nie widziałem cię nigdzie tutaj. Znasz mnie. Yo ando más que perro. Włosy jej ściemniały od wody. Musiała wziąć prysznic, może u koleżanki, może w pustym mieszkaniu. Wiem, że powinienem ją olać, za to, że odeszła na tak długo, wiem, że Cut chyba nadsłuchuje, ale biorę jej rękę i całuję. Chodź, mówię. Nie powiedziałeś nic o ostatnim razie. Nie pamiętam żadnego ostatniego razu. Pamiętam tylko ciebie. Patrzy na mnie, jakby mi chciała wepchnąć do gardła to zgrabne powiedzonko. Potem twarz jej się wygładza. Chcesz się rżnąć? Taak, mówię. Popycham ją na materac, na plecy i chwytam za sukienkę. Spokojnie, mówi. Nie mogę się powstrzymać, a to, że jestem przymroczony, pogarsza sprawę. Ręce trzyma na moich łopatkach, i ciągnie za nie tak, że zdaje mi się, że chce mnie rozerwać. Spokojnie, mówi. Wszyscy robimy takie świństwa, rzeczy, które wcale nie są dla nas dobre. Robisz to i nie ma po tym żadnych pozytywnych uczuć. Kiedy Cut włącza rano swoją muzykę salsa, budzę się sam, z krwią cwałującą w głowie. Widzę, że przeszukała mi kieszenie, które zostawiła zwisające u spodni jak języki. Nawet, kurde, nie raczyła ich wepchnąć z powrotem.

41

Yo ando más que perro – Latam jak pies


Dzień pracy

abuela – babcia

Dzisiaj rano pada. Wbijamy się w tłum na przystanku autobusowym, przechodzimy obok miasteczka przyczep kempingowych po przeciwnej stronie drogi nr 9, w pobliżu Chaty Audio. Wszędzie spuszczamy kryształki. Dziesięć tutaj, dziesięć tam, uncja trawki dla wielkiego chłopa z brodawkami, trochę H dla jego zakokainowanej dziewczyny, tej z przekrwionym lewym okiem. Każdy kupuje na świąteczny weekend. Za każdym razem kiedy wkładam torebkę do czyjejś dłoni, mówię: Masz, chłopie, trzymaj. Cut mówi, że słyszał nas tej nocy, cały czas się ze mnie podśmiewa. Dziwię się, że AIDS nie wygryzł ci interesu, mówi. Jestem odporny, odpowiadam. Spogląda na mnie i mówi, abym stale rozmawiał. Tylko rozmawiaj, mówi. Przychodzą cztery zgłoszenia, więc bierzemy pathfindera i jedziemy do South Amboy i Freehold. Potem znów na Terrace, aby więcej popracować nogami. Tak właśnie załatwiamy sprawy, im mniej jeżdżenia samochodem, tym lepiej. Nikt z naszych klientów nie jest kimś specjalnym. Na naszej liście nie ma księży ani abuelas, ani policjantów. Tylko sporo dzieciaków i trochę starszych ludzi, którzy nie mają pracy albo nie strzygli włosów od ostatniego spisu. Mam przyjaciół w Perth Amboy i w Nowym Brunszwiku, którzy opowiadają, że robią interesy z całymi rodzinami, od dziadków po czwartoklasistów. Tu, w tej okolicy, jeszcze tak nie jest, ale więcej wciągniętych jest dzieciaków i większe gromady ściągają spoza miasta, krewni ludzi, którzy tu mieszkają. Wciąż pracujemy na dziko, ale teraz jest z tym trudniej i Cuta raz już pocięto, a ja, ja myślę, że jest czas, by się rozwinąć, by się włączyć, ale Cut mówi: Kurwa, nie. Im mniejszy biznes, tym lepszy. Jesteśmy godni zaufania i pracujemy na luzie, a to sprawia, że nam dobrze idzie ze starszymi ludźmi, którzy nie chcą brać gówna od nikogo. A ja, ja jestem blisko z dzieciakami, i to jest moja dział42


ka w biznesie. Pracujemy przez cały dzień, a kiedy Cut idzie odwiedzić swoją dziewczynę, ja nie ustaję, polując po Westminsterze, mówiąc każdemu: No i jak tam? Jestem dobry w robocie solo. Jestem drażliwy i nie lubię być za długo pod dachem. Trzeba mnie było widzieć w szkole. Olvídate.

Jeden z naszych wieczorów Za bardzo się ranimy wzajemnie, aby z tym skończyć. Ona niszczy wszystko, co mam, wrzeszczy na mnie, jakby to mogło coś zmienić, próbuje mi przytrzasnąć palce drzwiami. Kiedy chce, abym jej przyrzekł miłość, jakiej nigdzie jeszcze nie widziano, myślę o tych innych dziewczynach. Ostatnia była w damskiej drużynie koszykówki Keana, a skórę miała taką, że moja wyglądała przy niej na ciemną. Była dziewczyną z college’u z własnym autem, która pojawiała się po swoich meczach w klubowym kostiumie, wściekła na jakąś inną szkołę za nieczystą grę albo za uderzenie łokciem w podbródek. Dzisiejszego wieczoru siedzimy z Aurorą przed TV i rozpijamy skrzyneczkę budweisera. To będzie bolało, mówi, unosząc pośladki. Jest także H, troszkę dla niej, troszkę dla mnie. Moi sąsiedzi nade mną mają swoją długą noc i wykładają przeciw sobie wszystkie karty. Wielkie, okrutne, głośne karty. Posłuchaj tego romansu, mówi Aurora. To słodkie szczebiotanie, mówię. Krzyczą, bo się kochają. Zdejmuje mi okulary i całuje te części twarzy, których się prawie nigdy nie dotyka, skórę pod szkiełkami i oprawką. Masz takie długie rzęsy, że chce mi się płakać, mówi. Jak ktoś mógłby zranić mężczyznę z takimi rzęsami? Nie wiem, mówię, ale ona powinna wiedzieć. Kiedyś próbowała dźgnąć mnie piórem w udo, ale było to tej nocy, kiedy pokropkowałem jej pierś na niebiesko i czarno, więc myślę, że to się nie liczy. 43

olvídate – zapomnij o tym


Uderzam w kimono pierwszy, jak zwykle. Nim kompletnie odpłyną, chwytam jeszcze migawki z filmu. Człowiek nalewający za dużo szkockiej do plastikowego kubka. Biegnąca do siebie para. Szkoda, że nie mogę pozostać przytomny podczas tysiąca złych programów tak samo jak ona, ale wszystko jest OK, dopóki oddycha tuż przy mojej szyi. Później otwieram oczy i przychwytuję ją na całowaniu Cuta. Rytmicznie przyciska do niego biodra, a on trzyma swoje owłosione łapy na jej włosach. O kurwa, mówię, ale zaraz się budzę i widzę ją chrapiącą na kanapie. Kładę rękę na jej boku. Ma ledwie dziewiętnaście lat, jest zbyt chuda dla każdego oprócz mnie. Swoją fajkę trzyma na stole, czekając, aż wyjdę, zanim się sztachnie. Muszę otworzyć drzwi na ganek, aby wywietrzyć smród. Znów zasypiam, a kiedy budzę się rano, leżę w wannie, mam krew na brodzie i za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, jak to się stało. Niedobrze, mówię sobie. Idę do pokoju, pragnąc, aby tam była, ale ona znów odeszła, a ja walę się w nos, aby rozjaśnić sobie umysł.

Miłość Nie widujemy się często. Dwa razy w miesiącu, może cztery. Czas miesza mi się ostatnio, ale to nie zdarza się często. Mam teraz swoje własne życie, mówi do mnie, ale nie trzeba być specjalistą, aby widzieć, że znów ma odlot. Oto, co się z nią dzieje, oto, co nowego. Byliśmy bardziej z sobą, zanim posłano ją do zakładu. O wiele bardziej z sobą. Zawsze, kiedy było nam zimno i kiedy potrzebowaliśmy miejsca, znajdowaliśmy sobie puste mieszkanie, z tych, co jeszcze nie zostały wynajęte. Włamywaliśmy się. Wybijaliśmy szybę, przeciskaliśmy się do środka. Przynosiliśmy prześcieradła, poduszki i świece, aby było przytulniej. Aurora malowała ściany, robiła różne rysunki kredkami, rozchlapywała czerwony wosk ze 44


świec we wzory, piękne wzory. Masz talent, mówiłem, a ona się śmiała. Byłam dobra w malarstwie. Naprawdę dobra. Mieliśmy takie mieszkanie przez dwa tygodnie, póki nie przyszedł dozorca, aby je wysprzątać dla następnych lokatorów, a wtedy po przyjściu znajdowaliśmy okna naprawione i kłódkę na drzwiach. Czasem w nocy, szczególnie kiedy Cut pieprzy swoją dziewczynę na sąsiednim łóżku, chcę, aby między nami było tak jak wtedy. Myślę, że należę do tych facetów, którzy za bardzo żyją przeszłością. Cut będzie odwalał robotę ze swoją dziewczyną, a ona: O tak, tak, dámelo duro, więc ubieram się i idę na poszukiwanie jej dupy. Nadal robi to samo z mieszkaniami, ale waletuje z bandą pomyleńców, jest tam jedną z dwóch dziewcząt, lgnie do tego chłopaka, Harry’ego. Harry to taki mały pato, cabrón, dwa razy obił go Cut, dwa razy ja. Nocami odnajduję ją przylepioną do niego, jakby była jego drugim jajem, i za nic, ani na chwilę, nie chce wyjść na zewnątrz. Pozostali pytają, czy coś mam, patrząc takim gównianym wzrokiem, jakby byli na twardych narkotykach, czy coś w tym rodzaju. Masz coś? – jęczy Harry. Głowę wsadził między kolana niby duży, dojrzały orzech kokosowy. Coś? – pytam. Nie. Chwytam ją za ramię, prowadzę do sypialni. Osuwa się na drzwi ubikacji. Pomyślałem, że może chciałabyś coś do jedzenia, mówię. Jadłam. Masz papierosy? Daję jej świeżą paczkę. Trzyma ją lekko, zastanawiając się, czy zapalić parę, czy sprzedać komuś całość. Mogę ci dać drugą, mówię, a ona pyta, dlaczego muszę być takim osłem. Po prostu ci daruję. Niczego mi nie daruj z takim tonem. Spokojnie, nena. Palimy dwa, ona z sykiem wypuszcza dym, a potem spuszczamy story. Czasem mam kondomy, ale nie zawsze, lecz kiedy mówi, że ona z nikim innym, ja się nie łudzę. Harry wrzeszczy: Co tam, do cholery, robicie? – ale nie tyka drzwi, nawet nie stuka. 45

dámelo duro – daj mi twardego

cabrón – rogacz, tchórz

nena – dziewczynka, tu: mała


Potem, kiedy ona skubie mnie po plecach, a ci w drugim pokoju znów rozmawiają, dziwią się, że czuję się tak podle, że chciałbym dać jej pięścią w twarz. Nie zawsze ją znajduję, dużo czasu spędza w Haciendzie, z resztą swoich pieprzonych przyjaciół. Znajduję otwarte drzwi i okruchy dorito lub niespłukaną muszlę klozetową. Zawsze rzygają, w ubikacji albo na ścianę. Czasem srają prosto na podłogę w pokoju, uważam, by się nie kręcić, póki oczy nie przywykną do ciemności. Przechodzę z pokoju do pokoju z rękami wyciągniętymi przed sobą, pragnąc chociaż ten jeden raz poczuć pod palcami jej delikatną twarz zamiast jakiejś cholernej gipsowej ściany. Raz tak się zdarzyło, dawno temu.

Zaułek Przypatruj się czemuś dostatecznie długo, a możesz stać się specjalistą od tego. Poznać, jak to żyje, co je. Dzisiejszego wieczoru zaułek jest chłodny i właściwie nic się nie dzieje. Słychać grzechot kostek do gry na krawężniku, każdą ciężarówkę i każdy wypełniony po brzegi, wtaczający się z głównej drogi i anonsujący się basem wóz z gównem. Zaułek to miejsce, gdzie palisz, jesz, pieprzysz i gdzie grasz w selo. Gra w selo, jakiej nigdy nie widzieliście. Znam takich z czarnego bractwa, którzy jednej nocy wygrali w kości dwie, trzy setki. Zawsze ktoś sporo traci. Ale trzeba z tym uważać. Nigdy nie wiadomo, kto po przegranej nie powróci z dziewiątką albo maczetą, szukając rewanżu. Ja idę za radą Cuta i robię swoje interesy cicho i przyjemnie, bez szpanowania, bez dłuższych rozmów. Dla każdego jestem uprzejmy, a kiedy pojawiają się tutejsi kolesie, zawsze mnie klepną, trącą mnie ramieniem i pytają, jak leci. Cut rozmawia ze swoją dziewczyną, pociągając ją za długie włosy, bawiąc się z jej małym chłopczykiem, ale jego oczy stale biegają po ulicy za glinami, jak wykrywacze min. 46


Jesteśmy wszyscy pod wielkimi ulicznymi latarniami, wszyscy mamy kolor szczyn, które stały przez cały dzień. Kiedy będę miał pięćdziesiąt lat, tak będę pamiętał swoich przyjaciół: zmęczeni, żółci i pijani. Eggie też tu jest. Swojak zrobił sobie afro i jego wielka głowa wygląda śmiesznie na chudej szyi. Jest dzisiaj porządnie na haju. Wcześniej w ciągu dnia, póki nie zastąpiła go dziewczyna Cuta, był jego obstawą, ale za bardzo się pokazywał i gadał mnóstwo głupot. Kłóci się z którymś tígueres o jakąś bzdurę i widzę, że kiedy nie ustępuje, wszyscy są niezadowoleni. W zaułku staje się teraz gorąco, ja potrząsam tylko głową. Nelo, Murzyn do którego Eggie wygaduje głupstwa, miał więcej wyroków niż większość z nas mandatów drogowych. Nie jestem w nastroju do tego kitu. Pytam Cuta, czy chce burgery, a chłopczyk jego dziewczyny przydreptuje i mówi: Weź dla mnie dwa. Wracaj szybko, mówi Cut, cały zajęty biznesem. Chce mi wręczyć banknoty, ale ja się śmieję i mówię, że stawiam. Pathfinder stoi na parkingu obok, pokryty skorupą błota, ale wciąż dobry i szybki. Nie spieszę się, wyprowadzam go za bloki, na drogę prowadzącą do wysypiska. Kiedy byliśmy młodsi, to było nasze miejsce, gdzie rozpalaliśmy ogniska, których czasem nie potrafiliśmy opanować. Całe obszary wokół drogi są jeszcze czarne. Wszystko, co chwytam w reflektory – góry starych opon, znaki drogowe, chałupy są pokarbowane od wspomnień. Tu strzelałem z mojego pierwszego pistoletu. Tu melinowaliśmy nasze pisma pornograficzne. Tu pocałowałem moją pierwszą dziewczynę. Do restauracji przyjeżdżam późno, światła są pogaszone, ale znam dziewczynę z portierni, która mnie wpuszcza. Jest w ciąży, ma dobrą twarz, i myślę o czasie, kiedyśmy się całowali, kiedy wsadziłem jej rękę w majtki i wyczułem podpaskę. Pytam ją o matkę, a ona mówi: Pierwszorzędnie. Brat? Wciąż w Wirginii, w marynarce. Nie pozwól, aby stał się jakimś pato. Śmieje się, pociąga za blaszkę z nazwiskiem na szyi. Żadna kobieta, która śmieje się tak podniecająco jak ona, nigdy nie będzie miała kłopotu ze znalezieniem chłopa. Mówię jej to, a ona patrzy na mnie trochę 47


przestraszona. Daje mi to, co ma, pod lampami, za darmo, a kiedy wracam do zaułka, Eggie już zupełnie odjechał i leży zimny na trawie. Dwójka starszych dzieciaków stoi nad nim i szcza mu na twarz ostrymi strumieniami. No rusz się, Eggie, mówi ktoś. Otwórz gębę. Idzie zupa. Cut śmieje się tak, że nie może do mnie przemówić, ale nie tylko on. Czarne bractwo zatacza się ze śmiechu, ktoś udaje, że bije głową o krawężnik. Daję chłopcu hamburgery, a on idzie w krzaki, gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał. Kuca i odwija tłusty papier, uważając, by nie poplamić swojego carhardta. Dlaczego nie dasz mi kawałka? – pyta go jakaś dziewczyna. Bo jestem głodny, mówi, odgryzając duży kęs.

Lucero Dałabym mu imię po tobie, powiedziała. Złożyła moją koszulę i położyła ją na kuchennym stole. W mieszkaniu nie ma nic, tylko my nadzy, trochę piwa i pół pizzy, zimnej i tłustej. Masz imię po gwieździe. To było zanim dowiedziałem się o dzieciaku. Mówiła dalej w tym stylu, aż w końcu powiedziałem: O czym ty, do cholery, mówisz? Podniosła koszulę i znów ją złożyła, poklepując ją w taki sposób, jakby wymagało to poważnego wysiłku. Mówię ci coś. Coś o sobie. A ty masz tylko słuchać.

Mogłem cię uratować Znajduję ją za Quick Check, jest gorąca, ma temperaturę. Chce iść do Haciendy, ale nie sama. Chodź ze mną, mówi z dłonią na moim ramieniu. Masz kłopoty? Pieprzyć to. Po prostu chcę towarzystwa. 48


Wiem, że powinienem zwyczajnie pójść do domu. Gliny wpadają do Haciendy ze dwa razy do roku, a teraz jest jakby święto. Dzisiaj może być szczęśliwy dzień dla mnie. Może być szczęśliwy dzień dla nas. Nie musisz wchodzić do środka. Tylko pobądź ze mną trochę. Jeśli coś w środku mówi mi nie, dlaczego mówię: Taak, no pewnie. Idziemy do drogi nr 9 i czekamy, aż się oczyści druga strona. Samochody przejeżdżają, bucząc, nowy pontiac zarzuca i jedzie na nas, światła ulicy nad jego dachem odpływają w tył, ale my jesteśmy za bardzo uniesieni, aby się cofnąć. Kierowca jest blondynem, śmieje się, a my mu wała! Przyglądamy się autom, a ponad nami niebo przybiera kolor dyni. Nie widziałem jej przez dziesięć dni, ale wygląda porządnie, z włosami zaczesanymi gładko do tyłu, jakby z powrotem była w szkole, czy co. Moja mama wychodzi za mąż, mówi. Za faceta od grzejników? Nie, za innego faceta. Ma myjnię samochodową. Faktycznie klawo. Jak na swój wiek ma fart. Chcesz iść ze mną na ślub? Odrzucam papierosa. Dlaczego nas tam nie widzę? Jej palenie w łazience, moje interesy z panem młodym. Nie wiem. Mama przysłała mi pieniądze, żebym kupiła sobie sukienkę. Masz je jeszcze? Oczywiście, że mam. Wygląda na urażoną, więc ją całuję. Może w przyszłym tygodniu pójdę poszukać sukienki. Chcę coś takiego, w czym będę dobrze wyglądać. Coś, w czym moja dupa będzie wyglądać ekstra. Idziemy drogą dla śmieciarek, gdzie butelki po piwie wystają z zielska. Za tą drogą jest Hacienda, dom z różową dachówką i z żółtą sztukaterią na ścianach. Deski w poprzek okien są luźne jak stare zęby, krzaki od frontu wielkie i skołtunione jak gromada starych szkolnych afro. Kiedy w zeszłym roku gliny przydybały ją tutaj, powiedziała im, że czeka na mnie, że niby mieliśmy iść 49


abuelo – dziadek

razem na film. Nie byłem nawet w obrębie dziesięciu mil od tego miejsca. Te świnie musiały zrywać boki ze śmiechu. Film. No pewnie. Kiedy ją spytali, na jaki film, nie potrafiła wymienić ani jednego. Chcę, żebyś poczekał tu na zewnątrz, mówi. To i dobrze, jeśli o mnie chodzi. Hacienda to nie mój teren. Aurora trze palcem podbródek. Nie idź nigdzie. Tylko zbieraj się migiem. Dobrze. Wsadza ręce w kieszenie purpurowej wiatrówki. Załatw to szybko, Aurora. Muszę tylko z kimś na dwa słowa, mówi, a ja myślę, jakie by to było dla niej łatwe odwrócić się i powiedzieć: hej, chodźmy do domu. Objąłbym ją ramieniem i nie pozwoliłbym jej tam iść przez pięćdziesiąt lat, a może już nigdy. Znam ludzi, którzy rzucili to właśnie tak, którzy pewnego dnia budzili się z cuchnącym oddechem i mówili: Nigdy więcej, mam dość. Uśmiecha się do mnie i biegnie za róg, a jej włosy unoszą się i opadają na szyję. Staję się cieniem przy krzewach i słucham dodge’ów i chevroletów, które zatrzymały się na parkingu, pieszych wtaczających się z rękami w kieszeniach. Słyszę wszystko. Grzechotanie łańcucha roweru. Pstryknięcia telewizorów w pobliskim bloku, dziesięć głosów ściśniętych w jakimś pokoju. Po godzinie ruch na drodze nr 9 słabnie i można słyszeć huk aut gdzieś po latarnię morską w Ernston. Każdy zna ten dom, ludzie przychodzą zewsząd. Oblewa mnie pot. Idę na drogę śmieciarek i wracam. No chodź, mówię. Stary pierdziel w zielonym dresie wychodzi z Haciendy, włosy ma nastroszone do góry niby pochodnia z pieprzu i soli. Typ abuelo, taki co to krzyczy, kiedy spluniesz na jego chodnik. Ma na twarzy ten uśmiech, słodki, szeroki, gówniany. Wiem wszystko o świństwach, które się dzieją w tych domach, sprzedane dupy, zezwierzęcenie. Hej, mówię, a kiedy mnie zauważa, niskiego, ciemnego, nieszczęśliwego, załamuje się. Rzuca się do drzwi swojego samochodu. Chodź tu, mówię. Podchodzę do niego powoli, z rę50


ką przed sobą, jakbym miał broń. Chce cię tylko o coś zapytać. On osuwa się na ziemię, z rozrzuconymi ramionami, rozwartymi palcami, z rękami jak rozgwiazdy. Następuję mu na kostkę, ale on nie krzyczy. Oczy ma zamknięte, nozdrza szerokie. Cisnę mocno, ale on nie wydaje głosu.


Topiel jest debiutanckÈ ksiÈĝkÈ Diaza, który w 2008 roku otrzymaï NagrodÚ Pulitzera za Krótki i niezwykïy ĝywot Oscara Wao. To rozpisana na dziesiÚÊ opowiadañ historia dominikañskiej rodziny, którÈ emigracyjne losy rozdzielajÈ miÚdzy Santo Domingo i USA. Díaz pisze osobistÈ opowieĂÊ o niedajÈcej siÚ zaspokoiÊ tÚsknocie za lepszym ĝyciem. Bez patosu i stereotypów mówi o ĝyciu ulicy i problemie wykluczenia. W Ăwiecie jego bohaterów drobne okruchy szczÚĂcia sÈ szczególnie cenne: przelotne miïoĂci, zabawne spotkania rodzinne i erupcje niespoĝytej karaibskiej energii. Pisarstwo Diaza, wschodzÈcej gwiazdy amerykañskiej prozy, jest celne i do bólu szczere. W stylu opowiadañ Raymonda Carvera i ğlmów Petra Zelenki Díaz pokazuje, jak ĝyje siÚ w miejscu, z którego trzeba uciec i do którego pewnego dnia siÚ wraca. „Proste, peïne napiÚcia, mocne kadry z podróĝy kamienistÈ i niebezpiecznÈ ĂcieĝkÈ, która wiedzie bohaterów do dorosïoĂci – z miasteczek Dominikany do przepeïnionych mieszkañ i narkotykowych nor New Jersey. Te opowiadania tak bardzo angaĝujÈ i tak nieubïaganie kaĝÈ siÚ czytaÊ, ĝe trzeba robiÊ przerwy, by podziwiaÊ subtelnÈ poetyckoĂÊ, nonszalanckÈ bezkompromisowoĂÊ i mistrzowskie opanowanie warsztatu Diaza”. „Elle”

Junot Díaz (ur. 1969) – Dominikañczyk mieszkajÈcy w Stanach Zjednoczonych. Zadebiutowaï znakomicie przyjÚtym tomem opowiadañ Topiel, a za pierwszÈ powieĂÊ Krótki i niezwykïy ĝywot Oscara Wao, która zostaïa okrzykniÚta ksiÈĝkÈ roku, otrzymaï m.in. National Book Critics Circle Award, Dayton Literary Peace Prize oraz w 2008 roku Pulitzera. Na MIT, prestiĝowej uczelni amerykañskiej, prowadzi zajÚcia z kreatywnego pisania.

Cena detal. 28,90 zï ISBN 978-83-240-1182-7

9 788324 011827


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.