
Przełożyła AGATA OSTROWSKA













Kraków 2023











Tytuł oryginału: Black Cake
Copyright © 2022 by Charmaine Rose Wilkerson-Amendell
Copyright © 2023 for this edition by Społeczny Instytut Wydawniczy Znak sp. z o.o.
Copyright © 2023 for the Polish translation by Agata Ostrowska
Wydanie pierwsze
Kraków 2023







1965
Powinien był się domyślić, że tak się to skończy. Powinien był się domyślić już tego dnia, kiedy ta jego hak gwai żona uciekła z domu. Tego dnia, w którym widział, jak jego córka pływa w zatoce mimo nadciągającego sztormu. Powinien był się domyślić, kiedy rodzice zaciągnęli go na tę wyspę i zmienili nazwisko. Teraz stał nad wodą, patrzył, jak fale roztrzaskują się białą pianą na skałach, i czekał, aż wyrzucą na brzeg ciało jego córki.
Jeden z policjantów przywołał go gestem. Ten policjant to była dziewczyna. Jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego. Trzymała w ręku obłok białej tkaniny, suknię ślubną jego córki, poplamioną czarnym tortem i liliowym lukrem. Panna młoda musiała zrzucić sobie na kolana ciasto, kiedy zerwała się od stołu. Pamiętał łoskot talerzy, dźwięk szkła roztrzaskującego się na posadzce, czyjś pojedynczy krzyk. Kiedy spojrzał w kierunku córki, jej już nie było, a satynowe pantofle leżały porzucone na trawniku jak łódeczki wywrócone do góry dnem.





Przyszła.
Byron słyszy, jak rozsuwają się drzwi windy. W pierwszym odruchu chce podbiec do siostry i rzucić jej się na szyję. Ale kiedy Benny nachyla się, żeby go przytulić, Byron ją odpycha, odwraca się i puka do drzwi kancelarii. Czuje dłoń Benny na swoim ramieniu. Strząsa ją. Benny stoi z otwartymi ustami, ale nic nie mówi. Czy ma zresztą prawo cokolwiek powiedzieć?
Byron nie widział Benny od ośmiu lat. A teraz ich mama odeszła na zawsze.
Czego Benny oczekuje? Z kłótni rodzinnej zrobiła zimną wojnę. Mniejsza o to gadanie o dyskryminacji, wykluczeniu społecznym i tak dalej. Byron jest zdania, że jakikolwiek problem mamy na tym świecie, zawsze znajdzie się ktoś, kto nas zrozumie. A czasy się zmieniają. Ostatnio nawet w wiadomościach mówili o jakimś badaniu dotyczącym takich osób jak Benny.
Takie osoby jak Benny.
Według wyników badania takie osoby często zmagają się z poczuciem osamotnienia. Ale niech nie lic zy na choćby gram współczucia ze strony Byrona, o nie. Benedetta Bennett
zrezygnowała z tego przywileju wiele lat temu, kiedy odwróciła się od rodziny, nawet jeśli sama twierdzi, że to oni odwrócili się od niej. Tym razem przynajmniej raczyła się zjawić. Sześć lat temu Byron siedział z matką w kościele w Los Angeles, naprzeciwko trumny, w której leżał jego ojciec, i czekali na Benny, ale się nie doczekali. Potem Byronowi wydawało się, że widzi siostrę na tylnym siedzeniu samochodu objeżdżającego powoli cmentarz. Zjawi się tu lada chwila, myślał. Ale nie, Benny się nie zjawiła. Później tylko przysłała esemesa o treści: „Przepraszam”. A potem cisza. Przez długie miesiące. Przez lata.
Z każdym kolejnym rokiem tracił pewność, że Benny tam wtedy była, a nawet że w ogóle miał kiedyś siostrę.
Że pulchna, kędzierzawa dziewczynka łaziła za nim kiedyś po domu, nie odstępując go na krok.
Że kiedyś dopingowała go na zawodach krajowych.
Że jej głos dobiegł go ponad głowami zgromadzonych w auli, kiedy odbierał dyplom doktorski.
Że kiedykolwiek czuł się inaczej, niż czuje się teraz. Osierocony i wściekły jak jasna cholera. Benny
Prawnik matki otwiera drzwi i Benny zerka nad jego ramieniem, jakby spodziewała się, że zobaczy mamę siedzącą w gabinecie. Teraz jednak zostali już tylko w dwójkę z Byronem, a on nie chce nawet na nią spojrzeć.
Prawnik mówi coś o wiadomości od matki, ale Benny nie może się skupić, wciąż patrzy na Byrona, na siwe nitki we włosach, których dawniej tam nie było. Co to w ogóle miało być,
że ją odepchnął? Facet ma czterdzieści pięć lat, a nie dziesięć.
Starszy brat nigdy wcześniej jej nie popchnął, nigdy nie uderzył, nawet kiedy była malutka i rzucała się i gryzła jak szczeniaczek.
Pierwsze wspomnienie Benny o Byronie: siedzą na kanapie, ona wtulona pod jego pachę, a Byron czyta jej książkę z opowiadaniami przygodowymi. On sięga już stopami podłogi. Raz po raz przerywa lekturę, żeby poczochrać Benny włosy, wyszarpać za uszy, zatkać nos, łaskotać tak długo, aż prawie się udusi ze śmiechu, aż prawie umrze ze szczęścia.
Wiadomość
Matka zostawiła im wiadomość, mówi prawnik. Prawnik nazywa się pan Mitch. Rozmawia z Byronem i Benny tak, jakby znał ich całe życie, chociaż Byron przypomina sobie tylko jedno spotkanie, zeszłej zimy, kiedy mama potrzebowała pomocy w przemieszczaniu się po mieście po wypadku, co do którego jego kumpel Kabel upierał się, że wcale nie był wypadkiem. Byron odprowadził matkę do gabinetu pana Mitcha, a potem wrócił do auta, żeby na nią poczekać. Siedział tak i gapił się na dzieciaki jeżdżące na deskorolkach szerokimi, płowobrązowymi chodnikami pomiędzy sklepami luksusowych sieciówek, gdy nagle w szybę zapukał policjant.
Przez całe dorosłe życie zdarzało się to Byronowi tak często, że czasem nawet zapominał się stresować. Zazwyczaj jednak kiedy podchodził do niego funkcjonariusz albo zatrzymywała go drogówka, zapadał się w tę przestrzeń pomiędzy jednym uderzeniem serca a kolejnym, gdzie słyszał, jak krew przewala mu się przez żyły, wodospad niosący ze sobą całe wieki historii,
grożący wymyciem mu spod nóg twardego gruntu. Działalność
naukowa, książki i popularność w mediach społecznościowych, wykłady, stypendium, które planował ufundować, wszystko mogło zniknąć w ułamku sekundy z powodu nieporozumienia.
Dopiero później, już po tym, jak policjant otworzył bagażnik radiowozu i wrócił z egzemplarzem najnowszej książki Byrona („Można prosić o autograf?”), zreflektował się, że dorosły
mężczyzna, niezależnie od koloru skóry, który siedzi sam w aucie i patrzy na nastolatki jeżdżące na deskach, może całkiem słusznie wzbudzać podejrzenia. No dobrze, musiał przyznać, że nie zawsze chodziło tylko o jego czarną skórę. Chociaż najczęściej tak.
– Chciałbym was ostrzec – mówi teraz pan Mitch. – W sprawie waszej matki. Musicie się przygotować.
Przygotować?
Na co? Ich matki już nie ma.
Jego mamy.
Nie wyobraża sobie, żeby w takiej sytuacji cokolwiek mogło wiele zmienić.
B i BPudło na dokumenty podpisane „Masa spadkowa Eleanor Bennett”. Pan Mitch wyjmuje z niego brązową papierową kopertę z widocznym na niej pismem ich matki i kładzie ją na biurku przed Byronem. Benny przysuwa się z krzesłem bliżej i nachyla, żeby lepiej widzieć. Byron cofa dłoń, ale zostawia kopertę tak, żeby
Benny mogła ją zobaczyć. Mama zaadresowała przesyłkę do „B i B”, jak lubiła ich określać, kiedy zwracała się do obojga razem.
Liściki „B i B” wisiały zwykle przyczepione magnesem do drzwi lodówki. „B i B, na kuchence macie ryż z fasolą”, „B i B, mam nadzieję, że zdjęliście zapiaszczone buty przy wejściu”. „B i B, piękne te nowe kolczyki, dziękuję!”
Mama zwracała się do nich pełnym imieniem tylko wtedy, kiedy rozmawiała z jednym z dzieci, a Benny nazywała Benedettą wyłącznie wtedy, gdy się gniewała.
„Benedetto, masz mi coś do powiedzenia o tym świadectwie?”
„Benedetto, nie mów do ojca w ten sposób”. „Benedetto, mam z tobą do pomówienia”.
„Benedetto, wróć do domu, proszę”.
Matka zostawiła list, mówi im pan Mitch, ale większość jej ostatnich słów znajduje się w pliku audio, którego nagranie zajęło jej ponad osiem godzin, musiała podzielić to sobie na cztery dni.
– Proszę – mówi Mitch, kiwając głową w stronę pakunku.
Byron rozcina kopertę i wytrząsa jej zawartość – pendrive’a i odręczny liścik. Odczytuje go na głos. Tak bardzo w stylu
mamy.
„B i B, w zamrażarce macie nieduży czarny tort. Nie wyrzucajcie go”.
Czarny tort. Byron uśmiecha się mimowolnie. Rodzice w każdą rocznicę ślubu jedli na spółkę kawałek placka. To nie był już tort z ich wesela, mówili, już nie. Mama piekła nowy mniej więcej co pięć lat, tylko jedną warstwę, i chowała do zamrażarki. Upierała się jednak, że każdy porządny czarny tort, przesiąknięty rumem i porto, mógłby spokojnie przetrwać wszystkie lata ich małżeństwa.
„Chciałabym, żebyście usiedli i razem zjedli tort, kiedy nadejdzie właściwa chwila. Będziecie wiedzieli kiedy”.
Benny zasłania usta dłonią.
„Całuję, Mama”.
Benny zaczyna płakać.
BennyBenny nie płakała od lat. A przynajmniej tak było do zeszłego tygodnia, kiedy zwolnili ją z popołudniowej fuchy w Nowym Jorku. Z początku sądziła, że szef się wkurzył, bo robiła coś na swoim smartfonie w trakcie odbierania telefonów od klientów. Było to zabronione, ale Benny dostała wiadomość od matki. Pięć słów, których nie mogła wyrzucić z głowy.
W zasadzie wiadomość była na jej poczcie głosowej już od miesiąca, ale teraz Benny patrzyła na telefon i zastanawiała się, co zrobić. Od lat nie rozmawiała z matką. Wiedziała, że tak długi brak kontaktu z własną mamą świadczy o dużym tupecie. Równie bezczelne było jednak nieokazanie wsparcia córce, kiedy najbardziej tego potrzebowała.
Przez lata Benny było łatwiej po prostu trzymać się z daleka, nie odpowiadać na sporadyczne wiadomości z domu, przygotowywać się psychicznie na kolejne urodziny i święta bez bliskich, wmawiać sobie, że w ten sposób się o siebie troszczy.
W gorszych chwilach włączała starą cyfrową ramkę na zdjęcia, trzymaną pod stertą szkicowników w szufladzie biurka, i patrzyła na uśmiechnięte twarze – kiedyś myślała, że na zawsze będą w jej życiu – które jedna po drugiej wyświetlały się na ekranie, a potem z niego znikały.
Na jednym z jej ulubionych zdjęć była z Byronem i tatą, stali, trzymając się pod ramię, ubrani na galowo, pewnie na jakiejś
imprezie charytatywnej, przyjęciu ku czci albo raucie dla prawników, podczas których jej ojciec często przemawiał. Podobieństwo całej trójki było uderzające, nawet dla Benny, która się z tym widokiem wychowała. A patrząc na ich identycznie błyszczące oczy, można było zgadnąć bez pudła, kto robił zdjęcie. Jej mama.
Szef Benny mówił coraz bardziej podniesionym głosem.
– Nie robisz tego, co do ciebie należy.
Benny schowała komórkę do kieszeni swetra.
– Twoja praca polega na czytaniu ze skryptu, do jasnej cholery. A nie na tym, żebyś dzieliła się z klientami swoimi przemyśleniami natury społecznej o trwałości sprzętu elektronicznego!
Aaa, to o to chodzi. Nie o telefon.
Zanim do Benny dotarło, o czym mówi jej przełożony, straciła już pracę.
Wciąż z suchymi oczami wyszła z call center, niosąc jedyne przedmioty osobiste, jakie trzymała we współdzielonym boksie: kubek na kawę, w środku cały popękany i poplamiony, oraz frędzlowatą roślinę. Benny nie pamiętała, jak ten kwiatek się nazywa, ale nigdy jej nie zawiódł. Zdawał się odporny na wszystko – brak wody, światło jarzeniówek, pachnące plastikiem powietrze w biurze, jadowity ton kierownika. Raz na jakiś czas unosiła opuszkami palców malutkie łodyżki rośliny i wycierała kurz z liści wilgotną szmatką, tyle.
Dopiero po kwadransie jazdy Benny zorientowała się, że wsiadła do złego autobusu. Wysiadła na najbliższym przystanku i wylądowała przed jakąś starą kawiarnią, udekorowaną
girlandami ze sztucznych łodyżek sosny i pseudoaksamitnymi kokardami na drzwiach. Nie sądziła, że w tym mieście są jeszcze
takie miejsca. Na widok nasprejowanego sztucznym szronem na szybie napisu: „Wesołych Świąt”, na myśl o kolejnym roku,
kiedy nie będzie prowadziła własnej kawiarni (chociaż mniej kiczowatej), na widok młodego ojca w lokalu, który przyklęknął przy córeczce, żeby zapiąć jej liliową puchówkę i schować ciemne włoski pod liliowy kaptur z futerkiem, Benny wybuchnęła płaczem. Nigdy nie lubiła liliowego.
Nagranie
Pan Mitch sięga po pendrive’a z nagraniem Eleanor Bennett i wsuwa go do portu w komputerze. Na dźwięk głosu matki dzieci przesuwają się do przodu na krzesłach. Pan Mitch zmusza się do zachowania kamiennej twarzy, oddycha powoli i głęboko. To nic osobistego, to sprawa zawodowa. Rodziny potrzebują prawników, żeby zachować spokój.
B i B, pan Mitch zgodził się mnie nagrać. Nie daję już rady porządnie pisać, a mam wiele do powiedzenia. Chciałam porozmawiać z wami osobiście, ale nie jestem pewna, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę was znowu razem.
Benny i Byron wiercą się nerwowo.
Jesteście uparciuchy, ale dobre z was dzieci.
Pan Mitch nie odrywa wzroku od notatnika leżącego na biurku, a mimo to wyczuwa zmianę atmosfery w pomieszczeniu. Prostowane plecy, sztywniejące barki.
B i B, obiecajcie mi, że spróbujecie się dogadać. Nie możecie pozwolić sobie na to, żeby się stracić.
Benny wstaje. Oho! – myśli pan Mitch i zatrzymuje odtwarzanie.
– Nie muszę tego słuchać – mówi Benny.
Pan Mitch kiwa głową.
– Tego chciała wasza matka – mówi po chwili.
– Nie może mi pan zgrać tego pliku? – pyta Benny. – Niech mi pan go skopiuje, wezmę do Nowego Jorku.
– Wasza matka wyraźnie zażądała, żebyście przesłuchali to nagranie razem, od początku do końca, w mojej obecności. Ale w zasadzie nie musimy tego robić w kancelarii. Jeśli wolicie, możemy teraz przerwać, a ja podjechałbym później do domu waszej matki. Wolelibyście tak się umówić?
– Nie – odpowiada Byron. – Chcę tego wysłuchać teraz. Benny łypie na Byrona spode łba, ale on na nią nie patrzy.
– Instrukcje waszej matki były bardzo jasne – mówi pan Mitch. – Musimy wysłuchać nagrania razem, ale nie mam nic przeciwko, żebyśmy znaleźli termin odpowiadający wam obojgu. – Otwiera terminarz leżący na biurku. – Mógłbym zajrzeć do was dziś późnym popołudniem albo jutro rano.
– Nie rozumiem, jaką różnicę zrobi to teraz mamie – rzuca Benny. Nadal stoi, patrzy z góry na pana Mitcha, wzrok ma twardy, ale głos załamuje jej się na słowie „mama”.
– Myślę, że może to zrobić różnicę pani i pani bratu – odpowiada pan Mitch. – Matka chciała, żebyście od razu usłyszeli pewne rzeczy, rzeczy, które musicie wiedzieć.
Benny zwiesza głowę, stoi tak jeszcze chwilę, głośno wypuszcza powietrze.
– Lepiej dziś po południu – oznajmia w końcu. – Wyjeżdżam zaraz po pogrzebie.
Benny jeszcze raz patrzy na Byrona, ale on wbija wzrok w biurko. Wychodzi z gabinetu bez pożegnania, jej blondowate afro ściągnięte na czubku głowy podskakuje, kiedy Benny ciężkim krokiem przemierza poczekalnię, otwiera drzwi i wypada na ciemny korytarz.
W głębi holu rozlega się cichy dźwięk przywoływania windy.
Byron wstaje.
– No to w takim razie do zobaczenia – mówi. – Dziękuję.
Mitch wstaje i podaje mu rękę. Słychać wibrowanie i zanim
Byron zdąży dotrzeć do drzwi, już ma przytknięty do ucha telefon. A musiał być przecież taki czas, myśli pan Mitch, kiedy Byron był małym chłopcem, przeczesywał plażę w poszukiwaniu skarbów i bardziej interesowały go muszle, które można przyłożyć do ucha, niż jakieś telefony.
– Mój syn zarabia na życie słuchaniem morza, uwierzy pan? – powiedziała Eleanor panu Mitchowi któregoś dnia, dawno temu, w czasach, gdy jej mąż Bert jeszcze żył i byli razem na jakimś prawniczym spędzie.
– To prawdziwa praca! – zawtórował jej Bert. Boki zrywali z tego żartu. Eleanor i Bert już tak mieli, lubili się razem pośmiać.
Może kiedy to wszystko się skończy, pan Mitch będzie mógł spytać Byrona o jego ostatni projekt – instytut, dla którego pracował, uczestniczył w tworzeniu mapy dna morza. Ocean to wielkie wyzwanie, myśli pan Mitch. A życie człowieka? Jak skreślić jego mapę? Granice, które ludzie stawiają między sobą. Blizny żłobiące grunt czyjegoś serca. Co Byron będzie miał na ten temat do powiedzenia, kiedy wysłuchają już z siostrą wiadomości od matki?
Powrót do domu
Benny wchodzi do domu matki tylnymi drzwiami, staje w kuchni i nasłuchuje. Słyszy głos matki, słyszy swój własny śmiech, czuje w powietrzu zapach goździków, ale widzi tylko ścierkę
powieszoną na oparciu krzesła i dwie fiolki z lekami stojące na blacie. Ani śladu Byrona. Wchodzi do salonu. Nawet o tej porze skąpany jest w jedwabistym świetle. Fotel taty wciąż jest na swoim miejscu, niebieska tapicerka gruzłowata tam, gdzie siedział dawniej Bert Bennett. Kiedy Benny widziała go ostatni raz, wstał z tego fotela, obrócił się do niej plecami i wyszedł z pokoju.
Trudno uwierzyć, że minęło już osiem lat. Benny próbowała się wytłumaczyć. Usiadła obok ojca, choć ze wstydu najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Bo kto chciałby rozmawiać z rodzicami o seksie? Tyle że nie chodziło tylko o seks, w tym cała rzecz. Benny zdecydowanie zbyt długo zwlekała z tą rozmową i przyszło jej za to słono zapłacić.
Pamięta, jak przesuwała dłonią wte i wewte po obiciu kanapy z gniecionego weluru, mamrocząc jakiś komplement. Przez
wszystkie te lata, kiedy Benny i Byron dorastali, a nawet długo później, matka nie zdejmowała z mebla plastikowego pokrowca. Benny po raz pierwszy widziała sofę gołą. Nie mogła się nadziwić, jak tkanina może być jednocześnie tak miękka i tak chropowata.
– Po prostu któregoś dnia dotarło do nas, że nie będziemy żyć wiecznie – powiedziała jej matka, dotykając kanapy. – Najwyższy czas, żeby się nią nacieszyć.
Benny uśmiechnęła się i pogłaskała swój koniec sofy jak pluszową maskotkę. Mebel wciąż był dość paskudny, miedziane włókna lśniły w świetle, ale dotyk tkaniny pod palcami pomagał Benny ukoić nerwy, gdy ojciec zaczął podnosić głos.
Kiedy była mała, mama i tata mówili jej, że może być, kim tylko chce. W miarę jednak jak stawała się młodą kobietą, coraz częściej słyszała uwagi w rodzaju: „Tyle poświęciliśmy, żebyś
Projekt okładki oryginalnej: Jaya Miceli
Ilustracje na okładce: Zapatosoldador, Arelix, Ppart | Shutterstock
Adaptacja okładki i stron tytułowych: Mirosław Krzyszkowski
Przekład: Agata Ostrowska
Wydawca serii: Adrian Tomczyk
Redaktorka prowadząca: Agata Ługowska
Redakcja: Gabriela Niemiec | CO DO SŁOWA
Korekta: Agnieszka Pawlikowska, Tomasz P. Bocheński | CO DO SŁOWA
Skład i łamanie: Lucyna Sterczewska | CO DO SŁOWA
ISBN 978-83-240-6699-5
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl
Printed in EU
