Własny pokój

Page 1



krak贸w 2011



Mapa dla matołów

– Nie! Nie! Nie! Nie może być tak, że przedstawiam wam fakty historyczne, a wy nie kojarzycie miejsc, w których się działy! – grzmi Hannibal. Przerażony Sławek po raz drugi pokornie kuca przed mapą, szuka Sparty w okolicach Rzymu. – Siadaj! Historyk niechętnym wzrokiem odprowadza go do ławki i bezsilnie patrzy po naszych wystraszonych twarzach. Jak inni kulę się i spuszczam oczy na pulpit, szukam ratunku w otwartym podręczniku. Słysząc gwałtowny stuk kredy, z niedowierzaniem unoszę głowę. Hannibal z rozmachem kreśli coś na obu tablicach. Uff... Co za ulga! – Skoro nie umiecie czytać i zapamiętywać prawdziwych map, specjalnie dla was będę rysował mapy dla matołów! Jak dla przedszkolaków! – Przerywa długą linię i przez kilka sekund mierzy nas gniewnym wzrokiem. – Dziś skupimy się na basenie Morza Śródziemnego... miejscu, gdzie ponad cztery tysiące lat temu powstawały i upadały liczne państwa i kultury... – Wraca do kreślenia i po chwili na tablicach powstaje podłużny kontur ze znajomym kształtem buta w środku. – Jak sama nazwa wskazuje, to morze śródlądowe otoczone przez trzy kontynenty. Przed tysiącami lat właśnie tu kwitła nauka i kultura, rozwijało się rolnictwo i rzemiosło, handel i żegluga! Na mapie zaznaczę cywilizacje już wam znane i te, o których 5


będziecie się uczyć niebawem. Bezwzględnie wymagam od was znajomości każdego wymienionego tu miejsca! Czy to jasne? Ta mapa musi wryć się w waszą pamięć i pozostać w niej na zawsze! Z niechęcią przyglądam się rysunkowi. Jak na mój gust, na tablicach powstaje zbyt pogmatwany kształt... naprawdę to morze ma aż tyle zakamarków? Szukam go w podręczniku i porównuję. Tymczasem historyk zwięźle omawia poszczególne miejsca, z impetem zakreskowuje je albo zaznacza białymi kropami. Kreda grubą strużką osypuje się spod jego palców, brudzi dłoń i mankiet marynarki. – A tu jest znana wam już Syria!... baza późniejszych rzymskich wypraw przeciwko Partom i Persom – Hannibal wciska jakiś kształt na obrzeże prawej tablicy, ale po namyśle wyciera niewyraźne linie i zamaszystym ruchem dorysowuje Syrię na ścianie. – Od razu zaznaczmy miejsca wielkich bitew – mówi i gdzieniegdzie kreśli zgrabne chorągiewki. Unoszę głowę znad książki i zerkam do zeszytu Cyryla. Pośpiesznie stawia znak na pięcie Półwyspu Apenińskiego, pisze obok Kanny i nie wytrzymuje – trąca mnie i znacząco się uśmiecha, oczyma wskazuje plecy historyka. Widzę, że inni też są rozbawieni. W zupełnej ciszy rozglądają się po sali, przesyłają porozumiewawcze spojrzenia. Ktoś z tyłu czuje się tak swobodnie, że gwałtownie się porusza. Na zgrzyt krzesła Hannibal staje bokiem do tablicy i uważnie przypatruje się klasie. – Nadążacie? – pyta. Uspokojony naszymi potakiwaniami, z powrotem odwraca się plecami. Chyba jako jedyny nie pochylam się nad zeszytem. Z Syrią domalowaną na ścianie mapa przypomina dziwacznego potwora. Jeśliby Włochy i Bałkany wziąć za dwie pary pokracznych złączonych łap, to Kapadocja i Galacja byłyby 6


łbem, Tracja, Dacja, Panonia, Noricum i Galia kolczastym grzbietem, a Półwysep Iberyjski – niezgrabnym, trochę za szybko kończącym się ogonem. Syria wieńczyłaby czubek trochę krzywego dzioba czy pyska. Wypisz wymaluj – mój ulubiony dinozaur z dzieciństwa. Mauretanię i Numidię od biedy można by uznać za rzadką kupę rozlaną pod odwłokiem gada. Pozostawał problem z Egiptem... gigantyczne żarło pod pyskiem? – Rosen! Przerysowałeś mapę? Wzdrygam się na dźwięk własnego nazwiska. Cyryl usiłuje mi coś szepnąć, ale wzrok historyka skutecznie go ucisza i wbija w ławkę. Lekko oszołomiony, wstaję. – Przerysowałeś? Zaprzeczam ruchem głowy. W moją stronę powoli zwracają się twarze kolegów. Niektóre współczujące, inne wystraszone, jakby zamiast mnie zobaczyli kosmitę czy potwora. Hannibal odkłada kredę i zbliża się do naszego stolika. Cyryl odsuwa się jak najdalej na brzeg krzesła, zakrywa łokciem swoją mapkę i drętwieje. Historyk staje naprzeciwko, przy ławce Mateusza. Wyciąga rękę po zeszyt, ale mu go nie podaję. – Nie odrysowałem jej – mówię cicho. – Dlaczego? Jego głos brzmi spokojnie. Jakimś cudem, kiedy podchodził, w ciągu kilku kroków ulotniła się gdzieś rozsadzająca go niebezpieczna energia, tryskająca z niego zawsze, gdy był przy tablicy. Co tam... po raz pierwszy z bliska patrzę mu w twarz. Wcale nie wydaje się groźny. Wpatruję się w jego lekko krzaczaste brwi, ciężkie powieki i bardzo zmęczone oczy, w których w tej chwili na pewno nie czai się żadna furia. Krótki ciemny zarost oceniam na góra trzy dni. Nie jest niechlujny, ale potęguje wrażenie znużenia. Niektórzy twierdzą, że ten człowiek jest mrukiem, że nawet na przerwach nie rozmawia z innymi nauczycielami, tylko non stop coś czyta. 7


I uświadamiam sobie, że to jest już szósta godzina lekcyjna. Jeżeli na każdej wyżyłowywał się tak jak u nas... – Doczekam się wyjaśnienia? – pyta jeszcze raz. Kieruję spojrzenie na tablice i z trudem przełykam ślinę. Nawet teraz, kiedy wcale tego nie chcę, widzę na nich swojego durnego dinozaura. – Postanowiłem, że sam opracuję tę mapkę. W domu... – zaczynam niepewnie. Hannibal z zainteresowaniem unosi brwi, szerzej otwiera oczy. Błysk zrozumienia i natychmiast staje obok mnie. Odwraca się w stronę tablic. – Chcesz powiedzieć, że jakoś drastycznie sknociłem tę mapę? – Przez chwilę ocenia ją z daleka. – Pewnie nie podoba ci się mój Peloponez? – Nieee – bąkam – jest w porządku, ale... – Widziałem, że jako jedyny porównywałeś ją z podręcznikiem. Wal śmiało, jeżeli zauważyłeś w niej zasadniczy błąd. Tylko pamiętaj, że to uproszczona konturówka. – Wiem. Dla matołów... Zdumiony, odwraca się i zagląda mi w twarz. – Czyżbym cię c z y m ś uraził, Rosen? Zaprzeczam ruchem głowy. – Nieee... – Ale coś z nią jest nie tak? – Naprawdę nie... – No wykrztuśże to wreszcie! – Eee... po prostu zagapiłem się i na tablicy... – Na tablicy? – powtarza z naciskiem. – W tej mapie... – W mapie? – ... zobaczyłem... eee... To strasznie głupie skojarzenie. – Skojarzenie? Co w niej zobaczyłeś? – Kiedy naprawdę nie warto... – Co w niej zobaczyłeś? 8


– Dinozaura – szepczę prawie bez tchu. Patrzę na swoje dłonie oparte o ławkę i oddycham z ulgą, że nawet jeżeli trochę drżą, to wcale tego nie widać. Teraz niech się dzieje, co chce! Niech mnie rozerwie na strzępy albo udusi, zarżnie... tylko niech coś zrobi czy powie, bo ten zbiorowy bezdech klasy jest trudny do zniesienia! Czuję się jak mucha brzęcząca na szybie obok... też chętnie bym stąd zwiał. – To ciekawe... Gdzie ma łeb? Unoszę głowę i zerkam na niego. Nie patrzy na mnie, ale z zainteresowaniem studiuje własny rysunek. Więc się nie przesłyszałem... Pyta serio? – Gdzie ma łeb? – ponagla niecierpliwie. Cicho, jakbym ujawniał wstydliwą tajemnicę, zdradzam mu swoje skojarzenia. Zwięźle i jak najkrócej, żeby szybko mieć to za sobą. Hannibal słucha mnie, nie odrywając wzroku od tablic. Ze dwa razy mi przytakuje. Po chwili wahania pomijam domysły na temat kupy i Egiptu. – Aż strach pomyśleć, z czym może się skojarzyć Mauretania – zauważa błyskotliwie. – Według ciebie to celofyz? Zaprzeczam ruchem głowy. Żartuje sobie ze mnie? Przecież celofyz był smuklejszy i nie miał takiego grzbietu... – Scelidozaur? – Uśmiecha się ironicznie. – Łapy by się zgadzały! – Nie. – Diplodok? Patrzę na historyka z wyrzutem i zacinam się, wcale mu nie odpowiadam. Naprawdę się ze mnie nabija! – Triceratops? Klasa ożywia się, wszyscy przyglądają mu się z niedowierzaniem. Jasne! Pewnie w całej historii szkoły nikt nie widział go w takim humorze. Chociaż bardzo tego nie chcę, czuję, że zaczynam się czerwienić. Że też zachciało mi się z nim rozmawiać... opowiadać o durnych skojarzeniach. Ale ze mnie idiota! Skrytykowałem jego mapę, nic dziwnego, że teraz się 9


mści. Trzeba było się nie wychylać, tylko odpowiadać „tak” albo „nie”, albo milczeć, jak robią wszyscy! – Już wiem! Stegozaur? – dowcipkuje dalej. Jest tak rozbawiony, że nawet nie ucisza głośno szemrzącej już klasy. Skupiam się. Przywołuję wspomnienie książek z dzieciństwa i ostatniego odcinka Wędrówek z dinozaurami. Kilka lat temu oglądałem ten serial ze sto razy. – Płyty na grzbiecie i łeb prawie by się zgadzały... – bardzo zdesperowany, odważam się na cichą rozmowę. – Ale nie ogon. Historyk natychmiast poważnieje i przygląda mi się bacznie. – Więc... według ciebie jaki to dinozaur? – Ankylozaur. Miał mały łeb, kolce i maczugę na końcu ogona. Hannibal jeszcze chwilę duma nad rysunkiem i wraca na środek klasy. Podchodzi do biurka i energicznie otwiera dziennik, jakby nagle uświadomił sobie, ile czasu stracił na to głupie przedstawienie. Smaruje coś – bez wątpienia przy moim nazwisku. – Siadaj, Zach. Podbudowałeś moją wiarę w młodych ludzi – mówi zwięźle i rzuca okiem na zegarek. Mknie do tablicy kończyć mapę, ale przedtem nieznacznie poprawia Peloponez. Już bezpieczny, siadam i z biciem serca przyglądam się historykowi. Niektórzy twierdzą, że jego pseudo nie pochodzi od wodza Kartaginy, ale od Hannibala Lectera, choć jak na razie nie słychać, by facet kogoś zabił. Jeszcze minuta wahania i opowieść o mojej kompromitacji dołączyłaby do innych krążących o nim legend... „Ej, a słyszeliście o Zachu i dinozaurze?” Niektóre są tak koszmarne, że Kazik z Ryśkiem poszli do innego, podobno dużo lżejszego gimnazjum. Przeraziło ich to, co o Hannibalu opowiadał kuzyn Ryśka: że kto raz podpadł na hiście, już zawsze był odpytywany przy biurku, stojąc tyłem do klasy, i że każdego miesiąca trzeba 10


było przeczytać książkę historyczną wybraną z wykazu wiszącego w pracowni Hannibala. Nie było też mowy o ściągach. Opowieści Ryśka się sprawdziły, ale nie jest aż tak źle... Naprawdę przed chwilą stoczyłem pierwszy poważny bój z Hannibalem i jest... co najmniej remis? A może byłem tak spięty, że nie usłyszałem ironii w jego głosie? Nie, teraz nie szydził, bo po tym, co o mnie powiedział, Jacek dyskretnie pokazał mi dłoń z uniesionym kciukiem. Głęboko oddycham i patrzę na zegarek. Hannibal już się rozkręcił i szaleje przy mapie, gęsto pstrzy ją łacińsko brzmiącymi nazwami. Zaglądam do zeszytu Cyryla, sprawdzam, czy wszystkie notuje. Na przerwie spiszę je od niego... albo nie, lepiej od Tyśki. Jest dużo dokładniejsza. Zerkam na nią w momencie, kiedy znowu odgarnia włosy z czoła. To dziwne. Może czuje na sobie mój wzrok i robi to specjalnie, żebym dostrzegł jej bardzo szczupły nadgarstek, maleńki kolczyk w uchu, blask świeżo umytych włosów? Jacek twierdzi, że z dziewczynami tak jest.


Jacek

Jacek jest specem od damskich spraw, bo ma aż cztery siostry. Niezbyt często bywam u niego, może dlatego z nich wszystkich na razie odróżniam tylko jedną – Malwinę. Pozostałe trzy wydają mi się takie same, choć wcale nie są bliźniaczkami. Z Jackiem przyjaźnię się od połowy piątej klasy. To był przypadek. Tamtego dnia byłem chory i na wuefie nie ćwiczyłem, tylko tkwiłem samotnie na trybunach. Po paru minutach ktoś z tyłu kichnął. Obejrzałem się i zobaczyłem, że wyżej siedzi Jacek. Też sam. Przesiadłem się i po raz pierwszy w życiu do niego zagadałem. Okazało się, że gra w te same gry co ja, czyta te same książki. Z matmy nie zrobił drugiego zadania, ale kombinował podobnie jak ja i otrzymał identyczny wynik (potem okazało się, że w podręczniku był błąd). Rozmawiało nam się tak dobrze, że nie zauważyliśmy, kiedy skończył się wuef i trzeba było się zbierać i wracać do klasy. Rozstaliśmy się z lekkim żalem i każdy z nas poszedł do swoich kumpli, to znaczy ja do Cyryla i Ryśka, a on... Jacek nie dołączył do nikogo. Dalej był sam. Wlókł się na końcu, za całą grupą. – Od kiedy trzymasz z Kluchą? – zdziwił się Rysiek. – To z nim można o czymś pogadać? – lekceważąco uśmiechnął się Cyryl. – Jak widać, można... – odburknąłem. Byłem zły na Cyryla za to jego ustawiczne nabijanie się z każdego. Fakt, że w klasie mało kto nazywał Jacka po 12


imieniu. Wszyscy wołali na niego Klucha, ponieważ był gruby i jeśli na przerwie nie wertował podręczników, to nieustannie coś jadł. A bywało, że jadł i wertował jednocześnie. – Gra w Yedixa i zaszedł już dużo dalej od nas – mruknąłem od niechcenia. – Teraz przynajmniej wiem, jak przejść szóstą bazę. W necie ciągle nie ma żadnej podpowiedzi. – Wiesz? Jak? – spytali obaj jednocześnie. – Nie powiem. Sami musicie z nim pogadać. Okazuje się, że jest o czym! Na następnej przerwie porozmawiali z nim i od tamtej pory trzymaliśmy się już razem: Cyryl, Rysiek, Jacek i ja. My i kilka innych osób przestaliśmy mówić na Jacka Klucha, ale pozostali dalej go tak przezywali. I nadal to robią. W nowej budzie spotkaliśmy się trzej, bez Ryśka. Czyli nie jest źle. Rysiek przeniósł się do innego gimnazjum. Teraz, kiedy go spotykamy, żałujemy, że nie jest z nami, żartujemy, że niepotrzebnie się przestraszył Hannibala.

U Jacka bywam rzadko. Kiedy musimy się spotkać, szczerze mówię mu, że wolę, by wpadł do mnie. Nie lubię chodzić do Jacka niekoniecznie z powodu ciasnoty ich mieszkania czy zatrważającej liczby jego sióstr. One są w porządku. Kiedy go odwiedzam, przeważnie się nie pokazują. Siedzą w swoich pokojach albo, jak to dziewczyny, chowają się po kątach – gdzieś w kuchni lub najczęściej w łazience. Jacek twierdzi, że na okrągło ją okupują i ciągle się kłócą, nawet ustalają specjalne grafiki, według których z niej korzystają. Przede mną chowają się wszystkie oprócz Malwiny. Ona jedyna z całej rodziny jest towarzyska i swobodna. Zawsze wychodzi i otwarcie wita się ze mną. Dlatego ją znam. W porządku jest też tata Jacka. To poważny gość, dużo starszy od mojego ojca, ale bardzo naturalny i miły człowiek. Zupełnie się nie krępuję, kiedy do nas zajrzy, zapyta, co słychać w szkole, niegłupio 13


zagada. Za to w potworne zakłopotanie wprawia mnie mama Jacka. Zresztą nie tylko mnie, bo z tego, co widzę, jego samego też. Kiedy tylko wchodzimy do ich mieszkania, wypada z kuchni i obu nas dokładnie lustruje. Z początku przyglądała mi się trochę niemiło i podejrzliwie... jakby sprawdzała, czy nie stanowię dla Jacka jakiegoś zagrożenia. Teraz obojętnie kiwa głową na moje „Dzień dobry” i od razu skupia się na nim. Pomaga mu zdjąć kurtkę i pyta, czy wszystko zjadł. Otwiera plecak i sprawdza, czy nie skłamał, w międzyczasie mówi mu, co zaraz będzie „na obiadek”. Kiedy znajdzie niedojedzone kanapki czy chipsy, gdera niezadowolona. Gdy ich nie znajdzie, zerka na mnie nieufnie, jakby podejrzewała, że ja mu wszystko zjadłem. Jacek opędza się od niej i jak najszybciej kłusuje do swojego pokoju, goniąc mnie przed sobą. Zamyka drzwi, za którymi słychać nieustający potok jej słów, z poczuciem winy patrzy mi w oczy i mówi: – Wybacz, że ona... t a k a jest. – Nie łam się tym – uspokajam go z powagą. Nie uśmiecham się, żeby nie miał ani cienia powodu do posądzenia mnie o to, że sytuacja mnie bawi czy że kpię z jego matki. – Prawie codziennie przerabiam to samo... Co zrobić, kiedy one takie są! Jacek kiwa głową, chociaż wie, że kłamię, by mu nie było głupio. Żeby to skrępowanie i wstyd rozłożyć równo na nas obu. Widzę to w jego mądrych oczach.


Spis treści

Mapa dla matołów 5 Jacek

12

Niemęska rozmowa 15 ES

23

Cyryl 28 Alfi

33

Telefon

38

W parku 44 Wszystkich Świętych

53

Billy i... Cyryl 59 Co z Jackiem? 68 W bibliotece 79 Rozmowy z Alfim

88

Czego nie wie mama...

97

Umowa z Hannibalem 102 Pokój dla nastolatka

108

Trudne chwile 116 Gra o dobre imię 126 Pilnuj, żeby nie uciekł 133 Co powiedział Hannibal 138 Alfred, Alfons, Alojzy... Tyle się wydarzyło

143

150

Nowa szkoła 155 Ojciec 160 Najdalej 167 Ważna Panna Dot

177 291


Nadzieje i tęsknoty 185 Złe nowiny 190 Zaczynają się kłopoty 203 Goście 218 Moje pół metra

224

Godzina wychowawcza 235 Przeprowadzka 247 Zmiany 253

Déjà vu ? 259 Pojednanie

266

Spóźniony obiad 274 Oczekiwanie 280



PoruszajÈca ksiÈĝka; pierwsza polska wspóïczesna powieĂÊ dla nastolatków, o nastolatkach z takÈ otwartoĂciÈ poruszajÈca trudne, najczÚĂciej przemilczane tematy. Poleca Maïgorzata Budzyñska autorka bestsellerowej serii Ala Makota

Czy wokóï Ciebie czasem rozpada siÚ Ăwiat? RozwodzÈcy siÚ rodzice, przemoc w szkole, brak akceptacji swojego wyglÈdu, marzenie o posiadaniu prawdziwego domu? Zach przeĝywa rozstanie rodziców i chorobÚ mamy. Alğ za wszelkÈ cenÚ chce uchroniÊ siebie i MajÚ przed domem dziecka. Jacek ma problemy z nadwagÈ i nie chce wychodziÊ z domu. Przyjaěñ miÚdzy nimi, gïÚboka i prawdziwa, moĝe wszystko zmieniÊ… Dalsze losy bohaterów Wïasnego pokoju w ksiÈĝce Ten gruby.

Cena detal. 29,90 zï


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.