E. BENJAMIN SKINNER ZBRODNIA TWARZĄ W TWARZ ZE WSPÓŁCZESNYM NIEWOLNICTWEM
E. BENJAMIN SKINNER ZBRODNIA TWARZĄ W TWARZ ZE WSPÓŁCZESNYM NIEWOLNICTWEM
przedmowa Richard Holbrooke przekład Jacek Konieczny
wydawnictwo znak | kraków 2010
1. BOGACTWO UBOGICH
Załóżmy na chwilę, że centrum moralnego wszechświata znajduje się w pokoju S-3800 w Sekretariacie ONZ na Manhattanie. Mniej więcej w odległości pięciu godzin od tego miejsca możecie w biały dzień kupić zdrowego chłopca lub dziewczynkę. Do wyboru macie niewolników o dowolnym kolorze skóry, byleby – jak powiedział Henry Ford – był to kolor czarny. Maksymalny wiek: piętnaście lat. Niewolnika lub niewolnicę możecie wykorzystać w dowolnym celu. Najczęstsze zastosowania to seks i pomoc domowa, ale decyzja należy do was. Zanim wyruszycie w drogę, wyjaśnijmy sobie, kogo zamierzacie kupić. Niewolnik to człowiek zmuszony siłą lub podstępem do pracy, za którą nie otrzymuje wynagrodzenia poza tym, co jest potrzebne do utrzymania się przy życiu. Zgoda? Znakomicie. Myśleliście może, że we współczesnym świecie nie macie szans na posiadanie niewolnika. Mogło wam się wydawać, że niewolnictwo odeszło w przeszłość wraz z 360 tysiącami żołnierzy Unii, których krwią podlano proklamację emancypacji i trzynastą poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Prawdopodobnie założyliście, że najróżniejsze konwencje międzynarodowe zabraniające handlu niewolnikami muszą mieć jakieś przełożenie na rzeczywistość i wraz z 30 milionami ofiar obu 17
Zbrodnia
wojen światowych doprowadziły do upowszechnienia wolności na całym świecie. Ale nic straconego. Jeśli przyjmiemy powyższą prostą definicję, w naszych czasach żyje większa liczba niewolników niż kiedykolwiek wcześniej w historii. Jeśli jednak zamierzacie kupić sobie niewolnika w ciągu najbliższych pięciu godzin, musicie skończyć z roztrząsaniem błahostek w rodzaju przepisów prawa międzynarodowego lub moralnego postępu ludzkości. Czas ruszać w drogę! Bierzecie taksówkę i każecie się zawieźć na lotnisko JFK. Jeżeli wybierzecie trasę przez most Queensboro i drogę szybkiego ruchu Brooklyn-Queens, dotrzecie na miejsce w niecałą godzinę. Bez bagażu błyskawicznie przejdziecie kontrolę osobistą i zdążycie na bezpośredni samolot do Port-au-Prince, stolicy Haiti. Czas lotu: trzy godziny. Ostatnia godzina podróży będzie najdziwniejsza. Po wyjściu z samolotu przemierzycie płytę lotniska do terminalu, gdzie powitają was bębniarze w dziwacznych strojach wudu oraz tańczący karzeł. W hali odlotów na nowojorskim lotnisku widzieliście plakaty, na których Agencja Bezpieczeństwa Transportu (Transportation Security Administration) ostrzega przed kompletnym chaosem panującym na lotnisku Toussainta L’Ouverture’a. Tymczasem na miejscu widzicie ludzi stojących spokojnie w kolejce po stempel w paszporcie, nikt nie domaga się łapówki i w końcu spokojnie przechodzicie z podręcznym bagażem przez odprawę celną. Na podjeździe przed terminalem taksiarze i bagażowi zachowują się napastliwie, ale nie należy się ich obawiać. Zapewne nie znacie kreolskiego, znajdujecie zatem władającego angielskim bagażowego i proponujecie mu 20 dolarów, aby do końca dnia pomagał wam jako tłumacz. Każecie mu przywołać najpopularniejszy lokalny środek transportu, czyli tap-tap – taksówkę wyposażoną w ławki i pomalowany na jaskrawe kolory baldachim. Przed dotarciem do celu będziecie się musieli kilkakrotnie przesiadać, ale przejazd kosztuje tylko 10 gourde (25 centów). Większość taksówek tap-tap (osiągających czasami wielkość małego autobusu) ozdabiają napisy w kreolskim i łamanym 18
1. Bogactwo ubogich
angielskim zawierające słowa „Mój Bóg” lub „Jezus”. Na jednej widzicie „Mój Bóg to jest moim życiem”, na innej „Witajcie w Jezusie”. Za przednimi szybami często wiszą ozdóbki, wisiorki i wizerunki takich postaci, jak Che Guevara, Ronaldinho czy legenda reggae Gregory Isaacs. Szofer jeździ po mieście, kierując się pamięcią i instynktem. W taksówce nie ma klimatyzacji, warto też mieć przy sobie zatyczki do uszu, ponieważ dźwięki wydobywające się z głośników – które kosztowały więcej niż sama fura – sprawią, że klatka piersiowa zacznie wam wibrować w rytm haitańskiego popu lub amerykańskiego hip-hopu. Podróż spędzicie w towarzystwie nawet dwudziestu pasażerów: na pięciu centymetrach kwadratowych drewnianej ławki w cudowny sposób zmieści się kobieta o siedzeniu wielkości opony traktorowej. Przygotujcie swój kręgosłup na mocne wrażenia. Powinniście przejechać na południe Route de Delmas, w stronę położonej pod miastem dzielnicy Pétionville, gdzie znajdują się pied-à-terre wielu z trzydziestu najbogatszych rodzin na Haiti sprawujących władzę nad gospodarką kraju. W miarę jak oddalacie się od morza, zapach gnijących ryb ustępuje woni gnijących warzyw. W powietrzu unoszą się spaliny. Przejeżdżacie obok billboardu przedstawiającego uśmiechniętą dziewczynkę z warkoczykami, obok której widnieje napis: „Podaj mi pomocną dłoń. Podaruj mi jutro. Precz z niewolą dzieci”. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że podobnie jak większość Haitańczyków nie znacie francuskiego ani kreolskiego. Tak jak oni ignorujecie plakat. Oddalając się od lotniska, mijacie dwa posterunki sił pokojowych ONZ, jeden z oznakowaniami brazylijskimi, drugi z flagą Argentyny. Błękitne hełmy uśmiechają się i machają, ale wasi współpasażerowie w zdumieniu odprowadzają ich wzrokiem. W skład stacjonujących tu sił ONZ wchodzą również Jordańczycy i Peruwiańczycy, którzy zaparkowali swoje minivany piętnaście minut na południe, na obrzeżach slumsu Cité Soleil – najbiedniejszych i najgęściej zaludnionych sześciu mil kwadratowych w najbiedniejszym i najgęściej zaludnionym państwie na półkuli zachodniej. Zarówno błękitne hełmy, jak i lokalna policja rzadko się tam zapuszczają, bo gdyby to uczynili, zostaliby ostrzelani przez rządzących dzielnicą gangsterów. Najlepiej trzymać 19
Zbrodnia
się od tego miejsca z daleka, choć można tam tanio kupić dziecko. Przy większym zamówieniu można nawet dostać dziecko gratis. Zauważacie, że ulice stolicy Haiti są – podobnie jak taksówki tap -tap – przeludnione, zdewastowane, choć jednocześnie kolorowe. Nawierzchnia przybiera postać od złej do fatalnej i nawet najlepsze SUV-y zdzierają sobie na niej podwozia. Niektóre ulice w dzielnicy Delmas są tak strome, że silnik wspinającej się nimi taksówki tap-tap może w pewnej chwili zacharczeć z wysiłku i zgasnąć. Port-au-Prince miało w zamyśle pomieścić około 150 tysięcy mieszkańców, ale od 1804 roku nie przeszło zbyt wielu gruntownych modernizacji. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat do stolicy Haiti napłynęło z obszarów wiejskich około 2 milionów ludzi, czyli jedna czwarta populacji kraju. Nowi mieszkańcy przywieźli ze sobą zwierzęta. Po bocznych uliczkach chodzą kury. W mieście spotyka się chłopców prowadzących na sznurkach koguty przeznaczone do walk. Monstrualnie tłuste świnie ryją w brudnych od sadzy, gnijących śmieciach usypanych w dwuipółmetrowe sterty na rogach ulic albo jeszcze wyżej w przepastnych rowach, które otwierają się tuż przy krawędzi chodników i wiją za domami. Przed katolickim kościołem faluje tłum wsłuchany w transmitowaną przez głośniki mszę. Większość Haitańczyków to katolicy. Mimo wysiłków katolickich księży przeważnie praktykują też wudu. Na prowincji wudu to często jedyna religia. Od czasu do czasu widzicie białego jeepa lub furgonetkę z syreną, czerwonym krzyżem i namalowanym ręcznie na masce słowem „Ambulance”. W pierwszym odruchu zakładacie, że jest to ambulans. Błąd. To prywatny pojazd służący do przewożenia zmarłych. Publiczna służba zdrowia ma w najlepszym razie nierówny poziom. Roczny budżet na ochronę zdrowia sił pokojowych ONZ stacjonujących na Haiti przewyższa roczny budżet haitańskiego Ministerstwa Zdrowia1. Rozsądny człowiek nie choruje na Haiti, o czym miałem się dopiero przekonać. 1.
Zob. T. Howland, In Haiti, Rhetoric Trumps Human Rights, „The Boston Globe”, 16 sierpnia 2006, s. A15.
20
1. Bogactwo ubogich
W nocy ludzie gromadzą się w pokrytych blachą domach ze sklejki lub pustaków, stojących wzdłuż ziemnych dróg poprzecinanych rowami pełnymi nieczyszczonych ścieków. Większość mieszkańców podkrada prąd z miejskiej sieci energetycznej. Dzięki temu mogą nacieszyć się wieczorem światłem z jednej czy dwóch lamp, dopóki przez miasto nie zaczną przetaczać się przerwy w dostawie prądu, uciszając płynące z tancbud dźwięki reggae i hip-hopu. Po jakimś czasie zapada całkowita ciemność i absolutna cisza, przerywana tylko spazmatycznym szczekaniem psów oraz odgłosami strzałów, które słychać od Cité Soleil do Pétionville. Spowijającą miasto mgłę rozświetlają jedynie zasilane prądem z generatorów lampy z ufortyfikowanych baz sił pokojowych ONZ. Wielu Haitańczyków, zwłaszcza 70 procent populacji pozostające oficjalnie bez pracy, spędza dzień na dusznych, parnych, zakurzonych ulicach. Kiedy mężczyzna lub kobieta potrzebuje oddać mocz, po prostu znajduje położony w ustronnym miejscu słup lub rów. Po co wracać za potrzebą do domu, skoro w większości nie ma instalacji wodno-kanalizacyjnej. Haitańczycy przywiązują ogromną wagę do wyglądu, ponieważ jednak ponad trzy czwarte z nich żyje za mniej niż dwa dolary dziennie, nie dysponują bogatymi garderobami. Niektórzy żebrzą, jak na przykład trzydziestokilkuletnia kobieta siedząca na środku ulicy Delmas, która wystawia spod bluzki paskudnie zakażoną, lśniącą od ropy pierś. Inni się sprzedają. W stolicy Haiti żyje około 10 tysięcy dzieci ulicy – większość z nich to chłopcy, niekiedy zaledwie sześcioletni. Niektóre oferują seks bez zabezpieczeń za 1,75 dolara. Haiti to państwo o największej liczbie osób zarażonych wirusem HIV, nie licząc Afryki Subsaharyjskiej. Haitańczycy wierzą, że seks z dziewicą chroni przed AIDS lub może nawet z niego wyleczyć, więc cenę za stosunek płciowy wywindowali w tym wypadku do 5 dolarów2. Haiti działa również jak magnes na miłośników turystyki seksualnej i pedofilów. Jedna z takich osób wyraziła następującą opinię o tamtejszych dzieciach na czacie internetowym: „Te młodsze są nawet bardziej perswersyjne [sic!] niż starsze kobiety [...] 2. Zob. B. Bell, Walking on Fire, Ithaca 2001, s. 20.
21
Zbrodnia
Zaparkujcie na dowolnej ulicy i powiedzcie im, żeby brały się do roboty!!!!!!!!! Nikt obcy nie będzie na was zwracał uwagi. Nie ma policji, chociaż siły międzynarodowe wciąż tu stacjonują”3. Miejscowi mawiają, że dla gospodarki Haiti główną korzyścią z obecności sił pokojowych są zyski burdeli. Naprzeciwko bazy ONZ położonej przy opustoszałej drodze pod Port-au-Prince znakomicie prosperuje klub nocny Le Perfection. Większość mieszkańców miasta, którzy mają pracę, wykonuje ją dorywczo. Zgięty wpół mężczyzna z nagim torsem napręża mięśnie pod zaprzężonym w osła wozem, na którym leży szkielet spalonego samochodu. Starsza kobieta niesie na głowie setkę jaj ułożonych w pięć warstw, zwinnie pokonując pokrytą pyłem boczną ulicę. Młody mężczyzna przeciska się po tętniącym życiem chodniku z wielkim materacem na głowie. Wszędzie słychać dzwonki pucybutów. Starszy mężczyzna, zapewne niemający jeszcze pięćdziesięciu siedmiu lat – to średnia długość życia na Haiti – pcha przed sobą taczki wypełnione pustymi butelkami. Widzi, że uśmiechacie się na widok jego spranego, za dużego podkoszulka z wizerunkami Snoopy’ego, Woodstocku i słowami „Najbardziej przytulaśna babcia świata”. Musi być w dobrym humorze, bo odpowiada bezzębnym uśmiechem. Wielu ludzi handluje świecidełkami, kostkami rosołowymi, jednorazowymi plastikowymi bukłakami z wodą, suszonymi bananami, napojem energetycznym „Megawatt” i warzywami w różnych stadiach rozkładu. Jakiś człowiek sprzedaje ładowarki do telefonów komórkowych. Smaga nimi przemykające obok chyłkiem bezpańskie psy. Inny na ulicy Delmas oferuje pejcze ze skóry wołowej typu rigwaz i martinet. Każdy z nich służy do bicia innego typu zwierząt. „Timoun se ti bet” – mówi haitańskie powiedzenie. „Dzieci to małe zwierzęta”. „Ti neg baton ki fe I mache” – powiada inne. „To dzięki biczowi dzieciak zaczyna chodzić”. Dotarliście do połowy ulicy Delmas – w tym miejscu niewolnicy otaczają was już ze wszystkich stron. Zakładając, że jesteście po raz 3.
Port au Prince Street Action. May 08, 2004, www.worldsexguide.com, dostęp: 15 października 2005.
22
1. Bogactwo ubogich
pierwszy na Haiti, nie potraficie ich jeszcze rozpoznać. Haitańczycy z niższej klasy średniej mają tę umiejętność we krwi. Niektórzy niewolnicy liczą sobie zaledwie trzy lub cztery lata, ale nawet jako starsze dzieci zawsze będą maluchami. Piętnastoletni niewolnik jest średnio 3,8 centymetra niższy i 18 kilogramów lżejszy od przeciętnego piętnastolatka4. Na skórze mogą mieć oparzenia od gotowania dla swoich panów albo blizny od bicia (do którego może dojść nawet w miejscu publicznym) pejczem martinet, kablami elektrycznymi lub drewnianymi rózgami. Noszą wyblakłe, rozciągnięte, używane ubrania. Chodzą boso lub w sandałach, a jeśli mają szczęście, to w za dużych butach. Jeżeli przyjedziecie na ulicę Delmas po południu, być może zobaczycie, jak naprężają chudziutkie szyje i drobne główki, taszcząc na nich dwudziestolitrowe wiadra z wodą i brnąc przez pokryte tłuczonym szkłem wyboiste ulice5. Albo jak odbierają ze szkoły elegancko ubrane dzieci swoich właścicieli. To restavekowie, „ci, którzy u nas nocują”, jak się ich eufemistycznie nazywa po kreolsku. Zmuszani do pracy, za którą nie otrzymują wynagrodzenia, wstają przed świtem i kładą się spać późno w nocy. Przemoc to dla nich chleb powszedni. To dzieci, które nie spojrzą ci w oczy.
4.
Dane na podstawie sfinansowanego przez ONZ badania z 1984 roku. Z innych wskaźników ekonomicznych można wywnioskować, że dziś różnica ta jest jeszcze większa. Zob. D. Sontag, The Littlest Slaves in Haiti. If a Child Is Only Poor and Hungry, He Is One of the Lucky Ones, „Miami Herald” (Tropic Magazine), 30 grudnia 1990. 5. Zaczerpnięte częściowo z: J. McCalla, M. Archer, Restavèk No More. Eliminating Child Slavery in Haiti. A Report by the National Coalition for Haitian Rights, 18 kwietnia 2002.
23
Zbrodnia
SPIS TREŚCI
Richard Holbrooke, Przedmowa ..... 7 Przedmowa autora ..... 11 1. Bogactwo ubogich ..... 17 2. Księga wyjścia. Dramat w trzech aktach ..... 69 3. Ci, którymi zawładnęła prawica ..... 96 4. Prawo moralne, które stoi ponad ludźmi i narodami ..... 155 5. Państwo w państwie ..... 170 6. Nowy „etap pośredni” ..... 215 7. Wojna Johna Millera ..... 265 8. Dzieci Wisznu ..... 277 9. Apokalipsa. Aniołowie z ognistymi mieczami ..... 337 10. Mała Nadzieja ..... 351 Epilog. Wyzwanie, które warto podjąć ..... 379 Podziękowania ..... 391
E. BENJAMIN SKINNER (ur. 1976) pochodzi z Wisconsin (obecnie mieszkaniec Brooklynu), absolwent Wesleyan University. Reporter zajmujący się problemami Afryki, Ameryki Łacińskiej i Środkowego Wschodu. Współpracował z międzynarodową edycją „Newsweeka”, „Travel + Leisure” i „Foreign Affairs”. Zbrodnia... to jego książkowy debiut, który przyniósł mu m.in. przyznawany przez „National Geographic Adventure” tytuł Adventurer of the Year 2008 oraz Dayton Literary Peace Prize (2009). http://acrimesomonstrous.com/ CZY WIESZ, ŻE W XXI WIEKU ZA 50 DOLARÓW BEZ TRUDU MOŻNA KUPIĆ CZŁOWIEKA? Niewolnictwo i handel ludźmi to zbrodnia, która szerzy się współcześnie na wszystkich kontynentach. O niej właśnie opowiada wstrząsająca i znakomicie udokumentowana książka Benjamina Skinnera. Haiti, Sudan, Rumunia, Mołdawia, Holandia, Indie i Stany Zjednoczone to miejsca, gdzie autor stanął twarzą w twarz z jednym z najbardziej przerażających i lekceważonych problemów współczesnego świata. W XXI wieku istnieje więcej niewolników niż w czasach, gdy niewolnictwo było akceptowane. Skinner jest nie tylko świadkiem tragedii współczesnych niewolników, ale poznaje również z bliska ich oprawców. Ta fascynująca i odkrywająca przed nami nieznane fakty książka wzbudziła poruszenie i gorące reakcje na całym świecie. Pochwalnym recenzjom – opublikowanym m.in. na łamach „The New York Times”, „The Washington Times”, „International Herald Tribune” czy „Gazety Wyborczej” – towarzyszyły entuzjastyczne opinie osób takich jak Bill Clinton czy Elie Wiesel. Ben Skinner zabiera czytelników do jednego z najpotworniejszych piekieł na ziemi. [...] był pierwszym autorem uczestniczącym w transakcjach sprzedaży człowieka na czterech kontynentach, a teraz obnaża mechanizmy rządzące tą branżą. W Port-au-Prince handlarz ludźmi oferował mu dziesięcioletnią dziewczynkę za 50 dolarów. W Bukareszcie alfons proponował wymianę kobiety za używany samochód.
Cena detal. 34,90 zł
z Przedmowy Richarda Holbrooke’a