
1 minute read
Ten ze slubem
W chwili, gdy stawiam biały but na obcasie na kościelnej posadzce, dociera do mnie, że kiedy stąd wyjdę, moje życie już nie będzie takie jak dotąd.
Przygotowywałam się na ten moment, odkąd z ust Carlosa padło słowo „ślub”. W ciągu ostatnich miesięcy chyba z tysiąc razy odtwarzałam DVD z wesela rodziców, tak kiepskiej jakości, że trudno rozpoznać twarze uczestników. I ze ślubu mojej siostry z Gastonem, znacznie huczniejszego niż nasz. Z kolei wesele Danieli pamiętam, jakby to było wczoraj. Widziałam w internecie setki filmików, na których pan młody wybucha płaczem na widok przyszłej żony. Kiedy je oglądasz, też wzruszasz się na myśl, że kiedyś coś takiego spotka ciebie. No i oto nadszedł dzień, kiedy ma to spotkać mnie.
Ale gdy robię pierwszy krok w kościele, zamiast emocji, które zapamiętałam z ekranu, ogarnia mnie przerażenie. W moją stronę odwraca się setka głów, jakbym była osobliwym przedmiotem przywiezionym z jakiegoś egzotycznego kraju. Nic dziwnego: panna młoda rzadko idzie sama do ołtarza. No cóż, zdarza się. Czuję się źle w sukni ślubnej… choć przecież sama ją wybrałam.
Miesiącami przygotowywałam się na te kilka sekund, jakie zajmuje przejście główną nawą kościoła. Prawie rok. A teraz idę przerażona, walcząc z tikiem w lewym oku. Ostrożnie dotykam powieki, żeby go opanować – w końcu nie mogę wyjść źle na zdjęciach. Zgromadzeni niewłaściwie interpretują ten gest i wzdychają, przekonani, że się wzruszyłam. Bo przecież jestem wzruszona, prawda?
Jestem?
Dopiero teraz dostrzegam Carlosa, który zgodnie z tradycją czeka przy ołtarzu. Kiedy nasze spojrzenia na moment się krzyżują, odkrywam, że on rzeczywiście płacze ze wzruszenia. Ma czerwone uszy i marszczy czoło, jakby chciał powstrzymać szloch. Nam, kobietom, zawsze wpajano, że powinnyśmy czekać na tę chwilę. Uśmiecham się mimowolnie. Staję, od Carlosa dzielą mnie trzy stopnie. Cieszę się, że gra muzyka, bo właśnie zaburczało mi w brzuchu. Teraz żałuję, że dziś nic nie zjadłam.
Zaczyna się ceremonia, wszyscy siadamy. Czuję się jak robot, powtarzając zdania i ruchy, które ćwiczyłam przez ostatnie miesiące. Parę razy próbuję odwrócić głowę, żeby spojrzeć na Carlosa, ale wsuwki mocujące welon tak ciągną włosy, że niemal nie mogę ruszyć szyją. Zerkam na niego kątem oka. Teraz, kiedy siedzimy, widać, że jesteśmy niemal tego samego wzrostu. Otwiera szeroko oczy, jakby nie chciał przegapić żadnego szczegółu. Przyglądam się jego ustom, jego rysom… Wyobrażam sobie nasze dzieci. Na pewno miałyby profil Carlosa. Jeśli mam być szczera, nigdy nie podobał mi się jego nos, ale przecież nie jestem aż tak małostkowa, nie będę się czepiać. Najważniejsze, żeby był dobrym ojcem i żebyśmy byli razem szczęśliwi.
Na chwilę wstajemy, potem znowu siadamy. Serce wali mi coraz mocniej. To już niedługo. Minęło prawie pół godziny,