2 minute read

BRAMA DOSTATNIA

Next Article
DLA DZIECI

DLA DZIECI

••• SZCZECIN – LUBLIN. DEPORTACJA ŻYDÓW. LUTY 1940 / TOMASZ DOSTATNI OP

Kiedy w czerwcu 2020 roku dowiedziałem się, że z woli przełożonych, jak to się mawia woli Bożej, będę przeniesiony nagle i gwałtownie do Szczecina, Tomek Pietrasiewicz opowiedział mi o związku Szczecina z Lublinem. Mówił o deportacji szczecińskich, niemieckich, kompletnie zasymilowanych Żydów do Lublina i na Lubelszczyznę. Dosyć szybko tu, na miejscu, zapoznałem się z tą dramatyczną i tragiczną historią. W nocy z 12 na 13 lutego 1940 roku specjalne grupy Gestapo wygarnęły z domów około 1100 osób. Po kilku dniach transport ten dotarł do Lublina, a potem umieszczono Żydów szczecińskich w kilku miejscowościach. Były to: Piaski (525 osób ), Bełżyce (245), Głusk (68), Sawin, Bychawa.

Advertisement

Historyk Eryk Krasucki pisze: – we wspomnieniach znaleźć można informację, że w Lublinie wysiedlonych powitano w przerażający sposób. Do wagonów doskoczyć mieli natychmiast członkowie policji porządkowej i kolejno wywlekać z nich przerażonych pasażerów. Bito ich przy tym kolbami i kopano. Zmaltretowanych trzydniową podróżą, ledwie trzymających się na nogach ludzi, zapędzono czwórkami do obozu pracy przy ulicy Lipowej 7. Podczas upokarzającego marszu przez lubelskie ulice umrzeć miało kolejnych 10 osób. Sam obóz, do którego skierowano niemieckich Żydów, utworzono w grudniu 1939 roku na rozkaz Odila Globocnika, szefującego SS i policji w dystrykcie lubelskim GG, jednej z najmroczniejszych postaci Zagłady. Potem trafili do obozów zagłady, przede wszystkim w Bełżcu i Sobiborze. Z oficjalnych danych, statystyk niemieckich Holokaustu, wynika, że z tych deportowanych przeżyło wojnę dosłownie kilkunastu Żydów.

Sama nocna akcja deportacji ze Szczecina jest dosyć dobrze opisana przez wywożonych i przez dziennikarza duńskiego, który wtedy przebywał przypadkowo w Szczecinie. Dr Erich Mosbach wspomina: – Wieczorem w każdym żydowskim mieszkaniu pojawił się oddział Gestapo i odczytał nam rozkaz, według którego musieliśmy opuścić granice Niemiec w ciągu ośmiu godzin. Przyjaźni niczym dżentelmeni, dali nam możliwość zrealizowania tego postanowienia. Każdy z nas otrzymał pozwolenie na zabranie ze sobą walizki. Zostaliśmy zabrani na dworzec kolejowy, a 13 lutego w południe, opuściliśmy Szczecin kierując się w stronę Polski”. Krasucki pisze także: – Niespełna 11-letni w lutym 1940 roku Manfred Heyman zapamiętał przede wszystkim strach. Jego rodzinie dano pół godziny na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Nikogo nie informowano dokąd zostanie zabrany… Oczekiwanie na wyjazd trwać miało wiele godzin. Świadek nie zapamiętał jednak, że w tę gwiaździstą lutową noc było wyjątkowo zimno, a temperatura dochodziła do -30 stopni C… Było makabrycznie zimno – wspominali inni – co szczególnie źle znosili starzy ludzie. Dodać tylko można, że w transporcie znaleźli się pensjonariusze dwóch szczecińskich domów starców (82 osoby), niekiedy ponad 90-letni. Tych, którzy nie mogli chodzić, dostarczono na miejsce zborne na noszach.

This article is from: