2 minute read

BE I CACY

Next Article
BEZ SZAROŚCI

BEZ SZAROŚCI

••• MIMIKRA / KOZIARA TARARARA

Mimikra to w skrócie udawanie kogoś lub czegoś, kim się nie jest, kamuflaż sklejający osobnika z tłem, na którym się prezentuje albo wręcz przeciwnie – udawanie fałszywej tożsamości groźnego drapieżnika. W świecie fauny i flory są typy, którym po drodze jest połączyć się z okolicznościami, w których egzystują i pozostają niewidoczni. Są też tacy, którzy postępują dokładnie odwrotnie. Na przykład moja rodzina nienawidzi chodzić ze mną do knajpy, bo często nie potrafię dopasować się do sytuacji i mam wiele uwag do knajpianego dizajnu, światła lub estetyki jadłospisu. Bardzo to upierdliwa cecha, ale taki mam niewyparzony jęzor, że nie mogę go utrzymać na uwięzi.

Advertisement

Onegdaj dostałem na pozbawionym jakiejkolwiek formy graficznej świstku papieru zaproszenie do udziału w wystawie w BWA w Ostrowie Świętokrzyskim. Odpisałem, że instytucji zajmującej się sztuką nie przystoi posługiwanie się tego rodzaju estetyką, wręcz przeciwnie winna świecić niczym latarnia morska przykładem jak powinno to wyglądać. Efekt – przestali ze mną korespondować.

Edukowanie wszelkiej maści biznesmenów co do jakości ich szyldów, wizytówek, reklamówek nie zawsze budzi negatywny rezonans, np. właścicielka restauracji w Wąwolnicy bardzo była wdzięczna, że z obrzydzeniem wyraziłem się na temat reklamy jej interesu, co więcej sama miała takie przeczucie, a dzięki mojej opinii nowa i estetyczna reklama niebawem zastąpi paskudę.

Odkryty kilka lat temu napis na ścianie kamienicy w Lublinie sprzed ponad stu lat doczekał się konserwacji tak nieudolnej i niezgodnej z oryginałem, że aż zęby bolą. Dwa lata prosiłem konserwatora i właściciela o zmianę tego detalu. Nie doczekałem się, zdobyłem dokumentację odtworzyłem napis 1:1 na szablonie, dostarczyłem do biura konserwatora i wysłałem właścicielowi, mam nadzieję, że za następne kilka lat ktoś to poprawi, a może nie.

Na zielonym skwerku między Al. Kraśnicką a ul. Nałęczowską od kilku lat pojawiały się reklamy. Z czasem było ich coraz więcej, aż doszło do patologii klęski urodzaju i rozmnożyły się jak króliki, i to po cztery na ten sam temat. Zarząd Dróg i Mostów odpowiedzialny za przydrożne nośniki reklamowe udzielił mi informacji, że chętnie by zaprowadził porządek, ale tu jego macki nie sięgają, bo jest to działka należąca do miasta. Miejski Wydział Gospodarowania Mieniem nic o nielegalnym gospodarowaniu jego mieniem nie wiedział i był bardzo wdzięczny za informację sygnałowego. Dopiero po pół roku i wielokrotnych monitach udało się miejską działkę częściowo posprzątać, a dodatkowej pikanterii dodaje fakt, że te nielegalne nieczystości reklamowały interesy byłego radnego miasta Lublin.

Łatwo jest mieć wszystko w dupie, ale przecież ona też ma swoją krytyczną pojemność.

This article is from: