2 minute read

INTRODUKCJA

Next Article
ZAKAZ RYSOWANIA

ZAKAZ RYSOWANIA

••• ROK 2021 / MIŁOSZ ZIELIŃSKI

Gdy sięgam pamięcią 12 miesięcy wstecz, mam poczucie, że miałem wtedy dokładnie takie same odczucia. Po pierwsze, czułem mocne zmęczenie tym, jak dramatycznie zmienił się nasz świat, tym, jak oszalałe stało się moje własne życie, tym, co spotkało nas wszystkich. Również „nas”, czyli pasjonatów kultury, artystów, widzów czy krytyków. Czułem też dojmujący, momentami paniczny strach o własne życie i zdrowie, o moich najbliższych, znajomych i przyjaciół. Bałem się o własną przyszłość, ale też o to, co czeka moje miasto czy środowisko w którym żyję. Gdzieś w tym wszystkim migotało jednak światełko nadziei – w poszczególnych krajach uruchamiano pierwsze szczepienia, zgodnie z ówczesnymi przewidywaniami naukowców i lekarzy, rokowały one nadzwyczaj dobrze. Gdzieś, wciąż daleko, migotało światełko w tunelu... Może w najbliższym czasie wróci normalność?

Advertisement

12 miesięcy później, na początku grudnia, zmieniło się z pozoru niewiele. Tylko z pozoru – to światełko optymizmu, wiara, że widać koniec pandemicznego szaleństwa... No cóż, odjechało błyskawicznie i dziś wydaje mi się być jeszcze bardziej odległe niż rok temu. I owszem, dziś nie mamy twardych lockdownów, ale nie jestem pewien, czy wynika to z rozsądku rządzących Polską, czy raczej z ich szaleństwa. I owszem, mamy szczepionki, ale co z tego, skoro poziom wyszczepienia w naszym kraju istotnie odbiega zarówno od standardów zachodnioeuropejskich i praktycznie stoi w miejscu… Co z tego, skoro mamy co raz to nowe mutacje wirusa, które nie dość, że są znacznie bardziej zjadliwe i zaraźliwe, ale także potrafią „obchodzić” naszą odporność (zarówno tą naturalną, po przechorowaniu, jak i tą poszczepienną) dużo lepiej, niż pierwotny, oryginalny COVID-19.

Czuję, że w porównaniu z zeszłym rokiem jestem całą sytuacją... maksymalnie wycieńczony. I to już nawet nie chodzi o paranoiczny strach o życie czy zdrowie, bo teoretycznie jako osoba zaszczepiona ewentualną chorobę powinienem przejść lekko lub niezbyt ciężko i to pomimo moich, dość niebezpiecznych chorób współistniejących. Jestem po prostu zmęczony tą nieustanną huśtawką, którą w ostatnich dwóch latach rozbujał nam los do spółki z naturą. Mam dość stanów lękowych i depresyjnych, z którymi przestałem sobie radzić. Mam dość arogancji władzy i zarządzania epidemią nie na podstawie opinii lekarzy czy ekspertów, a badań sondażowych, które sprawdzają czego naród chce, a za co się wkurzy i rządzącym pokaże środkowy palec. Mam dość słuchania wszelkiego rodzaju szurów i antyszczepów, negujących, bądź to istnienie epidemii, bądź to sensowności szczepień. Mam wreszcie nieustannie dość myślenia o tym, w jakim stanie z epidemii wyjdzie mój kraj, moje miasto czy nawet kultura… Na usta cisnął mi się słowa: „Polska w ruinie”. Ale to dopiero przed nami...

Może i mało optymistyczna ta świąteczno-sylwestrowa introdukcja. Trudno jednak dzielić się czymś, czego nie ma się w sobie samym... Mogę mieć jedynie nadzieję, że po prostu przyszłość mnie zaskoczy. Tylko niech zrobi to szybko, bo jak tak dalej pójdzie, to nawet tabletki szczęścia nie pomogą.

This article is from: