M O L E #6-8

Page 1

temat numeru

lato-jesień 2014/zima 2015

muzyka

numer 1/6-8

c z a s o p i s m o

l i t e r a c k o - k u l t u r a l n e


w numerze stałe rubryki Olaf Pajączkowski

Wstępniak

4

opowiadania Bartosz Łącki

Wspomnienie

Bartosz Łącki

Literat

tajemnicy dnia

powraca na ziemię

9 16

konkurs, poezja konkurs

Protokół

Katarzyna Szumowska

List Don Kichote

26

Patryk Krzak

Bóg

27

Klaudia Gębska

***

29

Aleksandra Kamińska

Schody

30

Urszula Szuster

Metafizyczne

Anna Buchalska

wiersze

37

Dariusz Jacek Bednarczyk

wiersze

45

Lidia Urbańczyk

wiersze

59

z obrad jury

odnaleziony dwa dni po jego śmierci

jest

Miłością

ziarno

24

32


artykuły, felietony Bartosz Łącki

Odwaga

Grzegorz Koprowski

Ulubione

Grzegorz Koprowski

Kilka

Wojciech Wziątek

Armagedon

96

Olaf Pajączkowski

Kryptozoo

101

kobiety płyty

Kopra

słów o koncertach

66 71 76

ostatki, rzeczy wyjątkowe Bartosz Łącki Olaf Pajączkowski

Pogrzeb Mola

113

Łukasz Berlik

W

119

MOLE

tonacji molowej

niezależne opolskie czasopismo literacko-kulturalne

Redaktor naczelny: Olaf Pajączkowski Skład/dtp/łamanie/szata graficzna: Szymon Wiatr Redagowanie tekstów: Bartosz Łącki, Olaf Pajączkowski Autorami grafik pojawiających się w numerze są Dariusz Lepiarczyk, Grzegorz Koprowski i Olaf Pajączkowski, poza stronami 36, 58, 103-108, 118 Okładka: Dariusz Lepiarczyk Wydawca: Olaf Pajączkowski Kontakt z redakcją: olaf.pajaczkowski@gmail.com Strona www: http://mole-czasopismo.strefa.pl

Nasz fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/MoleCzasopismo Prezentowane w poszczególnych artykułach poglądy są poglądami ich Autorów; Redakcja nie bierze za nie odpowiedzialności


wstępniak

Wstępniak Olaf Pajączkowski

Dzisiejszy wstęp będzie krótki i nietypowy. Z kilku względów. Najważniejszym jest jednak to, że nie do końca wiem, co napisać. Henryk Jerzy Chmielewski, czyli słynny Papcio Chmiel, twórca równie – albo nawet bardziej – słynnego szympansa Tytusa, na pewno rozumie, co w tym momencie czuję: „Siedziałem trzydziesty ósmy dzień z rzędu nad pustą kartką papieru i nic mą-

4

drego nie przychodziło mi do głowy. Tytus


Peter Bilý Olaf Pajączkowski popatrzył na mnie z dezaprobatą i skrzywił się

Bardzo cenię sobie ten utwór i to nie tyl-

w sposób charakterystyczny dla człekokształt-

ko ze względu na świetną muzykę, ale – może

nych […]

przede wszystkim – ze względu na wspaniały

– Po co się Papcio męczy, wstępów i tak nikt nie czyta.

tekst. Traktuje on o pożegnaniu, ale nie pożegnaniu łzawym; podmiot liryczny nie rozrywa

– Ależ, Tytusie, wstęp być musi! Książka

koszuli, krzycząc, jak mu źle i smutno. Jego

bez wstępu to jak mieszkanie bez przedpoko-

wyznania są bardzo stonowane, spokojne, po-

ju!1”

zbawione „egzystencjalnego skowytu”; gdzież Rzeczywiście, wstępów nikt nie czyta.

mu tam do największych twórców nurtu emo!

Mógłbym zachwalać zawartość numeru, ale

Wspomina on dawne dzieje, ale nie dlatego, że

i tak zaraz się przekonacie, co w numerze pisz-

ma zamiar za chwilę podciąć sobie żyły; raczej

czy, więc nie ma to większego sensu. Mógłbym

znalazł się na rozstaju dróg, na którym żegna

ukryć tutaj jakąś ekstra informację dla najwy-

się z dawnym życiem i zmierza w innym kie-

trwalszych, tych, którzy wstępy czytają – ale

runku. I chociaż obawia się tego, co go spo-

nie zrobię tego. W zamian napiszę Wam (obu!)

tka w przyszłości i nagle zdaje sobie sprawę

kilka słów o jednej z moich ulubionych piose-

z upływu czasu („Noce zimy przenikają mnie/

nek Jethro Tull pt. We Used to Know. Nie bój-

Strachem przed śmiercią, starzeniem się2”),

cie się, będzie krótko.

1 Henryk Jerzy Chmielewski, Tytus, Romek i A'Tomek księga II, Warszawa 2009, s. 3.

2 Piosenka We Used to Know została napisana przez Iana Andersona, lidera Jethro Tull w roku 1969 i znalazła się na drugim albumie grupy, Stand Up; tłumaczenia 5 fragmentów tekstu autorstwa niżej podpisanego.

5


wstępniak to jednak rusza przed siebie z nadzieją, spokojem i pogodzeniem się z wyrokami Losu, których wcześniej mu brakowało („Biegliśmy w wyścigu, który można było wygrać tylko/Biegnąc wolno”). Daleki jest również od idealizowania „poprzedniego życia”; choć wie, że było ono potrzebnym doświadczeniem, nauczyło go wielu rzeczy i pozwoliło iść dalej, to jednak pamięta, że był to okres pełen wyrzeczeń, smutków, ciężkiej pracy i niepokojów o przyszłość („Pamiętam poranki, bez grosza przy duszy/Gdy nawet wstawanie z łóżka nie miało sensu/Stare złe dni przyszły i odeszły/ Przecierając drogę owocnym latom”). Jest to więc pożegnanie, ale pożegnanie nietypowe, bez sentymentów, bez upiększania czegokolwiek, bez niepotrzebnych emocji. Pożegnanie pełne nadziei, gdy ze spokojem zamyka się pewien etap i idzie dalej, zostawiając za sobą wszystkie nieprzyjemności, a zabierając – doświadczenie i piękne wspomnienia („Idźcie, każdy swoją drogą, ja pójdą swą/Znajdźcie, czego szukacie, niech wam się szczęści!/Lecz dla własnego dobra zapamiętajcie chwile/Które znaliśmy”). Tak właśnie chciałbym powiedzieć: „do widzenia“. Żeby nie kończyć tego tekstu na takiej dość zadumanej nucie, jeszcze raz odwołam się do słów Papcia Chmiela – i na nich zresztą zakończę. Będzie to bowiem piękna koda. „Co jest potrzebne człowiekowi do życia? Powietrze, sen, pożywienie i... tak, zgadłeś! Śmiech! Śmiech to zdrowie! Śmiech przedłuża życie! Człowiek z uśmiechem na ustach wszędzie jest mile widziany! A więc śmiej się! Śmiej się od ucha do ucha i półgębkiem, śmiej się pod wąsem i całą gębą, wybuchaj śmiechem i parskaj ze śmiechu, śmiej się w duchu i otwarcie!3” 3

6

Henryk Jerzy Chmielewski, ibidem.


Peter BilĂ˝

7


proza

Bartosz Łącki

Rocznik 1988. Swe życie pędzi w Opolu

8


Bartosz Łącki

Wspomnienie tajemnicy dnia Panie, jeśli zechcesz, wszystko jest możliwe. Rygiel osuwa się u wejścia lochu, Karabin chyli na krawędzi lufy. Mimo łez naszych zmarli powracają z grobów. Robert Brasillach

Wszystko przemija, marnieje, obraca się w proch, a ta cudaczna nadzieja pozostaje. Nie odegna jej byle podmuch wiatru. Ale bywa kapryśna. I jak mi się zdaje – im bliżej mi do zaduchu grobu – tym ona jak gdyby częściej i na dłuższy czas wysmyka się z moich ramion. Ja zaś staram się wzmocnić uścisk. Wyznaję, że jeszcze dziś – po tylu przecież latach – nachodzi mnie przemożna chęć, żeby wkroczyć chyłkiem do któregoś z nich. A bo może znowu przyjdzie? Nigdy nie jest powiedziane. O, choćby, weźmy na to, wczoraj. Wymijałem właśnie w pośpiechu przybytek boży, będąc na-

9


proza glony jakąś pilną sprawą. Lecz wtenczas moich uszu dobiegł śpiew pobożnych. Naraz zwolniłem, by za moment przystanąć przy na wpół otwartej bramie. Wejdę tylko – pomyślałem nieco nerwowo – kawałeczek za przysionek i rzucę okiem na pierwszy rząd prawej nawy. Nikt mnie nawet nie przyuważy, w niczym to wiernym nie przeszkodzę. Upewnię się tylko dla spokoju. Aby raptem bez szmeru wyjść. Pozbawię siebie wprawdzie zarazem nadziei, ale wkrótce się odrodzi. Być może już nazajutrz. Nie, lepiej nie – pokręciłem w końcu głową – i ruszyłem dalej. Niezbicie – ku niecierpiącym zwłoki obowiązkom. Ileż to upłynęło lat? Całkiem sporo. O, to pewne, wszelako jestem już prawie kompletnie łysy. Nie było skwaru, ni mrozu. Inaczej przecież nie odzieliby ją w lekki zielony płaszczyk. (Nie miał on ani jednej fałdy). Co do jednego zaś jestem pewny. To musiała być niedziela. Jedna z nieprzebranej liczby tych, które leżały płasko w posępnym cieniu Mszy Świętej. Być może nieraz nawet nieposkromienie bluźniłem – że już mógłby się, zamiast tego, zacząć poniedziałek, z całym swoim okropieństwem. Czyli że wraz ze szkołą – brzydką i śmierdzącą, głupimi dziećmi z klasy i znów tak niewiele od nich – o długość paznokcia? – rozumniejszymi belframi (którzy niczego nie rozumieją, wszystko trzeba im mozolnie, powoli tłumaczyć – a oni na to bezczelnie i przewrotnie: „nie tłumacz się!”). Pewnie, jak co tydzień, marudziłem rozwlekle przy śniadaniu i bez przekonania oświadczałem, że boli mnie brzuch, ale dzisiaj to już naprawdę. Patrzcie jak cierpię! – mówiłem i wykrzywia-

10


Bartosz Łącki

łem twarzyczkę niby to w grymasie piekielnego bólu. Musicie więc – wraz z moim bratem (tutaj, myślę, oponował) – pójść sami. A ja zostanę dla przyśpieszenia kuracji w łóżku. I że najwyżej później powtórzycie mi słowa księdza. Niczego nie stracę. Nie żartuj – słyszałem wtedy – tylko zakładaj trzewiki, chyba że wolisz potem stać. I tak wiedziałem, że to na nic. A sterczeć całą godzinę – a znając dobrze los, pewno i dłużej – i umierać powoli z nudów za nic w świecie nie chciałem. Byłem ponury i zblazowany już to samą, niespełna pięciominutową, jazdą samochodem. Siadłem z tyłu, zapewne „byle jak”, nie troszcząc się w najmniejszym stopniu o stan mojej śnieżystej, świeżo wyprasowanej (dlatego tak niemiłej ciału) koszulki. „Musimy?” – rzucił jeszcze w międzyczasie podobnie wyzbyty złudzeń mój młodszy brat. To było na nic, jak zresztą wszystko inne. Na domiar całkiem prawdopodobne, że mdliło mnie po jajecznicy smażonej na dziwnie pachnącej szynce. Daleko mi było do uroczystego nastroju. A w taki, przypuszczam, wbili się – lub też usilnie starali się to zrobić – ojciec i matka. Jednak zauważcie, przecież nie mogłem wiedzieć, choćby odrobinę przypuszczać, że już w tamtej godzinie nasz skromny – prawie wiejski – kościół właśnie ona nawiedzi. I tak oto wszedłem do świątyni jako ostatni z naszej czwórki. Momentalnie ruszyłem ku tyłom. Przynajmniej nie jest się na widoku, można ziewnąć, a nawet dłubnąć w nosie (jak pamiętam, zawsze miałem w kieszeni chusteczki, ale czemuś nie byłem skory robić z nich użytku). Ale nie! Musimy iść prawie że na sam przód, by następnie ślepnąć z wolna od blasku świec oł-

11


proza tarza. Wówczas ani chybi złorzeczyłem w myślach, przeklinałem tę decyzję, dobierając grubych – jak wtedy myślałem, bo tak naprawdę niewinnych – słów (później, wiadoma to rzecz, błogosławiłem ją tak pięknie, jak tylko umiałem to robić). Były wolne miejsca jakoś w środku trzeciego rzędu. Na jego skraju usadowił się pewien leciwiec. Jakby pilnował on przystępu. Z początku był nieugięty (a może po prostu głuchy?). Jednak na prośbę matki zamiast przesunąć się – wstał, a zatrzeszczało mu w stawach jak kościotrupowi – by wtem trwać cierpliwie, aż nasza czereda nie zajmie nareszcie swych siedzisk. Już miałem wznieść ku stropowi kościelnemu spojrzenie niewinnie skazanego z wypisaną na obliczu skargą „za jakie grzechy?!”- kiedy ujrzałem siedzącą w pierwszym rzędzie, prawie że na wprost mnie dziewczynkę. Chwilowo zwrócona była do Rys. Olaf Pajączkowski

12

mnie swym lewym profilem. Wpatrywała się prze-


Bartosz Łącki

nikliwie, lekko podnosząc główkę, w twarz sąsiadki. Była to już kobieta niemłoda. A także dystyngowana. Młoda osóbka kiwnęła poważnie głową – nieco poruszyła się jej grzywka – na znak, że rozumie, czy też że się zgadza. A ja siedziałem niemal tuż za nią w tragicznie wymiętej – co ja najlepszego uczyniłem?! – koszulce. Do tego wszystkiego z rozdziawionym dziobem kretynka. Opamiętałem się, gdy po krótkim sygnale dzwoneczka z zakrystii w uroczystość Mszy Świętej wypłynął wyborny orszak złożony z ministrantów, szafarzy i dumnie zamykającego stawkę księdza proboszcza. Powstałem energicznie, jak na rozkaz – zwykle siedziałem tak długo, aż nie dostałem pod żebro kuksańca od któregoś z rodziców – jakbym miał nogi ze sprężyn. Celebracja poszła wartko swoim ustalonym trybem. Ale wiedziałem, że nie była to zwyczajna niedziela. Zaś łaskotanie na gardle świadczyło o moim wzruszeniu. I na powrót opadły mnie mdłości. Lecz było to już całkowicie coś innego. To była – jak teraz mówię – godzina powagi (i jeszcze dodatkowo kwadrans). Jedyna taka w moim życiu. Równolegle przeto odbywały się dwie – co najmniej równocenne (nie chcę bluźnić) – adoracje. Z jednej strony, oczywiście, był Najświętszy Sakrament. Z drugiej natomiast niewysoka, bo nawet niższa ode mnie, bezimienna, zastygła w powadze brunetka. I tak aż do „przekażcie sobie znak po-ko-ju” widziałem wyłącznie tył jej głowy wraz z wysoko upiętym kokiem. Gdy nastała oto wspomniana chwila, zamarłem w oczekiwaniu. Zaraz mnie pobłogosławi – myślałem w panice i zachwycie – oczami poranku, cichym gestem czoła. Zawrzemy

13


proza więc przyjaźń. Pierw zwróciła się obliczem ku sąsiadce – może ciotce – później na prawo, gdzie znajdował się całkiem siwy, ale postawny mężczyzna – możliwe że wuj czy jakiś stryjek. Trwałem tak z sercem omalże dławiącym mi gardło. W końcu odwróciła się w moją stronę. Ale spojrzenie jej znalazło się w ukryciu powiek, nie widziała mnie. Kiwnęła lekko głową i zwróciła się prędko ku ołtarzowi. Zbliżała się Komunia Święta. Przyszła ulga, owszem, lecz podbita suto zawodem. Przez całe nabożeństwo – ponad godzinę! – ani razu nie rzuciła płocho okiem w bok czy w górę, żeby zwyczajem ciekawskich, a może po prostu znudzonych dzieci spojrzeć na choć trochę interesujące malowidła, rzeźby, czy nawet taki kandelabr. Mój ideał, nieznajoma dziewczynka, była, podobnie jak jej opiekunowie, osobą przyjezdną. Co więcej, myślę, że pochodziła z innego kraju (chyba słyszałem, jak mówiono do niej „Judyta”, może „Julita”, a raczej „Julika”). Pojawiła się może na moment u bardzo dalekich krewnych. Pod koniec mszy, przed anonsami parafialnymi, kapłan mocnym – naprawdę imponującym – barytonem zaintonował „Pobłogosław, Jezu drogi...”. W mig dołączył doń chór parafian (ja naprawdę nie używam tego słowa pogardliwie). To był finał. Wielu dawało z siebie wszystko. Tym razem nie udawałem jak za poprzednimi razami, zresztą nieudolnie, że śpiewam społem z innymi. Ale podjąłem po nich pieśń i poniosłem ją, het, wysoko! Włożyłem w to całe serce dziecka. Choć głos miałem, podobnie jak teraz, raczej słabowity, to myślę że mimo to wybijał się on ponad inne,

14


Bartosz Łącki

nawet te najdonioślejsze. Na pewno słyszeli mnie moi rodzice – czy ona? nie wiem... – bo byli zdumieni. I tak na dobrą sprawę nie wiedzieli, czy się akurat nie wygłupiam. Pewnie właśnie ku podobnemu pomyśleniu się skłaniali. Jednak na wszelki wypadek – nie reprymendowali mnie.

Był więc kiedyś czas – in illo tempore – kiedy liturgia prowadzona w rycie katolickim pomogła mi uwierzyć w inne, cokolwiek wyższe życie (zwiastun czegoś nie oczywistego, a możliwego, nie głośnego – a tak cichego, że bliskiego wstydliwości). Powiedziałbym nawet – wzlecieć. Lecz wzbraniam się używać przygłośnych słów. Czy to się kiedy powtórzy? Nie wiem. A czasu jest coraz mniej. Coraz to mniej. Bądź co bądź – nigdy później nie zobaczyłem tego dziecka. Może to i dobrze – powiesz. Tylko byś się rozczarował. Albo – co gorsza – nie poznałbyś go. Słuchaj, może więc je widziałem?

Bartosz Łącki

15


proza

Literat

Bartosz Łącki

powraca na ziemię

Gdyby młodzieniec miał choć trochę jasnowidzące oczy – pewno nie wstawałby owego dnia z takim animuszem, niepospolitą wręcz werwą. Myślę, że wtenczas bardzo by marudził przy pobudce. Może w ogóle nie raczyłby się budzić... Lecz nie miał on żadnych złych przeczuć. Z prześnionego snu niewiele wprawdzie zapamiętał – ale ostało się w jego głowie to, że spacerował wonnymi ścieżynami gaju gdzieś w Arabii, na domiar rozkoszy nie sam, a wraz z czarnobrewą dziewczyną, może hurysą. Rysy jej twarzy – to również miał w pamięci – były mu zupełnie nieznajome. – I dlatego tak piękne. A co się tyczy jawy – poranek był rześki, sklep nieba błękitny. Słońce zaś już od jakiegoś czasu darzyło drżącą jeszcze po nocy ziemię ożywczymi promieniami. Wskutek czego krople rosy skrzyły się malowniczo. Zatem aż chciało się wstawać. Ale nie tylko z tego jednego – meteorologicznego – powodu.

16


Bartosz Łącki

Było coś jeszcze. Tego dnia przeto młody Leopold miał wyruszyć do wydawnictwa. Rzecz jasna nie z pustymi rękoma. Już bowiem jakiś czas temu napisał drugą powieść. Jako że pierwsza zebrała przychylne krytyki, a nawet jakoś miesiąc po premierze otrzymał serdeczny list od pewnej czytelniczki z Grudziądza (ciekawe – myślał połechtany mile autor– gdzie to jest?) – był ufny w swój talent. I w ogóle ludzie stali się dlań życzliwsi. Starsi kiwali chybotliwymi głowami z aprobatą. Rówieśnicy klepali po ramieniu, był im bratem. A młodsi – praktycznie jeszcze dzieci – kłaniali się na ulicy ze sporą dozą rewerencji, przez co wyglądali nieco jak kukiełki puszczone w ruch. „To był jak wygrany los na loterii!” – mówił, myśląc o swoim celnym wyborze zawodu pisarza. „Szkoda byłoby zmarnować tak dobrą rękę” – rzekła mu polonistka, kiedy jeszcze pobierał nauki w liceum. Matematycy również tak sądzili – bo go jakoś specjalnie nie ciemiężyli zadaniami z trygonometrii. A kiedy to był jeszcze ustawnie w czymś zaczytanym malcem – krewni i przyjaciele rodziny mówili, że rośnie tu na ich oczach mały Marcel Proust czy Thomas Mann. Dopiero po chwili orientowali się w swym niezamierzonym nietakcie i poprawiali skwapliwie – że raczej Dostojewski. Później koledzy i koleżanki ze studiów zapytywali się go wprawdzie z żartobliwą nutą, ale w gruncie rzeczy bardzo poważnie – „Leo, to kiedy debiutujesz?” – Jak znajdę chwilę. Pewno na emeryturze – ucinał spekulacje wybornym żartem. Wówczas nikomu nie zdradził tego, że ma już napisane jakieś siedem rozdziałów prozy poetyc-

17


proza kiej. Pisał na modłę staroświecką. Przy świecy. Atrament czerpał zaś wprost z rzezanego w szkle kałamarza. Wierzył, że to nie są wyłącznie rekwizyty – to były raczej przepojone mocą relikwie. Wiara jego w to była silna – więc z pewnością tak musiało wówczas być... Gdy pierwszy raz pojawił się w oficynie wydawniczej powiedziano mu, że właśnie kogoś takiego jak on już to od miesięcy szukali. Wydawca wstał wnet z fotela i ścisnął mu dłoń. Wszystko szło jak z płatka. Natrafiał na same dobre wróżby. Zatem zwłaszcza tego dnia był bardzo pogodny. Sprawnie i z niejakim namaszczeniem obwinął rękopis w świeży zielony papier. Miał jeszcze trochę czasu do wyjścia na pociąg. Mógł więc w spokoju dokonać porannych ablucji… Wyświeżony, pełen życia i optymizmu – czyli elan vital – opuścił nareszcie swoje locum. W lewej dłoni trzymał teczuszkę ze wspomnianym dziełem. Było mu ona niewielkim ciężarem. Czuł, jakby niósł w niej zbiorek motyli. I to tych najlżejszych. Po drodze, znęcony zapachem, wstąpił jeszcze do piekarni i zażyczył sobie rogalika nadziewanego brzoskwinią. Po czym poszedł na peron, usiadł, spojrzał spokojnie na zegarek – tak, miał jeszcze około kwadransu – i udelektował się dopiero co nabytą słodyczą. W papierowym rożku, na jego dnie, spoczęło kilka okruchów. Leopold rozdał je dybiącemu wyraźnie na zdobycz gołębiowi. Stwór zagruchał radośnie i rozdziobał ze smakiem podarunek. Młodzian był w nastroju filantropa. Dlatego, gdy już przyjechał pociąg, postanowił nie szukać

18


Bartosz Łącki

za wszelką cenę odludnego przedziału. Liczył na to, że przyjdzie mu dzielić podróż z jakimś miłym kompanem. Czemuś ciągnęło go do ludzi. Miał w tamtej chwili dla ludzkości spory sentyment. Ech, gdybyż to choć trochę przeczuwał... Ale – cicho – nie uprzedzajmy faktów, mamy jeszcze chwilę... Wszedł do pierwszej kwatery podróżnej. Ujrzał młodą dziewczynę. Była ona zanurzona w innym świecie. Czytała książkę. Nie zwróciła na niego uwagi, pewnie nie usłyszała, jak lekko odchylił przegrodę. Przez moment młodzieniec poczuł się jak intruz, przybysz, który pojawia się nie w porę. Jednak jej przyjemna powierzchowność i jego odwaga sprawiły, że został. Odchrząknął łagodnie, i kiedy podniosła nań wzrok, uśmiechnął się i zapytał, czy wolne, czy nie czeka na kogo, czy można się dosiąść. – Ależ śmiało! – odpowiedziała zuchowato.

Rys. Olaf Pajączkowski

19


proza Głos miała miły. Nieco chropawy, owszem, ale było przecież wcześnie, nie rozgrzała jeszcze krtani, tego dnia niewiele mogła zdążyć powiedzieć. Usadowił się więc wygodnie. Tak, że miał ją naprzeciw siebie po niejakim skosie. Firanki – nawet całkiem czyste – odsłaniały okno. Zatem już po chwili, kiedy maszyna ruszyła, mógł karmić swoje spojrzenie widokiem ciągnących się długimi kilometrami łanów pszenicy. Nagle współpasażerka wydała z siebie dźwięk. Nie był to śmiech. Lecz połowicznie tylko zakończona sukcesem próba stłumienia go. Migiem upewnił się, że to nie jego osoba była obiektem igry. Widocznie to lektura ją tak rozbawiła. Do tej pory Leopold nie zwrócił uwagi na książkę, którą to ona się raczyła. Następnie jednak – wskutek jej gwałtownej reakcji – znalazł w sobie dla niej zaciekawienie. Cóż to jest za humorystyczna pozycja? – Zastanawiał się. Próbował dojrzeć okładkę, jednak ta spoczywała na jej kolanach. Nie mógł zresztą nazbyt usilnie się tam patrzeć, nie uchodziłoby, i to dalece. W końcu jednak „studiująca” wybuchnęła niepowstrzymywaną dalej salwą śmiechu. Nie miała przecież powodów do krępacji. Obok niej siedział wszelako bodaj jej równieśnik. – Nie no, nie mogę wprost! Jakie to zabawne! – powiedziała żywo. – Tak? – zapytał młodzian, zadowolony, że zaraz zaspokoi swoją ciekawość – Poczucie humoru autora, jak widać, udziela się koleżance.... – Nie, to nie do końca tak – jęła wyjaśniać, wciąż rozbawiona – To raczej nabijam się z jego nie-

20


Bartosz Łącki

poradności językowej, pseudopoetycznych opisów przyrody i uczuć, zresztą nader groteskowych bohaterów. To się czyta jak farsę! Wtedy to Leopold jeszcze silniej chciał poznać tytuł utworu. – Rozumiem, że koleżanka ochotnie poleca – powiedział z humorem – mogę się dowiedzieć, kto to napisał? – Już, już, patrzę… sama nie pamiętam…” – tutaj spojrzała na okładkę. I po chwili sczytała z niej z udawaną powagą imię i nazwisko grafomana. Młodzian raptem pobladł i nie było mu dłużej do śmiechu. Zalała go zimna fala potu. Nigdy nie podejrzewał, że może on być tak chłodny. – Proszę sobie gdzieś zapisać, żeby nie zapomnieć. Szkoda by było – powiedziała jeszcze wesoło. Owe słowa jednak docierały do niego jakby z jakiejś niepospolitej dali. – Tak, tak – wydobył w końcu ze ściśniętej krtani jakieś słowa – proszę wybaczyć, wyjdę na chwilę na korytarz… Była nieco zdziwiona jego zachowaniem, uniosła nawet nieco brew, ale jak opuszczał ciężko przedział, już wracała do lektury. Chciała na powrót obśmiewać nieudolne koncepty jej autora. Jakby nagle dotknięty ciężką chorobą, podszedł niezdarnie do okna. Stawiało ono opór jego osłabionym rękom. Jednak wreszcie roztwarł je na oścież. Wystawił twarz na rzeźwe uderzenia powietrza. Jednak nie poczuł się lepiej. Co gorsza, zrobiło mu się od tego coraz to zimniej.

21


proza Pociąg przystanął na moment na jakiejś pomniejszej, prawie że nic nie znaczącej stacji. To była właściwie taka stacyjka. Młodzieniec, chociaż miał bilet na znacznie dalszą wyprawę, opuścił chyłkiem maszynę. Następnie w popłochu zbiegł w dół, w rozległy parów. Byle dalej od tego śmiechu! Większej szykany ponad niewinny śmiech owej dziewczyny nie mógł sobie wyobrazić. I chociaż biegł coraz dalej – wybuchy rozbawienia nieznajomej współpasażerki nabierały na dynamice. W pewnym momencie przestał słyszeć cokolwiek innego. Widział zaś wyłacznie jej śmiejące się usta i błyskające jak rząd włóczni zęby. I nie wiadomo nawet ani gdzie, ani kiedy upuścił swoją zgrabną teczuszkę, która zawierała… No właśnie, co zawierała? Może kolejny wykwit grafomanii? Tego – chwała Bogu, bądź nie – już się nie dowiemy…

Bartosz Łącki

22


Bartosz Łącki

23


konkurs

24


Na kolejnych stronach przedstawiamy wiersze laureatów konkursu poetyckiego

„Opolski Mól“ zorganizowanego przez

Studenckie Naukowe Koło Literackie Uniwersytetu Opolskiego i naszą redakcję.


konkurs

Katarzyna Szumowska Zespół Szkół w Głuchołazach miejsce I

List Don Kichote

odnaleziony dwa dni po jego śmierci Mój świat ma tysiąc stron jest książką, której wierzyłem. Fikcja to kwestia umowna rzeczywistość odłożyłem na półkę ja urodzony w antykwariacie. Miłość – czekanie. Dulcynea z Toboso uspokojenie i ona – niemożliwe dla serca. Moje myśli walczą wiatraki namiętności. Czy to błąd? Błądzenie jest rzeczą ludzką.

26


Grzegorz Bogdoł poezja

Bóg

jest

Miłością

Patryk Krzak

I Liceum Ogólnokształcące im. Jarosława Iwaszkiewicza w Namysłowie miejsce II

Świat bez Boga Byłby podobny do naszego Z takimi samymi ulicami I ławkami w parku W świecie bez Boga Matki też troszczyłyby się o swoje dzieci Pod troskliwym okiem Obcych ludzi gotowych Grzecznie zwrócić uwagę Lub uprzejmie przedzwonić Na opiekę społeczną W świecie bez Boga Może nawet dziewczyny byłyby ładniejsze Bo mało jest takich Których podnieca osobowość W świecie bez Boga Nawet małżeństwa byłyby takie same Może tylko trochę bardziej z rozsądku Świat bez Boga

27


konkurs

Fot. Dariusz Lepiarczyk Wygląda jak nasz Bo Bóg jest cały w siniakach Bo strzelamy do celu Niczym do jabłek Zapominając Że przecież na czyjejś głowie stoją

28


poezja

***

Klaudia Gębska

I Liceum Ogólnokształcące im. Jarosława Iwaszkiewicza w Namysłowie miejsce III

Zbliżona do lasu – szumna, zielona. Pełna rannych ptaków i odrodzonych drzew. Wśród potoków słów kojąca cisza. Skały z prędkością wiatru, który je dotyka dotykają wiatr. Kwiaty niczego nie oczekują, pachną spokojnymi dniami. Zwierzęta kryją się w zaroślach czerwonych malin. Boją się burzy, która może zniszczyć delikatne korony. Dobrze wiedzą, Że miłość nie zna granic.

29


konkurs

Aleksandra Kamińska I Liceum Ogólnokształcące w Wołczynie wyróżnienie

Schody

Stanęłam na drodze nie wiedząc skąd ja się tutaj wzięłam ... Nie wiedziałam, którędy mam iść, którą wybrać drogę, potykałam się o wszystko, co znalazło się przede mną, własne nogi były moją przeszkodą. Poczułam ciepły dotyk dłoni, usłyszałam piękny dźwięk kołysanek, a nad kołyską tysiące pochylonych uśmiechów wpatrzonych w jak najszlachetniejszy kamień. Pieluchy poszły do lamusa, teraz w głowie tylko torebeczki, szpileczki, szmineczki, zauroczenia. Książki odeszły w zapomnienie, teraz przyszedł czas na uwijanie gniazdka, a w rytmie pieśni weselnej obrzucona ryżem i grosikami ze złotą obrączką wciśniętą na palec podążam na porodówkę i słyszę śmiech ślicznego robaczka. Obracam kolejne kartki z kalendarza i wchodzę coraz to wyżej i staje na pewnym stopniu, a na nim okrągła rocznica „40 lat minęło jak jeden dzień...” Później idzie się już coraz ciężej, przejście przez pasy to jak podróż na koniec świata,

30


poezja

Fot. Dariusz Lepiarczyk zaczynam walkę z własnymi siłami, walkę z samą sobą, nie daje rady, serce bije coraz wolniej, coraz ciszej, usypia...

31


konkurs

Urszula Szuster

I Liceum Ogólnokształcące im. Jarosława Iwaszkiewicza w Namysłowie wyróżnienie

Metafizyczne Jestem ziarenkiem nieznanego pochodzenia. Nie wiem co tu robię ani co ze mnie wyrośnie. Taki piękny pan z rogami mówi, że na imię mi Chwast, Że jestem najpiękniejszy. I że moim zadaniem jest chronienie zboża przed światłem. Muszę dużo pić i wysoko rosnąć. Zaraz potem, trzepocząc skrzydłami, zjawił się inny pan. Powiedział, że jestem ZboŜem, które powoli rośnie,

32

ziarno


poezja

lecz daje plon. I czeka mnie ogromna walka z Chwastem, którym mogę się stać. I że mogę wybrać między bojem a spokojem. Co wybrać?

33


poezja

34


Grzegorz Bogdoł

poezja 35


Anna Buchalska Urodziła się w 1985r. w Kutnie. Zaś tak naprawdę rodzi się w każdej twórczej chwili. Lubi pisać, fotografować, malować, czytać oraz słuchać przeróżnej muzyki, która pomaga wyzwolić emocje. Kocha przyrodę i człowieka co pozwoliło jej z dyplomem ukończyć policealną szkołę na kierunku technik masażysta w Łowiczu. Pragnie rozwijać siebie i swoje pasje. Do tej pory wydała trzy tomiki poetyckie 2008r –„Ścieżką przez szarość”. 2011 – „Klucz”, zaś w 2013r. – „Łzy. Łezki. Arabeski”. Ma na koncie wiele publikacji w czasopismach zarówno internetowych jak i tych na papierze. Bierze udział w konkursach poetyckich, gdzie największym jej sukcesem było zdobycie pierwszego miejsca w XVI Międzynarodowych Spotkaniach Poetów Wrzeciono 2010r. 36


Anna Buchalska

*** Czarna łata na mapie Twoich myśli Czar na strunie sprośne wygrywa dźwięki Na C zarumieniły się policzki Melodia gestu zatrzymała się przed wstydem Przejaśniało niebo Chwała orkiestrze

37


poezja

Smyczek Trzymam smyczek w dłoni Kilka strun i drewniane pudło Cudownie rzeźbione życiem To takie trudne Grać Nie jestem skrzypkiem na dachu Już dawno spadłam na ziemię Poszarpałam melodię Rozsypałam marzenia

Wciąż chcę być przy Tobie Sam na sam Z melodią niknącą w czeluściach Braku umiejętności Gry

38


Anna Buchalska

Trzymam smyczek w dłoni Ktoś go złamał Żywa krew melodii serca Gra Trwa gra W nadzieję

39


poezja

Melodia

mojego istnienia

Nie potrafię grać Na zerwanej strunie Współbrzmieć w jednym rytmie Drżącym dźwiękiem wygrywam Sztukę walki O własną pięciolinię W sile napięcia słychać obawy O nagłą ciszę Mimo to gram Choć mnie nie proszono Może nie poproszą Nucę emocje Czekając na melomana Znudzonego pięknym tonem

40


Anna Buchalska

*** Nie znajdziesz radości W każdej melodii wiatru Wszystkie nucą odmiennie Czasem wirtuoz się pomyli Przeleci pszczoła I wtrąci zaskoczenie I słuchacz dojrzewa Nie można mówić W słoneczny dzień będziemy tańczyć W deszczowy słuchać poważnej muzyki Nie wiemy Nie dowiemy się Nim nie zagramy Nim nie wysłuchamy

41


poezja

Rozmowa

z własnych echem

Wczuj się W dotyk Delikatnych opuszków Muskających Prawdą O drogę wątpliwości Biało czarnych Wybierz kierunek Gdzie ulecieć mam Popiołem Powróć Na deski dźwięku pierwszej Nuty Usłyszeć chcę Melodię Wśród odważnych Śpiewaków

42


Anna Buchalska

43


Dariusz J. Bednarczyk Urodzony w Jeleniej Górze. Absolwent Wydz. Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Mgr administracji, lecz zawsze DIY. Parokrotnie wyróżniony na ogólnopolskich konkursach literackich. Próby publikacji zasadniczo od 2010. Dotychczasowe publikacje zarówno w sferze poetyckiej jak i prozatorskiej m. in.: Poezja dzisiaj, Migotania, Kultura Connect Magazine (Australia), Inter-, Znaj, Menażeria, Galeria (Częstochowski Magazyn Literacki), Protokół kulturalny, Jutrzenka (Pismo Polaków w Mołdawii), Dworzec Wschodni, Akant, Nestor, Ex Libris 43 bis, Kozirynek. Tłumaczony na angielski.

44


D. J. Bednarczyk

Moja

pierwsza piosenka

anarcho-punkowa

The poetry of earth is never dead John Keats Formy i ostre kontury na tle a jasne na ciemnym sposobem cięciw napiętych w ideach klasycznych tekstów Byron Shelley Keats z użyciem światłocienia. Język i styl wbrew otaczającego fałszu po stronie dowodów oddane w żywe metrum nie wyłączając wolnego wiersza bez potrzeby ciągłej uległości. Burza i napór na cięciu d- moll z d- dur składnia w procesie rozwoju manierą mistrzów tortur bynajmniej na melodię antycznego piękna.

45


poezja

Gitara

a la

Rozpoczęła swój wrzask gitara Spadają zasłony nocy Poczęła gniew gitara Spróbuj uciszyć! Się drze nerwowo wygraża jak uliczna zadymka komando pod muślinem gazów łzawiących Nie wolno wyłączać! Rzuca wyzwania deklinacjom zaciśniętej szczęki rozdartym zdaniom tęsknym za miejscem w szeregu

46

Lorca


D. J. Bednarczyk

spragnionym smaku pochlebnych recenzji albo korekty pierwszych stu tysięcy w przekładzie zaginionych Gitara! Mózg kopnięciem podłączony do prądu

47


poezja

Dziwny

owoc

I nic dziwnego że kiedy Iggy Pop publicznie rozmazywał rozpacz niektórym zakrawało na zwykłe harcerstwo Wychowana na ulicy zgwałcona zaraz po komunii jako czternastolatka została prostytutką w Harlemie Aby zbierać napiwki w nocnych klubach serce skleiła gumą do żucia Na pozór jak Billie Holiday istniała jednak pewna subtelna różnica pomiędzy wpuszczanymi od frontu a tylnym wejściem

48


D. J. Bednarczyk

To zapis delirium samosądów familiarnej atmosferze bójek rozbijanych szklanek alfonsów heroiny oraz koki Na listy przebojów? linczowana przez tłum zażenowany hitami schwytanych w sieci potokach krwi o wystające gwoździe Podobno trudno patrząc w lustro (wersja oficjalna) podrygiwać w dyskotekach kiedy na ciałach widać wszystkie rany I nic dziwnego że kiedy Iggy Pop publicznie rozmazywał rozpacz niektórym zakrawało na zwykłe harcerstwo

49


poezja

Frank Zappa

umiera

na raka prostaty kto inny ale chociaż mało komu nawet nie warto „Cokolwiek, Gdziekolwiek i Kiedykolwiek” zawsze pod ze wszystkiego przez co i tak całymi tygodniami „Cokolwiek, Gdziekolwiek i Kiedykolwiek” od razu choć później nigdy ku rozczarowaniu „Cokolwiek, Gdziekolwiek i Kiedykolwiek” to dzięki takim swego czasu za niezwykłą a jednocześnie „Bez żadnego powodu”?

50


D. J. Bednarczyk

The Archetyps byli lepsi ważniejsi byli byli walczyć za to tych czterech kolesiów z Queens dookoła świata bawiło w trasę Chłoniak Prostata Przedawkowanie Perkusja! czasami można było odczuć niesmak czasem usłyszeć niezręczne pytania to zapis dilerki trzech akordów uzależnienia od tempa do krawędzi suchych kości Chłoniak Prostata Przedawkowanie Perkusja! choć niezbyt często trafiały na listy przebojów linczowane przez tłum przeciw ranom hałaśne piosenki przydrożnych magazynów zwłok przydeptane głupawymi żartami Chłoniak Prostata Przedawkowanie Perkusja! zmienili nazwiska za posiadanie występków setek sal w granicach gatunku „a także obcisłe dżinsy, trampki, niedbałe fryzury” i kto uwierzy w taką młodość? Chłoniak Prostata Przedawkowanie Perkusja!

51


poezja

Motörhead grają Sex Pistols nocniki bombardowań Najświętsza panienka na pocztowce z Dachau w kolorze słów najbardziej krzykliwych kandydatura riffów bez zbrojnych odniesień wschodzący pejzaż miasta zza szyby piętrusa niczym spleśniała tarcza pizzy po przecenie powracający motyw chuligaństwa myśli bez studiowania proporcji gotyckich świątyń wbrew cenzurze słów i znaczeń na murach siwych mgłach krematoriów jakby wyrzucane wybuchami tabu zdania poprzedzone plażami Normandii na stosach worków śmierci pożółkłych kości nabrzmiałe ropnie przekłute w tempie i bez fałszu odbitej flaszki czarne krwinki asfaltu ostrzami pięści wyrwane na rogu

52


D. J. Bednarczyk

pod sceną zwalonych kolumn imperium ze łbów wydrążonych siedząc okrakiem słowa plute na oścież przesterami salutem prądu wyzbyte uprzedzeń

53


poezja

Pasażer Dariusz i Filip Spółka z ojo. joj. Wcześniej znany jako James Newell Osterberg podpadł policji i już tak zostało Kiedy napatoczył na podobnych dekadentów publicznie rozmazywał rozpacz i jeszcze za to płacili Złudzenia nie należały do ulubionych używek dlatego z rynsztoków wyciągnął dopiero sławny kumpel Nim stanął na nogi jakiś czas pomieszkiwali w Europie Tych parę płyt sprawiło iż niektórzy zaczęli uważać za jednego z ojców mimo tej ksywki wielu do dzisiaj puka się znacząco chociaż od dawna nie słychać chrzęstu tłuczonego szkła

54


D. J. Bednarczyk

Kiedyś gdy słowa znowu spłynęły kolorem wytrawnego Bordeaux ktoś jęknął: – Jezu, ale pasażer

55


poezja

Oni

grają live

„z ludu Anglii” przedmieść ska glam i Tesco szczurznych zwłok gdzie szczano za transformatorami zębów gniłych po przepiciu z sutereny na zasiłku rogu King’s Road albo jeszcze gorsi więc wypiąć sprzęt z odbitej flaszki pluć szczerze na vocalu odwalając numery nabrzmiałe ropnie gryfem struną na gwałt zadzierzgniętą w tempie i bez fałszu opróżniać ładownice wzmocnieniem uzbrojonym pod prądem przesterem trzema akordami

56


D. J. Bednarczyk

targnąć do przyszłości salutem karbidu benzyną udrażniać żyły we wrzącej krwi przytapiać nadwornych marszandów a poza tym kuli w czaszkę ponad dwa lata Sheperd’s Bush zranieni cockneye syn irlandzkich imigrantów Glen co ciągle nawijał o Beatlesach „biedny, głupi Sid” i tylko jeden album

57


Lidia Urbańczyk Gdy podejdziesz w środku nocy do lustra i wypowiesz doń trzy razy: Lidia, Lidia, Lidia, to przyjdzie Lidia i przeczyta ci straszną bajkę do snu. Lidia za życia była znawczynią literatury dla dzieci i młodzieży oraz wielką miłośniczką grozy. Połączyła obie pasje, by zająć się antropologią horrorów dla maluczkich. Doktorantka III roku na Wydziale Filologicznym UO. Interesuje się literaturą fantastyczną — ulubieni autorzy Clive Barker i Neil Gaiman. Pasjonatka warsztatów twórczego pisania

58


Lidia Urbańczyk

Kawa Kolejna kawa Późno już Dziesiąta Kawa? Godzina? A wróżby wciąż nieprzychylne Rozpuszcza... Rozpuszczalna Ta kawa!

59


poezja

Klątwa

samospełniających

się przepowiedni Kiedyś wróżka podała mi imię przyszłego kochanka. Tych kilka liter, dwie sylaby ogrom nowych możliwości. I znalazłam Ciebie. Kiedyś starucha powiedziała mi, że zostawię mojego kochanka. Liczyłam dni i lata, czekając na katastrofę. I stało się. Kiedyś tarocistka rzekła mi, iż kobieta w czerni przyniesie zgubę. Dlatego wybrałam mrok, stając się zagrożeniem dla siebie samej. Matka skarciła: „Wiara w wróżby i przesądy odbiera szczęście!” Odpowiedziałam: „Nie mamo, to tylko JA. Kocham siebie krzywdzić!”

60


Lidia Urbańczyk

Tarot na nocnym stoliku leżą karty do tarota wielkie i małe arkana wróżą małe i wielkie nadzieje 72 kartoniki: życie w miniaturze przepowiednia i przeznaczenie to tylko kwestia układu unieś puchar i wypij za zdrowie miłości schowaj miecz i pozbądź się kłopotów zamachnij różdżką i daj porwad się fantazji narysuj pentagram i trwaj w dobrobycie na nocnym stoliku leżą karty do tarota śmierć rzadko oznacza stratę diabeł to jedynie nierozerwalna więź wisielec czasem wróży chorobę

61


poezja

a koło fortuny toczy się dalej rydwan śmiało gna przez świat na nocnym stoliku obok talii kart leży mała tabletka wróży koniec i początek wielkiej nadziei jedna pastylka: kres w pigułce

62


Lidia Urbańczyk

Baśń wysiadam na stacji w małym miasteczku autobus odjeżdża jestem całkiem sama brak oznak życia zostaje godzina by znowu siebie wprawić w ruch nerwowo sprawdzam rozkład jazdy tyle minut bijąc się z myślami! a w poczekalni siedzi starucha jest tam chyba od zawsze przysiadam się, zagaduję ciekawa przyczyn i celu

63


poezja bycia tu i teraz odpowiedź zadziwia czekam na ciebie i innych, którzy zjawią się tu w swoim czasie w zamian za imię obdarzam opowieściami kto zna twoje imię ma nad tobą władzę – przywołuję w myślach tezę z antropologicznego wykładu kłamię i słucham słucham, słucham... ...nic nie pamiętam sekundy zostały pożarte wstaję i idę świat domaga się działania starucha daje mi jabłko kłamstwem nie zaspokoisz głodu prawdy posil przynajmniej ciało przed dalszą podróżą jadąc i ważąc owoc w dłoni - to tak jak w baśni pewno zatruty -

64


Lidia Urbańczyk wracam do wspomnień odartych z marzeń gdybyś był tu ze mną znowu skarciłbyś słowami ty nadęta księżniczko! 17.10.2014 Dla Reżysera

65


artykuł

Odwaga

Bartosz Łącki

kobiety

Będzie to kilka słów o przedsięwzięciu

to też. Ale nade wszystko nie chcę dołączyć

muzycznym. Chociaż tak właściwie to dalece,

do pochodu impotentów, wampirów czy inku-

wręcz radykalnie, wykracza ono ponad to, co

bów (opcjonalnie sukkubów). You know what

my – chowani od maleńkości na Bachu i Cho-

I mean.

pinie – wiążemy ze słowem „muzyka”. Uszczy-

Zaklinam się i oświadczam uroczyście –

pliwy powiedziałby, że nie pisnę o niej nic a

nigdy nie napiszę recenzji czegokolwiek bądź.

nic.

Inna też sprawa – że nikt się do mnie A może i masz rację, drogi złośliwcze. Bo

z czymś podobnym nie zwróci...

też i nie o tym chciałem. Co więcej, wzdragam

66

się przed pisaniem o melodii, harmonii, aran-

Kiedyś na słowo „odwaga” moje skoja-

żacji. Nie tylko dlatego że nie dysponuję ade-

rzenie mknęło błyskiem ku pierwszym here-

kwatnym aparatem pojęciowym. Choć może

tykom, więc herezjarchom, którzy godzinami


Bartosz Łącki

dogorywali na wolnym ogniu. A mogli wybrać

Ale aktualnie wiążę ów zwrot z kobietą,

łagodną, lekką śmierć pod katowskim topo-

która swoją odwagą przewyższa innych o lot

rem. Jednak nie miękli. Dosłownie – bo po nad-

górskiego orła. Niewierna w kraju wiernych.

miernym okadzaniu ich ciał pozostawał z nich

Daję głowę, że będąc niemowlęciem karmiona

węgiel. Po śmierci stawali sie jeszcze twardsi.

była mlekiem najsilniejszych lwic.

A przecież wystarczyło rzucić krótko – „cofam

Jest to Irakijka o pięknym dla mnie imie-

moje herezje! Uwzględniam przeto zasadność

niu - Anahita. Robi to, o czym nawet nie śmie-

sakramentów!”.

liby pomyśleć jej najbardziej hardzi krajanie.

I pięknie. Zamiast niebotycznego stosu

No chyba zwłaszcza oni...

i wielogodzinnej agonii – śmierć szczęśliwa,

Na ziemiach dawnej Persji pleni się irra-

znaczy się drobne, niemal czułe, pchnięcie mi-

cjonalizm, wobec którego Meursault z Obcego

zerykordią. Drobne ukłucie, w sercu rozlewa

urasta do ostoi chłodnej myśli, rozsądku, jest

się błogość, wzrok delikatnie mrocznieje, aż

uosobieniem rozumu. Jego poczynania jawią

do granicy widzenia czegokolwiek. Niezmąco-

się wreszcie jako przemyślane i konsekwentne.

ny spokój spływa na ciebie. I takie to właśnie asocjacje nękały moją biedną, prawie łysą od mozołu, głowę. Byłby może jeszcze „Hubal”, czy też raczej Ryszard Filipski...

Wróćmy do śniadej kobiety. Pisze kompozycje blackmetalowe. Gdzie? Nie wiadomo. Zresztą podawanie o niej konkretniejszych rzeczy byłoby niechybnie denuncjacją. Może gdzieś głęboko w podziemniej grocie? Do któ-

67


artykuł rej nie ma przystępu rozpasana dzicz. Zazwyczaj są tak tchórzliwi, że gwałcą zbiorowo. Ustanowiła ona swój własny dżihad. Wymierzony przeciwko islamowi. I nie bawi się w konstruownie metafor. Swój wstręt wobec Koranu wyraża wprost, bez obsłonek. Za znacz-

biecie, która nie stąpa już po tej ziemi od ponad dwóch tysiącleci. Czy to już wszystko, na tyle tylko was stać? A nie, mylę się... bardzo... Szczytem

heroizmu

bywa

puszczenie

nie drobniejsze przewinienie – na przykład

z dymem maleńkiego, starego – że aż bliżej mu

oglądanie „Świnki Peppy” – w najlepszym ra-

do natury niż kultury – kościółka położonego

zie groziłaby jej gwałtowna śmierć. Ale tam, w

na rubieżach kraju i świadomości ludzkiej.

tych krajach, tak szybko się to raczej nie kończy.

Nie jest wam zwyczajnie głupio? Wy, zwani artystami, uważacie się za odważnych. Bo

I teraz jakże bledną na jej tle owi „sataniczni bluźniercy”, „świędokradcy”. Także ci

co? Bo poniżacie człowieka już tak dawno temu upokorzonego śmiercią krzyżową?

z mojego rodzimego podwórka, choćby taki

Niczego nie ryzykujecie. Już to nawet nie

Madame Darski, pierwszy z brzegu przykład.

mówiąc o stawianiu na szali swego życia, jak

Godzą oni w już i tak skrwawionego, łagodne-

ma to miejsce w przypadku mojej ulubionej

go Baranka z kornie opuszczonym rogiem. To

Arabki.

jest jak podstawianie nogi wiekowej i schorowanej zakonnicy.

68

Albo zwymyślanie pewnej niezłomnej ko-

Kto wam coś zrobi? Są protesty? Tak, doprawdy?


Bartosz Łącki

Chyba nie macie na myśli kilku emerytów z niegroźnymi transparentami i jednym drewnianym krzyżem gdzieś pomiędzy? Średniowiecze, o, to był wspaniały czas. Wtedy możliwe były w Europie herezje. Tylko wówczas, później już nie. I były próby ogniowe. I wykrzyczane słowa miały swoją wagę. Powiedzmy, ciężar głowy. Nie było to urąganie starcom przez telefon. Ani plucie z balkonu na koty. Zastanawiam się teraz, co robiliby wówczas dzisiejsi „oszczercy”. Czy wszyscy zgodnie położyliby po sobie uszy?

Bartosz Łącki

69


artykuł

Grzegorz Koprowski

Grzegorz Koprowski (ur. 1988) – mieszkaniec Opola, miłośnik dobrej muzyki, dobrego filmu i mocnej kawy, przy której lubi sobie zapalić papieroska

70


Grzegorz Koprowski

Ulubione

płyty

Kopra

1) Moby – Play/18

utwór Natural Blues. Przy dwóch kolejnych

Długo myślałem nad tym, który z albu-

piosenkach trochę się zdrzemnąłem, obudził

mów Mobiego wybrać – 18 czy Play. Uznałem,

mnie dopiero Run On – tak bardzo odmienny

że przesłucham obie te płyty od początku do

od reszty płyty. Taki gospel z tekstem o Bogu.

końca i dokonam decyzji. Najpierw puściłem

Dalej jest delikatny chill-out. Podsumowując

Play – przez ponad godzinę słuchałem oczaro-

– trochę minimalizmu, krótkie teksty, no i jed-

wany. Już pierwszy utwór wprowadził mnie w

nak przysnąłem przy ostatnich utworach.

błogi nastrój. Przy Porcelain dostałem ciarek,

Następnego dnia przyszła kolej na 18.

Why Does My Heart Feel so Bad wzruszył mnie

Zaparzyłem sobie świeżą kawę, ułożyłem się

prostym tekstem i pięknym wokalem. Następ-

wygodnie na łóżku z książką w ręku i odtwo-

ny utwór, South Side, o wiele bardziej optymi-

rzyłem płytę. Zaraz zauważyłem, iż muzyka

styczny, wywołał uśmiech na moim licu. Prze-

Moby'ego idealnie sprawdza się jako tło dla

chodzi on w delikatny i spokojny Rushing. A

lektury. Oczywiście płyty tej można słuchać

przy Bodyrock nogi rwą się do tańca. Piękny

także bez książki, pijąc wino lub po prostu le-

71


artykuł żąc do góry brzuchem. Wiele pięknych kom-

kompozycji, jednak to utwór Skinny Love stał

pozycji zawartych na tym krążku wprowadza

się moim faworytem, od chwili, gdy go po raz

mnie w chill-outowy nastrój. Album idealnie

pierwszy przesłuchałem. Cudo.

nadaje się na leniwe popołudnia. Podsumowując, zdecydowałem się, że

3) Warpaint – The Fool

jednak wyróżnię obydwa albumy. One są cu-

Zespół, który poznałem przez przypadek.

downe i można ich słuchać latami, nie nudzą

Nie wiedząc, co włączyć, ukradkiem zerkną-

się.

łem na profil Last.fm koleżanki z roku, która akurat słuchała Baby tego zespołu. No i zdecy-

72

2) Bon Iver - For Emma, Forever Ago

dowałem się sprawdzić, czego Martynka sobie

Debiutancki album amerykańskiego arty-

słucha po dwudziestej trzeciej. W taki sposób

sty folkowej sceny Justina Vnona. Aby nagrać

zakochałem się w tej grupie. Na albumie The

tę płytę Justin, wraz z członkami zespołu, za-

Fool znajdziemy dziesięć bardzo różnorod-

mknął się na kilka miesięcy w małej chatce,

nych utworów. Na co warto zwrócić uwagę ?

gdzieś na odludziu USA. W wyniku ich cięż-

Idealnie zsynchronizowanie gitar – elektrycz-

kiej pracy powstał unikalny album o surowym

nej i basowej, wokal Emily oraz świetne partie

brzmieniu i ciekawych tekstach. „Who will love

perkusyjne. Całość tworzy coś, co można na-

You ? Who will fight ? Who will fall far behi-

zwać art-rockiem, czyli jest to taki rock z nutą

nd?” – na albumie jest wiele fenomenalnych

artyzmu.


Grzegorz Koprowski

CD Special Edition) 4) Little Dragon – Ritual Union

W 99,9% przypadków ekranizacje książ-

Jest to trzeci album z kolei w dorobku

kowe są gorsze niż ich pierwowzory. Lecz jeśli

tego szwedzkiego zespołu. Właściwie to muszę

chodzi o Blade Runnera, opartego na świetnej

przyznać, iż wszystkie ich płyty stoją na wy-

książce Dicka, to mamy do czynienia z wyjąt-

sokim poziom i ciężko mi było wybrać tą jed-

kiem. Jest to zasługa klimatu, świetnych ak-

ną. Czemu akurat ten krążek? Ponieważ gdy

torów, tego, że film nie jest kalką książki, no i

byłem na ich fantastycznym koncercie (pole-

dzięki muzyce Vangelisa. Z tym tytułem zresz-

cam wszystkim, ogromna energia i świetna za-

tą najbardziej artystę kojarzę. Na potrzeby

bawa), promowali właśnie Ritual Union. Taki

tego świetnego filmu S-F stworzył pełną na-

sentyment.

pięcia, emocji ścieżkę dźwiękową. Do słuchania z filmem bądź bez.

5) Elvis Presley – Aloha From Hawaii Via Sattelite Według mnie najlepsza płyta Króla. Dużo przebojów, ciekawe aranżacje i ta moc. Warte posłuchania.

7) Franz Ferdinand – Right Notes, Right Words, Wrong Order Bardzo świeży album z 2014. I to jest chyba jedyna nowość na mojej liście. Zespołu Franz Ferdinand słucham od dość dawna.

6) Vangelis – Blade Runner Trilogy (3-

Bardzo spodobał mi się ich debiut, drugi al-

73


artykuł bum też był świetny. Później było troszeczkę

To jest ich ostatnia płyta przed poważny-

gorzej, jak dla mnie za mocno poszli w elek-

mi zmianami, kiedy to odeszła od nich moja

tronikę. Swoim nowym albumem stworzyli coś

ulubiona wokalista o dziwnym do wymówienia

bardziej gitarowego, ale nie skopiowali pierw-

imieniu i nazwisku. Wygląda jak mała dziew-

szych wydawnictw. Stworzyli coś nowego, mi-

czynka i taki też ma głos. Na albumie, mimo

łego do słuchania i tańczenia.

iż zabrakło jej siostry bliźniaczki, nadal czuć było nostalgiczną i depresyjna aurę dawnych

8) Sufjan Stevens – Come on Feel The Illinoise!

„muminków“. Za co kocham ten longplay? Za niepowtarzalny klimat, przesycony smutkiem

Jeżeli ktoś nie wie, co to za Pan, to mówię.

i melancholią, oraz za trzy utwory, które się na

Jest to bardzo poważany w niektórych kręgach

nim znalazły: The Island of Children's Child-

twórca muzyki niezależnej, multiinstrumenta-

ren, The Ghosts You Draw on My Back i We-

lista, autor tekstów oraz kompozytor w jednej

eping Rock, Rock. Polecam na pełne niepoko-

osobie. Ma na swoim koncie sporo świetnych

ju nocy. Najlepiej słuchać samemu.

płyt. Ja wybrałem tę z najfajniejszym tytułem. No i treść krążka też niczego sobie. So come

10) Depeche Mode – Playing The Angel

on and FEEL THE ILLINOISE !

Mój ulubiony album tej świetnej formacji. Wiem, że mają oni wiele innych bardzo do-

9)Múm – Summer Make Good

74

brych krążków, jak Music for Masses, Exciter,


Grzegorz Koprowski

Speak & Spell i kilka innych. Wybrałem ten bo

mi się podoba ze względu na utwór Frankly,

a) słucha się go na jednym tchu od początku

Mr. Shankly – to taka wesoła pioseneczka, no i

do końca, b) za Precius, A Pain that I’m Used

jeszcze Cementary Gates – do którego powstał

To, c) bo jest świetny; koniec, kropka, koniec

pełen napięcia fanowski teledysk o dwóch Pa-

dyskusji.

nach i ich schadzce pod bramami cmentarza, (uroniłem niejedną łezkę oglądając to cudo).

11) The Knife – The Knife

Plus oczywiście pieśń o wikarym w sukien-

Debiut płytowy tego jedynego w swym ro-

ce i chyba największy i najbardziej filozoficz-

dzaju duetu ze Szwecji. Nie słucham tego al-

ny utwór Mozza prawiący o tym, iż niektóre

bumu za często, zostawiam go na chwilę, kiedy

dziewczęta są większe od innych. Polecam,

mam ochotę popisać lub pobujać się na krze-

grande płyta.

śle ruszając dziwnie rękoma. Utwory zróżnicowane stylistycznie, znajdziemy tutaj szybkie

Grzegorz Koprowski

piosenki, takie jak taneczne Kino, ale wolne też są, choćby Lasagne. Warto łączyć z kawą.

12) The Smiths – The Queen Is Dead Uwielbiam ten album, tak samo jak cały zespół i ich dorobek. Ten album wyjątkowo

75


artykuł

Grzegorz Koprowski

Kilka

słów o koncertach Dobry koncert to taki:

ła się na osiedlu Metalchem, gdzie nieopodal

a) po którym masz tak zdarte gardło, iż

sklepu, w którym aktualnie mieści się „Bie-

nie możesz nic powiedzieć, b) tak bardzo nogi cię bolą, iż następnego dnia masz zakwasy, c) lub taki, który sprawił iż Twoje uszy dostały orgazmu.

76

dronka” (wtedy to był chyba „Leader Price“ lub coś w ten deseń) obaliliśmy pól litra Starogardzkiej zapijając strasznie słodkim sokiem marchewkowym (najgorsza zapita ever). Jako mało doświadczeni licealiści zamiast na błonia

Lubię koncerty – gatunenk muzyczny nie

Uniwersytetu Opolskiego trafiliśmy na cam-

ma znaczenia. Moja przygoda z chodzeniem

pus Politechniki, gdzie raczej koncertów nie

na koncerty zaczęła się w liceum, kiedy to w

było. Trzeba więc było się wracać do centrum.

drugiej klasie poszedłem wraz z Bartoszem

W drodze spotkaliśmy miłego jegomościa, któ-

na nasze pierwsze Piastonalia. Impreza zaczę-

ry uraczył nas ciekawą konwersacją dotyczącą


Grzegorz Bogdoł

piłki nożnej. Gdy wreszcie udało nam się trafić na właściwe miejsce, na scenie akurat grał zespól Vavamuffin1 – w tym czasie często słuchałem 1 Vavamuffin – zespół z gatunku ragga, dość popularny w Polsce. Mają już na swoim koncie kilka dobrze przyjętych krążków. Osobiście znam tylko ich debiutancki album, który to w większości traktuje o Jah, zielonym i miłości –

tego zespólu. Ech, te przeboje – Jah jest prezydentem, czy Bless. Po godzinnym darciu japy, tańczeniu i przypadkowym umieszczeniu peta w oku pewnej dziewczyny, udaliśmy się na przechadzkę. Spacer ten czyli o tym, o czym śpiewają prawdziwi rastafarianie. Miły zespół, do posłuchania od czasu do czasu, koncerty zaś są bardzo energetyczne i na pewno warte uwagi.

77


artykuł miał ściśle określony cel: zdobycie alkoholu. Byliśmy młodzi, wątroby zdrowe, a wódka wypita kilka godzin wcześniej powoli słabła. Pamiętam, iż szukałem koleżanki, w celu pożyczenia od niej pewnej sumy pieniężnej. Gdy się nie udało, próbowaliśmy ją zdobyć od hybrydy skate‘a i skina, jednak to też nie przyniosło żadnych efektów. Wreszcie znaleźliśmy się na przystanku autobusowym, gdzie dwaj nieznani nam jegomoście poczęstowali nas dobrze zmrożoną wódką z dodatkiem mięty. Bartek, będąc osobą niezwykle charyzmatyczną, zdobył dla nas także po jednym papierosie (nasze zapasy skończyły się kilka godzin wcześniej). Wraz z miłymi Panami udaliśmy się następnie na kampus, by posłuchać Myslovitz2 (gwiazda wieczoru). 2 Myslovitz – polski zespół, którego nie trzeba przedstawiać. Przez wiele lat z Rojkiem na czele podbijali listy przebojów. Próbowali nawet swego czasu zawojować Europę zachodnią, co im się jednak nie udało. Ich muzyka to

78


Grzegorz Koprowski

Mimo iż pojawiliśmy się dopiero na bisach, za-

do północy, a może i nawet dłużej (pamięć za-

bawa była przednia.

wodzi w tej materii). Jednak nie zawiedliśmy

Kolejny rok i kolejne Piastonalia. Tym ra-

się, bo zabawa była pierwszorzędna. Gig trwał

zem oprócz Bartosza towarzyszyło mi jeszcze

i trwał, skończył się dopiero około drugiej,

parę innych person. W sumie była nas czwór-

trzeciej nad ranem, jak nie później. Po skoń-

ka lub piątka. Tym razem before miał miejsce

czonym koncercie trzeba było szybko wracać

nieopodal mojego liceum numer dwa w Opolu.

do domu, wyspać się i wstawać na maturę

W spokojnej i miłej atmosferze piliśmy piwo

z historii. Pamiętam, że rano, jak się zjawiłem

i gadaliśmy o pierdołach. Koncerty, jak to za-

pod murami ogólniaka, miałem obolałe i za-

zwyczaj w Opolu w trakcie Święta Pijaków, są

kwaszone nogi, gardło tak zdarte, że ledwo co

po pierwsze opóźnione, no i po drugie gwiaz-

mówiłem, ale co najważniejsze kaca nie było

da wieczoru gra zazwyczaj bardzo późno. Tak

i umysł nie został przyciemniony.

było i tym razem, na Kult3 trzeba było czekać ciekawy rock, no i jeszcze dobre teksty. Warto posłuchać. 3 Kult – zespół, którego przedstawiać nie trzeba chyba nikomu. Powstały w 1982 roku na bazie kapeli Poland od wielu lat jest mocno widoczny na polskiej scenie muzycznej. Kojarzony przede wszystkim z Kazikiem Staszewskim, jednak poza nim z Kultem można powiązać takie nazwiska jak: Grudziński, Wereński czy Wieteska. Jeżeli zaś chodzi o ich koncerty, trwają czasami ponad dwie godziny (mają co grać), i mimo że zespól coraz starszy, Panowie dalej dają radę

To były takie moje pierwsze przygody, takie drobne kroczki. Moja kariera koncertowicza przeżyła apogeum w trakcie studiów, kiedy to uczestniczyłem w kilku niezapomnianych koncertach. Wymienię je w kolejności przypadkowej, bo nie chce mi się myśleć, co było wcześniej, co później, ani jaki koncert podobał

79


artykuł

80

mi się bardziej. Kilkanaście koncertów pewnie

Bartkowi, puścił mi on wiele lat temu ich cover

ominę, bo o kiepszczyźnie pisać nie warto.

zespołu Joy Division – Love Will Tear Us Apart.

Lao Che4 – zespół na którym byłem pięć

Dwie urocze dziewczęta, śpiewające swoimi

lub sześć razy. Za każdym razem bawiłem

słodkimi, trochę piszczącymi głosami klasykę

się znakomicie. Pierwszy raz pojawiłem się

zimnej fali. No i się nimi zainteresowałem. Gdy

na nich w trakcie Piastonaliów, kiedy to zna-

dowiedziałem się, że będą we Wrocławiu, kupi-

łem tę grupę stosunkowo słabo. Grali wtedy

łem bilet i pojechałem. Jako iż jechałem sam,

głównie utwory z płyt Gospel oraz Powstanie

szukałem towarzystwa, na szczęście znalazłem

Warszawskie. Po tym występie szedłem na ich

na Laście miłego chłopaka o nicku Staszkins6.

koncerty prawie za każdym razem, jak bywali

Mimo iż się nie umówiliśmy – jakimś cudem

w Opolu. Mimo iż byłem na nich wielokrotnie,

odnaleźliśmy się na koncercie. Może dlatego

pewnie poszedłbym znowu, choćby by posłu-

że obaj zachowywaliśmy się dość żywiołowo,

chać na żywo Dymu.

skacząc i machając rękoma na wszystkie stro-

Nouvelle Vague5 – zespól poznany dzięki

ny. Co do samego koncertu, z początku byłem

4 Zespół powstały na zrębach wcześniej istniejącego hip-hopowego tria Koli. Według mnie jest jednym z najciekwszych polskich współczesnych zespołów. Każda płyta jest inna, od eksperymentalnych Guseł, po najnowszy Soundtrack, który różni się znacząco od pozostałych. Zaś koncerty Lao Che za każdym razem zaskakują, a to ciekawym coverem, a to starym hitem zagranym w zupełnie innej aranżacji. 5 Zespół, który nie stworzył ani jednego swojego

smutny bo nie było Melanie (och :(), jednakże utworu, a jedynie coveruje głównie znane utwory zimnofalowe. Mimo to warto zwrócić uwagę na ten band. Wykonują bardzo ciekawe aranżacje w klimacie bossa nova, a ich koncerty to magia. 6 Wszystkim koncertowym singlom polecam portal Last.fm oraz grupę, która się tam znajduję – „Let’s Rock Together“.


Grzegorz Bogdoł

81


artykuł

82


Grzegorz Koprowski

nawet bez niej było świetnie. Wytańczyłem się

się, że ma ten sam problem. Umówiliśmy się

i wybawiłem znakomicie. Są jednak dwie rze-

wstępnie. I ziup, po kilku godzinach jedziemy

czy, których do dziś żałuję – Staszkens dostał

do centrum. Po drodze spotykamy Anetkę,

dwa buziaki od wokalistek, a ja nie, a w dodat-

z którą idziemy kupić sobie dla kurażu po piw-

ku w drodze do domu zgubiłem plakat z auto-

ku. W międzyczasie debatujemy, czy będą dla

grafami.

nas jeszcze bilety, bo w dniu koncertu czasami

Dikanda7 – jeden z najbardziej sponta-

może braknąć. Okazało się, iż pojawiło się bar-

nicznych i jeden z najlepszych koncertów

dzo mało osób – około dwudziestu, trzydzie-

na, których byłem. Wracałem autobusem do

stu, ale to nie miało znaczenia. Niecierpliwie

domu i spotkałem Emilkę, gadamy, w pewnym

czekamy na koncert, pijąc piwko. No i wresz-

momencie powiedziałem, że nie mam z kim iść

cie. Nie rozpisując się za bardzo – było zajebi-

na koncert Dikandy (prawdę mówiąc nie zna-

ście. Pełen energii zespół zagrał tak, iż miało

łem wtedy tego zespołu, przez przypadek zna-

się wrażenie, że nie ma wcale pustki na sali.

lazłem o tym wydarzeniu informację), okazało

Tańcowałem jak świrus. Po koncercie woka-

7 Moim skromnym zdaniem najlepszy polski zespół folkowy. Założony dość dawno temu, w 1997 roku w Szczecinie, od dawna podbija serca publiczności. Niestety, znany bardziej za granicą niż w rodzimym kraju, stąd trasy koncertowe mają miejsce głównie w Niemczech, Austrii, czy we Francji. W Polsce na szczęście też grają, i jak usłyszysz że pojawią się w najbliższej okolicy, nie wahaj się, czytelniku, tylko jedź. Ta kapela to prawdziwy dynamit, połącznie wpływów muzyki bałkańskiej, polskiej, hinduskiej etc.

listka zaprosiła wszystkich zebranych na after party, na którym będzie także grupa. Ośmielony alkoholem i atmosferą poprosiłem Annę do tańca, wyraziła zgodę. Żałuję, iż nie umiem tańczyć, i chyba nadepnąłem jej raz na stopę,

83


artykuł ale i tak było bardzo miło. Ech – śpij Aniele,

o którym wspomnę. Wtedy na wokalach były

śpij!

jeszcze „czarownice” – dwie dziołchy o mocKapela Ze Wsi Warszawa8 – zostanę trochę

nych głosach. Koncert mimo iż trwał dość

przy folkowych klimatach. Nie wiem czemu,

krótko, strasznie mnie wymęczył. Trzeba było

ale takie koncerty są najlepsze. Pełne energii

dość intensywnie podskakiwać przy takich

i dobrej zabawy. I na każdym koncercie folko-

utworach jak Noc Kupały, czy Czarodzielnica.

wym spotykałem jedną Pannę o blond włosach

Nie wiem, jak koncerty wyglądają z nowymi

i niebieskich oczach palącą skręty z tytoniem

dziewczynami, ale podobno to już nie to samo,

wiśniowym. Ale wracając to tego konkretnego

co kiedyś.

występu. Kapela akurat promowała nowy krą-

Łąki Łan10 – jeden (według mnie) z najlep-

żek – Nordic. Poznawszy uprzednio ich nowe

szych zespołów koncertowych w Polsce. Pomi-

dzieło, poszedłem na koncert. Jak to ma miej-

mo niezmienionej formuły cały czas przyciąga-

sce przy trasie promocyjnej, królowały nowe

ją swoją energią i charyzmą. W czasie koncertu

utwory, ale nie zabrakło i klasyki. Po gigu udało mi się dostać na dół, gdzie zespól odpoczywa po występie. Zdobyłem tam śliczne autografy. Żywiołak9 – to już ostatni folkowy koncert, 8 Gigant polskiej sceny folkowej. Kilka niezwykle utalentowanych osób tworzy świetną muzykę opartą o dawne brzmienia. 9 Mimo iż zespół ma na swoim koncie jedynie dwa

84

albumu (plus jeden z remiksami) Żywiołak zdobył sobie uznanie na scenie folkowej. Głównie dzięki połączeniu metalu z folkiem. 10 Z pozoru to taki trollowy zespół, bo jak można brać na poważnie bandę facetów przebierających się za owady. Mimo to od strony muzycznej zespół ten prezentuje się bardzo dobrze. Tworzą oni dość oryginalną muzykę, a każda płyta (mają już trzy albumy na koncie) jest ciekawa i polecam do przesłuchania. Zaś koncerty na pewno zapadają długo w pamięć.


Grzegorz Bogdoł

85


artykuł

86


Grzegorz Koprowski

można nie tylko świetnie spędzić czas, ale jak

lu, nie dość, że drogie, to jeszcze rozwodnio-

szczęście dopisze, także zdobyć misia.

ne do granic możliwości. Za pierwszym razem

Majówka na wyspie Słodowej – festiwal

nabyłem butelkę czystej wódki, która przela-

o dość długiej tradycji. Mimo iż za każdym ra-

łem do kartonu z sokiem, aby ją wnieść – duża

zem lista zespołów nie ulega większej zmianie,

oszczędność. Za drugim zaś razem kupiłem

z roku na roku gromadzi na reprezentatywnej

piwo w okolicznym sklepie i piłem je na murku

wyspie sporą widownię. Na majówce byłem

nieopodal wyspy.

dwa razy, najpierw chyba na drugim roku stu-

Deep Purple – bez ociągania, chyba naj-

diów, potem na czwartym lub piątym. Pamięć

lepszy koncert, w którym uczestniczyłem. Bi-

niestety nie ta, co kiedyś. Za pierwszym razem

let, muszę przyznać, tani nie był, ale dorabia-

udałem się tam z A., a na miejscu spotkałem

łem w tym czasie jako ulotkarz, więc jakoś dało

Siostrę oraz Kuzynkę. Nie pamiętam za bar-

radę. Na koncert pojechałem wraz z Białym,

dzo kto grał, na pewno na początku był Dżem,

jego znajomymi oraz Mateuszem. Po przy-

później Strachy na Lachy, Happysad (choć

jeździe do Wrocławia, po posiłku oraz dwóch

pewności nie mam), gwiazdą wieczoru był

piwach, udaliśmy się na próbę bicia rekordu

Hey. Za drugim razem ostatnim zespołem był

gitarowego. Kilkaset osób grało jednocześnie

Kazik na Żywo. Kto był po nich ? A nie wiem,

utwór Jimiego Hendrixa Hey Joe. No trzeba

ktoś na pewno. Co jeszcze można dodać? A że

przyznać, że już before był ekscytujący. A to

nie warto kupować piwa na terenie festiwa-

był dopiero początek. Następnie ruszyliśmy

87


artykuł na stadion, gdzie po nabyciu piwa i jego wypi-

raźliwe głupoty. Dużo wspomnień, no i pociąg

ciu przeszliśmy przez bramkę, za które trunki

– który objechał wszystkie pokoje.

były dwa razy droższe. Na początku support.

Koncerty w MOK-u (NCPP) – w tym miej-

Koleś, który gra i robi wszystko to, co robił

scu bywałem dość często, więc by nie przedłu-

Jimi Hendrix. No, bardzo udana rozgrzewka

żać, opiszę ogólnie. Przez te kilka lat na Sali

przed tym, co nas później czekało.

kameralnej wiele się zmieniło. Palenie – na po-

Support skończył grać, trochę minut cze-

czątku w trakcie koncertu można było zaćmić,

kania, i wreszcie Ci na których czekałem. Deep

później wyrzucono palaczy na korytarz, a na

Purple. Koncert był świetny. Mimo dość sędzi-

końcu to już na dwór. Alkohol – przez długi

wego wieku kapela dała naprawdę dużo czadu.

czas bez problemu można było nabyć dobre

Skakałem, wariowałem. Największe wrażenie

„zamkowe“ (które szybko schodziło) w pubie

sprawiło na mnie solo na pianinie, po którym

umiejscowionym na ternie NCPP, jednak jakoś

artysta odegrał hymn państwowy. Koncert

rok temu czy może trochę wcześniej przenieśli

skończył się późno. To był niezapomniany wi-

się i zostało tylko piwo lane w samej sali kame-

dok, jak widziałem te masy wychodzące z kon-

ralnej.

certu.

88

Befory i aftery – to był nieodłączny ele-

Powrót, ale nie do domu, tylko na after.

ment wszystkich wypadów, zazwyczaj przy-

Impreza odbyła się w mieszkaniu wynajmowa-

chodziło się trochę wcześniej, by wzmocnić się

nym przez Czarną. Wódka, papierosy i prze-

odpowiednio przed nadchodzącą zabawą. Na-


Grzegorz Bogdoł

89


artykuł

90


Grzegorz Koprowski

wadniało się albo w środku, albo na zewnątrz.

mało znanych, które przeważnie bardzo miło

Zależy ile miało się lat i ile gotówki. Po koncer-

zaskakiwały jak np. Dakadana czy Mella Kotu-

cie przeważnie jeszcze trochę się zostawało.

lek. No i oczywiście najlepszy koncert w NCPP,

Zazwyczaj byli to znajomi związani z Emilką –

tylko że w amfiteatrze, to koncert Gentlema-

Grzegorz, Anetka i inni. Ech, takie wspomnie-

na. Zjawiłem się tam z Martą, Darkiem, jego

nia okołokoncertowe jakoś bardziej utrwaliły

kuzynką oraz Julką. Po odpowiednim popra-

mi się w pamięci niż same występy. Luźne po-

wieniu nastroju swego, udaliśmy się na show.

gawędki, piwko, czasami pizza.

Na początku byli supporci, którzy wprowadzi-

Koncerty – było ich dość sporo. Najlep-

li nastrojowo widownię pod gwiazdę wieczoru.

sze, oprócz tych, które już wymieniłem, to

Och, długo nie czekaliśmy. Koncert świetny,

przede wszystkim koncert grupy Hey – kiedy

długi i niezapomniany. Jeszcze na końcu na-

to grali swoje stare kawałki w ramach trasy „re

pisać trzeba o bardzo dobrych koncertach ze-

-edycja”. Dużo utworów z Pytajnika, Fire czy

społów: Kury, Buldog, Brodka etc.

Ho. Ci, którzy znają zespół wiedza, o co cho-

Wrocławskie koncerty – tych, mimo że tro-

dzi. Miło jeszcze wspominam koncert Graży-

chę mniej ze względu na cenę i odległość, jed-

ny Auguścik – która wraz z gitarzystą Pauliho

nak należy o nich wspomnieć. Przede wszyst-

Garcią zaprezentowała na nowo zinterpreto-

kim Camera Obscura – szkocki zespół grający

wane utwory Beatlesów w stylu Bossa Nova.

pop, zagościł chyba po raz pierwszy w Polsce.

Bardzo lubiłem chodzić na koncerty zespołów

Wybrałem się na niego razem z kolegą z Klanu

91


artykuł

92

– no i cóż? Warto było, choćby dla tych dwóch

Nie zawiodłem się, świetna koncertowa kape-

godzin stania i słuchania pięknego głosu wo-

la. Dobrze wydane pieniążki.

kalistki, oglądania i podziwiania pięknej rudej

Off Festiwal – a właściwie tylko jeden

Pani grającej na pianinie. Po koncercie zespół

dzień. Pierwszy dzień koncertów, na którym

wyszedł porozmawiać z fanami, co było bar-

miał zagrać zespół Warpaint i dla niego pofa-

dzo miłe. Zapaliłem szluga z gitarzystą i basi-

tygowałem się do Katowic. Moje ulubienice

stą, wziąłem autografy i kupiłem płytę.

z amerykańskiego kwartetu grały tylko około

Olafur Arnalds – ostatni z islandzkich

godzinę, może nawet krócej, mimo to będę ich

zespołów, jaki poznałem, a jedyny, który mia-

występ wspomniał do końca życia. Poza dziew-

łem okazję usłyszeć na żywo. Koncert odbył

czętami z Wojennych Barw przewinęło się na

się w przytulnym miejscu we Wrocławiu. Pu-

deskach aż czterech scen wiele ciekawych for-

bliczność siedziała (do czego nie byłem przy-

macji. Łaziłem po miasteczku festiwalowym

zwyczajony, mimo to występ tego artysty był

z repertuarem z zaznaczonymi zespołami, na

wzruszający i pełen muzycznych doznań).

które chciałem iść. I tak łaziłem od jednego do

Little Dragon – o tym zespole wspomnia-

drugiego miejsca, po drodze zatrzymując się

łem w ramach pisania o ulubionych płytach.

od czasu do czasu na piwo. Dużo dobrej mu-

Fajny before we wrocławskim barze, gdzie za-

zyki i zabawy.

siliłem swój organizm kilkoma shotami, póź-

niej ruszyłem szybkim truchcikiem na show.

Opera – czas pomówić trochę o sztuce wy-


Grzegorz Bogdoł

93


artykuł

94

sokiej, dodać tekstowi trochę artyzmu. Otóż

rzone bardziej z muzyką rozrywkową niż z wy-

na operze byłem trzykrotnie. Pierwszy mój

soką. Widownia, z racji tego iż było bardzo

kontakt z tą formą sztuki miał miejsce w cza-

gorąco, ubrała się raczej luźno niż wyjściowo.

sie studiów we wrocławskiej operze. Udałem

Ja też byłem tego dnia nie do końca dyspono-

się na świetną Operę Rigoletto, z dość znaną

wany, poprzedniej nocy świętowałem urodziny

arią La Donna E mobile (kobieta jest zmien-

kolegi. I byłem dość mocno skacowany, stan

ną). Fabuły nie pamiętam w ogóle (zresztą ma

mój był pogłębiany przez słońce, które raziło

ona w operze drugorzędne znaczenie), pamię-

niemiłosiernie. Pociłem się, chciało mi się pić;

tam raczej cały ten patos, jaki się wiązał z tym

jednak mimo tych niedogodności miło wspo-

wydarzeniem. Eleganccy panowie i panie, na-

minam tę polską operę. Ładnie zaśpiewane

wet ja się ubrałem należycie i włożyłem gar-

arie, a na końcu tancerze zatańczyli dla wi-

nitur oraz krawat. Opera cudowna, budynek

downi.

w którym odbywał się występ elegancko wy-

Trzeci raz ponownie miał miejsce w Ope-

strojony, marmury, obrazy, nawet toalety były

rze Wrocławskiej. Tym razem byłem lepiej

luksusowe.

przygotowany. Zaczarowany Flet – słyszałem

Drugi mój kontakt z operą miał już inny

wcześniej i oglądałem dwukrotnie. Dzięki temu

charakter. W opolskim amfiteatrze zorganizo-

znałem fabułę, oraz mogłem porównać jakość

wano przedstawienie Straszny dwór. No i po

wykonania. No i się trochę zawiodłem, opera

pierwsze miejsce już takie bez patosu, koja-

która powinna trwać ok. trzy godziny, skoń-


Grzegorz Koprowski

czyła się po zaledwie dwóch. Osoba odpowia-

wydarzeń pozostają niezapomniane wspo-

dająca za przedstawienie „obcięła” kilka scen,

minania, nie tylko związane stricte z danym

co może skróciło trwanie sztuki oraz zwięk-

występem, ale także z sytuacjami. jakie mają

szyło tempo, lecz przy okazji powstała dziura

miejsce przed albo po koncercie. Z wszystkimi

fabularna. W jednym momencie bohaterowie

emocjami, które się pojawiają, gdy np. nosisz

wyruszają i nagle są na miejscu, nie wiadomo,

dziewczynę na baranach w trakcie koncertu,

co tam robią. Mimo to wyprawa bardzo udana.

czy pijesz tanie wino na murku, albo gdy cze-

No i trzeba dodać, iż za bilety warte normalnie

kasz na zespół, by zdobyć autografy. Ta cała

110 zł zapłaciłem jedynie 40 zł, i tutaj chciał-

otoczka okołokoncertowa czasami bardziej

bym podziękować ludziom, którzy w ostatniej

wryje się w pamięć niż np. sam koncert. Bo kto

chwili zrezygnowali ze swoich miejsc. Dzięki

pamięta setlistę czy to, w co był ubrany woka-

nim siedziałem na parterze, a zapłaciłem jak

lista?

za miejsce na loży. Tak podsumowując ten mój trochę przy-

Grzegorz Koprowski

długawy wywód. Sądzę, że słuchanie muzyki granej na żywo to naprawdę bardzo udana forma rozrywki. Można poskakać, posłuchać, spotkać się ze znajomymi, napić czegoś dobrego. I przede wszystkim z tych wszystkich

95


artykuł

Armagedon

Wojciech Wziątek

Armagedon – fascynujące wydarzenie.

asteroida uderzy w naszą planetę. Wtedy

Co może czekać ludzkość w najbliższej

zmiany będą nieprzewidywalne. Ciężko będzie

przyszłości?

żyć, o ile w ogóle ktoś przeżyje. Jeszcze kolejni natomiast słysząc o nim,

Wielu ludzi zastanawia się, kiedy to nastąpi oraz jak to będzie wyglądać...

96

myślą o wielkiej, już trzeciej, wojnie światowej. Strasznej, bo z użyciem broni nuklearnej.

Jedni – ci którzy zajmują się religiami –

Niestety, pytanie jest – nie czy to się wy-

twierdzą, że to będzie boża interwencja. Gdy

darzy, tylko jak żyć w obliczu Armagedonu?

my się zbuntujemy, wówczas przybędą anioło-

Nasza cywilizacja jest tak rozwinięta, tak za-

wie. Ludzkość będzie przeciwko nim walczyć.

awansowana technicznie, komunikcja coraz

Armagedon – powiadają inni – to po pro-

mniej zawodna. A wciąż się w tym względzie

stu będzie wielki kataklizm. Jaki? Być może

rozwijamy. Dlatego jakiekolwiek kampanie,


Wojciech Wziątek

akcje militarne gdziekolwiek by nie wystąpiły

ze strony Unii Europejskiej i USA. I następne

odziałują na nas. I z każdego kątka globu mo-

teź wejdą w życie. Szykuje się załamanie go-

żemy śledzić przebieg wydarzeń.

spodarcze. Wiele krajów z UE jest mocno za-

Jak żyć w obliczu wizji tak strasznej? Jest to przecież katastrofa, porażka rodzaju ludzkiego. Bo to, że nastąpi wielki kryzys jest kwestią dłuższego lub krótszego czasu. To wszystko

dłużonych. Na gruncie kryzysu ekonomicznego zawsze powstawał jakiś konflikt zbrojny. I teraz – czy się tym zajmować? Pytanie jest takie – czy szykować się na „trudne czasy” i jak przetrwać to wszystko?

zależy od nas. Ludzie posiadają zaawansowa-

Ostatnio właśnie miałem przemyślenia,

ny technicznie arsenał militarny. I nie służy on

żeby po prostu pogrążyć się w słodkiej, błogiej

po to, żeby bronić się przed zwykłym najeźdź-

ignorancji i za bardzo nie zajmować się tym

cą, grabieżcą. To są bronie, której przeznacze-

problemem. Tylko fajnie spędzić czas.

niem jest eksterminacja wszystkiego co, żyje,

Oczywiście – pewną nutkę wiedzy trze-

co jest. Te bronie nie powinnny w ogóle zostać

ba mieć. Tak, aby na wypadek czegokolwiek,

stworzone, jeślibyśmy chcieli mieć długotrwa-

jakiegokolwiek kryzysu umieć przetrwać nie

ły pokój i stabilną sytuację.

wychodząc do sklepu przez tydzień bądź dwa.

Ostatnio oglądałem wiele na ten temat.

Żeby mieć pewne zapasy.

Źle się dzieje w Europie. Sytuacja na

Ale jak żyć w obliczu tego, co się w tej

Ukrainie się pogarsza. Rosja dostała sankcje

chwili dzieje? Otóż – nie wdawać się w żad-

97


artykuł ne szczegóły, tylko po prostu zająć się swoim własnym życiem. Nie pracować za długo. Jeżeli masz rodzinę – ofiaruj jej czas. Dobrze jest mieć hobby. Ja na przykład

wszystko straci… Wobec powyższego – nie ma co planować pięć, dziesięć, dwadzieścia lat wprzód... …Po co to? Wystarczy żyć na luzie i mieć

jestem fanem gier komputerowych. Interesuje

jakieś

hobby,

zainteresowania.

I

określić

mnie także kultura Dalekiego Wschodu i róż-

w swoim życiu jakąś stałość – pewne status

nego rodzaju medytacje. Będę więc chciał się

quo – co mnie interesuje, co lubię robić. I to

temu jeszcze bardziej poświęcić.

rozwijać.

I powtarzam – nie pracować za długo

…I życia sobie nie żałować, godnie je spę-

w ciągu roku. Tak, by żyć naprawdę. Trzeba

dzić, by spokojnie spojrzeć śmierci w oczy, gdy

bowiem zadać sobie pytanie i odpowiedziec na

po nas przyjdzie.

nie bardzo szybko. Zatem – po co pracujesz? Co chcesz osiągnąć? Czy pracujesz po to tylko,

No, to byłoby na tyle.

zeby przetrwać?…

Ale ciąg dalszy – nastąpi.

…A tutaj nam się po prostu jakiś Armagedon wyłania, jakaś III Wojna Światowa, wszystko wisi na włosku. I jeden większy kryzys – czy to zbrojny, czy ekonomiczny – może spowodować, że wielu ludzi z dnia na dzień

98

Wojciech Wziątek


Wojciech WziÄ…tek

99


artykuł

Olaf Pajączkowski Olaf Pajączkowski (ur. 1988) – interesuje się muzyką, filozofią, literaturą, filmem, fotografią, przede wszystkim jednak jest twórcą rzeczy wszelakich, od utworów prozatorskich do etiud filmowych. Współpracował/ współpracuje z portalami „Coolturka” i „Adventure Zone”, prowadził dwa blogi kulturalne, wygrał ze trzy konkursy recenzenckie, udzielał się w kultowym – w pewnych kręgach – zespole rockowym Post Mortem; kilka jego wierszy ukazało się w „Migotaniach Przejaśnieniach”, proza jeszcze czeka na swój debiut. Ostatnio stworzył „Znak zapytania”, komputerową przygodówkę w starym stylu.

100


Olaf Pajączkowski

Kryptozoo Ci ze Wspaniałych Czytelników, którzy

każde stworzenie, którego nie tylko istnienia

uważnie śledzą nie tylko Mole, ale także i róż-

nie można udowodnić, ale także – nieistnienia.

ne „przymolowe” sprawy, pamiętają zapewne

Dlaczego piszę o braku dowodów na

drugi wywiad, którego miałem zaszczyt udzie-

nieistnienie jako warunku „kryptydyzacji”?

lić dla Radia Emiter. Podczas tej audycji jeden

Odpowiedź jest prosta. Brak dowodów na

ze słuchaczy – Błażej (pozdrawiam!) – zapy-

istnienie czegoś nie świadczy o tym, że coś

tał mnie, czy na łamach naszego czasopisma

rzeczywiście jest zmyślone – powiedzmy, że

pojawi się kącik poświęcony kryptydom. Od-

nie potrafię udowodnić, iż hipotetyczny John

parłem, że tak, ale z różnych powodów dział,

Brown naprawdę pędzi życie w Kalifornii, ale

mający zadebiutować w drugim numerze, po-

nie oznacza to, że taki John jest jakimś fan-

jawia się dopiero w piątym. Niestety najpew-

tazmatem – po prostu nie posiadam o nim

niej na pierwszym odcinku skończymy. Odpo-

żadnej wiedzy, co wcale nie przeszkadza temu

wiemy w nim na najważniejsze pytanie: „Czym

Johnowi w jedzeniu obiadu, podczas gdy ja pi-

w ogóle jest kryptyda?” Otóż kryptydą jest

szę te słowa. Brak dowodów na istnienie nie

101


artykuł przekreśla jeszcze całkowicie możności istnie-

tak samo „prawdziwy” jak wytwory literackie,

nia. Gdybym miał natomiast niezbite dowody

typu krasnoludki i sierotka Marysia, nie może-

na nieistnienie Johna – wtedy sytuacja byłaby

my z czystym sumieniem go przekreślić. Kryp-

zupełnie inna. W tym wypadku dowodem na

tozoologowie1 – adepci sztuki, będącej albo

nieistnienie tego konkretnego Browna będzie

protonauką albo pseudonauką, w zależności

to, że przed chwilą go wymyśliłem.

od tego, czy wypowiadają się o niej jej przeciw-

W podobnej sytuacji znajdują się krypty-

nicy czy zwolennicy – badają podania, legendy,

dy, zwierzęta czy stworzenia, o których krążą

gromadzą relacje świadków i na tej podstawie

legendy. Nikt nie potwierdził ich bytności, lecz

tworzą profil konkretnego stworzenia. Jeżeli

gdyby to przesądzało sprawę, nie powstałaby

nie pojawiają się dowody na nieistnienie zwie-

kryptozoologia – yeti zostałby uznany za bajkę

rzęcia – powstaje kryptyda. Większość tego

i między inne bajki włożony. Tymczasem jest

typu badaczy nie chce, by ich obiekty badań

inaczej. Nie możemy udowodnić tego, że yeti,

trwały w takim zawieszeniu między bytem a

stwór dość nietypowy, z gatunku nam nieznanego, nie istnieje – i dlatego jest kryptydą. Definicja może wydawać się nieco pokrętna, ale chyba tylko w ten sposób można dokładnie wytłumaczyć postawę kryptozoologów – dopóki nie udowodnimy, że chupacabra jest

102

1 Za twórcę terminu "kryptozoologia" uznaje się Bernarda Heuvelmansa który użył go w swej książce z 1955 roku Na tropach nieznanych zwierząt, choć on sam przypisuje stworzenie tego terminu szkockiego podróżnikowi, Ivanowi T. Sandersonowi, natomiast początki swej dyscypliny widzi już w książce Wielki wąż morski Anthoniego Cornelisa Oudemansa z 1892 roku. Innymi autorami, zajmującymi się tymi badaniami, są np. Willy Ley czy Karl Shuker. Sam termin „kryptyda” został wymyślony przez Johna Walla w 1983 roku.


Olaf PajÄ…czkowski

Rys. LeCire i Karta24

103


artykuł niebytem, szukają więc dowodów na ich ist-

czasami po prostu sfabrykowana, jednakże

nienie, by „przenieść” je z kryptozoologii do

zdarzały się przypadki potwierdzenia prawdziwości stworzeń, których wcześniej nauka nie uznawała. Stworzeniami, które: a) „utraciły” swój status kryptydy, gdyż ostatecznie i niepodważalnie udowodniono ich istnienie b) nigdy oficjalnie nie zostały uznane za kryptydę, jednak ich odkrycie pokazuje, że Ziemia kryje jeszcze przed nami kilka tajemnic są: 1. Okapi. „Odkryto” je w 1901 roku, a samo zwierzę stało się godłem nieistnieją-

Autor: Benutzer:AlexR

104

cego już Międzynarodowego Stowarzyszenia Kryptozoologii. Wcześniej okapi był uznawany

„prawdziwej” zoologii. Co prawda wiele z tych

za wymysł starożytnych Egipcjan, a relacjom

prób kończyło się niepowodzeniem, a więk-

mieszkańców Kongo nie dawano wiary. Istnie-

szość dowodów była nieprzekonująca lub

nie tego stworzenia ostatecznie potwierdził sir


Olaf Pajączkowski

Harry Johnson (1858 – 1927), angielski podróżnik i pisarz, zdobywając skórę i dwie czaszki zwierzęcia, a pierwsze żywe osobniki pojawiły się w zoo już w latach 20 XX wieku. 2. Waran z Komodo. Jego istnienie potwierdzono w 1912 roku – wcześniej naukowcy uznawali wszystkie wielkie gady za wymarłe, a Europejczycy nie dawali wiary zdumiewającym plotkom o „lądowych krokodylach”. Europejczycy nie dawali wiary. Gdy jednak pewien poławiacz pereł wrócił z wyspy Komodo, przynosząc wieści o wielkim jaszczurze, podjęto bardziej zdecydowane kroki. Ekspedycja Zoologicznego Muzeum Buitenzorgu z Jawy zaowocowała raportem o istnieniu waranów, lecz opinia publiczna nie zwróciła większej uwagi na wyniki badań, a rozpoczęta niedługo później I wojna światowa skutecznie „przyćmiła” odkrycie zoologów. W 1926 roku Amerykańskie Waran z Komodo, fot. Mark Dumont

105


artykuł Le Loi magiczny miecz, którym ten odparł najazd Chińczyków. Przez wiele lat gada uznawano za mit i element folkloru Wietnamu, jednakże w 1967 roku rybak wyłowił wielkie zwierzę. Niestety, poławiacz ryb zabił stworzenie, którego ciało następnie zostało wystawione w pobliskiej świątyni (można je oglądać do dziś). Wydawało się, że w ten sposób zginął ostatni tego typu żółw, lecz w 1998 roku kamerzysta-amator zarejestrował zwierza na taśmie, Żółw z jeziora Ho Hoan Kiem; autor: chem7 Muzeum Historii Naturalnej zorganizowało drugą ekspedycję (pod przewodnictwem Douglasa Burdena), która zdołała sprowadzić do Stanów dwa żywe osobniki i dwanaście martwych. 3. Żółw z jeziora Hoan Kiem. Ogromny żółw jest symbolem niepodległości Wietnamu – wg legendy owa istota przekazała cesarzowi

106

a w 2000 roku profesor Hà Đình Đuc dokonał klasyfikacji gatunku. Obecnie wiemy o czterech osobnikach – trzy żyją w niewoli (z czego dwa w Chinach), a czwarty – ponadstuletni – właśnie w jeziorze Hoan Kiem (w 2011 roku okazało się, że jest chory i musiał przejść operację). Niektórzy uważają, że w zbiorniku wodnym żyje jeszcze kilka żółwi, ale profesor Hà Đình Đuc podchodzi do tych wieści scep-


Olaf Pajączkowski

tycznie. 4. Rekin wielkogębowy. Ten gatunek rekina był kompletnie nieznany ludzkości, aż do roku 1976, gdy amerykański statek przypadkowo wyłowił jednego osobnika u wybrzeży Hawajów. W przeciągu kolejnych lat wyławiano jedynie samce tego rzadkiego gatunku, aż w końcu w 1994 roku morze wyrzuciło na brzeg Japonii samicę. 5. Panda wielka. O tym znanym wszystkim, sympatycznie wyglądającym zwierzęciu przedstawiciele zachodniego świata usłyszeli po raz pierwszy w XIX wieku, kiedy pewien myśliwy przyniósł skórę stworzenia francuskiemu misjonarzowi, Armandowi Davidowi. Pierwszymi Europejczykami, którzy zaobserwowali

Rekin wielkogębny, zdjęcie ze zbiorów FLMNH Ichtyology

pandy na wolności, byli członkowie ekspedycji Waltera Stötznera (ekspedycja trwała od 1913 do 1915 roku). Pierwszego żywego przedstawi-

ciela gatunku złapano w 1936 roku. 6. Goryl górski. Ten gatunek był całko-

107


artykuł wicie nieznany człowiekowi aż do roku 1902, gdy niemiecki kapitan von Beringe zauważył duże, człekokształtne stworzenia na terenie dzisiejszej Rwandy, zastrzelił jedno ze zwierząt, a jego ciało przewiózł do Europy. Dopiero sześćdziesiąt lat później wyruszyły ekspedycje, które zajęły się badaniem goryli w ich naturalnym środowisku. 7. Gepard królewski. Odkryty w roku 1975 przez małżeństwo kryptozoologów, Lenę i Paula Bottrielli. Nie jest to osobny gatunek, lecz wynik mutacji, pojawienia się u konkretnych gepardów charakterystycznego genu, który wpływa na wielkość osobnika i jego nietypowe umaszczenie. 8. Latimeria. Ryba, która miała wyginąć 60 milionów lat temu, została wyłowiona w 1938 roku u ujścia rzeki Chalumna i dostała się w ręce pani kustosz londyńskiego muzeum, Panda wielka, fot. Katsutoshi Seki


Olaf Pajączkowski

Marjorie Courtenay-Latimer, która, nie potra-

istnieć. Ma prawo czy nie – istnieje i w na-

fiąc zaklasyfikować dziwnego stworzenia, wy-

stępnych latach pojawiały się kolejne raporty

słała je w 1939 roku ichtiologowi, profesorowi

o spotkaniach z tymi stworzeniami (niektóre

Jamesowi Leonardowi Brierleyowi Smithowi.

z nich opisują ataki na statki) – najczęściej jed-

9. Kraken. Chociaż badacze dalej dysku-

nak, ze względu na to, iż żyją one w głębinach

tują, czy naprawdę udało się znaleźć dowody

morskich, ludzie mogli badać jedynie martwe

na istnienie mitycznego krakena czy może

osobniki, wyrzucane na brzeg przez fale. Do-

mamy do czynienia z innymi gatunkami kała-

piero w 2004 i 2006 roku japońscy naukowcy

marnic, to można uznać, że ludzkość zetknę-

zdołali sfilmować dwóch żywych przedstawi-

ła się przynajmniej z krewnymi krakenów.

cieli gatunku. Drugim jest kałamarnica kolo-

Pierwszym z nich jest kałamarnica olbrzymia –

salna – pierwszy raz opisano ją w 1925 roku.

pierwsze potwierdzone spotkanie z tym zwie-

Podobnie jak w przypadku kałamarnicy ol-

rzęciem miało miejsce w 1861 roku, gdy załoga

brzymiej – spotkania z człowiekiem były bar-

francuskiego statku podjęła nieudaną próbę

dzo rzadkie i najczęściej „za pośrednictwem”

wyłowienia stworzenia. Marynarzom udało się

martwych osobników. Jednakże w roku 2003

jednak przetransportować fragment głowono-

udało się wyłowić kolosalną kałamarnicą z wód

ga do Francuskiej Akademii Nauk. Niestety,

Antarktyki, a następnego mięczaka – w 2005.

badacze zbagatelizowali doniesienie żeglarzy,

W świetle powyższych faktów kryptozoo-

uważając, że takie stworzenie nie ma prawa

logia rzeczywiście może fascynować. Entu-

109


artykuł zjaści uważają, że człowiek może odkryć kolejne gatunki, a istnienie wielu z tych, które uznawane są dziś za kryptydy, niedługo zostanie potwierdzone. Pasjonaci tropią chupacabrę, Wielką stopę, yeti, potwora z Loch Ness czy diabła z Jersey. Nie zrażają się tym, że niektóre z kryptyd były oszustwami – raporty o żywym Zeuglodonie (stworzeniu wymarłym ok. 60 milionów lat temu) okazały się nieprawdziwe, Człowiek Lodu z Minessoty (miał to być krewniak yetich) pomyłką, a odkrycie pozostałości „brakującego ogniwa” w ewolucji człowieka – oszustwem. Mimo że kryptozoologia jest krytykowana przez prawdziwych naukowców, którzy – często słusznie – stawiają jej różne zarzuty2, to Diabeł z New Jersey, rysunek zamieszczony w Philadelphia Newspaper w 1909 r.

110

2 Np. zoologowie zwracają uwagę na to, że kryptozoologowie zbyt dużą uwagę poświęcają istotom fantastycznym, często przez to przeoczając odkrycia prawdziwych, nowych gatunków zwierząt. Trzeba też odnotować, że większość wymienionych przeze mnie gatunków została


Olaf Pajączkowski

jednak jest to fascynująca dziedzina. I nawet

Komodo_dragon_with_tongue.jpg;

https://www.flickr.

com/photos/88087720@N00/3047307041/http://upload.

jeśli większość kryptyd to jedynie wymysł ludz-

wikimedia.org/wikipedia/commons/4/4a/First_Megachasma_

ki, to – jak pokazują wymienione wyżej odkry-

pelagios_1976.png;

cia – być może jeszcze w niektórych opowieściach będzie można znaleźć ziarnko prawdy (choć istnienie większości lądowych kryptyd jest bardzo wątpliwe, ze względu na coraz bardziej kurczącą się niszę ekologiczną). A poza tym - historie o tych stworzeniach są po prostu intrygujące. Olaf Pajączkowski Grafiki pochodzą z Wikimedia Commons, Encyklopedia

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/

commons/1/13/Jersey_Devil_Philadelphia_Post_1909. jpg?uselang=pl;

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/

commons/f/fa/Panda_in_San_Diego_Zoo.jpg"

Bibliografia

1. http://www.unmuseum.org/found.htm 2. http://www.abcwietnam.pl/newsy-z-wietnamu/209-zolw-z-jeziora-h-hoan-kim-.html 3.

http://www.thanhniennews.com/society/

turtle-hurdle-13053.html

Britannica i Flickera i zostały wykorzystane na określonej

4. http://web.archive.org/web/20081021132530/

przez autorów licencji - public domain,

http://www.cnn.com/EARTH/9804/13/viet-

the Creative

Commons Attribution 2.0 Generic license lub Creative Commons

Attribution-Share

Alike

3.0

Unported

nam.turtles.ap/

http://commons.wikimedia.org/wiki/

5. http://www.britannica.com/EBchecked/to-

Category:Chupacabra#mediaviewer/File:Chupacabras.svg;

pic/441032/giant-panda/234246/Conservation

license.

Źródła:

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/4e/Okapi2. JPG;

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/9d/

-and-classification

odkryta przez przypadek i to nie przez kryptozoologów.

111


ostatki

rzeczy wy jątkowe

Bartosz

Łącki Olaf

Pajączkowski Bartosz Łącki (ur. 1988) – życie swe pędzi w Opolu. Olaf Pajączkowski (ur. 1988) – interesuje się muzyką, filozofią, literaturą, filmem, fotografią, przede wszystkim jednak jest twórcą rzeczy wszelakich, od utworów prozatorskich do etiud filmowych. Współpracował/ współpracuje z portalami „Coolturka” i „Adventure Zone”, prowadził dwa blogi kulturalne, wygrał ze trzy konkursy recenzenckie, udzielał się w kultowym – w pewnych kręgach – zespole rockowym Post Mortem; kilka jego wierszy ukazało się w „Migotaniach Przejaśnieniach”, proza jeszcze czeka na swój debiut. Ostatnio stworzył „Znak zapytania”, komputerową przygodówkę w starym stylu. 112


Łącki, Pajączkowski

Pogrzeb Mola Zebraliśmy się dziś, by opłakiwać Mola Opolskiego dzierżyciela światła kultury Który stawał na uszach, żeby zabić trolla Ciemnoty, kabotynizmu, dezynwoltury! W boju nierównym padł nasz bohater, martwy – śni Ponad Opolem zebrały się ciemne chmury A głupi troll, szczerząc kły, z herosa strasznie drwi Co stało się, czemu przyszedł ten dzień ponury? Cóż to, blady świerszczu, czemuż twe skrzypce milczą? Ach, to gwiazdy gasną i ból sercem zawłada, Zanosimy pieśń rozpaczy, dziką, wręcz wilczą Przyszło nam oto pisać elegię – dla owada… Z niebios przybył cichy sługa – patrzy wokół: Wskażcie, proszę – mówi oto – biedny zewłok Mola Głos mu drży, srebrna łza zaś lśni w złotym oku – więc i aniołów obcych tknęła ta niedola!

113


ostatki

rzeczy wy jątkowe Przybysz zamilkł i ciężka cisza nas ogarnia Patrzymy niemi przed siebie, nikt się nie ruszy Wiatr wieje i księżyc przysłania chmura czarna Smutne, straszne wycie wypełnia nasze uszy Nagle naprzód wychodzi on, blady poeta Rzecze: "Tu legł Mol; kogo los jego nie wzruszy?" „Tyś poetą” mówi anioł: „niechże lutnia twa Powie o Molu, odda honor śpiącej duszy!” „Hej, patrzajcie: tańczę wam na trupie Mola!” - raptem troll zawył gromko jak przez tubę. „Gdy mnie nakręca wódka, karty, babka goła - tego stwora wsadźcie sobie rychło w …!” Poeta zakrył uszy dłońmi – co to będzie? Wnet pewno zripostuje, powie mu do słuchu Lecz cóż to jest? Tkwimy oto w srogim błędzie Po wieszczu ani śladu – bywaj blady duchu! Tkwimy, porażeni - co będzie, co się dzieje? Spity troll po herosa ciele się przewala! Krzyczy, warczy, z gęby wypluwa jakąś breję Nikt go nie powstrzymuje, zbladła grupa cała! Wtem najmądrzejszy z nas przed szereg występuje O tak, ten zaraz da trollowi do wiwatu! Lecz cóż to – nagle z kieszeni flaszkę wyjmuje Mówi: „Trollu, narąbmy się, lej mi jak bratu!”

114


Łącki, Pajączkowski

I co dalej? – Wtem zbój wypluwa chyłkiem peta Woła –„hej, wszyscy, wódę leje Berta gruba! Znajdą się panienki i znajdzie się poeta!” Z dzikim rykiem rusza cała nasza grupa Zaś dziwny sługa stoi, milczy, schyla ramię Nie zwracając uwagi na harce przebrzydłe Kładzie trupka lekko na puchowe posłanie Śniące, martwe czoło zakrywa czule skrzydłem. Bartosz Łącki Olaf Pajączkowski

115


116


Fot. Dariusz Lepiarczyk

117


Łukasz Berlik Znakomicie wykształcony i nikomu niepotrzebny kulturoznawca. Perfekcjonista we własnym mniemaniu, językowy policjant. W wolnych chwilach podglądacz dzikich zwierząt, zwłaszcza tych skrzydlatych, dla których widoku chętnie przemierza kilometry, podziwiając przy okazji od czasu do czasu zabytki rodzimej architektury. Przyjemność sprawiają mu także zabawy ze sztangą oraz siermiężna walka ze strunami gitary – wypracował nawet swój unikalny, mechaniczny styl gry. Równie chętnie grywał w piłkę nożną, kiedy miał jeszcze kolegów. Miłośnik hałaśliwej muzyki i bzdurnych filmów. Dumny nonkonformista. 118


Łukasz Berlik

W

tonacji molowej

Dotarła do mnie niedawno smutna informacja. Znajomy w agonii. Nasze relacje nie były może szczególnie intensywne, ale nacechowane życzliwością, dlatego trudno mi pogodzić się z perspektywą Jego rychłego odejścia w niebyt. Byt to wszak wartościowy niewątpliwie – miłujący refleksję, sztukę i poszerzanie wiedzy, pełen szacunku do języka ojczystego. W Jego słowach zawsze pobrzmiewała nuta szlachetności, bez rażącego patosu. Barwny nie tylko z wyglądu, wyróżniał się w świecie zdominowanym przez kolory jaskrawe, lecz pozorne, ukrywające niedostatek treści – świecie plastikowej wrażliwości i rozmytych wartości. Prawdziwy humanista – godny tego określenia (wytartego, niestety, butami butnych, choć niekiedy zapewne głupich jak but, absolwentów kierunków mniej ścisłych), potrafiący rozprawiać na różne tematy. Także na temat śmierci. Teraz sam stanął przed jej obliczem. Wydaje się być z nią pogodzony – to przejaw dojrzałości, którą osiągnął w trakcie krótkiego przecież istnienia. Chciałoby się jednak pomóc mu ten żywot przedłużyć – tylko czy On sam wierzy, że ma to jakikolwiek sens? Może właśnie nadszedł Jego czas? Nie jestem pewien, jaki charakter ma choroba mego Znajomego. Czy to złośliwy nowotwór, który zaatakował któryś (lub któreś) z elementów dobrze funkcjonującego dotychczas układu? A może

119


ostatki

rzeczy wy jątkowe

depresja, pchająca Go nieuchronnie w kierunku samobójstwa? Nie wiem, czy ma to większe znaczenie. Wiem tylko, że sprawa jest naprawdę poważna (podobno nawet doktor P. nie może pomóc) i należy przygotować się na najgorsze. Wypada mi odpowiednio się pożegnać. Podziękować – za samą, jakże cenną (ale być może niedocenioną przeze mnie), obecność. W jaki sposób to uczynić? Okazja, która się ku temu nadarzyła, niejako nakazuje poświęcić Mu jakiś utwór muzyczny. Może pieśń? Zasłużył na nią. Pieśń w tonacji molowej – tak, sądzę, że taka będzie najodpowiedniejsza. Łagodnie smutna, niewolna od radości powodowanej możliwością obcowania z Nim.

Drogi M.! Czy to Twój ostatni lot? Nie wierzę! Wierzę, że nie znikniesz stąd. Wciąż masz coś do powiedzenia, słowa lekkie wielkiej wagi, piórem malowane dzieła na bezkresie białej kartki. Jeśli jednak musisz odejść, pogrążyć się w czerni nocy, wiedz, że zostawisz przyjaciół,

120


Fot. Dariusz Lepiarczyk


ostatki

rzeczy wy jątkowe

pozostawisz też niedosyt pięknych dusz, umysłów chłonnych, dobrze znających Twą wartość, pełnych nadziei – czy płonnej? Dowód dasz, że wszystko marność? Czy to już naprawdę koniec? Czy to Twego życia kres? Wierzę, że znów się spotkamy, że obejdzie się bez łez. Tak, spotkamy się na pewno, już niedługo, jeszcze nieraz, teraz jednak leć, gdzie trzeba, tam, skąd woła los – leć teraz…

To tylko pierwsza zwrotka. Kolejne dopiszą pozostali, którym będzie Go brakować. A melo-

dia? Niech będzie nią powoli cichnący trzepot Jego złotawych skrzydeł…

Łukasz Berlik

122


ナ「kasz Berlik

123


W numerze

wystąpili

Dariusz Jacek Bednarczyk – ur. w Jeleniej Gó-

Akant, Nestor, Ex Libris 43 bis, Kozirynek. Tłu-

rze. Absolwent Wydz. Prawa i Administracji

maczony na angielski.

Uniwersytetu Wrocławskiego. Mgr administra-

124

cji, lecz zawsze DIY. Parokrotnie wyróżniony na

Łukasz Berlik – znakomicie wykształcony i ni-

ogólnopolskich konkursach literackich. Próby

komu niepotrzebny kulturoznawca. Perfekcjoni-

publikacji zasadniczo od 2010. Dotychczasowe

sta we własnym mniemaniu, językowy policjant.

publikacje zarówno w sferze poetyckiej jak i pro-

W wolnych chwilach podglądacz dzikich zwie-

zatorskiej m. in.: Poezja dzisiaj, Migotania, Kul-

rząt, zwłaszcza tych skrzydlatych, dla których

tura Connect Magazine (Australia), Inter-, Znaj,

widoku chętnie przemierza kilometry, podzi-

Menażeria, Galeria (Częstochowski Magazyn

wiając przy okazji od czasu do czasu zabytki ro-

Literacki), Protokół kulturalny, Jutrzenka (Pi-

dzimej architektury. Przyjemność sprawiają mu

smo Polaków w Mołdawii), Dworzec Wschodni,

także zabawy ze sztangą oraz siermiężna walka


MOLE #5 ze strunami gitary – wypracował nawet swój uni-

w konkursach poetyckich, gdzie największym

kalny, mechaniczny styl gry. Równie chętnie gry-

jej sukcesem było zdobycie pierwszego miejsca

wał w piłkę nożną, kiedy miał jeszcze kolegów.

w XVI Międzynarodowych Spotkaniach Poetów

Miłośnik hałaśliwej muzyki i bzdurnych filmów.

Wrzeciono 2010r.

Dumny nonkonformista. Klaudia Gębska – uczennica I Liceum OgólAnna Buchalska – urodziła się w 1985r. w Kut-

nokształcącego im. Jarosława Iwaszkiewicza

nie. Zaś tak naprawdę rodzi się w każdej twór-

w Namysłowie

czej chwili. Lubi pisać, fotografować, malować, czytać oraz słuchać przeróżnej muzyki, która po-

Bartosz Łącki (ur. 1988) – życie swe pędzi

maga wyzwolić emocje. Kocha przyrodę i czło-

w Opolu.

wieka co pozwoliło jej z dyplomem ukończyć policealną szkołę na kierunku technik masażysta

Aleksandra Kamińska – uczennica

w Łowiczu. Pragnie rozwijać siebie i swoje pasje.

Ogólnokształcącego w Wołczynie.

Liceum

Do tej pory wydała trzy tomiki poetyckie 2008r –„Ścieżką przez szarość”. 2011 – „Klucz”, zaś

Grzegorz Koprowski (ur. 1988) — mieszkaniec

w 2013r. – „Łzy. Łezki. Arabeski”. Ma na koncie

Opola, miłośnik dobrej muzyki, dobrego filmu

wiele publikacji w czasopismach zarówno inter-

i mocnej kawy, przy której lubi sobie zapalić pa-

netowych jak i tych na papierze. Bierze udział

pieroska. 125


biogramy Patryk Krzak – uczeń I Liceum Ogólnokształcą-

nia”, komputerową przygodówkę w starym stylu.

cego im. Jarosława Iwaszkiewicza w Namysłowie.

Katarzyna Szumowska – uczennica Zespołu Szkół w Głuchołazach,

Dariusz Lepiarczyk – pochodzący z Chorzowa pasjonat fotografii i podróży po całym świecie.

Urszula Szuster – uczennica I Liceum Ogólnokształcącego im. Jarosława Iwaszkiewicza

Olaf Pajączkowski (ur. 1988) – interesuje się

w Namysłowie.

muzyką, filozofią, literaturą, filmem, fotogra-

126

fią, przede wszystkim jednak jest twórcą rze-

Lidia Urbańczyk (ur. 1988) – Gdy podejdziesz

czy wszelakich, od utworów prozatorskich do

w środku nocy do lustra i wypowiesz doń trzy

etiud filmowych. Współpracował/współpracu-

razy: Lidia, Lidia, Lidia, to przyjdzie Lidia i prze-

je z portalami „Coolturka” i „Adventure Zone”,

czyta ci straszną bajkę do snu... Lidia za życia

prowadził dwa blogi kulturalne, wygrał ze trzy

była znawczynią literatury dla dzieci i młodzieży

konkursy recenzenckie, udzielał się w kultowym

oraz wielką miłośniczką grozy. Połączyła obie

– w pewnych kręgach – zespole rockowym Post

pasje, by zająć się antropologią horrorów dla

Mortem; kilka jego wierszy ukazało się w „Migo-

maluczkich.

taniach Przejaśnieniach”, proza jeszcze czeka

Doktorantka III roku na Wydziale Filologicznym

na swój debiut. Ostatnio stworzył „Znak zapyta-

UO. Interesuje się literaturą fantastyczną – ulu-


MOLE #5 bieni autorzy Clive Barker i Neil Gaiman. Pasjonatka warsztatów twórczego pisania. Wojciech Wziątek – interesuje się kulturą Dalekiego Wschodu, pasjonat starych gier komputerowych.

127


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.