Szczawa moja inspiracja
damian królczyk
joanna kalicińska
krzysztof kaliciński
zofia dudzik
Ania Kurnyta
JANINA kajzAr
magda bulanda
hALINA RUSNAK
Szczawa moja inspiracja
stanisław talar
bożena szlaga
krzysztof niwiński
janina udziela
ZBIGNIEW kurnyta
fot. A. Gryczyński
Szczawa moja inspiracja Przedstawiamy trzynaścioro artystów ze Szczawy, małej miejscowości z powiatu limanowskiego, schowanej w dolinie wśród gór i lasów Gorców oraz Beskidu Wyspowego, u ujścia potoku Głębieniec do rzeki Kamienicy. Jedna z najmłodszych artystek Magda Bulanda, blog w Internecie nazwała „W domowym zaciszu”. I to określenie pasuje do wszystkich zaprezentowanych tu osób. Malują pędzlem lub igłą z nitką (czyli haftują obrazy), rzeźbią, fotografują, czy wykonują ozdoby na szydełku lub drutach dla siebie. Jest to ich pasja, sposób spędzania wolnego czasu, uspokojenie. Jak powiedziała Bożena Szlaga: – Maluję lub szkicuję to, na co mam ochotę. Co wydaje mi się ładne. A Zbigniew Kurnyta na pytanie: czy ktoś uczył pana rzeźby? odpowiedział: – Inspirację do swoich prac czerpię z natury. Przyroda dla mieszkańców i gości Szczawy jest hojna. Górski krajobraz, wyjątkowy mikroklimat i szczawskie zdroje wód mineralnych tworzą urok tej miejscowości. Halina Rusnak, jedna z prezentowanych szczawskich artystek, uważa, że Szczawa i jej okolice to najpiękniejsze do malowania widoki: – Szczególnie gdy słońce świeci. Niepowtarzalne zdrowotne walory Szczawy odkrył już na początku XIX wieku Stanisław Staszic. Wioska została wymieniona w pracy O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski. Autor zwrócił uwagę na piękno i zdrowie ludzi oraz hodowanych przez nie zwierząt. Współcześni mieszkańcy nie szczędzą sił, by Szczawa była w pełnym tego słowa znaczeniu miejscowością turystyczną.
O jej turystyczno - uzdrowiskowym charakterze świadczą miedzy innymi Pijalnia Wód Mineralnych, deptak oraz mnogość szlaków turystycznych wiodących po urokliwych zakątkach. Na chętnych codziennie w Pijalni czeka kilku rodzajów zdrowotnych wód. „Hanna” pomaga cierpiącym na choroby układu krążenia, układu moczowego, cukrzycy i anemii, „Krystyna” – na choroby układu oddechowego, rozedmę płuc, astmę, zapalenie opłucnej, następstwa pylicy, a „Dziedzilla” leczy choroby układu pokarmowego i wątroby, zwłaszcza nadkwasotę żołądka i nieżyt jelit. W budynku Pijalni Wód Mineralnych w Szczawie co roku odbywają się imprezy plenerowe. Przy okazji można również oglądać wystawy miejscowych artystów. Młodzi twórcy mieli okazję po raz pierwszy pokazywać swoje prace. – Do tego czasu nawet sąsiedzi nie wiedzieli, że maluję – opowiada Joanna Kalicińska.
Letnie wernisaże powoli stają się stałym elementem szczawskiego krajobrazu kulturalnego, podobnie jak plenerowe muzyczne spotkania na początku sezonu wakacyjnego „Przegląd Orkiestr Dętych” i na końcu „Pożegnanie lata w Szczawie”. Ale Szczawa najdłużej pamięta o żołnierzach Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej. Choć jest ich coraz mniej, to wciąż w pierwszą sobotę po 15 sierpnia spotykają się na odpuście partyzanckim. Robią tak od 1947 roku. Wszystkie działania kulturalne oraz historyczne są przygotowane społecznie, przez organizacje i stowarzyszenia mieszkańców tej górskiej miejscowości.
MOJA SZCZAWA, NASZA SZCZAWA Moja Szczawa, Szczawa nasza Nie od dziś gości zaprasza Swa urodą i klimatem Wiosną, zimą czy też latem Wciąż zachwyt wzbudza turystów Jest natchnieniem dla artystów. Twórców w Szczawie nie brakuje Tamten rzeźbi ten maluje Raz z projektem a raz z głowy Zawsze pomysł mają nowy Czasu to zajmuje wielce Najważniejsze w tym jest serce, Które trzeba w prace włożyć By ją można było stworzyć. Pracownią ich domu zacisze A ten album o nich pisze By ich poznać- talent, sztukę Może młodszym dać naukę? Nie dziw się więc człeku zatem Gdy co roku w Szczawie latem Słychać jest melodie śliczne Bo warsztaty są muzyczne Najgłośniejsze tu jest granie Gdy jest lata pożegnanie Zawsze w sierpniu przy pijalni Ty też kiedyś na nie wpadnij
fot. A. Gryczyński
magda bulanda Robótki ręczne fascynują Magdalenę Bulandę od najmłodszych lat. Najbardziej wszystko co jest związane z szydełkowaniem. Ale lubi też haftować, wyszywać. Zajmuje się bibułkarstwem, tworzeniem i dekorowania albumów ze zdjęciami i pamiątkami rodzinnymi, tworzeniem ozdobnych kartek. Ręcznie wykonuje biżuterię. A ostatnio robótki ręczne muszą podzielić się czasem pani Magdy z pieczeniem tortów. Od ponad roku prowadzi własny blog w Internecie („W domowym zaciszu”), ma też internetową stronę, gdzie prezentuje swoje prace „Malina–Art.” – Zawsze lubiłam bawić się nićmi, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, jeszcze w szkole podstawowej, była chyba serwetka, taka najprostsza, oczywiście dla mamy. Później zaczęło się szaleństwo na punkcie haftu krzyżykowego. – Pani Magda opowiada jak powoli zaczęły ją wciągać inne rodzaje robótek ręcznych: bibułkarstwo, ozdabianie, malutkimi elementami albumów (technika nosi angielską nazwę scrapbooking). Radość sprawia tworzenie ozdobnych, okolicznościowych kartek, gdzie zawsze umieszcza jakiś mały, choćby najmniejszy szydełkowy wzór. Śmieje się, że komputery i informatyka mają wpływ na jej działalność artystyczną: – Lubiłam plastykę, malowanie, szydełkowanie, wyszywanie. Miałam na to czas, bo – inaczej niż dzisiejsze dzieci – nie zajmował mnie komputer. A teraz, dzięki temu, że jest Internet, kontaktuję się z innymi, głównie dziewczynami z takimi samymi zainteresowaniami. Prowadzę blog, pokazuję swoje prace w Internecie. Choć nie pracuję zawodowo, wciąż jestem zajęta. – dodaje.
Najpierw podpatrywała jak haftuje mama. – Wyszywać nauczyłam się od mamy a szydełkować od cioci. Już jako osoba dorosła sztukę robienia cudeniek z papieru podpatrywała w Internecie i różnych wydawnictwach. – Patrzyłam na blogi innych i pomyślałam: przecież ja też tak umiem. Zaczęłam od prowadzenia bloga, ale coraz poważniej myślę o tym, by rękodzieło stało się moją profesją. – mówi Magda Bulanda. W wakacje 2009 r. miała wystawę w Gminnym Ośrodku Kultury w Kamienicy. Rok później wystawiała prace na Przeglądzie Dorobku Kulturowego i Kulinarnego Kół Gospodyń Wiejskich w Szczawie (bibułkarstwo), oraz w Pijalni Wód Mineralnych w Szczawie w czasie Koncertu na Pożegnanie Lata w 2012 i 2013 roku. http://malina–art.blogspot.com/
zofia dudzik Już w młodości interesowała się sztuką. Ale gdy była uczennicą wolała malować, niż dziergać na drutach czy szydełku: – Nie lubiłam liczenia oczek, dbania o równy ścieg. Nie miałam cierpliwości – przyznaje Zofia Dudzik. Jednak w domu widziała jak mama wyczarowywała serwetki na szydełku, robiła swetry i skarpety na drutach. – Wyrosłam patrząc na robótki ręczne. Mama niekiedy szydełkowała nawet do drugiej godziny w nocy. Dla niej to była przyjemność, ale też konieczność. Nie tylko ubierała nas w wydziergane przez siebie rzeczy, ale dorabiała robótkami ręcznymi – opowiada pani Zofia. Dla niej, tak jak dla wielu jej rówieśnic właśnie mama była pierwsza nauczycielką robót ręcznych. Ona zajęła się nimi już jako osoba dorosła. Ozdobne szydełkowe serwetki, koszyki, ozdoby świąteczne robi dla przyjemności swojej i innych – bo obdarowuje rodzinę i przyjaciół. Ale może właśnie dlatego, że jest to dla niej rozrywka nie może robótkom ręcznym poświęcić tyle czasu ile by chciała. Ma nadzieję, że zmieni się to kiedyś, gdy już będzie na emeryturze. Swoich prac jeszcze nie wystawiała, ale ma je większość znajomych. Dostali je jako prezenty. Zofia Dudzik lubi stare, klasyczne wzory, ma jeszcze serwety robione przez mamę. Ale też wymyśla własne projekty. Najbardziej lubi kompozycje kwiatowe w małych szydełkowych koszyczkach. Kwiaty też są wydziergane szydełkiem. Zdarza jej się wymieniać wzorami ze znajomymi, ale dziergać woli sama: – Siadam sobie cichutko w kącie – opowiada i dodaje – Jak kiedyś pójdę na emeryturę, a oczy mi pozwolą, to będę więcej dziergała.
JANINA kajzAr Każdego dnia, choć chwilę dzierga na szydełku, albo maluje igłą i muliną, czyli haftuje obrazki ściegiem krzyżykowym. Janina Kajzar przyznaje: – Jestem nerwowa, a robótki ręczne, głównie haftowanie, mnie uspokajają. Na stworzenie wyhaftowanego obrazka potrzeba miesiąca, mniejszego - półtora, dwa tygodnie. – To żmudna i pracochłonna praca, ale gdy powoli wyłania się końcowy obraz, daje satysfakcję. – Co uspokaja panią Janinę? Konieczność liczenia krzyżyków, pilnowania kolorów. – To wszystko wymaga koncentracji, więc zapomina się o innych sprawach. Jest członkinią Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, oddział w Limanowej. Prace wystawiała na przeglądach Kół Gospodyń Wiejskich, na wystawach w Gminnym Ośrodku Kultury w Kamienicy podczas Dni Gorczańskich, w szczawskiej Pijalni Wód Mineralnych oraz w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych.
Jest samoukiem. Zaczęła się interesować robótkami ręcznymi jako dziewczynka. Podobnie jak jej rówieśnice podpatrywała jak dzierga mama. Teraz pomysły na obrazki, czy ozdoby szydełkowe wyszukuje w specjalnych wydawnictwach. Córki znajdują dla niej wzory w Internecie. – Szukam nowości. – Najbardziej ze swoich prac lubi obrazy, które przedstawiają Jana Pawła II. – Kilka jest we Włoszech u znajomych. Oni uważają, że to ich Ojciec Święty, a nie nasz. – Janina Kajzar niekiedy obdarowuje pracami znajomych, rodzinę: – A w zeszłym roku przygotowałam na szydełku kilkadziesiąt ozdób choinkowych, głównie białych i tak udekorowałam choinkę na Święta. – Opowiada. Zauważyła, że młode dziewczyny coraz częściej interesują się pracami ręcznymi. Śmieje się, że haftowanie może wciągnąć bardziej niż komputer.
joanna kalicińska Swoje artystyczne malowanie zaczęła w gimnazjum od graffiti na ścianach w swoim pokoju. Teraz, po kilkunastu latach, przyznaje, że gdyby ją ktoś poprosił, albo jej zlecił zamalowanie ściany – Joanna Kalicińska chętnie by to zrobiła. Malowanie, głównie na drewnie jest jej pasją, ale opowiada o tym nieśmiało. Do niedawna niechętnie pokazywała prace. Jeszcze, jako uczennica szkicowała, malowała i brała udział w różnych konkursach. Do malowania i do sztuki „zaraziła” ją, jak sama mówi, pani Mariola Kozioł-Rusnarczyk, nauczycielka, która prowadziła kółko malarskie w świetlicy środowiskowej w Szczawie. Joanna Kalicińska maluje od jedenastu lat, a od pięciu głównie oddaje się tej technice twórczości, choć także zdarza jej się malować na płótnie. – Ostatnio dostałam do oczyszczenia i pomalowania dużą drewnianą skrzynię z 1929 roku. Właścicielka najpierw poprosiła o oczyszczenie jej, a potem o namalowanie nowego obrazka: maków na białym tle. – opowiada pani Joanna – Pomalowałam skrzynię na biało, ale dodałam nieco brązowej farby, więc drewno nabrało „patyny” i wyglądała na zadbaną, ale w swoim wieku, a nie na nową – Joanna Kalicińska przyznaje, że spodobał jej się efekt własnej pracy. – Zbieram siły, by podołać kolejnemu zamówieniu – obrazowi z szarżującą husarią – artystka mówi to z radością, bo podoba jej się to, że zamawiający ma na tyle cierpliwości by poczekać, aż namaluje ten obraz, chociaż wie, że ona maluje w czasie gdy nie jest zajęta wychowywaniem małych dzieci. – Podoba mi się takie wyzwanie. – Mówi Joanna Kalicińska. I dodaje z uśmiechem: – Plusem malowania na drewnie jest to, że gdy coś się nie uda i trzeba poprawić, to można zeszlifować fragment, który mi się nie podoba i namalować raz jeszcze.
krzysztof kaliciński Dla niego zawód i pasja to dokładnie to samo – stolarstwo, a właściwie toczenie w drewnie. Taka rodzinna tradycja: – Gdy byłem chłopcem nie jeździłem na obozy, kolonie, tylko zawsze z ojcem Józefem Kalicińskim, który był cenionym stolarzem, na różne roboty. Patrzyłem jak pracuje, niekiedy też mu pomagałem. Tak się wciągnąłem – opowiada Krzysztof Kaliciński. Najpierw skończył stolarską szkołę zawodową, potem technikum meblarskie. – Lubiłem i lubię robić meble, a ponieważ ojciec miał warsztat mogłem oddawać się pasji. Miałem miejsce i surowce dla swojej roboty, a dodatkowo pracowałem pod okiem ojca. Gdy pan Kaliciński senior przeszedł na emeryturę – syn przejął warsztat i pracuje w nim do dzisiaj. Podkreśla, że prowadzi warsztat, gdzie się tworzy, a nie zakład, gdzie produkuje się masowo i typowo. Wykonuje prace na zamówienia. Często na zlecenia parafii ozdabia wnętrza nowych kościołów, lub odnawia stare. – Wiele motywów wymyślam sam, inne podpatruję. Zdarza mi się gdy oglądam filmy fabularne, że zamiast o fabule, myślę o detalach w oknach, o schodach, czy o meblach. – opowiada i dodaje: – Jeśli jakaś praca jest trudna, skomplikowana, trzeba dorobić jakiś element, to stawia człowieka na baczność. Coś się w środku dzieje. – dla Krzysztofa Kalicińskiego takim wyzwaniem był nowy kościół w Szczawie. – Ksiądz potrafił nawet zmienić pierwotny projekt, jeśli go przekonałem. Tak było z drzwiami. Nie podobały mi się te zaprojektowane i zaproponowałem inne, te, które teraz otwierają świątynię. – opowiada stolarz – A różne drewniane elementy
w starym kościele zrobił mój ojciec – dodaje z uśmiechem. Dla niego satysfakcja z pracy to widok ucieszonego klienta. Meble zazwyczaj tworzy zimą, gdy nie ma wielu innych zleceń związanych ze stolarką budowlaną.
damian królczyk Kocham ołówki – napisał na swojej stronie internetowej. Damian Królczyk zajmuje się hiperrealizmem. Rysuje ołówkiem na podstawie zdjęć. Hiperrealizm polega na skrupulatnej wierności w odtwarzaniu rzeczywistości, z zachowaniem wszystkich szczegółów. – Od zawsze rysowałem ze zdjęć, nigdy nie próbowałem niczego z wyobraźni, bo nie chcę. – Tłumaczy. Rysować nauczył się sam jako mały chłopiec, nie brał dodatkowych lekcji, nie skończył szkoły plastycznej. Podkreśla to, że jest samoukiem: – Moje rysunki podobają się większości ludzi, zależy mi na tym by wiedzieli, że nie uczyłem się z poradników, nie uczęszczałem na kursy i nie chodziłem do szkoły o profilu plastycznym. – Opowiada Damian i dodaje: – Odrzucam ograniczenia narzucane przez „ profesjonalnych artystów” na przykład to, iż nie powinno się rozmazywać ołówka. Robię to zawsze, bo najważniejszy jest dla mnie efekt – zachowanie realizmu.
Niekiedy osiągnięcie celu oznacza długą i żmudną pracę: – Najwięcej kłopotów sprawił mi rysunek przedstawiający mojego kuzyna pt. Arek. Pracowałem nad nim po kilka godzin dziennie przez ponad miesiąc, tyle na zdjęciu znajdowało się szczegółów. – Najbardziej ze swoich prac lubi dwie: portret rapera Szada oraz postać Jana Pawła II opartego o pastorał. Damian Królczyk miał dwie wystawy w Szczawie w Pijalni Wód Mineralnych. – Wernisaże są ważne, ale nie mam możliwości pokazywania w ten sposób swoich rysunków, więc mam stronę internetową – Ma nadzieję, że kiedyś pasja zamieni się w sposób zarabiania na życie: – Chciałbym, aby stało się to jak najszybciej, jednak do tego potrzeba dużo szczęścia, pracy oraz kogoś, kto mi pomoże przebić się przez gąszcz prawdziwych - profesjonalnych artystów. Gdybym mógł żyć z rysunku to połączyłbym pracę z przyjemnością, czyli miałbym to, do czego każdy dąży. – mówi Damian Królczyk http://damiank–art.deviantart.com www.facebook.com/DamianKArt
Ania Kurnyta Jest autorką większości zdjęć w tym folderze i absolwentką Akademii Fotografii w Krakowie i kulturoznawstwa ze specjalizacją sztuk audiowizualnych Krakowskiej Akademii. Choć Ania Kurnyta nie mieszka na stałe w Szczawie, tylko w Krakowie, to z wioską łączy ją wiele przyjaźni: – W Szczawie się wychowałam, jestem lokalną patriotką, tu mam dom rodzinny. Jej zdjęcia dokumentują szczawskie wydarzenia kulturalne i edukacyjne. Pomagała w prowadzeniu warsztatów fotograficznych dla dzieci i młodzieży. Zaczęłam fotografować w gimnazjum, gdy miałam 16 lat. Ale atmosferę związaną z powstawaniem zdjęć, ich wywoływaniem, pamiętam z jeszcze wcześniejszego dzieciństwa – dziadek hobbistycznie zajmował się fotografią i miał ciemnię. – Ania Kurnyta opowiada, że jej pasja do robienia zdjęć rozwinęła się w liceum, gdy fotografii uczyła się na zajęciach pana Mieczysława Mroza w rzeszowskim domu kultury (w mieście, gdzie mieszkała kilka lat). – Łączę pasję z pracą. Właśnie otwieram studio fotograficzne
w Krakowie, które będzie się specjalizowało w fotografii mody, wnętrz i jedzenia. – przyznaje, że najbardziej interesuje ją fotografia ludzi, bez względu na to czy jest to fotografa komercyjna – modowa, czy również dokumentalna, społeczna. Zapytana jak wyobraża sobie przyszłość za dziesięć lat odpowiada: – Chciałabym by moje studio nie tylko rozwinęło się i okrzepło, ale świetnie prosperowało. Chciałabym by praca wynikała z pasji.
Ania Kurnyta miała już wernisaże fotograficzne w Krakowie i w Rzeszowie. Prowadzi też stronę w Internecie. Jej zdjęcia uderzają prostotą i minimalizmem. Napisała na niej, iż najważniejszą rzeczą jest miłość. Miłość do ludzi, do siebie, do pracy, do piękna i do fotografii. www.aniakurnyta.com
ZBIGNIEW kurnyta Upodobał sobie do rzeźbienia drewno z drzew owocowych: śliwki, czereśni, gruszy: – Lubię ich kolory, układ słojów, a poza tym rzadko są używane przez innych – przyznaje Zbigniew Kurnyta. Wiele prac wykonuje również w kamieniu czy metalu. Częściej rzeźbi niż maluje. Jego rzeźby mają zazwyczaj prostą formę, zdarzają się prawie naturalne korzenie czy kłody, co najwyżej doszlifowywane przez artystę. Wykonuje również ozdoby przedmiotów użytkowych, na przykład zdobione wykończenia schodów. Choć od lat nie mieszka w Szczawie, to wciąż związany jest – przede wszystkim przyjaźniami – z tą miejscowością. W Beskidach powstały jego pierwsze prace, bo zaczął rzeźbić w wieku 19 lat. Nie potrafi dokładnie powiedzieć dlaczego: – To był impuls, bodziec. – Od tamtego czasu dba o to by w działalności artystycznej nie wpaść w sztampę: – Tworzę, bo czuje taką potrzebę, która wypływa z wewnątrz, nie analizuję głęboko tych odczuć. Ale na pewno nie chcę być wtórny. – Tłumaczy, że niekiedy temat pojedynczych rzeźb, czy cyklu, jest tak wyrazisty i tak pojemny w sposobach interpretacji, że wymusza to prostotę formy rzeźby. Tak na przykład powstawał cykl Rodzina. Jego prace są ozdobą wielu domów we Włoszech (gdzie mieszkał kilkanaście lat), Niemczech, USA czy Szwajcarii. Rzadko wystawia, bo jak uważa: – Do wystaw muszę jeszcze dojrzeć Nie ma wykształcenia plastycznego, ale także zawodowo zajmuje się dziedziną powiązaną ze sztuką - dekoracyjnym malowaniem ścian i wystrojem wnętrz. – Choć zdarzają się zwykłe remonty z malowaniem ścian na biało – z uśmiechem przyznaje Zbigniew Kurnyta. Dla niego równie ważne są działania artystyczne i dobre, rzetelne rzemiosło.
krzysztof niwiński – Chyba jestem Europejczykiem. Urodziłem się w Sopocie, a teraz mieszkam od 25 lat w Niemczech we Frankfurcie nad Menem. Ale sercem jestem cały czas w Szczawie, gdzie jest mój nowy dom. Czekam na czas, kiedy zamieszkam tu na stałe – odpowiada Krzysztof Niwiński, autor obrazów malowanych na szkle, zapytany gdzie mieszka. Maluje, albo jak sam mówi „uczy się malować”, od ośmiu lat. Stosuje starą technikę malowania na szkle od tyłu popularną na Podhalu, na Kaszubach oraz Śląsku. Pochodzi z terenów Austrii, Bawarii oraz Czech. Zaczęto tak malować w XVII wieku w okolicach Augsburga, pierwotnie sposób ten zdobienia szkła nazwano „Hinterglasmalerei”, co oznacza właśnie malowanie na szkle od tylu.
Jest samoukiem. – Inspiracją do rozpoczęcia malowania były obrazy księdza Wojcieszaka z Ochotnicy Dolnej, szczególnie obraz św. Jerzego z dopiskiem „W naszym górskim domu, u jodłowej ściany wisi św. Jerzy, na szkle malowany”. I go namalowałem, i wisi w moim górskim domu! – Pan Krzysztof tłumaczy, gdy się coś bardzo chce zrobić, to, to się udaje: – Ale jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Wystarczy otworzyć oczy, a wszystko jest piękne.
Szuka wzorów w obrazy w kościołach i sanktuariach maryjnych oraz w albumach zwizerunkami maryjnymi. – W Polsce jest około 400 znanych wizerunków maryjnych, ale wiele jest nieznanych, w kościółkach w małych wioskach. – Krzysztofa Niwińskiego najbardziej interesują wizerunki kresowe, które po wojnie zostały przywiezione do Polski, lub stracone na zawsze.
hALINA RUSNAK Już w szkole podstawowej koleżanki prosiły by malowała ich portrety na przerwach – Do dzisiaj najbardziej lubię malować twarze – opowiada Halina Rusnak. Zaczęła rysować jako dziecko. Najpierw patrzyła na zdjęcia piosenkarzy i je odrysowywała. Anna Jantar była pierwszą znaną osobą, której portret namalowała wzorując się na pocztówce dźwiękowej. Bardzo chciała skończyć szkołę plastyczną i udało jej się – jest absolwentką 5–cio letniego wówczas Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Kenara w Zakopanem. Ale przyznaje, że szkoła trochę ją rozczarowała: – Miałam nadzieję i po to ją wybrałam, że będę się w niej przede wszystkim uczyła rysować i malować. Jak dla mnie za dużo było zajęć teoretycznych dotyczących historii sztuki, kierunków w malarstwie, życiorysów artystów, a za mało zajęć warsztatowych – uważa Halina Rusnak. Natychmiast jednak dodaje: – Za to nauczyłam się i polubiłam rzeźbę.
Teraz nie rzeźbi: – Nie mam miejsca na zorganizowanie pracowni. Za to każdą wolną chwilę poświęcam malowaniu, najczęściej farbą olejną na płótnie. To wciąż moja pasja. – Halina Rusnak żałuje, że nie może poświęcać sztuce tyle czasu ile by chciała. Oprócz portretów maluje krajobrazy i martwą naturę: – Lubię malować portrety Jana Pawła II. Ojciec Święty miał wyraziste i przyjazne rysy. Zapytana, jaki krajobraz chciałaby jeszcze uwiecznić odpowiada bez chwili zastanowienia: – Szczawę i jej okolice. Szczególnie gdy słońce świeci. Ulubionym
obiektem do malowania jest zaś stary, drewniany szczawski kościółek. Obrazy pokazywała na wystawach w Limanowej, Nowym Sączu, na Dniach Gorczańskich w Kamienicy oraz w Pijalni Wód Mineralnych w Szczawie.
bożena szlaga Najbardziej lubi dwa swoje obrazy: ikonę Jezusa Chrystusa i rysunek z butami, starymi glanami. – To wspomnienie młodzieńczych, szkolnych „rockandrollowych lat”. Gdy patrzę na ten rysunek to się uśmiecham – opowiada Bożena Szlaga. Przyznaje, że opieka nad małymi dziećmi tak pochłania czas, że dawno już niczego nie namalowała, ani nie na rysowała: – Marzy mi się już by usiąść i spokojnie coś narysować. Lubi malować farbami olejnymi, ale częściej sięga po ołówek albo węgiel i szkicuje – Mam małe doświadczenie malarskie, rysunek jest moją mocniejszą stroną – uważa. Najczęściej na kartkach pozostają portrety i martwa natura. Przygodę z pędzlem i kredkami zaczęła jako mała dziewczynka: – Mama malowała i zawsze mnie zachęcała bym też to z nią robiła. Zaczęłam rysować i malować. Najpierw misie, zabawki dziecięce i świat
dziecięcych wyobrażeń. Potem, jako nastolatka polubiłam portretowanie. A teraz nie mam ulubionej tematyki dla swoich prac. Maluję lub szkicuję to, na co mam ochotę. Co wydaje mi się ładne. – Opowiada Bożena Szlaga. Uczyła się rysować i malować w szkole średniej. Skończyła kurs prowadzony przy galerii w Nowym Sączu, a na zajęcia z malowania farbami olejnymi na płótnie chodziła do młodzieżowego domu kultury, także w Nowym Sączu. Wtedy malowała w grupie. Wystawiała prace w galerii w Nowym Sączu na ulicy Jagiellońskiej i na okolicznościowej wystawie w Pijalni Wód Mineralnych w Szczawie z okazji imprezy plenerowej „Pożegnanie lata”. Nie sprzedaje rysunków ani obrazów, ma dla nich specjalną skrzynię i tam je trzyma.
stanisław talar Jest stolarzem i pszczelarzem. Stolarką zajmował się jego ojciec i dziadek. Ule miał dziadek i wujek. Z wykształcenia jest mechanikiem, ale od lat oddaje się obu pasjom: stolarce i pszczelarstwu. Pierwsza jest także zawodem Stanisława Talara. – Wiele osób chce mieć nietypowe, oryginalne przedmioty, których nie kupi w żadnym sklepie. Wykonuję więc niezwykłe meble ogrodowe: huśtawki, donice na kwiaty z pni drzew, stoły i ławy czy ozdobne budki lęgowe dla ptaków. Od trzech lat drążę kłody lipowe na ule ozdobne - rzeźbione – opowiada pan Stanisław. Pomysł zrodził się na jednej z biesiad u Sądeckiego Bartnika w Stróżach. Kilka pierwszych egzemplarzy uli służyło jako ozdoba. Od pewnego czasu robi kłody, w których mogą zamieszkać rodziny pszczele. Stanisław Talar współpracuje z rzeźbiarzem z Kamienicy panem Ignacym Gromala, który ozdabia jego prace różnymi płaskorzeźbami (niedźwiadki, pszczoły, górale, kwiaty). Ule można zobaczyć na różnych imprezach plenerowych m.in. na pożegnaniu lata w Szczawie, Biesiadzie u Sądeckiego Bartnika w Stróżach czy na dożynkach w pobliskich miejscowościach. Kłody ozdobne przez niego wykonane zdobią wiele pasiek i przydomowych ogrodów w całej Polsce. – Stolarka to nie tylko moja praca, to hobby – pan Stanisław pamięta, że jako chłopiec pomagał ojcu podpatrując jego pracę. Do dzisiaj jako pamiątkę posiada szafę, kredens i wiele drobnych mebli wykonanych przez ojca z litego drewna. Czasem zastanawiam się, czy nie zacząć robić takich ozdobnych mebli. – Ale jeszcze się nie zdecydowałem – przyznaje pan Stanisław.
janina udziela Artystkę zawsze zadziwia jak z własnego, mozolnego stawiania krzyżyka przy krzyżyku na kanwie, powstaje obraz. Z ciekawością patrzy na małe elementy, które zamieniają się w całość – Nowość mnie ciekawi. Pewnie dlatego nigdy nie wyhaftowałam dwa razy tego samego obrazka i nie chciałabym tego robić – przyznaje. Nie tylko haftuje (głównie ściegiem krzyżykowym), ale też dzierga na drutach, szyje i ozdabia serwetki, wykonuje choinki z szyszek, różne ozdoby i dzianiny na szydełku. Nie sprzedaje swoich prac, co najwyżej obdarowuje nimi rodzinę i znajomych. Pierwszymi nauczycielkami były babcia i mama. – Uczyłam się także w szkole na lekcjach techniki i plastyki – artystka żałuje, że młodzież nie ma lekcji plastyki w szkołach. – A potem patrzyłam jak zajmują się robótkami ręcznymi koleżanki, wybierałam wzory z prasy kobiecej, a ostatnio wyszukuję pomysłów na różne ozdoby w Internecie – opowiada Janina Udziela. Ważne jest by wzór jej się spodobał. Niekiedy są to zwierzęta, innym razem krajobraz czy martwa natura. – Staram się by nie były to duże obrazki. Te duże zostawiam sobie na emeryturę. Najbardziej ze swoich prac lubi dwie kolorowe poduszki, jakie zrobiła na szydełku. Mają chyba z trzydzieści lat, a nie straciły na urodzie. – Nie wiem, czy nie były to moje pierwsze szydełkowe roboty. – Zastanawia się. I ma nadzieje, że jak już będzie na emeryturze to będzie miała więcej czasu na robótki ręczne, oczy będą na tyle zdrowe, że będzie mogła oddawać się hobby, a wnuczka wciąż będzie chciała, by pokazała jej różne wzory i ściegi.
projekt
MOJA SZCZAWA, NASZA SZCZAWA Ania Kurnyta, szczawianka, jedna z artystek przedstawionych w tym opracowaniu, była też opiekunką uczniów ze Szczawy, którzy na warsztatach fotografii poznawali zasady fotografii – Pomagałam przy warsztatach fotograficznych i myślałam sobie, że to dobrze, iż młodzież może uczyć się teraz w Szczawie sztuki fotografii, za moich uczniowskich czasów takiej możliwości nie było. Zdjęcia Ani Kurnyty dokumentują sporą część działań zorganizowanych w ramach projektu „Moja Szczawa, nasza Szczawa”, w tym właśnie warsztatów fotograficznych. Inicjatorem projektu było Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Rozwoju Szczawy, które przy wsparciu wielu osób wywodzących się z grona sympatyków Szczawy, szczawskich organizacji społecznych; Ochotniczej Straży Pożarnej w Szczawie, Koła Gospodyń Wiejskich, Orkiestry Dętej im. Św. Floriana, Akcji Katolickiej i Koła Pszczelarskiego, a także instytucji publicznych i firm zrealizowało wielowątkowy projekt łączący elementy edukacyjne i kulturalne, którego nadrzędną ideą była praca na rzecz dobra wspólnego jakim jest Szczawa. Projekt podzielono na sześć części. Odbyły się warsztaty: „Studio piosenki”, prowadzone przez Pawła Orkisza, „Pracownia artystyczna - warsztaty plastyczne i ceramiczne”, nad którą pieczę sprawowali prof. Marita Benke-Gajda oraz prof. Jerzy Nowakowski wraz z małżonką Krystyną Nowakowską, „Warsztaty fotografii”, które poprowadził Adam Gryczyński oraz „Redakcja”, czyli spotkania poświęcone dziennikarstwu przygotowane przez Aleksandrę Fandrejewską-Tomczyk. W ramach tych ostatnich powstała pierwsza szczawska gazetka „Szczawa czarno na białym”. Kolejny element projektu stanowiło „Szczawskie miejsca pamięci”, w ramach którego opisano miejsca i obiekty związane zarówno z kościołem jak i z wydarzeniami historycznymi Szczawy.
WYSTAWA PRAC UCZESTNIKÓW WARSZTATÓW PLASTYCZNYCH
‹ WYSTAWA PRAC UCZESTNIKÓW WARSZTATÓW CERAMICZNYCH
Ostatni, szósty komponent Projektu miał na celu promocję dziedzictwa kulturowego Szczawy i regionu. Imprezy kulturalne organizowane pod wspólnym tytułem „Lato w Szczawie”, wśród nich wystawy i wernisaże prezentujące dorobek artystyczny twórców ze Szczawy lub osób z nią związanych, a także uczestników warsztatów muzycznych, plastycznych, ceramicznych, dziennikarskich i fotograficznych. W ramach projektu w Szczawie odbyły są dwie imprezy plenerowe. Na pierwszej 7 lipca, na Letniej Paradzie Orkiestr Dętych rozpoczęto i publicznie zaprezentowano projekt „Moja Szczawa Nasza Szczawa”. Zaś druga, zorganizowana 24 sierpnia 2013 roku. to muzyczne Pożegnanie Lata. Każdy z uczestników warsztatów muzycznych przedstawił dwie piosenki. A repertuar był bardzo różnorodny i zaskakujący: od piosenek Czesława Niemena do zespołu The Beatles. Paweł Orkisz, który dzieci przygotował do występu, uważa, że w wyborze piosenek spory wpływ musieli mieć rodzice, bo młodzi ludzie zaproponowali utwory, które były przebojami w czasach ich młodości. Z uczestnikami warsztatów muzycznych zaśpiewali także specjalnie napisaną i skomponowana na tę okazję przez Tomasza Wachnowskiego piosenkę „Koniec lata w Szczawie” Tomasz Wachnowski i Robert Kasprzycki. Przy okazji koncertu „Pożegnanie lata w Szczawie” prezentowano wystawy rękodzieła dorosłych artystów uczestników warsztatów. Młodzi redaktorzy rozdali pierwszy numer gazetki. Stowarzyszenie na Rzecz Wpierania Rozwoju Szczawy składa serdeczne podziękowania wszystkim osobom, dzięki którym projekt „Moja Szczawa Nasza Szczawa” współfinasowany ze środków Funduszu Inicjatyw Obywatelskich mógł zostać zrealizowany.
WYSTAWA FOTOGRAFII DOKUMENTUJĄCYCH ODPUSTY PARTYZANCKIE W SZCZAWIE
Projekt „Moja Szczawa, Nasza Szczawa” był współfinansowany ze środków Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich Partnerzy projektu Fundacja Gospodarki i Administracji Publicznej z siedzibą w Krakowie Zespół Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Szczawie
Teksty Aleksandra Fandrejewska-Tomczyk i redakcja gazetki „Szczawa czarno na białym”: Paweł Chrobak, Mateusz Dutka, Edyta Kucia, Jadwiga Kucia, Agnieszka Marcisz, Ewa Mazur, Monika Mazur, Julia Mazurek, Alicja Mikołajczyk, Jan Sopata fotografie Anna Kurnyta Adam Gryczyński: strony 2, 3, 4, 5 Damian Królczyk: strona 17 Wydawca Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Rozwoju Szczawy Druk Drukarnia Pasaż Copyright © 2013 by Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Rozwoju Szczawy