LIFE IN Łódzkie Nr (37C) 2/2024

Page 1

Bartłomiej Zgorzelski

Najważniejsze są prawdziwe relacje między realnymi ludźmi

Agnieszka Skrzypczak | Podążam za marzeniami!

Piotr Leśniak | NEW IRON: czas na wielki finał

Leszek Kuras | Stawiam na dialog i relacje

2024 kwiecień/maj 2(37)
CH MANUFAKTURA · CH TULIPAN · CH TKALNIA

Znani

z tego, że są znani rządzą

Instagramerzy, vlogerzy, youtuberzy… Celebryci z milionowymi zasięgami w social mediach są dziś największymi autorytetami w każdej grupie społecznej. Ich popularność nierzadko bywa większa niż sława największych polskich artystów. To właśnie oni wiodą prym w planach wszelakiej maści marketerów, producentów i redaktorów. Dlaczego? Ponieważ gwarantują zasięgi, a im są one większe, tym lepiej sprzeda się reklamowany przez nich produkt albo program, w którym biorą udział. Są uwielbiani, naśladowani i stawiani jako przykład ludzi sukcesu. Media lansują ich na wielkie gwiazdy, nie bacząc nawet na to, jaka przeszłość za nimi stoi. A bywa, że jest to przeszłość kryminalna. Jak choćby przeszłość pewnej celebrytki, która karana była za sutenerstwo. Jest to bez znaczenia, gdy za osobą znaną z tego, że jest znana, stoją miliony obserwujących. Ona gwarantuje większą widownię realizowanego programu, a co za tym idzie lepsze wyniki stacji i większe wpływy z reklam. A kryminalna przeszłość…? Przecież to tylko doda programowi smaczku. Wszystko sprowadza się do jednego: więcej, więcej, więcej… Więcej fanów, większe zasięgi, więcej pieniędzy. I tak media wypełniają się dziś wciąż nowymi instagramerami, vlogerami, youtuberami. Nikogo nie interesuje ich przeszłość, dokonania, moralność, wykształcenie, kompetencje. A oni radzą jak żyć, jak zarabiać coraz więcej, co w sobie zmienić, aby pozbyć się ograniczeń. Mówią, że wystarczy afirmować, a będzie nam dane bogactwo, miłość i szczęście. Większość obserwujących nigdy nie poznała i nie pozna osobiście swoich idoli, guru od lepszego życia. Bo i po co, może rozczarowaliby się i prysłby mit życiowego przewodnika. Trudno dziś odróżnić prawdę od fałszu czy wykreowanej, złudnej rzeczywistości. W wirtualnym świecie nie ma żadnych ograniczeń. Tam można być kimkolwiek się zechce. Tam nie ma miejsca na relacje, na budowanie małych społeczności. Liczą się zasięgi, bo za nimi idzie kasa. Dlatego coraz bardziej doceniam siłę małych społeczności i budowanych relacji w realnym świecie. Tak jak Bartłomiej Zgorzelski, jeden z łódzkich przedsiębiorców, którego gościmy w tym wydaniu LIFE IN. Otóż dla niego relacje stanowią spoiwo każdej społeczności. Są niezbędne, jeżeli chcemy zadbać o odporność i realne bezpieczeństwo firmy. Pozwalają wyjść obronną ręką z krytycznych sytuacji, dają wsparcie na różnych płaszczyznach. Łatwiej jest poprosić o pomoc kogoś, z kim mamy relacje, zorganizować wspólne działanie naprawcze, czy wyjść z twarzą z różnych problematycznych sytuacji. Przyznacie, że trudno się z tym nie zgodzić. Na dialog i relacje stawia też dr Leszek Kuras, nowy rektor Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu. Jako uczelnia, która prowadzi kierunki studiów o profilu praktycznym, szkoła przywiązuje olbrzymią wagę do wyposażania studentów w wiedzę, umiejętności i kompetencje, które są aktualnie niezbędne i poszukiwane na rynku pracy. Niezwykle istotne są dla szkoły relacje

z instytucjami i firmami, które funkcjonują w obszarach kierunków prowadzonych przez uczelnię. Trudno znaleźć w tej argumentacji jakiś błąd logiczny czy merytoryczny. Co więcej, okazuje się, że relacje ważne są nie tylko z perspektywy międzyludzkiej. Również instytucje zwracają na nie uwagę. Zdrowe relacje to jeden z najważniejszych aspektów ludzkiego doświadczania życia. Niektórzy badacze twierdzą nawet, że jakościowe relacje społeczne są najważniejszym źródłem satysfakcji z życia i dobrego samopoczucia. Czy da się zbudować wartościowe relacje w wirtualnym świecie z osobą, obok której nigdy nie usiądziesz, nie napijesz się kawy, drinka? Pewnie niektórzy odpowiedzą twierdząco. Na szczęście ja się do nich nie zaliczam. I cieszę się, że wszystkich gości naszego wydania poznajemy osobiście. A kiedy z jakiś powodów stanie się to niemożliwe, zmienię zawód.

Życzę Państwu miłej lektury!

Beata Sakowska

Redaktor naczelna

6
7

SPOTKANIA

10 Bartłomiej Zgorzelski Najważniejsze są prawdziwe relacje między realnymi ludźmi

18 Agnieszka Skrzypczak Podążam za marzeniami

24 Piotr Leśniak NEW IRON: czas na wielki finał

BIZNES

30 Leszek Kuras W uczelni stawiam na dialog i relacje

34 Aleksandra Mysiakowska Stop depresji

36 Łukasz Białkowski Nie chowaj wezwań w szufladzie, żebyś później nie żałował

38 Piotr Sylwestrzak Z tradycją w nowoczesność!

39 Marcin Ślawski Analiza. O inwestowaniu i kierunkach inwestycji w okresie wyborczym

40 Beata Cieślak i Ewa Wiśniewska Jak przeprowadzić proces „biznesowego rozwodu”

41 Elżbieta Aleksandrowicz i Janusz Piotrowski Sztuka biznesu, czyli budowanie sukcesu od podstaw

STYL ŻYCIA

45 Jolanta Gzik-Zięba Siła kobiet tkwi w zdolności do współpracy

48 Between Twoje miejsce w centrum Łodzi

50 OFF Piotrkowska Center Tu bije serce modnej Łodzi

52 Flow Znajdź swój Flow i zainwestuj w przyszłość

54 Kacper Rojek i Mateusz Bartkiewicz Architekt z Łodzi, a inwestor z Warszawy, czyli kompromis na budowie!

56 Aleja Drzew Domy premium doładowane technologią

60 Adrian Seliga i Sylwia Jedynak-Pytel Gdy każdy szczegół ma znaczenie, lepiej widzieć więcej

62 Marek Krochmalski Sport mają w genach

64 Ryszard Śliwczyński Optometrysta to doskonałe uzupełnienie okulisty

66 Paulina Kubik Rozkwitaj z nami, tu piękno i zdrowie idą w parze

68 Izabella Pietruszka 5. urodziny salonu BB Hair Spa by Izabella

69 Sasha Kushnirenko Pierwsze urodziny NO SUGAR!

70 Helena Skrzydlewska Wspomnienie

74 Dzień Matki Kwiaty, które mówią więcej niż słowa

Redakcja LIFE IN ŁÓDZKIE

Łódź, ul. Traugutta 25 tel. 509 499 400 redakcja@lifein.pl

Wydawca RSMEDIA

Robert Sakowski tel. 502 499 161 robert.sakowski@lifein.pl

www.lifein.pl lifein.lodzkie

Wydanie w formacie PDF www.lifein.pl/e-publikacja/ oraz www.issuu.com/agencja_lifein

KULTURA

76 TEATROPOLIS Niech żyje sztuka!

80 Polecamy Nasz subiektywny przegląd wydarzeń kulturalnych

FELIETONY

84 Małgorzata Grodzińska Wszystkie kobiety Maćkowiaka

85 Iza Połońska Harmonia złudzeń

86 Robert Sakowski Wszystko jest marketingiem, wszyscy jesteśmy klientami!

Redaktor naczelna Beata Sakowska beata.sakowska@lifein.pl tel. 509 499 400

Reklama i marketing Agnieszka Mikołajczyk agnieszka.mikolajczyk@lifein.pl tel. 501 478 620

Dział foto Paweł Keler tel. 504 300 465 redakcja@lifein.pl

Dział graficzny, skład magazynu Monika Kornacka reklama@lifein.pl

8
SPIS TREŚCI
MAGAZYN BEZPŁATNY

NAJWAŻNIEJSZE SĄ prawdziwe relacje

między realnymi ludźmi

W jaki sposób Beskidy i wspólne wędrówki wpłynęły na powstanie firmy

BZB Projekt? Dlaczego w działalności biznesowej ważne jest budowanie społeczności wspierającej przedsiębiorców? Jakie korzyści mogą nas spotkać dzięki nawiązanym relacjom biznesowym? Skąd pomysł na kandydowanie na stanowisko Prezesa Łódzkiej Izby Przemysłowo-Handlowej?

Na te pytania i szereg innych dotyczących biznesu odpowiada

BARTŁOMIEJ ZGORZELSKI , właściciel i twórca łódzkiej firmy BZB Projekt.

Niedawno usłyszałem, że w Łodzi nie ma dziś takiej inwestycji budowlanej, w którą nie byłaby zaangażowana Pana firma.

To miłe, ale rzeczywiście trochę inwestycji z naszym udziałem udało się zrealizować. Działamy na tym rynku już od dziesięciu lat i cieszę się, że udało nam się zdobyć zaufanie i brać udział przy tylu interesujących inwestycjach. Mieliśmy przyjemność uzyskiwać pozwolenie na budowę dworca Łódź Fabryczna, uczestniczyliśmy w przygotowaniu projektu kompleksów biurowych Ogrodowa Office i Brama Miasta, jesteśmy zaangażowani w wielką inwestycję mieszkaniową Fuzja i osiedle Zenit. Jako projektanci odpowiadający za całość inwestycji zaprojektowaliśmy drogę podziemną w nowym centrum Łodzi wraz z Rynkiem Kobro i wielokondygnacyjnym parkingiem pod nim. Wykonaliśmy ocenę stanu technicznego ponad trzystu budynków na trasie tunelu średnicowego. W sferze błękitno-zielonej infrastruktury, odkrycie rzeki Lamus to jest nasza koncepcja. Do tego jest też szereg projektów w ramach rewitalizacji obszarowej Łodzi. Pracujemy też przy części lotniskowej Centralnego Portu Komunikacyjnego, dokładniej w zakresie budynku terminala pasażerskiego i dworca przesiadkowego – tu w obszarze postępowań administracyjnych. Jako łodzianin bardzo wierzę w ten projekt i szkoda, że w przestrzeni publicznej nie umiemy o nim rozmawiać na bazie tylko zagadnień technicznych i inżynierskich, ale mam nadzieję, że doczekamy tego momentu.

W jakich projektach rewitalizacyjnych uczestniczyła firma BZB Projekt?

Przywróciliśmy do życia łódzką Szuflandię, mamy na swoim koncie opracowania dla kilku budynków przy ulicy Włókienniczej, między innymi dla kamienicy z płaskorzeźbą „Kochankowie z ulicy Kamiennej”. Projektowaliśmy rewitalizację budynku przy Mielczarskiego, czyli możemy powiedzieć, że zostawiliśmy po sobie ślad na dwóch najtrudniejszych pod kątem rewitalizacji łódzkich ulicach. Jest też kilka prywatnych rewitalizacyjnych inwestycji, w których braliśmy udział. Warto podkreślić, że z tych działań mam szczególną satysfakcję, bo jakby nie patrzeć to jest nadanie obiektom nowego życia, czyli gospodarka obiegu zamkniętego w czystej postaci. Rewitalizacja nie

jest łatwa, nie jest też tania i wymaga doświadczenia. Nasze zespoły, które w niej uczestniczyły, są w stanie cztery razy szybciej przywrócić taki budynek do życia i pewnie o trzydzieści procent taniej, bo na własnych błędach nauczyliśmy się, na co szczególnie zwracać uwagę i czego unikać. Lubię obserwować, jak zniszczone budynki odzyskują swój blask i wzbogacają pejzaż Łodzi. Jednak to bardzo trudne inwestycje, które sprawiają, że przybywa mi siwych włosów.

Dlaczego?

Ponieważ tam się może zdarzyć wszystko. Każdą kamienicę trzeba traktować osobno, nie ma powtarzalności i przewidywalności. Ale do tego poprzez swoje detale architektoniczne każda łódzka kamienica pomaga rozwijać poczucie estetyki, a z uwagi na obecne uwarunkowania rynku budowlanego i podejścia do śladu węglowego rośnie popularność

10 SPOTKANIA / BARTŁOMIEJ ZGORZELSKI

inwestycyjna tego typu łódzkich budynków. Moim zdaniem o łódzkich kamienicach jeszcze będzie głośno i to w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

Widzę na półce dwie tabliczki z nazwą ulic: Beskidzka i Przewodnia. Zbiera Pan takie tablice, czy to tylko wspomnienie studenckich czasów, kiedy należał Pan do Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich?

Tablice dostałem na czterdzieste urodziny. W antykwariacie przy Piotrkowskiej znaleźli je moi przyjaciele, a że nie jest tajemnicą moja działalność w Studenckim Kole Przewodników Beskidzkich i jaką to ma dla mnie wagę, to podarowali mi je jako przypomnienie starych dobrych czasów.

Przedsiębiorca, działacz organizacji biznesowych, członek Rady Politechniki Łódzkiej, społecznik, przewodnik beskidzki… Jest Pan człowiekiem wielu różnych ról i zainteresowań, co może znaczyć, że nie lubi się Pan nudzić w życiu. Która z tych ról jest Panu najmilsza?

Wszystkie one doskonale się uzupełniają, ale bycie przewodnikiem beskidzkim ze studenckim rodowodem to jest to, co można nazwać najmilszym w tym zestawie. Poza tym zorganizowane wędrówki po górach leżą u podstaw mojego całego zawodowego życia. BZB Projekt, to firma współtworzona przez ludzi, których poznałem właśnie dzięki wspólnej pasji, którą są Beskidy i którą było SKPB.

To była droga do prowadzenia audycji w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej i pracy przy Ogólnopolskim Studenckim Przegląd Piosenki Turystycznej YAPA. Wiele osób, które piastują kluczowe stanowiska w BZB Projekt to moi przyjaciele z tych wspólnych działań. Chyba mogę śmiało powiedzieć, że zostałem przedsiębiorcą dzięki temu, że przed dwudziestu sześciu laty zafascynowałem się organizacją życia studenckiego, jaką proponowało wtedy Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich. W tej społeczności mam wielu przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć i którzy niejednokrotnie wspierali mnie w niełatwych zawodowych momentach. Wspólna historia, przygody, doświadczenia, realizowanie rzeczy pozornie niemożliwych połączyły nas na zawsze. Wszystkie doświadczenia, które były tego następstwem sprawiły, że nie wyobrażam dziś sobie siebie bez aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym Łodzi.

A najważniejsza rola…? Pewnie bycie właścicielem i zarządzanie BZB Projekt. Mam rację? Tak, oczywiście, ale z trzech powodów. Przede wszystkim z poczucia odpowiedzialności za nasz zespół, który obecnie stanowi prawie czterdzieści osób. Po drugie dlatego, że to, co robimy w pracy, daje nam wpływ na realne zmiany w przestrzeni miasta: kreowanie, budowanie, wspieranie powstawania ważnych dla mieszkańców inwestycji. A po trzecie dlatego, że ta rola pozwala mi na aktywny udział w życiu społeczności przedsiębiorców, a w mojej ocenie ta grupa jest kluczowym składnikiem kształtowania pozytywnych zmian dla wszystkich mieszkańców Łodzi.

I po to właśnie ma Pan swoje środowisko, społeczność…

Słowo swoje nie jest adekwatne. Ono może oznaczać zawłaszczenie, a w tym przypadku bardziej chodzi o to, że jest środowisko, z którym się identyfikuję, przyjaźnię i podejmuję różne wyzwania. Więc w tym znaczeniu ono nie jest moje, jest wspólne, a ja uczestniczę w jego życiu.

W takim razie skupmy się na działalności biznesowej. Jak powstała firma BZB Projekt, którą założył Pan dziesięć lat temu?

BZB Projekt Biuro Zarządzania w Budownictwie powstał dzięki świętej pamięci Jerzemu Lutomskiemu, znakomitemu inżynierowi, cudownemu człowiekowi, któremu zawdzięczam lwią część umiejętności i świadomości tego biznesu. W październiku 2013 roku, po siedmiu latach pracy pod skrzydłami Pana Lutomskiego w firmie Jerzy Lutomski Biuro Projektów, gdzie zaczynałem od wymiarowania konstrukcji stalowych, a kończyłem jako osoba kierująca zespołem projektowym, zdecydowałem, że czas na nowe wyzwania. Jako datę nowego otwarcia wybrałem 1 stycznia 2014 roku i starałem się zrobić wszystko, żeby nie spalić za sobą mostów w miejscu, w którym nauczyłem się właściwie wszystkiego, co wtedy umiałem. Rozmowy o tej zmianie nie były dla mnie łatwe, ale ostatecznie usłyszałem od Pana Jerzego coś w stylu „rozumiem, powodzenia na nowej drodze i zaglądaj czasem do nas”. Ani w grudniu 2013, ani w styczniu 2014 nie miałem pewności jak to będzie, czy ten mój krok będzie szczęśliwym krokiem, bo zamierzałem skupić się na wspieraniu postępowań administracyjnych w budownictwie, tu widziałem największy potencjał i największe pole do działania. Zdarzył się też ten trochę filmowy moment wyczekiwania przez kilka pierwszych dni na telefony i zlecenia, ale w końcu telefon rozdzwonił się, jak należy.

Chciał się Pan sprawdzić, a wyszła z tego spora firma…

Nie wiem, czy chodziło o sprawdzenie się, bo ja wtedy nie miałem planu B. Wybór własnej działalności był wówczas dla mnie jedyną drogą, o której myślałem i która była moim celem. Nie było tak, że traktowałem to jako challenge. Wszedłem w to z pełną determinacją i bez założenia, że jest jakaś alternatywa. I chyba dobrze, bo po kilku miesiącach, poza zadaniami z zakresu formalności budowlanych, pojawiło się zapotrzebowanie na usługi projektowe z zakresu konstrukcji. Moim pierwszym i oczywistym wyborem była kooperacja przy tych projektach z Jerzym Lutomskim. W ten sposób, choć w innych rolach, wróciliśmy do bardzo bliskiej współpracy.

W tym czasie zespół BZB Projekt rozwijał się w swojej niszy związanej z procedurami i wspierał się konstrukcją, ale zacząłem myśleć o zorganizowaniu biura, w którym w jednej przestrzeni, w jednej i tej samej kulturze organizacyjnej, będą pracować zarówno konstruktorzy, architekci, projektanci sanitarni, elektryczni i specjaliści od procedur administracyjnych. Taki model pracy nie był wtedy w Łodzi praktykowany i realizacja tego pomysłu przyniosła sporo wyzwań. Mogę powiedzieć, że mniej więcej w tym modelu kontynuujemy działalność do dziś. Ważnym dla naszego

11
SPOTKANIA / BARTŁOMIEJ ZGORZELSKI

rozwoju momentem stał się udział w międzynarodowych wydarzeniach rynku nieruchomości. Początkowo nieśmiało, ale teraz nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania naszego biura bez uczestnictwa w targach Expo Real w Monachium czy MIPIM w Cannes. To jest zarówno źródło kontraktów, jak i wyjątkowych inspiracji. W tym wszystkim, w każdym z tych nowych projektów, czy nowych pól, na jakie wchodziliśmy, było dla mnie bardzo ważne, że mogłem w trybie ciągłym współpracować z Jerzym Lutomskim, bo poza wspólnymi zakresami biznesowymi, to była także bezcenna lekcja człowieczeństwa i zawsze ważne wskazówki. Dystans do spraw, jaki płynął z Jego doświadczenia w połączeniu z wyczuciem inżynierskim, to było najlepsze, co mogło spotkać początkującego przedsiębiorcę. Pan Jerzy był moim mentorem, dał mi największe wsparcie, jakie może sobie wyobrazić młody przedsiębiorca. Mistrzowi Jerzemu Lutomskiemu zawdzięczam bardzo dużo i życzę każdemu przedsiębiorcy, żeby mógł liczyć na takie wsparcie w swoim działaniu.

Czym zajmuje się BZB Projekt?

Można powiedzieć, że jako firma, jesteśmy jak stabilny, stojący na czterech nogach stół. Pierwsza noga tego stołu, to analityka terenów inwestycyjnych. Potrafimy dobrze określić poziom ryzyka związanego z inwestycją na określonej działce.

Nie wiem, czy dobrze rozumiem… Jest działka i wy mówicie co na niej budować, a co nie?

Do nas trafiają przede wszystkim osoby, które mają już przygotowany wstępny rachunek ekonomiczny co do przedsięwzięcia, które chcą podjąć i mają pewne oczekiwania co do terenu, na którym chcą to zrobić. Wtedy my analizujemy, czy to, czego oni chcą, jest możliwe pod kątem proceduralnym, administracyjnym i technicznym. Nie wnikamy w analizę biznesplanu, to jest ryzyko inwestora. Ale na podstawie informacji na temat rodzaju i wielkości inwestycji, czy to produkcyjnej, magazynowej, hotelowej czy mieszkaniowej, jesteśmy w stanie stwierdzić, czy we wskazanej lokalizacji może ona powstać. Na podstawie naszego raportu Inwestor wie, jakie dokumenty formalne i administracyjne będą niezbędne dla tej konkretnej lokalizacji i jakie tak zwane inwestycje towarzyszące czekają na niego, żeby założone przedsięwzięcie mogło funkcjonować. Na przykład czy musi wybudować kilometr wodociągu, czy musi przebudować fragment drogi.

Druga noga…?

Druga noga to projektowanie takiej zabudowy, która będzie realizacją marzeń inwestora. Słowo „marzenie” nie jest może w stu procentach adekwatne, bo to zazwyczaj w naszym przypadku są duże inwestycje w nieruchomości, rozbudowy zakładów produkcyjnych, budowa kompleksów mieszkalno-usługowych, czy tworzenie przestrzeni publicznych. Projektujemy takie inwestycje pełnobranżowo.

Pełnobranżowo, czyli jak?

Kompleksowo, od koncepcji aż do uzyskania pozwolenia na budowę, a jednocześnie z uwzględnieniem wszystkich branż. Każda inwestycja ma swoją część główną, którą jest

na przykład budynek, ale ma też części dodatkowe, jak przyłącza prądu czy wody. My od wczesnych faz analizujemy i projektujemy funkcjonalności budynku z uwzględnieniem uwarunkowań architektury, konstrukcji i instalacji i mamy w naszym zespole specjalistów z tych dziedzin. Bez niezbędnych przyłączy będzie problem z użytkowaniem budynków. My projektujemy i planujemy realizację dodatkowych działań, tych wspomnianych wcześniej inwestycji towarzyszących, dużo wcześniej i realizujemy je równolegle z główną inwestycją. W ostatnim czasie odnotowaliśmy duży wzrost inicjatyw projektowych związanych z błękitno-zieloną infrastrukturą, czyli świadomego włączania zieleni i wody do funkcji techniczno-przyrodniczych, dla których jest niezbędna właśnie wielobranżowa wiedza. Na tym polu także mamy sporo doświadczeń.

Kolejna kompetencja BZB Projekt, czyli trzecia noga to…?

To opieka nad postępowaniem administracyjnym związanym z inwestycją, czyli nad „papierologią”. Dla wielu ludzi droga formalna związana z choćby uzyskiwaniem pozwolenia na budowę, czy uzgadnianiem dokumentacji z gestorami mediów jest utrapieniem, a my przy takich zadaniach czujemy się bardzo dobrze. Analizujemy wtedy projekt i całą dokumentację inwestycji, wprowadzamy do niej niezbędne korekty i rozpoczynamy postępowanie administracyjne. Jesteśmy tymi, którzy lubią Kodeks Postępowania Administracyjnego i Prawo Budowlane, mogę śmiało powiedzieć, że czujemy się dobrze w przepisach.

Czyli kolokwialnie ujmując temat, przepychacie projekt przez urzędy… Mam świadomość, że potocznie ktoś może tak o tym mówić, ale według mnie w słowie „przepychacie” nie ma niezbędnego szacunku do osób, które pracują w urzędach. One mają określone procedury działania i muszą ich przestrzegać i stąd często wezwania do uzupełnień wniosków czy konieczność wyjaśnień. Uważam, że nikt nie powinien oczekiwać, że w ramach procedury administracyjnej zdarzy się coś na skróty. Oczywiście należy bronić swojego podejścia, argumentować, prezentować przykłady i są na to przewidziane formalne drogi. Każda inwestycja budowlana ma swoją zawiłość, jakiś specyficzny przypadek, który nie jest oczywisty i wymaga wyjaśnień, czasem dodatkowych uzgodnień i my właśnie zaprezentowaniem tych rozwiązań w sposób przewidziany proceduralnie się zajmujemy. Rozumiemy rolę kontrolną, jaką w tych procedurach mają nałożoną urzędnicy i z szacunkiem oraz zrozumieniem dla ich pracy wyjaśniamy i uzupełniamy dokumentacje, aż do uzyskania wnioskowanych decyzji.

I ostatnia, czwarta noga…

To są wszystkie pomocnicze opracowania potrzebne dla inwestycji w nieruchomości, na przykład ekspertyza stanu technicznego budynku, inwentaryzacja obiektu, badania i analizy specjalistyczne, jakie są niezbędne do zbudowania pełnego obrazu stanu początkowego nieruchomości. W tym przypadku są to zazwyczaj działania w początkowej fazie procesu odbywającego się w ramach istniejących budynków, kiedy inwestor chce rozwiać wszelkie wątpliwości

13
SPOTKANIA / BARTŁOMIEJ ZGORZELSKI

co do technicznych możliwości przebudowy, rozbudowy czy nadbudowy. Ale tutaj są też usługi o charakterze informacyjnym, bo umiemy tłumaczyć język inżynierski na tak zwany cywilny. W 2021 roku współtworzyliśmy z firmą

Acora Events serwis TuneLove, od 2022 prowadzimy go samodzielnie i uważam, że przybliżanie mieszkańcom postępów dużych inwestycji ma duży sens. Nasze TuneLove, które ma już bardzo pokaźną liczbę obserwujących na kilku platformach, może się pochwalić materiałami, które mają już sumarycznie dziesięć milionów odtworzeń i zainteresowanie osób z całego świata.

Kiedy opowiada Pan o podejmowanych działaniach, w Pana oczach widać błysk…

Dziękuję. To chyba dlatego, że ja naprawdę lubię tę robotę i miałem w niej znakomitych nauczycieli. Zarządzanie w budownictwie związane z projektami i też procedurami administracyjnymi potrafi być pasjonujące. Potrafi dawać siłę sprawczą i motywację, ale też wymaga bardzo dużo cierpliwości i umiejętności rozmawiania o konkretach. Ja nie buduję na swoich nieruchomościach, buduję na terenie, który należy do Inwestora. I to on ostatecznie podejmuje decyzje, a nasz zespół wspiera go informacjami i analizami w wyborze właściwej drogi. I to już samo w sobie pachnie problemami, bo my nie na wszystko mamy wpływ i niezależnie od uwypuklania przez nas potencjału ryzyk, jaki niesie dany wybór, dość często to my musimy się tłumaczyć i odpowiadać na trudne pytania. Poza tym proces inwestycyjny, to często dziesiątki, czy nawet setki inżynierów, w których nasza firma jest jednym z trybików i ustalenie podziału ról ma kluczowe znaczenie. Dlatego jestem wdzięczny za zaufanie, które jako BZB Projekt dostajemy. Nie zawsze było łatwo, bo przecież większość inwestycji budowlanych, w których uczestniczymy, napotyka na mniejsze lub większe problemy. Wtedy chodzi o to, żeby umieć rozmawiać szczerze, szybko wyjaśniać nieporozumienia i iść do przodu.

Szczerość i uczciwość to szlachetne cechy, ale czy w biznesie można w ogóle mówić o etyce?

Można, a nawet trzeba, choć pewnie zależy to od wyznawanych zasad. W BZB Projekt jesteśmy po tej stronie, w której rzetelnie wykonuje się pracę, a kiedy pojawia się problem, to szczerze się z nim mierzymy. Nie jesteśmy święci, nie zawsze wszystko układa się tak, jakbyśmy chcieli. Komunikacja jest sztuką, każdy z nas na bieżąco tego doświadcza i tutaj tylko szczerość, wyrozumiałość i przede wszystkim etyka są jedynym oparciem i drogowskazem.

A młodym firmom, które myślą o osiągnięciu sukcesu rynkowego, co by Pan poradził?

Ponad wszystko poradziłbym słuchać własnego przeczucia i robić to, co daje na koniec dnia dobre emocje. Jeżeli chodzi o konkretniejsze wskazówki, to myślę, że na początku mało kto jest organizacyjnie przygotowany do wielkich zamówień, dlatego warto rozkręcać się we własnym tempie bez skoków na bardzo duże zlecenia. To po pierwsze, a po drugie, kiedy mamy już zlecenia, to warto je podzielić na etapy i sukcesywnie realizować i przede wszystkim rozliczać. Po trzecie, nie nastawiajmy się na nie wiadomo jaki zarobek. Lepiej jeść łyżeczką niż chochlą. No i po czwarte,

ale najważniejsze, pamiętajcie o swoich najbliższych! Praca potrafi bardzo wciągnąć, ale czas z rodziną musi się pojawić jako sztywny punkt w zawodowym kalendarzu. To jest kluczowe dla równowagi. Bycie przedsiębiorcą to olbrzymie ryzyko, że nie będzie się ani partnerem, ani rodzicem marzeń, dlatego trzeba dbać o ten czas. I mówię to jako ojciec dwuletniego dziecka i partner, który jest wdzięczny rodzinie za cierpliwość i wyrozumiałość.

Niedawno usłyszałem, jak jeden ze znanych łódzkich przedsiębiorców składa innemu życzenia zdrowia, zdrowia i jeszcze raz płynności finansowej… Płynność finansowa jest kluczowa, bo pozwala bezpiecznie i spokojnie działać. Przecież najczęściej upadają te firmy, które na papierze mają świetne wyniki, ale nie mają przepływu gotówki. Szczególnie dotyka to małych przedsiębiorstw, bo one nie są w stanie czekać na pieniądze po kilka miesięcy, a tym samym kredytować inwestycję. Niestety tak bardzo często wygląda rzeczywistość gospodarcza, jedyną drogą, żeby sobie z tym radzić, jest ostrożność w doborze zleceń i szczerość, jeżeli pojawia się jakikolwiek problem.

Kiedyś podczas rozmowy wspomniał Pan o relacjach, bez których w biznesie trudno jest osiągnąć sukces. Są ważne w prowadzeniu firmy?

Opowiadałem już o społeczności, którą tworzymy i jesteśmy jej uczestnikiem. Taka społeczność nie powstanie bez relacji. Powiem więcej, one stanowią spoiwo każdej społeczności. Relacje są niezbędne, jeżeli chcemy zadbać o odporność i realne bezpieczeństwo firmy. Pozwalają wyjść obronną ręką z krytycznych sytuacji, dają wsparcie na różnych płaszczyznach, łatwiej jest poprosić o pomoc kogoś, z kim mamy relacje, zorganizować wspólne działanie naprawcze czy wyjść z twarzą z różnych problematycznych sytuacji.

Mówimy o relacjach, a w gruncie rzeczy chodzi o znajomości.

Słowo znajomości ma w Polsce określony kontekst w moim odczuciu nie zawsze pozytywny, a relacja to coś całkiem innego. Relacje między przedsiębiorcami, to są relacje między realnymi ludźmi – rozpoznawanie się, świadomość pola, na którym się działa, wiedza i pewność, że można swobodnie i szczerze porozmawiać, szacunek za mierzenie się z przeciwnościami, przeczucie, że takiej osobie można zaufać, ale też poczucie, że rozumiecie się nawzajem.

Bardzo pragmatyczne tłumaczenie…

To dam przykład. Często bywam w Brukseli na różnego rodzaju spotkaniach biznesowych i szkoleniach. Któregoś razu gościem takiego spotkania był wiceszef pewnej firmy produkującej samoloty i współpracującej z NASA. Firma gigant. Na tym samym spotkaniu był też właściciel małej firmy z Holandii, która jest podwykonawcą tego giganta i robi im jakieś części. Byłem ciekaw, jak firma gigant trafiła na tego malucha. Zapytałem o to, a w odpowiedzi usłyszałem, że od czasu do czasu oni organizują dla swoich potencjalnych podwykonawców i przedsiębiorców z okolicy, w której mają zakład, pikniki. I tam przy piwie i grillu, w luźnej atmosferze ten wiceszef rozmawia z nimi na różne tematy. I w żadnej mierze nie jest to rozmowa o kierunkach

14
SPOTKANIA / BARTŁOMIEJ ZGORZELSKI

gospodarki światowej – bardziej o pasjach, hobby i zainteresowaniach. Jeżeli rozmowa jest ciekawa i jest w niej „to coś”, to wtedy idą dalej, a jeżeli nie, to szukają kogoś innego. Oni budują w ten sposób relacje.

Zarówno prywatnie, jak i firma BZB Projekt wspieracie wydarzenia turystyczne, kulturalne, a także łódzki sport. Jaki macie w tym cel?

Odpowiedź jest prosta: wspieramy, bo mamy przekonanie, że warto to robić. Jako łodzianina interesuje mnie, aby mieszkańcy mojego miasta mieli możliwość uczestniczenia w ciekawych wydarzeniach. To z jednej strony, a z drugiej wciąż jest w nas ta chęć wspierania młodych talentów. Poza tym lubimy pomagać osobom, którym się chce coś robić. Na przykład YAPA to pod względem organizacyjnym dość złożone wydarzenie. Tym bardziej warto je docenić i warto docenić ludzi, którzy je tworzą, ucząc się tym samym zarządzania i organizacji. Mam przyjemność zasiadać w radzie Fundacji LodzArte i wspierać jej działalność. To jest piękny przykład pomagania łódzkim artystom, którzy takiej pomocy potrzebują, żeby tworzyć i dzielić się swoimi emocjami ze światem. I jeżeli dzięki naszym dotacjom ktoś zrealizuje swoje marzenia to super! A jeżeli chodzi o łódzki sport, to urodziłem się i wychowywałem na Widzewie, dziesięć minut od stadionu. Nie ma zatem nic dziwnego w tym, że wspieram swój klub.

Nie sposób nie zapytać Pana o pasje, a także o aktywność jako przewodnika beskidzkiego. Skąd takie zainteresowanie? Lubi Pan góry?

Lubię Beskidy. Wędrówkę, biwakowanie, wspólne spędzanie czasu w naturze, wspólne śpiewanie, wspólne ogniska… Moja sympatia do Beskidów trwa od czasów licealnych. Wtedy pierwszy raz wziąłem udział w rajdzie studenckim, na który namówił mnie przyjaciel. To było w 1994 roku, w pierwszej klasie liceum. A w 2006 roku dzięki Maćkowi Mamulskiemu bardzo polubiłem żeglarstwo i to też jest ważny dla mnie obszar aktywności zarówno w kontekście

podróżowania po świecie jak i współzawodnictwa w regatach przedsiębiorców.

Lubi Pan też piosenkę studencką i turystyczną…

Nie wiem, czy lubię to adekwatne słowo opisujące, czym tak naprawdę jest dla mnie piosenka studencka, turystyczna. Ona towarzyszy mi przez całe moje dorosłe życie. W przeszłości organizowałem festiwale tego nurtu, jeden z nich, który odbywa się do dziś, wymyśliłem, byłem na nich konferansjerem, a dziś wspieram je na tyle, na ile mogę. Na początku naszej rozmowy opowiadałem przez chwilę, jak ważny dla mnie świat powstał wokół tej działalności i tym bardziej się cieszę, że doceniono te działania medalem Zasłużony dla Kultury Rzeczpospolitej Polskiej.

Dlaczego akurat ten rodzaj piosenki jest ważny dla Pana?

Piosenka studencka ma wiele różnych nurtów i odłamów, ale zawsze jest to piosenka z tekstem, który ma sens, daje energię i tworzy wspólnotę przy jej śpiewaniu. Tak jak mówiłem – w każdym obszarze poczucie tej właśnie wspólnoty, czy inaczej realnego przynależenia do społeczność jest dla mnie bardzo ważne.

Oprócz bycia sprawnym menedżerem działa Pan także w kilku organizacjach biznesowych. Po to właśnie, żeby nawiązywać relacje, czy też interesuje

Pana wpływanie na środowisko biznesowe, jego integracja, a także dzielenie się doświadczeniami itp.?

Organizacje biznesowe są doskonałym forum do nawiązywania relacji biznesowych, dlatego jestem członkiem kilku z nich. Bycie aktywnym uczestnikiem organizacji biznesowej daje wiele możliwości, a dla rozpoczynających biznes powinno być wręcz obowiązkiem. To jest pierwszy krok do poszerzenia portfolio zaprzyjaźnionych firm i nawiązania z nimi relacji. Stąd pomysł i organizacja konferencji „Miejskie Dialogi” w 2019 roku, stąd nasza obecna inicjatywa Business & Walk i organizowany przez nas Górski Pieszy Rajd Przedsiębiorców, właśnie dlatego razem z Marcinem Stróżyńskim

16 SPOTKANIA / BARTŁOMIEJ ZGORZELSKI

zorganizowaliśmy Business Mixer 600-lecia Łodzi, a w trójkę również z Marcinem i Katarzyną Gadomską przeprowadziliśmy w lutym Bal Przedsiębiorców. Z tych samych pobudek z mecenasami Alicją Bień i Alicją Tarkowską organizujemy śniadanie biznesowe podczas największych na świecie targów nieruchomości MIPIM w Cannes we Francji i uczestniczymy w różnych regatach przedsiębiorców.

Jakiś czas temu zadeklarował Pan, że będzie kandydował na stanowisko Prezesa Łódzkiej Izby Przemysłowo-Handlowej. To aktualne?

Deklaracja jest aktualna, wybory są w tym roku w czerwcu i ja zamierzam wziąć w nich udział. Zdecydowałem się na ogłoszenie swojej kandydatury przed kilkoma miesiącami, bo lubię klarowne sytuacje. Zresztą transparentność w działalności społecznej jest dla mnie bardzo ważna, a zarządzanie taką organizacją, jak Izba Gospodarcza, to rodzaj służby publicznej i jako taka musi być przejrzysta.

Co chce Pan osiągnąć jako prezes ŁIPH?

Chciałbym, żeby przedsiębiorcy z regionu łódzkiego zrzeszeni w Izbie byli dla siebie wzajemnie inspiracją, żeby lepiej się znali, żeby wymieniali się doświadczeniami, żeby budowali konsorcja mogące konkurować z dużymi koncernami

Jerzy Lutomski 1940-2024 r.

Człowiek wielkiego serca, wyjątkowej skromności i życzliwości, wybitny inżynier konstruktor. Absolwent Politechniki Łódzkiej, od 1968 roku konstruktor, rzeczoznawca budowlany. W swojej karierze kierował dużymi zespołami projektowymi, jednostkami Urzędu Miasta Łodzi, a od połowy lat 90. prowadził własne biuro projektowe zaangażowane w powstawanie kluczowych łódzkich inwestycji w tym między innymi Manufaktury, WI-MY, Monopolis, Tunelu Średnicowego czy

Dworca Łódź Fabryczna.

zarówno w Łodzi, jak i na arenie ogólnopolskiej. Chciałbym też wzmocnić odwagę i wesprzeć łódzkich przedsiębiorców do działań na międzynarodowych rynkach, bo sam to robię i uważam, że dla każdego chętnego przedsiębiorcy jest taka możliwość, a efekty tej współpracy są nie do przecenienia. Izba ma dostęp do wielu informacji i inicjatyw istotnych dla rozwoju lokalnych biznesów i sprawna oraz powszechna dystrybucja tej wiedzy to także mój cel. Do tego wierzę w uczciwość i dlatego każdy przedsiębiorca jest dla mnie bohaterem za to, że mierzy się każdego dnia z niemałą ilością przeszkód i narzuconych obowiązków, które musi spełnić, żeby realizować swój biznes. Rzadko o tym się mówi, a ja bym chciał, żeby ci ludzie naprawdę poczuli moc i siłę, żeby dzięki lepszemu poznaniu się i budowaniu realnych relacji uwierzyli w możliwości, jakie daje nasza, bądź co bądź „ziemia obiecana”. To wszystko jest możliwe i mam nadzieję, że będę miał okazję osiągnąć te cele jako prezes ŁIPH. To jest dla mnie nowe wyzwanie i jestem pewien, że to będzie wspaniała wspólna dla całego środowiska przygoda, dzięki której słowo „łódzki przedsiębiorca” będzie synonimem otwartości, odwagi, nowoczesnego zarządzania, regularnego wzrostu, odpowiedzialności społecznej, ale także realnego partnerstwa z administracją samorządową i ośrodkami akademickimi.

Pana aktywność na tym polu została dostrzeżona i został Pan za nią odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi. To dla Pana ważne wyróżnienie?

Tak, miałem ten zaszczyt i jest to dla mnie bardzo ważne i nobilitujące wyróżnienie. Szczególnie że wnioskowali o nie inni przedsiębiorcy. W ten sposób doceniono moją dotychczasową działalność, uznano, że to, co robię, ma sens, a ja poczułem przypływ nowej energii.

Na koniec zapytam o Łódź. To dobre miasto do życia i inwestowania?

To jest bardzo dobre miasto zarówno do życia, jak i do inwestowania. A co więcej, my łodzianie, angażując się w różne aktywności i budowanie swoich społeczności, możemy sprawić, że będzie jeszcze lepsze. To jest miasto pełne bardzo życzliwych ludzi, miasto gdzie nie ma nudy, miasto, w którym jest jeszcze sporo do zrobienia, miasto znakomicie skomunikowane drogowo, a za chwilę będzie znakomicie skomunikowane także kolejowo.

Rozmawiał: Robert Sakowski

Zdjęcia: Paweł Keler

BZB Projekt

Biuro Zarządzania w Budownictwie Łódź, ul. Piotrkowska 55 +48 502 59 69 32 biuro@bzbprojekt.pl bzbprojekt.pl

17 SPOTKANIA / BARTŁOMIEJ ZGORZELSKI
Zdjęcie: Michał Woźniakowski

Podążam za marzeniami!

Marzę i mam. Dzieje się tak, jak chcę, żeby się działo, dopóki wiem, czego chcę. A to nie zawsze jest takie proste. Ufam swojej intuicji i nie chcę czekać, aż świat i ludzie wokół mnie się zmienią, tylko działam w kierunku spełniania swoich marzeń, robię to, co mogę, aby pracować nad sobą i swoim rozwojem. Wrzucam siebie w nowe okoliczności, aby wciąż pozostać w aktywności twórczej. Rozmawiamy z aktorką AGNIESZKĄ SKRZYPCZAK .

Agnieszko, czy to prawda, że żegnasz się z Łodzią, a konkretnie z Teatrem im. Stefana Jaracza?

To prawda, jest to pewien rodzaj pożegnania, ale raczej pozytywnego, dającego mi szansę na rozwój. Postanowiłam w końcu popracować poza Łodzią. Kilka miesięcy temu otrzymałam od Anety Groszyńskiej, zastępcy dyrektora do spraw artystycznych Teatru Komedia propozycję zagrania w spektaklu „Czego nie widać” reżyserowanym przez Piotra Cieplaka, na jesieni szykuje się kolejny spektakl w Warszawie. I propozycje te przyjmuje z radością.

Znałyście się wcześniej z panią dyrektor, widziała Cię w jakiś sztukach, że wyszła z taką propozycją?

Tak. Aneta Groszyńska realizowała w Teatrze im. Jaracza serial teatralno-telewizyjny „Debiut”, w którym grałam. To było jeszcze za czasów, kiedy dyrektorem był Marcin Hycnar, a jednocześnie był to okres postpandemiczny, trudny dla nas wszystkich. Ten serial był wówczas powrotem do pracy i bardzo dobrze się wtedy rozumiałyśmy. Aneta nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, kiedy zaproponowała mi rolę w „Czego nie widać”, jak bardzo w tamtym momencie tego potrzebowałam...

Wzrastałaś w Jaraczu, nie żal Ci się z nim żegnać na stałe? Trochę jest mi żal... Moje zawodowe życie od zawsze było związane z Łodzią. Poznałam Teatr im. Stefana Jaracza w 2008 roku, gdy byłam na pierwszym roku studiów w PWSFTviT i już od pierwszego spektaklu, który zobaczyłam, marzyłam, żeby tam pracować. Spełniło się to moje marzenie już kilka lat później, gdy byłam na trzecim roku – zadebiutowałam rolą Jean w spektaklu „Gorące Lato w Oklahomie” w reżyserii Artura Urbańskiego. To był początek mojej zawodowej drogi. Od tamtej chwili minęło piętnaście lat. Repertuar teatru bardzo się zmienił, a ponieważ zrozumiałam, że zmiany są wpisane w życie, to i ja dojrzałam do tego, aby iść dalej i się rozwijać. Propozycja z Teatru Komedia nadeszła w idealnym dla mnie momencie. Wykorzystałam szansę i przy wsparciu moich przyjaciół przeprowadziłam się do Warszawy. Mam dużo wdzięczności za ten wspólny łódzki czas, w którym poznałam pełnych pasji i miłości do teatru ludzi, rozwijałam warsztat aktorski, uczyłam się tego zawodu od najlepszych aktorek i aktorów w tym kraju pod opieką wybitnych twórców. W tym teatrze dojrzewałam jako

aktorka, ale jednocześnie przede wszystkim jako kobieta. Zostałam matką wspaniałego Leona. To naprawdę świetny czas, a na jego dopełnienie niedawno odebrałam jeszcze z drukarni pracę doktorską, którą niebawem obronię. Teraz, jak o tym wszystkim opowiadam, to aż dreszcz emocji mnie przeszywa. Tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie.

SPOTKANIA / AGNIESZKA SKRZYPCZAK 18

Gratuluję serdecznie, ale intryguje mnie ta praca doktorska. Oj, bardzo długo ją pisałam, zaczęłam studia doktoranckie przed narodzinami syna, a on już zaraz idzie do pierwszej klasy... Jednak zmobilizowałam się, ponieważ pewne etapy trzeba w końcu zamknąć. Tym bardziej że od dwóch lat wykładam prozę w Szkole Filmowej, w ubiegłym roku akademickim jeszcze jako asystentka profesora Marka Niemierowskiego, a teraz już zajęcia z prozy ze studentami pierwszego roku prowadzę sama.

Ale do Łodzi będziesz nadal wpadać, nie tylko jako wykładowca akademicki, przecież grasz w wielu sztukach wystawianych w Teatrze im. Stefana Jaracza?

Tak, jednak do końca tego sezonu w repertuarze Jaracza znajdują się tylko dwa spektakle z moim udziałem: „Ifigenia ze Splott” w reżyserii Filipa Gieldona i „Róbmy swoje” w reżyserii Jacka Bończyka, serdecznie zapraszam! Można mnie zobaczyć również w Teatrze Kamila Maćkowiaka w spektaklu „Idiota” w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego.

Z Warszawy masz teraz nieco bliżej do Ostródy, rodzinnego miasta, w którym bardzo lubisz spędzać wolne chwile. Tak, przede wszystkim dlatego, że tam jest moja rodzina, tam jest moja ziemia, woda... Często potrzebuję być

blisko tego źródła. Dopiero kilka lat temu odkryłam, jak ważny jest dla mnie kontakt z naturą. Życie na wsi, sadzenie drzew, pielęgnowanie ogrodu, koszenie trawy, dbanie o ognisko domowe. To są przestrzenie, dla których chce mi się żyć.

Z kim chciałabyś spotkać się na scenie?

Z Marcinem Hycnarem. Do tej pory dane mi było pracować z nim w układzie dyrektor – aktorka. Pierwszy spektakl, w którym go zobaczyłam to „Tango” w reżyserii Jarockiego, a ostatni „Pogo” w reżyserii Kingi Dębskiej. Bardzo imponuje mi jego podejście do zawodu, bycie na scenie, jego warsztat. Jestem po prostu ciekawa tego zawodowego, aktorskiego spotkania. Podobnie kilka lat temu wymarzyłam sobie spotkanie w pracy z Kamilem Maćkowiakiem. Gramy razem w Teatrze Kamila Maćkowiaka spektakl „Idiota” w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego (premiera odbyła się w 2021 roku). Lubię z nim grać, choć walczymy o swoje, jednocześnie gramy do wspólnej bramki. Nikt nie odpuszcza, i ja i on chcemy być najlepsi. I właśnie na to zwróciła uwagę podczas Gali Finałowej TEATROPOLIS Anna Dymna – każdy aktor przed wejściem na scenę musi mieć ten ogień i taką chęć, żeby zrealizować swoje zadanie najlepiej. Tylko wówczas wystawiamy sztukę na wysokim poziomie.

SPOTKANIA / AGNIESZKA SKRZYPCZAK 20
SPOTKANIA / AGNIESZKA SKRZYPCZAK 21
SPOTKANIA / AGNIESZKA SKRZYPCZAK 22

Skoro wspomniałaś już o Festiwalu Sztuki Aktorskiej TEATROPOLIS i Marcinie Hycnarze nie czujesz żalu, że byłaś tak blisko wygranej, która przypadła właśnie jemu?

Marcin Hycnar jak najbardziej zasłużył na Grand Prix drugiej edycji Festiwalu Sztuki Aktorskiej TEATROPOLIS, podobnie jak ja i inni z występujących aktorek i aktorów (śmiech). Po prostu poziom był bardzo wysoki. Jury w składzie Anna Seniuk, Andrzej Seweryn, Danuta Stenka, Łukasz Maciejewski, Krzysztof Witkowski zdecydowało przyznać mi wyróżnienie z pięknym uzasadnieniem: „za wielowymiarowy portret współczesnej dziewczyny, poszukującej wartości w świecie tych wartości pozbawionym, oraz za przypomnienie siły aktorstwa w Łodzi”.

Festiwalowa publiczność obejrzała Cię w monodramie „Ifigenia ze Splott”, to drugi w Twojej karierze monodram, niektórzy aktorzy unikają ich jak ognia, wspomniała o tym, chociażby Anna Seniuk, która dopiero ostatnio odważyła się wystąpić w tej teatralnej formie. Ty lubisz monodramy? Tak, może dlatego, że ja przy tej formule aktorsko wzrastałam. Przez dziesięć lat zagrałam „Marzenie Nataszy” sto pięćdziesiąt razy. Gdy zniknęła z repertuaru, poczułam jakąś pustkę i wiedziałam, że jeżeli nadarzy się okazja do pracy nad kolejnym monodramem, to przyjmę tę propozycję. I tak się szczęśliwie złożyło, że Filip Gieldon przyniósł kilka sztuk z propozycją dla dyrektora. Między innymi monodram i dyrektor wybrał właśnie „Ifigenię ze Splott”.

Czyli dzieję się tak, jak sobie wymarzysz można powiedzieć? Coś w tym jest — marzysz i masz. Dzieje się tak, jak chcemy, żeby się działo, więc dobrze jest wiedzieć, czego się chce. A to nie zawsze jest takie proste do nazwania. Ufam swojej intuicji i nie chcę czekać, aż świat i ludzie wokół mnie się zmienią, tylko działam w kierunku spełniania swoich marzeń, robię to, co mogę, aby pracować nad sobą i swoim rozwojem. Wrzucam siebie w nowe okoliczności, aby wciąż pozostać w aktywności twórczej.

Nad którym z tych monodramów pracowało się ciężej?

Praca nad Nataszą mam wrażenie, była bardziej intuicyjna, mniej świadoma, pełna ekscytacji, że w ogóle się dzieje. To przecież były początki mojej zawodowej pracy. Pracując nad Ifigenią czułam większą presję, nie chciałam, aby ta postać była słabsza, od granej tyle lat Nataszy. I czuję, że udało mi się stworzyć zupełnie inną historię, a Filip doskonale mnie poprowadził.

W naszej rozmowie skupiłyśmy się na teatrze, a Ty przecież też chyba myślisz o rozwoju kariery filmowej?

Oczywiście. Przede mną teraz ciekawa i wymagająca dużego zaangażowania praca. Może dotychczas nie grałam w produkcjach dostępnych na platformach streamingowych, ale za to zagrałam w filmie Justyny Nowak, który znalazł się na festiwalu Berlinale – „Nic mnie w Tobie nie przeraża”. To było moje kolejne spotkanie z Justyną, wcześniej zagrałam w „Beauty” Iwony Kusiak. To ponad godzinny film eksperymentalny, hybryda łącząca filmowe i teatralne środki wyrazu. Liryczny i surrealistyczny komedio-dramat z elementami thrillera. Za rolę w nim otrzymałam nagrodę na Festiwalu „Teatroteka Fest 2019”.

Dobrze wspominam również spotkanie z Filipem Gieldonem przy pracy nad spektaklem teatru telewizji „Kasie” Wojciecha Tremiszewskiego.

Tych nagród zdobyłaś zdecydowanie więcej za różne teatralne role.

Tak i jestem za nie wdzięczna. Cenię każdą z nich, jednak najważniejsze są te wyróżnienia przyznawane przez publiczność, bo utwierdzają mnie w przekonaniu, że moja praca nad rolą, spektakle, w których gram oddziałują na widza i pozostawiają go w refleksji. Mój zawód jest moją pasją, a na scenie zawsze daję z siebie wszystko, aby zagrać jak najlepiej, nawet wówczas, gdy miewam gorsze dni. Zamykam pewien rozdział i otwieram nowy, mam dopiero trzydzieści cztery lata, tak wiele wyzwań przede mną!

Rozmawiała: Beata Sakowska

Zdjęcia: Paweł Keler

SPOTKANIA / AGNIESZKA SKRZYPCZAK 23

NEW IRON

czas na wielki finał!

Struga 22. NEW IRON. Gotowy. Telegram takiej treści można by nadać w świat, gdybyśmy je jeszcze wysyłali. O zakończeniu budowy prestiżowego apartamentowca w samym sercu Łodzi rozmawiamy z Piotrem Leśniakiem, CEO w Bona Fide Development, która realizuje tę inwestycję.

Inwestycja przy Struga 22 dobiega końca. Już niebawem całość NEW IRON zostanie oddana do użytku. Kiedy wprowadzą się lokatorzy?

Inwestycja zbliża się ku szczęśliwemu finałowi. Pozostały do wykonania drobne prace wykończenie na zewnątrz budynku, jak i wewnątrz oraz generalne sprzątanie przed oddaniem apartamentów ich właścicielom. A kiedy się oni do nich wprowadzą, to już ich indywidualne decyzje. Najpierw będą musieli je odpowiednio urządzić, bowiem lokale oddajemy w stanie deweloperskim.

Podziwiać już można wizualizację jednego z nich, najdroższego z apartamentów znajdujących się w NEW IRON, trzypoziomowego z własnym tarasem. Czy będzie to mieszkanie, czy właściciele zdecydowali się na inną funkcję dla niego?

Prestiżowy apartament, zajmujący dwieście dwadzieścia metrów kwadratowych i znajdujący się na trzech ostatnich kondygnacjach zaoblonej wieży w szczycie budynku, właściciele zdecydowali się przeznaczyć na najbardziej prestiżowe biuro w Łodzi. Projekt robi imponujące wrażenie, luksus biurowych wnętrz przenika się z domowym klimatem.

To idealne miejsce dla firmy ceniącej jakość przestrzeni, w której się pracuje.

Prestiżowe biuro to jedna z możliwości wykorzystania apartamentów w NEW IRON, ale chyba zdecydowana większość przyszłych lokatorów chce w nich po prostu zamieszkać? Nie narzucamy przyszłym lokatorom funkcji, jaką pełnić mają zakupione przez nich apartamenty. To ich indywidualne decyzje, ale wiemy, że zdecydowana większość chce w nich zamieszkać. Na pewno jednym z lokatorów będzie architekt Marcin Tomaszewski, którego pracownia Reform Architekt zaprojektowała NEW IRON. To chyba najlepsza z możliwych rekomendacji dla osób, które rozważają zakup apartamentu w tej jednej z pierwszych inwestycji deweloperskich klasy premium w Łodzi.

To świetna wiadomość. Oznacza, że przy budowie zrealizowano zalecenia architekta w stu procentach, na niczym nie oszczędzając i w dodatku nie ma żadnych niedoróbek. Mam rację, czy się mylę?

Ma pani całkowitą rację. W inwestycjach klasy premium

24 SPOTKANIA / PIOTR LEŚNIAK

nie ma miejsca na oszczędności. Projekt zaprezentowany na wizualizacjach musi odpowiadać temu, co klient widzi w rzeczywistości. I tak jest w przypadku NEW IRON, gdzie wykorzystaliśmy materiały i rozwiązania, których nie znajdziemy w tradycyjnym budownictwie mieszkaniowym. Niezwykle efektowne jest wykończenie elewacji dalekie od powszechnie obowiązujących w budownictwie standardów. Ramy dzielące elewacje budynku na mniejsze przestrzenie oraz elementy dekoracyjne w postaci pionowych pilastrów wystających przed elewacje budynku wykończone zostały kamieniem w kolorze grafitowym, konkretnie spiekami kwarcowymi. W przestrzeniach pomiędzy oknami znajdują się elementy dekoracyjne wykonane z metalu. Dodatkowo w zdobiących elewacje pilastrach ukryto ledowe podświetlenia. I co ważne, w budynku zamontowano duże okna aluminiowe od topowego producenta w Polsce. Wszystko w standardzie premium. Te zaoblone w przeszklonej wieży na szczycie budynku dostarczyły nam nie lada problemów, bowiem bardzo trudno było znaleźć firmę, która zechce je wykonać. Udało nam się znaleźć polskiego producenta z województwa łódzkiego, który wykonał je dla nas. Nie było to tanie rozwiązanie, pochłonęło ponad połowę wszystkich środków wydatkowanych na okna w budynku, ale trud się opłacił, NEWIRON prezentuje się perfekcyjnie, a widok z tych okien jest rewelacyjny.

Budynek, który teraz praktycznie w całej okazałości możemy już podziwiać na co dzień, faktycznie wzbudza duże zainteresowanie, co widać, chociażby po liczbie zdjęć pojawiających się w social mediach. Pana zdaniem NEW IRON stał się już jednym z nowych symboli Łodzi?

Jestem przekonany, że tak, o czym już wielokrotnie mówiłem. Dumny jestem z tego, że NEW IRON jest jednym z nowych symboli Łodzi, co zapewne w dużej mierze za-

wdzięcza nietypowej bryle kształtem przypominającej podstawę żelazka. Mam nadzieję, że z biegiem czasu stanie się tak samo sławny, jak Flatiron Building w Nowym Jorku, który obecnie adaptowany jest na apartamenty. Przez wiele lat był to obiekt, w którym znajdowały się biura.

Zatrzymujący się przy NEW IRON przechodnie myślą, że tu też będą biura.

Będą jeśli tak o tym zdecydują przyszli lokatorzy, ale wspominałem już, że na razie większość deklaruje, że tu zamieszka lub będzie wynajmować przygotowane mieszkania.

Czy są jeszcze jakieś wolne apartamenty do kupienia?

Decyzji o zakupie apartamentów premium z wielu względów nie podejmuje się z dnia na dzień. I my to doskonale rozumiemy. Bywa więc, że lokal może być przez dłuższy czas zarezerwowany, ale do finalnej transakcji nie dochodzi. To nie jest mieszkanie pierwszej potrzeby. Osoby zainteresowane zakupem apartamentu klasy premium zazwyczaj starannie badają rynek nieruchomości, aby znaleźć najlepszą ofertę. Oglądają wiele nieruchomości, porównują ceny i analizują różne czynniki, takie jak lokalizacja, jakość budowy czy dostępność udogodnień. Zakup apartamentu klasy premium często wiąże się z długoterminowymi korzyściami, takimi jak inwestycja w nieruchomość o potencjalnie rosnącej wartości, prestiżowa lokalizacja czy wysoki

26
SPOTKANIA / PIOTR LEŚNIAK

standard życia. W związku z tym kupujący mogą chcieć dokładnie przemyśleć swoje decyzje i być pewni, że wybierają najlepszą opcję. Ci, co już kupili, dokładnie przeanalizowali wszystkie czynniki. A w ofercie mamy nadal jeszcze kilka apartamentów o zróżnicowanych metrażach, także w przeszklonej wieży. Jestem przekonany, że i one w krótkim czasie po oddaniu całej inwestycji szybko znajdą właścicieli.

Czego oczywiście życzę, ale co może jeszcze przekonać potencjalnych klientów do zakupu apartamentu w NEW IRON? Przede wszystkim styl życia w pięciogwiazdkowym standardzie opierający się na komforcie na wielu płaszczyznach. Komforcie wynikającym z lokalizacji budynku, w samym centrum miasta, zapewniającym łatwy dostęp do wielu ważnych instytucji, jak i miejsc, w których można miło spędzić czas z przyjaciółmi. Komforcie płynącym z wielu odpowiednio dobranych parametrów samego budynku, jak wysokość apartamentów sięgająca trzech metrów, przemyślanych układów, czy też efektownych przeszkleń w części z nich. Komforcie, na który składają się takie czynniki, jak kameralność – w budynku znajduje się jedynie trzydzieści siedem apartamentów, bezpieczeństwo, czy w końcu współistnienie w paralelnej społeczności mieszkańców.

I to powinno wystarczyć?

Jak przystało na budynek klasy premium, na parterze znajduje się także duże lobby z przestronnym, niezwykle eleganckim miejscem dla osoby pełniącej funkcję concierge, która służyć będzie mieszkańcom wsparciem w różnych sprawach. Na dachu budynku wydzielono część tarasu do spędzania wspólnie czasu. O tym, w jaki sposób zostanie ona zagospodarowana, zdecydują przyszli mieszkańcy.

27 SPOTKANIA / PIOTR LEŚNIAK

Dolny poziom, w którym znajduje się lobby, wyłożyliśmy kamieniem i eleganckim drewnem, zresztą te elementy pojawiają się na każdej kondygnacji klatki schodowej. W podziemnym parkingu zainstalowano ładowarki do aut elektrycznych, jest też funkcjonalna rowerownia. Obiekt jest oczywiście monitorowany, a w każdym z apartamentów zainstalowano systemy inteligentnego domu, klimatyzację i systemy do ogrzewania podłogowego w łazienkach. Oferujemy więcej niż tylko apartamenty. NEW IRON to doskonały styl życia. Bezpieczeństwo, komfort i elegancja łączą się tutaj w harmonijną całość, tworząc idealne miejsce dla tych, którzy cenią sobie wyjątkowość. Udogodnienia w pięciogwiazdkowym standardzie sprawią, że codzienne życie stanie się luksusowym doświadczeniem.

Brzmi naprawdę kusząco! Czy oferta skierowana jest tylko do mieszkańców województwa łódzkiego?

A dlaczego mielibyśmy się do nich tylko ograniczać. Dzwonią do nas osoby z całej Polski, a także z zagranicy. Jeden z obcokrajowców nabył już apartament w NEW IRON, z Łodzią wiążą go biznesowe interesy i bywa tu bardzo często. Proszę zwrócić uwagę, jak w ostatnich latach zmieniła się Łódź, staje się naprawdę świetnym miejscem do inwestowania w nieruchomości tego typu. Po pierwsze ze względu na dogodną lokalizację w sercu Polski, z ringiem autostrad w każdym kierunku. Po drugie jest jednym z najszybciej rozwijających się miast w Polsce, z niezwykle bogatą historią miasta czterech kultur. Po trzecie władze miasta dbają o to, aby nie brakowało tu wielu atrakcyjnych wydarzeń kulturalnych i sportowych. Po czwarte w Łodzi działa wiele międzynarodowych korporacji z doskonałą kadrą menedżerką, która nawet jak przyjeżdża do miasta na kilka miesięcy, to przecież musi gdzieś mieszkać. Dlaczego nie w NEW IRON, najbardziej charakterystycznym budynku w sercu miasta. Taki służbowy apartament można wykorzystać na wiele sposób, nie tylko mieszkaniowych, mogą się w nim także odbywać kameralne spotkania biznesowe. W nieruchomości premium inwestuje coraz więcej Polaków. Mamy sporą grupę osób, które osiągnęły sukces w biznesie międzynarodowym, IT, medycynie i nauce, co przekłada się też na znacznie wyższe przychody. Oni dużo podróżują po świecie, przyglądają się różnym rozwiązaniom, interesują się ekologią, chcą zadbać o przyszłość swoich dzieci, więc szukają nieruchomości spełniających wymagania nowoczesnego świata i będących równolegle wizytówką krajową ich sukcesu. Taka nieruchomość jak NEW IRON jest też świetną lokatą kapitału. Mieszkania premium, w przeciwieństwie do lokali z segmentu popularnego, są odporne zarówno na rynkowy kryzys, jak i na upływ czasu. Zyskują na wartości co najmniej dziesięć procent rocznie.

NEW IRON to pierwsza inwestycja Bona Fide Development w Łodzi. Od razu zyskała status kultowego budynku. Czy planujecie kolejne inwestycje w mieście?

Rozważamy taką możliwość.

Rozmawiała: Beata Sakowska

Zdjęcia: Paweł Keler

Biuro: Łódź, ul. Tymienieckiego 30a sprzedaz@newiron.pl 664 144 146

Adres inwestycji: Łódź, ul. Struga 22

29
/ PIOTR LEŚNIAK
SPOTKANIA

W UCZELNI STAWIAM NA dialog i relacje

O priorytetach związanych z działalnością Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu oraz o najbliższych zadaniach, które stawia przed sobą i uczelnią, opowiada jej nowy rektor dr LESZEK KURAS , prof. WSBiNoZ.

Czy jako nowy rektor Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu będzie Pan kontynuował dzieło swojego poprzednika prof. Wojciecha Welskopa, czy uczelnię czekają rewolucyjne zmiany?

Mówiąc najkrócej, będzie zarówno trochę kontynuacji jak i trochę zmian, choć raczej ewolucyjnych niż rewolucyjnych. Z jednej strony będziemy starali się bowiem kontynuować i rozwijać prowadzone w ostatnich latach projekty i wdrożone rozwiązania, a z drugiej strony, w pewnych obszarach będą następowały zmiany, które wynikają z nieco innego spojrzenia na sprawy dotyczące uczelni, ale są także wynikiem nieustannych przemian społecznych, kulturowych, politycznych, czy też technologicznych, zachodzących niezależnie od tego, co dzieje się wewnątrz jakiejkolwiek organizacji. To nieco inne spojrzenie, to w moim przekonaniu, rzecz zupełnie naturalna. Różnimy się przecież doświadczeniami, mamy inną energię, posiadamy własne przemyślenia i pomysły, co sprawia, że niektóre zagadnienia widzimy inaczej. Jednak rewolucje w szkolnictwie, niezależnie od poziomu kształcenia, nie są dobrym rozwiązaniem. Dlatego, mimo że zdecyduję się na pewne zmiany, bo bez nich rozwój były niemożliwy, to przede wszystkim będę dbał, podobnie jak mój poprzednik, o wysoką jakość kształcenia oraz rozwój kompetencji i praktycznych umiejętności studentów, których tak bardzo oczekuje się na rynku pracy. To są solidne fundamenty, na których zbudowano naszą uczelnię i zależy mi na ich dalszym wzmacnianiu, a także kreowaniu nowych, ciekawych rozwiązań edukacyjnych. Korzystając z okazji, chciałbym podziękować Panu Rektorowi Welskopowi za wszystko, co udało mu się w uczelni osiągnąć. Pod jego kierunkiem uczelnia uzyskała nowe uprawnienia do kształcenia, przeszła przez bardzo trudny dla wszystkich podmiotów edukacyjnych okres pandemii i osiągnęła stabilną pozycję wśród uczelni z naszego regionu.

O jakich zmianach wobec tego mówimy?

Jako uczelnia, która prowadzi kierunki studiów o profilu praktycznym, olbrzymią wagę przywiązujemy do wyposażania studentów w wiedzę, umiejętności i kompeten-

cje, które są aktualnie niezbędne i poszukiwane na rynku pracy. Aby takie kształcenie było efektywne, niezwykle istotne są relacje z otoczeniem społeczno-gospodarczym, a więc instytucjami i firmami, które funkcjonują w obszarach kierunków prowadzonych przez uczelnię. W naszym przypadku są to przede wszystkim firmy i instytucje działające w tak różnych sferach jak: prawo, edukacja, wsparcie młodzieży, przeciwdziałanie patologiom i przestępczości, szeroko rozumiana profilaktyka, zdrowy styl życia i zdro-

30 BIZNES / LESZEK KURAS

we odżywianie, sfera beauty, kultura, biznes i wiele innych. Wiedza i doświadczenie przedstawicieli tych podmiotów są bezcenne w kontekście prowadzenia nowoczesnych i dobrze przygotowujących do pracy kierunków studiów. Pragnę ten obszar działania naszej uczelni wciąż wzmacniać i rozwijać, gdyż jestem przekonany, że przyniesie to naszym studentom dodatkowe korzyści.

W jaki sposób będzie przebiegał ten rozwój?

Już od kilku lat przy Wyższej Szkole Biznesu i Nauk o Zdrowiu działa Rada Pracodawców. To ciało doradcze, w którym zasiadają przedstawiciele różnych firm i instytucji wspierający nas w doskonaleniu programów studiów i jakości kształcenia. Wszystko po to, żeby mury naszej uczelni opuszczali każdego roku absolwenci przygotowani do doskonałego poradzenia sobie na rynku pracy. Rada funkcjonuje na poziomie całej uczelni i skupia specjalistów z wielu dziedzin, które już wymieniałem. W związku z naszym rozwojem, przyjęte rozwiązanie wymaga pewnej korekty. Chciałbym, aby obok ogólnouczelnianej Rady utworzone zostały - na poziomie poszczególnych Instytutów - bardziej wyspecjalizowane zespoły, w których zasiadać będą eksperci z konkretnego obszaru, dzięki czemu będziemy mogli jeszcze lepiej monitorować zmiany na rynku pracy i tym samym odpowiadać na jego potrzeby. Musimy bowiem pamiętać, że w naszej uczelni funkcjonuje łącznie pięć Instytutów i dwie File uczelni poza macierzystą siedzibą, w których prowadzimy różnorodne kierunki studiów: Psychologię, Pedagogikę, Dietetykę, Kosmetologię, Prawo, Kryminologię i Bezpieczeństwo wewnętrzne. Jak widać, są to kierunki niezwykle interesujące, ale także, co już podkreślałem, przygotowujące do pracy w bardzo różnych branżach i obszarach. Stąd, tak ważne jest jeszcze bardziej precyzyjne przyglądanie się zmianom i wynikającym z nich oczekiwaniom pracodawców funkcjonujących w poszczególnych segmentach rynku pracy.

Dlaczego działalność Rady Pracodawców jest tak ważna dla uczelni i co dzięki Radzie udało się już zmienić w podejściu do kształcenia?

Jedną z wprowadzonych zmian było poszerzenie kształcenia kierunkowego i specjalistycznego o zagadnienia, dzięki którym nasi studenci mogą rozwijać tak zwane kompetencje miękkie, przede wszystkim związane z komunikacją oraz kształtowaniem wizerunku osobowego. Wszyscy mamy świadomość, że są to umiejętności, które są niezbędne w życiu zawodowym każdego z nas, a dla osób wchodzących na rynek pracy mogą być niejednokrotnie kluczowe. Jeszcze nie tak dawno, uczelnie skupiały się niemal wyłącznie na przekazywaniu wiedzy i twardych umiejętności związanych z danym kierunkiem kształcenia. Tymczasem dla osoby, która kończy studia i musi często po raz pierwszy zmierzyć się ze stresem związanym z rozmową kwalifikacyjną, niezwykle istotne są także umiejętności związane z profesjonalnym prezentowaniem siebie, swoich poglądów, aspiracji i celów zawodowych. Bardzo mi zależy na tym, aby naszą uczelnię opuszczali absolwenci gotowi na podjęcie pracy w wybranym przez siebie obszarze, posiadający zarówno wiedzę specjalistyczną, niezbędną do codziennego zawodowego funk-

cjonowania, jak i mający znakomite umiejętności radzenia sobie w nowych sytuacjach, wymagających częstokroć nowatorskiego, a nierzadko może także niekonwencjonalnego podejścia. Jako uczelnia świadoma zachodzących zmian, musimy i chcemy zapewnić naszym absolwentom znajomość najnowszej wiedzy oraz umiejętność jej samodzielnego poszukiwania, znajomość trendów, zawodowych procedur i technik działania, przy jednoczesnej dbałości o rozwój kompetencji społecznych, nieszablonowego myślenia i poszukiwania rozwiązań w sytuacjach nowych. Prowadzimy studia na kierunkach przygotowujących do wykonywania zawodów, w których podstawą jest praca z ludźmi. Musimy zatem dbać o to, aby nasz absolwent doskonale radził sobie także w tym obszarze. Dzięki stałemu kontaktowi z pracodawcami, to przekonanie jest stale obecne w naszym myśleniu i działaniu.

Powoływanie Rad Ekspertów przy Instytutach to jedna z planowanych zmian. A jakie będą kolejne?

Obok powołania Rad przy Instytutach, kluczowa jest dla mnie jeszcze większa integracja środowiska wewnątrzuczelnianego, a więc całego zespołu dydaktycznego oraz studentów. Jednym z pierwszych działań, które podjąłem jako rektor, było zorganizowanie spotkań z kadrą naukowo-dydaktyczną we wszystkich naszych Instytutach i dwóch Filiach: w Rybniku i Szczawnie-Zdroju. Ich efektem jest katalog pomysłów, opinii i postulatów, nad którymi teraz wspólnie z władzami uczelni będziemy pracować. Część z nich zapewne uda się wdrożyć już w najbliższych miesiącach, realizacja kolejnych może zająć nieco więcej czasu. Wszystkie są jednak ważne i będą wzięte pod uwagę.

Studenci też mogą liczyć na spotkania z Panem?

Oczywiście, zapraszam studentów na cykliczne spotkania, które nazwaliśmy „Kawa z rektorem”. Jest to okazja ku temu, aby w życzliwej atmosferze przy kawie lub herbacie porozmawiać o pomysłach, spostrzeżeniach i propozycjach nowych rozwiązań, które można wdrożyć w uczelni. Zależy mi na wzmacnianiu więzi akademickiej wśród społeczności studenckiej oraz wspieraniu inspirujących i twórczych przedsięwzięć edukacyjnych, a także społecznych. Chcę, aby nasza uczelnia była dla studentów nie tylko miejscem nauki, ale także rozwoju ich pasji i nawiązywania cennych relacji. Po pierwszych spotkaniach mogę powiedzieć, że zaproponowana formuła doskonale się sprawdza i jest źródłem wielu cennych podpowiedzi.

Co Panu daje taka otwartość na drugiego człowieka?

Do wypracowywania dobrych idei i rozwiązań niezbędne są zaangażowanie i kreatywność wszystkich uczestników procesu. Nie wsłuchując się w głosy innych, tworzymy rzeczywistość wyłącznie według naszych wizji i upodobań, które w naszej opinii mogą być najlepszym rozwiązaniem, ale jednocześnie mogą dalece odbiegać od potrzeb całego Zespołu. Nie chciałbym iść taką drogą. Dobry dialog jest podstawą wspólnego działania, podstawą zaangażowania w działania na rzecz uczelni. Chcę, żeby Wyższa Szkoła Biznesu i Nauk o Zdrowiu była taką strukturą, w której wszyscy jej uczestnicy, a więc wykładowcy, przedstawiciele

31
BIZNES

otoczenia społeczno-gospodarczego, a przede wszystkim studenci, mają przestrzeń do wyrażania swoich poglądów i opinii oraz artykułowania potrzeb. Mam przekonanie, że takie podejście będzie motorem rozwoju, co jest w interesie uczelni i jej władz, rektora, ale też wszystkich wykładowców i studentów.

Mówił Pan o tym, że niezwykle istotna jest jakość kształcenia. Co zmieni się w tym zakresie w Wyższej Szkole Biznesu i Nauk o Zdrowiu?

W istocie, jak wspominałem na początku, jakość kształcenia jest dla mnie niezwykle ważna. Pojęcie to w kontekście uczelni jest niezwykle szerokie. Obejmuje bowiem dobre programy studiów, sposób i jakość prowadzonych zajęć, system wewnętrznej ewaluacji wszystkich procesów i ich doskonalenia oraz wiele innych elementów. Nie sposób byłoby wszystkie te zagadnienia tutaj wymienić

we merytorycznie. Znak Jakości „Studia z Przyszłością” otrzymują kierunki i specjalności studiów, które swoje programy opierają między innymi na dążeniu do przekazywania aktualnej, nowoczesnej wiedzy, kreowaniu umiejętności i kompetencji społecznych poszukiwanych przez pracodawców oraz inwestowaniu w najwyższą jakość edukacji. Certyfikaty te zatem wprost odnoszą się do tych cech nowoczesnych kierunków studiów i nowoczesnych uczelni, o których mówiliśmy nieco wcześniej.

Planuje Pan wprowadzenie nowych kierunków kształcenia, czy na razie będzie bazował na tym, co uczelnia wcześniej oferowała?

Wprowadzenie nowego kierunku to proces, który trwa z reguły kilka miesięcy, więc nawet jakbym bardzo chciał zaoferować kandydatom już teraz nowy kierunek, to nie byłoby to możliwe. Oczywiście mamy pewne pomysły

Umacnianie marki Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu na akademickiej mapie Łodzi i regionu, a także całej Polski, to jeden z moich priorytetów. Pragnę, aby uczelnia stała na mocnych fundamentach wysokiej jakości kształcenia i zapewnienia wiedzy, umiejętności i kompetencji, które są oczekiwane na rynku pracy, stając się jednocześnie podmiotem kreującym ciekawe rozwiązania edukacyjne poprzez relacje i dialog.

i opisać. Biorąc zatem pod uwagę tę ogólnie zarysowaną perspektywę, mogę jedynie powiedzieć, że ten dobrze funkcjonujący w naszej uczelni od lat system będzie stale doglądany i doskonalony, co stanowi skądinąd cechę definicyjną tego typu rozwiązań. Ewentualne zmiany w tym zakresie wprowadza się na zasadzie ewolucji, nie rewolucji. Na razie rozmawiamy o pewnych korektach, dostrzegamy potrzebę zmian choćby w regulaminie studiów. Zmiany te zostały zresztą zasygnalizowane przez kadrę dydaktyczną i studentów podczas naszych wspólnych spotkań. Wynikają one z potrzeb uczestników procesu kształcenia oraz ze zmieniających się warunków otoczenia, w którym funkcjonujemy. Poza tym jakość kształcenia w naszej uczelni stale poddajemy ocenom zewnętrznym, które też są dla nas bardzo ważne i co należy podkreślić, dają pozytywny wynik.

W jakim sensie są oceniane pozytywnie?

W tym roku uczelnia po raz kolejny uzyskała Certyfikaty Akredytacyjne „Studia z przyszłością”. Tym razem w konkursie wystawiliśmy kierunki Kosmetologia oraz Kryminologia w Filach w Rybniku i Szczawnie-Zdroju. W ubiegłym roku podobne wyróżnienia otrzymały kierunki: Psychologia, Kosmetologia, Dietetyka oraz Kryminologia w Łodzi, a także Pedagogika w Rybniku. Takie wyróżnienia przyznawane są kierunkom, które cechują się innowacyjnością i są realizowane według nowoczesnych programów studiów oraz dobrze odpowiadają na potrzeby rynku pracy. Są przyszłościowe i jednocześnie wartościo-

i mam nadzieję, że uda się je nam zrealizować. Być może kolejnej wiosny, gdy już uzyskamy wszystkie niezbędne pozwolenia, będziemy mogli pochwalić się taką informacją.

Jak rozumiem, nowy kierunek będzie odpowiadał na potrzeby rynku pracy?

Dokładnie tak. Przygotowując ofertę kształcenia, czy to studiów I i II stopnia, a więc licencjackich i magisterskich, czy też studiów podyplomowych zawsze koncentrujemy się na tym, aby absolwenci mogli odnaleźć się na rynku pracy. Każdy z oferowanych nowych kierunków poprzedzamy stosownymi konsultacjami, badając potencjał i możliwości późniejszych absolwentów na rynku pracy. Otwarta trzy lata temu Kryminologia, której pierwsi absolwenci opuszczą w tym roku nasze mury, z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością, a jej absolwenci będą mogli znaleźć swoje miejsce w wielu instytucjach. Przykład kierunku Kryminologia i naszego podejścia do kształcenia jest zresztą modelowy. Studentom tego kierunku stworzyliśmy doskonałe warunki do nauki, otwierając pierwszą w regionie salę wirtualnej rzeczywistości, w której przenoszą się na miejsce zbrodni, które z oczywistych względów byłoby dla nich niedostępne w realnym świecie. Podobnie, z doskonałego zaplecza i wyposażenia mogą korzystać studenci innych kierunków. Naszą chlubą od lat są świetnie wyposażone pracownie kosmetologiczne oraz dietetyczne, które także pozwalają odwzorować rzeczywiste warunki pracy. Nie jest zatem na wyrost nasze główne przesłanie, mówiące o tym, że oferujemy coś

32 BIZNES / LESZEK KURAS

więcej niż studia, proponując naszym studentom „Nowy wymiar kształcenia”. Chciałbym, aby ten praktyczny i nowoczesny aspekt kształcenia pozostał jednym z głównych atutów naszej uczelni. Dlatego będę starał się, aby nasza infrastruktura była stale unowocześniana i doposażana w nowoczesne urządzenia i produkty. Będę też wspierał i inicjował innowacyjne projekty, służące studentom i kadrze dydaktycznej, abyśmy w sposób przyjazny, nowoczesny i twórczy mogli realizować program kształcenia. Tych, którzy nie mieli okazji nas jeszcze poznać, zapraszam przy tej okazji na Drzwi otwarte, które zaplanowaliśmy na 5 i 6 czerwca. Będzie to doskonała okazja do zobaczenia naszych pracowni specjalistycznych i porozmawiania z wykładowcami oraz studentami. Wierzę, że dla kandydatów na studia będzie to znakomita możliwość przekonania się, że studia w WSBiNoZ to najlepszy możliwy wybór. Brzmi to oczywiście jak slogan, ale ma on swoje podstawy, co starałem się wcześniej udowodnić.

Na koniec, co zdecydowało o tym, że podjął się Pan tego wyzwania i zdecydował, że przyjmie funkcję rektora Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu?

Z uczelnią jestem związany od kilku lat, początkowo z ramienia ówczesnego pracodawcy działałem w Radzie Pracodawców, później zostałem zatrudniony na etacie adiunkta, a następnie zaproponowano mi kierowanie Instytutem Prawa i Kryminologii. Kiedy dotychczasowy rektor profesor Wojciech Welskop zdecydował o przejściu na Uniwersytet Śląski, gdzie będzie rozwijać swoją karierę naukową, otrzymałem propozycję objęcia funkcji rektora. Długo się nie zastanawiałem. Ze środowiskiem akademickim jestem związany zawodowo od niemal dwudziestu

lat. Pragnę w nim być, doskonalić się i rozwijać, zapewniając przy tym kadrze dydaktycznej odpowiednie warunki pracy, a studentom możliwość zdobywania odpowiednich kwalifikacji zawodowych. Mam nadzieję, że wspólnie uda się nam osiągnąć wszystkie przedstawione cele. Tych z Państwa, którzy poszukują dla siebie lub bliskich miejsca do rozwoju swoich zainteresowań i uzyskania, lub uzupełnienia wykształcenia, i którym bliska jest przedstawiona idea uczelni otwartej i dialogicznej, serdecznie zapraszam do naszej uczelni. W maju ruszyła rekrutacja na wszystkie nasze kierunki studiów: Psychologię, Pedagogikę, Prawo, Kryminologię, Kosmetologię, Dietetykę i Bezpieczeństwo wewnętrzne. Mam nadzieję, że już za kilka miesięcy, spotkamy się na Inauguracji Roku Akademickiego 2024/2025 w Wyższej Szkole Biznesu i Nauk o Zdrowiu w Łodzi.

Rozmawiała: Beata Sakowska Zdjęcia: Paweł Keler

Wyższa Szkoła Biznesu i Nauk o Zdrowiu Łódź, Piotrkowska 278 42 683 44 18 rekrutacja@wsbinoz.pl wsbinoz.edu.pl

33 BIZNES / LESZEK KURAS

STOP DEPRESJI

Zaniepokojeni wzrastającą z roku na rok liczbą młodych ludzi cierpiących na depresję, lęki, nerwice i inne zaburzenia natury emocjonalnej i psychicznej oraz liczbą samobójstw wśród nastolatków, chcieliśmy dołączyć do tych, którym zdrowie dzieci i młodzieży nie jest obojętne. Dlatego przygotowaliśmy kampanię „Stop depresji”, w której główny nacisk kładziemy na profilaktykę. Rozmawiamy z ALEKSANDRĄ

MYSIAKOWSKĄ , Wicekanclerz ds. Relacji Zewnętrznych, Kierownikiem Działu Promocji i Marketingu w Wyższej Szkole Biznesu i Nauk o Zdrowiu w Łodzi.

Czy o depresji wciąż zbyt mało się mówi, że zaproponowała Pani realizację kampanii „Stop depresji”?

Na szczęście mówi się już dość dużo, co nie oznacza, że wystarczająco. Przeważają informacje o samej chorobie i o tym, jak sobie z nią radzić, zdecydowanie za mało jest tych, które dotyczą profilaktyki i dlatego właśnie na niej głównie koncentrujemy naszą akcję „Stop depresji”. Depresja to poważne zaburzenie zdrowia psychicznego, które może wpływać na sposób, w jaki myślimy, czujemy i funkcjonujemy na co dzień. Jako uczelnia wyższa, której celem jest edukacja, czujemy obowiązek, aby szerzyć wiedzę i dzielić się sprawdzonymi informacji, które sprzyjać będą profilaktyce zdrowia psychicznego wśród młodzieży oraz ich opiekunów. Od blisko dwudziestu lat kształcimy studentów w zakresie kosmetologii i dietetyki, od kilku lat także w zakresie psychologii i prawa. Naszą kadrę dydaktyczną stanowią specjaliści wyżej wymienionych dziedzin, z których wiedzy i doświadczenia czerpiemy, aby przekazywane treści były wartościowe i merytoryczne.

Czyli cała kampania adresowana jest głównie dla ludzi młodych?

Przede wszystkim, ponieważ cała nasza aktywność ukierunkowana jest właśnie na tę grupę, ale myślę, że wiele ciekawych informacji w naszej akcji znajdą też rodzice, opiekunowie i nauczyciele.

Co składa się na kampanię „Stop depresji”? „Stop depresji” to cykl eksperckich rozmów zrealizowanych w formacie wideo, które dostępne są w uczelnianych kanałach, między innymi na YouTube i stronie www.wsbinoz.edu.pl. Każdy może tu zajrzeć, wysłuchać i wyciągnąć wnioski dla siebie. To także krótkie prezentacje w formie rolek, które zapowiadają dany temat, a ukazują się na naszych kanałach w social mediach i jak pokazują dane, cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem.

Jakie zagadnienia są poruszane w tych rozmowach?

Podejmowane tematy i poruszane treści dotyczą obszarów z dziedzin, które są od lat filarami naszej uczelni, a które z profilaktyką depresji mają naprawdę dużo wspólnego. Mówię tu o psychologii, pedagogice, dietetyce, kosmetologii czy prawie.

34
BIZNES / ALEKSANDRA MYSIAKOWSKA

Faktycznie zagadnienia z tych dzień na pewno można doskonale połączyć z profilaktyką depresji. O ile w kontekście psychologicznym dużo się o tym mówi, to w kontekście diety bardziej zwraca się uwagę, co jeść, gdy już zachorujemy. A jak to wygląda, gdy chcemy depresji zapobiec?

No właśnie to bardzo ciekawe pytanie, na które chcemy znaleźć odpowiedzieć. Wszyscy żyjemy w szalonym tempie, nie za bardzo zwracając uwagę na to, aby spożywać regularne i wartościowe posiłki. Młodzi bardzo chętnie sięgają po wszelkiego rodzaju fast foody, których jest pod dostatkiem, są smaczne i szybko zaspokajają głód. I choć coraz więcej osób zdaje sobie z tego sprawę, że nie jest to najlepsza z możliwych diet i tak się tak odżywia. Chcemy pokazać młodym ludziom, że można inaczej, żeby uświadomili sobie, że czasami rano warto wstać trochę wcześniej zrobić sobie ciepłą herbatę i pyszną kanapkę, a kolejną zabrać do szkoły, na uczelnię, aby w pośpiechu nie zaspokajać głodu tym, co będzie w zasięgu ręki. Sporo mówimy też o używkach, o tym dlaczego energetyki są złe, jakie spustoszenie sieją w organizmie. Czy dla chwili przyjemności warto ryzykować własnym zdrowiem?

Ja odpowiem, że zdecydowanie nie, ale taki buntujący się nastolatek i tak nikogo nie będzie słuchał.

Dlatego w kontekście depresji dużo też rozmawiamy o nastoletnich buntownikach. Staramy się im pokazać to, jak świat postrzegają dorośli, a dorosłym jak świat postrzegają nastolatki. Zależy nam na tym, aby dorośli i dzieci nie żyli na dwóch osobnych planetach, bo z tego rodzą się same problemy mające swoje konsekwencje właśnie w postaci różnych zaburzeń. Wszyscy wiemy, że świat nie jest czarno-biały, tylko ma wiele odcieni szarości. Słuchajmy się nawzajem z uwagą, gdy trzeba odpuśćmy, nikomu z tego powodu korona z głowy nie spadnie. Pozwólmy nastolatkowi pójść swoją drogą, dając mu więcej swobody, pokazujmy mu, że chcemy o niego zadbać. Wiem, że brzmi to nieco przekornie, ale tak warto zrobić, choć to trudne. Nastolatkowie postrzegają nas jako tych, co się wtrącają, robią wszystko za nich, jak będziemy tak postępować, prosimy się o duże nieporozumienia.

Co ma jeszcze wpływ na dobre samopoczucie nastolatka? Na pewno jego wygląd. Teraz w świecie zdominowanym przez social media, gdzie każdy musi wyglądać pięknie, bardzo łatwo popaść w różnego rodzaju kompleksy. Warto więc przede wszystkim uświadamiać sobie, że świat tak naprawdę nie wygląda, wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie, by ujrzeć coś zupełnie odmiennego od tego, co widzimy w wirtualnym świecie. Nie ma nic gorszego niż brak pewności siebie. I tu wkraczamy z poradami z zakresu kosmetologii, pokazujemy, jak ważna jest dbałość o siebie, jak ważne są codzienne rytuały, jak ważne są małe przyjemności, jak chociażby domowe spa w gronie przyjaciół. Może to i drobne rzeczy, ale jakże istotne dla dobrego samopoczucia. Jak każdego dnia będziemy czuć się dobrze ze sobą, daleko będzie nam do depresji.

Skoro poruszyła Pani temat wirtualnego świata, czy w kampanii „Stop depresji” poruszacie także zagadnienia związane z cyfrowym bezpieczeństwem?

Oczywiście i to w wielu aspektach. Po pierwsze wszechobecnego hejtu i przede wszystkim tego, jak sobie z nim radzić. Że hejt jest karalny i mamy prawo powiadomić o nim organy ściągania, które wdrożą niezbędne procedury. Poruszamy też zagadnienia cyberbezpieczeństwa, jasno i wyraźnie mówimy, aby nie otwierać linków z żadnych podejrzanych, niezweryfikowanych źródeł, żeby na profilach, które w przypadku młodych ludzi zwykle są publiczne, nie udostępniać wszystkich informacji o sobie, nie wrzucać zdjęć z każdego miejsca, w którym się jest, czy eksponować bogactwem albo własnym ciałem. Żądni jesteśmy tych lajków, coraz większej rzeszy obserwujących, uważamy, że to najlepszy z możliwych sposobów na dowartościowanie, czy aby na pewno. Czy zbyt mocno nie uzależniliśmy się od opinii i uznania ludzi, którzy w ogóle nas nie znają, nie wiedzą, jacy jesteśmy na co dzień?

Na co jeszcze zwróciła Pani uwagę uczestnicząc w powstawaniu tych rozmów?

Pomocy rówieśniczej. Nastolatek z reguły szuka wsparcia wśród swoich rówieśników, wielu tajemnic nie chce zdradzać swoim rodzicom. I z tego często rodzą się większe problemy. Dlatego podczas rozmowy podkreślamy, jak ważne jest to, że gdy kolega czy koleżanka, zaczynają mówić nam o problemach ze zdrowiem psychicznym, narastającym smutku, trudnościach nie do pokonania, niezwykle ważne jest poinformowanie o tym dorosłych. Gdy dzieją się złe rzeczy, przestają obowiązywać klauzule tajemnicy czy poufności. Warto to zapamiętać, aby nigdy nie było za późno. Depresja może objawiać się różnorodnie - uczuciem przytłoczenia, smutku lub pustki; trudnościami z koncentracją, podejmowaniem decyzji lub zapamiętywaniem informacji; utratą zainteresowań i przyjemności; problemami ze snem, uczuciem chronicznego zmęczenia; utratą apetytu. Ważne jest, aby zrozumieć, że depresja to choroba, która może dotyczyć każdego, niezależnie od wieku, płci czy statusu społecznego, i wymaga wsparcia ze strony profesjonalistów.

Czy kampania „Stop depresji” będzie miała jakiś finał?

Podsumowaniem kampanii będzie druga Ogólnopolska Konferencja Naukowo-Szkoleniowa „Zdrowie i bezpieczeństwo psychospołeczne w interdyscyplinarnym dyskursie”, która odbędzie się dwudziestego maja w Filii Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu w Rybniku. Zapraszam serdecznie.

Rozmawiała: Beata Sakowska

Zdjęcie: Paweł Keler

Wyższa Szkoła Biznesu i Nauk o Zdrowiu Łódź, Piotrkowska 278 42 683 44 18 rekrutacja@wsbinoz.pl wsbinoz.edu.pl

35
BIZNES / ALEKSANDRA MYSIAKOWSKA

Nie chowaj wezwań w szufladzie, żebyś później nie żałował

Dlaczego przedsiębiorca, który popadł w finansowe tarapaty, powinien odbierać sądowe przesyłki? – Z prostego powodu, lepiej mieć możliwość przedstawienia swojego stanowiska w sprawie, niż doprowadzić do uprawomocnienia nakazu zapłaty lub wydania wyroku zaocznego – mówi ŁUKASZ BIAŁKOWSKI, założyciel Kancelarii Oddłużeniowej z Łodzi, który w branży oddłużeniowej działa od ponad 20 lat.

W firmie nie dzieje się najlepiej, od pewnego czasu nie wywiązujemy się ze zobowiązań względem kontrahentów, nie płacimy, nie kończymy zakontraktowanych prac, nie spłacamy kredytów i leasingów. Otrzymujemy różne awiza, ale obawiając się pism z sądu, nawet ich nie odbieramy. Czym skutkuje takie postępowanie?

Na pewno niczym dobrym. Przysłowiowe chowanie głowy w piasek przez przedsiębiorcę jest najgorszym z możliwych rozwiązań, a brak odbioru pism z sądu może skończyć się bardzo źle. Przykładowo, jeśli w przesyłce znajdował się sądowy nakaz zapłaty to, że go nie odbierzemy, w żaden sposób nie pomoże. Taki nakaz po określonym czasie staje się prawomocny, przez co sprawa może trafić do komornika, który wszczyna procedurę odzyskania należności. Natomiast jeśli w kopercie był tylko sam pozew, a my to zignorowaliśmy, sąd może wydać wyrok zaoczny z rygorem natychmiastowej wykonalności. Jak widać nieodbieranie sądowej korespondencji, jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Sami wówczas pozbawiamy się prawa do zaprezentowania swoich racji.

Jak się w końcu odważymy zajrzeć do tej korespondencji, to co może się okazać?

Przykładowo, że został nam jeden dzień na udzielenie odpowiedzi na pozew lub złożenie sprzeciwu od nakazu zapłaty. Co do zasady pozwany przedsiębiorca ma dwa tygodnie na przygotowanie odpowiedzi. Jeśli złoży odpowiedź po terminie sąd mu ją zwróci i okoliczności, które wskazał w piśmie, w ogóle nie zostaną wzięte pod uwagę.

Jeśli przedsiębiorca zgłosi się jednak chociaż na dzień przed upływem terminu do kancelarii, może liczyć na wsparcie? Zawsze, nikomu nie odmawiamy pomocy, tylko bądźmy wówczas realistami, jeśli sprawa jest skomplikowana, trudno będzie przygotować szeroką i wnikliwą odpowiedź oraz zgromadzić niezbędną dokumentację.

Załóżmy jednak, że odebraliśmy przesyłkę w terminie, jesteśmy też świadomi, że lepiej samemu nie odpowiadać na pisma, tylko zwrócić się do kancelarii, co dalej się dzieje? Sprawdzamy, czego dotyczy pozew i do czego zobowiązuje danego przedsiębiorcę sąd. Następnie wspólnie z przedsiębiorcą gromadzimy całą niezbędną dokumentację odnoszącą się do kwestii podnoszonych w pozwie. Tylko komplet dokumentów dotyczących sprawy pozwo-

li nam adekwatnie odnieść się do treści pisma powoda, a przez to bronić swoich racji. Ponadto trzeba pamiętać, że w piśmie należy podać wszystkie twierdzenia i złożyć wszystkie wnioski dowodowe pod rygorem utraty prawa do ich przywoływania w toku dalszego postępowania. To oznacza, że jeśli chcielibyśmy wnieść o przeprowadzenie jakiegoś dowodu później, to sąd może nie wziąć go pod uwagę. Wyjątek stanowi sytuacja, gdy przedsiębiorca wykaże, że na etapie składania odpowiedzi na pozew nie miał możliwości powoływania się na określone twierdzenia lub powołania właściwych dowodów, albo gdy potrzeba powołania się na te twierdzenia lub dowody zaistniała później. Na marginesie, podobnie wygląda sytuacja jeśli chodzi o powoda, on również na samym początku musi przestawić wszystkie niezbędne w danej sprawie dowody oraz twierdzenia.

36 BIZNES / ŁUKASZ BIAŁKOWSKI

Na co należy zwrócić uwagę, przygotowując pismo będące odpowiedzią na pozew?

To wszystko zależy od tego, co się działo tak naprawdę w danym sporze. Trzeba rozpocząć od złożenia stosownych wniosków i przejść do powołania zarzutów o charakterze procesowym albo o charakterze merytorycznym.

Czym one się różnią?

Zarzuty procesowe dotyczą samego procesu, czyli tego, że na przykład proces nie powinien był być prowadzony przez dany sąd, ze względu na jego niewłaściwość. Zdarza się też tak, że sprawę rozstrzygnął już jeden sąd i wydał określony wyrok, a mimo tego powód inicjuje kolejny proces. Może też zaistnieć taka sytuacja, że powód wnosi o dopuszczenie dowodu, który był objęty tak zwaną umową dowodową, a przez to nie powinniśmy go w ogóle przeprowadzać. Natomiast zarzuty merytoryczne, jak sama nazwa wskazuje, dotyczą odpowiedzi na twierdzenia podniesione przez powoda i dotyczą już stricte stanu faktycznego oraz zgłoszonego roszczenia. Także i w tym przypadku wszystko zależy od tego, jak kształtują się realia sprawy, bo możemy mieć do czynienia z różnymi sytuacjami. Często bywa tak, że powód wywodzi swoje roszczenia z umowy o dzieło, która tak naprawdę była umową o roboty budowlane albo odwrotnie. Zdarzają się też roszczenia, co do spraw, które uległy już przedawnieniu. Czasami dowieść można, że dana czynność pomiędzy stronami była nieważna z jakiegoś konkretnego powodu. W sprawach finansowych można podważyć wysokość żądanych odsetek, czy koszty udzielenia finansowania ukryte w różnych opłatach, jak choćby ubezpieczeniach lub usługach dodatkowych. Każda sprawa jest inna i wymaga indywidualnego podejścia, konkretnego ustosunkowania się do podniesionych przez powoda kwestii. Każdy szczegół w takiej sprawie może mieć znacznie. Dlatego nie warto działać na własną rękę, tylko zwrócić się o pomoc do właściwego podmiotu.

Po zapoznaniu się z dowodami sąd wydaje wyrok niekorzystny dla pozwanego. Co w takiej sytuacji? Czy może się od niego odwołać?

Jeśli został wydany wyrok, z którym się nie zgadzamy, trzeba najpierw wystąpić do sądu z wnioskiem o uzasadnienie tego orzeczenia. Sąd sporządzi uzasadnienie w zakresie, który wskażemy we wniosku. Jeśli chcemy, aby wyrok został uzasadniony do całości, musi to wprost wynikać z wniosku o uzasadnienie. Na złożenie wniosku o uzasadnienie mamy siedem dni od dnia ogłoszenia wyroku albo jego doręczenia, jeśli został wydany na posiedzeniu niejawnym. Sąd powinien sporządzić uzasadnienie wyroku w terminie dwóch tygodni od dnia wpływu wniosku. Z uzasadnienia wyroku przedsiębiorca dowie się, dlaczego sąd wydał takie rozstrzygnięcie, i będzie mógł zdecydować, czy warto składać środek odwoławczy, czyli apelację.

Gdzie się odwołujemy?

Do sądu drugiej instancji. Na złożenie apelacji mamy dwa tygodnie. Sąd apelacyjny może naszą apelację oddalić – wówczas wyrok sądu pierwszej instancji staje się prawomocny i ostateczny. Może uwzględnić apelację w całości lub w części i wówczas zmienia zaskarżony wyrok i wydaje

w jego miejsce nowy. Może także stwierdzić istnienie pewnych istotnych uchybień w toku postępowania, przez co uchyli wyrok i przekaże sprawę do ponownego rozpoznania. Wobec tego, że postępowanie przed sądem cywilnym jest dwuinstancyjne, wyrok wydany przed sąd apelacyjny jest wyrokiem ostatecznym i nie przysługuje odwołanie od niego. Tylko w niektórych przypadkach można jednak złożyć skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Sąd Najwyższy przyjmie skargę do rozpoznania, jeżeli w sprawie występuje istotne zagadnienie prawne, istnieje potrzeba wykładni przepisów prawnych budzących poważne wątpliwości lub wywołujących rozbieżności w orzecznictwie sądów, zachodzi nieważność postępowania, albo nasze twierdzenia w ramach skargi są oczywiście uzasadnione.

Z jakimi sprawami najczęściej przychodzą do kancelarii przedsiębiorcy?

Wbrew pozorom takimi samymi, jak konsumenci, zwłaszcza gdy zadłużyli się już ponad miarę, wpadli w spiralę zadłużenia i sami nie wiedzą, czy w ogóle jakoś uda się wyjść z tej sytuacji, tracąc jak najmniej. Szukają sposobu, na obniżenie swoich zobowiązań. Przeglądamy wówczas wszystkie umowy zawarte z podmiotami kredytującymi. Sprawdzamy, co można w nich podważyć, jakie postanowienia są wadliwe i ile kosztów z tego tytułu przedsiębiorca poniósł niezasadnie. Pamiętajmy o tym, że rzeczywisty koszt zaciągnięcia zobowiązania nie kształtuje się tylko w oparciu o odsetki, ale o wszystkie koszty, jakie występują w danym stosunku, czyli właśnie prowizje, opłaty administracyjne i inne tego typu koszty. Te nie zawsze są prawnie dopuszczalne. I o ile w takich sytuacjach przedsiębiorcy prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą mogą korzystać z takiej samej ochrony jak konsumenci, o tyle spółki osobowe i kapitałowe już takiej ochronie nie podlegają. Mogą natomiast skorzystać z ochrony wynikającej z art. 58 Kodeksu cywilnego lub art. 3531 Kodeksu cywilnego, czyli takiej, jaka przypada ze względu na to, że dany stosunek umowny został ukształtowany niezgodnie z zasadami współżycia społecznego, czy w celu obejścia ustawy, bądź jest sprzeczny z samą istotą tego stosunku. Do tego należy dodać ochronę związaną z odsetkami maksymalnymi lub zakazem anatocyzmu, czyli pobierania odsetek od zaległych odsetek. Zapraszam serdecznie na konsultacje. Porozmawiamy i zobaczymy, jak możemy pomóc.

Rozmawiała: Beata Sakowska Zdjęcie: Paweł Keler

Kancelaria Oddłużeniowa Łódź, ul. Wydawnicza 17A 42 641 30 61 lub 42 641 30 62 lub 42 641 30 63 pomoc@portal-dluznika.pl portal-dluznika.pl portaldluznika

37 BIZNES / ŁUKASZ BIAŁKOWSKI

O tym, jak ważne jest dopasowanie się do rynku, koniecznych zmianach, biznesowych partnerach i nowych inwestycjach rozmawiamy z PIOTREM SYLWESTRZAKIEM , prezesem Textilimpexu, spółki Skarbu Państwa, która na łódzkim rynku funkcjonuje od 1949 roku.

Z tradycją w nowoczesność!

Textilimpex w tym roku kończy 75 lat! To niewiarygodny „wiek”, jak na firmę funkcjonującą i to z powodzeniem wciąż na rynku. Jak Textilimpex zmieniał się przez te wszystkie lata?

Zmienił się diametralnie. W stosunku do tego, z jaką myślą powstawał, a w którym miejscu jest teraz, to są dwa zupełnie różne światy. Przede wszystkim Textilimpex w latach swojej świetności był jedną z największych centrali handlu zagranicznego. Handlował tekstyliami prawie z całym światem. Jednak, aby przetrwać, trzeba się dopasować do zmieniających się trendów biznesowych. Transformacja była konieczna. Odeszliśmy od kupowania surowców ze Wschodu, ponieważ w szerszej perspektywie ten model sprzedaży doprowadziłby spółkę do upadku. Nie da się wrócić do tego poziomu handlu, który był kiedyś, chociażby ze względu na wydłużone terminy dostaw, skaczące waluty, zmiany geopolityczne. Pandemia, jak i wojna na Ukrainie, spowodowały, że wiele firm zbankrutowało. Gdybyśmy się nie zmienili, pewnie Textilimpexu już by nie było. Postępujemy zgodnie z naszych hasłem, czyli każdego dnia z tradycją wkraczamy w nowoczesność. Przez te siedemdziesiąt pięć lat funkcjonowania spółki, były różne momenty, ale zawsze udawało się przetrwać koncentrując się na działaniach adekwatnych do danej chwili.

Jaki obecnie jest profil działalności spółki?

Jesteśmy mocno zakorzenieni na łódzkim rynku biznesowym i współpracujemy z wieloma instytucjami, takimi jak Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego czy Urząd Miasta Łodzi. Nasza sieć partnerów obejmuje zarówno duże instytucje, jak i mniejsze firmy, co pozwala na elastyczność i efektywną działalność na lokalnym rynku.

Kiedyś byliśmy firmą, która głównie skupiała się na handlu tekstyliami, obecnie zarządzamy dużymi nieruchomościami w Łodzi i świadczymy także różne usługi. Tak, jak wspomniałem, to rynek i otoczenie gospodarczo-biznesowe sprawiło, że musieliśmy znaleźć swoje miejsce. Nie jest tak, jak wiele osób uważa, że skoro jesteśmy spółką Skarbu Państwa, to dostajemy środki na finansowanie. Musimy sami się utrzymać i to robimy. W przeciągu ostatnich pięciu lat nie dostaliśmy żadnych bezzwrotnych środków z budżetu państwa. Naszym dużym zasobem są powierzchnie, które posiadamy. Cały piętnastopiętrowy budynek w centrum Łodzi przy ul. Traugutta 25 należy do nas. Wynajmujemy tam biura, mamy również kolejną siedzibę przy ul. Fabrycznej 25, tam również posiadamy biura i magazyny. Ta bieżąca działalność, związana z wynajmem, pozwala nam się finansować. Wszystko to, co wiąże się w tej chwili ze sprzedażą, to przede wszystkim usługi, które oferujemy na zewnątrz.

38 BIZNES / PIOTR SYLWESTRZAK

O jakich usługach mówimy, co konkretnie znajduje się w ofercie Textilimpexu?

Nasza oferta wciąż się zmienia, cały czas ją poszerzamy. Obecnie świadczymy usługi budowlano-remontowe. Wykorzystując naszych doświadczonych pracowników, takich jak konserwatorzy czy hydraulicy, jesteśmy w stanie zaoferować klientom kompleksowe rozwiązania w zakresie remontów, czy modernizacji istniejących budynków. Doskonale znamy się także na administrowaniu nieruchomościami i takie usługi również świadczymy. Za moment w naszym biurowcu przy ul. Traugutta 25, czyli w samym centrum Łodzi, udostępnimy dla chętnych przestrzeń coworkingową. Tego typu miejsca z roku na rok zyskują coraz więcej sympatyków. Model pracy zdalnej, czy hybrydowej, tak obecnie preferowany przez wiele osób, spowodował, że sporo firm zrezygnowało ze standardowych biur na rzecz przestrzeni do pracy na godziny z możliwością korzystania z sal konferencyjnych. Docelowo chcemy umożliwić rejestrowanie swojej działalności gospodarczej nie tylko w samych biurach, ale chcemy też udostępniać adres ze skrzynką pocztową, na co również jest zapotrzebowanie. Staramy się wykorzystać każdą wolną przestrzeń, aby przynosiła zysk i dodaną wartość na rynku.

bardzo duży zastrzyk finansowy, nie mamy żadnych zobowiązań długoterminowych, utrzymujemy się z bieżącej działalności, inwestujemy. Także przyszłość klaruje się bardzo pozytywnie, nie spoczywamy oczywiście na laurach, wciąż szukamy nowych rozwiązań, które mogą nam przynieść kolejne dochody. Jeśli chodzi o handel, to sprzedajemy tekstylia do Niemiec, jest to odzież naszych polskich producentów. Mamy jeszcze dwie ciekawe inwestycje w najbliższych planach. Jedna to przebudowa naszej nieruchomości na Julianowie, którą chcemy przekształcić w apartament klasy A, co pozwoli nam zarobić na jego wynajmie. Drugi pomysł, który jest już w mocno zaawansowanej fazie, to specjalistyczna odzież ochronna, ale to jeszcze nie czas, aby zdradzać więcej szczegółów.

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów i realizacji planów.

Rozmawiała: Agnieszka Mikołajczyk

Zdjęcia: Paweł Keler

Jak ocenia Pan pozycję spółki na łódzkim rynku?

Jesteśmy mocno zakorzenieni na łódzkim rynku biznesowym i współpracujemy z wieloma instytucjami, takimi jak Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego, Urząd Wojewódzki czy Urząd Miasta Łodzi. Nasza sieć partnerów obejmuje zarówno duże instytucje publiczne, jak i mniejsze firmy, co pozwala na elastyczność i efektywną działalność na lokalnym rynku. Nasz wynajem skupia się przede wszystkim na instytucjach, naszym klientem jest choćby Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Wydział Paszportowy, czy archiwum UMWŁ. Oczywiście nie zamykamy się na mniejszych partnerów, jednoosobowe działalności gospodarcze, usługodawców i przedsiębiorców.

Jak Pan widzi przyszłość spółki?

Porównując stan firmy z 2019 roku do obecnego – to mamy skok prawie milowy. W zeszłym roku udało nam się zawrzeć ugody z miastem w sprawie nieruchomości, które były przedmiotem sporu trwającego przez dwadzieścia lat. Mimo pewnych trudności administracyjnych dążymy do finalizacji tej ugody, co będzie miało ogromne znaczenie dla naszej firmy, zwłaszcza z uwagi na generowane przez te nieruchomości koszty. Uważam uporządkowanie tej sprawy, za nasz ogromny sukces. Dało nam to po pierwsze

O spółce

Początki spółki Textilimpex sięgają 1949 roku. Decyzją rządu, powołano wtedy w Łodzi dwa państwowe przedsiębiorstwa: Textilimport i Cetebe. W 1971 roku obie firmy połączyły swoje potencjały i wspólnie z firmą Confexim powołały Zjednoczone Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego Textilimpex. W swoich najlepszych latach spółka zatrudniała ponad 1600 osób. Dziś tworzy ją 40-osobowy zespół. Pomimo tych dynamicznych zmian Textilimpex, będący silną marką, wciąż jest ważnym graczem na lokalnym rynku.

Textilimpex Sp. z o.o. Łódź, ul. Traugutta 25 textilimpex.pl textilimpex

39 BIZNES / PIOTR SYLWESTRZAK

Analiza. O inwestowaniu i kierunkach inwestycji w okresie wyborczym

MARCIN ŚLAWSKI doradca, analityk finansowy i właściciel firmy Superior Investment opowiada o tym, czy inwestowanie w okresie wyborczym to dobry pomysł i wyjaśnia, jak aktualnie wygląda sytuacja w sferze inwestowania kapitału prywatnego.

Marcin Ślawski

Doradca, menedżer i analityk finansowy. Od kilkunastu lat związany z branżą inwestycyjną. Certyfikowany Analityk Inwestycyjny (CAI) – Związek Maklerów i Doradców (ZMID). Uczestnik międzynarodowego programu z zakresu ekonomii, finansów inwestycyjnych oraz instrumentów finansowych „The Chartered Financial Analyst” w ramach CFA Institute (USA). Certyfikowany marketer The Chartered Institute of Marketing (Anglia) i posiadacz tytułu „Associate” w ramach tej organizacji. Absolwent Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego o specjalności Zarządzanie Spółkami Kapitałowymi, studiów podyplomowych Rachunkowość i Zarządzanie Finansowe oraz Rynek Nieruchomości. Uczestnik kursów z zakresu doradztwa inwestycyjnego.

Aktualnie znajdujemy się w tak zwanej dezinflacyjnej fazie ożywienia gospodarczego, co oznacza, że z jednej strony obniża się inflacja (według danych GUS poziom inflacji w marcu br. wynosił 2 procent rok do roku), a z drugiej strony wskaźniki gospodarcze sugerują przyśpieszenie tempa wzrostu. W IV kwartale 2023 roku produkt krajowy brutto w Polsce był o 1 procent wyższy niż w tym samym okresie roku poprzedniego. Szacuje się, że wzrost PKB w Polsce w 2024 roku wyniesie ok. 2,6 procent rok do roku, a w 2025 roku – 4,1 procent (Polski Instytut Ekonomiczny), choć ostatnie prognozy Ministerstwa Finansów wskazują na możliwy wyższy wzrost PKB w Polsce w 2024 roku. Ta faza cyklu koniunkturalnego generalnie sprzyja inwestycjom w akcje, ale również w rozwiązania oparte na obligacjach, głównie skarbowych. Warto też przypomnieć, że fundusze obligacyjne oparte na obligacjach skarbowych, ale również nieskarbowych, zanotowały w minionym roku często dwucyfrowe stopy zwrotu. W 2023 roku stopy zwrotu funduszy zbudowanych na obligacjach o stałych kuponach wynosiły nawet powyżej 15 procent. W kategoriach zysku do ryzyka dobrze wypadały wspomniane rozwiązania obligacyjne, ale warto podkreślić, że rynek akcji też notował przyzwoite stopy zwrotu. Przykładem może być sektor spółek technologicznych, głównie w Stanach Zjednoczonych oraz akcje polskie. Średnie stopy zwrotu w tym sektorze w 2023 roku przekraczały często poziom 30 procent, a średnia wartość spółek notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych wzrosła w roku 2023 o około 38 procent (WIG). Jeżeli zastanawiamy się dziś w co warto inwestować, to jednoznacznej odpowiedzi na to nie ma, bo każdy ma własne preferencje, oczekiwania oraz akceptację określonego poziomu ryzyka i oczywiście horyzont inwestycyjny.

W ostatnich miesiącach ceny złota biją historyczne rekordy. Przyjęło się, że złoto jest alternatywą w sytuacjach niepewności, na przykład wojen lub inflacji. Czy ceny tego kruszcu wciąż będą rosły? Nie wiem. Bliższe są mi inwestycje na rynku akcji oraz obligacji, bo w tym przypadku w większym stopniu można oszacować ich ceny oraz potencjały wzrostów. Poza tym, w przypadku części akcji oraz funduszy otwartych, ważnym kryterium jest płynność tych inwestycji, czyli to, jak szybko otrzymamy pieniądze na rachunek bankowy, od momentu sprzedaży aktywa. Pod tym względem wymienione instrumenty finansowe mają istotne korzyści. Oczywiście każda inwestycja wiąże się z określonym ryzykiem, szczególnie inwestycje na rynku akcji lub na przykład obligacji prywatnych emitentów. Dlatego ważna jest umiejętność szacowania takiego ryzyka w ujęciu określonego czasu trwania takiej inwestycji oraz całego portfela inwestycyjnego.

Artykuł powstał pod koniec kwietnia br. Materiał należy traktować jako wyłącznie wyraz osobistych poglądów autora. Nie stanowi on oferty w rozumieniu Kodeksu cywilnego ani oferty publicznej w rozumieniu ustawy o ofercie publicznej i warunkach wprowadzania instrumentów finansowych do zorganizowanego systemu obrotu oraz o spółkach publicznych, doradztwa inwestycyjnego, innego rodzaju doradztwa, ani rekomendacji do zawarcia transakcji kupna lub sprzedaży jakiegokolwiek instrumentu finansowego, jak również innych informacji rekomendujących lub sugerujących strategie inwestycyjne. Autor nie ponosi odpowiedzialności za skutki decyzji inwestycyjnych podjętych na podstawie informacji zawartych w niniejszym materiale.

40 BIZNES / MARCIN ŚLAWSKI Superior Investment Łódź, al. Kościuszki 39 lok. 12 608 477 112 biuro@superiorinvestment.pl superiorinvestment.pl

JAK PRZEPROWADZIĆ PROCES

„BIZNESOWEGO ROZWODU”,

gdy wspólnicy posiadają odmienną wizję dalszego prowadzenia działalności spółki

W biznesie, tak jak w życiu osobistym, wspólnie można osiągnąć

znacznie więcej niż samemu. Jednak, gdy wspólnicy przestają podzielać tożsamą wizję prowadzenia działalności spółki, a relacje pomiędzy nimi pogarszają się, dalsze prowadzenie spraw spółki może powodować wiele problemów. W takich sytuacjach warto pomyśleć o „rozwodzie”, tym razem tym biznesowym.

Spółki kapitałowe

W przypadku spółek z ograniczoną odpowiedzialnością i spółek akcyjnych sprawa wydaje się najprostsza. Wystarczy, aby wspólnik (akcjonariusz) dokonał zbycia swoich udziałów (bądź akcji) na rzecz innej osoby lub podmiotu. Pamiętajmy jednak, że często zbycie udziałów uzależnione jest od zgody zarządu spółki lub zgromadzenia wspólników. Umowa spółki może również przewidywać prawo pierwokupu zastrzeżone dla dotychczasowych wspólników. Dodatkowo warto zwrócić uwagę, że wartość nominalna nie zawsze będzie wartością rzeczywistą posiadanych udziałów, dlatego warto dokonać wyceny udziałów w spółce, aby sprzedać je po cenie rynkowej. Dla umów zbycia udziałów Kodeks spółek handlowych przewiduje podpisy notarialnie poświadczone, więc każda taka transakcja zbycia udziałów powinna wiązać się z wizytą u notariusza.

Spółki osobowe

W przypadku spółek osobowych wspólnicy nie posiadają udziałów, a ogół praw i obowiązków. Jedynie akcjonariusze spółki komandytowo-akcyjnej posiadają akcje, które są zbywalne w sposób analogiczny do zbycia akcji w spółce akcyjnej. Jednak brak udziałów nie jest przeszkodą do zmiany wspólnika lub ograniczenia liczby wspólników.

W przypadku spółek osobowych, w których jest więcej niż dwóch wspólników, sytuacja jest najprostsza, ponieważ jeden ze wspólników może wypowiedzieć umowę spółki. W tym przypadku należy jednak zwrócić uwagę na ograniczenia przewidziane przez umowę spółki, w tym w szczególności na zastrzeżone w niej terminy.

Natomiast w spółkach, w których jest tylko dwóch wspólników, sprawa jest bardziej skomplikowana, gdyż do istnienia spółki osobowej potrzebnych jest co najmniej dwóch wspólników. Wtedy możliwe jest zbycie ogółu praw i obowiązków przez jednego ze wspólników lub likwidacja spółki. Likwidacja spółki co do zasady uniemożliwi kontynuowanie prowadzenia działalności, a w trakcie jej trwania będą jedynie kończone dotychczasowe sprawy spółki. Natomiast przy zbyciu ogółu praw i obowiązków dokonujemy zmiany osoby jednego ze wspólników. Zbycie to będzie następowało na mocy umowy dotychczasowego wspólnika z osobą, która ma tego wspólnika zastąpić. Należy mieć jednak na uwadze, że ze względu na rodzaj spółki osobowej, mogą pojawić się

dodatkowe restrykcje. Chociażby w spółce partnerskiej nowy wspólnik musi posiadać uprawnienia do wykonywania wolnego zawodu, który jest wykonywany w danej spółce. We wszystkich przypadkach należy dokonać rozliczenia między wspólnikami. W zależności od wybranego wariantu będzie to podział majątku przez fizyczne rozdzielenie składników majątku albo dokonanie zapłaty. W każdym przypadku konieczne będzie wycenienie majątku przez zgodne ustalenie wartości poszczególnych składników majątku albo dokonanie wyceny przez rzeczoznawcę.

Rozwiązania sądowe

We wszystkich rodzajach spółek możliwe jest dokonanie „biznesowego rozwodu” na różne sposoby. Najszybszym i najkorzystniejszym rozwiązaniem dla wszystkich wspólników są polubowne rozwiązania opisane powyżej. Jednak w ostateczności możliwe są też rozwiązania sądowe, w przypadku których to sąd będzie decydować o sposobach rozwiązania spółki, czy o kwotach należnych wspólnikom. Na mocy wyroku sądowego można również wyłączyć wspólnika ze spółki, bądź przejąć majątek spółki z obowiązkiem rozliczenia się z występującym ze spółki wspólnikiem. Jednak należy liczyć się z kosztami takiego postępowania sądowego i dłuższym czasem rozpoznania sprawy. Wariantów dokonania „biznesowego rozwodu” jest wiele, a wybór właściwego zależy od konkretnej sytuacji, którą warto omówić z prawnikiem. Dzięki poradzie profesjonalisty można wybrać najmniej bolesną ścieżkę dla wszystkich wspólników oraz dopilnować, aby wszystkie dokumenty były zgodne z obowiązującymi regulacjami prawnymi.

Autorki artykułu: Beata Cieślak, partner, radca prawny oraz Ewa Wiśniewska, associate, adwokat

CK Partners Łódź, ul. Gdańska 130 42 636 99 00, 42 636 99 04 office@ckpartners.pl ckpartners.pl

41 BIZNES / CK PARTNERS

Sztuka biznesu, czyli budowanie sukcesu od podstaw

Dobiega końca, realizowany od pół roku w Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi, pilotażowy projekt „Sztuka biznesu” przygotowany przez Grupę UNI-LEX. O jego efektach rozmawiamy z prof. dr hab. ELŻBIETĄ ALEKSANDROWICZ , Rektor Akademii oraz JANUSZEM PIOTROWSKIM, Dyrektorem Zarządzającym Grupy UNI-LEX.

Od kilku miesięcy prowadzony jest w Akademii Muzycznej pionierski projekt „Sztuka biznesu”, dzięki któremu studenci, absolwenci i kadra pedagogiczna zdobywają wiedzę, która ma pomóc im poruszać się w przestrzeni gospodarczej. Dlaczego Pani Rektor zdecydowała się na udział w takim przedsięwzięciu? Elżbieta Aleksandrowicz: Nasi absolwenci mają do wyboru dwa modele radzenia sobie w rzeczywistości zawodowej po ukończeniu Akademii. W pierwszym z nich szukają zatrudnienia w publicznych instytucjach kultury dedykowanych artystom muzykom. Proszę jednak zwrócić uwagę, że nawet w tak dużym mieście jak Łódź, te możliwości zatrudnienia są naprawdę ograniczone. Jeśli dyplomant po zakończeniu studiów podejmie pracę jako muzyk w orkiestrze czy to filharmonii, operze, teatrze, raczej z niej nie rezygnuje, więc pula miejsc bardzo szybko się wyczerpuje. Drugi model zakłada, że absolwent musi poradzić sobie sam na wolnym rynku. I tych absolwentów jest zdecydowana większość. Oni najczęściej znajdują dla siebie pracę w różnych projektach artystycznych, bardzo często in-

terdyscyplinarnych i niekoniecznie związanych tylko ze sztuką. Realizują się również w projektach naukowych, na przykład dotyczących wykorzystania sztucznej inteligencji w sztuce. Muszą być samodzielni, samowystarczalni, odważni i kreatywni, tylko w taki sposób poradzą sobie na dość trudnym, konkurencyjnym rynku. Do tego niezbędne są im także określone kompetencje i wiedza z zakresu prawa, szczególnie prawa autorskiego i własności intelektualnej, a także sfery księgowej, podatków czy marketingu. Od kilku lat zabiegałam o zainteresowanie biznesu naszą uczelnią, ale raczej z niewielkim skutkiem, ponieważ jesteśmy uczelnią elitarną, w której kształci się zaledwie kilkuset studentów. Dlatego chętnie przystałam na propozycję Grupy UNI-LEX i jej autorski projekt „Sztuka biznesu”.

Wiem, że projekt dobiega końca, ale zanim poproszę o jego podsumowanie, chciałabym się dowiedzieć, dlaczego Grupa UNI-LEX w ogóle wystąpiła z taką propozycją do Akademii Muzycznej?

42
BIZNES / SZTUKA BIZNESU

Janusz Piotrowski: Grupa UNI-LEX prowadzi kompleksowe usługi wspierające przedsiębiorców w prowadzeniu biznesu. Angażujemy się także w ciekawe inicjatywy, uczestniczymy w konkursach, wspieramy start-upy, inicjujemy różne projekty biznesowe. Lubimy się dzielić posiadaną wiedzą, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że większa świadomość przedsiębiorców usprawni także nasze działania. Wiemy też, jak trudno w tak dynamicznie zmieniającej się przestrzeni gospodarczej poruszać się nowym podmiotom na rynku. Od jakiegoś czasu wzrastał w nas pomysł przygotowania cyklu wykładów i warsztatów dla studentów. Pomysł zyskał przychylność Pani Rektor, za co jestem niezmiernie wdzięczny i narodził się projekt „Sztuka biznesu”, który trwa pół roku i lada moment dobiegnie końca.

Elżbieta Aleksandrowicz: Mogę tylko podziękować, że właśnie z tym projektem przyszliście państwo do nas.

Widzę uśmiechy na twarzach, więc zapewne obie strony zadowolone są z jego przebiegu. Czy można śmiało mówić już o tym, że zakończył się sukcesem?

Elżbieta Aleksandrowicz: Trudno nam jeszcze mówić o tym, jak pozyskana przez studentów wiedza zostanie wykorzystana. Wierzę, że z dużym pożytkiem, bo i poruszane podczas wykładów i warsztatów zagadnienia były niezwykle istotne. Rektorzy wyższych uczelni – wszystkich, nie tylko artystycznych – muszą dbać o jakość kształcenia. I właśnie w tę jakość kształcenia wpisują się obszary, mające wspierać późniejsze życie zawodowe absolwenta, który kończy studia, dostaje dyplom i tak naprawdę zostaje sam. Dobrze więc, by wiedział, jak stawiać pierwsze kroki na wolnym rynku. Wysokie kompetencje specjalistyczne są szalenie istotne, a póki co można je rozwijać tylko podczas takich zajęć fakultatywnych, jak w projekcie „Sztuka biznesu”. W podstawach programowych mamy niewiele godzin z zakresu prawa autorskiego, własności intelektualnej, czy marketingu, z zakresu księgowości w ogóle. Dlatego jestem podbudowana faktem, że tak wiele osób skorzystało z możliwości pozyskania wiedzy, którą przekazywali praktycy na co dzień pracujący z biznesem. Studenci wiele zyskali, na pewno zdają już sobie sprawę, jak ogromną wiedzę trzeba posiąść, aby w miarę komfortowo poruszać się w przestrzeni gospodarczej. Przekonali się też, że nie muszą wszystkiego doświadczać sami, że warto wspierać się pomocą specjalistów w danych dziedzinach. Janusz Piotrowski: Program był bez wątpienia pionierski i dziękuję serdecznie Pani Rektor, że obdarzyła nas zaufaniem i umożliwiła jego realizację. Czy już można mówić o sukcesie? Może o efektach i o tym, co nas zaskoczyło. Po pierwsze wysoka frekwencja. Na zakończenie projektu wręczać będziemy uczestnikom certyfikaty i otrzyma je czterdzieści osób, a jak wspomniała Pani Rektor, w Akademii Muzycznej uczy się sześciuset studentów na studiach stacjonarnych. Zajęcia były fakultatywne, nie było żadnych nagród, stopni i za każdym razem prosiliśmy jeszcze o wypełnianie ankiet oceniających dane spotkanie. Potrzebowaliśmy informacji zwrotnych, które pomogły nam przygotować kolejne wykłady i warsztaty w jeszcze większym stopniu odpowiadające na potrzeby uczestników. Po drugie miłym zaskoczeniem była aktywność podczas zajęć, studenci zadawali mnóstwo interesujących pytań. Widać, że są

świadomi tego, iż owszem zdobędą tu wiedzę, kompetencje i umiejętności niezbędne do wykonania danego zawodu, ale doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ten zawód trzeba później sprzedać. Zajęcia rzadko kiedy kończyliśmy w zaplanowanym terminie, bo chcieliśmy w miarę możliwości udzielić odpowiedzi na wszystkie zadawane pytania.

I Pan się zastanawia, czy można mówić o sukcesie. Dla mnie jest on oczywisty. Janusz Piotrowski: Zapewne mogę zaryzykować stwierdzenie, że nasz wspólny projekt, uczelni i grupy odniósł sukces, ponieważ wzbudził duże zainteresowanie studentów. Podobnie jak Pani Rektor, wierzę, że uczestnicy wykorzystają z pożytkiem zdobytą wiedzę. Myślę też, że projekt „Sztuka biznesu” będzie inspiracją dla innych uczelni i firm podobnych do naszej, które będą chciały w sposób bardzo przystępny i zrozumiały podzielić się wiedzą z potencjalnymi przedsiębiorcami.

Pani Rektor, czy rekomendowałaby Pani ten projekt rektorom innych uczelni?

Elżbieta Aleksandrowicz: Jeżeli kiedykolwiek ktoś z państwa rektorów chciałby dopytać, na ile spotkania z Grupą UNI-LEX były dla nas korzystne, to na pewno będę się wypowiadała w samych superlatywach. Rynek pracy bardzo się zmienia, o czym już wspomniałam, większość naszych absolwentów będzie musiała prowadzić działalność w takiej, czy innej formie, sięgając po wiedzę czy to prawną, czy z zakresu księgowości.

Wróćmy jeszcze na chwilę do samych zajęć w ramach projektu „Sztuka biznesu”. Jakie zagadnienia były podczas nich poruszane?

Janusz Piotrowski: Zagadnienia, które podczas nich poruszaliśmy, dotyczyły między innymi strategicznego planowania biznesu artystycznego, prawa własności intelektualnej, kwestii podatkowych w działalności artystycznej oraz sposobów rozwiązywania problemów prawnych i podatkowych. Ale to nie tematy zdecydowały o sukcesie

43
BIZNES / SZTUKA BIZNESU

frekwencyjnym, tylko formuła zajęć i osoby je prowadzące. Zaprosiliśmy do projektu naszych partnerów biznesowych, którzy dzielili się praktyczną wiedzą w interesujący, angażujących odbiorców sposób. Pani Rektor doskonale wie, że o międzynarodowej sławie Akademii nie zdecydowały tylko konkretne idee, czy pomysły, a także stojący za nimi ludzie. Trzeba mieć umiejętność i szczęście do dobrania odpowiedniego zespołu. I to jest chyba największy sukces. Ludzie, którzy stoją za tym projektem. Serdecznie wszystkim dziękuję.

Pani Rektor, jak widzi Pani przyszłość kształcenia w szkołach artystycznych?

Elżbieta Aleksandrowicz: Pozwolę sobie również dołączyć do podziękowań. A odpowiadając na pytanie, jak każda uczelnia mamy swoją strategię rozwoju i w niej bardzo duży nacisk kładziemy na interdyscyplinarność i międzynarodowość. Ale pamiętajmy o tym, że muzyk zawsze będzie przede wszystkim muzykiem wykonującym swój zawód. Zmienić się może jedynie sposób działania. Wyraźnie zarysowuje się trend wskazujący na duży potencjał zadań projektowych opartych na współdziałaniu. Wymaga on

wszystkich kompetencji, o których tutaj rozmawialiśmy. Nadrzędnym zadaniem Akademii jest kształcenie studentów. Ważne jest, aby studenci mogli w pełni korzystać z oferty edukacyjnej, modelując program studiów indywidualnie, realizując obligatoryjne i fakultatywne przedmioty dostosowane do profilu absolwenta, przygotowanego do samodzielnej aktywności w zawodzie muzyka.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Beata Sakowska

Zdjęcia: Paweł Keler

„Sztuka biznesu” w skrócie: 7 paneli w roku akademickim 2023/24 (warsztaty i wykłady)

Prowadzący:

Janusz Piotrowski – Dyrektor Zarządzający Grupy UNI-LEX

Adwokat Mariusz Pongowski – Partner w Kancelarii Prawnej Śmigielski i Partnerzy Szymon Krawczyk – Doradca Podatkowy, Partner Grupy UNI-LEX

Koordynator: Paweł Lasek – Dyrektor ds. Organizacji i Koordynacji Projektów Grupy UNI-LEX

Moderatorka: red. Ewa Tyszko

Akademia Muzyczna im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi

Łódź, ul. Gdańska 32, 90-716 Łódź

Rektorat

+48 42 662 16 01 rektorat@amuz.lodz.pl amuz.lodz.pl

GRUPA UNI-LEX

Łódź, ul. Żeromskiego 46, lok. 2, 4 +48 508 654 419 biuro@unilexgrupa.pl unilexgrupa.pl

44
BIZNES / SZTUKA BIZNESU

Siła kobiet

tkwi

w zdolności do współpracy, empatii, pracowitości i wytrwałości

Kobiety są bardziej skłonne do słuchania i rozumienia różnych punktów widzenia. Ich empatyczne podejście do przywództwa prowadzi do budowania mostów między różnymi grupami społecznymi i politycznymi. W świecie, który coraz bardziej potrzebuje spójności i porozumienia, ta umiejętność budowania relacji może być nieoceniona – mówi

JOLANTA ZIĘBA-GZIK

Co jest prawdziwą siłą i przewagą kobiet w polityce? W świecie polityki, w którym nadal dominują mężczyźni, kobiety zdobywają coraz więcej przestrzeni i udowadniają swoją wartość jako skuteczne liderki. Siła kobiet w polityce tkwi w ich zdolności do współpracy, empatii, pracowitości i wytrwałości. Badania pokazują, że kobiety podejmują decyzje polityczne, biorąc pod uwagę szersze spektrum społeczne i ekonomiczne. Z kolei zebrane doświadczenia życiowe, często związane z rolami opiekuńczymi, dają im unikalną wrażliwość na potrzeby społeczności. Kobiety są też bardziej skłonne do słuchania i rozumienia różnych punktów widzenia. Ich empatyczne podejście do przywództwa prowadzi do budowania mostów między różnymi grupami społecznymi i politycznymi. W świecie, który coraz bardziej potrzebuje spójności i porozumienia, ta umiejętność budowania relacji może być nieoceniona.

Wytrwałość jest kolejną cechą, która definiuje rolę kobiet w polityce. Pomimo przeciwności, z jakimi się spotkają – od stereotypów płciowych, po nierówności w sferze politycznej – kobiety nieustannie dążą do osiągnięcia swoich celów. Ich zdolność do przetrwania i walki o sprawiedliwe traktowanie może inspirować i prowadzić do pozytywnych zmian. Ponadto reprezentacja kobiet w polityce jest kluczowa dla zapewnienia równowagi i różnorodności w podejmowaniu decyzji. Kobiety stanowią większość naszego społeczeństwa, dlatego ich obecność w polityce gwarantuje, że ich głosy i potrzeby są właściwie reprezentowane i uwzględniane.

Czym urzekła Panią polityka, że zdecydowała się Pani w nią zaangażować? Czy może był to pomysł na kontynuowanie rodzinnych tradycji, z tego co wiem, tata też był posłem? Polityka urzekła mnie przede wszystkim wiarą w możliwość zmian na lepsze wielu zagadnień, które wpływają na nasze codzienne życie. Szczególnie bliskie są mi kwestie związane z edukacją, która od lat wymaga korekt w wielu obszarach, a także te dotyczące szeroko

, posłanka na Sejm RP.

45

rozumianego zdrowia, szczególnie w kwestii równego dostępu do świadczeń medycznych. W polityce i służeniu ludziom mam spore doświadczenie. Zawsze lubiłam angażować się w akcje charytatywne i społeczne. Byłam radną, Członkiem Zarządu Województwa Łódzkiego, teraz przyszedł czas na politykę w wymiarze krajowym i pełnienie funkcji posła. To taka naturalna kolej rzeczy. Faktycznie mój tata też był posłem przez jedną kadencję. To było wiele lat temu i w zupełnie innych czasach. Nie był to wówczas łatwy okres dla naszej rodziny. Gdy tata spędzał sporo czasu w Warszawie, na głowie mamy spoczywała odpowiedzialność za dom, gospodarstwo i opiekę nad czwórką dzieci. To było dla niej wielkie obciążenie. Mieszkaliśmy w Szadku, niewielkiej miejscowości w Łódzkiem, a mama nie miała prawa jazdy. O taksówkach nie było mowy. Kiedy młodsze rodzeństwo chorowało, logistyka związana z zawiezieniem ich do lekarza nie była prosta. Choć tata nigdy nie przestał być społecznikiem, po jednej kadencji w sejmie nie angażował się już politycznie. To wyszło rodzinie na dobre. Dzisiaj czasy są już zupełnie inne. Łatwiej o transport, komunikację i dostęp do podstawowych usług. Moja sytuacja jest o tyle prostsza, że dzieci mam już pełnoletnie.

Niektórzy twierdzą, że kobiety idą do polityki po to, aby rozwiązywać problemy, z którymi mają na co dzień do czynienia i właśnie dlatego – podobnie, jak Pani – skupiają swoje działania w dużej mierze na ochronie zdrowia, edukacji. Co Pani na to?

Te dwie dziedziny są mi rzeczywiście szczególnie bliskie. Jestem matką trójki dzieci, mój syn w tym roku zdaje maturę, więc jestem na bieżąco z problemami, z jakimi boryka się młodzież i ich rodzice. Pomimo tego, że program jest przeładowany, nie przygotowuje uczniów do egzaminów i matury. Większość musi korzystać z korepetycji, a przecież prywatne lekcje nie powinny zastępować szkoły. Nie mówiąc już o aspekcie finansowym, kiedy rodziców po prostu nie stać na korepetycje. Coraz bardziej dotkliwy jest też brak wykwalifikowanej kadry, jeśli chodzi o przedmioty ścisłe. Tutaj od razu wychodzi kolejny problem, nieadekwatne do ponoszonej odpowiedzialności wynagrodzenie nauczycieli. A przecież to oni kształtują, uczą i wychowują nasze młode pokolenie. Ich praca powinna być zatem szanowana i odpowiednio wynagradzana. Uważam też, że trzeba uzdrowić szkolnictwo zawodowe, które od wielu lat przeżywa kryzys. To przekłada się na brak fachowców w wielu branżach. Szkoły zawodowe dają młodym ludziom możliwość zdobycia konkretnego zawodu i pracy. Problemem, który szczególnie mnie boli, jest coraz większa liczba depresji i problemów psychicznych u młodych ludzi. Są pogubieni, przebodźcowani, nie mają celów. To bardzo trudne, wrażliwe pokolenie, które wymaga szczególnego wsparcia. Dlatego również w szkołach powinni mieć dostęp to opieki psychologicznej i psychiatrycznej.

A w kwestii opieki zdrowotnej, co chciałaby Pani zmienić? Znieść limity na leczenie w ramach NFZ, oddłużyć szpi-

tale i skrócić kolejki do specjalistów. Prawa kobiet to dla mnie też bardzo istotna kwestia i mówiłam o tym w mojej kampanii wyborczej, dlatego to, jak traktował kobiety rząd PIS-u, musi odejść w zapomnienie. Badania prenatalne i znieczulenie przy porodzie muszą być bezpłatne i dostępne dla wszystkich. Wiele jest także do zrobienia w kwestii opieki onkologicznej. Rak staje się stopniowo największym zagrożeniem dla zdrowia i życia w całej Europie. Tymczasem w wielu krajach europejskich mamy do czynienia z ogromną nierównością w dostępie do opieki onkologicznej. Stąd co chwilę pojawiają się różne apele o zbiórkę środków na leczenie członka rodziny za granicą, gdzie szpitale oferują nowocześniejsze i celowane terapie. Tak nie powinno być. Pacjenci w każdym kraju Unii Europejskiej powinni mieć możliwość identycznego leczenia w określonych procedurach medycznych.

Skoro wspomniała Pani o działaniach w nieco szerszej skali, to może uda się je zrealizować, kandyduje Pani bowiem do Europarlamentu. Kandyduję i jestem przekonana, że jeśli dostanę szansę działać w Parlamencie Europejskim, to mogę mieć realny wpływ na to, co będzie się działo w naszym kraju. Marzę o tym, aby Polska na arenie międzynarodowej była silnym państwem, którego głos jest zawsze słyszalny. Dość kłótni, czas na solidną pracę, zbudowanie sensownych kompromisów, aby nasz rolnik, przedsiębiorca czy każdy inny obywatel mógł czuć się w Unii Europejskiej dobrze, aby wiedział, że ktoś dba o nasze interesy.

Poczuła Pani radość, gdy po raz pierwszy zasiadła w sejmowych ławach?

Radość i owszem, ale też lęk, o to, aby nie zawieść tych, którzy oddali na mnie swój głos. Wiem, jaka ciąży na mnie odpowiedzialność i ile pracy przede mną. Przez wiele lat mojej samorządowej działalności zawsze starałam się być blisko ludzi, wsłuchując się w ich potrzeby. Lubię i potrafię słuchać, przez trzynaście lat pracowałam jako pedagożka, zarządzałam jednostkami kultury i sportu, byłam radną miejską, radną sejmiku, a także etatowym Członkiem Zarządu Województwa Łódzkiego. We wszystkich tych miejscach zawsze najważniejsza była dla mnie otwartość na drugiego człowieka, bo tylko dobre relacje i konstruktywny dialog dają pozytywne rezultaty.

Czy starcza Pani teraz czasu na pełnienie wszystkich życiowych ról, czy polityka zdominowała wszystko? Zawsze byłam aktywna i pracowita, wyniosłam to z domu, więc potrafię godzić różne obowiązki. Wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Choć nie ukrywam, że mam nieco mniej czasu na moje pasje – bieganie i podróżowanie, ale najważniejsze, że wystarcza mi czasu na rodzinę.

Rozmawiała: Beata Sakowska

Zdjęcia : Paweł Keler

47

BETWEEN: Twoje miejsce w centrum Łodzi

Tych, którzy doceniają uroki życia w centrum Łodzi i poszukują nowego mieszkania, na pewno zainteresuje kameralne osiedle BETWEEN powstające pomiędzy ulicą Dowborczyków a Targową. Generalnym wykonawcą i deweloperem inwestycji jest BUDOMAL, jedna z wiodących firm na rynku usług budowlanych w województwie łódzkim, której budowle wyróżniają się ciekawym designem i wysoką jakością wykończenia.

BETWEEN: Życie w rytmie miasta Wybór lokalizacji dla nowego mieszkania jest jedną z kluczowych decyzji, które podejmujemy podczas poszukiwań idealnego miejsca do zamieszkania. Wśród wielu możliwości, centrum miasta często wyróżnia się jako atrakcyjna opcja. Dlaczego? Mieszkanie w centrum miasta daje niepowtarzalne doświadczenie życia w samym sercu wydarzeń społecznych i kulturalnych. Masowe wydarzenia, koncerty, festiwale, restauracje, teatry i inne atrakcje są w zasięgu ręki. Dla tych, którzy cenią sobie energię i aktywność miejskiego życia, centrum miasta jest bez wątpienia idealnym miejscem do zamieszkania. Można tu liczyć także na wiele udogodnień, jak bliskość sklepów, centrów handlowych czy różnego rodzaju usług. Codzienne życie nie wymagające długich podróży – czy to do pracy, czy na zakupy, czy też po to, aby miło spędzić czas, staje się wygodniejsze i bardziej efektywne. Mając wszystko prawie dosłownie na wyciągnięcie ręki, możemy nawet zrezygnować z posiadania samochodu i swobodnie przemieszczać się komunikacją miejską, co będzie bardziej ekologicznie i ekonomiczne. Można także korzystać z roweru, w kompleksie BETWEEN będzie dostępna rowerownia oraz stojaki na rowery.

BETWEEN: To Twoje miejsce na mapie Łodzi Życie w prawdziwie wielkomiejskim stylu, łączące w sobie pracę, rozrywkę i życie społeczne, zapewnia kameralne osiedle BETWEEN. Bliskość do najważniejszych punktów rozrywkowo-biznesowych, a także kluczowych węzłów komunikacyjnych czy parków, to tylko jedne z walorów inwestycji. Minimalistyczną architekturę osiedla uzupełniają przytulne ceglane akcenty, nawiązujące do industrialnej historii Łodzi. W komfortowym, pięciopiętrowym budynku mieszkalnym, wkomponowanym pomiędzy ulicę Dowborczyków a Targową znajduje się 117 mieszkań o zróżnicowanych metrażach – od niewielkich kawalerek po siedemdziesięciometrowe lokale – idealne dla rodziny oraz cztery lokale usługowe. Mieszkania mają ustawne układy, można je łączyć, tworząc nawet stumetrowe apartamenty. Idealnie nadają się na start, z przeznaczeniem na własne potrzeby lub pod inwestycję. Pamiętajmy, że nieruchomości w centrum miasta często są bardziej odporne na zmiany rynkowe niż te na obrzeżach.

48 STYL ŻYCIA / BETWEEN

BETWEEN: To sprawdzony deweloper Kameralne osiedle BETWEEN, którego niebawem ruszy drugi etap, realizuje BUDOMAL – łódzki generalny wykonawca i deweloper. Firma na rynku usług budowlanych działa od 1993 roku i dziś jest jedną z największych firm budowlanych w województwie łódzkim. Priorytetem dla inwestycji BUDOMAL jest jakość, na której można polegać, dlatego firma stosuje wysoko jakościowe materiały i stawia na sprawdzonych, starannie dobranych partnerów. Bardzo duży nacisk kładziony jest też na wygląd i funkcjonalność. – Kierunek dla projektu wyznaczają nam aktualne trendy w architekturze, czy designie, ale też nasza własna wizja nowego budownictwa. Nie tworzymy w próżni, pamiętamy o przestrzeni wokół – podkreśla Piotr Leśniak, dyrektor ds. sprzedaży w BUDOMAL. W tworzeniu budynków mieszkalnych istotne są rzeczywiste potrzeby przyszłych mieszkańców, dlatego też inwestycje mieszkaniowe BUDOMAL zawsze mają bardzo dobre lokalizacje: blisko centrum, czy terenów zielonych, z dobrą komunikacją i łatwym dostępem do ważnych dla życia miejsc: sklepów, czy szkół/przedszkoli, punktów usługowych oraz szereg udogodnień. Warto podkreślić, że jako firma lokalna, BUDOMAL bardzo dobrze zna łódzki rynek i wie też, czego potrzebują lokatorzy. Firma ma na swoim koncie realizację dużych inwestycji mieszkaniowych takich, jak chociażby widzewska Panoramika, osiedle NEOTEO i Liściasta Park, czy Apartamenty na Wspólnej i Mieszkania przy Tulipanie.

BETWEEN: To możliwość wykończenia pod klucz Jeśli ktoś chciałby się wprowadzić do gotowego mieszkania, z tym też nie ma problemu. Współpracująca z BUDOMAL firma pakietypodklucz.pl zadba o to, aby nowe lokum prezentowało się ciekawe. Do wyboru są różne pakiety cenowe, którym odpowiada inny standard wykończenia, są pakiety srebrny, złoty i premium, istnieje też możliwość indywidualnej wyceny. Wszystkie usługi objęte są dwuletnią gwarancją, a firma pomaga też w pozyskaniu kredytu na prace wykończeniowe. Oferuje też niższy podatek VAT – 8 procent zamiast 23 procent.

Biuro sprzedaży Łódź, ul. B. Bartoka 24 lok. U8 biuro.sprzedazy@budomal.com.pl budomal-mieszkania.com.pl

Doradcy klienta

Aneta Kajak +48 693 604 507

Aneta.Kajak@budomal.com.pl

Katarzyna Aftyka +48 661 280 900

Katarzyna.Aftyka@budomal.com.pl

Artur Czapliński +48607444027

Artur.Czaplinski@budomal.com.pl

49 STYL ŻYCIA / BETWEEN

Tu bije serce MODNEJ ŁODZI

Na wielkie wyjścia i codzienne okazje. Oszałamiające barwami lub nieoczywistą formą, albo zachwycająco minimalistyczne. Krojone i szyte na miarę, a czasem odzyskujące życie w drugim obiegu. Wszelkie oblicza mody znaleźć można w butikach i pracowniach w OFF Piotrkowska Center, gdzie rodzimi projektanci i pasjonaci stylu udowadniają, że Łódź nigdy nie przestała tętnić modą.

W samym sercu miasta, w OFF Piotrkowska Center, dzięki pasji i talentowi związanych z Łodzią twórców powstała jedyna taka ulica mody, gdzie znaleźć można propozycje kilkunastu marek. Łączy je nie tylko adres, ale też indywidualne, autorskie spojrzenie na modę, tworzoną lokalnie i odpowiedzialnie, poza galopującym nurtem fast fashion.

Mamy dla Was krótki przewodnik, po jedenastu miejscach, które koniecznie trzeba odwiedzić.

land, Warsaw Fashion Weekend czy KTW Fashion Week. Jego projekty charakteryzuje niezwykła dbałość o detale i różnorodność wykorzystywanych form.

Dzień dobry – łódzka marka, będąca wspólnym dziełem artystki Jaśminy Parkity i filmowca Norberta Serafina, to propozycja dla tych, którzy kochają kolory i printy. Jaśmina, jako pasjonatka ilustracji i grafiki, poznawała tajniki projektowania wzorów na tkaniny

Ewert And Friends łączy unikalny autorski styl z pasją do mody. Oprócz modeli stworzonych przez uznanego projektanta Jarosława Ewerta dostępnych jest tu kilkanaście marek – także tych upcyclingowych, wśród nich projekty Marty Kuszyńskiej, Marty Sidoruk czy Lukato. Sam Jarosław Ewert uznanie w świecie mody zdobył dzięki odważnemu i świeżemu spojrzeniu na projektowanie. Na koncie ma już przeszło 30 sezonowych kolekcji, liczne nagrody oraz udział w wielkich modowych imprezach między innymi Fashion Week Po -

w ASP w Łodzi na kierunku Tkanina Drukowana, a Norbert wsparł ją okiem fotografa i zmysłem biznesowym. Najpierw tworzyli tylko dla siebie i przyjaciół, dziś prężnie rozwijają kilkunastoosobową firmę. Oprócz ubrań w ich pracowni powstają akcesoria, dodatki do wnętrz, obrazy, a nawet meble. Ich znakiem rozpoznawczym są energetyczne kolory i niepowtarzalne autorskie grafiki wzorów.

Pan Tu Nie Stał to już kultowa łódzka marka, projektowana po polsku, wieloznacznie i z humorem. Jej asor-

tyment to w dużej mierze koszulki dla pań, panów i młokosów. W kilkumiesięcznych cyklach tworzone są serie, wypuszczane kilka razy w roku. Projektantki tworzą kolekcję odzieży, dobierają dzianiny i tkaniny, dopieszczają detale. Równocześnie graficy ilustrują obowiązujące w danej serii hasła i myśl przewodnią. Finalny produkt jest zazwyczaj efektem spotkania wielu pomysłów kilku osób. Każdy element powstającej serii – dzianiny i tkaniny, hafty i nadruki, a także metki, guziki i podszewki, powstają w lokalnych, zaprzyjaźnionych firmach.

Angelika Józefczyk stawia na kobiecość, oryginalny koncept ubrań okazjonalnych – sukien wieczorowych i garniturów. Projektantka tworzy z myślą o kobietach, które lubią eksperymentować z kolorem czy krojem ubrań, aby podkreślić kobiecość sylwetki. Zaprojektowane przez nią suknie i garnitury gościły na czerwonych dywanach gali oscarowej, nagród Grammy i Emmy, festiwalu filmowego w Cannes, czy międzynarodowych premier filmowych w Los Angeles oraz nowojorskiego tygodnia mody. O marce rozpisywały się brytyjski Vogue oraz Tatler Magazine, a jej projekty gościły na okładkach takich magazynów jak Glamour, Moevir Magazyn, Harper’s Bazaar.

Patrycja Plesiak, projektantka od dekady obecna na światowych wybiegach, najdłużej działająca kreatorka w OFF Piotrkowska Center. Uwielbia uwydatniać walory sylwetki, podkreślać kobiecość i osobowość klientów. Specjalizuje się w tworzeniu kreacji na miarę. Jej kreacje doskonale sprawdzą się w codziennych sytuacjach, jak również w wyjątkowych, ślubnych okolicznościach. Od niedawna Patrycja Plesiak ubiera również panów w gar-

50 STYL ŻYCIA / OFF PIOTRKOWSKA

nitury, płaszcze czy smokingi ślubne. Reprezentowała Łódź podczas Expo w Mediolanie, otrzymała nagrodę za rozwój światowej mody w Wenecji, prezentuje swoje kolekcje na najważniejszych światowych fashion weekach, m.in. w Mediolanie, Paryżu, Nowym Jorku, a ostatnio w Vancouver (przy współpracy z globalną firmą Transfer Multisort Elektronik z Łodzi). Dotychczas stworzyła ponad 45 autorskich kolekcji, a pisały o nich największe magazyny modowe świata, jak Vogue, Harper’s Bazaar, Amica, ELLE.

PtASZEK to autorska moda w rytmie slow. Monika Ptaszek projektuje od ponad dwóch dekad, a doświadczenie zdobyte we współpracy z różnymi firmami postanowiła wykorzystać do stworzenia autorskich kolekcji, w których po mistrzowsku przeplata wysokie krawiectwo z nurtem zero waste. Nie goni za trendami i jest wyznawczynią slow fashion – kupowania mniejszej liczby ubrań, ale za to dobrych jakościowo. Skupia się na pojedynczych projektach, celebrując piękno naturalnych tkanin, w większości wyprodukowanych w pobliskich fabrykach, a jej kreacje powstają dzięki pracy lokalnych krawców.

Elżbieta Pierzchalska, dwukrotna zdobywczyni tytułu Projektanta Roku w konkursie organizowanym przez Krajową Izbę Mody, z pasją tworzy kolekcje dla kobiet aktywnych, proponując im nowoczesny styl i wyrafinowaną sportową elegancję. Przez lata była główną stylistką międzynarodowego konkursu The Look of The Year czy Ogólnopolskich Wyborów Miss Polonia. Na co dzień związana z wieloma polskimi markami w swoim „PIERZCHALSKA STUDIO” w OFFie doradza paniom w kreacji wizerunku i odnalezieniu indywidualnego, niepowtarzalnego stylu. Pomaga w zakupach i prowadzi analizę szafy.

Cukier Puder Vintage Store to miejsce kultowe, wyróżnione przez Vogue. pl w rankingu najlepszych sklepów Vintage w Polsce. Tworzą je Kat i Aga, wspólnie dbając, by starannie wyselekcjonowane przez nie ubrania były jak najwyższej jakości. Wykorzystują coś, co powstało wiele lat temu i dają nowe życie. Wybór ubrań Vintage, czy też

z drugiej ręki to prosta droga do wspięcia się na szczyt piramidy zero waste, dzięki podążaniu za fundamentalnymi zasadami tej ideologii: „refuse” – zrezygnuj z tego, czego nie potrzebujesz, „reduce” – ograniczaj potrzeby, „reuse” – użyj ponownie, „recycle” – oddaj do ponownego przetworzenia.

ANNA plotła proponuje ręcznie wykonaną biżuterię z kamieni naturalnych, tworzoną z myślą o kobietach ceniących sobie indywidualność w wyrażaniu siebie. W pracowni, którą prowadzi Anna Gazda, można nie tylko kupić biżuterię, ale też wspólnie z projektantką wyczarować naszyjnik czy bransoletkę własnego pomysłu. Można odczarować również starą biżuterię, np. po babci i dać jej drugie życie – dodając współczesne kamienie naturalne.

Damian Miziołek w swojej pracowni tworzy ręcznie malowane grafiki na ubrania, a w showroomie oferuje rzeczy uszyte z wysokiej jakości materiałów, tworzone z myślą o osobach, które potrzebują wyróżnić się z tłumu za pomocą koloru i unikalnej formy. Projektant, kreując własną modę i sztukę, podąża również za ideą slow fashion, używając najlepszych tkanin i dzianin, aby ubrania jak najdłużej spełniały swoją rolę komfortu i estetyki. Tuż po studiach postanowił założyć własną markę odzieżową, umieszczając na logo oraz na wszywkach swoje imię i nazwisko, a także nazwę miasta Łódź, by podkreślić pochodzenie i miłość do tego miejsca, które historycznie łączy się z przemysłem modowym i włókienniczym.

LDT Collective proponuje nieszablonowe myślenie, zaskakujące połączenia, oryginalne wzory, upcyclingowe materiały i ponadczasowe projekty. Pod wspólnym szyldem kryją się trzy łódzkie marki: Ulka Ta Od Szycia, Maciej Redo i Liczę Do Trzech. Od trzech lat działają wspólnie, połączone wizją mody cyrkularnej i chęcią wypełnienia świata kolorem. Realizują zamówienia indywidualne oraz projekty teledysków, tras koncertowych czy pokazów podczas gali Miss Polski. Ich barwne, wygodne, a zarazem efektowne płaszcze, spodnie czy bluzy sprzedawane są też w nowojorskich butikach

OFF Piotrkowska Center

Łódź, ul. Piotrkowska 138/140

+48 535 477 617 +48 731 734 770

wynajem@piotrkowskacenter.pl www.piotrkowskacenter.pl

51 STYL ŻYCIA / OFF PIOTRKOWSKA

ZNAJDŹ SWÓJ FLOW i zainwestuj w przyszłość

W Nowym Centrum Łodzi spółka Archicom realizuje jedną z najważniejszych łódzkich inwestycji. Projekt Flow stanowi integralną część 100-hektarowego obszaru zlokalizowanego w śródmieściu, który łączy biznes, handel, kulturę oraz transport. Dzięki Flow przestrzeń Nowego Centrum Łodzi zyska dodatkowo funkcję mieszkaniową, pojawią się tu też restauracje, kawiarnie, lokale usługowe oraz tereny rekreacyjne.

Spółce Archicom w zaledwie miesiąc udało się sprzedać blisko 30 procent mieszkań realizowanych w ramach pierwszego etapu inwestycji Flow, powstającej w Nowym Centrum Łodzi. Tym samym projekt pobił rekord sprzedażowy i jest obecnie najlepiej przyjętą przez kupujących inwestycją w Łodzi prowadzoną przez dewelopera. W tym etapie na terenie inwestycji Flow powstaje budynek o wysokości 35 metrów i 9 piętrach, w którym znajdzie się 186 mieszkań o metrażu od 26 mkw. do blisko 60 mkw. oraz 6 lokali przeznaczonych na usługi, restauracje i kawiarnie. Teraz Archicom na bazie sukcesu pierwszego etapu, rozpoczyna drugi etap realizacji inwestycji, w którym zaprojektowanych zostało 314 mieszkań, 13 lokali usługowych oraz atrakcyjne tereny zieleni. Na terenie Flow pojawi się też niezwykły element miejskiej przestrzeni – Wstęga Kobro, nawiązująca swoją formą do twórczości związanej z Łodzią artystki, Katarzyny Kobro. Ogólnopolski deweloper ma do dyspozycji powierzchnię 2 hektarów zlokalizowanych w sąsiedztwie jednego z najnowocześniejszych dworców kolejowych Łódź Fabryczna, Bramy Miasta oraz centrum naukowo-kulturalnego EC1. Wraz ze startem budowy drugiego budynku inwestycji ruszyła także sprzedaż 314 mieszkań o metrażu od blisko 30 mkw. do 90 mkw., z czego 66 procent oferty to mieszkania dwu, trzy i czteropokojowe o większym metrażu.

Mieszkańcy nowego budynku będą mieli do dyspozycji dwupoziomowy podziemny parking ze stanowiskami do ładowania samochodów elektrycznych oraz możliwością wypożyczenia ekologicznego pojazdu. Na terenie całej inwestycji jak i tego etapu zaplanowano liczne lokale usługowe nadające temu miejscu odpowiedni klimat w tym sklepy, restauracje oraz kawiarnie. Budynek będzie posiadał łącznie 11 kondygnacji (dwie podziemne, parter oraz osiem pięter). W ramach nowego etapu przewidziano też stworzenie klubu mieszkańca, a także strefy coworkingowej. Zakończenie drugiego etapu inwestycji planowane jest na koniec 2025 roku. – Dwa miesiące po oficjalnej inauguracji Flow ruszamy z budową drugiego – znacznie większego i zróżnicowanego pod względem architektury i funkcji budynku. Sukces sprzedaży pierwszego etapu inwestycji dodał nam wiatru w żagle i jest dla nas potwierdzeniem, że Flow ze swoją ofertą mieszkaniową, gastronomiczną, kulturalną i rozrywkową, a także otwartą na miasto zieloną przestrzenią rekreacyjną idealnie wpisze się w tkankę Nowego Centrum Łodzi stanowiąc jej potrzebne uzupełnienie. Flow będzie miejscem, które żyje i przyczynia się do dobrostanu zarówno swoich mieszkańców, jak i wszystkich łodzian, a także turystów – mówi Waldemar Olbryk, prezes zarządu Archicom.

Archicom Biura sprzedaży

Łódź, ul. Milionowa 4B (budynek City Space) +48 42 233 88 68 poniedziałek-piątek w godz. 10.00-18.00

52 STYL ŻYCIA / FLOW

Architektura budynku zostanie zróżnicowana dzięki zastosowaniu na elewacji różnych materiałów oraz odmiennej kolorystyki tynku – ciepłej szarości, a także barwy ceglanej, grafitowej oraz brązowej. Archicom stworzy w ten sposób wizualne wrażenie miejskiej pierzei i nawiąże do śródmiejskiego sąsiedztwa. Wyróżniającym się elementem drugiego etapu projektu będzie zielony dziedziniec zagospodarowany na przestrzeń rekreacyjną i piknikową z miejscami do odpoczynku i relaksu, hamakami, ławkami z możliwością ładowania urządzeń elektrycznych, stolikami, ogródkami społecznymi oraz miejscem na seanse kina letniego. Dziedziniec spełni też rolę zewnętrznej przestrzeni dla zlokalizowanego w budynku klubu mieszkańca oraz strefy coworkingowej. Na przebiegającym obok woonerfie powstanie Archicom Share, czyli osiedlowy punkt mobilności, w którym mieszkańcy skorzystają z udostępnionych pojazdów dwukołowych. – Dziedziniec budynku zaprojektowano z myślą o mieszkańcach – od trawników z umeblowaniem wypoczynkowym oraz wielofunkcyjną przestrzenią rekreacyjną, przez ogrody społeczne, po izolowane zielenią tarasy coworkingowe. Ponad 65 procent powierzchni dziedzińca przeznaczymy na tereny zieleni dostępne dla mieszkańców. Prywatność ogródków lokatorskich i atrakcyjność wnętrza dziedzińca zapewnią ukształtowanie terenu, krzewy oraz roślinność

Łódź, ul. Wodna 23 +48 42 233 88 68 poniedziałek-piątek w godz. 10.00-18.00 sobota w godz. 10.00-14.00

zimozielona tworząca naturalną barierę również w okresie chłodów i mrozów. Dobór gatunkowy uwzględnia także byliny kwitnące w różnych okresach w ciągu roku, rośliny o dekoracyjnych liściach, trawy ozdobne oraz pnącza – mówi Michał Lah z pracowni PiG Architekci , odpowiadającej za projekt architektoniczny.

W ramach drugiego etapu inwestycji Flow rozpocznie się także realizacja niezwykłego elementu miejskiej architektury – Wstęgi Kobro – która przebiegać będzie przez całą długość zaplanowanego woonerfu i docelowo połączy dwie przestrzenie - Plac Władysława Strzemińskiego oraz planowany Rynek Kobro. Wstęga nawiąże do płynnej formy wykorzystywanej w twórczości Katarzyny Kobro, a zastosowana w projekcie żółta barwa wkomponuje się kolorystycznie w całość przestrzeni oraz wszechobecną zieleń. Z poziomu nawierzchni Wstęga będzie „płynąć” przez całą inwestycję, podnosząc się i zmieniając swoją funkcję stając się ławką, stolikiem czy stojakiem rowerowym. Znajdzie się tu też mała scena, zaaranżowana we współpracy z lokalnymi artystami, która będzie idealnym miejscem do organizacji kameralnych wydarzeń.

O inwestycji

Flow powstaje na terenie Nowego Centrum Łodzi. W ramach inwestycji wybudowanych zostanie pięć budynków, w których łącznie Archicom odda do użytku 1 250 mieszkań. Powierzchnie w częściach parterowych zagospodarowane zostaną na restauracje, kawiarnie oraz usługi, a wyróżnikiem projektu będzie wszechobecna zieleń. Teren Flow zostanie wyłączony z ruchu samochodowego, a kompleks będzie otwarty na miasto i przyjazny dla pieszych oraz rowerzystów. Inwestorem łódzkiego przedsięwzięcia jest firma Archicom, należąca do Grupy Echo Investment, natomiast za projekt architektoniczny odpowiada Pracownia PiG Architekci. Finalne zakończenie prac zaplanowane jest do końca 2028 roku.

53 STYL ŻYCIA / FLOW

Architekt z Łodzi, a inwestor z Warszawy, czyli

kompromis na budowie!

Czy architekci nie zwracają uwagi na koszty inwestycji, czy też deweloperzy ograniczają kreatywność projektantów? Dlaczego kompromis w projektowaniu budynków może być szansą? Co zobaczyli w Łodzi warszawscy inwestorzy, że coraz częściej tu budują? Na nasze pytania odpowiadają

KACPER ROJEK , architekt i współwłaściciel pracowni ARR Architecture z Łodzi oraz MATEUSZ BARTKIEWICZ z firmy deweloperskiej 4Building z Warszawy.

Zwykle jest tak, że architekci, tworząc swoje projekty, pragną, aby były niepowtarzalne, ale niekoniecznie tanie. Inwestorzy widzą temat odwrotnie. Jaka jest prawda?

Mateusz Bartkiewicz: Najniższe koszty, najtańsze projekty, niebotyczne marże deweloperów… To są stereotypy i opinie z gruntu nieprawdziwe. Powielane w mediach stają się jednak obowiązujące w przestrzeni publicznej. W przypadku każdej inwestycji cena zależy od produktu, bo każdą inwestycję trzeba traktować, jak produkt przeznaczony dla określonego segmentu nabywców. Dlatego są produkty powszechnie dostępne, z tak skalkulowaną ceną, że ma do nich dostęp szeroki segment klientów. Są produkty średniej kategorii, które celują w bardziej zamożnego nabywcę. Siłą rzeczy są to projekty jakościowo lepsze od powszechnie dostępnych. Są też produkty premium dla wąskiego segmentu klientów, ponieważ dostęp do nich ogranicza cena. I jeżeli popatrzymy na rynek inwestycji mieszkaniowych przez pryzmat takiego podziału, to w przypadku produktów powszechnych wszystkim zależy, aby był to projekt tani, ale w przypadku produktów premium nie może on być tani. Współpraca z architektem zaczyna się zatem od określenia, jaki produkt będziemy budować. Konsekwencją tego jest dobranie odpowiedniego projektu i materiałów. Dla każdego inwestora koszty mają ogromne znaczenie i nie ma co do tego dyskusji, a dobrze przygotowany budżet to podstawa i warunek rozpoczęcia inwestycji. Oczywiście architekci mają swoje koncepcje i pomysły. Chcą tworzyć rzeczy funkcjonalne, ponadczasowe i estetyczne. Zwykle dostają od inwestora wolną rękę przy projektowaniu, ale… Gdy przechodzimy do realizacji, to potrzebny jest kompromis pomiędzy wizją architekta i możliwościami inwestora.

Czy architekci chętnie godzą się na kompromisy z inwestorami, czy traktujecie je jako konieczność?

Kacper Rojek: Kompromis nie jest koniecznością, lecz szansą, bo pozwala tworzyć kreatywne rozwiązania. Warto jednak zauważyć, że studenci architektury, kończąc studia, mają przekonanie, że są artystami i twórcami. I pewnie dobrze, bo rzeczywiście nimi są, ale w specyficznej branży i wejście na rynek pracy, zmierzenie się z rynkowymi wymaganiami może być dla nich bolesne. Dlatego podczas projektowania warto mieć z tyłu głowy to, że wszystko ma swoją cenę, a żaden inwestor nie dysponuje nieograniczonymi finansami. I nie chodzi o samoograni-

Kacper Rojek

czanie się, lecz o elastyczność i umiejętność zawierania kompromisów. Powiedzmy sobie szczerze, że takich inwestorów, którzy nie patrzą na koszty, nie ma. Gdzieś na końcu każdego działania komercyjnego są Excel i harmonogram, a kreatywność architekta nie będzie elementem decydującym. W naszym biurze ARR Architecture mamy jednak to szczęście, że współpracujemy z inwestorami, którzy pozwalają i doceniają kreatywność. I nie chodzi o to, że budynek ma być ładny, bo to rzecz gustu, chodzi o to, żeby wykorzystać kreatywność przy projektach nietypowych, na przykład na nieregularnej działce, a także przy finalizowaniu spraw formalno-prawnych.

4Building jest firmą deweloperską skoncentrowaną na kameralnych inwestycjach. Z jakimi architektami najchętniej współpracujecie?

54 STYL ŻYCIA / KACPER ROJEK I MATEUSZ BARTKIEWICZ

Mateusz Bartkiewicz: Współpracowaliśmy z wieloma architektami i biurami projektowymi, jednak najlepiej współdziałamy z tymi, którzy specjalizują się w obsłudze deweloperów, a nie klientów indywidualnych. Oni mają za sobą wiele inwestycji, wiedzą jak się buduje, gdzie są problemy, znają rynek i oczekiwania klientów i generują najmniej problemów. Z kolei architekci koncentrujący się na rynku indywidualnym, choć tworzą fajne i oryginalne projekty, nie do końca radzą sobie ze sprawami formalno-prawnymi i czasami pojawia się na przykład kłopot z odbiorem inwestycji. Warto dodać, że przy inwestycjach indywidualnych ustala się pewne rozwiązania bezpośrednio z klientem indywidualnym, który później ponosi konsekwencje tych ustaleń. W przypadku dewelopera nie ma miejsca na półśrodki, wszystko trzeba robić w zgodzie z określonymi warunkami technicznymi, a architekt musi mieć na uwadze również ryzyka, które mogą się pojawić już po odbiorze inwestycji.

W swoim portfolio macie zrealizowanych wiele ciekawych projektów architektonicznych. Są to małe budynki, ale są też blokowiska. Które projekty są dla architekta bardziej wdzięczne w realizacji?

Kacper Rojek: Z mojej perspektywy najbardziej wdzięczne są projekty małe, kameralne, na małej działce. One wymuszają na architekcie kreatywność, są też bardziej wymagające niż projektowanie na pustym polu, na którym nie ma żadnych ograniczeń. No może poza długością i szerokością działki oraz planem miejscowym. Te kameralne projekty są o wiele bardziej skomplikowane, wymagają od architekta znacznie więcej czasu i zaangażowania. Dają też ogromną satysfakcję na końcu.

W ostatnim czasie podjęliście współpracę z 4Building. Co będziecie realizować wspólnie i gdzie?

Kacper Rojek: Planujemy realizację dwóch projektów. Oba dotyczą budynków wielorodzinnych i oba będą realizowane w Łodzi. O konkretach nie chcemy na razie mówić, ponieważ nie ma jeszcze dopiętych wszystkich szczegółów tych inwestycji.

4Building jest firmą warszawską i tam zrealizowaliście większość swoich inwestycji. Co Was ściągnęło do Łodzi?

Mateusz Bartkiewicz: Trzy powody. Pierwszy to dostępność gruntów. W Warszawie nie ma już zbyt wielu wolnych terenów, które można przeznaczyć pod zabudowę mieszkaniową, a te, które są, to albo tereny trudne, z wadami prawnymi, których wyprostowanie wiąże się z wieloletnimi bataliami sądowymi, albo należą do zagranicznych spółek. Na ich odkupienie mogą sobie pozwolić tylko najwięksi inwestorzy. Pozostali szukają miejsc poza Warszawą. Drugi powód to powszechna opinia, którą potwierdzam, że Łódź jest miejscem przyjaznym dla inwestorów. Tu nie ma problemów z kontaktami i współpracą z administracją, a tym samym z terminami przygotowania i realizacji inwestycji. I wreszcie trzeci powód to bliskość Warszawy, co oznacza, że inwestycję w Łodzi możemy przygotowywać bez konieczności przenoszenia tutaj firmy, czy tworzenia oddziału. Na etapie realizacji budowy nasza stała obecność jest niepotrzebna.

Czy warszawscy inwestorzy, którzy realizują projekty mieszkaniowe w Łodzi, robią to przede wszystkim z myślą o warszawiakach, którzy tu będą mieszkać, a tam pracować…? Mateusz Bartkiewicz: Nie wiem, czy to chodzi o warszawiaków uciekających do Łodzi, czy raczej o łodzian pracujących w Warszawie. Myślę, że to działa w obie strony. Ale warto podkreślić, że w opinii warszawiaków, Łódź coraz częściej jawi się, jako miasto przyjazne do życia. Intensywnie się rozwija, oferuje wszystko to, czego oczekują mieszkańcy Warszawy, czyli pracę, zaplecze kulturalne i całą resztę. Z drugiej strony nie jest przerośnięte i zakorkowane, jest niższa przestępczość i tańsze życie. Jeżeli uda się jeszcze bardziej zbliżyć do siebie oba miasta, na przykład przez powstanie Centralnego Portu Komunikacyjnego, to będzie to z korzyścią dla obu społeczności.

A co łódzcy architekci sądzą o warszawskich inwestycjach w Łodzi? Czy hasła sprzed lat „Łódź Warszawa wspólna sprawa” albo „Duopolis Łodzi i Warszawy” nabierają dziś innego znaczenia?

Kacper Rojek: Te hasła pojawiły się kilkanaście lat temu, ale mam wrażenie, że z roku na rok nabierają coraz więcej treści i pewnie za kolejnych kilkanaście lat przestaną być puste. Mamy wszystko to, co ma Warszawa i nie powinniśmy mieć kompleksów wobec stolicy.

Rozmawiał: Robert Sakowski Zdjęcia: Paweł Keler

ARR Architecture Łódź, ul. Żwirki 1C/11B 692594120 info@arr-architecture.com arr-architecture.com

55 STYL ŻYCIA / KACPER ROJEK I MATEUSZ BARTKIEWICZ
Mateusz Bartkiewicz

ALEJA DRZEW

domy premium doładowane technologią

Aleja Drzew to miejsce, które staje się symbolem nowoczesnego i ekologicznego życia. Pionierski projekt na rynku domów i mieszkań, który pokazuje, że można żyć zarówno proekologicznie, jak i ekonomicznie. To pierwsze w Polsce osiedle, które otrzymało certyfikat Zielony Dom od Polskiego Stowarzyszenia Budownictwa Ekologicznego. Właśnie rusza sprzedaż drugiego etapu tej inwestycji.

Osiedle Aleja Drzew zmienia sposób, w jaki myślimy o ekologicznym mieszkaniu, łącząc nowoczesne rozwiązania z oszczędnościami. To świetny przykład na to, jak odpowiedzialne podejście do budownictwa może poprawić jakość życia, jednocześnie dbając o przyszłość naszej planety. – Projekt osiedla minimalizuje wpływ na środowisko dzięki zastosowaniu technologii i materiałów wspierających ekologię i zdrowie mieszkańców. Jako nieliczni deweloperzy na rynku chwalimy się tym z czego i jak budowane są nasze domy, nie mamy nic do ukrycia. Stosowane przez nas rozwiązania zaliczyć można do najlepszych na świecie – opowiada Jakub Ziętek, współwłaściciel spółki Swiss Tree, realizującej inwestycję. – Współpracujemy z zaawansowanymi technologicznie firmami, które zaproponowały rozwiązania specjalnie dedykowane naszym domom. Zastosowana technologia ma na celu zarówno ułatwienie życia, zapewnienie bezpieczeństwa, jak i wygenerowanie oszczędności oraz ochronę naszego zdrowia. – Chcemy, aby mieszkańcy naszych domów mogli cieszyć się zdrowiem i urokiem życia w komfortowych warunkach, z możliwością wykorzystania najbardziej zaawansowanych technologii przy jednoczesnym ograniczeniu kosztów utrzymania domu – dodaje Aleksander Kawalec,

współwłaściciel spółki Swiss Tree, realizującej inwestycję. – Poprzez zastosowanie wysokiej jakości materiałów do budowy, jak i wykończenia domów, są one o około siedemdziesiąt procent tańsze w utrzymaniu. W każdym pomieszczeniu, łącznie z garażem, rozprowadzone jest ogrzewanie podłogowe, w przydomowym ogródku znajduje się ekologiczna oczyszczalnia ścieków. Jest system mechanicznej rekuperacji uniemożliwiający rozwój grzybów i pleśni, są pompy ciepła, a dachy idealnie przygotowane pod systemy fotowoltaiczne. Minimalizujemy wszelkie marnotrawstwo, nie obciążamy środowiska, idziemy z duchem czasu.

Pompy ciepła i ogrzewanie podłogowe

Osiedla Aleja Drzew realizowane jest etapami, w pierwszym, którego budowa obecnie trwa, powstaje 12 domów, docelowo w kolejnych etapach powstaną jeszcze 32 domy. W każdym z nich zainstalowane są pompy ciepła efektywnie współpracujące z ogrzewaniem podłogowym. – Pompy ciepła to innowacyjne rozwiązanie, które rewolucjonizuje sposób, w jaki ogrzewamy i chłodzimy nasze domy. Dzięki wykorzystaniu energii odnawialnej są nie tylko ekologiczne, ale także efektywne pod względem

56 STYL ŻYCIA / ALEJA DRZEW

kosztów. Mogą być stosowane zarówno do ogrzewania, jak i chłodzenia pomieszczeń oraz do przygotowania ciepłej wody użytkowej. Zaawansowane i sprawdzone rozwiązania dostarcza nam polska firma KENSOL, działająca na rynku od 2014 roku. Klienci korzystający z tych produktów mogą liczyć na wsparcie serwisu fabrycznego i Autoryzowanych Partnerów Serwisowych, a także dodatkowego ubezpieczenia – opowiada Jakub Ziętek. – Ta sama firma odpowiedzialna jest także za systemy rekuperacji w naszych domach zapewniające komfortowe warunki przez cały rok. Wymiana powietrza, szczególnie gdy otaczają nas drzewa, jest wyjątkowo ważna. Prawidłowa wentylacja dba nie tylko o brak pleśni i grzybów, zabezpieczając nasze zdrowie, ale także zapewnia oszczędności związane z ogrzewaniem i pozwala cieszyć się dobrym samopoczuciem – mówi Aleksander Kawalec.

Wiele korzyści zapewni także podłogowe ogrzewanie w każdym z pomieszczeń, nawet w garażu. Po pierwsze panować będzie jednolita temperatura we wszystkich pomieszczeniach. Po drugie ogrzewanie będzie bardziej efektywne, ponieważ działa na zasadzie promieniowania ciepła, które ogrzewa przestrzeń od dołu do góry. Po trzecie brak grzejników zapewni większą swobodę w aranżacji pomieszczeń. Po czwarte takie ogrzewanie można zintegrować z systemami automatyki domowej, co pozwala na programowanie harmonogramu grzewczego i dostosowywanie temperatury do indywidualnych potrzeb domowników.

Inteligentne systemy i energooszczędne okna Każdy z domów wyposażony jest standardowo w DomatIQ, zaawansowany system inteligentnego domu, który łączy w sobie nowoczesne technologie z wygodą użytkowania. – Dzięki niemu możemy kontrolować różne urządzenia w domu za pomocą jednego panelu lub smartfona, bez względu na to, gdzie się znajdujemy. System umożliwia automatyzację oświetlenia, ogrzewania, klimatyzacji, a nawet monitorowanie stanu bezpieczeństwa, co przekła-

da się na większy komfort życia oraz oszczędność energii. DomatIQ jest także skalowalny, co oznacza, że można rozbudowywać go według własnych potrzeb i preferencji – tłumaczy Jakub Ziętek.

57
STYL ŻYCIA / ALEJA DRZEW
58 STYL ŻYCIA
DRZEW
/ ALEJA

– Warto również wspomnieć o energooszczędnych i funkcjonalnych oknach HST (Hidden Sash Technology), których raczej nie znajdziemy w innych inwestycjach deweloperskich. Dzięki innowacyjnemu designowi, skrzydło okienne jest ukryte w ramie, zyskujemy efekt minimalistycznego wyglądu i zwiększa się przepuszczalność światła. Okna HST oferują również doskonałą izolację termiczną i akustyczną, co przekłada się na oszczędność energii oraz komfort akustyczny w domu. Dodatkowo ich konstrukcja zapewnia wysoki poziom bezpieczeństwa, dzięki zastosowaniu solidnych materiałów i zaawansowanych mechanizmów zabezpieczających – dodaje Aleksander Kawalec.

Fotowoltaika i przydomowe oczyszczalnie

Każdy z domów przystosowany jest również do montażu już we własnym zakresie paneli fotowoltaicznych. Na życzenie klienta mogą one od razu zostać zamontowane. – Współpracujemy z firmą Zielona Energia, która oferuje wsparcie w uzyskaniu dotacji na instalację fotowoltaiczną. Dla mieszkańców Alei Drzew dostępne są dotacje z programu Mój Prąd. Firma Zielona Energia pomoże dopełnić wszelkich formalności w tym zakresie. Co ważne każdy klient, który zdecyduje się zakupić dom, otrzyma po zakupie dotację, stanowiącą swoisty „cash-back” – informuje Jakub Ziętek.

Domy na osiedlu Aleja Drzew posiadają także przydomowe oczyszczalnie, które przyniosą przyszłym mieszkańcom długoterminowe oszczędności.

– Wszystkie technologie, o których tutaj piszemy, w inwestycji Aleja Drzew są w standardzie. Nie chcemy robić domów, które trzeba doposażać. Chcemy, aby nasi klienci

docenili to, że myślimy za nich i wybieramy rozwiązania, które w przyszłości będą przynosić im same korzyści – wyjaśnia Aleksander Kawalec. – Aleja Drzew to flagowa inwestycja w Łodzi, wyznaczająca nowe standardy wykonania domów deweloperskich. Każdy detal został przemyślany, a nad realizacją czuwa zespół architektów i inżynierów. Aleja Drzew to kameralne i bezpieczne osiedle, które łączy współczesne potrzeby z ekologicznymi rozwiązaniami. Oryginalne, estetyczne bryły domów idealnie komponują się z widokiem za oknem – kojącą zielenią. Aleja Drzew znajduje się w pobliżu Rynku Nowosolna, z dala od miejskiego zgiełku, ale z łatwym dojazdem do centrum i dostępem do wszelkich sklepów i usług nie dalej niż w zasięgu 500 metrów.

Dawid Pawłowski Concierge Projektu | Sprzedaż dawid@alejadrzew.pl +48 733 333 366

59 STYL ŻYCIA / ALEJA DRZEW

GDY KAŻDY SZCZEGÓŁ MA ZNACZENIE lepiej widzieć więcej

Na polski rynek trafiły właśnie najbardziej ergonomiczne lupy medyczne. Ten produkt klasy premium dobierany jest do indywidualnych potrzeb danego użytkownika. O lupach linii ERGO rozmawiamy

z ADRIANEM SELIGĄ , właścicielem spółki Seliga i Admetec Polska oraz SYLWIĄ JEDYNAK-PYTEL, odpowiadającą za działania Admetec Polska.

Firma Admetec Polska wkracza na polski rynek, oferując najnowocześniejsze rozwiązania w zakresie lup medycznych. Czy to zupełnie nowa jakość w tym zakresie? Czym charakteryzują się lupy tej firmy, co je wyróżnia od tych dotychczas dostępnych na rynku?

Adrian Seliga: Polska jest obecnie czterdziestym szóstym krajem, gdzie Admetec zaznacza swoją działalność. Oprócz lup medycznych opartych na optyce Galileusza oraz pryzmatów, Admetec wprowadził na rynek światowy najnowszą linię lup ERGO. Praca w nich sprzyja utrzymaniu sylwetki w pozycji wyprostowanej, naturalnej dla kręgosłupa – bez przeciążenia układu szkieletowego. Ponadto atutem lup ERGO jest ich stała, komfortowa dostępność – niezależnie od miejsca wykonywania zabiegu przez specjalistę, a także waga – to zaledwie 51-68 gramów.

Lupy ERGO to obecnie najbardziej ergonomiczne lupy na rynku, których uzupełnieniem jest bezprzewodowe światło zapewniające ciągłą pracę w doskonałym doświetleniu pola zabiegowego.

W jakim segmencie rynku usług medycznych lupy mają największe zastosowanie?

Sylwia Jedynak-Pytel: Lupy medyczne ERGO wykorzystywane są w każdej dziedzinie, gdzie wymagana jest praca w powiększeniu. Dedykowane są zarówno do stomatologii, laryngologii, wszelkiej chirurgii, dermatologii, kosmetologii, a także weterynarii.

Na co warto zwracać uwagę, decydując się na zakup tego typu sprzętu?

Adrian Seliga: Dokonując wyboru odpowiednich lup medycznych ERGO, należy przede wszystkim zwrócić uwagę na ich wagę, dopasowanie do głowy poprzez dobrą jakość oprawek, zakres pola widzenia i głębię ostrości. Firma Admetec proponuje głównie opcje ramek tytanowych, które są bardziej odporne na uszkodzenia mechaniczne. Należy również docenić ich niską wagę oraz warto zwrócić uwagę na żelowe noski, których zastosowanie niweluje odczucie dodatkowego ciężaru na nosie.

W jaki sposób przygotowywane są lupy ERGO dla konkretnego odbiorcy?

Sylwia Jedynak-Pytel: Wszystkie lupy ERGO są personalizowane. Przy produkcji każdej z nich, indywidualnie bierze się pod uwagę: rozstaw źrenic (PD), ogniskową, w jakiej pracuje dany specjalista, czyli odległość od oka do

pola zabiegowego, a także korekcję wzroku, jeśli dana osoba taką posiada. Jesteśmy jedną z niewielu firm, w której możliwa jest korekcja wzroku wewnętrzna i zewnętrzna, czyli zarówno w szkłach okalających, jak i w tubusach.

Jaka jest Państwa przewaga rynkowa jeśli chodzi o rynek lup medycznych?

Adrian Seliga: Naszymi głównymi przewagami są: niska

60 STYL ŻYCIA / ADRIAN SELIGA I SYLWIA JEDYNAK-PYTEL

cena za produkt premium, szybka realizacja zamówienia oraz ekspresowa usługa serwisowa. Nie zostawiamy naszych klientów bez pomocy, zawsze służymy fachowym doradztwem, ekspertyzą, serwisem naprawczym urządzeń optycznych. Mówiąc więcej, pomagamy również użytkownikom lup innych producentów, jeśli tylko nasze możliwości pozwalają na wsparcie w danym zakresie.

Czy jeśli na zakup lup ERGO decyduje się placówka medyczna, może z jednego egzemplarza korzystać kilku lekarzy, czy raczej dobierane są one do indywidualnych potrzeb? Sylwia Jedynak-Pytel: Lupy ERGO dobierane są indywidualnie do danego użytkownika. Istnieje jednak możliwość korzystania z jednej lupy przez inne osoby, głównie w przypadku lup Galileusza, które charakteryzują się stosunkowo dużym polem widzenia oraz gdy osoby korzystające z tego urządzenia nie wymagają korekcji wzroku i posiadają podobne parametry optyczne (ogniskową, rozstaw źrenic), podobnie wygląda to w przypadku lup ERGO.

Admetec jest spółką powiązaną kapitałowo z polskim producentem mikroskopów i lup medycznych – firmą Seliga. Dlaczego zdecydowaliście się na poszerzenie oferty o kolejną gamę lup – tym razem nieprodukowanych w Polsce?

Adrian Seliga: Biorąc pod uwagę, iż zależy nam na dywersyfikacji rynku i ciągłym poszerzaniu naszego portfolio, zdecydowaliśmy się na współpracę z firmą Admetec. Jej produkty zachwyciły nas wysoką jakością, precyzją wykonania, a także szerokim spektrum zastosowania. Nowoczesne rozwiązania, jak lupy ergonomiczne – z linii ERGO, zintegrowane systemy oświetlenia z kamerą FullHD umożliwiającą relacjonowanie zabiegów w czasie rzeczywistym oraz ich rejestrowanie, wprowadzenie na rynek oświetlenia bezprzewodowego, a przy tym zachowanie relacyjności ceny do jakości, jest czymś, co nas przekonało. Współpraca w zakresie rozwoju spółki Admetec Polska jest dobrą decyzją. Nic tak nie motywuje współpracowników jak stworzenie dla swojej firmy konkurencji w tej samej grupie kapitałowej.

Rozmawiała: Beata Sakowska

Zdjęcia: Paweł Keler

61 ADMETEC POLSKA Sp. z o.o. Łódź, ul. Aleksandrowska 127 +48 792 22 33 18 admetec.com
STYL ŻYCIA / ADRIAN SELIGA I SYLWIA JEDYNAK-PYTEL

Sport mają w genach

Doktor MAREK KROCHMALSKI, znany łódzki ortopeda, od lat ze swoim zespołem medycznym pomaga sportowcom w powrocie do pełnej sprawności.

W klinice Medical Magnus, którą stworzył, dba też o zdrowie tych, którzy uprawiają sport amatorsko. Swoją opieką otaczał wyczynowych sportowców między innymi na igrzyskach w Pekinie, Londynie, Rio, Tokio, Pjongczang i Soczi.

Sportowcy w internecie chętnie dziękują doktorowi Markowi Krochmalskiemu za opiekę, którą ich otoczył i wdrożone leczenie, które umożliwiło starty w kolejnych zawodach.

Pięć gwiazdek w opiniach Google’a Mistrzostwa świata dobiegły końca... Mogę stwierdzić, że w moim wykonaniu naprawdę udane. Pierwszy raz wracam z trzema medalami z tej imprezy, ale co najważniejsze z kwalifikacją Olimpijską na Paryż 2024 – napisał w swoich mediach społecznościowych w sierpniu ubiegłego roku kajakarz Wiktor Głazunow. I podziękował lekarzom „za doprowadzenie do stanu, w którym możliwe było osiągniecie tych wyników.”

Daniel Michalski, jeden z najzdolniejszych polskich tenisistów leczenie w klinice poleca każdemu. – Bardzo cieszę się, że trafiłem do Medical Magnus Clinic, pełen profesjonalizm – napisał w opiniach w internecie. Pięć gwiazdek w opiniach Google’a siatkarka Aleksandra Budzyń tłumaczy: Po poważnej kontuzji stawu skokowego, gdzie wszyscy lekarze mówili o poważnej operacji, dr Marek Krochmalski postawił mnie na nogi za pomocą komórek macierzystych, unikając skomplikowanej operacji. Na każdej wizycie pełne zaangażowanie w jak najszybszy powrót do zdrowia i na siatkarski parkiet. Powrót udany pod kontrolą świetnego dra Marka i świetnego fizjoterapeuty Daniela, który włożył ogrom pracy podczas całej fizjoterapii, aby postawić mnie na nogi najlepiej, jak to było tylko możliwe!

– To zawsze miło, kiedy sportowiec w swoim sukcesie widzi cień moich działań – mówi ortopeda, traumatolog dr Marek Krochmalski, szef Medical Magnus Clinic.

62 STYL ŻYCIA / MAREK KROCHMALSKI
Daniel Michalski w gabinecie dra Marka Krochmalskiego Piotr Gąsowski i dr Marek Krochmalski Wojciech Nowicki, dr Marek Krochmalski i Joanna Fiodorow

Medical Magnus Clinic znana w sportowym świecie Takie podziękowania nie są rzadkością, bo szpital i przychodnia dra Marka Krochmalskiego są znane w świecie sportowym, nie tylko tym wyczynowym. Sportowcy, amatorzy i byli wyczynowcy, często wybierają adres Kopernika 38, szukając pomocy po kontuzjach i urazach. Badmintoniści, biegacze, ale i przewodnicy wycieczek po górskich Lofotach zgłaszają się z urazami kostek, stawów skokowych, kolan, barków. – Zajmowałem się sportowcami od dzieci po mistrzów świata i olimpijskich – wspomina dr Marek Krochmalski. – Lekkoatleci: Paweł Fajdek, Wojciech Nowicki, Iga Baumgart, sztafety czterystumetrowców, siatkarki, ciężarowcy: Marcin Dołęga, Bartek Bonk, lata temu – mistrzowie Polski w piłce nożnej – drużyna piłkarzy ŁKS. Z piłkarską kadrą do lat osiemnastu zdobyłem Mistrzostwo Europy. Najsłynniejszy polski strongman skłonił mnie do szukania metod niekonwencjonalnych. To jego kontuzja zmusiła mnie do wypróbowania nowego rozwiązania – komórek macierzystych z krwi obwodowej pacjenta. Tę metodę leczenia rozwijamy do dzisiaj, z niemałymi sukcesami. Wymagania zawodowca są o niebo większe – przez tyle lat pracy nauczyłem się, że sport to zdrowie, ale wyczyn – nie zawsze. Ja wykonuję swój zawód uczciwie

w stosunku do każdego człowieka, nie rozróżniam, czy ktoś jest zwykłym biegaczem i wystarczą mu dwie kropelki, czy wielkim i potrzeba duuużej strzykawki. Oczywiście mistrz świata szybciej zweryfikuje moje umiejętności na najbliższych zawodach – puentuje ortopeda.

Wyjazdy ze sportowcami na igrzyska Opieka medyczna nad sportowcami podczas wyjazdów na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu, Londynu, Rio, Tokio, Pjongczang, Soczi, na niezliczone mistrzostwa świata i Europy z lekkoatletami, ciężarowcami, a wcześniej z piłkarzami, zaowocowały członkostwem dra Marka Krochmalskiego w Komisji Medycznej Europejskich Komitetów Olimpijskich. W planie zatem kolejne igrzyska, walizki do Paryża już prawie spakowane.

– Jako nastolatek trenowałem szermierkę, szło mi lepiej niż dobrze, ale dostałem się na studia medyczne, które trudno było pogodzić ze sportem. Pomyślałem, że jak nie zostanę

wybitnym wyczynowcem, to przynajmniej pomogę sportowcom i wybrałem ortopedię. Szermierkę też uprawiał, a w zasadzie ciągle uprawia, mój syn Jakub, też lekarz – opowiada dr Marek Krochmalski. – I chyba dobrze się stało, bo teraz, w lepszych czasach dla sportu, zawodnicy chętnie przychodzą do mnie. Choćby chodziarze. Ostatnio był u nas mistrz Polski w chodzie na pięć i dziesięć kilometrów Maher Ben Hlima. Bywają u nas: Wojtek Nowicki, mistrz olimpijski i wicemistrz świata w rzucie młotem, ze swoją trenerką Asią Fiodorow, trzykrotną finalistką igrzysk olimpijskich. Klinika troszczyła się

także o zdrowie aktora Piotra Gąsowskiego uprawiającego amatorsko grę w tenisa. Ale to nie wszystko. W dzisiejszym sporcie nie ma lekarza – ortopedy bez fizjoterapeuty, który – mówiąc kolokwialnie – pociągnie dalej moją robotę. Podpatrzyłem u Włochów, oni pierwsi zorganizowali platformę łączącą te profesje – Towarzystwo Mięśni, Ścięgien i Więzadeł. Dziesięć lat temu podobne założyłem w Polsce, właśnie pracujemy nad czwartym międzynarodowym kongresem, który odbędzie się w grudniu.

Tekst i zdjęcia: Grzegorz Michałowski

Medical Magnus Clinic Łódź. Kopernika 38 +48 42 253 19 00 mmcenter.pl

63 STYL
ŻYCIA / MAREK KROCHMALSKI Wojciech Nowicki i Joanna Fiodorow Maher Ben Hlima

Optometrysta to doskonałe uzupełnienie okulisty!

Pomagają radzić sobie z wadami wzroku, wiedzą, jakie okulary lub soczewki powinniśmy nosić, podpowiadają co robić, żeby utrzymać oczy w dobrej kondycji. O zawodzie optometrysty, o pracy w swoim gabinecie i w gabinecie Okulistyka Nawroccy opowiada RYSZARD ŚLIWCZYŃSKI , optometrysta, optyk i właściciel firmy ABS Optyk w Łodzi.

Kim jest i czym się zajmuje optometrysta?

W skrócie to specjalista od diagnozowania wad wzroku i doboru właściwej korekcji optycznej, czyli okularów i soczewek kontaktowych. Żeby zostać optometrystą, trzeba mieć skończone studia z optometrii i umieć posługiwać się specjalistycznym sprzętem, między innymi tablicami testowymi, topografem, refraktometrem czy oftalmoskopem.

Czyli bada Pan oczy, sprawdza wzrok i rozwiązuje problemy osób, które źle widzą. Tak jak okulista, choć okulistą nie jest. Co różni jednego specjalistę od drugiego?

Choć są to zawody z jednej dziedziny i są często ze sobą mylone, różnią się od siebie i to znacznie w zakresie wykonywanych czynności. Okulista rozpoznaje i leczy ostre oraz przewlekłe choroby narządu wzroku. Wykonuje też zabiegi chirurgiczne na oczach. Optometrysta takiej działalności nie może prowadzić, a skupia się na diagnostyce i korekcji wad wzroku.

W takim razie proszę krótko opisać swoje główne kompetencje.

Po pierwsze badam wzrok przy pomocy specjalistycznego sprzętu przeznaczonego do wykrywania i diagnozowania wad wzroku, a także oceniam wyniki tych pomiarów. Po drugie dobieram i przepisuję soczewki kontaktowe oraz okulary, których zadaniem jest korekta wad wzroku, czyli krótkowzroczności, nadwzroczności, heterotropi, heterofori, anizeikoni. Po trzecie nadzoruję i przeprowadzam rehabilitację wzroku, ale na wyraźne zlecenie lekarza. Po czwarte dobieram soczewki kontaktowe oraz pomoce dla osób słabowidzących. I wreszcie po piąte dobieram oprawy okularowe, które pasują do anatomii pacjenta.

Ale receptę na okulary, które u Pana założę, muszę mieć od okulisty?

Nie, taką receptę dostanie pan również ode mnie.

Jest Pan też optykiem. Czy to znaczy, że potrafi Pan przygotować okulary, właściwie oszlifować szkła… Oczywiście, że to umiem, mam nawet papiery mistrzowskie optyka, ale tę działalność zostawiłem innym. Sam, przede wszystkim badam pacjentów i zajmuję się korygowaniem ich wad wzroku.

Czy współpraca pomiędzy tymi dwoma zawodami jest ważna i potrzebna?

Ona jest niezbędna i korzystna dla obu stron, a przede wszystkim dla pacjenta. Optometrysta jest doskonałym uzupełnieniem okulisty. Dzięki współpracy lekarz może się skupić wyłącznie na badaniu wzroku pacjenta, postawieniu właściwej diagnozy i określeniu, jakie leczenie będzie właściwe. Może stwierdzić, czy badany nie jest zagrożony zaćmą, nie ma zwyrodnienia plamki i innych schorzeń. Optometrysta odciąża też lekarza od takich spraw, jak badanie wady wzroku. Jest to techniczne badanie, dzięki któremu dokładnie można określić wielkość wady wzroku, a tym samym przygotować odpowiednie szkła czy soczewki korygujące. Jest to szczególnie ważne w przypadku wad wzroku u dzieci, bo im wcześniej wada zostanie zdiagnozowana i skorygowana, tym większe są szanse na jej wyleczenie lub wyhamowanie. Obserwuję, że coraz więcej okulistów dostrzega tę korzyść i podejmuje współpracę z optometrystami. Cieszę się, że przestaliśmy być traktowani jak konkurenci.

A co takiego potrafi optometrysta, czego nie umie okulista?

To źle postawione pytanie. Dziś coraz częściej ważna jest specjalizacja. Im węższa, tym efektywniejsza. Każdy okulista może zdiagnozować wadę wzroku, zmierzyć ją przy pomocy specjalistycznego sprzętu i zlecić sposób skorygowania tej wady. W wielu przypadkach tak się wciąż dzieje, ale przecież nikt nie jest doskonały we wszystkim. A w przypadku oczu chodzi właśnie o jak największą dokładność, zarówno w zakresie diagnozy, zbadania wielkości wady jak i jej korekty.

Dlaczego Pan zajął się optometrią ? Proszę opowiedzieć krótko o swojej drodze zawodowej. W naszej rodzinie przechodzi to z pokolenia na pokolenie. Wszystko zaczęło się od dziadka, który 1 czerwca 1948 roku otworzył w Łodzi swój zakład optyczny. Też na ulicy Legionów, ale pod numerem dwudziestym. Później zakład przejął tata, który oprócz tego, że był lekarzem, był też optykiem z papierami mistrzowskimi. Pomagała mu mama, z zawodu fotograf, ale też optyk. No i w końcu przyszła pora na mnie i siostrę. Przejąłem zakład kilkanaście lat temu. Z wykształcenia jestem optometrystą, a studia kierunkowe kończyłem we Wrocławiu. Z kolei siostra skończyła studia medyczne i jest okulistą.

Wierni rodzinnej tradycji… Tak się ułożyło, choć w młodości chciałem robić coś innego.

64 STYL ŻYCIA / RYSZARD ŚLIWCZYŃSKI

Po maturze poszedłem na Politechnikę Łódzką, na zarządzanie i marketing. Chciałem zostać maklerem giełdowym i pracować w Warszawie. Ale jak to w życiu bywa, my mamy plany, a ono je weryfikuje. Jeszcze podczas studiów zrobiłem dyplom mistrzowski optyka, więc optometria była niejako kontynuacją, choć nie wiedziałem, czy nadaję się do prowadzenia zakładu optycznego i badania wad wzroku. Spodobało mi się i nie żałuję swojej decyzji.

Prowadzi Pan swój gabinet, który mieści się przy ulicy Legionów w Łodzi, a jednocześnie współpracuje z gabinetem Okulistyka Nawroccy. Na czym polega Pana praca w gabinecie

Państwa Nawrockich?

Z gabinetem Okulistyka Nawroccy współpracuję od kilku lat. Namówiła mnie doktor Zofia Nawrocka, która zauważyła potrzebę takiej współpracy i wynikające z niej korzyści dla pacjentów. Trochę trwało, zanim dałem się przekonać. Musiałem inaczej poukładać swoje obowiązki związane z prowadzeniem salonu optycznego i gabinetu optometrycznego. Kiedy się z tym uporałem, to z przyjemnością

podjąłem współpracę i jestem z niej bardzo zadowolony. Wierzę, że gabinet również.

Z jakimi zaburzeniami wzrokowymi, które wymagają pomocy optometrysty, spotyka się Pan najczęściej?

Najczęstsze są proste wady wzroku, czyli krótkowzroczność i dalekowzroczność. Także częste są wizyty pacjentów niedowidzących i słabowidzących. Lubię im pomagać i dobierać właściwe szkła korygujące. Wśród pacjentów mam też sporo takich, którzy cierpią z powodu podwójnego widzenia. Są również bardziej skomplikowane wady, z którymi stykam się podczas pracy w gabinecie Okulistyka Nawroccy. Przyznam się, że w niektórych przypadkach musiałem wrócić do książek i literatury specjalistycznej.

Czy Polacy dbają o wzrok i profilaktycznie korzystają z porad specjalistów takich jak Pan, czy szukają pomocy dopiero wtedy, kiedy rzeczywiście mają problem z oczami?

Zwykle trafiają do mnie, gdy muszą. Wszyscy wiemy, że profilaktyka jest niezbędna, edukacja na ten temat jest już od najmłodszych lat, a mimo to wciąż lekceważymy nasze oczy. Każdemu ze swoich pacjentów zalecam badania kontrolne raz w roku, a dzieciom nawet częściej. Nawet wtedy, kiedy wydaje się nam, że z naszym wzrokiem jest wszystko w porządku, warto wpaść na kontrolę i potwierdzić te przypuszczenia. Coraz więcej czasu spędzamy przed ekranami komputerów, smartfonów i telewizorów. To nie pozostaje bez wpływu na zdolność widzenia i kondycję oczu.

Jak wygląda współpraca pacjenta i optometrysty?

Przy umawianiu wizyty prosimy o przyniesienie wyników badań przebytych chorób. Zawsze zaczynamy badanie od przeprowadzenia wywiadu z pacjentem na temat jego chorób i problemów zdrowotnych. Pytamy również o choroby w najbliższej rodzinie, bo przecież, jeżeli któryś z rodziców chorował na cukrzycę czy jaskrę, to i my też jesteśmy nimi obciążeni. Dopiero przy takiej pełnej wiedzy możemy pomóc. Czasami bez angażowania okulisty, ale często od nas pacjent trafia do gabinetu okulistycznego, ponieważ dostrzegamy, że ze wzrokiem jest większy problem.

Gdyby miał Pan w kilku zdaniach powiedzieć, jak zadbać o oczy i co robić, żeby mieć sokoli wzrok, to co by Pan doradził? Pewnie nie będę oryginalny, jak powiem, że bardzo ważna dla naszego wzroku jest zdrowa dieta, bogata w ryby i warzywa. Poza tym dużo ruszajmy oczami i mrugajmy. Pewnie zwrócił pan uwagę na to, że ja cały czas się rozglądam. Robię to nie dlatego, że nie potrafię się skupić na rozmowie, lecz po to, że jest to dobre dla oczu. Zalecam takie ćwiczenia szczególnie osobom, które dużo pracują przed komputerem, czy wpatrują się w ekran smartfonu. Proszę ich, żeby do swojego życia wprowadzili zasadę trzy razy dwadzieścia. Po każdych dwudziestu minutach patrzenia w monitor, na dwadzieścia sekund popatrzmy w jakiś punkt oddalony od nas o dwadzieścia metrów. No i mrugajmy, bo wtedy w naturalny sposób nawilżamy oczy.

Rozmawiał: Robert Sakowski

Zdjęcie: Paweł Keler

65 STYL ŻYCIA / RYSZARD ŚLIWCZYŃSKI

Rozkwitaj z nami, zdrowie i piękno idą w parze

Medycyna estetyczna powinna być postrzegana nie tylko jako środek do poprawy wyglądu zewnętrznego, ale także jako narzędzie do poprawy

ogólnego stanu zdrowia i samopoczucia pacjenta – mówi PAULINA KUBIK , lekarz medycyny estetycznej i rodzinnej, właścicielka kliniki Perfect Med.

Tworząc Perfect Med, miała Pani marzenie, aby połączyć medycynę estetyczną z ogólną i zapewnić pacjentom możliwość konsultacji u specjalistów z wielu dziedzin. Dlaczego było to tak ważne?

Jestem lekarzem medycyny rodzinnej, a od kilkunastu lat specjalizuję się w medycynie estetycznej i uważam, że piękno i zdrowie idą w parze. Stworzyłam więc miejsce, w którym skupiamy się nie tylko na estetyce, ale również na zdrowiu i samopoczuciu. Współpracują tu ze sobą specjaliści różnych dziedzin – kosmetologii, diabetologii, dietetyki, ortopedii, neurologii, fizjoterapii, osteopatii oraz psychologii. Specjaliści z dużym doświadczeniem, otwarci na podnoszenie kompetencji, ale przede wszystkim z holistycznym podejściem i ogromną empatią do pacjentów.

I właśnie o to holistyczne podejście w medycynie estetycznej chciałam zapytać. Na czym ono tak konkretnie polega? Holistyczne podejście do medycyny estetycznej odnosi się do tego, jak lekarze i specjaliści w dziedzinie piękna traktują swoich pacjentów i jakie podejmują działania w celu poprawy ich wyglądu. W odróżnieniu od podejścia skupionego wyłącznie na poprawie konkretnych aspektów wyglądu, holistyczne podejście bierze pod uwagę całościowy stan zdrowia fizycznego, emocjonalnego i psychicznego. Zakłada ono, że wygląd zewnętrzny jest ściśle powiązany z ogólnym stanem zdrowia i samopoczuciem pacjenta. Medycyna estetyczna powinna być postrzegana nie tylko jako środek do poprawy wyglądu zewnętrznego, ale także jako narzędzie do poprawy ogólnego stanu zdrowia i samopoczucia. Stosując holistyczne podejście, możemy pomóc pacjentom osiągnąć harmonię między ciałem, umysłem i duszą oraz poczuć się piękniejszymi zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz.

Jakie są główne zalety stosowania takiego holistycznego podejścia w medycynie estetycznej?

Holistyczne podejście przynosi szereg korzyści zarówno pacjentom, jak i lekarzom. Po pierwsze, umożliwia to lekarzom lepsze zrozumienie potrzeb i oczekiwań pacjenta, co pozwala na dostosowanie planu leczenia do indywidualnych potrzeb każdej osoby. Po drugie, skupienie się na zdrowiu i samopoczuciu ogólnym pacjenta może przyczynić się do zwiększenia satysfakcji z rezultatów zabiegów estetycznych oraz poprawić efektywność terapii. Holistyczne podejście może także pomóc w identyfikacji potencjalnych czynników ryzyka i wprowadzeniu zmian

w stylu życia, które mogą mieć pozytywny wpływ na wyniki zabiegów estetycznych i długoterminowe efekty.

Co Pani zdaniem jest najważniejsze w pracy lekarza medycyny estetycznej?

Dla mnie liczy się przede wszystkim indywidualne podejście do potrzeb i oczekiwań pacjenta, szczera rozmowa i właściwa kwalifikacja do zabiegu. Kluczowy jest również odpowiednio przygotowany plan leczenia, pozwalający uzyskać długoterminowe naturalne efekty. Niezmiernie istotna jest współpraca z innymi specjalistami celem leczenia interdyscyplinarnego. Lekarz medycyny estetycznej powinien edukować pacjentów, uświadamiać im, jakie zmiany zachodzą z czasem w organizmie i jaki wpływ na proces starzenia mogą mieć oni sami.

Skoro wspomniała Pani o leczeniu interdyscyplinarnym, proszę powiedzieć, jak ono wygląda w praktyce. Nie zawsze problem, z którym zwraca się dany pacjent, jest w stanie rozwiązać jeden specjalista. Przykładowo trafia do mnie pani, która chciałaby skorygować wygląd ust, ponieważ opada jej jeden kącik, przez co ma duży dyskomfort psychiczny. Podczas konsultacji, które są nieodzowne przed przystąpieniem do jakiegokolwiek zabiegu, okazuje się, że tenże opadający kącik ma podłoże neurologiczne. Ponieważ nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, zwracam się z prośbą o konsultacje do lekarza neurologa, pracującego w naszej klinice. I wspólnie ustalamy, jaka z możliwych terapii będzie najlepsza dla naszej pacjentki. Mamy pomagać, nie szkodzić. Doskonałym przykładem takiej kompleksowej współpracy jest kooperacja dietetyka, kosmetologa i lekarza medycyny estetycznej. Połączenie diety i odpowiednich zabiegów przynosi naprawdę spektakularne efekty, widzimy je u naszych pacjentek i pacjentów na co dzień. Takich wzajemnych powiązań różnych gałęzi medycyny z medycyną estetyczną mogłabym wskazać wiele.

Na co zwraca Pani szczególną uwagę w pracy z pacjentami? Uważam, że najlepsze efekty daje współpraca długofalowa i stały kontakt z pacjentem. Ważne jest również, aby umieć odmówić wykonania danego zabiegu, nawet mimo nalegań, co zdarza mi się robić, jeśli według mojej oceny rezultat nie będzie odpowiedni czy naturalny. Istotną rolę odgrywa także edukowanie pacjentów, mówienie o tym, że wygląd ciała ma ścisły związek ze zdrowiem. Wspomniałam już o tym, zdrowie i piękno idą w parze.

66 STYL ŻYCIA / PAULINA KUBIK

Jakie są teraz według Pani najważniejsze trendy w medycynie estetycznej?

Nie lubię mówić o trendach. Proszę zwrócić uwagę, że w modzie co i rusz pojawiają się nowe trendy, ale od lat najbardziej broni się elegancja i prostota. Delikatny w dotyku kaszmirowy sweter czy jedwabna chusta o nieskazitelnej strukturze nigdy nie przestaną być modne. O to samo moim zdaniem chodzi w medycynie estetycznej, żeby ta jakość naszej skóry była nieskazitelna przez lata, aby nie trzeba było jej ukrywać pod wieloma warstwami kosmetyków. Odpowiednio zadbana skóra zapewnia nam naturalne piękno, które wystarczy tylko podkreślić tuszem do rzęs i delikatną pomadką.

To może zapytam o to, jakie terapie cieszą się obecnie największym zainteresowaniem?

Terapie laserowe, zabiegi biostymulatorami tkankowymi, niechirurgiczny lifting twarzy, czy modelowanie sylwetki. Dzisiejsza medycyna estetyczna, a przynajmniej ta, ku której ja się skłaniam, opiera się na holistycznym podejściu do pacjentów.

Czy pacjenci oczekują natychmiastowych i widocznych efektów?

Pacjenci świadomi procesów starzenia zazwyczaj nie dążą do tego, żeby efekty zabiegów były na ich twarzach widoczne. Pragną opóźniać starzenie, ale jednocześnie zachować swoje indywidualne cechy, nie chcą wyglądać tak samo jak inni. Zależy im na atrakcyjnym wyglądzie, ale naturalnym. Młodsi pacjenci zdecydowanie pragną szybkich efektów, szczególnie w przypadku zabiegu powiększania ust. Zdarzają się pacjentki, które oczekują rezultatu prezentującego się lepiej na zdjęciach niż w rzeczywistości. W takim przypadku odmawiam wykonania zabiegu. Mnie nie zależy na tym, żeby pacjentów zmieniać

na siłę, tylko na ich naturalnym, atrakcyjnym wglądzie. Ich skóra ma być zdrowa, o odpowiedniej strukturze i bez przebarwień. Medycyna estetyczna ma być bezpieczna i estetyczna, nie podążać za trendami. Zdrowy wygląd skóry i dobrze dobrane zabiegi do pacjenta obronią się na lata. A doklejanie czegoś na siłę nigdy nie będzie ani piękne, ani estetyczne, ani tym bardziej zdrowe. Zapraszam serdecznie do Perfect Med, do kliniki, w której zdrowie i piękno idą w parze.

Z jakimi problemami najczęściej przychodzą pacjenci do Perfect Med?

Głównymi problemami są: suchość i wiotkość skóry, zmarszczki i bruzdy, zapadnięte policzki lub skronie, cienie pod oczami, zanik czerwieni wargowej, wypadanie włosów, przebarwienia, nadmierne owłosienie, rozstępy, blizny, włókniaki i brodawki, poszerzone naczynia krwionośne i rumień twarzy czy nadpotliwość. Jednak problemy estetyczne pacjentów to tzw. objawy, a zadaniem lekarza jest znajdować przyczyny tych objawów i poprawiać to, co już zostało zniszczone. Terapia musi być dwukierunkowa – przyczynowa i objawowa.

Rozmawiała: Beata Sakowska

Zdjęcia: Paweł Keler

Perfect Med Paulina Kubik Łódź, ul. Gimnastyczna 116 +48 510 698 008 gabinet@perfectmed.pl perfectmed.pl perfectmed perfect med

67 STYL ŻYCIA / PAULINA KUBIK

Na piątych urodzinach BB Hair Spa by Izabella

Tak świętowaliśmy 5. Urodziny salonu BB Hair Spa by Izabella, który stworzyła Izabella Pietruszka. Izę gościliśmy na naszych łamach już wiele razy, w jej salonie zawsze możecie przeczytać magazyn. To miejsce stworzone z serca i pasji. Tu nie tylko przychodzi się, bo chce się mieć pięknie zadbane włosy, tu zawsze znajdzie się czas na miłą rozmowę o życiu i książkach. Izie życzymy, aby po prostu była szczęśliwa. Czerpała z życia i pracy w salonie, tyle radości, ile tylko zapragnie. Pozwalała sobie na chwile lenistwa z jej ulubionymi książkami w ręku. Aby za niczym życiu już nie musiała gonić, tylko doświadczała tego, czego pragnie, bez pośpiechu, walki o pierwsze miejsce, czy kolejny tytuł. Życia przepełnione szczęściem.

STYL ŻYCIA / IZABELLA PIETRUSZKA

Pierwsze urodziny NO SUGAR!

O marce i salonie NO SUGAR, który od roku działa w Monopolis opowiada SASHA KUSHNIRENKO, projektantka mody i współwłaścicielka marki.

NO SUGAR działa w Monopolis już od roku. Jakby Pani oceniła ten czas, otwarcie tutaj salonu to była dobra decyzja?

Jesteśmy bardzo zadowoleni z osiągniętych efektów. Jak na pierwszy rok działalności, a to w biznesie bardzo krótki czas, osiągnęliśmy zakładane cele: marka NO SUGAR jest coraz bardziej znana, coraz więcej klientek nas odwiedza i mamy coraz więcej zamówień. Można powiedzieć, że idziemy zgodnie z biznesplanem i pewnie gdybyśmy jeszcze raz podejmowali decyzję o lokalizacji salonu, to znów zdecydowalibyśmy się na Monopolis.

Dlaczego?

Ponieważ tu nie przychodzi się przypadkiem, a to znaczy, że również do NO SUGAR trafiają klienci świadomi i zdecydowani na skorzystanie z naszej oferty. Można powiedzieć, że są to klienci wyselekcjonowani.

NO SUGAR ma już stałe klientki?

Oczywiście, są z nami Panie, które polubiły naszą ofertę już od pierwszej wizyty i pierwszych zakupów. I cieszę się, bo jest ich coraz więcej. To świadczy o tym, że nasza propozycja jest dobrze odbierana i akceptowana.

Przypomnijmy jaki styl ubrań oferuje salon?

To jest styl dla kobiet, które znają swoją wartość, a przy tym cenią swoją kobiecość i klasykę lekko zmieszaną ze sportem. W NO SUGAR można znaleźć zarówno coś na ważne wydarzenie wieczorowe, jak i na luźne spotkanie koleżanek. I powiem, że nasze kreacje zawsze zwracają uwagę i nigdy się nie powtarzają.

Co wyróżnia Pani kreacje?

Jakość, jakość, jakość! Po pierwsze, jakość tkanin i materiałów. Nasze ubrania są w eleganckim wydaniu i stonowanej kolorystce, bardzo wygodne i wykonane z doskonałych naturalnych materiałów. Po drugie, jakość wykonania. Wszystkie ubrania, które są dostępne w butiku, pochodzą z mojej łódzkiej pracowni. Jestem technologiem, konstruktorem, sama potrafię szyć i nie potrzebuję podwykonawców, jak to się dzieje w przypadku wielu innych kolekcji. I po trzecie, jakość podejścia do klientów. Każda nasza kreacja jest przygotowana pod indywidualne oczekiwania klientek. Oczywiście można kupić coś bezpośrednio z wieszaka, ale także mocno nastawiliśmy się na indywidualną ofertę. I przyznam się, że przypadło to do gustu wielu naszym klientkom.

Co to znaczy…?

Każdą rzecz dostępną w salonie możemy przygotować pod indywidualne oczekiwania klientki. Na przykład jeżeli podoba jej się któraś z marynarek, ale chciałaby ją w innym kolorze, to my uszyjemy ją zgodnie z indywidualnymi preferencjami i wymiarami. Różnimy się od siebie jeżeli chodzi o gust, wzrost, wagę. Propozycje NO SUGAR są przygotowane zgodnie z klasycznymi wymia-

rami, ale każdą możemy dostosować do określonej figury. Przeróbki czy szycie na miarę, to nie jest dla nas problem.

Trochę jak w salonie krawieckim…

To właściwa analogia. NO SUGAR to nasz show room, gdzie pokazujemy nasze kolekcje, ale tu także inspirujemy, sami szukamy inspiracji i realizujemy indywidualne potrzeby klientek. Najciekawsze jest to, że z tą propozycją trafiłam w potrzeby wielu klientek.

Ile kolekcji w ciągu roku oferujecie Państwo w salonie?

Proponujemy dwie główne kolekcje: wiosna-lato, jesień-zima, ale… Co jakiś czas wypuszczamy też krótkie serie.

To też jest oczekiwane i cenione przez nasze klientki, które potrzebują kupić sobie coś nowego, czy uzupełnić o jakiś dodatek kupioną wcześniej kreację. Chodzi też o to, żeby za każdym razem, gdy nas odwiedzają, mogły trafić na coś nowego.

Zdjęcia: Paweł Keler, ukryte w kadrze

No Sugar Monopolis, Łódź, ul. Kopcińskiego 60/62 515 125 730 nosugarclothing@gmail.com nosugar-clothing.com

69 STYL ŻYCIA / SASHA KUSHNIRENKO

Helena, która nigdy nie narzekała na swoje życie!

Zawsze z dumą podkreślała, że jest łodzianką, Polką i chrześcijanką.

HELENA SKRZYDLEWSKA była seniorką znanego łódzkiego rodu, właścicielką sieci kwiaciarni i zakładów pogrzebowych.

Na jej cześć nazwano największą w Polsce sieć kwiaciarni.

Helena Skrzydlewska, z domu Wiatr, mieszkała na ulicy Sosnowej w Łodzi. Tam wychowywała się i dorastała. Jej rodzice, Franciszek i Józefa należeli do klasy robotniczej i pracowali w łódzkich fabrykach.

- Urodziłam się przed wojną, nie było wtedy łatwo, ale jakoś weselej. Nie było takiej zachłanności, każdy cieszył się tym, co ma. Pracował ciężko, by zarobić na kupno placu, budowę domu czy po prostu na życie. W Łodzi koło siebie mieszkali Polacy, Żydzi, Niemcy. Nikomu to nie przeszkadzało. U Żydów podobała mi się ich solidarność. Trzymali się razem. Do mojej klasy w szkole chodziły dzieci różnej narodowości. Żyliśmy w zgodzie. Dopiero po 1937 roku zaczęło się takie napuszczanie. Mówienie „Bij Żyda!” I tak to wszystko poszło – wspominała Helena Skrzydlewska w wywiadzie dla „Dziennika Łódzkiego”, którego udzieliła z okazji swoich 90. urodzin.

Córka weterana wojny polsko-bolszewickiej

Ojciec Heleny, był legionistą i jako ułan marszałka Józefa Piłsudskiego, walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W jednej z bitew został ciężko ranny i trafił do szpitala w Łodzi. - Kiedyś ten szpital odwiedził generał Józef Haller. Zobaczył ojca i żal mu się zrobiło młodego chłopaka. Kazał go zabrać do szpitala w Warszawie. Tam zrobili mu operację. Wrócił do Łodzi, kiedy akurat ja się urodziłam. Rodzicom żyło się ciężko. Ojciec był chory, chodził w gorsecie. A tu nagle listonosz przyniósł mu rentę za cały rok. Okazało się, że to renta wojskowa. Dostawał co miesiąc sto złotych – opowiadała Helena Skrzydlewska w rozmowie z Anną Gronczewską.

Na tamte czasy to była ogromna kwo -

ta. Byłym legionistą zainteresował się Związek Inwalidów Wojennych, który dzieciom inwalidów wojennych organizował wyjazdy na wakacje. Dzięki temu mała Helenka mogła jeździć na kolonie do Burzenina. Zdolne dzieci mogły także uczyć się zawodu w gimnazjum.

Trzeba mieć konkretny zawód

Helena Skrzydlewska nigdy nie ukrywała, że od najmłodszych lat była przedsiębiorczą osobą i uważną obserwatorką tego, co dzieje się w kraju i na świecie. Choć początkowo myślała o tym, żeby zostać nauczycielką, to

jednak zdecydowała się pójść inną drogą zawodową.

– Przed samą wojną, w 1938 czy 1939 roku, widziałam, że wielu przedstawicieli inteligencji nie ma pracy. Nauczyciele, inżynierowie… Rodzice wykosztowali się na naukę syna, a on idzie pracować jako dozorca. Pomyślałam, że trzeba zdobyć konkretny zawód. Bardzo lubiłam chodzić na rynek i obserwować, jak ludzie handlują. Mieszkałam w śródmieściu, więc najczęściej odwiedzałam Górniak. Chodziłam po wielkich sklepach i podglądałam ten handel, jak układane są towary. Podobało mi się to i pomyślałam, że trzeba

70 WSPOMNIENIE / HELENA SKRZYDLEWSKA

się zająć handlem – wspominała. Powiedziała o tym kobiecie, która opiekowała się rodziną z ramienia Związku Inwalidów Wojennych. Dzięki temu

Helena trafiła do szkoły gospodarczej, którą przy ulicy Wodnej prowadzili salezjanie. Tam wyuczyła się handlu oraz księgowości i zdecydowała się założyć swój biznes.

– Przed wojną Piłsudski dawał inwalidom wojennym koncesje na sklepy kolonialne i restauracje. Ja miałam taką koncesję od ojca dostać. Nie wiedziałam jeszcze, jaki to ma być sklep, ale i tak wszystkie plany zniszczyła wojna – opowiadała.

Wojenna miłość

Helena Wiatr swego przyszłego męża, Ryszarda Skrzydlewskiego, poznała podczas wojny, razem działali w konspiracji. Ślub wzięli w Żaganiu zaraz po okupacji. Z Łodzi musieli wyjechać, ponieważ stanowili wtedy „niepożądany element”. Mieli dwoje dzieci: Elżbietę

i młodszego o siedem lat Witolda. Rodzina Skrzydlewskich należała do zamożnych ludzi. Od pokoleń byli związani z Zarzewem, kiedyś podłódzką wsią, a dziś integralną częścią Łodzi. Tu prowadzili gospodarstwo jeszcze w dziewiętnastym wieku. Na polach należących do rodziny stoją dziś budynki dawnych zakładów im. Strzelczyka, Centrum Opiekuńczo-Rehabilitacyjne, przebiega po nich dwupasmowa ulica, a tam gdzie stoi dziś wiadukt był dworek Skrzydlewskich. – Kiedy ponad sto lat temu we wsi Zarzew budowano kościół św. Anny, materiały na budowę przewoziły konie rodziny Skrzydlewskich. Dziadkowie nie byli jednak zadowoleni, że ich syn, a mój ojciec, ożenił się z Heleną. Traktowali to małżeństwo jako mezalians. Nie mogli przeboleć, że Ryszard związał się z „fabryczną” dziewczyną. Dlatego rodzice po ślubie zamieszkali w służbówce, obok domu dziadków – opisuje Witold Skrzydlewski.

Po śmierci męża sama poprowadziła gospodarstwo

Ale to właśnie pani Helena po śmierci teścia uratowała rodzinną firmę Skrzydlewskich. Postawiła na hodowlę i sprzedaż kwiatów. Ciężko pracowała, wstawała codziennie o czwartej rano. – Mąż pochodził z bogatej rodziny ogrodników. Przez całe życie się uczył. W czasie wojny na tajnych kompletach, a po jej zakończeniu zdał maturę. Pracował na kolei, skąd posłali go na studia. Pracował i się uczył. Wychodził o siódmej rano, a wracał o jedenastej w nocy. Studiów jednak nie skończył. Jeden z kolegów zaczął go szantażować. Powiedział, że doniesie na niego, bo bierze pensję z kolei. Chciał za milczenie pieniędzy. Mąż mu nie zapłacił, więc tamten złożył na niego donos. Męża wyrzucili z pracy i ze studiów. Brakowało mu półtora roku do ich skończenia. Dostał jeszcze wilczy list i w Łodzi nigdzie nie mógł znaleźć zatrudnienia. Załamał się. Ludzie bardzo szanowali męża. Przychodzili do niego i prosili, by pisał podania do urzędów – opowiadała o tamtych czasach seniorka rodu.

Ryszard Skrzydlewski zmarł w wieku 49 lat. Osierocił syna i córkę, a gospodarstwo teściów, które jak na tamte czasy było bardzo duże, liczyło aż dwadzieścia pięć hektarów, pozostało bez gospodarza. Skrzydlewscy mieli największe gospodarstwo na Zarzewie. Było ogrodnictwo, ale i krowy, świnie. Józef Skrzydlewski, dziadek Witolda, zaraz po wojnie założył jeszcze wytwórnię wód gazowanych. Jako pierwszy prywaciarz. Był też wielkim społecznikiem. Dzięki niemu przeprowadzono wodę i gaz na Zarzew. Załatwił, że przedłużono linię tramwajową.

Kułak, skarbówka, domiary...

Chcąc nie chcąc zajmowanie się gospodarstwem i rodziną spadło na barki Pani Heleny. Choć wcześniej nie miała pojęcia o pracy w gospodarstwie, musiała ją szybko poznać. Jej teścia uznano za kułaka i zlicytowano za podatki. – Ciężko było. Na płotach wypisywali nam „kułak”. Na takich ludzi jak mój teść ówczesna władza zawsze coś miała. Teść miał słabe serce. Tak był zaszczuty tymi podatkami i domiarami, że miał dość życia. Licytację przeżył, ale kiedy przyszli do niego komornicy serce nie wytrzymało. Gdy pogo-

71
WSPOMNIENIE

towie przyjechało, to już nie żył. Na drugi dzień komornicy znów przyszli. Teść leżał w trumnie w dużym pokoju. Zapytali, gdzie pan Skrzydlewski. Wskazaliśmy im pokój. Jak zobaczyli tę trumnę, to szybko wyszli… – tak ten nieciekawy czas wspominała Helena Skrzydlewska.

Seniorka rodu opowiadała, że jej rodzina dwa razy została rozkułaczona. Pierwszy raz zaraz po wojnie, drugi raz

pod koniec rządów Gomułki. Zabrano im wtedy duży kawał ziemi, za który dostali od państwa po 3,60 zł za metr kwadratowy. Niedługo po tym nastał Gierek. Za ten sam metr płacono wówczas 25 złotych!

Pierwsza kwiaciarnia

Pierwszą kwiaciarnię założyła przy domu, na Zarzewie. Robiła wiązanki i wieńce. Jednak ówczesne władze szybko ją opodatkowały i nałożyły domiar, czyli uznaniowy podatek, nakładany na przedsiębiorcę przez urząd skarbowy. Oficjalnie wprowadzono go

– Ja z tych domiarów nie wyszłam do końca komunizmu. Czasem kładłam się do łóżka szczęśliwa, że zapłaciłam ostatnią ratę. Myślałam, że już będzie dobrze. A za dwa dni znów przychodziła skarbówka… – wspominała pani Helena.

72 WSPOMNIENIE / HELENA SKRZYDLEWSKA

w PRL po II wojnie światowej. – Istniał wtedy przepis, który nie pozwalał sprzedawać przetworzonych kwiatów bez koncesji. Można było sprzedać chryzantemę w doniczce, ale nie w wiązance. Zaczęłam się starać o koncesję, ale… przyszli panowie ze skarbówki i dali mi ponad siedemdziesiąt tysięcy złotych domiaru. Nie sposób było tego zapłacić. Chodziłam do urzędu i prosiłam, by darowali mi te pieniądze. Płakałam, ale nie pomogło. W końcu dotarłam do prezydenta Łodzi. Powiedziałam, że ciężko pracuję, a dostałam tyle domiaru, że nie jestem w stanie tego spłacić. Żądają ode mnie koncesji, a takiej prywaciarzom nie dają. Pokazałam, jak wyglądają moje ręce. I prezydent dał mi koncesję na kwiaciarnię. Ta koncesja ma numer trzynaście. Ale domiary się nie skończyły. Bywało, że urzędnik przychodził do kwiaciarni i siadał koło mnie. Ja handlowałam, a on zabierał kasę. Jeden z nich powiedział mi kiedyś: Pani ma nerwy? Ja to myślałem, że pani się przez to wszystko powiesi – opowiadała Helena Skrzydlewska.

Sieć kwiaciarni H.SKRZYDLEWSKA

Na założenie sieci kwiaciarni wpadł jej syn Witold. To największa taka sieć w Polsce, a pod szyldem H.SKRZYDLEWSKA działa dziś w Łodzi i okolicach ponad 40 kwiaciarni. – Na majątek Skrzydlewskich pracowały trzy pokolenia. Ja ostatnia zostałam ze swymi dziećmi. Wiedziałam, że nie mogę tego zmarnować.

Za pieniądze z wywłaszczeń kupiłam ogrodnictwo przy ulicy Marmurowej w Łodzi, pieniądze dałam też dzieciom. Sprawiedliwie podzieliłam. Spłaciłam jeszcze długi, które zostały po teściu. Syn zakładał kwiaciarnie. Pojechał za granicę. Zobaczył, jak to tam wygląda. Zrozumiał, że jedna kwiaciarnia nie wystarczy. Powinna być cała sieć, by zarobić. I tak zrobił. Ja się cieszyłam. Fabryki w Łodzi polikwidowano, więc była praca dla ludzi. Nie byłam zadowolona, że ta sieć nazywa się H.SKRZYDLEWSKA. Z drugiej strony pomyślałam, że ludzie mnie znają. Choćby z tego, że zawsze dużo pracowałam – podkreślała w rozmowie z dziennikarką.

Po kwiaty do Heleny Skrzydlewskiej przychodzili ludzie z całego Widzewa i Dąbrowy. Potrafiła każdemu dora-

Helena Skrzydlewska zmarła 27 maja 2018 roku. Miała 93 lata. Została pochowana w grobie rodziny Skrzydlewskich na cmentarzu Zarzew.

dzić, przygotować wiązankę na ślub i na pogrzeb.

– Kiedyś w Łodzi mieszkało wiele osób ze wsi. Dostawali w nocy telegram, że ktoś umarł z rodziny. To w nocy do mnie po wiązankę biegli. Prosili, by zrobić ją, bo rano mają autobus czy pociąg na wieś. Nie pytałam się, czy mają pieniądze, czy nie, tylko ją robiłam. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Witold Skrzydlewski, syn Heleny i Ryszarda, zdecydował o rozszerzeniu rodzinnego biznesu na branżę pogrzebową. Zaczął tworzyć sieć biur pogrzebowych, która dziś liczy 16 punktów. Helenie Skrzydlewskiej początkowo ten pomysł nie spodobał się, ale z czasem przekonała się do niego.

– Gdyby nie zakłady to kwiaciarnie dawno by splajtowały. Nie podobało mi się, bo sama przygotowywałam pogrzeby teścia, teściowej, męża. Widziałam, jak wygląda ta branża… Chciałam, żeby było inaczej. Żeby

trumny nie nieśli ludzie z czerwonymi nosami i żeby ludzie nie bali się, że się z nią przewrócą – opowiadała.

Karierę polityczną zostawiła synowi i wnuczce

Helena Skrzydlewska bardzo interesowała się polityką, ale sama, jak zawsze podkreślała, na polityczną karierę nie miała czasu. Tę działalność pozostawiła synowi i wnuczce.

– Syn był radnym przez trzy kadencje. Wnuczka była dwie kadencje posłanką na Sejm RP, a potem posłanką do Europarlamentu. Cieszę się, że nie zrobili wstydu i nie zarzucili im, że coś ukradli. To najważniejsze – opowiadała.

Pani Helena nigdy nie narzekała na swoje życie.

– Mogłabym je jeszcze raz przeżyć. Takie było życie i święty Boże nie pomoże. Chciałabym, tylko by życie układało się dzieciom, wnukom, prawnukom – mówiła.

73
WSPOMNIENIE / HELENA SKRZYDLEWSKA

Kwiaty, które mówią więcej niż słowa

Mama daje nam życie, troszczy się o nas, wspiera, jak potrzeba skarci, a jej miłość nie zna granic. Dlatego Dzień Matki, to jedno z najbardziej wyjątkowych świąt. Każda mama w takim dniu powinna poczuć się naprawdę wyjątkowo. Podarujmy jej więc piękny bukiet kwiatów, one najlepiej wyrażą nasze.

Początki Dnia Matki sięgają starożytności i wiązane są z kultami bogini-matki, symbolu płodności i opiekunki kobiet. Nowożytna tradycja świętowania tego dnia narodziła się w XIX wieku w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy Dzień Matki obchodzony był w 1908 roku w Grafton, w stanie Virginia, dzięki inicjatywie Anny Jarvis, która zaczęła go propagować po śmierci swojej matki, byłej aktywistce społecznej, walczącej o prawa kobiet. W ciągu kilku lat jej inicjatywa zyskała popularność i rozprzestrzeniła się na inne stany. W 1914 roku prezydent Woodrow Wilson ustanowił Dzień Matki jako święto narodowe, obchodzone co roku w drugą niedzielę maja. Obecnie Dzień Matki jest obchodzony w wielu krajach na całym świecie, choć w zupełnie odmiennych dniach. W Polsce Dzień Matki obchodzony jest od 1914 roku. Pierwszy raz święto to celebrowane było w Krakowie 26 maja 1914 roku. Do II wojny światowej nie przypadał on w jeden, konkretny dzień. Obecnie Dzień Matki obchodzimy zawsze 26 maja.

Co kupić w prezencie?

Dziś na wiele sposób możemy obdarować mamy z okazji ich święta. Mogą to być słodkości, książki, biżuteria, lot balonem, przejażdżka Ferrari i wiele innych niesamowitych atrakcji, naprawdę jest w czym wybierać. Naszą wdzięczność za rodzicielski trud możemy też wyrazić w prosty, niezwykle elegancki sposób – wręczając piękny bukiet ukochanych kwiatów. A jeśli mama nie lubi kwiatów ciętych można

zawsze podarować jej kwiat w doniczce. Na tę okazję bez wątpienia najlepsze będą storczyki, fiołki afrykańskie, prymulki, begonie, fuksje, hortensje. Jeśli nasza mama lubi rośliny doniczkowe, można jej sprezentować niezwykle popularną obecnie monsterę czy fikusa. Kwiaty te można owinąć w elegancji papier, ale równie dobrze

Matka nie musi wszystkiego rozumieć – wystarczy, żeby kochała i ochraniała.

No i była dumna.

Paulo Coelho

kupić do nich piękną doniczkę, czy drewnianą skrzyneczkę. Kwiaty w doniczce możemy dopasować do gustu naszej mamy, jak i wystroju jej mieszkania czy domu. Równie dobrym roślinnym prezentem może okazać się las w słoiku. Ozdobi każde wnętrze i będzie przypominał mamie o naszej miłości przez długi czas.

Storczyk w doniczce to doskonały wybór Storczyki cenione są przede wszystkim za swój piękny i elegancki wygląd. Zachwycają delikatnością i finezją. Ich piękne, kolorowe kwiaty będą cieszyć oczy mamy i dodawać uroku każdemu wnętrzu. Storczyki są symbolem

piękna, elegancji, miłości i szlachetności. W niektórych kulturach są również uważane za symbol odwagi i wytrwałości. To kwiaty niezwykle dekoracyjne, które dobrze pielęgnowane będą kwitły bardzo regularnie i przez długi czas. Do tego są łatwe w pielęgnacji i nie wymagają specjalnych umiejętności, aby utrzymać je w dobrej kondycji. Wystarczy właściwe podlewanie i ustawienie w takim miejscu, gdzie będą miały dużo

Sieć Kwiaciarni H. Skrzydlewska

74 STYL ŻYCIA / DZIEŃ MATKI

Bóg nie może być wszędzie, dlatego wynalazł matkę.

Matthew Arnold

światła. Pamiętajmy jednak, że choć storczyki lubią światło, to nie powinny stać na parapecie południowego okna. Najlepiej będą się czuły na stanowisku wschodnim lub zachodnim. Światło powinno być rozproszone, ponieważ w pełnym słońcu ich wrażliwe liście mogą się przypalać od słońca. Przy niedostatecznej ilości światła liście robią się matowe, a kwitnienie staje się coraz słabsze.

Jakie kwiaty w bukiecie?

Nie każda mama ma jednak wystarczająco dużo miejsca w domu, by co roku dostawiać kolejne kwiaty w doniczce. Bywa też tak, że nie ma ręki do kwiatów doniczkowych, lub właściwych warunków do ich uprawy. W takim przypadku znakomicie sprawdzi się bukiet z kwiatów ciętych, zarówno jako dodatek do prezentu, jak i prezent sam w sobie. Jednak kupując kwiaty dla mamy często stajemy przed trudnym wyborem: jakie będą najbardziej odpowiednie? Czy te które lubi, czy może lepiej postawić tym razem na coś oryginalnego? I jedna i druga opcja będzie dobrym rozwiązaniem.

Zawsze niezawodny jest bukiet z róż. Te o czerwonej barwie symbolizują miłość i oddanie, różowe: wdzięczność i uznanie, z kolei białe: podziękowanie. Pięknie prezentować będzie się bukiet tulipanów zarówno o jednorodnej kolorystyce, jak i ferii barw. Czerwone tulipany będą mówiły o naszej miłości. Pomarańczowe oznaczają moc, pasję, entuzjazm, żółte radość, pozytywne myśli i szczęście. Białe, jak większość innych kwiatów w tym kolorze, to symbol niewinności i czystości, a różowe przekazują wiadomość, że chcemy

się o kogoś troszczyć. A jeśli mama jest osobą wspaniałomyślną, ale też władczą i za to też ją cenimy, możemy podarować jej tulipany fioletowe. Niezawodne na takie okazje są również gerbery, radosne i ciekawe kwiaty, a na dodatek bardzo wytrzymałe. Posiadają bogatą paletę barw. Podobnie jak frezje, które doskonale pasują do kompozycji wielokwiatowych. Ponadczasowe goździki na pewno też ucieszą nasze mamy, tak jak i symbol maja, czyli konwalie, kwiaty niepozorne, drobne i białe, z dużymi zielonymi listkami, pełne uroku. Podarowane mamie będą symbolem delikatności i spokoju, ale też szczęścia, pomyślności i wiecznej młodości.

Matka byłaby zdolna wymyślić szczęście, aby je dać swoim dzieciom.

Madeleine Delbrel

Doskonałym wyborem będzie również bukiet mieszanych kwiatów, w tym wypadku najlepiej zdać się na florystki z kwiaciarni H. Skrzydlewska, które przygotują odpowiednie kompozycje. Na pewno w kwiaciarniach sieci dostępne będą też gotowe bukiety, które można kupić od ręki. Jak nie będziemy pewni, który wybrać, warto zapytać o radę. Zawsze możemy też zdecydować się na flower box. To elegancki i stylowy prezent, który z pewnością przyciągnie uwagę i zachwyci każdą mamę. Są one praktyczne, personalizowane i dają wiele możliwości wyboru i dopasowania do gustu obdarowywanej osoby.

Jak i kiedy kupić kwiaty na Dzień Mamy?

Oczywiście najpiękniejsze kwiaty to te świeże. I tylko takie długo będą cieszyły nasze mamy. Nie warto więc ich kupować z kilkudniowym wyprze -

Mama potrafi człowieka podejść lepiej niż niejeden szpieg.

Jon Bauer

dzeniem. Najlepiej tego samego dnia, w którym zamierzamy je podarować. Zapraszamy do sieci kwiaciarni H. Skrzydlewska, w których czekać będą gotowe kompozycje, jak i kwiaty w doniczkach czy lasy w słoiku. Na miejscu powstawać będą kompozycje na życzenie. Kwiaty w sieci H.SKRZYDLEWSKA można także zamawiać online z dostawą do domu, poprzez stronę internetową www.kwiaciarniaonline. skrzydlewska.pl i przez aplikację Glovo. Każdy ze sposobów jest dobry, aby wyrazić naszą miłość do mamy.

www.skrzydlewska.pl

75 STYL ŻYCIA / DZIEŃ MATKI
kwiaciarnieskrzydlewska kwiaciarnieskrzydlewska

Brawo TEATROPOLIS! Niech żyje sztuka!

Druga edycja Festiwalu Sztuki Aktorskiej TEATROPOLIS w Monopolis

jest już wspomnieniem, ale emocje, jakie wywołała, z pewnością pozostaną na dłużej. Łódź na kilka dni zamieniła się w kulturalną stolicę, udowadniając, że teatr jest królową sztuk, a spragnieni obcowania z nią są nie tylko łodzianie. Na festiwal dotarła publiczność z całej Polski!

W tym roku do zmagań konkursowych zgłoszono aż 53 spektakle, z czego finałową jedenastkę wybrał osobiście dyrektor artystyczny TEATROPOLIS Andrzej Seweryn. Od 23 do 26 marca festiwalowa publiczność zobaczyła 9 spektakli w kategorii Open i 2 w kategorii Debiut, m.in. monodram „Pogo” oparty na historii lekarza pogotowia ratunkowego, „Leopold” – barwny portret Leopolda Kozłowskiego-Kleinmana, ostatniego klezmera Galicji, „Very Funny”, w którym prześmiewczo zestawiono sylwetki z różnych sztuk Szekspira, „Stryjeńska. Let’s dance Zofia” o jednej z najbardziej znanych polskich plastyczek dwudziestolecia międzywojennego, „W maju się nie umiera” – historii Barbary Sadowskiej, matki Grzegorza Przemyka, „Elektra 23” Teatru Gardzienice na podstawie „Elektry” Eurypidesa, czy spektakl „Warszawa płonie” inspirowany filmem dokumentalnym „Paris is burning”.

Agnieszka Przepiórska otrzymała wyróżnienie za przedstawienie historii Barbary Sadowskiej, matki zamordowanego Grzegorza Przemyka w monodramie „W maju się nie umiera”.

Moc w różnorodności

Za sprawą Andrzeja Seweryna, wybrano przedstawienia tak różnorodne, że wydawało się wręcz niemożliwe, aby je w jakiś sposób ze sobą porównać. Tego trudnego zadania musieli podjąć się jurorzy: wspaniałe aktorki Danuta Stenka, Anna Seniuk, doskonały krytyk filmowy i teatralny Łukasz Maciejewski, pomysłodawca wydarzenia, prezes Virako, inwestora Monopolis Krzysztof Witkowski i An-

drzej Seweryn, jego dyrektor artystyczny. Po pięciu dniach to właśnie oni wyłonili zwycięzców w dwóch kategoriach Debiut i Open.

Jeśli chodzi o debiutantów, zaskoczenia nie było. Kacper Jan Lechowicz odgrywając rolę Meliny, Drag Quinn, „zmiótł” ze sceny konkurencję. Monodram „Warszawa płonie” inspirowany filmem dokumentalnym „Paris is burning” autorstwa Jennie Livingston został doceniony zarówno przez publiczność, która nagrodziła artystę burzą oklasków, jak i przez jurorów. Młody aktor pokazał niezwykły kunszt aktorski, łącząc umiejętności wokalne z warsztatem teatralnym, do tego szybko złapał doskonały kontakt z publicznością, która żywo reagowała na to, co działo się na scenie. Jurorzy przyznali Kacprowi Janowi Lechowiczowi główną nagrodę w kategorii Debiut za szczerość, zaangażowanie będące zarazem ważnym głosem w kwestii równości nas wszystkich niezależnie od preferencji i poglądów, czy używanego makijażu. I trudno nie zgodzić się z tym werdyktem, monodram był odegrany świetnie, prawdziwość postaci od razu zjednała sobie widzów. Warto przy tym dodać, że artysta wyjechał z Łodzi bogatszy o 10 tysięcy złotych, bo tyle właśnie wyniosła nagroda finansowa w tej kategorii.

Faworytów do Grad Prix było wielu O ile nagroda za debiut nie zaskoczyła, to już przed ogłoszeniem zwycięzcy Grand Prix publiczność zgromadzona w Scenie Monopolis wstrzymała oddech, bo faworytów było kilku. Ale i tym razem jurorzy nie zawiedli, przyznając – oprócz nagrody głównej – aż trzy równorzędne wyróżnienia. I tak na scenie, podczas Gali Finałowej, odbywającej się 27 marca, w dniu, w którym obchodzone jest Międzynarodowe Święto Teatru, stanęli wyróżnieni Agnieszka Przepiórska, doceniona za rolę w „W maju się nie umiera”, Agnieszka Skrzypczak za świetnie zagraną „Ifigenię se Splott” i Łukasz Lewandowski za monodram „Historia Jakuba”. Właśnie ta trójka aktorów była najczęściej wskazywana przez publiczność jako kandydaci do głównej nagrody. Okazało się jednak, że wśród wyrównanej rywalizacji, serca jurorów i sympatię znacznej części publiczności skradł ten czwarty, czyli Marcin Hycnar i spektakl „Pogo” wyreżyserowany przez Kingę Dębską. I to właśnie jemu jurorzy przyznali główną nagrodę w kategorii Open i 20 tysięcy złotych.

76 KULTURA / TEATROPOLIS

„Pogo” to monodram oparty na książce reporterskiej Jakuba Sieczko, lekarza, który przez 6 lat pracował w pogotowiu. Bohater, w którego wcielił się Marcin Hycnar bez ogródek opowiada o dramatycznych sytuacjach, z jakimi

Tytuł Grand Prix drugiej edycji Festiwalu Sztuki Aktorskiej TEATROPOLIS i statuetka za najlepszą rolę w kategorii Open, powędrowały do Marcina Hycnara. W swoim uzasadnieniu, jury wskazało, że nagroda jest za wieloznaczne i wielobarwne aktorstwo, prezentujące szeroką skalę emocji, za portret współczesnego świata.

mają do czynienia pracownicy pogotowia. Tu prawda nie jest owijana w bawełnę – trzeba ratować małe dzieci, czasem śmierdzących pijaczków, pojechać do samobójcy czy starszej pani z nadciśnieniem, to wszystko odciska piętno. Ta praca wykańcza psychicznie i fizycznie. Aktor mocno wczuł się w rolę, był na scenie wiarygodny i pokazał bardzo dobry warsztat aktorski. Werdykt jury nie wzbudził kontrowersji, a wśród publiczności – nawet tej, która miała innych faworytów – pojawiły się głosy, że przecież nawet wśród równych, ktoś wygrać musiał. Bo prawdą jest, że każdy z czwórki nagrodzonych aktorów w pełni zasłużył na tytuł Grand Prix drugiej edycji Festiwalu Sztuki Aktorskiej TEATROPOLIS. Na scenie nie było przegranych, a liczyła się przede wszystkim sztuka, która była na najwyższym poziomie.

W kategorii Debiut zwyciężył Kacper Jan Lechowicz rolą Meliny w spektaklu „Warszawa płonie”. Nagrodę przyznano za szczerość, zaangażowanie będące zarazem ważnym głosem w kwestii równości nas wszystkich niezależnie od preferencji i poglądów, czy używanego makijażu.

Dymną – wybitną aktorkę, którą znają widzowie wszystkich pokoleń, a jednocześnie człowieka wyjątkowego, osobę, którą wciąż podziwiamy za otwarcie na innego człowieka i jego cierpnie. Nagrodzona nie kryła wzruszenia. - Gdybym była czarodziejką, razem ze mną na scenie stałby tłum artystów, dzięki którym istnieję. W tym roku mija 55 lat, odkąd uprawiam ten jakże dziwny zawód, uczący najcudowniejszych rzeczy – mówiła wzruszona artystka. Tegoroczny festiwal to nie tylko nagrody i tytuły. To także wydarzenie teatralne, które spotkało się z wyjątkowym

Agnieszka Skrzypczak otrzymała wyróżnienie za wielowymiarowy portret współczesnej dziewczyny oraz przypomnienie siły aktorstwa w Łodzi zaprezentowane w monodramie „Ifigenia ze Splott”.

Wybitna polska aktora Anna Dymna uhonorowana została za dotychczasową twórczość. Ta nagroda jest dla człowieka wyjątkowego, osoby, którą wciąż podziwiamy za otwarcie na innego człowieka i jego cierpnie, dla wybitnej artystki, którą znają widzowie wszystkich pokoleń .

Nagroda specjalna i plejada gwiazd Podczas niezapomnianej Gali Finałowej przyznano także nagrodę specjalną za dotychczasowe osiągnięcia artystyczne. Organizatorzy festiwalu uhonorowali nią Annę

odbiorem artystów i publiczności. Dla wszystkich było – co jednogłośnie podkreślali – czymś niespotykanym, zarówno pod względem artystycznym, znaczenia dla polskiego teatru, jak i rozmachu organizacyjnego i nieoczywistych wydarzeń towarzyszących. No bo czy jest w Polsce drugie takie wydarzenie teatralne, na którym pojawiają się tacy artyści jak: Andrzej Seweryn, Anna Seniuk, Danuta Stenka, Anna Dymna, Bartłomiej Topa, Leszek Lichota, Andrzej Pągowski, Maria Seweryn, Jan Peszek, Mikołaj i Andrzej Grabowscy… Czy jest taki drugi festiwal,

77 KULTURA / TEATROPOLIS

Konkurs na plakat do „Balladyny” Juliusza Słowackiego wygrał Paweł Ponichtera. Przyznano także trzy wyróżnienia dla Mirosława Zgrodowskiego, Szymona Szymankiewicza i Aleksandry Kortas.

na którym Piotr Trojan, aktor, reżyser i scenarzysta realizuje warsztaty aktorskie dla młodych i początkujących adeptów sztuki aktorskiej, a ich zwieńczeniem jest występ na Gali Finałowej? Dodajmy, że tych kilkanaście minut, w czasie których aktorzy-amatorzy zawładnęli Sceną Monopolis i było widać, że czuli się tam znakomicie, zostało nagrodzone przez festiwalową publiczność gromkimi brawami. Czy jest inny polski festiwal teatralny, na którym wyjątkowy fotograf gwiazd, jakim jest Jacek Poremba, ma swoją wystawę? I wreszcie, czy jest inny taki festiwal, gdzie w konkursie na plakat teatralny, ogłoszony przez Andrzeja Pągowskiego, wybitnego polskiego plakacistę, wpływają aż 224 prace?

Obcowanie ze sztuką niezbędne do życia

Trudno było wymarzyć sobie lepszy festiwal niż tegoroczny TEATROPOLIS! I właśnie za tę wyjątkowość dziękował artystom i widzom jego inicjator Krzysztof Witkowski. – To wielkie święto teatru. Ponownie poczuliśmy jak mocno teatr może kształtować naszą świadomość niesamowitym spektrum swoich form i treści. A to wszystko za sprawą aktorów, reżyserów, producentów, tych wspaniałych spektakli, które zdecydowały się zgłosić na nasz festiwal – mówił Krzysztof Witkowski. Trudno też wyobrazić sobie kolejne edycje tego wyjątkowego wydarzenia, co z kolei podkreślał Andrzej Seweryn:

Łukasz Lewandowski otrzymał wyróżnienie za odwagę, oszczędność i głębię wyrażoną w monodramie „Historia Jakuba”.

– Poprzeczka została tak wysoko postawiona, że obawiam się o trzecią edycję, jak to można jeszcze przeskoczyć. Z całego serca dziękuję Krzysztofowi, za zrozumienie roli pieniądza w rozwoju kultury naszego kraju i organizację festiwalu.

Te słowa wybitnego aktora, reżysera i dyrektora teatru mówią wszytko o roli, jaką w polskiej kulturze i sztuce może odegrać polski biznes. Dzięki TEATROPOLIS tę rolę dostrzega coraz więcej ludzi sztuki, przedstawicieli władz, ale też publiczność, dla której możliwość obcowania z teatrem jest niezbędna do życia.

Autor: Agnieszka Mikołajczak

Zdjęcia: Paweł Keler, ukryte w kadrze

Spektakl Leopold, w którym zagrali Zbigniew Zamachowski oraz Joanna Pocica zdobył wyróżnienie firmy Immergas, sponsora festiwalu.

78 KULTURA / TEATROPOLIS

FESTIWAL SZTUKI AKTORSKIEJ

TEATROPOLIS 2024

PO LE MY CA

NAUCZ MNIE TAŃCZYĆ

Wiosenne spotkanie z Kortezem w ramach trasy „Naucz mnie tańczyć” w Klubie Wytwórnia na pewno pełne będzie wzruszających momentów. Gościem specjalnym Korteza będzie Robert Kretzschmar, który przez kilka lat był jego perkusistą. W tym roku nagrał on świetną płytę „Homecoming”, której obszernych fragmentów będziecie mogli posłuchać na żywo. Koncert tradycyjnie ma charakter zasiadany, co pozwoli na komfortowe spotkania z twórcą.

Klub Wytwórnia 20 maja

CZYLI NASZ SUBIEKTYWNY

PRZEGLĄD

NADCHODZĄCYCH WYDARZEŃ

MAM TO WSZYSTKO

W ...

Najnowszy program Macieja Stuhra, czyli „Mam to wszystko w stand-upie”, to humor na najwyższym poziomie, pełen błyskotliwych, inteligentnych spostrzeżeń na temat rzeczywistości. Czego możemy się spodziewać? Co kryje się za intrygującym tytułem? Jak to jest mieć wszystko w stand-upie? Na pierwszy plan wysuwa się znakomita rozrywka oraz przyjazna i radosna atmosfera, którą jak nikt inny Maciej Stuhr potrafi wytworzyć na scenie i widowni. 30 lat doświadczenia estradowego nie pozostaje bez znaczenia, a jego powrót do zabawy z publicznością jest pełen energii i świeżości.

Klub Wytwórnia

6 czerwca

STING 2024 WORLD TOUR

17-krotny zdobywca nagrody Grammy - Sting, wystąpi na wyjątkowym koncercie My Songs 7 czerwca w Atlas Arenie w Łodzi. W towarzystwie zespołu rockowego zaprezentuje swoje najbardziej znane i lubiane przeboje, napisane podczas niezwykłej kariery zarówno jako członka The Police, jak i artysty solowego. To ponadczasowe show, w którym Sting wykonuje takie hity jak: „Fields of Gold”, „Roxanne”, „Every Breath You Take”, „Message in a Bottle” i wiele innych kultowych utworów.

Atlas Arena 7 czerwca

80 POLECAMY

ROD STEWART

LIVE IN CONCERT

Rod Stewart jest jednym z najlepiej sprzedających się artystów w historii muzyki rozrywkowej, z około 250 milionów sprzedanych płyt i singli na całym świecie. Jego charakterystyczny głos, styl i sposób pisania tekstów wykroczyły poza wszystkie gatunki muzyki popularnej… od rocka, folku, soulu, R&B oraz wpisały się do „Great American Songbook”, czyniąc go jedną z niewielu gwiazd, które cieszyły się najlepszymi wynikami na listach przebojów w każdej dekadzie swojej kariery. Zdobył niezliczoną liczbę najwyższych nagród branżowych, a w 2016 roku oficjalnie stał się „Sir Rodem Stewartem” po tym, jak otrzymał tytuł szlachecki w Pałacu Buckingham za zasługi dla muzyki i działalności charytatywnej.

Atlas Arena 18 czerwca

GORTAT TEAM VERSUS NATO TEAM

DRAKULA TYM RAZEM JAKO MUSICAL

Kiedy młody prawnik, Jonathan Harker, przybywa do Transylwanii, aby sfinalizować zakup domu w Londynie przez hrabiego Draculę, dokonuje serii przerażających odkryć, co przypłaca ciężką chorobą. Wkrótce potem w Anglii dochodzi do dziwnych wydarzeń: bezzałogowy statek rozbija się u wybrzeży Whitby, młoda kobieta traci siły i wkrótce umiera, dzieci znikają na noc z domów, a odnalezione, mają na szyi ślady po dziwnych ukłuciach. Słynna powieść Brama Stokera o wampirze-arystokracie doczekała się licznych adaptacji filmowych, a postać Draculi stała się w kulturze popularnej znanym symbolem. Teraz przyszedł czas na musical, a zapraszają: Jakub Lubowicz – kompozytor i Jakub Szydłowski – librecista.

Fani koszykówki mogą szykować się na wielkie sportowe święto. Wielkimi krokami nadciąga jedenasta edycja wyjątkowego wydarzenia, w trakcie którego drużyna prowadzona przez Marcina Gortata zmierzy się z prawdziwą armią. Dotychczas, drużyna mierzyła się z Wojskiem Polskim i po dziesięciu spotkaniach mamy remis 5:5, co sprawia, że tegoroczna edycja będzie wyjątkowa i obie drużyny powalczą o miano lidera dotychczasowych rywalizacji! Dodatkowym smaczkiem potwierdzającym wyjątkowość tej edycji jest to, że w tym roku drużynę Wojska Polskiego zastąpi drużyna NATO!

Atlas Arena 15 czerwca

Teatr Muzyczny musical Drakula, 16 maja

81 POLECAMY

CZY UDA SIĘ URATOWAĆ

TEN ZWIĄZEK?

Joanna (Paulina Chruściel) i Wiktor (Kamil Maćkowiak) są małżeństwem od kilkunastu lat. Mają dwójkę dzieci, prowadzą ustabilizowane i… dość przewidywalne życie. Są typowymi przedstawicielami klasy średniej, nie mają problemów finansowych, a dla postronnego obserwatora ich życie mogłoby wydawać się sielanką. Niestety – jak to w przypadku małżeństw z wieloletnim stażem bywa – zgrany zespół stanowią już tylko podczas kłótni. Błyskotliwa przewrotność sztuki w myśl zasady „lekarzu lecz się sam” pokazuje, że życie osobiste terapeuty (Mariusz Słupiński) jest jednak równie splątane jak życie jego pacjentów… Jak potoczą się próby uratowania związku Joanny i Wiktora przez niestabilnego emocjonalnie lekarza, który sam właśnie stanął na życiowym zakręcie?

Teatr Kamila Maćkowiaka Cudowna terapia, 20 maja

O WIELKIEJ POTRZEBIE PRZYJAŹNI

Uciekinierki opowiadają historię dwóch kobiet – Claude i Margot. –Jedna z tytułowych uciekinierek ucieka z domu starców, w którym znalazła się wbrew swojej woli. Druga w dniu osiemnastych urodzin córki ucieka z własnego domu. Spotykają się przypadkiem i tak rozpoczyna się ich wspólna podróż, podczas której uczą się siebie nawzajem – mówi reżyser spektaklu Jerzy Hutek. – Uciekinierki doskonale portretują pewien społeczny schemat, zgodnie z którym kobiety, wchodząc w rolę matek, żon, powinny poświęcić się bez reszty, zapomnieć o swoich marzeniach, usytuować się na końcu hierarchii wartości. A gdzie miejsce na wolność bycia sobą? Szczęśliwie jest to schemat, który na naszych oczach się dekonstruuje – mówi Ewa Pilawska, dyrektor Teatru Powszechnego.

– To też spektakl o wielkiej potrzebie przyjaźni i budowaniu relacji z drugim człowiekiem. To spektakl refleksyjny, komedia z elementami bardzo serio – zaznacza Jerzy Hutek.

Teatr Powszechny

Uciekinierki, premiera w maju

PORYWAJĄCE WIDOWISKO O ZNIEWALAJĄCEJ SILE MUZYKI

Amadeusz w oszałamiającej inscenizacji Anny Wieczur to hołd złożony nieśmiertelnemu pięknu muzyki Mozarta. Wykonywana na żywo przez specjalnie w tym celu skompletowaną, czterdziestoosobową orkiestrę w towarzystwie starannie dobranego chóru zachwyci i wzruszy. W tak spektakularnej formie Amadeusz był wcześniej wystawiany tylko w kilku miejscach na świecie. Między innymi w Los Angeles i Londynie. Teraz dołącza do nich Łódź. Rodzinne miasto tak wspaniałych artystów, jak Artur Rubinstein czy Konstanty Kulka, miasto, w którym nauczał Krzysztof Penderecki, zobaczy porywające widowisko o zniewalającej i urzekającej sile muzyki oraz jednym z jej największych twórców – niepokornym, przebojowym, bezczelnym, lekkomyślnym i genialnym Mozarcie.

Teatr im. Stefana Jaracz

Amadeusz, 25 maja

82 POLECAMY

O UZDRAWIANIU PRZEZ KONTAKT

Z NATURĄ

Gdyby na świecie zostało tylko jedno drzewo w ogrodzie zamkniętym na klucz i słoik nasion, jesień była niepodobna do jesieni, a dorośli powtarzali „ciężkie czasy, dużo pracy”, nic nie robili, tylko straszyli i ciągle ich nie było, to… to byłaby sytuacja katastroficznie katastrofalna!

W niektórych dzieciach wizja przyszłości świata w kontekście zmiany klimatu wywołuje uczucie niepokoju – zwłaszcza wtedy, gdy nie widzą konkretnych działań podejmowanych przez dorosłych. Coraz częściej czują też presję, by samodzielnie ratować świat.

„Tajemniczy Ogród” w reżyserii Justyny Łagowskiej to umieszczona w niedalekiej przyszłości muzyczna opowieść o uzdrawianiu przez kontakt z naturą. W adaptacji klasycznej powieści Frances H. Burnett autorstwa Darii Sobik bohaterowie odkrywają tajemniczy ogród i wyruszają w podróż do wspólnego zadbania o siebie.

Teatr Nowy

Tajemniczy ogród, premiera 18 maja

KOMFORT

W drugiej połowie maja startuje 18. edycja Łódź Design Festival, a jego główne atrakcje planowane są na 21–26 maja. Na spragnionych wrażeń czeka program obejmujący ponad 60 wystaw i wydarzeń, a wszystko pod wspólnych hasłem przewodnim KOMFORT. To jednak nie koniec dobrych wiadomości – udział w wydarzeniu jest bezpłatny! Wystawy, warsztaty dla dzieci i dorosłych, panele tematyczne, spotkania autorskie, spacery miejskie, a nawet premiery filmów - to zaledwie wstęp do programu Łódź Design Festival 2024, na zwiedzających czeka ponad 60 różnych propozycji! Do najważniejszych z nich należą z pewnością wystawy: make me! – Laboratorium innowacji, prezentująca prace młodych projektantek i projektantów z całego świata; must have, na której zobaczymy najlepsze przykłady rodzimego designu; Póki pną pnie, podejmująca temat zieleni w mieście czy Na stołach, o kulturowych i społecznych sensach spożywania.

Centrum festiwalowe mieści się w postindustrialnej przestrzeni dawnego kompleksu Karola Scheiblera (Art_Inkubator, Tymienieckiego 3) Łódź Design Festival, 21-26 maja

TAK, TAK, TO MY

To pierwsza koncertowa płyta duetu Bolewski & Tubis. Album poświęcony jest twórczości Obywatela G. C. i zespołu Republika. Zapis magicznego wieczoru, który wydarzył się podczas Międzynarodowego Festiwalu Producentów Muzycznych – Soundedit23. Koncert usłyszało blisko tysiąc osób zgromadzonych w łódzkim klubie Wytwórnia. Bolewski & Tubis w swoim rozpoznawalnym i unikatowym stylu połączyli rockową poetykę piosenek Obywatela G. C. i Republiki z duchem improwizacji i niezwykłego porozumienia, które towarzyszy im podczas występów na żywo.

Do posłuchania płyta koncertowa duetu Bolewski & Tubis

83 POLECAMY

WSZYSTKIE KOBIETY MAĆKOWIAKA

Nieobecność felietonu Kamila Maćkowiaka będzie zapewne sporym zaskoczeniem dla stałych czytelników LIFE IN. Kamil ma się świetnie, po prostu przyszedł czas na zmianę narracji (i produkcję nowych spektakli, w które jest mocno zaangażowany), dlatego głos oddał mnie. Cieszy mnie ta okazja do spotkania z Państwem, bo chciałabym pokazać, że nawet marka osobista mężczyzny, jaką niewątpliwie jest Teatr Kamila Maćkowiaka, nie może obejść się bez… kobiet! Pierwsza była Helena Modrzejewska. Gdyby nie lektura jej biografii, nie byłoby Kamila Maćkowiaka – aktora. Młody, zdolny i u progu zagranicznej kariery baletmistrz rzucił taniec, by startować do szkoły teatralnej. Kolejna była Krystyna Janda, wielka miłość i inspiracja do założenia własnego teatru, czego dokonał zaraz po spektakularnym porzuceniu etatu w państwowym teatrze, którego był gwiazdą. Trio najważniejszych kobiecych inspiracji zamyka ona – Tina Turner, bez której nie byłoby pierwszego spektaklu Fundacji, czyli kultowego monodramu „DIVA Show”, ani jego kontynuacji, „DIVA 2. Lament królowej”, wyprodukowanej z okazji 10-lecia naszego teatru. Potem pojawiły się kolejne kobiety w życiu Kamila, bez których ta historia nie mogłaby się udać – sceniczne partnerki, do których ma niewątpliwe szczęście. Żony, kochanki, przeciwniczki, z którymi stworzył zgrane duety, pozwoliły nie tylko zbudować różnorodny repertuar, ale również podbić serca łódzkich widzów. Komedie z Ewą Audykowską-Wiśniewską: niegrana już „Ławeczka na Piotrkowskiej” oraz obecni do dziś w repertuarze „Totalnie szczęśliwi” pokazały najbardziej rozrywkową stronę naszego teatru. Z Mileną Lisiecką stworzył mocny, trzymający w napięciu duet w doskonale przyjętym thrillerze psychologicznym „Wigilia”. Z kolei dzięki pojawieniu się Jowity Budnik w naszym zespole aktorskim wyprodukowaliśmy klasykę teatralnego dramatu, czyli „Śmierć i dziewczynę” Ariela Dorfmana. To tekst intensywny, precyzyjny i wielowarstwowy, ale żaden inny, wybrany wcześniej do produkcji, nie stwarzał wystarczających warunków do pokazania ogromnego talentu Jowity.

Małżeńskie kryzysy w komediodramacie „50 słów” przeżywał najpierw z Katarzyną Cynke, a od repremiery w 2022 roku z Marią Seweryn. Spektakl ten to najtrafniejsze studium kruchych relacji damsko-męskich, jakie można

Małgorzata Grodzińska

Wiceprezes Zarządu Fundacji Kamila Maćkowiaka

zobaczyć aktualnie w teatrze, a krwista rola Marii sprawia, że po raz pierwszy widownia (a raczej kobieca część) nie sympatyzuje z postacią graną przez Kamila… Na drugim biegunie mamy przezabawną, inteligentną komedię również o małżeństwie w stanie walki, czyli „Cudowną terapię”, w której partnerowała mu Patrycja Soliman, a od niedawna jest w obsadzie Paulina Chruściel. Komediowy potencjał talentu obu aktorek sprawia, że widzowie wychodzą z tego spektaklu zapłakani ze śmiechu, ale i z garścią refleksji o tym, co dzieje się z relacjami, gdy zaczynają erodować pod ciężarem tak zwanego życia. Nie mogliśmy sobie odmówić zaproszenia do współpracy gwiazdy tego wydania LIFE IN, Agnieszki Skrzypczak, niezwykle utalentowanej i magnetycznej aktorki, która przyjęła rolę lekarki w czarnej komedii „Idiota”. W tajemnicy napiszę, że próby z Agnieszką należą do najweselszych – wnosi ogromną radość i lekkość do naszego teatru, co widać na filmach zza kulis, które publikowaliśmy w social mediach. Może dzięki temu udało nam się ten spektakl wyprodukować? Premiera była przekładana trzykrotnie z racji na pandemię i cykliczne zamrażanie kultury. Duet Skrzypczak-Maćkowiak mimo tego zaistniał na scenie i do dziś elektryzuje naszą publiczność.

Zdradzę Państwu, że niedługo na naszych deskach pojawi się kolejna silna i utalentowana kobieta. Co przyniesie aktorskie zderzenie Kamila Maćkowiaka i Beaty Olgi Kowalskiej? Tego dowiedzą się Państwo już w listopadzie!

Oczywiście Teatr Kamila Maćkowiaka tworzymy również my – kobiety, które od lat należą do fundacyjnej ekipy. Spotkacie nas w biurze, na spektaklach, w obsłudze widza, w garderobie (są z nami również wspaniali panowie!). Bądźcie z nami w tym i w kolejnych sezonach teatralnych. Obiecujemy, że opowiemy Wam fascynujące historie i dostarczymy niezapomnianych emocji.

84 FELIETON / MAŁGORZATA GRODZIŃSKA
Zdjęcie: Artur Rusek

HARMONIA ZŁUDZEŃ

Iza Połońska

Wokalistka, doktor sztuki, trener głosu. Śpiewa, mówi, czasem coś napisze. Prowadzi szkolenia z ludźmi biznesu pomagając im pozbyć się tremy i tego, jak zapanować nad głosem. Ostatnio nominowana do nagrody Fryderyk 2024.

„Najbardziej przerażającą rzeczą jest całkowita

akceptacja samego siebie” twierdzi Carl Jung

w swojej „Podróży na wschód”.

Przyglądając się światu dookoła, w jego chaosie i nadmiarze, coraz częściej pojawia się we mnie myśl, że spokoju osiągnąć to już się nie da. Skąd ta drastyczna i beznadziejna myśl? Zwyczajnie, cierpimy na nadmiar. Wszystkiego jest za dużo: produktów, ekspertów, muzyki, filmów, książek, spektakli, rozgłośni radiowych, platform cyfrowych itd. itp. Wróćmy jednak do samoakceptacji. Maj uruchamia we mnie dążność do harmonii, do spokoju, do słodkiego funkcjonowania bez napięć – cudowna ułuda wywołana buchającą zewsząd zielenią. Współczesna psychologia zewsząd obiecuje, że jak zaakceptujesz w sobie wszystko, to będzie lepiej. Rozglądam się dookoła, patrzę na ludzi, rozmawiam z nimi… no i nie widzę, żeby było lepiej. Nie zauważam masowo szczęśliwszych ludzi. Raczej wszystko jest po staremu, wśród młodzieży nawet drastycznie gorzej. A podobno miało być lepiej, lżej, łatwiej.

Gdzie widzę zmiany? Tam, gdzie jest wysiłek, dążność, praca, systematyczność, konsekwencja, wreszcie pasja i radość. Wtedy często wraz z dobrą terapią widać

progres. Nudne to, prawda? W dodatku – takie… wymagające.

A wolimy nowe podejście i, mam wrażenie, że się tym doskonale oraz wzajemnie oszukujemy. Bo przecież zewsząd atakują nas informacje, że wszystko jest łatwe, bo łatwo być bogatym, pięknym i na zawsze młodym. Wystarczy mieć sprawne konto na IG (!), takie to jest proste.

Pomimo rozgrywających się wojen na świecie, w tym jednej blisko nas, nadal słodka nieważkość. Biznes musi się przecież kręcić, rozrywka stawać coraz głupsza. A w jakim stylu? Nikogo to już dziś nie obchodzi. Brak gustu lub podstawowych umiejętności nikogo dzisiaj nie dziwi. Narzekamy, machamy ręką i idziemy dalej. Obojętniejemy. Kobiety śpiewające jak małe dziewczynki i mężczyźni udający przedszkolaków – normalność.

Słowem uprawiamy słodką harmonię złudzeń, czyli coś, co niby jest, a wcale tego nie ma. Kto to dziś rozumie? Tylko ostatni Mohikanie. Garstka. Słowo „elita” dawno się zdewaluowało.

85 FELIETON / IZA POŁOŃSKA
Zdjęcie: Marzena Hans

MARKETING BEZ TAJEMNIC

Wszystko jest marketingiem, wszyscy jesteśmy klientami!

Pewnie rzadko, a może wcale, nie zastanawiamy się nad tym, co sprawia, że idąc do sklepu, wybieramy jakiś konkretny produkt. Niewielu z nas, wyjeżdżając na wakacje do ciepłych krajów, wie, dlaczego wybrało akurat ten kierunek podróży. To samo z fryzjerem, salonem beauty czy restauracją – idziemy tam, bo idziemy i nie myślimy, co wpłynęło na nasz wybór. Jesteśmy przekonani, że jako osoby mające wolność wybierania po prostu z niej korzystamy. Otóż nie! O naszych wyborach rzadko kiedy decydujemy sami. Zawsze jest coś, co mocno lub jeszcze bardziej na te decyzje wpływa. To marketing. To właśnie on decyduje o naszych wyborach, a raczej stosowane przez marketerów techniki perswazji, motywowania i zachęcania. Całą resztę determinują warunki, które zawężają nasz wybór. Nie pojedziemy przecież na afrykańskie safari, jeżeli nas na to nie stać. Z braku pieniędzy nie kupimy 16-letniej whisky, ani nie pójdziemy do drogiej restauracji. W zamian wybierzemy wyjazd nad Bałtyk, pół litra żołądkowej gorzkiej czy kebab przy Piotrkowskiej. Ale… Nie o to przecież chodzi i nie o tym jest ten tekst. Nie od dziś wiadomo, że każdy z nas ma określoną siłę nabywczą. Jednak nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy tylko grupami klientów stworzonymi na potrzeby biznesu.

Peter Drucker, guru zarządzania, powiedział kiedyś, że każdy biznes ma tylko jeden ważny cel: stworzyć klienta. Nie tylko zresztą biznes, bo ta sama zasada rządzi również w polityce, a także w religii. W tych przypadkach różnica jest tylko w nazwie – w polityce będziemy wyborcami, a w religii wyznawcami. Dlatego mało ważne jest to, co produkujemy i jakie usługi oferujemy, bo przecież i tak to sprzedamy NASZYM klientom. Sedno rzeczy jest właśnie w tym, żeby ich mieć. Rola marketingu jest dziś zatem wyjątkowa, ponieważ kształtuje on nasze zachowania i aspiracje, a także to, jakie robimy zakupy, na co bierzemy kredyty, w co się ubieramy, jak wykańczamy i meblujemy mieszkanie, do których restauracji chodzimy, a nawet jakie seriale oglądamy. To właśnie marketing sprawia, że dla marketerów staliśmy się klientami, grupami klientów, czy tak zwanym targetem. A największą wartością jest dla nich wartość naszego portfela.

Wszyscy znamy słowo marketing, wszyscy mniej lub bardziej rozumiemy je, ale zapewne tylko ci, którzy zajmują się marketingiem, dostrzegają jego znaczenie dla biznesu. Bo w marketingu chodzi nie tylko o to, żeby sprzedać swój produkt lub usługę. To zawsze będzie cel ostateczny,

Menedżer, przedsiębiorca, dziennikarz, redaktor, ekspert rynku mediów tradycyjnych, nowych i społecznościowych, analityk prasowy i szkoleniowiec. Od kilku lat aktywny PR-owiec i marketingowiec, fan nowinek marketingowych.

do którego prowadzą wszystkie podejmowane działania. W marketingu najważniejszy jest dziś nie sam proces sprzedaży, lecz klient, który zapłaci za oferowane produkty i usługi, a także zasobność jego portfela. Czyli Ty i ja, my wszyscy, którym się wydaje, że podejmowane decyzje są wolne i zależne tylko od nas. Dziś marketing jest wypełniony narzędziami kreującymi potrzeby i popychającymi nas do określonych i oczekiwanych zachowań. I właśnie zwrot „wydaje się” jest tu kluczowy, bo dziś jesteśmy wyłącznie klientami biznesu, dla którego uzasadnione pytanie „czy ja tego potrzebuję?” zmieniło się w kategoryczny nakaz „ja to muszę mieć!”.

Marketing jest ważną dziedziną naszego życia, ale jest również sporym zagrożeniem dla naszego błogostanu. Szczególnie wtedy, gdy „wydaje się nam”, że nikt prócz nas samych nie wie, czego potrzebujemy. Dlaczego? Ponieważ to nie my tego potrzebujemy, to biznes potrzebuje naszych pieniędzy, a dysponując nieograniczonymi zasobami, mając dostęp do najskuteczniejszych technik perswazyjnych i motywacyjnych, skutecznie potrafi te pieniądze wyciągać z naszych portfeli. Dlatego przestańmy być nieświadomymi klientami i spróbujmy odzyskać kontrolę nad naszymi potrzebami.

Ten tekst rozpoczyna cykl publikacji pod wspólnym tytułem „Marketing bez tajemnic”. W każdym wydaniu będziemy Państwu przybliżać techniki i sposoby, które sprawiają, że kupujemy produkty, których nie potrzebujemy i korzystamy z usług, z których nie musimy korzystać. Wierzymy, że w ten sposób staniemy się wszyscy odrobinę bardziej świadomymi klientami biznesu.

86 FELIETON / ROBERT SAKOWSKI
Robert Sakowski Zdjęcie: Paweł Keler

ORANŻERIA MIEJSKICH WRAŻEŃ

Korzystaj z tętniącego życiem serca Łodzi, jednocześnie ciesząc się sąsiedztwem zielonej oazy zabytkowego Parku im. Henryka Sienkiewicza oraz porośniętym gąszczem roślin dziedzińcem. Rozwiń skrzydła w miejscu, w którym miasto harmonicznie łączy się z naturą. Liczący osiem kondygnacji apartamentowiec usytuowany przy zbiegu ulic Kilińskiego i Nawrot w nieszablonowy sposób nawiązuje do architektury Łodzi – do jej XIXwiecznych wielkomiejskich kamienic. Powstają tu 162 apartamenty o powierzchni od 25 do 164 mkw., a także 116 miejsc parkingowych w garażu podziemnym i naziemnym, do których wjazd będzie usytuowany od strony ulicy Kilińskiego. Zewnętrzna bryła budynku wzbogacona zostanie stylowymi balkonami, tarasami i loggiami. Na fasadzie budynku znajdzie się też miejsce na cytaty z „Ziemi Obiecanej”. Na parterze zlokalizowane zostaną lokale usługowe.

BIURO SPRZEDAŻY Łódź, ul. Kilińskiego 111 48 695 771 881 flora@floralodz.pl floralodz.p

SPOTKANIA / AGNIESZKA SKRZYPCZAK
88 www.skrzydlewska.pl kwiaciarnieskrzydlewska kwiaciarnieskrzydlewska

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.