Architektura & Biznes 9/2014

Page 1



Koelnmesse 21-25 paĂŞdziernik 2014 Hala 7 Stoisko A028

www.furniko.pl





Design by sieger design

Łazienka Marzeń.

Elegancka, uniwersalna, wyjątkowa: Seria Happy D.2 w wykończeniu o strukturze lnu. Seria łazienkowa, która emanuje kobiecością - elegancka forma i miękkie kształty oraz ogromna funkcjonalność. Łazienka Duravit - synonimem piękna, jakości i technologii. Nic nie dorówna oryginałowi Duravit. Duravit znajdziesz również w Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie / Nagroda Roku SARP 2013. Dalsze informacje w Duravit Polska Sp. z o.o., tel. 22 716 00 15, 22 716 00 16 i www.duravit.pl







Wiesneth Architekten Fürth

Dekor indywidualny Ozywiamy przestrzen

Możemy sprawić, że otoczenie ożyje. FunderMax Dekor indywidualny umożliwia realizację Państwa pomysłów. Dowolne kompozycje, symbole, piktogramy systemów informacyjnych, grafiki a nawet obrazy – nie stawiamy barier Państwa kreatywności. Zobacz jak w 4 krokach zrealizujesz swój wymarzony projekt: www.individualdecor.com FunderMax Polska Sp. z o.o. ul. Rybitwy 12, PL-30 722 Kraków Tel.: + 48-12-65 34 528, Fax: + 48-12-65 70 545 infopoland@fundermax.biz


KO

UR NK

IZ S W

JA WYPOCZYNKU

MA S U

N

A

G

R Ó D P O N A D

N 0 P L 4 0 0 0


Architektury Ikona 0 6 ikona - z greckiego: obrazy, które kształtują kulturę.

DEMETRA design Naoto Fukasawa Lampa BIUROWa LED pRzyszłOs´cI Lampa tolomeo od artemide jest niewa˛tpliwie najbardziej znana˛ąi odnosza˛ca˛ sukcesy lampa˛ąbiurowa˛ąwszech czasów. obecnie firma artemide prezentuje lampe˛ biurowa˛ DEMEtRa LED, zaprojektowana˛ przez Naoto Fukasawe˛, która ponownie potwierdza innowacyjnos´c´ firmy artemide. Demetra ła˛czy wszystkie zalety nowoczesnej technologii LED w jednej jedynej lampie. Minimalizm, funkcjonalnos´c´ i zintegrowana moz˙liwos´c´ regulacji jasnos´ci s´wiatła zawsze be¸da˛ zachwycac´ uz˙ytkowników. w kombinacji z opcjonalnym czujnikiem obecnos´ci DEMEtRa bezkonkurencyjnie stanowi najbardziej wydajna˛ lampe¸ą biurowa˛. Informacja: www.artemidepolska.pl/demetra artemide Dystrybucja Polska sp. z o.o. ul. saperów 4 82-300 Elbla˛g tel. +48 55 619 58 29 Fax. +48 55 232 65 89 info@artemidepolska.pl www.artemidepolska.pl adresy oficjalnych dealerów na stronie www.artemide.com



miesięcznik A

RCHITEKTURA & BIZNES

WYDAWCA PUBLISHER Firma Wydawniczo-Reklamowa „RAM”, sp. z o.o. 30-015 Kraków, ul. Świętokrzyska 12, p. 513

Konto Bank Account No.

BANK PEKAO SA nr 96 1240 4533 1111 0000 5426 6812 NIP 677-000-91-35 Redaktor naczelny Wydawnictwa „RAM”, Prezes President of Board and Editor-in-Chief

Romuald LOEGLER

Konsultant merytoryczny, Dyrektor wydawniczy

na okładce: fragment holu głównego Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie

[patrz s. 56] proj.: Estudio Barozzi Veiga fot.: Wojciech Kryński

Andrzej KADŁUCZKA

Szczecin

Dyrektor ekonomiczny

redaktorka wydania/issue editor:

Publishing Director

Business Development Director

Małgorzata TOMCZAK

Ewa WCISŁO

BIURO WYDAWCY OFFICE

w następnym numerze/in the next issue

tel. 12 630-23-61

wizerunek miasta

RAM.biuro@architekturaibiznes.com.pl

Kierownik Biura Wydawcy Publisher’s Office Manager Małgorzata ŚLUSAREK

image of the city

m.slusarek@architekturaibiznes.com.pl

REDAKCJA EDITORIAL OFFICE 30-015 Kraków, ul. Świętokrzyska 12, p. 512, 516 tel. 12 630-23-60, 12 632-88-67; fax 12 632-69-30 redakcja@archibi.pl / redakcja@architekturaibiznes.com.pl

9[266]2014

Redaktorka naczelna Editor-in-Chief Małgorzata TOMCZAK malgosia@archibi.pl / m.tomczak@architekturaibiznes.com.pl tel. 12 630-23-60

Sekretarz redakcji i redaktorka działu Wydarzenia Editorial Assistant and Features Editor

Magda BRONIATOWSKA

magda@archibi.pl / m.broniatowska@architekturaibiznes.com.pl tel. 12 630-23-60

Redaktorka działu Wydarzenia Features Editor Beata SEWERYN beata@archibi.pl / b.seweryn@architekturaibiznes.com.pl tel. 12 630-23-60

Redaktorki Editors Katarzyna BARAŃSKA katarzyna@archibi.pl / k.baranska@architekturaibiznes.com.pl tel. 12 632-88-67

Dorota WANTUCH-MATLA dorota@archibi.pl / d.wantuch-matla@architekturaibiznes.com.pl tel. 12 632-88-67

Opracowanie graficzne Art Editor Lubomir NIKOLOV lubomir@architekturaibiznes.com.pl; tel. 12 630-23-63

Redaktor techniczny Technical Editor / DTP / IT Rafał PASTERNAK rafal@architekturaibiznes.com.pl; tel. 12 630-23-63

Korekta Proofreading Antonina DYCZEK Tłumaczenia angielskie English translations Jerzy JURUŚ Korespondenci Correspondents: Kaja PAWEŁEK (Warszawa), Anna CYMER (Warszawa), Michał DUDA (Wrocław), Marcin SZOSKA (Nowy Jork), Anna PLESZKO (Berlin), Marcin M. KOŁAKOWSKI (Lincoln), Anna POPIEL-MOSZYŃSKA (Paryż), Agnieszka STĘPIEŃ (Navarra), Aureliusz KOWALCZYK (Tokio)

PROMOCJA I REKLAMA PROMOTION & ADVERTISING 30-015 Kraków, Świętokrzyska 12, p. 514 tel./fax 12 632-69-30, tel./fax 12 630-23-64 reklama@architekturaibiznes.com.pl

Kierownik działu Head of Division Renata KIEPURA r.kiepura@architekturaibiznes.com.pl; tel. 12 632-86-60

Grażyna FRYCZ g.laszczyk@architekturaibiznes.com.pl; tel. 12 630-23-65

Stanisława SUCHAN-NOWAK s.suchan@architekturaibiznes.com.pl; tel. 12 634-39-59

Anna DRELICH a.drelich@architekturaibiznes.com.pl; tel. 12 632-69-30

Iwona MIELNICZEK i.mielniczek@architekturaibiznes.com.pl; tel. 12 630-23-64

Koordynator ds. imprez architektonicznych Architectural Event coordinator

Marta BĄK

m.bak@architekturaibiznes.com.pl; tel. 12 632-34-02

KOLPORTAŻ I PRENUMERATA CIRCULATION & SUBSCRIPTIONS

30-015 Kraków, Świętokrzyska 12, p. 517 tel: 12 632-82-45, 12 630-23-62 prenumerata@architekturaibiznes.com.pl

Kierownik działu Head of Division Rafał ZAWIŚLAK r.zawislak@architekturaibiznes.com.pl

PRENUMERATA: A&B oraz RUCH S.A.

Zamówienia na prenumeratę można składać na stronach www.architekturaibiznes.com.pl lub www.prenumerata.ruch.com.pl

NAŚWIETLANIE: DM SYSTEM — Kraków DRUK: LEYKO — Kraków A&B nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń. Redakcja zastrzega sobie prawo adiustacji nadesłanych tekstów. Materiałów nie zamówionych redakcja nie zwraca. Wszystkie materiały publikowane w A&B są objęte ochroną prawa autorskiego.

S

zczecin jest miastem z potencjałem” — twierdzą jego mieszkańcy, „cóż z tego, skoro nie w pełni wykorzystanym” — dodają. Trudno się dziwić tej, zauważalnej w każdej niemal rozmowie o tym mieście, nucie sceptycyzmu, skoro prawie jedna czwarta miasta znajduje się pod wodą, w tym rzeką, której nadbrzeże wcale nie jest tak zagospodarowane, jak oczami wyobraźni można by zobaczyć. Spróbujmy więc naszkicować bardzo realny, ale wciąż odległy w dzisiejszym kontekście, obrazek: letnie popołudnie, po koncercie np. w Filharmonii albo po wernisażu w muzeum „Przełomy”, albo z każdego innego powodu, który jest dobry, żeby wyjść z domu, ludzie idą spotkać się „na Wałach”. (Wały Chrobrego to nadrzeczne bulwary, które dzisiaj żyją tylko przy okazji jakiegoś festynu albo innej cyklicznej imprezy typu Dni Morza — przyp. red). Na owych Wałach, które są teraz bardzo szerokim deptakiem (poszerzonym o wielopasmową ulicę, która była tam kiedyś i która skutecznie oddzielała miasto od wody), mnóstwo ludzi spędza swój wolny czas. Siedzą na ławkach, popijają kawę czy inne napoje w kawiarniach, jeżdżą na rolkach albo na rowerze. Leżą na trawie, rozmawiają, śmieją się, ktoś czyta książkę czy gazetę albo po prostu patrzy w dal, na rzekę i jej zagospodarowane wyspy. Biegają dzieci, psy. Po prostu fragment miasta, który tętni życiem i przyciąga mieszkańców. Mieszkańców, dodajmy, którzy uwielbiają swoje miasto. Sielanka? Nie, tak mógłby funkcjonować Szczecin. Czy będzie? Czas pokaże. Jeszcze trzy lata temu, w rozmowie z władzami miasta usłyszałam, że to nierealne: bo kosztuje olbrzymie pieniądze, bo rozbija się o decyzje w Warszawie, która Szczecinem się mało interesuje, bo są pilniejsze sprawy do zrobienia, bo to, bo tamto. Dzisiaj nie jest to już taka odległa wizja. Powoli zaczyna się coś w tym temacie zmieniać, czego wyraz dał w rozmowie z Anią Popiel-Moszyńską architekt miejski Jarosław Bondar. Dodatkowo, nowy budynek Filharmonii czy sąsiadujące z nim „Przełomy” mają szansę napędzić architurystykę, a ta może stać się impulsem do nadchodzących zmian. A jest co w tym mieście zobaczyć — projekty nieżyjącego już Zbigniewa Abrahamowicza (jak choćby Teatr Letni), wille miejskie na Pogodnie, piękne założenia parkowe, urbanistyka na najwyższym poziomie, najstarsze kino w Europie, Zamek Książąt Pomorskich itp. itd. I wiadomo, to jest proces, który wymaga czasu. Ale nie tylko. Chyba przede wszystkim wymaga to świadomych i odważnych decyzji. Na szczęście, komenda „cała naprzód!” już została wydana.

W PRENUMERACIE TANIEJ!

2 lata 1 rok 6 miesięcy

270,00 zł (170,00 zł)* 150,00 zł (90,00 zł)* 78,00 zł (45,00 zł)*

* ceny dla uczniów i studentów

Małgorzata Tomczak



WYDARZENIA

KONKURSY – OKIEM KRYTYKA 20

W harmonii z dzielnicą (Jakub Głaz)

WYSTAWY Przywrócić magię światu (Karolina Mysiak)

26

Poezja konstrukcji (Anna Popiel-Moszyńska)

27

AKADEMIA A&B Eksperymentalna rezydencja w Andaluzji (Adrian Kasperski)

28

Centrum edukacyjno-badawcze EKO_LAB (Paulina Niewiadomska)

29

PATRONATY A&B 30

patronaty medialne A&B

WSPOMNIENIA 31

Carlo Weber (1934–2014) (Romuald Loegler)

KSIĄŻKI

20

Uzupełnienie obrazu (Małgorzata Jędrzejczyk)

32

Intelektualny pazur fińskiej architektury (Dorota Wantuch-Matla)

32

Wespół w zespół (Barbara Bułdys)

33

Żołnierska edukacja (Barbara Bułdys)

33

26

27

28

29


W harmonii z dzielnicą Zachłanność poznańskiej kurii i talenty warszawskich architektów. To połączenie może zaowocować wyjątkową architekturą nowej szkoły muzycznej. Jej przenosiny obdarzą harmonią jedną dzielnicę Poznania, a w drugiej — wprowadzą dysonans.

A

ż dwie szkoły wyprowadzają się z poznańskiej dzielnicy Łazarz. To kolejny cios dla jej reprezentacyjnego kręgosłupa — podupadłej ulicy Głogowskiej. Jednym z jej ostatnich ożywczych punktów były do niedawna międz y wojenne gmachy sąsiadujących ze sobą szkół: VIII liceum i Zespołu Szkół Muzycznych. W wyniku krytycznie ocenianej decyzji sądu, budynki trafiły w ręce poznańskiej archidiecezji. Przed wojną stawiał je ksiądz Czesław Piotrowski m.in. za pożyczone od miasta pieniądze, które, w wyniku wojny, nie wróciły w całości do miejskiej kasy. Po wojnie obie szkoły znacjonalizowano. Obecnie kuria zażądała tak wysokiego czynszu, że magistratowi bardziej opłacało się przenieść liceum na Stare Miasto. Z podobnych powodów, za środki Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nową siedzibę będą budować muzycy. Straci

ulica Głogowska i Łazarz, a zyska zaniedbany teren sąsiedniej dzielnicy Wilda. To tam dyrekcja szkoły znalazła działkę, na której chce postawić nowy budynek. Wilda i Łazarz to rówieśnicze dzielnice powołane do życia w 1900 roku w miejscu dawnych wsi i przedmieść. Intensywnie zabudowywano je czynszowymi kamienicami w pierwszych dekadach XX w. Wilda, położona w sąsiedztwie fabryk, miała charakter robotniczy — poza rektoratem politechniki nie ma tu znaczących szkół czy instytucji kultury. Dziś cecha ta słabnie. Wilda zmienia się w okolicę, na którą coraz przychylniej patrzą potencjalni mieszkańcy oraz deweloperzy, którzy działają w rejonach dalszych od centrum. To tu zaczyna rozmywać się przestrzennie dzielnica, którą między Starym Miastem a Rynkiem Wildeckim cechuje zwartość i urbanistyczny porządek.

Za Rynkiem straszą wyrwy po wyburzonych kamienicach lub zaniedbane działki, których nie tknęła ręka budowlańca. Jedną z nich przeznaczono na potrzeby nowej szkoły. Jej nieregularny wielobok ograniczają ulice: św. Jerzego, Wierzbięcice, ślepe ściany kamienic od strony ul. Krzyżowej, wreszcie — ruchliwa i hałaśliwa oś dzielnicy: ul. 28 Czerwca 1956 r., która w tym akurat miejscu wpada w miękki zakręt, nadając działce dynamiczne wklęsłe zaoblenie, podkreślone spadkiem terenu. By jak najlepiej wykorzystać potencjał działki, dyrekcja szkoły postawiła na architektoniczny konkurs, co w przypadku zamówień publicznych jest u nas wciąż równie rzadkie, jak pożądane. Organizację powierzono poznańskiemu oddziałowi SARP, a wyniki poznaliśmy w połowie czerwca. W konkursowych warunkach położono nacisk na „czytelność i strefowanie

funkcji, elastyczność w długim okresie użytkowania, niskie koszty eksploatacyjne, bezpieczeństwo uczniów i nauczycieli, warunki akustyczne oraz efektywność”. Szczegółowo określono liczbę oraz rodzaj sal koncertowych i dydaktycznych dość skomplikowanej struktury łączącej szkoły różnego stopnia. Dyrekcji placówki bardzo zależy, by służyła ona nie tylko edukacji, ale też imprezom kulturalnym organizowanym dla mieszkańców, co korzystnie wpłynie na rewitalizację okolicy. W planach jest udostępnienie jednej z sal na potrzeby prezentacji filmów, niejako w zastępstwie dzielnicowego kina Wilda przerobionego kilka lat temu na supermarket. Szkoła ma się stać żywym ośrodkiem oddziałującym na otoczenie. Inwestycja ma ruszyć w 2016 roku i pochłonąć ok. 50 mln zł. Konkursowym wymogom postanowiło sprostać pięćdziesiąt zespołów

i NAGRODA PROJEKT PPA Płaskowicki + Partnerzy Architekci AUTOR Piotr Płaskowicki, WSPÓŁPRACA AUTORSKA Marta Sawaryn, Mateusz Mindziak, Izabela Baron-Kusak, Joanna Grzanka, Krystian Jasiński

OPINIA JURY I nagrodę przyznano za: • spełnienie w największym stopniu wymogów dotyczących rozwiązań funkcjonalno-użytkowych; • oryginalną propozycję zagospodarowania przestrzeni wewnętrznych i stworzenie wyjątkowego klimatu strefy foyer oraz strefy holu głównego; • innowacyjność w zakresie propozycji materiałowych; • ideę przenikania przestrzeni zewnętrznych i wewnętrznych (kolumnada pełniąca funkcję bariery akustycznej); • za szczególnie udany rozdział strefy koncertowej i szkolnej, jednocześnie zapewniając połączenie wizualne obu części.

20

K O N K U R S Y

O K I E M

K R Y T Y K A

architektura & biznes 92014


koncepcje urbanistyczno-architektoniczne budynku ZSM w Poznaniu

z Polski i Europy. Poza trzema głównymi nagrodami przyznano jedno wyróżnienie pierwszego stopnia oraz po trzy drugiego stopnia i trzy honorowe. Pozaregulaminową mnogość wyróżnień jury uzasadniło chęcią docenienia różnorodnych propozycji zagospodarowania terenu. Ich jakość budzi uznanie, a pierwsza trójka nagrodzonych projektów prezentuje zbliżony wysoki poziom koncepcji i warsztatu. Trofeum było jednak jedno. Trafiło w ręce architektów ze stołecznej pracowni PPA Płaskowicki + Partnerzy Architekci (I nagroda, 25 tys. zł). Zaproponowali oni zwartą, dość dynamiczną bryłę o elewacjach osłaniających wnętrze gęstymi pionowymi podziałami nawiązującymi do klawiatury fortepianu. Uznanie zyskały m.in. „idea przenikania się przestrzeni zewnętrznych i wewnętrznych (kolumnada pełniąca funkcję bariery akustycznej)”, „szczególnie udany rozdział strefy

koncertowej i szkolnej, jednocześnie zapewniający połączenie wizualne obu części” oraz „stworzenie wyjątkowego klimatu strefy foyer oraz strefy holu głównego”. Widać wyraźnie, że jurorów urzekły przede wszystkim atrakcyjne dyspozycje wnętrza skrytego za mocno zuniformizowaną fasadą. Zajrzyjmy więc do środka. Na parterze królować mają trzy różnej wielkości sale koncertowo-widowiskowe zamknięte w owalnych jajowatych kapsułach przywodzących również na myśl ścięte u góry gigantyczne bulwy. Wszystkie trzy dostępne są z foyer na poziomie –1, na który prowadzą z holu reprezentacyjne schody o miękkiej linii korespondującej z kształtem sal. Zaskakuje kontrast między zdyscyplinowanymi elewacjami a intrygującą rzeźbiarską kompozycją kapsuł dobrze widocznych także z ulicy, dzięki rozrzedzeniu podziałów elewacji w strefie parteru.

Strop centralnie ulokowanej małej sali koncertowej to jednocześnie platforma, na której zaprojektowano centrum multimedialne. Zarówno ono, jak i foyer oraz hol doświetlone są silnie przez przeszklony dach w centralnej części budynku. Przeciwwagą dla pełnej fantazji strefy koncertowej jest — znajdująca się na wyższych kondygnacjach — prostsza i podporządkowana funkcji część dydaktyczna, do której dostępu broni portiernia oraz osobna klatka schodowa. W północno-wschodnim narożu, z ostatniej kondygnacji „wykrojono” ukośnie obszerny taras służący letnim koncertom. To ciekawy pomysł na nawiązanie kontaktu z otoczeniem, podobnie jak swego rodzaju gadżet: multimedialne elementy fasady, która ma intrygować przechodniów przyciskami generującymi dźwięki, czy też gniazdami umożliwiającymi podłączenie słuchawek. Koncept ten

zestawiony z prostotą budowli nawiązuje, zdaniem autorów, do instrumentu o nazwie kachon — prostej skrzynki tworzącej zróżnicowane dźwięki. To dość trafna metafora dla powściągliwej bryły oferującej wewnątrz bogate wrażenia przestrzenne. Warto zauważyć, że i zewnętrzny umiar nie razi monotonią. Skośne linie oraz płaszczyzny kształtujące bryłę oraz wysokość jej naroży prowadzą czytelny, inteligentny dialog z sąsiednimi budynkami. Szkoła wyraźnie podkreśla przy tym funkcjonalną odrębność, nie próbuje imitować czy przetwarzać form kamienicznych fasad. Koncentruje na sobie uwagę dyscypliną pionowych podziałów. Zdaje się zaznaczać rangę obiektu, który ma szansę zostać kulturotwórczym ośrodkiem dzielnicy. Nieco odmiennie obecność szkoły w tkance Wildy wyobrazili sobie zdobywcy wicemistrzostwa: projektanci

SKŁAD SĄDU KONKURSOWEGO prof. nadzw. dr Jerzy Suchanek — przewodniczący Sądu Konkursowego (SARP Poznań) Wojciech Krawczuk — sędzia referent (SARP Poznań) Marta Buczkowska (Społeczny Komitet budowy nowej siedziby ZSM w Poznaniu) Antoni Urban (Społeczny Komitet budowy nowej siedziby ZSM w Poznaniu) Wojciech Michalski (dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych) Oskar Grąbczewski (SARP Katowice) Eryk Sieiński (SARP Poznań) Przemysław Woźny — sekretarz konkursu (SARP Poznań)

architektura & biznes 92014

K O N K U R S Y

O K I E M

K R Y T Y K A

21


z pracowni Bulanda i Mucha A ­ rchitekci (II nagroda, 15 tys. zł). Pod zabudowę przeznaczyli tylko trzy czwarte terenu, tworząc przed wejściem do budynku wielofunkcyjny publiczny plac od strony ulicy św. Jerzego. Przy okazji chcieli ocalić istniejący szpaler drzew, który uroz­maica biegnącą ku parkowi ulicę. Uzyskane w ten sposób przedpole mogłoby ożywić przestrzeń przed szkołą oraz utworzyć lokalne miejsce spotkań, którego ten fragment dzielnicy jest pozbawiony. Tym zabiegiem architekci zasłużyli na przychylność jury, którym do gustu przypadły też „czytelny podział stref budynku z rozdziałem funkcji ze szczególnym uwzględnieniem osobnego wejścia do sali teatralno-koncertowej” oraz „wysokie walory architektoniczne budynku połączone ze szczegółowym opracowaniem rozwiązań materiałowych”. Przyjrzyjmy się im bliżej.

I w tym przypadku projektanci postawili na dzieło o formie autonomicznej wobec otoczenia. Masywność gmachu o czterech naziemnych kondygnacjach rozbita jest od północy i zachodu kompozycjami płaszczyzn z ażurowo ułożonych cegieł i dużych przeszkleń. Od wschodu betonowa elewacja przepruta prostokątami okien prowadzi dość luźny dialog z fasadą przeciwległego gimnazjum i kontynuuje poziome podziały frontu sąsiedniej kamienicy. Okna sal dydaktycznych wychodzą też na wewnętrzny dachowy dziedziniec ulokowany na trzeciej kondygnacji. Wycięcie w ostatnim piętrze letniego tarasu od strony północno-wschodniej różnicuje bryłę i pozwala silniej zaakcentować reprezentacyjne naroże celujące zadziornie w ulicę 28 Czerwca. Kubicznej prostocie na zewnątrz odpowiada utrzymany w podobnym duchu podział wnętrz. O kontrastach ze

zwycięskiej pracy nie ma tu mowy. Inaczej też rozplanowano sale koncertowe i teatralną, dostępne z różnych poziomów, ukryte we wnętrzu, lub — jak sala kameralna — widoczne z ulicy przez szklaną ścianę. Pomieszczenia dydaktyczne umieszczono na trzech najwyższych piętrach; kilka związanych z nimi rozwiązań jurorzy uznali jednak za niedoskonałe. Pochwalili za to, dając najniższe miejsce na podium, projekt warszawskiej pracowni Brzozowski Grabowiecki Architekci (III nagroda 10 tys. zł). W tej koncepcji przykuwają wzrok nie tylko dynamiczne elewacje, ale i „ogród muzyczny” — obszerne trzykondygnacyjne atrium, zielona strefa wypoczynkowa dla znużonych ćwiczeniami uczniów. Ogród znajduje się nad centralnie ulokowanymi, wyizolowanymi z otoczenia salami: dużą, kameralną i teatralną. Najniższa jego część dostępna jest z parteru od strony ul. 28 Czerwca.

Ii NAGRODA PROJEKT Bulanda i Mucha Architekci AUTORZY Andrzej Bulanda, Jacek Chyrosz, Włodzimierz Mucha, Jadwiga Gajczyk, Maciej Kaufman, Gaweł Tyrała WSPÓŁPRACA Michał Brzychcy, Cristian Ortega Mũnoz, Piotr Pachowski, Marek Janiszewski, Ewa Więckowska-Kosmala, Marek Wróblewski

OPINIA JURY II nagrodę przyznano za: • rozwiązanie urbanistyczne polegające na cofnięciu elewacji od ul. Św. Jerzego i wykreowaniu placu integrującego wnętrze budynku z otoczeniem oraz zachowanie istniejącego drzewostanu; • czytelny podział stref budynku z rozdziałem funkcji ze szczególnym uwzględnieniem osobnego wejścia do sali teatralno‑koncertowej; • wysokie walory architektoniczne budynku połączone ze szczegółowym opracowaniem rozwiązań materiałowych.

rzut parteru

przekrój

22

K O N K U R S Y

O K I E M

K R Y T Y K A

architektura & biznes 92014


koncepcje urbanistyczno-architektoniczne budynku ZSM w Poznaniu

IIi NAGRODA PROJEKT Brzozowski Grabowiecki Architekci AUTORZY Jan Belina Brzozowski, Konrad Grabowiecki, Wojciech Kotecki WSPÓŁPRACA AUTORSKA Adam Gielniak, Mateusz Pakuła, Mariusz Wronowski

OPINIA JURY III nagrodę przyznano za: • klarowny i czytelny rozdział funkcji koncertowych i dydaktycznych oraz dostępność obiektu z wielu kierunków; • interesującą aranżację przestrzeni wypoczynkowych w formie wielopiętrowego atrium oraz aneksów indywidualnego wypoczynku i nauki, powiązanych z układem komunikacji ogólnej; • oryginalne rozwiązanie architektoniczne z wykorzystaniem wysokiej jakości detalu.

Pośrednia — z pierwszego piętra, a najwyższa — z drugiego. Całość otaczają ciągi sal dydaktycznych pogrupowanych funkcjonalnie w bloki rozdzielone aneksami wypoczynkowymi. Tak ukształtowana obudowa atrium ma formę ażurowego muru, gdzie „cegłami” są bloki dydaktyczne, a aneksy to wizualne łączniki między wnętrzem, ogrodem i ulicami. Na uwagę zasługuje oddzielenie od skrzydła koncertowego wejścia do części szkolnej, ulokowanego w północno-wschodnim narożu. Doceniona przez jury troska o wygodne miejsce do relaksu i nauki to clou tego projektu. W opisie architekci silnie podkreślają unikalny charakter szkoły muzycznej — miejsca wytężonej, dodatkowej pracy, które dla wielu uczniów staje się drugim domem. Silniej niż dwie pierwsze prace budowla ta otwiera się na otoczenie, także za sprawą sporych otworów okiennych będących precyzyjną

kompozycją tafli szkła i ukośnie ustawionych betonowych oraz aluminiowych prefabrykatów. Nadaje to elewacjom dynamiki, zwłaszcza od strony zachodniej, na łuku ulicy 28 Czerwca. Autorzy chcieli, by — w zależności od kierunku patrzenia — budynek wydawał się mniej lub bardziej transparentny. Wiele niuansów wydobywałaby też w ciągu dnia gra światła i cienia. Podobnej różnorodności nie oferuje bardziej monolityczny z zewnątrz projekt pracowni AMC — Andrzej M. Chołdzyński (wyróżnienie I stopnia, 6 tys. zł). Za to są tu także wewnętrzne zielone patia na dachach sal koncertowych. Zupełnie inna jest jednak logika ich usytuowania. Zaproponowano bardzo klarowny układ: na dwie wyraźne części dzieli budynek wysoki hol łączący ulice Wierzbięcice i 28 Czerwca. Prowadzące doń wejście główne umiejscowiono w silnie

zaakcentowanym wcięciu linii zabudowy podkreślającym dynamikę łuku ulicy. Uzyskano w ten sposób także przedpole wyróżniające reprezentacyjną strefę. Z długiego holu prowadzą wejścia do prostopadle usytuowanych sal koncertowych i teatralnej, a na wyższych kondygnacjach — zielonych dziedzińców. To właśnie ten czytelny i przyjazny użytkownikowi schemat zadecydował o wyróżnieniu pracy. Z innych powodów jur y doceniło projek t konsorcjum dwóch biur: SADAR+VUGA z Ljubljany i Easst.com z Poznania (wyróżnienie równorzędne II stopnia, 3 tys. zł) Uwagę zwróciły „interesujące rozwiązania elewacji właściwych dla miejsca i charakteru obiektu”. Szkołę podzieloną funkcjonalnie na dwie bryły (koncertową i edukacyjną) opasano spójnymi elewacjami o zróżnicowanych pionowych podziałach. Zdaniem projektantów, tworzą rodzaj „falującej kurtyny”

rzut parteru architektura & biznes 92014

przekroje K O N K U R S Y

O K I E M

K R Y T Y K A

23


wyróżnienie I stopnia PROJEKT AMC – Andrzej M. Chołdzyński AUTOR Andrzej M. Chołdzyński WSPÓŁPRACA Tomasz Burno, Piotr Dynowski, Artur Wieliczko, Mirosław Falkowski, Jan Chwedczuk, Tomasz Birezowski, Sebastian Kochel

OPINIA JURY Wyróżnienie I stopnia przyznano za bardzo dobre rozwiązanie funkcji przestrzennych, w szczególności za ideę prowadzenia użytkowników poprzez zielone patia budynku.

skonstruowanej z elementów ceramicznych i szklanych płaszczyzn. Elewacje takie zastosowano także konsekwentnie w obszernym atrium — sercu całego założenia przeznaczonym m.in. na koncerty. Wykuszowe elewacje mają polepszyć jego akustykę. Całość tworzy założenie konsekwentne i odrębne. Nie krzyczy jednak formą i nie przytłacza, szanując otoczenie. Bardziej totalne rozwiązanie zaproponowała z kolei poznańska Pracownia Architektoniczna 1997 (wyróżnienie równorzędne II stopnia, 3 tys. zł). Totalne, bo pozbawione widocznych z zewnątrz okien, lecz złagodzone pofalowaniem oraz obłościami elewacji. Wyższe kondygnacje „owinięto” wijącymi się miękko poziomymi żaluzjami ceramicznego rusztu absorpcyjnego chroniącego przed hałasem i zbytnim nasłonecznieniem. To druga „skóra” gmachu, za którą ukryto okna w wewnętrznym ciemnoszarym

24

K O N K U R S Y

O K I E M

murze. Wstęgi rusztu zdają się unosić nad szklanymi ścianami osłonowymi parteru i pierwszego piętra. Projektanci zdecydowali się na stworzenie silnej wizualnie dominanty, odrzucając bardziej typowe rozwiązania elewacji, które mogłyby upodobnić szkołę do przeciętnego biurowca. Jury doceniło te wysiłki, komplementując „interesującą bryłę harmonizującą z otoczeniem i konsekwentne rozwiązanie wnętrza”. Uznaniem cieszyła się też konsekwencja, za którą wyróżniono projektantów z PAG Pracownia Architektury Głowacki z Wrocławia (wyróżnienie II stopnia, 3 tys. zł). Elewacje, bardziej klasyczne niż w poprzednim projekcie, zmiennym rytmem podziałów mają nawiązywać do okolicznej zabudowy. Dynamiczne nadwieszenie naroża od strony ul. 28 Czerwca akcentuje umieszczone pod nim główne wejście, a wycięcie we wschodniej

K R Y T Y K A

elewacji to „negatyw” ryzalitu znajdującego się naprzeciw gimnazjum. Odpoczynkowi i integracji służyć mają dwa obszerne patia: pierwsze sięga parteru, zespolone optycznie z foyer i kawiarnią, drugie, nad salą koncertową — obsługuje część szkolną. Prostota i konsekwencja elewacji odpowiadają bardzo czytelnemu podziałowi wnętrz. Łączy je też wykończenie: perforowana blacha aluminiowa z miedzianą powłoką miałaby być widoczna zarówno w szkolnych korytarzach, jak i na elewacjach. *** Ciekawych wizualnie propozycji było zresztą w konkursie więcej. Co ważne, stawiano na rozwiązania współczesne, bez prób historyzującej mimikry, szukające w inny sposób punktów spójnych z otoczeniem. Dość powszechna była też ucieczka od typowo szkolnych kształtów na rzecz formy kojarzonej raczej

z instytucją kultury. I choć zwycięska praca zaskoczyła nieco zachowawczych poznaniaków, to jest celnym nowoczesnym uzupełnieniem dzielnicy zasobnej nie tylko w eklektyczne domy, ale i architekturę przemysłową, modernistyczną oraz z czasów postmodernistycznego „plombowania” zabudowy. Wyrafinowane, rzeźbiarskie wnętrze stać się może kolejnym, po Bramie Poznania, symbolem nowej poznańskiej architektury. Projektowi przeznaczonemu do realizacji brak może jedynie otwartych zewnętrznych przestrzeni. Proponowane przez konkurencję zielone patia lub wielofunkcyjny plac przed szkołą kuszą lubianą przez uczniów swobodą oraz otwarciem na otoczenie. Pozostaje mieć nadzieję, że nawet bez nich nowa muzyczna szkoła zagra dobrze w przestrzeni historycznej dzielnicy łapiącej ożywczy głęboki oddech. Jakub Głaz

architektura & biznes 92014


koncepcje urbanistyczno-architektoniczne budynku ZSM w Poznaniu

wyróżnienie RÓWNORZĘDNE II stopnia PROJEKT SADAR+VUGA, (Ljubljana, Słowenia) + Easst.com AUTORZY Jurij Sadar, Boštjan Vuga, Miha Čebulj, Jurij Ličen, Tinka Beltram Prekovič, Tomaž Krištof, Mirče Mladenov, Rok Prislan, Łukasz Sterzyński, Marcin Sucharski, Anna Brudzyńska, Aleksandra Jung, Ewelina Pachla

OPINIA JURY Wyróżnienie równorzędne II stopnia przyznano za interesujące rozwiązania elewacji właściwych dla miejsca i charakteru obiektu

wyróżnienie RÓWNORZĘDNE II stopnia PROJEKT Pracownia Architektoniczna 1997 AUTORZY Krzysztof Frąckowiak, Aleksandra Kornecka, Karolina Gerke, Michał Wicherek, Rafał Hodyra, Magda Lelonkiewicz, Katarzyna Weiss, Andrzej Fiszbach WSPÓŁPRACA AUTORSKA Piotr Machowiak

OPINIA JURY Wyróżnienie równorzędne II stopnia przyznano za interesującą bryłę harmonizującą z otoczeniem i konsekwentne rozwiązanie wnętrza.

wyróżnienie RÓWNORZĘDNE II stopnia PROJEKT PAG Pracownia Architektury Głowacki AUTOR Tomasz Głowacki WSPÓŁPRACA Jakub Podgórski, Maciej Popławski, Katarzyna Rybczyńska‑Janczyk

OPINIA JURY Wyróżnienie równorzędne II stopnia przyznano za konsekwencję idei widoczną w elewacji i dyspozycji rzutu. architektura & biznes 92014

K O N K U R S Y

O K I E M

K R Y T Y K A

25


Od 21 maja do 6 października w Cité de l’architecture et du patrimoine w Paryżu można zobaczyć wystawę „Réenchanter le monde”. Została ona zrealizowana we współpracy z czterdziestoma architektami, laureatami międzynarodowej nagrody Global Award for Sustainable Architecture. Wyróżnienie to, zapoczątkowane w 2007 roku przez profesor Janę Revedin i Cité de l’architecture, przyznawane jest architektom, którzy swoją pracą przyczyniają się do tworzenia równowagi i harmonii w relacji między człowiekiem i środowiskiem. Działają w myśl idei zrównoważonego rozwoju, proponują najbardziej innowacyjne rozwiązania w odpowiedzi na pytania o problem migracji społeczeństw do miast, zarządzanie zasobami naturalnymi czy definicję postępu. Powstawanie projektu jest dla nich zbiorowym procesem opartym na wymianie doświadczeń i wspólnych metod działania.

© Studio Mumbai

Przywrócić magię światu

przestrzeń warsztatowa pod gołym niebem, Studio Mumbai, Alibag, Indie, 2005–2014

Wystawa „Réenchanter le monde” stanowi zbiorowy manifest odnoszący się do przyszłości świata zamieszkanego i włącza się do międzynarodowej dyskusji na temat wielkich przemian miejskich, ekologicznych, demograficznych, energetycznych i ekonomicznych, rozgrywających się na naszych oczach, a także ich wpływu na warunki życia człowieka. Jaka jest rola architekta w epoce wielkich przemian? Wystawa stawia pytanie o jego najważniejszą misję we współczesnym świecie. Tytułowy termin réenchanter le monde został zapożyczony od francuskiego filozofa Bernarda Stieglera, który w książce napisanej wraz z Ars Industrialis „Réenchanter le monde — La ­valeur esprit contre le populisme industriel” mówi o potrzebie przywrócenia roli rozumu i ducha w procesie organizacji światowej gospodarki. Zgodnie z przekazem wystawy, to właśnie architekt podejmuje próbę nadania życia, „uduchowienia” zapomnianych przestrzeni miejskich, które w efekcie postępu przemysłowego i przemian gospodarczych zatracają ludzką skalę i wymiar. Jak podkreśla architekt Thomas Herzog, w obecnej fazie kryzysu i poszukiwań architektura musi podjąć dialog z nauką i techniką. Wystawa podzielona została na trzy odrębne części. Pierwszą, najważniejszą stanowi manifest. Jest on podzielony na sześć głównych zagadnień. Założenia manifestu dotyczą: globalizacji, ochrony natury, gospodarowania zasobami wody, powietrza i ziemi, warunków życia człowieka, tworzenia nowych jednostek

mieszkaniowych, a także architektury powstającej w oparciu o technikę i wiedzę społeczeństw. Jego ilustrację stanowi ponad sto projektów architektonicznych pogrupowanych według zagadnień. Wybranym projektom towarzyszą makiety, zaś w centralnej części sali zorganizowano przestrzeń multimedialną, w której można obejrzeć wybrane prace i wysłuchać wywiadów z ich autorami. Drugą część wystawy tworzą „Fragmenty świata” („Fragments de monde”). Są to filmy przedstawiające projekty-eksperymenty, które są przykładami wprowadzonej w życie i dobrze funkcjonującej światowej myśli ekologicznej. Wśród nich możemy zobaczyć między innymi bardzo ciekawy film o budowie kampusu Akademii Sztuk Pięknych w Hangzhou w Chinach. Dawna architektura chińska stanowiła naturalny element krajobrazu — w tradycyjnym malarstwie wtapia się w otoczenie niczym woda czy góry. Jest jego nierozłącznym elementem. Dlatego też Wang Shu, laureat Nagrody Pritzkera, w swoim projekcie kampusu otworzył budynki w kierunku zalesionych wzgórz. Wykorzystał też dachówki i cegły ze zniszczonych budynków miasta, poprzez zastosowanie techniki wa pan, polegającej na tworzeniu nowych konstrukcji murowanych z odzyskiwanego gruzu. Projekt Wang Shu stał się wyrazem krytycznego spojrzenia na zniszczenia, jakie dokonały się w Hangzhou, kiedy to na przestrzeni trzydziestu lat dziewięćdziesiąt procent miasta uległo destrukcji. Odnosząc się do historii i tradycyjnych materiałów, a także

© Cyrille Weiner

zespół zabudowy w Boulogne-sur-Mer, proj.: Construire, Francja, 2009–2013

26

W Y S T A W Y

czerpiąc inspirację z zachodnich technik konstrukcyjnych, architekt zaproponował trwałe i mądre rozwiązanie na przyszłość. Innym przykładem jest znany projekt szkoły w wiosce Gando w Burkina Faso w Afryce. Architekt Diébédo Francis Kéré poprzez realizację tego budynku otwiera mieszkańcom drogę do nauki, a jednocześnie uczy ich zasad estetyki i architektury. Co istotne, jego projekt został stworzony w całości z lokalnych materiałów budowlanych. Ograniczony budżet budowy, konieczność wymiany wiedzy i doświadczenia sprawiły, iż w czasie realizacji projektu zawiązały się silne więzy wspólnoty mieszkańców [por. A&B 11/2013]. Interesującym przykładem pokazanym w tej sekcji jest także film „Studio Mumbai — Praxis” przedstawiający atelier biura architektonicznego Studio Mumbai w indyjskim Alibag. Od 2005 roku architekci i doświadczeni lokalni rzemieślnicy pracują wspólnie nad projektami w skali 1:1, tworząc prototypy i przygotowując projekty bez pośrednictwa osób czy instytucji zewnętrznych. Ich praca jest produkcją całkowicie niezależną. Założyciel biura, Bijoy Jain, który kształcił się w Stanach Zjednoczonych, wrócił do Indii, by tworzyć w swoim ojczystym kraju architekturę nowoczesną, zgodną z ekologicznymi założeniami. Projekty powstające w atelier mają wydobyć piękno krajobrazu, w którym powstają, zachować szacunek do historii miejsca, a także korzystać z dostępnych, lokalnych materiałów. Ciekawym elementem wystawy jest także film „La maison de Sophie” przedstawiający projekt renowacji ulicy Dela­ croix w Boulogne-sur-Mer zrealizowany przez Patricka Bouchaina. Architektowi z biura projektowego Construire udało się przekonać mera miasteczka, by zamiast budowy nowej dzielnicy w miejscu wyburzonej starej tkanki miejskiej, przeprowadzić rehabilitację istniejącej zabudowy. W projekcie-eksperymencie uczestniczyło sześćdziesięciu mieszkańców Boulogne-sur-Mer. Proces renowacji przebiegał w oparciu o dyskusje

i wywiady z użytkownikami tej przestrzeni. Stali się oni współautorami i współ­ wykonawcami projektu trwającego trzy lata. Firmy realizujące zadanie rzeczywiście zatrudniły mieszkańców na czas trwania budowy. Architekt, który na okres wykonania projektu przeprowadził się na ulicę Delacroix, starał się zrozumieć, a następnie urzeczywistnić marzenia mieszkających tam ludzi. W miarę upływu czasu stali się oni bardziej świadomi przestrzeni, w której żyli, zaczęli z większą łatwością komunikować się między sobą i wspólnie budować otaczającą ich rzeczywistość. Co istotne, renowacja istniejącej dzielnicy zmieściła się w początkowym budżecie przewidzianym na samo wyburzenie osiedla. Zwiedzając wirtualnie te wszystkie „fragmenty świata”, odkrywamy nowe zresocjalizowane przestrzenie, którym wcześniej zdawał się być przeznaczony najgorszy z możliwych scenariusz. Architekt ma za zadanie odkrywać te zapomniane miejsca i nadawać im ludzki, zrównoważony wymiar. „Fragmenty świata” to nie martwe punkty, lecz przestrzenie naszego życia. Trzecią część wystawy stanowią „Gabinety nauki” („Cabinets de science”), przedstawiające prywatne laboratoria — miejsca pracy różnych architektów, którzy pragną podzielić się swoim zapałem do świadomego kształtowania rzeczywistości. Wystawa „Réenchanter le monde” prezentuje świat w okresie przemian, a także przeobrażającą się wraz z nim architekturę. Architekci muszą poszukiwać nowych rozwiązań tak, by to przejście dokonywało się w jak najbardziej twórczy i optymalny dla nas i środowiska sposób. Wystawa pokazuje jak wiele już zostało zrobione, ale też jak wiele pracy jest wciąż przed nami. Każdy znajdzie tu dla siebie jakiś fragment rzeczywistości, który zainspiruje go z pewnością do przemyśleń, może nawet do działania? Karolina MYSIAK Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Cité de l’architecture & du patrimoine w Paryżu. architektura & biznes 92014


© AA / CAPA / Archives d’architecture du XXème siècle

© AA / CAPA / Centre d’archives d’architecture du XXe siècle

© AA / CAPA / Archives d’architecture du XXème siècle/Jean Biaugeaud

Poezja konstrukcji

detale sklepienia oraz widok z lotu ptaka budynku Centre National des Industries et des Techniques, La Défense, Paryż, 1952–1958

W 1939 roku utalentowany student Bernard Zehrfuss otrzymał Grand Prix de Rome, jednak wojna uniemożliwiła mu odbycie tradycyjnego pobytu w Villa Medici. Zaciągnął się do Forces fran­çaises libres. Został wysłany do Algierii, a stamtąd wezwano go do Tunezji, która była wówczas francuską kolonią. Pierwsze znaczące doświadczenia Zehrfussa to ocena wojennych zniszczeń dokonanych w Tunezji oraz zakrojona na szeroką skalę odbudowa kraju. Okres między 1943 a 1947 rokiem to dla architekta, kierującego tunezyjskim urzędem architektury i urbanistyki, czas ek sper ymentów przeprowadzanych w skali jeden do jeden. Odbudowa całych miast, budynków użyteczności publicznej oraz osiedli mieszkaniowych stanowiła idealną okazję do wprowadzenia w życie nowoczesnych teorii przy jednoczesnym odniesieniu do wielowiekowej tradycji architektury wernakularnej oraz użyciu lokalnych materiałów. Doświadczenia z Tunezji dokumentują przedstawione na ekspozycji plany Domu Minima, cmentarzy żołnierzy w Kairuan i Gammarth czy urbanistyczne założenia miast: Safakisu, Tunisu, Susy czy Bizerty. Pod koniec lat czterdziestych Zehrfuss zaczął swoją działalność projektową we Francji oraz — co istotne dla dalszego rozwoju bliskich mu teorii ideowych — wstąpił do słynnej UAM (L’Union des Artistes Modernes) a także, nieco później, do grupy Espace — powstałej w 1951 roku z inicjatywy architekta André Bloca oraz malarza Félixa Del Marle. Celem stowarzyszenia była integracja sztuki z otoczeniem, możliwa dzięki architektura & biznes 92014

współpracy architektów z przedstawicielami innych dyscyplin sztuki: rzeźbiarzami czy malarzami. Idee te Zehrfuss wprowadził już w swoich pierwszych projektach we Francji — dwóch dużych realizacjach przemysłowych. Pierwsza to wybudowana w latach 1948–1953 drukarnia Mame w Tours. Powstała na obrzeżach miasta fabryka, mimo dużej powierzchni musiała mieć zapewnione naturalne, dobre światło. Architekt, we współpracy z Jeanem Prouvé, zastosował tam eksperymentalny, wykonany z aluminium, lekki dach pilasty pozwalający na świetne doświetlenie wnętrz oraz nieograniczone możliwości rozbudowy bryły. Efektem współpracy z artystą Edgardem Pillet były zaś kolory użyte w rozmaitych częściach obiektu. Druga realizacja to powstała w latach 50. fabryka Renault we Flins; również tam oprawą kolorystyczną zajął się Félix Del Marle. Niezwykle istotnym rozdziałem w twórczej działalności Bernarda Zehrfussa było (wspólne z Robertem Camelotem i Jeanem de Mailly) kierowanie od 1950 roku planem zagospodarowania przestrzennego La Défense. Ten „francuski Manhattan”, powstały na obszarze prawie trzystu pięćdziesięciu hektarów, odzwierciedla modernistyczne przekonania Zehrfussa. Ostateczny kształt projektu zatwierdzony zostaje przez generała Charles’a de Gaulle’a w 1956 roku — dzielnica nowoczesnych biurowców powstaje wzdłuż centralnej osi widokowej, stanowiącej przedłużenie założenia Pól Elizejskich, ruch samochodowy i przestrzeń piesza zaś rozdzielone zostają na dwa niezależne

poziomy olbrzymią betonową płaszczyzną. Właśnie w La Défense Zehrfuss współtworzy obiekt, który przeszedł do historii architektury. To zrealizowany przy głównej osi założenia La Défense budynek CNIT‑u (Centre National des Industries et des Techniques), czyli powstałe na planie trójkąta centrum ekspozycyjne, przekryte olbrzymim samonośnym łukowatym dachem o rozpiętości boku sięgającej dwustu osiemnastu metrów i wysokości w świetle równej czterdziestu sześciu metrom. Wystawa w Cité jest okazją do obejrzenia zdjęć z placu budowy tego niezwykle emblematycznego obiektu, gdzie architektoniczna siła wyrazu jest konsekwencją niezwykłej konstrukcji. Obok CNIT‑u, przedstawiając twórczość Bernarda Zehrfussa, nie sposób nie wspomnieć także o budynkach paryskiego UNESCO oraz o znajdującym się w Lyonie Muzeum Cywilizacji ­G alijsko-Rzymskiej. „Nowoczesny pałac” UNESCO autorstwa trio: Bernarda Zehrfussa, Marcela ­Breuera oraz włoskiego inżyniera Piera Luigi Nerviego dzięki swej modernistycznej formie i niezwykłej konstrukcji również wpisał się w kanon historii nowoczesnej architektury. W Cité podziwiać można rysunki i plany techniczne tego projektu; przyciągają także bardzo ciekawe zdjęcia wnętrz, poetyckiego ogrodu Isamu Noguchiego oraz konsekwentnych stylistycznie i artystycznie detali. Mniej znany poza granicami Francji — lecz nie mniej wart obejrzenia — jest projekt liońskiego muzeum. Powstały na przełomie lat 60. i 70. XX wieku budynek, usytuowany jest na wzgórzu, tuż obok

teatru oraz innych odkrytych pozostałości epoki galloromańskiej. O idei projektu najlepiej opowiedział chyba sam architekt w publikacji „Vie d’architecte” („Życie architekta”): „Strome zbocze pozwoliło na całkowite ukrycie muzeum wewnątrz wzgórza. Umożliwiło ono również stworzenie specyficznie ukierunkowanych otworów, dzięki którym wnętrze obiektu pozostaje w łączności z zabytkami znajdującymi się na zewnątrz, zapewnia ciekawe kadrowanie widoków otoczenia oraz »bombarduje« wnętrze naturalnym światłem”. Bernard Zehrfuss pozostwił po sobie dużą, bo liczącą około stu czterdziestu projektów, spuściznę. Zwiedzając wystawę w Cité, przyszły mi na myśl „Źle urodzone” Filipa Springera. Bowiem mimo różnicy kontekstualnej i politycznej, silna w swoim wyrazie architektura „urodzona” w okresie powojennym — niewątpliwie nie jest twórczością łatwą w odbiorze i akceptacji. Dzięki ekspozycjom takim jak ta, publiczność francuska, oraz polscy czytelnicy, mają możliwość zrozumienia techniki, estetyki oraz idei tamtego okresu. Oczywiście, nie wszystkie realizacje przetrwały tę swoistą próbę czasu, jakiej siłą rzeczy poddawana jest architektura, jednak sądzę, że zapał eksperymentowania, tworzenia budynków nietuzinkowych, wysoki poziom konstrukcji, czy wreszcie, wydawałoby się, naturalną chęć łączenia architektury i innych dziedzin sztuki — warto ocalić od zapomnienia. Anna Popiel-Moszyńska Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Cité de l’architecture & du patrimoine w Paryżu.

gmach UNESCO w Paryżu, lata 1952–1958 i 1962–1965

© AA / CAPA / Centre d’archives d’architecture du XXe siècle

Jedną z letnich atrakcji programowych paryskiego Cité de l’architecture & du patrimoine jest wystawa „Bernard Zehrfuss (1911–1996). La poétique de la structure” („Bernard Zehrfuss — poezja struktury”), prezentowana szerokiej publiczności do 13 października br. Zehrfuss to jedna z ważnych postaci architektonicznych francuskiej „Les Trente Glorieuses” (dosł. wspaniałej trzydziestki), czyli niezwykle bogatego w nowatorskie konstrukcyjnie i funkcjonalnie realizacje okresu powojennego. Starannie wybrane z bogatych archiwów Cité fotografie, plany, filmy, makiety czy doskonałe szkice perspektywiczne oraz koncepcyjne przybliżają zapomnianą dziś nieco sylwetkę twórcy nowoczesnego jak na swoje czasy, jednoznacznie wpisującego się w nurt architektury racjonalistycznej.

W Y S T A W Y

27


2

01

4

Eksperymentalna rezydencja w Andaluzji PRACA DYPLOMOWA (ROK OBRONY: 2014) — „Eksperymentalna rezydencja w Andaluzji” AUTOR: Adrian Kasperski (Wydział Architektury i Sztuk Pięknych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego) PROMOTOR: dr Bartosz Haduch

rzut

aksonometria

T

ematem projektu jest Eksperymentalna rezydencja w Andaluzji. Eksperyment polega na transformacji oraz próbie maksymalnego wykorzystania otaczającego krajobrazu oraz natury, stworzenia schronienia do mieszkania przy jednocześnie jak najmniejszej ingerencji w walory przyrodnicze zastanego miejsca. Rezydencja wyłamuje się nieco z klasycznej definicji domu jednorodzinnego. Jest bardziej próbą nawiązania do dawnych epok, cywilizacyjnych początków. W połączeniu z możliwością wykorzystania najnowszych technologii i materiałów daje to zalążek odważnego

pomysłu polegającego na wkomponowaniu (a wręcz ukryciu) architektury we wnętrzu naturalnego wzniesienia. Lokalizacja projektu — region Andaluzji — wynika z mojej fascynacji architekturą hiszpańską. Teren opracowania to Parque Natural Sierra de Grazalema — jedno z najbardziej zielonych miejsc Andaluzji, najcieplejszego regionu w Europie. Obecność gór znacznie łagodzi gorący klimat. Wzgórze, w które według projektu wkomponowana jest bryła budynku znajduje się około 920 metrów n.p.m., a z jego szczytu roztacza się przepiękny panoramiczny widok

na otaczające wzniesienie góry i oliwne gaje. Budynek został z aprojek towany, uwzględniając w pełni życzenia przyszłych właścicieli — młodego, bezdzietnego małżeństwa. On — pasjonat sportu i astronomii, ona — prawdziwa dusza artystki. Oczekują, że w domu na uboczu zyskają tak trudno dostępny w mieście spokój. Nie są zaślepieni bogactwem, mają na uwadze dobro natury. Chcą, by dom odzwierciedlał ich potrzeby, kreował i cieszył, zapewniał poczucie bezpieczeństwa. Całość założenia opiera się na wydrążonych w skale tunelach — skrzydłach,

które spotykają się w centralnym punkcie wzniesienia. Ich kierunki są efektem analizy stron świata oraz próby jak najlepszego wykorzystania osi widokowych. Każde z projektowanych skrzydeł ma przypisaną inną funkcję oraz tworzy wolną, dobrze doświetloną przestrzeń. Znajdujące się za przeszkleniami rozległe tarasy, a w dalszej perspektywie górski krajobraz, są ich idealnym dopełnieniem. Tarasy stanowią naturalne przedłużenie funkcji wewnętrznych na zewnątrz. Adrian Kasperski © Autor

przekroje

28

A K A D E M I A

A & B

architektura & biznes 92014


2

01

4

Centrum edukacyjno-badawcze EKO_LAB

PRACA DYPLOMOWA (ROK OBRONY: 2014) — „Fińskie centrum edukacyjno‑badawcze na Jazdowie EKO_LAB” AUTORKA: Paulina Niewiadomska (Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej) PROMOTORKA: dr Anna Maria Wierzbicka

aksonometrie

N

a terenie Górnego Jazdowa w Warszawie istnieją domki fińskie, które zostały tam postawione w 1945 roku jako mieszkania tymczasowe dla specjalistów nadzorujących odbudowę stolicy. Domki są reparacjami wojennymi Finlandii na rzecz Rosji, przekazanymi przez ZSRR dla zniszczonej Warszawy. W związku z koniecznością podjęcia decyzji odnośnie ich przyszłości, Jazdów stał się w ostatnich latach przedmiotem żywej dyskusji i symbolem inicjatyw społecznych. Przez siedemdziesiąt lat istnienia wiele z nich uległo degradacji, a pierwotny układ przestrzenny poważnie się zatarł, dlatego miejsce wymaga uporządkowania i rewitalizacji. Autorka przedstawia propozycję zagospodarowania terenu Jazdowa, zakładając zachowanie prawie połowy domków fińskich i wprowadzenie nowego obiektu o funkcji kulturowej, który uzupełni linię instytucji kultury wzdłuż Skarpy Warszawskiej. Celem projektu było stworzenie miejsca dla integracji różnych grup społecznych, mieszkańców, turystów czy studentów. Projektowany obiekt pełniłby rolę inkubatora innowacji i przedsiębiorczości,

architektura & biznes 92014

przekrój

miejsca współpracy międzywydziałowej, gdzie nad realnymi projektami na neutralnym gruncie spotykają się studenci i pracodawcy czy wykładowcy. Jednym z najważniejszych założeń projektu było stworzenie obiektu istniejącego blisko natury, ukrycie jego faktycznej wielkości, dlatego bryła została rozbita na mniejsze pawilony wstawione między drzewami. Niezwykle ważne było uhonorowanie zlikwidowanej części domków

fińskich. Przy głównych ulicach i placach „wycięto” bryły domku z elewacji obiektu, aby pośrednio zwrócić uwagę na istniejącą tam wcześniej zabudowę. Natomiast do wewnętrznych patiów w obiekcie wstawiono domki we współczesnej formie, ale o zachowanych proporcjach i oryginalnym ustawieniu, nadając im funkcje służebne dla centrum. Zaprojektowano wielofunkcyjny obiekt o rozczłonkowanej bryle. Podzielono go

na część publiczną — Budynek Główny, w której zlokalizowano funkcje ogólnodostępne, oraz część profesjonalną — Pawilony Warsztatowe, które miałyby działać jak inkubator przedsiębiorczości. W Budynku Głównym zaprojektowano Bibliotekę, rozległą Strefę Rekreacyjno‑Restauracyjną, Centrum Konferencyjne oraz Centrum Dzieci. Paulina NIEWIADOMSKA © Autorka A K A D E M I A

A & B

29


PATRONATY MEDIALNE A&B

• W dniach 18–20 września odbędzie się w Gdyni czwarta konferencja z cyklu „Modernizm w Europie — modernizm w Gdyni”, organizowana przez Miasto Gdynię. Poprzednie trzy konferencje z tego cyklu zgromadziły specjalistów i miłośników modernizmu z kilkudziesięciu krajów nie tylko Europy. Tegoroczna konferencja poświęcona będzie architekturze modernizmu XX wieku. Podobnie jak w czasie poprzednich edycji pierwszy dzień będzie poświęcony architekturze i urbanistyce, drugi — ochronie i konserwacji zabytków modernizmu, a trzeciego dnia odbędzie się prezentacja w terenie wybranych przykładów. Konieczne jest zgłoszenie chęci uczestnictwa na formularzu dostępnym na stronie organizatora: http://www. gdynia.pl/modernizm/7177_.html; • Zapraszamy do Muzeum Miasta Gdyni na wystawę „Narodziny Miasta. Gdyński modernizm w dwudziestoleciu międzywojennym” (18 IX–31 XII). Celem wystawy jest zaprezentowanie fenomenu narodzin Gdyni i jej architektury. Modernistyczna architektura Gdyni to jedno z najbardziej spektakularnych zjawisk polskiej kultury okresu międzywojennego. Ekspozycja oparta na nowoczesnych środkach wystawienniczych ma pobudzić wyobraźnię odbiorców i stworzyć żywą wizję międzywojennego miasta. Więcej: http://www.muzeumgdynia.pl; • Trwa Biennale Architektury w Wenecji, w ramach którego można oglądać wystawę „Figury niemożliwe” (7 VI–23 X) przygotowaną w Pawilonie Polskim przez Instytut Architektury i Jakuba Woynarowskiego. Więcej na: http:// www.zacheta.art.pl; • Jeszcze do 14 wrzesnia można oglądac wyniki 24. edycji Międzynarodowego

30

P A T R O N A T Y

A & B

Biennale Plakatu w Warszawie. Zapraszamy! Więcej na: http://postermuseum.pl;

angażujące „uży tkowników” miasta. Wiecej na: http://miastomovie.pl;

• Już po raz czwarty w Warszawskim Centrum EXPO XXI odbędą się Międzynarodowe Targi Energii Odnawialnej i Efektywności Energetycznej RENEXPO® Poland (23–25 IX). U podstaw idei RENEXPO® (­Renewable ENergy EXPOsition) leży promocja odnawialnych źródeł energii w Europie. Targi i towarzyszące im konferencje obejmują spektrum szeroko pojętej energii odnawialnej i mają na celu stworzenie platformy wymiany wiedzy i doświadczeń na płaszczyźnie krajowej i międzynarodowej. Wstęp na targi bezpłatny po rejestracji online: http://www.renexpo-warsaw.com;

• Już niebawem odbędzie się druga edycja targów Warsaw Build (18–20 IX). W Warszawskim Centrum EXPO XXI spotkają się specjaliści z branży budownictwa, architektury i wyposażenia wnętrz. Targi to nie tylko wystawiennictwo — to także szereg wydarzeń specjalnych, z których uczestnicy mogą czerpać przydatną wiedzę zawodową oraz doświadczenie. Program towarzyszący targom to wydarzenia skierowane do różnych grup zawodowych — właścicieli firm budowlanych, deweloperów i inwestorów, architektów i projektantów wnętrz. Zaplanowane prelekcje to m.in. wykład o akustyce w budownictwie, dyskusje o Nowej Urbanistyce i architekturze współczesnej oraz cykl wystąpień architektów i projektantów wnętrz wyróżnionych w Plebiscycie Polska Architektura XXL. Więcej na: http:// www.warsawbuild.pl;

• 22 października 2014 r. w Warszawie odbędzie się Międzynarodowa Konferencja Architektury Wnętrz, Designu, Mebli i Oświetlenia — GIS Warszawa 2014. Wydarzenie zgromadzi ponad trzystu polskich i zagranicznych architektów, projektantów wnętrz oraz dizajnerów oświetlenia, wśród których znajdą się laureaci ostatnich edycji międzynarodowych konkursów architektury i dizajnu. Architekci i projektanci wnętrz mogą rejestrować się za darmo. Firmy mogą przeprowadzić podczas konferencji prezentację podczas sesji plenarnych lub na warsztatach tematycznych albo uczestniczyć w charakterze wystawców. Więcej informacji: http://www.warsaw. iegis.eu; • Przypominamy o Międzynarodowej Konferencji Naukowej i Warsztatach Architektonicznych Habitaty 2014: reaktywacja małych społeczności lokalnych, Wrocław Wójtowice (22–25 X). Tematyka tegorocznej edycji dotyczy zagadnień związanych z aktywizacją wspólnot zamieszkania na rzecz podniesienia jakości środowiska mieszkaniowego. Intencją organizatorów jest interdyscyplinarny profil konferencji otwarty na zróżnicowane ujęcia problemu kształtowania współczesnych habitatów. Więcej o konferencji na: http:// habitaty.pwr.edu.pl; • Jesienią zapraszamy do Wrocławia na drugą edycję festiwalu MIASTOmovie (28–30 XI). Celem organizatorów jest wykorzystanie rosnącego potencjału kina dokumentalnego do rzeczowej dyskusji o tematyce miejskiej, na przykładzie Wrocławia i innych miast polskich oraz europejskich. Poprzez projekt chcemy tworzyć przestrzeń do spotkań mieszkańców z ek sper tami i aktywistami miejskimi, a co za tym idzie — przekładać debatę towarzyszącą pokazom filmowym na działania

• „Przestrzenie aktywnego wypoczynku w krajobrazie” to 9 edycja konferencji organizowanej przez Stowarzyszenie Architektury Krajobrazu (SAK) w ramach cyklu „Współczesna architektura krajobrazu — trendy, technologie i praktyka” (WAK). Udział wezmą architekci krajobrazu z wiodących polskich i europejskich pracowni (m.in.: pracownia k., CARVE z Holandii oraz Kragh & Berglund z Danii). Przedstawią one inspirujące projekty miejsc dla małych i dużych — od placów zabaw, przez ścieżki edukacyjne, zdrowia i rowerowe, po parki spor tu; zaprezentują, na ciekaw ych przykładach, aktualne zasady projektowe i obowiązujące trendy (16 X). Więcej na: http://www.sak.org.pl; • Już po raz siódmy została przyznana Nagroda Województwa Małopolskiego im. Stanisława Witkiewicza za najlepsze współczesne realizacje architektoniczne sprzyjające ochronie i kształtowaniu krajobrazu kulturowego Małopolski. Nagrodę w kategorii architektura użyteczności publicznej, w tym mała architektura i zagospodarowanie przestrzeni otrzymały ex aequo dwa obiekty: Małopolski Ogród Sztuki (Krzysztof Ingarden, Jacek Ewý — Architekci) i Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, Lusławice 250 (Biuro DDJM). Nagrodę w kategorii architektura mieszkaniowa otrzymały ex aequo dwa obiekty: Browar Lubicz — zespół zabudowy mieszkaniowo-usługowej w Krakowie (Mofo Architekci MA) i budynek mieszkalno-usługowy przy ul. Broniewskiego 28 w Now ym Sąc zu (arch. Jakub Potoczek). Przyznano też

cztery w yróżnienia, dla: Sali Gimnastycznej w Łabowej (Biuro Architekt K ac zmarc z y k ), Ce ntr um Ko mp ute rowego (Centrum Informat yki) AGH w Krakowie (APA Czech Duliński Wróbel Agencja Projektowa Architektura), Placu Targowego w Mszanie Dolnej (eM4. Pracownia Architektury) i Punktu Informacji Turystycznej w Krynicy Zdroju (Pracownia Projektowa TARKO) • Zapraszamy do Krakowa na otwarcie długo oczekiwanej nowej siedziby Ośrodka Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka (13 IX). W 2006 roku w międzynarodowym konkursie architektonicznym w yłoniono koncepcję autorstwa IQ2 Konsorcjum (Wizja Sp. z o.o.- Stanisław Deńko, nsMoonStudio Sp. z o.o.- Piotr Nawara, Agnieszka Szultk). Forma budynku stanowi wyraz architektonicznego hołdu składanego Tadeuszowi Kantorowi — artyście, którego sztuka zyskała sobie międzynarodow y rozgłos, a nowoczesny obiekt będzie z arazem t wórc zą adaptacją dawnej Elektrowni Podgórskiej. Architektura nowej siedziby ożywi postindustrialną przestrzeń Starego Podgórza, które wraz z położonym po przeciwnej stronie Wisły Kazimierzem oraz przyległymi terenami Zabłocia przyczyni się do rozwoju tej części Krakowa i jego otwarcia na Wisłę. Nowe przestrzenie, zgodnie z założeniami ambitnego projektu architektonicznego, odmienią funkcjonowanie instytucji, pozwalając na przygotowanie i przyjmowanie zakrojonych na szeroką skalę wydarzeń kulturalnych, które dotąd Cricoteka realizowała głównie poza swymi siedzibami. Więcej na: http://www.news. circoteka.pl; • „DiverCITY — miasto dla wszystkich” to konferencja dla przedstawicieli samorządów lokalnych, architektów, urbanistów, specjalistów związanych z kształtowaniem się miast, działaczy miejskich organizowana przez Ministra Infrastruktury i Rozwoju w Polsce, Ministra Samorządu Terytorialnego i Modernizacji w Norwegii oraz Prezydenta Wrocławia (10–12 IX). Celem konferencji jest budowanie platformy wymiany doświadczeń samorządów lokalnych tworzących na co dzień politykę przestrzenną swoich miast w Polsce, Norwegii i Islandii. Istotne jest dzielenie się wiedzą, wymiana dobrych praktyk oraz zapoznanie z globalnymi trendami w zakresie zmian w przestrzeni miejskiej. Celem konferencji jest również zacieśnienie współpracy przedstawicieli samorządów z Polski, Norwegii oraz Islandii. Więcej informacji: http://www.eog.gov.pl/Strony/Divercity.aspx; architektura & biznes 92014


• Nowe inwestycje, ewoluujące potrzeby mieszkańców, przemiany społeczne i gospodarcze — w XXI wieku doszło do szeregu zmian, wyraźnie widocznych w aspekcie dynamicznie zmieniających się aglomeracji. Podczas Kongresu Mieszkaniowego — Dni Dewelopera, który odbędzie się we Wrocławiu (7–8 X), głos w tej kwestii zabiorą cenieni eksperci, którzy wypowiedzą się m.in. na temat rozwoju obszaru mieszkalnictwa w Polsce. Głównym organizatorem wydarzenia jest Polski Związek Firm Deweloperskich, zaś współorganizatorami są: Narodowy Bank Polski, Zachodnia Izba Gospodarcza i Hala Stulecia. Zachęcamy do rejestracji: http://kongres.pzfd.pl/registration;

• Nowoczesne polskie wzornictwo, ciekawe rozwiązania aranżacyjne, oryginalne meble, nowatorskie elementy w yposażenia wnętrz — wszystko to będzie można obejrzeć na 23. Targach Wykończenia i Wyposażenia Wnętrz WSZYSTKO DLA DOMU + wnętrza komercyjne w Szczecinie (3–5 X). Zwiedzający mogą się spodziewać kolejnej sporej dawki wiedzy z dziedziny dizajnu i projektowania. Po bardzo udanym debiucie w ubiegłym roku, po raz kolejny planowana jest Nawa Designu — strefa edukacyjna, obejmująca produkty polskich projektantów, seminaria, warsztaty i wykłady. Więcej: http:// www.mts.pl.

fot.: archiwum rodzinne

Carlo Weber (1934–2014)

W

dniu 15 maja br., w wieku osiemdziesięciu lat, po ciężkiej chorobie, zmarł profesor Carlo Weber — wybitny architekt, nauczyciel akademicki, członek Saksońskiej Akademii Sztuki, w której w latach 2000–2010 pełnił funkcję sekretarza. Carlo, a właściwie Karlheinz, Weber urodził się 6 kwietnia 1934 roku w Saar­ brücken. W 1953 rozpoczął studia na Wydziale Architek tur y Technischen Hochschule w Stuttgarcie. Kontynuował studia w słynnej École Nationale Supérieure des Beaux Arts w Paryżu, gdzie uzyskał w 1961 roku dyplom architekta. Już w czasie studiów pracował w biurze słynnego i zasłużonego, nie tylko dla architektury niemieckiej, architekta Güntera Behnischa. W 1966 roku z przyjacielem z okresu studiów Fritzem Auerem oraz z profesorem Behnischem założyli partnerskie biuro architektoniczne Architektengemeinschaft Behnisch & Partner. Współtworzyli spektakularne architektoniczno-urbanistyczne założenie olimpijskiego centrum sportu na monachijską olimpiadę w 1972 roku. Swobodnie zwisające

architektura & biznes 92014

transparentne dachy namiotowe rozpięte nad stadionem stały się symbolem lekkiej i przyjaznej architektury. W 1980 roku Carlo Weber i Fritz Auer zakładają własne biuro z siedzibami w Stuttgarcie i Monachium. Według projektów tworzonych przez nich na przestrzeni lat powstało wiele znaczących budowli. Należą do nich budynki użyteczności publicznej, które powstały w rezultacie wygranych konkursów w Niemczech i poza granicami. Architekci pracujący pod kierunkiem Carlo Webera odnosili sukcesy także w Niemieckiej Republice Demokratycznej, realizując takie obiekty jak biblioteka uniwersytecka w Magdeburgu, uzdrowisko w Bad Brambach, centrala banku w Halberstadt czy muzeum archeologiczne w Chemnitz. Carlo Weber za swój osobisty wkład we współczesną kulturę architektoniczną został uhonorowany wieloma prestiżowymi nagrodami. Do najważniejszych z nich należą: Architekturpreis des Bundes Deutscher Architekten, Auguste-Perret-Preis i Fritz-Schumacher-Preis. Swoje doświadczenie przekazywał młodej generacji przyszłych architektów, wykładając w latach 1980-1992 na uniwersytecie w Stuttgarcie i w latach 1992–1999 jako profesor na Technischen Universität w Dreźnie. Carlo Weber był identyfikowany jako osobowość komunikatywna, rozważna, pogrążona w myślach a zarazem otwarta na prace młodszych kolegów. Odszedł z grona europejskich architektów ujmujący, miły, przyjazny człowiek, z którym łączyły mnie bardzo bliskie kontakty i obopólna sympatia. Julianie, żonie Carlo, jego rodzinie i przyjaciołom wyrażam szczere wyrazy współczucia, Romuald Loegler P A T R O N A T Y

A & B

/

W S P O M N I E N I A

31


uzupełnienie obrazu

W

opracowaniach na temat historii architektury Walter Gropius wymieniany jest przede wszystkim w kontekście swojej działalności w pierwszych dekadach XX wieku, czyli sprzed momentu wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Jednak to właśnie w trakcie pobytu na emigracji i przy okazji pracy dydaktycznej na Uniwersytecie Harvarda powstała książka „Pełnia architektury” — publikacja podsumowująca wieloletnie doświadczenia Gropiusa na polu praktyki architektonicznej oraz niuansująca jego poglądy na architekturę. „Mój ulubiony kolor to różnobarwny” miał powiedzieć w dzieciństwie architekt, a opublikowany przez wydawnictwo Karakter zbiór pism pomaga dostrzec tę wielość kolorów, określającą intelektualny i twórczy wymiar jego biografii. Wizja architektury, jaką w swoich esejach Gropius roztacza przed czytelnikiem obejmuje rozległy obszar problemowy. Obok przemyśleń dotyczących kształcenia architektów i projektantów, a wśród nich nawiązań do założeń dydaktycznych Bauhausu i obowiązującego w nim procesu edukacji, omawiane są problemy mieszkalnictwa czy zagadnienia związane z planowaniem miast. Niektóre z prezentowanych w książce stwierdzeń — biorąc pod uwagę fakt, że ich autorem

jest jeden z klasyków modernizmu — można uznać za mniej oczywiste. Swoją publikację niemal siedemdziesięcioletni wówczas założyciel Bauhausu rozpoczął od rozprawienia się z niektórymi mitami, jakie w ciągu XX wieku narosły wokół architektury pierwszej połowy stulecia. Gropius krytykuje chociażby stosowanie takich określeń jak styl międzynarodowy czy funkcjonalizm, które przecież tak często padają w kontekście architektury tego czasu i w odniesieniu do realizacji architektonicznych samego autora. Ta deklaracja Gropiusa to ważne stwierdzenie, wspierające tezę o większym zróżnicowaniu dokonań architektonicznych tego okresu i wskazujące na ich regionalne rozgałęzienia, a nie podtrzymujące mit o uniwersalnym ponadnarodowym języku modernizmu. Warto dodać, że i samo pojęcie modernizmu, niezwykle chłonne i semantycznie niestabilne, również domaga się rewizji, jednak ta kwestia wykracza już poza ramy prezentowanej publikacji. Architekt rozlicza się w swoich esejach także z etykietami, które za sprawą krytyków i badaczy przylgnęły do jego osoby. Zastępuje je obraz Gropiusa jako człowieka zaangażowanego w problemy mieszkalnictwa lat 50. i 60. XX wieku, trafnie ident y f ikującego bieżące problemy

społeczne, uważnie przyglądającego się powojennej praktyce budowlanej, a także nawołującego do stworzenia takiego modelu architektury, który wyrastałby z kompleksowego namysłu nad zagadnieniami społecznymi, ekonomicznymi, biologicznymi, technicznymi czy wreszcie artystycznymi, a nie ślepo powielał wypracowane wzorce. Z rozważań Gropiusa — choć bardzo wyraźnie nakierowane są one na praktyczne przełożenie oraz głęboko osadzone w podłożu specyficznych i towarzyszących jego czasom problemów — przebija podejście wizjonerskie. W tym sensie jego przemyślenia są jeszcze bliskie wielkim i często utopijnym wizjom snutym przez architektów pierwszej połowy XX stulecia. Zaskakiwać może fakt, że pośród podejmowanych w publikacji zagadnień odnaleźć można i takie, które we współczesnym świecie nadal są aktualne, i które wciąż stanowią wyzwanie dla architektów oraz decydentów na szczeblach samorządowych i krajowych. To, co z całą wyrazistością wyłania się z książki Gropiusa to apel o traktowanie architektury jako kompleksowej wizji, uwzględniającej szeroki wachlarz czynników i zależności. Takiego wizjonerskiego podejścia ewidentnie brakuje urzędnikom wpływającym na kształt i wygląd polskich miast

Walter Gropius „Pełnia architektury”, tłum. Karolina Kopczyńska, wyd. Karakter, Kraków 2014

i może właśnie dlatego książka Gropiusa powinna trafić nie tylko w ręce projektantów czy badaczy architektury, ale również na biurka osób decydujących o otoczeniu, w którym żyjemy i o powstającej wokół nas architekturze. Małgorzata JĘDRZEJCZYK

intelektualny pazur fińskiej architektury

N

a licznych portalach architektonicznych dość często możemy oglądać obiekty autorstwa fińskich architektów. Bez wahania można stwierdzić, że zawsze są godne zainteresowania ze względu na rozwiązania projektowe, funkcjonalne i materiałowe. Jeśli istnieją odstępstwa od tej tezy, wyłącznie potwierdzają regułę. Nakładem w ydawnictwa Maahenki pojawił się niedawno album podsumowujący kilka ostatnich lat fińskiej architektury. Jego zawartość tworzy szeroki wachlarz projektów zrealizowanych głównie w samej Finlandii (wyjąwszy cztery powstałe poza jej granicami), wyselekcjonowanych i obfotografowanych przez Kari Palsila, fińskiego fotografa architektury, a przy tym opatrzonych wstępem i tekstami Tarji Nurmi — architektki od lat zajmującej się także teorią i krytyką architektury. Publikacja ta jest dość imponująca objętościowo, ale też prezentowane w niej projekty ilustrowane są szczegółowo, a nierzadko są również dopełnione rysunkami architektonicznymi. Każdy z nich został opatrzony opisem, jeśli nie autorskim, to napisanym interesująco i wnikliwie przez Tarję Nurmi. Pośród przedstawionych projektów znajdziemy obiek t y o najróżniejsz ych funkcjach: mieszkaniowych, handlowych,

32

K S I Ą Ż K I

komercyjnych, edukacyjnych, kulturalnych, a także religijnych. Ich dobór rysuje niezwykle ciekawy obraz Finlandii i, poprzez architekturę, także mentalności jej mieszkańców. We wstępie do albumu Tarja Nurmi kładzie nacisk na, jej zdaniem, odczuwalne współcześnie w Finlandii zjawisko pokoleniowej zmiany następującej w środowisku tamtejszych architektów. Pomiędzy doświadczonych wiodących projektantów, od dziesięcioleci wpływając ych na w ygląd f ińskich miast i wsi, przebojem wchodzą młodsi stażem, wnosząc powiew świeżych pomysłów. Nie oznacza to bynajmniej utraty twórczej werwy przez starszą generację architektów, a raczej, że bieżący i wartki strumień tamtejszego architektonicznego potencjału zaczynają intensywnie zasilać nowe ożywcze prądy. Jest to trend, który silnie uwidacznia się w zestawieniu biur architektonicznych prezentowanych w albumie. Zdecydowana większość to pracownie, które zrodziły się w ostatniej dekadzie (lub niewiele wcześniej), m.in.: ALA Architects, Avanto Architects, K2S Architects czy Lassila Hirvilammi Architects. Wśród nich znajdziemy także te już nieco bardziej zakotwiczone na architektonicznym rynku, tworzone w ostatnim trzydziestoleciu ubiegłego wieku i do dziś niezmiennie

poszukujące innowacyjnych rozwiązań, takie jak choćby: LPR Architects, autorzy helsińskiego Centrum Muzyki [por. A&B 11/2013], Tommila Architects, czy też znane z niedawnej warszawskiej realizacji Muzeum Historii Żydów Polskich [por. A&B 6/2013] Lahdelma & Mahlamäki Architects. W albumowej publikacji najbardziej aktualnych i znaczących fińskich osiągnięć architektoniczych próżno szukać prób epatowania formą, dążenia do ikoniczności za wszelką cenę. Finlandii udało się uniknąć zjawiska, które na przełomie stuleci dość swobodnie panoszyło się po całym świecie, czyli starchitektur y. Co natomiast rzuca się w oczy przy lekturze i przeglądaniu publikacji Palsili i Nurmi to fakt, że z fińskich realizacji wyziera ogromna kultura budowania, pewna powściągliwość wyrazu, których jednak, dla jasności, nie należy wrzucać do jednego worka z bladą kompromisowością i brakiem polotu. Wprost przeciwnie, fińska architektura choć niebywale kontekstualna, często pragmatyczna, ma pazur — jest to rodzaj charyzmy wynikający nie tylko z wyrazistej, choć nigdy nie przerysowanej formy, lecz także z silnej intelektualnej podbudowy realizowanych budynków. Tworzone w ich obrębie przestrzenie są świadomie kształtowanymi miejscami

„Finnish Architecture with an Edge” fotografia: Kari Palsila, redakcja i teksty: Tarja Nurmi, wyd.: Maahenki, Helsinki 2013

dla ludzi. Dotyczy to nie tylko przestrzeni publicznych, ale także ich programu funkcjonalnego. Brak tu przypadkowości, architektura jest ucieleśnieniem ludzkich i międzyludzkich, społecznych potrzeb i związków. I w to nam graj. Dorota Wantuch-Matla architektura & biznes 92014


wespół w zespół

T

ygr ysy” to trójka architektów, któr ych w 1928 roku połącz yły studia na Wydziale Architektur y Politechniki Warszawskiej. Pod tym pseudonimem Wacław Kłyszewski (1910–2000), Jerzy Mokrzyński (1909– 1997) i Eugeniusz Wierzbicki (1909– 1991) funkcjonowali od 1945 do, praktycznie, 1976 roku. W trakcie studiów, które trwały od 7 do 8 lat, zetknęli się z gronem w ybitnych profesorów — Kłyszewski i Wierzbicki związani byli z Rudolfem Świerczyńskim, Mokrzyński z Czesławem Przybylskim. Odbywali również praktyki zawodowe w znanych stołecznych pracowniach, m.in. Kazimierza Tołłoczki, Juliusza Żórawskiego czy Bolesława Szmidta, zdobywając liczne nagrody i wyróżnienia. Wierzbicki dał się także poznać na polu grafiki jako ilustrator (współpracował m.in. z warszawskim wydawnictwem Gebethner i Wolff). Zagadnieniom tym poświęcony został pierwszy rozdział książki „Czas nauki”. Przyjaźń i wzajemne zrozumienie pomiędzy trójką kolegów z czasem przeniosły się na obszary zawodowe. W 1936 roku wspólnie założyli pracownię. Dalsze części publikacji — „Doświadczenia zawodowe 1936 –1939”, „Czas wojny 1939–1945”, „Kariera zawodowa 1945–1976” — opisują kolejne

lata życia i działalności projektowej tego zespołu. Pozycję uzupełniają autorskie wypowiedzi „Tygrysy o architekturze”. Ich drogi rozeszły się w czasie II wojny światowej. Ponowne spotkanie miało miejsce w 1945 roku w warszawskim Biurze Odbudow y Stolic y. W latach 1945–1949 pracowali jako starsi asystenci w prowadzonym przez Bohdana Pniewskiego Zakładzie Projektowania Budynków Uż y teczności Publicznej na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, co stanowiło przedłużenie ich przedwojennej praktyki (np. prace nad Wolną Wszechnicą w Łodzi czy Bankiem Gospodarstwa Krajowego w Poznaniu). Na 55 konkursów zespół wygrał 18, a w kolejnych otrzymał 3 drugie i 2 trzecie miejsca, praktycznie nie ustępując nikomu pola. Sytuację tę oddawał rysunek tygrysów skutecznie rugujących konkurencję, autorstwa Aleksandry Wejchert, który już w 1945 roku pojawił się na drzwiach ich pracowni, i od którego wzięła się nazwa „Tygrysów”. Najbardziej znaną ich realizacją jest warszawski Dom Partii (1947–1951), którego projektowanie było nie lada wyróżnieniem i sukcesem, szczególnie dla bezpartyjnych architektów. Była to najważniejsza i najbardziej prestiżowa budowa tego okresu. Kolejne realizacje

to przede wsz ystkim budownic t wo mieszkaniowe (m.in. dom przy ul. Kredytowej wyróżniony tytułem „Mister Warszawy” w 1959 roku) i chyba najbardziej znany w ostatnich latach obiekt — dworzec kolejowy w Katowicach (1959–72), wyburzony, niestety, na przełomie 2010 i 2011 roku. Zamieszczony na końcu monografii spis projektów i realizacji liczy 131 pozycji. Osobne miejsce zajmuje długa lista nagród i odznaczeń, które otrzymał każdy z członków zespołu pomiędzy 1951 a 1988 rokiem. W publikacji znalazła się również obszerna bibliografia i bogaty materiał ilustracyjny. Wielu architektów tworzyło zespoły, jednoczyli swe siły jednorazowo przy projekcie lub przez określony czas. „Tygrysy” współpracowały ze sobą nieprzerwanie przez ponad czterdzieści lat. Spotkali się w okresie międzywojennym, który młodych entuzjastów nowoczesności obdarzył dużym kredytem zaufania. Uczestniczyli przy odbudowie kraju, poniekąd kreując i wymyślając go od nowa. Sytuacja ta powtórzyła się po II wojnie światowej. Skonsolidowany zespół konsekwentnie rozwijał zasadniczo jedną linię — projektowanie obiektów użyteczności publicznej. Temat „Tygrysów” Tadeusz Barucki po raz pierwszy

lotnikom i innym) zdobycie wykształcenia na emigracji. W latach 1945–1947, wobec nowej sytuacji politycznej w Polsce i w Europie, rozpoczął się stopniowy proces likwidacji Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, a tym samym agend polskich uczelni. Latem 1946 roku PSA została przeniesiona z Liverpoolu do Londynu i została wcielona w struktury Polish University Collage w Londynie. Polska Szkoła Architektury działała przez dwanaście lat, wypuściła dwustu czterdziestu sześciu absolwentów, stając się jedną z ważniejszych i najlepszych uczelni architektonicznych w Zjednoczonym Królestwie. Kadrę profesorską szkoły w większości stanowili dawni nauczyciele i studenci Wydziałów Architektury warszawskiego i lwowskiego. Uczelnia stanowiła część uniwersytetu w Liverpoolu jako autonomiczna polska jednostka oświatowa. Realizując program angielskiej Architectural Association School of Architecture, równocześnie kładła nacisk na wysoki poziom kształcenia w zakresie urbanistyki, planowania miejskiego, rysunku i wiedzy o sztuce. Łączyła w ten sposób przedwojenną tradycję Warszawskiej Szkoły Architektury i brytyjskie, kosmopolityczne wzorce nauczania, zakończone egzaminem przed komisją zawodową RIBA. Ważnym osiągnięciem szkoły był

jej udział w wystawie „Festival of Britain” w 1951 roku, poświęconej m.in. powojennej odbudowie miast w Wielkiej Brytanii, zorganizowanej w stulecie słynnej Great Exhibition. Z przyjemnością czyta się o dokonaniach absolwentów Polskiej Szkoły Architektury rozsianych przez los po całym globie. Wykładając w Kanadzie, Australii i Stanach Zjednoczonych, niejednokrotnie współpracując z prestiżowymi biurami architektonicznymi, wnieśli niezaprzeczalny wkład w rozwój światowej architektury i urbanistyki. Podobnie na uwagę zasługują życiorysy wykładowców PSA i archiwalne zdjęcia. Historia i dorobek tej znakomitej szkoły były całkowicie pomijane w Polsce w okresie komunizmu, gdyż większość jej studentów i wykładowców stanowili żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Z PSA do Polski powrócili m.in.: były dyrektor szkoły prof. Bolesław Szmidt (Wrocław), Bolesław Fidali (działający na Górnym Śląsku), prof. Władysław Czarnecki — dziekan poznańskiego Wydziału Architektury, Zbigniew Dmochowski — twórca Zakładu Architektury Tropikalnej przy Politechnice Gdańskiej, Stefan Sienicki — dziekan Wydziału Budownictwa Przemysłowego Politechniki Warszawskiej. Prezentowana pozycja to praca doktorska obroniona na Wydziale

Tadeusz Barucki „»Tygrysy/Tigers« Wacław Kłyszewski, Jerzy Mokrzyński, Eugeniusz Wierzbicki”, wyd. Salix alba, Warszawa 2014

podjął w 1987 roku, w serii Małej Encyklopedii Architektury. Po latach powrócił do niego. Warto dodać, że był także pomysłodawcą otwartej w maju tego roku, w warszawskiej siedzibie Stowarzyszenie Autorów ZAiKS-u, monograficznej wystawy pod znamiennym tytułem „Tygrysy. W zespole siła”. Barbara BUŁDYS

żołnierska edukacja

P

olska Szkoła Architektury (PSA) w Liverpoolu została utworzona 6 listopada 1942 roku i działała do lata 1954 roku. Była drugą polską uczelnią, po Polskim Wydziale Lekarskim w Edynburgu (1941–1949), powołaną do życia w Wielkiej Brytanii. W swoim założeniu szkoły te miały charakter tymczasowy, działając w oparciu o umowy zawar te pomiędz y rządem polskim w Londynie a poszczególnymi brytyjskimi uniwersytetami, które zapewniały Polakom zarówno dostęp do pracowni i miejscowej kadry naukowej, a także wsparcie materialne i profesjonalne pomoce naukowe. Potrzeba powołania do życia tego typu placówek naukowych stanowiła odpowiedź na informacje płynące z okupowanego kraju o masowej i systematycznej zagładzie środowisk akademickich. Stąd rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie stanął przed zadaniem utworzenia polskiego szkolnictwa wyższego dla potrzeb odbudowy po wojnie zniszczonego kraju. Na mocy dekretu prezydenta RP absolwenci PSA od marca 1944 roku uzyskiwali stopień inżyniera architekta. Uczelnia ta, podobnie jak inne działające na emigracji, miała umożliwić zdemobilizowanym żołnierzom (m.in. z I Dywizji Pancernej generała Maczka, jednostek 2 Korpusu Polskiego, architektura & biznes 92014

Przemysław Kaniewski „Polska Szkoła Architektury w Wielkiej Brytanii 1942–1954”, Wydawnictwo Marek Woch, Warszawa 2013

Architektury Politechniki Warszawskiej. Stanowi doskonały przyczynek do stanu badań nad nieznaną historią architektury polskiej XX wieku. Barbara BUŁDYS K S I Ą Ż K I

33


Systemy quick-mix

www.quick-mix.pl

Szczecin to ważny ośrodek polskiej gospodarki morskiej oraz prężnie działający ośrodek turystyczny i naukowy. Według danych statystycznych w Szczecinie żyje, mieszka i pracuje ponad 400 tysięcy ludzi. Miasto wciąż się rozwija, powstają nowe budynki użyteczności publicznej, nowe drogi oraz budynki mieszkalne jedno- i wielorodzinne. Budynki nowo wznoszone zwracają uwagę ciekawą i nowoczesną architekturą, znajdującą się w bezpośrednim sąsiedztwie zabytkowej substancji. Ważnym zatem aspektem architektury Szczecina jest renowacja zabytków, w które miasto jest bogate. Firma quick-mix w swojej ofercie asortymentowej posiada systemy produktów wykorzystywane w szerokim spektrum prac budowlanych związanych z: naprawami i konserwacją konstrukcji żelbetowej (produkty pcc oraz mieszanki natryskowe), izolacją przeciwwilgociową i przeciwwodną (produkty bitumiczne i mineralne), wznoszeniem ścian murowanych (zaprawy budowlane) oraz murowaniem klinkieru bez wykwitów (V.O.R. system zapraw z trasem Tubag), ocieplaniem ścian od strony zewnętrznej oraz od strony wewnętrznej

Szczególnie ważna dla odbioru budowli jest jej fasada, która decyduje o pierwszym odbiorze budynku przez użytkowników. W chwili obecnej, z racji warunków atmosferycznych, konieczne jest rozwiązywanie przegród zewnętrznych jako dwu- lub trójwarstwowych — z warstwą izolacji termicznej stanowiącej kluczowy element wpływający na komfort użytkowania obiektu oraz trwałość przegrody. W przypadku budownictwa mieszkaniowego w przeważającej większości

zespół budynków mieszkalnych wielorodzinnych ,ul. Kusicińskiego, Szczecin — wykorzystano system ociepleń Lobatherm S z wykończeniem tynkiem mineralnym SQS oraz farbą elewacyjną LX 350

(systemy LOBATHERM), renowacją obiektów zabytkowych (systemy renowacyjne quick-mix oraz Tubag) a także wykonywaniem nawierzchni pod ruch pieszy oraz kołowy (systemy GaLaBau oraz Strassenbau). Podczas planowania realizacji obiektu inwestor, architekt oraz wykonawca mogą korzystać z produktów quick-mix na każdym etapie wznoszenia budowli.

rozwiązania przegród zewnętrznych stanowią układy dwu warstwowe, czyli układy ETICS z wykończeniem szeroką gamą tynków cienkowarstwowych o różnych granulacjach i fakturach powierzchni. W swojej bogatej ofercie produktowej firma quick-mix posiada kompletne systemy ETICS o nazwie LOBATHERM. Pozwalają one na optymalne dopasowanie

QUICK-MIX ul. Nyska 36; 57-100 Strzelin tel. 71/ 392-72-20; fax 71/ 392-72-23 e-mail: info@quick-mix.pl

rozwiązania do potrzeb nawet najbardziej wymagającego inwestora. Firma quick-mix oferuje zarówno klasyczne rozwiązania tj. wykończenie elewacji tynkami cienkowarstowowymi mineralnymi lub dyspersyjnymi o strukturze baranka lub kornika, jak i rozwiązania z tynkiem kamiennym GSP na bazie naturalnego granitu, pozwalającym na uzyskanie struktur zbliżonych do okładzin kamiennych w sześciu wariantach kolorystycznych. Wśród tynków cienkowarstwowych należy wyróżnić dyspersyjny tynk siloksanowy (o strukturze baranka SXK lub kornika SXR) oraz mineralny tynk HSS ­Hydrocon (z formułą HydroControl). Oba produkty są dostępne w bogatej palecie Symfonia kolorów firmy quick-mix. Tynk siloksanowy dzięki jego właściwościom możemy bezpiecznie stosować na układach ociepleniowych z płytą EPS lub wełną mineralną. Jest tynkiem o wysokiej paroprzepuszczalności dla CO2 i pary wodnej oraz zapewnia wysoką odporność powłoki tynkarskiej na osadzanie zabrudzeń. Hydrofobowość powłoki pozwala na łatwe utrzymanie fasady w czystości. Stosowane pigmenty i skład dyspersji zapewnia trwałe i estetyczne użytkowanie fasady. Wysoką jakość i trwałość powłoki możemy również uzyskać stosując układ ociepleniowy z tynkiem mineralnym SQS lub EFS, który następnie pomalujemy farbą fasadową siloksanową LX 300. Tynk Hydrocon z kolei posiada wszystkie zalety klasycznego tynku cienkowarstwowego mineralnego, nie wykazując

przy tym, dzięki specjalnie dobranym mieszankom spoiw i dodatków, podstawowej jego wady, czyli podatności na zabrudzenia i blaknięcie koloru. Na uwagę zasługuje fakt, że powierzchnia wykonana z tynku Hydrocon nie wymaga malowania egalizacyjnego farbami elewacyjnymi. Inwestorzy zainteresowani wykończeniem elewacji elementami z klinkieru lub kamienia również znajdą w ofercie quick-mix kompletne rozwiązanie w postaci systemu Lobatherm P, który umożliwia montaż ocieplenia z wykończeniem okładziną do 40 kg/m2 i wymiarach max. 30×30 cm i grubości elementu do 15 mm. Alternatywą dla klasycznych systemów elewacyjnych firmy quick-mix, pozwalającą na docieplenie elewacji budynków zabytkowych tam gdzie niemożliwa jest ingerencja w substancję elewacji z racji jej niewątpliwych walorów historycznych jest system MI-XI. Pozwala on wykonać systemowe ocieplenie od strony wewnętrznej płytą mineralną MI-XI o wysokiej dyfuzyjności i termoizolacyjności oraz bardzo dobrych właściwościach akustycznych. Płyta MI-XI oferowana jest w systemie z zaprawą MS-KS-K, służącą do klejenia i szpachlowania płyty wraz z siatką QMS 145. Jako wykończenie kolorystyczne ocieplenia od wewnątrz zaleca się malowanie farbą krzemianową wewnętrzną, która wspomaga regulację mikroklimatu w pomieszczeniu oraz jest hypoalergiczna.

tynk mineralny Hydrocon z formułą HydroControl

system ociepleń Lobatherm P

34

B I Z N E S

P R O D U K T

M I E S I Ą C A

systemy ociepleń Lobatherm S i Lobatherm W architektura & biznes 92014


Posadzki żywiczne Flowcrete w kolorowych garażach

www.flowcrete.com.pl

Garaż podziemny w budynku użyteczności publicznej pełni funkcję pomocniczą, ale zajmuje ogromną przestrzeń obiektu i stanowi pierwsze miejsce, z którym styka się klient odwiedzający budynek. W związku rosnącymi wymaganiami inwestorów dotyczącymi wykończenia wnętrz budynków wysokiej klasy, coraz częściej architekci przykładają dużą wagę do rozwiązań estetycznych i funkcjonalnych zastosowanych we wnętrzach parkingowych. W Szczecinie mamy dwa przykłady obrazujące różne sposoby tworzenia atrakcyjnej wizualnie przestrzeni na parkingu podziemnym. W Filharmonii Szczecińskiej wszystkie elementy wnętrza garażu został y z a p r oj e k tow a n e z e s z c z e g ó l n ą

biurowych wysokiej klasy. Do każdego budynku jest przypisany jeden kolor rozpoznawczy, w którym wykonane są oznaczenia zewnętrzne w postaci pionowych neonów, a w garażu — miejsca postojowe. Najciekawszym jednak elementem wnętrzarskim w garażu tej inwestycji są Baltic Business Park Szczecin

Filharmonia Szczecińska

pieczołowitością: czarne, ażurowe sufity podwieszone, ciekawe oznakowania poziome i pionowe oraz ściany w jaskrawym, pomarańczowym kolorze ożywiające ogólny widok. Uzupełnieniem wystroju są jednolicie szare, żywiczne posadzki garażowe Deckshield firmy Flowcrete, które w połączeniu z pozostałymi elementami, stanowią harmonijną całość kolorystyczną. Zastosowanie posadzek żywicznych pozwoliło na uzyskanie nawierzchni jednorodnej, błyszczącej, odbijającej światło oraz łatwej do czyszczenia i konserwacji. Deckshield jest wykonany z elastycznych żywic poliuretanowych i piasku kwarcowego zapewniającego antypoślizgowość i odpowiednią wytrzymałość na ścieranie. Cały system jest odporny chemicznie na substancje, które mogą pojawić się na posadzce w związku z ruchem samochodowym, jest szczelny i nienasiąkliwy, przez co przedłuża żywotność płyt betonowych. Innym szczecińskim przykładem wyjątkowej dbałości o estetykę garaży jest Baltic Business Park — zespół budynków architektura & biznes 92014

abstrakcyjne malowidła ścienne utrzymane w dominującej kolorystyce. W pierwszym etapie powstały budynki niebieski i czerwony. W garażach podziemnych zastosowano żywiczną posadzkę Peran STB Compact firmy Flowcrete. Jest to system wykonywany w technologii zacieranej na bazie bezbarwnej żywicy epoksydowej i barwionego piasku kwarcowego. Do wyznaczenia dróg jezdnych użyto piasku szarego, natomiast miejsca postojowe, należące do poszczególnych budynków, są z piasku niebieskiego lub czerwonego. Peran STB Compact jest posadzką niezwykle odporną na obciążenia mechaniczne, takie jak ścieranie, zarysowania, czy uderzenia. Jest to system antypoślizgowy, ale równocześnie łatwy w utrzymaniu i odporny na zaplamienia. Poprzez swoją szczelność, nienasiąkliwość i chemoodporność zapewnia ochronę betonu przed korozją na skutek działania wody, soli i innych substancji. Niebieskie lub czerwone pola z miejscami postojowymi w połączeniu ze ścianami pokrytymi wielobarwną kompozycją malarską wprowadzają nową jakość

komfortowych warunków, oferowanych użytkownikom w budynkach biurowych. Zastosowanie kontrastowych kolorów w garażach podziemnych czy na parkingach wielopoziomowych, ożywia ciemne często wnętrza, poprawia orientację użytkowników w przestrzeni i umożliwia czytelne oznaczenie organizacji ruchu, co zwiększa bezpieczeństwo, zarówno kierowców, jak i pieszych. Posadzki żywiczne mogą dostarczyć wielu możliwości zastosowania koloru na nawierzchni (miejsca postojowe, drogi jezdne, ciągi piesze czy oznakowanie w 6 kolorach standardowych systemu Deckshield lub na specjalne życzenie w dowolnym kolorze RAL), bądź też stanowią tło dla kolorów wprowadzanych na ścianach, słupach, czy sufitach. W każdym jednak przypadku posadzki żywiczne Flowcrete rozjaśniają i powiększają wizualnie wnętrza, tworzą jednorodne, łatwo zmywalne nawierzchnie, które nie ulegają trwałemu zaplamieniu i — dzięki takim cechom, jak nienasiąkliwość, szczelność, odporność termiczna i chemiczna — przedłużają żywotność konstrukcji.

Wsz ystkie te element y wpł y wają w znaczący sposób na utrzymanie odpowiedniej estetyki, nawet w garażach podziemnych i na parkingach wielopoziomowych obciążonych bardzo dużym, codziennym ruchem samochodowym oraz niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi (centra handlowe, porty lotnicze itp.) Posadzki żywiczne firmy Flowcrete, zwłaszcza specjalistyczne powłoki parkingowe Deckshield zawsze podnoszą jakość wykończenia garaży i gwarantują dobre pierwsze wrażenie odwiedzających obiekt publiczny. arch. Małgorzata Zajkowska Flowcrete Polska Sp. z o.o.

Flowcrete Polska Sp.z.o.o. ul. Marywilska 34 I; 03-228 Warszawa tel. + 48 22 879 8907 tel kom. +48 605 230 766 fax + 48 22 879 8918

ścieżka dla pieszych

B I Z N E S

P R O D U K T

M I E S I Ą C A

35


CAD PROJEKT K&A

ARTEMIDE

ALUPROF

DORMA

Najnowsza aktualizacja CAD Projekt K&A do-

Jean-Michel Wilmotte, wiodący francuski ar-

Do 15 września 2014 roku internauci mogą

Nowa seria nowoczesnych wkładek DORMA

tyczy: CAD Decor PRO, CAD Decor, CAD Kuch-

chitekt, zaprojektował na zlecenie Artemide

głosować na najciekawszy obiekt, który po-

DEC to oferta, w której znajdują się zarówno

nie, CAD Rozkrój, a także aplikacji CAD Share-

nową lampę — Artemide Grafa. Jest ona

wstał dzięki wykorzystaniu innowacyjnych sy-

wkładki atestowane spełniające najwyższe

-it w wersji Publisher. Architekci wnętrz i pro-

wyrazem architektonicznego zrozumienia

stemów Aluprof w latach 2011–2013. Do wy-

polskie i europejskie kryteria jakości i bezpie-

jektanci znajdą w aktualizacji z 26.05 br. nowe

przestrzeni i światła: minimalistyczny i wy-

grania są cenne nagrody rzeczowe. Dnia 1 lip-

czeństwa oraz wkładki standardowe z ideal-

funkcje, w tym niektóre swoje zrealizowa-

soko funkcjonalny dizajn połączony z naj-

ca rozpoczął się drugi etap konkursu „Obiekt

nym stosunkiem jakości do ceny. Szeroka pa-

ne pomysły. Posiadacze aktywnych Pakietów

nowszą technologią LED backlight. Ekstre-

Roku w systemach Aluprof”, do którego za-

leta wymiarów pozwala dopasować wkład-

Serwisowych do programów CAD Decor PRO,

malnie duża liczba małych diod LED gene-

kwalifikowało się wiele budowli z całej Polski,

ki DORMA do większości drzwi dostępnych

CAD Decor 2.1, CAD Kuchnie 6.1 oraz progra-

ruje tu optycznie bezcieniową powierzchnię

m.in: Hotel Arłamów w Ustrzykach Dolnych,

na rynku. Wybór wymiarów, typów i wykoń-

mu CAD Rozkrój w wersji 3 mogą bezpłatnie

świetlną o bardzo silnym strumieniu świat-

Nowe Muzeum Śląskie, Muzeum Historii Ży-

czenia pozwala sprostać praktycznie wszyst-

zaktualizować swoje oprogramowanie do

ła i wysokiej efektywności świecenia. Grafa

dów Polskich w Warszawie, Pomorski Park Na-

kim potrzebom rynku związanych z bezpie-

najnowszych wersji. Najwięcej zmian wpro-

jest systemem płytek wiszących, które moż-

ukowo-Technologiczny w Gdyni czy Centrum

czeństwem, designem i funkcjonalnością.

wadzono w standardowym module Konwer-

na ze sobą zestawiać w bardzo prosty i inte-

Nowoczesnego Kształcenia Politechniki w Bia-

Wkładki DORMA DEC mogą być z powodze-

ter 3D, dostępnym w programach CAD Decor

ligentny sposób za pomocą małych koloro-

łymstoku. Wszystkie zdjęcia zostały opubli-

niem stosowane w drzwiach antywłamanio-

PRO, CAD Decor 2.1 i CAD Kuchnie 6.1. Praca

wych klipsów w celu jednolitego kreowania

kowane na stronie plebiscytu pod adresem:

wych, p.poż, ewakuacyjnych oraz zwykłych

w tym module, stała się teraz jeszcze bardziej

większych instalacji oświetleniowych. Archi-

http://konkurs.aluprof.eu. Ogłoszenie wyni-

drzwiach wewnętrznych. Wszystkie wkład-

efektywna, szybsza i prostsza. Do wszystkich

tekci i projektanci światła są w stanie dzięki

ków odbędzie się podczas Uroczystej Gali we

ki DORMA charakteryzują się wysoką jakoś-

wskazanych wyżej programów dodano możli-

temu systemowi dowolnie, w zależności od

wrześniu 2014 roku. Zwycięskie obiekty bu-

cią wykonania gwarantującą użytkownikowi

wość nagrywania filmów oraz zapisania wizu-

wymagań, umieszczać elementy świetlne

dowlane zostaną zaprezentowane w mediach

wysoką funkcjonalność oraz długą bezawa-

alizacji w rozdzielczości 4 K. Więcej na:

w przestrzeni. Więcej na:

branżowych oraz publicznych. Więcej na:

ryjną prace. Więcej na:

http://www.cadprojekt.com.pl

http://www.artemide.com

http://konkurs.aluprof.eu

http://www.dorma.com/pl

CHAPEL PARKET

WINEO

ECOPHON

PETECKI

W ostatnich latach do łask inwestorów po-

Elastyczne panele podłogowe marki Wineo,

Ecophon wprowadził nowy system Master

Firma PETECKI jest wiodącym producentem

wróciło naturalne drewno, a popularne nie-

łączą cechy najlepszych tradycyjnych pane-

Matrix™, który zapewnia ciekawy rytm i wy-

stolarki otworowej klasy premium. Oferuje

gdyś klepki ustąpiły pola deskom, również

li laminowanych i nowoczesnych podłóg wi-

soką precyzję montażu sufitów w dużych po-

okna PCV, okna aluminiowe i drzwi z pro-

tym w formatach XXL. Coraz większym za-

nylowych. Stworzone zostały na płycie noś-

mieszczeniach oraz w budynkach, gdzie

fili trzech systemodawców tj.: Veka, Brüg-

interesowaniem inwestorów cieszą się tak-

nej HDF-Aqua-Protect® — jednym z najlep-

z różnych powodów użycie sufitu od ścia-

mann/Salamander i Rehau. Wychodząc na-

że podłogi stylizowane, a jako że przypomi-

szych nośników o podwyższonej odporności

ny do ściany jest niemożliwe, jak np. budyn-

przeciw oczekiwaniom rynku firma PETECKI

nają drewno, na którym czas odcisnął swoje

na działanie wilgoci stosowanych w pane-

ki w technologii TABS. Ecophon Master™ Ma-

wprowadza pakiet antywyważeniowy do

piętno, są potocznie określane mianem po-

lach laminowanych. Pokryte zostały wytrzy-

trix łączy w sobie dźwiękochłonność oraz ory-

standardu okuć okien, czyli aż trzy zaczepy

starzanych. Pojęcie to jest bardzo szerokie

małą, odporną na ścieranie warstwą Luxu-

ginalny design bazujący na zestawie paneli

antywyważeniowe w skrzydłach rozwierno-

i mieści w sobie podłogi różnego typu. Za-

ry-Vinyl o grubości 0,3 mm. Klasyfikuje ją to

w kilku formatach, które mogą być łączone

-uchylnych i dwa w skrzydłach rozwiernych.

wsze jednak o ich ostatecznym wyglądzie

wśród podłóg o najwyższej klasie odporności

w indywidualnie zaprojektowane kompozy-

Elementem na stałe wchodzącym do stan-

decyduje zarówno rodzaj i jakość użytego

na ścieranie (Grupa T) oraz klasie użyteczno-

cje. Mimo dużej swobody projektowej system

dardu okuciowego jest również zawias dol-

materiału, jak również sposób jego obróbki.

ści 23 dla wnętrz mieszkalnych i 31 dla po-

wymusza precyzyjny ortogonalny montaż

ny z dodatkową regulacją — zawias 3D. Ele-

Estetyka to nie wszystko. Stylizowane pod-

mieszczeń użyteczności publicznej. Zintegro-

płyt z zachowaniem powtarzalnych odstępów

mentem korespondującym z pakietem an-

łogi nie tylko szlachetnie się starzeją, ale do-

wany system wyciszający Sound Protect Eco

między nimi. Układ niezależnie podwiesza-

tywyważeniowym wprowadzonym do stan-

skonale „znoszą” także codzienne użytkowa-

zapewnia doskonałą akustykę wnętrza. Pod-

nych paneli daje nieosiągalne przy typowych

dardu okien firmy PETECKI jest zwiększenie

nie. Postarzane podłogi powstają z nowe-

łogi winylowe WINEO Ambra Multi-Layer są

sufitach podwieszanych możliwości integracji

zabezpieczeń drzwi wejściowych. W ramach

go drewna, w związku z tym mogą być tak

dostępne w ofercie jest 12 drewnianych de-

z instalacjami technicznymi budynku oraz bar-

tej oferty, drzwi z PVC zostaną wyposażone

samo wytrzymałe i odporne na zniszczenia,

korów w pełnej desce oraz 6 dekorów imitu-

dzo łatwy dostęp do przestrzeni międzysufito-

w zasuwnicę z aż 5 punktami ryglowania

jak tradycyjne posadzki drewniane.

jących naturalny kamień. Więcej na:

wej. Więcej na:

tzw. „hako-bolce”. Więcej na:

http://www.chapelparket.pl

http://www.wineo-polska.pl

http://www.ecophon.pl

http://www.petecki.eu

36

B I Z N E S

A K T U A L N O Ś C I

F I R M O W E

architektura & biznes 92014


TECE

WIŚNIOWSKI

JONIEC

KLINIKA BETONU

Ekskluzywny terminal TECElux teraz w dwóch

PRIME to perfekcyjnie skonfigurowana, nowa

Firma JONIEC otrzymała nominację do tytu-

Klinika Betonu to producent, który oferuje

wersjach kolorystycznych. Czarny multifunk-

generacja bram garażowych, marki WIŚNIOW-

łu JAKOŚĆ ROKU 2014. Tytuł JAKOŚĆ ROKU

więcej, niż tylko gotowe rozwiązania z beto-

cjonalny terminal WC to propozycja firmy

SKI. Doskonałe rozwiązanie pod względem

przyznawany jest w ramach konkursu uzna-

nu architektonicznego. W swoich działaniach

TECE dedykowana najbardziej wymagają-

funkcjonalności, innowacyjności oraz desig-

nego w Polsce za niezwykle prestiżowy. To

koncentruje się na współpracy z architektami

cym użytkownikom, ceniącym elegancję,

nu. Bazą do stworzenia bramy PRIME jest pa-

największy konkurs promujący jakość w Pol-

i inwestorami przy tworzeniu unikatowych,

luksus i nowoczesne rozwiązania technolo-

nel Innovo. Jego nowatorsko zaprojektowany

sce. Godło JAKOŚĆ ROKU 2014 to prestiż

indywidualnie projektowanych elementów

giczne. Produkt zrywa ze stereotypem, we-

kształt pozwolił na zastosowanie specjalne-

i nobilitacja. Jest to wyróżnienie i docenie-

z betonu architektonicznego i niestandardo-

dług którego kolorem zarezerwowanym dla

go systemu maskującego, a co za tym idzie,

nie projakościowych dążeń firm i przedsię-

wych wzorów płyt odlewanych na zamówie-

urządzeń sanitarnych jest biel. Terminal WC

ukrycie elementów mechanicznych oraz całej

biorstw działających w naszym kraju. Lau-

nie. Szczególną metodą indywidualizowania

oferowany przez firmę TECE wyznacza nowe

przestrzeni ruchomej pomiędzy segmentami

reaci konkursu to prężnie działające firmy,

betonowych płyt, stosowaną przez Klinikę

kierunki w projektowaniu rozwiązań sanitar-

bramy. Panel Innovo o grubości 60 mm, po-

mające ugruntowaną pozycję na rynku,

Betonu, jest fotobeton. To innowacyjna tech-

nych i aranżacji nowoczesnych przestrzeni

siada bardzo dobre parametry termoizolacji.

rozwijające się i odnoszące sukcesy, liderzy

nologia modelowania, dająca możliwość od-

łazienkowych. Został wyposażony w funkcje

Współczynnik przenikania ciepła panelu wy-

w swoich branżach. Otrzymanie nominacji

wzorowania niemalże każdego dwuwymiaro-

„sen-Touch”, „m-Lift”, „smart-Connect”oraz sy-

nosi 0,37 W/m2K, co w połączeniu z systemem

do tytułu JAKOŚĆ ROKU jest potwierdze-

wego obrazu w płycie betonowej 3D. Każdy

stem oczyszczania powietrza „ceramic-Air”.

uszczelnień obwodowych i międzypanelo-

niem tego, że motto firmy JONIEC „Wyzna-

wzór fotobetonu opracowywany jest indywi-

Terminal TECElux dostępny jest także w wer-

wych przekłada się na świetny parametr ca-

czamy nowe granice” oznacza ciągłe dąże-

dualnie. Dzięki skanowaniu w trójwymiarze,

sji białej. Terminal TECElux to połączenie sze-

łej bramy na poziomie 0,9 W/m2K (dla bramy

nie do podnoszenia jakości. Znalezienie się

drukowi 3D i odpowiednio dobranym proce-

regu rozwiązań technologicznych, mających

3 000×3 000). Dzięki temu brama PRIME wpi-

w tak znamienitym gronie jest niezwykle

som produkcji Klinika Betonu daje projektan-

za zadanie maksymalne zwiększenie komfor-

suje się w ideę budownictwa energooszczęd-

miłym wyróżnieniem. W tym roku firma JO-

tom możliwość realizacji unikatowych rzeczy

tu użytkowania. Więcej na:

nego. Więcej na:

NIEC ubiega się o tytuł JAKOŚĆ ROKU BRĄZ.

architektonicznych i wzorniczych.

http://www.tece.de/pl

http://www.wisniowski.pl

http://www.joniec.pl

http://www.klinikabetonu.pl

STEGU

E-TECHNOLOGIA

KWADLUX

KOPP

Płytki cegłopodobne Rustik z oferty Stegu,

Żyrandol światłowodowy Ośmiornica jest

W konkursie Instytutu Wzornictwa Prze-

Historia pofabrycznych loftów sięga lat 50.,

przykuwają uwagę charakterystyczną, wyrazi-

idealnym rozwiązaniem dla wnętrz, w któ-

mysłowego „Dobry Wzór 2013” wyróżnie-

kiedy to świat nowojorskiej bohemy zaczął

stą strukturą, typową dla holenderskiej archi-

rych najważniejszymi aspektami są: relaks,

nie uzyskała linia opraw zewnętrznych LED.

adaptować opuszczone fabryki i magazy-

tektury. Bogate możliwości wybarwienia, łącz-

zabawa, komfort i elegancja. Doskonale

Oprawy wykonywane są w zakresie wyso-

ny na miejsca pracy i życia. Wiele polskich

nie z opcją indywidualnego doboru koloru,

komponuje się z najróżniejszymi wystrojami

kości od 70cm do 6m. Daje to możliwość

miast, jak choćby m.in.: Łódź, Wrocław czy

pozwalają stworzyć własną wersję tradycyjnej

i aranżacjami, dodając wdzięku i uroku dzię-

spójnej stylistycznie aranżacji terenów zie-

Kraków również słynie z wielu postindu-

architektury. Płytki Rustik świetnie komponują

ki oryginalnemu wzornictwu i profesjonal-

lonych wraz ze strefami dojazdowymi, ogro-

strialnych przestrzeni, które coraz częściej

się ze szkłem, metalem i drewnem. Nowoczes-

nemu wykonaniu. Kryształowe elementy na

dów oraz przestrzeni publicznych. Kolum-

stają się inspiracją dla architektów i projek-

ne płytki cegłopodobne w ofercie firmy S­ tegu

końcach światłowodów rozpraszając światło

ny oświetleniowe KWADLUX wykonane są

tantów wnętrz. Sercem wymarzonego loftu

wiernie oddają piękno i trwałość murów ce-

roztaczają blask. Powierzchnia dookoła ży-

z lakierowanych proszkowo profili aluminio-

może stać się drewniana podłoga, sprawia-

glanych. Sprawdzą się zarówno na elewacji

randola mieni się biało-niebieskim światłem

wych w technologii niewidocznego spawu,

jąca wrażenie, że dojrzewa wraz z otaczają-

budynku, jak i w pokoju dziennym, jadalni

dzięki zestawowi Mgławice. Uzyskany efekt

a źródła światła stanowią moduły LED, wy-

cą przestrzenią. Ale na podłogę pełną cha-

czy gabinecie. Ze względu na niewielką wagę

nieba pełnego gwiazd jest doskonałym spo-

konane na bazie diod firmy CREE. Dostępne

rakteru nie trzeba czekać stuleci — wystar-

i odpowiednio dobrane wymiary mogą być

sobem na wzbogacenie wnętrza o oryginal-

typy fotometrii umożliwiają zastosowanie

czy wybrać postarzane ręcznie dębowe de-

stosowane bezpośrednio na warstwę docie-

ny element wystroju. Dzięki różnym śred-

opraw w praktycznie każdej lokalizacji, jak

ski, które nadadzą wnętrzu odpowiedniego

plenia ze styropianu, bez potrzeby jej wzmac-

nicom punktów świetlnych można odnieść

oświetlenie parkowe, uliczne, równomierne

klimatu. Zabiegi, którym poddawany jest

niania. Wysoka jakość surowców użytych

wrażenie, że niektóre z „gwiazd” są bliżej,

oświetlenie stref publicznych, parkingów

dąb postarzanych desek Maćkówek, po-

w procesie produkcji płytek ściennych spra-

a inne dalej. Dla podkreślenia efektu głębi,

czy w ogrodach. Linia stylistyczna KWAD-

wodują całkowicie naturalne uszkodzenia,

wia, że materiał zachowuje kształt i kolor, nie

krawędzie sufitu zostały podświetlone ta-

LUX uzupełniona jest między innymi serią

przyspieszając jedynie tempo ich powsta-

ulegając wpływowi warunków zewnętrznych.

śmami LED o zimnej białej barwie.

kinkietów. Więcej na:

wania. Więcej na:

http://www.stegu.pl

http://oswietlenie-led.eu

http://www.lxn.pl/Nasze-marki/Kwadlux

http://www.podlogi-kopp.pl

architektura & biznes 92014

B I Z N E S

A K T U A L N O Ś C I

F I R M O W E

37


40

56

…cała naprzód

64

70


T E M AT N U M E R U Szczecin – cała naprzód

40

Jakub Gołębiewski transformacja szczecińskich przestrzeni nadwodnych

kompromisy

50

Szczecin

Anna Popiel-Moszyńska kierunki rozwoju Szczecina – rozmowa z dr. inż. arch. Jarosławem Bondarem

skok w stronę nowoczesności

56

Emilia Brulińska Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie, proj.: Estudio Barozzi Veiga

ćwierćwiecze

64

Katarzyna Barańska rozmowa z Jackiem Lenartem współwłaścicielem pracowni Studio A4

gra w miasto

70

Dorota Wantuch-Matla rozmowa z Markiem Orłowskim współzałożycielem biura architektonicznego Orłowski Szymański Architekci

miasto z wyboru

74

Katarzyna Barańska rozmowa z Miłoszem Raczyńskim z pracowni mellon architekci

ból miasta

78

Małgorzata Tomczak rozmowa z Markiem Sietnickim ze studia architektonicznego Sietnicki (SAS studio)

projektowanie na miarę

82

Małgorzata Tomczak rozmowa z Olgą Sietnicką z grupy projektowej BLOOGARDEN Olga Sietnicka

zajezdnia sztuki

86

Dorota Wantuch-Matla rozmowa z Michałem Czasnojciem z Biura Projektowo-Inżynierskiego Redan

CYKLE A&B ROZMOWY A&B

procesy i własności

90

Adrian Krężlik rozmowa z architektami z Apropiación del Espacio: Tanią Osorio Harp (Tania), Guillermo Gonzálezem Ceballosem (Willy) i Rodrigiem Escandónem Cesarmanem (Alejandro)

WSPOMNIENIA I REFLEKSJE

Richard Buckminster Fuller, czyli harmonia istot ludzkich z kosmosem

78

Wojciech Leśnikowski spotkania ze sławnymi architektami

94


Szczecin – cała naprzód

40

transformacja szczecińskich przestrzeni nadwodnych

architektura & biznes 92014


Czy nadwodne położenie Szczecina może stać się nowym impulsem do rozwoju? Szczecin bardzo często określany jest jako miasto z olbrzymim potencjałem, który jednak nie jest w pełni wykorzystywany. Tymczasem wydano komendę: cała naprzód! Szczecin ponownie próbuje wypłynąć na szerokie wody, maszyny wprawiono w ruch. Ale czy starczy mocy, aby urzeczywistnić śmiałe wizje?

© Urząd Miasta Szczecin

Jakub Gołębiewski

architektura & biznes 92014

41


…cała naprzód

powyżej: widok na szczecińskie Międzyodrze; na pierwszym planie baseny portowe Wolnego Obszaru Celnego i cypel Łasztowni z kompleksem budynków dawnej rzeźni miejskiej oraz nową chłodnią rybną; na drugim planie Wyspa Grodzka; piaszczysty cypel oznacza obszar przygotowany pod budowę Portu Jachtowego; w tle Wały Chrobrego; zdjęcie wykonano w trakcie Finału Regat Wielkich Żaglowców w 2013 roku

A. Stare Miasto B. Wały Chrobrego C. Wyspa Grodzka D. Łasztownia E. Kępa Parnicka Przebudowane Bulwary Nadodrzańskie Lastadia Office Port Jachtowy i przeprawa mostowa na Duńczycy Inwestycja CSL — Stara Rzeźnia Chłodnia Rybna Portu Rybackiego „Gryf” Obszar dawnej rzeźni miejskiej Planowane Muzeum Morskie „Balticum” Planowany Most Kłodny Planowana przebudowa arterii nadodrzańskiej (ul. Nabrzeże Wieleckie) 10. Planowana rewitalizacja nabrzeży

© Urząd Miasta Szczecin

1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9.

42

architektura & biznes 92014


© Urząd Miasta Szczecin

J

aki obraz Szczecina wyłania się z przedwojennych fotografii? Stojące nad Odrą kamienice, piętrzące się na nabrzeżach towary, portowe żurawie uwijają się z tonami ładunków. Po drugiej stronie rzeki u stóp Wałów Chrobrego od nabrzeża odbija parowiec zmierzający w transatlantycką podróż. Płynąc ku morzu, mija stoczniowe pochylnie, gdzie powstają kadłuby kolejnych stalowych kolosów oraz zabudowania przemysłowych kombinatów. Iglice kościołów, kamienice, fabryki i sylwety dźwigów nakładają się na siebie, tworząc kolaż zatopiony w zieleni otaczającej miasto. Przed nami wody Zalewu Szczecińskiego oraz wiatr wiejący od morza. Wkrótce zapamiętany obraz ulega zniszczeniu. W nurcie Odry toną przęsła mostów, stalowe konstrukcje stoczniowych rusztowań i kadłuby statków. Miasta nad rzeką już nie ma, pozostały gruzy, ale Szczecin powoli dźwiga się z ruin. Pustka w nadwodnym krajobrazie przetrwa dekady, choć sama rzeka wypełnia się życiem. Przy nabrzeżach cumują statki, na które spogląda Zbigniew Cybulski w filmie „Cała naprzód”. Marynarz zeskakujący z trapu z workiem przewieszonym przez ramię stara się odnaleźć w lądowej rzeczywistości. Każdy, kto wtedy przyjechał do Szczecina, miał poczucie powrotu z długiego rejsu do nieznanego jeszcze portu. Aby ten port oswoić powstają piosenki, filmy i książki. Te czterdzieści cztery lata polskiego Szczecina pozostawiły po sobie również wyrazisty obraz. Ile pozostało z nadwodnej tożsamości miasta dzisiaj? Z jednej strony dostrzegamy unieruchomione stoczniowe dźwigi i mury pustych architektura & biznes 92014

fabryk, z drugiej możemy zobaczyć kamieniczki Podzamcza wypełniające nadodrzański pejzaż oraz przebudowane bulwary. Ten obraz jest jednak niedokończony. Ważne pytanie brzmi: jakie miejsce zajmie w nim rzeka, czy szerzej woda, która w dwóch poprzednich obrazach miała znaczenie dominujące? Szczecin — miasto nadwodne

Czym jest woda dla Szczecina? Od wieków stanowiła o jego gospodarczej sile, o koniunkturze w handlu i bogactwie mieszkańców. Szczecin od średniowiecza dzielił los miasta portowego, choć posiada w swej historii długi okres związany z dominacją jego roli militarnej. Ze stosunkowo prowincjonalnego ośrodka — pruskiego miasta twierdzy w wieku XIX przekształcił się w silny ośrodek przemysłowy. Wówczas Szczecin zaczął w pełni wykorzystywać swoje nadwodne położenie, które umożliwiało łatwy i ekonomiczny transport towarów oraz surowców. Dzięki Odrze rozwijały się liczne zakłady produkcyjne oraz stocznie. Przemysłowy charakter miasta silnie zaznaczył się w jego architekturze, szczególnie w obszarze nadwodnym. Ceglane mury fabryk i magazynów na lata wrosły w szczeciński krajobraz. Rozwój przemysłu wiązał się również z rozbudową miasta, nad Odrą powstały reprezentacyjne obiekty użyteczności publicznej, do dziś będące jego symbolem — Wały Chrobrego. Pomimo zniszczeń po wojnie udało się wznowić produkcję w wielu zakładach, które funkcjonowały przez cały okres Polski Ludowej. Rozległe zmiany w strukturze szczecińskiego przemysłu

nastąpiły dopiero po 1989 roku i miały różnorodne przyczyny. Szczególnie burzliwa okazała się pierwsza dekada XXI wieku, która przyniosła kres wielu przedsiębiorstw. Najdonioślejsze znaczenie d la miasta mia ł upadek Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A. w 2002 roku, a następnie państwowej Stoczni Szczecińskiej „Nowa” w 2009 roku. Oczy wiste od wieków czerpanie korzyści gospodarczych z nadwodnego położenia stanęło pod znakiem zapytania. Zachwianiu uległy nie tylko fundamenty ekonomicznej pozycji miasta, ale również jego morska tożsamość, budowana przez dekady na dokonaniach stoczniowców oraz korzyściach w ynikających z posiadania dobrze prosperującego portu. Szczecin podzielił więc los wielu amerykańskich i europejskich ośrodków przemysłowych, którym przyszło stawić czoła zjawisku dezindustrializacji, ze wszystkimi jego ekonomicznymi, społecznymi i kulturowymi konsekwencjami. Załamanie dotychczasowej struktury przemysłu spowodowało konieczność wykształcenia się alternatywnej wizji rozwoju miasta. Władze Szczecina upatrywały źródła odrodzenia lokalnej gospodarki między innymi w rozwijaniu sektora usług wspólnych oraz centrów usług księgowo-rozliczeniowych. Z pewnymi sukcesami przyciągnięto zagraniczne korporacje do nowo powstających biurowców. Trudno jednak wymagać od podmiotów, ze swej natury bardzo mobilnych w sieci globalnej gospodarki, aby zapewniły stały rozwój peryferyjnego w tej strukturze ośrodka. Bardziej trwałym potencjałem wymagającym zagospodarowania znów

43


fot.: Jakub Gołębiewski

…cała naprzód okazało się nadwodne położenie. Doskonałe warunki do żeglowania oraz rozległe obszary objęte ochroną w ramach programu Natura 2000 sprawiają, iż miasto jest wyjątkowo atrakcyjne dla miłośników sportów wodnych i przyrody. Szczecin zaczął więc szukać swojej szansy w rozwoju turystyki opartej na dostępie do licznych wodnych akwenów. Woda stała się również inspiracją dla twórców strategii marki miasta Szczecin w 2008 roku. Szczecin przyszłości został w niej określony jako „Pływający ogród — Floating Garden” z perspektywą realizacji wizji w 2050 roku. Wiele krytycznych słów napisano o strategii marki Szczecina i być może należałoby nad tą kwestią spuścić zasłonę milczenia, jednak szczególnie dziś sformułowania w niej zawarte brzmią dość naiw nie. Jak możemy przeczytać w dokumencie: „Szczecin musi mieć dwie-trzy ikony architektoniczne swoją klasą i nowatorstwem zwracające uwagę całej Europy — zaprojektowane przez światowej sławy architektów, które przejdą do historii architektury jako excellent and the most ­innovative solution. Z tej perspektywy Szczecin dziś rysuje się jako »megaprojekt makrodeweloperski«, który znajdzie swojego »Gigainwestora«. Z nim Szczecin skieruje się na nowe tory”. 1 Po tak sformułowanych celach należałoby zakrzyknąć za Jane Jacobs, iż spektakularna koncepcja to nie jedyny sposób na przebudowę miasta 2 i zapytać następnie, gdzie w tej megawizji znajdują się ludzie — mieszkańcy Szczecina? Czy powstające ikony architektury mają służyć obywatelom, czy stać się jedynie wabikiem dla inwestorów

44

i skromnej grupy turystów — amatorów współczesnej architektury? Nowa Filharmonia i muzeum „Przełomy” powstały dlatego, iż są bardzo potrzebne miastu, iż wiele środowisk zabiegało o te inwestycje. Definiując je jako ikony, mamy na myśli chęć podkreślenia poprzez wyjątkową architekturę ich znaczenia dla mieszkańców oraz roli w definiowaniu współczesnego obrazu miasta. Nie są to ikony powstałe wedle marketingowego scenariusza. Wszelkie powierzchowne próby zaadaptowania efektu Bilbao do szczecińskich realiów mogłyby przynieść więcej szkody niż pożytku. Ikoniczne budynki same z siebie nie staną się impulsem dla rozwoju miasta, dlatego warto docenić kierunek polegający na poszukiwaniu ponownej ekonomicznej aktywizacji obszarów nadwodnych. Ta polityka jest dziś prowadzona we współpracy władz miejskich, wojewódzkich oraz międzynarodowych i lokalnych przedsiębiorców. Tak jak Katarczycy nie przywrócili do życia stoczni, a Irlandczycy nie wznieśli luksusowych apartamentów nad brzegiem Odry, tak sprawdziła się w przypadku Szczecina maksyma, iż nie ma dróg na skróty. woda w krajobrazie Szczecina

Relacja pomiędzy miastem a rzeką w Szczecinie jest wielowątkowa. Przenikanie się we frontach wodnych miejskiej i przemysłowej zabudowy z naturalnym, dziewiczym krajobrazem sprawia, iż jest to przestrzeń zaskakująca różnorodnością. W historii szczecińskiej architektury możemy wyróżnić zarówno znakomite przykłady budowli użyteczności publicznej, jak i obiektów

przemysłowych. Na zachodnim brzegu rzeki, na odrzańskiej skar pie górują wieże Zamku Książąt Pomorskich, Bazyliki Archikatedralnej św. Jakuba i gmachów publicznych na Wałach C h robrego. K ont rapu n k tem d l a m iejsk ie go krajobrazu są: masy wna br yła Elewatora Zbożowego i las portowych dźwigów, pomiędzy które wpisane są bogate, eklektyczne budynki Portu Wolnocłowego. Te dwa obrazy, te dwie panoramy przeglądają się nawzajem, otwierając przed obserwatorem dwa różne światy składające się na charakter miasta. Wjeżdżając do śródmieścia samochodem, przemierzamy estakadę Trasy Zamkowej, zawieszonej nad terenami portowymi. Zza szyby auta nie widać w pierwszym momencie wody, a jedynie portowe żurawie i cumujące w porcie statki. To dość surrealistyczne doświadczenie, w którym obecność wody nie jest w pełni uświadomiona. Wystarczy jednak stanąć na krawędzi odrzańskiej skarpy, na Wałach Chrobrego, aby nasycić swój wzrok przestrzenią rozległych, wodnych rozlewisk. Portowe dźwigi i stoczniowe suwnice odgrywają w tym widoku rolę aktorów wypełniających scenę. Tutaj świadomość obecności wody jest pełna. Jednak czy namacalna? Czy skutkuje nawiązaniem bliższej z nią relacji? Szczecin częściowo rozstał się z rzeką, ale próbuje nad nią powrócić. Po opisanym załamaniu gospodarczym pierwszej dekady XXI wieku powraca przemysł, powraca nad rzekę również zabudowa miejska, ale — co najważniejsze — powracają ludzie. Jeśli możemy podsumować ostatnie lata w rozwoju Szczecina, to są one latami powrotu nad rzekę w bardzo wielu architektura & biznes 92014


na stronie obok: panorama Starego Miasta widziana z Łasztowni, na pierwszym planie nadodrzańskie bulwary; nad kamienicami Podzamcza górują od prawej: bryła Zamku Książąt Pomorskich, Bazylika Archikatedralna Św. Jakuba, wieża gmachu Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego

wymiarach. Nie jest to powrót łatwy, wymaga wiele wysiłku i wytrwałości, chcielibyśmy, aby nastąpił znacznie prędzej niż w 2050 roku, jednak to wyzwanie obliczone jest na dekady. powrót Podzamcza nad rzekę

© Urząd Miasta Szczecin

poniżej: przebudowany Bulwar Piastowski, (proj.: Biuro Projektowo‑Inżynierskie Redan) sąsiaduje ze szczecińskim Podzamczem; w ramach projektu Alei Żeglarzy — inicjatywy stowarzyszenia Żeglarski Szczecin i jego prezesa Piotra Owczarskiego bulwar stopniowo będzie wzbogacał się o akcenty przestrzenne symbolizujące morski charakter miasta

Zainteresowanie powrotem miasta nad rzekę ma w Szczecinie długą tradycję i ogniskuje się wokół kilku zagadnień. Jednym z nich jest odtworzenie dostępu do rzeki, jaki istniał przed wojną w staromiejskiej, średniowiecznej części miasta. Gęsta zabudowa Starówki opierała się o krawędź nabrzeża, a sieć wąskich i krętych uliczek łączyła bulwary z górnym tarasem Starego Miasta i Śródmieściem. Powojenna odbudowa pozostawiła dolny taras Starego Miasta, a więc Podzamcze niezabudowanym, natomiast wzdłuż Odry wybudowano szeroką i nowoczesną arterię będącą zaczątkiem urbanistycznej koncepcji rozwoju miasta w osi północ — południe. Arteria odcięła, niestety, miasto od rzeki na odcinku Starego Miasta i Wałów Chrobrego. Wraz z odbudową Podzamcza prowadzoną od początku lat 90. jej obecność w sposób bardziej wyraźny zaczęła stanowić barierę dla potencjalnego powrotu zabudowy nad rzekę. Koncepcje likwidacji trasy były zgłaszane od lat i za każdym razem wywoływały burzliwe spory wśród ekspertów oraz szczecinian, co do konieczności jej istnienia

bądź możliwości i kosztów likwidacji. Wraz ze wzrostem ruchu ulicznego w mieście utrwalało się przekonanie, iż wszelkie ingerencje w parametry trasy spowodowałyby komunikacyjną katastrofę. Mimo to środowiska społeczne nie ustawały w postulatach dotyczących zmian w nadwodnym układzie komunikacyjnym. Impulsem dla formalnego wyartykułowania idei powrotu zabudowy nad Odrę stało się rozpoczęcie prac nad miejscowym planem zagospodarowania dla Starego Miasta. Stowarzyszenie Estetycznego i Nowoczesnego Szczecina zgłosiło w maju 2011 roku swoje uwagi do planu, postulując zawężenie arterii nadodrzańskiej, cofnięcie jej przebiegu względem linii nabrzeża i przywrócenie możliwości zabudowy frontu wodnego. W marcu 2013 roku zaprezentowana została natomiast koncepcja przygotowana przez inżyniera Macieja Sochanowskiego, który przedstawił konkretne rozwiązania infrastrukturalne, popierając ich zasadność przeprowadzonymi badaniami. Obecnie projekt podlega ocenie możliwości adaptacji do zapisów planu przygotowywanych w Urzędzie Miasta. Przebudowa arterii nadodrzańskiej, choć kosztowna, może dać potrzebny impuls dla dalszej odbudowy Podzamcza, które dziś nie tworzy spójnej struktury urbanistycznej, a jedynie zbiór kilku uliczek kończących swój bieg na linii trasy szybkiego ruchu. Przebieg arterii i związanych

architektura & biznes 92014

45


rewitalizacja wysp Międzyodrza

Ważnym zagadnieniem jest również rewitalizacja obszarów poportow ych obejmujących czter y w yspy odrzańsk ie: Wyspę Grod zk ą, Łasztownię, Kępę Parnicką oraz Wyspę Zieloną. Zainteresowanie możliwościami przekształcenia obszaru śródmiejskich wysp Międzyodrza sięga początku lat 90., jednak najważniejsze opracowania i projekty powstały w przeciągu ostatnich piętnastu lat. Należy do nich zaliczyć wizje stworzone w ramach programu Phare Interreg w latach 1999–2000 opracowane na Wydziale Budow n ic t wa i A rc h ite k t u r y Pol itec h n i k i Szczecińskiej; projekt „Konsorcjum na rzecz Śródodrza” przedstawiony w 2004 roku (proj. Grzegorz Ferber, Krzysztof Słomiany, Daniel Strzeszewski); opracowanie pt. „Krajobraz kulturowy Łasztowni i Kępy Parnickiej w Szczecinie” z 2004/2005 roku (autor Piotr Fiuk) oraz „plan operacyjny” dla obszaru Międzyodrza (proj.

Grupa Architektoniczna DOMINO — Wojciech Dunaj) opracowany na zlecenie ówczesnego architekta miasta Zbigniewa Paszkowskiego w 2005 roku. Efektem finalnym licznych opracowań było stworzenie przez Miejskie Biuro Planowania Przestrzennego ( głów ny projektant Janusz Nekanda-Trepka) planów miejscowych dla obszaru czterech wysp. Ich uchwalenie w 2009 roku miało przynieść prędkie rozpoczęcie komercyjnych inwestycji. Wybuch kryzysu gospodarczego w 2008 pokrzyżował jednak plany miasta i zagranicznych inwestorów dotyczące transformacji Międzyodrza. Brak zainteresowania przedsiębiorców oraz dostępności kapitału to jednak nie jedyne przeszkody mające wpływ na proces rewitalizacji Międzyodrza. Do najważniejszych problemów należy zaliczyć również utrzymanie funkcji przemysłowej i portowej, brak odpowiedniego skomunikowania ze śródmieściem oraz skomplikowaną strukturę własnościową, wymagającą od właścicieli ścisłej współpracy i wypracowania kompromisowych rozwiązań. postindustrialne dziedzictwo Łasztowni

Przemysł i działalność portowa stanowi nadal wyrazisty element krajobrazu wysp odrzańskich. Na Łasztowni funkcjonuje Port Rybacki „Gryf ”, który w marcu 2014 roku uruchomił nowoczesną chłodnię rybną, dominującą dziś w krajobrazie

na stronie obok: zabudowania poprzemysłowe przy ulicy Kolumba, zwane potocznie szczecińską Wenecją; część budynków nabyła spółka EKO-PARK S.A. w celu ich rewitalizacji

poniżej: zabytkowe zabudowania kompleksu dawnej rzeźni miejskiej na Łasztowni; elementem rozpoznawalnym wielu budynków jest żółty kolor użytej cegły; jeden z budynków jest dziś adaptowany przez spółkę CSL Internationale Spedition w ramach wsparcia finansowego z programu JESSICA do nowych funkcji; prezes CSL — Laura Hołowacz aktywnie działa na rzecz rewitalizacji całego obszaru dawnej rzeźni

fot.: Jakub Gołębiewski

…cała naprzód

z nią rozjazdów sprawia również, że struktura średniowiecznego miasta, której odtworzenie przyświecało odbudowie Podzamcza nadal jest nieczytelna. Zawężenie arterii umożliwi też funkcjonalne związanie obszaru Starego Miasta z przebudowanymi bulwarami nadodrzańskimi, które już dzisiaj stały się popularnym miejscem spacerów i odpoczynku mieszkańców.

46

architektura & biznes 92014


fot.: Jakub Gołębiewski

wyspy. W 2006 roku plany jej budowy oprotestowane były przez środowiska architektoniczne zaangażowane w ideę rewitalizacji Międzyodrza. Miasto natomiast wyszło z propozycją zamiany gruntów pod tę inwestycję, jednak negocjacje nie przyniosły oczekiwanego efektu. Dziś istnienie chłodni jest faktem i należy poszukiwać formuły dalszej koegzystencji portowej działalności z planowaną dzielnicą śródmiejską. Zarząd Portu Rybackiego posiada świadomość wagi, jaką w perspektywie dalszych przekształceń mogą odegrać należące do spółki tereny, w tym znaczna część obszaru dawnej rzeźni miejskiej. Jest to kompleks zabudowy o bardzo atrakcyjnej formie architektonicznej, aczkolwiek w dużym stopniu zdegradowany. W celu efektywnego zarządzania terenem rzeźni i przyspieszenia jej rewitalizacji zarząd dokonał w 2014 roku wydzielenia spółki „Gryf ” Nieruchomości. Do tej pory przedsiębiorstwo bezskutecznie poszukiwało jednego inwestora, który przejąłby cały kompleks rzeźni. Udało się skomercjalizować jedynie pojedyncze budynki, będące w najlepszym stanie technicznym. Znalezienie inwestora strategicznego byłoby rozwiązaniem optymalnym, umożliwiającym kompleksową rewitalizację obszaru. Niestety, wysokie koszty adaptacji zrujnowanych budynków, a także ich specyficzna przeszłość mogą stać się barierą trudną do przełamania dla inwestorów prywatnych. Alternatywny scenariusz stanowi wykupienie bądź zamiana nieruchomości przez miasto. Argumentem przemawiającym za tym rozwiązaniem jest zapis w planach miejscowych, przewidujący na tym terenie lokalizację nowej architektura & biznes 92014

siedziby Teatru Dramatycznego. Dawna rzeźnia pod względem możliwości adaptacji predestynowana jest do roli szczecińskiej dzielnicy artystów. Jej zabudowania mogłyby stać się inspirującym miejscem pracy dla różnych twórców, ale również firm z branży kreatywnej. Kapitał społeczny częściowo już istnieje. Obiekty i otoczenie dawnej rzeźni są bowiem od kilku lat okazjonalnie wykorzystywane przez szczecińskie instytucje kultury dla realizacji widowisk teatralnych, festiwali artystycznych i koncertów. Pozytywnym zwiastunem na dalszą aktywizację kulturalną obszaru jest inwestycja prowadzona przez spółkę CSL. Jeden z najatrakcyjniejszych obiektów dawnej rzeźni jest pieczołowicie odtwarzany i adaptowany do nowych funkcji. Na piętrze znajdą się pomieszczenia biurowe firmy, natomiast w parterze prowadzona ma być działalność zmierzająca do propagowania szczecińskiej kultur y. Kończąc jedną inwestycję, CSL myśli już o adaptacji kolejnego zabytkowego obiektu dawnej rzeźni. Do 2020 roku ma być natomiast zrealizowany na Łasztowni budynek Muzeum Morskiego „Balticum” (proj. Płaskowicki & Partnerzy), stanowiący współczesne centrum nauki i edukacji o morzu. Obecnie trwają prace nad strategią finansowania tej inwestycji. żeglarskie akcenty

Podtrzymywanie morskiej tożsamości Szczecina nadal stanowi ważny element polityki władz lokalnych. Miasto, oprócz corocznej organizacji Dni Morza oraz Dni Odry, dwukrotnie gościło finał międzynarodowych regat The Tall Ships Races

(w 2007 oraz 2013 roku). Oba finały wyzwoliły dotychczas wiele pozytywnej energii i ukazały potencjał miasta jako znaczącego centrum turystyki wodnej. Wraz z regatami rozpoczęto nadwodne inwestycje infrastrukturalne. Do najważniejszych należy zaliczyć ukończone bulwary nadodrzańskie oraz realizowaną obecnie marinę miejską na Wyspie Grodzkiej. Rewitalizacja nadodrzańskich bulwarów zakończyła się bezpośrednio przed regatami w 2013 roku. Metamorfozę przeszł y nabrzeża Odr y usytuowane po stronie Łasztowni oraz Starego Miasta. Odnowione bulwary przyciągnęły nad rzekę wielu szczecinian, omijających dotychczas to miejsce oraz różne wodne jednostki, dla których powstała nowoczesna infrastruktura. Kolejnym etapem ożywiania tej przestrzeni jest budowa pawilonów gastronomicznych oraz realizowany z inicjatywy lokalnych środowisk żeglarskich projekt Alei Żeglarzy, w ramach której powstały pierwsze rzeźby i morskie akcenty. Z czasem będą one wzbogacane o kolejne elementy małej architektury świadczące o związkach miasta z morzem. Projekt nadodrzańskich bulwarów ma być kontynuowany w najbliższych sześciu latach. Przemianę mają przejść nabrzeża usytuowane u podnóża Wałów Chrobrego oraz kolejny odcinek bulwaru na Łasztowni. Dopiero powyższe inwestycje stworzą spójny system, którego ważnym elementem będą również tereny rekreacyjne na Wyspie Grodzkiej. Nowa szczecińska marina jest elementem szerszego projektu mającego na celu stworzenie atrakcyjnego produktu turystycznego pod

47


fot.: Jakub Gołębiewski

…cała naprzód

po lewej: nabrzeża Szczecińskiego Parku Przemysłowego — dawnej Stoczni Szczecińskiej; już wkrótce na jednej z pochylni ma rozpocząć się budowa doku pływającego; będzie to pierwsze wykorzystanie pochylni na dużą skalę od momentu upadku stoczni

hasłem Zachodniopomorski Szlak Żeglarski. Realizowany projekt został wybrany w 2009 roku w drodze konkursu, który zwyciężyło krakowskie biuro Podczaszy Pracownia Architektury. Dzięki budowie mariny powstanie nie tylko nowa baza turystki wodnej w centrum Szczecina, ale Wyspa Grodzka zostanie połączona z Łasztownią poprzez zwodzoną przeprawę w postaci pieszo-jezdnej kładki. W kolejnym etapie inwestycji, w sąsiedztwie portu jachtowego stworzony zostanie ogólnodostępny, nadwodny park z widokiem na Wały Chrobrego. Samo ulokowanie mariny na zalesionym dotychczas południowym cyplu Wyspy Grodzkiej wydaje się być doskonałym wyborem. Położenie pomiędzy reprezentacyjnym i histor ycznym założeniem Wałów Chrobrego oraz planowaną, nowoczesną zabudową Łasztowni będzie doskonał ym miejscem zetknięcia się z miastem przez przypływających żeglarzy-turystów. Jednocześnie sąsiedztwo parku umożliwi ­rekreacyjny charakter postoju w bezpośredniej bliskości starego oraz nowego centrum Szczecina. Być może, jachty wypełnią również pustkę, jaka jest dziś widoczna na śródmiejskich akwenach. spinanie obu brzegów i rekonstrukcja miejskiej tkanki

Wyzwaniem dla inwestorów prywatnych zainteresowanych obszarem Międzyodrza jest przede wszystkim niedogodne skomunikowanie wysp odrzańskich ze śródmieściem. Istniejący układ komunikacyjny podporządkowany jest dostępowi do portu i tranzytowej funkcji głównych ulic. Nie uwzględnia on potrzeb ruchu

48

lokalnego. Plany miasta zmierzają do wykorzystania funduszy unijnych i przebudowy układu komunikacyjnego na Łasztowni w celu poprawy dostępu do terenów inwestycyjnych położonych także na wyspach sąsiednich. W ramach przedsięwzięcia planowana jest również odbudowa mostu Kłodnego, który skomunikuje Łasztownię z Podzamczem i Śródmieściem. Oba przedsięwzięcia mają być zrealizowane w latach 2014–2020. Niestety, nie zmienią one sytuacji, w której Łasztownia przedzielona jest na dwie części arterią o tranzytowej funkcji. Jej rozmiary ulegną wręcz rozbudowie. Szeroka arteria będzie barierą, która może skutecznie zniechęcać do pieszych spacerów po tej nowej śródmiejskiej z założenia dzielnicy. Potencjalni inwestorzy, oprócz ograniczonej dostępności, muszą się także zmierzyć z brakiem przystawalności miejscowych planów zagospodarowania do istniejącej struktury własnościowej. Powyższy problem występuje zarówno na Łasztowni, jak i na Kępie Parnickiej, jednak na drugiej z wysp osiąga znaczącą wagę. Zapisy planu w stopniu istotnym przekształcają istniejącą dzisiaj rusztową strukturę urbanistyczną wyspy, wprowadzając kształty organiczne. Zabieg ten jest wynikiem opracowań zrealizowanych przez holenderskie biuro West 8 na rzecz inwestorów prywatnych, a stanowiących podstawę dla opracowania planu. Ścisła współpraca miasta z właścicielem gruntów i opracowanie planu zgodnego z jego zamierzeniami miało przynieść prędką realizację inwestycji na wyspie. Dziś w momencie wycofania się inwestora jest jednak raczej problemem

na stronie obok: Bulwar Piastowski widziany z Trasy Zamkowej; w ramach projektu pt. „Promenada z widokiem na Odrę” przebudowano również Bulwar Gdyński na Łasztowni oraz Bulwar Elbląski na Kępie Parnickiej; przebudowane bulwary są ważnym krokiem determinującym powrót miasta nad rzekę

i wyzwaniem. Nowy układ urbanistyczny wymaga bowiem licznych inwestycji infrastrukturalnych oraz zamiany i komasacji gruntów celem realizacji zapisów planu. Powyższe przeszkody nie sprzyjają żywemu zainteresowaniu inwestorów terenami zlokalizowanymi na odrzańskich wyspach. Najbardziej spektakularną inwestycją prywatną zrealizowaną w przestrzeni frontów wodnych Międzyodrza jest dziś biurowiec Lastadia Office wybudowany przez Szczecińską Grupę Inwestycyjną. Forma budynku, w założeniu autorów, rytmem podziału elewacji oraz poprzez użycie cegł y jako materiału w ykończeniowego ma nawiązywać do przedwojennego charakteru miejsca. Jednocześnie elementy szklanych fasad stanowić mają świadectwo nowej funkcji i nadać budynkowi nowoczesny wyraz. Już jedna inwestycja ukazuje możliwości wykreowania nadrzecznej fasady, która sprawi, iż Odra ponownie stanie się rzeką płynącą przez miasto, a nie obok niego. reindustrializacja nad Odrą

W najnowszej strategii miasta, określającej wyzwania i perspektywy rozwoju do roku 2020, możemy przeczytać następujące sformułowanie: „Dziś dysponujemy wieloma atutami, jednak jeden z nich — w metropolitalnym ujęciu — wysuwa się na plan pierwszy. Jest to dostęp do wody. Jest on niezbędny dla istotnej grupy inwestycji gospodarczych (np. produkcja wielkogabarytowa — statki — transport)”. 3 Ten ponowny zwrot ku przemysłowi związanemu z nadwodnym położeniem jest zapewne częściowo architektura & biznes 92014


© Urząd Miasta Szczecin

Szczecin: full ahead

spowodowany rozczarowaniem, jakie przyniosły utopijne marzenia o zastąpieniu wszelkich nadwodnych obszarów poprzemysłowych przez biurowce i luksusowe apartamenty z dostępem do własnego jachtu. Silna, innowacyjna gospodarka ­oparta na produkcji, to nadal ważny filar rozwoju w Europie. Aby Szczecin miał zdolność przekształcenia się zgodnie z wizją „Floating Garden” w nowoczesną nadwodną metropolię, musi posiadać silne fundamenty rozwoju. Jego nadwodne położenie ten rozwój umożliwia. Zamiast planowanej pierwotnie na cyplu Łasztownii filharmonii czy centrum konferencyjnego na terenie Stoczni Szczecińskiej nad brzegiem Odry, w północnej części miasta, powstają dziś dwie duże fabryki związane z perspektywiczną branżą offshore. Rękoma wielu lokalnych podmiotów pod szyldem Szczecińskiego Parku Przemysłowego odbudowywana jest działalność gospodarcza na terenie upadłej Stoczni Szczecińskiej „Nowa”. Już dziś funkcjonuje tam pięćdziesiąt firm, a część z nich zdolna jest walczyć wspólnie o kontrakty na budowę statków bądź skomplikowanych, wielkogabarytowych konstrukcji stalowych. To dopiero początek odrodzenia przemysłu nad Odrą, jednak obrana droga, realizowana konsekwentnie może przynieść pozytywne efekty w niedalekiej przyszłości. Olbrzymie hale powstające w północnych dzielnicach Szczecina oraz nowe dźwigi i suwnice są równie ikonicznym elementem nadwodnego krajobrazu, co obiekty architektury. Ich obecność nad wodą jest więc manifestacją ekonomicznej pozycji miasta oraz jego tożsamości. architektura & biznes 92014

*** Ja k opisać obra z nadwod nego Szczecina w yłaniający się z ostatniego ćw ierćw iecza? Szczecinianie wracają chętnie nad rzekę, odkrywając ponownie jej walory, korzystają z odnowionych bulwarów, wodnych atrakcji i letnich plaż. Woda staje się wyznacznikiem jakości życia w mieście, jednym z jego najistotniejszych atrybutów. Drogą wodną możemy dostać się do Berlina i Kopenhagi, a w geograficznym centrum miasta obcować z dziką naturą. Dzięki wodzie w krajobraz Szczecina wpisane są malownicze dźwigi, morskie statki, rzeczne barki i liczne żaglówki. Kompilacja tych elementów tworzy magiczny spektakl. Przede wszystkim jednak woda w Szczecinie oznacza przestrzeń dającą poczucie wolności, inspirującą i stymulującą do nowych wyzwań. Jakub Ignacy GOŁĘBIEWSKI — Absolwent Architektury i Urbanistyki na Wydziale Budownictwa i Architektury Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego (2009 r.) oraz Politologii na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego (2009 r.) Obecnie asystent w Zakładzie Teorii Architektury, Historii i Konserwacji Zabytków WBiA, ZUT w Szczecinie. Autor wielu artykułów naukowych dotyczących rewitalizacji. Jeden z tutorów międzynarodowych warsztatów architektonicznych obejmujących problematykę rewitalizacji obszarów nadwodnych (EWWUD Lizbona 2012, EWUQ — PORT, Izmir 2013, 2014). Czynny zawodowo architekt.

1. Długoterminowa strategia zarządzania marką Szczecin, źródło: http://bip.um.szczecin.pl, s. 16–17; 2. Jane Jacobs „Śródmieście jest dla ludzi” (Downtown is for People), [w]: Chwała miasta, pod red. Bogny Świątkowskiej, s. 126; 3. Program Szczecin 2020, źródło: http://www.konsultuj.szczecin.pl/, s. 4.

C a n Szc zec i n’s waterside loc at ion become a new impulse for development? Szczecin is often described as a city with tremendous potential, which, however, never gets fully realized. But now the command has been voiced: Full ahead! Szczecin is again tr ying to move on to the high seas, the engines have been set in motion. But will there be power enough to turn bold visions into reality? W hat picture of Szczecin is revealed by its prewar photographs? Row houses along the Oder, piles of merchand ise stacked on the whar ves, por t cranes moving tons of cargo. Across the river, at t he foot of what is now t he C hrobr y Embankment, a steamship is setting off on a transatlantic journey. Heading for the sea, it passes shipyard slipways with the hulls of new steel giants in the making and other structures typical of industrial areas. The church steeples, row houses, factories and crane silhouettes overlap, forming a collage steeped in the greener y surrounding the city. A head of us are the waters of Szczecin Lagoon and wind coming from the sea. Only just remembered, the image soon disintegrates. Sunk in the current of the Oder are bridge supports, the steel structures of shipyard scaffolding, and ship hulls. The city by the river is no longer there; all that is left is debris, but Szczecin slowly rises from the ruins. The emptiness in the waterside landscape will last for decades though the river itself is increasingly filled with life. Moored to t he wha r ves a re t he sh ips t hat Zbigniew Cybulski looks at in Full Ahead. The sailor leaping off the gangway with a bag slung over his shou lder is tr y ing to f ind his way through the reality of the dr y land. Anyone who arrived in Szczecin back then had a sense of retur n from a long sea jour ney to a port yet unknown. To make that port more familiar, more domesticated, new songs, films, and books were made. Those 44 years of Szczecin in People’s Poland also produced a clear picture. How much of the city’s waterside identity has survived to this day? On one side, we notice the immobilized shipyard cranes and the walls of empty factories, on the other we can see the Podzamcze quarter’s picturesque row houses filling the landscape along the Oder and the redeveloped promenades. T his picture is, however, unfinished. The important question is: What place will be occupied by the river in it, or more broadly, by water, whose significance was dominant in the two previous pictures? […] the relationship bet ween the city and the river in Szczecin has many aspects. The mutual permeation—on the waterfronts—of urban and industrial built areas and virgin natural landscape makes it a space surprising with its diversity. […] Driving a car into the city’s Central District, we move along the overhead Castle Route suspended above the port areas. At first, no water can be seen f rom the car, but only the por t cranes and ships moored in the harbour. It is a rather surrealistic experience, in which the presence of water is not fully realized.

49


Anna Popiel-Moszyńska

kompromisy kierunki rozwoju Szczecina

Z architektem miasta, dr. inż. arch. Jarosławem Bondarem, o wizjach rozwoju miasta oraz przestrzennych kontekstach rozmawia Anna Popiel-Moszyńska.

Anna Popiel-Moszyńska: Jak to jest z tym Szczecinem? Trzynaście lat mieszkam już w innym miejscu, lecz ze Szczecina pochodzę. Jego dobrobyt, piękno i dobre funkcjonowanie są dla mnie, mimo upływu czasu, bardzo ważne. Uważam, że miasto to ma do tego doskonałe warunki „startowe”: bliskość wody, dogodne przygraniczne położenie, rozległe lasy wokół i bardzo wartościową tkankę miejską. Od paru lat widzę pozytywne zmiany — jak choćby budowa i otwarcie gmachów Filharmonii czy centrum „Przełomy”, które umiejscawiają Szczecin na architektonicznej mapie Polski, na szczęście i nareszcie. Tylko, czy to nam wystarczy? Kiedy tu przyjeżdżam i chodzę na przykład po śródmieściu — to widzę puste, zabite deskami usługowe partery, wyludnienie, meneli w bramach — widzę miasto, które nie żyje. Jaka jest więc strategia rozwoju miasta, jakie Pan widzi jej plusy, a co uważa Pan za jej największe bolączki i niedociągnięcia? Jarosław Bondar: Chcąc zrównoważyć nakreślony obraz, który jest prawdziw y — zwrócę naszą uwagę ku takim miejscom w Szczecinie, które funkcjonują. Przestrzenią, która pokazuje jak miasto zmienia się w dobrym kierunku — są Jasne Błonia. Oczywiście, jest to przestrzeń „odziedziczona”, która już tutaj była, a wynika z wysokiej kultury urbanizacji miasta i jego uporządkowania. Przykład Jasnych Błoni pokazuje, że strategia może być czasem nieskomplikowana, po prostu: nie przeszkadzać. Pozwolić na spontaniczną ludzką aktywność, która jest w stanie użyć wartościowego miejsca, oczywiście w pewnych ramach i w sposób niezagrażający jego wartości. Kluczem jest tutaj otwarta na różne sposoby użytkowania przestrzeń i uwolnienie jej od zakazów. To napełnia ją życiem i dlatego Jasne Błonia żyją. Oczywiście, użytkownik także musi sprostać temu wyzwaniu tak, by nie zniweczyć zastanej wartości.

50

AP-M: Sporo z tych przestrzeni udanych i funkcjonujących, to są przestrzenie odziedziczone. JB: Tak rzeczywiście jest, takie są uwarunkowania wynikające z historii. Umiejętne zarządzanie zastaną przestrzenią może poprawić jej walory, by udostępnić ją ludziom. Błędy w tym zakresie mogą spowodować proces odwrotny — degradację miejsca. Spontaniczna i niekontrolowana aktywność też może być zagrożeniem. Potrzebna jest szeroko pojęta kultura, a w sytuacji kiedy ta okazuje się nie wystarczać — dobre regulacje prawne. W przeciwnym razie niekontrolowane procesy związane z użytkowaniem przestrzeni mogą w efekcie ostatecznym doprowadzić do dewastacji pięknych miejsc. Mówię tu na przykład o niekontrolowanym inwestowaniu. Przestrzeń atrakcyjna i ludna kusi tym, aby wykorzystać ten potencjał. Mieszkańcy miasta w przestrzeni publicznej łatwo mogą zostać sprowadzeni do roli klienta. Atrakcyjne przestrzenie publiczne, parki, skwery, bulwary — szybko mogą się zamienić w tereny inwestycyjne. W tym obszarze widzę ważną funkcję władz miasta — tak też postrzegam swoją rolę jako pracownika administracji samorządowej. Należy w sposób kontrolowany ten proces stymulować, przeciwdziałając jednocześnie występującym zagrożeniom. Wracając do przykładów dobrych przestrzeni w naszym mieście, wymienię Bulwary Nadodrzańskie. Przykład, który i tym razem w dużej mierze wykorzystuje walory miejsca. Jest to jednak przede wszystkim zrealizowana inwestycja miasta. Ta przestrzeń również żyje. Jest chętnie odwiedzana, mimo że inwestycje komercyjne o charakterze „uzupełniającym ofertę” są jeszcze w trakcie realizacji. Tak więc — najpierw jakości przestrzenne miejsca, a na drugim miejscu walory komercyjne. Powstające pawilony gastronomiczne docenimy szczególnie jesienią i zimą. Wtedy one będą zachętą, by tutaj przyjść. Chcielibyśmy, żeby w przyszłości był tutaj działający port jachtowy, rodzaj miejskiej mariny. Infrastruktura jest już gotowa, na bulwarach jest nowy „bosmanat”. Zapraszamy!

na stronie obok: zdjęcie z lotu ptaka przedstawiające budynek nowo powstałej Filharmonii, proj.: Estudio Barozzi Veiga i doskonale zszyte z nią urbanistycznie Centrum Dialogu „Przełomy”, proj.: KWK Promes (planowane otwarcie — początek 2015 roku)

AP-M: Tu muszę powiedzieć, że moje doświadczenie jest, niestety, inne. O ile sądzę, że sama inwestycja, sam krok w kierunku tego, aby Szczecinowi i szczecinianom rzekę przywracać, jest, oczywiście, krokiem w dobrą stronę, tak spacer po teraźniejszych Bulwarach w piękne lipcowe sobotnie przedpołudnie był przygnębiający. Na nasłonecznionym Bulwarze próżno było szukać cienia — bardzo długie odcinki pozbawione są jakiejkolwiek zieleni. W pewnym momencie ta zieleń się pojawia. To kawałeczki trawników i sadzonki drzew w donicach bez jakiegokolwiek systemu zraszania czy podlewania — co bardzo dziwi przy projekcie tego typu i tej skali. Nie było ani jednej otwartej toalety czy „budki” z czymkolwiek do picia czy jedzenia; było za to, niestety, dużo butelek, śmieci i… parę zdezorientowanych turystów, siedzących w jedynym zacienionym miejscu, czyli na murkach pod wielkimi filarami wiaduktu Trasy Zamkowej. JB: Inwestycja jest w trakcie realizacji; nie chcemy przeinwestować tej przestrzeni. Oddawanie do użytku jest podzielone na etapy. Największa grupa czterech pawilonów została już zrealizowana niedaleko siedziby Żeglugi Szczecińskiej; dwa pawilony koło mostu Długiego są w trakcie realizacji. W ramach przeprowadzonych prac wykonano przyłącza pod dwa kolejne punkty usługowe. Obecnie obserwujemy, jak miejsce funkcjonuje i na bieżąco podejmujemy decyzje. Równolegle z rozbudową usług gastronomicznych realizowana jest Aleja Żeglarzy — utrwalająca historię, tradycję oraz wspomagająca identyfikację miejsca. Wspomniana przez Panią dewastacja przestrzeni publicznej to problem społeczny, mniej zaś architektoniczny. Podobną dewastację obserwujemy na oddanym niedawno do użytku kąpielisku miejskim — Arkonce. Ilość osób, które odwiedzają to miejsce świadczy o tym, że jest ono wyczekiwane, potrzebne i rzec by można architektura & biznes 92014


fot.: Cezary Skórka

— akceptowane społecznie. A jednak obserwujemy tam brak szacunku dla dobra wspólnego, dla wykonanej pracy i mamy problemy związane z dewastacją. Takie wypadki zdarzają się również na Bulwarach, mimo specjalnego zaprojektowania obiektów tak, aby miały zwiększoną odporność na wandalizm — jednak nawet tam dochodzi do zniszczeń. Jeszcze innym zagadnieniem i problemem jest utrzymanie w czystości — powinno to być na bieżąco sprzątane przez odpowiednie służby miejskie.

Westivalu. Sam projekt jest zainicjowany przez zmiany komunikacyjne na prawobrzeżu — dojazdu do Portu wraz z budową nowego mostu Kłodnego. Most ten będzie mostem niskim, spinającym Bulwary po obu stronach Odry, zaś ulokowany będzie obok istniejącego wjazdu do miasta, czyli Trasy Zamkowej. Nowy układ komunikacyjny, łącznie z tramwajem, doprowadzony zostanie do placu Hołdu Pruskiego. W tej chwili projekt ten wchodzi w fazę przetargową na wykonanie projektów budowlano-wykonawczych.

AP-M: Kończąc temat inwestycji Bulwarów — czy będzie zrealizowane połączenie tego nadrzecznego ciągu pieszego z Nową Starówką? JB: Tak, jest już wykonane wyjście z Bulwarów. W planach jest zrobienie przejścia pieszego przez szeroką obecnie arterię nadodrzańską. Problemem Bulwarów jest ich odcięcie komunikacyjne — chcemy, aby kontynuowały one przestrzeń Starówki i Podzamcza. Tu poruszamy jeden z dużych, strategicznych dla miasta tematów, który wchodzi w fazę projektowania i ma perspektywę realizacji. Jest to istotna zmiana komunikacyjna między mostem Długim a Trasą Zamkową. Szerokość jezdni, ilość pasów ruchu zostaną na tym odcinku zredukowane. Z bieżącej szerokości około stu metrów, zachowamy jedynie szerokość na dwa pasy ruchu, w tym zawierać się również będzie ruch tramwajowy. Proponowane tu były różne warianty, łącznie z puszczeniem ruchu nadodrzańskiego pod ziemią — jest to jednak rozwiązanie zbyt kosztowne i przerasta obecne potrzeby. Obciążenie arterii generują głównie tereny postoczniowe, a obecny stan ich użytkowania wynosi około trzydzieści procent dawnego potencjału. Siłą rzeczy, ruch i rola tej ulicy są znacznie mniejsze. Resztę uwolnionych po wspomnianej redukcji pasa drogowego terenów, od strony Bulwarów, chcemy przeznaczyć na nową zabudowę. Jaką? O tym przesądzą między innymi warsztaty, które planujemy w ramach tegorocznej edycji

AP-M: Jaki jest przewidywany termin zakończenia prac i oddania tego projektu do użytku? JB: Rok 2020. W tej perspekty wie finansowej rozpisany jest program tego założenia. Równocześnie, w ramach całej inwestycji, przeprowadzona będzie istotna redukcja układu Trasy Zamkowej. Z pięciu obecnie funkcjonujących łącznic, trzy zostaną rozebrane. Trasa zostanie też tak przebudowana, aby stanowiła o wiele mniejszą barierę przestrzenną pomiędzy Podzamczem a Wałami Chrobrego.

architektura & biznes 92014

AP-M: Rozumiem, że władze miasta mają nadzieję, że niezlokalizowane do tej pory serce miasta, mocniej zabije na terenach nadodrzańskich? JB: W tym miejscu wyrażę mój osobisty pogląd, iż znalezienie „serca miasta” nie jest istotnym problemem, biorąc pod uwagę ukształtowanie przestrzenne Szczecina. Patrząc na przedwojenne zdjęcia, da się zauważyć, że to serce biło w wyniku użytkowania rzeki Odry, z aktywności terenów stoczniowych i portowych. Teraz na rzece dzieje się jeszcze niewiele — wracamy dopiero do jej użytkowania: gospodarczego i rekreacyjnego. Właśnie funkcja rekreacyjna jest, niestety, ciągle jeszcze nieodkrytą i niedocenianą, wartością Szczecina. Patrząc na znajdujące się na zachodzie Europy miasta, leżące nad wodą, widać o wiele większe wykorzystanie walorów wynikających z takiego położenia. W Szczecinie, po wojnie

zasiedlonym ludnością napływową z różnych stron Polski, zabrakło ciągłości kultury, wszyscy musimy się tego dopiero nauczyć. AP-M: Musimy więc tę rzekę na nowo odkryć. JB: Tak! Miasto posiada tu bardzo duży potencjał. Taką jaskółką przyszłych działań jest zakup przez miasto paru łodzi osobowych na wynajem dla każdego. Ten pomysł się sprawdził, obłożenie jest stuprocentowe. Mam nadzieję, że te bliższe i dalsze wyprawy szczecinian rozlewiskami Odry zaowocują w dalszej perspektywie chęcią posiadania własnej łódki, tworzeniem się niewielkich marin czy rozwojem przemysłu związanego z budowaniem jachtów czy firm je czarterujących. Biorąc pod uwagę wielkość akwenów wodnych związanych z miastem, a także skalę Szczecina i ilość jego mieszkańców, można się spodziewać istotnego rozwoju tej gałęzi gospodarki. Nie wszyscy wiedzą, że część akwenów w Szczecinie, to wody morskie. Z tego punktu widzenia — tak — Szczecin leży nad morzem. Po 1989 roku, na skutek niezależnych od nas globalnych procesów gospodarczych oraz ze względu na konieczność konkurowania z dużymi portami niemieckimi, dotychczasowe filary lokalnej gospodarki — przemysł portowy i stocznie — straciły dawną pozycję. W poprzednich warunkach ustrojowych i gospodarczych Szczecin identyfikowany był poprzez stocznię i port, teraz ich znaczenie znacznie zmalało. W nowych realiach trzeba szukać nowych źródeł rozwoju i identyfikacji. W moim odczuciu, jest to społecznie bardzo ważny aspekt, nie do przecenienia. AP-M: Oglądaliśmy przed chwilą mapę terenów wodnych. Wróćmy do pięknie ukształtowanego, XIX-wiecznego obszaru kwartałów śródmieścia. Renowacja tej tkanki zainicjowana wiele lat temu na szczęście postępuje, jednak nie sposób nie zauważyć przerażającego procentu pustych parterów, kiedyś związanych z funkcją

51


kompromisy © archiwum UM Szczecin

usługową i ogólnego wyludnienia tego fragmentu miasta. Nawet powstały jakiś już czas temu deptak Bogusława świeci pustkami. Porównując Szczecin z nieco podobnymi w charakterze i leżącymi niedaleko: Berlinem i Kopenhagą, aż żal, że tutaj tak nie jest, a przecież mogłoby być. Jaka jest strategia miasta, aby to zmienić? JB: Tu wracamy do zagadnienia tzw. serca miasta — dla mnie serce to kwartały śródmiejskie, ukształtowane na przełomie XIX i XX wieku, wyróżnione urbanistycznie, jednorodne, o łatwo zauważalnych granicach. W naszym powojennym gospodarowaniu nie udało nam się stworzyć założeń mogących konkurować z zespołami zastanymi: XIX-wiecznym centrum, dzielnicą Pogodno, ulicą Wojska Polskiego od placu Szarych Szeregów w kierunku Jeziora Głębokiego. AP-M: Ale udało nam się też za dużo nie popsuć. JB: Uda ło nam się nie popsuć. Natomiast, w dalszym ciągu stworzona wcześniej przestrzeń ma ogromny potencjał. Po roku 1989, roku zmian politycznych, społecznych i przestrzennych, powstały trzy wielkopowierzchniowe obiekty handlowe, które w istotny sposób zmienił y charakter miasta. Na przykład ulice: Wojska Polskiego na odcinku od placu Zw ycięstwa do placu Szar ych Szeregów, czy aleje Wyzwolenia i Niepodległości oferowały mieszkańcom funkcje usługowe w parterach budynków. Oczywiście, do roku 1989 oferta rynkowa i potrzeby konsumpcyjne były znacznie skromniejsze. Pomimo tego, w okresie minionym, funkcja handlowa wzdłuż ulic generowała ruch. Chodziło się po prostu ulicami, od sklepu do sklepu. Obecnie te trzy galerie handlowe radykalnie ten obraz zmieniły. Nie jest to problemem tylko Szczecina. Ostatnio, wraz z rewitalizacją dworców kolejowych, podobne projekty dużych zespołów handlowych w ścisłym centrum zrealizowano choćby w Poznaniu czy Krakowie.

52

AP-M: Mam wrażenie, że jest to specyfika polska. Od kilkunastu lat mieszkam w Paryżu, gdzie poza zabytkowymi domami handlowymi nie ma nowych, wielkopowierzchniowych obiektów handlowych. Władze miasta od lat prowadzą konsekwentną politykę swego rodzaju nadzoru wielofunkcyjności lokali usługowych w parterach budynków, tak aby ilość restauracji, kawiarni, sklepów, itd., była zrównoważona i na ulicach było życie. Nie rozumiem więc, jak można było doprowadzić do wyssania funkcji usługowej z parterów, co owocuje pustką w mieście! JB: Możemy sformułować na ten temat dwa poglądy i moim zdaniem, można się podjąć obrony każdego z nich. Pierwszy wyraża tezę, że ulokowanie tych trzech obiektów wielkopowierzchniowego handlu w obszarze ścisłego centrum miasta istotnie wstrzymało proces rozwoju i rewitalizacji XIX-wiecznej części Szczecina. Odwróciło zainteresowanie mieszkańców i inwestorów od historycznie ukształtowanych przestrzeni publicznych, ulic i placów, przenosząc zainteresowanie oraz kapitał do galerii handlowych. Drugi pogląd zasadza się na akceptacji zmian społecznych, gospodarczych, a w efekcie tego także i przestrzennych. Na to nałożyły się także nowe przyzwyczajenia, że po mieście się nie chodzi, ale jeździ — od galerii do galerii. AP-M: Może nie ma tu alternatywy? JB: Zastanówmy się. Budowa analogicznego, jak w galeriach handlowych, pakietu usług w ramach ulic nie ma uzasadnienia ekonomicznego, a w efekcie realnych możliwości realizacji. Tak więc, w tej „wojnie” galerie handlowe są „lepiej uzbrojone”. Dodatkowo możliwość zaparkowania samochodu w bezpośredniej bliskości sklepu, poruszanie się w suchych, osłoniętych i klimatyzowanych wnętrzach oraz powszechna świadomość, że „wszyscy tam są” powodują, że kapitulujemy, przechodząc na stronę hipermarketów. Po prostu dezerterujemy z centrów miast. Wiadomo także,

że sprzedawcy idą za klientem. Tak więc, widzę pewną nieuchronność tego procesu. W lokalach w centrum miasta obserwujemy może nie tyle problem pustostanów, ale problem dużej rotacji najemców, co znacznie osłabia identyfikację przestrzeni. Nie wiemy po prostu, czy sklep, który był wczoraj, zastaniemy w dniu dzisiejszym. Większą stabilność użytkowania i atrakcyjność lokali dostrzegamy, na podstawie prowadzonego monitoringu, w bezpośrednim sąsiedztwie galerii handlowych. Alternatywą może się wydawać lokalizacja centrów handlowych poza centrami miast. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że taka lokalizacja spowodowałaby jeszcze większe „wyssanie” mieszkańców — klientów galerii, zdecydowanie poza obszary centrum. Obserwujemy, szczególnie w weekendy, że centra handlowe są sporą atrakcją przyciągającą również mieszkańców ościennych ośrodków, w promieniu około 80 km od Szczecina. Być może więc, zatrzymanie tych zakupowych turystów w centrum jest łatwiejsze w istniejącym układzie. Po udanych zakupach jest czas, żeby pójść do kawiarni, restauracji, teatru, opery, filharmonii. Wszystko w zasięgu ręki — w centrum! Jaki jest dziś pomysł na miasto? Z całą pewnością jest ogrom pracy do wykonania. W różnych obszarach życia Szczecina mamy do czynienia z zerwaniem tradycji i ciągłości kultury miejsca. Szczecin to miasto zbudowane i zamieszkiwane przez mieszczan. Trudno jest tradycję i kulturę wskrzeszać metodami administracyjnymi. Jest to powolny proces, gdzie spotkać się muszą: potrzeby i aspiracje mieszkańców, narzędzia ekonomiczne i właściwe decyzje administracyjne. Samymi decyzjami administracyjnymi nie tworzy się rzeczywistości. Wracając do tematu rozwoju centrum — w dużej mierze zawiera się on w realizacji założeń Lokalnego Programu Rewitalizacji, ściśle związanego ze wsparciem finansowym Unii Europejskiej. Horyzont obecnej perspektywy wyznaczony jest przez rok 2020. Aktualizujemy obecnie program rewitalizacji, do tej pory realizowany w ramach inwestycji prowadzonych przez architektura & biznes 92014


STBS (Szczecińskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego) i TBS-P (Towarzystwo Budownictwa Społecznego — Prawobrzeże). W proces rewitalizacji starają się one włączyć mieszkańców i wspólnoty — między innymi w ramach projektu „Rewitalizacja Razem”. Udaje się pracować wspólnie, choć często proces ten wymaga czasu i zaufania. W Szczecinie realizowaliśmy różne modele rewitalizacyjne, począwszy od jednej z pionierskich inwestycji rozpoczętej w 1992 roku — tzw. Kwartałów Turzyńskich. Od tego czasu testowane były różne sposoby rozwiązania problemu podupadającego centrum — także wariant rewitalizacji komercyjnej, gdzie powrót dotychczasowych mieszkańców przewidywany był w jedynie niewielkim stopniu. Ten trend został w pewnym momencie zarzucony. Obecnie właściciele tworzący wspólnoty najczęściej zostają w swoich lokalach, nierzadko nawet podczas przeprowadzania bardzo gruntownych prac budowlanych. Działania rewitalizacyjne są prowadzone, jednak są one najbardziej widoczne we wnętrzach kwartałów, a te — najczęściej zaraz po zakończeniu prac — zostają dla użytkownika z ulicy zamknięte, wygrodzone. Czyli mamy tutaj do czynienia z pewnym paradoksem. Otóż, od zaniedbanej, anonimowej, ale otwartej dla wszystkich przestrzeni, której nikt nie chce odwiedzać, przechodzimy do nowej, atrakcyjnej, ale zamkniętej dla innych bramami i domofonami — prywatnej własności. Paradoksalnie, wraz z rewitalizacją „kurczy się” otwarta przestrzeń publiczna. By zmienić ten trend, w obecnej perspektywie 2014–2020, chcemy zrealizować projekt rewitalizacyjny, którego punktem wyjścia będzie przestrzeń publiczna — ulica. Będziemy koncentrować się na przestrzeni publicznej historycznie ukształtowanej i fundamentalnej dla Szczecina. Ulica staje się kluczem i punktem wyjścia. Wychodząc od niej, wchodzimy do wnętrz kwartałów. Będziemy starali się myśleć zarówno

o mieszkańcach położonych tam budynków, jak również o mieszkańcach całego miasta. Projekt ten wchodzi w fazę programowania oraz konsultacji społecznych. Dotyczy on mieszkańców, właścicieli i użytkowników mieszkań i lokali przy ulicy Wojska Polskiego, pomiędzy placem Zwycięstwa (Bramą Portową) a placem Szarych Szeregów — czyli arterii o centralnym dla XIXwiecznego miasta położeniu. Liczymy, że rewitalizacja tego odcinka generować będzie ruch i życie na ulice sąsiednie. Nie można zapominać, że po roku 1989 większość lokali ma właścicieli prywatnych. Oprócz miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego miasto ma ograniczoną możliwość zaprogramowania tych miejsc. Bardzo ważny jest więc tu etap konsultacji społecznych, tak by zamysł projektantów i administracji spotkał się z akceptacją użytkowników i właścicieli. Projekt ten przedstawimy na dużej konferencji moderowanej przez Romualda Loeglera i innych specjalistów — także spoza kraju — na najbliższym Westivalu, który odbędzie się w dniach 16– 19 października w budynku nowej Filharmonii. Liczymy na ciekawe dyskusje i mamy nadzieję, że przyciągniemy także licznych zainteresowanych mieszkańców. Oczywiście, nasze rewitalizacyjne działania nie skupią się tylko na jednym obszarze. Interwencji potrzebują również bardzo i inne miejsca, jak choćby ulica Kolumba, Skolwin, Stołczyn, Bolinko i Niebuszewo — potencjalnie tereny niezwykle atrakcyjne, ale chyba jeszcze bardziej zaniedbane niż XIX-wieczne centrum. Również na Prawobrzeżu sporo jest takich miejsc wymagających naprawy. Główny projekt nie zamyka możliwości podjęcia działań w innych miejscach, lecz jednocześnie chcemy jednoznacznie wskazać swoisty punkt ciężkości, uniknąć przypadkowości działań i ich rozproszenia. Jestem wielkim entuzjastą pomysłu rewitalizacji ul. Wojska Polskiego i zależy mi na szerokim gronie rozmówców — oprócz konsultacji

z właścicielami, chcemy korzystać tu z wiedzy architektów, urbanistów oraz socjologów, ekonomistów, ponieważ są to zadania przekraczające wizje czysto urbanistyczne czy architektoniczne. AP-M: Rozumiem, że ów projekt rewitalizacji oraz wspomniane wcześniej zamysły uatrakcyjnienia terenów nadodrzańskich i samej rzeki, to jest również w pewnym stopniu odpowiedź na jedną z bolączek miasta — czyli problem rozrastających się niekontrolowanie suburbiów. Czy to pokaże, że miasto może być w końcu fajnym miejscem do mieszkania i zahamuje odpływ ludzi na okoliczne tereny podmiejskie? JB: Z bólem stwierdzam, patrząc na mapę, że problem rozlewającego się miasta w jego granicach administracyjnych dochodzi już do swego naturalnego kresu. Nie udało się tego procesu zatrzymać. Miasto — jak mleko — już się rozlało! Niemal maksymalnie wykorzystano dostępne tereny. Jednocześnie nie udało się przy tej okazji stworzyć jakości przestrzennych, które byłyby porównywalne do tych znanych z przedwojennych dzielnic — jak Pogodno czy Gumieńce. To zabudowa spontaniczna, nietworząca wartości ponadindywidualnych powstała w dużej mierze jedynie jako odpowiedź na konkretne wymagania indywidualnych właścicieli, realizujących swój zamysł mieszkania poza miastem. I niestety — ten etap mamy za sobą, nie jesteśmy w stanie wiele na tym polu już zdziałać. Teraz zaś proces rozlania kontynuowany jest w gminach ościennych. Odbywa się to dalej w sposób niekontrolowany; obok budynków mieszkalnych nie powstaje nic innego — nie ma tak podstawowych funkcji publicznych, jak budynki oświaty, służby zdrowia, funkcji rekreacyjnej, usług handlowych czy nierzadko nawet porządnej sieci drogowej. W tej chwili problemem, ale i zadaniem

© archiwum UM Szczecin

na stronie obok: Szczecin od strony Odry podczas Dni Morza; widoczne Wały Chrobrego; po lewej bryła Zamku Książąt Pomorskich i Katedry; w tle — białe dachy nowo powstałej Filharmonii

architektura & biznes 92014

po lewej: XIX-wieczne kwartały śródmiejskie — widok z lotu ptaka

53


kompromisy

miasta i jego administracji, jest uzupełnienie tych podstawowych luk. To wszystko pokazuje nam problem, którego nie potrafiliśmy w porę rozwiązać — mimo podobnych doświadczeń w innych krajach europejskich, z których mogliśmy korzystać. Oczywiście, ciągle warto dowartościowywać i inwestować w przestrzeń centrum, jako przyjazną do mieszkania, ale to nie przekona już tych, którzy podjęli w pewnym momencie decyzję odwrotną — wyjazdu poza centrum miasta. W moim myśleniu o mieście, ideą nadrzędną jest to, by było ono dobre przede wszystkim dla swoich mieszkańców. Specyfiką Szczecina jest fakt, iż nie jest on popularną turystyczną atrakcją. W związku z tym nie ma zbyt wielu turystów, ja jednak chciałbym, chodząc po ulicach, widzieć zadowolonych mieszkańców. AP-M: …szczęśliwych, że tu mieszkają. JB: Tak, a niestety przejawów takiego zadowolenia jest jeszcze zbyt mało. Być może, wspomniane na początku naszej rozmowy dewastacje są wyrazem frustracji, braku akceptacji i zadowolenia z istniejącego stanu rzeczy. Czasem jednak wydaje się, że nie potrafimy się po prostu cieszyć. W końcu, jak coś w mieście powstaje, jest to sprawa i zasługa nas wszystkich. Być może, stosunkowo mała atrakcyjność turystyczna miasta i jego XIX-wieczne centrum z ogromnym potencjałem, pozwoli na stworzenie dobrze działającej przestrzeni do życia, która stanie się ważna z punktu widzenia naszego tutaj zamieszkania. Mam nadzieję, że znajdziemy sojuszników dla tych działań w samych mieszkańcach. Chociażby w Berlinie, w obszarze ścisłego centrum, znajdziemy ulice komercyjne, nasycone ruchem, ale znajdziemy i ulice bardzo kameralne, wyciszone, gdzie znajdują się usługi, z których w zasadzie korzystają tylko mieszkańcy — lokalna cukiernia, piekarnia, kiosk. Kiedy tam jestem, czuję się niejako gościem w tej przestrzeni. W Szczecinie brak mi takiego zróżnicowania ulic — na te publiczne, ruchliwe i ludne oraz kameralne. Mam nadzieję, że projekt „Wojska Polskiego” pozwoli takie zróżnicowanie uzyskać. Mam też taką swoją wewnętrzną polemikę z tezą, iż o atrakcyjności miejsc świadczy jej ludność. Tłumy w danym miejscu równoznaczne są dziś z akceptacją przestrzeni. Tam, gdzie jest pustawo, kameralnie, wydaje się nam, że od razu dzieje się coś złego, że jest nieatrakcyjnie. Nigdy przecież nie będzie tak, że wszędzie będziemy mieli tłumy, wszędzie pełne restauracje i puby, wypełnione ludźmi place i ulice. Nie powinno być to celem. W mieście warto mieć miejsca, gdzie możemy być z innymi, bawić się, być w gwarze nawet do późnych godzin nocnych bez generowania problemów sąsiadom, ale też wskazałbym na przestrzenie kameralne, gdzie w centrum ruchliwego miasta znajdziemy możliwość oddechu i spokoju. Na szczęście, mamy sporo — znów odziedziczonych — parków, więc mamy ciągle w Szczecinie możliwość wyciszenia i relaksu. AP-M: Zmieniając nieco temat — chciałabym wspomnieć o pewnej pozytywnej tendencji, którą zaobserwowałam od niedawna w Szczecinie i która bardzo mnie cieszy.

54

Mówię tu o rosnącej świadomości odbioru architektury i urbanistyki, zainteresowaniu tym, co powstaje. Tego jeszcze do niedawna nie było albo było jedynie w małym stopniu. Parę miesięcy temu odbył się chociażby plebiscyt na „kwiaty” i „chwasty” architektury ostatniego dwudziestopięciolecia, inicjatywa rzadka, która cieszyła się dużym zainteresowaniem. Życzyłabym mieszkańcom miasta (władzy tego chyba życzyć nie muszę), jak największej takiej świadomości, bo to również będzie prowadziło do tworzenia nowych wartości w mieście. JB: Rzeczywiście, jest to niezwykle ważne zagadnienie i cieszę się, że zostało tu poruszone. Sam unikam słowa władza, i używam słowa samorząd. Realną władzę sprawuje Rada Miasta i Prezydent — w zakresie wykonawczym. Gmach, w którym jesteśmy — Urząd Miejski — można pojmować dwojako. Albo jako dużą maszynę, na którą nie mamy jako mieszkańcy wpływu, albo jako silne i potrzebne narzędzie, służące ogółowi do realizacji wspólnych zadań. Nie chciałbym, abyśmy byli postrzegani jako maszyna, generująca urzędowe decyzje. Chciałbym myśleć o tym, co robię, w kategoriach administrowania, o urzędzie zaś — jako narzędziu w rękach mieszkańców, przydatnym do osiągania celów w przestrzeni życia społecznego. AP-M: Identyfikacja społeczna jest wtedy zupełnie inna. JB: Tak! Natomiast, aby osiągnąć taki stan rzeczy, mieszkańcy muszą przejść przez proces stania się społeczeństwem prawdziwie obywatelskim. Przyjmuję z zadowoleniem każdy rodzaj przejawu akty wności społecznej. Natomiast w mniejszym stopniu doceniam wartość plebiscytów, które, oczywiście, dają możliwość wyrażenia indywidualnego poglądu. Statystyczna większość nie zawsze rodzi mądre poglądy i jest źródłem trafnych decyzji. Większą nadzieję pokładam w dyskusji i próbie wypracowania mądrego kompromisu obejmującego jak najszerszy kontekst omawianego problemu. Tutaj widzę szansę także dla naszego miasta. Problem polskiego społeczeństwa wynika z trudności formułowania wspólnych poglądów. Nadzieją są dla mnie wszelkie stowarzyszenia i organizacje publiczne, nawet te ukierunkowane na określony problem czy reprezentujące małą społeczność. Jest to zawsze bardzo cenny i istotny dla administrowania miastem głos. Posiadająca środki finansowe administracja samorządowa realizuje część swoich zadań poprzez stowarzyszenia i organizacje — sprawowanie władzy dzieje się w niewielkim stopniu siłami samego urzędu. Ciągle zaś, moim zdaniem, zbyt mało jest organizacji społecznych chcących wejść we współpracę z samorządem. Jest grupa aktywnych stowarzyszeń, z którymi jestem w bieżącym kontakcie. Obecnie, jeśli rozpoczynamy jakiś duży projekt, organizacje te niejako z definicji są włączane w proces dyskusji, ponieważ są w sposób kreatywny, twórczy zainteresowane rozwojem miasta. Nie oczekujemy tu zbieżności opinii — chcemy w sposób mądry rozmawiać o każdym projekcie, tym na „Wojska Polskiego”

czy jakimkolwiek innym. Zainteresowanie społeczne jest więc, moim zdaniem, szansą dla rozwoju miasta. Włączenie organizacji społecznych jako partnera do dyskusji — jest jedynym w zasadzie kierunkiem dalszego rozwoju. AP-M: Na koniec naszej rozmowy chciałabym poruszyć jeszcze jeden temat, który mnie zadziwia — problem zanikania pewnych charakterystycznych przestrzeni, obiektów miasta. Mam tu na myśli słynny szczeciński „Grzybek” czy dom towarowy „Barbara”, teraz słyszymy o rychłym końcu „Domu Marynarza”. Powstały one może w latach „niekochanych”, można było je lubić lub nie — ale była to architektura charakterystyczna, wyrazista, o jakimś pomyśle i wartości. Szkoda, że Szczecin traci bezpowrotnie swoje punkty identyfikacyjne. JB: Poza budynkami wykonanymi w ramach prefabrykacji „systemu szczecińskiego”, które nie realizowały już idei i przesłanek estetycznych modernizmu i można by rzec, że są manifestacją skrajnego funkcjonalizmu, mamy w Szczecinie wiele udanych realizacji wykonanych w duchu powojennego modernizmu. Bardzo cenię ten dorobek, z jednej strony często noszący piętno niedostatków finansowych i technologicznych poprzedniego ustroju, z drugiej zaś zawierający w sobie pierwiastki pasji i misji architektów włączonych w proces modernizacji kultury i społeczeństwa. Lubię jego skromność, szczególnie w porównaniu z obecną komercyjną i bogatą wersją modernizmu. Realizacje najważniejszych modernistów tamtego czasu na dzisiejsze standardy też nie prezentują się okazale. Podziwiam je za czystość formy, jednoznaczność gestu, świadomość idei. W Szczecinie mieliśmy — niestety trzeba użyć czasu przeszłego — wspomniany już „Grzybek” (centrum kontroli ruchu), „Barbarę” (pawilon handlow y), „Korab” (dom kultur y), „Gontynkę” (miejskie kąpielisko), basen Pogoni. Szczęśliwie mamy jeszcze budynek „Medicus” (ośrodek zdrowia), CEZAS (pawilon handlowy), Amfiteatr, większe zespoły budynków wzdłuż ulicy Wyzwolenia, mamy jeszcze kino Kosmos, ale już niewidoczne. Patrzę na tę architekturę z dużym sentymentem — również dlatego, że wiąże się z osobami projektantów, także moich nauczycieli, których w wielu wypadkach, nie ma już wśród nas. Pokazuje to ponadczasowy wymiar faktu bycia architektem. Zostawiamy ślad w przestrzeni, który przekracza naszą egzystencję. Wiedząc to, tym bardziej chciałbym, aby przejawy czyjegoś wysiłku twórczego — czasem geniuszu — były zachowane i objęte ochroną. W przypadku „Grzybka” wartości kulturowe ustąpiły realiom rynku, względom ekonomicznym. Obiekt powstały na jego miejscu wykorzystuje znacznie większą kubaturę i przestrzeń, która kiedyś stanowiła oddech wokół kameralnego „Grzybka”. Gdy ten przestał już pełnić funkcję związaną z komunikacją miejską — był przestrzenią zbyt małą, szytą na miarę tak, że nie znalazł trwale innego zastosowania. Jednak, oczywiście, straciliśmy w tym przypadku element identyfikacji, tożsamości miejsca. Sprawdzała się w tym miejscu również jego modernistyczna architektura & biznes 92014


© Atelier Loegler

© Atelier Loegler

konwencja obiektu swobodnie stojącego w przestrzeni. Pawilon „Barbara” zachwycał innowacyjnością i wyrafinowaniem konstrukcji, bronił się integralnością formy. Był jednak niedostosowany skalą — uzupełniając jednokondygnacyjną kubaturą pierzeję XIX-wiecznej zabudowy. Pawilon pożegnałem jednak ze smutkiem, a z prawdziwym bólem patrzę na obiekt, który stanął tam już docelowo. AP-M: Może właśnie to jest tu najsmutniejsze — że na miejsce architektury, która się broniła i miała pewną wartość estetyczną, powstały budynki bardzo miałkie, bez wyrazu. Czy miasto zamierza więc chronić te wartości, pewne budynki, które w tej chwili już tego wymagają? JB: Tak, wspomniałem w pewnym momencie o CEZAS-ie, budynku modernistycznym o dużej wartości architektonicznej, podzielonym, rozbudowywanym i ostatecznie zaniedbanym przez najemców. Warto, moim zdaniem, o ten budynek walczyć, choć kwestia jego obecności w przestrzeni, która wokół urosła jest trudnym zagadnieniem, wręcz dylematem. Z jednej strony przestrzeń wokół CEZAS-u — przy założeniu, że budynek ten byłby rozebrany — jest bardzo atrakcyjna inwestycyjnie. Łatwo byłoby znaleźć inwestora, który chciałby działkę zabudować, nawiązując jednocześnie do skali otoczenia. Z punktu widzenia urbanistycznego — działanie takie nie byłoby błędem. Jednak mając na uwadze doświadczenia z rozebranym już „Grzybkiem” — jednym z kluczowych obiektów dla identyfikacji przestrzennej w centrum, autorstwa nieżyjącego już architekta Kazimierza Stachowiaka — staramy się o zachowanie CEZAS-u. Obecnie jego podział na wielu najemców, natłok i kakofonia reklam, nieszczęśliwe dobudowy, niemalże uniemożliwiają dojrzenie pierwotnego kształtu tego, mimo wszystko, wartościowego budynku. Nie chcemy doprowadzić do powtórnej komercjalizacji tej przestrzeni. Intencją władz miasta jest, architektura & biznes 92014

aby pełnił on funkcję publiczną, dowartościowującą funkcję mieszkalną obecną w okolicy. Takie są decyzje podjęte w ostatnim czasie. Chciałbym, aby dalsze działania zmierzały właśnie w tym kierunku. Mamy kilka pomysłów w odniesieniu do funkcji, jak na przykład ulokowanie tam przestrzeni coworkingu, wspólnej stylowej przestrzeni pracy dla małych, rozwijających się lokalnych firm. Jego lokalizacja jest na takie przeznaczenie wprost idealna. Będziemy starali się przywrócić go miastu i jego mieszkańcom, oczyścić z dawnych naleciałości i spontanicznej dewastacji. Inny przykład to budynek kina Kosmos. Brałem udział w latach 90. w konkursie architektonicznym na kwartał zabudowy związany z kinem. Kierunek działań związanych z tym obiektem był więc w drodze konkursowej wiele lat temu wyznaczony i poddany obróbce intelektualnej. Zwycięski projekt zakładał zabudowę części pierzei przed budynkiem dawnego kina i dzisiejszy projekt, w dużej mierze, jest zgodny z zamysłem pracy zwycięskiej. Oczywiście, w ten sposób tracimy walor Kosmosu i otaczającej go przestrzeni — jego ekspozycję. Był to obiekt wolno stojący w centrum kwartału i nie był do końca atrakcyjny ze wszystkich stron. Nie miał więc walorów charakterystycznych dla wolno stojącej, modernistycznej zabudowy, tak jak na przykład wspomniany „Grzybek”. Kosmos był atrakcyjny głównie od strony frontowej dzięki ozdobnej mozaice w duchu epoki. Był to główny problem Kosmosu, również dla uczestników wspomnianego konkursu. Ciężko było znaleźć wtedy receptę na to, jak zachować obiekt, zminimalizować jego słabości (fakt, że do wnętrz mieszkalnych odwraca się on mało atrakcyjnymi, technicznymi elewacjami bocznymi oraz wciąż problematyczny był skręt jego geometrii w stosunku do otaczającego kwartału zabudowy, co owocowało dość przypadkowymi relacjami przestrzennymi z otoczeniem). Natomiast jego walorem, jak wspomniałem, była elewacja frontowa, mozaika i sama przestrzeń, która przed tym obiektem była — przestrzeń modernistyczna, zapewniająca właściwe odejście

i jego ekspozycję. Owo odsunięcie od historycznej linii zabudowy, charakterystyczne dla obiektów modernistycznych, chcemy wykorzystać właśnie dziś, we wspomnianym projekcie dotyczącym alei Wojska Polskiego. Odkrywamy potencjał tych miejsc przed budynkami z uwagi na ich szerokość — już nie chodników i jeszcze nie placów. AP-M: Powstająca jednak obecnie przed samym budynkiem Kosmosu zabudowa, która go zupełnie zakryje — spowoduje utratę wspomnianych wartości modernistycznych. JB: Z tego punktu widzenia rzeczywiście straciliśmy. Natomiast mając w pamięci wspomniany wcześniej konkurs i różne propozycje rozwiązań przestrzennych, które tam się pojawiły oraz fakt, że zwycięska wtedy praca w bardzo podobny sposób odnosiła się do tej przestrzeni — powstającemu obecnie przed Kosmosem obiektowi nie można zarzucić przypadkowości. Ale rzeczywiście — jest to spory kompromis. AP-M: Bardzo dziękuję za rozmowę. JB: Ja również. To była prawdziwa przyjemność. Bardzo lubię rozmawiać o naszym mieście. rozmawiała: Anna Popiel-Moszyńska — absolwentka Wydziału Budownictwa i Architektury Politechniki Szczecińskiej; od 2001 roku pracuje i mieszka w Paryżu, gdzie prowadzi własną pracownię projektową.

u góry strony: wnętrza siedziby Teatru Polskiego, proj.: Atelier Loegler, 2014 (zwycięska praca w konkursie z 2010 roku), planowana realizacja: 2015–2017

55


Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie Estudio Barozzi Veiga lokalizacja: ul. Małopolska 48, Szczecin; inwestor: Miasto Szczecin; autorzy: Fabrizio Barozzi, Alberto Veiga; zespół autorski: Pieter Janssens, Agnieszka Samsel (architekci prowadzący), Marta Grządziel, Isak Mayor, Petra Jossen, Cristina Lucena, Cristina Porta, Ruben Sousa; współpraca projektowa: Studio A4 Sp. z o.o. (Jacek Lenart, Jaume Cassanyer, Tomasz Bąk); data projektu: 2007–2009; konstrukcja: BOMA S.L., Fort Polska Sp. z o.o.; elewacje: Ferres Arquitectos y Consultores; powierzchnia użytkowa: 12 734 m2; realizacja: Warbud S.A., 2014; koszt: ok. 119 mln PLN

skok w stronę nowoczesności

56

Emilia Brulińska

architektura & biznes 92014


N

jeden z filmowych bohaterów, niejaki Krzysztof Ja rz y na ze Szc zec ina — „ Szef wsz yst k ic h Szefów”. Dziś, można mieć nadzieję, że od września tego roku Szczecin stanie się stolicą nie mafii, lecz muzyki symfonicznej, a obiekt nowej filharmonii znajdzie swoje miejsce na mapie znamienitych europejskich sal koncertowych. Dużego plusa można przyznać miastu za podjęcie współorganizacji konkursu na budynek filharmonii wraz ze szczecińskim oddziałem SARP, a przede wszystkim za konsekwentną realizację wyłonionego wówczas projektu. Ku uciesze miłośników dawnego Szczecina, nowy obiekt filharmonii w zupełnie świeżej formie powrócił na swoje przedwojenne miejsce, przywracając tym samym przerwaną na jakiś czas ciągłość historyczną. Od roku 1884 istniał w tym miejscu Konzerthaus, z którego po wojnie zostały tylko neorenesansowe mury fasady przylegające bezpośrednio do ceglanego budynku Prezydium Policji, w którym w epoce PRL-u znajdowała się ówczesnej siedziba Milicji, UB i SB, co ostatecznie wpłynęło na podjęcie decyzji o odrzuceniu

pomysłu odbudowy obiektu o funkcji kulturalnej i w 1962 roku przesądziło o rozbiórce murów elewacyjnych. Dzisiaj odnajdujemy to miejsce jako reprezentacyjne i znaczące przez wzgląd na historyczne dzieje polskiego Szczecina (wydarzenia Grudnia’70) oraz interesujące ze względu na okazałe sąsiedztwo Bramy Królewskiej, kościoła św. św. Piotra i Pawła, a także nowo powstałego Centrum Dialogu „Przełomy” zaprojektowanego przez Roberta Koniecznego. W ostatniej dekadzie, od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej, w Szczecinie odnotowano nie tylko przypływ funduszy europejskich, pozwalających na budowę drogich inwestycji, ale przede wszystkim zauważalny przełom w myśleniu o polskiej architekturze. Wyrazem tej zmiany był bez wątpienia szczęśliwy wybór odważnego projektu nowego obiektu Filharmonii Szczecińskiej autorstwa biura projektowego Estudio Barozzi Veiga w 2007 roku. Dziś natomiast jesteśmy świadkami tego, jak projekt konkursowy przeistoczył się z miejskiego snu o budynku ikonie w rzeczywistość.

fot.: Cezary Skórka

a lekcjach polskiego, w jednym ze szczecińskich liceów, do którego uczęszczałam, słyszałam: „Najlepiej zaatakować Niemców i szybko się poddać, aby zaprowadzili porządek w naszym mieście i przywrócili jego dawną świetność”. Nauczyciel polskiego, człowiek obdarzony dużym poczuciem humoru, siedem lat temu nie przejawiał optymizmu, myśląc o przyszłości Szczecina. Miał rację, było kiepsko. Niewielka ilość nowych inwestycji oraz brak ciekawych i nowoczesnych obiektów architektury nie wróżyły dobrze. Jednak od czasu mojej ostatniej lekcji języka polskiego wiele kwestii uległo zmianie. Dziś szczecińskie przemiany miejskie można śmiało ocenić na bardzo dobry z plusem. Przez wiele lat, w zderzeniu z obrazem zachodnich miast portowych, Szczecin wypadał naprawdę blado. Smutne, szare miasto, znane jedynie z produkcji paprykarza i filmów o gangsterach. Szczecin musiał jednak mieć w sobie jakiś mroczny klimat, skoro jednego z reżyserów zainspirował do mianowania tego miasta „stolicą polskiej mafii”, gdzie swoją siedzibę miał

fot.: Milenya Villalba Montoya

sytuacja

architektura & biznes 92014

57


58

architektura & biznes 92014

fot.: Milenya Villalba Montoya

skok w stronę nowoczesności


przekrój A-A

przekrój B-B B

C

C

A

A

B przekrój C-C

architektura & biznes 92014

rzut 3. piętra

rzut 2. piętra

rzut 1. piętra

rzut parteru

59


poniżej: widok głównej strefy wejściowej i spiralnie skręconej klatki schodowej — „wewnętrznego »identyfikatora« budynku”

fot.: Wojciech Kryński

fot.: Jakub Certowicz

skok w stronę nowoczesności

po lewej i na stronie obok: widok holu głównego i świetlików dachowych

60

architektura & biznes 92014


fot.: Wojciech Kryński

architektura & biznes 92014

61


skok w stronę nowoczesności

Wjeżdżając do szczecińskiego śródmieścia od strony Trasy Zamkowej, na horyzoncie widzimy dźwigi portowe oraz gdzieniegdzie kadłuby statków. Przy Odrze witają nas majestatyczne Wały Chrobrego oraz położony na skarpie bajkowy Zamek Książąt Pomorskich, tworząc wspólnie niezapomniany obraz miasta. Wydawałoby się, iż w podróży ku centrum miasta nic więcej nas już nie zaskoczy. Nic bardziej mylnego, bo oto po prawej stronie, doskonale widoczny, choć w pewnym oddaleniu od samochodowej arterii, naszym oczom ukazuje się biały, lekki i strzelisty budynek Filharmonii Szczecińskiej. Znajoma architektka, rodem z miasta Cala­travy, która pięć lat temu odwiedziła Szczecin w ramach erazmusowej wymiany, gdy dziś po latach ujrzała w miejscu dawnego parkingu śnieżnobiały budynek, krzyknęła z zachwytu i spędziła parę godzin fotografując go ze wszystkich stron. Bardzo żałowałam, że nie może go zobaczyć o każdej porze dnia, nocy oraz roku, ponieważ za każdym razem jego percepcja jest odmienna. Szklana fasada z aluminiowymi podłużnymi profilami tworzy

62

płaszczyznę, w której odbijają się pędzące chmury wraz z otoczeniem, tworząc niepowtarzalne obrazy. Ponadto po zmierzchu elewacja filharmonii zmienia się w ekran, na którym w przyszłości okazjonalnie wyświetlane będą różne iluminacje. W dni powszednie po zachodnie słońca na budynku w sposób kontrolowany rozprowadzane jest równomiernie jednobarwne światło. Ideą projektu było oddanie charakteru miasta, nawiązanie do jego indywidualnych i różnorodnych architektonicznie elementów. Barcelońskie biuro projektowe zinterpretowało zastany krajobraz Szczecina na nowo i dało temu wyraz w formie obiektu. Spadziste dachy oraz podziały budynku powstały z inspiracji wieżyczkami, pionowymi neogotyckimi podziałami charakterystycznymi dla panoramy miasta. Gmach filharmonii, choć kontrastuje z otoczeniem, uzupełnia kwartał, w którym się znajduje, wpasowując się w istniejącą linię jego zabudowy. Pionowe podziały elewacji jedynie gdzieniegdzie przerwane są kilkoma dosłownie otworami okiennymi oraz drzwiami wejściowymi do tej szczególnej w swoim rodzaju świątyni muzyki. Zewnętrzna strefa budynku

przenika się z wnętrzem głównego holu, jednak nie zmienia to faktu, że przekraczając próg budynku, odnajdujemy się w zupełnie innej, oczyszczającej umysł rzeczywistości, która zachwyca i wciąga. Wysoki przestronny, uwolniony od podpór i widoku wszelkiego rodzaju instalacji hol uderza czystością i subtelnością formy. Przestrzeń ta zaprojektowana została jako wielofunkcyjna. Ogólnodostępna w godzinach funkcjonowania filharmonii kawiarnia, szatnia, punkt zakupu biletów to podstawowe znajdujące się tam funkcje. Monumentalne schody prowadzące do foyer mogą również posłużyć jako widownia dla mniejszych, kameralnych koncertów czy przedstawień teatralnych. Aranżacja wnętrza pozwala też na projekcje multimedialne oraz organizację wystaw. W tym białym, ascetycznym miejscu uwagę przykuwa klatka schodowa — finezyjna forma kręconych schodów stała się już czymś w rodzaju wewnętrznego „identyfikatora” budynku, stanowiąc przy tym inspirację dla logo Filharmonii Szczecińskiej. Dopełnieniem eleganckiego wnętrza są nowoczesne, starannie dobrane meble. Czytelny rzut budynku zakłada centralizację

architektura & biznes 92014


mogą odbywać się koncerty i przedstawienia o różnym charakterze. Przestronne korytarze rozciągnięte pomiędzy salami muzycznymi stanowią dopełnienie funkcji obiektu, kreując przestrzeń ekspozycyjną. Na gruzach portowego miasta po latach doczekaliśmy się realizacji budynku użyteczności publicznej, zaprojektowanego z rozmachem, rozpoznawalnego w całej Polsce, a wkrótce może i nawet w Europie. Nowy gmach Filharmonii Szczecińskiej zaprasza do współuczestnictwa w przeżywaniu muzycznych oraz kulturalnych wydarzeń. Obiekt stał się nie tylko „świątynią muzyki”, ale również jednym z elementów zmieniających wizerunek zachodniopomorskiej stolicy. Nowoczesny i świeży projekt daje nadzieję na kolejne pozytywne zmiany w tkance miejskiej oraz w tutejszym myśleniu o architekturze. Szczecin pozbawiony społecznych i kulturalnych korzeni po sześćdziesięciu dziewięciu latach zyskał symbol wzmacniający poczucie przynależności regionalnej i lokalnej tożsamości. Przed rokiem 1945, jak pisze prof. Adam M. Szczerski, „obszar obejmujący teren pomiędzy

współczesnymi placami: Żołnierza, Lotników i Solidarności stanowił salon miasta, przestrzeń znaczącą, swoiste »serce miasta« świadczące o jego prestiżu i oryginalności”. W czasie wojennej zawieruchy obszar ów został jednak nieodwracalnie zniszczony. Dzisiaj, pomimo wyjątkowego układu tkanki miejskiej, Szczecin wciąż nie posiada takiego „serca”, jednak na szczęście serce mają dla miasta jego mieszkańcy, którzy rozpoznają wartość nowoczesnego obiektu filharmonii. Lokalizację siedziby Filharmonii można w pewnym sensie traktować jako przejaw chęci rekonstrukcji kulturalnego centrum miasta, ale przede wszystkim należy ją rozumieć jako dążenie do wzmocnienia tożsamości miejsca, które wraz z sąsiadującym Centrum Dialogu „Przełomy” zdaje się swoim powstaniem otwierać nowy rozdział w historii polskiego Szczecina. Emilia Brulińska — absolwentka Wydziału Architektury na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie (2013); od 2010 roku współpracuje z Fernando Menis Arquitectos, aktualnie zaangażowana w prace przy projekcie Wielofunkcyjnej Sali Koncertowej na Jordankach w Toruniu.

fot.: Wojciech Kryński

sal oraz lokalizację funkcji technicznych i usługowych po ich obwodzie. Duża sala koncertowa dla 953 osób trafnie została nazwana Salą Słońca. Jej wnętrze jest pełne światła i blasku. Złota poświata emanuje z cienkiej warstwy małych kwadratowych płatków z mosiądzu przyklejonych do drewnianych paneli. Filharmoniczne sale koncertowe nie potrzebują światła naturalnego, jednak w tej szczecińskiej zaprojektowano dwa świetliki — jeden w części nad chórem, a drugi z tyłu nad widownią. Ekspresyjna forma złotego sufitu i niezwykłość wnętrza w połączeniu z muzyką przyprawiają o gęsią skórkę. Doskonały efekt akustyczny osiągnięty został dzięki współpracy architektów z inżynierem akustyki Higini Arau, który przez cały okres realizacji obiektu kontrolował wszystkie powierzchnie odbijające i rozpraszające dźwięk, dążąc do osiągnięcia założonych w modelu akustycznym parametrów. Projektanci przewidzieli koncerty muzyki symfonicznej oraz muzyki elektroakustycznej. Mniejsza, elegancka sala kameralna dla 192 osób, została ochrzczona mianem Sali Księżycowej. W jej czarnym wnętrzu, ze względu na stałą akustykę,

architektura & biznes 92014

po lewej i po prawej: wnętrze Sali Słońca; efekt „złotych ścian” powstał dzięki wykorzystaniu drewnianych paneli pokrytych cienką warstwą płatków z mosiądzu

fot.: Wojciech Kryński

fot.: Wojciech Kryński

powyżej: wnętrze Sali Księżycowej

63


fot.: Gustaw Dudka

Studio A4 rok założenia: 1989; właściciele: Michał Bay, Jacek Lenart; zespół: Tatiana Balcerzak, Bartosz Balejko, Tomasz Kondarewicz, Iwona Kosmala-Dumin, Irena Kukla, Joanna Strzeszewska; współpraca: Tomasz Bąk, Dominika Szerniewicz, Dorota Zaleska, Ewa Ksycka, Adela Lenart; wybrane realizacje: renowacja XIX‑wiecznego „Kwartału Turzyńskiego” nr 27, Szczecin (1993–2006), Centrum Doświadczalno-Badawcze Nanotechnologii ZUT, Szczecin (2010–13), przebudowa Alei Kwiatowej na pl. Żołnierza Polskiego, Szczecin (2012), Trafostacja Sztuki, Szczecin (2013), osiedle „Zielona Italia” w Warszawie (2014); szczególne osiągnięcia: Główna Nagroda Prezydenta miasta Szczecina za najlepszy zrealizowany budynek w Szczecinie w ciągu ostatnich 50 lat — hotel Radisson i Centrum Biurowe „PAZIM CENTRE” w Szczecinie (1996); tytuł „Modernizacja Roku 2012” w kategorii „obiekty mieszkalne” — rewitalizacja „Kwartału C” w Stargardzie Szczecińskim (2013)

ćwierćwiecze

Trafostacja Sztuki — adaptacja starej transformatorowni na galerię sztuki, ul. Świętego Ducha 4, Szczecin proj.: Studio A4; autorzy: Jacek Lenart, Tomasz Kondarewicz, Dorota Zaleska, Tatiana Balcerzak, 2009–2010; realizacja: 2011–2012

© archiwum Trafostacja Sztuki TRAFO

O zaobserwowanych zmianach w Szczecinie, zachodzących po 1989 roku, jego przestrzeniach publicznych, a także współpracy z Estudio Barozzi Veiga przy wznoszeniu budynku Filharmonii Szczecińskiej rozmawiamy z Jackiem Lenartem, współwłaścicielem Studia A4.

64

na tej i na kolejnej rozkładówce:

Katarzyna Barańska: Działacie w Szczecinie od 1989 roku, to już w zasadzie ćwierć wieku — jak w tym czasie zmieniało się miasto i co sądzi Pan o promowanej przez Urząd Miasta strategii rozwoju „Pływający ogród — Floating Garden”? Jacek Lenart: Założyliśmy pracownię u zarania niepodległej Polski. Cały ten okres jest więc naszym wspólnym doświadczeniem. Szczecin w pierwszym okresie lat dziewięćdziesiątych był wiodącym ośrodkiem przemian. Bliskość Zachodu, etos miasta zbuntowanego, powracający z emigracji zewnętrznej i wewnętrznej przedstawiciele nowych „posolidarnościowych” elit — wszystko to przyczyniło się do zbudowania w mieście atmosfery otwarcia na zmiany. Nie bez znaczenia była, szczególnie dla nas architektów, postać Piotra Mynca ówczesnego wiceprezydenta miasta, również architekta, którego wkład w te inicjatywy jest nie do przecenienia. Organizowana była duża ilość konkursów architektonicznych, miasto było w Polsce pionierem w dziele renowacji historycznej tkanki miejskiej. Prowadzone w tamtym okresie wysiłkiem miasta równolegle trzy duże operacje rewitalizacyjne, wzniesienie przy zaangażowaniu lokalnego armatora Polskiej Żeglugi Morskiej kompleksu biurowego PAZIM, inicjatywa restytucji wyburzonego w latach pięćdziesiątych obszaru Podzamcza (za środki prywatnych inwestorów), najstarszej historycznie dzielnicy Szczecina — to były przedsięwzięcia, które definiowały prorozwojowy wizerunek miasta. W każdej z tych inicjatyw wzięliśmy znaczący udział. Duże zainteresowanie najbliższych sąsiadów — Niemców, Skandynawów dawało nadzieje na dalsze inwestycje. Niestety, bezustannie toczący się powolny upadek gospodarki morskiej w każdym nieomal jej przejawie, który spowodowany był tak sytuacją na rynkach światowych, jak i równoległym brakiem zainteresowania tą działalnością przez rządzących państwem doprowadził do podcięcia ekonomicznych podstaw bytu Szczecina. Po sześciu latach szybkiego rozwoju przyszło załamanie i do głosu doszły w lokalnym społeczeństwie tendencje populistyczne, architektura & biznes 92014


architektura & biznes 92014

65


lokalnej społeczności był powszechny), to dzisiaj — gdy stoją m.in.: basen olimpijski, filharmonia, muzeum „Przełomy”, można się przechadzać nadodrzańskimi bulwarami, budują się obwodnica śródmiejska i szybki tramwaj — ten absolutnie wizerunkowy gest uznaję osobiście za akt geniuszu. Łatwiej było zapewne dostrzec to z zewnątrz niż ze środka miasta, ale też i do zewnętrznych odbiorców była ta promocja skierowana. Pracując od kilku już lat w dużej mierze poza Szczecinem, widzę, jak zmieniły się nastroje wobec niego, a teraz tym bardziej, gdy pod hasło można już z powodzeniem podłożyć konkretne dokonania, staje się to powszechnie zauważane. Należy sądzić, że także przez bardzo krytycznych wobec swojego miasta szczecinian. KB: W tym miesiącu inauguruje swoją działalność Filharmonia Szczecińska. Budynek projektu barcelońskiej pracowni Estudio Barozzi Veiga budzi ogólny zachwyt i zyskał nazwę architektonicznej ikony miasta. Studio A4 ma swoją rolę przy jej realizacji. Proszę o tej współpracy więcej opowiedzieć. JL: W konkursie, w którym zajęliśmy trzecie miejsce, w naszej pracowni odpowiadał za projekt Staszek Kondarewicz — dzisiaj już, niestety, nieżyjący. Obaj byliśmy zgodni po jego rozstrzygnięciu, że zwycięska praca pracowni EBV to najbardziej intrygujący projekt w konkursie. Od razu chcieliśmy zaoferować im współpracę przy realizacji ich projektu, ale musiało minąć ponad pół roku, by próby i zmienne powodzenie we współpracy z innymi partnerami pozwoliły

Alberto Veidze i Fabrizio Barozziemu na udzielenie nam kredytu zaufania. To stało się podstawą naszej współpracy w zmaganiach z wyzwaniami budowy. Bo właśnie zaufanie nas do nich — że wiedzą, co chcą osiągnąć oraz ich do nas — że wiemy, jak działać, by to osiągnąć, byłą rzeczą najważniejszą. Nieodzowną w takiej współpracy. Odległość bowiem od miejsca, gdzie rozgrywają się wydarzenia związane z budową czyni sprawy innymi. Ocena faktów jest utrudniona. Poza tym różnice kulturowe, w warsztacie, sposobie i zakresie przygotowania dokumentacji projektowej w poszczególnych fazach, zakresie czynności uznanych za właściwe dla pełnienia nadzoru autorskiego są tak duże, że problem właściwej komunikacji, przekazu, zrozumienia nie tylko słów, lecz i intencji, a zarazem okoliczności ich powstania dla oceny: prawda czy fałsz, jest podstawowy. W naszym przypadku (może tak jest zawsze) proces ten był burzliwy, ale szczęśliwie przebiegał w jednym kierunku. Kończąc realizację (po siedmiu latach współpracy) stanowiliśmy dobrze rozumiejący się zespół. Nie trzeba kryć, że w krytycznych momentach tylko to pozwoliło nam stawić czoła dylematom tak skomplikowanej budowy, jaką było wzniesienie obiektu Filharmonii Szczecińskiej. W trakcie procesu projektowego odpowiadaliśmy za prawidłowość rozwiązań i koordynację wszystkich branż (podczas realizacji nasz zakres odpowiedzialności stopniowo wzrastał, co naturalne, gdyż zetknięcie z polską rzeczywistością było trudne). Współpraca pomiędzy specjalistami docierała się lepiej lub gorzej, lecz w sumie skutecznie. Technika ma wymiar

© archiwum Trafostacja Sztuki TRAFO

ćwierćwiecze

zamykające Szczecin na wyzwania współczesności, powszechnie kojarzone z okresem prezydentury Mariana Jurczyka. Realnymi decyzjami zniechęcono poważnych inwestorów do lokowania tu swych przedsięwzięć (anulowanie dokonanych sprzedaży terenów, wycofanie z inicjatywy budowy centrum kongresowego serii „World Trade Center”, odstąpienie od realizacji rezultatów konkursów na przestrzenie publiczne, szerzona germanofobia także wobec obiektów kulturowego dziedzictwa miasta o przecież oczywistej niemieckiej proweniencji). Szczecin przez następne dziesięć lat staczał się do roli kopciuszka w lidze największych ośrodków miejskich Polski, tracąc szanse inwestycyjne, miejsca pracy, najlepszą młodzież — coraz bardziej jednoznacznie szukającą swojej przyszłości poza tym miastem. Ostatnie osiem lat to powrót Szczecina na ścieżkę cywilizacyjnego wzrostu. Pomogły środki unijne, ale też prorozwojowa determinacja społeczności lokalnej, widzącej, że już nie świat, ale inne polskie miasta są daleko z przodu i dalej uciekają. Rozpoczęły się inwestycje w obiekty kultury, przestrzenie publiczne, przedsięwzięcia transportowe. Piotr Krzystek, prezydent Szczecina przez ostatnie dwie kadencje, rozpoczął swoje rządy jednak nie inwestycją, a kampanią promocyjną miasta pod hasłem „Szczecin Floating Garden 2050”, której celem była (i jest) zmiana atmosfery wokół Szczecina i powrót miasta w krąg ogólnopolskiego zainteresowania. I gdy można było wówczas powątpiewać w to czysto „piarowskie” zagranie (wystarczyło się rozejrzeć, by było jasne, że w reklamowanym opakowaniu ciągle nie ma zawartości, a brak wiary co do perspektyw wśród

66

architektura & biznes 92014


© archiwum Trafostacja Sztuki TRAFO

uniwersalny. Trudniej jest tam gdzie projekt wymyka się ścisłym rygorom fizyki, a bardziej jest gestem ludzkiej woli, odczucia, upodobania. M.in. technologia sceniczna była polem takich sporów od fazy wstępnego projektu. Projekt przygotowywał Zbigniew Kośka, jeden z najlepszych specjalistów w Polsce. Architekci z EBV pragnęli sali czystej, symfonicznie dostojnej, bez żadnych zbędnych gadżetów, szczególnie tych widocznych. On, znający realia polskich sal filharmonijnych i szerokie spektrum wystawianych w nich wydarzeń estradowych, przekonywał do większego wzbogacenia w sztankiety, projektory efektowe, urządzenia sceniczne. Na etapie projektu czystość zwyciężyła. Realizacja pokazała jednak, że wyzwań rzeczywistości nie da się lekceważyć. Alberto Veiga zdecydował się zmienić technologię w ramach poszerzania możliwości inscenizacyjnych obiektu. Poukrywaliśmy, we współpracy z podwykonawcą — hiszpańską firmą Chemtrol — wszystko, co się dało w strukturze sufitu akustycznego. Idee dało się pogodzić, choć faza realizacji na taką operację była zdecydowanie późna. KB: Obok budynku Filharmonii powstaje Centrum Dialogu „Przełomy” (niestety, w tym numerze nie uda nam się jeszcze pokazać obiektu, ponieważ przesuwane jest jego zakończenie). Jak ocenia Pan to sąsiedztwo? Czy można powiedzieć, że w Szczecinie zaczyna się dobra passa architektoniczna? architektura & biznes 92014

JL: Byłem jurorem w konkursie na ten obiekt. Tak jury, jak i uczestnicy konkursu wiedzieli o kształcie położonego obok budynku filharmonii, przewidzianego do wzniesienia. Tak więc była to w pełni świadoma decyzja twórcza autora zwycięskiej pracy Roberta Koniecznego, jak i składu sędziowskiego, który tę właśnie kreację z ponad czterdziestu złożonych prac wybrał. Trudność polegała na tym, że w kontekście historycznym zmieniła się diametralnie konotacja tego miejsca. Z przedwojennego układu kwartałów zabudowy śródmiejskiej, kamienicowej, która otaczała główny plac Szczecina (obecny plac Żołnierza Polskiego) zwieńczony do lat 60. gmachem Teatru Miejskiego, wykształcić należało nowy układ, honorujący wszystkie współczesne zaistniałe tu fakty — przeprowadzenie jednego z dwóch głównych wjazdów do miasta i wyburzenie budynku teatru; „sakralizację” przestrzeni placu Solidarności jako głównego miejsca „wydarzeń grudniowych” w Szczecinie z uznanym społecznie, choć krytykowanym za „artyzm”, pomnikiem tzw. Anioła Wolności; wzniesienie filharmonii. Ostateczny efekt broni się. Stworzył fragment miasta, dał nowe spojrzenie na nie tym wszystkim, którzy wjeżdżają do Szczecina estakadą Trasy Zamkowej. Wraz z Aleją Kwiatową na placu Żołnierza tworzy nową wartość w skoncentrowanej postaci i dowodzi, że warto nowe inicjatywy ogniskować na ograniczonym obszarze, gdyż to dopiero w oczach odbiorcy daje ten nierozmyty efekt oczarowania nową przestrzenią.

przekrój i rzut

67


ćwierćwiecze

na tej rozkładówce:

Aleja Kwiatowa wraz z pawilonem wystawowo-recepcyjno-gastronomicznym, pl. Żołnierza Polskiego, Szczecin proj.: Studio A4; autorzy: Jacek Lenart, Dorota Zaleska, Marcin Czyżewski, Katarzyna Zwolak, Dominika Szerniewicz, 2009–2010; realizacja: 2012

Tak na pewno jest w tym przypadku i oba obiekty wspierają się formalnie dodając, a nie ujmując efektu. Osobiście sądzę, że jeszcze przyjdzie czas na „zwornik” — wskrzeszenie gmachu publicznego w miejscu nieistniejącego teatru (może też teatru?), pomimo pasm dzisiaj tam przebiegających jezdni. Ta przestrzeń tego potrzebuje, a stworzyłoby to szansę na jedną z najpiękniejszych, moim zdaniem, zintegrowanych stref pieszych w Polsce. Nastroje wokół architektury w Szczecinie są gorące, ale jak ma być inaczej, gdy dopiero w obecnej dobie społeczeństwo dostrzega, co można wykreować architekturą, jak wiele da się uczynić dobrą organizacją przestrzeni, jak w końcu jesteśmy w swej satysfakcji z codziennego życia od przestrzennego, architektonicznego swego otoczenia uzależnieni. A przy tym obserwujemy wzrost partycypacyjnych nastrojów mieszkańców i wzmożoną chęć współuczestnictwa w podejmowaniu decyzji. To daje nadzieję, ale wymaga sprawnego zarządzania i świadomej polityki. Sądzę, że powrót do ratusza Piotra Mynca jako zastępcy prezydenta daje na to szansę. KB: Jak ocenia Pan przestrzenie publiczne Szczecina? Czy miasto jest przyjazne swoim mieszkańcom? Pytam o to także w kontekście Państwa projektu Alei Kwiatowej, który wzbudza protesty szczecinian — zarzucają mu, że z miejsca swojskiego i tłocznego zrobił może i uporządkowane oraz estetyczne, ale nie przyciągające użytkowników.

68

JL: Trudno przez pryzmat przestrzeni publicznych Szczecina ocenić go inaczej niż jako miasto przyjazne mieszkańcom. Z tym, że układ tych przestrzeni to scheda po naszych poprzednikach, którzy — szczególnie w ykorzystując sprzyjającą miastu koniunkturę końca XIX i początku XX wieku — zaplanowali je fantastycznie. I mniemam, że dopiero teraz przychodzi nam zmierzyć się z tym faktem. Dotychczas zaledwie je użytkowaliśmy, teraz pragniemy i potrzebujemy harmonijnie rozwijać. To jest źródło napięć. Społeczeństwo miasta, dotknięte ekonomicznie bardziej niż gdzie indziej czasem przemian, postrzega przestrzeń publiczną trochę jak własność niczyją, na której można, wręcz należy żerować, rozwijając aktywności ekonomiczne (poczynając od straganów i budek, a kończąc na olbrzymich świecących billboardach). Może nawet trudno się dziwić. Ale z drugiej strony to dobro wspólne, służące wzajemnym kontaktom, budowaniu relacji społecznych, salon miasta. To wymaga długotrwałego dialogu społecznego, mocnej i świadomej dalekosiężnych celów władzy, dobrych przykładów. Przypadek Alejki Kwiatowej to modelowy przykład takiego sporu. Brak przygotowania na taką zmianę spowodował wrogą percepcję u części odbiorców. Sądzę, że czas odmieni te postawy. To już w XVIII wieku było najelegantsze miejsce w mieście, od czasów bliskich przyszłej carycy Katarzynie I, wtedy mieszkance Szczecina, córce ówczesnego komendanta architektura & biznes 92014


lokalnego garnizonu. I nadal winno takim być, także ze względu na nowe przekształcenia przestrzeni wokół. A wzrost aktywności jej użytkowania jako właśnie miejskiego salonu przekona tych nieprzekonanych. Miasto takiego miejsca potrzebuje. KB: Szczecinowi przypadła w udziale dość skomplikowana historia. Obecni mieszkańcy to najczęściej ludność napływowa. Architektoniczne dziedzictwo miasta to zarówno poniemieckie kwartały śródmiejskie z przełomu XIX i XX wieku, jak i powojenne budynki modernistyczne. Proszę powiedzieć, jakie jest podejście mieszkańców do tej spuścizny. Jakie Państwo mają z nią doświadczenie — jednym z ostatnich projektów Studia A4 była adaptacja budynku trafostacji z początku XX wieku na centrum sztuki współczesnej. JL: Szczecin miota się permanentnie — od germanofobii do uwielbienia spuścizny po byłych niemieckich mieszkańcach tego miasta. W latach 80. ubiegłego wieku na spotkaniu z lokalną elitą architektoniczną I sekretarz panującej nam wtedy partii rzekł: „Wy, architekci, walczcie z prusactwem tego miasta”. Nie oznaczało to wtedy nic innego, jak zachętę, by dorobek ten burzyć i kaleczyć. Z dzisiejszej perspektywy sądzę, że można do tego problemu podchodzić bardziej racjonalnie. Z chwilą gdy, po nieomal siedemdziesięciu latach zasiedlania, jesteśmy powoli gotowi, jak myślę, do wnoszenia nowej jakości w tkankę miasta

architektura & biznes 92014

— o wartości mogącej wchodzić w dyskurs z zastałym porządkiem przestrzennym i niewątpliwym wyśmienitym krojem architektonicznym dużej części obiektów historycznych, szczególnie publicznych Szczecina — polemika ta przenosi się nareszcie z wymiaru polityczno-społecznego na płaszczyznę, na której winna być zapewne zawsze. Jakość miasta jest decydującym kryterium jego dalszego kształtowania, a nie to, czy zrodzono dany obiekt w okresie pruskim, niemieckim, czy też szwedzkim albo za książąt pomorskich, o Polsce Ludowej nie wspominając. Trafostacja Sztuki jest tego najlepszym przykładem. Obiekt wzniesiono w 1911 roku na stację zasilającą sieć tramwajową Szczecina, wtedy właśnie przezbrajaną z trakcji konnej na elektryczność. W czasach PRL, po krótkim okresie użytkowania, niszczał — przez ponad 30 lat, aż do stanu ruiny. Jednak nikt już współcześnie nie domagał się jego zburzenia. Zaś jego atrakcyjność jako przestrzeni dla

sztuki stawała się coraz bardziej oczywista. Gdy w końcu ustanowiono w Szczecinie uczelnię artystyczną — Akademię Sztuki — z tą potrzebą nikt nie dyskutował. Wszyscy oczekiwali i przywitali z dużą atencją ten obiekt, który sam z siebie okazał się — dla mnie architekta — materią niezwykle wdzięczną w przekształcaniu, okazując ogrom piękna, ale też i użyteczności, tego z pozoru czysto przemysłowego, wręcz technicznego gmachu. Wydobywanie cudownych walorów z obiektów rewitalizowanych, przy absolutnym użyciu kryterium użyteczności dla współczesnych potrzeb, to coś co robię z przerwami od nieomal 25 lat i chętnie do tego zawsze wracam. Szczecin jest wymarzonym miejscem dla tego rodzaju twórczości. KB: Dziękuję za rozmowę. rozmawiała: Katarzyna Barańska fot.: © Studio A4

69


Orłowski Szymański Architekci rok założenia: 1994; właściciele: Marek Orłowski, Marek Szymański; zespół: Anna Kulik, Sylwia Prochera, Bartosz Reutt, Beata Ruszel, Michał Wojciechowski, Wojciech Zawarski; wybrane realizacje: basen olimpijski „Floating Arena” (Szczecin); budynek biurowo-usługowy Lastadia (Szczecin), budynek wielorodzinny przy ul. Mickiewicza (Szczecin), plac Lotników (Szczecin)

gra w miasto O meandrach miejskiego rozwoju i o architekturze Szczecina mówi Marek Orłowski, współzałożyciel biura architektonicznego Orłowski Szymański Architekci, a przy tym prezes szczecińskiego oddziału SARP.

70

architektura & biznes 92014


Dorota Wantuch-Matla: W ostatnich latach coraz więcej dzieje się w szczecińskiej architekturze. Swoimi najnowszymi realizacjami architektonicznymi Szczecin zdaje się dawać do zrozumienia, że wchodzi na drogę przemian i chce być rozpoznawalny. Jak ocenia Pan przyjętą przez miasto strategię rozwoju sięgającą 2025 roku? Czy to pusty marketing, czy realny do zrealizowania plan? Marek Orłowski: Pytanie redakcji spowodowało, że w końcu zapoznałem się z tym dokumentem, co chyba nie jest powodem do specjalnego wstydu nawet w przypadku architekta, zwłaszcza że polityka przestrzenna to tylko część strategii, a z tą stykamy się też na co dzień w rozmowach z kolegami planistami. Wszelkie tego typu strategie z zasady są pozytywistyczne i służyć mają rozwojowi, poprawie, wzrostowi itd. Jednak, i to też pewnie truizm, o wszystkim zdecydują ludzie, ich wiara w możliwość zmian i zaangażowanie. I tu muszę powiedzieć, że jestem pełen nadziei, bo we władzach miasta wyłoniła się wyjątkowa konfiguracja ludzi niezwykle pracowitych i oddanych miastu. Oczywiście władza to nie wszystko, ważni są mieszkańcy i organizacje pozarządowe i tu też jesteśmy świadkami niezwykle budujących zjawisk, jak choćby działalności Stowarzyszenia na rzecz Nowoczesnego i Estetycznego Szczecina — SENS, które żywo dyskutuje o mieście i inicjuje konkretne działania. Szczeciński SARP, którego jestem prezesem, o mieście rozmawia ciągle, szczególnie w ramach organizowanego od wielu lat architektonicznego Westivalu — nota bene w październiku będzie miała miejsce jego VIII edycja. Z okazji 25-lecia odzyskania wolności przez lokalną prasę przetoczyła się żywa dyskusja na temat miejskiej przestrzeni i to też jest bardzo obiecujące zjawisko. Dla środowiska architektów ważne jest to, że większość ważnych obiektów, z których szczecinianie zaczynają być architektura & biznes 92014

dumni powstała jako efekt konkursów. Dla miasta ta droga poszukiwania najlepszych rozwiązań stała się bez mała oczywistością. Ale konkursy organizuje również Stargard, a ostatnio SARP został poproszony o organizację konkursu w pobliskim Goleniowie. DW-M: Unikalny układ urbanistyczny Szczecina jest jego niewątpliwą zaletą, jakie są dzisiejsze kierunki jego rozwoju? MO: Udana rewitalizacja kwartałów turzyńskich pokazała, jak fantastycznym miejscem do życia może być zabudowa z przełomu XIX i XX wieku. Poza tym dzisiaj już wiemy, jak komfortowe może być życie w samym mieście, zwłaszcza tak zielonym jak Szczecin, i że możliwość chodzenia do pracy na piechotę to dobro dostępne nielicznym. Niestety, problematyczna jest też mieszana struktura własnościowa, to znaczy sytuacja, gdy komunalna własność i mieszkania własnościowe blokują rewitalizację w postaci zwyczajnych remontów, jakie mogliby przeprowadzić prywatni właściciele kamienic. Niezbędne więc są kosztowne programy rewitalizacyjne. Poza tym rewitalizacja to nie tylko remonty samej tkanki mieszkaniowej. Potrzebne są też zmiany komunikacyjne, zmiany w przestrzeni publicznej. Tymczasem próby odzyskania miasta dla pieszych i rowerzystów w skali choćby jednej ulicy wywołują opór właścicieli sklepów i kierowców. Toczy się więc klasyczna „gra w miasto”.

MO: Brałem udział w audycji radiowej, w czasie której mogłem wysłuchać głosu ludzi związanych ze szczecińskim portem. Muszę powiedzieć, że sprawa elewatora została trochę „podkręcona” poprzez właśnie takie przykłady, jak Tate Modern — stało się to, niestety, bez elementarnej znajomości struktury budynku i kosztów przebudowy, bo ani nie jest to dawna elektrownia z ogromnymi pustymi halami maszyn, ani Szczecin nie jest też zasobnym Londynem, stolicą światowego biznesu. Nie wszystko w mieście można uratować i trzeba się czasem z niektórymi budynkami pożegnać. To też dowód życia miasta, a ono jest najważniejsze. Poza tym wszystkie wymienione przykłady obszarów pozostałości poprzemysłowych i powojskowych to inwestycje miejskie. Nie oczekujmy zbyt wiele od miasta, na tej rozkładówce: budynek biurowo-usługowy Lastadia Office, realizacja: 2012

DW-M: Wobec tak dużej w Szczecinie ilości obszarów poprzemysłowych i powojskowych wydaje się, że pojęcie rewitalizacji może zacząć robić tu wkrótce wielką karierę. Czy upadek i degradację tych terenów można byłoby w Szczecinie przekuć w powodzenie? Istnieje już Trafostacja Sztuki, Zajezdnia Sztuki, przekształcono nadodrzańskie bulwary, a czy Elewator Ewa mógłby stać się szczecińskim wcieleniem Tate Modern?

71


gra w miasto

bo ono realizuje wszystko za pieniądze publiczne i z zasady nie tak efektywnie, jak prywatny biznes. Dlatego sprzedanie terenów powojskowych inwestorom prywatnym dało szybkie efekty w postaci setek mieszkań. Wolę rewitalizacji śródmiejskich kwartałów okazał również inwestor prywatny. Tak pozytywna ocena miasta przez biznes stwarza największą nadzieję na jego rozwój. DW-M: Jaka jest i jak się zmienia współczesna przestrzeń publiczna Szczecina? Jak czuje się tu człowiek „między budynkami”? MO: Zmienia się bardzo powoli. Wspomniałem już, że przyzwyczajenia choćby najgorsze tworzą swoistą „tyranię status quo”. Kiedy przed kilkoma latami przywracaliśmy placowi Lotników jego historyczną formę, podniosło się larum, że enklawę zieleni zmieniono w kamienną pustynię, tak jakby place miejskie miały być trawnikami. Ale zapomniano o tym, że w rzeczywistości był to wychodek dla psów, a dwie stojące tam ławki zajmowali wiecznie okoliczni menele. Teraz emocje wywołuje reorganizacja ruchu na ul. Jagiellońskiej, gdzie próbuje się zrobić coś tak zdawałoby się oczywistego, jak oddanie chodników pieszym. Swoją drogą, to też ciekawe, że miasto organizując strefę płatnego parkowania, zaanektowało na ten cel chodniki, zmuszając mijających się ludzi do ocierania się o maski brudnych samochodów. Jednak istotniejsze od problemów formalnych, technicznych i finansowych jest to, że wyraźnie czytelne jest coraz powszechniejsze poczucie odpowiedzialności za miasto. Nieprzypadkowo tytuł październikowego Westivalu brzmi „Miasto — R zecz Publiczna”. Można pow iedzieć, że mieszkaniec Szczecina nie czuje się jeszcze „między budynkami” najlepiej, ale już wie, że to można i trzeba zmienić. DW-M: Jak widać po budynku galerii Galaxy, Szczecin uległ pokusie lokowania

72

architektura & biznes 92014


na stronie obok i po prawej: budynek produkcyjno-biurowy firmy Wenglon w Dobrej Szczecińskiej, realizacja: 2013

u dołu strony plac Lotników w Szczecinie, realizacja: 2002

w centrum miasta wielkopowierzchniowych centrów handlowych. Które spośród realizacji architektonicznych, czy też przedsięwzięć o wymiarze urbanistycznym ostatnich lat uważa Pan za wartościowe, a które za chybione i dlaczego? MO: To nie Szczecin uległ pokusie, tylko nie miał wówczas narzędzi, by zahamować prywatny biznes w realizacji jego planów. My sami, niestety, z wiadomych powodów nie zbudowaliśmy wzorem miast zachodnich ulic handlowych z domami towarowymi, a powierzchnia handlu była tu mizerna, więc kiedy prywatny inwestor zdobył ogromną pustą działkę w środku miasta, to zbudował centrum handlowe. Dzisiaj patrzymy na to nieco inaczej i dostrzegamy pozytywy. Pojawienie się dwóch dużych zespołów handlow ych ma działanie centrotwórcze i ustrzegliśmy się samochodowych karawan do centrów handlowych na obrzeżach miast. Niebawem elewacja Galaxy

architektura & biznes 92014

zostanie zmieniona, co jest przykładem, że mechanizmy rynkowe też mogą się przyczyniać do poprawy przestrzeni miejskiej. Większość nowo powstałych obiektów przyniosła miastu pozytywną wartość i coraz częściej także zaczyna się używać określenia „ikona” w rozmowach o budynku nowej filharmonii, co samo w sobie jest hołdem dla tej nowej architektury. Tym co mnie cieszy, jest też nagły wzrost jakości budownictwa mieszkaniowego spowodowany konkurencją w walce o klienta, jest on doprawdy niezwykły, a wiele realizacji ma naprawdę europejski poziom. Najbardziej natomiast bolesne są błędy przeszłości i zaniechania, jak np. budy handlowe na placu Kościuszki czy dramatyczny ciągle stan dworca kolejowego. Staram się jednak widzieć jak najwięcej pozytywów i myślę również, że zarówno miasto, jak i tutejsze środowisko architektoniczne są dobrze przygotowane do realizacji planów i obsługi

inwestorów. To co może budzić troskę, to pytanie o inwestorów właśnie albo szerzej o potencjał miasta, jego mieszkańców i kapitału w pomnażaniu dobrobytu. DW-M: Czego w związku z powyższym można byłoby życzyć Szczecinowi i jego mieszkańcom w dalszych fazach miejskiego rozwoju? MO: Może najbardziej wiary w to, że to ich miasto i zrozumienia, że nikt niczego za nich samych w nim nie załatwi. DW-M: Dziękuję za rozmowę. rozmawiała: Dorota Wantuch-Matla

fot.: Wojciech Zawarski © Orłowski Szymański Architekci

73


mellon architekci rok założenia: 2003 (do 2013 roku z Markiem Sietnickim); właściciel: Miłosz Raczyński; wybrane realizacje: jednorodzinny Dom K w Szczecinie (2003), jednorodzinny Dom F w Szczecinie (2004), dom jednorodzinny w Szwecji (2005), przebudowa i rozbudowa istniejącego kina Kalmar z przeznaczeniem na Regionalne Centrum Kultury w Kołobrzegu (I etap – 2005, II etap – 2010); budynek wielorodzinny Nautica w Szczecinie (2011); budynek apartamentowy Dune A w Mielnie; szczególne osiągnięcia: konkurs realizacyjny na opracowanie projektu koncepcyjnego przebudowy kina Kalmar na Regionalne Centrum Kultury w Kołobrzegu (2004 – I nagroda), konkurs na projekt Centrum Targowego na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich (2008 – II nagroda)

miasto z wyboru Szczecin jest dość specyficznym miastem. O budowaniu z nim relacji, wymagających cierpliwości miejskich strategiach oraz pożytkach płynących z zaufania architektom opowiada A&B prowadzący pracownię mellon architekci Miłosz Raczyński.

74

architektura & biznes 92014


na tej rozkładówce:

Dom F, Szczecin proj.: mellon architekci; autorzy: Miłosz Raczyński, Marek Sietnicki, 2004

Katarzyna Barańska: Czemu Szczecin? Wszędzie stąd daleko. Kiepsko skomunikowany z resztą Polski. Nad morzem, wbrew obiegowej opinii, nie leży, fal Bałtyku stąd nie widać. Jakie ma atuty, że warto było zakładać w nim biuro? Czy dobrze się w nim żyje? Pracuje? Miłosz Raczyński: Muszę się przyznać, że decyzja o przyjeździe do Szczecina była czystym przypadkiem. Ot, takie klasyczne dylematy maturzysty: posłuchać doradców i wybrać stomatologię czy spróbować sił na architekturze. Wybrałem to drugie, chociaż decyzja zajęła mi dwa lata. Potem to już banalna historia: studia, praca na Politechnice Szczecińskiej, praktyka zawodowa, własne biuro. Może faktycznie „daleko” stąd do reszty Polski, za to blisko do Europy. Morza przez okno nie widać, ale można dojechać w godzinę, popływać, poleżeć na piasku i wrócić wieczorem. Od lat słyszę potoczną opinię, że Szczecin to miasto z ogromnym potencjałem, ale jednocześnie miasto niewykorzystanych szans. Mam wrażenie, że do tej pory nikt do końca nie sprecyzował konkretnie, jakich szans. Fakt, może nie jest tu łatwo przekonać inwestora do tzw. „współczesnej“ architektury, ale czasem się jednak udaje. Oczywiście, osobną kwestią pozostaje skala projektu, oczekiwana jakość oraz dostępne możliwości, ale pod tym względem wszędzie chyba jest podobnie. Dlatego, jeżeli to możliwe, dobrze od czasu do czasu poszukać zleceń nad samym morzem — tam możliwości oraz oczekiwania odnośnie jakości i charakteru architektury wydają się być nieco większe. Ze Szczecinem jest prawdopodobnie jak z każdym innym miastem, trzeba je zrozumieć, poczuć i „poukładać“ sobie w głowie, albo wyjechać i poszukać innego miejsca do życia. Ja je polubiłem i zostałem jakieś dwadzieścia lat temu. KB: Biuro mellon architekci zakładaliście wspólnie z Markiem Sietnickim. architektura & biznes 92014

Wasze drogi się rozeszły. Rozpadła się jedna z najciekawszych szczecińskich pracowni projektowych. Czy nie wydaje się Panu, że to jednak duża strata i osłabienie szczecińskiej sceny architektonicznej i czy tak po ludzku nie żal Wam zainwestowanego czasu i pracy? [Miłosz Raczyński kieruje nową grupą mellon architekci, a Marek Sietnicki założył studio SAS — pytanie zadane obu byłym partnerom — przyp. red.] MR: Trudno się do tego odnieść obiektywnie, tym bardziej, że decyzję o rozwiązaniu pracowni podjął jednostronnie Marek Sietnicki i zapewne potrafi to zręcznie uargumentować na potrzeby konkretnej sytuacji. Dla mnie osobiście to duża strata zarówno w wymiarze zawodowym, ponieważ mam wiele uznania dla byłego wspólnika, ale jednocześnie spore rozczarowanie w wymiarze zwyczajnie ludzkim. Szkoda oczywiście zainwestowanego czasu i wkładu pracy w budowę i organizację pracowni, ale pomimo wszystko myślę, że było warto. Resztę pozostawię ocenie innych.

z reguły dobrze się kojarzą i wzbudzają pozytywne konotacje. Szczerze mówiąc, do końca nie wiem, czym tak naprawdę stać się ma Szczecin pod szyldem „Floating Garden”. Pamiętam natomiast, że pełna nazwa tej akcji piarowskiej brzmi „Floating Garden 2050”, może więc, po prostu, należy uzbroić się w cierpliwość i doświadczyć tego osobiście. Od lat mówi się o potrzebie powrotu i otwarcia się miasta w stronę wody. Ja nazywam to koniecznością wciągnięcia wody w strukturę miasta, którą to strukturę w tym zakresie należy stworzyć

KB: Choć do morza Szczecinowi daleko (w linii prostej 65 km), to wody faktycznie macie pod dostatkiem — 24 procent powierzchni miasta znajduje się pod jej powierzchnią (Odra, jej odnogi i jezioro Dąbie). Szczecin jest także niezwykle zielony. Czy według Pana miasto wykorzystuje ten potencjał i czy miejska strategia „Pływający ogród — Floating Garden” ma realne szanse je rozwinąć, czy jest jedynie chwytem piarowskim? MR: Szczecin jest faktycznie zielony i „pełen wody”. Przynajmniej w tej kwestii niewiele się zmieniło od wieków. Wynikające z tego olbrzymie walory krajobrazowe i lokalizacyjne to niewątpliwie realny potencjał miasta. Ktoś odpowiedzialny za marketing w mieście w końcu to dostrzegł i umiejętnie wykorzystał. Zieleń i woda

75


miasto z wyboru

przekrój poprzeczny

rzut piętra

rzut parteru

praktycznie od nowa. Służyć temu powinny wymierne i konkretne inwestycje na terenach położonych głównie wzdłuż wschodniego brzegu rzeki, tj. Łasztowni, Kępy Parnickiej i reszty Międzyodrza. W tym wszystkim potrzebne jest, oczywiście, zaangażowanie miasta w stworzenie odpowiedniej infrastruktury, głównie komunikacyjnej, która „udrożniłaby” te tereny dla potencjalnych inwestorów. Akcje promocyjne są, oczywiście, potrzebne i być może przyniosą zamierzony efekt marketingowy, natomiast dla mnie ważniejsze są działania bieżące i bardziej namacalne, których początki

76

są już zauważalne, np. wyremontowane nabrzeża czy oddany niedawno do użytku nowy biurowiec Lastadia na wschodnim brzegu rzeki. Mam nadzieje, że to dopiero początek inwestycji w tej części miasta i czekam na więcej tego typu motywujących realizacji. KB: Czy istnieje w Szczecinie przestrzeń, którą można by było określić sercem miasta i czy takie centrum jest w ogóle Szczecinowi potrzebne? Czy mają np. sens działania, takie jak odbudowywanie Rynku Siennego?

powyżej:

Dom K, Szczecin proj.: mellon architekci; autorzy: Miłosz Raczyński, Marek Sietnicki, 2003

na stronie obok:

Budynek wielorodzinny Nautica, ul. Raginisa, Szczecin proj.: mellon architekci; autorzy: Miłosz Raczyński, Marek Sietnicki; współpraca: Piotr Żolik, 2013 architektura & biznes 92014


rzut

przekrój

MR: Brak symbolicznego serca miasta to temat dyżurny dyskutowany w Szczecinie od lat. Odnoszę wrażenie, że jest to po części wynik skrywanych kompleksów wobec innych dużych miast typu Wrocław czy Poznań, które mają wyraźnie zdefiniowane centra miast, a mówiąc kolokwialnie: mają rynki. W ludziach widocznie tkwi jakaś podświadoma potrzeba definiowania przestrzeni, w której przebywają, wyznaczania jej ram w oparciu o pewien schemat myślowy i wyobrażenie miasta przyjaznego — o przejrzystych podziałach przestrzennych zdefiniowanych regularną linią fasad wytyczających place, ulice, dominanty itp. To taka swoista tęsknota za funkcjonowaniem w dobrze znanym i sprawdzonym świecie z przeszłości, a Szczecin jest po prostu inny i faktycznie rozproszony. Jest tu wiele miejsc skupiających ludzi, które są znacznie oddalone od siebie. Często są to miejsca zupełnie przypadkowe, niezaplanowane. Może właśnie to jest ta wartość, która wyróżnia Szczecin od innych miast. Po co więc uparcie szukać jednego miejsca i odgórnie nadawać mu rangę serca miasta, skoro można skupić się na sukcesywnym i logicznym porządkowaniu przestrzeni w różnych jego częściach, dając tym samym możliwość wyboru jego mieszkańcom. Niech sami zdecydują, czy wolą posiedzieć na „wygiętym” placu obok nowej filharmonii, pospacerować po odbudowanym „nowym-starym” mieście, czy może wolą zjeść smażoną rybę nad brzegiem rzeki. Oczywiście, równie dobrze mogą odwiedzić też jedno z centrów handlowych skutecznie wypełniających przestrzeń w środku miasta, ale to już pozostawmy do dyskusji przy innej okazji. KB: Po studiach na Politechnice Szczecińskiej robił Pan doktorat na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Czy te środowiska architektoniczne się różnią? Czy zagadnienie rozwoju miasta architektura & biznes 92014

jest żywe w miejscowym środowisku uczelnianym i na ile toczone tam dyskusje mają wpływ na kształtowanie polityki przestrzennej miasta? MR: Specyfika naszego zawodu w sposób oczywisty obliguje nas do troski i refleksji nad jakością przestrzeni, która nas otacza, i którą staramy się kreować. Oczywiste jest więc, że lokalne środowiska skupiają się na problemach dla siebie istotnych. Dlatego, kiedy pojedzie się np. na konferencję naukową do wspomnianych Gliwic, to wypada zwiedzić familoki, tereny po zamkniętych kopalniach, czy też podyskutować o rekultywacji hałd. Z kolei, gdy podobna konferencja odbywa się w Szczecinie, to obowiązkowa jest wycieczka statkiem po porcie oraz dyskusja o upadłej stoczni i walorach krajobrazowych Szczecina. I to jest naturalne. Nie widzę więc specjalnej różnicy w sposobie myślenia lokalnych środowisk, a raczej w odmiennych problemach otaczającej nas rzeczywistości, w której przyszło nam na co dzień funkcjonować. Oczywiste jest też, że zagadnienia dotyczące rozwoju regionu czy miasta są stałym punktem dyskusji w środowisku uczelnianym. Ponieważ jego podstawową rolą jest przede wszystkim ukierunkowanie myślenia i pobudzenie wrażliwości młodego człowieka, to najprostszym sposobem dotarcia do niego jest stawianie i rozwiązywanie problemów w odniesieniu do bezpośredniego otoczenia. Z kolei właściwe ukształtowanie świadomości wydaje się być najlepszym sposobem pośredniego wywierania wpływu na kształtowanie polityki przestrzennej miasta w przyszłości. Wydaje mi się, że w ostatnim okresie zauważalny jest coraz większy wpływ naszego środowiska na poczynania władz miasta w zakresie planowania przestrzennego. O tym świadczą chociażby ostatnie realizacje będące efektem dobrze zorganizowanych konkursów architektonicznych. Dzięki współpracy ze środowiskiem architektów udało się

je przeprowadzić, a w konsekwencji zrealizować inwestycje, które wprowadziły nową jakość w dość skostniałą i przewidywalną do tej pory strukturę miasta oraz zmieniły myślenie o nim. Chodzi mi, oczywiście, o najbardziej wymierne przykłady, tzn. nowy budynek filharmonii i muzeum „Przełomy”. Odnoszę wrażenie, że miasto w końcu zaufało architektom i oto mamy tego efekty. KB: Dziękuję za rozmowę. rozmawiała: Katarzyna Barańska fot.: © mellon architekci

77


fot.: Radosław Kurzaj

studio architektoniczne Sietnicki (SAS studio) rok założenia: 2013; właściciel: Marek Sietnicki; zespół: Marek Sietnicki, Monika Kreft, Monika Rożyńska, Marta Lisińska, Agnieszka Krasowska, Marcin Białek; wybrane realizacje: STBS Kleeberga w Szczecinie, Dune w Mielnie, Rosevia Resort na Rozewiu, Apartamenty Marinos w Świnoujściu, RCK Kołobrzeg; szczególne osiągnięcia: wyróżnienie w konkursie na węzeł przesiadkowy w Stargardzie Szczecińskim

ból miasta O tym, jaki jest Szczecin widziany oczami praktykującego architekta opowiada Marek Sietnicki ze studia SAS.

78

architektura & biznes 92014


Małgorzata Tomczak: Rozpadła się jedna z najciekawszych szczecińskich pracowni projektowych mellon architekci. Czy nie wydaje się Panu, że to jednak duża strata i osłabienie szczecińskiej sceny architektonicznej i czy tak po ludzku nie żal Wam zainwestowanego czasu i pracy? [Miłosz Raczyński kieruje nową grupą mellon architekci, a Marek Sietnicki założył studio SAS — pytanie zadane obu byłym partnerom — przyp. red.]

architektura & biznes 92014

Marek Sietnicki: Po pierwsze, nie wiem, czy nie jest nam żal, mi nie jest na pewno. Po drugie, pracownia się nie rozpadła, tylko z niej z pełną świadomością konsekwencji i z przekonaniem co do słuszności tego kroku wyszedłem, proponując wspólnikowi kontynuowanie działalności pod nazwą spółki z prawem powoływania się na dotychczasowy dorobek mellona, którego w dużej mierze byłem autorem. Na marginesie, to nie czuję, żeby było coś takiego jak szczecińska scena architektoniczna — jest kilka pracowni i wielu

pracujących indywidualnie kolegów i koleżanek, ale nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek wspólnotą, czy towarzyską, czy wynikającą z podobnych postaw twórczych. Wracając do mellona — przyszedł moment, w którym poczułem, że więcej mogę zrobić sam, zdając się na indywidualną ocenę sytuacji i budując od początku relacje ze współpracownikami i klientami, którym zaproponowałem kontynuację współpracy, niż próbując rozwiązać sytuacje, które z perspektywy mellona wydawały się nie

79


ból miasta

przekroje

Budynek apartamentowy DUNE ul. Pionierów 18, Mielno INWESTOR Firmus Domus PROJEKT mellon architekci AUTOR Marek Sietnicki Współpraca autorska Piotr Napierała, Miłosz Raczyński Współpraca Marta Lisińska, Magda Szerszeń, Łukasz Traczyk

rzut 1. piętra

Architektura krajobrazu Bloogarden Olga Sietnicka KONSTRUKCJA Edmund Tumielewicz

rzut parteru

GENERALNY WYKONAWCA Budimex POWIERZCHNIA — zabudowy: 3 239 m2 — całkowita: 15 226 m2 — użytkowa: 12 424 m2 KALENDARIUM — projekt: 2010 — realizacja: 2011–2013 KOSZT: ok. 50 mln PLN

80

architektura & biznes 92014


do rozwiązania. Wiele z obiektów mellona cenię i czuję się z nimi związany emocjonalnie. Wiele z nich będę cały czas traktował jak swoje, pomimo że w związku z formułą przyjętą przy zakładaniu mellona mają formalnie również współautora. MT: Od kilku lat można zaobserwować rosnące znaczenie Szczecina na mapie politycznej Polski. Wiąże się to po części z nowymi bardzo udanymi inwestycjami miejskimi: typu Basen Olimpijski, Filharmonia, muzeum „Przełomy”. Z drugiej strony znika z powierzchni ziemi „Grzybek”, przed kinem Kosmos rośnie biurowiec, los Domu Marynarza jest niepewny. Jak to jest więc z tym Szczecinem? MS: Nie przesadzałbym z tym rosnącym znaczeniem. Cały czas tempo rozwoju Szczecina w porównaniu do innych dużych miast polskich jest co najmniej niezadowalające. Mówimy o jednym budynku basenu olimpijskiego, jednej filharmonii i kameralnym budynku muzeum, w sumie około 300 mln zł zainwestowanych w budynki publiczne, których nie musimy się wstydzić. Z drugiej strony przez to, że przed tymi inwestycjami nie działo się praktycznie nic, ich siła oddziaływania rośnie i ludzie związani z architekturą są po raz pierwszy od wielu lat rzeczywiście dumni z tych inwestycji. MT: Od kilku lat widać też sukcesywne zszywanie miasta z rzeką i w ogóle wodą, co niewątpliwie jest właściwym kierunkiem rozwoju. Szczecin ma wyjątkowe położenie, ale cały czas wydaje się, że potencjał miasta jest dużo większy niż realizowany program Urzędu Miasta. MS: Nie do końca wierzę, że miasto ma jakikolwiek program. Owszem, powstał w bólach plan zagospodarowania przestrzennego terenów portowych i poportowych, miasto sporządziło ramową koncepcję terenów nad Odrą, ale nie idą za tym dalsze sensowne kroki. Teren i przedsięwzięcie są tak olbrzymie i trudne, że oprócz mglistych planów architektura & biznes 92014

potrzebna jest ogromna praca promocyjna, koordynująca i napędzająca. Przydałoby się coś takiego jak niemieckie akcje IBA czy obserwowane przeze mnie z zazdrością wrocławskie działania na Nowych Żernikach. Do tej pory było kilka głośnych inicjatyw związanych z terenami nad rzeką, które próbowały zaangażować całe środowisko, ale niewiele po nich zostało. Szczątkowe i groteskowe Podzamcze, zawieszone w działaniu — na nie wiadomo jak długo — tereny przy ul. Kolumba, czy idea Śródodrza. Nawet konkurs na Muzeum Morskie nie przyniósł spodziewanych efektów, a to głównie ze względu na bardzo ograniczone środki i nieprzemyślaną do końca lokalizację.

że w tej szerokości geograficznej, w podobnych uwarunkowaniach, daje się coś zrobić. To naprawdę dobry punkt odniesienia dla architekta praktykującego, jeszcze lepszy dla wierzącego i praktykującego, ale na razie najwięcej czerpią z tego architekci wierzący, jeszcze niepraktykujący. MT: Dziękuję za rozmowę. rozmawiała: Małgorzata TOMCZAK fot.: Wojciech Grela © Firmus Domus

MT: Co, Pana zdaniem, należy do najpilniejszych zadań architektoniczno‑przestrzennych w Szczecinie? MS: Jest tego cała masa. W pierwszej kolejności należałoby, według mnie, przeciwdziałać negatywnym zjawiskom, które trwają w tej chwili. Przede wszystkim chodzi o zahamowanie niekontrolowanego rozpływania się przedmieść na sąsiednie gminy. Dzieje się to obecnie w majestacie prawa, lecz wbrew jakiejkolwiek współczesnej logice urbanistycznej. Powstają coraz to nowe plany zagospodarowania przeznaczające pod zabudowę jednorodzinną na mikroskopijnych działkach całe połacie pól na przedmieściach Szczecina. Kompletna katastrofa dla krajobrazu miasta. Poza tym pozostaje zdegradowane śródmieście, tereny postoczniowe, północne dzielnice i wspomniane już wcześniej tereny nad Odrą. W sumie prawie całe miasto. MT: Czy i jeżeli, to jaki wpływ na Szczecin i szczecinian ma bliskie sąsiedztwo z Berlinem i Skandynawią? Czy dla praktykującego architekta są to punkty odniesienia? MS: Czasami wydaje mi się, że poczucie tej bliskości rozleniwia. To tak jak z ludźmi na stałe mieszkającymi nad morzem — potrafią latami nie być na plaży. Staram się ostatnio trochę to nadrobić i bywać częściej w Berlinie. Zostaje jeszcze Kopenhaga i Malmö. Na pewno to dobry punkt odniesienia. Daje wiarę,

81


BLOOGARDEN Olga Sietnicka rok założenia: od 2010 pod nazwą Bloogarden; wcześniej od 1991 po prostu Olga Sietnicka; właścicielka: Olga Sietnicka; współpraca: Anna Kobyłka, Miłosz Raczyński, Marek Sietnicki, Paulina Włodarczyk, Magdalena Zielonka; wybrane realizacje: Pub 1966, Cafe Pravda, Brama Jazz Cafe, kawiarnia Po Godzinach, Public Cafe, klub Wasabi, bistro Cafein, Kafe Jerzy, Kro Kafe, zieleń towarzysząca budynkom mieszkalnym przy ul. Kleeberga i przy ul. Duńskiej oraz apartamentowcowi Dune — dla mellon architekci; szczególne osiągnięcia: II miejsce w ogólnopolskim konkursie portalu domosfera.pl „Ale lokale!” na najlepszy lokal w Polsce, 2013

projektowanie na miarę kawiarnia i bistro Cafein Zaułek Kaszubski, Szczecin proj.: Olga Sietnicka (BLOOGARDEN) i Anna Kobyłka (KOLORAMA), 2012; realizacja: 2012–2013, oddanie do użytku 2013

fot.: Paulina Włodarczyk

Olga Sietnicka prowadzi w Szczecinie pracownię Bloogarden. Jest architektką zieleni, ale projektuje też wnętrza. Jak sama pisze: „Bloogarden to umowna nazwa, zastępująca długie wyjaśnienia w rodzaju: studio architektury autorskiej i inne podobne. Bloogarden nie jest pracownią w sensie pokoju z meblami biurowymi. Bloogarden dzieje się w wielu miejscach, czasami w kilku jednocześnie. Zespół Bloogarden ma zmienny skład, a współpracownicy zgłaszają chęć udziału w działaniach na zasadzie dobrowolności”. O tym, jakich inspiracji szuka w mieście, jaki jest Szczecin widziany jej oczami opowiada Małgorzacie Tomczak.

82

architektura & biznes 92014


Małgorzata Tomczak: Olga, jesteś architektką zieleni. Terenów zielonych, parków, przyrody w Szczecinie jest pod dostatkiem. Jaką więc masz metodę projektowania krajobrazu? Olga Sietnicka: Trudno mi tak jednoznacznie oddzielić projektowanie krajobrazu od projektowania wnętrz, mebli czy grafiki użytkowej. Od lat

mnie już nie ma, bo ktoś zapomniał je podlać lub nie było do końca jasne, kto powinien to zrobić. Kilka zostało zrealizowanych częściowo, bez mojego udziału w ustalaniu zakresu zmian, bo kończyły się pieniądze na inwestycję. Czekam, aż urosną te najnowsze — ogrody jako żywe organizmy są najciekawsze, kiedy dorosną, po kilku latach swojego istnienia.

fot.: Paweł Smoliński

posprzątania, zieleńców łatwych do utrzymania. Trwałość oznacza również atrakcyjność, która nie przeminie wraz z krótkotrwałą modą, a w przypadku krajobrazów oznacza zwykłą odporność na kapryśny lokalny klimat (stąd upodobanie do rodzimej roślinności). Szczecin jest bardzo zielony, inspiracji mi nie brakuje, zwłaszcza w naturalnym krajobrazie

okolicznych puszcz i lasów, a w moich upodobaniach wspiera mnie aktualna tendencja do tworzenia małych samopodtrzymujących się systemów ogrodowych, wzorowanych na wrzosowiskach czy łąkach. Projektowanie krajobrazu to ciągle moje dodatkowe zajęcie, a powód jest prosty — to dyscyplina niewdzięczna i niedoceniana, rozwijająca się powoli, podobnie jak 20 lat temu projektowanie wnętrz. Kilku ogrodów zaprojektowanych przeze

MT: Czy jako mieszkanka Szczecina zauważasz zmiany jakościowe, jakie w tym mieście zachodzą w stosunku do

architektura & biznes 92014

fot.: Karolina Babińska

fot.: Paulina Włodarczyk

zajmuje mnie projektowanie zwykłych miejsc, w których moi klienci spędzają mnóstwo czasu i które widzą każdego dnia. Celem jest stworzenie sprzyjającego otoczenia, przyjaznej przestrzeni. Podążanie za szeroko rozumianą „estetyką codzienności” powoduje, że granice dyscyplin się zacierają, ogród jest kontynuacją wnętrza domu, grafika menu podąża za klimatem restauracji. Szukam rozwiązań wygodnych i praktycznych, a jednocześnie trwałych — domów łatwych do

MT: Czy zieleń w Szczecinie jest, Twoim zdaniem, zadbana, wystarczająco dostępna mieszkańcom i czy kierunki rozwoju miasta uwzględniają ten temat na odpowiednim poziomie? OS: O zieleń w Szczecinie dba się głównie nocą — dosadza się brakujące drzewa w alejach, uzupełnia żywopłoty. Sądzę, że wielu mieszkańców tego nie zauważa, sama mam czasem wątpliwości, czy to drzewo było tu wczoraj? Bardziej widoczna była niedawno akcja sadzenia magnolii, podobno charakterystycznych dla naszego miasta. Mijam codziennie dwie z nich wyjeżdżając z podwórka. Pierwsza, ta spod tabliczki informującej o magnoliowej inicjatywie, zniknęła następnego dnia po posadzeniu — była rzeczywiście wyjątkowo dorodna. Na jej miejscu jest już kolejna. Cieszą oczy nowoczesne miejskie nasadzenia na rondach i skrzyżowaniach, w parterach alei, na nowych skwerach powstałych po zbiornikach przeciwpożarowych. Deweloperzy szczególnie zabiegają o ogrody, które mają uatrakcyjnić osiedlowe wnętrza. Kosiarki buczą nieprzerwanie, cysterny polewają ample na latarniach. Duży udział w zazielenianiu miasta mają sami mieszkańcy, zawłaszczający osiedlowe trawniki i przedogródki kamienic. Lubimy zieleń, potrzebujemy jej, więc będziemy ją mieć. Ciągle nam mało fontann i miejsc piknikowych, ławeczek w krzakach na każdym kroku, podwórkowych trawników dla dzieci. Dla mnie niedoścignionym wzorem są miasta Holandii, w których w miejscu brakującej płytki chodnikowej momentalnie wyrasta bujny, kwitnący ogród.

83


projektowanie na miarę

klub Wasabi, ul. Kolumba, Szczecin proj.: Olga Sietnicka (BLOOGARDEN), sala klubowa (2009), sala restauracyjna (2010), mała sala „Loft” (2011), skrzydło konferencyjne (2012), skrzydło galerii (2013)

fot.: Paulina Włodarczyk

na stronie obok:

lat poprzednich? Nie mam tu na myśli nowo powstałych budynków, których nie sposób nie zauważyć, tylko raczej kierunek rozwoju miasta, udział mieszkańców w tworzeniu wartości przestrzennych, partycypację społeczną w dziedzinie architektury czy urbanistyki. OS: Mieszkańcy Szczecina powoli uczą się, że miasto należy do nich i mogą o nim decydować. Zaczęliśmy od rzeczy najprostszej, od dbania o to, co swoje własne — od prywatnych domów i ogrodów. Tam, gdzie połączyliśmy się we wspólnoty, zaczęły powstawać zadbane podwórka, bramy i korytarze. W międzyczasie oswoiliśmy wiele przestrzeni publicznych, w tym parków, placów i osiedlowych zieleńców. Zaczęliśmy się dopominać o równe chodniki, wygodne skrzyżowania i działające toalety publiczne na nowych bulwarach. Dyskutujemy nad zasadnością instytucji rowerów miejskich w sytuacji braku sieci ścieżek rowerowych w centrum miasta. W ogóle coraz głośniej i coraz szerzej dyskutujemy. Na przykład nad zjawiskiem byłej gwarnej, ludnej i lubianej alei Kwiatowej, opustoszałej po architektonicznej modernizacji i nad tym, jak ją przywrócić miastu, nie posuwając się do sztucznych zabiegów przymusowego organizowania na niej miejskich rozrywek. Boimy się na zapas, na przykład, czy skatepark nad muzeum „Przełomy” zadziała? Zajmujemy się przede wszystkim tym, co nam doskwiera na co dzień, co jest najbliżej nas, ale to najbliżej stopniowo się poszerza. Powstają takie miejsca jak Ogród Kany i mniej lub bardziej formalne

84

stowarzyszenia zajmujące się ratowaniem starych posadzek lub śladów dawnego rzemiosła. Razem biegamy, razem wylegujemy się na parkowych trawnikach, razem jemy ostatnie kromki chleba ze starej likwidowanej piekarni i jesteśmy coraz bardziej skłonni do współpracy. Wartości przestrzenne i partycypacja społeczna to dla nas bardzo górnolotne sformułowania, nie do końca zrozumiałe, podobnie jak niejasna jest polityka miasta. W gruncie rzeczy, liczymy na to, że architekci, urbaniści, urzędnicy i politycy okażą się naszymi dobrymi sąsiadami, bo jak dotąd zbyt często dzieliliśmy się na „my”i „oni”, stojących po przeciwnych stronach spraw do załatwienia. MT: Razem z Anną Kobyłką zaprojektowałyście kawiarnię Cafein przy centrum handlowym Kaskada. Jaka jest główna idea projektowa tego miejsca? OS: Rozpoczęłyśmy pracę nad Cafein w momencie, gdy Sabina — właścicielka kawiarni szukała projektanta, który rozwinie koncepcję przygotowaną przez innego architekta. To miała być biała kawiarnia. Nam udało się przekonać Sabinę do pomysłu na niepowtarzalność, odmienność, na wyróżnienie się z tła. Białe wnętrza są teraz popularne, jest ich bardzo dużo i, prawdę mówiąc, czasami trudno je od siebie odróżnić. Pomysł na „kolor na kolorze” nie był szczególnie trudny do przeforsowania, ponieważ Sabina świetnie czuje się z kolorami, zresztą sama zaprojektowała piękne logo Cafein, wszystkie napisy i wiele barwnych detali. To był jeden

projekt Cafe Pravda oraz kontynuacja w postaci kawiarni i bistro Kro Kafe, ul. Wielka Odrzańska, Szczecin Podzamcze proj.: Olga Sietnicka (BLOOGARDEN), 1999, zmiana na Kro Kafe, 2013

z przykładów na udaną i bardzo owocną współpracę inwestorki z projektantkami. Pasiastą kompozycję narzuciło samo wnętrze, a raczej możliwości jego sensownego i praktycznego zaadaptowania dla potrzeb kawiarni: duża, prostokątna sala z długą witryną wzdłuż ulicy, poszukiwanie miejsca na jak najdłuższy, wygodny bar. Paski pomogły utrzymać porządek w zalewie barw, zresztą same kolory również poddałyśmy rygorystycznej dyscyplinie, ograniczając je do zestawu sześciu owocowych i kwiatowych, energetycznych odcieni — żonkila, mandarynki, fuksji, hiacyntu, turkusu i limonki. Nie było łatwo utrzymać taki ostry rygor barw, brakowało nam gotowych rozwiązań — w tej chwili jest o wiele większy niż dwa lata temu wybór kolorowych materiałów wykończeniowych i gotowych mebli utrzymanych we współczesnych, pogodnych oraz lekkich odcieniach. Pomocny okazał się pomysł Sabiny na wykorzystanie vintage’owych mebli z jej kolekcji — dobrałyśmy krzesłom i fotelom nową tapicerkę, tych samych tkanin użyłyśmy też do wykończenia stałych lóż w mniejszych salach. Kolejnym krokiem była decyzja o wykonaniu nietypowej zabudowy długiego baru jako zestawu prostych, lakierowanych mebli w kolorze żonkila i fuksji. Zaprojektowałyśmy również komplet kolorowych stołów i stolików z lakierowanymi blatami oraz turkusowe, stalowe schody z antypoślizgowymi „cafeinkami”. Szukałyśmy prostych geometrycznych form, z rozmysłem unikałyśmy wzorów. Detale wykończeń konsekwentnie podporządkowałyśmy ogólnej kolorystyce, architektura & biznes 92014


a Sabina kontynuowała zabawę, starannie dobierając wszystkie elementy wyposażenia kawiarni. W konsekwencji wszystko pasuje do wszystkiego, co ułatwia zmianę aranżacji kawiarni zależnie od pór roku, upodobań klientów i pomysłów właścicielki.

pustaków i żelbetowego konstrukcyjnego słupa z podciągiem został wpisany przez właścicieli obiektu do nowej umowy najmu). Na zdjęciach widać, jak przez lata zmieniały się detale wystroju, nadążając za aktualnymi tendencjami. Niedługo po otwarciu pierwszej powstały jeszcze dwie Pravdy w Poznaniu. Były adresowane do tej samej grupy odbiorców, oferowały tę samą kuchnię fusion i miały być takie same jak pierwowzór, surowe i betonowe, a zyskały nieco odmienny charakter dzięki indywidualnym cechom wnętrz i ograniczeniom organizacyjnym. Do Pravdy II zabudowę baru przy wieźliśmy w prefabrykowanych elementach ze Szczecina, w Pravdzie III również nie zaryzykowaliśmy czasochłonnego wylewania elementów żelbetowych na miejscu i bar powstał z betonowych bloczków fundamentowych. Z kolei w pomieszczeniach klubu Wasabi niewiele było do „zaprojektowania”. Uznałam, że poetykę surowego postindustrialnego budynku starej cynkowni wystarczy tylko podkreślić i na tle ceglanych ścian ustawiłam jasne sofy i zawiesiłam jasne zasłony-ekrany, łapiące kolorowe światło z reflektorów. Do sali restauracji zaprojektowałam stalowe meble, a do sali klubowej długi szklany bar. Ostatnio udało mi się uratować przed zdrapaniem barwną mapę z kolorowych plam starej farby w pomieszczeniach przeznaczonych na galerię. Architektura wnętrza kawiarni, bistro czy klubu jest tylko jednym ze składników budującym jego sukces, na równi z serwisem gastronomicznym i nastrojami, które przynoszą ze sobą goście. Bardzo miło jest być częścią takiej skomplikowanej układanki. Cieszę się, że moje wnętrza są lubiane, a inwestorzy wracają do mnie z kolejnymi zleceniami. Czasem nie dostaję pozwolenia na opublikowanie zdjęć mieszkania lub domu, którego wnętrza zaprojektowałam — wtedy wiem, że dom stał się miejscem intymnym i bardzo osobistym, że został zaprojektowany na miarę. MT: Dziękuję za rozmowę. rozmawiała: Małgorzata Tomczak fot.: © Olga Sietnicka (BLOOGARDEN)

fot.: Radosław Kurzaj

MT: Zaprojektowałyście autorską kawiarnię z wyszukanym dizajnem. Czy takie miejsca, które powstają przy centrum handlowym mają szanse zgromadzić stałą, związaną z miejscem klientelę, czy raczej obsługują przypadkowych zakupowiczów, oferując im jednak inną niż sieciowa estetykę? OS: Centra handlowe przygotowują swoją ofertę dla średniego statystycznego zakupowicza i świetnie się w nich sprawdzają wszystkie sieciówki, które konsument dobrze zna i do których wchodzi jak do domu, gdziekolwiek na świecie by ich nie spotkał. Natomiast kawiarnie autorskie są z założenia niepowtarzalne, adresowane do konkretnego specyficznego odbiorcy poszukującego miejsca o wyrazistym klimacie. To są wnętrza niespodzianki, zaskakujące w trakcie pierwszej wizyty. Obie te oferty świetnie się wzajemnie uzupełniają, a współczesne miasto domaga się różnorodności. Oczywiście, pomiędzy familiarnymi sieciówkami a unikatowymi wnętrzami autorskimi jest mnóstwo miejsca na inne propozycje. Cafein pomimo swojej odmienności (a może dzięki niej?) zgromadziło sporą grupę stałych bywalców. W 2013 roku kawiarnia zdobyła niemal trzy i pół tysiąca głosów w internetowym plebiscycie „Ale lokale!” portalu Domosfera.pl, zyskując tym samym drugie miejsce w konkursie na najlepszy polski lokal. To ogromna liczba wiernych klientów jak na niszowy projekt. A na przełomie 2013 i 2014 roku kawiarnię zaprezentowało wiele portali wnętrzarskich i dizajnerskich na całym świecie — od Chin i Korei, przez Bliski Wschód i całą Europę, aż po obie Ameryki. Bardzo miło było zobaczyć zdjęcia Cafein na portalu Designboom, albo na stronach brazylijskiego Vogue’a. Okazało się, że odmienność może być sporym atutem.

MT: Jesteś też autorką innych słynnych, wręcz kultowych barów i kawiarni szczecińskich. Czy przestrzeń, która z założenia służy spotkaniom, imprezom projektujesz w jakiś specjalny sposób? Przy czym nie pytam tylko o estetykę, która może być w zależności od zapotrzebowania różna, ale sposób pracy z przestrzenią? OS: Mam sporo szczęścia do inwestorów z jasno sprecyzowanymi wizjami przyszłych zamierzeń i zwykle już na początku wiadomo, do jakiego typu odbiorcy adresowany jest lokal, jaki ma być jego program, charakter, czasami nawet menu. Do tego dostaję duży kredyt zaufania i mogę polegać na mojej ulubionej metodzie słuchania podpowiedzi, jakie podsuwa samo miejsce — proporcje pomieszczeń i ich wzajemne zależności, ilość i kierunek naturalnego światła, zastane materiały, widoki z okien, a nawet nastrój okolic y. Pod kreślam to, co uważam za interesujące, uzupeł niam braki, czasami uw ypuklam sprzeczności — szukam charakterystycznego klimatu, czegoś szczególnego, wyjątkowego. Unikam tworzenia przestrzeni hierarchicznych, szukam otwartości, niejednoznaczności i niedopowiedzenia. Uważam, że wnętrza powinny być tłem dla ludzkiej aktywności, elastyczną scenografią. „Styl” pojawia się na końcu, jako rezultat wcześniej podjętych decyzji, i zwykle jest indywidualny, a samo wnętrze niepowtarzalne. W kawiarniach, bistrach i klubach mogę sobie pozwolić na wyrazistość, tutaj wnętrze może krzyczeć — klienci wybierają takie lokale głównie dla ich specyficznego klimatu. Wnętrza publiczne, nad którymi pracuję „dobrze się przyjmują” i zyskują grona stałych bywalców, niektóre z nich trwają przez lata, pomimo charakterystycznej dla naszych czasów, zamierzonej wręcz zmienności świata. Dobrym przykładem jest Kro Kafe, kontynuacja otwartej w 2000 roku na szczecińskim Podzamczu Cafe Pravda (w ymóg zachowania baru z surowego żelbetu z długim lustrem w prostej drewnianej ramie, surowych ścian z widoczną fakturą

architektura & biznes 92014

85


Biuro Projektowo-Inżynierskie Redan rok założenia: 2003; właściciele: Adam Borkowski, Michał Czasnojć, Grzegorz Kamiński i Łukasz Mroczek; wybrane realizacje: Muzeum Techniki i Komunikacji (Szczecin); modernizacja zaplecza lądowego portu rybackiego w Kołobrzegu; Skwer im. Janiny Szczerskiej (Szczecin); szczególne osiągnięcia: I miejsce w konkursie realizacyjnym na zagospodarowanie terenów przyległych do Odry w Nowej Soli (2004 r.), tytuł Modernizacja Roku 2010 za projekt Muzeum Techniki i Komunikacji w Szczecinie, I miejsce w konkursie Towarzystwa Urbanistów Polskich w 2010 r. na najlepszą przestrzeń publiczną za projekt Skweru im. Janiny Szczerskiej w Szczecinie, I miejsce w konkursie na projekt wystawy stałej Centrum Dialogu Przełomy, Oddział Muzeum Narodowego w Szczecinie (2013 r.)

zajezdnia sztuki O projekcie Muzeum Techniki i Komunikacji Miejskiej w Szczecinie, a także o szczecińskiej architekturze i urbanistyce w ogóle opowiada Michał Czasnojć, architekt z Biura Projektowo-Inżynierskiego Redan.

86

architektura & biznes 92014


Dorota Wantuch-Matla: Wobec jakich wyzwań projektowych stanął Pan wraz ze współpracownikami w pracach nad projektem adaptacji nieużytkowanych zabytkowych budynków dawnej zajezdni tramwajowej na Muzeum Techniki i Komunikacji Miejskiej? Michał Czasnojć: Największym wyzwaniem, zwłaszcza na samym początku projektowania, był brak jakichkolwiek wytycznych co do ekspozycji, jej charakteru, czy choćby liczby eksponatów. Było jedynie wiadomo, że będzie to kilka zabytkowych tramwajów i bodajże jeden autobus komunikacji miejskiej. Wiadomo było, że trzeba przewidzieć zaplecze naprawczo-remontowe dla pojazdów szynowych oraz utrzymać częściowo sprawną trakcję tramwajową, zwłaszcza na placu przed zajezdnią. W pierwszych miesiącach projektowania, czyli w drugiej połowie 2005 roku, nie istniała jeszcze instytucja kultury pod nazwą Muzeum Techniki i Komunikacji, co powodowało, że trudno było mówić o jakimś skonkretyzowanym programie funkcjonalnym dla części pozaekspozycyjnej. Kolejnym problemem projektowym od samego początku były ograniczenia budżetu inwestycji nałożone przez inwestora — Miasto Szczecin. Wiązało się to głównie z urealnieniem możliwości uzyskania dotacji w ramach tzw. Funduszy Norweskich. Oczywiście, później trochę sztucznie nałożone ograniczenia zeszły na dalszy plan. Stricte projektowymi problemami, jak zwykle w przypadku obiektów zabytkowych adaptowanych do nowych funkcji, było spełnienie wymogów ochrony przeciwpożarowej, a także szereg problemów w zagospodarowaniu działki — odległości od granic, odległości między budynkami, zapewnienie odpowiedniej ilości miejsc postojowych itp. Poważnym problemem był długi okres pomiędzy rozpoczęciem prac projektowych w 2005 roku a rozpoczęciem robót budowlanych — dopiero w 2009 roku. W tym okresie stan techniczny nieużytkowanego obiektu uległ znaczącemu pogorszeniu. DW-M: Realizacja projektu Zajezdni Sztuki wpisuje się w strategię Lokalnego Programu Rewitalizacji Obszarów Miejskich przyjętego przez Radę Miasta Szczecina w 2005 roku. W których miejscach Szczecina drzemie, według Pana, największy potencjał rewitalizacyjny i dlaczego? MCz: Do lat 90. XX wieku Szczecin był miastem o charakterze głównie przemysłow ym. Lata transformacji ustrojowej przyniosły, niestety, upadek większości dużych zakładów, co pozostawiło wyraźny ślad w strukturze społecznej architektura & biznes 92014

miasta. Pozostały także wielkie obszary poprzemysłowe, zwłaszcza zlokalizowane wzdłuż Odry w lewobrzeżnej części miasta i na Międzyodrzu. Obecnie najwięcej uwagi skupia się na działaniach rewitalizacyjnych na wyspie Łasztownia, gdzie pojawiają się pierwsze budynki realizowane przez inwestorów prywatnych, w tym także obejmujące rewitalizację zabytkowej zabudowy poprzemysłowej. Moim zdaniem, największy potencjał rewitalizacyjny posiada teren dawnego portu wolnocłowego. Jest to oddany do użytku w 1898 roku obszar wpisany do rejestru zabytków wraz z akwenami Basenów Zachodniego i Wschodniego, obejmujący zespół magazynów portowych wraz z wyposażeniem, a także budynków pomocniczych, takich jak kuźnie, warsztaty czy kotłownia. Teren ten w dalszym ciągu znajduje się we władaniu Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście S.A., jednakże działalność przeładunkowo-składowa realizowana jest tu w niewielkim stopniu. Biorąc pod uwagę, że w ostatnich latach ZMPSiŚ wybudował nowe nabrzeża wraz z infrastrukturą przeładunkowo-składową oraz że zamierza dalej inwestować w rejonie Ostrowa Grabowskiego, utrzymywanie funkcji portowych w zabytkowym obszarze nie ma sensu ekonomicznego. Niemniej jednak budynki są w dobrym stanie technicznym i jest tam pełna infrastruktura mediów. Jest to idealny obszar dla funkcji miejskich, przy znaczącym udziale mieszkalnictwa. Długa linia nabrzeży pozwala doskonale przystosować ten obszar dla potrzeb jachtingu, żeglugi pasażerskiej czy innych form rekreacji i sportów wodnych. Pozostałe bardzo rozległe obszary poprzemysłowe mają mniejszy

potencjał z uwagi na peryferyjne położenie. Ich szansą jest raczej rewitalizacja funkcji przemysłowych w oparciu o nowe technologie i dostęp do akwenów żeglugowych, co jest bardzo często znaczącym atutem przy lokalizacji inwestycji o charakterze produkcyjnym. Wielkim problemem jest olbrzymi obszar upadłej Stoczni Szczecińskiej, gdzie samorzutnie odradzają się różne inicjatywy o charakterze parastoczniowym czy związanym z produkcją konstrukcji stalowych. Wszystko na bazie pozostałej infrastruktury przemysłowej. Brak jednak skoordynowanego planu działania, co może skutkować nieprzemyślanymi decyzjami głównie o charakterze majątkowym, które mogą zablokować na długie lata procesy rewitalizacji tego obszaru. Na pewno wielki potencjał rewitalizacyjny posiada unikalne jak na polskie warunki śródmieście z kilkudziesięcioma kwartałami zabudowy kamienic wzniesionych na przełomie XIX i XX wieku. Dotychczasowe zorganizowane próby rewitalizacji podejmowane od połowy lat 90. XX wieku nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Jest to ogromny obszar i trudno oczekiwać, że cały zostanie objęty rewitalizacją. W kilku kluczowych obszarach toczą się procesy rewitalizacyjne, lecz, niestety, ich zakres często jest nie wystarczający, aby zmienić oblicze śródmieścia. DW-M: Działalność biura projektowego Redan obejmuje również projekty zagospodarowania przestrzeni publicznych, parków i terenów zielonych. Jakim miastem jest Szczecin pod tym względem, jaka jest jego przestrzeń publiczna?

Muzeum Techniki I Komunikacji „Zajezdnia Sztuki” ul. Niemierzyńska 18a, Szczecin INWESTOR Gmina Miasto Szczecin PROJEKT Biuro Projektowo‑Inżynierskie REDAN AUTORZY Bożena Tyszka, Paweł Zaremba KONSTRUKCJA Bayer Projekt GENERALNY WYKONAWCA Erbud POWIERZCHNIA — działki: 7 470 m2 — zabudowy: 4 064 m2 — użytkowa: 4 581 m2 KALENDARIUM — projekt: 2005–2006 — realizacja: 2009–2010

87


zajezdnia sztuki

rzut parteru

MCz: Szczecin odziedziczył po niemieckich gospodarzach świetnie zaprojektowaną, zorganizowaną i utrzymaną przestrzeń publiczną. Przez okres PRL-u udało się w większości przypadków ten stan podtrzymać. Przestrzeń publiczna, a zwłaszcza rozległe tereny zielone, czynią miasto unikalnym na tle Polski. Brak przysłowiowego „serca miasta” rozumianego jako centralny plac miejski, tzw. rynek główny, dla dawnych mieszkańców nie stanowił problemu, gdyż miasto rozwijało się po 1871 roku (kasacja twierdzy i początek rozbiórki fortyfikacji nowożytnych) równolegle w wielu obszarach, włączając stopniowo pobliskie wsie, obecnie stanowiące dzielnice Szczecina. Zaprojektowano system szerokich wysadzanych drzewami alei łączących poszczególne części miasta. Było to niezbędne, gdyż oprócz rozwijającego się dynamicznie przemysłu Szczecin był dużym i ważnym garnizonem. Zachowany do dziś układ alei, ulic i placów miał ułatwiać ruchy wojsk pomiędzy koszarami, placami ćwiczeń, a ponadto miał być miejscem uroczystych parad i defilad. To on wraz z kilkoma dawnymi cmentarzami przekształconymi w parki jeszcze przed II wojną światową, a także Jasne Błonia, zlokalizowane za urzędem miejskim — współtworzą dziś główny trzon tutejszej przestrzeni publicznej. System ten wiąże śródmieście z dzielnicą willową Pogodno oraz położoną na północ strefą lasów miejskich przechodzących płynnie w kompleks Puszczy Wkrzańskiej. Tworzy to bardzo ciekawy i zróżnicowany obszar stanowiący podstawowe zaplecze rekreacji i wypoczynku szczecinian. Poszczególne obszary w tej strefie są różnie zagospodarowane, niemniej całość stanowi bardzo interesujący kompleks, na terenie którego znajdują się kąpieliska, stawy, planowany jest ogród botaniczny i szereg drobniejszych funkcji. Niestety póki co, brak całościowej koncepcji, takiego swoistego „masterplanu”, który by skoordynował i zweryfikował wszystkie pomysły i inwestycje planowane w tej lokalizacji. Ponadto na prawobrzeżu znajdują się obszary lasów miejskich wchodzące w skład dwóch innych Puszcz

88

— Goleniowskiej i Bukowej. Tu także koncentruje się aktywność rekreacyjna. Puszcza Goleniowska to kompleks lasów sosnowych o dość monotonnym charakterze, stanowiący najbliższy obszar grzybobrania. Puszcza Bukowa to bardzo atrakcyjny i zróżnicowany krajobrazowo i przyrodniczo obszar objęty ochroną w formie parku krajobrazowego. Tu także jest znaczny potencjał jeśli chodzi o możliwość rozbudowy infrastruktury turystyczno-edukacyjno-rekreacyjnej, zwłaszcza wokół urokliwego Jeziora Szmaragdowego. DW-M: Jak miasto Szczecin funkcjonuje współcześnie w relacji z Odrą, jakim zmianom ulega ta relacja? MCz: Odbudowa miasta ze zniszczeń wojennych, a zwłaszcza radykalna zmiana układu komunikacji, czyli powstanie arterii nadodrzańskiej i późniejszej Trasy Zamkowej, skutecznie odcięła Szczecin od Odry. W tamtych realiach nie było jednak mowy o rozwijaniu aktywności związanych z wodą, nikt też nie myślał w kategoriach atrakcyjności obszarów nadwodnych jako przestrzeni publicznej, czy też atrakcyjnego miejsca do mieszkania. Funkcje reprezentacyjne, miejsce uroczystości oraz imprez masowych pełniły (i dalej pełnią) Wały Chrobrego, wzniesione przed stu laty jako reprezentacyjny fragment miasta, z kilkoma monumentalnymi gmachami. Pozostałe obszary nadwodne nie były dostępne dla mieszkańców — port strzeżony jak granica państwa, stocznie oraz inne zakłady przemysłowe. Dopiero rozpoczęcie odbudowy Podzamcza w latach 90. uruchomiło dyskusje o powrocie miasta nad Odrę. Musiało minąć sporo lat, aby cokolwiek w tej kwestii zaczęło się dziać. Na początku XXI wieku zaczęły pojawiać się pierwsze inicjatywy zbliżania miasta do Odry, zwłaszcza związane z zagospodarowaniem Miedzyodrza położonego naprzeciw Starego Miasta, w którego obręb wchodzą wyspy: Łasztownia, Grodzka, Kępa Parnicka, Zielona. Niestety w oczach ówczesnych władz tematyka ta nie wydawała się istotna. Dopiero około 2006 roku rozpoczęto

pierwsze prace projektowe, w których, nawiasem mówiąc, uczestniczyło BPI Redan, nad przebudową Bulwaru Piastowskiego i Gdyńskiego. Wkrótce uchwalono dla obszaru portu plan miejscowy, który stworzył ramy prawne do inwestowania w tym rejonie w funkcje inne niż portowo-przemysłowe. Rozpoczęto też porządkowanie spraw własnościowych. Miasto przejęło teren od Zarządu Portu. Wkrótce ogłoszono też konkurs na budynek Muzeum Fal — Muzeum Morskiego na Łasztowni. W dalszej kolejności powstał budynek biurowo-usługowy Lastadia nieopodal siedziby Izby Celnej. W 2013 roku otwarto natomiast Bulwary — Piastowski i Gdyński, które szybko zyskały aprobatę mieszkańców i stały się miejscem spacerów i wypoczynku. Pojawiły się także śmiałe pomysły radykalnej przebudowy, a właściwie likwidacji arterii nadodrzańskiej na odcinku od mostu kolejowego do Trasy Zamkowej, tak aby możliwe było wprowadzenie nowej zabudowy w linii niegdyś istniejącej wzdłuż Odry. To jednak bardzo kosztowne przedsięwzięcie. Na razie Miasto Szczecin planuje budowę nowego mostu wraz z linią tramwajową na Łasztownię. Nowa przeprawa ma powstać w miejscu istniejącego do 1945 roku mostu Kłodnego. Jest to działanie niezbędne, aby mówić o kompleksowym zagospodarowania Międzyodrza. W pobliżu powstaje port jachtowy na Wyspie Grodzkiej wraz z mostem zwodzonym na Łasztownię. Trwa rewitalizacja jednego z zabytkowych obiektów starej rzeźni na centrum biznesowo-kulturalne. Niestety, z uwagi na kryzys nie widać kolejki inwestorów chętnych do lokowania swojego kapitału w tym atrakcyjnym i pięknym miejscu. Tak więc, na razie są to działania finansowane z sektora publicznego bądź realizacje rozpoczęte kilka lat temu. Niemniej jednak dla obecnych władz miasta działania związane z powrotem miasta nad Odrę mają charakter priorytetowy i stały się podstawą kreacji marki Szczecina — Floating Garden 2050, co mimo wielu kontrowersji stanowi jednak logiczny i nieodwołalny proces, jak zresztą w wielu innych miastach Europy. Trudno powiedzieć ile to potrwa. Na pewno nie będzie to mierzalne kalendarzem wyborczym… DW-M: Na przełomie ubiegłego i bieżącego roku szczeciński SARP promował wystawę zatytułowaną „Współczesna architektura Szczecina”. A co ze szczecińskim dziedzictwem architektury modernizmu, co w tym obszarze jest tu wartościowego i czy owo dziedzictwo jest, Pańskim zdaniem, wystarczająco pielęgnowane? MCz: Dziedzictwo modernizmu jest powszechnie niedoceniane, budzi zresztą niechęć u przeciętnego Kowalskiego. W Szczecinie realizacje modernistyczne pojawiają się pod koniec lat 50. i dość dobrze i trwale wpisują się w krajobraz miejski. Dopiero na początku lat 70. powstają kilkunastokondygnacyjne bloki w pierzejach XIX-wiecznych kamienic, burząc harmonijnie zaprojektowane śródmieście. Oczywiście, na peryferiach powstały liczne osiedla z wielkiej płyty, ale to przecież w żaden sposób nie odróżnia Szczecina od innych miast w Polsce. Tym co go natomiast wyróżnia jest kilka osiedli powstałych na przełomie lat 50. i 60. w śródmieściu, architektura & biznes 92014


zwłaszcza osiedle Stare Miasto. Ten obszar niemal całkowicie zniszczony w wyniku nalotów alianckich, odbudowany został przy zachowaniu historycznej siatki ulic, a nawet brukowanej nawierzchni. Zdecydowano się na zachowanie nielicznych obiektów sprzed 1945 roku, w tym tak wizerunkowo znaczących, jak Zamek Książąt Pomorskich, Ratusz Staromiejski czy znacznie później, w latach 70., kościół św. Jakuba (obecnie bazylika archikatedralna). Powstała wówczas zabudowa swoimi gabarytami nawiązuje do historycznej, posiada dwuspadowe dachy, jednak w większości miejsc nie jest zlokalizowana w dawnych liniach zabudowy, tyko dość swobodnie. Takie rozwiązanie urbanistyczne skutecznie uniemożliwia jakiekolwiek działania ożywiające przestrzeń wewnątrz Starego Miasta, które do dziś pełni funkcje głównie osiedla mieszkaniowego. Nieliczne knajpki, sklepiki lokują się raczej na obrzeżach tego obszaru. Tak więc, szczecińskie dziedzictwo modernizmu to zdecydowanie kilka wartościowych realizacji architektonicznych, nie zaś urbanistyka. Za

architektura & biznes 92014

najciekawszy obiekt z tego okresu uważam kino Kosmos — niestety, fatalnie zasłonięte realizowanym obecnie budynkiem biurowo-usługowym, budynek mieszkalny u zbiegu al. Wojska Polskiego i ul. Jagiellońskiej, budynek mieszkalny u zbiegu al. Piastów i ul. Ściegiennego, „Grzybek” Baltony przy ul. Gdańskiej i kilka budynków w rejonie ul. Malczewskiego. Niestety, to dziedzictwo jest niepielęgnowane, gdyż nie ma powszechnej świadomości wartości tej architektur y. Stąd powszechna „styropianoza” i „pasteloza” elewacji, o wymianie stolarki już nie mówiąc. DW-M: Jakim miastem w tym kontekście powinien być zatem Szczecin przyszłości? MCz: Miastem, w którym stale podnosi się jakość życia, które rozwija się wielopłaszczyznowo, w którym nie tylko buduje się obiekty kultury czy rewitalizuje przestrzeń publiczną, ale także powstają miejsca pracy w nowoczesnym przemyśle, usługach opartych na wiedzy i innowacji. Miastem, gdzie dba się o kapitał ludzki,

wspiera lokalną gospodarkę, docenia pożyteczne inicjatywy obywatelskie, gdzie mieszkańcy partycypują w podejmowaniu istotnych decyzji. Szczecin powinien być miastem, które dba o swoje dziedzictwo wszystkich epok, poprzez właściwą promocję, czyniąc z niego jeden z atutów swojego rozwoju. DW-M: Czy myśli Pan, że Szczecin jest już na drodze do realizacji tak optymistycznej wizji rozwoju? MCz: Jest dopiero na samym początku tej drogi. To będzie żmudny i skomplikowany proces. Ważne, aby nie przegapić żadnej potencjalnej szansy na pozyskiwanie funduszy w najbliższych latach, gdyż najlepsze pomysły pozbawione realnego wsparcia pozostają jedynie utopijnymi wizjami. DW-M: Dziękuję za rozmowę. rozmawiała: Dorota WANTUCH-MATLA fot.: © Biuro Projektowo-Inżynierskie Redan

89


procesy i własności Adrian Krężlik rozmawia z…

Tanią Osorio Harp (Tania), Guillermo Gonzálezem Ceballosem (Willy) i Rodrigiem Escandónem Cesarmanem (Alejandro) architektami z Apropiación del Espacio Na dzień przed spotkaniem, w rozmowie telefonicznej powiedzieli mi, że w biurze ich raczej nie zastanę (mimo umówionego terminu). Pewnie będą na budowie, trzy numery dalej — pomyślałem — właśnie kończą kolejną klubokawiarnię. Jak już tam dotarłem, okazało się, że można tam kupić prasę, książki… i rośliny, głównie kaktusy. To kolejny po Café Zena projekt z serii „Espacio libre para hacer cosas” (przestrzeń do działania), który nie tylko przyciąga klientów, ale przede wszystkim słuchaczy licznych spotkań i wykładów. Zanim zaczęliśmy rozmowę, pokazali mi swój kolejny projekt „Muebles para Uso Público” (meble miejskie). W mieście Meksyk każdy, po uiszczeniu odpowiedniej opłaty w urzędzie miasta, może postawić stoliki, krzesła, ławki na ulicy przed swoją własnością, tak długo, jak nie zakłócają one ciągów pieszych. Opłaty z reguły są bardzo wysokie i wynoszą prawie tyle, co czynsz. Z tej furtki chętnie korzystają kawiarnie i bary, a że klimat sprzyja, wiele osób woli pozostać na zewnątrz. Najczęściej jednak lokale nadużywają przepisów i przejście ulicą jest niemożliwe, szczególnie w piątkowe wieczory. Apropiación del Espacio sugeruje przemyślenie tego tematu. Meblują ulice ciężkimi, prostymi betonowymi elementami, które mogą służyć jako stoły, ławki dla mieszkańców okolicy (kilka z nich zawłaszczyli sobie właściciele sklepów, na niektórych rozkładają się uliczni sprzedawcy, oferując nam świeże soki i chińskie zabawki). Siostrzany projekt powstał na ulicach chińskiego miasta Shenzhen w ramach tamtejszego Biennale.

Adrian Krężlik: Jako Apropiación del Espacio istniejecie od 2011 roku, wcześniej nazywaliście się Taller Tiliche. Po opublikowaniu manifestu zmieniliście nazwę i zaczęliście od nowa budować swoją tożsamość i markę. Czy sądzicie, że praca w ryzach manifestu jest łatwiejsza? Przecież zawsze można się do niego odnieść, jeśli ma się jakieś pytania czy wątpliwości. A może jednak trudniejsza, bo nie można przekraczać wcześniej ustalonych granic? Tania: Manifest powinien funkcjonować jako narzędzie, a nie coś, co cię ogranicza. Nie może zamknąć cię w konkretnym stylu czy sposobie projektowania. Powinien raczej zmuszać do ciągłego zadawania pytań i kwestionowania własnej pracy. Willy: Raz wyrażona opinia w manifeście nie jest ostateczna, możemy ją zmieniać. Nie musimy się jej kurczowo trzymać. Zwróć uwagę, że manifest, który ogłosiliśmy jest prosty i podstawowy. Praca nad projektem w zespole projektowym jest trudnym i wymagającym zadaniem. Zaczynając od pracy w pracowni, gdzie musimy wypracować kompromisy, aż po pracę z klientem. Odkąd opublikowaliśmy manifest,

90

R O Z M O W Y

A & B

architektura & biznes 92014


na tej rozkładówce: mieszkanie prywatne, Meksyk, 2012

wydaje mi się, że proces ten stał się dużo łatwiejszy. Prawdopodobnie pokazywanie projektu w czterech kolorach ułatwia klientowi czytanie planów. Wydaje się, że jest to bardzo proste rozwiązanie, ale jednak wcześniej nigdy się nad tym nie zastanawialiśmy. Może kiedyś było to trudniejsze albo zwyczajnie droższe, dziś drukowanie planów w czterech kolorach właściwie nie ma wpływu na cenę. Tak naprawdę nikt nie zadawał sobie pytania, dlaczego zawsze drukujemy rysunki czarnym tuszem. Wszyscy od zawsze tak robili i robią. A może to nie jest najlepsze rozwiązanie? Taki sposób, podczas pracy z klientem, nie pomagał nam zrozumieć, co już jest zbudowane, czego jeszcze nie ma, jaka jest

architektura & biznes 92014

nasza propozycja, co ma klient, co będzie musiał kupić a czego jeszcze będzie potrzebował? W pewnym sensie to jest nasz sposób pracy. Jasne, że kolejne propozycje będą tylko zbliżone do efektu końcowego. Ta metodologia pracy wydaje nam się bardzo wygodna, przede wszystkim komunikacja między nami a klientem jest dużo jaśniejsza. Gdy opublikowaliśmy manifest, założeniem było, że nie ma być on za bardzo osobisty i odnosić się jedynie do naszej pracy. Sądzę, że najważniejsze jest to, że mogą się do niego odnosić inni projektanci. Ostatecznie nie należy go rozumieć jako skończonej formy, to raczej sugestia z naszej strony, szczególnie dla studentów architektury czy osób, które chcą przyjąć taką

zmianę. Myślę, że właśnie to jest najtrudniejsze, bo jedynie garstka ludzi jest gotowa na zmiany. Alejandro: Wracając do pytania, fakt że manifest odnosi się do metodologii pracy, a nie do estetyki sprawia, że nie ogranicza nas tak bardzo. Jeśli określałby on na przykład materiały, które będziemy używać w swoich projektach, byłby dużo trudniejszy do realizacji. Albo gdyby mówił, że we wszystkich narożnikach jest zieleń, albo że nie projektujemy kątów prostych. Nie ogranicza on nas w sposób formalny. T: Nasz manifest to jedynie metodologia pracy, od której nie zależy produkt końcowy. Każdy

R O Z M O W Y

A & B

91


procesy i własności

projektant rozwiązuje problemy estetyczne czy formalne na swój sposób i czy zrobi to źle, czy dobrze nie zależy w żadnym stopni od manifestu. AK: Pytam o manifest, bo niewiele jest pracowni, szczególnie dzisiaj, które ogłaszają manifest jako dokument. Owszem, mają swój język, podążają pewną określoną wcześniej ścieżką, ale nigdy nie określają jej w jednym dokumencie. W: To chyba dlatego, że ten sposób pracy jest mi szczególnie bliski. Inni wcale nie muszą tego robić. A: Pewnie w większości mówiłyby one o rozwiązaniach estetycznych sensu stricto. W: Przecież są biura, które wypracowały swój język i metodę pracy czy nawet sposób pracy nad bryłą. Myślę, że manifest to świetny sposób komunikacji, jeśli tylko praca mogłaby mieć wpływ na innych, czy pomagać w rozwiązywaniu konkretnych problemów. A: Manifest również zmusza nas do określenia konkretnych celów i zastanowienia się nad naszą pracą. Pomaga zdefiniować nasze założenia. Najważniejszy chyba jednak jest sam proces pisania tekstu manifestu. W: Nam szczególnie pomaga po zakończeniu projektu jako swego rodzaju refleksja: jak tak naprawdę funkcjonuje przestrzeń przez nas zaprojektowana? Jak sobie ją wyobrażaliśmy, a jak wyobrażali ją sobie mieszkańcy? To dla nas intrygujące, móc zobaczyć wszystkie zmiany jakie zaszły w procesie projektowym. Aby lepiej mieszkanie prywatne, Meksyk, 2012

rewitalizacja kompleksu poprzemysłowego na przestrzenie do pracy dla przemysłu kreatywnego, Anáhuac, Meksyk, 2007–2009

zrozumieć całą drogę projektową, zawsze przeglądamy zdjęcia przestrzeni zastanej, potem przestrzeni pustej… Zawsze wydawało mi się, że najciekawsze byłoby zrobienie krótkiego filmu, na którym moglibyśmy widzieć wszelkie zmiany w projekcie. [śmiech] AK: Frida Escobedo mówi o różnicach pomiędzy ocupar (zajęciem) i apropiar (zawłaszczeniem, przejęciem, zamieszkaniem) przestrzeni. Jak wy, jako Apropiación del Espacio rozumiecie różnice między tymi dwoma działaniami? T: Ocupar po hiszpańsku oznacza nie mniej, nie więcej niż być w danej przestrzeni, ale nie jest to akt w żadnym stopniu osobisty, apropiar natomiast ma wydźwięk osobisty, to ty decydujesz, co będziesz robić z tą przestrzenią. (Krótka dyskusja między wszystkimi, czy chodzi o angielskie czy hiszpańskie ocupar i czy znaczą to samo).

W: Ocupar to czynność tymczasowa, taka, która odbywa się w danym momencie, a apropiar odnosi się do czegoś w dłuższej perspektywie. Zresztą wcześniej zdefiniowaliśmy apropiar jako część procesu, który zaczyna się już na papierze, w czasie projektowania. Kiedy zaczynamy rysować i określać: tu będzie stał fotel, a tam ściana, czy dywan to jest już część i początek apropiar. Ocupar to jedynie czynność chwilowa: zaraz tu będę tańczyć albo czytać. Apropiar nie można zdefiniować jako czynności, raczej jako stan czy proces. AK: W projekcie New Museum w Nowym Jorku mówicie o apropiar czy ocupar? W: W 2013 roku New Museum ogłosiło otwarty konkurs na zagospodarowanie przestrzeni w ramach festiwalu Street Fest, więc trudno było mówić o apropiar od samego początku projektu. Na samym początku propozycja obejmowała cały kwartał śródmiejski, wtedy myśleliśmy o projekcie jako o akcie apropiar. (Sam projekt w ostatnim czasie wyewoluował w „Muebles para uso Público”). Ocupar miało być tu początkiem apropiar. Naszym założeniem było, żeby meble, które zaproponowaliśmy, zostały na stałe po festiwalu i stały się częścią przestrzeni publicznej i żeby mogli ich używać miejscowi sklepikarze czy handlarze uliczni. Myślę, że tu apropiar wynika z ocupar. Ale zazwyczaj, jak wspomniałem wcześniej, jest odwrotnie. To pewnie jeden z błędów, które popełniamy, mówiąc o architekturze, przecież apropiar nie zaczyna się w momencie oficjalnego otwarcia czy przekazania kluczy. W przypadku mieszkań czy domów mieszkańcy zaczynają ten proces dużo wcześniej, jeszcze zanim spotkają się z architektem. Powinniśmy zrozumieć, że to nie jest pierwszy dzień tego miejsca, ale kolejny dzień w procesie apropiar. A: Szczególnie mówiąc o projekcie, o który pytasz, który dzieje się na przestrzeni jednego wydarzenia, gdzie niemożliwe jest zdefiniowanie i ustalenie tego, co się będzie działo, a jedynie ram działania, gdzie nie ma właściwie żadnych ograniczeń, wszystko się może wydarzyć. Mówiąc zaś o projekcie „Muebles para uso Público” fakt, że zrobione są one z betonu, że są proste w swojej formie, że nie wymagają właściwie żadnego utrzymania sprawia, że można je wykorzystać na różne sposoby. W: Jeśli w procesie projektowym nie weźmiemy pod uwagę różnych form ocupar, to kiedy zakończy się już proces budowlany, jest mało

92

R O Z M O W Y

A & B

architektura & biznes 92014


prawdopodobne, że będziemy je mogli wykorzystać w inny sposób. Nie chodzi o określenie skończonej ilości funkcji, jaką może pełnić dana przestrzeń, ale raczej znalezienie ram dla nieskończonej. Na przykład myślenie o muzeum jako skończonej formie jest całkowicie błędne. Bo co się stanie, jeżeli będzie się chciało otworzyć na inne dziedziny? To często sprawia, że takie miejsca powoli zostają opuszczane. AK: Mówimy o tym, że dzisiaj wszystko jest płynne. Trudno określić skończoną funkcję, bo nie ma definicji skończonego. Wszystko jest częścią większego procesu, gdzie możemy jedynie określić punkty w czasie i przestrzeni. T: Ostatecznie szukamy jedynie rozwiązania najbardziej zbliżonego do rezultatu danego etapu. Jasne, że w momencie kiedy mieszkańcy odbiorą klucze i przywiozą swoje rzeczy, zaczną się pierwsze zmiany, a za miesiąc kolejne. Przestrzeń projektu ciągle będzie się zmieniać. AK: Przecież architektura nigdy nie jest aktualna, już w samym momencie myślenia o niej jest przeszłością. W: I to jest najbardziej zadziwiające. Nie wtedy, kiedy otwiera się jakiś budynek, ale w momencie rysowania pierwszej linii zaczyna już opowiadać o przeszłości. [śmiech]

pracując nad projektem, zaczyna od rysownia stołu, dywanu. Najpierw kreśli się ściany czy osie konstrukcyjne. A przecież na samym początku nie znamy jeszcze tylu informacji, które pozwalają na decydowanie o elementach tak trwałych, jak ściany czy stropy. Gdybyśmy w procesie projektowym wzięli pod uwagę jego miękkie elementy, rośliny czy meble, może okazałoby się, że jest więcej sposobów, aby oddzielić od siebie dwie przestrzenie? Jeśli pozwolimy zamieszkać przestrzeń wcześniej, jeszcze w fazie rysunku, rezultat będzie całkowicie inny. AK: Dla mnie to radykalna zmiana podejścia do myślenia o architekturze. Uczono mnie, że osie konstrukcyjne, mury, okna, schody to architektura, a dywany, kwiatki i firanki zostawiamy użytkownikom. I tak zrobią to po swojemu (w domyśle źle). Mówiąc o swojej metodzie, podważacie jedną z najstarszych zasad projektowania. A: Przecież jak zaczynasz projektować, to jeszcze nie wiesz, jak będzie zamieszkane dane wnętrze, nie możesz zacząć od ścian czy osi. Zastanawiające jest, że na wydziałach architektury zamiast pokazywać i wytłumaczyć studentom, jak funkcjonują wnętrza, od razu przechodzi się do rozwiązań formalnych i szuka produktów ostatecznych.

formą. Ostatecznie trzeba przecież sprzedać jakiś produkt! My jednak podjęliśmy wyzwanie o niesprzedawaniu niczego oprócz naszej pracy. I tak jak wspomnieliśmy wcześniej — w żadnej chwili nie będziemy mieli projektu końcowego. T: Często spotykamy się z wątpliwościami, czy przestrzeń może być produktem. Jak spojrzysz na ulicę, widzisz ogłoszenia deweloperów, którzy sprzedają mieszkania jedynie jako produkty, gdy spojrzysz do gazety, zobaczysz zdjęcie wnętrza, a obok opisy z ceną krzesła, lampy i parawanu. Nikt nie tłumaczy, że to wynik jakiegoś procesu. W: Jeśli każdy potrzebuje czegoś do sprzedania czy kupienia, to my zdecydowaliśmy, że będziemy sprzedawać NIC. Jak można sprzedać NIC? Musieliśmy nauczyć się przekonywać naszych klientów, że będziemy im sprzedawać z jednej strony NIC, a z drugiej wolność. [śmiech] T: Powiedzmy raczej, że sprzedajemy naszą metodologię pracy, a nie konkretny produkt. A: Z początku wydaje się to szalone, przecież zatrudniasz architektów, żeby pomogli zbudować ci dom czy muzeum, a oni proponują jedynie metodologię, która prowadzi do kolejnego etapu procesu. AK: Dziękuję za rozmowę.

AK: Walter Gropius powiedział kiedyś, że „proces projektowania pogłębia naszą wiedzę o społeczeństwie, jego historii, wartościach, aspiracjach i zbiorowych marzeniach. Projektowanie jest dowodem na ogromną złożoność przeprowadzenia tego procesu”. Czy uważacie, że jego słowa ciągle są aktualne? Czy dzisiaj proces tworzenia architektury, podobnie jak sztuki lat sześćdziesiątych, jest tak samo ważny, jak sam produkt? W: Musimy zacząć od tego, że nigdy nie ma produktu ostatecznego, ale jedynie moment w czasie.

W: Aż do tego stopnia, że opanowaliśmy zdolność sprzedawania naszej pracy i chyba to, co najłatwiej się sprzedaje, to właśnie bryła. Jeśli nawet nie mamy wystarczającej liczby informacji o projekcie, potrzebach klienta, uwarunkowaniach klimatycznych, zaczynamy myśleć i pracować nad

rozmawiał: Adrian Krężlik — architekt i urbanista, po studiach na Politechnice Łódzkiej zaczął pracę w londyńskim biurze Zahy Hadid; od trzech lat mieszka w Meksyku i współpracuje z Michelem Rojkindem.

fot.: © Apropiación del Espacio

projekt konkursowy na meble miejskie przy New Museum w Nowym Jorku, 2013

T: Jest jedynie przestrzeń, czas i my, którzy spotykamy się w określonym punkcie. W: Nam zawsze bardzo trudno stwierdzić, gdzie kończy się jakiś etap. W tradycyjnej definicji punkt, kiedy kończy się praca architekta, to ten, kiedy oddaje się klucze i kiedy zaczyna się zamieszkiwanie. Mieszkaniec idzie do sklepu meblowego i zaczyna dekorować przestrzeń. Zależy nam na tym, żeby mieszkaniec zaczął rzeczywiście rozumieć przestrzeń, która jeszcze nie istnieje, dlatego staramy się, żeby zaczął on „zamieszkiwać” rysunek architektoniczny na papierze. Pytanie brzmi: jakie możemy dać mu narzędzia, żeby mógł to zrobić? Nie można powiedzieć, że architekt skończył pracę nad projektem tego i tego dnia, tak samo jak nie można powiedzieć, kiedy został on zamieszkany. A: W tym sensie trudno mówić o rezultacie naszej pracy. [śmiech] W: Większość architektów uważa, że ściana jest ważniejsza od stołu. Nie znam nikogo, kto architektura & biznes 92014

R O Z M O W Y

A & B

93


Richard Buckminster Fuller, czyli harmonia istot ludzkich z kosmosem

Wojciech Leśnikowski

W

wieku dwudziestym działało wielu gigantów polityki, nauki, architektury i sztuki. Churchill, de Gaulle, Roosevelt, Adenauer, Le Corbusier, Wright, Gropius, Kahn, Mendelsohn, Mies van der Rohe, Prokofiew, Szostakowicz, Picasso, Oppenheimer, Einstein... to tylko kilka osobistości, które natychmiast przychodzą na myśl. Byliśmy też na Księżycu. Przyszło mi żyć w epoce, która starała się odejść od historii oraz tradycji i znaleźć nowe drogi wyzwolenia twórczego. Widziałem straszne wojny i rewolucje, wspaniałe osiągnięcia i przerażające zniszczenia. Poznałem wielu wielkich ludzi architektury, ale również świata polityki — generała de Gaulle’a, prezydentów Mitterranda i Clintona. Pośród tych doświadczeń zadaję sobie pytanie, kto spomiędzy architektów szczególnie na mnie wpłynął? Na pewno nie był to Le Corbusier, pomimo całego mojego podziwu dla jego geniuszu. Bez wątpienia oddziałali na mnie Mies van der Rohe, wysoki kapłan nowoczesnego klasycyzmu i Louis Kahn, udręczony twórca, starający się praktykować architekturę heroicznych ruin. Niewątpliwie również Jean Renaudie ze swoim fantastycznym talentem twórczym i uwodzącym uśmiechem. Oraz Jean Nouvel. Ale istniał także człowiek, który zdecydowanie pokazał mi, jak należy myśleć w dwudziestym wieku, wybiegając daleko poza utarte przyzwyczajenia i tradycję. Nie był to Europejczyk, czy na wpół Europejczyk, taki jak Kahn. Był to „czysty” Amerykanin — Richard Buckminster Fuller, projektant i wynalazca, popularyzator terminu „Spaceship Earth”. Historię życia tego futurysty, marzyciela i buntownika czyta się jak opowieść filmową: studiował na Harvardzie, skąd został wyrzucony za nieodpowiedzialność i brak zainteresowania studiami; pracował jako robotnik w fabryce mięsa; służył w marynarce wojennej podczas I wojny światowej; doświadczył śmierci swojej ukochanej córki, w rezultacie czego został alkoholikiem i bankrutem; był leczony na depresję, z której wyrwał się po usiłowaniach popełnienia samobójstwa w 1927 roku. Wychodzenie z depresji połączone było z odkrywaniem, na czym

94

W S P O M N I E N I A

I

R E F L E K S J E

polega harmonia naturalna świata i jak można osiągać wielkie rzeczy przy pomocy niewielkich środków. Był to początek jego projektów, takich jak sławny Dymaxion House i, oczywiście, kopuły geodezyjne. W Nowym Jorku utrzymywał się z dawania pogadanek, jak również pracy w restauracji w charakterze dekoratora. Z czasem zaczął wykładać na uczelni, a jego wynalazki znalazły uznanie u wojskowych, co dawało mu zatrudnienie. Stopniowo stawał się także guru tych, którzy wierzą w odnawialne źródła energii czy zieloną architekturę. Poznałem go w tym samym roku, w którym pojawiłem się na Yale. Pamiętam dobrze, że pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem w wielkim centralnym holu szkoły architektury była ogromna kopuła geodezyjna budowana przez studentów z rur aluminiowych i powierzchni plastikowych. Jak się dowiedziałem, był to projekt zakładający przykrycie centrum Nowego Jorku. Przed tą kopułą, pomiędzy studentami, stał gestykulując mały człowiek w czarnym garniturze, białej koszuli, krawacie i wielkich okularach. Charles Moore, który mnie oprowadzał po wydziale powiedział: „oto Bucky Fuller, chodź, to Cię przedstawię”. Słyszałem coś niecoś o kopułach geodezyjnych już we Francji, ale nie wiedziałem, że Fuller miał zamiar przykrywania nimi całych miast. Bucky wyciągnął rękę na powitanie i z wielkim uśmiechem zapytał, skąd jestem. Gdy powiedziałem, że z Polski, odparł „Boże, jak to daleko”. Pomyślałem sobie „co za ironia, że taka odległość wydaje mu się duża, podczas gdy jego projekty zakładają budowanie kopuł nad całymi miastami”, jednak nie miałem czasu tego dłużej roztrząsać. Na kolejne pytanie, co będę wykładać na Yale, odpowiedziałem, że będę prowadził studio projektowania miast megastrukturalnych z użyciem futurystycznych technologii. Wydawał się być zafascynowany. „Tak, tego Yale potrzeba. Tu robią — i rozglądnął się wokół siebie — o! właśnie taką architekturę”. Wskazywał na brutalistyczny budynek byłego dziekana wydziału, sławnego Paula Rudolpha. „Oni dzisiaj nic nie rozumieją — perorował dalej. — Niedługo będziemy na Marsie,

naturalne źródła energii się kurczą, ludzie żyją ponad stan. Ameryka z pewnością zbankrutuje”. Okazało się, że miał rację we wszystkim. Ameryka dzisiaj jest bankrutem ze względu na swoją ogólną nieodpowiedzialność. Ale wtedy nikt jeszcze tego nie mógł sobie wyobrazić za wyjątkiem jego. Dopytywał o moją karierę. Opowiedziałem, że pracowałem z Le Corbusierem, a potem z Renaudie. O Corbu rzekł: „wielki człowiek, ale to już przeszłość”. O Renaudiem: „wielce mnie interesuje, co by się stało, gdybyśmy przykryli te jego osiedla moimi kopułami”. Znajdowałem to wszystko niesłychanie fascynującym i odświeżającym. Szybko zaadaptowałem jego propozycje do projektów w moim przyszłym studio. Problemem, jak się wkrótce okazało, było to, że na Yale tylko studenci japońscy i europejscy garnęli się do takich pomysłów, Amerykanie zaś preferowali studia nad Las Vegas pod kierownictwem Roberta Venturiego. Nasze pierwsze spotkanie zaowocowało drugim — lunchem, w czasie którego zasypał mnie naukowymi formułami, ze zrozumieniem których, ze względu na język i moje nikłe naukowe przygotowanie, miałem wielkie trudności. Niemniej jednak pojąłem ogólny kierunek jego koncepcji: żyjemy w świecie nauki i wielkiej, globalnej technologii — architektura musi również posuwać się w tym obiektywnym i racjonalnym kierunku. Celem powinno być wykorzystanie odnawialnych źródeł energii: światła, wiatru, przypływów morskich, rzek, itd., nie tylko dla typowo architektonicznych efektów formalnych, lecz dla zapewnienia lepszych warunków życia na tej planecie, zabezpieczenia jej przed rabunkiem zasobów naturalnych i dla zapewnienia lepszej harmonii pomiędzy istotami ludzkimi a kosmosem. Zapytałem go, co myśli o Miesie van der Rohe, którego budynków, poza siedzibą przedsiębiorstwa Seagram w Nowym Jorku, jeszcze nie widziałem. Bucky odrzekł: „na właściwej drodze, ale typowy architekt formalista”. Więcej Fullera nie widziałem, bowiem po skończeniu modelu tej kopuły odszedł z Yale. Niemniej jednak echa tej rozmowy pozostały we mnie na zawsze. architektura & biznes 92014


architektura & biznes 92014

95


Szybka budowa hal o wysokiej odporności ogniowej

Inwestycja w halę magazynową lub produkcyjną stanowi dla przedsiębiorcy istotny krok w kierunku rozwoju firmy. Jednak biorąc pod uwagę doświadczenia z pożarów hal, aby ten krok okazał się właściwy należy starannie dobrać materiały i wyznaczyć strefy pożarowe. Zarówno ze względu na bezpieczeństwo ludzi jak i ochronę budynku oraz mienia. Jednym z wariantów gwarantujących wysoką odporność ogniową jest zastosowanie elementów ze zbrojonego betonu komórkowego Ytong. Jest to nowoczesne rozwiązanie dla wznoszenia ścian osłonowych zewnętrznych i wewnętrznych oraz stropów i dachów w obiektach przemysłowych, handlowych, biurowych oraz użyteczności publicznej. Budynki zbudowane w systemie zbrojonych płyt z betonu komórkowego Ytong wyznaczają nowy standard w budownictwie komercyjnym. Powstają w starannie kontrolowanym i dopracowanym procesie technologicznym, z całkowicie naturalnych surowców — wapna, piasku, wody, cementu i środka spulchniającego — pasty aluminiowej. Produkowane są o długości do 8000 mm, wysokości 500–750 mm i grubości: 150; 175; 200; 240; 300 mm.

Zalety elementów ze zbrojonego betonu komórkowego Ytong: • krótki czas montażu konstrukcji ścian, dachów i stropu (dzięki dużym

96

B BI IZ ZN NE ES S

wymiarom, systemowym łącznikom i zawiesiom) • doskonała odporność ogniowa • eliminacja przerw technologicznych na etapie wiązania betonu • brak konieczności wykonywania deskowań i podpór montażowych • mały ciężar elementów, w tym elementów stropowych i dachowych • możliwość bezpośredniego obciążania stropu lub dachu zaraz po zamontowaniu • bardzo dobra izolacyjność termiczna • możliwość wznoszenia ściany o wysokości nawet 20 metrów bez wieńców pośrednich Szybki montaż elementów zbrojonych Ytong to nie tylko obniżenie kosztów robocizny, zmniejszenie kosztów stałych budowy, takich jak utrzymanie zaplecza budowy, wynajem sprzętu, ochrony etc., ale także przyśpieszenie momentu, w którym inwestycja zaczyna przynosić zyski. Statystyki pokazują, że większość firm, które doświadczyły pożaru budynków, już

nigdy nie odzyskało wcześniejszej kondycji finansowej i pozycji na rynku. Pomimo wypłaty odszkodowań, czas potrzebny na odtworzenie majątku spowodował przejęcie rynku przez konkurencję i w konsekwencji często przyczyniał się do upadłości firmy. Odporność ogniowa w przypadku elementów pozbrojonych Ytong została potwierdzona wieloletnim doświadczeniem w stosowaniu ich do budowy centrów logistycznych i dystrybucyjnych, które mają coraz wyższe wymagania dotyczące ochrony przeciwpożarowej. Elementy zbrojone Ytong posiadają klasę reakcji na ogień A1 (są całkowicie niepalne, podczas pożaru nie wydzielają szkodliwych substancji). Ściana o grubości 150 mm podczas pożaru chroni przed rozprzestrzenianiem się ognia przez ponad 6 godzin (EI360)!

Zastosowanie elementów zbrojonych na ściany hal zapewnia bezpieczeństwo nie tylko towarom i znajdującym się w nich maszynom, ale przede wszystkim ludziom przebywającym w halach. Budując halę, warto również pamiętać o izolacji przed gorącym powietrzem latem. Lekkie ściany osłonowe, z uwagi na swoją niską masę akumulacyjną, przyczyniają się do przegrzewania wnętrz latem. Duża bezwładność cieplna elementów zbrojonych Ytong zapewnia utrzymanie stałej, niskiej temperatury zarówno w dzień, jak i w nocy, znacznie zmniejszając koszty eksploatacji hali latem. Jest to szczególnie istotne, gdy w hali przebywają ludzie lub przechowywane są produkty wrażliwe na działanie wysokiej temperatury.

Więcej informacji o ścianach osłonowych z betonu komórkowego można znaleźć w zeszycie technicznym „Elementy zbrojone Ytong” dostępnym na stronie www.ytong-silka.pl. Zachęcamy Państwa do kontaktu z nami w celu porozmawiania o możliwości realizacji konkretnej inwestycji z wykorzystaniem elementów zbrojonych Ytong. Nasi Doradcy Techniczni są do Państwa dyspozycji pod numerem telefonu 801 122 227.

www.ytong-silka.pl architektura & biznes 92014


Pożyteczny minimalizm Coraz częściej budynki biurowe, a niekiedy też użyteczności publicznej buduje się z założeniem, że poszczególne kondygnacje będą dopiero później dzielone na pomieszczenia. Każdy najemca może na swojej przestrzeni zorganizować pokoje czy stanowiska dla pracowników zgodnie z własnymi potrzebami. Najłatwiejszym sposobem podzielenia przestrzeni są tzw. lekkie ścianki działowe, w których metalowy szkielet jest z dwóch stron zakryty płytami gipsowo-kartonowymi. Jednak takie konstrukcje uniemożliwiają dotarcie światła dziennego do miejsc położonych dalej od ścian zewnętrznych budynku i znajdujących się w nich okien. Dlatego też umieszcza się w nich przeszklenia. Jeśli zachodzi taka potrzeba — mogą to być szyby ogniochronne.

Biurowa transparentność Marka Polflam przygotowała przeszklenia ogniochronne w systemie BR, których montaż nie wymaga stosowania jakichkolwiek ram czy słupków. Odporne na ogień szyby montuje się bezpośrednio w ścianach, które mogą być wykonane z dowolnego materiału. Są to zatem np. przegrody murowane, ściany żelbetowe, czy tak lubiany ostatnio przez architektów wnętrz tzw. beton architektoniczny, wyglądający jak surowa ściana i chętnie stosowany we wnętrzach industrialnych. System BR może być także montowany w lekkich ścianach działowych, chociaż specjalnie do takiego rodzaju przegród zaprojektowany został całkowicie inny produkt. System bezramowy nie tylko jest bardzo estetyczny, ale także pozwala zwiększyć powierzchnię przeszkleń, co może być niezwykle przydatne. Deweloperzy, właściciele budynków komercyjnych, najemcy i wreszcie architekci projektujący wnętrza mogą korzystać z przeszkleń o wysokości do 3 m, czyli sięgających niemal na całą wysokość pomieszczeń. Wielkość pomieszczeń także może być bardzo duża, bowiem poszczególne szyby — o szerokości do 1,5 m — zestawia się na styk w przeszklenie o dowolnej długości. W miejscach połączeń należy tylko nałożyć pasmo silikonu, a spoinę można zakryć eleganckim, wąskim profilem aluminiowym (o szerokości 30 mm). Przegrody o odporności EI 30 i grubości 30 mm lub odporności EI 60 oraz grubości 35 mm mogą być wykonane z szyb płaskich oraz giętych. Są całkowicie przezierne, jest

W systemie bezramowym BR szyba jest osadzona bez użycia profili architektura & biznes 92014

także możliwość wykonania ich w dowolnych kolorach z palet RAL i NCS. Warto dodać, że farby nakładane są bezpośrednio na szybę ogniochronną, bez konieczności stosowania dodatkowej tafli szkła.

System BR od kuchni Ogniochronne przeszklenia bezramowe BR tkwią stabilnie w ścianie dzięki odpowiednim elementom montażowym. Izolacyjność ogniową zapewniają niepalne klocki chłodzące umieszczone pod szybami oraz taśma pęczniejąca pod wpływem wysokiej temperatury, naklejana wokół przeszklenia. Te istotne dla odporności na ogień, chociaż niekoniecznie bardzo piękne elementy można zakryć dekoracyjnymi listwami gipsowymi lub kątownikami aluminiowymi. System BR umożliwia wykonywanie dużych przeszkleń, których nie zmniejszają ramy. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż stosując takie rozwiązanie nie trzeba przy obliczaniu odporności przegrody brać pod uwagę jeszcze jednego elementu, czyli ram. System o prostej, wręcz minimalistycznej konstrukcji nie tylko pozwala zapewnić większy dostęp światła do pomieszczeń, jest estetyczny i tańszy od rozwiązań ramowych, mniejsza jest też waga całej przegrody. Ogniochronność w klasach EI 30 oraz EI 60 w zupełności wystarcza do większości zastosowań. Szyba, która opiera się działaniu ognia i wysokiej temperatury przez pół godziny lub godzinę pozwala na ewakuację ludzi z zagrożonych budynków. Stosuje się je zatem zarówno np. do wydzielania stref o odmiennych funkcjach, jak też do oddzielania dróg ewakuacyjnych, w tym korytarzy, holi oraz klatek schodowych od reszty budynku. Bezramowy system BR może być także stosowany jako wypełnienie konstrukcyjnych ścian oddzielenia pożarowego o odpowiedniej nośności. Rozwiązania takie, z wykorzystaniem szkła ogniochronnego Polflam, oferuje firma FR Solutions (www. frsolutions.pl). Niedługo zostanie też zaprezentowany bezramowy system montażu w takich ścianach drzwi o odporności ogniowej.

www.polflam.pl B BI IZ ZN NE ES S

97


ArchiCAD 18 udostępnia nowoczesny

zintegrowany

system

projektowania w technologii BIM, pozwalający architektom skupić się na twórczych aspektach ich pracy. Liczne innowacje i usprawnienia sprawiają, że nawet skomplikowane projekty BIM powstają szybciej, a praca nad nimi przebiega bardziej komfortowo. Jedną z nowości jest silnik renderujący CINEMA 4D firmy MAXON, pozwalający tworzyć najwyższej klasy wizualizacje z efektami dostępnymi wcześniej jedynie w najbardziej wyspecjalizowanych aplikacjach.

Ca i Co rns m Fo ple Fami t. Be x | Ca ly He nR n a ah ada lth n/A | w and -F ra ww. Bios me ar ch cienc ite cts e Res all ea ian rch ce. co m

www.archicad.pl




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.