Magazyn Lokalny Prestiż - Siedlce 06.2015

Page 1

M A G A Z Y N

S I E D L C E

S O K O Ł Ó W

L O K A L N Y

P O D L A S K I

Ł O S I C E Nr 6 (34), CZERWIEC 2015 r. Nakład 12 000 szt. ISSN 2299-5781 EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

CZY SIEDLECKIE STAWY KRYJĄ SKARB?

str. 14

W POSZUKIWANIU ZDROWIA

str. 22

CUDA WIANKI

str. 16

STRAŻAK RATOWNIK Z SIEDLEC

KULTURA DEBATY W INTERNECIE

str. 28

FOT. DANIEL WOLIŃSKI

R E K L A M A


KREDYT GOTÓWKOWY

R E K L A M A

2

o g e r b o d Szukasz

? U T Y D E R iebie! C K a l d ę k tów Mamy go

zł 0 0 0 0 0 3 Kredyt do proste! to e i k a j , ź d Spraw a procedur

dytu: wota kre wysoka k złotych 00 do 300 0 kredytowania: s e r długi ok sięcy ie do 120 m ieczeń zp bez zabe

prosta ługa sowa obs k le p m o k y bezpłatn o klienta dojazd d 5 minut decyzja w

ASF k e w ó c a l my do P a z s a r p a Z

Siedlce Piłsudskiego 10 tel. 25 644 70 29, kom. 504 252 000 Sokołów Podl. Wilczyńskiego 3 tel. 25 781 21 15, kom. 501 339 700 Węgrów Kościuszki 1 tel. 25 792 00 16, kom. 509 777 705

www.asf.com.pl


3

WSTĘP NIAK Marcin Mazurek

Zacznę od sprawy, na którą zwrócił uwagę nasz czytelnik. W tekście o kleszczach opublikowanym miesiąc temu, pisałem o sposobach usuwania owada. Oprócz tzw. wykręcania, za różnymi periodykami podałem, że kleszcza można usunąć lekko ale zdecydowanie ciągnąc go pęsetą do góry. Okazuje się, że ten sposób nie jest do końca bezpieczny i kleszcza należy „wykręcać”. Istotnym jest to, że owad ma coś w rodzaju szczypiec, które tylko przy wykręcaniu da się usunąć nie odrywając ich od niego. Za zwrócenie uwagi dziękuję naszemu czytelnikowi bo to bardzo ważna sprawa. Najlepiej jednak udać się do lekarza, który wie jak bezpiecznie usunąć intruza. W najnowszym numerze magazynu lokalnego PRESTIŻ, tradycyjnie już pokazujemy wyjątkowych i ciekawych ludzi pochodzących i najczęściej mieszkających w naszym regionie. Z ogromną uwagą wsłuchiwałem się w opowieść pana Adama, który już dwukrotnie niósł pomoc osobom poszkodowanym w wyniku najpotężniejszych żywiołów. Często nie zdajemy sobie sprawy, że obok nas żyją bohaterowie i to bohaterowie największego formatu, o ile można pokusić się o jakiekolwiek

stopniowanie czynów niosących pomoc czy nadzieję. Żyją wśród nas także ludzie, z których postawy i determinacji w dążeniu do celu, możemy brać przykład. Bo wyznaczenie sobie celów poprzedzone i jednocześnie poparte marzeniami może przynieść zaskakujące efekty czy rezultaty. Tak jest w przypadku naszego olimpijczyka Maćka Staręgi. Sportowiec z nizin, jest czołowym zawodnikiem w sporcie kojarzonym z górami. Biegi narciarskie dzięki temu są coraz powszechniejszą dyscypliną kilkaset kilometrów od stolicy narciarstwa. Młodzi ludzie, których reprezentuje nasz olimpijczyk, na szczęście mają z kogo brać przykład i od kogo się uczyć. Coś co może wydawać się zwykłą fanaberią po przyjrzeniu się z większą uwagą, jawi się jako wyjątkowa szkoła postaw społecznych i patriotycznych. Mowa o członkach Bractwa Kurkowego. Taka forma działalności ma bardzo długą historię. Coraz większym zainteresowaniem cieszy się także na Mazowszu, Podlasiu i Lubelszczyźnie. O tym mogą Państwo przeczytać w czerwcowym wydaniu magazynu PRESTIŻ, który oddajemy w ręce naszych czytelników.

M A G A Z Y N

S I E D L C E

S O K O Ł Ó W

L O K A L N Y

P O D L A S K I

Ł O S I C E

Adres Redakcji: ul. Wyszyńskiego 33/51, 08-110 Siedlce e-mail: kontakt@agencjaprestige.com.pl Redaktor Naczelny: Marcin Mazurek kom. 797 709 094 e-mail: marcin@agencjaprestige.com.pl Dyrektor Handlowy: Konrad Czarnocki kom. 797 709 091 e-mail: konrad@agencjaprestige.com.pl Doradcy ds. Sprzedaży: Emilia Trębicka kom. 797 709 092 e-mail: emilia@agencjaprestige.com.pl Ewa Kowalczyk kom. 798 404 777 e-mail: ewa@agencjaprestige.com.pl Grafika i skład: Artur Kościesza kom. 513 979 909 e-mail: artur@agencjaprestige.com.pl Dawid Jaworski kom. 797 709 093 e-mail: dawid@agencjaprestige.com.pl Kinga Mędrzejewska kom. 798 404 161 e-mail: kinga@agencjaprestige.com.pl Współpraca: dr Rafał Dmowski, dr Adam Bobryk, mgr Marcin Malik, Beata Głozak, Karolina Bajuk, Olga Mędrzejewska, Agnieszka Buczek Korekta: Aleksandra Wierzchowska Zdjęcie na okładkę: Daniel Woliński Druk: Wydawca: Nakład: 12 000 egz. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam i materiałów promocyjnych, jednocześnie zastrzega sobie prawo do redagowania adesłanych tekstów. PRESTIŻ Magazyn Lokalny jest bezpłatny. Sprzedaż magazynu jest zabroniona. Numer konta: Bank PEKAO S.A. o/Siedlce 09 1240 2685 1111 0010 4644 7932 www.facebook.com www.prestizmagazynlokalny.pl PrestizMagazynLokalny

R E K L A M A


4

STRAŻAK-RATOWNIK

Z SIEDLEC

FOT. ARCH. PRYWATNE ADAM KWIATEK

KIEDY 25 KWIETNIA W ODLEGŁYM O SIEDEM TYSIĘCY KILOMETRÓW OD POLSKI NEPALU TRZĘSŁA SIĘ ZIEMIA, PRACOWAŁ W SWOIM GOSPODARSTWIE ROLNYM POD SIEDLCAMI. O TRZĘSIENIU ZIEMI DOWIEDZIAŁ SIĘ Z RADIA. KIEDY USŁYSZAŁ PIERWSZE DONIESIENIA O LICZBIE OFIAR, PRZECZUWAŁ, ŻE WKRÓTCE BĘDZIE BRAŁ UDZIAŁ W KOLEJNEJ W SWOIM ŻYCIU MISJI RATOWNICZEJ. CHWILĘ PÓŹNIEJ ZADZWONIŁ TELEFON Z DYSPONOWANIEM DO JEDNOSTKI. Marcin Mazurek

Miał niewiele czasu – zaledwie sześć godzin – aby pożegnać się z rodziną, załatwić sprawy prywatne i w pełnej gotowości zameldować się swoim przełożonym. Świadomość, że opuszcza się swoich bliskich na minimum dziesięć dni, jest o tyle ciężka, że trzeba to robić szybko, bo tam daleko ktoś pilnie potrzebuje pomocy. Odprawa, kompletowanie sprzętu i po kilku godzinach lotu spotkanie z cierpieniem i tragedią Nepalczyków. Siedlczanin, starszy ogniomistrz Adam Kwiatek z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr

15 Komendy Miejskiej m. st. Warszawy jest ratownikiem, który jako jeden z niewielu w Polsce i jedyny z Siedlec niesie pomoc w najtrudniejszych warunkach ludziom na całym świecie. Należy do Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo–Ratowniczej Warszawa-9, jednej z pięciu w Polsce tworzącej USAR POLAND, wyspecjalizowanej w zakresie dotarcia, poszukiwania i wydobywania osób uwięzionych pod gruzami oraz udzielania pierwszej pomocy medycznej. Polska Ciężka Grupa Poszukiwawczo–Ratownicza (USAR POLAND) to jedna z nielicznych grup z certyfikatem wydanym przez ONZ Do Nepalu z Polski poleciało 81 ratowników i 12 psów. Wzięli ze sobą około 8 ton sprzętu do działań poszukiwawczych, geofonów, kamer wziernikowych, stacji uzdatniania wody, racji żywnościowych i wody pitnej. Tuż po przylocie do Katmandu,

FOT. DANIEL WOLIŃSKI

stolicy Nepalu, część grupy udała się na rekonesans. Pozostali rozpoczęli budowę obozu. Warunki w Nepalu są wyjątkowo ciężkie dla Europejczyków, jest tam nieprzyjazny i trudny do zniesienia klimat oraz inna strefa czasowa. Ratownik przystępujący do działania musi sobie z tym dość szybko poradzić, bo nie może działać, nie dysponując 100 % swojej sprawności, a każda

R E K L A M A


minuta czy godzina jest bardzo ważna w ratowaniu ludzi. – To traumatyczne przeżycie, znaleźć się w centrum ludzkich tragedii – mówi ratownik. – Same zniszczenia, nawet zabytków czy świątyń, nie robią na człowieku takiego wrażenia, jak widok zwłok, a zwłaszcza zwłok dzieci. W pracy strażaka sam fakt niesienia różnej pomocy ludziom jest na porządku dziennym. Zdarzają się różne sytuacje, także wypadki śmiertelne. Tam jednak tej śmierci jest o wiele więcej i jest ona bardziej szokująca. To są przeżycia traumatyczne. Dlatego nie każdy może brać udział w takich ciężkich, a zarazem drastycznych misjach. Grupa ratownicza składa się

różne sytuacje. Wtedy zostają rozmowy między sobą i wyrzucenie z siebie emocji i stresu – wyjaśnia strażak. Stres podczas akcji ratunkowej jest ogromny. Kiedy nasz bohater był po trzęsieniu ziemi na Haiti w 2010 r., bo to już jego druga tak ciężka misja ratownicza, gdzie potężne trzęsienie ziemi zabrało życie wielu tysiącom osób, z największym smutkiem i emocjami wspomina zawaloną szkołę. – Nie chcę wracać pamięcią do takich rzeczy. Bo człowiek z natury nie chce pamiętać trudnych zdarzeń, ale to co mnie uderzyło, to szkoła, w której pod gruzami zginęło w jednej chwili około 600 dzieci. Przeżyło tylko 6 uczniów, którzy przed trzęsieniem za karę robili porządki

R E K L A M A

5

FOT. ARCH. PRYWATNE ADAM KWIATEK

z wyselekcjonowanych strażaków, którzy przechodzą badania psychologiczne, testy sprawnościowe i badania lekarskie oraz szczepienia. Do akcji w wyjątkowo trudnych warunkach mogą pojechać tylko osoby spełniające wszystkie wyśrubowane wymagania. Trzeba umieć poradzić sobie nie tylko ze specyfiką danego kraju, uciążliwym klimatem, kulturą, religią, ale i rozmiarem tragedii, a także z uciążliwym stresem, bo w przypadku Nepalu cały czas istniało zagrożenie kolejnych wstrząsów, wstrząsy wtórne zdarzały się tam dość często. Nikt nie jest stanie wyobrazić sobie siły kataklizmu, jeśli sam tego nie doświadczy, nie przeżyje. Trzeba też sobie poradzić ze świadomością, że w kraju pozostała rodzina, z którą kontakt jest bardzo utrudniony, nie tak jak w Polsce. – Gdy lecimy dużą liczbą ratowników, każdy ma inny charakter i inaczej reaguje na

na placu wokół szkoły. Każda sytuacja jest trudna, ale to co najbardziej dotyka ratowników, to śmierć dzieci. W Nepalu między innymi znaleźliśmy pod gruzami rodzinę, 8-letniego chłopca, jego siostrę i rodziców, niestety nie żyli – wspomina Adam Kwiatek. Oprócz poszukiwania osób zaginionych wśród gruzów polscy ratownicy

R E K L A M A

5


6 w Nepalu założyli szpital polowy oraz rozdzielali pomoc humanitarną stale napływającą tam z całego świata - Na szczęście w pracy ratowników zdarzają się także miłe sytuacje. Jest to szczególnie ważne tam, gdzie nadzieja na uratowanie komuś życia pod gruzami jest praktycznie zerowa, choć codziennie budziliśmy się z wiarą i nadzieją, że uda nam się odszukać żywe osoby uwięzione pod gruzami, bo w końcu do tego jesteśmy szkoleni. Tu jest miejsce na typowo ludzkie odruchy, także ze strony osób wychowanych w zupełnie innej kulturze. Ktoś przyniesie kubek wody, ktoś weźmie łopatę i sam będzie kopał przez kilka minut, dając odpocząć ratownikowi - o takich właśnie momentach strażacy chcą pamiętać. Na misje ratunkowe jeżdżą najlepsi z najlepszych. Adam Kwiatek w Państwowej Straży Pożarnej pracuje od 14 lat. Jak sam mówi, należy do elity ratowników, bo tylko tacy mogą pomagać innym, nie oczekując nic w zamian. To nie praca, ale służba, jak zawsze podkreśla. – Oprócz zwykłych działań pożarniczych, takich jak gaszenie śmietników, usuwanie skutków wypadków czy ściąganie kotów z drzew, moja warszawska jednostka jako jedna z pięciu w Polsce tworzy Międzynarodową Certyfikowaną Ciężką Grupę Poszukiwawczo–Ratowniczą USAR POLAND. Certyfikat przyznawany przez ONZ mamy już od 6 lat. Spośród ratowników wszystkich grup, a w Polsce są jeszcze w Gdańsku, Nowym Sączu, Łodzi i Poznaniu, wybierani są najlepsi strażacy, którzy wysyłani są na misje. Oczywiście musi to być poparte ogromnym doświadczeniem, licznymi egzaminami i odpowiednimi przygotowaniami – tłumaczy ratownik. Ci, którzy wyjeżdżają na misję, mają status ochotników. Na misję wysyłani są dyspozycją rozkazu komendanta głównego PSP. Do wyjazdu nikt nie może zmusić ochotnika, to jego własna,

FOT. ARCH. PRYWATNE ADAM KWIATEK

niewymuszona decyzja. Gdyby dziś zaszła potrzeba, Adam Kwiatek nie wahał by się. – Chęć pomocy drugiemu człowiekowi i uratowanie komuś życia daje sens naszej codzienności oraz ogromne zadowolenie ze służby. Najzwyczajniej w świecie spełniam się w tym i nie ukrywam, że to jest coś, co chcę i lubię robić. Wieloletnie doświadczenie można w końcu wykorzystać w misji ratowniczej. Wolałbym, żeby takich misji nie było, bo każdy nasz wylot wiąże się z czyimś cierpieniem lub śmiercią, ale skoro jest taka potrzeba, to nie waham się po raz kolejny pojechać gdzieś, by ofiarować swoje doświadczenie i uratować komuś życie. Wiadomo, że trzęsienia ziemi czy inne kataklizmy były, są i będą. Nie ma możliwości temu przeciwdziałać. Możemy się tylko do tego lepiej przygotować i tworzyć nowe grupy ratowników, szkolić się jeszcze lepiej, bazując na doświadczeniach z poprzednich misji – mówi ratownik. Najpiękniejszym, a zarazem największym przeżyciem jest powrót z misji. Jednak zanim ratownicy spotkają się ze swoimi rodzinami, muszą przejść specjalne procedury. Jest to coś w rodzaju kwarantanny. Ratownicy po powrocie do Polski mają kontakt z rodziną, ale jedynie telefoniczny. Wcześniej jednak muszą spotkać się z psychologiem i ochłonąć po tym, co R E K L A M A

widzieli, z czym się spotkali, aby do domu nie wracali z emocjami, a rodzina mogła wyłącznie cieszyć się z przyjazdu, a nie przeżywała problemów ratownika. To też czas na podsumowanie akcji: co zdało egzamin, a co można jeszcze poprawić. Fakt uczestniczenia w takiej grupie dla Adama Kwiatka i jego kolegów strażaków wiąże się z ogromnym poświęceniem życia rodzinnego. Szkolenia, liczne poligony, międzynarodowe ćwiczenia i codzienna służba w PSP powodują, że ratownik jest w domu gościem. Mimo to, jak zaznacza siedlczanin, stara się zrekompensować w miarę możliwości swoim bliskim nieobecność. I kiedy tylko może, spędza cały swój czas z rodziną. Polscy ratownicy w Nepalu byli drugą certyfikowaną grupą ratowniczą, zaraz po ratownikach z Chin. Z pomocą do Nepalu przybyły także grupy z Holandii, Niemiec i Włoch. Były także grupy niecertyfikowane, które w różny sposób pomagały w akcji ratunkowej. Warto wiedzieć, że Polska Grupa USAR POLAND należy do światowej czołówki ratowników, a jej członkowie spotykają się z dużym uznaniem wśród ratowników na całym świecie. Ich misja zakończyła się 6 maja, po 11 dniach. Według szacunków władz Nepalu w tragedii mogło zginąć około 8 tys. ludzi, a 20 tys. zostało rannych.


7

WAKACJE Z MISJĄ W TLE

URLOP MOŻNA SPĘDZIĆ W NAJRÓŻNIEJSZYCH KURORTACH I CZERPAĆ RADOŚĆ Z ODPOCZYNKU, ZWIEDZENIA CIEKAWYCH MIEJSC. TO OCZYWIŚCIE DOBRY POMYSŁ, ALE SATYSFAKCJA MOŻE BYĆ JESZCZE WIĘKSZA. WYSTARCZY POŁĄCZYĆ SWOJE WAKACJE Z DZIAŁANIEM, PRACĄ NA RZECZ DRUGIEGO CZŁOWIEKA. Marcin Mazurek

Tanzania, Grecja, USA, Indie, Rumunia, Włochy czy Peru to miejsca, w których można połączyć urlop z pomocą drugiemu człowiekowi. Na całym świecie można spotkać ludzi oczekujących na różne formy pomocy: od zwykłej opieki nad dziećmi, przez proste prace remontowe, po naukę języka angielskiego. Tym można zajmować się podczas wyjątkowych wakacji w ramach wolontariatu organizowanego przez organizację Global Volonteers. – Taka forma spędzenia urlopu daje nieporównywalnie więcej satysfakcji niż zwykłe leżenie na plaży czy zwiedzanie – mówią wieloletni wolontariusze GV. Burnham Philbook, prezydent organizacji, zauważył, że odwiedzanie różnych miejsc na świecie w charakterze wolontariusza, dzięki nowym przyjaźniom i wspólnej pracy, daje możliwość lepszego, dokładniejszego zrozumienia danego kraju. To coś zupełnie innego niż spacer po mieście i przyglądanie się ludziom i ulicom. – Jeśli jesteś tylko turystą, jesteś obserwatorem. Jeśli stajesz się wolontariuszem, jesteś uczestnikiem życia danej społeczności. Mieszkasz z nimi, jesz z nimi i pracujesz z nimi – stwierdza Philbook. Wolontariusze zgodnie twierdzą, że korzyści z ich pracy są obustronne. – Przyjechałam do Polski, aby uczyć języka angielskiego, ale sama nauczyłam się więcej, niż mogłam nauczyć. Pojechałam do Tanzanii aby się podzielić, ale otrzymałam znacznie więcej, niż mogłam dać – mówią wolontariuszki działające w organizacji od 25 lat. - Najwspanialszym w tych wzajemnych doświadczeniach jest to, co możemy przeczytać w Piśmie Św., że jeśli się daje, to też się otrzymuje. Często myślę o tym, co odpowiem, kiedy spotkam Boga

FOT. © GLOBALVOLUNTEERS.BLOGSPOT.COM

twarzą w twarz, kiedy mnie spyta: „Co Ty zrobiłeś dla drugiego człowieka?”. Nie chciałbym nie mieć odpowiedzi – mówi Burnham Philbook. – To, co wolontariusze mają do zrobienia, jest tak proste, a przynosi tak wiele satysfakcji – dodaje. Jak zostać wolontariuszem? Nie jest to trudne. Burnham Philbook informuje, że wystarczy wypełnić wniosek aplikacyjny, który można znaleźć na stronie internetowej. - Wolontariusz otrzymuje listę miejsc, w których przyda się jego obecność, i sam podejmuje decyzję, gdzie pojedzie i jaki rodzaj pracy chce wykonywać. Oczywiście cały czas jest pod opieką osób z organizacji, które pomagają w różnych formalnościach i odpowiadają na wszelkie pytania początkującego wolontariusza – informuje Philbook. Kiedy już wszystko jest dopięte na ostatni guzik, dysponując dokładnym adresem miejsca, wolontariusz kupuje sobie bilet i wyrusza na wyjątkowe wakacje. W większości sytuacji podczas pobytu na wolontariacie potrzebna jest znajomość języka angielskiego. Jednak o ile ktoś nie zgłosił się jako nauczyciel tego języka, wystarczy znajomość w stopniu komunikatywnym. Angielski stal się językiem międzynarodowym i słabsza znajomość nie jest przeszkodą w podjęciu wolontariatu w Global Volonteers. Ważna jest decyzja, aby poświęcić, a raczej połączyć swój urlop z uczynieniem czegoś dobrego dla innych ludzi. A nagrodą jest bardzo duża satysfakcja z tego, że zrobiło się coś dobrego.

R E K L A M A


8

T E K S T

S P O N S O R O W A N Y .

BO WARTO ZNAĆ SWOJĄ

PRZESZŁOŚĆ PRZYSZŁOŚĆ CZŁOWIEKA CZĘSTO ZALEŻY OD JEGO PRZESZŁOŚCI.

N

ie zawsze da się postawić grubą kreskę, oddzielając historię od teraźniejszości. Jednak badając przeszłość, warto zatroszczyć się, aby robić to jak najlepiej, dysponując wiedzą i wsparciem naukowym specjalistów. Z pomocą przychodzi Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Przyrodniczo Humanistycznego, który oferuje bezpłatne studia na kierunku historia. Oferta jest bogata, bo obejmuje studia trzystopniowe. I stopień to studia licencjackie ze specjalnościami: archiwistyka i zarządzanie dokumentacją, rekonstrukcje historyczne oraz turystyka historyczno-wojskowa i promocja dziedzictwa narodowego. Stopień II to studia magisterskie, pozwalające na kontynuację specjalności z pierwszego stopnia. Tu mogą studiować absolwenci innych kierunków pierwszego i drugiego stopnia oraz jednolitych studiów magisterskich. Na II stopniu jest też możliwość podjęcia specjalności zarządzanie dokumentacją współczesną, a także dodatkowo, za odpłatnością,

specjalności nauczycielskiej. Nowością wprowadzoną z początkiem bieżącego roku akademickiego jest program Historia 40 PLUS, nieodpłatne studia I i II stopnia w zakresie wyżej wymienionych specjalności. Studia III stopnia to stacjonarne (nieodpłatne) i niestacjonarne (odpłatne) 4-letnie studia doktoranckie umożliwiające uzyskanie stopnia doktora nauk humanistycznych w zakresie historii. O ofercie Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych mówi dr hab. Jarosław Cabaj – dyrektor instytutu. Panie dyrektorze, zaproszenie na studia osób po 40. pokazuje, że na naukę nigdy nie jest za późno. Co jeszcze kierowało władzami instytutu przy podjęciu tej decyzji? Niż demograficzny spowodował zmniejszenie liczby absolwentów szkół średnich, a tym samym kandydatów na studia. Nowo wprowadzone prawo o szkolnictwie wyższym umożliwia nieodpłatne studiowanie nieco


starszym posiadaczom świadectw maturalnych. Przysługują im wszystkie prawa studenckie (ubezpieczenia, system stypendialny, możliwości wymiany zagranicznej). Uruchomienie programu Historia 40 Plus w dogodnych godzinach dla osób pracujących przyniosło spodziewane przez nas efekty. Zgłosiła się grupa chętnych, którzy mają możliwość studiowania nieodpłatnie i rozwijania swoich życiowych pasji. Program nazywa się Historia 40 PLUS, ale w tej grupie są osoby i trzydziestokilkuletnie, i czterdziestoletnie, i pięćdziesięcioletnie. Tak więc na naukę nigdy nie jest za późno. Ci ludzie mają pozytywny wpływ na młodzież podejmującą u nas studia bezpośrednio po maturze. Mają też sprecyzowane oczekiwania, nasza kadra jest tego świadoma i nie chce ich zawieść. Ten program ma zatem pozytywny wpływ na wszystkich, zarówno na studentów, jak i na nauczycieli akademickich. Zaproszenie na studia osób po 40. roku życia to niejedyna nowość w ofercie IHiSM. Specjalności, które oferujemy, wychodzą naprzeciw oczekiwaniom ludzi młodych i starszych i są dostosowane do naszych możliwości kadrowych. Jesteśmy w stanie zapewnić zajęcia na wysokim poziomie, dysponujemy też odpowiednią bazą lokalową i dydaktyczną. Specjalność rekonstrukcje historyczne jest odpowiedzią na zainteresowania ludzi pasjonujących się historią. Dziś panuje swego rodzaju moda na poznawanie historii przez odtwarzanie scen historycznych, zwłaszcza batalistycznych. Podobnie jest ze specjalnością turystyka historyczno-wojskowa i promocja dziedzictwa narodowego. Skierowana jest do osób, które mają interesują się i turystyką, i historią. Łączymy w tym przypadku przyjemne z pożytecznym. Odpowiadamy także na współczesne zapotrzebowanie na promocję dziedzictwa narodowego, dołączając moduł dotyczący środków promowania dziedzictwa narodowego, zasobów muzealnych. Można powiedzieć, że idziemy z duchem czasu. Nie

zapominamy też o realizowanym od kilku lat kształceniu kadr dla archiwów państwowych i zakładowych, dlatego oferujemy specjalność archiwalną. Warto zaznaczyć, że nasi studenci są bardzo aktywni w wielu sferach. Koło naukowe studentów historii zaistniało w Siedlcach przez cykliczne organizowanie obchodów katyńskich. Studenci historii ze specjalności archiwistyka i zarządzanie dokumentacją odbywają praktyki w bardzo atrakcyjnych miejscach, m. in. w kancelarii Prezydenta RP czy kancelarii Urzędu Rady Ministrów. Dzięki temu kształtują umiejętność radzenia sobie i kierowania własnym rozwojem i karierą. Ukończenie studiów historycznych umożliwia podjęcie różnych form dokształcania w wielu kierunkach. Dlaczego warto studiować nauki historyczne? Studiowanie historii ma wymiar praktyczny, ale nie można zapominać o znaczeniu ideowym. Żyjemy w czasach, w których ważną rolę odgrywa pamięć historyczna społeczeństwa, a w działaniu państwa – świadomie i systematycznie realizowana polityka historyczna. W obydwu sferach dostrzegamy istotne braki: poziom wiedzy historycznej naszego społeczeństwa obniżył się, a i polityka historyczna państwa też kuleje. A to skutkuje tym, że na arenie międzynarodowej jesteśmy co jakiś czas szokowani zwrotami: „polskie obozy zagłady”, „obozy nazistowskie w Polsce” itp. Ważnym wyzwaniem pozostaje obecnie zmiana tego stanu, zarówno w wymiarze społecznym, jak i państwowym. A początkiem tych zmian musi być solidne przygotowanie uniwersyteckie kadr historyków. Z programu Historia 40 PLUS korzystają już pierwsi studenci. Pan Euzebiusz Zieliński jest studentem I roku. Co zdecydowało, że podjął pan studia? - Historią interesowałem się od dawna. Życiowe losy tak się poukładały, że dopiero teraz mogę realizować swoją pasję, pod okiem świetnych wykładowców. Już wcześniej chciałem studiować zaocznie, jednak nie mogłem sobie na to pozwolić ze względów finansowych.

Dziś dzięki uruchomieniu programu Historia 40 Plus mogę skorzystać z nieodpłatnej oferty, mogę tu być. Pani Anna Kot reprezentuje młodsze pokolenie. Chwali jednak możliwość studiowania ze starszymi kolegami. – Jedną z korzyści dla nas, młodszych, jest fakt, że starsi studenci w jakimś sensie stają się dla nas dodatkowym źródłem wiedzy. Oni dłużej niż my interesują się historią i wiedzą więcej. Czy można połączyć dorosłe życie z życiem studenckim? - Na pewno nie jest łatwo – mówi pani Agnieszka Mioduska, studentka I roku II stopnia. - Jednak muszę przyznać, że bardzo mnie interesuje tematyka związana ze specjalizacją archiwistyka i zarządzanie dokumentacją i przygotowywanie się do egzaminów stanowi poszerzanie moich zainteresowań. Ważne jest też podejście wykładowców i całego Instytutu Historii. Pracownicy są bardzo otwarci w stosunku do studentów. Pan Damian Siebieszuk jest doktorantem II roku studiów III stopnia. Nie kryje zadowolenia z możliwości studiowania na UPH. - Studia III stopnia rozszerzyły ofertę edukacyjną Wydziału, dostosowując ją do standardów europejskich, jednocześnie dając możliwość awansu naukowego dla chcących kontynuować naukę po osiągnięciu tytułu magistra. Wyróżniający się doktoranci mogą brać udział w grantach, badaniach statutowych, realizować projekty, a także korzystać z szerokiego wachlarza stypendiów, w tym również zagranicznych. Studia doktoranckie na Wydziale Humanistycznym UPH charakteryzują się wysokim poziomem nauczania, uwzględniającym najnowszą wiedzę. Do dyspozycji doktorantów pozostaje wykwalifikowana kadra naukowa, nowoczesna baza dydaktyczna w oddanym do użytku przed dwoma laty budynku Wydziału Humanistycznego. Doktoranci mogą realizować swoją pasję poprzez uczestnictwo w programie wymiany międzynarodowej Erasmus, konferencjach naukowych oraz przez aktywność w organizacjach uczelni. Warto także zwrócić uwagę na elastyczny harmonogram zajęć, który dostosowany jest do ludzi pracujących zawodowo.


10

CO BĘDZIE

Z NASZĄ SZKOŁĄ?

FOT. MARCIN MAZUREK

DZIŚ MŁODZIEŻ UCZY SIĘ W WYNAJMOWANYCH SALACH, A TYMCZASEM BUDYNEK SZKOŁY POPADA W RUINĘ. PROBLEM JEST PODWÓJNY, BO NISZCZEJĄCA SIEDZIBA LICEUM IM. ŻÓŁKIEWSKIEGO W SIEDLCACH TO ZABYTEK. TAKI STAN RZECZY PROWOKUJE DOMYSŁY I PLOTKI. A MOŻE TO, CO MÓWIĄ „NA MIEŚCIE”, TO NIE PLOTKI? Marcin Mazurek

Sprawa „Żółkiewskiego” trwa już od kilku lat. Miasto miało wyremontować zabytkowy budynek. Potem pojawiły się plany związane z jego rozbudowaniem. Radość uczniów i nauczycieli była wielka, jednak im dłużej nic się nie działo, tym częściej radość zamieniała się w niedowierzanie i smutek. Wreszcie społeczność szkoły musiała opuścić grożące zawaleniem mury. A remontu jak nie było, tak nie ma. – Miasto nie ma pieniędzy na remont, na każdym kroku słyszy się o kłopotach finansowych Siedlec – mówią uczniowie. – Nie R E K L A M A

możemy zrozumieć, że miasto nie zapewniło pieniędzy na remont nie tylko zabytku, lecz także placówki, która przecież jest szkołą z najdłuższymi tradycjami – dodają. Wśród wielu wypowiedzi na temat liceum pojawiła się informacja o likwidacji szkoły. Świadczyć o tym ma ogłoszony konkurs na dyrektora placówki. Obecny dyrektor, kojarzony z partią polityczną sprawującą obecnie władzę w Siedlcach, ma zakończyć swoją kadencję, aby nie było podstaw do łączenia partii z decyzją o zamknięciu szkoły.

Informacja jest oczywiście nieoficjalna i krąży na zasadach plotki. O plany miasta wobec liceum Żółkiewskiego zapytaliśmy rzecznika prezydenta Siedlec Pawła Mazurkiewicza. – Plany miasta wobec szkoły zawsze są te same, czyli remont – remont zabytkowego budynku przy ulicy Konarskiego, ale przy wykorzystaniu środków unijnych, najlepiej w wysokości dofinansowania 80%. W tej chwili jesteśmy po spotkaniu ze środowiskiem szkoły, radą pedagogiczną. Na tym spotkaniu pan prezydent poinformował o planach miasta, o całym programie pozyskiwania środków unijnych, w tym także na remont placówki – informuje Paweł Mazurkiewicz. Jednocześnie rzecznik stwierdził, że nowa perspektywa finansowa jawi się jako trudniejsza, bo w nowych naborach projekty będą oceniane pod kątem pewnych efektów społecznych. Dziś nie wystarczy już tylko zgłoszenie inwestycji w samej kwestii rewitalizacji, trzeba wykazać się efektem. Środki na samą rewitalizację będą stanowiły mniejszą część dofinansowania. – Żeby można było tak zrobić, w tej chwili opracowywany jest cały program rewitalizacji miasta. Do planów, które kończą się na roku 2015, chcemy dołączyć budynek Żółkiewskiego po to, żeby go wpisać w szerszy kontekst tego miejsca, czyli uniwersytetu, parku i zabytkowych rejonów miasta. Szkoła pozwoli na wypełnienie tego terenu treścią stanowiącą o tym, że będziemy mogli się wykazać tym efektem społecznym. To otworzy nam drogę do tego, aby pozyskać środki na rewitalizację budynku. Nie będzie to zwykła odbudowa; będzie to funkcjonowało jako pewnego rodzaju oferta społeczno-edukacyjna, uzupełniona o jakieś dodatkowe funkcje. Do tego czasu uczniowie i nauczyciele liceum pozostaną w siedzibie Collegium Mazovia. Tam jest zabezpieczone miejsce, a jeśli zajdzie potrzeba, będziemy rozmawiali z panią rektor, aby udostępniła dodatkowe powierzchnie dydaktyczne, którymi dysponuje uczelnia. Trzeba poczekać na czasy, kiedy przyjdą środki unijne, kiedy miasto będzie mogło po nie sięgnąć i wykonać tę inwestycję – wyjaśnia Paweł Mazurkiewicz.


11

R E K L A M A

Amfiteatr Siedlecki, ul. Wiszniewskiego 1 Sobota 20.06.2015 r.

(w godzinach 11:00-20:00) – animacje dla dzieci

Pi

k

ni

– gry i zabawy rodzinne

k

– konkursy

Ro

– pokazy i porady

dzin n a

A kt

yw acja

– gwóźdź programu – Kino Letnie!

Wstęp wolny!


12

NAUCZYCIELE PATRIOTYZMU

W KONTUSZACH

FOT. MARCIN MAZUREK

BRACTWA KURKOWE W CAŁEJ EUROPIE MAJĄ DŁUGĄ TRADYCJĘ, SIĘGAJĄCĄ NAWET WCZESNEGO ŚREDNIOWIECZA. NAJSTARSZYM W POLSCE JEST BRACTWO KRAKOWSKIE, KTÓRE POWSTAŁO W 1256 ROKU. OBECNIE W NASZYM KRAJU FUNKCJONUJE 120 BRACTW KURKOWYCH. IM DALEJ NA WSCHÓD, TYM MNIEJ PODOBNYCH TOWARZYSTW HISTORYCZNYCH, DLATEGO ŻE NA WSCHÓD OD WISŁY NIE BYŁO ZBYT DUŻO OŚRODKÓW MIEJSKICH, TYLKO WŁOŚCI SZLACHECKIE.

Marcin Mazurek

Bractwa kurkowe zajmowały się strzeżeniem miast, bram miejskich i rzemieślników. Nazwa pochodzi od legendy, w której kur swoim pianiem ostrzegał przed niebezpieczeństwem.

Można powiedzieć, że to pierwowzór policji lub straży miejskiej. Najbliżej wschodniego Mazowsza działa bractwo z Konstantynowa. Podlasko–Kozieradzkie Bractwo Kurkowe, Koło Strzeleckie w Konstantynowie, bo tak brzmi pełna nazwa, kultywuje tradycję z dbałością o każdy szczegół. Członkowie grupy z dużą dokładnością odwzorowują stroje, w których można ich spotkać na różnego rodzaju uroczystościach. Dużą wagę przykładają także do wartości, jakie niesie ze sobą członkostwo w bractwie. Wśród wielu propozycji skierowanych głównie do młodzieży Bractwo Kurkowe z Konstantynowa organizuje spotkania strzeleckie. – Organizujemy co roku dwa, trzy strzelania, a czasem nawet dziesięć, co dzisiaj, biorąc pod uwagę historię i na sąsiadów, jest naszym zdaniem konieczne. Żeby mieć spokój i pokój, trzeba być przygotowanym. Bo R E K L A M A

jak się nie jest przygotowanym, może dojść do takiej sytuacji, że ktoś wchodzi jako zielony ludzik i mówi, że pomaga. Taka pomoc jest zbędna, my sami możemy sobie pomóc, ale musimy być do tego przygotowani – mówi Szczepan Wereszko, Starszy Bractwa. Jednocześnie dodaje, że swoją obecnością na obchodach różnych świąt państwowych pokazują młodzieży, jak powinno się je obchodzić, uczą też szacunku do godła i flagi państwowej. Bractwo Kurkowe łączy w sobie elementy nauki historii, zainteresowań militariami i tradycję, co można podsumować zdaniem, że stara się o wychowanie patriotyczne. Okazuje się, że takie działania spotykają się z zainteresowaniem młodzieży. Jak stwierdził Szczepan Wereszko, wymaga to jednak poświęcenia czasu. – Młodzi na początku się przyglądają, potem, w miarę dorastania, zawsze kilka osób odkrywa w sobie chęć do udzielania się społecznie. To, co robimy, to też jest nauka pracy społecznej. Wszędzie, gdzie jeździmy i się prezentujemy, robimy to za własne pieniądze i poświęcamy swój czas. – Nie narzekamy na brak zaproszeń w różne miejsca. Mamy wielu przyjaciół, którzy organizując jakieś imprezy, dzwonią do nas z prośbą, żebyśmy przyjechali i wystąpili w strojach. Jesteśmy naprawdę na różnych imprezach, nawet na sportowych – mówi Szczepan Wereszko. Jak przystało na bractwo z prawdziwego zdarzenia, w szeregi Bractwa Kurkowego nie można wstąpić ot tak. – Zanim zostanie się rzeczywistym członkiem, trzeba przez rok być kandydatem. Kandydat musi mieć dwóch członków rzeczywistych wprowadzających – wyjaśnia Janusz Zabłocki, Podstarszy Bractwa. Bractwo Kurkowe jest organizacją apolityczną i prospołeczną. Jest wyjątkową formą krzewienia postaw obywatelskich i patriotycznych. Dlatego warto zainteresować się jego działalnością.


T E K S T

STUDIA POLONISTYCZNE W SIEDLCACH DLA OSÓB MYŚLĄCYCH I AMBITNYCH dr hab. Violetta Machnicka, prof. nzw. UPH Dyrektor Instytutu Filologii Polskiej i Lingwistyki Stosowanej

Czy w obecnych czasach podejmowanie studiów na kierunkach humanistycznych, np. filologii polskiej, ma sens? A może lepiej, aby młody człowiek, tuż po maturze, twardo stąpał po ziemi i, planując swą przyszłość, dokonywał zimnych kalkulacji, odrzucając wszelkie marzenia i potrzeby duchowe, niedające się bezpośrednio przeliczyć na złotówki, dolary czy euro? Czy w ogóle warto studiować w Siedlcach i czym się kierować podczas wyboru przyszłej profesji, jakie aspekty uwzględniać w pierwszej kolejności? Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego, mieszczący się przy ul. Żytniej 39, to jeden z najnowocześniejszych gmachów uczelnianych w Polsce – doskonale wyposażony, subtelnie zaprojektowany, umożliwiający studentom wszechstronny rozwój intelektualny. Działa w nim pięć odrębnych jednostek naukowych, m. in. Instytut Filologii Polskiej i Lingwistyki Stosowanej. W ramach filologii polskiej funkcjonują 3-letnie studia licencjackie (stacjonarne, dzienne) oraz 2-letnie uzupełniające studia magisterskie (stacjonarne i niestacjonarne, tzn. dzienne i zaoczne). Student ma do wyboru kilka specjalności: język polski z logopedią, komunikacja społeczna i praca wydawnicza, filologia dla mediów i biznesu z językiem obcym, kształcenie językowe dla urzędów

13

S P O N S O R O W A N Y .

i firm z elementami glottodydaktyki. Siedleckie studia polonistyczne przygotowują zatem do wykonywania bardzo ciekawych, konkretnych i zróżnicowanych zawodów. Absolwent polonistyki zostaje – zgodnie z dokonanym wyborem – specjalistą w zakresie logopedii, dziennikarzem, edytorem, wydawcą, biznesmenem znającym języki obce, pracownikiem administracji, urzędnikiem i – tradycyjnie – nauczycielem języka polskiego. Logopedzi podejmują pracę w rozmaitych placówkach oświatowych, prowadzą diagnozę i terapię logopedyczną już jako studenci, czyli podczas studiowania łączą teorię z udokumentowaną praktyką. Obowiązkowe praktyki odbywają także studenci innych specjalności, np. w mediach, urzędach, szkołach.

Studia polonistyczne są atrakcyjne, bogate programowo, dostosowane zarówno do zainteresowań dzisiejszych studentów, jak też do potrzeb współczesnego rynku pracy. Zajęcia prowadzi wysoko wykwalifikowana kadra – głównie profesorowie i doktorzy: literaturoznawcy, kulturoznawcy, filmoznawcy, językoznawcy, logopedzi (zob. www.ifp.uph.edu.pl – zakładka „Pracownicy”). Część kadry ma przygotowanie glottodydaktyczne, związane z nauczaniem języka polskiego jako obcego. Polonistyka siedlecka łączy tradycję i współczesność. Przybliża wielkie teksty kultury (książki, obrazy, filmy, utwory muzyczne), ułatwia twórcze odnajdywanie się w świecie cywilizacji cyfrowej. Zaplecze techniczne Wydziału Humanistycznego, jedno z najlepszych w kraju, oswaja studenta ze sprzętem multimedialnym jako narzędziem pracy. Gmach wydziałowy można zwiedzić np. podczas cotygodniowych polonistycznych wykładów otwartych, skierowanych do szerokiego grona słuchaczy (wstęp wolny), połączonych z propozycją spaceru po budynku pod przewodnictwem nauczycieli-polonistów. Pozytywnie zaskoczą nie tylko piękne sale wykładowe, sala kinowa, sala koncertowa, ale nawet pozornie zwyczajne biurka, w całości wypełnione sprzętem. Budynek przystosowany jest do potrzeb studentów niepełnosprawnych, przyjeżdżających na studia do Siedlec z odległych miast i niewielkich miejscowości. Siedlce są przychylne dla studenta także pod względem finansowym, gdyż koszty utrzymania są tu znacznie niższe niż w dużych, zatłoczonych, hałaśliwych molochach z tłumami zupełnie obcych sobie ludzi. Atmosfera przyjazna studentom panuje też w odnowionych akademikach, na osiedlu studenckim, gdzie nauka połączona z zabawą trwa niekiedy do białego rana… IFPiLS prowadzi również 2-letnie Podyplomowe Studia Logopedyczne, cieszące się dużym zainteresowaniem kandydatów z szerokim wachlarzem dyplomów magisterskich, a nawet doktorskich. W ofercie znajdują się też Podyplomowe Studia Filologii Polskiej oraz Podyplomowe Studia Wiedzy o Kulturze.


14

CZY SIEDLECKIE STAWY KRYJĄ SKARB? PODCZAS ROZMOWY W GRUPIE ZNAJOMYCH JEDNA Z OSÓB ZASUGEROWAŁA, ŻE NA TERENIE SIEDLECKICH STAWÓW MOŻE KRYĆ SIĘ WYJĄTKOWE HISTORYCZNE ZNALEZISKO. PODOBNO W GRZĘZAWISKU JEST ZATOPIONY SAMOLOT BOJOWY Z CZASÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ. GDYBY OKAZAŁO SIĘ TO PRAWDĄ, MIELIBYŚMY DO CZYNIENIA Z BARDZO ATRAKCYJNYM ODKRYCIEM. CZY TO W OGÓLE JEST MOŻLIWE? Marcin Mazurek

Teoretycznie taka możliwość istnieje. Z przekazów historycznych wiadomo że tam, gdzie teraz są błonia siedleckie, w latach międzywojennych znajdowało się lotnisko. I tu można zacząć domysły. - Lotnisko funkcjonowało przed wojną, więc jeśli samolot w wyniku jakiejś usterki czy innego zbiegu okoliczności spadł na te tereny jeszcze przed wojną, z pewnością by go wyciągnięto, bo tak się postępuje przy wypadkach lotniczych – zauważa Grzegorz Welik, dyrektor Archiwum Państwowego w Siedlcach. – Wiemy, że w czasie wojny niemieckie lotnisko tutaj funkcjonowało, były jakieś walki, bombardowania Siedlec, więc teoretycznie

gdyby z nagłych przyczyn – czy awarii, czy w wyniku walki powietrznej – spadł jakiś samolot, mógłby się tu znajdować. Takie przypadki spotyka się w Polsce i na świecie. Gdy samolot spada ze znacznej wysokości na grząski grunt, to mocno się wbija w ziemię. Mamy przykład Messerschmitta 109, który już jakiś czas temu został odnaleziony na Pomorzu, też w pobliżu niemieckiego lotniska wojskowego z okresu II wojny światowej. Tam pilot w locie ćwiczebnym spadł do jeziora, to był już koniec wojny i nie było czasu, żeby wyciągać samolot. Maszynę odnaleziono, odrestaurowano i zdaje się, że jest chlubą muzełum lotnictwa w Krakowie. Jest więc taka

R E K L A M A


możliwość i ta maszyna powinna się w miarę dobrze zachować – stwierdza Grzegorz Welik. Podobnymi przypadkami zajmuje się znany historyczny program „Było, nie minęło”. Przedstawiono w nim kilka przypadków z samolotami z okresu II WŚ z września 1939 roku. Jeden z polskich asów lotniczych, walczący w Anglii we wrześniu, pod koniec wojny strącił trzy samoloty niemieckie i zaginął. Jego Mustanga odnaleziono kilkadziesiąt lat później, maszyna była wbita w ziemię bardzo głęboko. – Nasze stawy to zbiorniki wodne i grunty torfowe, więc jeśli spadła tam jakaś maszyna powietrzna, jest teoretycznie możliwe, że wbiła się głęboko i nikt jej nie wydobywał – przypuszcza dyrektor Archiwum. Dziś naukowcy, i nie tylko naukowcy, dysponują wyspecjalizowanym sprzętem, który z dużym prawdopodobieństwem może potwierdzić istnienie wraku lub mu zaprzeczyć. – Wielokrotnie słyszałem opowieści o czołgach, że był Tygrys, Pantera, czyli sprzęty niemieckie, że na 100 % są gdzieś tam zakopane, że wieżyczka wystaje i wystarczy tylko pójść i kopać. Niektóre z nich się potwierdziły. W okolicach Białegostoku znaleziono kilka Tygrysów, które zapadły się w bagno. W większości jednak były one wyciągane, jeszcze zanim wycofały się wojska, bo trzeba pamiętać, że to przecież kilkadziesiąt ton dobrej stali, więc nikt tego sobie nie odpuszczał. Natomiast na naszym terenie były legendy i zgłaszali się do mnie ludzie jako do prowadzącego magazyn historyczny w TV Wschód, że gdzieś tam są jakieś pozostałości, że może warto poszukać. Sądzę jednak, że położenie takiego obiektu jak czołg dałoby się łatwo ustalić. Natomiast samolot, przedwojenny czy z okresu wojny, oprócz silnika i uzbrojenia tak dużo metalu nie posiadał. Było sporo aluminium albo jakichś płóciennych elementów obić. Z powodu broni sam bym tego nie poszukiwał. Zdarzyło się, na szczęście znawcom tematu, że znaleziona broń pokładowa po oczyszczeniu okazała się zupełnie sprawna, co podczas programu i na strzelnicy dowiedli telewizyjni historycy – opowiada Grzegorz Welik. Zanim jednak zaprzęgnie się do pracy kosztowny, specjalistyczny sprzęt, wcześniej warto poszukać informacji w archiwach. Jeśli to był samolot niemiecki, to w dokumentach wojskowych w Niemczech są dosyć dokładne statystyki, jak się zakończyły poszczególne loty. Jest taka możliwość, bo po pierwsze, Niemcy skrupulatnie prowadzili wszelką dokumentację, także w przypadku siedleckiego lotniska, a po drugie, znacząca ilość strat sprzętu nie wynikała tylko z działań bojowych, lecz także lotów ćwiczebnych. Jeśli więc zacząć szukać, warto wcześniej wybrać się do archiwów niemieckiej armii z czasów II wojny światowej. Kolejna rzecz to prawa własności. Sam fakt, że coś odnajdziemy, nie musi oznaczać, że automatycznie nabywamy do tego prawo posiadania. Priorytetową sprawą jest też to, że wiele terenów, także siedleckie stawy, jest czyjąś własnością i jakiekolwiek działania wymagają bezwzględnej zgody właściciela terenu. Czasem dla podtrzymania aury tajemniczości nie warto brać się za poszukiwania, bo zawsze może okazać się, że faktycznie tam nic nie ma. A jeśli jest?

R E K L A M A

15


16

CUDA

WIANKI COFNIJMY SIĘ W CZASIE O STO LAT. JEST NOC Z 23 NA 24 CZERWCA, WIGILIA ŚW. JANA. PO POLACH SNUJE SIĘ DYM Z OGNISK, NA WODACH DRYFUJĄ WIANKI, A NAD NIMI UNOSZĄ SIĘ ŚPIEWY I ZAKLĘCIA. ZAKOCHANI WRÓŻĄ SOBIE Z KWIATÓW LIGUSTRU. BY ZAPEWNIĆ WZAJEMNOŚĆ W MIŁOŚCI, SAMOTNE DZIEWCZĘTA ZBIERAJĄ LUBCZYK I NASIĘŹRZAŁ, KAWALEROWIE ŁAPIĄ NIETOPERZE. BIEDNI, CHORZY, NIESZCZĘŚLIWI SZUKAJĄ KWIATU PAPROCI. POWIETRZE PRZESIĄKNIĘTE JEST MAGIĄ. TRWA NAJKRÓTSZA NOC W ROKU – SOBÓTKA, NA CZEŚĆ BOGINI MIŁOŚCI, ZIELARSTWA I BIAŁEJ MAGII ZWANA TEŻ KUPALNOCKĄ.

Olga Mędrzejewska

R E K L A M A

Nasi przodkowie wierzyli, że przesilenie letnie to szczególny czas. Kończył się okres wiosennych świąt i zabaw, a zaczynał czas porządków w życiu osobistym i wytężonej pracy w gospodarstwie. Wierzono, że w tę najkrótszą noc w roku dochodzi do przesilenia w walce dobra ze złem. Z jednej strony uaktywniają się demony i czarownice pragnące zaszkodzić ludziom, zwieść ich na manowce. Z drugiej – apogeum swej magicznej mocy osiągają przedmioty i rośliny mające chronić ludzi, zapewniać im pomyślność, zdrowie, miłość. Natura oczyszcza się, stając się przychylną ludziom. Aby wspomóc siły dobra, w kupalnockę odprawiano obrzędy ściśle związane z oczyszczającą mocą ognia i wody. Tuż po zmierzchu, nad wodą, a w przypadku jej braku na wzgórzach, rozpalano święte ognie. Ogień przygotowany na tę specjalną noc musiał być „ogniem żywym”, tzn. rozpalanym tradycyjnie, przez pocieranie drewna o drewno lub krzesanie krzemieniem. Płonąć w ognisku mogły tylko młode gałęzie, broń Boże zebrane z ziemi! W przygotowaniu ognisk brała udział cała wieś. Gospodarza, który poskąpiłby drewna, czekały nie tylko liczne nieszczęścia, ale i uciążliwe figle ze strony młodzieży. Przez ogniska skakali zarówno młodzi, jak i starsi. Udany skok zapewniał zdrowie, powodzenie u płci przeciwnej, urodzaj, zwiększał płodność. Ogniska zwane sobótkami chroniły nie tylko indywidualnych skoczków, ale wręcz całe wsie przed gradem, pożarem, piorunami, w myśl przysłowia R E K L A M A


17

„GDZIE SOBÓTKI ROZPALAJĄ, TAM GRADY NIE PRZESZKADZAJĄ”. Stąd też ogień sobótkowy zanoszono do chałup, gdzie płonął do następnego roku, chroniąc jego mieszkańców. Popiołem z ognisk posypywano z kolei pola i zagrodę dla zapewnienia urodzaju. Na Kurpiach ogniska w połączeniu z wrzucanymi w nie ziołami oraz śpiewanymi zaklęciami miały zapewnić ochronę przed czarownicami. Tuż przed północą wokół sobótek zbierały się kobiety. Młode tańczyły, starsze zaklinały:

„NIECHAJ RUTA W OGNIU TRZESZCZY, CZAROWNICA W ZŁOŚCI WRZESZCZY. NIECH BYLICY GAŁĄŹ PĘKA, CZAROWNICA PRÓŻNO STĘKA!”. Niewykorzystane zioła utykano za ramami świętych obrazów, wtykano w strzechy, zakładano (jak bylicę) na rogi bydła. Zebrane w kupalnockę rośliny miały bowiem magiczne właściwości. Bylica chroniła dom i obejście przed żywiołami i duchami, odpędzała zarazy i choroby spadające na ludzi i zwierzęta z powietrza. Z dziurawca przyrządzano świętojański likier, który koił ból i pobudzał apetyt. Oprócz rytuałów, które odprawiano, by oczyścić przyrodę ze złych mocy, zapewnić obfite zbiory i dobry chów, największy nacisk kładziono na miłość i wróżby z nią związane. Nasi przodkowie byli bardzo pragmatyczni – większość małżeństw aranżowali rodzice z pomocą swatów. Obowiązywały sztywne reguły, w myśl których w związki małżeńskie powinni wchodzić ludzie z tego samego stanu; dziś powiedzielibyśmy: z tym samym

stanem konta. Przepełniona magią, czarami i cudami noc świętojańska pozwalała rozluźnić nieco ten rygor. W kupalnockę młodzi mogli swobodnie dobierać się w pary. Wyłowienie przez kawalera wianka upatrzonej dziewczyny odbierano jako deklarację uczuć. Prześmiewcze przyśpiewki między młodymi przy ognisku pozwalały poznać charakter, temperament, bystrość wybranki lub wybranka. Wspólny, udany skok przez ogień miał siłę zaręczyn. A poszukiwanie kwiatu paproci nierzadko kończyło się inicjacją seksualną. W sobótkę samotne panny wiły z polnych kwiatów girlandy zwane równianką. O północy układały ją wokół miski z wodą, wzywając:

„NAJMILSZY, PRZYCHODŹ PIĆ”. W odbiciu wody, jak w zwierciadle, miała ukazać się im twarz przyszłego ukochanego. Inną wróżbą były puszczane na wodę wianki. Jeśli wianek płynął równo, a umieszczona w nim świeczka długo się paliła, dziewczyna miała szansę na szybkie zamążpójście. Jeśli po drodze spotykał się z innym wiankiem i płynął obok niego, oznaczało to wielkie szczęście, spełnioną miłość i długie wspólne życie. Gorzej, jeśli wianek zatonął – staropanieństwo! – lub zaplątał się w szuwarach – nieślubne dziecko. Uważnie śledzono też, ile razy wianek dotknął brzegu. To oznaczało liczbę lat, które pozostały pannie do ślubu. Na Mazowszu wróżby z wianków nie były wyłącznie domeną panien, wianki puszczali też młodzi rzemieślnicy. Zamiast pleść je z kwiatów i ziół, tworzyli z materiałów związanych z ich profesją. I tak szewc robił wianek z resztek skór, stolarz - z wiórów i drewna. Na Kaszubach z kolei mężczyźni puszczali na wodę płonące beczki. Gdy płynęły szybko i paliły się jasnym, równym płomieniem, wróżyły powodzenie R E K L A M A

w interesach i miłości. Gdy tonęły lub gasły, ostrzegały przed nieszczęściem, starokawalerstwem. Istniały sposoby, by nie dopuścić do spełnienia wróżby o staropanieństwie. Za pomocą przedmiotów i roślin magicznych można było zjednać sobie przychylność upatrzonego kawalera bądź panny. Posypana popiołem z… nietoperza dziewczyna musiała z miejsca zakochać się w kawalerze. Podany w potrawie lubczyk mógł wyzwolić miłość. Podobne właściwości miał nasięźrzał. Aby wzmocnić jego działanie, należało zrywając go, wyszeptać:

„NASIĘ ŹRZELE RWĘ CIĘ ŚMIELE, PIĘCIĄ PALCY, SZÓSTĄ DŁONIĄ, NIECH SIĘ CHŁOPCY ZA MNĄ GONIĄ”. Wszystkim tym praktykom towarzyszyły specjalne obostrzenia: od czasu, w jakim miały mieć miejsce – najlepiej w wigilię św. Jana – po sposoby ich przeprowadzenia. Np. panny zbierając miłosne ziele, powinny robić to nago, zbliżając się do roślin tyłem, by uchronić je przed sztuczkami diabła, który w noc przesilenia był podwójnie niebezpieczny. Jeszcze więcej trudności czyhało na poszukiwaczy kwiatu paproci. Nie dość, że zakwitał tylko raz w roku, na krótką chwilę o północy, w odległych od ludzkich siedzib chaszczach, to jeszcze nikt dokładnie nie wiedział, jak wygląda. Mówiło się o purpurowym, niebieskim lub świetlistym kwiecie. Istniały różne szkoły zrywania i przechowywania. Według jednej należało natychmiast po zerwaniu ukryć go w ustach, pod językiem lub w …butach. Według drugiej – zawinąć w płótno i zanieść do domu w kompletnym milczeniu, nie oglądając się za siebie. Jedno było pewne: swojemu znalazcy kwiat zapewniał do końca życia zdrowie, dobrobyt, miłość i powodzenie we wszystkim, co robi.


18

LEK NA CAŁE

ZŁO? Adam Bobryk

Debatę publiczną zdominowała w okresie wyborczym kwestia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. O uznaniu rangi tej idei świadczy inicjatywa prezydenta przeprowadzenia referendum dotyczącego zmian ustawodawczych umożliwiających ich wprowadzenie. Postulat zarówno ich wdrożenia jak i referendum w tej kwestii nie jest nowy. Pojawiał się on już wielokrotnie. Częściowo został też zrealizowany poprzez wprowadzenie JOW w wyborach do Senatu. Obecny renesans idei jednomandatowych okręgów nastąpił na skutek działań kandydata w wyborach

prezydenckich Pawła Kukiza. Był to jego najbardziej wyrazisty postulat, który jednocześnie miał być lekiem na całe zło. Można było się spotkać również z wieloma stwierdzeniami, iż zmiana ordynacji wyborczej spowoduje większy dostęp obywateli do możliwości aktywnego uczestnictwa w wybieralnych organach władzy i ograniczenie znaczenia partii politycznych. Kandydat zyskał ponad 20% głosów, co powszechnie zostało odebrane jako poparcie wprowadzenia JOW. Pozornie to dość logiczna konstrukcja zakładająca, że jednomandatowe okręgi umożliwią szeroki dostęp do ław poselskich obywatelom, którzy nie należą do partii i są lokalnymi liderami. Skutkiem tego ma być, jak stwierdzano skruszenie zabetonowanej sceny politycznej. Czy faktycznie JOW jest tym cudownym rozwiązaniem? Doświadczenia krajów w których taki system funkcjonuje ukazują, iż prowadzi to do silnego upartyjnienia procesu wyborczego oraz dysproporcjonalności reprezentacji parlamentarnej. Panuje bowiem zasada, że zwycięzca bierze wszystko. Kto uzyska większość głosów w okręgu otrzymuje mandat. Pozostali wyborcy praktycznie nie mają więc swojej reprezentacji. Przykładowo, 7 maja, podczas wyborów w Wielkiej Brytanii, na United Kingdom Indepedence Party głos oddało 12,6% wyborców, uzyskali jednak tylko 1 mandat, pomimo tego, że byli 3 ugrupowaniem pod względem skali poparcia. Natomiast zwycięska Conservative and Unionist Party wsparta została przez 36,8%, a zdobyła 331 mandatów, co umożliwiło jej samodzielne rządy. Tuż po zakończeniu głosowania lider UKIP, Nigel Farage, określił jednomandatową, większościową ordynację wyborczą, jako „zbankrutowany system”. Beneficjentem JOW są nie lokalni liderzy a najsilniejsze partie polityczne. Taka ordynacja zmierza zasadniczo do systemu dwupartyjnego, z marginalną reprezentacją innych ugrupowań. Oczywiście są też przypadki wyłonienia niepartyjnych reprezentantów. Zasadniczo są to zamożni kandydaci, których stać na kosztowną kampanię, lub ludzie którym przedstawiciele świata biznesu dadzą na to pieniądze. Prowadzi to więc do oligarchizacji polityki. Parlament też w niewielkim stopniu odzwierciedla wówczas zróżnicowanie poglądów politycznych obywateli. Mało prawdopodobne by wszyscy, którzy poparli kandydaturę Pawła Kukiza byli zwolennikami JOW. Ich głosowanie było bardziej sygnałem o wzrastającej tendencji do delegitymizacji systemu funkcjonującego w kraju. Był to swoisty głos protestu. To bardzo poważne ostrzeżenie. Sprowadzając je tylko do kwestii JOW-ów unika się podjęcia próby rozwiązania nabrzmiałych problemów społecznych.

R E K L A M A


19

WIĘCEJ MIEJSC

PRACY

DLA MŁODYCH

W

skali Unii Europejskiej Polska jest drugim państwem z największym spadkiem bezrobocia wśród młodych ludzi. Według Eurostatu w tej dziedzinie wyprzedzają nas jedynie Niemcy. – Choć sytuacja systematycznie poprawia się, zatrudnienia nie ma jeszcze ponad pół miliona młodych Polaków i to właśnie z myślą o nich powstał Narodowy Program Praca dla Młodych – informuje Jacek Kozaczyński, poseł na sejm. – Z programu będą mogli skorzystać absolwenci szkół zawodowych, ponadgimnazjalnych i wyższych, którzy nie ukończyli jeszcze 30 roku życia – dodaje. Z tego wynika, że gwarancję zatrudnienia w 2016 roku otrzyma ponad 100 tysięcy osób. Aby zachęcić pracodawców do tworzenia miejsc pracy w programie przewidziano dofinansowanie do wynagrodzenia w wysokości płacy minimalnej, w zamian za to firma zobowiąże się do utrzymania miejsca pracy przez co najmniej rok. Pracodawca będzie mógł otrzymać ponad 26 tysięcy zł dofinansowania. Będzie to możliwe tylko w przypadku zatrudnienia młodego pracownika na umowie o pracę. Narodowy Program Praca dla Młodych ma być finansowany z Funduszu Pracy i środków europejskich. Koszt programu w 2016 roku szacowany jest na 2,6 mld zł. Dzięki podatkom i składkom część kwoty finansowania programu wróci do budżetu, co realnie obniży jego koszt. – To doskonała okazja dla młodych aby zaistnieć na rynku pracy – podsumowuje Jacek Kozaczyński. Źródło: Biuro Prasowe Platformy Obywatelskiej

R E K L A M A

DZIĘKI NARODOWEMU PROGRAMOWI PRACA DLA MŁODYCH POWSTANIE 100 TYSIĘCY NOWYCH MIEJSC PRACY. PROGRAM JEST ELEMENTEM STRATEGII „DOBRY START DLA MŁODYCH”.


20

KRÓLOWIE, KSIĄŻĘTA, PREZYDENCI I… PAPIEŻ W SIEDLCACH

SIEDLCE WYD. FOT. A.GANCWOLA W SIEDLCACH

MIESZKAŃCY SIEDLEC KILKAKROTNIE MIELI OKAZJĘ WIDZIEĆ W SWYM MIEŚCIE KRÓLÓW, KSIĄŻĄT, PREZYDENTÓW. NIE BYŁY TO WIZYTY CZĘSTE ALE NIEMAL W KAŻDYM POKOLENIU KTOŚ Z „MOŻNYCH TEGO ŚWIATA” ODWIEDZAŁ GRÓD NAD MUCHAWKĄ.

dr Rafał Dmowski

Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach

Według legendy przekazywanej z pokolenia na pokolenie królowa Bona przejeżdżając z rycerstwem przez puszczę na terenie której obecnie jest miasto powiedziała do otaczającej ją świty „piękne by tu było Siedlisko”. Zgodnie z życzeniem władczyni jej małżonek król Zygmunt I Stary natychmiast nakazał założyć osadę o nazwie Siedlce. W tej historii jak pisze prof. Marek Plewczyński „prawdą jest tylko fakt, że w miejscu, gdzie są obecnie Siedlce, rósł niegdyś gęsty las”. W rzeczywistości pierwszą wzmiankę o osadzie spotykamy w źródłach historycznych pod rokiem 1448 czyli ponad 70 lat przed przybyciem królowej Bony do Polski w 1518 r.

Przez kilka wieków w mieście mieszkali, jak i odwiedzali je polscy jak i zagraniczni książęta. Siedlce przez kilka stuleci należały bowiem do rodu książąt Czartoryskich a potem Ogińskich. Tu rezydowali m.in. książę Michał Jerzy Czartoryski wraz z żoną Joanną, książę Kazimierz Czartoryski wraz z żoną Izabelą następnie ich syn Michał Fryderyk Czartoryski a po nim jego córka - najbardziej znana właścicielka Siedlec Aleksandra z Czartoryskich Ogińska. Kilkakrotnie, m.in. w 1783 i 1793 r. z wizytą w Siedlcach gościł król Stanisław August Poniatowski cioteczny brat władającej wówczas miastem księżnej Aleksandry. Pierwsza wizyta została dokładnie opisana przez anonimowego autora w druku Przyjęcie najjaśniejszego pana Stanisława Augusta króla polskiego [...] w Siedlcach roku 1783. W XVIII w. w kościele pod wezwaniem Świętego Stanisława Biskupa Męczennika w Siedlcach miały miejsce dwie niezwykle ważne uroczystości: w marcu 1780 r. miał tu miejsce synod elekcyjny metropolity unickiego Jasona Smogorzewskiego a 28 października 1784 roku ślub księżniczki Marii Czartoryskiej (córki Izabeli z Flemingów Czartoryskiej i Adama Kazimierza Czartoryskich) z księciem Ludwikiem Wirtemberskim siostrzeńcem Fryderyka II Wielkiego króla Prus. Po bezpotomnej śmierci księżnej Aleksandry Siedlce przeszły na własność Adama i Izabeli Czartoryskich z Puław, którzy byli ostatnimi prywatnymi właścicielami miasta. W 1832 roku przejeżdżał przez Siedlce Król Polski i Car Rosyjski Mikołaj I, który zachwycał się bramą - dzwonnicą przy kościele pw. Św. Stanisława. R E K L A M A

W okresie międzywojennym kilkakrotnie był w Siedlcach Naczelnik Państwa i późniejszy Marszałek Polski Józef Piłsudski. Warto przypomnieć, że po zwycięstwie polskim w Bitwie Warszawskiej Siedlce pełniły dniach 18-23 sierpnia funkcję Kwatery Polowej Naczelnego Wodza. Podczas parodniowego pobytu w Siedlcach Piłsudski przyjął tu również premiera Wincentego Witosa i marszałka sejmu Macieja Rataja. Kolejny raz Marszałek Piłsudski był w Siedlcach 3 listopada 1922 r. podczas poświęcenia sztandaru 22 pułku piechoty. 15 maja 1938 r. przez Siedlce przejechał w drodze na uroczystości odsłonięcia kopca Józefa Piłsudskiego w Zawadach prezydent Polski Ignacy Mościcki. Od 1924 r. Siedlce stały się oficjalnie siedzibą biskupią, dlatego mieszkańcy miasta mieli i mają na co dzień okazję widzieć hierarchów Kościoła katolickiego. Tu rezydowali ordynariusze: bp Henryk Przeździecki, bp Ignacy Świrski, bp Jan Mazur, bp Jan Wiktor Nowak, bp Zbigniew Kiernikowski wraz ze swymi biskupami pomocniczymi. Obecnie w Siedlcach mieszka bp Kazimierz Gurda i bp pomocniczy Piotr Sawczuk. Wielokrotnie odwiedzali miasto prymasi Polski, m.in. kardynał August Hlond, kardynał Stefan Wyszyński i kardynał Józef Glemp. Miasto gościło też nuncjuszy papieskich m.in. arcybiskupa Incano Vanutellii w II poł. XIX w., abp Józefa Kowalczyka, abp Celestino Migliore. Wyjątkowym gościem w Siedlcach był papież Jan Paweł II, który odwiedził miasto 10 czerwca 1999 r. Natomiast w 2007 r. odwiedził nasze miasto prawosławny arcybiskup Aten i całej Grecji Christodoulos. W ostatnim dziesięcioleciu Siedlce odwiedzali Prezydenci Polski. W 2008 r. odwiedził nasze miasto ostatni Prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, a w czasie pełnienia funkcji Prezydenta Polski z oficjalnymi wizytami byli prezydenci Lech Kaczyński (w 2009 r.) i Bronisław Komorowski (w 2013 r. i 2015 r.).


21

RYZYKOWNA

DROGA

DO PIĘKNA

ZBLIŻA SIĘ LATO. NIC DZIWNEGO, ŻE CHCEMY CZUĆ SIĘ PIĘKNIE I WYGLĄDAĆ ATRAKCYJNIE. Agnieszka Buczek

Odsłaniamy nasze ciało i marzymy, by ładnie się prezentowało. Skóra musi być jędrna i aksamitna, pięty gładkie, a paznokcie zadbane. Mając tak postawione cele, pędzimy do gabinetu kosmetycznego, aby tam je osiągnąć. Nie zastanawiamy się jednak, czy takie działanie nie przyniesie odwrotnego skutku. Na pozór niewinne zabiegi kosmetyczne, wykonywane nieprawidłowo, mogą wyrządzić ogromną szkodę naszej skórze. Co zrobić, by tego uniknąć? R E K L A M A

Najważniejsze jest, by przed planowanym zabiegiem precyzyjnie wybrać gabinet kosmetyczny z wykwalifikowanym personelem, który ten zabieg przeprowadzi. Zbierzmy informacje o sposobie jego wykonywania, o stosowanych preparatach. Dowiedzmy się, jakie są przeciwwskazania i czy efekt końcowy będzie zgodny z naszym założeniem. Gabinet kosmetyczny odwiedzamy z myślą o poprawie kondycji swojej skóry, ale przede wszystkim marzymy o odpoczynku i relaksie. Nie da się jednak odpocząć, jeśli w salonie spotykamy personel, który nie spełnia naszych podstawowych oczekiwań, jakimi są serdeczność i profesjonalizm. Coraz częściej spotyka się gabinety, w których zatrudnione osoby nie posiadają odpowiednich kwalifikacji, uprawnień ani wiedzy o możliwych powikłaniach. Nie ma zabiegów uniwersalnych i odpowiednich dla każdego. Pamiętajmy, że nawet zwykły manicure, pedicure, masaż czy inne czynności powinny być poprzedzone dokładnym wywiadem, w którym kosmetyczka/kosmetolog zdobędzie istotne informacje dotyczące naszego zdrowia i stylu życia. To bardzo ważne w doborze zabiegu, bowiem o tym, czy będzie on skuteczny i bezpieczny, decyduje głównie stan naszego zdrowia, przebyte choroby i dolegliwości, na które aktualnie cierpimy. Podczas niektórych zabiegów może dojść do uszkodzeń skóry, poparzeń laserem czy prądem, a nieprawidłowe użycie narzędzi oraz zastosowanie nieodpowiednich preparatów to najczęstsze zarzuty klientów pod adresem personelu w salonach. Jednym z bardziej ryzykownych zabiegów jest błaha z pozoru depilacja. Już samo woskowanie, podczas którego zostanie źle oderwany plaster, może zakończyć się nieprzyjemnymi podrażnieniami i uszkodzeniami skóry. Nie ulega wątpliwości, że idąc do profesjonalnego salonu kosmetycznego, mamy prawo wymagać informacji o ewentualnych zagrożeniach i wszelkich przeciwwskazaniach związanych z danym zabiegiem. Mamy także pełne prawo oczekiwać, że osoby zatrudnione w salonie przeprowadzą konsultację przed zabiegiem, odpowiednio przygotują narzędzia i aparaturę, co zapewni nam bezpieczeństwo. Oczywiście każdy zabieg kosmetyczny to ingerencja w skórę i ciało, która może przynieść różne skutki. Masaż może spowodować nadmierne pękanie naczyń krwionośnych, mikrodermabrazja uszkodzenie naskórka, a po peelingu chemicznym może wystąpić uczulenie. Wszystko zależy od częstotliwości i jakości wykonania zabiegu. Na rynku kosmetycznym jest coraz więcej nowości, które nie są pozbawione elementów ryzyka, jednak od wieków ludzie chcieli zmieniać swój wygląd zewnętrzny. Nie ma w tym nic złego, warto jednak przed próbą upiększenia się dobrze to przemyśleć. Czasem bowiem lepsze bywa wrogiem dobrego. R E K L A M A


22

W POSZUKIWANIU

ZDROWIA

CORAZ CZĘŚCIEJ SŁYSZY SIĘ O TYM, ŻE NASZE ZDROWIE ZALEŻY OD TEGO JAK SIĘ ODŻYWIAMY. TO JUŻ NIE TYLKO KŁOPOTY Z NADWAGĄ CZY OTYŁOŚCIĄ, ALE PROBLEMY WYNIKAJĄCE Z NIEPRAWIDŁOWEJ DIETY DOTYCZĄ CAŁEGO ORGANIZMU. O ZDROWYM ODŻYWIANIU Z DIETETYK MAGDALENĄ RADZISZEWSKĄ ROZMAWIA MARCIN MAZUREK.

Jak w Pani ocenie odżywiają się Polacy? Bardzo różnie niestety, chociaż coraz więcej osób odżywia się bardziej świadomie i zwraca uwagę na to, czym karmi swój organizm. To szczególnie ważne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż nawet 60-70% chorób jest dietozależne. Tak naprawdę zauważam cztery grupy osób: pierwsza, zupełnie nie przejmująca się odżywianiem do momentu, kiedy nie zaczną się poważne kłopoty ze zdrowiem – i tu są dwie możliwości, leki lub dieta, czasem oba sposoby na raz. Druga grupa to osoby, które odżywiają się mniej więcej zdrowo, kierując się przy tym obiegowymi opiniami, internetową wiedzą lub czytając

książki, czy prasę. Trzecia grupa to osoby już zupełnie świadomie dobierające swoje menu do potrzeb organizmu i tych jest na szczęście coraz więcej! Oczywiście pozostaje czwarta grupa, która wciąż jeszcze ulega modom np. na niejedzenie glutenu, czy nadużywająca nabiału… Ta znajduje się już stanowczo w mniejszości – jesteśmy bowiem coraz bardziej nieufni – i dobrze, że tak jest. Czy w poszukiwaniu zdrowia warunkiem koniecznym jest radykalna zmiana codziennego menu? Radykalna zmiana (poza wyjątkami podyktowanymi np. nagłą wyższą koniecznością typu incydent zdrowotny) nigdy nie wychodzi na dobre – bo nie R E K L A M A

jest trwała, najczęściej taka całkowita zmiana stylu życia jest z góry skazana na porażkę. Rzadko bowiem zdarza się, abyśmy źle się odżywiali od początku do końca. Nierzadko pozostają nam poczucie winy i przekonanie, że jak taka rewolucja nam nie wyszła, to się do niczego nie nadajemy – i błędne koło się zamyka. Wracamy do początku. Natomiast najbardziej skuteczne działanie – powinniśmy znaleźć i zmienić drobne nawyki, które nam szkodzą, niektóre elementy wyeliminować i takie działanie ma już ogromne szanse na trwałość. Małe kroki spowodują, że zachęceni rezultatami, zechcemy zrobić więcej. W zdrowym żywieniu największym problemem jest smak posiłków. Ktoś kto lubi dobrze przyprawione mięso z trudem wprowadza do swojej diety warzywa. Błędnie myślimy że jedzenie zdrowe to jedzenie bez smaku, a tymczasem kubki smakowe zmęczone solą nie odczuwają tak dobrze smaku, jak wtedy, kiedy się odzwyczają. I najważniejsze używać możemy wszystkich przypraw, poza nadmiernymi ilościami soli (tą jak najbardziej należy ograniczyć). Dlaczego miałoby być niesmacznie? Najczęstsze słowa klientów po pierwszym – drugim tygodniu Planu Odżywiania: „nie wiedziałem, że zdrowe jedzenie jest takie smaczne”, zaraz po : „nie wiedziałem, że można tyle zjeść”. Kolejny problem to przygotowanie posiłków. Wiele osób narzeka na to, ze jest to czasochłonne, że trzeba ze sobą nosić więcej pojemników, itd., itp. To również mit głęboko zakorzeniony w naszej świadomości. Wydaje się nam, że zdrowe odżywianie polega na wywróceniu kuchni do góry nogami i teraz już nic się nie będzie liczyć tylko gotowanie. Sterty garnków, brudnych naczyń, i godziny spędzone w kuchni. Ale czy kotlet upieczony w otrębach


23 zajmie nam więcej czasu, niż ten usmażony – tu się nie zgodzę! Faktem jest jednak, że świadome zakupy i nieco więcej przygotowań – np. przekąska w formie kanapki zamiast kupna słodkiego batonika na szybko (z 6-7 łyżeczkami cukru) zajmie nieco więcej czasu. Pozostaje jednak pytanie, czy jeśli stracimy zdrowie, to nie stracimy znacznie więcej czasu w kolejkach do lekarzy? Czy to prawda, że niektóre leki powodują tycie? Czy może dzieje się tak, że przyjmowanie leków niepotrzebnie łączymy z jakimiś w danym przypadku niewskazanymi produktami? Tak, np. niektóre leki na cukrzycę bądź sama przyjmowana insulina mogą spowodować, że utyjemy – z powodów takiego, a nie innego wpływu na apetyt czy na procesy biochemiczne w organizmie. Ale najczęściej jest to pewnego rodzaju wymówka. No bo jak nazwać fakt, że jemy wieczorem, nie pijemy wody, a słodycze są naszą częstą przegryzką – błędami w diecie czy efektem działania leków na nasz organizm,

że przy takim niefrasobliwym podejściu utyjemy. Oczywiście istnieją też choroby np. niedoczynność tarczycy, które mogą spowodować, że utyjemy. Jednak na to również znamy sposób, endokrynolog wraz z dietetykiem na pewno dadzą radę. Najczęściej jednak wystarczy jeść bardziej świadomie. Osoby walczące z nadwagą sięgały po wiele diet z różnymi skutkami. Czy jest sposób na skuteczne zrzucenie nadmiaru kilogramów? Od czego to zależy? Rzeczywiście często szukamy sposobów na szybkie schudnięcie i najczęstszym skutkiem takich diet cud jest brak efektów, lub efekt w postaci kilku kilogramów ekstra na plusie. Oczywiście - istnieje sposób na trwałe zrzucenie zbędnych kilogramów – to dieta w 70% i aktywność fizyczna w 30%. Najprostszy i gwarantujący efekty, ale sięgamy po niego zazwyczaj na koniec. Najczęściej dlatego, że sami nie potrafimy się do tego zmobilizować, jemy zbyt mało lub za dużo lub wypijamy dosłownie szklankę wody mniej niż nasz organizm potrzebuje. Dlatego tak ważne jest, aby

udać się do specjalisty, który nie tylko napisze plan – ale przede wszystkim wszystko wytłumaczy, pokaże i pomoże wdrożyć w życie. Nie musisz być głodny, możesz mieć dużo energii i jeść to, co lubisz. Tu jest klucz. Dopasuj dietę do siebie, a nie siebie do diety. Nie jedz białego sera, jeśli go nie lubisz, dowiedz się, kiedy możesz jeść słodycze… Niezwykle często spotykam się z klientami, którzy znają już wszystkie dostępne specyfiki, przetestowali wszystkie diety od sąsiadów, celebrytów z telewizji po to, aby po paru latach pójść do dietetyka i dobrać coś specjalnie dla siebie. Od czego to zależy: od nas to banał, ale tak naprawdę od tego, czy umiemy sobie postawić małe cele i je realizować, od tego, jak wiele drobnych, ale zgubnych nawyków uda nam się zmienić na zdrowsze. Najważniejszy jest pomysł i konsekwentne działanie na co dzień, pomimo mniejszych i większych porażek – bo te zdarzą się na pewno. Aha, i najważniejsze: nie od poniedziałku, ani od pełni księżyca TERAZ jest najlepszy moment!

R E K L A M A

Sprawdź ofertę kredytową w oddziale MULTI SFERY

GDY PLANUJESZ WIĘKSZE WYDATKI

SPŁACAJ RATY WYGODNIEJ!

NA ROZWÓJ GOSPODARSTWA

. do 300 000 zł bez zabezpieczeń . okres spłaty nawet do 10 lat . minimum formalności

Spłacasz wiele kredytów? Od teraz możesz płacić jedną, niższą ratę!

Dzięki specjalnej ofercie dla rolników możesz uzyskać kredyt nawet do 500 000 zł.

Zapraszamy do oddziału: SIEDLCE, Piłsudskiego 28 | kom. 600 679 963, 600 679 942 | tel. 25 631 08 94

www.multisfera.pl


24

PARYSKIE ŁUKI WYBIERAJĄC SIĘ DO PARYŻA, PODOBNIE JAK W PRZYPADKU ZWIEDZANIA INNYCH ZNANYCH STOLIC I MIAST CIEKAWYCH TURYSTYCZNIE, STARAMY SIĘ ZOBACZYĆ WSZYSTKIE MIEJSCA, KTÓRE DO TEJ PORY OGLĄDALIŚMY NA ZDJĘCIACH CZY W TELEWIZJI. CIEKAWYM POMYSŁEM MOŻE BYĆ ŁĄCZENIE KILKU MIEJSC W JAKIŚ SPOSÓB ZE SOBĄ ZWIĄZANYCH. Marcin Mazurek

Jedną z takich tras, którą można przebyć w ramach poznawania topografii Paryża, jest linia łącząca trzy łuki tryumfalne. Jest to łatwa trasa, bo całą można przebyć różnymi środkami komunikacji bądź pieszo. Ta ostatnia opcja wydaje się atrakcyjna, ale zajmie nam cały dzień. Jeżeli nie mamy czasu warto skorzystać z metra. Paryskie metro jest wyjątkowo rozbudowane ale niezmiernie przyjazne, między innymi dlatego, że wiele stacji metra nosi nazwy miejsc, które chcemy odwiedzić. Należy pamiętać, aby zaopatrzyć się w mapkę linii metra, którą na każdej stacji możemy albo otrzymać jako dodatek do biletu, lub kupić za symboliczne 1 euro. Mapki dostępne są również w hotelach czy najróżniejszych materiałach promocyjnych stolicy Francji. Wróćmy więc do naszej trasy. Pierwszy łuk triumfalny znajduje się w bezpośredniej bliskości Luwru. Miejsca, do którego przybywają wszyscy odwiedzający Paryż. Na Luwr warto zarezerwować cały dzień, dlatego wybierając się proponowaną trasą łuków tryumfalnych, pałac oglądamy jedynie z zewnątrz. Zostawiając muzeum za plecami idziemy w stronę placu Concorde. Tam jest stacja metra o tej samej nazwie. Ale także nasz pierwszy łuk. Jest dość podobny do tego najbardziej znanego, który już niebawem będziemy mogli oglądać. Ale po kolei.

FOT. © FLICKR

Arc de Triomphe du Carrousel powstał w 1806r. dla upamiętnienia zwycięstw Napoleona. Proporcjami i zdobieniami nawiązuje do klasycznych rzymskich łuków triumfalnych. Powstał jako wejście do pałacu Tuileries, jednak funkcję tę pełnił stosunkowo krótko, bo pałac został zniszczony przez pożar w 1871 roku. Zostawiając cały czas za sobą Luwr i pierwszy łuk, idziemy w stronę Pól Elizejskich, bądź na stacji Concorde wsiadamy w metro linii żółtej i jadąc w kierunku La Defense przejeżdżamy dwie stacje aby wysiąść R E K L A M A

FOT. © WIKIPEDIA


25 na stacji Charles De Gaulle Etoile. W ten sposób docieramy do najbardziej znanego łuku. Monumentalna budowla stoi na środku ogromnego ronda od którego poprowadzono 12 ulic w różnych kierunkach. Stąd wzięła się druga nazwa tego miejsca Plac Gwiazdy. Najpiękniejszy widok rozpościera się ze szczytu budowli, na którą można wejść. Warto pamiętać że budowla powstała w hołdzie walczącym za Francję w czasie rewolucji i wojen napoleońskich i traktowana jest przez francuzów jako miejsce godne czci. Świadczą o tym napisy upamiętniające miejsca bitew napoleońskich i Grób Nieznanego Żołnierza. Kiedy już zobaczymy wszystko, wybieramy się w dalszą część wycieczki. Tu radzę już skorzystać z metra, ze względu na odległość. Tym bardziej, ze do La Defense stąd jadą już dwie linie metra. Kiedy dotrzemy do miejsca przeznaczenia naszym oczom ukaże się wyjątkowy krajobraz. Mimo przyzwyczajenia do nowoczesnych centrów miast La Defense zaskakuje futurystyczną wizja projektantów. Szkło i aluminium jest tam wszechobecne. Z tych materiałów zbudowany jest także trzeci łuk triumfalny nazywany La Grande Arche de la Défense. Jego budowę ukończono w 1989r.,

FOT. © 2FLIKCR

FOT. © WIKIPEDIA

w dwusetną rocznicę Rewolucji Francuskiej. Oglądając i porównując trzy łuki triumfalne Paryża, widać jak zmieniało się miasto, począwszy od czasów królewskich, przez wojny i zwycięstwa francuskich żołnierzy po współczesną wizję miasta, kraju czy nawet świata. Z takiej wycieczki do hotelu z pewnością wrócimy zmęczeni, ale przeżyte doznania w pełni zrekompensują nam trud zwiedzania.

FOT. © 3FLIKCR

R E K L A M A

SPECJALNA OFERTA

DAL PRZEDSIĘBIORCÓW I ROLNIKÓW

UPUST do 12% Przekonaj się, co Hyundai ma do zaoferowania. Siedlce, Terespolska 14, tel. (25) 632 70 13 Biała Podlaska, Janowska 56, tel. (83) 342 19 65 Szczegóły promocji i programu gwarancyjnego u Autoryzowanych Dealerów Hyundai. Liczba aut objętych promocją jest ograniczona. Promocja trwa do 30.06.2015 r. Propozycja nie jest ofertą w rozumieniu przepisów Kodeksu Cywilnego. Prezentowana oferta dla grup zawodowych nie łączy się z ofertą dla klientów indywidualnych.


26

MACIEK

STARĘGA

WIEM, CZEGO CHCĘ że stać mnie na to i to osiągnąłem, ale ludzie wkoło byli z tego dumni i to mnie najbardziej cieszy. Jeżeli twoimi sukcesami możesz zadowolić inne osoby, to jest największą nagrodą.

FOT. © WIKIPEDIA

MIMO ŻE POCHODZI Z NIZIN, JEST JEDNYM Z NAJLEPSZYCH POLAKÓW W SPORTACH NARCIARSKICH, A DOKŁADNIEJ – W BIEGACH NARCIARSKICH. JEST PRZYKŁADEM REALIZACJI CELU W NAJMNIEJ SPRZYJAJĄCYCH WARUNKACH. DETERMINACJA I ODWAGA POZWOLIŁY MU NA SUKCES I DAŁY SZANSĘ NA KOLEJNE TRYUMFY W SPORCIE. Z OLIMPIJCZYKIEM MACIEJEM STARĘGĄ ROZMAWIA MARCIN MAZUREK.

Czy twoje życie się w jakiś sposób zmieniło, czy musiałeś z czegoś lub kogoś zrezygnować, kiedy pojawiła się wizja Twojego udziału w olimpiadzie? Wyjazd na olimpiadę jest spełnieniem marzeń każdego sportowca, bo wiesz, że to, na co pracowałeś, przynosi efekt. Wiąże się to również z uznaniem i prestiżem nie tylko w środowisku sportowym. Jako zawodnik nie odczuwałem tego tak mocno, bo wiedziałem,

Czy dążenie do sukcesu oznacza konieczność rezygnacji z życia pozasportowego, ograniczenie kontaktów ze znajomymi, przyjaciółmi? W moim przypadku nie. Da się to wszystko poukładać. Oczywiście nie wyobrażam sobie, co by było, gdybym miał inną pracę i wtedy chciał to wszystko pogodzić. Sądzę, że byłoby bardzo ciężko. Jeśli chodzi o życie prywatne, nie brakuje mi niczego i myślę, że jeśli się z głową podchodzi do różnych spraw i potrafi oddzielić te dwie dziedziny życia, to nie jest aż tak ciężkie. Oczywiście osiągnięcie sukcesu wymaga wielu wyrzeczeń, ale jeśli kochasz sport i wiesz, do czego dążysz, to i na życie prywatne znajdzie się czas. Czyli nie można powiedzieć, że wszystko postawiłeś na sport. Raczej nie. Choć po sezonie też realizuję swoje inne hobby ściśle związane ze sportem, takie jak wspinaczka sportowa czy snowboard, na który chętnie jeżdżę z moją dziewczyną podczas wakacji. To też jakaś odmiana narciarstwa. Generalnie sport wypełnia moje życie, aktywności fizyczne bardziej mnie pociągają. Nie mam talentów artystycznych, więc w tym kierunku nie R E K L A M A

idę, ale jeśli sobie coś zaplanuję, staram się to realizować. Gdyby nie narty, to co byś robił? Miałem taki moment zastanowienia. Był taki etap w mojej karierze, że o mały włos to mogło się skończyć i narciarstwa w moim życiu by zabrakło. Kłopoty zdrowotne spowodowały, że sytuacja wydawała się podbramkowa. Na szczęście wyszedłem z tego i jestem tu, gdzie jestem, z czego się bardzo cieszę. Ten przypadek dał mi dystans do wszystkiego. Nie można za bardzo w to wszystko wejść emocjonalnie, bo jeżeli w pewnym momencie to się skończy, a kontuzje przychodzą czasami nagle, to trzeba się zastanowić i robić coś innego. Nie można siąść i załamywać rąk, i powiedzieć, że nie ma się już nic do roboty, tylko zmienić swój tok działania. Miałem taką sytuację i zanim wybrałem szkołę sportową, zastanawiałem się nad jakimś lepszym liceum i studiami biotechnologicznymi. Biologia i fizjologia to, można powiedzieć, mój konik. Planując przyszłość, myślisz dziś jednak o swoich kolejnych występach na trasach biegowych. Będę dążył do upragnionego podium w Pucharze Świata, to mój główny cel. Może wreszcie zdołam odpalić indywidualnie na głównej imprezie, która odbywa się raz w sezonie i trudno jest trafić z formą. Mam nadzieję, że wreszcie to mi się uda.


27

CEZARY DEMIANIUK DOBIEGA KOŃCA SEZON DLA PIŁKARZY I KIBICÓW POGONI BOGATY W EMOCJE I PRZEŻYCIA. JAK PODSUMOWUJE GO CEZARY DEMIANIUK O TO PIŁKARZA BIAŁO- NIEBIESKICH PYTA MARCIN MAZUREK. Początki nie są łatwe, jesteśmy beniaminkiem I Ligi. Sytuacja się tak wykreowała, że możemy żyć w napięciu aż do baraży. Wierzę, że utrzymamy Pogoń w I Lidze. Tym bardziej, że klub dostał licencję na grę w tej klasie rozgrywek. Pierwszy rok zawsze jest trudny, jeśli to przetrwamy to w następnym roku będzie już dużo lepiej. Trudno Cię obarczać, nieobecnością, bo specjalnie nikt sobie kontuzji nie przyprawia. Jednak brak Ciebie na murawie miał wpływ na występy drużyny. Są rzeczy, na które nie mamy wpływu. Kontuzja wyeliminowała mnie na ponad 10 meczów. To była długa przerwa, ale chłopaki też walczyli, zdobywali punkty i radzili sobie beze mnie. Teraz gdy wróciłem mogłem pomóc i zobaczymy jak to się ułoży dalej. Jesteś filarem drużyny, z pewnością miałeś jakieś propozycję z innych klubów. Są oferty, a raczej zapytania z kilku klubów z I Ligi i nie tylko. Na razie z menadżerem nie podejmujemy żadnych ruchów. Teraz skupiam się na utrzymaniu Pogoni w I Lidze. Jak się utrzymamy

to będę mógł skupić się na innych propozycjach. Staram się jak najlepiej grać, po to gram, żeby piąć się coraz wyżej, spełniać swoje marzenia i mam nadzieję że tak będzie. Grałem w każdej klasie rozgrywkowej począwszy od B- klasy i została mi tylko Ekstraklasa, także mam nadzieję, że się uda tam dotrzeć. Jak sobie wyobrażasz Pogoń bez Ciebie? Nie ma ludzi niezastąpionych i jestem przekonany, że jak odejdę to znajdzie się ktoś, kto będzie grał na mojej pozycji nie gorzej ode mnie. Czego się nauczyliście przez ten rok jako drużyna? Trzeba grać do końca, nie można się poddawać. Jeszcze kilka kolejek temu byliśmy praktycznie skreśleni. Okazało się, że w trzech meczach zdobyliśmy siedem punktów i nadal jesteśmy w grze o utrzymanie. Czyli wniosek jest jeden, trzeba grać do końca, wierzyć i się nie poddawać, mimo tego, że inni wkoło już nas dawno skreślili. W Niecieczy z zazdrością patrzyliście na rywali, którzy świętowali awans do Ekstraklasy? Niedawno temu my awansowaliśmy do I Ligi. Tak to jest, my jesteśmy beniaminkiem a oni w tej lidze byli już kilka lat i awansowali. To bardzo dobry zespół i pozostaje nam pogratulować im. Oczywiście, że każdy by chciał awansować do Ekstraklasy, ja liczę, że i Pogoń kiedyś

FOT. K. CZARNOCKI

awansuje. Przez ostatnie lata zrobiliśmy przecież ogromny progres i wiele awansów już jest na naszym koncie. Teraz tylko jeden został. Mówi się, że pieniądze nie grają, ale jest to ALE… O Niecieczy też mówią, że taki klub w Ekstraklasie nie powinien grać. Właściciel wydaje własne pieniądze, nie pieniądze publiczne tylko zarobione przez siebie i ma prawo tak to zorganizować, żeby spełniać też swoje marzenia i co widać dobrze mu to wychodzi. Za to cenię ten klub. Pogoni więc potrzebny jest poważny sponsor. Gdyby taki sponsor przyszedł, korzyść miało by miasto, i sam sponsor i oczywiście kibice. Dla wszystkich to była by dobra reklama. Mamy w mieście jeden klub piłkarski, piękny obiekt sportowy i przydałoby się, żeby ktoś tu zainwestował. Już teraz na mecze przychodzi bardzo dużo kibiców. Jak będą wyniki tych ludzi będzie jeszcze więcej. Myślę, że warto inwestować tu w piłkę nożną. To z pewnością przyniesie korzyści, z których wszyscy będą zadowoleni.


28

KULTURA DEBATY

W INTERNECIE

ROK 2015 UPŁYWA POD ZNAKIEM DEBAT, DYSKUSJI, WYMIANY POGLĄDÓW. WYBORY PREZYDENCKIE I WYBORY PARLAMENTARNE BYŁY I SĄ ARENĄ STARĆ LUDZI O CZĘSTO SKRAJNYM SPOSOBIE WIDZENIA RZECZYWISTOŚCI. TO NIC ZŁEGO, BO KAŻDY MA PRAWO MIEĆ SWOJE ZDANIE. NIESTETY W JEGO WYRAŻANIU WIELU SIĘ ZAPOMNIAŁO I NIE PAMIĘTAJĄC O TYM, ŻE SĄ OSOBAMI PUBLICZNYMI CZY POWSZECHNIE ZNANYMI, DYSKUSJĘ SPROWADZIŁO DO POZIOMU TROTUARU.

Marcin Mazurek

Walka na argumenty i przekonywanie do swoich racji czy określanie powodów swoich obaw i wreszcie ujawnianie sympatii i antypatii przychodzą najłatwiej w Internecie. Różnego rodzaju fora lub komentarze pod artykułami są miejscem, gdzie od wielu lat toczą się poważne dysputy. Niestety anonimowość prowokuje do wystąpień mających niewiele wspólnego z wychowaniem, kulturą czy poczuciem dobrego smaku i elegancji. To w tym wirtualnym świecie, kryjąc się za nickiem, czyli pseudonimem, niektórym osobom trudno oprzeć się pokusie obrzucenia kogoś błotem, wylania na niego kubła pomyj. Takie określenia przychodzą do głowy, gdy czyta się niektóre wpisy. Podczas

niejednej kampanii wyborczej dostało się każdemu kandydatowi na posła czy prezydenta. Schowani we własnych czterech ścianach, ukrywający prawdziwą tożsamość internauci sypią jak z rękawa najróżniejszymi paszkwilami. Zjawisko jest tak powszechne, że każde ujawnienie obrażającego kogoś autora danego wpisu staje się wiadomością podawaną na pierwszych miejscach serwisów internetowych. Także lokalne społeczności mają swoje sensacyjki. W ubiegłym miesiącu okazało się, że pewna osoba tak dotknęła swoim komentarzem kilka osób, że sprawa trafiła do organów ścigania. Policjantom udało się ustalić dan właściciela komputera, z którego został wysłany obraźliwy R E K L A M A

komentarz. Poszkodowany postanowił ujawnić tożsamość tzw. hejtera. Okazało się, że za niekulturalnym wpisem stoi osoba, której ze względu na to, czym się zajmuje, nie przystoi operować takim językiem. I sensacja gotowa. To wszystko każe zastanowić się nad poziomem wymiany poglądów, która w pewnym sensie, jak widać, wymyka się spod kontroli samych autorów wpisów. Bo nie chce mi się wierzyć, że autorka obrażającego wpisu takim językiem posługuje się na co dzień, w taki sposób traktuje ludzi o poglądach innych niż jej własne. O to, jak ocenia poziom debaty w Internecie, zapytałem Andrzeja Sitnika, radnego miasta Siedlce, który we wspomnianym wpisie, określając wojskowym żargonem, oberwał odłamkiem kąśliwości. - Ukrywana anonimowość pozwala wielu osobom na wpisy obrażające innych w sytuacji, kiedy nie ma to nic wspólnego z prawdą. Wcześniej wydawało mi się, że takie rzeczy piszą ludzie, którzy nie znają znaczenia słów, nie biorą żadnej odpowiedzialności za swoje wypowiedzi, a teraz okazuje się, że jest całkowicie inaczej. Mam nadzieję, że osoby odpowiedzialne za słowa nie będą się wypowiadały na forach internetowych w taki sposób – stwierdził Andrzej Sitnik. Andrzej Filipek jako prezes STBS stał się celem hejterskich ataków. – W internecie każdy może być każdym, okazuje się jednak, że do czasu. W łatwy sposób można ustalić autorów obraźliwych wpisów. Człowiek ma pewne granice wytrzymałości. Z krytyką można się zgadzać lub nie, ale nie mogę pozwolić na szerzenie kłamstw. Kiedy postanowiłem ustalić, kto stoi za

UBEZPIECZENIA KOMUNIKACYJNE

OC tańsze nawet do 50%

Nie bój się zmian! Wybierz tańsze

SIEDLCE, Piłsudskiego 10 | tel. 25 644 70 29, kom. 509 777 927 SIEDLCE, Starowiejska 12 | tel. 25 631 16 22, kom. 512 660 960 SOKOŁÓW PODLASKI Wilczyńskiego 3 | tel. 25 781 21 15, kom. 509 952 161

ADAMCZUK SERWIS FINANSOWY


poszczególnymi paszkwilami, nie sądziłem, że autorami okażą się osoby dobrze mi znane i piastujące jakieś stanowiska. Z jednej strony wolałbym nie mieć tej świadomości, ale z drugiej lepiej wiedzieć, kto jest wobec mnie nieszczery. Mimo że zdecydowałem się na taki krok, nie sądzę, że poziom debaty zmieni się na lepsze. Moim zdaniem w ten sposób komentujący przenoszą swoje frustracje z życia prywatnego na forum publiczne. O ocenę sposobu debaty internetowej zapytałem także rzecznika siedleckiego magistratu Pawła Mazurkiewicza. - Co by o niej nie mówić, jedno jest pewne: internetowe komentarze to nasze zwierciadło. Przecież to nie jakieś zielone ludziki piszą, tylko my sami, codzienni bywalcy Internetu. Różne skrajne uogólnienia bardzo często bywają podszyte hipokryzją. Zwłaszcza osoby publiczne powinny stosować umiar, bo zabierając głos w mediach, trzeba pamiętać, że to, co się powie, będzie poddane krytycznej ocenie czytelników. Nie zapominajmy również o tym, że na poziom dyskusji wpływ mają redakcje portali, które moderują wpisy. Jeżeli są one zamieszczane, to znaczy, że zdaniem prowadzących forum są właściwe i nadają się do publikacji. Nie obrażam się na Internet, choć ostatnio zbulwersowała mnie sytuacja pani Kingi Dudy, która padła ofiarą wyjątkowo obrzydliwej manipulacji dokonanej właśnie w Internecie. Anonimowość w Internecie w niektórych wyzwala najgorsze zachowania. Jednak jeśli sąd uzna, że ma podstawy do ścigania autorów obraźliwych wpisów, nie ma problemu z ustaleniem i ukaraniem winnych. R E K L A M A

R E K L A M A

29


30 R E K L A M A


31

GALERIA SIEDLCE I piętro

ul. Piłsudskiego 74, 08-110 Siedlce, tel. 504 252 099 Godziny otwarcia: pon.-sob.: 9:00 - 21:00, niedz.: 10:00 - 20:00

oc

U NAS UBEZPIECZYSZ SIĘ 7 DNI W TYGODNIU! Pojemność do 900 901-1300 1301-1500 1501-1600 1601-1800 1801-2000 2001-2400 pow. 2400

Składka od 174 PLN 221 PLN 268 PLN 286 PLN 294 PLN 318 PLN 335 PLN 339 PLN

60% ZNIŻKI PO 3 LATACH BEZPIECZNEJ JAZDY

R E K L A M A

TANIE


32 R E K L A M A


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.