Niebezpieczeństwa gór „Góry są poza Dobrem i Złem” /Goethe/ To znane powiedzenie Goethego „Góry są poza Dobrem i Złem” charakteryzują bezsprzeczny obiektywizm Gór. Należy go rozumieć w sensie dwojakim: po pierwsze, Góry oglądane z daleka nie są dla nas ani niebezpieczne, ani też bezpieczne – a po drugie, Góry nigdy nie były dla człowieka przeciwnikiem, którego pragnęłyby unicestwić. Dlatego też każdy, kto idzie w góry, musi realnie zdawać sobie sprawę, że na niego, i tylko na niego, spadają konsekwencje jego poczynań. Fachowe poznanie gór, jak najbardziej szczegółowe, wielopłaszczyznowe, w znacznej mierze zmniejsza ryzyko niebezpieczeństwa, z jakim człowiek może się spotkać w górach podczas uprawiania turystyki, narciarstwa czy alpinizmu. Góry mają swoje prawa. Kto je zna i ich nie lekceważy, ten ma szansę przeżyć w nich i ciągle do nich wracać. Każde góry mają swoją specyfikę, każda pora roku w górach dla turysty to inne wyzwanie. Znajomość reguł, ocenianie, przewidywanie, zabezpieczenie i właściwe przygotowanie – to wartości ponadczasowe w każdym sportowym i turystycznym działaniu, gdzie zasadniczym ogniwem w łańcuch zdarzeń jest człowiek i góry. Dogłębne poznawanie tematu, to podstawa bezpiecznego działania. Dla mieszkańców miast i równin najzupełniej niezrozumiały jest, że można zginąć w górach w sierpniowej zadymce śnieżnej, a w okresie zimy kalendarzowej doznać ciężkiego oparzenia słonecznego; albo, że na skalnej pionowej ścianie można utopić się w potokach spowodowany oberwaniem chmury. Cienka warstwa śniegu zmieniona w brudną, kleistą maź na wielkomiejskim asfalcie, nie nasuwa rozmyślań nad splotem zagadnień, które – jak na razie – dopiero częściowo rozwiązane są przez specjalistów, zajmujących się naukowym badaniem śniegu i lawin. Wyniki tych badań są zaskakujące, i właśnie w zaskoczeniu należy dopatrywać się największego i najbardziej tragicznego w skutkach efektu końcowego rozrachunku między – z jednej strony – naszą wiedzą i niewiedzą, naszą sprawnością czy też jej brakami, a z drugiej strony tym, z czym możemy się w górach zetknąć, z tym co może nas w nich zaskoczyć – czyli z tym co potocznie określamy jako niebezpieczeństwa gór. W poznaniu gór i grożących nam wśród nich niebezpieczeństw uczyniono od czasów Whympera i Zsigmondy`ego ogromny krok naprzód. Dzisiejszy alpinista ma do swej dyspozycji świetne mapy, przewodniki, barometry – wysokościomierze, udoskonalony, atestowany sprzęt alpinistyczny , którego podstawą są stopy lekkich metali i włókno syntetyczne. Człowiek działający w górach ma prognozy meteorologiczne, a nawet łączność z doliną, bazą, domem czy schroniskiem przy pomocy telefonów komórkowych czy radiotelefonów, istnieje już łączność satelitarna. Człowiek działający sportowo w górach ma przede wszystkim, w większości przypadków, świadomość, że już ktoś przed nim pokonał trudności danej drogi, a gdy dojdzie do nieszczęścia ma świadomość, że ktoś zawiadomi GOPR. Emil Zsigmondy, w swej fundamentalnej pracy „ Die Gefahren der Alpen”, wprowadził podział na niebezpieczeństw na obiektywne i subiektywne. Do pierwszej kategorii zalicza on niebezpieczeństwa, których źródłem jest natura, do drugiej te, których przyczyna leży w nas samych i w naszym działaniu. Profesor Wilhelm Paulcke uzupełnia te pojęcia terminem niebezpieczeństwo „zawinione”. Ponieważ jednak podział ten jest w pewnej mierze sztuczny, w tym opracowaniu omówimy niebezpieczeństwa grożące w górach, według pewnych charakterystycznych typów, dzieląc je na:
1. niebezpieczeństwa natury ogólnej, 2. niebezpieczeństwa napotykane w czasie wspinaczki skalnej, 3. niebezpieczeństwa zagrażające w czasie wspinaczki lodowej, 4. niebezpieczeństwa, jakie przynosi ze sobą górska zima. I tu podkreślić należy, że właśnie odrębność specyficznych cech tego, co uważamy w górach za czynnik niebezpieczeństwa, decyduje w olbrzymiej mierze o istocie zjawiska.
Niebezpieczeństwa natury ogólnej WIATR. Szybkość wiatru wzrasta z wysokością. Na bardzo dużych wysokościach daje się zauważyć wpływ ruchu obrotowego kuli ziemskiej, za którym nie nadąża płaszcz atmosfery. Wichura, osiągając nieraz szybkość huraganu może nie tylko umożliwić osiągnięcie szczytu, lecz także w swych porywach, zmieść wspinacza z grani lub zrzucić go ze stopni na lodowej flance. Huraganowy wiatr miecie śniegiem i lodem, oderwanym z podłoża, bywa też, że siecze kamieniami. Gdy w dolinach panuje względny spokój, wiatr hulający po graniach można rozpoznać po pióropuszach zwiewanego śniegu i po szybko pędzących chmurach. Jedną i tylko częściową ochroną zewnętrzną przed utratą ciepła stanowi wiatroszczelny ubiór. ZIMNO. W miarę wzrostu wysokości temperatura suchego powietrza spada o 1 stopień Celcjusza na każde 100 m wzniesienia, a powietrza wilgotnego – o 0,5 stopni Celcjusza na każde 100 m wzniesienia. Za pomocą tej uproszczonej reguły możemy, znając aktualną temperaturę w dolinie, obliczyć z jaką temperaturą należy się liczyć w partiach szczytowych. Temperatury poniżej zera powodują oszronienie i zamarznięcie traw, skała pokrywa się wówczas cieniutką warstwą lodu, pola firnowe twardnieją, zwielokrotniając ryzyko poślizgnięcia się. Odmrożenia należą do wielkiego działu szkód termicznych. Nie należy mylić ich z ochłodzeniem, aczkolwiek to drugie występuje często równocześnie i jest, jeżeli idzie o życie, znacznie bardziej niebezpieczne. Obniżenie temperatury ciała ludzkiego do + 33 stopni powoduje już poważne zagrożenie w postaci apatii, braku chęci do walki o życie, zwolnienia pracy serca itp. Dalszy spadek ciepłoty do + 27 stopni powoduje stopniowe zamieranie funkcji życiowych, przy czym proces ten jest bardzo trudny do odwrócenia. W połączonym przypadku ochłodzenia i odmrożeń, na pierwszy plan wysuwa się walka o utrzymanie życia przez ogrzanie najważniejszych organów jak: mózg, serce, płuca i trzewia; gorąca kąpiel, nagrzane prześcieradła i koce, termofory, metoda „ciało do ciała”. Nie należy zapominać o środkach nasercowych i obwodowych. Odmrożenia powstają przy działaniu niskich temperatur, przy czym wiatr, wilgoć i ucisk potęgują to działanie. Istotą odmrożenia jest tworzenie się kryształków lodu w skórze i tkankach głębszych. Zapobieganie odmrożeniom jest prozaicznie proste: czyste, suche skarpety i rękawice, a także wyeliminowanie wszelkiego ucisku, jak ciasne skarpety lub buty, silnie zaciśnięte paski od raków i sznurowadła, podwiązki i pierścionki. Nikotyna jest jadem, powodującym zwężenie naczyń krwionośnych, co w znacznej mierze może spotęgować stopień i rozległość odmrożeń. Nie sposób określić ilości rozległości poodmrożeniowych amputacji, do których w walny sposób przyczyniła się nikotyna, lecz nie ulega wątpliwości, że w wielu wypadkach działanie tego jadu było w pewnej mierze
decydujące. W razie występowania pierwszych objawów marznięcia kończyn, wykorzystać należy własne ciepło (pacha, piersi, brzuch, pachwina ) i stosować ruch czynne oraz masaż. Nigdy nie rozcierać śniegiem, co powoduje dalsze ochłodzenie i niszczy naskórek, otwierając wrota dla zakażenia. Lepiej jest zmienić skarpety i pozwolić poszkodowanemu na dalszy marsz ( ruch czynny ) niż transportować biernie leżącego pacjenta. Największe szkody powstają wówczas, gdy odmrożenie odtaje i ulegnie wtórnemu zamrożeniu. W okresie powojennym osiągnięto duży postęp w zapobieganiu odmrożeniom i leczeniu ich z pomocą stosowania środków rozszerzających naczynia, z których pridazol i nicotol są środkami produkcji krajowej. Pierwszy z nich stosuje w ilości do 4, drugi do 8 tabletek dziennie. Leczenie odmrożeń należy rozpocząć od ogrzania tułowia oraz ruchów czynnych odmrożonych kończyn, które zanurzamy w kąpieli o temperaturze 10 stopni Celcjusza. Następnie co 5 minut podwyższać temperaturę o 5 stopni Celcjusza, nie przekraczając 40 stopni Celcjusza. W warunkach schroniskowych złożyć jałowy opatrunek, po uprzednim wyjałowieniu powierzchni skóry roztworem błękitu goryczki, merkurochromu lub alkoholem. Maści nie stosować, gdyż powodują one niekorzystne macerowanie skóry. Pęcherzy nie nakłuwać i nie naciskać. Pęknięte usunąć sterylnie i przemyć wodą utlenioną. Podobnie postępować przy oparzeniach spowodowanych wodą, tłuszczem czy ogniem.
SŁOŃCE I GORĄCO. Słońce i działanie jego promieniowania tak ultrafioletowe jak i podczerwone, może spowodować oparzenie i przegrzanie organizmu, zwane inaczej udarem cieplnym. Udar słoneczny, mający rzekomo powstawać na skutek bezpośredniego działania promieni słonecznych na odkrytą głowę, jest już dziś pojęciem przestarzałym. Dowiódł tego eksperymentalnie Daul Gut, który przebywał dwukrotnie przez pięć godzin w południe na wysokości 5000 m na Kilimandżaro, szczycie położonym zaledwie o 3 stopnie od równika – a więc na najbardziej nasłonecznionym pasie naszej planety – i to bez żadnego nakrycia głowy. Mimo to nie zauważył u siebie żadnych objawów tak zwanego porażenia słonecznego. Udar cieplny może wystąpić również i w dni bezsłoneczne, lecz wilgotne i gorące. Znamionują go gwałtowne bóle głowy, zaczerwienienie twarzy, nudności i wymioty, przyśpieszone tętno, zaburzenia słuchu i wzroku, wreszcie utrata przytomności. Zasadniczą przyczyną jest zachwianie równowagi cieplnej, co prowadzi do przegrzania organizmu. W górach upał i promieniowanie najbardziej dają się we znaki w kotłach firnowych i na rozległych lodowcach, gdzie promieniowanie bezpośrednie spotęgowane jest przez działanie promieni, odbitych od śnieżnych płaszczyzn. Osobnym zagadnieniem jest oparzenie słoneczne i tak zwana śnieżna ślepota, przeciw której jedyną ochroną są okulary przeciwsłoneczne o absorpcji 65 do 80 %. Przed oparzeniem słonecznym twarzy chroni przede wszystkim zarost, a ze specyfików – beztłuszczowe płyny o właściwościach garbujących, zawierające tak zwany filtr przeciwsłoneczny, oraz mleczka przeciwsłoneczne. Przeciw opryszczce warg zadanie ochronne spełnia nieźle zwykła szminka. Maseczki z gazy, lub chustki z wyciętymi otworami na oczy, też dobrze chronią twarz, lecz są uciążliwsze i niewygodne w noszeniu, zwłaszcza przy wietrze. Karygodnym błędem jest nakładanie grubych warstw kremów. Krem rozmiękcza skórę, zatyka pory i powoduje wzmożone pocenie się. Poza tym większość kremów zawiera sporą ilość wody. Każda
kropelka wody, względnie potu, działa jak soczewka, przyśpieszając oparzenie lub odmrożenie twarzy. Jeżeli już nakładamy krem, to bardzo cienką warstwą, aby nie blokować oddychania skóry.
MGŁA. Chmury zalegające zbocza gór i zstępujące nisko ku dolinom są jednym z najbardziej zdradliwych wrogów alpinisty. Gęstość mgły jest bardzo różna. Widoczność waha się zazwyczaj od 50 do 100 metrów, lecz nierzadko wynosi kilka metrów. Nawet przy pięknej pogodzie mogą się tworzyć lokalne mgły na ciepłych, zacienionych ścianach i stokach. Jesienią i zimą spostrzegamy nieznacznie sfalowaną, jednolitą warstwę chmur o wyraźnych granicach, zalegającą doliny. Jest to tak zwane „morze mgieł”. Mgła jest zazwyczaj zimna i wilgotna, a często towarzysząca jej uporczywa mżawka powoduje olodzenie skał i traw. Największym jednak niebezpieczeństwem jest utrudniona orientacja w terenie i wszelkie konsekwencje z tego faktu wypływające. Mapa, kompas i wysokościomierz, w znacznej mierze ułatwiają ustalenie punktu, w jakim się znajdujemy, oraz kierunku w jakim należy się posuwać, aby dotrzeć do celu. Znakowanie drogi, charakterystyczne punkty terenu – jak moreny, potoki, stawy, żebra skalne, tyczki kierunkowe – mogą stanowić czynniki orientacji. Głos odbija się od pobliskich ścian skalnych i jego echo może być pomocne w ustaleniu położenia, lecz należy pamiętać o tym, że mgła rozprasza zdradliwe nie tylko światło, ale także fale akustyczne. Nawet człowiek doskonale znający dany teren może się w gęstej mgle zagubić. Znane są powszechnie wypadki, kiedy to turyści omamieni mgłą umierali z wyczerpania w bezpośrednim sąsiedztwie schroniska, po wielogodzinnym kluczeniu naokoło. Szczególnie niebezpieczna jest mgła w trudnym terenie skalnym i na lodowcach obfitujących w szczeliny i obrywy. Ślady poprzednich partii – jak ślady na śniegu czy lodzie, hak w skalnej szczelinie, kamienne kopczyki – dostarczają ewentualnych możliwości orientacyjnych. Lecz co tu mówić o środkach, czy półśrodkach tego rodzaju, jeżeli ludzie którzy mieli za sobą setki i tysiące zjazdów z Kasprowego, otumanieni mgłą, zamiast do Goryczkowej, zjeżdżali na stronę Doliny Cichej? Mgła działa niezwykle deprymująco na psychikę człowieka i w tym leży jedno z największych jaj niebezpieczeństw. Kontury rzeźby skalnej ulegają we mgle wyolbrzymieniu, bloki skalne urastają do rozmiarów niebotycznych fantomów. Zachowanie spokoju, wykorzystanie każdego, najkrótszego nawet przejaśnienia , są wówczas nakazem chwili. Ale też z drugiej strony nie należy się poddawać i marznąć. W siąpiącej mżawką mgle, oczekując na przejaśnienie. Najbardziej wskazanym w takiej sytuacji jest powrót po własnych śladach do ostatniego zidentyfikowanego punktu w terenie , aby od nowa rozpocząć poszukiwania właściwej drogi. W grupie nie wolno dopuścić do odłączenia się poszczególnych osób oraz do stagnacji , rezygnacji z prób walki, jak również do paniki. Rola kierownika grupy jest w takim położeniu niesłychanie ważna i odpowiedzialna.
BURZA. W lecie , w bezwietrzne , upalne dni gdy niebo pełne jest cumulusów , występują – zwłaszcza w godzinach popołudniowych – miejscowe , przelotne burze o gwałtownej ulewie i silnych wyładowaniach elektrycznych . Jeszcze pewien czas po przejściu burzy i uciszeniu się żywiołów, pada deszcz, powodujący ochłodzenie powietrza. Kominami skalnymi spadają kaskady wody niosącej kamienie. Skała i porosty stają się śliskie, podmyte bloki skalne chwieją się, przemoczone ubranie sztywnieje, utrudnia ruchy i rabując organizmowi cenne kalorie, prowadzi do niebezpiecznego
ochłodzenia. Zmacerowana przez wodę skóra palców ulega drobnym, lecz bolesnym zranieniom. Lina sztywnieje i staje się trudna w manewrowaniu. Gwałtowna ulewa jest jednym, rażenie pioruna drugim niebezpieczeństwem, niesionym przez burzę. Zaznaczyć należy, że wyładowania elektryczne, i to w każdej formie, od tak zwanych cichych (nazywanych także „ogniami świętego Elma”), aż po pioruny, mogą występować w górach typu alpejskiego i wyższych, również w czasie zadymki śnieżnej. Według statystyk, rażenie piorunem nie należy do najczęstszych niebezpieczeństw występujących w górach, lecz mimo to należy się z nim poważnie liczyć. Prąd elektryczny między chmurą a ziemią powstaje wówczas, gdy na danej drodze istnieje dostatecznie duża różnica napięć. Powietrze jest na ogół dobrym izolatorem, wystawione jednak na działanie silnego pola magnetycznego, lub silnego miejscowego spadków potencjałów – jonizuje się i staje się przewodnikiem. Na drodze, jaką przebiega piorun, konieczny do utorowania tej drogi spadek napięcia wynosi prawdopodobnie około 5000 V na centymetr. Tak zwane ciche wyładowania, manifestujące się bzyczeniem, trzeszczeniem, stawaniem włosów do góry, ognistymi miotełkami czy też krzewami gorejącymi – mogą, w pewnych okolicznościach, wyrównać różnicę napięć. Nie należy jednak zbytnio liczyć na wyrównanie w ten sposób potencjałów elektrycznych, a raczej przyjąć to zjawisko jako ostrzeżenie przed grożącym niebezpieczeństwem, zwłaszcza jeżeli nadciągają chmury burzowe. Bezpośrednie rażenie piorunem kończy się z reguły śmiercią. W górach piorun uderza najczęściej w wyizolowane z otoczenia szczyty i granie, ale i na rozległych, płaskich przestrzeniach każdy ponad poziom wystający punkt może ściągnąć na siebie wyładowanie. Droga pioruna nie kończy się po wyładowaniu z intensywnością 100 000 amperów w czasie 1/10000 sekundy. Dalsza jego droga przebiega po linii najmniejszego oporu po powierzchni skały, przy czym prąd przeskakuje małe zagłębienia, szukając drogi przez wilgotne rysy i szczeliny, ścieki wodne i powierzchnie usiane porostami. I właśnie te prądy stanowią duże niebezpieczeństwo, przed którym, chociaż tylko w pewnej mierze, jesteśmy w stanie się uchronić. Niebezpieczeństwo tych prądów powierzchniowych spada znacznie i wprost proporcjonalnie do odległości od miejsca, w które trafił piorun. Całe nasze, licząc od ręki do ręki, stawia – jeżeli skóra jest sucha -opór rzędu 100 000 omów, a przy skórze mokrej 5000 omów. Z tych cyfr wynika jasno w jakiej mierze przemoczenie ubrania i zwilżenie skóry zwiększa niebezpieczeństwo porażenia prądem; przypominamy, że ciało ludzkie może znieść krótkie działanie prądu do natężenia 100 amperów. Ilość ładunku elektrycznego jest proporcjonalna do napięcia oraz czasu działania. W przeciwieństwie do dotknięcia przewodu elektrycznego, które trwa stosunkowo długo – wyładowanie pioruna trwa zaledwie kilka tysięcznych, lub milionowych części sekundy. W tym czasie wiele amperów może przebiec przez ciało ludzkie, wytwarzając mniej szkód niż to ma miejsce przy dłużej trwającym dotknięciu przewodu elektrycznego. Główne niebezpieczeństwo leży w porażeniu ośrodków oddychania i krążenia, oraz w porażeniu przewodnictwa mięśnia sercowego, co prowadzi do migotania przedsionków lub do całkowitego, nagłego porażenia akcji serca. W tych wypadkach jedynie natychmiastowe zastosowanie sztucznego oddychania „usta – usta” i pośredni masaż serca wchodzą w rachubę. Każda, najmniejsza zwłoka jest karygodna i nieusprawiedliwiona. Zaopatrzenie jałowym opatrunkiem oparzeń spowodowanych piorunem jest sprawą drugoplanową. Ażeby ustrzec się przed skutkami bezpośredniego rażenia piorunem i przed niebezpieczeństwem prądów biegnących po powierzchni, należy w razie zaskoczenia burzą opuścić jak najszybciej szczyt, grań lub punkt wystający ponad otoczenie, usiąść ze złożonymi razem i podciągniętymi pod siebie stopami na linie lub plecaku ( izolacja ), nie opierać się plecami lub głową o ścianę lub dach przewieszki, lecz wybrać miejsc odległe o co najmniej metr od skały, której uskok winien miejsce
odległe o co najmniej 5, lub raczej 10 razy wyższy od naszej skulonej postaci. Małe groty i przewieszki, jak również płytkie zagłębienia nie dają ochrony. Stojąc u wejścia do groty możemy stworzyć jakby pomost, który właśnie prąd sobie wybierze. Odległość między sufitem groty, a naszą głową, winna wynosić co najmniej 3 metry, a odległość ciała od ściany jeden metr. Przy zjeździe na linie dotykać ściany razem złożonymi stopami, aby weliminować tak zwane „napięcie krokowe”. Nie odrzucać od siebie czekana ani haków, które mogą nam się przecież przydać ! Metal jako taki nie przyciąga piorunów, a opór drzewca czekana jest 100 do 500 razy większy, niż ciała ludzkiego. Nie oznacza to bynajmniej, że można wywijać czekanem nad głową; wystarczy go po prostu odłożyć na bok, a haki zapakować do plecaka. Ważnym jest aby w czasie przeczekiwania burzy w eksponowanym terenie ubezpieczyć się przed ewentualnym zrzuceniem przez prąd; zasekurować się należy się możliwie krótką pętlą w pasie, a nawet za nogę, nigdy zaś na wysokości klatki piersiowej (serce!). Prócz tego pętla winna przebiegać poprzecznie do przypuszczalnej drogi prądów, mogących biec po powierzchni skały. Działać szybko, lecz z rozwagą, i nie dopuścić do powstania paniki.
ZAŁAMANIE POGODY. Znacznie większe niebezpieczeństwo niż lokalna burza niesie z sobą gwałtowne załamanie pogody, spowodowane przez nadejście – zazwyczaj północno-atlantyckiego – niżu, i trwające zwykle co najmniej kilka dni. Załamanie takie może rozpocząć się burzą, której pochodzenie jednak nie jest tylko termiczne, lecz związane z układem frontów. Burzę lokalną można przeczekać, lecz nigdy nie należy przeczekiwać załamania pogody. Błąd taki popełnili Bonatti, Gallieni, Oggioni, Mazeaud, Guillaume, Kohlmann i Vieille w czasie próby przejścia centralnego filara Freney na Mont Blanc de Courmayeur. Znajdując się pod kluczowymi trudnościami drogi, zostali w czasie biwaku zaskoczeni przez gwałtowną burzę śnieżną z piorunami. Na Atlantyku szalał w tym czasie sztorm, w Zatoce Baskijskiej tonęły kutry rybackie. Nad Europą zachodnią przesuwał się gwałtowny, głęboki niż. W tej sytuacji, zamiast natychmiast rozpocząć odwrót, Włosi i Francuzi – należący do najlepszych i najbardziej doświadczonych alpinistów – sądzili, że mają do czynienia z burzą szalejącą tylko w rejonie Mont Blanc. Postanowili więc przeczekać, mając nadzieje, że po uspokojeniu się nawałnicy zdołają przebić się w kierunku bliskiego stosunkowo szczytu, skąd łatwa już droga zejścia prowadzi do doliny. Przez trzy następne noce trwali na maleńkich półkach skalnych, oczekując na przejaśnienie. Potem dopiero zdecydowali się na odwrót, w czasie którego kolejno umierali z wyczerpania: Vieille, Guillaume, Oggioni, Kohlman. Bonatti i Gallieni dotarli o własnych siłach do schroniska Gamba; ratownicy znaleźli Pierre Mazeaud, końcowo wyczerpanego o kilkaset metrów od schroniska. Symptomami załamania się pogody są: silny i stały spadek ciśnienia – co najmniej 5 mm w ciągu 24 godzin, czerwony wschód słońca, szybko od północnego lub południowego zachodu napływające cirrusy i w końcu jednolity front chmur. Każde załamanie pogody przynosi ze sobą gwałtowne ochłodzenie z opadami deszczu i śniegu, tak charakterystyczne dla Tatr zwłaszcza na początku drugiej połowy sierpnia. Na skutek takich załamań pogody zgineli w Tatrach: Wożniak i Nunberg, Lipczyńska i Horak, Chełpa i Flach. Jedynym ratunkiem w takim wypadku jest natychmiastowe wycofanie się z trudnego terenu – o ile jest to w ogóle możliwe.
NOC. Nie zawsze przed nocą udaje się osiągnąć schronisko. Przyczyną może być złe zaplanowane przejścia lub okoliczności, które niespodziewanie przedłużyły czas potrzebny na pokonanie trudnego terenu – deszcz, mgła, zadymka.
Nieprzewidziany biwak jest trudnym probierzem dla taternika i alpinisty a jeszcze trudniejszym może być dla zwykłego turysty. Niezwykle cenne – a nieraz i ratując życie – są w takich sytuacjach płachta biwakowa i maszynka spirytusowa lub butowanowa. Na biwak należy wybierać miejsce możliwe osłonięte od wiatru, pamiętając o tym, że najbardziej narażone na wiatr są właśnie te miejsce, z których śnieg został wywiany. Nogi włożyć do plecaka, zmienić póki czas bieliznę na suchą, o ile taką mamy w rezerwie. W czasie biwakowania nie dać się przytłoczyć pesymizmowi; w pogodny sposób wyłączyć się z obecnego położenia, pamiętając o tym, że rozgorączkowana złymi, natrętnymi myślami kora mózgowa pochłania olbrzymią ilość kalorii, co może prowadzić do przedwczesnego wyczerpania. Wielokrotnie przed nieprzewidzianym biwakiem uratował alpinistę lub taternika stary wypróbowany wynalazek, jakim jest latarka – najlepiej czołowa – i zapasowe baterie.
UTOPIENIE. Grozi w górach przy przekraczaniu rwących potoków, słabo zamarzniętych stawów i w grotach. Tkanka mózgowa jest niezwykle czuła na brak tlenu. Po minucie bezdechu przeciętny człowiek traci przytomność. Po trzech minutach następują większe lub mniejsze nieodwracalne zmiany. Stara biblijna reguła mówi: bez pokarmu można żyć 30 dni, bez picia 3 dni, bez oddychania 3 minuty. Dzisiaj terminy te określamy bardziej ściśle. Mechanizm i chemizm topienia jest następujący: początkowo następuje odruchowe i świadome zatrzymanie oddechu, które trwa około minuty. Potem utrata przytomności w związku z ostrym niedotlenieniem mózgu. Wówczas dochodzi do głosu ośrodek oddechowy, znajdujący się w rdzeniu przedłużonym, pobudzony przez wzrost stężenia dwutlenku węgla we krwi (hyperkapania), powodując głębokie i powolne wdechy wody, o częstotliwości 5 razy na minutę. Różnica między topieniem w wodzie „słodkiej” (hypoosmotycznej) i słonej (hyperosmotycznej) są ważne z punktu widzenia szans na uratowanie. Zgon człowieka przy utopieniu w wodzie „słodkiej” następuje po sześciu minutach, a w słonej po ośmiu. W wypadkach grożących śmiercią na skutek utopienia postępujemy analogicznie jak w wypadkach uduszenia (śmierć w lawinie), stosując po błyskawicznym oczyszczeniu palcem jamy ustnej i gardzieli z ciał obcych (muł, sztuczne uzębienie), oddychanie usta-usta w rytmie 16 wdechów na minutę, łącznie z pośrednim masowaniem serca 60 – 70 razy na minutę. Nie trać czasu na wylewanie wody z górnych dróg oddechowych. Oddychanie usta-usta rozpocząć natychmiast po wynurzeniu głowy topiącego się ponad lustro wody. Nie czekać na aparaty do prowadzenia sztucznego oddychania.
WYCZERPANIE polega na załamaniu sił fizycznych i psychicznych i w konsekwencji prowadzi do całkowitego zobojętnienia i rezygnacji z dalszej walki o życie. Dawid Milechman po ciężkim biwaku zmarł z wyczerpania na ścieżce z Dolinki za Mnichem, o pół godziny drogi od schroniska; Gieysztor w zejściu do Roztoki z Doliny Żabich Stawów Białczańskich w lesie nad potokiem. Przykłady można by mnożyć bez końca. W takich przypadkach życie ludzkie może uratować kubek gorącej herbaty, osłodzonej kawy, a w ostateczności środek dopingujący.
WYSOKOŚĆ. Wraz z wysokością maleje ciśnienie atmosferyczne. Na poziomie morza wynosi ono 760 milimetrów słupa rtęci, a wysokości 5500 m – połowę tej cyfry, na wysokości 8500 m – niespełna jedną trzecią. Powietrze jest stałą mieszaniną gazów, w której tlen, ten niezbędny dla życia ludzkiego gaz, zajmuje 21%. Organizm ludzki wykazuje bardzo szerokie zdolności przystosowania się do dużych wysokości, lecz potrzebuje dużego okresu czasu aby te zdolności wprowadzić do akcji, a poza tym – choć wspaniałe – mają one przecież swoje granice. Na ogół przyjmuje się, że do przystosowania się do wysokości tatrzańskich wystarczają 2 – 3 dni, do wysokości Alp Zachodnich – tydzień, a do himalajskich – cztery tygodnie, i to najwyżej do poziomu 7000 m. Należy o tym pamiętać, gdyż nie tylko w Himalajach ginęli ludzie na skutek braku aklimatyzacji. Jaskrawymi objawami braku aklimatyzacji są eksplozyjne bóle głowy, spowodowane niedotlenieniem mózgu, wymioty, zaburzenia równowagi, brak woli, niechęć do wysiłku i niezdolność do krytycznej oceny sytuacji. Nierzadko też występuje drażliwość i egocentryzm, utrudniające współżycie z towarzyszami, a również halucynacje słuchowe i wzrokowe. Zasadniczą pomocą w tej sytuacji jest dostarczenie choremu tlenu.