Cukrzyca a Zdrowie 10

Page 1

SPIS TREŚCI 4  7  10  14

Uwaga, nadwaga! Nie ma jak pompa Powiedzieć, czy ukrywać? Optymizm buduje życie

15  17  19  21

Wyspy odzyskane Prawa i zadania pacjenta z cukrzycą Gorzki cukier Nie ma prostej recepty


24  28  31  32  34  36

Podróż od siebie do siebie Gest prawdziwszy od słowa Rehabilitacja medyczna Ruch jak lek Stres ujarzmiony

38

W sukurs stopie cukrzycowej Refleksoterapia

39  41  44  47

Pleśń domowa

Nikt nie rodzi się mistrzem

Kapsułka czy świeży sok z marchwi Wartość odżywcza ryb Cukrzycowy talerz


Redakcja Magazynu „Cukrzyca a Zdrowie” Wydawca: Wszechnica Diabetologiczna PSD Zarząd Wojewódzki w Białymstoku Adres redakcji: ul. Warszawska 23, 15-062 Białystok tel. 085 741 57 01, tel./fax 085 732 99 74 e-mail: pol_stow_diabetykow@wp.pl Redaktor naczelna: Danuta Maria Roszkowska Konsultant medyczny: prof. dr hab. n. med. Ida Kinalska

Z Redakcją współpracują: Sylwester Barski prof. dr hab. Maria Borawska prof. dr hab. n. med. Ewa Otto-Buczkowska Marek Dolecki dr n. med. Joanna Filipowska mgr Małgorzata Frąś dr n. med. Hanna Bachórzewska-Gajewska mgr Wiesława Gołąbek prof. dr hab. n. med. Maria Górska Józef Gwiazdowski dr n. med. Halina Iwańczuk prof. dr hab. n. med. Ida Kinalska dr n. med. Małgorzata Korolczuk-Zarachowicz Jolanta Kowalska Andrzej Kwiatkowski mgr Bogumiła Ławniczak Daniel Michno Radosław Roszkowski Renata Saniewska prof. dr hab. n. med. Jacek Sieradzki prof. dr hab. n. med. Małgorzata Szelachowska Lucyna Szepiel prof. dr hab. n. med. Mirosława Urban Bogdan Waydyk Dorota Wysocka

Dzień do dnia niepodobny. Ile ich już było… Uszeregowane w tygodnie, miesiące, lata; jedne nabrzmiałe szczęściem, beztroską, radością, inne szare, bez energii… nijakie. A po nich dni szczególne – z serdeczną bliskością kochanych osób. Albo burzliwe dni ze zdarzeniami, które sadowią się w pamięci niczym cierń, a rozpaczą mrożą serce. Każdy z tych dni, oprócz radości i trosk, obdarza nas czymś szczególnie cennym – doświadczeniem. Ważne, byśmy byli tego świadomi. Wszak od nas jedynie zależy, jak tą mądrość życiową spożytkujemy. Być może właśnie dzięki niej, kiedy będzie nam najtrudniej nie poddamy się zwątpieniu, rozpaczy, a znajdziemy siłę, by uwierzyć, że jutro może się coś, a nawet wszystko zmienić na lepsze. Nic nie stoi w miejscu! Przecież w każdej z dziedzin naszego życia, dzięki postępowi nauki i rozwojowi technicznemu, to coś, co niedawno zdawało się być niemożliwe, dzisiaj znajduje nowe rozwiązanie, które np. ludziom cierpiącym niesie nadzieję na wyzdrowienie. Przykład? Między innymi o nim piszemy w tym wydaniu naszego magazynu. Danuta Maria Roszkowska

Kierownictwo artystyczne: Lucyna Szepiel Wydanie magazynu zostało dofinansowane przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych


Otyłość a zagrożenie cukrzycą W ostatnich latach liczba osób z otyłością i nadwagą dramatycznie wzrosła i osiągnęła w krajach rozwiniętych zjawisko, które można określić epidemią. Podobnie jest w krajach rozwijających się. W europejskim badaniu MONICA wykazano, że kryterium otyłości (BMI > 30 kg/m2) osiągnęło aż 22 proc. kobiet i 15 proc. mężczyzn. Kryterium nadwagi zaś (BMI > 25 kg/m2) spełniała ponad połowa ludności Europy. Przeprowadzone w USA badania (National Health and Nutrition Examination Survey) NHANES III (w latach 1988-1994) udowodniły, że problem otyłości dotyczy znacznie większej liczby mieszkańców. Kryterium otyłości spełniało 25 proc. kobiet i 20 proc. mężczyzn, a ogromnym problemem u około 5,1 proc. okazała się otyłość olbrzymia (BMI > 40 kg/m2). Wyniki z polskich badań POL-MONICA BIS (przeprowadzone wśród ludności zamieszkującej prawobrzeżną Warszawę i byłe województwo tarnobrzeskie) wykazały otyłość u porównywalnej z europejskimi badaniami ilości kobiet i mężczyzn, jednakże w Warszawie było znacznie więcej przypadków otyłości i nadwagi. W badaniach z 2006 roku ustalono, że w Polsce jedynie około 16,5 proc. populacji ma prawidłową masę ciała. Z badań opublikowanych w 2004 roku wynika, że w USA ponad 67 proc. populacji odznacza się nadwagą, a ponad jedna trzecia osób – otyłością. Osoby te, prócz otyłości, często mają różne elementy zespołu metabolicznego: insulinooporność, nadciśnienie tętnicze, dyslipidemię. W związku z tym u otyłych rośnie ryzyko przewlekłych chorób metabolicznych. Najpoważniejszą konsekwencją otyłości jest cukrzyca typu 2. Na świecie ilość osób z cukrzycą typu 2 rośnie w alarmującym tempie. Przewidywana liczba chorych, wg International Diabetes Institute z Melbourne, w roku 2010 wyniesie 215,6 mln, czyli w porównaniu z 1994 rokiem zwiększy się o ponad 200 proc. Jest to oczywiście związane z otyłością i można już mówić o światowej epidemii cukrzycy. Dotyczy to także Polski. Cukrzyca i otyłość, jako problem społeczny, są ciągle w Polsce niedoceniane. Długotrwały charakter tych chorób i powikłania z nimi związane wymagają od chorego oraz jego rodziny, a także lekarzy i innych osób zajmujących się cukrzycą, odpowiednich działań oraz zaangażowania instytucji ochrony zdrowia. W większości krajów

rozwiniętych zwalczanie otyłości i powikłań z nią związanych jest ogromnym problemem ogólnospołecznym, regulowanym przez osobne akty ustawodawcze, osobne budżety, organizacje i programy o ogólnonarodowym charakterze popieranym przez społeczeństwo. Otyłość jest niebezpieczna dla zdrowia i życia. Najpoważniejsze zagrożenie stanowi cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, hiperlipidemia. To także możliwość miażdżycy i choroby niedokrwiennej serca. U osób z otyłością i nadwagą także prof. dr hab. n. med. Ida Kinalska często występują różnego rodzaju nowotwory: rak sutka, rak endometrium, rak prostaty, rak jelita grubego. Związek raka sutka i endometrium został potwierdzony w wielu badaniach klinicznych. Mechanizm

Uwaga, nadwaga! rozwoju nowotworu wiąże się prawdopodobnie ze wzrostem poziomu estrogenów, bez jednoczesnego wzrostu gestagenów. U otyłych kobiet obserwuje się PCO-s (zespół policystycznych jajników), charakteryzujący się zaburzeniami metabolizmu węglowodanów, insulinoopornością, zaburzeniami miesiączkowania, niepłodnością i hirsutyzmem. Nadmierne magazynowanie tłuszczu dotyczy nie tylko tkanki podskórnej czy jamy brzusznej – tłuszcz magazynuje się także w wątrobie. U około 70 proc. otyłych osób występuje stłuszczenie wątroby. Gdy tłuszcz stanowi 5-10 proc.


masy wątroby – następuje niealkoholowe zapalenie wątroby. Nagromadzony w wątrobie tłuszcz działa toksycznie i powoduje zmiany podobne jak w przewlekłym alkoholizmie. Ponadto otyłość to częstsze zagrożenie kamica wątrobową, chorobami stawów (zmiany zwyrodnieniowe stawów, zaburzenia statyki kręgosłupa, rwa kulszowa), chorobami naczyń żylnych, a ostatnio coraz częściej obserwuje się chorobę obturacyjną płuc – w związku z nieprawidłowym stosunkiem wentylacji do perfuzji płuc, hipoksemią i hiperkapnią, bezdechem sennym Kobiety są bardziej podatne na otyłość w okresie pokwitania (u dziewcząt). Otyłość często łączy się w porodami i okresami karmienia, a każda kolejna ciąża przyczynia się do zwiększenia masy ciała o około 12 proc. Menopauza i zmiany czynności hormonalnej powodują tendencje do odkładania tłuszczu na brzuchu. Jest to wynikiem obniżenia stężenia estrogenów i wyższym poziomem testosteronu. W okresie menopauzy ogromną rolę odgrywają czynniki psychospołeczne wiążące się często z zakończeniem aktywności zawodowej; nie bez znaczenia jest też estetyczny wygląd kobiety, która często nie akceptuje swej sylwetki i wpada w depresję. Mężczyźni, w porównaniu z kobietami, zwykle mniej zwracają uwagę na swój wygląd. Jednak brzuszny typ otyłości zwiększa zagrożenie chorobą niedokrwienna serca, zwłaszcza u młodych mężczyzn. Nadmierna masa ciała podnosi ryzyko chorób układu ruchu. Otyłość jest przyczyną niskiej samooceny, powoduje izolację społeczną, czasem – kłopoty z zatrudnieniem. Możliwość wystąpienia chorób zależy nie tylko od stopnia otyłości, ale głównie od rozmieszczenia tkanki tłuszczowej. Ryzyko związane z typem brzusznym otyłości to: cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, miażdżyca. Typ otyłości pośladkowo-udowy predysponuje do raków hormonozależnych: macicy, jajnika, sutka oraz raków przewodu pokarmowego. Zgodnie z wynikami WHO w otyłości trzykrotnie częściej występuje: cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, zaburzenia lipidowe, kamica wątrobowa, dwu-trzykrotnie częściej choroba niedokrwienna serca, zwyrodnienia stawów. Nic więc dziwnego, że otyłość skraca spodziewaną długość życia. Epidemia otyłości obserwowana szeroko na świecie stała się obecnie głównym zadaniem dla organizacji zajmujących się prozdrowotnymi standardami życia. W diagnostyce otyłości obowiązuje badanie podmiotowe, przedmiotowe oraz ocena metabolizmu

węglowodanowego, lipidowego, funkcji tarczycy, czynności wątroby i układu sercowo-naczyniowego. Ponadto wykonuje się badania czynności układu endokrynnego: insuliny, hormonów nadnerczowych, hormonów płciowych.

Przyczyny wzrostu otyłości i nadwagi

Otyłość jest uwarunkowana wieloma czynnikami metabolicznymi, endokrynologicznymi, genetycznymi, środowiskowymi, psychologicznymi i behawioralnymi. Energetyczna równowaga u człowieka zależy od zbilansowania poboru energii z jej wydatkowaniem. Jeśli pobór energii jest większy

niż jej wydatek, tłuszcz zaczyna gromadzić się w ustroju. Przyczyna tego zjawiska jest złożona i nie do końca wyjaśniona. Składają się na to czynniki genetyczne oraz środowiskowe. W piśmiennictwie zgromadzono dostateczną liczbę faktów, że to czynniki środowiskowe i tzw. „zachodni styl życia” odgrywają najważniejszą rolę w rozwoju otyłości.

Otyłość wśród dzieci i młodzieży. Masa urodzeniowa dziecka a otyłość

Otyłość i nadwaga dotyczy szczególnie osób dorosłych, lecz w ciągu ostatnich kilkunastu lat rozpowszechnia się szybko wśród dzieci i ludzi młodych. Na rozwój otyłości ma ogromny wpływ okres życie płodowego, okres niemowlęcy, wczesne dzieciństwo. Tylko w tym czasie występuje bowiem różnicowanie i rozwój komórek tłuszczowych. Ogromną rolę w przyszłym życiu człowieka odgrywa masa urodzeniowa dziecka. Dzieci z niską masą ciała są szczególnie podatne na nadmiar tłuszczu w życiu dorosłym i na rozwój tzw. centralnej otyłości. Nawet gdy BMI jest dobrze kontrolowane,


urodzeniowa masa ciała jest odwrotnie proporcjonalna do możliwości wystąpienia insulinooporności, choroby niedokrwiennej serca, udarów mózgu, nadciśnienia tętniczego, a przede wszystkim – cukrzycy typu 2. Duża masa urodzeniowa dziecka ma lepszą proporcję tkanki tłuszczowej (tłuszczu całkowitego) do tkanki beztłuszczowej. Jest to także związane z wysokim BMI w życiu dorosłym, lecz daje mniejsze zagrożenie z powodu chorób metabolicznych. Bardzo istotnym czynnikiem ryzyka, z punktu widzenia rozwoju chorób metabolicznych, jest przyrost masy ciała u dziecka w pierwszym roku życia. I na ten problem pediatrzy winni zwracać szczególną uwagę. Zwiększanie się liczby otyłych dzieci budzi największy niepokój na świecie. W USA około

Tkanka tłuszczowa jako gruczoł wydzielania wewnętrznego

Tkanka tłuszczowa odgrywa ogromna rolę w procesach metabolicznych. Wydziela szereg substancji o znaczeniu kluczowym dla prawidłowego funkcjonowania narządów i tkanek odległych. Jest niezbędna dla procesu pokwitania i zachowania płodności. Jej nadmiar natomiast (a szczególnie tkanka tłuszczowa trzewna) doprowadza do wielu chorób cywilizacyjnych, w szczególności – do cukrzycy. Chorobom tym można i należy zapobiegać.

Genetyczne uwarunkowania odżywiania i ich relacje do otyłości

Genetyczne uwarunkowania odżywiania mają ogromne znaczenie, ponieważ odpowiednio zbilansowana dieta jest warunkiem zdrowia i prawidłowego stylu życia. Nawyki żywieniowe wśród populacji na świecie wykazują duże zróżnicowanie. Fakt ten nie jest dostatecznie doceniany i słabo rozumiany, choć ma ogromne znaczenie w występowaniu otyłości i jej powikłań.

Epidemia otyłości obejmuje cały świat. Stanowi to problem medyczny, ekonomiczny i epidemiologiczny. Przyczyny otyłości wciąż nie są jasno zdefiniowane, dlatego walka z tym problemem jest trudna. 15 proc. dzieci w wieku 6-19 lat ma nadwagę, a wśród nastoletnich Afroamerykanów – ponad 23,6 proc. Odsetek ten jest wyższy o 4 proc, niż w badaniu przeprowadzonym przed 6 laty. Podobnie jest w krajach europejskich.

Rola tkanki tłuszczowej w ustroju

Dzięki postępowi wiedzy w ciągu ostatnich 20-30 lat wiemy, że tkanka tłuszczowa jest nie tylko zwykłym rezerwuarem energii. Przez wiele lat uważano, że w okresie poposiłkowym zgromadzony tłuszcz w postaci TG (triglicerydów) może być mobilizowany w okresie niedoboru pożywienia. U dorosłego człowieka zawartość tkanki tłuszczowej wynosi 17-23 proc. Jest to więc niewątpliwie magazyn energii. Obecnie wiadomo, że tkanka tłuszczowa nie jest zwykłym magazynem energii, ale aktywnym uczestnikiem i modulatorem nie tylko własnego metabolizmu. To kluczowy czynnik biorący udział w metabolizmie energetycznym ważnych narządów, takich jak mózg, mięśnie (miesień sercowy) i wątroba.

Tymczasem coraz więcej jest doniesień sugerujących, że genetyczne różnice wśród ludzi są przyczyną preferencji pokarmów i sposobu odżywiania się. Wstępne wyniki badań sugerują, że związek między stylem życia a otyłością jest przynajmniej częściowo uwarunkowany genetycznie. Istnieje korelacja między genami wpływającymi na żywieniowe nawyki, a to z kolei wpływa na gromadzenie tłuszczu i na metabolizm ustroju. Liczne badania epidemiologiczne wskazują na istotny związek między tłuszczem zawartym w diecie a masą ciała. Występowanie otyłości obejmuje cały świat. Wraz z nią zwiększają się metaboliczne zaburzenia. Stanowi to medyczny, ekonomiczny i epidemiologiczny problem. Walka z tym problemem jest trudna, bo przyczyny otyłości nie są jasno zdefiniowane i dostatecznie zrozumiane. Wiedza o genetycznych i fenotypowych cechach i środowiskowych interakcjach być może rzuci nowe światło na temat otyłości i jej metabolicznych powikłań.

prof. dr hab. n. med. Ida Kinalska


Cukrzyca nie boli, nie widać, jak podstępnie niszczy organizm. Jej powikłania za to niosą straszliwe cierpienia. I niemało kosztują państwo. Skoro pompa może choć w niektórych przypadkach im zapobiec, nie powinna być dłużej uważana za sprzęt jedynie podnoszący jakość życia.

Nie ma jak pompa Ania, pełna wdzięku gimnazjalistka, żyje aktywnie. Szkoła, angielski, basen, teatr, a przede wszystkim młodzieżowe radio Jard, w którym przygotowuje i prowadzi audycje, spotkania z przyjaciółmi. Prawie jak zwykła nastolatka. Prawie, bo przy tym wsłuchana w swoje ciało i z wyjątkową dyscypliną reagująca na wszelkie zmiany. To narzuciła jej choroba. – Miała alergię, wychowała się na diecie bezmlecznej, ale odżywiała zdrowo, dużo się ruszała, kiedy więc siedem lat temu zaczęły wypadać jej włosy, zbyt łatwo się męczyła i chudła, lekarzom nie było łatwo postawić diagnozę – opowiada jej mama, Bożena Muszyńska. – Odwiedziłyśmy nawet kardiologa i dermatologa, lecz ani oni, ani ja – pielęgniarka – nie wpadliśmy na pomysł, gdzie szukać przyczyn. Dopiero gdy zasłabła na zajęciach rehabilitacyjnych i zawieziono ją do szpitala, pierwsze badanie krwi wszystko wyjaśniło.

Na cukrzycę, uważają fachowcy, zapada nie jedna osoba, a cała rodzina. Rodzina Muszyńskich – mama, tata i starszy brat – po pierwszym szoku także zaczęła się intensywnie wdrażać w chorowanie. – Słyszałam, jak dzieci w szpitalu nieustannie coś przeliczały. Jak w ogóle można się tego nauczyć? Nim jednak Ania wróciła do domu, lekarka-diabetolog, diete-

nie znosiła ukłucia, ale sama nie chciała tego robić. Jej, a przy okazji nasze, życie stało się bardzo uregulowane. Surowa, ciągle kontrolowana dieta, stałe pory posiłków, kładzenia się spać i wstawania. Insulina na śniadanie, na drugie śniadanie, mierzenie cukru przed obiadem, insulina na obiad – o określonej godzinie – podwieczorek, mierzenie, insulina na kolację, około trzeciej w nocy, gdy sen najgłębszy, znowu. Stale soczek pod ręką, bo gdy zacznie się niedocukrzenie, działania podanej już dawki nie da się przecież zatrzymać. A skoro sama nie robiła sobie zastrzyków, to i od domu nie na długo mogła się oddalać. – Mama oczywiście zawiadomiła szkołę o wszystkim. Zostało to przyjęte bardzo naturalnie, także przez dzieci. Tylko jedna z koleżanek powiedziała, że nie pójdzie ze mną w parze – byłyśmy wtedy w drugiej klasie – bo nie chce się zarazić. Trochę mi też, zwłaszcza w gimnazjum, zazdroszczono, że mogę pić soczki na lekcji. – W miarę jak dorastała, coraz bardziej robiło mi się jej żal – wspomina mama. – Tego, że jest tak przy nas uwiązana. Wiedziałam już, czym jest pompa insulinowa.

Jeśli choruje się na cukrzycę, trzeba dużo o niej wiedzieć i niczego nie pozostawiać przypadkowi. Stan – „wiem wszystko” – nie istnieje. tyczka i pielęgniarka edukacyjna starannie nas przygotowały. Ten proces ciągle trwa. Stan „wiem wszystko” nie istnieje. Niczego staramy się nie pozostawiać przypadkowi – wyjaśnia mama. – Ania używała penów, dziel-

Pompa to nieduże, porównywalne z telefonem komórkowym starszego typu lub mp3, urządzenie z ciekłokrystalicznym ekranem, w solidnej obudowie. – Z tego samego materiału robi się kaski motocyklowe. Mogę


Ania Muszyńska z matką, Bożeną. Fot. Marek Dolecki

…pierwsza radość – pokonany reżim dietetyczny. Teraz może, jeśli ma ochotę, pospać dłużej. Może cały dzień spędzić poza domem. Gdy pojawi się niedocukrzenie, po prostu wyłącza pompę insulinową. Ania żyje tak jak rówieśnicy, tyle że wciąż się pilnuje.


bezkarnie przycisnąć je we śnie, o coś nim uderzyć, upuścić. Nic się nie stanie – śmieje się Ania. Wewnątrz kryje się zbiorniczek – strzykawka z insuliną, tyle że tam, gdzie powinna być igła, zaczyna się cienki przezroczysty przewód, zakończony w miejscu wkłucia. Umocować je można specjalnym klipsem do paska lub trzymać w kieszeni. Pompę się programuje, a wtedy przez całą dobę uwalnia regularnie, w ustalonych odstępach, wymaganą dawkę insuliny. Pompa nie bada poziomu cukru, trzeba to robić systematycznie dotychczasowymi metodami i w zależności od wyniku korygować program, niczego sama nie oblicza, nie uwalnia też od czujnej kontroli, a jednak wraz z nią rozpoczyna się nowy etap życia diabetyka. – Najważniejsze jest jak zawsze utrzymanie dobrego poziomu cukru, niedopuszczenie do jego gwałtownych skoków – wyjaśnia pani Bożena. – W tej roli sprawdza się także pen, ale jeśli chodzi o wygodę, można nawet powiedzieć – komfort użytkownika, nie ma porównania. – Mogę mieć teraz dobre cukry, nie przymuszając się do jedzenia – opowiada Ania. – W ogóle reżim dietetyczny został poluzowany, choć oczywiście nie wszystko mi wolno. To była pierwsza radość. Mogę, jeśli mam ochotę, pospać sobie dłużej. Mogę cały dzień spędzić poza domem, a nawet przenocować u koleżanki. Lekcje w szkole mijają mi spokojniej, bo nie mierzę na nich

cukru. To znaczy mierzę nadal, co kilka godzin, ale na to wystarczy mi przerwa. Nie muszę zapijać się sokami, gdy pojawia się niedocukrzenie. Po prostu wyłączam wtedy pompę. Żyję tak jak rówieśnicy, tyle że wciąż się pilnuję. Ania prowadzi zeszyt, w którym odnotowuje poziomy cukru i bazę, jaka była ustawiona. Bazy są trzy – normalna, chorobowa (gdy jest np. przeziębiona i zostaje w domu, nieco zwiększa sobie dawkę) i aktywna, czyli z niższą dawką,

wem słońca, mam jednak wrażenie, że się uwolniłam od koszmaru. Z pompą czuję się bezpieczna. Jeżeli coś niedobrego się z nią dzieje – zatka się przewód, insulina kończy się lub jest źle wchłaniana, wyczerpują się baterie – natychmiast alarmuje. Ma dożywotnią gwarancję i bardzo dobry serwis. Nie tylko techniczny. Pod czynnym całą dobę telefonem można zasięgnąć fachowej porady. Jeśli się choruje na cukrzycę, trzeba dużo o niej wiedzieć. Pompa wymaga

…choć nie bada poziomu cukru, niczego sama nie oblicza i nie uwalnia od czujnej kontroli, jednak dzięki pompie insulinowej rozpoczyna się nowy etap życia diabetyka. ustawiana, gdy wybiera się na dyskotekę lub długi spacer. Bazową dawkę pompa rozbije na porcje i co godzinę wleje do organizmu. – Nigdy nie polubię kłucia. Nadal nie chcę tego robić sama, ale teraz wystarczy jedno wkłucie na trzy dni. Rzecz jasna czasami trzeba częściej, bo przewód potrafi się zerwać czy odkleić, jak mi się to zdarzyło nad jeziorem, pod wpły-

– Za nic nie chciałabym już zrezygnować z pompy. Zmieniła moje życie. Dała poczucie swobody. Bardzo mi tego brakowało.

dodatkowej wiedzy, ale warto zdobyć się na ten wysiłek. Higiena, wygoda, uwalnianie hormonu w większej zgodzie z naturą, łatwiejsze i szybsze wyrównywanie poziomu – wiem, to ważne, ale dla mnie najcenniejszym darem pompy jest poczucie swobody. Za nic nie chciałabym z niej zrezygnować. – Pompa jest kosztowna, ale coraz więcej dzieci, głównie dzięki fundacji Owsiaka, dostaje ją za darmo – mówi pani Bożena. – To jednak nie rozwiązuje, a jedynie przeciąga pojawienie się problemu finansowego. Insulinę wszyscy chorzy, dorośli i dzieci, dostają na tych samych zasadach. Zestawy do wkłuwania, wymieniane co trzy dni, NFZ refunduje tylko do osiemnastego roku życia. Pompa to wydatek kilkuset złotych miesięcznie. Jeżeli rodzina ma niewielkie dochody, wróci do tańszego w utrzymaniu pena. Współczuję młodym, którzy już zasmakowali pompy. Nie tylko niewygody. A jeżeli nie poradzą sobie z reżimem, jakiego wymaga pen? Dorota Wysocka


Fot. Marek Dolecki

Powiedzieć czy ukrywać? 10


W znanej opowieści Erica Emmanuela Schmitta Oskar i pani Róża chłopiec nieuleczalnie chory na białaczkę pyta starszą panią, z którą bardzo się zaprzyjaźnił: „Dlaczego rodzice się mnie boją, dlaczego boją się ze mną rozmawiać”. „Ciocia” Róża wyjaśnia: „Nie boją się ciebie, Oskarze. Boją się twojej choroby. – Przecież choroba jest częścią mnie – odpowiada rezolutnie chłopiec. – Nie muszą zachowywać się inaczej dlatego, że jestem chory, chyba że mogą kochać tylko zdrowego Oskara?”. Pytania z tej książki przenoszą nas do rzeczywistości, stają w realnym życiu wielu z nas. „Myślę, że popełniamy ten sam błąd w stosunku do życia w ogóle – tłumaczy Oskarowi pani Róża. Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, nie trwa wiecznie”. Że prócz zdrowia, sukcesów – czego życzymy sobie przy różnych okazjach – wpisane są w nie choroby. Warto zastanowić się, dlaczego odbieramy je w wymiarze klęski życiowej. Pochwalimy się nowym samochodem, dobrą pracą, zdolnymi dziećmi, ale nie powiemy, że mamy cukrzycę czy astmę, choć są one – i zawsze już pozostaną – elementem naszego życia. Ukrywamy je, gdy nas dopadną. Dlaczego, czy słusznie, co z tego wynika?

Co oznacza ukrywanie

– Ukrywanie choroby to duży błąd, który dodatkowo obciąża i komplikuje życie chorego – zauważa psycholog Małgorzata Frąś. – Na pytanie, dlaczego pan, pani nie powiedziała dotąd rodzinie, osobom z najbliższego otoczenia o swoich dolegliwościach i problemach z tym związanych, słyszę najczęściej: „a po co?”. Ludzie boją się nadmiernego współczucia, litości, użalania nad sobą. Myślą, że najbliżsi mogą tak zareagować. Bo sami

jako chorzy niewiele wiedzą o swojej chorobie. Przypuszczają, że zostaną potraktowani jako osoby gorsze. Choroba jest oznaką jakiejś słabości, niesie często przekonanie, że jest się już jakby skazanym na boczny tor, nie będzie się pełnowartościowym społecznie, zawodowo, rodzinnie, towarzysko. Osoba chora musi się teraz zająć leczeniem, chorowaniem. De facto – taka osoba się zmieni. Nie wie, jak na to zareaguje otoczenie, bo zawsze obawiamy się zmian. Nie wiemy, co nas czeka, jak to będzie. Reagujemy najczęściej lękiem, obawą, bo nie mamy doświadczeń. Nikt np. w rodzinie nie chorował dotąd na cukrzycę czy inną chorobę przewlekłą.

Jak o tym powiedzieć?

Niektórzy nie mówią o swoich chorobach, wychodząc z założenia, że się wyleczą. „Zmierzę się z tym sam, choroba nie pozostawi fizycznych śladów, ograniczeń ruchomości, amputacji, blizn. Wyzdrowieję, więc po co o tym mówić?”. Można tak potraktować banalne przeziębienie, ból gardła, ale nie chorobę przewlekłą, która będzie nam towarzyszyć przez całe życie. Przykładowo, nasi znajomi, którzy nie wiedzą, że chorujemy na cukrzycę, że musimy regularnie mierzyć poziom

glukozy, przed posiłkami przyjmować leki, mogą być zdziwieni, że na spotkaniach towarzyskich rezygnujemy z pewnych potraw czy alkoholu. Gdyby się zdarzyło, że zapomnieliśmy wziąć leki i popadliśmy w śpiączkę cukrzycową, będą totalnie zaskoczeni i mogą zareagować niewłaściwie. Ukrywanie choroby oznacza, że nie do końca akceptujemy własną osobę. Akceptacja choroby następuje wtedy, gdy wpisujemy ją we własne życie jak to, że np. jesteśmy wysokim brunetem po czterdziestce, mamy żonę i trójkę dzieci, działkę z daczą. I że – jesteśmy cukrzykiem. Charakteryzując siebie, gdzieś tam dodamy i ten wymiar, określający naszą osobowość i jakby też – nasze życie. Oczywiście, możemy ukrywać chorobę przed innymi. Ale po co, skoro ją już zaakceptowaliśmy w swoim życiu.

Wyobraźnia i fakty

Równocześnie potrzebna jest akceptacja zewnętrzna – przez nasze otoczenie. Nie mówimy o chorobie, bo nie wiemy, jak to zostanie przyjęte. Wyobrażamy sobie, co też ta druga osoba, której powiemy, że mamy cukrzycę, nowotwór czy padaczkę, sobie pomyśli! Na pewno przestraszy się, odsunie, zacznie traktować inaczej... Otóż doświadczenia wskazują, że z reguły nasza wyobraźnia rozmija się tu z faktami, odzwierciedla tylko nasze wnętrze i nastawienie do innych. „Skoro ja tak zareagowałbym na czyjeś zwierzenia o chorobie, to pewnie tak samo i on zareaguje”. Anegdota opowiada, że pewien utrudzony pielgrzym, dotarłszy do bram miasteczka w pustynnej oazie, zwrócił się do napotkanego starca z pytaniem: – Jacy ludzie są w tym mieście? Starzec odpowiedział mu pytaniem: – A jacy są w twoim mieście? – Raczej źli: chciwi, podstępni, nieufni – wyznał pielgrzym. – Tacy sami są tutaj – wyjaśnił mu starzec. Niebawem przybył inny podróżnik i tak samo zapytał starca: 11


– Jacy ludzie są w tym mieście? – A jacy są w twoim? – Raczej dobrzy: wyrozumiali, życzliwi, przyjaźni. – Tacy sami są tutaj... Ktoś z boku, słysząc obie rozmowy, zdziwiony zagadnął starca: – Dlaczego na takie samo pytanie udzielasz dwóch różnych odpowiedzi? – Mylisz się – odrzekł starzec – odpowiedzi są takie same. Anegdota dobrze obrazuje życiową prawdę o naszych uprzedzeniach, fobiach, relacjach z otoczeniem. Ludzie są tacy, jak my sami ich widzimy, jak jesteśmy do nich nastawieni we wszystkich wymiarach naszego życia, wnętrza, osobowości. Także w wymiarze choroby. Najpierw trzeba się uporać samemu z chorobą, z własną postawą wobec niej. Zobaczyć, co tak właściwie się za tym kryje, że nic nie mówię, ukrywam. Wstyd, obawa jak mnie odbiorą, czy potrafię przyjąć pomoc? Często np. panie ukrywają wiele chorób w obawie, że ucierpi na tym ich wizerunek przykładnej matkiPolki. W pracy przedsiębiorczej, energicznej; w domu – zaradnej, gospodarnej i do tego wszędzie – zadbanej, pełnej uroku. Przecież ona

choroby, uważając że byłaby to oznaka słabości – mówi Małgorzata Frąś. – Myślę, że publicznie o tym powiedzieć, to oznaka dużej odwagi cywilnej. W towarzystwie przy kawie potrafimy już zwierzać się: byłam u urologa albo: badał mnie ten i ten ginekolog, stwierdził to i to... Ale czy się przyznamy, że byliśmy u psychologa? A u psychiatry? Nadal w naszym społeczeństwie pewne tematy uchodzą za tabu, nie do przeskoczenia. A jednak trzeba je przełamywać – to także rola mediów.

Trzeba czasu

Oczywiste, że oswojenie się z chorobą, wpisanie jej we własne życie – zwłaszcza gdy dowiadujemy się o niej niespodzianie – musi potrwać. Krócej, dłużej. Gdy się to nie udaje, warto zwrócić się o pomoc do psychologa. Brak akceptacji – gdy nie przyjmujemy faktu, że jesteśmy chorzy – utrudnia stosowanie się do zaleceń lekarza (przyjmuj leki, trzymaj dietę, nie pij alkoholu, powstrzymaj się od forsownego sportu itp.), a więc i spowalnia proces leczenia, a często przyspiesza rozwój choroby. Akceptacja wewnętrzna pozwoli powiedzieć o tym także otoczeniu. To

Ludzie są tacy, jak my sami ich widzimy, jak jesteśmy do nich nastawieni we wszystkich wymiarach naszego życia, wnętrza, osobowości. Także w wymiarze choroby. goni, poświęca się, o sobie zapomina, bo najważniejsze są obowiązki: praca, dzieci, mąż, dom, rodzina, a na końcu ona. Czy tak łatwo raptem ogłosić, że „jestem chora” – muszę zwolnić tempo, poleżeć, zająć się sobą, pozwolić innym bardziej zatroszczyć się o siebie? Przecież ona czuje się niezastąpiona. Podobnie niejeden mężczyzna. – Często nie przyznajemy się do 12

konieczne. Jeśli ukrywamy chorobę przed bliskimi – trwa to rok, dwa, a może dłużej – zapętlamy się coraz bardziej w niedomówieniach, przeinaczeniach, małych kłamstwach. Każde pociąga za sobą następne. W pewnym momencie nawarstwi się ich tyle, że potem trudno odplątać, wyprowadzić na prostą. Nawet się nie da. Stracimy rachubę, komu powiedzieliśmy, a komu nie.

To naturalne, że o chorobie powiadamiamy przede wszystkim najbliższych, bo od nich spodziewamy się wsparcia, zrozumienia; potem przyjaciół, sąsiadów – o ile są nam życzliwi, przychylni. Wybieramy, komu warto powiedzieć. I to z zasady jest słuszne, bo rzeczywiście – po co trąbić wokoło? Nie jest konieczne, by się tym chełpić i chlubić, choć niektórym osobom może to dawać jakieś wtórne zyski (znajdzie się w centrum uwagi i zainteresowania, może być uprzywilejowany, zwolniony z niektórych obowiązków itp.). Warto jednak, dokonując wyboru, uwzględnić sąsiadów. Choćby po to, by w razie sytuacji krytycznej – np. zasłabnięcia, śpiączki cukrzycowej, ataku epilepsji w trakcie spotkania towarzyskiego, na klatce schodowej czy podwórku – wiedzieli, jak nam pomóc, co powiedzieć wezwanemu lekarzowi. A może się to zdarzyć, gdy np. chory zapomniał wziąć leki, przedobrzył z biesiadowaniem.

Jak to sprzedać w pracy

Nierzadko choroba przewlekła dopada trzydziesto-, czterdziestolatka, a więc człowieka w pełni wieku produkcyjnego. Dylemat „powiedzieć, czy nie” ma szczególne znaczenie w pracy. Często wybieramy to drugie z powszechnej dziś obawy utraty pracy. Decyzja na tak lub nie zależy od wielu czynników: jaka to firma, jakie stanowisko, jaki rodzaj wykonywanej pracy i wreszcie – jaka choroba. Ktoś produkuje śrubki, ktoś opiekuje się dziećmi, ktoś inny kieruje zakładem. Każda praca ma swój zakres czynności i odpowiedzialności i wymaga odpowiednich predyspozycji. Gdy stanowisko wyższe, bardziej odpowiedzialne pojawia się obawa, że po ujawnieniu choroby będziemy przesunięci na niższe – mniej obciążające, ale i mniej płatne. Czasem jest ona uzasadniona. Pracodawca pewnie będzie się zastanawiał, czy powierzyć nam odpowiedzialne stanowisko bądź


pozostawić na nim, gdy się dowie, że cierpimy na depresję czy schizofrenię, ale w żadnym razie nie powinno mu przeszkadzać, że mamy cukrzycę czy reumatyzm. Oczywiście, niektóre choroby wykluczają wykonywanie pewnych zawodów. Decydują o tym wstępne i okresowe badania lekarskie oraz przepisy medycyny pracy. Trendy

Wielu diabetyków latami ukrywa się w pracy z przyjmowaniem insuliny, co wymaga zwykle przemyślnej ekwilibrystyki – chowania się po kątach, w toalecie. Po ujawnieniu choroby przekonują się, że tkwili w ogromnym błędzie. Ich wyobrażenia o tym, jak to zostanie odebrane przez przełożonych i kolegów, zupełnie rozminęły się z rzeczywistością. Spotkali się bardzo

Trendy społeczne, zgodne z zaleceniami unijnymi i lekarskimi, są takie, by ludzi obciążonych chorobą – a tym bardziej młodych – nie wysyłać na renty, ale zapewnić im różne formy aktywności, przede wszystkim odpowiednią pracę. społeczne, zgodne z zaleceniami unijnymi i lekarskimi są takie, by ludzi obciążonych chorobą – a tym bardziej młodych – nie wysyłać, jak to praktykowano w przeszłości – na renty, ale zapewnić im różne formy aktywności, przede wszystkim odpowiednią pracę. Oni sami nie chcą mówić o swoich defektach, bo pragną być postrzegani jako normalni, zdrowi ludzie. Generalnie jest u nas jeszcze, niestety, tak, że wymiar choroby wprowadza nas w miejscu pracy w „gorszość”, a to powinna być – inność. Jest wiele chorób, które nie przeszkadzają w normalnym wykonywaniu obowiązków zawodowych. W żadnym razie np. osoby z prawidłowo leczoną cukrzycą, nie powinny się obawiać, że ujawnienie choroby może im zaszkodzić, że będą traktowane inaczej. Najlepszym wyjściem jest prawda. Jak ją podamy pracodawcy, współpracownikom, to zależy od nas. Nie musimy wchodzić w szczegóły, pokazywać wyników badań. Nasi przełożeni ani się na tym znają, ani tego wymagają. Wystarczy, że powiemy: mam chorobę, która polega na tym, że będę się kontrolował, przyjmował leki i mam pełną wydolność do pracy.

dużą życzliwością i wsparciem. Teraz dużo łatwiej jest im funkcjonować, bo nie muszą objawów czy wymogów choroby ukrywać, np. tłumaczyć się z powodu dłuższego wyjścia do toalety, by wykonać iniekcję. Współpracownicy pytają: może chcesz odpocząć? zrobić ci kanapkę? Troszczą się o chorego kolegę. Traktują to jako coś naturalnego, normalnego. – Często pacjenci przychodzą do psychologa po dłuższej nieobecności w pracy, np. półrocznej czy rocznej rencie z powodu choroby nowotworowej – mówi Małgorzata Frąś. – Nie obawiają się, czy podołają pracy, ale – czy poradzą sobie w kontaktach z drugim człowiekiem – z koleżanką, kolegą. Uczymy ich bycia asertywnym i umiejętności zadbania o siebie – swoistego „egoizmu”, że „moje zdrowie jest też ważne, nie będę zostawał po godzinach, przemęczał się, bo tego zabronił mi lekarz”.

siebie jako kogoś gorszego – zależy najpierw od rodziców. To oni muszą nad tym intensywnie pracować. Małe grubasy zagrożone cukrzycą – a widzi się ich wśród dzieci coraz więcej – mogą być narażone w szkole na drwiny, przezwiska. A z drugiej strony – ciężka choroba, inwalidztwo, zewnętrzne wady spotykają się z pięknymi postawami pomocy, życzliwości i zrozumienia ze strony rówieśników. Młody człowiek, przykuty do wózka może żyć piękniej i lepiej od niejednego zdrowego rówieśnika. Tu wiele zależy od postawy nauczycieli i edukacji całej grupy uczniów, np. o przyczynach i skutkach otyłości. Niezrozumienie, drwiny, bariery między zdrowymi i chorymi dziećmi wynikają z niewiedzy, ignorancji, mitów i stereotypów. Nie da się ich wytępić do końca, ale trzeba je niwelować. W tym względzie wiele się już zmieniło na lepsze. I wiele jeszcze do zrobienia. Generalnie można powiedzieć, że nasza otwarta postawa wobec choroby – w domu, szkole, miejscu pracy – wpływa na jakość naszego życia. Decyduje o tym jak nas inni postrzegają. Jeśli my sami akceptujemy swoją przypadłość, to i inni ją zaakceptują. Bo nasze relacje z ludźmi są interaktywne. Sylwester Barski Konsultacja: mgr Małgorzata Frąś, psycholog w Zakładzie Rehabilitacji Białostockiego Ośrodka Onkologicznego

Śmieją się, bo nie wiedzą Czasem choroba pojawia się już w dzieciństwie. To, jak dziecko ułoży sobie z nią życie od najmłodszych lat, czy idąc do szkoły nie ma obniżonego poczucia wartości, czy nie postrzega

13


Z uwagą przeczytałam ostatni numer „Cukrzyca a Zdrowie” i jak zawsze znalazłam w nim dużo ciekawych materiałów. Szczególnie zainteresował mnie artykuł „Przełamać uprzedzenia – tylko jak ?”. Problem stosunku ludzi chorych do zdrowych ma naturę ogólnoludzką. Miałam znajomego lekarza w Ameryce, którego syn Roni od dziecka był skazany na wózek inwalidzki. Jego ciało było sparaliżowane i proces ten rozwijał się z biegiem lat. Gdy go poznałam, młodzieniec miał tak wygięty kręgosłup, że niemal brodą sięgał przykurczonych kolan. Zwróciła moją uwagę miłość rodziców i rodzeństwa, jaką go otaczano. Zapewniano mu pomoc lekarską, korzystając z medycyny konwencjonalnej i niekonwencjonalnej, włączono w nurt normalnego życia. Bywał w kinach, teatrach, na piknikach, w supermarketach. Skończył studia z wyróżnieniem. Gdy zaczepiali go nieznajomi ludzie, pytając o przyczynę jego widocznego cierpienia, podawał zmyśloną na poczekaniu anegdotę. Raz dopadła go choroba w głębinach mórz, innym razem podczas skoku z samolotu, gdy szarpał się, bo spadochron nie chciał się otworzyć. Miłość najbliższych otworzyła go na odczuwanie – nazwijmy to – „wyższego porządku rzeczywistości” i patrzył na świat z określonej perspektywy. Myślę, że taka postawa nie jest powszechna. Generalnie chorzy ludzie ukrywają swoje problemy zdrowotne z racji wymienionych w powyższym artykule. Ale ukrywają też z innych powodów, bo instynktownie czują, że częste myślenie i rozważanie o nich nie służy ich zdrowiu. Wręcz odwrotnie, uzależniają się, ciągłe myślenie o sobie w kategoriach „dlaczego to właśnie mnie spotkało” osłabia, nie mobilizuje organizmu do walki. Znam wiele takich osób racjonalnie i pozazdrowotnie podchodzących do swej choroby. Uczestniczą w codziennym życiu bardzo twórczo, cieszą się każdym wschodem i zachodem słońca, pomagają słabym i… chce im się żyć. Warto byłoby takie postawy upowszechniać, pokazywać ludzi na łamach tej gazety, którzy, jak wspomina Roni, potrafią sięgnąć do rezerw psychicznych wbrew wszystkiemu, i być przykładem dla innych. Potrafią być optymistami, wiedzą, że pesymizm jest przeciwny życiu, a optymizm je buduje. Zofia Sowińska

Optymizm buduje życie

Piszcie do nas. o wszystkim, co wam dokucza i co was cieszy. Każdy list wydrukujemy w naszym magazynie. Tylko w ten sposób pismo nasze będzie bogatsze w treści, prosto z życia. 14


Wyspy odzyskane Do niedawna panowało powszechne przekonanie, że w ludzkim organizmie jedynie kości, wątroba i prawdopodobnie nerki potrafią regenerować własne komórki. Nie ulega już jednak wątpliwości, że możliwości jego samonaprawy są dużo, dużo większe. – To szkodliwe rozbudzanie wśród chorych na cukrzycę nadziei, które nigdy nie zostaną spełnione – tak surowo trzy lata temu zareagowała część środowiska naukowego, gdy Denise Faustman, profesor z Harvard Medical School, ogłosiła, że udało się jej zregenerować produkujące insulinę komórki beta trzustkowych wysp Langerhansa. Tylko u myszy, i tylko u mniej więcej połowy poddanych eksperymentowi, ale gdyby udało się podobny wynik osiągnąć u ludzi, dla milionów z nich skończyłby się koszmar codziennych iniekcji. Niestety inni naukowcy nie byli w stanie, powtarzając doświadczenia, uzyskać takich samych rezultatów, stąd pojawiły się oskarżenia o nierzetelność. Prof. Faustman miała problemy z zebraniem pieniędzy na konty-

nuowanie prac. Wsparcia odmówiła jej między innymi JDRF (Jouvenile Diabets Research Foundation – Fundacja na Rzecz Badań nad Cukrzycą Typu 1), jedna z czołowych amerykańskich organizacji pozarządowych, finansujących badania. Ofiarowała jednak po milionie dolarów trzem zespołom, które miały wykazać jej błąd. Wyniki, jakie uzyskały niezależnie od siebie, ogłoszone w marcu na łamach prestiżowego magazynu „Science”, przywróciły Denise Faustman dobre imię. Pięć lat temu zajmowała się ona przeszczepianiem chorym myszom wysp Langerhansa, pobranych od zdrowych zwierząt. Przypomnijmy, że wyspy Langerhansa to rozrzucone w miąższu trzustki skupiska trzech rodzajów komórek – alfa, beta (zajmują 80 proc. miejsca na wyspach) i delta – produkujących hormony: glukagon (alfa), insulinę (beta) i somatostatynę (delta). Cukrzyca typu 1 jest efektem niedoboru insuliny, która m.in. odpowiada za przemianę cukrów. Choroba ma podłoże immunologiczne. Układ odpornościowy uznaje komórki beta za intruzów, atakuje je, osłabia i ostatecznie zabija. Odtąd poziom cukru regulować można jedynie z zewnątrz, zastrzykami insuliny. Wysepki, wszczepiane do nerek myszy, dzięki osłabiającej reakcję obronną mieszance antygenów bakteryjnych w postaci tzw. kompletnego adjuwantu Freunda (adjuwanty to chemiczne substancje wzmacniające reakcję immunologiczną organizmu; kompletny adjuwant Freunda jest emulsją wody w oleju mineralnym z dodatkiem martwych Mycobacterium tuberculosis – prątków gruźlicy) przyjmowały się i zaczynały wytwarzać insulinę. Poziom cukru we krwi na pewien czas wracał do normy. Profesor Faustman na nowe tory skierował przypadek. – Potrzebne mi były dane do wykresu pokazującego, że poziom glukozy podnosi się, gdy 15


myszy usunie się nerkę z wszczepionymi komórkami wysepek – wspomina. Dzień po operacji zwierzęta wesoło biegały po klatce, a poziom cukru utrzymywał się u nich w normie. W artykule będącym plonem obserwacji zasugerowała, że zregenerowały się im wysepki trzustki. Warto w tym miejscu dodać, iż do niedawna panowało powszechne przekonanie, że w ludzkim organizmie jedynie kości, wątroba i prawdo-

badania nad nimi – popierane przez JDRF i wielu naukowców – nie można jednak w Stanach Zjednoczonych przeznaczać państwowych środków. JDRF twierdzi obecnie, że finansowała badania trzech zespołów, chcąc właśnie potwierdzić ustalenie, uważane przez samą Faustman za drugorzędne, iż także niektóre komórki śledziony – o wiele łatwiejsze do zdobycia – przekształcić można w trzustkowe komórki beta.

Wyspami Langerhansa określane są skupiska trzech rodzajów komórek rozrzuconych w miąższu trzustki – alfa, beta (zajmują 80 proc. miejsca na wyspach) i delta – produkujących hormony: glukagon (alfa), insulinę (beta) i somatostatynę (delta). podobnie nerki potrafią regenerować własne komórki. Nie ulega już jednak wątpliwości, że możliwości jego samonaprawy są dużo, dużo większe. Wyleczenie myszy nie było trwałe. Autoimmunologiczny atak przecież nie ustawał i nowe komórki beta również zanikały. Pani profesor sięgnęła więc do doświadczeń transplantologów, którzy zauważyli, że przeszczepione komórki wątroby lub śledziony mogą tak wpłynąć na układ odpornościowy biorcy, by uznał on obce komórki za własne. Zatem chorym myszom niejako przeprogramowała go, wszczepiając komórki śledziony pobrane od zdrowych. Rezultat okazał się zgodny z oczekiwaniami. W 2003 roku poinformowała o tym w „Science” – i naraziła się na wspomnianą już krytykę. – Moja praca wykazała, że faworyzowany kierunek poszukiwania metody leczenia cukrzycy, doświadczenia z wykorzystaniem zarodkowych komórek macierzystych, nie jest jedynym słusznym – uważa Denise Faustman. Komórki macierzyste, jak się sądzi, mogą przekształcać się w zniszczone komórki beta. Na 16

Wciąż mimo to zgłaszano wątpliwości. Wyzdrowiała jedynie połowa myszy, nie było pewne, czy wytworzyły się u nich nowe wysepki, czy też uaktywniły stare, brakowało również niepodważalnego dowodu, iż komórki śledziony przekształciły się w komórki beta. W czerwcu, na dorocznej konferencji American Diabetes Society w Waszyngtonie, naukowcy z japońskich uniwersytetów w Keio i Osace donieśli, iż w miejsce stosowanych przez prof. Faustman komórek śledziony podstawili komórki wysepek Langerhansa, pochodzące z nowotworów. Po pewnym czasie zginęły one, lecz myszy pozostały zdrowe. Zespół podlegający National Institutes of Health poinformował z kolei, iż metodą prof. Faustman wyleczył z cukrzycy siedem na osiem myszy. Wykazał on przy tym – stosując złożony system barwienia tkanek – że komórki śledziony przekształciły się w komórki wysepek. Droga od uzdrowienia myszy do wyleczenia ludzi jest jednak daleka. Pracuje w tej chwili nad tym wiele zespołów w USA, Kanadzie i Izraelu.

Denise Faustman również nie spoczęła na laurach. Udało się jej pozyskać jedenaście milionów dolarów od słynnego Lee Iacoccy, byłego prezesa Chryslera, który z powodu cukrzycy stracił żonę. Wkrótce, sprawdzając skuteczność swojej metody, rozpocznie badania kliniczne. Dorota Wysocka Podstawowym źródłem informacji był artykuł Philipa E. Rossa, zamieszczony w numerze 9(181)/2006 miesięcznika „Świat Nauki”.


warto wiedzieć Osoba z cukrzycą, aby mogła stać się aktywnym partnerem w procesie ulepszania wyników leczenia i członkiem zespołu leczącego, powinna znać swoje prawa i zadania, czy – jak kto woli – obowiązki. Specjaliści podkreślają, iż zaangażowanie pacjenta, znajomość powinności oraz praw i ich zrozumienie mogą być pomocne we właściwym współdziałaniu chorego z zespołem leczącym, co znajduje przełożenie na lepsze efekty lecznicze. Pacjent ma prawo:

–  do przestawienia mu szczegółowego i indywidualnego planu leczenia. Powinien zostać zapoznany ze sposobem leczenia. Pełne uczestnictwo w terapii cukrzycy wymaga: –  zaleceń dietetycznych w formie pisemnej, z uwzględnieniem ilości, jakości oraz czasu spożywanych posiłków, –  do wskazówek dotyczących typu, intensywności i czasu trwania wysiłku fizycznego w zależności od wieku, płci oraz obciążeń wynikających z innych chorób, –  do ustalenia dawki oraz czasu przyjmowania doustnych leków obniżających stężenie glukozy we krwi (hipoglikemizujących), –  do szczegółowych instrukcji dotyczących sposobów podawania insuliny, miejsca oraz czasu wstrzyknięcia, –  do porady, w jaki sposób należy zmieniać dawki leków doustnych oraz insuliny w zależności od stężenia glukozy we krwi.

Pacjent ma prawo:

–  do określenia indywidualnych docelowych wartości dobrej kontroli cukrzycy, czyli jaki powinien być pożądany poziom glikemii, cholesterolu, ciśnienia tętniczego krwi, masy ciała oraz jaki przewidywany jest czas do ich uzyskania,

Prawa i zadania pacjenta z cukrzycą –  do wdrożenia metod intensywnego leczenia cukrzycy i innych chorób współwystępujących, –  do umożliwienia zapobiegania powikłaniom cukrzycy oraz leczenia szczególnych stanów i problemów zdrowotnych.

Pacjent ma prawo:

–  do zapewnienia choremu i jego najbliższym stałej edukacji terapeutycznej, –  do uzyskania informacji o częstości wizyt kontrolnych, terminów wizyt u lekarza prowadzącego, kontaktów i dietetyka oraz o możliwości uzyskania pomocy w stanach naglących, –  do kontrolowania skuteczności leczenia cukrzycy przez systematyczne badania stężenia glukozy we krwi, poziomu hemoglobiny glikowanej, obecności białka w moczu, oceny dna oczu i innych badań określających ogólny stan zdrowia.

Pacjent ma prawo:

–  oprócz informowania go o stanie zdrowia, do uzyskania wiadomości o aktualnych dostępnych udogodnieniach –  socjalnych i ekonomicznych, a także o nowych rozwiązaniach technologicznych i zmianach przepisów poprawiających jakość życia chorego z cukrzycą. 17


Zadania pacjenta:

1.  Codzienna kontrola swojej cukrzycy, dzięki czemu zespół leczący zastosuje właściwą pomoc. Pacjent powinien nauczyć się wykonywać i interpretować badania samokontrolne, czyli oznaczanie stężenia glukozy we krwi za pomocą glukometru. 2.  Rzetelne prowadzenie dzienniczka samokontroli (zapisywanie swoich obserwacji i wyników badań). 3.  Opanowanie umiejętności samodzielnej zmiany dawek leków doustnych i/lub insuliny w zależności od aktualnego stężenia glukozy we krwi. 4.  Dbałość o stopy, staranna pielęgnacja, systematyczne i dokładne oglądanie stóp, zapobieganie urazom, używanie właściwego obuwia. 5.  Stałe poszerzanie wiedzy o cukrzycy, ciągła

edukacja za pośrednictwem literatury, broszur, czasopism dla osób z cukrzycą oraz poprzez strony internetowe. 6.  Regularne wizyty kontrolne, konsultacje, badania laboratoryjne. 7.  Przestrzeganie diety cukrzycowej, dbałość o prawidłową masę ciała, utrzymywanie aktywności fizycznej. 8.  Rezygnacja z nałogów: nikotynowego i alkoholowego. 9.  Nauczyć się zapobiegać, prawidłowo rozpoznawać i właściwie postępować podczas niedocukrzenia. 10.  Zapisywać swoje wątpliwości i omawiać je w czasie wizyt u lekarza prowadzącego. 11.  Nauczyć się rozpoznawać sytuacje, w których konieczny jest kontakt z zespołem leczącym. 12.  Pacjent powinien utrzymywać stały kontakt ze swoim zespołem leczącym, z innymi chorymi na cukrzycę i organizacją działającą na rzecz osób z cukrzycą. Oprac. J. Lus

Częstotliwość wykonywania badań Częstość wykonywania badań kontrolnych

18

Badanie

Podczas każdej wizyty

badanie stóp kontrola masy ciała badanie ciśnienia tętniczego krwi

Raz w roku

badanie dna oczu badanie elektrokardiograficzne (EKG) badanie ultrasonograficzne serca (USG serca) badanie ogólne moczu badanie stężenia kreatyniny w surowicy krwi mikroalbuminuna, dobowa utrata białka z moczem badanie neurologiczne: ośrodkowy, obwodowy i autonomiczny układ nerwowy profil Iipidowy: –  cholesterol całkowity –  cholesterol HDL –  cholesterol LDL –  triglicerydy ocena poziomu edukacji

Co 3 miesiące

badanie poziomu hemoglobiny glikowanej

Co 3 lata

próba wysiłkowa przepływometria dopplerowska tętnic kończyn dolnych i szyjnych co 1-3 lata u chorych z cukrzy­cą trwającą dłużej niż 5 lat


Czy cukrzyca stanie się najgroźniejszą chorobą nowożytnej Europy? Jeśli tak, to nie jesteśmy na to przygotowani. Brakuje systemu wczesnego ostrzegania i nie starcza pieniędzy na leczenie jej powikłań.

Gorzki

cukier

Co dziś powinno zaprzątać głowy ministrów zdrowia Unii Europejskiej? Cukrzyca! Choć nie wywołuje jej żaden wirus ani bakteria, Światowa Organizacja Zdrowia nie waha się wbrew naukowej nomenklaturze mówić o epidemii tej przewlekłej choroby, objawiającej się zaburzonym poziomem cukru we krwi, a mogącej prowadzić do bardzo ciężkich powikłań. Liczba chorych przekroczyła w Europie 25 mln, ale jest z pewnością zaniżona, bo jak alarmuje europejska organizacja diabetologiczna International Diabetes Federation (IDF) w swoim tegorocznym raporcie – wiele krajów nie prowadzi dokładnych rejestrów i rzesza chorych może być nawet dwukrotnie większa. Przy niedoszacowaniu rozmiarów cukrzycy w krajach z dobrze rozwiniętą opieką medyczną (np. w Holandii czy Belgii) brak takiego rejestru w Polsce nawet nie budzi zdziwienia. Tak więc oprócz 2 mln osób z potwierdzoną chorobą, prawdopodobnie drugie tyle Polaków nie ma pojęcia, że jest nią dotkniętych. Specjaliści Unii Europejskiej ostrzegają: – W najbliższych 20 latach liczba chorych wzrośnie o 21 proc., co jest skutkiem starzenia Europejczyków i narastającej plagi otyłości. To będzie główna przyczyna przedwczesnych zgonów i inwalidztwa ludzi, którzy z powodu powikłań stracą wzrok, nerki lub nogi. Bez międzynarodowej współpracy i zaangażowania większych funduszy na edukację nie poradzimy sobie z tą falą. International Diabetes Federation ma szczęście, że raport ukazał się podczas austriackiej prezydencji w Unii Europejskiej, bowiem w Marii Rauch-Kallat, ministrze zdrowia Austrii, łatwo było znaleźć pierwszego sojusznika. Z cukrzycą od

lat borykają się jej matka i brat, dlatego jest nią bezpośrednio zainteresowana. Teraz jednak do podobnej postawy musi przekonać kolegów z innych krajów, w tym przedstawiciela polskiego resortu zdrowia. Należymy do 14 krajów Unii, które nie mają narodowego programu przeciwdziałania cukrzycy (obowiązuje tylko w: Austrii, Czechach, Danii, Finlandii, Francji, Holandii, Niemczech, Włoszech, Portugalii, Słowacji i Wielkiej Brytanii). – Pracujemy już nad tym – informuje prof. Krzysztof Strojek, krajowy konsultant w dziedzinie diabetologii. Nie potrafi jednak podać terminu zakończenia tych prac; nie wiadomo nawet, czy za przykładem onkologów lepiej uczynić z takiego dokumentu ustawę (w ubiegłym roku parlament ustanowił Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych), czy też wzorem kardiologów (realizujących Narodowy Program Profilaktyki i Leczenia Chorób Sercowo-Naczyniowych) pozostawić go w randze programu resortowego. – Kardiolodzy mają łatwiej, bo ich sukcesy są spektakularne – cierpko mówi prof. Strojek. – Wystarczyło wyposażyć i wydłużyć pracę ośrodków kardiologii interwencyjnej, by radykalnie obniżyć śmiertelność wskutek zawałów serca. W diabetologii potrzebna jest edukacja. Trzeba nauczyć ludzi, jak unikać czynników ryzyka cukrzycy i jak z nią żyć, by nie dopuścić do powikłań. IDF powołuje się w swoim raporcie na dwa dobre przykłady: Finlandię i Wielką Brytanię, gdzie programy profilaktyki i leczenia cukrzycy przyniosły pozytywne rezultaty. Teraz mają być wskazówką dla innych. Ale do jakiego stopnia będzie to możliwe u nas, skoro Finowie w ciągu 19


Finowie w ciągu 5 lat na profilaktykę nie wahali się wydać 7 tys. euro na obywatela. Potrafili zachęcić wszystkich do codziennej rekreacji, a chorym na cukrzycę umożliwili dostęp do edukacji i właściwej opieki.

pięciu lat na profilaktykę nie wahali się wydać 7 tys. euro na obywatela? – Już od 23 lat pracuję w diabetologii i wiem, jak trudno przekonać ludzi do zdrowej diety i ruchu – mówi prof. Strojek. – Albo nawet do regularnych badań poziomu cukru, dzięki czemu można by wyłowić chorych. W tegorocznym budżecie resort zdrowia przeznaczył na potrzeby polskiej diabetologii dodatkowy 1 mln zł, by wreszcie stworzyć rejestr zachorowań. Porównując jednak kwotę, którą Polska wydaje na leczenie cukrzycy – ok. 8 proc. budżetu ochrony zdrowia – z wydatkami naszych sąsiadów, sytuujemy się w środku stawki. Najwięcej wydają Czesi (15 proc.), Litwini (10,6), a najmniej Holendrzy (2,5) i Francuzi (4,7). Choć są to tylko dane szacunkowe. – Nasz raport unaocznia różnice dzielące kraje Unii w finansowaniu leczenia i zapobiegania cukrzycy – komentuje dr Hall. – Sami byliśmy zaskoczeni, że tylko w ośmiu krajach liczone są jej koszty. Większość nie ma pojęcia, jakim zagrożeniem dla ich budżetów jest przyrost zachorowań. Po zsumowaniu wydatków na leczenie 10 mln pacjentów w ośmiu krajach otrzymano

29 mld euro. To oznacza, że w całej Unii koszty leczenia cukrzycy mogą dziś wynosić ponad 60 mld euro i przy zakładanym 21-procentowym wzroście zachorowań wkrótce okażą się nie do udźwignięcia przez narodowe budżety zdrowia. Problem w tym, że bez sprecyzowania choćby rzeczywistej liczby chorych i określenia aktualnych wydatków (z czym nie radzimy sobie także w Polsce), wytyczanie kolejnych celów będzie błądzeniem we mgle. Nie czekając na rejestr zachorowań – skorzystajmy z przykładu Finów, którzy potrafili zachęcić swoich obywateli do codziennej rekreacji, a chorym na cukrzycę umożliwili dostęp do edukacji i właściwej opieki. Niedawno utworzona w Polsce, z inicjatywy pielęgniarek i dietetyków, Federacja Edukacji w Diabetologii zamierza szkolić personel w tym zakresie. Bo zanim zacznie się kogoś uczyć – trzeba wpierw samemu umieć z tej wiedzy korzystać. Ale tu pojawia się bariera finansowa – kliniki, oddziały i poradnie, do których trafiają diabetycy, zazwyczaj nie dysponują etatami dla pielęgniarek edukacyjnych. A dla pozostałego personelu edukacja pacjentów – przy wielu innych obowiązkach – spada na dalszy plan. Mniej jeść, więcej się ruszać – to podstawowa recepta w profilaktyce tej choroby. Tak prosta, że aż trudno w nią uwierzyć i może dlatego ją lekceważymy. Nikt nie rodzi się z upodobaniem do mycia zębów, więc nawyk zdrowego odżywiania lub regularnego korzystania z rekreacji również wymaga treningu, by wszedł nam w krew. Korzyść ze zdrowego stylu życia jest odroczona w czasie, a trudy trzeba ponieść już dzisiaj. Paweł Walewski; artykuł pochodzi z serwisu „Moja Cukrzyca”

20


Ilu z nas jest zadowolonych z życia? Ilu pogodnych, a ilu smutnych, nieszczęśliwych? Jak to oceniać, mierzyć – nawet u samego siebie? Właściwie czym jest owo zadowolenie z życia, pogoda ducha? Jak to można zdefiniować?

Nie ma

prostej recepty Prof. Jerzy Kopania: – Osobiście jestem przekonany, że przychodzimy na świat z pewnymi uwarunkowaniami, skłonnościami. A więc rodzimy się albo optymistami, albo pesymistami. Jeśli tak, to bardzo ważne jest, aby każdy uświadomił sobie te swoje predyspozycje, bo dopiero wtedy będzie mógł z tym coś zrobić. Załóżmy, że urodziłem się z charakterem optymistycznym, że mam optymistyczne nastawienie do świata. Wtedy, oczywiście, łatwiej mi jest żyć, ale bywają sytuacje, w których zderzenie z brutalnością świata będzie dla mnie bardziej ciężkie niż dla pesymisty. A zatem optymista w sytuacji, kiedy idzie mu dobrze, niech się cieszy życiem i niech próbuje maksymalnie je wykorzystać. Jeżeli coś go uderza – niepowodzenie, nieszczęście – zawsze może uruchomić jakieś rezerwy optymizmu, powiedzieć sobie: przecież jeszcze nie jest tak źle, przecież mogło być gorzej! Cieszę się, że nie jest gorzej, a jest jak jest. A po drugie – może być lepiej… Jeśli natomiast człowiek urodził się jako pesymista i uświadomi sobie, że ma skłonność do pesymizmu, to już tym samym może poszukiwać tych jaśniejszych stron życia. Może powiedzieć sobie: „no tak,

jest źle, ale zawsze może być jeszcze gorzej! To mogę się cieszyć, że jeszcze nie jest gorzej”. On, jako pesymista, jest bardziej uodporniony na ciosy życia. A zatem – jak powiedziałem – podstawową rzeczą jest uświadomienie sobie, kim jesteśmy. Dopiero wtedy możemy się właściwie ustawić wobec siebie i innych ludzi, właściwie korzystać z życia, dawać sobie radę. Poznaj samego siebie – takie wskazanie leży u początków filozofii, więcej – to był nakaz głoszony zarówno przez grecką filozofię, jak i religię. Myślę, że niezmiennie pozostaje on nakazem zarówno religijnym, jak i filozoficznym. Potwierdza to zatem znaną maksymę, że nastawienie do życia – zadowolenie lub nie, pogoda ducha – tkwią w nas.

– Jestem absolutnie przekonany, że tak jest. Rodzimy się z pewnym charakterem, inklinacjami, z pewnym nastawieniem wobec otaczającego nas świata. Potem już samo życie – to znaczy warunki, w jakich egzystujemy, różnego rodzaju wpływy – nieco modyfikuje nasz charakter. Pewne cechy wzmacnia, inne osłabia. Ale

Prof. Jerzy Kopania, filozof i etyk z Uniwersytetu w Białymstoku

nasze podstawowe, wrodzone uwarunkowania nie zmieniają się. Wspomniał Pan o wpływach. Jakie sytuacje wzmacniają, a jakie osłabiają, powiedzmy, urodzonego optymistę?

– Na co dzień mamy do czynienia jakby z trzema sferami życia. Po pierwsze – z emocjonalną. Np. człowiek może się zakochać lub nie może. Jak się zakocha, to może to być uczucie szczęśliwe lub pechowe, fatalne zauroczenie. W życiu przychodzi nam dokonywać różnego rodzaju emocjonalnych wyborów. Mogą one być dobre bądź złe. Jest to pewna konieczność. Drugą dziedziną jest sfera materialna. Aby żyć, musimy się odżywiać, ubierać, gdzieś mieszkać. Na to wszystko potrzeba środków finansowych. Musimy je jakoś zdobywać, dawać sobie z tym radę. Wreszcie trzecia sfera – zazwyczaj uważana za najważniejszą – to nasze zdrowie. Albo rodzimy się z dobrym organizmem, albo z jakimiś predyspozycjami do określonych chorób. Jeśli nasze zdrowie nie jest tak dobre, jak byśmy chcieli, to też musimy sobie z tym radzić. W jaki sposób? Tu nie 21


ma – i nie może być – prostej recepty, podobnie jak w pozostałych sferach. To zależy od tak wielu czynników – poczynając od indywidualnych uwarunkowań charakteru, a kończąc na tym, co przynosi nam życie – że danie prostej recepty jest niemożliwe. Jednak ludzie jej szukają. Na fali tego zapotrzebowania mnożą się w mediach, zwłaszcza w kolorowej prasie, w książkach najrozmaitsze rady – na sukces, zdrowie, miłość, szczęście itd. A najczęściej chyba powtarza się tam rada: myśl pozytywnie!

– Do tego typu porad podchodzę bardzo sceptycznie. Przykładowo, jeśli ktoś naprawdę wie, jak zarobić pieniądze, to je po prostu zarabia, a nie pisze na ten temat poradniki. Oczywiście, autor takiego poradnika może na tym sporo zarobić, ale ktoś, kto go przeczyta, na pewno nie zostanie milionerem. Bo to nie tędy droga. W tej i każdej innej sytuacji rada typu: „myśl pozytywnie” jest pusta. Trzeba by jeszcze wypełnić ją jakąś określoną treścią, w odniesieniu do konkretnego człowieka, do jego indywidualnych cech, konkretnych spraw i sytuacji, w jakich się znajduje. Danie ogólnej formuły jest niemożliwe, choć skądinąd jest ona słuszna. Jak mówiłem, optymista powinien myśleć pozytywnie w tym znaczeniu, że powinien czynić użytek ze swego optymistycznego charakteru, a pesymista powinien maksymalnie wykorzystywać owe pesymistyczne spojrzenie na świat na zasadzie, że „mogło być gorzej, a nie jest, zatem jest dobrze”. Więc w tym sensie jest to rada słuszna, ale – powtórzmy – w odniesieniu do konkretnego człowieka. Rozumiem, że nie radzi Pan szukać sposobów na życie w „poradnikach życia”?

– Są w nich różne rady. Np. sentencja „Nigdy nie przegap okazji, żeby powiedzieć drugiemu człowiekowi, 22

że go kochasz”, jest piękna i warto ją stosować, ale już rady typu „akceptuj ból i rozczarowanie jako część życia” albo „miej niskie koszty własne” są puste, bo nie uwzględniają konkretnego człowieka z jego uwarunkowaniami. Myślę, że jeśli człowiek będzie poważnie podchodził do samego siebie, to żadnych poradników nie będzie potrzebował. Jeśli szuka rad w takich książeczkach, to znaczy, że jest niedojrzały emocjonalnie, a także intelektualnie, więc niech się weźmie za siebie, a nie szuka po księgarniach doskonałych recept, jak mieć przyjemne życie, dużo pieniędzy, dobrą żonę i udane dzieci. Przez poradniki można uruchomić pralkę czy komputer, ale nie swoje życie. Tu jedyna droga, to poznać samego siebie i dzięki temu móc się doskonalić. To z kolei daje szansę otworzenia się na drugiego człowieka – poznania także jego i służenia mu rzeczywistą pomocą, a nie pustymi słowami. Życie często przytłacza, bo to utrata pracy, to choroba, śmierć bliskiej osoby. Dobrze, jeśli w takich trudnych sytuacjach człowiek nie zostaje sam. Potrzebuje wsparcia. Co mu możemy radzić, jak pomóc?

– To bardzo trudny problem. Dawanie rad w ciężkich chwilach może być chybione, a nawet niebezpieczne. Nie zdajemy sobie sprawy, że pociąga to za sobą pewną odpowiedzialność za to, co mówimy, za tego człowieka. Łatwo jest dawać rady, bo to nic nie kosztuje. Powinniśmy raczej nastawiać się emocjonalnie na osobę potrzebującą, cierpiącą. Otaczać ją pewnym rodzajem ciepła, być z nią blisko, stwarzać jakieś poczucie bezpieczeństwa, ale nie dawać prostych rad: „powinieneś zrobić to, nie robić tego, to musisz robić ”. Takie rady nie zawsze się sprawdzają. Musielibyśmy być w takiej samej sytuacji, aby sformułować radę rzeczywiście skuteczną. Wynika z tego ważny wniosek: w chwilach ciężkich człowiek z natu-

ry rzeczy zdany jest na samego siebie. Ktoś drugi może mu pomóc przede wszystkim tą bliskością, otwartością na niego. Ale to jest wszystko. Ostateczne oparcie człowiek znajduje lub nie znajduje tylko w sobie. I musimy – każdy z nas powinien – wyrobić w sobie jakiś trwały fundament, na którym może się oprzeć. Co może być tym fundamentem, jak go budować?

– To także zależy od uwarunkowań, z jakimi przychodzimy na świat. Dla jednego takim mocnym fundamentem może być jego wiara, dla drugiego – poczucie własnej osobowości, dla innego – przyszłość związana z rodziną, że „mnie się może nie wiedzie, jestem ciężko chory, ale przecież coś zrobiłem w tym życiu, pozostawiłem jakiś ślad po sobie, to będzie trwało w moim potomstwie”. Słowem, tu również nie ma jednej recepty, co może być takim fundamentem. Każdy musi znaleźć na to odpowiedź w sobie samym. I parafrazując słowa z Biblii, budować fundament na skale…

– Tak, bo tu chodzi o coś trwałego. Jeśli człowiek zaczyna taki fundament budować, to albo go zbuduje i będzie to coś trwałego, albo mu się to natychmiast rozsypie. Przykładowo – albo człowiek ma silną wiarę i wtedy w niej trwa, to jest dlań oparcie, albo przeżywa ciągłe wahania, rozterki i powinien się wtedy zastanowić: może potrzeba mu czegoś innego? Ale czego? Nikt mu nie da odpowiedzi na pytanie, co mu jest potrzebne. Co najwyżej może pomóc w znalezieniu – emocjonalnie, bliskością, ludzkim ciepłem – ale bezpośrednio każdy musi jej udzielić sobie sam. Taka jest konstrukcja tego świata. Są w nią wpisane przemijanie czasu, starzenie się, choroby i cierpienia, śmierć. Dlaczego? Czy według Pana można znaleźć odpowiedź w oparciu o fundament swoich wartości?

– Ostatecznej odpowiedzi, dlaczego


świat jest urządzony tak a nie inaczej, nie uzyskamy, przynajmniej teraz, w tym doczesnym życiu. Być może uzyskamy ją w życiu przyszłym. Ale uzyskamy ją, jeśli życie przyszłe istnieje. Bo jeśli nie istnieje, to też nie uzyskamy. Bytowanie doczesne jest bytowaniem w niepewności. Nic na to nie poradzimy. Filozofowie od wieków zastanawiali się, jaką przyjąć postawę wobec życia i tego bytowania w niepewności.

– Od początku większość z nich mówiła, że człowiek powinien mieć ową perspektywę własnego kresu, do którego nieuchronnie zmierza jego życie. Dlatego filozoficzne myślenie o świecie i człowieku miało przygotowywać do odejścia z tego świata, do przejścia w coś nowego, w jakiś inny wymiar. Ale byli też filozofowie – co prawda w mniejszości – którzy sądzili, że człowiek nie powinien rozmyślać o śmierci, a tylko o życiu. Powinien po prostu żyć. To nie tylko carpe diem, czyli korzystaj z radości życia, ale także nastaw się na to, co jest jego codziennym trudem. Osobiście skłaniam się ku poglądowi filozofów, którzy mówią, że myślenie o zbliżającym się kresie nie powinno dominować; że człowiek powinien nastawiać się na swoją chwilę bieżącą. I w tym upatruje Pan swojej recepty na życie?

– Moją osobistą receptą jest postawa epikurejska, w jej dobrym, właściwym sensie. Istotą tej filozofii jest umiejęt-

ność wyrobienia w sobie zdolności do cieszenia się tym, co mam aktualnie, a nie myślenia o tym, co mieć mógłbym, chciałbym, nie mam. To bardzo proste. Jeśli jestem bogaty, stać mnie, by co rok zmieniać samochód na najnowszy model, to robię to i cieszę się życiem. Ale jeśli stać mnie na przeciętny samochód raz na dziesięć lat albo tylko na rower, to także się cieszę, że mam środek lokomocji, którym mogę dojechać do pracy czy wybrać się w plener. Po prostu cieszę się tym, co mam. A człowiek zawsze coś ma, choćby samego siebie. Czy nie zamącają tej pogody tkwiące w naturze człowieka namiętności: chciwość, zawiść, zazdrość?

– Podkreślałem to: jeśli trawi mnie zawiść, że ktoś ma coś, czego ja nie mam, to najpierw muszę sobie uświadomić: ja zazdroszczę, ja jestem zawistny. Jak sobie to uświadomię, to mam szansę się tego pozbyć. Bo naprawdę, czy to takie ważne, że sąsiad ma dom trzy razy większy od mojego? To ma i trzy razy więcej kłopotów, więc ja się cieszę, że ich nie mam. Podobnie w innych sytuacjach. Chyba jednak nie zawsze. Jak tu się cieszyć w chorobie, w cierpieniu?

– Oczywiście, bywają w życiu sytuacje, cierpienia, kiedy człowiek nie potrafi już znaleźć punktu oparcia. Prawdą jest, że cierpienie może dawać coś pozytywnego, może nas doskonalić, ale tylko do pewnego punktu, natężenia. Bywa i tak, że cierpienie osiąga taki poziom, że już nic nie da się zrobić. W żaden sposób człowiek nie może przekształcić tego cierpienia w coś pozytywnego. To również zależy od charakteru, od uwarunkowań człowieka. Dla jednego jest to poziom dość niski, dla innego już wysoki. Dlatego w takich chwilach, kiedy już naprawdę nikt nie może pomóc, kiedy nawet nie wolno dawać żadnych dobrych rad, bo ktoś przepełniony cierpieniem nie jest w stanie ich przyjąć – człowiek cier-

piący może i powinien zastanowić się nad tym, czy tego poziomu tolerancji cierpienia nie uda mu się podnieść. Bywa i tak, że się nie uda; że naprawdę nie da się nic zrobić. To jest wtedy nieszczęście, tragedia. To wielu z nas dotyka i na to nie ma żadnej rady. Zdarzają się samobójstwa, prośby o eutanazję…

– W takich sytuacjach powiadam słowami Ewangelii: „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Bo w takich skrajnych chwilach, kiedy już nic nie może pomóc, człowiek pozostaje sam na sam z Bogiem. Nikt z ludzi nie ma prawa go oceniać. Co najwyżej samych siebie – czyśmy zrobili wszystko, aby mu pomóc. A jeśli człowiek nie wierzy w istnienie Boga?

– Niewierzącemu jest trudniej, bo wierzący ma nadzieję na inne życie. Dla człowieka przekonanego, że życie doczesne jest jedyne, nie ma takiej nadziei. Musi więc wyrobić w sobie jakąś inną, silniejszą podstawę oparcia. Ale i w przypadku wierzącego zauważmy: jeśli przyjdzie choroba, poważne cierpienie, to dla nikogo – choć przecież ma nadzieję, że oto niedługo spotka się z Bogiem – nie jest to sygnał do radości. Nie, to jest sygnał, że trzeba jak najszybciej lecieć do lekarza, ratować zdrowie i życie. A więc – bądźmy pokorni także wobec własnej wiary. Nie bądźmy zarozumiali, że „ja wierzę, jestem przekonany”, bo to też jest kruche. Oczywiście, wszystko, co tutaj mówię – mówię od siebie. Takie jest moje odczuwanie świata, siebie i drugiego człowieka; takie jest moje rozumienie życia. Ktoś inny może mieć inne rozumienie. To co mówię, nie jest więc przekazem uniwersalnych rad, ale tego, co w moim najgłębszym przekonaniu jest słuszne dla mnie i dla ludzi, którzy rozumieją i czują podobnie. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Sylwester Barski

23


W dążeniu do mistrzostwa liczy się nie doświadczenie i wytężona praca jako taka, a nieustanne zmaganie się z wyzwaniami leżącymi tuż poza zasięgiem możliwości uczącego się, tak, by napędzała go chęć współzawodniczenia i radość zwycięstwa.

Nikt nie rodzi się mistrzem

24

Prawdziwego eksperta od dyletanta dzieli przepaść. Nie dla wszystkich dostrzegalna, zwłaszcza gdy przesłaniają ją certyfikaty, dlatego wciąż powierzamy swoje pieniądze doradcom giełdowym, którzy nie potrafią zainwestować ich korzystniej niż amatorzy, wybór win koneserom, rozróżniającym je nie lepiej niż swojscy opoje, a pomocy szukamy u renomowanych psychoterapeutów, którzy wcale nie wspierają pacjentów skuteczniej niż ich mniej utytułowani koledzy. A jednak w każdej dziedzinie istnieją mistrzowie. Lekarze, którym rzut oka wystarcza do sformułowania precyzyjnej diagnozy, muzycy odtwarzający zapis nutowy sonaty po jednorazowym jej wysłuchaniu, szachiści, po kilku sekundach namysłu decydujący się na bezbłędny ruch. Jak doszli do tych niezwykłych umiejętności? Co uczyniło ich mistrzami?


– Talent, ten tajemniczy boski dar, sprawia, że naznaczone nim jednostki wybijają się ponad przeciętność, zdobywają laury, o których inni mogą tylko śnić. Wypatrujemy takich ludzi i szlifujemy ich sprawności – przekonują trenerzy i nauczyciele. – Dziesięć procent talentu, dziewięćdziesiąt procent pracy – taki przepis na sukces powszechnie wpajany jest w szkołach. Ważne jest w nim, aby jak najszybciej rozpoznać specyficzne zdolności i nadać kształceniu właściwy kierunek. – Mistrzami się stajemy. Każdy z nas, ucząc się, może osiągnąć ten status. Praca, nawet bardzo wytężona, nie wystarczy jednak, jeśli nie będzie nas napędzał wewnętrzny ogień motywacji i jeśli nie zaczniemy się mierzyć z najlepszymi – to najnowsze ustalenia psychologów. Doszli do nich w sposób właściwy nauce, odrzucając wrażenia, odczucia i przekonania na rzecz powtarzalnych wyników doświadczeń. Znaleźli po prostu grupę, procesy myślowe i rozwój umiejętności, które można jednocześnie mierzyć w warunkach wręcz laboratoryjnych i obserwować w środowisku naturalnym, prawdziwą drozofilę (dzięki tej muszce genom ludzki przestał być tajemnicą) nauk o poznawaniu – szachistów. Zasady, według których się doskonalili, odnieśli do artystów, sportowców i w ogóle wszelkiego rodzaju ekspertów. W szachach odpowiednie techniki statystyczne pozwalają porównywać aktualne i wcześniejsze wyniki gracza z uwzględnieniem siły gry przeciwników. Dzięki rankingom można z dużą trafnością przewidywać wynik gier. Jeśli na przykład gracz A góruje nad graczem B dwustoma punktami rankingowymi, A wygrywa z B średnio w trzech partiach na cztery. Odnosi się to tak do ścisłej czołówki, jak i całkiem przeciętnych zawodników. Psycholodzy, posługując się wyrafinowanymi metodami, wykazali ponad wszelką wątpliwość, że dla

Dziesięć procent talentu, dziewięćdziesiąt procent pracy – taki przepis na sukces powszechnie wpajany jest w szkołach. Ważne jest w nim, aby jak najszybciej rozpoznać specyficzne zdolności i nadać kształceniu właściwy kierunek.

szachistów najważniejszy jest specjalistyczny trening. Trening, podczas którego zapamiętują ogromną liczbę pozycji szachowych, a także kalkulują i planują. W efekcie słabszy zawodnik, po półgodzinnych rozważaniach i wybiegnięciu wieloma ruchami do przodu, potrafi przeoczyć właściwą kontynuację, która arcymistrz dostrzega od razu, bez świadomego analizowania czegokolwiek. Pamięć długotrwała, precyzyjnie ukierunkowana (losowe ustawienie pionków odtwarzali z trudem, niewiele lepiej niż słabi gracze), podobnie jak u brydżystów zapamiętujących rozkład kart z wielu rozdań czy programistów komputerowych, przywołujących z pamięci wiele linii kodu, stanowi zatem o poziomie ich umiejętności. Samo w sobie nie było to niczym rewelacyjnym. Ciekawa była hipoteza, tłumacząca, jak mistrzowie korzystają z ogromnej liczby zmagazynowanych informacji. Pamięć operacyjna, „podręczny notatnik umysłu”, wydaje się na to zbyt ograniczona. Już w latach pięćdziesiątych wykazano, że jesteśmy w stanie jednocześnie operować jedynie pięcioma do dziewięciu informacji. Teraz wiadomo, że nie musi to być pięć do dziewięciu szczegółów, lecz taka sama liczba złożonych elementów, porcji wiedzy. W artykule Philipa E. Rossa „Umysł mistrza” z numeru 9/2006 miesięcznika „Świat Nauki”, jako przykład podano zdanie „Wlazł kotek na płotek”. Dla większości Polaków jest ono fragmentem większej całości – dziecięcej piosenki. Wystarczy tylko znać polski, by stanowiło pojedynczą porcję wiedzy. Dla osoby, która zapamiętała słowa, ale nie zna ich znaczenia, liczba porcji wzrasta do czterech. Jeśli ktoś zna litery, a nie zna słów – do osiemnastu. Podobnie z punktu widzenia początkującego szachisty pozycja z dwudziestoma pionkami może składać się z więcej niż dwudziestu porcji, gdyż układają się one na wiele sposobów, 25


podczas gdy arcymistrz, postrzegając pewne elementy jako powtarzające się układy, redukuje je do pięciu czy sześciu. Oszacowano, że arcymistrz opanowuje od 50 do 100 tysięcy porcji wiedzy, dowolnie wydobywając je potem z pamięci długotrwałej. Jak potwierdziły badania aktywności mózgu, ją również potrafi wykorzystywać jako „podręczny notatnik”, tworząc nową strukturę – dla specjalisty wewnętrznie sprzeczną – długotrwałą pamięć operacyjną. Wymaga to jednak ogromnego wysiłku. Amerykański psycholog Herbert A. Simon sformułował nawet w związku z tym własne prawo – regułę dekady. Mówi ona, że zdobycie mistrzostwa w jakiejś dziedzinie wymaga dziesięciu lat ciężkiej pracy. Nawet cudowne dzieci, jak Carl Friedrich Gauss w matematyce, Wolfgang Amadeusz Mozart w muzyce czy Bobby Fischer w szachach musieli wykonać porównywalny wysiłek, być może zaczynając wcześniej i pracując ciężej od innych. Urodzaj na młode szachowe talenty (Fischer wywołał sensację sięgając w 1958 roku po laur mistrza w wieku

26

15 lat; Siergiej Karjakin z Ukrainy uzyskał go niedawno mają 12 lat i siedem miesięcy) to po prostu konsekwencja komputerowych metod szkolenia, pozwalających dzieciom analizować o wiele więcej mistrzowskich partii i dużo częściej mierzyć się z mistrzami, niż było to możliwe w minionych pokoleniach.

wirtuozom, a niektórzy mistrzowie szachowi sprzed stulecia nie zakwalifikowali by się na znaczące turnieje. Na marginesie warto zauważyć, że geniusz szachowy Jose Raul Capablanca, podobnie jak Bach, Beethoven czy Newton, nie dorównując dzisiejszym mistrzom techniką lub wiedzą, wciąż przewyższają ich o głowę kreatywnością.

Amerykański psycholog Herbert A. Simon sformułował własne prawo – regułę dekady, według której zdobycie mistrzostwa w jakiejś dziedzinie wymaga dziesięciu lat pracy. Liczy się bowiem nie doświadczenie i wytężona praca jako taka, a nieustanne zmaganie się z wyzwaniami leżącymi tuż poza zasięgiem możliwości uczącego się, tak by napędzała ich chęć współzawodniczenia i radość zwycięstwa. Zdarzają się entuzjaści, poświęcający szachom, golfowi, skrzypcom dziesiątki tysięcy godzin i nigdy nie wybijający się ponad poziom amatorów, wciąż wyprzedzani przez właściwie szkolonych uczniów. Bywa i tak, że pełen zapału i ciężko pracujący nowicjusz szybko osiąga sukces, na przykład opanowuje jazdę samochodem, jednak po zdaniu egzaminu przestaje się starać. Działa automatycznie, co uniemożliwia postęp. Ci, którzy dążą do mistrzostwa, cały czas bowiem zachowują otwarty umysł, wciąż ugruntowują swoje umiejętności i poddają je krytycznej ocenie, tym samym zbliżając się do norm ustanowionych przez liderów. Norm coraz bardziej wyśrubowanych. Uczniowie biegają teraz jak dawni olimpijscy mistrzowie, studenci konserwatorium grają utwory dostępne niegdyś jedynie

Czy zatem jedynie ćwiczenie czyni mistrza? Na pewno można go wychować, co potwierdził eksperyment Laszlo Polgara, który trzy swoje córki uczynił arcymistrzyniami szachowymi, pracując z nimi po sześć godzin dziennie. Trzydziestoletnia Judit Polgar zajmuje dziś osiemnastą pozycję w światowym rankingu. Po opublikowaniu książki Polgara o szachowej edukacji, liczba cudownych dzieci przy szachownicach gwałtownie wzrosła. Coś podobnego wydarzyło się w Europie dwieście lat temu, gdy w ślad za ojcem Wolfganga Amadeusza, obwożącym syna po salach koncertowych, wyruszyli naśladowcy.

O talencie z naciskiem wciąż mówią sami mistrzowie i ich nauczyciele. Czy zbyt często nie mylą jednak wybitnych zdolności ze zdolnościami wcześnie ujawnionymi? Psychologowie, chłodno analizując dane, są pewni – nikt nie rodzi się mistrzem, mistrzami się stajemy. Na szczyt prowadzą motywacja, rywalizacja i praca. Czy są na tej drodze granice? Dorota Wysocka


Joga z powodu swej wielkości i głębi, swej wiekowej tradycji, doktryny i metod obejmujących każdą fazę życia obiecuje możliwości, o których nawet nam się nie śniło. Carl Gustaw Jung

27


Podróż od siebie do siebie P

odczas weekendowych spacerów po Puszczy Knyszyńskiej od lat mijam rozłożystą, pokręconą sosnę, której widok zadziwia mnie, śmieszy, a także wprowadza w zadumę nad potęgą życia. Sosna, jakby wyjęta z surrealistycznych obrazów Salvadora Dali żyje w symbiozie z pługiem. Pług wrośnięty w konar i korę pnia z każdym rokiem oddala się od podłoża. Obciążona żelastwem, skazana na taką niewygodę sosna rośnie przy polnej drodze wystawiona na wiatry, deszcze i piekące słońce. Roku pewnego, gdy stałam przy niej, minęła mnie grupka ludzi. Szli niespiesznie, sapiąc i dychając. Zajęci sobą rozmawiali, wyraźnie zadowoleni z życia. Wyglądali dość zasobnie – tak pod względem ubioru, jak i kształtów. Oczyma wyobraźni zobaczyłam, jak każdy z nich dźwiga swój własny pług 28

i nawet tego nie zauważa. Nie czuje zmęczenia, płytkiego oddechu, niewygody. Czy tylko oni? – pomyślałam. Przecież dziś większość ludzi nie ma kontaktu ze swoim ciałem. Żyję „głową” – myślami o przeszłości lub przyszłości, a ciało odczuwa tylko fragmentarycznie, najczęściej gdy pojawi się jakiś zawodowy problem. Czy tak musi być? Czyż nie podniósł się już na tyle poziom świadomości ludzi, że stała się dość powszechną wiedza na temat związku między ciałem, umysłem i duchem? Media, wydawnictwa, księgarnie wprost nas zalewają propozycjami dotyczącymi zdrowia. Prowadzone są kursy, kluby, warsztaty. Całe kierunki psychoterapeutyczne preferują pracę z ciałem jako sprawdzony i skuteczny sposób na lepsza jakość życia. Mówi się też, że świat opanowała jogomania, ponieważ

ponad 200 milionów ludzi odkryło w jodze – starożytnej nauce o łączeniu określonych procesów myślowych z pracą ciała – sposób na szczęśliwe życie. Mędrcy Wschodu głoszą, że myśl jest siłą również jak elektryczność, grawitacja, ciepło i światło. Są to różne formy przejawiania swej podstawowej energii życiowej zwanej praną. Umysł człowieka jest istną Wszechpotężnej Świadomości Boga. Ćwiczenia fizyczne różnych części ciała są ściśle połączone z pracą umysłu. Najlepiej to widać w ćwiczeniach prana – jest jednocześnie Oddechem i Siłą Kosmosu. Oto co o jodze mówi Yehudi Menuhin: „Praktykując jogę przekonałem się, że większość naszych zasadniczych postaw życiowych ma swoje fizyczne odpowiedniki w ciele. Porównywanie i krytycyzm muszą więc zacząć się od wyrównania lewej i prawej strony ciała do stopnia, w którym wychwytuje się nawet subtelne różnice. Siła woli pojawia się wraz z odczuciem wyciągania całego ciała od palców po czubek głowy wbrew sile grawitacji. Być może zapalczywość i ambicję można najpierw sprowadzić do takiego doznania ciężaru i ruchu ciała, które przychodzi przy swobodnie zwisających kończynach, w przeciwieństwie do psychofizycznej równowagi, będącej rezultatem kontrolowanego, długiego stania na stopie, stopach lub rękach. Wytrwałość można

osiągnąć rozciągając się w różnych pozycjach jogi przez wiele minut, podczas gdy spokój psychiczny jest następstwem cichego, jednostronnego oddychania i rozszerzania płuc. Odczucie ciągłości i uniwersalności pojawia się wraz z wiedzą o nieuniknionym przeplataniu się stanów napięcia i rozluźniania w odwiecznych rytmach, gdzie każdy wdech i wydech tworzą cykl, falę lub wibracje, wśród niezliczonych miriad składających się na Wszechświat”. tarożytni mędrcy mówią, że człowiek jest nie tylko prochem, który w proch się obraca, ale jest też powietrzem, które w powietrze się obraca. Jest to czynnik procesu spalania materii, w którym zmienia się ona w ciepło, światło i promieniowanie z których możemy czerpać siłę. Układ oddechowy człowieka to wrota do oczyszczania ciała, umysłu i intelektu. Kluczem do nich jest pranajama – ćwiczenia oddechowe oparte na obserwacji jednostajności wydawanego dźwięku. Takie oddychanie umożliwia uwolnienie się od napięć i uspokaja umysł. Warto przyswoić sobie kilka ćwiczeń i zasad prawidłowego oddychania. Oto niektóre z nich:

S

1. Siadamy wygodnie na krześle lub podłodze. Staramy się wyprostować plecy, gdyż prosty kręgosłup i czujny umysł są warunkiem prawidłowej praktyki pranajamy. Najlepiej skupić


Kiedy i kto „obdarzył” żelaznym balastem tę sosnę w Puszczy Knyszyńskiej – nie wiadomo. Pług wrósł w pień i z każdym rokiem jest bliżej nieba…

się na lekkim wygięciu odcinka między łopatkami. Rozluźniamy mięśnie twarzy i oddychamy delikatnie przez nos kierując uwagę na nozdrza, zatoki, klatkę piersiową, kręgosłup i przeponę Ćwiczymy z zamkniętymi oczami skupieni na dźwięku oddechu, który niejako automatycznie spowalnia się i wygładza. Uspakaja się system nerwowy. 2. Osoby początkujące powinny unikać zatrzymania oddechu zwłaszcza w przerwie po całkowitym wdechu a przed wydechem, obciąża to serce. 3. Siedząc wygodnie z wyprostowanymi plecami, podnosimy w górę mostek i przednią stronę

Fot. Renata Saniewska

29


klatki piersiowej. Delikatnie, bez napięcia ściągamy łopatki czyniąc wklęsłym piersiowy i szyjny odcinek kręgosłupa, po czym pochylamy głowę do przodu i na dół, do mostka. Nie naprężamy mięśni szyi, gardło też jest luźne. Delikatnym ruchem podnosimy klatkę piersiową, aby zmniejszyć odległość między brodą a mostkiem. Ćwiczenie to wykonujemy delikatnie, z cierpliwością z czasem uelastyczni szyję, ureguluje przepływ pracy do serca, głosu i gruczołów oddechowych w szyi – przedłuża także młodość i życie. 4. Wdechy i wydechy wykonujemy łagodnie, gdyż szybkie i siłowe oddychanie źle działa na mózg i serce. Rytmiczne oddychanie

wyrównuje ciśnienie krwi i niesie wewnętrzny spokój. Wyobrażamy sobie, że każdy wdech to wspaniały dar Kosmosu, dający nam spokój, radość i miłość, a każdy wydech to wypłynięcie energii toksycznych i substancji. Zadbajmy o prosty kręgosłup zarówno podczas wdechu, jak i wydechu (mamy tendencje do zapadania klatki piersiowej podczas wydechu). 5. Siedząc z wyprostowanym kręgosłupem na wdechu unosimy ramiona do ust, na wydechu swobodnie je opuszczamy. Wykonując kilka razy ten oddech oczyszczamy szczyty płucne z całego powietrza. 6. Siedząc wygodnie jak wyżej, wysuwamy deli-

katnie język i zwijamy go w tubkę. Na wdechu wciągamy powietrze przez usta, na wydechu zamykamy usta i w tym samym czasie, co na wdechu, wypuszczamy je przez usta. 7. Siedząc jak wyżej, łączymy zęby górnej i dolnej szczęki. Na wdechu wciągamy powietrze przez zęby, na wydechu zamykamy usta i wypuszczam powietrze przez nos. Ćwiczenia z p. 6 i 7 wzmacniają zęby i oczyszczają jamę ustną. 8. Warto pamiętać o wielkiej ostrożności z jaką trzeba podchodzić do ćwiczenia i wziąć do serca przestrogę joginów że, „pranę należy poskramiać wolniej niż lwy, słonie i tygrysy, w przeciw-

Młodym jest ten, kto się dziwi i zachwyca. Pyta jak nienasycone dziecko. A potem stawia czoła zdarzeniom i znajduje radość w grze życia. Jesteś tak młody jak twoja wiara i tak stary jak twoje zwątpienie. Tak młody jak ufność w siebie. Młody jak twoja nadzieja. Tak stary jak twoje znużenie. Jesteś młody tak długo, jak długo jesteś wrażliwy Na to, co jest piękne, dobre i wielkie. Wrażliwy na przyrodę, człowieka i… Nieskończoność. Jeśli pewnego dnia twoje serce ugryzie pesymizm i zacznie je trawić cynizm, niech Bóg ma w opiece twoją duszę starca. generał Douglas McArthur, 1945

30

nym razie zabije poskramiającego”. Najpierw powinniśmy zadbać o nawiązanie z kontaktu z ciałem, o ożywienie go poprzez ćwiczenia uelastyczniając i rozciągające – asany. Pamiętajmy także, że joga ma na celu doskonalenie człowieka pod względem zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego. Jest systemem wymagającym kontaktu praktykującego z kompetentnym nauczycielem. Życzę więc czytelnikom, aby trafili na takiego nauczyciela i udali się w przepiękną podróż od siebie do siebie. Renata Saniewska terapeuta ruchowy


Gest

prawdziwszy

od słowa

Jedną z dziedzin nauk humanistycznych jest gestologia – wiedza o gestach, o mimice i tikach, również o postawach przybieranych przez ludzi w różnych sytuacjach. Stanowią one komunikaty niewerbalne, które przekazują wszyscy – najczęściej bezwiednie. Naukowcy wyliczyli, iż jest to najskuteczniejsza forma komunikowania się ludzi, ponieważ aż 55 procent informacji przekazywanych jest za pomocą gestów, podczas gdy w słowach zawartych jest tylko 7 procent, a 38 procent – w intonacji. Okazuje się, że za pomocą ciała jesteśmy w stanie wysłać około miliona informacji i kodów. A że mogą one czasem zastąpić słowa, nie będzie przesadą stwierdzenie, że ciało nasze mówi. Bywa, że gest czy mimika potwierdza słowa lub zadaje im kłam, zaś drobny tik przekazuje ukryte wieści i nas zdradza. Np. wystarczy spojrzenie kobiety, by mężczyzna wiedział, że się jej podoba. Słowa są zbędne również dla zakochanych – porozumiewają się za pomocą kodu wyrażającego cały żar uczucia i zaangażowania. Andy Collins, wnikliwy badacz języka ciała postarał się o uporządkowanie gestów i zachowań. Wyróżnił trzy rodzaje gestów: wrodzone,

nabyte i dziedziczne. Przykładem gestu wrodzonego może być zakładanie ręki na rękę; pozornie nie ma znaczenia, która znajdzie się na wierzchu, ale gdy spróbujemy je zmienić, poczujemy dziwne wrażenie, ponieważ zaburzymy dotychczasowe przyzwyczajenie. Według Collinsa pod wpływem wychowania przejmujemy „postawy kluczowe”: uśmiech sygnalizujący zadowolenie, zaś zmarszczenie brwi, gdy mamy zmartwienie lub kłopot. Potwierdzenie wyrażamy skinieniem głowy; tak czynią nawet osoby niewidome od urodzenia, co dowodzi wrodzonego charakteru tego gestu. Natomiast gest kręcenia głową na „nie” wynieśliśmy z dzieciństwa: dziecko odwraca głowa, gdy nie chce jeść, więc mama nadstawia łyżeczkę z drugiej strony, a dziecko „umyka” w odwrotnym kierunku. Tak wyglądają początki gestu przeczenia, który z czasem nabiera znaczenia bardziej ogólnego. Innym uniwersalnym gestem jest wzruszenie ramion; wyrażamy nim brak zrozumienia albo dystans do problemu czy sprawy. Podpatrując zwierzęta przejęliśmy od nich niektóre gesty, np. gdy z kogoś szydzimy, odsłaniamy zęby w grymasie uśmiechu – niczym atakujący wilk lub inny drapieżca szykujący się do ataku na zdobycz. Amerykański badacz Albert Mehrabian twierdzi, że im wyżej w hierarchii społecznej stoi dana osoba, tym bogatsze jest jej słownictwo, a gesty-

kulacja hamowana. U ludzi z niższych warstw społecznych gesty wyraźnie przeważają nad słowami. Okazuje się, że gestem można oszukiwać tylko w niektórych wypadkach. Trudne do wychwycenia są kłamliwe gesty aktorów, adwokatów, spikerów telewizyjnych i dobrze przygotowanych rzeczników prasowych polityków, instytucji czy korporacji zawodowych. Nauczyli się panowania nad językiem ciała, a każdy ruch jest wypracowany, aby podkreślić wagę wypowiedzi i jej „prawdziwość”. Ale tak potrafią tylko zawodowcy, choć i im może zdarzyć się wpadka. Zdaniem A. Collinsa każdy z nas może doskonalić swoją znajomość języka ciała, gestów i zachowań. Wystarczy uważnie obserwować swoje otoczenie. Naukę należy jednak rozpocząć od własnej osoby, np. zwracać uwagę na to, jak reagujemy w określonych sytuacjach. Maciej Lutka

31


Na lęk przed niesprawnością i brakiem samodzielności, na wiele schorzeń naszego wieku

rehabilitacja medyczna Aktywność fizyczna ma duży wpływ na stan naszego zdrowia. Coraz częściej spotyka się, że lekarz swojemu pacjentowi zaleca dobrany indywidualnie ruch. Może to być spacer, jazda na rowerze, pływanie lub ćwiczenia w basenie. Również specjalnie skonstruowane zestawy ćwiczeń albo treningi obciążeniowe, a także specjalistyczną rehabilitację. Część zaleceń ma znaczenie prozdrowotne, ale coraz częściej jest to już postępowanie lecznicze lub profilaktyka wtórna w schorzeniach przewlekłych. Rehabilitacja medyczna jest dziedziną medycyny, która zajmuje się doborem specjalistycznego postępowania usprawniającego, stosownych metod usprawniania i stopnia obciążenia fizycznego w zależności od schorzenia lub schorzeń i wydolności pacjenta. W niektórych przypadkach również zaopatrzeniem pacjenta w sprzęt ortopedyczny (kule, chodziki, wózki, protezy itp.) lub pomocniczy 32

(chwytaki, rękawy pończochy uciskowe itp.). We współczesnej medycynie towarzyszy wielu specjalnościom w leczeniu specjalistycznym, obok zabiegów operacyjnych czy farmakoterapii. Ćwiczenia fizyczne stosunkowo szybko zostały zastosowane w schorzeniach ortopedycznych. Zauważono ich działanie w profilaktyce i leczeniu, w przygotowaniu pacjentów do zabiegów ortopedycznych, jak również w uruchamianiu ich i usprawnianiu po zabiegach ortopedycznych. Podobnie w chorobach reumatycznych, rehabilitacja staje się szansą na sprawność pacjentów z bólami i zmianami kostno-stawowymi, które w sposób istotny naruszają ich sprawność i jakość życia. Rehabilitacja znalazła już sobie stałe miejsce w schorzeniach kardiologicznych. Przed laty zawał serca, jak i inne schorzenia układu krążeniowego, były wyrokiem dla chorego; jeśli przeżył, jego wydolność i sprawność były bardzo obniżone. Obecnie, w zależności od zaawansowania schorzenia, stosunkowo szybko włącza się aktywność fizyczną. Tempo i obciążenie wysiłkiem dawkuje się indywidualnie dla każdego pacjenta, stosownie do jego możliwości. Odpowiednio dobrane ćwiczenia oddechowe mają swoją rolę w schorzeniach płuc. Są też świetną profilaktyką zapalenia płuc, szczególnie u pacjentów leżących oraz po zabiegach operacyjnych. Powoli wdrażana aktywność po zabiegach operacyjnych na oddziałach chirurgicznych, skraca czas powrotu do zdrowia tych pacjentów. Rehabilitacja jest jedyną szansą na powrót do sprawności (częściowej lub rzadziej całkowitej) dla pacjentów po uszkodzeniu układu nerwowego. Przyczyn takich schorzeń jest bardzo dużo, mogą być to udary, urazy, infekcje, nowotwory, zatrucia i wiele innych. W takich przypadkach leczenie usprawniające trwa do końca życia pacjenta. Kolejną,


bardzo ważną grupą chorych, której rehabilitacja daje szansę na powrót do sprawności i samodzielności, są osoby po wypadkach, w wyniku których doznały licznych obrażeń (najczęściej są to wypadki komunikacyjne). Duże znaczenie ma aktywność fizyczna w profilaktyce i leczeniu schorzeń cywilizacyjnych, takich jak otyłość, cukrzyca, osteoporoza, bóle krzyża. W literaturze spotyka się doniesienia na temat korzystnego wpływu aktywności fizycznej na obniżenie zagrożenia niektórymi rodzajami nowotworów. Gry i zabawy na świeżym powietrzu mają wpływ na prawidłowy rozwój fizyczny, jak również umysłowy, i poprawę odporności dzieci i młodzieży. Jest to postępowanie tanie, ze wszech miar zdrowe i godne polecania, zabezpieczające nasze dzieci przed wieloma schorzeniami i problemami również w dorosłym życiu. Kształtujące prawidłowe wzorce zachowań. Jednak zupełnie niepopularne i nie krzewione w naszym społeczeństwie. Tak samo, niestety, jak i wśród dorosłych. Bardzo ważne jest, abyśmy zdali sobie sprawę, że ruch jest „złotą tabletką” w wielu

schorzeniach naszego wieku. Już nasz wielki profesor Wiktor Dega – twórca polskiego modelu rehabilitacji, powiedział, że: „Ruch może zastąpić wiele lekarstw”. Ruch, aby pomóc, powinien być stosowany świadomie i rozważnie.

Jeśli nie ma przeciwwskazań medycznych, zaleca się dziennie minimum 30 minut aktywności fizycznej (najlepiej spaceru lub jazdy rowerem), co najmniej 5-6 razy w tygodniu. Możemy jednak zaczynać od krótszego czasu wysiłku, powoli go wydłużając, stosownie do własnych możliwości. Jeżeli spotkamy się z jakimikolwiek problemami niezbędna jest konsultacja z lekarzem specjalistą. Ważne jest, aby aktywność fizyczna była stosowana systematycznie, najlepiej codziennie w odpowiednich porcjach. Źle i niekorzystnie wpływa sporadyczny i intensywny wysiłek fizyczny, taka aktywność może zaszkodzić nawet zupełnie zdrowemu, ale nieprzyzwyczajonemu do obciążenia organizmowi. Każdemu z nas przynajmniej w niektórych momentach życia towarzyszy lęk przed niesprawnością i brakiem samodzielności. Stwierdzono, że aktywność fizyczna poprawia sprawność i samodzielność w każdym wieku, jak również warunkuje ich utrzymanie na długie lata, jeśli jest systematycznie i prawidłowo stosowana. Dr n. med. Joanna Filipowska

33


Jakże często tryb życia i rodzaj pracy przykuwa nas na długie godziny do biurka czy innego warsztatu. Bywa jednak, że dobrowolnie przez pół dnia albo i dłużej tkwimy przed telewizorem, a jedynym wykonywanym w tym czasie ruchem jest sięganie po pilota i coś do „przegryzienia”. Chodzić też przestajemy, samochód podwiezie wszędzie. Nic więc dziwnego, że sztywnieją nam stawy, że tyjemy. Stajemy się chorzy, bo wadliwa przemiana materii i złe krążenie prowadzą wprost do miażdżycy i zawałów serca. A co szczególnie przykre – starzejemy się w przyśpieszonym tempie.

Najprostszym sposobem na takie stany jest ruch i praca fizyczna. Każde zajęcie, wymagające od nas choćby niewielkiego wysiłku, przyspiesza obieg krwi, reguluje jej ciśnienie, wzmacnia mięsień sercowy, utlenia mózg i serce. Ponadto usprawnia czynności organów wewnętrznych i odnawia cały ustrój człowieka. Godzina pracy fizycznej wyczerpując siły witalne zmusza organizm do odrobienia strat z wielką nadwyżką, tym samym uruchamia wszystkie układy odpowiedzialne za właściwe im funkcje, podtrzymujące życie i rozwój naszego ustroju. Wiadomo, że nie wszyscy mają możliwość wykonywania pracy fizycznej, na przykład skopania grządki w ogródku. Można ją zastąpić innymi formami ruchu, jak gimnastyka ogólna, spacery, niektóre dyscypliny sportu czy ćwiczenia oparte na technikach wschodnich, między innymi tai-chi, joga itp. W świecie zwierzęcym tylko człowiek ma pionową postawę – mawiał ojciec Klimuszko, który zalecał nam szukanie szczęścia w przyrodzie. Proponował wykonywanie ćwiczeń odpowiadających człowiekowi a wzorowanych na „ kocim grzbiecie”. 34

Ruch jak lek Ćwiczenie psychofizyczne

Ojciec Klimuszko, przekonany o jego skuteczności zalecał to ćwiczenie wszystkim, nie tylko uskarżającym się na jakieś dolegliwości. Po obudzeniu się trzeba energicznie zejść z łóżka. Bez bielizny (prócz kąpielówek lub majtek) zbliżyć się do okna – jeżeli jest lato, a w zimie nieco dalej od okna. Przedtem dobrze wywietrzyć pokój. Stanąć na dywanie, skupić się i w duchu powiedzieć sobie: „Od dzisiaj zaczynam się leczyć z… na przykład nerwicy”. W pozycji na baczność upuścić ręce na dół, nogi w kolanach i stopach złączyć a dłonie zamknąć w pięści

bez zaciskania. Energicznym, ale nie gwałtownym ruchem kulistym wyrzucić zamknięte pięści w górę nad głową i zbliżać je powoli ku sobie. Położyć prawą na lewą pięść, po czym


obie umieścić na wierzchu głowy, Następnie wciągnąć powietrze nosem do oporu, zatrzymać je w płucach na czas wyliczania 1, 2, 3 – do 16 – i dopiero wtedy powoli rozkurczać dłonie, równocześnie robiąc głęboki skłon ku ziemi całym korpusem z rękami wysuniętymi przed siebie i powoli wypuszczać powietrze z płuc przez usta „złożone w dziób”. Także do oporu. Stanąć znowu prosto, kilka sekund odpocząć i trzykrotnie powtórzyć ten sposób wdechu i wydechu wraz z całym ćwiczeniem. Potem należy położyć się wygodnie na wznak, np. na leżance, rozluźnić całkowicie mięśnie, zawiesić swe myśli w próżni. Pięć minut takiego relaksu wystarczy na zakończenie ćwiczenia. Po dziesięciu dniach powinniśmy się poczuć odrodzeni psychicznie i fizycznie, nabieramy chęci do pracy i życia. Ćwiczenie to utlenia serce, wyraźnie wzmacnia system nerwowy i bardzo często likwiduje te schorzenia, które mają podłoże nerwowe.

Ćwiczenie kocie

Po przebudzeniu się zejść z łóżka i stanąć na baczność. Następnie roz-

ciągnąć ręce w formie krzyża, naprężyć je, szeroko i mocno rozczapierzyć palce rąk, wciągnąć głęboko powietrze, wypuścić i zgiąć się maksymalnie do przodu, a potem do tyłu. Jednocześnie należy uświadomić sobie, że przepuszcza się przez cały system nerwowy świeży prąd energii życia. Ćwiczenia te mają na celu usprawnienie krążenia krwi, regulację rytmu akcji serca, wzmocnienie wszystkich mięśni.

Ćwiczenie śrubowe

Według ojca Klimuszki jest najłatwiejsze do wykonania, również w grupie np. w biurze. Ćwiczący powinien usiąść wyprostowany w pozycji faraona; zgięcie tułowia w biodrach i nóg w kolanach tworzą kąt 90 stopni. Zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że po obu stronach w odległości wyciągniętych rąk, znajdują się drewniane ściany, w które obydwiema rękami jednocześnie będziemy wkręcać śruby w kształcie korkociągu: prawą ręką wkręcać ruchem obrotowym zgodnie z ruchem wskazówek zegara, lewą – odwrotnie, w przeciwnym kierunku. Początkowo wolno, potem coraz szybciej i głębiej. Nareszcie opór! Ćwiczenie to sprawia, że naprężają się mięśnie rąk, klatki piersiowej i brzucha, a nawet w pewnym stopniu nóg. Po dziesięciu minutach takiego wkręcania śrub

należy oprzeć się wygodnie plecami o oparcie krzesła i pozostać w relaksowym bezruchu przez pięć minut. Następnie przejść się kilka razy po pokoju. Oprócz wzmocnienia mięśni rąk, klatki piersiowej i brzucha, ćwiczenie śrubowe w wysokim stopniu zabezpiecza nasz ustrój przed miażdżycą i arytmią serca.

Jest jeszcze ćwiczenie najprostsze – spacer, przechadzka. Każdy odcinek drogi ma inne złoża pierwiastków chemicznych pod ziemią i w ziemi. Na każdym skrawku ziemi rosną inne rośliny, krążą inne prądy ziemne i atmosferyczne. Spacerując, stykamy się z rozmaitymi działaniami tych prądów, również przez oddech i receptory skóry. W ten sposób regenerujemy i przedłużamy sobie życie. Lucyna Szepiel

35


Istotą sytuacji stresowej jest obecność wymagań zewnętrznych lub wewnętrznych ocenianych przez człowieka jako obciążenie lub przekroczenie jego możliwości przystosowawczych, czemu towarzyszą przeżycia emocjonalne, niekiedy bardzo przykre i burzliwe. Sytuacja stresowa bowiem pobudza do aktywności ukierunkowanej na odzyskanie równowagi pomiędzy wymaganiami a możliwościami oraz na poprawę stanu emocjonalnego. Taka aktywność określana jako „radzenie sobie ze stresem” ma spełniać dwie funkcje. Pierwszą jest opanowanie czynników powodujących stres, poprzez oddziaływanie na otoczenie

36

Stres ujarzmiony lub siebie samego (radzenie sobie instrumentalne, zorientowane na problem), druga ukierunkowana jest na własny stan emocjonalny i polega na uwolnieniu się od sprawiających cierpienie przeżyć emocjonalnych (funkcja paliatywna). Richard Lazarus, psycholog kognitywny, opisał osiem głównych strategii, którymi posługujemy się w trudnych sytuacjach. Możemy wybrać: –  konfrontację („próbuję zmienić stanowisko decydujących”), –  dystansowanie się („próbuję zapomnieć o tym wszystkim”), –  opanowanie się („próbuję powstrzymać moje uczucia”– samokontrola), –  ponoszenie odpowiedzialności („to był mój błąd), –  eskapizm („czekam na cud”),

–  poszukiwanie wsparcia („proszę najbliższych o pomoc i radę”), –  planowe działania („sporządzam plan i postępuję według niego tak długo, jak mogę), –  pozytywne przewartościowanie sytuacji („doświadczenie to uczyniło mnie lepszym człowiekiem). Okazuje się, że bardziej skuteczne są trzy ostatnie strategie, bowiem wywołują mniej przykrości i częściej przynoszą pozytywne rozwiązania. Pozostałe nie niwelują nieprzyjemnych doznań i rzadko prowadzą do rozwiązania problemów. Jednak niedopasowanie strategii do sytuacji prowadzi do powtarzania tej samej strategii bez oczekiwanego rezultatu i pojawia się poczucie zagrożenia a w konsekwencji biologiczna reakcja organizmu na stres (Aleksander Perski, Poradnik na czas przełomu – o stresie, wypaleniu oraz drogach powrotu do życia w równowadze, Warszawa 2002, s. 35‑36). Na ogół przyjmowane strategie radzenia sobie ze stresem wynikają ze stosunku do informacji dotyczących sytuacji stresowej, a także chronieniu się przed takimi informacjami przez angażowanie się w „bezstresowe” formy aktywności. Pierwszą postawę i składające się na nią strategie możemy określić jako konfrontacyjne, ponieważ następuje tu bezpośrednia konfrontacja (walka) z sytuacją stresową. Drugą postawę i strategię określimy jako unikowe (ucieczka). Jedną ze strategii unikowych jest strategia nazwana „udawać martwego”. Uciekamy się do niej, gdy oceniamy, że niebezpieczeństwo jest zbyt potężne i że nie mamy szansy na


poradzenie sobie z nim. Wówczas organizm próbuje nam pomóc. Od strony biologicznej odczuwamy omdlenie, zmęczenie, zawroty głowy, zwiotczenie mięśni, dolegliwości żołądkowe. A na płaszczyźnie zachowań doznajemy ogromnej potrzeby pocieszenia się, co często prowadzi do objadania się słodyczami, tłustym jedzeniem, picia alkoholu, używania środków farmakologicznych. W aspekcie psychologicznym pojawia się znużenie, smutek, przygnębienie, rozżalenie i depresja. Nadmierna potrzeba pocieszania może prowadzić do wyraźnego przybrania na wadze, otłuszczenia brzucha, a także do zaburzeń w procesie wydzielania i uwalniania insuliny oraz zaburzeń ciśnienia krwi. Niektórzy badacze uważają, że miara biodra – talia, czyli gdy obwód w talii jest większy niż w biodrach jest wskaźnikiem bezradności oraz poczucia beznadziejności. Jeżeli znajdujemy się w przewlekłym stanie realizacji programu „udawać martwego”, to grożą nam depresja oraz choroby sercowonaczyniowe (tamże, s. 39). Sygnały ostrzegawcze przed stresem to przede wszystkim zaburzenia snu, brak energii, uczucie utraty chęci do życia. Symptomy te mogą oznaczać, że znajdujemy się w środku programu „walki lub ucieczki”. Objawia się to przez kłopoty z zaśnięciem, zbyt wczesne budzenie się, nadaktywność ciała, irytację, niepokój, lęk. Możemy odczuwać niewyczerpaną potrzebę snu, wszechogarniające przemęczenie, przygnębienie, głęboki smutek oraz ogromną potrzebę pocieszania jedzeniem. Większość ludzi rozpoznaje te sygnały i próbuje wyjść ze stresowej sytuacji tak, jak potrafi, byle tylko szybko powrócić do stanu równowagi. Organizm wówczas szybko odzyskuje siły, czasem wystarczy kilka dni albo tygodni odpoczynku. Lecz nie wszyscy chcą zrozumieć te sygnały i nie decydują się na zmiany w swoim życiu. Wtedy przewlekły stres może doprowadzić do katastrofy zdrowotnej.

Niewątpliwie każdy człowiek dysponuje zbiorem różnych strategii, zarówno konfrontacyjnych, jak i unikowych. Gdy korzysta zarówno ze strategii konfrontacyjnych, jak i unikowych, to jest w stanie radzić sobie, jednocześnie wykorzystując informacje o sytuacji stresowej, jak i chroniąc się przed takimi informacjami. Gdy zaś występuje przewaga strategii jednego rodzaju, to jego aktywność zaradcza jest niewielka. Można opanować stres, pod warunkiem dostępu do informacji o jego źródle i przez wykorzystanie ich w działaniu. Optymalne przystosowanie zapewnia styl z przewagą strategii konfrontacyjnych. Jednakże w sytuacjach niekontrolowanych informacje o stresorze są bezużyteczne, a nawet szkodliwe, bowiem nie mogą być wykorzystane w działaniu, a mogą pogorszyć stan emocjonalny. W takich sytuacjach lepsze przystosowanie zapewnia posiadanie bogatego zasobu strategii unikowych (Encyklopedia Psychologii, WSSE, Fundacja Innowacja, Warszawa1998). Skoro wiemy, że reakcją na silny lub przedłużający się stres jest złe przystosowanie psychiczne, którego przebieg można przewidzieć, to czy możemy interweniować i nie dopuścić do wystąpienia zaburzeń będących skutkiem stresu? Jedną z metod ułatwiających radzenie sobie ze stresem jest trening odporności na stres, technika poznawczo-behawioralna ułatwiająca radzenie sobie w potencjalnie stresujących sytuacjach, a stosowana na przykład wobec żołnierzy przygotowywanych do walki. Została ona opracowana, by pomóc ludziom radzić sobie w sytuacjach będących źródłem znacznego stresu i lęku. W ostatnich latach metoda ta znalazła szerokie zastosowanie, także wobec sportowców, którzy przeszli operację kolana i pomogła zmniejszyć ból i lęk oraz skróciła czas rekonwalescencji (Psychologia zaburzeń, GWP, vol. 2,

2003). Inną metodą jest trening relaksacyjny, pozwalający na uwolnienie się od napięć i immunizowanie siebie na sytuacje stresowe i lękowe. Pomocną jest również technika ćwiczenia pewności siebie, w której reakcje niepewności zostają zamieniane, przewarunkowane na reakcje pewności siebie i towarzyszące im uczucia zaufania do siebie, dumy z siebie, akceptacji swego zachowania. Te techniki możemy poznać przy pomocy psychologów, do których zgłosimy się po pomoc w sytuacjach trudnych, bądź gdy ich pomoc wyda się nam konieczna i niezbędna. Możliwość korzystania z pomocy specjalisty daje nam szansę na uporządkowanie problemów emocjonalnych i rozpoznanie stosowanych przez nas strategii w sytuacjach trudnych. Umożliwia znalezienie najbardziej optymalnej techniki uwalniania napięć i stwarza szansę na uczestnictwo w programach antystresowych. Ułatwia kontakt z zasobami wewnętrznymi i pomaga budować pozytywny obraz siebie. Jestem przekonana, że sens wszystkich racjonalnych programów antystresowych najlepiej ujmuje modlitwa, którą Anonimowi Alkoholicy kończą swoje spotkania: „Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić; odwagi, abym zmienił to, co mogę zmienić, i mądrości, abym odróżnił jedno od drugiego”. Mam nadzieję, że zacytowana modlitwa sprowokuje nas do życzliwego nastawienia wobec siebie i pomoże nabrać dystansu do trudnych sytuacji, które są naszym udziałem. Wiesława Gołąbek Opracowano na podstawie: Poradnik na czas przełomu. O stresie, wypaleniu oraz drogach powrotu do życia w równowadze, Wydawnictwo J. Santorski, Warszawa 2002. Encyklopedia Psychologii, WSSE. Fundacja Innowacja,1998. Psychologia zaburzeń, człowiek we współczesnym świecie, GWP, Gdańsk 2003.

37


W sukurs stopie cukrzycowej Spośród przewlekłych powikłań cukrzycy najczęstszym i najbardziej kosztownym jest zespół stopy cukrzycowej. Niejednokrotnie powikłanie to prowadzi do amputacji stopy, a główną jego przyczyną jest obwodowa neuropatia, czyli uszkodzenie nerwów prowadzące do utraty czucia i spadku potliwości stopy. Ponadto w przebiegu cukrzycy rozwijają się zmiany w obrębie małych i dużych naczyń krwionośnych, dochodzi do zwężenia lub nawet niedrożności tętnic, wskutek czego kończyny są niedokrwione. W wyniku spadku czucia i potliwości – skóra staje się sucha, często zrogowaciała – stopa jest bardziej narażona na zranienia, drobne otarcia, które – zaniedbane lub nie zauważone – prowadzą do trudno gojących się owrzodzeń. Wczesne wykrycie zespołu stopy cukrzycowej umożliwia wczesną profilaktykę. Pozwala na zadbanie o stopy tak, aby zapobiec ich zniekształceniu, zranieniu i, w najgorszym wypadku, amputacji części albo całej stopy.

Refleksoterapia 38


Oczywiste, że lepiej i taniej jest zapobiegać niż leczyć. Metodą wspomagającą profilaktykę stopy cukrzycowej jest m.in. refleksoterapia. To nic innego jak akupresura, pochodna akupunktury, wywodzi się również z medycyny chińskiej. Akupresura polega na masażu uciskowym poszczególnych punktów na powierzchni ciała i stóp. Natomiast refleksoterapia dotyczy wyłącznie powierzchni stóp. Ponad 4 tys. lat temu Chińczycy odkryli, że na naszych stopach znajdują się strefy refleksyjne, odpowiadające wszystkim organom wewnętrznym. Medycyna oficjalna zaakceptowała refleksoterapię w XX wieku; wypracowano technikę masażu, a masowane punkty na stopach nazwano receptorami. Są to unerwione miejsca pozostające w ścisłym związku z określonym organem. Masaż receptorów powoduje lepsze ukrwienie określonego narządu, a tym samym lepsze jego funkcjonowanie. Jak zabrać się do masażu stóp? Który z receptorów poprawi pracę narządów niedomagających w chorobie cukrzycy – można dowiedzieć się i nauczyć. Jednak, zanim opanujemy rozległą wiedzę na ten temat przynajmniej w dostatecznym stopniu i nabierzemy wprawy w prawidłowym masażu, skorzystajmy z zabiegów u doświadczonego refleksologa. Lus

Pleśnie i wytwarzane przez nie toksyny stają się obecnie na całym świecie główną przyczyną niebezpiecznych infekcji, w związku z czym konieczne jest podjęcie szeroko zakrojonej profilaktyki.

Pleśń domowa W ostatnich latach uwaga społeczeństwa coraz częściej zwraca się ku poważnemu problemowi – pleśń (grzyby) występująca zarówno wewnątrz pomieszczeń domowych, jak i w miejscu pracy, oraz ku realnemu niebezpieczeństwu dla zdrowia ludzi wystawionych na działanie pleśni. W literaturze medycznej rosną dane świadczące o wielu różnych wpływach na zdrowie pacjentów narażonych na działanie pleśni unoszących się w powietrzu. Znajdujące się w atmosferze domu pleśnie często są przyczyną niekorzystnych wpływów na zdrowie ludzi w postaci uszkodzeń i zaburzeń czynności wielu or­ganów i układów, w tym układu oddechowego, nerwowego, immunologicznego, a także układów hematologicznych i skóry. Pleśń domowa często bywa również przyczyną zagrażających życiu infekcji ogólnoustrojowych u pacjentów z osłabio­nym układem immunologicznym. Grzyby (lub pleśnie) są wszechobecne wewnątrz i na zewnątrz domu. Pleśnie często są rozsiewane za pośrednictwem unoszących się w powietrzu sporów (za­ rodników). Zarówno same pleśnie, jak i ich zarodniki, potrzebują do rozwoju wilgoci oraz źródeł pokarmu, takich jak błonnik lub butwiejąca żywność. Kiedy zarodniki pleśni pęcznieją pod wpływem wody i zaczynają rosnąć, wydłużają się, two­rząc przypominające balonik strzępki, które wydzielają enzymy trawienne

i mikotoksyny (toksyny grzybicze), przy pomocy których grzyb trawi źródło pokarmu w celu podtrzymania swojego wzrostu. Zidentyfikowano około 100 tys. gatunków grzybów. Prawdę mówiąc, sza­cuje się, że grzyby stanowią 25 procent światowej biomasy. Przeprowadzone w Ameryce Północnej i Europie różne badania domowego środowiska podają, że zauważalne uszkodzenia przez pleśnie/wodę są obecne w 23 procent do 98 procent wszystkich domów. Przyjęto, że stężenia w liczbie od 150 do 1000 tworzących kolonie jednostek na metr sześcienny po­wietrza (cfu/m3) są traktowane jako stwarzające problemy zdrowotne. W licz­nych doniesieniach udokumentowano, że domowa atmosfera bywa często skażona zarodnikami grzybów w stężeniu przekraczającym 1000 cfu/m3. Naj­pospolitszymi grzybami występującymi w domach są Cladosporium, Aspergillus i Penicillium. Często w domach występują również takie gatunki, jak Alternaria, Stachybotrys, Rhizopus, Mucor, Wallemia, Trichoderma, drożdżaki, Botrytis, Epicoccum i Fusarium. Grzyby są zdolne do wywierania niekorzystnych dla zdro­wia wpływów: są toksyczne, wywołują infekcje, uczulają. 39


Poważne infekcje takimi grzybami, jak Candida, Asper­gillus i Pneumocystis, są bardzo pospolite i dotyczą głównie pacjentów z obniżoną odpornością. Niektóre grzyby, takie jak Can­dida, Histoplasmosis, Cryptococcus, Blastomyces i Coccidioides, mogą infekować ludzi z obniżoną odpornością we­wnętrznie. Z kolei takie grzyby jak Trichophyton, Candida i Malasezia, wywołują zazwyczaj niewielkie infekcje skóry u czynnych immunologicznie ludzi. Wyodrębniono co najmniej 70 alergenów z zarodników, czę­ści wegetatywnych i małych kawałeczków grzybów (o wiel­kości 0,3 mikrona, a nawet mniej). Uczulenia na grzybicze alergeny są bardzo pospolite i w przeglądzie 17 badań oka­zało się, że u 6 procent do 10 procent ogólnej populacji i od 15 do 50 procent ludzi nadwrażliwych (ato-

40

powych) występuje na­tychmiastowa reakcja skóry na grzyby. Grzyby wytwarzają różnorodne toksyczne chemikalia zwane mikotoksynami. Oto kilka pospolitych mikotoksyn: 1. Aflatoksyny – bardzo aktywne czynniki rakotwórcze i uszkadzające wątrobę wytwarzane przez niektóre rodzaje z gatunku Aspergillus.

Stachybotrys wykryto mierzalne poziomy wytwarzanej przez te grzyby krwotocznej toksyny stachylysiny. W moczu pacjentów wystawionych na intensywnie występujące w domu grzyby, w przeciwieństwie do grupy kontrolnej nie wystawionej na ich wysoki poziom, stwierdzono znacząco wyższe poziomy miko­toksyn z grupy trichothecen. Poziom ochratoksyn

Grzyby są zdolne do wywierania niekorzystnych dla zdrowia wpływów: są toksyczne, wywołują infekcje, uczulają. 2. Ochratoksyny – nefrotoksyczne i rakotwórcze – wy­twarzane przez niektóre rodzaje Aspergillus i Penicillium. 3. Sterigmatocystyna – immunosupresyjna i powodująca raka wątroby, wytwarzana głównie przez gatunek Aspergil­lus, szczególnie przez Aspergillus versicolour (Aspergillus różnobarwny). 4. Trichotheceny – wytwarzane głównie przez gatunki Stachybotrys i Fusarium; są doniesienia mówiące, że inhibitują syntezę protein oraz powodują krwotoki i wymioty. Grzyby wytwarzają również betaglikany, które oddziałują na układ immunologiczny. Zapach pleśni pochodzi głównie z lotnych związków organicznych. Niekorzystne dla ludzi i zwierząt skutki skażonych mi­kotoksynami pokarmów są dobrze znane od początku XX wieku, natomiast uszkodzenie mikotoksynami poprzez ich inhalowanie wciąż jest poddawane w wątpliwość. Literatura podaje, że znaczne ilości mikotoksyn (w tym ochratoksyny, sterigmatocystyna i trichotheceny) są obecne w kurzu domowym oraz w grzybowych zarodnikach, które mogą być absorbowane poprzez drogi oddechowe. We krwi pacjentów wystawionych na bytujące w domu grzyby z gatunku

we krwi oka­zał się znacznie wyższy u pracowników przemysłu spożywczego wystawionych na działanie zawieszonych w powietrzu tych tok­syn niż u nie wystawionych na takie oddziaływanie członków grupy kontrolnej. Te obserwacje wyraźnie wskazują na inhalo­wanie jako drogę wnikania tych toksyn do organizmu. Czy jesteśmy bezradni wobec atakujących nas pleśni i grzybów? Długotrwałe łączne badania ponad 600 amerykańskich pacjentów z alergicznym grzybiczym zapaleniem zatok wykazały, że lecznicze kroki podjęte w kierunku zredukowania wystawienia na działanie grzybów, znacząco poprawiły morfologię zatok nosowych oraz poprawiły morfologię śluzówki nosa. Zastosowano filtry powietrza, jonizatory, aparaturę kontrolującą wilgotność powietrza w pomieszczeniach. Chorych zaś zaopatrzono w rozpylacze do nosa przeciw drobnoustrojom. Zatem bierzmy się do wietrzenia, sprzątania, odkurzania i nie lekceważmy objawów, które mogą być wywołane przez niewidoczne grzyby i ich zarodniki. Przykład? Ostatnie badania dowodzą korzystnego wpływu doustnego i nosowego podawania leków pacjentom z zapaleniem zatok. „Nexus” Luke Curtis, dr Alina Liebermann, dr Martha Stark, William Rea, dr Marsha Vatter; oprac. Lucyna Szepiel


Kapsułka czy świeży sok z marchwi Od dawna wiadomo, że należy codziennie jeść owoce i warzywa, kroić je na sałatki i surówki. Jednak młodzież, spędzając czas przed komputerem, najchętniej sięga po gotowe produkty. Wiele zapracowanych dorosłych osób odżywia się poza domem i byle jak, typowy posiłek to „bułka z wędliną”. W Ameryce jest to ,,hamburger + frytki”, a tylko mniej niż 10 procent społeczeństwa odżywia się prawidłowo. Aby zmniejszyć miliardowe sumy wydawane na leczenie, propaguje się, począwszy od szkoły, tzw. „program 5D”, czyli „5 razy dziennie zjedz porcję owoców lub warzyw”. W latach 90. nauka dokonała ogromnego postępu w ustalaniu składu chemicznego owoców i warzyw oraz poznaniu ich prozdrowotnej roli. Badania prowadzone w różnych krajach na dużych, kilkutysięcznych, grupach mieszkańców pokazały, że im mniej ludzie jedli owoców i warzyw oraz im więcej tłuszczów zwierzęcych – tym częściej zapadali na choroby serca i układu krążenia, różne typy raka, degeneracyjne choroby mózgu czy oczu. Co takiego jest w owocach i warzywach, że chronią przed chorobami? Są to związki chemiczne o charakterze antyutleniaczy, błonnik i sole mineralne. Najbardziej znane są witaminy A, C i E. Ponieważ witaminy są tanie i nietoksyczne, pojawiły się propozycje stosowania ich w dużych dawkach. W aptekach i sklepach zielarskich można je kupić bez recepty i zastoso-

wać jako suplementy diety. Niestety, nie jest prawdziwa prosta zależność – im więcej witamin, tym lepiej. Za małe dawki są dla organizmu niekorzystne (brak witaminy C to objawy szkorbutu, za mało witaminy A po-

woduje niedowidzenie o zmroku), ale bardzo duże dawki działają prooksydacyjnie i potęgują objawy chorobowe (np. wzrasta ryzyko zawału serca, zwłaszcza u palaczy). Poziom głównych antyoksydantów w surowicy krwi jest niższy u ludzi starszych, z przewlekłym stanem zapalnym, przy obniżonej odporności, w stanach chronicznego zmęczenia, a także np. u chorych na chorobę Alzheimera czy Parkinsona. Przedmiotem intensywnych badań jest przyswajalność poszczególnych bioaktywnych związków. Kiedy są one dostarczane do organizmu z jedzeniem (sok, świeży owoc, przetwory), przyswajane są większe

Jednodniowe soki:

z marchwi oraz z marchwi i selera, bez konserwantów, bez cukru Włączenie tych soków do codziennej diety gwarantuje nam, oprócz niezbędnej dla zdrowia porcji witamin, polepszenie struktury zębów, włosów i paznokci. Wzmacnia system odpornościowy, reguluje pracę żołądka, usprawnia funkcjonowanie wątroby, wspaniale działa na wzrok – szczególnie na widzenie w ciemnościach. Sok z marchwi jest jednym z pierwszych pokarmów podawanych niemowlętom, zaś geriatrzy polecają go starszym ludziom jako lek, który m.in. „przemywa” naczynia krwionośne, przeciwdziała miażdżycy. Marchew, zasobna w związki mineralne: wapń, żelazo, fosfor, miedź, jod, potas oraz witaminy – B1, B2, PP, K, C, a przede wszystkim karoten, czyli prowitaminę A, jest źródłem zdrowia i jednym z najtańszych i najlepszych kosmetyków; ma wpływ na urodę, cerę, karnację skóry i pojędrnienie ciała. Seler, niepozorne warzywo z przeciętną zawartością wartości odżywczych, wyróżnia przydatność w kuracjach odchudzających, odświeżających, uzdrawiających. Seler „czyści” krew, przedłuża młodość, pomaga w leczeniu artretyzmu, gośćca, nie dopuszcza do sklerozy. Ponadto,

nie tucząc, pobudza apetyt i ułatwia krążenie. To jeden z najpopularniejszych afrodyzjaków na świecie.

41


ilości, niż gdy są w postaci preparatu z kapsułki. Opracowanie optymalnej diety dla Polaków zależy od wyników badań nad zawartością antyoksydantów w różnych produktach, ale też ich przyswajalnością. Polska dieta musi zawierać nieco inne produkty niż reklamowana dieta śródziemnomorska, ponieważ winogrona ani oliwki u nas nie rosną. Świetnie natomiast udaje się marchewka, bogata w karotenoidy, z których w organizmie syntetyzowana jest witamina A (retinol). Warto też propagować buraki, których właściwości przeciwnowotworowe odkryto niedawno, czy pomidory i ich przetwory, bowiem zawierają dużo innego karotenoidu – likopenu, który chroni np. przed rakiem prostaty. Osoby, które jadały regularnie marchewkę, miały najmniejsze ryzyko zachorowania na choroby układu krążenia. Pokazano też, że większa zawartość karotenoidów w diecie u osób po 65 roku życia powoduje zmniejszenie ryzyko utraty wzroku skutkiem zwyrodnienia plamki żółtej czy katarakty. Badania epidemiologiczne nad przyczynami raka płuc i sposobami zapobiegania potwierdziły ochronny

Świeżo wyciśnięty sok z buraków i kiszonych ogórków

zapewnia większą przyswajalność żelaza w organizmie, wpływa również na obniżenie poziomu cholesterolu we krwi. Oprócz witamin A, C, B, P i kwasu foliowego świeży sok z buraków i kiszonych ogórków zawiera żywe kultury bakterii kwaszących. Buraki, choć z niewielką ilością witamin, cenimy za bogactwo składników mineralnych (m.in. wapń, potas, magnez, sód), co sprawia, że są wybitnie zasadotwórcze, czyli odkwaszają organizm. Nie zapominaj też, że buraki działają krwiotwórczo i wspomagają oczyszczanie krwi, a także wpływają na wytrącanie z organizmu kwasu moczowego.

42

efekt spożywania warzyw i owoców. Wnioski z tych badań: karotenoidy mogą świetnie spełniać rolę ochronną we wczesnej fazie rozwoju zmian chorobowych lub im zapobiegać, ale powinny być obecne w fizjologicznych ilościach, we współdziałaniu z innymi naturalnymi antyoksydantami, takimi, jakie są obecne w żywności. A więc: nie – dla kapsułek z beta-karotenem, tak – dla marchewki. Jest to bogate źródło karotenoidów, witamin, soli mineralnych, czyli samo zdrowie! Jedyny problem to ten, że otrzymanie soku z marchewki jest bardzo pracochłonne: skrobanie marchwi, tarcie i wyciskanie soku, nawet jeśli zastąpi nas w tym sokowirówka, to przecież trzeba ją potem umyć, złożyć, wysuszyć. Robią to z poświęceniem młode matki dla niemowlaków, czasem dla starszych dzieci, bowiem witamina A jest konieczna w okresie wzrostu. Jednak chyba nikt nie wyciska soku dla babci i dziadka, ani dla zabieganego ojca biznesmena. Tymczasem właśnie starsze osoby powinny pić sok z marchewki, zapobiegający katarakcie i zwyrodnieniom siatkówki oka, a także demencji, sklerozie i chorobom serca. Jest konieczny dla osób ży-

jących w pośpiechu i stresie, ponieważ chroni przed rozwojem miażdżycy i zawałami serca. Na szczęście w sklepach pojawiły się świeże soki CYMES. Smakują wspaniale, a jego producentom należałoby życzyć zdrowia, aby ich produkt był w sklepach w całym kraju. prof. Iwona Wawer

Świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy Jaffa stanowi

doskonałe uzupełnienie codziennej diety w witaminy A, C, B1, B2, PP i kwas foliowy. Dostarcza również niezbędnych składników mineralnych: fosfor, potas, wapń, magnez, sód, cynk, żelazo oraz pektyny. Świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy działa wzmacniająco na układ odpornościowy organizmu. Uczeni amerykańscy dowiedli, że pomarańcze, niczym antybiotyki, zwalczają bakterie. Również skórka pomarańczowa zawiera skarby związków mineralnych, zaś biała warstwa spod skórki, zwana albedo, to magazyn witaminy C i pektyny.


Świeżo wyciśnięty sok jabłkowy jest smakowitym spo-

sobem na uzupełnianie składników mineralnych, przy okazji orzeźwia, gasi pragnienie i reguluje równowagę kwasowo-zasadową. Jabłka – za co je tak cenimy? Wszak nie mają zbyt wielu witamin, soli mineralnych. A jednak leczą! Jabłkowe pektyny działają jak miotła w naszych kiszkach; wymiatają niestrawione resztki pokarmowe, wchłaniają skutki nieprawidłowych fermentacji, regulują florę bakteryjną. Działają też neutralizująco na substancje toksyczne i rozpuszczają cholesterol. Za sprawą pektyny – ze zjadanych codziennie minimum 2 jabłek – unikniemy sklerozy i rozwoju szkodliwych drobnoustrojów w jamie ustnej. Jabłka regulują żołądek – nie dopuszczają do zaparć, są pomocne również przy leczeniu biegunek. Ułatwiają też przyswajanie wapnia przez

organizm. Jadane ze skórką, w skład której wchodzi wapń i krzem, działają korzystnie na włosy i paznokcie, a „odświeżona krew”, dzięki pektynie, daje piękną cerę. A przy tym sycą nie tucząc. Wierzenia ludowe przypisywały jabłkom właściwości lecznicze, co potwierdza współczesna nauka. Zatem chorzy na reumatyzm, artretyzm i podagrę powinni jeść jabłka – kilogramami!

Uwaga!

Świeże soki owocowe i warzywne, produkty oferowane przez Victoria Cymes, wyróżnia najwyższa wartość energetyczna i odżywcza, ponieważ nie są poddawane pasteryzacji. Bez konserwantów i cukru, smakują wszystkim i są dla wszystkich.

Producent: Victoria Cymes sp. z o.o. ul. Kołobrzeska 43, 78-600 Wałcz tel./fax 067 250 10 18 www.cymes.pl e-mail: swiezesoki@cymes.pl

43


W 1944 roku biochemik brytyjski dr Hugh Sinclair stwierdził, że u Eskimosów żyjących w Kanadzie choroby układu krążenia występują niezwykle rzadko. Podczas gdy w wysoko uprzemysłowionych krajach zawał serca oraz inne choroby, będące następstwem miażdżycy, są przyczyną co drugiego zgonu, u Eskimosów odsetek ten wynosi zaledwie 7 proc. Doktor Sinclair przypuszczał, że przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać w bogatym w ryby pożywieniu Eskimosów. Tłuszcze przyjmowane w postaci ryb i mięsa fok zawierają znaczne ilości kwasów tłuszczowych omega-3.

Wartość odżywcza ryb W społeczeństwach krajów wysokorozwiniętych, także polskim, często występują zaburzenia zdrowia związane z niewłaściwym sposobem odżywiania. Zjawisko to związane jest głównie z nadmiernym spożyciem tłuszczów oraz ich niekorzystnym żywieniowo składem. Wartość odżywcza ryb (zwłaszcza morskich) jest zbliżona do wartości odżywczej mięsa. W mięsie ryb znajduje się również bardzo dobrze przyswajalne wysokowartościowe białko zwierzęce w ilości około 6-15 proc. Zawartość tłuszczu, w zależności od gatunku ryb waha się od 0,2 proc. do 27 proc. Łosoś lub węgorz zawierają 15-27 proc. tłuszczu. Ryby chude jak dorsz lub sandacz mają bardzo mało tłuszczu (0,2-0,3 proc.). Tłuszcz z ryb morskich odznacza się bardzo wysokimi walorami odżywczymi i pełni ważną rolę w leczeniu miażdżycy oraz nadciśnienia tętniczego. Ryby morskie powinny więc być spożywane przez 44

osoby w każdym wieku, zwłaszcza starsze, 2-3 razy w tygodniu, w ilości 150-200 gramów. Zaleca się także spożywanie większych ilości ryb morskich zamiast mięsa, zwłaszcza przez kobiety w ciąży oraz karmiące. Wiele badań

Warto pamiętać, że ryby świeże powinny być spożyte w dniu, w którym były kupione. Można je bowiem przechowywać najwyżej 24 godziny. Dlatego jednorazowo nabywamy ryby tylko na jeden posiłek – w ilości uwzględniającej ilość osób, dla których będą przyrządzone. Dotyczy to również mrożonych ryb i filetów, rozmrażamy je tylko raz i tego dnia przyrządzamy. Kupując całą rybę, pamiętamy, że nawet połowę jej wagi stanowią odpadki, dlatego porcje z dużych ryb wyniosą 40 dag, a małych 30 dag. Jeśli zaś kupujemy filety, wystarczy 20 dag na jedną porcję.

wskazuje, że przeciętna dieta jest deficytowa w kwasy tłuszczowe omega-3. Ryby są bogatym źródłem składników mineralnych niż mięso zwierząt rzeźnych. Ryby morskie stanowią najbogatsze źródło: jodu, fluoru, wapnia, fosforu, magnezu. Ponadto zawierają dobrze przyswajalne wysokowartościowe białko zwierzęce w ilości 6-15proc., małą ilość kalorii i cholesterolu. Węgorz, łosoś, sardynka, śledź solony, karp zawierają 70 mg cholesterolu na 100 g części jadalnych. Dorsz, flądra, płastuga, morszczuk, szczupak zawierają 50 mg cholesterolu na 100 g. Sandacz zawiera tylko 35 mg na 100 g. Ryby, zarówno morskie, jak i słodkowodne powinny być szeroko wykorzystane w żywieniu człowieka zarówno zdrowego, jak i chorego. Dla chorych na cukrzycę kwasy tłuszczowe omega-3 są cennym uzupełnieniem diety. Prawie 60 proc. spośród chorych ma zbyt wysoki poziom tłuszczów we krwi. W 80 proc. przypadków jest on spowodowany nadmiarem triglicerydów. Zmiany te są wynikiem zakłócenia procesów przemiany materii, wiążącego się z cukrzycą. Ostatnio wykazano, że olej rybi, zawierający kwasy tłuszczowe omega-3, nie powoduje pogorszenia tolerancji glukozy.

Ryby wędzone nie wymagają dodatkowej obróbki kulinarnej. Spożywamy je z pieczywem, różnymi dodatkami, z jarzynami, sosami – w zależności od smaku i upodobania. Mięso ryb wędzonych stanowi też bazę w różnych pastach, sałatkach, przystawkach i przekąskach. Rynek oferuje nam ryby wędzone na gorąco i na zimno. Makrele, piklingi, szproty, węgorze i ryby słodkowodne najczęściej wędzone są na gorąco – w temperaturze do 90°C. Jeśli uwędzone są prawidłowo, mają mięso delikatne, jędrne i soczyste. Skórka tych ryb nabiera barwy złocistej lub jasnobrunatnej,


Kwasy omega-3, poza zdolnością normalizacji poziomu tłuszczów we krwi, wykazują wielorakie działanie ochronne na serce i naczynia krwionośne. Wbudowują się w czerwone krwinki, nadając im lepszą elastyczność. Dzięki temu krwinki mogą swobodnie przepływać nawet przez najmniejsze naczynia krwionośne – poprawia to ogólne ukrwienie organizmu. 1. Produkowane są z nich hormony. Przeciwdziałają one agregacji (zlepianiu się) płytek krwi, zapobiegając w ten sposób powstawaniu zakrzepów w naczyniach. Pod wpływem tych kwasów tłuszczowych rozpuszczają się nawet już istniejące zakrzepy. 2. Pobudzają wytwarzanie tlenku azotu, który działa rozszerzająco na naczynia. To także poprawia przepływ krwi, jak również obniża ciśnienie. 3. Działają przeciwzapalnie, co ma duże znaczenie i jest wykorzystywane w terapii dny, zapaleń i chorób zwyrodnieniowych stawów i innych chorób zapalnych. Przyrządzając potrawy z ryb najlepiej czynić to przez gotowanie w wodzie lub na parze, pieczenie na ruszcie bądź w specjalnych foliowych rękawach lub folii aluminiowej. Dusić

jest sucha, czysta, pachnie dymem i ma słonawy smak. Wędzenie na zimno odbywa się w temperaturze 30-33°C. Trwa przez kilka dni, dzięki czemu wędzone łososie i płaty śledziowe są produktem dużo trwalszym niż przy wędzeniu na gorąco. Dobrze uwędzone ryby są aromatyczne, maja kolor złocisty, złocistobrunatny lub brunatny z połyskiem. Mięso jest jędrne i soczyste. U ryb chudych tkanka mięsna winna być lekko włóknista i łupliwa.

i smażyć można w naczyniach teflonowych bez lub z niewielką ilością oleju. Nie jest wskazane smażenie tradycyjne, gdyż ryba chłonie dużo tłuszczu, stając się potrawą bardzo kaloryczną i ciężkostrawną. Powinno się także ograniczyć udział tłustych dodatków: oleju, majonezu, sosów. One to w dużej mierze decydują o kaloryczności potrawy (np. 10 g odfiletowanego, solonego śledzia dostarcza ok. 220 kcal, a taka sama porcja śledzia w oleju już ok. 340 kcal). Spożywając ryby pamiętajmy, że prawidłowe żywienie jest istotnym czynnikiem warunkującym nasze zdrowie. Żywieniowcy zalecają spożywanie ryb przynajmniej 2-3 razy w tygodniu. Nie muszą to być wyłącznie dania obiadowe, lecz również potrawy „na zimno”, faszerowane, w galarecie, sałatki, pasty. Podstawowym warunkiem prawidłowego żywienia jest spożywanie urozmaiconych posiłków spożywczych, ponieważ nie ma takiego produktu, który zawierałby wszystkie niezbędne składniki pokarmowe. Tymczasem nasze codzienne menu

jest przeważnie za mało zróżnicowane pod względem ilości i jakości składników pokarmowych. mgr Ewa Kostrzewa-Zabłocka

Przepisy Bulion z pulpecikami rybnymi

Składniki: 60 dag filetów z dorsza lub morszczuka, włoszczyzna bez kapusty, 2 cebule, jajko, 5 łyżek kaszy manny, pęczek natki pietruszki, 2-3 łyżki mąki, sól, pieprz. Do litra wody włożyć oczyszczoną włoszczyznę, posolić. Ugotować wywar. Cebulę obrać, pokroić na ćwiartki. Natkę opłukać, otrzepać z wody, posiekać. Filety umyć, zemleć razem z cebulą, wymieszać z jajkiem, manną i posiekaną natką. Przyprawić solą i pieprzem. Z tej masy rybnej formować kulki wielkości orzecha włoskiego, obtoczyć je w mące. Z wywaru wyjąć warzywa, część z nich pokroić w słupki, wywar zagotować. Do wrzącego wywaru włożyć pulpeciki, gotować 5 minut od zawrzenia. Zupę podawać z pokrojonymi warzywami.

45


Ślimaczki z porami

Składniki: 60 dag filetów z mintaja, duży por, pół szklanki białego wytrawnego wina, 2 łyżki oleju, łyżka masła, kilka ziaren czerwonego pieprzu, sól, biały pieprz. Por dokładnie oczyścić, usunąć część korzeniową i białą. Zieloną część rozkroić wzdłuż na pół, włożyć do osolonego wrzątku, obgotować 5 minut. Płaty mintaja umyć. Jeśli są duże, pokroić, by miały szerokość liści pora. Na liściach pora ułożyć wzdłuż po kawałku ryby, zwinąć ruloniki. Spiąć wykałaczkami. Na patelni rozgrzać masło i olej, włożyć ruloniki, smażyć 5 minut. Czerwony pieprz utłuc, posypać nim ruloniki. Wlać wino, dusić 10-15 minut na małym ogniu. Podawać na gorąco.

Wykwintna sałatka z wędzonego łososia

Składniki: 20 dag wędzonego łososia, 2 jajka, ugotowane na twardo, pomidor, pomarańcza, główka sałaty, kilogram zielonych winogron. Do sosu: 6 łyżek oliwy, 2 łyżki octu winnego, łyżeczka musztardy, łyżeczka posiekanej natki pietruszki, sól, pieprz do smaku. Umyć warzywa i owoce. Jajka pokroić w małe cząstki. Pomarańczę obrać i ściąć wierzchnią warstwę białej osłonki. Winogrona oddzielić od szypułek. W salaterkach układać liście sałaty, cząstki pomarańczy, plasterki pomidora, winogrona, cząstki jajka i łososia pokrojonego w cienkie paski zwinięte w ruloniki. Połączyć składniki sosu, dokładnie wymieszać i doprawić solą i pieprzem. Gotowym sosem polać sałatkę.

Pasta z makreli wędzonej

Składniki: duża wędzona makrela, duża cebula czerwona, 2 średnie twarde ogórki kiszone, 2 jajka ugotowane na twardo, majonez, musztarda, sól, pieprz. Makrelę obrać z ości, mięso rozgnieść widelcem. Cebulę, ogórki i jajka pokroić w drobną kosteczkę, wymieszać z makrelą. Dodać sól, pieprz do smaku, następnie wymieszać wszystko z łyżką majonezu i musztardy, wstawić do lodówki na pół godziny. Gotową pastą smarujemy kanapki.

46

Zupa jarzynowa z dorszem

Składniki: 40 dag filetów z dorsza, 1,5 litra bulionu warzywnego, 2 marchewki, 3 ziemniaki, 3 pomidory, 2 cebule, 2 ząbki czosnku, 2 łodygi selera naciowego, łyżka posiekanej natki pietruszki lub koperku, 4 łyżki oliwy, sól, pieprz, Pomidory sparzyć, obrać, pokroić w kostkę. Marchewki i ziemniaki obrać, umyć, pokroić w kostkę. Cebulę obrać, pokroić w krążki. Czosnek obrać, posiekać. Seler oczyścić, pokroić w półkrążki. Filety umyć, pokroić, posolić. Cebulę i czosnek zeszklić w rondlu na oliwie. Dodać resztę warzyw, wlać bulion, gotować 30 minut. Dołożyć rybę, gotować 10 minut. Przyprawić solą i pieprzem, posypać koperkiem lub natką.

Rybki w złotym cieście

Składniki: 60 dag sprawionych ryb słodkowodnych (płocie, okonie), szklanka mąki, szklanka mleka, 2 jajka, łyżka masła, kilka gałązek natki pietruszki, olej do smażenia, cytryna, mielona kolendra, sól, pieprz. Ryby umyć, osuszyć, oprószyć w środku i na wierzchu solą, pieprzem i kolendrą. Masło roztopić, przestudzić. Mąkę przesiać, zmiksować z mlekiem, masłem, jajkami i szczyptą soli. Olej rozgrzać w głębokiej patelni. Ryby zanurzyć w cieście. Kłaść porcjami na gorący tłuszcz, smażyć na nieco mniejszym ogniu. Natkę opłukać, osuszyć, posiekać. Cytrynę sparzyć, pokroić na plasterki. Ryby ułożyć na talerzach, posypać natką. Podawać z plasterkami cytryny na gorąco lub po wystygnięciu.


Jedzenie, jedna z największych przyjemności naszego życia – z uroczym rytuałem wspólnych biesiad, z radością oczekiwania na smakowite dania, z uczuciem błogości po zaspokojeniu głodu czy ochoty na ulubiony specjał – jest przede wszystkim obowiązkiem dostarczania organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje. Specjaliści od żywienia przekonują nas, abyśmy starali się odżywiać mądrze i z pożytkiem dla zdrowia, podpowiadają, jakie są dobre i złe strony rozmaitych produktów oraz ile i czego powinien zjadać każdy z nas. Dopóki nie mamy większych kłopotów ze zdrowiem, nie myślimy o higienie żywienia, nie kojarzymy drobnych niedyspozycji z popełnianymi błędami. Najczęściej też ignorujemy sygnały ostrzegawcze wysyłane przez organizm. Na taką lekkomyślność nie mogą sobie pozwolić osoby z cukrzycą, które powinny odżywiać się tak, aby umacniać zdrowie i wspomagać leczenie cukrzycy. Żywienie świadome, czyli kontrolowane, przyczynia się do polepszenia jakości życia chorych, a także do utrzymania pełnej sprawności organizmu oraz prawidłowej masy ciała. Prawidłową, racjonalną dietę wyróżnia reguła łączenia posiłków ze stosowaniem leków. Dzięki temu ułatwione jest działanie preparatów zmniejszających stężenie glukozy we krwi, zapobiegających hipoglikemii i przeciwdziałających miażdżycy. Ograniczeń zaś jest mniej niż fałszywych mitów o diecie cukrzycowej.

Cukrzycowy talerz Wprawdzie menu osoby chorującej na cukrzycę nie jest tak rygorystyczne jak dawniej, jednak – zdaniem specjalistów lekarzy i dietetyków – pozostają aktualnie dwie podstawowe zasady: I. Osoba z cukrzycą powinna wiedzieć, co i jak czynić w kuchni, w jadalni, w restauracji. Dlatego podstawą racjonalnego doboru produktów jest edukacja. II. Dieta osoby z cukrzycą powinna być ustalona przez dietetyka i praktycznie zrozumiana przez pacjenta. Niezbędne są instrukcje przystosowa-

Wskaźnikiem określającym szybkość wchłaniania pokarmów węglowodanowych jest indeks gilkemiczny IG (ang. Glycaemic index). Glukoza najszybciej osiąga wysokie stężenie we krwi (ale też jej stężenie szybko maleje), czemu odpowiada największa wartość indeksu IG wynosząca 100. Produkty bogate w węglowodany mają dużo niższy IG, co oznacza, że wchłanianie jest wolniejsze, a przez to napływ substancji energetycznych bardziej równomiernie rozłożony w czasie.

ne indywidualnie, podane na piśmie oraz spraktykowane. Znajdą się w nich zapewne wskazówki, które mogą być pożyteczne nie tylko dla osoby chorującej na cukrzycę, ale i dla całej rodziny: 1. Stosuj beztłuszczowe metody gotowania, np.: pieczenie na ruszcie, pieczenie i smażenie bez tłuszczu, gotowanie w wodzie i na parze. 2. Opieraj posiłki i przekąski na produktach zawierających węglowodany, takie jak makarony, ryż, ziemniaki, a także produkty z pełnego przemiału, m.in. chleb pełnoziarnisty. 3. Jedz więcej niezbyt obfitych posiłków w ciągu dnia (pięć albo sześć), zamiast trzech większych, oddzielonych długimi przerwami. 4. Wybieraj produkty o niskim IG (indeksie glikemicznym). 5. Utrzymuj prawidłową wagę ciała. 6. Zrezygnuj z tłustych produktów, takich jak sery pełnotłuste, tłuste mięso, frytki, pasztety. 7. Zjadaj trzy owoce i dwie duże porcje warzyw dziennie. 47


8. Zamień pokarmy o wysokiej zawartości cukru na ich niskocukrowe odpowiedniki. 9. Nie używaj za dużo soli (podwyższa ciśnienie krwi). 10. Jadaj więcej ryb; raz w tygodniu zjedz tłustą rybę. 11. Włącz do jadłospisu fasolę, groszek i soczewicę, które mogą zastąpić danie mięsne. Jedz tylko chude mięso. 12. Pamiętaj, że warzywa powinny być podstawą posiłków, a nie dodatkiem do nich. Lekkie przekąski powinny być sporządzane z surowych, krojonych warzyw. Warto mieć w lodówce owoce i warzywne przysmaki, które można sobie pogryzać, gdy poczujesz głód. Irena Lus

Regularne jedzenie orzechów – bez soli – może zmniejszyć ryzyko ataku serca o 30-50 procent, ponieważ orzechy zawierają: – tłuszcze nienasycone, – witaminę E, która jest przeciwutleniaczem, – argininę, z której otrzymuje się tlenek azotowy, chroniący mięsień serca.

Produkty bogate w węglowodany, takie jak: czerwona fasola, ciecierzyca, soczewica, jabłka suszone, morele, brzoskwinie, melony, owies, jogurty, orzechy, awokado, szpinak, cukinia zapewniają poczucie sytości przez dłuższy czas, jednocześnie gwarantują odpowiedni poziom cukru we krwi. Są one bardzo powoli trawione i wchłaniane. Ponadto wiele z nich jest dodatkowo bogatym źródłem błonnika, co korzystnie wpływa na procesy trawienia.

48

W utrzymaniu stałego poziomu glukozy może pomóc takie danie jak makaron z fasolą, papryką, oliwkami i bazylią. Węglowodany zawarte w makaronie przyswajane są powoli, fasola dostarcza rozpuszczalnego błonnika, niezbędnego do stopniowego uwalniania energii, a papryka jest źródłem witaminy C. Jest to klasyczne danie włoskie. Podaje się je z sałatką pokropioną oliwą i sokiem z cytryny. Składniki (na 4 porcje): –  350 g makaronu muszelki –  łyżka oliwy z oliwek –  2 ząbki czosnku, zmiażdżone –  duża cebula, drobno pokrojona –  zielona papryka, pokrojona w kostkę –  425g czerwonej fasoli z puszki (bez cukru i soli), odsączonej –  2 łyżeczki suszonego oregano –  15 g listków bazylii –  100 g czarnych oliwek bez pestek –  sól i pieprz Przyrządzanie: Ugotować makaron w lekko osolonej wodzie. W tym czasie rozgrzać na dużej patelni oliwę. Dodać czosnek, cebulę, zieloną paprykę. Smażyć 5-7 minut, aż zmiękną. Dodać fasolę, oregano, kawałki listków bazylii i oliwki; podgrzewać, mieszając, przez kilka minut. Dodać ugotowany makaron, zamieszać delikatnie, doprawić solą i pieprzem. Podawać na gorąco, przybrać połówkami pomidorów i listkami bazylii. Porcja tego dania ma wartość odżywczą 480 kalorii, zawiera: 89 g węglowodanów (7WW), białka 18 g, tłuszczów 8 g (kwasów tłuszczowych nasyconych 1 g), błonnika 10 g.

Kompot z owoców z przyprawami Włożyć do rondla 250 g suszonych owoców (jabłka, morele, śliwki). Dorzucić pokruszoną laseczkę cynamonu i trzy zgniecione pączki kardamonu. Zalać 300 ml soku jabłkowego i 300 ml przegotowanej, gorącej wody. Odstawić do wystygnięcia, zakryć i postawić na całą noc w lodówce. Wyjąć przyprawy, podzielić kompot na 4 porcje i podać z odtłuszczonym jogurtem. Porcja tego kompotu ma wartość odżywczą 145 kalorii, zawiera: węglowodanów 35 g (3WW), białka 6 g, tłuszczu 6 g (kwasów tłuszczowych nasyconych 4 g) oraz błonnika 3 g.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.