

Santos
Santos
Bóg, walka i hejt
Redakcja, skład, łamanie, projekt okładki: Wydawnictwo AA
Zdjęcia: prywatne archiwum Autora
© Copyright by Adrian Santos
© Copyright by Wydawnictwo AA, Kraków 2025
ISBN 978-83-8340-129-4
Wydawnictwo AA s.c. 31-574 Kraków, ul. Ciepłownicza 29
tel. 12 345 42 00, tel. kom. 695 994 193
www.religijna.pl
„Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”. Tym zdaniem podsumowuje swoją drogę do odkrycia miłości Bożej św. Augustyn. Ilu ludzi mogłoby się podpisać na przestrzeni wieków pod tymi słowami. Jednym z nich jest Adrian. Jego serce zawsze szukało Boga, ale trochę po omacku. Jako młody chłopak szukał siły, wykorzystywał agresję, żeby ukryć swoje lęki i strach z powodu odmiennego koloru skóry. Ale kiedy Bóg zaczął objawiać mu swoją miłość, Adrian zaczął czynić kroki olbrzyma w Jego kierunku. Przebaczenie ojcu, który go wiele lat temu zostawił, prowadzenie przez Jana Pawła II w odkryciu swojej przyszłej cudownej żony, pragnienie stworzenia pięknej katolickiej rodziny w środowisku mieszkańców São Tomé e Príncipe, które kultywowało hedonistyczny styl życia, niemający nic wspólnego z Ewangelią, niezrozumienie, odrzucenie, prześladowanie, które stały się udziałem Adriana, przyprowadziło go do Polski, kraju Maryjnego, gdzie poznaje Wojowników Maryi, ruch wielu tysięcy mężczyzn oddanych Matce Bożej. Pośród tych wspaniałych mężczyzn Adrian zaczyna przeżywać nową radość życia z Bogiem, z Maryją, owocując jeszcze piękniejszym wzrostem jakości swojej katolickiej polsko-afrykańskiej rodziny. I kiedy wydawałoby się, że tu już dopełni się jego droga poszukiwań Bożych planów dla siebie i swojej rodziny, dokonuje się niespodziewana zmiana kursu, zwrot wydarzeń.
Bóg, walka i hejt
Zapraszam wszystkich czytelników do poznania fascynujących wydarzeń, w których miałem okazję uczestniczyć i towarzyszyć Adrianowi i jego rodzinie przez kilka lat. Do odkrywania tego, jak Bóg pragnie dzisiaj formować katolickie rodziny, na wzór świętej Rodziny z Nazaretu, które Boża miłość wychowuje do pełni poznania miłości Chrystusa. Katolickie rodziny przetrwają każdą próbę i atak złego w tym wielkim czasie próby niszczenia małżeństw i rodzin, której jesteśmy świadkami.
Niech Bóg będzie uwielbiony w życiu Adriana i jego rodziny, a świadectwo tego młodego męża i ojca stanie się zaproszeniem dla współczesnych mężów i ojców do poprowadzenia swojego małżeństwa i rodziny tak, jak pokazuje to Bóg w życiu Adriana.
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Ks. Dominik Chmielewski
Bez Pana Boga nie mam pojęcia, gdzie byłbym teraz... Sporo czasu zajęło mi odczytanie Jego znaków, ale się udało, dzięki Jego miłości. Największe cuda widzę wtedy, gdy patrzę na moją żonę i dzieci. Życie bez Pana Jezusa to przede wszystkim chaos. Tylko On jest sensem i celem. Dlatego, kiedy to zrozumiałem, łatwo było mi podjąć decyzję o wyjeździe z São Tomé e Príncipe (Wyspy świętego Tomasza i Książęca) do Polski. Nie sądziłem, że jeden z najwspanialszych polskich kapłanów będzie moim przyjacielem, a już na pewno nie liczyłem na to, że będę z ks. Dominikiem jeździł czasami po Polsce i głosił świadectwo dla tylu osób zgromadzonych w kościele. To jest tylko dowód na nieskończoną dobroć Boga. Jeżeli powiedziałem coś, co kogoś poruszyło, to był to Duch święty, ja sam z siebie jestem niczym, jedynie wielkim grzesznikiem, który dzięki łasce Bożej znalazł to, czego pragnął od zawsze, a nie umiał tego nazwać. Do tego świadectwa nie przygotowywałem się jakoś nadzwyczajnie, zapisałem najważniejsze punkty w telefonie, uznałem, że po prostu opowiem, jak to było.
Dlaczego napisałem tę książkę?
W październiku 2021 roku na prośbę ks. Dominika Chmielewskiego wygłosiłem świadectwo wiary w Poznaniu. Ja, który dosłownie drżałem na samą myśl o tym, że będę musiał recytować wierszyk w szkole podstawowej, stanąłem przed około trzema
Bóg, walka i hejt
tysiącami mężczyzn i przez ponad 30 minut opowiadałem swoją historię. Muszę przyznać bez bicia, że bardziej komfortowo czułem się podczas swojej pierwszej walki w kickboxingu. (Tam niestety bez bicia się nie obyło!) Tymi mężczyznami byli „Wojownicy Maryi”, których założycielem jest ks. Dominik Chmielewski. Nie spodziewałem się, że to świadectwo aż tak się rozprzestrzeni. Otrzymałem po nim setki prywatnych wiadomości z podziękowaniami. Odzywali się do mnie Polacy z całego świata, w tym z USA. Cała chwała należy się tylko Panu Bogu, ale ta sytuacja pokazała mi, że ludzie pragną świadectw i historii, o spotkaniu w swoim życiu żywego Boga. Ludzie są spragnieni Jezusa Chrystusa, bo tylko On jest dawcą Miłości, tylko w Nim możemy odnaleźć pokój i radość, przy których wszystko inne blednie.
Postanowiłem poszerzyć świadectwo. Opowiedzieć je na spokojnie.
Napisałem tę książkę najpierw dla siebie. Wiedziałem, że dzięki temu będę mógł rozwijać się duchowo, spędzać więcej czasu ze Słowem Bożym i na nim budować. Mocniej otworzyć się na Eucharystię, na Jej wspaniałość. A przez to stać się bardziej uczniem Chrystusa.
Kolejny powód to piękno naszego Pana. Chciałem ukazać Jego niezrównane miłosierdzie. Nie da się wyrazić w słowach tego, co Mi uczynił, ale postaram się na tyle, ile będę potrafił.
Jestem tylko marnym przekazicielem Słowa Bożego, bardzo słabym i grzesznym uczniem Jezusa Chrystusa. Naprawdę tak uważam! Ale nawet ktoś taki jak ja, dzięki łasce Bożej, może stać się naśladowcą Chrystusa. To samo już w sobie jest wspanialsze niż cały świat z wszystkimi dobrami, które posiada. Być uczniem Chrystusa to nieskończenie więcej niż wygrana na loterii. I nie są to puste słowa.
Wielki nauczyciel wiary, kardynał Robert Sarah napisał w swoim Katechizmie życia duchowego:
„To właśnie moc Ducha przynagla tych wszystkich, którzy ją otrzymali przez sakramenty chrztu i bierzmowania, by przemierzać świat i ewangelizować go.
Duch sprawia, że mówimy i działamy. To On daje misyjny impuls i poryw. To On posyła Szawła i Barnabę w dalekie kraje, by zanieśli pogańskim narodom Ewangelię i objawili im tajemnicę Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. To On otwiera ludzkie serca i je przygotowuje na przyjęcie Jezusa. Jest obecny i działa w samym sercu orędzia Ewangelii. Jest najważniejszym czynnikiem sprawczym ewangelizacji. Daje misyjną dzielność, odwagę, śmiałość (por. Dz 4, 13).
Ta misyjna żarliwość i siła ewangelizowania to powołanie wszystkich bierzmowanych. Niekoniecznie muszą się przejawiać w wielkich przemowach czy spektakularnych inicjatywach: Duch rozdaje swoje charyzmaty wedle swego upodobania. U wielu chrześcijan misyjny zapał otrzymany przy bierzmowaniu będzie się przejawiać bardzo dyskretnie, lecz bardzo skutecznie w spokojnej sile codziennego świadectwa przez przykład życia, sumienną pracę, ducha służby, niestrudzoną miłość, poszukiwanie prawdy. Duch im podpowie odpowiedzi na pytania, gdy otoczenie z pewnością będzie ich wypytywać o źródło ich równowagi i wewnętrznej radości, a oni będą mieli odwagę wyjaśniać, że są szczęśliwi, ponieważ są chrześcijanami. Apostolat codzienności, zwany przez świętego Josémarię Escrivę ‘apostolatem przyjaźni i zaufania’, często należy do najskuteczniejszych”.
Jestem zwykłym człowiekiem, który odnalazł niewyczerpalny Skarb. Doszedłem do wniosku, że nie mogę się tym nie podzielić. Czy można spragnionemu odmówić szklanki wody?
Bóg, walka i hejt
Czego pragniemy najbardziej? Chcemy wiecznej miłości, radości bez końca, spełnienia. Pragniemy pokoju serca. Ale często to pragnienie kończy się katastrofą. Promyki szczęścia są przysłonięte przez codzienne porażki, kryzysy, upadki. Utożsamiany często szczęście z zadowoleniem i najczęściej przez to poszukujemy zadowolenia bez względu na cenę. To droga donikąd.
A więc jacy powinniśmy być? śWIĘCI.
Dla Pana Boga, dla naszego małżeństwa, naszych dzieci i każdego, kogo napotykamy. Mamy świecić świętością! Boimy się słowa świętość, przerasta nas to słowo po wielokroć, niczym Mount Everest. świętość wydaje się nam niedostępna, niemożliwa dla nas. Dla innych tak, ale dla mnie? Takie myślenie jest zwodnicze. To prawda, że jesteśmy słabi, jesteśmy ludźmi. Człowiek jest zdolny, dzięki Bogu, do największej świętości i do największej podłości. A to zależy od tego, czy wybierze drogę z Jezusem, czy bez Niego. Nie bójmy się świętości, bo ona nie pochodzi od nas, świętość jest darem Pana Boga dla ludzi. Och, gdybyśmy tylko w jednym procencie zrozumieli wagę tego daru! Kościoły byłyby pełne, a kolejki do nich ciągnęłyby się kilometrami! świętość to życie z łaską Bożą. Nie można zbudować domu bez mocnych fundamentów. Nie zbudujemy domu bez odpowiednich narzędzi. Cała moc pochodzi od Jezusa, być uczniem Jezusa – to podążać za Nim, naśladować Go. Nim trzeba starać się oddychać! Jego Słowo ma w nas mieszkać przez całą dobę. Jak to osiągnąć? Przez świadome życie sakramentalne, bo Chrystus jest tam najbardziej obecny. Przez karmienie się Słowem Bożym! Jeśli nie będziemy spożywać Słowa naszego Pana, to będziemy jeść ze stołu świata lub, by powiedzieć dosadniej, spod stołu. Albo wybierzemy to, co mówi świat, albo to, co mówi Bóg, nie ma innej możliwości. Alternatywa to fikcja. Relacja to również rozmowa,
poznawanie siebie. Nic nie zastąpi modlitwy. Czas spędzony na modlitwie i medytacji Słowa Bożego jest najważniejszym czasem w naszym życiu. Dlaczego? Wszystko, co dobre i złe, pochodzi z naszego serca. Nasze poglądy, sposób życia zależy od tego, czemu poświęcamy najwięcej naszego czasu. Upodabniamy się do ludzi, którzy są najbliżej nas. Postawmy Chrystusa na pierwszym miejscu, a ludzie wokół przestaną nas poznawać… Bądźmy po prostu święci. Jak mówi Peter Kreeft we wstępie do książki Scotta Hahna Święte jest Jego Imię:
„Jeśli istnieje jeden dar, który chce ofiarować nam Bóg, jeśli jest jeden dar, o który powinniśmy się modlić dla wszystkich, których kochamy, jeśli istnieje jeden dar, który streszczałby wszystkie inne dary, łącznie z samym szczęściem, to jest nim świętość… Nic nie może się temu równać”.
A czy poza Chrystusem świeci słońce? Niestety, mamy ciemność. Mrok, często w złotym opakowaniu, na pierwszy rzut oka zupełnie niewidoczny. Po odpakowaniu pełen uczucia pustki, nicości, bólu i smutku.
Życie bez Chrystusa to naprawdę horror. Czasami wydaje nam się, że jesteśmy na szczycie, gdy tymczasem jedną nogą utknęliśmy w piekle. Wiem coś o tym. Nikogo nie oceniam. Nie jestem od nikogo lepszy. Gdyby nie Pan Bóg, być może byłbym jednym z najgorszych ludzi na świecie, kto wie? Nic dobrego, co się wydarzyło u mnie, nie pochodzi ode mnie. Nie opowiem o wszystkim. Z wielu powodów. świadectwo – to nie spowiedź. Poza tym są rzeczy, które muszę wyjaśnić, a niektóre postarać się naprawić. Jestem w drodze. Jestem wielkim grzesznikiem, który odnalazł Pana. Często Go zdradzałem, zbyt często o Nim zapominałem. Gdyby nie Jego Miłosierdzie...
walka i hejt
Jezus patrzy na ciebie z miłością. Mówi: „Wiem, że pragniesz być szczęśliwy, ale twoje bożki nigdy cię nie zadowolą. Porzuć je i pójdź za Mną. Dam ci więcej szczęścia, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić, ale musisz kochać Mnie ponad wszelkie ziemskie dobra. Musisz najpierw szukać Mnie, a odnajdziesz niewysłowione szczęście”.
Jeśli chcesz być szczęśliwy, szukaj Jezusa. On jest odpowiedzią na nieskończone tęsknoty twojego serca i On sam jest w stanie zapewnić ci szczęście. Odrzuć fałszywe obietnice tego świata i przestań gonić za nieskończoną ilością rzeczy, które nigdy cię nie zaspokoją. Wielu świętych dowiodło, że najszczęśliwszymi ludźmi są po prostu ci, których znakiem rozpoznawczym jest Chrystusowy krzyż. Szukaj Chrystusa, a kiedy Go znajdziesz, oddaj się Mu bez reszty, a odnajdziesz radość w tym życiu i przyszłym – życiu wiecznym. Nie stracisz niczego, możesz jedynie zyskać.
KIm jeSTem
Nazywam się Adrian Santos. Moja mama jest Polką, a ojciec – Afrykańczykiem, pochodzi z São Tomé e Príncipe. Moi rodzice poznali się we Wrocławiu. Mój ojciec ukończył prawo w tym mieście. Przyleciał do Polski na studia. Moja mama często jeździła do Wrocławia, bo miała tam swoją przyjaciółkę, która akurat studiowała w tej samej uczelni co mój tata. Wiem, mieszanka wybuchowa. Urodziłem się w Kaliszu, najstarszym polskim mieście. Dorastałem w Brzezinach, pięknej miejscowości w powiecie kaliskim.
Mój ojciec po studiach wyjechał z Polski, wrócił do São Tomé. Miałem wtedy ponad rok. Zostało mi po nim tylko jedno zdjęcie, na którym trzymał mnie na rękach. Nasz kontakt urwał się na blisko 25 lat.
Byłem inny i ludzie wokół też to zauważyli, na moje nieszczęście. A przynajmniej wtedy tak uważałem. Byłem jedynym Mulatem w promieniu kilkunastu kilometrów. Dzisiaj to może brzmieć dziwnie lub komicznie, ale 25–30 lat temu było to powodem większości moich kłopotów. Można by powiedzieć, że byłem miejscową atrakcją. Od razu dodam, że nie brałem za to żadnych pieniędzy!
A teraz przejdę do sedna. Niezwykłe trudno mi jest opowiadać o tym okresie. Najłagodniejszymi słowami, które wtedy słyszałem w szkole, na ulicy czy na boisku były określenia „Murzynek Bambo” i zawsze ten śmiech, który bolał bardziej niż
Bóg, walka i hejt uderzenie pięścią. Dzień w dzień, zaczynając od szkoły podstawowej w Brzezinach, a kończąc na pierwszej klasie liceum w Kaliszu byłem na każdym kroku wyśmiewany i obrażany. Nie zliczę, ile razy krzyczeli za mną, że mam wracać do Afryki. Dlaczego miałbym wracać do Afryki? Urodziłem i wychowałem się w Polsce. Z jakiego powodu miałbym tam jechać? Wiedziałem, z jakiego, ale nie rozumiałem, dlaczego mnie to ciągle spotykało. Tym powodem był mój kolor skóry. Później, gdy miałem może 11–13 lat, dochodziło do poważnych ataków słownych i gróźb. Nigdy nie zapomnę jednej sytuacji. Miałem około 11 lub 12 lat, byłem wtedy harcerzem. Wracaliśmy ze zlotu harcerskiego w Gołuchowie. Pamiętam, że nasza grupa czekała na autobus powrotny do Kalisza. Po krótkiej chwili czekania na autobus zauważyłem w odległości kilkunastu metrów grupę 8–10 dorosłych mężczyzn, część z nich odznaczała się słuszną posturą, kilku miało ogolone głowy na łyso. Zaczęli na mnie spoglądać spode łba, z prawdziwą wrogością. Wygrażali mi pięściami, krzyczeli „biała siła”. Gdyby nie mnóstwo świadków prawdopodobnie zostałbym mocno pobity. Ale mimo sporej liczby osób na przystanku nikt nie zareagował, z pewnością z powodu strachu. Ta grupa łobuzów czekała na inny autobus, mój przyjechał pierwszy. Nawet gdy już siedziałem w środku pojazdu, wygrażali mi pięściami i używali bardzo niecenzuralnych wyrazów. Boże, jak ja się wtedy potwornie bałem, byłem przerażony. Do podobnych sytuacji dochodziło wielokrotnie. Ludzie poniżali mnie bez powodu.
Pamiętam, że pewnego dnia zapytałem mamę: Dlaczego nie urodziłem się biały? To pytanie dziecka, które zetknęło się z przerastającą je sytuacją.
Dusiłem to w sobie. Niestety, to wyryło w moim sercu trwały ślad, nic się nie wymazało. Złość we mnie rosła każdego dnia. Tak, znienawidziłem Polskę!
Kim jestem
Moja kochana mama Ewa chroniła mnie ze wszystkich sił, robiła, co mogła, by mnie bronić. To najlepsza mama na świecie, mama o tak wielkiej miłości, że nie starczyłoby miejsca, by podkreślić, jak dobrą osobą jest moja mama. Moja cudowna żona pewnego razu powiedziała, że nigdy wcześniej nie widziała takiej dobroci... Ale żeby nie było tak słodko, dopowiem, że są tylko dwie osoby, przed którymi odczuwam lekki strach, jedną z nich jest moja mama.
Mam najwspanialszą żonę na świecie. To głównie dzięki niej stałem się – jak mówi ona sama – odpowiedzialnym mężem i ojcem. To najlepsza osoba, jaką kiedykolwiek spotkałem, tak wiele jej zawdzięczam. Naszym największym skarbem jest trójka naszych dzieci. Daję słowo, że rozwinę ten temat w kolejnym rozdziale.
W pierwszej klasie liceum miałem to szczęście, że jednym z moich nauczycieli był również bardzo utytułowany trener boksu i kickboxingu, a później został nawet Prezesem Polskiego Związku Kickboxingu. Od razu zapisałem się do niego na zajęcia. Dosłownie w pierwszym tygodniu szkoły. Obiecałem sobie, że już nikt nigdy nie zrobi mi krzywdy, nikomu nie dam się więcej obrażać, kimkolwiek by był, i słowa dotrzymałem.
Dość szybko przyszły sportowe wyniki. Byłem między innymi wicemistrzem Polski w kickboxingu full contact. Zostałem powołany do kadry narodowej Polski w kickboxingu. Ukończyłem kurs instruktora kickboxingu z elementami muay thai. Posiadam 1 dan, czarny pas. Również przez długi czas pomagałem drugiemu trenerowi jako asystent prowadzić zajęcia i w końcu sam je prowadziłem. Udało mi się również trenować za granicą w jednym z najlepszych klubów świata, jeśli chodzi o K1 i muay thai, czyli popularny tajski boks.
W Kaliszu poznałem ludzi z podobnymi zainteresowaniami.
Oto prawdziwa historia człowieka, który od dzieciństwa musiał mierzyć się ze swoją innością. Jako syn Polki i Afrykańczyka wyróżniał się wyglądem, a to wywoływało uwagi i uszczypliwości otoczenia. Adrian wcześnie opuszczony przez ojca, ale otoczony troskliwością mamy i wielkim sercem rozmodlonej babci przez lata poszukiwał siebie. Zupełnym przypadkiem, choć ich przecież nie ma, jako nastolatek zaczął trenować kickboxing. Umiejętność walki i skutecznej obrony przyniosły mu rozpoznawalność i szacunek środowiska. Czy to jednak mogło dać młodemu człowiekowi zadowolenie, a w dłuższej perspektywie szczęście?
Późniejsze wydarzenia, które były udziałem Adriana, można by określić jako rollercoaster. Dość powiedzieć, że zupełnie nieoczekiwanie znalazł się u swojego przyrodniego brata na rajskiej wyspie, gdzie mieszkał jego ojciec wraz z nową rodziną. Właśnie tam odnalazł przyszłą żonę i rozpoczął nowe życie. Czy jednak życie na egzotycznej wyspie z rodziną zapewnia spełnienie? Dlaczego Adrian wraz z rodziną powrócił do Polski, a potem był „zmuszony” do wyjazdu?
Świadectwo Adriana Santosa to historia upadków i zwycięstw prawdziwego wojownika. Pokazuje, jak Boża miłość może zmienić życie, uleczyć rany przeszłości i przynieść pokój serca. 0
Niech Bóg będzie uwielbiony w życiu Adriana i jego rodziny, a świadectwo tego młodego męża i ojca stanie się zaproszeniem dla współczesnych mężów i ojców do poprowadzenia swojego małżeństwa i rodziny tak, jak pokazuje to Bóg w życiu Adriana. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Ks. Dominik Chmielewski
Zdjęcie z archiwum autora
Patronat:
ISBN 978-83-8340-129-4
ISBN 978-83-8340-129-4 9 788383 401294
Cena: 34,90 w tym 5% VAT