Chrystus w obozie śmierci - ks. Leonhard Steinwender

Page 1

Wyjątkowa sytuacja obozu koncentracyjnego ujawnia szlachetność ludzkiej natury oraz dno, jakiego człowiek może sięgnąć, z dramatyzmem, który wstrząsa nami do dzisiaj. Książka Chrystus w obozie śmierci dzisiejszemu pokoleniu pokazuje odwagę księdza Leonharda Steinwendera, który z determinacją walczył z rodzącym się narodowym socjalizmem, stanowczo ostrzegał przed tą uwłaczającą ludzkiej godności ideologią i nie ustawał w wysiłkach, by podkreślać, że narodowosocjalistycznych poglądów nie da się pogodzić z wiarą katolicką. Opo-

Leonhard Steinwender

poleca!

wiadał się przeciwko aneksji Austrii przez Niemcy i za budowaniem chrześcijańskiego państwa. Z tego powodu został aresztowany przez Gestapo, a następnie

Jak napisał sam autor, książka jest „próbą przedstawienia religijnego życia w obozie koncentracyjnym, śledzenia śladów łaski, która ludziom wierzącym w tych najtrudniejszych latach ich życia dawała tajemną siłę”. To głęboki wgląd w poruszające losy i sytuacje graniczne, w bezmiar zła i jednocześnie duchowej siły ludzi, których w najwyższym cierpieniu dotyka łaska. Te wspomnienia to nie

ZAMÓW BEZPŁATNY KATALOG!

tylko udokumentowanie czegoś niewyobrażalnego, więcej niż osobiste przepra-

tel. 12 292 68 69, 12 292 09 05 12 345 49 80, tel. kom.: 695 994 193 www.religijna.pl, klub@religijna.pl

cowanie tego, co autor przeżył i widział. Kto z perspektywy czasu pyta dzisiaj: Gdzie był wtedy Bóg? – ten na każdej stronie tej książki dostaje odpowiedź: On był tam! Jego łaska żyła wśród więźniów.

PAT R O N AT M E D I A L N Y :

Chrystus w obozie śmierci

przewieziony do obozu koncentracyjnego Buchenwald.

Leonhard Steinwender

W obozowym życiu każdego więźnia istniały dni, w których rozmiar cierpienia i udręka niepewności groziły złamaniem największej wytrzymałości. Przychodziły

Chrystus

godziny dochodzenia do granicy tego, co

w obozie śmierci

przyjaźni. I nie duch ani siła człowieczeń-

było w stanie znieść ciało i umysł. Pomaganie innym w pokonaniu tych niebezpiecznych, grożących załamaniem raf było trudnym i gorzkim zadaniem. Kiedy jednak się udało, owocowało darem najprawdziwszej stwa pozwalały nam znaleźć właściwe myśli i słowa w tych chwilach całkowitego wyczerpania znękanej duszy. Była to walka o wolę życia, której nie można opisać, której można tylko doświadczyć. *** Kiedy odpowiedzialni przywódcy ludzi i narodów porzucają kamień węgielny, który nazywa się Chrystus, kiedy porzucają Go mimo powoływania się na opatrzność wszechmocnego Boga, wówczas nie prowadzi to do budowania pomników sztuki,

ISBN 978-83-7864-211-4

miejsc kultu i radowania się życiem, lecz

ISBN 978-83-7864-211-4

do budowania obozów koncentracyjnych i murów więziennych…

9 788378 642114 Cena: 34,90 w tym 5% VAT

fragment y książk i



CHRYSTUS W OBOZIE ŚMIERCI

1


2


Leonhard Steinwender

CHRYSTUS w obozie śmierci Drogi łaski i ofiary

opracowanie i aneks: Ignaz Steinwender tłumaczenie: Renata Serednicka

Wydawnictwo AA Kraków

3


Tytuł oryginału: Christus im Konzentrationslager. Wege der Gnade und des Opfers

Redakcja i korekta: Wydawnictwo AA Skład i łamanie: Hanna Nikodemowicz Projekt okładki: Anna Smak-Drewniak

© fe-medienverlags GmbH, Hauptstr. 22, D-88353 Kisslegg Copyright © for the Polish editon by Wydawnictwo AA, Kraków 2022

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

ISBN 978-83-7864-211-4

Wydawnictwo AA s.c. 30-332 Kraków, ul. Swoboda 4 tel.: 12 292 04 42 e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl

4


Spis treści Wstęp ............................................................ Przedmowa .................................................. Kamieniołom Pana

...........................................

7 13 17

Jednostkowe doświadczenia i jednostkowe losy Obozowy ołtarz ................................................ 41 Obozowy mszał ............................................... 43 Ego te absolvo ....................................................... 47 Bracia kapłani ..................................................... 50 Nabożeństwo majowe .................................... 54 Zdrowaś Maryjo w bunkrze ................................ 57 „Choruje ktoś wśród was?” .................................. 61 Chrzest krwi ....................................................... 63 Godziny Nikodema ........................................... 67 Głos wołającego na pustyni ............................... 71 Postludium ...................................................... 75 Tragarze zwłok, do bramy! ................................. 79 Have, pia anima! ................................................ 83 Przed szubienicą .............................................. 86 Habemus papam ................................................. 88 Ojczyzna o nas wie ............................................ 90 Bóg z Tobą, moja Austrio ................................. 94 „W tej godzinie modlę się za ciebie i twoje szczęście” 99 „Abyśmy znowu stali się ludźmi!” ..................... 101 Kazania w obozie koncentracyjnym Adwent ............................................................. Przed żłóbkiem .................................................. 5

107 110


Wielki Piątek ....................................................... Płoną ognie wielkanocne… ............................. Panie, naucz nas się modlić! ........................... „Przyjdź, Duchu Stwórcy!” ............................. To czyńcie na moją pamiątkę! ......................... „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj!”... Matka Boża z Buchenwaldu ........................... Początek wojny ..................................................... Podniesienie Krzyża bez krzyża ......................... Chrystus, nasz król! ............................................ Dzień zaduszny ................................................ „Głos zmarłego kapłana” ...................................

113 117 120 123 126 129 131 133 135 137 141 144

Zakończenie De profundis .........................................................

149

Aneks Radca regencyjny kanonik Leonhard Steinwender Dzieciństwo, studia i duszpasterstwo ............... Ksiądz Steinwender jako dziennikarz ............ Wczesne odrzucenie narodowego socjalizmu i dziennikarski opór wobec przyłączenia Austrii do Niemiec .................................................. Opór duchowy i polityczny – kaznodzieja, prelegent i mówca ..................................... Wrogość ze strony narodowych socjalistów, gestapowskie więzienie i obóz koncentracyjny Współpraca przy odbudowie Austrii ................. Źródła .......................................................... Literatura .....................................................

6

153 154 156

159 167 171 177 181 182


Wstęp

Żyjemy dzisiaj w czasach wielkiego dobrobytu, za nami długi okres pokoju. Dominujące często zainteresowanie rzeczami materialnymi coraz częściej odsuwa na dalszy plan świadomość, że życie to (duchowa) walka. W obliczu postępu technicznego niektórzy ulegają złudzeniu, że także człowiek automatycznie staje się coraz lepszy, to znaczy coraz cnotliwszy i bardziej pokojowo nastawiony. Jednak również dzisiaj istnieje w człowieku dobro i zło, może jedynie manifestujące się w sposób mniej oczywisty, ukryte pod warstwą powierzchowności i materializmu. Wyjątkowa sytuacja obozu koncentracyjnego ujawnia szlachetność ludzkiej natury i dno, jakiego człowiek może sięgnąć, z dramatyzmem, który wstrząsa nami do dzisiaj. I w żadnym wypadku nie mamy prawa się wywyższać ani oceniać pokolenia, które przeżyło czasy narodowego socjalizmu. Powinniśmy raczej czerpać naukę z historii i myśleć o wyzwaniach naszych czasów. Niezauważana przez większość ludzi, wyrasta pośród nas dyktatura relatywizmu, w której wszystko jest dozwolone, ale nic nie obowiązuje na stałe. Człowiek, jak skorupka orzecha, dryfuje bezradnie po morzu opinii wzburzonym przez media, nie zajmując przy tym własnego stanowiska. I niczym innym jak czystą arogancją byłaby wiara w to, że nasze pokolenie jest bardziej odporne na medialną propa7


gandę, bardziej wyczulone na tendencje zagrażające wolności czy odważniejsze w przeciwstawianiu się im. Człowiek uczy się, zwłaszcza biorąc przykład z innych. Dlatego jest rzeczą dobrą i słuszną, że dzięki temu nowemu wydaniu książka Chrystus w obozie śmierci dostaje się w ręce dzisiejszego pokolenia i pokazuje odwagę księdza Leonharda Steinwendera. Leonhard Steinwender, urodzony w chłopskiej rodzinie z Lungau, z determinacją walczył jako ksiądz i dziennikarz z rodzącym się narodowym socjalizmem, stanowczo ostrzegał przed tą uwłaczającą ludzkiej godności ideologią i nie ustawał w wysiłkach, by podkreślać, że narodowosocjalistycznych poglądów nie da się pogodzić z wiarą katolicką. W państwie stanowym rządzonym przez Dollfussa i Schuschnigga opowiadał się przeciwko aneksji Austrii przez Niemcy i za budowaniem chrześcijańskiego państwa. Z tego powodu znalazł się pod lupą narodowych socjalistów, został przez nich aresztowany, a następnie więziony od 1938 do 1940 roku w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. Swoje przeżycia z tych lat najcięższej próby zaczął spisywać bezpośrednio po zakończeniu wojny. Książka pokazuje próby tworzenia form życia religijnego w niewyobrażalnych warunkach obozowych, na przykład odprawianie niedzielnych mszy, w niewielkich grupach, mimo ogromnych trudności, ryzyka i bez jakichkolwiek pomocy liturgicznych, albo udzielanie sakramentu pokuty, wspieranie umierających, o ile było to w ogóle możliwe, i ogólne wsparcie duchowe w postaci rozmów, dzięki którym niejeden więzień został uratowany przed 8


otchłanią rozpaczy. Mamy tu głęboki wgląd w poruszające losy i sytuacje graniczne, w bezmiar zła i jednocześnie duchowej siły ludzi, których w najwyższym cierpieniu dotyka łaska. Spisywanie tych wspomnień miało zatem na celu coś więcej niż udokumentowanie czegoś niewyobrażalnego, więcej niż osobiste przepracowanie tego, co autor przeżył i widział. Książka jest „próbą przedstawienia religijnego życia w obozie koncentracyjnym, śledzenia śladów łaski, która ludziom wierzącym w tych najtrudniejszych latach ich życia dawała tajemną siłę”. Steinwender pisze też, że dzięki łasce Boga żaden z jego podopiecznych w obozie, mimo najcięższych doświadczeń, nie zbłądził w wierze. Niech będzie to pocieszeniem dla wszystkich czytelników tej książki, wątpiących w Boga w obliczu samotności, cierpienia, trudnych chwil. W latach spędzonych w Buchenwaldzie Leonhard Steinwender w ekstremalnych warunkach działał jako duszpasterz – uznany za wroga publicznego, z groźbą zagłady, wiszącą jak miecz Damoklesa nad nim i jego współbraćmi, a także innymi więźniami politycznymi. Opisy obozowego życia są wstrząsające, ale czytelnikowi zapadają jednak w pamięć nie tyle popełniane okrucieństwa, brak jakichkolwiek zasad i druzgocąca pogarda dla ludzkiego życia, ile odwaga więźniów, ich wzajemna głęboka przyjaźń, wewnętrzna odporność, religijność aż po męczeństwo, wzmacniana siłą głębokiej i niezłomnej wiary. A temu, kto z perspektywy czasu pyta dzisiaj: Gdzie był wtedy Bóg? – ten na każdej stronie tej książki dostaje odpowiedź: On był tam! Jego łaska żyła wśród więźniów. 9


Przejmująco przedstawione są indywidualne losy, jak choćby historie: • beatyfikowanego w międzyczasie księdza Ottona Neuruhrera, który w swojej wielkiej gorliwości o zbawienie dusz chciał jednego z więźniów przyjąć do Kościoła i poniósł za to męczeńską śmierć, • żydowskiego dziennikarza lewicowego Alberta Süssa, który dojrzał do decyzji przystąpienia do chrztu i na dzień przed przyjęciem tego sakramentu, zaplanowanym na wigilię Zielonych Świąt, został zamordowany pałką przez scharführera, • dyrektora bezpieczeństwa w Salzburgu, naczelnika żandarmerii Bechinie, który modlił się w obozowym bunkrze z księdzem Schroffnerem, a potem nie wrócił, wywieziony samochodem z kilkoma więźniami, • dzielnego ojca rodziny z Karyntii, policjanta Aloisa Lexnera, który z cichym bohaterstwem przez trzy lata znosił kompanie karne, dręczenie, wielogodzinne stanie w niedziele bez jedzenia i tak dalej, a mimo to pragnął jeszcze uczestniczyć w niedzielnej mszy. • ewangelickiego księdza Schneidera, który bohatersko odmawiał składania hołdu sztandarowi krwi, a komendantowi obozu prosto w twarz zarzucał dokonywanie masowych mordów, i zmarł w bunkrze jako wyznawca (confessor). Ciągłe zagrożenie życia, zwłaszcza z powodu tajnych niedzielnych spotkań w małych grupach w celu wspólnego 10


odprawiania liturgii, codzienne umieranie współwięźniów i obozowych przyjaciół, a także szykany sprawiające, że twarda i bez tego obozowa codzienność stawała się wręcz nie do wytrzymania, wszystko to nie było w stanie złamać Steinwendera i jego towarzyszy. W żadnym zdaniu nie pojawia się zgorzknienie, istnieją natomiast przejmujące sceny małych radości, sukcesów duszpasterskich i dowody głębokiego szacunku i koleżeństwa między więźniami. Obok fundamentu wiary i wzajemnych więzi, ponad wszelkimi granicami wyznaniowymi i politycznymi, mocnym oparciem dla więźniów były przede wszystkimi myśli o domu i ojczyźnie, o rodzinie i przyjaciołach, a podczas modlitwy, zwłaszcza w dni świąteczne, można było mieć poczucie łączenia się z bliskimi w domu i pewność, że oni też się modlą i pamiętają. Wieści z rodzinnych stron albo informacje, że wiadomości dotarły do krewnych, były pociechą, dodawały odwagi i optymizmu. „Kiedy zwolnieni więźniowie opowiadali po powrocie do domu, że my w Buchenwaldzie i w innych obozach koncentracyjnych trzymamy się razem, nie utraciliśmy wiary w ojczyznę i jej przyszłość nawet w najgorszych dniach, świadomość tego, że oni o nas wiedzą, stawała się silną opoką naszej duchowej postawy. Czuliśmy, że tam, w ojczyźnie, rozumieją sens naszej ‘ofiary żywej’ i dzięki temu ofiara ta także dla nas nabierała innego, głębszego znaczenia. W ojczyźnie wiedzieli o nas i o tym, że wierzymy w nasz kraj. Tam, w kraju, wiedzieli, że nie trwonimy naszych dni na pogrążanie się w smutku jak biadolący nieudacznicy, że zamiast tego z wewnętrzną siłą trwamy przy niezbywalnych 11


podstawach, zapewniających ojczyźnie i nam lepszą przyszłość… Z radością czytaliśmy, że nasi bliscy pielgrzymują do sanktuariów Matki Bożej, do Maria Plain, Altötting, Mariazell… Wydawało nam się często, że czujemy tę wstawienniczą wspólnotę prawie fizycznie, a w następnym liście otrzymywaliśmy potwierdzenie, że przeczucia nas nie myliły”. We wstępie do nowego wydania, które pojawiło się w roku 1985 z okazji 40-lecia istnienia salzburskiego czasopisma kościelnego „Rupertusblatt”, mocno związanego z osobą Leonharda Steinwendera, biskup pomocniczy Jakob Mayr pisze o wielkodusznej postawie przebaczenia, która umożliwiała – mimo gorzkich doświadczeń w obozie koncentracyjnym – dawanie świadectwa o tych wydarzeniach bez wyczuwalnej urazy czy myśli o zemście i zadośćuczynieniu. Życzę tej książce, aby dotarła do wielu ludzi z naszego pokolenia i aby zachęciła czytelników do odwagi w wierze, umocniła ich poczucie wspólnoty i dała im pewność bliskości Boga w najtrudniejszych chwilach życia. Bettina Rahm

12


Przedmowa

Tuż przed bramami miasta Weimaru łagodnymi falami wznosi się Las Turyński, tworząc nad spokojną doliną wzniesienie, którego kulminacją jest liczące 250 m n.p.m. wzgórze Ettersberg. W odległości około siedmiu kilometrów od miasta wielkich poetów, myślicieli, kompozytorów i malarzy leży wierzchołek góry widokowej, na której zielonych leśnych zboczach najwięksi geniusze z Weimaru znajdowali kiedyś odpoczynek i duchowe wytchnienie. Od lipca 1937 roku na tych wzgórzach, na których żył duch dawnej wielkości, budowano miasto grozy, obóz koncentracyjny, nazwany od pradawnego drzewostanu Buchenwaldem (Lasem Bukowym). Pośrodku obozu stoi jeszcze potężne drzewo, dąb Goethego, w którego cieniu często szukał ochłody ten książę poetów. Całym światem wstrząsają obecnie informacje o faktach dotyczących obozów koncentracyjnych, o tym surowym, nieludzkim świecie zwanym krótko „kacetem”. Książki w niezliczonych wydaniach, filmy i audycje radiowe unaoczniają ludzkości piekło, do którego wtrącono miliony ludzi. Buchenwald, którego doświadczyłem od listopada 1938 do listopada 1940 roku, zyskał smutny rozgłos. Ta niewielka książka nie ma na celu pokazywania męki i śmiertelnej trwogi, odtwarzania krwawych ścieżek nieludzkiej brutalności. Jest podjęciem próby przedstawienia religijne13


go życia w obozie koncentracyjnym, śledzenia śladów łaski, która ludziom wierzącym w tych najtrudniejszych latach ich życia dawała tajemną siłę. Ten obraz zdarzeń i doświadczeń, spisany cztery i pół roku po ich przeżyciu, nie ma przedstawiać religijnych zmagań i przeżyć w całym ich tragizmie ani w ogromie płynącej z nich łaski. Nie rości sobie też prawa do bycia uniwersalnym raportem. Każdy obóz miał swój własny charakter. Nawet w jednym obozie warunki zmieniały się często nagle w ciągu kilku dni albo powoli, przez wiele tygodni. Moja relacja jest tylko odtworzeniem doświadczeń stosunkowo małej grupy osób w określonym czasie. Z pewnością istniały obozy, gdzie jeszcze trudniej niż w Buchenwaldzie było budować życie religijne, z pewnością też w Buchenwaldzie były czasy mające na to inny wpływ niż lata 1938 do 1940, które ja poznałem. Nie można tego również porównywać do duszpasterstwa na wolności, prowadzonego nawet pod presją największych utrudnień, problemów zewnętrznych i wewnętrznych. Opieka duszpasterska nad więźniami w obozie koncentracyjnym nigdy nie była kwestią ludzkich możliwości czy duszpasterskiego doświadczenia, była darem od Boga albo, jeśli można się tak wyrazić, charyzmatem, niezwykłym nadprzyrodzonym aktem łaski, będącym kiedyś znakiem Kościoła pierwotnego. Nasza mała parafia, przepełniona świętą pokorą, czuła często radosną pewność słów, że Duch wieje, kędy chce. Dobry pasterz idzie za swoimi owcami nawet pomiędzy cierniste krzewy obozu koncentracyjnego. Chrześcijaństwo może istnieć nie tylko w strefie biedy na przedmieściach wielkiego miasta, istniało też płynące 14


z głębi duszy chrześcijaństwo obozowe. Dlatego ta niewielkich rozmiarów książka powinna nosić właśnie taki tytuł, jaki nosi. Mam przed oczami zakątki Buchenwaldu przesycone tajemnicą bliskości Boga albo hałaśliwą obozową ulicę, gdzie obok lawiny bluźnierczych przekleństw czuło się tchnienie słowa Bożego. Widzę wyprostowane postaci ludzi idących na śmierć, wielkich duchem w obliczu konania w cierpieniach, obdarzonych łaską męczeństwa. To Wam, którzy odchodziliście od nas, umierając w niewypowiedzianej samotności, z którymi my – kapłani w obozie koncentracyjnym – doświadczaliśmy Chrystusa, dedykowana jest ta niewielka książka. Po krótkim opisie ogólnym chcę przedstawić konkretne przykłady pokazujące życie religijne w obozie. To tylko kilka typowych ludzkich losów, które głęboko zapadły w moją pamięć i żaden dystans czasu nie jest w stanie ich wymazać ani osłabić ich wymownej treści. Jest to jednocześnie przepełnione wdzięcznością wspomnienie silnych osobowości, wykutych w kuźni tego życia w niezwykły sposób. Krótkie zapiski trzeciej części powstały z pamięci, ponieważ w obozie nie można było ani robić notatek, ani nosić ich przy sobie, ani tym bardziej wynieść przy zwolnieniu. W związku z tym, że byłem nadal obserwowany, co zawsze mogło się wiązać z przeszukaniem domu, także po zwolnieniu mnie z obozu i ponownym wygnaniu, na mocy wydanego przez gauleitera prowincji Salzburg zakazu przebywania na jej terenie, nie było wskazane rozpoczynanie pisemnych szkiców obozowych wspomnień. 15


Pisanie tej niedużej książki mogłem zatem rozpocząć dopiero wtedy, kiedy skończył się czas obozów koncentracyjnych, ze wszystkimi towarzyszącymi im zjawiskami dotykającymi także byłych więźniów, mieszkając już w cichej i przyjaznej miejscowości Petting nad jeziorem Waginger See, gdzie jako wypędzony uciekinier faktycznie znalazłem nową, drogą mi małą ojczyznę. Te godziny najczystszej braterskiej wspólnoty pozostały we mnie jednak mimo upływu czasu tak żywe, że również odtworzenie kazań może stanowić wierny obraz tego, jak wiele znaczyły one dla nas w obozie.

16


Kamieniołom Pana

Gdyby chcieć wybrać podręcznik pastoralny do opieki duszpasterskiej w obozie koncentracyjnym, gdyby chcieć szukać i znaleźć tam zasady i praktyczne instrukcje, to i tak stale zdarzałyby się sytuacje, o których nikt nawet by nie pomyślał. Brakowało nam wszystkiego, co jako oczywiste kryterium, jako konieczny warunek wstępny należy do uporządkowanego życia religijnego i tym samym do prowadzenia duszpasterstwa – i czego słusznie można oczekiwać. Nawet najbardziej rozbudowana kazuistyka nie byłaby w stanie przewidzieć duszpasterskich przypadków, z którymi trzeba się było mierzyć w obozie. Więzień prewencyjny w obozie koncentracyjnym był co do zasady człowiekiem pozbawionym wszelkich praw. Nie mógł się domagać adwokata, a jego bliskim nie było wolno uzyskać na jego temat jakiejkolwiek informacji. Był wyjęty spod prawa. Oczywiste jest zatem, że w tych warunkach nie było też mowy o prawie do opieki religijnej, którego nie odmawia się w każdej, choćby na poły cywilizowanej państwowości, nawet ciężkim przestępcom. Nastawienie Trzeciej Rzeczy, której najgłębsza istota jawiła się jako Gestapo i SS, z góry znosiło bowiem wszelkie przesłanki jakiejkolwiek opieki religijnej dla więźniów prewencyjnych w obozie. System, który z brutalnym cynizmem deptał wszelkie podstawy człowieczeństwa, nie dbał 17


o duchowe czy religijne potrzeby milionów ludzi i obywateli, którzy zdaniem osób odpowiedzialnych mieli zostać wydani na zagładę. Obozy koncentracyjne demaskowały w ten sposób jedno z największych propagandowych kłamstw, mówiących o pozytywnym chrześcijaństwie Trzeciej Rzeszy. Pretorianie Nerona w lochach mamertyńskich, którzy być może podziwiali duchową wielkość pierwszych chrześcijan i widzieli Pawła Apostoła dyktującego swoje listy, byli niczym wobec sługusów SS w obozach koncentracyjnych – katakumbach XX wieku. Nigdy jednak nie wydano zakazu działalności religijnej czy praktyk duszpasterskich. Byłoby to wszak nie do pogodzenia z okazywanym początkowo pozytywnym nastawieniem do Kościołów chrześcijańskich. Jednak w praktyce udzielanie religijnego wsparcia w obozie – w ramach niszczącej ofensywy przeciwko chrześcijaństwu, zamierzonej i tchórzliwie zawoalowanej – obłożone było karą śmierci, wymierzaną w bunkrach SS lub w tzw. „komandach wniebowstąpienia”, bez rozprawy, bez przesłuchania przed sądem, bez odpowiedzialności. Dokładnie pamiętam ostatnie spotkanie z księdzem Ottonem Neuruhrerem z Götzens w Tyrolu, człowiekiem o wielkim sercu i ofiarności. Jeden z więźniów zagadnął go z prośbą, że pragnie pogodzić się z Kościołem czy też ponownie wstąpić do Kościoła. Neuruhrer miał wątpliwości co do swojego umocowania i prosił mnie o radę w tej sprawie. Skoro jednak każdy więzień prewencyjny w obozie stale stawał twarzą w twarz ze śmiercią, nie było żadnego racjo18


nalnego powodu, aby w to wątpić. Zapytałem jeszcze mojego kolegi, kapłana przepełnionego gorliwością o zbawienie dusz, czy aby jest pewien, z kim ma do czynienia, czy ktoś nie zastawia na niego pułapki, aby uzyskać jakąś korzyść, albo może planuje coś jeszcze zgoła gorszego. Z uśmiechem popatrzył na mnie swoimi życzliwymi oczami i powiedział, pełen duszpasterskiej żarliwości i radosnego oczekiwania na wielki sukces posługi kapłańskiej: „Jestem absolutnie pewien”. Życzyłem mu szczęścia i nie podejrzewałem, że po raz ostatni uścisnęliśmy sobie dłonie. Wpadł w sidła prowokatora. Już po kilku dniach został wezwany do bramy razem z księdzem Spannlangiem z Górnej Austrii. Nic się nie wydarzyło, więc niektórzy Bracia mieli nadzieję, że wybiła dla nich obu godzina wolności. Mnie ogarnęło jednak złe przeczucie co do ich losu, które potwierdziło się po kilku godzinach. Obaj zostali przeniesieni do bunkra, owianego złą sławą obozowego więzienia. Po 48 godzinach lotem błyskawicy rozeszła się po obozie wieść: ksiądz Neuruhrer nie żyje. Następnego dnia ten sam los spotkał księdza Spannlanga. Nikt się nie dowiedział, jaki związek miała jego tragiczna śmierć z nagłym odejściem Ottona Neuruhrera. Kiedy zacni parafianie w Götzens składali w poświęconej ziemi urnę z prochami swojego proboszcza, nie mieli pojęcia, że ich duszpasterz oddał życie za wykonywanie posługi kapłańskiej. Ofiara życia tych dwóch austriackich księży pokazuje, jakimi sankcjami groziła praca duszpasterska w obozie koncentracyjnym. Regularna posługa kapłańska możliwa była tylko wówczas, kiedy ksiądz lub odważny świecki apostoł przebywał 19


jako więzień wśród uwięzionych, kiedy miał nieszczęście, albo w tym przypadku szczęście, że opatrzność posłała go do tego kamieniołomu Pana. W celu zwiększenia udręki obozowego życia najczęściej oddzielano księży od pozostałych więźniów, odseparowywano ich od reszty obozu w kompaniach karnych i barakach, aby nie stykali się z więźniami z głównego obozu. W Buchenwaldzie odstąpiono od tego „specjalnego traktowania”, dzięki czemu istniała większa możliwość poruszania się i łatwiejsze były wzajemne próby nawiązania kontaktu. Kiedy znalazłem się w obozie w listopadzie 1938 roku, w Buchenwaldzie było oprócz mnie jeszcze dwóch katolickich księży. Kapłan z diecezji Paderborn zgromadził już wokół siebie małą wspólnotę. Był bardzo lubiany w całym obozie, zwłaszcza wśród więźniów politycznych. Jego doświadczenie, mądry i śmiały sposób działania dostarczały cennych impulsów. Zanim można było rozpocząć systematyczną pracę, abstrahując od rozmów w cztery oczy, trzeba było poznać obozową codzienność i rozważyć wszystkie możliwości i uwarunkowania. Zagrożenie czyhało bowiem zewsząd, nie tylko ze strony załogi obozowej, ale także ze strony więźniów. W dniu mojego przybycia do obozu, 16 listopada 1938 roku, funkcję starszego obozowego (przedstawiciela więźniów wobec załogi SS) pełnił zawodowy przestępca. Był znany z brutalności. Zawsze nosił przy sobie pałkę, którą bił innych więźniów. Potokiem przekleństw i nie nadających się do powtórzenia wyzwisk powitał klechę Steinwendera i przydzielił mu blok mieszkalny. Wkrótce okazało się jednak, że 20


polityczni więźniowie wiedzieli, co znaczy koleżeństwo, zwłaszcza kiedy ktoś sam starał się być w porządku. Około jedna czwarta liczby więźniów, wynoszącej za moich czasów w obozie średnio od 15 000 do 20 000, nosiła czerwony trójkąt oznaczający więźniów politycznych. To oni stanowili właściwą klasę „wrogów państwa” i w 80 procentach składali się z komunistów. Reszta towarzystwa była bardziej niż mieszana. Inna grupa, od niegroźnych żebraków po łobuzów niebezpiecznych dla ogółu, nosiła czarne trójkąty osobników aspołecznych. Licznie reprezentowani Żydzi oznakowani byli żółtą gwiazdą Dawida z rozróżnieniem na więźniów politycznych i aspołecznych. Szczególnie znienawidzeni Badacze Pisma Świętego, około 400 bardzo przyzwoitych ludzi o silnych charakterach, miało trójkąt fioletowy. Do tego dochodziły mniejsze grupy Cyganów (brązowy trójkąt), Polaków (brązowy trójkąt z literą P), homoseksualistów (trójkąt różowy), emigrantów (trójkąt niebieski), byłych członków SS (czerwony trójkąt po obu stronach bluzy) i zawodowych przestępców (trójkąt zielony). W komandach pracy znajdowali się więźniowie różnych kategorii, bloki mieszkalne przydzielane były według trójkątów. Jak można przypuszczać, życie pośród ludzi tej więcej niż barwnej mieszaniny stwarzało często szczególne problemy. Niezależnie od tego, przy wszelkich przeciwieństwach światopoglądów, zasad wychowania, charakterów i zawodów, wszyscy byli zdani na bezlitosny wspólny los. O ile było oczywistością, że krajanie czuli się ze sobą szczególnie związani, o tyle często drastyczny wyraz znajdowały różne antagonizmy, zwłaszcza między 21


Północą a Południem. Z uznaniem dla więźniów austriackich należy powiedzieć, że prawie wszystkich cechowała koleżeńskość zarówno we własnym gronie, jak i wobec wszystkich innych. Fakt, że zamachowiec Jawurek, który na wiedeńskim Dworcu Południowym postrzelił kanclerza Seipla i przebywał w obozie jako aspołeczny, najczęściej prosił o papierosa właśnie współwięźniów i krajan z Austrii, można uznać za charakterystyczny, groteskowy rys obozowego życia. Już z tego zestawienia obozowej społeczności wynika, że przeważająca część więźniów nie miała żadnych lub miała jedynie niewielkie potrzeby religijne. Duszpasterzowi przysłanemu przez władze państwowe z pewnością byłoby trudno poradzić sobie, choćby w niewielkim stopniu, z wykonywaniem kapłańskiej posługi. Pierwszymi więźniami, którzy tworzyli kółka religijne, byli krajanie, w naszym przypadku Austriacy, wśród nich z Salzburga, którzy do ostatniej godziny walczyli o wolność swojej ojczyzny i których część brała już udział w obchodzeniu niedzieli w celach Gestapo w Salzburgu. Do tego doszli przyjaciele i znajomi z Wiednia i innych austriackich landów oraz nowi przyjaciele ze starej Rzeszy. Wkrótce dogadaliśmy się i po kilku tygodniach dojrzał plan wspólnego organizowania niedzieli i wspólnego przeżywania roku kościelnego, realizowany przy niewyobrażalnie skromnych środkach. Ogromne trudności, piętrzące się przed realizacją tego planu, wynikały z braku dostępu do jakichkolwiek środków duszpasterskich. Nie mieliśmy kościoła, kaplicy, żad22


nego pomieszczenia przeznaczonego na cele religijne mogącego pomieścić 20 000 więźniów i było wykluczone wyremontowanie choćby najskromniejszego pomieszczenia na cele kultowe. Jaką radością dla nas byłaby choćby stodoła czy pusta owczarnia! Brakowało krucyfiksu, świętego obrazu, brewiarza, Pisma Świętego, mszału czy innej religijnej książki. Po długich próbach wydobywania ewangelii niedzielnych z czeluści pamięci, nie udało nam się, przy najlepszych chęciach, skompletować nawet dwóch. Poradził sobie z tym wspomniany już kapłan z Paderborn, wypełniając tę ostatnią lukę dzięki ukrytemu listownemu zapytaniu przesłanemu w rodzinne strony. Krótko mówiąc, brakowało nam wszystkiego, co zawsze jest oczywistym warunkiem celebrowania religijnego święta, nawet głównego elementu katolickiego życia religijnego – ofiary mszalnej, chleba życia i strumienia łaski sakramentów. Odległe położenie obozu na wzgórzu powodowało też, że nigdy nie usłyszeliśmy głosu dzwonów z sąsiednich wsi, choć mogliśmy oglądać wieże ich kościołów. Przede wszystkim jednak regulamin obozowy i praca w obozie utrudniały każde religijne spotkanie. Dni tygodnia i święta kościelne przypadające na konkretne dni tygodnia, takie jak Objawienie Pańskie i Boże Ciało, były bez reszty wypełnione ciężką pracą lub innymi zajęciami obozowymi. Spotykanie się w ciągu dnia było wykluczone, z wyjątkiem pracy, która gromadziła bratnie dusze w miejscu jej wykonywania. Została więc praktycznie tylko niedziela albo drugi dzień świąt podczas Wielkanocy czy Bożego Narodzenia, które najczęściej były wolne od pracy. 23


Wyjątkowa sytuacja obozu koncentracyjnego ujawnia szlachetność ludzkiej natury oraz dno, jakiego człowiek może sięgnąć, z dramatyzmem, który wstrząsa nami do dzisiaj. Książka Chrystus w obozie śmierci dzisiejszemu pokoleniu pokazuje odwagę księdza Leonharda Steinwendera, który z determinacją walczył z rodzącym się narodowym socjalizmem, stanowczo ostrzegał przed tą uwłaczającą ludzkiej godności ideologią i nie ustawał w wysiłkach, by podkreślać, że narodowosocjalistycznych poglądów nie da się pogodzić z wiarą katolicką. Opo-

Leonhard Steinwender

poleca!

wiadał się przeciwko aneksji Austrii przez Niemcy i za budowaniem chrześcijańskiego państwa. Z tego powodu został aresztowany przez Gestapo, a następnie

Jak napisał sam autor, książka jest „próbą przedstawienia religijnego życia w obozie koncentracyjnym, śledzenia śladów łaski, która ludziom wierzącym w tych najtrudniejszych latach ich życia dawała tajemną siłę”. To głęboki wgląd w poruszające losy i sytuacje graniczne, w bezmiar zła i jednocześnie duchowej siły ludzi, których w najwyższym cierpieniu dotyka łaska. Te wspomnienia to nie

ZAMÓW BEZPŁATNY KATALOG!

tylko udokumentowanie czegoś niewyobrażalnego, więcej niż osobiste przepra-

tel. 12 292 68 69, 12 292 09 05 12 345 49 80, tel. kom.: 695 994 193 www.religijna.pl, klub@religijna.pl

cowanie tego, co autor przeżył i widział. Kto z perspektywy czasu pyta dzisiaj: Gdzie był wtedy Bóg? – ten na każdej stronie tej książki dostaje odpowiedź: On był tam! Jego łaska żyła wśród więźniów.

PAT R O N AT M E D I A L N Y :

Chrystus w obozie śmierci

przewieziony do obozu koncentracyjnego Buchenwald.

Leonhard Steinwender

W obozowym życiu każdego więźnia istniały dni, w których rozmiar cierpienia i udręka niepewności groziły złamaniem największej wytrzymałości. Przychodziły

Chrystus

godziny dochodzenia do granicy tego, co

w obozie śmierci

przyjaźni. I nie duch ani siła człowieczeń-

było w stanie znieść ciało i umysł. Pomaganie innym w pokonaniu tych niebezpiecznych, grożących załamaniem raf było trudnym i gorzkim zadaniem. Kiedy jednak się udało, owocowało darem najprawdziwszej stwa pozwalały nam znaleźć właściwe myśli i słowa w tych chwilach całkowitego wyczerpania znękanej duszy. Była to walka o wolę życia, której nie można opisać, której można tylko doświadczyć. *** Kiedy odpowiedzialni przywódcy ludzi i narodów porzucają kamień węgielny, który nazywa się Chrystus, kiedy porzucają Go mimo powoływania się na opatrzność wszechmocnego Boga, wówczas nie prowadzi to do budowania pomników sztuki,

ISBN 978-83-7864-211-4

miejsc kultu i radowania się życiem, lecz

ISBN 978-83-7864-211-4

do budowania obozów koncentracyjnych i murów więziennych…

9 788378 642114 Cena: 34,90 w tym 5% VAT

fragment y książk i


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.