Europa i wiara - Hilaire Belloc

Page 1

a

Zjawisko europejskie jest zasadniczo zjawiskiem katolickim, a wartości europejskie znikną wraz ze zniknięciem katolicyzmu. Hilaire Belloc

Hilaire Belloc w tej książce daje odpowiedź zarówno zadziwiająco prostą, jak i niezwykle dziś kontrowersyjną: „Europa to Wiara”. A potem powtarza to samo, ale w inny, bardziej dobitny sposób: „Europa to Kościół, Kościół to Europa”. Słowa Belloca są dziś dla wielu równie bulwersujące (a może nawet bardziej), jak w czasach publikacji tej książki – w roku 1920.

ZAMÓW BEZPŁATNY KATALOG! tel. 12 345 42 00, 12 446 72 56, 12 418 91 30 tel. kom.: 695 994 193 www.religijna.pl, klub@religijna.pl

Książka Belloca – tak zadziwiająco aktualna – to wielkie, prorockie ostrzeżenie dla nas, którego spełnienie – niestety – możemy bez trudu stwierdzić. Obserwując z niepokojem takie zjawiska, jak rugowanie religii katolickiej ze sfery publicznej w wielu krajach europejskich czy unikanie nawiązań do Kościoła katolickiego i chrześcijaństwa w dokumentach Unii Europejskiej, nie sposób nie wspomnieć na słowa Belloca, że „wartości europejskie znikną wraz ze zniknięciem katolicyzmu”. Europa być może będzie wówczas wciąż nosić tę samą nazwę, ale będzie to już zupełnie inny byt. Zamieszkujący ją ludzie będą patrzeć na jej historię i kulturę, na pozostawione przez przodków dzieła sztuki, literatury, muzyki i architektury, jak nic nierozumiejący barbarzyńcy – przybysze z zewnątrz. ISBN 978-83-7864-131-5

PATRONAT MEDIALNY

ISBN 978-83-7864-131-5

9 788378 641315

Cena: 34,90 w tym 5% VAT

EUROPA i WIARA

Słowo Europa jest dziś odmieniane przez wszystkie przypadki i pojawia się we wszystkich kontekstach życia społecznego, gospodarczego, a nawet duchowego czy religijnego. Czym jednak jest Europa i jej jedność?

Hilaire Belloc

ec l o p

Hilaire Belloc

EUROPA i WIARA

HILAIRE BELLOC (1870-1953) to jeden z najważniejszych pisarzy katolickich języka angielskiego. Przyjaciel i współpracownik G.K. Chestertona, do którego nawrócenia w dużej mierze się przyczynił, płodny pisarz, którego szeroka gama twórczości obejmuje m.in. poezję (w tym wiersze dla dzieci), powieści, publicystykę, książki podróżnicze, biograficzne, pozycje poświęcone historii i polityce oraz liczne artykuły prasowe. Autor m.in. takich książek, jak The Path to Rome, The Crusades. The World’s Debate, The Bad Child’s Book, Cautionary Tales for Children. W Wydawnictwie AA ukazały się dotychczas jego Wielkie herezje (The Great Heresies), Herezja reformacji (How the Reformation Happened), Mity i fakty o historii Kościoła (The Catholic Church and History) oraz Państwo niewolnicze (The Servile State).


EUROPA I WIARA


Hilaire Belloc

EUROPA I WIARA

Wydawnictwo AA Kraków


Tytuł oryginału: Europe and the Faith tłumaczenie: Jan J. Franczak redakcja i korekta: Bogusława Franczak skład i łamanie, projekt okładki: Anna Smak-Drewniak © Copyright for this translation and edition by Wydawnictwo AA, Kraków 2021 ISBN 978-83-7864-131-5

Wydawnictwo AA s.c. 30-332 Kraków, ul. Swoboda 4 tel.: 12 292 04 42 e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl


„Sine auctoritate nulla vita”


Spis treści Wstęp tłumacza ...................................................................7 Wprowadzenie: Katolickie sumienie historii .....................11

I Czym było imperium rzymskie? ...............................31

II Czym był Kościół w imperium rzymskim? ...............49 III Czym był „upadek” cesarstwa rzymskiego? ...............79

IV Początek narodów ...................................................107

V Co wydarzyło się w Brytanii? .................................135

VI Wieki ciemne .........................................................187 VII Średniowiecze .........................................................205

VIII Czym była reformacja? ...........................................221 IX Odstępstwo Brytanii ...............................................239

X Zakończenie ...........................................................261


Wprowadzenie

Katolickie sumienie historii

Mówię: katolickie „sumienie” historii; mówię „sumienie” – co oznacza intymną wiedzę poprzez tożsamość: intuicję rzeczy, która stanowi jedno z poznającym; nie mówię: „katolicki aspekt historii”. To mówienie o „aspektach” jest nowożytne, a zatem jest częścią schyłku; jest fałszywe, a zatem efemeryczne: nie zniżę się do tego poziomu. Wolę oddać hołd prawdzie i powiedzieć, że nie ma czegoś takiego, jak katolicki „aspekt” historii europejskiej. Istnieje aspekt protestancki, aspekt żydowski, aspekt mahometański, aspekt japoński i tak dalej, gdyż wszystkie z nich to spojrzenie na Europę z zewnątrz. Katolik widzi Europę od wewnątrz. Nie ma katolickiego „aspektu” historii europejskiej, tak jak nie ma człowieczego „aspektu” samego człowieka. Sofistyka w istocie udaje, że istnieje nawet człowieczy „aspekt” samego człowieka. W niczym bardziej filozofia nie dowodzi swojego fałszu. Albowiem sposób, w jaki człowiek postrzega samego siebie (kiedy robi to bardzo uczciwie i po oczyszczającym badaniu swego umysłu), jest zgodny ze sposobem jego Stwórcy, a zatem z rzeczywistością: widzi od wewnątrz. Niech mi będzie wolno kontynuować tę metaforę. Człowiek ma w sobie sumienie, które jest głosem Boga. Dzięki 11


E U R O PA I W I A R A

niemu nie tylko wie, że świat zewnętrzny jest rzeczywisty, ale także, że jego własna osobowość jest rzeczywista. Kiedy człowiek, choć mu schlebiają głosy innych, mówi mimo to w duchu: „Jestem podłym człowiekiem”, to wówczas trzyma się rzeczywistości. Kiedy człowiek, choć szkalowany przez świat, mówi o sobie: „Mój cel był sprawiedliwy”, trzyma się rzeczywistości. Zna siebie, gdyż jest sobą. Człowiek nie wie o sobie nieskończenie wiele. Ale ta skończona ilość, którą faktycznie wie, w całości znajduje się na mapie; cała jest częścią tego, co rzeczywiście tam jest. To, czego nie wie o sobie, gdyby to poznał, pasowałoby do tego, co już o sobie wie. Tak naprawdę istnieją „aspekty” człowieka dla wszystkich innych, z wyjątkiem tych dwóch: jego samego i Boga, który go stworzył. Ci dwaj, kiedy postrzegają człowieka, widzą go takim, jakim jest; wszystkie inne umysły widzą go z kilku perspektyw, a to są w istocie „aspekty”, z których każdy jest fałszywy, gdy jednocześnie wszystkie się różnią. Ale spojrzenie człowieka na siebie samego nie jest „aspektem”: to zrozumienie. Dotyczy to zatem także nas, których pochodzenie określa Wiara i wspaniała historia Europy. Katolik, kiedy odczytuje tę historię, nie bada jej po omacku z zewnątrz, rozumie ją od wewnątrz. Nie może jej zrozumieć w całości, ponieważ sam jest skończoną istotą, ale jest także tym, co musi zrozumieć. Wiara to Europa, a Europa to Wiara. Katolik wnosi do historii (a kiedy mówię „historia” na tych stronach, to mam na myśli historię chrześcijaństwa) samowiedzę. Tak jak człowiek w konfesjonale oskarża siebie o coś, o czym wie, że jest prawdziwe, a czego inni ludzie nie mogą osądzić, tak katolik mówiący o zjednoczonej cywilizacji europejskiej, kiedy ją potępia, potępia ją za motywy 12


W prowadzenie

i czyny, które są jego własnymi czynami i motywami. On sam mógłby dokonać tych rzeczy osobiście. On nie ma względnej racji w swoim potępieniu, on ma rację absolutną. Podobnie jak człowiek może poświadczyć o swoich motywach, tak katolik może poświadczyć o niesprawiedliwych, nie mających związku albo niedouczonych pojęciach o europejskiej historii; wie bowiem, dlaczego i jak przebiegała. Inni – niekatolicy – patrzą na historię Europy z zewnątrz, jako obcy. Oni muszą radzić sobie z czymś, co przedstawia się im częściowo i bezładnie, jedynie poprzez swoje zjawiska; on ją widzi całą w jej istocie od środka i łącznie. Mogę powiedzieć to samo w inny sposób, że Kościół to Europa, a Europa to Kościół. Katolickie sumienie historii to nie sumienie, które zaczyna się wraz z rozwojem Kościoła w basenie Morza Śródziemnego. Sięga ono wstecz znacznie dalej. Katolik rozumie glebę, na której wyrosła roślina Wiary. Rozumie, tak jak nikt inny nie potrafi tego zrozumieć, rzymskie inicjatywy militarne; dlaczego doszło do konfrontacji tych inicjatyw z ordynarnym azjatyckim i kupieckim imperium Kartaginy; co zawdzięczamy światłu Aten; jaki pokarm odkryliśmy u irlandzkich, brytyjskich i galijskich plemion – w ich mglistych, acz straszliwych wspomnieniach nieśmiertelności; jakiego doszukujemy się pokrewieństwa z rytuałem fałszywych, ale przenikliwych religii, a nawet to, jak starożytny Izrael (ten mały, agresywny lud, nim uległ skażeniu, gdy jeszcze był narodem w górach Judei) stał się – przynajmniej w starym systemie – centralny i (jak mówimy my, katolicy) święty: oddany konkretnej misji. Dla katolika cała perspektywa układa się we właściwym porządku. Obraz jest normalny. Nie ma w nim zniekształceń. 13


E U R O PA I W I A R A

Rozwój naszej wspaniałej historii jest łatwy, naturalny i pełny. Jest także ostateczny. Jednak współczesny katolik, szczególnie jeśli ograniczony jest do używania języka angielskiego, cierpi z powodu ubolewania godnego i (miejmy nadzieję) przejściowego przypadku. Żadna współczesna książka w języku angielskim nie daje mu zarysu przeszłości; zmuszony jest do studiowania zaciekle wrogich autorytetów północnoniemieckich (albo angielskich – kopiujących północnoniemieckie), których wiedza nigdy nie jest tą prawdziwą i zrównoważoną wiedzą europejską. Nieustannie napotyka zdania, które od razu postrzega jako absurdalne, czy to z powodu ich ograniczeń, czy sprzeczności, jakie za sobą pociągają. Jednak jeśli nie ma czasu na długie studia, nie może do końca określić dokładnych oznak absurdalności. W książkach, które czyta – przynajmniej jeśli są one w języku angielskim – odkrywa brak aspektów, które – zgodnie z jego instynktem Europy – powinny się tam znaleźć; ale nie potrafi ich umiejscowić, gdyż człowiek, który te książki pisał, sam nie miał pojęcia o takich rzeczach albo raczej nie potrafił ich sobie wyobrazić. Wezmę dwa przykłady, aby pokazać, o co mi chodzi. Pierwszym jest obecne pole bitwy Europy: olbrzymie wydarzenie, jeszcze nie wyjaśnione, dotyczące wszystkich narodów i dotyczące ich najwyraźniej w kwestiach dość obojętnych dla wiary. Jest to zjawisko, które (jak można by sądzić) każdy obcy może poddać analizie, a którego jednak żaden historyk nie wyjaśnia. Drugi celowo wybieram jako przykład specyficzny i ograniczony: historię głównie doktrynalną. Mam na myśli przypadek św.Tomasza z Canterbury, w którym współczesny historyk 14


W prowadzenie

dostrzega jedynie niezrozumiałą sprzeczność, ale który dla katolika jest wyrazistym objawieniem punktu przejściowego pomiędzy imperium a współczesnymi narodowościami. Jeśli chodzi o ten pierwszy z dwóch przykładów: oto mamy w końcu Wielką Wojnę w Europie3; wyraźnie mamy problem – sprawy doszły do punktu krytycznego. Jak to się stało? Skąd te dwa obozy? Czym było to dziwne zgrupowanie Zachodu, w desperackim sojuszu stawiające opór hordom, które Prusy prowadziły do zwycięstwa, na pozór nieuniknionego po pęknięciu prawosławnej rosyjskiej skorupy? Gdzie kryją się korzenie tak wyjątkowej pogardy dla naszego starego porządku, rycerstwa i zasad moralnych, jaką wówczas Berlin objawiał? Kto wyjaśni stanowisko papiestwa, kwestię irlandzką, powściągliwość starej Hiszpanii? To wszystko jest galimatiasem, jeśli spróbujemy uporządkować to nowożytną, zewnętrzną – szczególnie materialistyczną czy nawet sceptyczną – analizą. Nie było to starcie dwóch klimatów – to powierzchowne, materialistyczne przeciwieństwo „środowiska”, które jest najbardziej prostackim i najgłupszym wytłumaczeniem ludzkich spraw. Nie była to kwestia rasy – jeśli tak naprawdę wciąż można odróżnić jakieś rasy w krwi europejskiej, oprócz ogólnych i zmieszanych ich pozorów, takich jak ludzi Wschodu i Zachodu, niskich i wysokich, ciemnych i jasnych. Nie była to – jak twierdziła kolejna akademicka teoria (popularna parę lat temu) – kwestia gospodarcza. Nie było tutaj rewolty bogatych przeciwko biednym, żadnego naporu nierozwiniętych barbarzyńców na 3

Chodzi o I wojnę światową (przyp. tłum). 15


E U R O PA I W I A R A

kraje rozwinięte, żadnego planu wyzysku, ani zorganizowanych grup ludzkich, które usiłowałyby przejąć ziemię mniej zamożnych właścicieli. Jak to się stało, że pojawili się ci dwaj przeciwnicy, których potencjalny antagonizm był tak silny, że miliony ochoczo ponosiły najgorsze cierpienia dla jednej decyzji? Ten, kto wyjaśniałby tę potworną karę na tle powierzchownego testu religijnych różnic wśród współczesnych „sekt”, musi faktycznie być skonsternowany! Widziałem tę próbę w niejednym piśmie i niejednej książce, zarówno wroga, jak i sojusznika. Rezultaty są opłakane! W rzeczy samej Prusy – protagonista – były ateistyczne. Ale podlegające im prowincje w euforii je wspierały: katolicka Kolonia, Ren i potulnie katolicka Bawaria. Ich głównym wsparciem – bez jakiego nie mogłyby rzucić wyzwania Europie – okazała się właśnie ta potęga, której jedynym powodem istnienia był katolicyzm: dynastia habsbursko-lotaryńska, rządząca z Wiednia katolikami i konsolidująca ich przeciwko prawosławnym Słowianom; ta dynastia habsbursko-lotaryńska była orędownikiem katolickiego ustroju w Europie Wschodniej. Katoliccy Irlandczycy stali głównie na uboczu. Hiszpania, wcale nie pobożna, ale nienawidząca zjawisk, które nie są katolickie, gdyż są one obce, była bardziej niż na uboczu. Brytania od dawna zapomniała o jedności Europy. Francja – protagonistka – była sama w sobie notorycznie podzielona co do religijnej zasady tej jedności. Żadna taka analiza religijna, jaką sporządzają ludzie myślący o religii jako opinii, nic z tego wszystkiego nie pojmie. Zatem dlaczego doszło do walki? Ludzi, którzy mówią o „demokracji” jako problemie Wielkiej Wojny, można zlekceważyć: demokracja – jedyna 16


W prowadzenie

szlachetna, idealna, ale rzadka i ryzykowna forma ludzkiego rządu – nie była zagrożona. Żaden historyk nie może czegoś takiego powiedzieć. Zasadniczo arystokratyczna polityka Anglii, kierująca się teraz ku plutokracji, despotyzm Rosji i Prus, ogromny kompleks wszystkich pozostałych wielkich nowożytnych państw – zadają takiemu nonsensowi kłam. Ludzie, którzy mówią o „walce o zwierzchnictwo pomiędzy dwoma teutońskimi szermierzami: Niemcami i Anglią”, są jeszcze mniej godni szacunku. Anglia nie jest teutońska i nie była protagonistką. Angielska Rada Ministrów zdecydowała jedynie najmniejszą możliwą większością (większością jednego głosu) o wkroczeniu do wojny. Rząd pruski w ogóle nigdy nawet nie śnił o tym, że będzie musiał zmierzyć się z Anglią. To nie kwestia takiego pojedynczego problemu. Świat był w trakcie wojny. Dlaczego? Nikt nie jest historykiem, jeśli nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie na podstawie przeszłości. Wszyscy ci, którzy potrafią odpowiedzieć na podstawie przeszłości, a są historykami, widzą, że to historyczna głębia wiary europejskiej, a nie jej obecna powierzchnia, tłumaczy wszystko. Walka toczyła się przeciwko Prusom. Dlaczego Prusy powstały? Albowiem niedoskonała bizantyjska ewangelizacja wschodnich nizin słowiańskich po prostu nie napotkała tam – w Prusach – zachodniej fali żywej tradycji, wypływającej z Rzymu. Prusy to luka. Na tym niewielkim, niedocenionym obszarze, którego nie uprawiano ani połowicznie z bizantyjskiego Wschodu, ani w pełni z rzymskiego Zachodu, rósł potężny ogród chwastów. Chwasty zaś były samosiejkami. Prusy, to znaczy to poletko chwastów, nie mogły się rozrosnąć, dopóki Zachód nie osłabł 17


E U R O PA I W I A R A

w wyniku schizmy. Musiały czekać do chwili, gdy bitwa o reformację przygasła. I w końcu, kiedy nadarzyła się sposobność, rozrosły się potwornie. Poletko chwastów najpierw opanowało Polskę i państwa niemieckie, następnie połowę Europy. Kiedy Prusy w końcu rzuciły wyzwanie całej cywilizacji, były panami stu pięćdziesięciu milionów dusz. Jakie są probierze tej wojny? Są nimi – każda na swój ogromnie odmienny sposób – Polska i Irlandia, skrajne wyspy nieustępliwej tradycji: konserwatorzy Przeszłości poprzez narodową namiętność do Wiary. Wielka Wojna była starciem pomiędzy niepewnym Nowym Tworem, który pragnął wieść własne zniekształcone życie (nowe i odrębne od Europy), a starą chrześcijańską opoką. Ten Nowy Twór jest w swoich zasadach moralnych – w zasadach moralnych rozpostartych nad nim przez Prusy – rezultatem tej wielkiej burzy, która trzysta lat temu roztrzaskała okręt Europy i podzieliła go na dwie części. Ta wojna była największym (choć tylko powracającym) przykładem tych nieustannych zmagań: tego, co zewnętrzne, niestabilne, nietradycyjne – to znaczy barbarzyństwa – ślepo nacierającego na to, co wewnętrzne, tradycyjne, silne – to znaczy na nas samych: to znaczy na świat chrześcijański: to znaczy na Europę. Nic dziwnego, że Rada Ministrów w Westminsterze się wahała! Mówiliśmy zazwyczaj w czasie wojny, że jeśli Prusy zwyciężą, cywilizacja przegra, ale jeśli alianci zwyciężą, cywilizacja zostanie na nowo ugruntowana – co mieliśmy na myśli? Chodziło nam nie o to, że nowi barbarzyńcy nie potrafią posługiwać się maszyną: potrafią. Ale mieliśmy na myśli to, że nauczyli się wszystkiego od nas. Mieliśmy na myśli to, że nie 18


W prowadzenie

mogą trwać sami dzięki sobie, a my – tak. Mieliśmy na myśli to, że nie mają korzeni. Kiedy mówiliśmy, że Wiedeń był narzędziem Berlina, że Madryt powinien się wstydzić – o co nam chodziło? Jest w tym jedynie taki sens, że cywilizacja jest jedna, a my jesteśmy jej rodziną: to, co sprzeciwiło się nam – choć rządziło tak ogromną częścią świata, który powinien był nas wspierać i tak naprawdę należał do nas – było zewnętrzne wobec cywilizacji i nie utraciło swojego charakteru przez chwilowe wykorzystanie cywilizowanych aliantów. Kiedy powiedzieliśmy, że „Słowianie” nas zawiedli, co mieliśmy na myśli? Nie chodziło nam o rasę. Polska jest słowiańska, tak samo Serbia: to dwa kraje znacznie różniące się między sobą, a jednak oba były z nami. Mieliśmy na myśli to, że wpływ bizantyjski nigdy nie był na tyle silny, by ukształtować prawdziwie europejskie państwo albo nauczyć Rosję dyscypliny narodowej; ponieważ Cesarstwo Bizantyjskie, nauczyciel Rosji, zostało odcięte od nas, Europejczyków, katolików, spadkobierców, którzy są kustoszami świata. Katolickie sumienie Europy zrozumiało tę wojnę – usprawiedliwiając się tam, gdzie znalazło się w orszaku Prus, afirmatywne tam, gdzie było wolne. Widziało, ku czemu zmierza. Ważyło, osądzało przyszłość i stanowiło o niej – o dwóch alternatywnych przyszłościach, które świat miał przed sobą. Wszelkie inne sądy na temat wojny były bezsensowne: mieliśmy po stronie alianckiej najbardziej wulgarnych zawodowych polityków i ich bogatych mocodawców gardłujących za „demokracją”; pedantów mamroczących o „rasie”. Po stronie pruskiej (tej negacji narodowości) mieliśmy odwołanie się do jakiejś mglistej narodowej misji podboju, danej przez Boga 19


E U R O PA I W I A R A

bardzo różnym Niemcom i najmniej kompetentnym, by rządzić. Dojść można by w końcu (jeśliby słuchać tak zróżnicowanych okrzyków) do postrzegania wielkiej wojny jako zwykłej głupoty, rzeczy pozbawionej motywu, jak to wyobrażają sobie najbardziej puści internacjonaliści. To tyle, jeśli chodzi o przykład wojny. Jest ona wytłumaczalna jako wyzwanie wobec tradycji Europy. Niewytłumaczalna jest na żadnym innym gruncie. Tylko katolik jest w posiadaniu tradycji Europy: tylko on może coś zrozumieć i osądzać w tej materii. Od tak niedawnego i powszechnego przykładu kieruję się ku przykładowi lokalnemu, odległemu w czasie i szczegółowemu, w którym można sprawdzić to samo katolickie sumienie europejskiej historii. Weźmy pod uwagę konkretny (i klerykalny) przykład Tomasza Becketa: historię św. Tomasza z Canterbury. Proponuję, byście przeczytali historię Tomasza Becketa w podręcznikach Stubbsa4, Greena5 czy Brighta6 albo u innych autorów naszych prowincjonalnych podręczników protestanckich i spróbowali coś z tego zrozumieć. Oto wyraźnie określony i ograniczony przedmiot studiów. Dotyczy on jedynie kilku lat. Wiele na ten temat wiadomo, 4

William Stubbs – anglikański biskup i historyk, żył w latach 1825-1901 (przyp. tłumacza). 5 Prawdopodobnie chodzi o anglikańskiego historyka Johna Richarda Greena (1837-1883). Jego żona, Alice Stopford Green, również była historykiem (przyp. tłumacza). 6

William Bright – angielski historyk i anglikański ksiądz, żył w latach 1824-1901 (przyp. tłumacza). 20


W prowadzenie

gdyż istnieje sporo relacji z tamtego okresu. Zrozumienie go ma duże znaczenie dla historii. Katolik może równie dobrze spytać: „Jak to jest, że nie mogę zrozumieć tej historii, gdy opowiadają ją pisarze protestanccy? Dlaczego nie ma ona sensu?” Historia ta w skrócie przedstawia się następująco: Pewien prałat, prymas Anglii tamtych czasów, został poproszony o dopuszczenie pewnych zmian w statusie duchowieństwa. Istotą głównej zmiany miało być to, że ludzie w jakiś sposób powiązani z Kościołem, nawet z racji niższych święceń (niekoniecznie księża) powinni być – jeśli popełnili przestępstwo podlegające doczesnej jurysdykcji – doprowadzeni przed powszechny sąd krajowy, zamiast pozostawieni, jak to było od wieków, swoim własnym sądom. Takie roszczenie w ówczesnych czasach było czymś nowatorskim. Prymas Anglii temu roszczeniu się przeciwstawił. Jego opór ściągnął na niego mnóstwo zniewag, dopuszczono się wobec niego wielu oburzających rzeczy pod względem zwyczajowym; jednak papież wątpił, czy jego opór jest usprawiedliwiony i w końcu doszło do pojednania prymasa z władzami cywilnymi. Wróciwszy do swojego biskupstwa w Canterbury prymas stał się od razu autorem dalszych działań i przedmiotem kolejnych zniewag, aż w niedługim czasie został przez swoich rozjuszonych wrogów zamordowany. Jego śmierć wywołała olbrzymie publiczne oburzenie. Jego monarcha odprawił z tego powodu pokutę. Jednak wszystkie punkty, z powodu których stawiał opór, Kościół w końcu w praktyce uchylił. W praktyce pierwotne roszczenie państwa cywilnego ostatecznie uznano. Dzisiaj wydaje się to być zwykłą sprawiedliwością. Na przykład główne twierdzenia 21


E U R O PA I W I A R A

św. Tomasza, że ludzie w zakonach powinni być zwolnieni z sądów powszechnych, wydaje się tak odległe jak kolczuga. Jak dotąd wszystko jest jasne. Przeciwnik Wiary powie – i powiedział to w setkach studiów – że opór św. Tomasza był jedynie oporem, który zawsze stara organizacja stawia nowemu rozwojowi wypadków. Oczywiście, że tak! Równie prawdziwe jest stwierdzenie, że człowiek, który sprzeciwia się roztrzaskaniu aeroplanu na dachu swojego mieszkania, oznacza opór starej organizacji przeciwko nowemu rozwojowi wypadków. Jednak takie zdanie w żaden sposób nie wyjaśnia sprawy; a kiedy katolik zaczyna analizować konkretny przypadek św. Tomasza, odkrywa, że jest w nim wiele rzeczy, które skłaniają do zadumy i przemyśleń, a wobec których jego mniej europejscy przeciwnicy są bezsilni i milczą. Mówię: „bezsilni”, gdyż w swoim nastawieniu rezygnują z próby wyjaśnienia. Odnotowują te rzeczy, ale są nimi skonsternowani. Mogą wyjaśnić konkretne działanie św. Tomasza dość prosto: zbyt prosto. Był on (mówią) człowiekiem żyjącym w przeszłości. Ale kiedy poprosi się o wyjaśnienie monumentalnych następstw wynikających z jego męczeństwa, muszą uciekać się do najbardziej nieludzkich i niemożliwych hipotez: że „masy były niedouczone” – to znaczy, jeśli porównać z innymi okresami ludzkiej historii (jakże to, bardziej niedouczone niż dzisiaj?), że „papiestwo zaaranżowało wybuch powszechnego entuzjazmu”. Tak jakby papiestwo było tajemnym stowarzyszeniem, jak współcześni masoni, posiadającym jakąś ukrytą maszynerię do „aranżowania” takich rzeczy. Tak jakby ten typ entuzjazmu wywołany męczeństwem był zjawiskiem podłym i mechanicznym, jakie obecnie jest rezultatem 22


W prowadzenie

działań kliki albo „aranżowania” gazetowego. Tak jak gdyby nic, oprócz takich ingerencji, nie mogło w podobnym stopniu pobudzić całej ludności Europy! Jeśli chodzi o cuda, do jakich bez wątpienia dochodziło przy grobie św. Tomasza, historyk, nienawidzący Wiary albo ją lekceważący, miał (i ma) trzy sposoby ich zakwestionowania. Pierwszy to nie mówić o nich nic – najprostszy sposób powiedzenia kłamstwa. Drugi to stwierdzenie, że były one wynikiem potężnego spisku, kierowanego przez księży oraz wspieranego marnym przyzwoleniem okaleczonych, chromych i ślepych. Trzeci sposób (a w tej chwili najpopularniejszym) to nadanie cudom współczesnych dziennikarskich nazw, pozornych, mieszających łacinę i grekę, co – jak się ma nadzieję – pozbawi ich cudownego charakteru; ludzie tacy mówią zwłaszcza o „autosugestii”. Otóż podchodzący do tej cudownej historii katolik, kiedy przeczyta wszystkie oryginalne dokumenty, zrozumie ją dość łatwo od wewnątrz. Widzi, że stanowisko zajęte przez św. Tomasza nie było bardzo ważne w swych szczególnych roszczeniach i prawdopodobnie (wziąwszy je jako odosobnione działanie) nierozsądne. Ale wkrótce zauważa – kiedy czyta i dostrzega szybką i głęboką przemianę całej cywilizacji, jaka zachodziła w tamtym pokoleniu – że św. Tomasz stawał w obronie zasady, pod źle dobranym konkretnym pretekstem, ale będąc kategorycznym w jej ogólnym rozumieniu: zasady wolności Kościoła. Stawał szczególnie w obronie tego, co wcześniej należało do konkretnych symboli tej wolności. Kierunek jego działań był najważniejszy, obojętnie czy jego symbol był dobrze czy źle wybrany. Mogą przeminąć konkretne 23


E U R O PA I W I A R A

zwyczaje.Ale kwestionowanie nowych roszczeń władzy cywilnej w tamtej chwili oznaczało ocalenie Kościoła. Zanosiło się na ruch, który mógł wówczas doprowadzić wszędzie do sytuacji, do jakiej czterysta lat później doprowadzono jedynie w częściach Europy, a mianowicie: do likwidacji jedności i dyscypliny świata chrześcijańskiego. Św. Tomasz musiał walczyć na gruncie wybranym przez wroga; walczył i stawiał opór w duchu podyktowanym przez Kościół. Nie walczył o kwestię dogmatyczną, nie walczył o żadną kwestię, do której Kościół pięćset lat wcześniej czy pięćset lat później przywiązywałby jakąś wagę. Walczył o sprawy, które były czysto doczesnymi ustaleniami; które w rzeczywistości były do całkiem niedawna gwarantami wolności Kościoła, ale które w jego czasach zmieniały się, by stać się nieistotnymi. Jednak duch, w jakim walczył, to determinacja, by nigdy nie dopuścić do kontrolowania Kościoła przez władzę cywilną, a duch, z jakim walczył, był duchem, który albo otwarcie albo w tajemnicy wierzy, że Kościół jest instytucją jedynie ludzką, a zatem w sposób naturalny poddaną – jako niższa – procedurom prawa monarchy (albo, co gorsza, polityka). Katolik widzi, gdy czyta tę historię, że na dłuższą metę św. Tomasz musiał w sposób oczywisty i siłą rzeczy przegrać w każdej bronionej przez siebie konkretnej kwestii, a jednak ocalił tę idealną rzecz, jakiej bronił, w całej Europie. Katolik widzi jasno, dlaczego wzrastał entuzjazm ludu: była to gwarancja zdrowej i moralnej egzystencji prostego człowieka wobec gróźb ze strony możnych i władz państwowych; samorząd ogólnego Kościoła był broniony przez jego orędownika aż za cenę oddania życia. Bowiem zasady moralne wprowadzone w życie przez Kościół są gwarancją wolności. 24


W prowadzenie

Ponadto katolicki czytelnik nie zadowala się, tak jak zadowoli się niekatolik, ślepym, irracjonalnym stwierdzeniem, że cuda nie mogły się zdarzyć. Nie jest on całkowicie opętany stałą i trwałą wiarą, że cudowne wydarzenia nigdy się nie zdarzają. Czyta świadectwa. Nie potrafi uwierzyć w to, że istniał spisek fałszerzy (z braku wszelkich dowodów takiego spisku). Jest skłonny do przekonania, że wydarzenia tak szczegółowo odnotowane i tak obszernie poświadczone, zdarzają się. Oto ponownie mamy Europejczyka, głównie człowieka rozsądnego, katolika w walce z barbarzyńskim sceptykiem i jego pustymi, niedowiedzionymi, mechanicznymi dogmatami o materialnym następstwie. A te cuda dla katolickiego czytelnika są jedynie kwestiami skrajnymi, które pasują do całego schematu. Wie on, czym była cywilizacja europejska przed wiekiem XII. Wie, czym miała się stać po wieku XVI. Wie on, dlaczego i jak Kościół przeciwstawiał się pewnej ciągotce do zmian. Rozumie, dlaczego i w jaki sposób postać taka, jak św. Tomasz, chciała stawiać opór. Nie jest w żadnym stopniu zakłopotany, kiedy odkryje, że ten opór po stronie formalnej zakończył się niepowodzeniem. Widzi, że zakończył się w pełni sukcesem w swoim duchu, jeśli chodzi o zapobieżenie unieważnienia związku pomiędzy Kościołem a państwem – w chwili, kiedy zaistnienie takiej sytuacji byłoby dużo bardziej niebezpieczne i powszechne niż w wieku XVI. W szczególności taki katolicki czytelnik rozumie entuzjazm ludu. Pojmuje związek pomiędzy tym entuzjazmem a cudami, które towarzyszyły wstawiennictwu św. Tomasza; nie dlatego, że cuda były fantazjami, ale ponieważ powszechne uznanie zasłużonej świętości jest późniejszym uzupełnieniem i benifecjentem cudownej mocy. 25


E U R O PA I W I A R A

To szczegóły historii są tym, co wymaga ścisłej analizy. Wybrałem zatem znaczący szczegół, z pomocą którego zilustrowałem swój argument. Tak jak ktoś, kto dokładnie rozumie charakter angielskich ziemian i ich pozycję na angielskiej wsi, musiałby gruntownie (i z trudem) tłumaczyć obcokrajowcowi, jak i dlaczego zła związane z olbrzymimi angielskimi posiadłościami były, choć to zła, państwowe; tak jak konkretny przypadek właściciela o osobliwej złożoności czy gwałtowności mógłby dostarczyć mu testu, tak męczeństwo św. Tomasza stanowi dla katolika spoglądającego na Europę, bardzo dobry przykład. Dzięki temu przykładowi katolik może wykazać, jak dobrze rozumie to, co dla innych ludzi jest niezrozumiałe, i jak bardzo dla niego jest proste i ludzkie to, co jest procesem, jaki niekatolicy potrafią wyjaśnić jedynie najbardziej groteskowymi hipotezami, jak na przykład taką, że należy zlekceważyć ówczesne powszechne świadectwa; że ludzie są gotowi umrzeć za sprawy, w które nie wierzą; że filozofia danego społeczeństwa nie przenika tego społeczeństwa albo że powszechny entuzjazm, wszechobecny i niekwestionowany, zostaje wywołany mechanicznie na zlecenie jakiegoś centrum zarządzania! Wszystkie te niedorzeczności zawarte są w niekatolickim spojrzeniu na ten wielki spór i nic – oprócz katolickiego sumienia Europy – go nie wyjaśnia. Katolik rozumie, że cała sprawa Becketa była jak walka kogoś, kto walczy o swoją wolność i jest zmuszony ją podtrzymywać (takie było pole bitwy wybrane przez jego przeciwników) zgodnie z przywilejem odziedziczonym z przeszłości. Niekatolik po prostu tego nie rozumie i nie pretenduje do zrozumienia. 26


W prowadzenie

Przejdźmy teraz od tego drugiego przykładu – wysoce sprecyzowanego i ograniczonego – do trzeciego, dość odmiennego od obu już wspomnianych i najogólniejszego z nich wszystkich. Przejdźmy do ogólnego aspektu całej historii europejskiej. Możemy tutaj sporządzić listę wielkich punktów orientacyjnych, zgodnie z którymi katolik może docenić to, co dla innych ludzi jest jedynie zagadką, i może określić i poznać te rzeczy, względem których inni ludzie mogą co najwyżej uciec się do zgadywania. Wiara katolicka szerzy się po świecie rzymskim nie z powodu silnego rozproszenia Żydów, ale ponieważ intelekt starożytności, a w szczególności intelekt rzymski, w swojej dojrzałości ją zaakceptował. Materialny upadek imperium nie jest korelacyjny ani paralelny z rozwojem Kościoła katolickiego; jest to odpowiednik tego rozwoju. Powiedziano wam: „Chrześcijaństwo (co swoją drogą jest słowem dość ahistorycznym) wkradło się do Rzymu wraz z jego upadkiem i przyspieszyło ten upadek”. To zła historia. Raczej przyjmijcie i zachowajcie w pamięci to zdanie: „Wiara to coś, co Rzym zaakceptował w swojej dojrzałości; Wiara też nie była przyczyną jego upadku, ale zachowywała to wszystko, co mogło być zachowane”. Nie zostaliśmy wcale wzmocnieni napływem barbarzyńskiej krwi; cywilizacja była poważnie zagrożona w swej schyłkowej epoce pewną niewielką (i głównie służebną) infiltracją barbarzyńskiej krwi; jeśli zaatakowana w ten sposób cywilizacja nie rozpadła się permanentnie w odległym wieku, to zawdzięczamy to szczęśliwe ocalenie wierze katolickiej. W kolejnym okresie – okresie wieków ciemnych – katolik następnie widzi, jak Europa zostaje ocalona przed 27


E U R O PA I W I A R A

powszechnym atakiem mahometan, Hunów, Skandynawów: zauważa, że zaciekłość ataku była tak silna, że wszystko, z wyjątkiem czegoś, co ustanowił Bóg, musiałoby się załamać. Mahometanie doszli na odległość trzech dni marszu od Tours, Mongołów ujrzano z murów Tournus nad Saoną – w samej Francji. Skandynawska dzicz wlewała się w ujścia wszystkich rzek Galii i niemal pochłonęła całą wyspę Brytanii. Z Europy nie zostało nic z wyjątkiem centralnego rdzenia. Pomimo to Europa ocalała. W ponownym rozkwicie, który nastąpił po wiekach ciemnych – w średniowieczu – katolik zauważa nie hipotezy, ale dokumenty i fakty; widzi powstawanie parlamentów nie z jakichś wyobrażonych korzeni „teutońskich” – co jest wytworem wyobraźni akademickiej – ale z bardzo rzeczywistych i obecnych wielkich zakonów klasztornych: w Hiszpanii, w Brytanii, w Galii – nigdy poza starymi granicami świata chrześcijańskiego. Widzi gotycką architekturę strzelającą wysoko w górę, spontaniczną i autochtoniczną, najpierw na terytorium Paryża, a stamtąd rozszerzającą się kręgami po wyżyny Szkocji i po Ren. Widzi nowe uniwersytety, produkt duszy Europy przebudzonej – widzi cudowną nową cywilizację średniowiecza, powstającą jako transformacja starego społeczeństwa rzymskiego, transformacja postępująca całkowicie od wewnątrz i motywowana Wiarą. Konflikty, terror religijny, szaleństwo XV wieku są dla niego chorobą jednego ciała – Europy – potrzebującego lekarstwa. Podanie lekarstwa opóźniało się nazbyt długo. Nadchodzi wstrząs dla ciała Europy – reformacja. Powinien on okazać się śmiertelny, ale ponieważ Kościół nie jest poddany śmiertelnemu prawu, nie będzie to śmierć. 28


W prowadzenie

Z ludów, które oderwały się od religii i od cywilizacji, żadne (jak to dostrzega), nie wywodziły swego pochodzenia ze starożytnego Rzymu – z wyjątkiem Brytanii. Katolik, czytając swoją historię, obserwuje w tej walce Anglię: nie skutek tej walki na obrzeża Europy, na Holandię, północne Niemcy i resztę. Bardzo chce zobaczyć, czy Brytania zawiedzie większość cywilizacji w jej ciężkiej próbie. Zauważa intensywność walki w Anglii i jej długotrwałość; to, jak wszystkie siły związane z bogactwem – w szczególności stare rodziny, takie jak Howardowie i kupcy z miasta Londynu – zostają zwerbowani po zdradzieckiej stronie; jak mimo to nieustępliwa tradycja zapobiega nagłej transformacji brytyjskiego ustroju albo jego ostremu oderwaniu od ciągłości Europy. Widzi, jak cała północna Anglia powstaje, miasta na południu stawiają opór oblężeniu. W końcu widzi, jak wielka szlachta i kupcy zwyciężają, a lud zostaje odcięty – jak się wydaje – na zawsze, od życia, dzięki któremu istniał, od pożywienia, którym się sycił. Obok tego wszystkiego zauważa tylko jedną krainę w pobliżu Brytanii, która nigdy nie była krainą rzymską, a dzięki niewytłumaczalnemu lub cudownemu przypadkowi zachowuje Wiarę i – tak jak Brytania jest stracona – widzi, że obok tej straty Irlandia zostaje zachowana. W przypadku katolickiego czytelnika historii (chociaż nie ma on możliwości przeczytania katolickiej historii) nie istnieje niebezpieczeństwo głupiego uprzedzenia do cywilizacji, jakie ciąży tak wielu współczesnym pisarzom i doprowadza ich do formułowania fantastycznych początków instytucji, których rozwój jest tak jasny, jak tylko jasne mogą być fakty historyczne. Nie widzi w pirackich najazdach, które pustoszyły wschodnie 29


E U R O PA I W I A R A

i południowo-wschodnie wybrzeża Anglii w VI wieku, początków narodu angielskiego. Dostrzega, że sukces tych małych wschodnich osad na wschodnich wybrzeżach i szerzenie się ich języka na zachód wyspy datowały się od zaakceptowania przez nie rzymskiej dyscypliny, organizacji i prawa, od których większość (Walijczycy na zachodzie) była odcięta. Widzi, że ostateczna hegemonia Winchesteru nad Brytanią wyrosła w całości z tego wczesnego polepszenia łączności z Kontynentem i odcięcia na tej wyspie wszystkiego, z wyjątkiem rejonów południowych i wschodnich, od wspólnego życia Europy. Wie on, że początek parlamentów chrześcijańskich nie jest mglisty i być może barbarzyński, ale z całą pewnością i po prostu monastyczny. Nie jest zaskoczony, kiedy dowiaduje się, że powstały one najpierw w dolinach pirenejskich podczas walki przeciwko mahometanom; widzi, jak prawdopodobny czy konieczny był taki początek właśnie wówczas, gdy Europa koncentrowała swoje główne wysiłki na rekonkwiście. Generalnie historia Europy i Anglii rozwija się przed oczami katolickiego czytelnika w sposób naturalny; nie kuszą go kolejne przeczące sobie samym teorie i często przedstawiane ze względu na nowość, wprawiające w konfuzję i zniekształcające współczesne rekonstrukcje przeszłości. Nade wszystko nie popełnia podstawowego historycznego błędu „czytania historii wstecz”. Nie myśli o przeszłości jako szukaniu drogi po omacku, wiodącej ku naszej dzisiejszej doskonałości. Ma w swojej własnej naturze naturę jej rozwoju: czuje upadek i powstanie: rytm życia, który jest jego własnym rytmem. Europejczycy są jego rodziną. Może rozmawiać z I wiekiem lub wiekiem XV, sanktuaria nie są mu czymś obcym, tak samo jak wyrocznie; a jeśli jest uzurpatorem, jest także spadkobiercą bogów. 30



a

Zjawisko europejskie jest zasadniczo zjawiskiem katolickim, a wartości europejskie znikną wraz ze zniknięciem katolicyzmu. Hilaire Belloc

Hilaire Belloc w tej książce daje odpowiedź zarówno zadziwiająco prostą, jak i niezwykle dziś kontrowersyjną: „Europa to Wiara”. A potem powtarza to samo, ale w inny, bardziej dobitny sposób: „Europa to Kościół, Kościół to Europa”. Słowa Belloca są dziś dla wielu równie bulwersujące (a może nawet bardziej), jak w czasach publikacji tej książki – w roku 1920.

ZAMÓW BEZPŁATNY KATALOG! tel. 12 345 42 00, 12 446 72 56, 12 418 91 30 tel. kom.: 695 994 193 www.religijna.pl, klub@religijna.pl

Książka Belloca – tak zadziwiająco aktualna – to wielkie, prorockie ostrzeżenie dla nas, którego spełnienie – niestety – możemy bez trudu stwierdzić. Obserwując z niepokojem takie zjawiska, jak rugowanie religii katolickiej ze sfery publicznej w wielu krajach europejskich czy unikanie nawiązań do Kościoła katolickiego i chrześcijaństwa w dokumentach Unii Europejskiej, nie sposób nie wspomnieć na słowa Belloca, że „wartości europejskie znikną wraz ze zniknięciem katolicyzmu”. Europa być może będzie wówczas wciąż nosić tę samą nazwę, ale będzie to już zupełnie inny byt. Zamieszkujący ją ludzie będą patrzeć na jej historię i kulturę, na pozostawione przez przodków dzieła sztuki, literatury, muzyki i architektury, jak nic nierozumiejący barbarzyńcy – przybysze z zewnątrz. ISBN 978-83-7864-131-5

PATRONAT MEDIALNY

ISBN 978-83-7864-131-5

9 788378 641315

Cena: 34,90 w tym 5% VAT

EUROPA i WIARA

Słowo Europa jest dziś odmieniane przez wszystkie przypadki i pojawia się we wszystkich kontekstach życia społecznego, gospodarczego, a nawet duchowego czy religijnego. Czym jednak jest Europa i jej jedność?

Hilaire Belloc

ec l o p

Hilaire Belloc

EUROPA i WIARA

HILAIRE BELLOC (1870-1953) to jeden z najważniejszych pisarzy katolickich języka angielskiego. Przyjaciel i współpracownik G.K. Chestertona, do którego nawrócenia w dużej mierze się przyczynił, płodny pisarz, którego szeroka gama twórczości obejmuje m.in. poezję (w tym wiersze dla dzieci), powieści, publicystykę, książki podróżnicze, biograficzne, pozycje poświęcone historii i polityce oraz liczne artykuły prasowe. Autor m.in. takich książek, jak The Path to Rome, The Crusades. The World’s Debate, The Bad Child’s Book, Cautionary Tales for Children. W Wydawnictwie AA ukazały się dotychczas jego Wielkie herezje (The Great Heresies), Herezja reformacji (How the Reformation Happened), Mity i fakty o historii Kościoła (The Catholic Church and History) oraz Państwo niewolnicze (The Servile State).


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.