












Wydawnictwo AA Kraków
Tytuł oryginału: The Church, Communism and Democracy
Tłumaczenie: Jacek Paweł Laskowski
Redakcja i korekta: Janusz Stachowski
Skład, łamanie, projekt okładki: Wydawnictwo AA
Copyright © by The Society of the Propagation of the Faith
Copyright © for this edition and translation by Wydawnictwo AA Kraków 2024
ISBN 978-83-8340-092-1
Wydawnictwo AA s.c. ul. Ciepłownicza 29, 31-574 Kraków
tel.: 12 292 04 42
e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl
Wstęp do wydania polskiego
Kościół, komunizm, demokracja... Arcybiskup Sheen zdaje się poświęcać najwięcej uwagi drugiemu członowi tej triady. Przejrzawszy spis treści Czytelnik może nabrać wrażenia, że książka, którą trzyma w ręku, dotyczy przede wszystkim sowieckiej Rosji i społeczno-politycznej odpowiedzi, jaką powinien dać jej Zachód; a zatem że rzecz jest ze swojej natury już tylko historyczna. Nic bardziej mylnego. Praca zmarłego w 1979 roku amerykańskiego hierarchy to przede wszystkim znakomita analiza tego, czym Zachód w ogóle jest…, a raczej czym może być, jeżeli zechce pozostać wierny swojemu powołaniu, nie dając się wciągnąć w żadne intelektualne ani moralne pułapki; i odwrotnie, czym się nieodwołanie stanie, jeżeli definitywnie odrzuci Boga.
Pułapki, o których pisze Fulton Sheen, Zachód sam na siebie zastawił. Arcybiskup przekonuje, że obok komunizmu największym zagrożeniem dla naszej cywilizacji jest indywidualizm, który dziś, około 70 lat po powstaniu tej książki, moglibyśmy śmiało określić mianem hiperindywidualizmu. Oba te błędy – błędy mogące łatwo doprowadzić do zniszczenia cywilizacji chrześcijańskiej – powstały właśnie na Zachodzie: są dziećmi naszych uniwersytetów i naszej ekonomii. Dziećmi z nieprawego łoża, bo ludzie powołani do służby Bogu i niesienia światu Ewangelii popadli w skrajną pychę i zdecydowali się
na oddalone w czasie samobójstwo, budując swoją przyszłość bez oglądania się na Stwórcę i Jego prawa.
Kiedy Fulton Sheen pisał teksty zgromadzone w tej pracy, Związek Sowiecki stał u szczytu swojej potęgi. Amerykanin był jednak przekonany – jakby wbrew świadectwu rzeczywistości
– że prędzej czy później Sowiety upadną; że trwałość projektu politycznego i społecznego tak bardzo odległego od rzeczywistości nie może być duża. Miał rację. Zapyta ktoś: co w tym dziwnego, skoro w jego czasach wielu Amerykanów, ufnych w potęgę systemu demokratycznego i kapitalizmu, wieszczyło
ZSRR smutny koniec? Arcybiskup tym się jednak odróżniał od innych, że nie upatrywał największej przewagi Stanów Zjednoczonych w sile gospodarki, ale w niekompatybilności komunizmu z kulturą rosyjską, która, jak uważał, jest przecież głęboko chrześcijańska. Z dzisiejszego punktu widzenia jest interesujące, że arcybiskup był przekonany o nadchodzącym odrodzeniu Rosji; sądził, że po upadku komunizmu to właśnie z Moskwy wyjdzie impuls dający początek wielkiej odnowie moralnej świata chrześcijańskiego. To się jak dotąd nie wydarzyło; wprost przeciwnie, Rosjanie doprowadzili do wielkiej destabilizacji, rozpoczynając krwawą wojnę przeciwko Ukrainie. Nie ma jak na razie mowy również o wewnętrznym odrodzeniu moralnym tego państwa: choć wielu naiwnych konserwatystów w USA, Włoszech czy Francji widzi we Władimirze Putinie wybawcę od zgniłego porządku liberalnego, to przecież takie patrzenie jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek wykaże się ślepotą na rażącą degrengoladę rosyjskiej polityki i prawodawstwa. Dość powiedzieć, że liczba dzieci zabijanych w aborcji jest w Rosji
o wiele wyższa niż w Unii Europejskiej – i to nie tylko w liczbach bezwzględnych, ale również w przeliczeniu na 1000 żywych porodów. Miarą upadku hiperindywidualistycznej cywilizacji zachodniej jest pikująca w dół demografia; z tym samym problemem bezskutecznie zmaga się postkomunistyczna Rosja. Być może abp Fulton Sheen patrzył dalej niż nasze czasy; ufał przecież w zapowiedź Matki Bożej z Fatimy, dotyczącą nadchodzącego triumfu Jej Niepokalanego Serca. Krótko po wybuchu wojny papież Franciszek poświęcił Rosję i Ukrainę Maryi, odwołując się właśnie do orędzia fatimskiego. Duchowe owoce tego wydarzenia nie muszą być szybko widoczne.
Wojna, poucza Fulton Sheen, tak jak inne wielkie tragedie, którymi człowiek sam siebie wyniszcza, jest w ostatecznym rozrachunku efektem odrzucenia przez narody Jezusa Chrystusa jako Króla i Pana. Arcybiskup w swojej książce pisze z wielkim niepokojem o widmie starcia nuklearnego, które groziło wówczas Europie i światu. Dziś, po trzech dekadach względnego spokoju w polityce światowej, te obawy wracają; ich przyczyna jest taka sama jak wówczas – dojmująca bezbożność mocarstw. Pięknie pisał o sprawach międzynarodowych Pius XI w encyklice Quas primas , która podsumowywała straszliwe doświadczenie I wojny światowej. Papież wskazywał, że nie da się osiągnąć trwałego pokoju światowego, jeżeli punktem odniesienia polityki państw nie będzie Ewangelia. Czternaście lat po publikacji tego tekstu wybuchła kolejna wojna, jeszcze gorsza od poprzedniej. Refleksja arcybiskupa Sheena wydaje się być dobrze zakorzeniona w tym papieskim nauczaniu.
Dziś w Europie znowu rozlega się szczęk broni; ale przecież nie tylko w ten sposób przyjść może zagłada ludzkiej cywilizacji. Amerykański arcybiskup pokazuje, że nieustannie zagrażają nam konsekwencje przyjęcia postawy hiperindywidualistycznej, która błędnie ukierunkowuje transcendencję na samego człowieka; albo też kolektywistycznej (komunistycznej), która w miejsce indywiduum stawia totalitarną wolę partii.
W XXI wieku widzimy, że oba te błędy scalają się w jeden, stając u podwalin zupełnie nowego zjawiska: liberalnego, miękkiego totalitaryzmu naszych czasów. Zachodnie społeczeństwa niosą na sztandarach ludzką jednostkę, składając hołd różnorodności; okazuje się jednak, że apoteoza różnorodności prowadzi do jej brutalnego wymuszania, ze swego ducha zupełnie totalitarnego, nawet jeżeli metody (jeszcze?) nie są totalitarne.
Dzisiaj każdy musi być tolerancyjny, inkluzywny, przyjmujący i otwarty; kto wyłamuje się z tego schematu – zostaje skazany na śmierć społeczną. Jest spychany na margines przez kolektywną wolę – wyrażaną już nie przez komunistyczną partię, ale przez stugłową hydrę liberalnego mainstreamu. Bądź indywidualistą, mówi złowrogo uśmiechnięty Duch Czasu, rozwijaj siebie, o, tak, jak najbardziej; ale przekrocz tylko linię dopuszczalnych postępowych poglądów, a zostaniesz wypluty przez politykę i media, ba, nawet przez świat finansów… Czy mało mieliśmy już przypadków blokowania kart kredytowych politycznym przeciwnikom tego postkomunistycznego liberalnego Lewiatana? Dwa opisane przez Fultona Sheena błędy połączyły się tak, jakby dwie nienawistne bestie zwarły się w śmiertelno-miłosnym uścisku, wydając na świat nowe monstrum: totalitarną, materialistyczną, relatywistyczną, programowo bezbożną dyktaturę inkluzji.
W konserwatywnej refleksji nad złem naszych czasów mamy tendencję do przypisywania wielu problemów sprawstwu Moskwy. W wielu wypadkach jest to pewnie dobrze uzasadnione; ale można odnieść wrażenie, że zrzucenie winy na Sowiety i Rosjan zastępuje często analizę prawdziwych przyczyn stanu rzeczywistości. Dotyczy to również Kościoła; ot, choćby niesławna lawendowa mafia. Powszechnie uważa się, że seminaria zostały zinfiltrowane przez sowieckie służby; że wprowadzono do nich masę agentów, co doprowadziło w wielu miejscach do przejęcia kluczowych struktur Kościoła przez jego wroga. Takie zjawisko mogło mieć miejsce i niewątpliwie do pewnego stopnia miało; ale przecież to tylko część wyjaśnienia. Równie ważne, a może jeszcze ważniejsze były inne przyczyny, takie jak kryzys doktrynalny i moralny ludzi Zachodu XIX i XX stulecia; czy przyjęcie idei permisywizmu moralnego, zwłaszcza w obszarze seksualności. Książka Fultona Sheena jest wolna od przywary zrzucania całej odpowiedzialności na knowania Kremla; przeciwnie, pokazuje, że największe zło XX stulecia (a my dodamy, że również XXI!) ma swoje korzenie na Zachodzie.
To bolesna konstatacja, ale przecież nie da się zaprzeczyć faktom. Ideologia komunistyczna nie powstała w Rosji, została zaszczepiona Rosjanom z Europy. To konglomerat niemieckiej filozofii idealistycznej, francuskiej myśli socjologicznej i angielskiej ekonomii, pisze amerykański arcybiskup, skupiając się w swoich wywodach zwłaszcza na dwóch pierwszych. Jean -Jacques Rousseau, Pierre-Joseph Proudhon, Immanuel Kant, Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Ludwig Feuerbach… Dla znawcy dziejów bezbożnej europejskiej Rewolucji nazwiska te,
wciąż hołubione na wielu uniwersytetach, pobrzmiewają śmiercionośną grozą; z myśli tych i wielu im podobnych ludzi czerpał przecież Karol Marks, tworząc swój utopijny i przez to tak zabójczy projekt budowy nowego świata; z ich myśli czerpali inni najwięksi zbrodniarze, często wbrew intencji samych filozofów, ale przecież nie zawsze wbrew wewnętrznej, może nieuświadamianej przez autorów logice ich myśli.
„[N]ależy pamiętać, że filozofia komunizmu nie jest pochodzenia rosyjskiego, lecz pochodzi ona z Zachodu. Należy do cywilizacji zachodniej. To straszna myśl – tym bardziej straszna, że prawdziwa. Filozofia komunistyczna to nic innego jak mieszanina, potpourri, melanż, mieszanka całego taniego – deistycznego, sceptycznego, racjonalistycznego i ateistycznego myślenia XVIII i XIX w. To produkt świata zachodniego, a zarazem wyrok na ten świat wydany: produkt, bo go spłodziło złe myślenie zachodnie, wyrok, bo powraca on do Zachodu, żeby nas swoim złem prześladować” – pisze arcybiskup. Warto zapamiętać te słowa, tym bardziej, że dzisiaj całe to wywrotowe myślenie nie przedstawia się już bynajmniej pod czerwonym sztandarem, ale gotowe jest używać najrozmaitszych barw i masek, dziś najchętniej tęczowych.
Tęczowych, no tak… Arcybiskup nie mógł spodziewać się konkretnych póz, jakie przyjmie w przyszłości Rewolucja; i chyba nawet on nie spodziewałby się, że katolicy będą zmuszeni toczyć boje o takie podstawowe pojęcia jak męskość i kobiecość.
A jednak Fulton Sheen doskonale wyłożył zasady stojące u podstaw tych, wydawałoby się, absurdalnych walk: w cywilizacji
Zachodu prawdą było zawsze to, co zgodne z rzeczywistością.
W komunizmie to, co zgodne z linią partii. Dziś w naszym kręgu triumfuje ta druga wizja: to jest „prawdą”, co za takie poda liberalny mainstream, niechby to było nawet zaprzeczenie fundamentom biologii. Bo przecież nie komuniści wymyślili taką arbitralną „prawdę”, ale właśnie zachodni filozofowie; oświeceniowi i postoświeceniowi myśliciele, którzy uśmiercili Boga.
Ciekawe, że sam Fulton Sheen nie widział jeszcze wszystkich miejsc skażonych przez myśl rewolucyjną; niektóre z nich – gorący patriota! – za bardzo kochał, by dostrzegać tu skrytą szpetotę. Jednym z najbardziej przejmujących wątków tej książki jest pochwała amerykańskiej demokracji. Pięknie pisze autor o doniosłości misji dziejowej republiki założonej za Atlantykiem; z poruszającą świeżością przytacza passusy z „Deklaracji niepodległości”, deklaracji, która, co dobitnie podkreśla, gwarantuje wszystkim obywatelom stanów Ameryki liczne prawa, dane im przez samego Stwórcę, a zwłaszcza „prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia”… Kraj, który zostawiał Fulton Sheen, był wstrząsany wieloma problemami: kryzys wywołany wojną w Wietnamie, rewolta seksualna, początki ludobójstwa na dzieciach nienarodzonych po wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe przeciwko Wade… Fulton Sheen widział w swoich czasach raka sekularyzmu, który zaczął zżerać Amerykę; nowotwór ideologii praw bez obowiązków; ale mimo wszystko Ameryka ostatnich lat jego życia – Ameryka Richarda Nixona, Ameryka, w której wkrótce miał przejąć władzę Ronald Reagan – miała w sobie wciąż tak wiele żywotności, tak dużo przywiązania do chrześcijaństwa… Można było tę Amerykę kochać
i ją podziwiać. Co powiedziałby Sheen o amerykańskiej demokracji dzisiaj, widząc prymitywny spór polityczny Demokratów i Republikanów, zepsucie mediów, rażącą moralną dewiację, którą politycy, artyści i uczeni ogłaszają obowiązującym prawem? Mógłby z pewnym zdziwieniem zapytać, jak to możliwe, że taki chaos politycy i wybierający ich lud wywiedli z „Deklaracji niepodległości”… Czy powinno to jednak na pewno dziwić? Przecież dokument ten, dziś tak dobrze to widzimy, nie pamięta o imieniu Jezusa Chrystusa, woląc mówić enigmatycznie o Stwórcy, którego czcić mogą zarówno katolicy, jak i oświeceniowi deiści; władzę w państwie, zamiast wywodzić ją od Boga w Trójcy, zamyka w d oczesnych kategoriach, idąc za rewolucyjnymi protestanckimi myślicielami, Johnem Lockiem, Thomasem Hobbesem… „Deklaracja…” nie chciała znać katolickiego porządku; wolała wprowadzać na jego miejsce kult człowieka, ledwie maskowany przez podniosłe, pozornie pobożne frazy. Ameryka została ukąszona przez Rewolucję opracowaną w Europie; wsączona trucizna zbiera dziś swoje śmiertelne żniwo.
Arcybiskup nigdy jednak nie porzucał nadziei; wierzył w nawrócenie Rosji; ufał w opamiętanie Zachodu. Poznanie przyczyn choroby może stać się początkiem terapii ozdrowieńczej. Ta książka z wielką głębią myśli i analityczną precyzją opisuje najpoważniejsze błędy konstytuujące naszą powykrzywianą rzeczywistość; w ten sposób znacząco ułatwia decyzję o rozpoczęciu procesu leczenia. Dobrze tę możliwość wykorzystajmy. Uczmy się od Fultona Sheena cnoty długomyślności – i umacniajmy się w przekonaniu, że tylko w Bogu zbudować można jakikolwiek trwały moralny ład polityczny i autentycznie dobry
dla człowieka system społeczny. Wielkim przesłaniem tej książki jest stara i niezmienna katolicka prawda: życie jest w Chrystusie i w Jego Kościele. Nie „także” w Chrystusie i Kościele; ale tam – wyłącznie.
Paweł Chmielewski
Czy chrześcijaństwo przegrało?
W obliczu światowego kryzysu, którego przyczyny w sposób oczywisty leżą głębiej niż w sferze polityki i ekonomii, wielu skłania się do pytania: Czy chrześcijaństwo przegrało? Trzeba na to natychmiast odpowiedzieć, że przegrało wiele odmian chrześcijaństwa, a typowe przykłady takich porażek stanowi:
• chrześcijaństwo „różowej pigułki”;
• chrześcijaństwo „ambulansowe”;
• chrześcijaństwo „typu rumba”.
Chrześcijaństwo „różowej pigułki” to takie chrześcijaństwo, które unika dyscypliny, ofiary, prawa moralnego, ale daje emocjonalny polor i poprawia nastrój, rezygnując z ołtarza na rzecz kozetki psychoanalityka i z Krzyża na rzecz służby zdrowia.
Chrześcijaństwo „ambulansowe” próbuje się troszczyć o chore, poranione, anemiczne społeczeństwo, póki nauka nie poczyni dalszych postępów, czyniąc przez to prawdziwe chrześcijaństwo zbędnym. Chrześcijaństwo ambulansowe popiera ruchy światowe, sztukę, koegzystencję i goni za rzeczami wymagającymi sztucznego animowania. Czasami królestwo Boże jest w nim utożsamiane ze związkiem zawodowym, czasami z kapitalizmem.
I chrześcijaństwo „typu rumba”. Rumba to taki rodzaj tańca, w którym porusza się tylko dolna część ciała – głowa i tułów
(serce) pozostają w największym możliwym bezruchu. W tym typie chrześcijaństwa nie ma uczucia, nie ma wielkiej miłości, ale jest straszliwa mnogość aktywności. Tu chrześcijanin musi dobrze grać w golfa albo pisać poruszające artykuły, albo robić dobre filmy. Bez tego nie istnieje. Ponieważ zaś te typy chrześcijaństwa przegrywają, nie brakuje dziś ludzi, którzy twierdzą, że chrześcijaństwo zostało sprawdzone i stwierdzono w nim braki. Na co odpowiada G.K. Chesterton: „Chrześcijaństwo nie zostało sprawdzone i nie stwierdzono w nim braków; stwierdzono natomiast, że jest ono trudne i porzucono je bez sprawdzania”. Być może jednak bliższe prawdy byłoby powiedzenie, iż stwierdzono, że jest ono łatwe i porzucono je bez sprawdzania – łatwe w tym sensie, że prawie się nie różni od psychologii, socjologii czy jakiejkolwiek religii naturalnej.
Ponieważ tak wielu zapomniało, że istota chrześcijaństwa zawiera w sobie ofiarę, śmierć grzechowi i zastosowywanie zasług Krzyża przez napełnienie Duchem Świętym, przeto wytworzyła się w świecie wielka próżnia i pustka. A próżnia ta jest wypełniana na dwa odmienne sposoby w dwóch różnych częściach świata.
Świat Zachodu zapełnia pustkę stworzoną przez porzucenie chrześcijaństwa prawdziwego tym, że jednostkowy człowiek całkowicie skupia się na samym sobie.
Komunizm zaś zapełnia tę pustkę, sprawiając, że na samej sobie całkowicie skupia się ludzkość.
Świat Zachodu
Człowiek Zachodu żył dawniej w uniwersum trójwymiarowym: ponad nim było niebo, pod nim znajdowało się piekło, ziemia zaś była sferą i chwilą decyzji, w której dokonywało się wyboru „tak” bądź „nie” w odniesieniu do swego wiecznego przeznaczenia. W ciągu ostatnich dwustu lat to uniwersum wraz z jego eschatologicznymi skutkami stale się kurczyło, aż w końcu człowiek obecnie znajduje się już tylko w czterech ścianach własnego domu. Ten zwrot jednostki w kierunku i w głąb siebie zaczął się wraz z Humem, który zadeklarował autonomię rozumu; wraz z Montaignem i jego sceptyczną niewinnością; wraz z Kartezjuszem, który się skupił na samym sobie; wraz z Kantem, który stwierdził, że rozum jest jak pracujący na warsztacie tkackim ślepiec. W końcu zaś, wraz z filozofią nowoczesną,
człowiek całkowicie zwrócił się do wewnątrz, mając nadzieję tutaj znaleźć nieskończoność, z której poza sobą zrezygnował. Zamiast nieba ma teraz superego; zamiast piekła ma id; zamiast ziemi – ego. Jako absolutny standard tego co słuszne i co niesłuszne utwierdza on siebie samego, nie uznając zwierzchności Boga i całym sobą od Niego się odsuwając, wspierając się tylko na własnej pustce.
Z namiętnością do psychoanalizy nowoczesny człowiek używa umysłu jako skalpela, którym tylko podrażnia własne rany; czujnie bada kule, jakimi postrzelił własne ciało, chcąc sprawdzić, czy wyszły one z broni Edypa czy może Elektry; dokonuje naukowych analiz wody wlewającej się w rozbity wrak jego duszy, daremnie łudząc się, że uratuje się z tej morskiej katastrofy poprzez odkrycie składników wody, w której właśnie tonie. Staje się on podobny do ofiary bezsenności niebędącej w stanie odnaleźć spoczynku ani w świecie zewnętrznym, ani we własnym, wewnętrznym świecie myśli. Zamiast być otwartym ku niebu kielichem, który obficie wypełnić by mogła łaska Boża, „runąwszy w dół jak kamień, w przepaście”, leci on, „gdzie mrok jeży się piętrami, ginąc z trwogi” 1 – odwraca kielich życia do góry nogami, tak że ani on, ani sam Bóg nie może tego naczynia napełnić. Nie będąc w stanie wykazać się panowaniem nad własnymi problemami, czyli rozwiązać kwestii dręczącej jego duszę winy, niekiedy sięga po alkohol, żeby z jego pomocą uciec od odpowiedzialności. Jeden z poetów końca XIX w.2 opisał tego
1 F. Thompson, Hound of Heaven, tłum. S. Helsztyński („Chart gończy Niebios”).
2 S. Crane (1871–1900) – amerykański poeta, pisarz, nowelista.
nowoczesnego człowieka niczym węża pożerającego własny
ogon:
Na pustyni
Widziałem raz stwora – nagi był i zwierzęcy;
Skulony tuż przy ziemi
Trzymał w łapie swe serce i z niego pojadał.
Spytałem go: „To dobre, przyjacielu?”.
„Jest gorzkie – gorzkie”, odparł.
„Ale mi odpowiada, Bo właśnie gorzkie jest
I bo jest sercem moim”3.
Podczas kiedy człowiek Zachodu skupia się na sobie, komunizm koncentruje się na ludzkości, czyniąc z niej erzac boskości. Komunizm mówi człowiekowi Zachodu: „Zmęczony jesteś swoją wolnością, bo wolność zakłada wybór, a wybór – odpowiedzialność. My ci proponujemy ucieczkę od wszelkiej odpowiedzialności, prosząc cię tylko o to, żebyś się poddał masie, czyli partii, czyli państwu totalitarnemu. Od tego momentu nie będzie już sumienia tylko sumienie państwowe, nie będzie moralności tylko moralność państwowa, nie będzie prawdy tylko prawda partyjna. Ty w swoim jednostkowym sercu czujesz
3 S. Crane, In the desert, tłum. J.P.L.
chaos; my proponujemy ci zorganizowanie tego chaosu siłą –nazywamy to socjalizmem”.
Ten nowy sposób wypełniania pustki musi być z konieczności ateistyczny i musi tępić religię. Jeżeli człowiek wierzy, że ma nieśmiertelną duszę, to państwo nie może rościć sobie do niego prawa w całości jego bytu – jest jakaś jego cząstka, która się temu wymknie, bo należy ona do Boga. Żeby kompletnie wtopić człowieka w mrowisko państwa, komunizm musi unicestwić religię, musi być ateistyczny i musi tępić wiarę.
Takie wypełnianie pustki spowodowanej porzuceniem chrześcijaństwa – wypełnianie jej przez inwersję w obręb ludzkości – nie oznacza, że świat Zachodu czy świat komunistyczny mają utracić wszelką nadzieję na pokój i szczęście. Jak syn marnotrawny miał słuszność, odczuwając głód, ale nie miał jej, próbując żyć świńskim młótem, tak też i oba te światy mają słuszność, szukając nieskończoności, nie mają jej natomiast w zakresie substytutów, jakie w jej miejsce wybierają.
Nadzieja jest – przede wszystkim dla człowieka Zachodu, bo czegóż innego szuka on w głębiach swojej duszy, jeśli nie granic doświadczenia? To tam musi on podjąć decyzje dotyczące wyborów skrajnych – wyboru pokuty lub szyderstwa, akceptacji lub odrzucenia. Na samym dnie swojej duszy albo wychodzi on Bogu naprzeciw, albo wchodzi z Nim w konflikt. Człowiek znajduje Boga nie tylko na szczytach gór, na których widzi chwałę wschodzącego słońca – znajduje Go też w głębinach swej nieszczęśliwej duszy, skąd woła razem z psalmistą: De profundis clamavi ad Te, Domine – „Z głębokości wołałem ku Tobie, Panie”. Nawet odczuwana przez niego rozpacz może być kreatywna, jeżeli przyzna on, że jest bezradny i że tylko Bóg może dostarczyć mu tego, czego mu brakuje.
Współczesny człowiek może nie znać łaski białej, czyli
obecności Boga w duszy, ale zna łaskę czarną, czyli poczucie
Jego nieobecności. A czymże jest łaska czarna, jeśli nie palcem Bożym budzącym w duszy niepokój, tworzącym w niej stan niepewności, sygnałem, by jeśli człowiek nie rzuci się w ramiona
Boga dla Jego dobroci, rzucił się w nie choćby w akcie szukania
ostatniej deski ratunku. Jak mówi Franz Werfel: „Ludzki rozum stoi na rozdrożu, z którego biegną dwie drogi: jedna wzwyż przez wiarę, druga w dół przez obłęd”. To współczesny sposób wyrażenia prawdy zapisanej przez św. Augustyna: „Nie mogę żyć w sobie, jeśli nie żyję w Bogu”. Jak ujął to Francis Thompson:
Dziwny, żałosny, marny puchu!
Któż do ucieczki cię namówił?
Ja Jeden cenię to, co w sercu twym i duchu.
Ludzie, którzy kochają, chcą by w szereg długi
Układały się miłych czyny i zasługi.
Jakichże zasług wian tyś dla Mnie uwił?
Pośród wszech ludzi ty najlichszy karzeł,
Jakież zalety i zasługi Mi przynosisz w darze?
Poznajesz jakoś mało godny jest miłości cienia?
Kogóż znajdziesz, by kochał ciebie tak nędznego?
Kogóż znajdziesz oprócz Mnie, Mnie Jednego?4
4 F. Thompson, Hound of Heaven – tłum. S. Helsztyński („Chart gończy Niebios”).
Niechaj też nikt nie traci nadziei co do świata komunistycznego, mając zawsze w pamięci to, że bunt przeciwko Bogu może się dokonywać tylko w imię Boga. Ateizm komunistyczny nie jest tym samym co ateizm burżuazyjny świata zachodniego.
Ateizm burżuazyjny to mierna kombinacja komparatystyki religijnej, ogólnikowego pojęcia nauki, iluzji dającej się wyczytać w Pochodzeniu gatunków i całej temu podobnej reszty wymieszanej z pewnym typem złego postępowania. Zachodni ateizm w ogóle ateizmem nie jest; to bałwochwalstwo, w którym jednostka ludzka udaje bóstwo. To w obliczu takiej fałszywej boskości Bernard Shaw zadeklarował się kiedyś jako ateista.
Natomiast ateizm komunistyczny przeciwnie – nie jest odrzucaniem Boga, jest raczej rzucanym Bogu wyzwaniem. Ateizm wojujący jest doświadczeniem Boga, tak jak bicie żony jest doświadczeniem małżeńskim. Wszelka nienawiść jest miłością postawioną na głowie. Skąd bierze się to prześladowanie, ta przemoc, ta nienawiść, ta intensywność wojującego ateizmu, jeśli nie z samej rzeczywistości Boga, którą ludzie ci atakują?
Bóg jest bardziej żywy w umysłach komunistycznych ateistów jako fantom niż jako On sam w umysłowości świata Zachodu. Tamci działają i planują, myślą i agitują przeciwko Niemu, podczas gdy my działamy i planujemy tak, jakbyśmy o Nim zapomnieli. Tamci ze swojej nienawiści czerpią bodziec. I nie jest wcale wykluczone, że to oni po wszystkich tych prześladowaniach dojdą do poznania Boga, patrząc na „Tego, Którego przebodli” (J 19,37).
Wszystko, co powiedziane zostało wyżej, można podsumowująco wyrazić, posługując się kategoriami właściwymi dla ognia. Ogień ma dwie cechy: jasność i gorącość. Jasność
odpowiada temu, czym jest dla umysłu prawda; gorącość –temu, czym dla woli jest miłość. Te dwie rzeczy każdorazowo powinny iść razem, by w entuzjazmie religijnym zawsze spotykały się wiara i wiedza.
Nasz nowoczesny kryzys zrodził się z wielkiego rozbratu pomiędzy tymi, co mają prawdę, a tymi, co mają żarliwość, czyli ogień. Świat Zachodu jest w posiadaniu prawdy w jej najwyższych przejawach; świat komunistyczny prawdy nie ma, ale ma za to ogień, gorącość, energię, żarliwość, ukochanie ofiary, dynamizm. Nasz świat Zachodu ma światło, ale nie ma gorącości; komunizm ma gorącość, ale nie ma światła. Gdybyśmy my, którzy posiadamy prawdę, mieli żarliwą chęć jej komunikowania, to byłaby to miłość – miłość wystarczająca do tego, by za prawdę umrzeć. Gdyby prawda i miłość były zespolone, świat żyłby w pokoju. Obecny problem tkwi w tym, czy komuniści – z całym swoim ogniem, żarliwością, napięciem – odkryją prawdę zanim ci, co prawdę mają, zdążą zapłonąć do niej miłością. Przypuszczam, że świat komunistyczny prawdę odnajdzie. A wtedy Bóg może coś z tym zrobić, bo zawsze robił coś z ogniem – czy była to namiętność Marii Magdaleny, czy nienawiść Szawła. Kiedy Rosja odkryje wiarę, to ją rozleje po całym świecie Zachodu. I wtedy będziemy wiedzieli, że chrześcijaństwo nie przegrało!
To nie tylko książka o czasach minionych, o zwarciu dwóch wrogo nastawionych do siebie systemów, o fundamentach tego, co nazywamy demokracją i opartej na niej cywilizacji Zachodu, zakorzenionej w Kościele i głoszonej w nim Ewangelii Jezusa Chrystusa. To niezwykle przenikliwa analiza stanu umysłu współczesnego człowieka Zachodu, przenikniętego ideami, które narodziły się w łonie naszej cywilizacji, a które mogą doprowadzić do jej całkowitej zagłady.
Znakomita analiza tego, czym Zachód w ogóle jest…, a raczej czym może być, jeżeli zechce pozostać wierny swojemu powołaniu, nie dając się wciągnąć w żadne intelektualne ani moralne pułapki; i odwrotnie, czym się nieodwołalnie stanie, jeżeli de nitywnie odrzuci Boga.
Poznanie przyczyn choroby może stać się początkiem terapii ozdrowieńczej. Ta książka z wielką głębią myśli i analityczną precyzją opisuje najpoważniejsze błędy konstytuujące naszą powykrzywianą rzeczywistość; w ten sposób znacząco ułatwia decyzję o rozpoczęciu procesu leczenia.
fragment wstępu Pawła Chmielewskiego
Komuniści! Znam waszą lozo ę lepiej niż większość z was – przeczytałem całego Marksa, Lenina i Stalina, a na dodatek dokumenty waszej partii! Przyniosłem pokój i szczęście wielu członkom i przywódcom waszej partii, zachęcając ich do odpowiedzi na działanie palca Bożego. Jest w was ogień żarliwości, ale nie ma prawdy. My, ludzie świata zachodniego, mamy światło prawdy, ale nie mamy ognia żarliwości. Przynieście swoje płomienie do naszego światła, a my przyniesiemy nasze światło do waszych płomieni. Wtedy będziemy mogli intronizować prawdziwy pokój, który jest spokojem ładu.
fragment książki
ISBN 978-83-8340-092-1
ISBN 978-83-8340-092-1
9 788383 400921
Cena: 39,90 w tym 5% VAT
Patronat medialny: