Kto chce ukraść ciała naszych dzieci - Grzegorz Górny

Page 1


Grzegorz Górny

Kto chce ukraść CIAŁA naszych dzieci

Grzegorz Górny

Kto chce ukraść

ciała naszych dzieci

Redakcja, skład, łamanie: Wydawnictwo AA

Projekt okładki: Magdalena Spyrka

Ilustracja na okładce: Shutterstock AI Image Generator

© Copyright by Grzegorz Górny

© Copyright by Wydawnictwo AA, Kraków 2024

ISBN 978-83-8340-135-5

Wydawnictwo AA s.c. ul. Ciepłownicza 29

31-574 Kraków

Tel. 12 345 42 00, tel. kom. 695 994 193 www.religijna.pl

Zamiast przedmowy

Pewnego razu podczas międzynarodowego spotkania psychologów, psychiatrów i psychoterapeutów na Węgrzech miałem okazję zetknąć się z amerykańskim pisarzem Waltem Heyerem. Jego opowieść o tym, jak w dobrej wierze poddał się operacji „zmiany płci”, która zrujnowała mu zdrowie, zrobiła na mnie duże wrażenie. Pomyślałem, że warto napisać książkę, która ostrzegałaby młodych ludzi przed podjęciem równie pochopnych decyzji, które na zawsze mogą zniszczyć im życie.

Zarażenie społeczne

W ostatnich czasach w skali masowej pojawiło się na świecie nowe zjawisko. Coraz częściej słyszymy o tzw. osobach trans, czyli transwestytach, transseksualistach lub osobach transpłciowych. Są to ludzie, którzy doświadczają dysforii płciowej, czyli niezgodności między tożsamością płciową a płcią biologiczną. Generalnie mówiąc, chodzi o mężczyzn czujących się bardziej kobietami i o kobiety czujące się bardziej mężczyznami. Ta przypadłość bywa dla nich źródłem dyskomfortu a nawet cierpień. Przez długie lata owa dolegliwość traktowana była jak zaburzenie tożsamości płciowej i dotyczyła niewielkiej części populacji (niecałe 0,01 proc.) –i to niemal wyłącznie chłopców. Do 2012 roku nie istniała żadna literatura fachowa na temat tego zaburzenia wśród dziewcząt, ponieważ było to zjawisko niemal w ogóle niewystępujące. W ostatnich latach sytuacja jednak drastycznie się zmieniła. Obecnie w krajach zachodnich od 2 do 9 proc.

nastolatków deklaruje się jako osoby transpłciowe lub odczuwające niespójność płciową. Większość z nich stanowią dziewczynki. Przekłada się to na liczbę tzw. tranzycji wśród nieletnich, czyli zabiegów nazywanych potocznie „zmianą płci”. Zjawisko to przybrało na początku XXI stulecia niespotykane dotąd rozmiary.

Charakterystyczny przykład stanowi Szwecja, która w 1972 roku jako pierwsze państwo na świecie zdiagnozowała dysforię płciową (rozumianą jako dyskomfort spowodowany niedopasowaniem między płcią biologiczną a tożsamością płciową) i jako pierwsza dała możliwość prawnego sformalizowania statusu takich osób. Profesor Mikael Landén z Göteborga zauważa, że o ile w latach 1972–1992 w jego kraju „zmiany płci” domagało się średnio 12 osób rocznie, o tyle teraz jest ich ponad 2 tysiące. Szwedzki psychiatra dziecięcy Sven Roman mówi, że w 2001 roku dysforię płciową zdiagnozowano zaledwie u 12 osób poniżej 25. roku życia, zaś w 2018 roku już u 1859 osób. Odsetek dziewczynek w wieku od 13 do 17 lat, które chcą zostać chłopcami, wzrósł w latach 2008–2018 o 1500 proc. Jak zauważa z przerażeniem Sven Roman: „W Szwecji testosteron otrzymuje teraz więcej dziewcząt niż chłopców!”

Na Wyspach Brytyjskich w latach 2010–2015 liczba dzieci leczonych z powodu zespołu dezaprobaty płci wzrosła o ponad 900 proc. W 2010 roku takich przypadków było 97, zaś w 2015 – już 1013. Opieka nad nimi kosztowała brytyjskich podatników ponad 2,5 miliona funtów. Liczba nieletnich pacjentów skierowanych do kliniki Tavistock w Londynie na operacje tranzycji wzrosła ze 138 w sezonie 2010/2011 do 2383 w sezonie 2020/2021. Podobną tendencję obserwujemy właściwie we wszystkich krajach zachodniego kręgu kulturowego. Czym ją wyjaśnić?

W 2020 roku w Australii ukazała się książka Dianny T. Kenny, profesor psychologii z Uniwersytetu w Sydney, poświęcona problemom z  tożsamością płciową u dzieci i młodzieży. Autorka postanowiła odpowiedzieć na pytanie, dlaczego liczba dysforii płciowych w XXI wieku, zwłaszcza wśród młodzieży na Zachodzie, wzrosła tak radykalnie w porównaniu z czasami wcześniejszymi.

Analizując to zjawisko, autorka doszła do wniosku, że większość zdiagnozowanych przypadków nie wynika z rzeczywistych zaburzeń biologicznych, lecz jest rezultatem „zarażenia społecznego” (social contagion).

„Zarażenie społeczne” to fenomen, który towarzyszy ludzkości od dawna, a który najlepiej chyba opisał szkocki pisarz Charles Mackay w swej klasycznej już pracy Niezwykłe złudzenia i szaleństwa tłumów (Extraordinary Popular Delusions and the Madness of Crowds) z 1841 roku. Autor używał na określenie tego zjawiska nazwy „epidemia moralna”. W książce przypomniał m.in. gorączki spekulacyjne, jakie w XVII i XVIII stuleciu ogarniały Niderlandy, Francję i Anglię. Szczególne wrażenie robi opis holenderskiej tulipanomanii, gdy cebulki tych kwiatów osiągały cenę wyższą niż złoto, a inwestorzy wręcz bili się, by opanować ich rynek. W tworzenie mechanizmu napędzającego zbiorowe złudzenia zaangażowane były wówczas segmenty, które dziś nazwalibyśmy eksperckimi. One sterowały środkami masowego przekazu i opinią publiczną.

Przykładem klasycznego zarażenia społecznego może być zjawisko wywołane lekturą powieści

Johanna Wolfganga Goethego Cierpienia młodego Wertera z 1774 roku. W finale książki tytułowy bohater, zmagający się z nieodwzajemnioną miłością, cierpiący na „ból istnienia” oraz pogrążony w rozpaczy, odbiera sobie życie. Wkrótce potem Europę ogarnęła fala samobójstw młodych mężczyzn, wśród których dominowali czytelnicy powieści.

Kładli kres swej ziemskiej wędrówce w taki sam sposób jak powieściowy Werter: strzałem z pistoletu. Tego typu przypadków było tak wiele, że w kilku europejskich miastach książka Goethego została zakazana.

W czasach nam bliższych samobójstwo pewnego młodego austriackiego biznesmena, który rzucił się pod pociąg, zapoczątkowało w 1984 roku falę podobnych zamachów na własne życie. Ich liczba przez prawie rok wynosiła średnio pięć tygodniowo. Socjologowie zauważyli, że zjawisko potęgowane było przez relacje w mediach, które rozwodziły się szczegółowo o detalach z życia ofiar oraz okolicznościach ich śmierci. Kiedy dziennikarze przestali zajmować się sprawą, liczba samobójstw natychmiast gwałtownie spadła.

W dobie internetu wiele fenomenów zostaje nieproporcjonalnie wyolbrzymionych, co opisują niezwykle ciekawie dwaj amerykańscy naukowcy

Nicholas Christakis i James Fowler w swej książce W sieci. Jak sieci społeczne kształtują nasze życie (Connected: The Surprising Power of Our Social Networks and How They Shape Our Lives). W ich rozumieniu zarażenie społeczne można opisać jako „rozprzestrzenianie się zjawisk (np. zachowań, przekonań i postaw) poprzez powiązania sieciowe”

Dianna T. Kenny podążyła tym tropem, analizując wpływ wywierany na młodzież przez media społecznościowe, które podzieliła pod tym kątem na trzy rodzaje: egocentryczne, socjocentryczne i otwarte. W tym schemacie czołową rolę odgrywają liderzy opinii, trendsetterzy czy influencerzy, którzy kreują nowe mody, trendy, obyczaje, w tym także w sferze płciowości.

Potwierdzenie tej tezy przynoszą niedawne badania opublikowane w renomowanym czasopiśmie „Archives of Sexual Behavior”. Okazuje się, że w Europie Zachodniej o zmianę płci prosi trzy razy więcej mężczyzn niż kobiet, natomiast w Europie Wschodniej – odwrotnie: trzy razy więcej kobiet niż mężczyzn. Granica między tymi obszarami pokrywa się dokładnie z przebiegiem „żelaznej kurtyny”, która w czasie zimnej wojny dzieliła nasz kontynent na część kapitalistyczną i komunistyczną. Gdyby zjawisko masowej dysforii płciowej miało swoje źródło w biologii, wówczas proporcje między mężczyznami a kobietami odczuwającymi ów dyskomfort powinny być w całej Europie takie same. Tak jednak nie jest, co dowodzi, że fenomen ma podłoże kulturowe i socjologiczne.

Fałszywa odpowiedź na prawdziwe

problemy

Do analogicznych wniosków co profesor Dianna T. Kenny doszła dziennikarka „Wall Street Journal” Abigail Shrier, deklarująca się jako liberalna feministka i znana ze swych nawoływań do tolerancji dla gejów oraz lesbijek. W 2020 roku opublikowała ona książkę pt. Nieodwracalna krzywda (Irreversible Damage)1, która doczekała się pozytywnych recenzji w takich tytułach, jak „The Times”, „The Economist” czy „The Sunday Times”. W swej pracy autorka stawia tezę, że w przypadku dysforii płciowej mamy dziś do czynienia z czymś w rodzaju epidemii społecznej, takiej jak np.  neurastenia w XIX wieku czy bulimia w zeszłym stuleciu.

Abigail Shrier kwestią transpłciowości zajęła się w październiku 2017 roku, gdy jej rodzinny

1 Na rynku polskim książka ukazała się w 2023 r. wydana przez Dystrybucję AA z Krakowa.

stan Kalifornia ustanowił prawo grożące więzieniem pracownikom służby zdrowia, którzy odmówiliby używania wymaganych przez pacjentów zaimków osobowych. Podobną ustawę przyjął Nowy Jork w odniesieniu do pracodawców, właścicieli nieruchomości i firm. Dla liberalnej dziennikarki był to zamach na fundamentalne prawo, zawarte w pierwszej poprawce do konstytucji USA, gwarantującej każdemu obywatelowi wolność słowa. Dlatego napisała dla „Wall Street Journal” tekst pt. Transpłciowa wojna językowa, który wywołał żywy oddźwięk wśród czytelników. Z jednej strony autorka krytykowana była przez część środowisk lewicowo-liberalnych, z drugiej zaczęły zgłaszać się do niej osoby, które przedstawiały się jako ofiary owego „zarażenia społecznego”.

W ten sposób rozpoczęło się jej reporterskie śledztwo. Shrier przeprowadziła prawie 200 wywiadów z dziewczętami, które uznawały się za transpłciowe, a także ponad 80 rozmów z ich rodzicami. Poza tym spotkała się z wieloma nauczycielami, psychologami, psychiatrami i endokrynologami. W rezultacie powstała wstrząsająca książka ukazująca mechanizm wyrządzania nieodwracalnych krzywd nastolatkom poprzez coraz bardziej rozpowszechnione zabiegi tranzycji.

Opisana przez amerykańską dziennikarkę praktyka bazuje na realnych niepokojach, udrękach i cierpieniach charakterystycznych dla większości dorastających nastolatków we wszystkich epokach. Młodzi ludzie w wieku dojrzewania zazwyczaj nie potrafią nazwać zmiennych emocjonalnie stanów, które przeżywają na skutek szalejącej w ich organizmach burzy hormonalnej. Często czują się niezrozumiani, odrzuceni i niewysłuchani przez dorosłych, którzy nie mają dla nich czasu.

Zdarzają się też zaburzenia związane z odczuwaniem płci. Zazwyczaj zaczynają się one we wczesnym dzieciństwie, jeszcze przed okresem dojrzewania. Cechuje je niezadowolenie z własnej płci oraz chęć posiadania cech płci przeciwnej. Stan ten mija jednak samoistnie w około 90 proc. przypadków po okresie dojrzewania – pod warunkiem jednak, że dziecko nie będzie zachęcane przez otoczenie do odrzucenia własnej płci. Gdyby było inaczej, dziś na świecie mielibyśmy całe rzesze transpłciowych siedemdziesięciolatków, pięćdziesięciolatków czy trzydziestolatków, a jest to zjawisko masowe głównie wśród obecnej młodzieży.

Obserwowany u nastolatków brak akceptacji dla własnego ciała najczęściej nie wynika z transseksualizmu, ale ma związek z zmianami, które zachodzą

w organizmie na skutek dojrzewania, np. nadwagą czy nierównomiernym wzrostem poszczególnych organów, powodującym np. nieproporcjonalność tułowia czy kończyn.

O ile jak najbardziej realne są niepokoje młodzieży, o tyle nietrafna jest dziś coraz częściej stawiana diagnoza. Abigail Shrier zauważa, że w przeszłości także dawano fałszywe odpowiedzi na prawdziwe problemy. Trzydzieści lat temu powszechnie zalecano dziewczętom liposukcję, zaś dwadzieścia lat temu proponowano „odkrywanie” wypartych wspomnień traum z dzieciństwa. Dziś uniwersalną receptą na problemy dojrzewania okazuje się tranzycja, czyli „zmiana płci”.

Nastolatkowie doświadczający niepokojów związanych z dorastaniem coraz częściej natrafiają na medialne wizerunki osób transpłciowych – nadwrażliwców cierpiących z powodu niedopasowania do świata i mających poczucie odrzucenia przez społeczeństwo, którzy po „zmianie płci” odzyskują radość i szczęście. Wielu młodych zaczyna utożsamiać się z nimi i odnajdywać siebie samych w ich losach. Na dodatek okazuje się, że wielu celebrytów i gwiazdorów upomina się o prawa „osób trans”, poświęca im uwagę i troskę, a więc oferuje coś, czego brakuje i czego potrzebują zagubieni nastolatkowie.

Efektem bywa autodiagnoza wielu dziewcząt

i chłopców, którzy zaczynają dostrzegać u siebie dysforię płciową. Kiedy zgłaszają się do klinik, często słyszą, że rozwiązaniem ich problemów jest „zmiana płci”. Przeważnie takie rozpoznanie następuje bez żadnych badań klinicznych. Z jednej strony jest to dla lekarzy intratny biznes, z drugiej zaś idealnie wpisuje się w dominujące trendy kulturowe i oczekiwania opiniotwórczych ośrodków, znajdujących się pod wpływem nacisku środowisk LGBTQ.

Do podobnych wniosków doszła Norweska Rada

Badań nad Opieką Zdrowotną, która opublikowała raport poświęcony zabiegom tranzycji w tym kraju. Autorzy dokumentu stwierdzili, że wiele dzieci dostrzegających u siebie dysforię płciową cierpiało w rzeczywistości na szereg innych zaburzeń psychicznych lub poznawczych, które były jednak ignorowane przez specjalistów do spraw tożsamości płciowej. Aż u 75 proc. nieletnich stwierdzono np. ADHD, autyzm czy zespół Tourette’a, a mimo to w klinikach nie zajęto się tymi dysfunkcjami, lecz kierowano małych pacjentów na operację „zmiany płci”.

Lekkomyślnie postawiona i błędna diagnoza musiała prowadzić do opłakanych skutków. Oferowane młodzieży „lekarstwo” niosło ze sobą

o wiele poważniejsze skutki niż odsysanie tłuszczu, prowokowanie wymiotów czy poddawanie się hipnozie. Powodowało bowiem nieodwracalne spustoszenie w organizmach łatwowiernych dzieci.

Wspomniana już profesor Kenny proponuje, by masowe zjawisko dysforii płciowej potraktować podobnie jak anoreksję. Osobom cierpiącym na to zaburzenie żywieniowe wydaje się, iż są potwornie grube, choć w rzeczywistości pozostają przeraźliwie chude. Odmawiają więc jedzenia, narażając się na śmierć głodową. Pomoc takim ludziom polega na tym, by wyzwolić ich z niebezpiecznych złudzeń. Żadnemu psychoterapeucie nie przychodzi do głowy, by utwierdzać anorektyków w ich fałszywym przekonaniu. Australijska psycholog radzi, by analogicznie spojrzeć na większość przypadków diagnozowanych obecnie jako dysforia płciowa. Dziś jednak specjaliści postępują odwrotnie – zamiast pomóc nastolatkom porzucić szkodliwą iluzję i rozpoznać prawdziwy problem, przykładają rękę do tworzenia społecznego mechanizmu wpędzania młodzieży w szkodliwe złudzenia. Zdaniem Dianny T. Kenny, jest to ślepy zaułek.

Spis treści

Pokolenie dzisiejszych rodziców jako pierwsza generacja w historii staje na masową skalę przed następującymi wyzwaniami:

DYSFORIA PŁCIOWA

BLOKERY DOJRZEWANIA

„ZMIANA PŁCI”

TRANZYCJE I RETRANZYCJE

TEORIA GENDER

Grzegorz Górny ujawnia mechanizmy funkcjonowania środowisk, które są odpowiedzialne za nieodwracalne okaleczenia wielu dzieci. Daje też rady, co robić, gdy osoby nieletnie kwestionują własną płeć.

Książka porusza ważny i aktualny temat dysforii płciowej oraz wpływu ideologii gender na młodzież. Autor ukazuje, jak zjawisko to przerodziło się w społeczną epidemię, szczególnie na Zachodzie, oraz jak media, celebryci i politycy promują tranzycję płci, nie zważając na jej długofalowe konsekwencje zdrowotne i psychiczne dla dzieci. Górny przytacza dane o gwałtownym wzroście liczby młodzieży poddającej się zabiegom tranzycji oraz analizuje przypadki tragicznych skutków tych decyzji. Książka stawia pytania o moralność i odpowiedzialność medycznych interwencji tego rodzaju, podkreślając, że dzieci są często zbyt niedojrzałe, by podjąć świadome decyzje o tak drastycznych zmianach w swoim życiu. Autor zwraca uwagę na presję społeczną, która sprawia, że lekarze i rodzice poddają się ideologii, a media społecznościowe odgrywają kluczową rolę w promowaniu tranzycji. Książka podejmuje również temat blokowania dojrzewania dzieci, hormonoterapii oraz nieodwracalnych operacji chirurgicznych, które mogą prowadzić do fizycznych i psychicznych okaleczeń.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.