MAFIA z Sankt Gallen spisek kardynałów











MAFIA Z SANKT GALLEN
MAFIA z SANKT GALLEN
Tajna grupa reformistów
wewnątrz
Kościoła
Kraków
AROMAT SŁOWA
Tytuł oryginału: The St. Gallen Mafia. Exposing the Secret Reformist Group Within the Church
Tłumaczenie: Marcin Masny
Redakcja, korekta i łamanie: Aromat Słowa
Projekt okładki: Andrzej Oczkoś
© 2021 Julia Meloni
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo AA, Kraków 2022
Originally published in the United States by TAN Books, PO Box 269, Gastonia, NC 28053, www.TANBooks.com
ISBN 978-83-65758-44-6
AROMAT SŁOWA Sp. z o. o.
ul. Z. Mysłakowskiego 9
30-136 Kraków
www.aromatslowa.pl
katalog@aromatslowa.pl
Nie ma bowiem tajemnej rzeczy, która by się wyjawić nie miała, ani skrytej, która by poznana nie była, i na jaw nie wyszła.
Łk 8, 17
Paweł Lisicki
Wstęp do wydania polskiego
Siedziałem na fotelu w dużej sali Traffic Clubu na ostatnim piętrze kamienicy braci Jabłkowskich przy ulicy Chmielnej w Warszawie. Spotkanie ze mną i Piotrem Gursztynem, współautorem książki Po prostu Uważam Rze, wywiadu rzeki, w którym opowiadałem o powstaniu tego tygodnika, o jego autorach, o planach na przyszłość, prowadził Piotr Gociek. Z sali padały kolejne pytania: „Na czym polegał fenomen «Uważam Rze»? Dlaczego trzeba było go zniszczyć? Jak ta książka powstawała? Czy jest to pomost między starym tygodnikiem, a «Do Rzeczy» (nowe pismo było drugi miesiąc na rynku). Przed nami koło setki uczestników, spotkanie jakich wiele, nic sensacyjnego ani nadzwyczajnego. Ot, typowa promocja.
Nagle naprzeciwko mnie podniósł się z krzesła Marek Magierowski, wówczas jeden z autorów tygodnika „Do Rzeczy”, obecnie ambasador Polski w Waszyngtonie i pełnym przejęcia, wyraźnie drżącym głosem przerwał dyskusję. Mamy papieża – zawołał. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba nawet krzyknął „Habemus papam”. Przez wszystkich zgromadzonych przeszedł jakby prąd elektryczny. Kim jest? Skąd się wziął? Kiedy padło imię i nazwisko, kardynał Jorge Maria Bergoglio, Marek, który jest poliglotą i świetnie zna kilka języków, na czele z hiszpańskim i portugalskim, zaczął sprawdzać komentarze prasy hiszpańskiej.
Bergoglio, Bergoglio, kto to taki? Pamiętam dokładnie nasze poruszenie, zaskoczenie i, jakby nie było, nadzieję. Może to dobrze, że wreszcie w Rzymie papieżem będzie ktoś z innego kontynentu? Po krótkiej chwili niepokoju, kiedy to abdykował Benedykt XVI, po miesiącu oczekiwania Kościół znowu miał swoją ziemską głowę.
Niewiele wówczas o papieżu Bergoglio wiedziałem. Popierał juntę czy nie popierał? Był jezuitą z Ameryki Południowej, co po lekturze książki Malachi Martina nie było najlepszą rekomendacją, ale kto wie?
Pierwszą rzeczą, która mnie tak bardzo zaskoczyła, poza osobliwą formą powitania – słynne „Dobry wieczór” – i demonstrowanym od początku dystansem do tradycyjnego stroju papieskiego, były słowa nowego
podczas modlitwy Anioł Pański po wyborze w Rzymie. Obejrzałem jego wystąpienie w studiu w TVN, podczas programu „Loża prasowa”, gdzie byłem wówczas stałym praktycznie gościem. Jak grom z jasnego nieba spadły na mnie wtedy pochwały papieża dla kardynała Waltera Kaspera. Napisał on wspaniałą książkę o miłosierdziu, to wielki, może największy teolog, czytajcie kardynała Kaspera –obwieszczał wtedy Franciszek. Prowadząca program próbowała ze mnie wydobyć komentarz, a ja wywijałem się. Wiedziałem tylko – byłem przecież autorem esejów o Karlu Rahnerze, więc znałem niezgorzej niemiecką teologię –że chwalony i wynoszony przez papieża kardynał Kasper jest modernistą, uczniem Rahnera, w którym upatrywałem niemal arcyherezjarchę. Dlaczego papież tak chwali niemieckiego kardynała? Dlaczego tak zachęca do czytania go? Był to, jeśli patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, pierwszy
wyraźny sygnał alarmowy. Kardynał Kasper, pilny uczeń
jezuity Karla Rahnera, autora niszczącej katolicyzm koncepcji anonimowego chrześcijaństwa, jako główny, pozytywny bohater nowego biskupa Rzymu – to nie mogło dla Kościoła zwiastować niczego dobrego.
Dziś, dziewięć lat później, nie można mieć chyba wątpliwości, że wybór Franciszka oznaczał przełom. Odwołanie się od początku, jako do patrona i mistrza, do kardynała Kaspera też nie było przypadkiem: najwyraźniej papież przyjął za swoje jego radykalnie modernistyczne stanowisko. W miarę czasu okazało się jedynie, że to, co w 2013 roku uważałem za radykalizm i skrajność, w 2022 roku, kiedy do głosu doszli wychowani na niemieckiej posoborowej teologii hierarchowie, tacy jak biskup Georg Bätzing
czy kardynał Jean Claude Hollerich, jest umiarkowaniem i postawą środka. Przez tych dziewięć lat Kościół zmienił się pod wielu względami nie do poznania.
Nie wiem co jest najbardziej skrajnym przejawem tej nowości. Czy stosunek do kary śmierci, którą to papież Franciszek wbrew całej Tradycji Kościoła uznał za moralnie niedopuszczalną i zmienił z tego powodu zapisy katechizmu? Czy swoista krucjata przeciw nawracaniu na katolicyzm, w oczach papieża tożsama z prozelityzmem? W 2016 roku papież Franciszek powiedział, że „wszelki prozelityzm między chrześcijanami jest w sobie ciężkim grzechem i jest sprzeczny z samą dynamiką stawania się i bycia chrześcijanami”. I żeby nikt nie miał wątpliwości, co miał na myśli dodał: „Kościół to nie drużyna piłkarska, która szuka kibiców”. Szokujące słowa. Przecież jeśli papież mówiłby prawdę, to wyszłoby na to, że przez ostatnich kilka wieków ka-
toliccy nauczyciele, którzy dążyli do nawracania protestantów, popełniali ciężki grzech! Nie byle jacy nauczyciele, ale praktycznie wszyscy papieże od XVI wieku, a także najwięksi i najbardziej szanowani jezuici, ojcowie zakonu, z którego Franciszek się wywodzi. Czymże innym zasłynął Piotr Kanizjusz, jak nie odzyskaniem dla katolicyzmu Niemiec? Na czym polegało zaangażowanie Piotra Skargi, jak nie na walce o dusze protestantyzujących się Polaków?
A jak rozumieć tych wszystkich ludzi, którzy w XIX i XX wieku odkryli, że to Kościół rzymski przechował nieskażone słowo objawienia? Czy kardynał Newman też nie rozumiał „dynamiki bycia chrześcijaninem”? Po jakie licho przez tyle lat zmagał się z sobą i z otoczeniem? Co zrobić z Chestertonem? Z Julianem Greenem, z Evelynem Waugh?
Więc to wszystko było bez sensu?
To, czym Kościół do tej pory się chlubił – setkami, tysiącami konwertytów – nagle stało się „ciężkim grzechem”?
Spór o autentyczność, podawanie racji, tłumaczenie, dążenie do pełni prawdy okazuje się nagannym „prozelityzmem”? I tak jak jedni kibicują Realowi Madryt, a inni Barcelonie, jedni Legii Warszawa, a inni Polonii – tak też jest z katolikami i luteranami, episkopalianami i adwentystami? Niech każdy zostanie u siebie, niech każdy swoim kibicuje, niech każdy pilnuje swoich sektorów?
A może jeszcze bardziej wstrząsające były wypowiedzi papieża na temat islamu? Jego porównanie islamskiego dżihadu z chrześcijańską misją, z nakazem chrztu wszystkich narodów w XXVIII rozdziale Ewangelii świętego Mateusza?
Uznanie, że nie wolno potępiać muzułmańskiego terroryzmu, bo nie różni się on od chrześcijańskiego fundamentalizmu?
A może jeszcze bardziej szokowało przyjęcie dokumentu z Abu Dabi, w którym to papież podpisał się pod twierdzeniem, że wielość religii nie jest wynikiem ignorancji człowieka i odrzucenia prawdy objawienia w Chrystusie, ale skutkiem Bożej Mądrości? Że Bóg chce istnienia różnych, sprzecznych ze sobą religii? I towarzyszący temu dokumentowi projekt, pobłogosławiony przez Rzym, budowy domu religii Abrahama, gdzie mają sąsiadować ze sobą kościół (nie wiadomo jakiego wyznania), meczet i synagoga? Chociaż, muszę przyznać, że co się tyczy indyferentyzmu i relatywizmu religijnego, czymś jeszcze bardziej przerażającym (proszę zauważyć, jak w miarę czasu, gdy trwa ten pontyfikat katolikom zaczyna brakować słów, bo każdy rok i miesiąc przynosi nowe niespodzianki…) był dziwaczny kult pogańskiej bogini Pachamamy w Rzymie, na ziemi zroszonej krwią pierwszych chrześcijańskich męczenników.
Franciszek stopniowo zrywał z dziedzictwem poprzedników. Doskonale obrazuje to ostatni podpisany przez niego dokument dotyczący liturgii, Traditionis custodes . Ogłosił w nim, że ryt mszy promulgowany przez Pawła VI w 1969 roku, tak zwany Novus Ordo Missae jest „jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego”. Nie odpowiedział
na żadne z kluczowych pytań: W takim razie czym jest klasyczny ryt mszy? Skoro NOM jest jedynym wyrazem Rytu
Rzymskiego, to z pewnością tak zwana liturgia trydencka nie jest wyrazem rytu rzymskiego. Być może jest jakąś formą przestarzałą i przezwyciężoną, jak kokon w przypadku
motyla. Być może – bo Franciszek jasno tego nie określił.
Wspomniałem o zerwaniu, a oto dowód: Benedykt XVI,
Summorum Pontificum, rok 2007: „Te dwa wyrazy zasady modlitwy (Lex orandi) Kościoła nie mogą w żaden sposób prowadzić do podziału w zasadach wiary (Lex credendi). Są to bowiem dwie formy tego samego Rytu Rzymskiego”.
Franciszek, Traditionis Custodes, rok 2021: „Księgi liturgiczne promulgowane przez świętych papieży Pawła VI i Jana Pawła II, zgodnie z dekretami Soboru Watykańskiego II, są jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego”. Nie ma dwóch wyrazów i dwóch form. To, co historycznie jest klasycznym rzymskim rytuałem z dnia na dzień zostało zniesione, a zamiast tego jedynym wyrazem wiary jest to, co nowe.
Jednak tym, co zapewne najbardziej niebywałe (znowu, proszę mi wybaczyć, ale szukam odpowiednich określeń) są coraz bardziej radykalne zmiany w nauczaniu chrześcijańskiej moralności, jakie wspiera, czasem mniej, czasem bardziej otwarcie Franciszek. Zaczęło się bardzo wcześnie, bo już w 2013 roku. Wtedy to na pokładzie samolotu papież odmówił potępienia kontaktów seksualnych między osobami tej samej płci i zapytał „Kim jestem, aby osądzać?”. Była to odpowiedź na pytanie o księdza, który w młodości utrzymywał kontakty intymne z mężczyznami. Po tych słowach papieża mogło się wydawać, że cała dotychczasowa doktryna Kościoła dotycząca płciowości legła w gruzach. O ile w przypadku osobliwych gestów ekumenicznych czy kwestii dogmatycznych można powiedzieć, że Franciszek podążał drogą wytyczoną przez innych papieży posoborowych, od Jana XXIII zaczynając, to w kwestii moralności wyraźnie zerwał już nie tylko z wcześniejszą
Tradycją, ale też jasnym nauczaniem Jana Pawła II i Benedykta XVI.
Nie od razu dla wszystkich było to zresztą widoczne albo też nie od razu wszyscy chcieli to zobaczyć. Pamiętam, znowu odwołam się do własnego doświadczenia, jak po dyskusji na temat pontyfikatu Franciszka w siedzibie
warszawskiej kurii podszedł do mnie pewien ksiądz i powiedział: „Przecież nie uważa pan naprawdę, że papież zmieni naukę dotyczącą homoseksualizmu?” Odpowiedziałem: „Ksiądz tego nie widzi?” „Nie”. „A te słowa, że nie chce nikogo osądzać?”. „Tylko mu się wymsknęły, odnosił się do konkretnej, jednej sprawy. To nic nie zmienia”. A jednak, niestety, miałem rację. Znowu, przytoczę garść faktów, dobrze zresztą znanych.
Kilka miesięcy temu wybuchła na nowo afera biskupa Gustavo Óscara Zanchetty. To dawny znajomy Franciszka jeszcze z czasów, w których przyszły papież pełnił urząd metropolity Buenos Aires; obaj współpracowali w argentyńskim Episkopacie. W 2013 roku papież Bergoglio uczynił go ordynariuszem diecezji Oran w Argentynie. Jednak szybko zaczęły się problemy. W 2015 roku do Watykanu napłynęły pierwsze oskarżenia Zanchetty o wykorzystywanie seksualne seminarzystów. Watykan milczał, bo… „kim jestem, aby osądzać?”. Dwa lata później do sieci wyciekły zdjęcia prezentujące nagiego ordynariusza. Papież – „kim jestem, aby osądzać” – postanowił poprzeć Zanchettę. Polecił mu przyjechać do Rzymu i obdarzył wygodną synekurą w Domu św. Marty, w którym sam mieszka. W marcu tego roku biskup został skazany na 4,5 roku więzienia; sąd argentyński stwierdził, że rzeczywiście wykorzystywał kleryków, zarówno w budynkach seminarium, jak i we własnym domu. Franciszek podobnie bronił początkowo kar-
dynała Teodora McCarricka, mimo tego, że według abp.
Carlo Marii Vigan` o od lat miał wiedzę na temat jego homoseksualnych ekscesów z seminarzystami. Podobnie tolerował hierarchów z innych państw, jak choćby Chile.
Jednak Franciszek nie tylko bronił księży oskarżonych czy to o relacje z chłopcami (chodzi o przestępstwo kryminalne) czy o homoseksualizm (nie jest to przestępstwo, ale, zgodnie z nauką katolicką, grzech wołający o pomstę do nieba). Również na inne sposoby Franciszek okazywał swoje poparcie dla ruchu homoseksualnego i dla ideologii gender. Do tej pory najbardziej radykalnym wyrazem tego poparcia było włączenie się, w czerwcu 2021 roku, w obchody tzw. miesiąca dumy gejowskiej. Nie do uwierzenia, ale tak było. Obchodzony przez różnej maści homoseksualistów, lesbijki i transwestytów miesiąc dumy, Franciszek uznał za właściwy czas by wysłać dwa listy.
Jeden z nich skierowany został do Francisa DeBernardo, dyrektora wykonawczego organizacji New Ways Ministry, amerykańskiej grupy, która od 50 lat angażuje się na rzecz „duszpasterstwa” środowisk homoseksualnych (walczy także o liberalizację prawa do aborcji). Jak zauważają komentatorzy, New Ways Ministry dąży otwarcie do wprowadzenia w Kościele „małżeństw” jednopłciowych. Jeszcze w 1999 roku Kongregacja Nauki Wiary pod kierownictwem kardynała Józefa Ratzingera zakazała liderom tej grupy, zakonnicy Jeannine Gramick i ojcu Robertowi Nugentowi, posługi wśród homoseksualistów, właśnie w związku z licznymi błędami, które szerzyli; w 2010 roku od New Ways Ministry odcięła się jednoznacznie Konferencja Episkopatu USA.
Franciszek jednak
postanowił heretyków zrehabilitować. W liście do DeBernardo podziękował mu za jego wieloletnią pracę i za „serce otwarte na bliźniego”. Pochwalił też współzałożycielkę, s. Gramick, pisząc, jakoby była ona „odważną kobietą, która podejmuje decyzje na modlitwie” i która „wiele wycierpiała”. Jakby tego było mało, kilka miesięcy później Franciszek wysłał odręcznie napisany list do samej s. Gramick. Ocenił, że zakonnica, która wspiera ruch LGBT, a w 2014 roku apelowała do prezydenta Obamy o finansowanie aborcji poza granicami USA, działa zgodnie ze „stylem Boga”. Podobnie można oceniać wsparcie, jakiego papież Franciszek systematycznie udziela jezuicie, księdzu Jamesowi Martinowi, który domaga się rewizji katechizmowego nauczania na temat homoseksualizmu. Jezuita ten twierdzi, że potępiająca erotyczne relacje jednopłciowe nauka Kościoła jest przestarzała i szkodliwa. Do niego to właśnie został wysłany drugi papieski list „na miesiąc dumy”. Franciszek uznał go za wzór kapłana na całym świecie.
Nic dziwnego, że papież, mimo rosnącej liczby biskupów, którzy domagają się potępienia herezji niemieckiej drogi synodalnej, konsekwentnie w tej sprawie milczy.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ponieważ im dłużej
przyglądam się temu pontyfikatowi, tym bardziej odnoszę wrażenie, a jestem tylko jednym z wielu, że Franciszek realizuje dokładnie przygotowany i przemyślany plan rozmontowania, przewrotu w Kościele. Zebrane tu przykłady nie są wynikiem wpadek, pomyłek, błędów, ale konsekwentnie realizowanym programem. Kto go wymyślił? W jaki sposób? Jedno jest pewne: jeśli to program i jeśli Franci-
szek go realizuje, a wiele na to wskazuje, to odpowiedzi na wszystkie pytania należy szukać, badając zamysły grupy kardynałów i duchownych, która stała za wyborem Franciszka w 2013 roku. Jednym słowem, należy ustalić czym była osławiona mafia z Sankt Gallen. Kto wchodził w jej skład? W jaki sposób była ona w stanie narzucić swojego kandydata? Jak udało się jej spenetrować Kościół? To wszystko pytania, na które próbuje odpowiedzieć amerykańska dziennikarka Julia Meloni w pasjonującej książce Mafia z Sankt Gallen. Tajna grupa reformistów wewnątrz Kościoła.
Meloni nie ma wątpliwości, że program papieża Franciszka jest po prostu programem kardynała Carla Marii Martiniego, radykalnie postępowego włoskiego hierarchy, faktycznego założyciela mafii z Sankt Gallen i autora jej programu. Meloni pokazuje, że już po śmierci Jana Pawła II mafia chciała osadzić na tronie papieskim swojego wymarzonego kandydata, właśnie kardynała Martiniego. „Martini. Przez ponad dziesięć lat świat miał nadzieję, że jezuita Martini wypchnie Kościół na wzburzone wody postnowoczesności. W roku 1993 londyński «Sunday Times Magazine» opublikował kolorowe zdjęcie Martiniego z jaskrawym tytułem: »Następny papież?». Towarzyszył fotografii wywiad – równie jaskrawo wieloznaczny i pokrętny – dotykający wszystkiego: od antykoncepcji do kapłaństwa kobiet. (…) Były to lata dziewięćdziesiąte. Jan Paweł II pokornie znosił chorobę Parkinsona i wyglądało na to, że nadszedł czas na rewolucję Martiniego. «Gdyby konklawe było o dekadę wcześniej [niż konklawe w 2005 roku], Martini mógłby – jak sądzę – zostać wybrany na papieża», po-
wiedział później Murphy-O‘Connor”. Plan powołania kardynała Martiniego, faktycznego założyciela mafii, spalił jednak na panewce, gdy okazało się, że ten niezwykle popularny purpurat, który miał doprowadzić do pojednania
świata i Kościoła, cierpi na chorobę Parkinsona. Nie zamierzam opisywać tu dokładnie ustaleń amerykańskiej dziennikarki, odsyłam po prostu czytelników do jej książki. Mogę jedynie powiedzieć, że tym, co dla mnie w całej historii było najbardziej uderzające, to informacje, nigdy wcześniej chyba nie podawane, o swoistym porozumieniu między kardynałem Martinim a kardynałem Ratzingerem, dzięki któremu był możliwy wybór tego ostatniego na papieża. To faktycznie sensacja. Oddaję głos Meloni: „gdyby konklawe się przeciągało, Niemiec [Ratzinger] miał poprosić swoich zwolenników o przeniesienie głosów na kardynała Camillo Ruiniego. Na tę wieść Martini przestraszył się konserwatywnego Ruiniego tak bardzo, że wolał już niczym deus ex machina zaangażować się po stronie Ratzingera. To, co stało się później, osnuwa aura tajemnicy, gęsta jak czarny dym ze spopielonych kart do głosowania. Według watykanisty Bernarda Lecomte’a, niejeden świadek na własne oczy widział w przerwie obiadowej przed czwartą turą głosowań tajemniczą rozmowę Martiniego z Ratzingerem. Ta rozmowa w cztery oczy przynajmniej w jednym z jej świadków wywołała wrażenie, jakby Martini przerzucał swoje głosy na Ratzingera, być może w zamian za gwarancje kierunków nowego pontyfikatu”.
Czy to prawda? Czy faktycznie kardynał Ratzinger zawarł kompromis, w ramach którego oddał liberalnym kardynałom dużą część władzy w Kościele i nie był w stanie,
jak tego oczekiwało wielu katolików, bronić skutecznie wiary? Powstaje pytanie, czy to nie owo porozumienie doprowadziło ostatecznie do abdykacji Benedykta? Meloni, która precyzyjnie rekonstruuje fakty, wykazuje, że w 2011 roku, tuż przed tym, jak po Watykanie zaczęła krążyć plotka o możliwym ustąpieniu Benedykta, on sam spotkał się w cztery oczy ze stojącym już nad grobem kardynałem Martinim. Można domniemywać, czego dotyczyła rozmowa. Włoski kardynał do końca życia marzył o dokonaniu w Kościele przewrotu na miarę Rewolucji Francuskiej. Pisał w testamencie: „Kościół został w tyle dwieście lat. Jak to możliwe, że nie doznaje wstrząsu? Czy się boimy? Lęk zamiast odwagi?”. „Widzę w dzisiejszym Kościele tyle popiołu na węglach, że opada mnie nieraz poczucie bezsiły”
– dodawał, jak zauważa Meloni, przyzywając porównania „pochodzącego od ojca Karla Rahnera SJ”. Amerykańska dziennikarka pokazuje też, że w tym okresie życia kardynał Martini właśnie w arcybiskupie z Buenos Aires widział dziedzica swojej rewolucyjnej myśli. Można zatem domniemywać – Meloni zastrzega się, że to tylko hipoteza – iż to kardynał Martini już w 2011 roku wiedział o rozterkach i wątpliwościach Benedykta.
Przekonał tego ostatniego, że abdykacja nie musi oznaczać
zmiany linii, jeśli następcą Benedykta zostanie konserwatywny kardynał Angelo Scola. Być może to przeświadczenie przeważyło i Benedykt XVI ostatecznie 11 lutego 2013 roku ogłosił światu swoją rezygnację. Był pewien, że po nim na tronie zasiądzie właśnie kardynał Scola, co mógł mu zasugerować wcześniej, nieżyjący już wtedy, kardynał Martini.
Jeśli tak było, oznaczałoby to, że papież Benedykt wpadł w swego rodzaju pułapkę. Nie przewidział posunięć kardynała Martiniego. Gdy ten zauważył, że Benedykt zamierza ustąpić, od razu powiadomił o tych planach argentyńskiego hierarchę. W ten sposób arcybiskup Buenos Aires mógł przygotować się do nadchodzącego konklawe. Dlatego to on ostatecznie, przy poparciu Mafii z Sankt Gallen, jako jej reprezentant pokonał w głosowaniu kardynała Scolę i rozpoczął przełomowy pontyfikat.
Powtarzam, są to jedynie hipotezy i Meloni starannie to zaznacza. Jednak z perspektywy czasu stają się one coraz bardziej prawdopodobne. Pełną prawdę może poznamy w przyszłości. A może nie – i będzie ona znana jedynie Bogu, który bada serca ludzkie.

Przedmowa
Dla wielu katolików wybór papieża Franciszka był niespodzianką. Niniejsza książka przynagla wiernych katolików do uważnego przyjrzenia się, wejrzenia w tło sprawy, w obszary niejasne i szczegóły. Dwieście sześćdziesiąty szósty pontyfikat jest owocem poważnych wysiłków. Warunki do jego realizacji były okupione ciężką pracą po nocach i faktycznie trud ten przyniósł ona owoce.
W 2013 roku spontaniczność doktrynalna i dyscyplinarna zaprowadzona przez papieża Franciszka zdawała się oznaką nowej ery. A jednak obłudni zwiastuni papieża Franciszka – poczynając od kardynała Martiniego, co sam siebie zwał antepapa, czyli nie tyle antypapieżem, ile poprzednikiem papieża – całe lata spędzili na knuciu, jak tu obsadzić najwyższe stanowisko w Kościele kimś podobnie usposobionym.
Jak dowiecie się z książki Julii Meloni, program papieża Franciszka jest po prostu programem kardynała Martiniego, programem z Sankt Gallen. Niemal wszystko, co wam powiedziano (albo właśnie nie powiedziano) o tym programie, ujawniono lub ukryto po to, by reklamować Franciszka jako „papieża niespodzianek”. Ze wszystkich dwustu sześćdziesięciu pięciu następców św. Piotra ani jeden nie może nawet aspirować do rywalizacji z nim pod względem uprzedniego przygotowania ideologii pontyfikatu.
Nie trzeba dodawać, że dla wtajemniczonych mafiosów z Sankt Gallen nie było żadnej niespodzianki na kon-
klawe w marcu 2013 roku. Dla reszty świata realizacja mafijnego spisku okazuje się szokiem, lecz dla samych konspiratorów obmyślenie go i wykonanie jest czymś innym: bezlitośnie przestrzeganą dyscypliną, wyuczoną grą wypowiedzi i spojrzeń, wytężoną determinacją obleczoną w niejasność. Jak to zgrabniej ujmuje Meloni, realizacja planów z Sankt Gallen była jedynie kwestią „cierpliwości” i „czasu”.
Program ten został zawczasu tak dobrze poukładany, że nawet wśród niewtajemniczonych zdumienie i wstrząs wcale nie były dojmujące. Najgorliwsi przeciwnicy mafii widzieli nadchodzący zamach. Kardynał Brandmüller, inicjator dubiów i wierny syn Matki-Kościoła, dopiero po dwóch latach od wyboru Franciszka ostrzegł: „Najpierw komunia dla rozwiedzionych w ponownych związkach.
Potem zniesienie celibatu kapłańskiego. Ostatecznym celem jest kapłaństwo kobiet i zjednoczenie z protestantami. Wtedy będziemy mieli narodowy Kościół niemiecki niezależny od Rzymu. Na koniec razem ze wszystkimi protestantami”1 .
Cienie pontyfikatu rosną i ciemnieją, a papież Franciszek przyspiesza i zabiera się za niezrealizowane punkty z listy ujawnionej przez Brandmüllera, to znaczy za realizację programu mafii. Program ma być wykonany! Franciszka osadzono dla przeprowadzenia krótkiej listy celów. Książka, którą Czytelnik ma w ręku, przedstawia racjonalną podstawę do mocnego przeświadczenia przynajmniej o tym.
1 Edward Pentin, The Rigging of a Vatican Synod: An Investigation into Alleged Manipulation at the Extraordinary Synod on the Family (San Francisco, Ignatius Press, 2015).
Chociaż wiele szkód wyrządzi winnicy Pańskiej
przez czas realizacji programu z Sankt Gallen, lecz Czytelnik przynajmniej dostrzeże ciosy, w miarę ich zadawania. Książka, za którą się zabieracie, w pewnym sensie jest prawdziwą opowieścią sensacyjną. Opowiada o donie , przed-papieżu imieniem Carlo Maria Martini – o pomocniku bossa mafii nazwiskiem Silvestrini, o drużynie capi w rodzaju kardynała Danneelsa, który ujawnił światu sekrety mafii oraz o kilku komandach żołnierzy. Jest to historia o małpowaniu autentycznych cnót chrześcijańskich: planowania, uporu i cierpliwości. Jest to posępna relacja z usiłowania rabunku tego, co czyste, i mrocznego ubóstwiania nikczemności. Wprowadza też w trwającą historię dwóch obecnych papieży. Pierwszy to młody soborowy liberał, który z wiekiem stał się przebiegłym, ostrożnym konserwatystą i który u schyłku swego panowania uczynił za dużo i zarazem zbyt mało. Drugi to młody konserwatysta.
Fascynacja tym, co niezgłębione i zachwyt politycznym peronizmem przemieniła go, pod opieką dalekiego kardynała Martiniego, w wykonawcę tajemnej agendy mafii z Sankt Gallen.
Podczas gdy pierwszy trudzi się w cieniu i zwątpieniu, drugi zabiera się za trzeci krok w swojej wielkiej akcji. Wraz z garstką żyjących jeszcze towarzyszy wie, jak to się ma skończyć. Dla nas, pozostałych, trzeci krok ma być pełen niespodzianek, o ile wnikliwe książki, jak niniejsza, nie dostarczą wiernym wskazówek co do spodziewanych zdarzeń. Niestety nawet wyraźny afisz, jak to bywa ze wszystkim w naszych czasach, sprytnie uczyniono nieczytelnym, przygaszając światła na widowni.
Pośćmy i módlmy się o dni mniej osobliwe. Jak to kiedyś rzekł papież Benedykt XVI, obyśmy zdołali być wiernymi sługami na Pańskiej winnicy!
Bracia i siostry, Deus vult! Ukrzyżujcie samych siebie i wyruszcie! Nasz Pan kocha cierpiącego sługę i rozpoznaje w nim siebie.
Jezusie, Maryjo, Józefie, bądźcie z nami w tej Wędrówce.
Timothy GordonHattiesburg, Mississippi, USA, 31 maja 2021
Podziękowania
Wyrażam głęboką wdzięczność wszystkim współpracownikom i czytelnikom, którzy od początku wsparli ten projekt.
Szczególnie chcę podziękować Patrickowi O’Hearnowi i wszystkim w wydawnictwie TAN
Books, którzy niniejszą książkę doprowadzili do publikacji: Timothy’emu Gordonowi, stojącemu za tą pracą od bardzo wczesnej fazy, dr Janet Smith, dr Maike Hickson, Mattowi Gaspersowi i Timothy’emu Flandersowi, którzy czytali książkę w trakcie tworzenia i udzielili nieocenionych rad.
Dziękuję Johnowi Velli i Johnowi-Henry’emu Westenowi za redakcję i publikację moich wcześniejszych artykułów o mafii z Sankt Gallen.
W połowie lat 90. potajemna grupa wysokich rangą duchownych zaczęła spotykać się w Sankt Gallen w Szwajcarii. Sprzeciwiając się kardynałowi Josephowi Ratzingerowi, ów tajny krąg planował rewolucję w ukryciu. Do 2015 r. ich tajemnica była bardzo trudna do wykrycia. Ale pewnego dnia kardynał Godfried Danneels publicznie zażartował, że należy do „mafii”. Jednak mimo wstrząsu, jaki wywołało wyznanie Danneelsa, gęsta chmura tajemnicy wciąż spowijała mafię z Sankt Gallen.
W tej fascynującej książce Julia Meloni łączy ze sobą ślady, dowody i poszlaki dotyczące działań tajnej grupy z Sankt Gallen. Obficie udokumentowana i porywająca narracja rzuca światło na szereg niewyjaśnionych dotąd spraw dotyczących konklawe z 2005 i 2013 roku, pontyfikatu Benedykta XVI i osoby papieża Franciszka.
Im dłużej przyglądam się temu pontyfikatowi, tym bardziej odnoszę wrażenie, a jestem tylko jednym z wielu, że Franciszek realizuje dokładnie przygotowany i przemyślany plan rozmontowania, przewrotu w Kościele. (…) Kto go wymyślił? W jaki sposób? (…) Odpowiedzi na wszystkie pytania należy szukać, badając zamysły grupy kardynałów i duchownych, która stała za wyborem Franciszka w 2013 roku. Jednym słowem, należy ustalić czym była osławiona mafia z Sankt Gallen. Kto wchodził w jej skład? W jaki sposób była ona w stanie narzucić swojego kandydata? Jak udało się jej spenetrować Kościół? Na te pytania próbuje odpowiedzieć amerykańska dziennikarka Julia Meloni w tej pasjonującej książce.
fragment Wstępu Pawła Lisickiego
Książka ta w pewnym sensie jest prawdziwą opowieścią sensacyjną. Opowiada o „Donie”, przed-papieżu imieniem Carlo Maria Martini; o pomocniku bossa mafii nazwiskiem Silvestrini, o drużynie „capi” w rodzaju kardynała Danneelsa, który ujawnił światu sekrety mafii oraz o kilku komandach żołnierzy. Jest to historia o małpowaniu autentycznych cnót chrześcijańskich: planowania, uporu i cierpliwości. Jest to posępna relacja z usiłowania rabunku tego, co czyste, i mrocznego ubóstwiania nikczemności.
fragment Przedmowy Timothy Gordona
ISBN 978-83-65758-44-6
www.aromatslowa.pl
Fotografia na okładce: PAOLO COCCO/AFP/East News
9 788365 758446
Cena 34,90 zł (z VAT)
