Nowe cuda świętego Charbela - Anatolij Bajukański

Page 1

Święty Charbel, jeden z największych cudotwórców w historii chrześcijaństwa, nie przestaje czynić wielkich dzieł na całym świecie, przychodząc z pomocą potrzebującym w chorobach duszy i ciała. Do chwili obecnej zarejestrowano około 30 tysięcy uzdrowień i wciąż zgłaszają się nowi świadkowie niezwykłego posłannictwa i Bożej mocy, jaką został obdarzony święty mnich z Libanu.

Anatolij Bajukański jest twórcą Centrum św. Charbela w Lipiecku, autorem kilkunastu książek o świętym libańskim cudotwórcy i wydawcą czasopisma „Lekar”, poświęconego dokumentacji jego obecnej uzdrowicielskiej działalności oraz propagowaniu postaci tego niezwykłego świętego mnicha.

ISBN 978-83-7864-682-2 tel. 12 292 68 69, 12 292 09 05 12 345 49 80, tel. kom.: 695 994 193 www.religijna.pl, klub@religijna.pl

9

788378

646822

Cena 34,90 zł (zawiera VAT)

Nowe cuda świętego Charbela

Zamów bezpłatny katalog!

Oto książka, w której obok opisów wielu przypadków niesamowitych uzdrowień znajdziemy historię ludzi niemal złamanych przez trudy życia i ciężar, wydawałoby się, ponad miarę, którzy jednak po powrocie do zdrowia odnaleźli światło i dziś z wdzięcznością Bogu sławią posłanego przez Niego świętego uzdrowiciela, przychodzącego ludziom z pomocą w najtrudniejszych sytuacjach. Pośród wielu pasjonujących opowieści i niezwykłych nowin, znajdziemy tu wiele duchowych wskazówek i szereg materiałów dotyczących naukowego podejścia do nadprzyrodzonych fenomenów, które wywołują szczere zadziwienie wykwalifikowanych specjalistów.

Anatolij Bajukański

Polecamy również:

Anatolij Bajukański

Nowe cuda świętego Charbela

Od wielu lat pracuję jako pielęgniarka i napatrzyłam się na różne nieszczęścia. Wierzyłam bezgranicznie tylko w oficjalną medycynę, zwłaszcza w chirurgię, zaś uzdrawianie przy pomocy ikon i fotografii, proszę mi wybaczyć, trudno było mi zaakceptować, choć jestem wierząca często chodzę do cerkwi. Ale przecież nikt z nas nie wie, co w przyszłości może go spotkać… W czasie kolejnego kontrolnego badania lekarskiego wykryto w mojej piersi guz i prosto z przychodni trafiłam na szpitalny oddział onkologiczny… Przypadkowo, a może i nieprzypadkowo (w naszym życiu, jak wiadomo, nic przypadkowo się nie dzieje) wpadł mi w ręce wizerunek świętego Charbela, który dotąd bagatelizowałam… Przez cały miesiąc, jaki dzielił mnie od wyznaczonego terminu zabiegu, dniem i nocą prosiłam świętego o pomoc, nosząc jego podobiznę na piersi. Zauważyłam, że w czasie modlitwy znikał ból i lęk. … I zdarzył się prawdziwy cud. Tuż przed samą operacją przeszłam ponowne badania. Zrobiono mi USG i wszystkie potrzebne analizy. Zauważyłam wówczas, że lekarze coś szepczą między sobą i są niezwykle poruszeni. Nic z tego nie rozumiałam, ale po chwili zwrócili się bezpośrednio do mnie: „Przepraszamy, ale coś tu się nie zgadza. Widocznie do wyników badań zakradł się jakiś błąd… Mamy tu pani zdjęcie rentgenowskie, ale guz musiał się chyba wchłonąć, bo nigdzie go nie widać”. Naczelny lekarz, człowiek z trzydziestoletnim stażem na onkologii oświadczył, że z czymś takim nie miał jeszcze do czynienia. Pożegnał mnie słowami: „Niech pani wraca do domu i dziękuje Bogu za cud”… fragment książki



Anatolij Bajukański

Nowe cuda świętego Charbela

Wydawnictwo AA Kraków


Tytuł oryginału: Помощь с Неба. Новые чудеса святого Шарбеля Tłumaczenie: Aniela Czendlik Redakcja i korekta: Maria Szarek Skład i łamanie, projekt okładki: Magdalena Spyrka

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo AA, Kraków 2022

ISBN 978-83-7864-682-2

Wydawnictwo AA s.c. 30-332 Kraków, ul. Swoboda 4 tel.: 12 292 04 42 e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl


ZAMIAST PRZEDMOWY Co rano, o tej samej godzinie, budzi mnie melodyjny dźwięk dzwonu. Tak się szczęśliwie składa, że świątynia stoi tuż za moimi oknami. Z przejęciem wsłuchuję się w „głos cerkwi”, a duszę zaczyna przepełniać taka błogość, że chce się żyć, by pomagać potrzebującym. Jednak tę błogość prędko gasi inna myśl: dlaczego nie jestem teraz w cerkwi, dlaczego tak rzadko do niej uczęszczam? I zaczynam korzyć się w duchu i usprawiedliwiać, że nie zdążyłem na jutrznię, bo… znów zaspałem. Odpędzam od siebie naiwne wymówki, że do późna w nocy ślęczałem nad listami. Żeby choć trochę uspokoić sumienie, prędko siadam przy biurku i biorę się do pracy nad książką o ludziach, których zwie się tu Bożymi ugodnikami1. Tak było i wówczas, kiedy kolejna książka o cudotwórcy z Libanu istniała dopiero w moich myślach, ale materiały do niej i nowe listy piętrzyły się już na biurku i półkach. Nie otwierając jeszcze oczu, zobaczyłem w półśnie, niczym kadry ze starego filmu, odległą przeszłość przesuwającą się, obraz po obrazie, na ekranie historii: dźwięk dzwonu niósł się z jednego końca miasta w drugi – miasta, w którym się urodziłem, rozbrzmiewał po ówczesnym Petersburgu. Newskim Prospektem sunęły powoli karety, mieszczanie oddawali honory ważnym osobistościom i dostojnikom, a wzdłuż ulicy ciągnęły tłumnie, w tym samym kierunku, „niższe stany”, chłopi z sakwami i prości obywatele. Wszyscy zmierzali w stronę carskiego pałacu. 1 Ugodnik − błogosławiony lub święty „pogodzony” z wolą Bożą i zgodnie z nią żyjący – przyp. tłum. 3


Odpędziwszy półsenne majaczenia, poderwałem się i pospieszyłem do biurka, uświadamiając sobie, że to najwyższy czas, by zabrać się do pracy.

4


CZY RÓWNIEŻ TERAZ ZDARZAJĄ SIĘ CUDA? Niedawno otrzymałem list: Mam bardzo poważne pytanie jako chrześcijanka, ale nikt spośród duchownych naszej miejskiej prawosławnej parafii nie jest w stanie mi na nie przekonująco odpowiedzieć. Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego wszystkie cuda, które czynili święci w imię Boga, dokonywały się głównie w minionych wiekach? Czyżby teraz ich moc już osłabła? Czy też po prostu nie wypada o nich głośno mówić? Proszę mi wybaczyć, ale jeżeli istnieją jakieś dowody na istnienie cudów, to należy je rozgłaszać, czy też przemilczeć? Przecież u nas od dawna wiele spraw zataja się przed narodem – to już norma. Prawie wszyscy święci w przeszłości czynili cuda w imię Boga. Dlaczego więc dzisiaj nie mówi się o takich wydarzeniach? W świątyniach batiuszki odmawiają stale jedne i te same modlitwy, a o dzisiejszym życiu nie mówią ani słowa. To niepojęte. Człowiek zaczyna wówczas wątpić, czy są i czy w ogóle były kiedyś cuda dokonywane przez świętych? Przepraszam za to pytanie, ale nie daje mi ono spokoju. S. Budniczenkowa, Dankow w obwodzie lipieckim Moja odpowiedź: Pytanie jest w pełni zasadne. Nasza prasa, radio i telewizja więcej mówią o cudach techniki, o nowych cudownych samolotach i rakietach, a o świętych cudach, które nas leczą na ciele i duszy, nie przyjęto informować opinii publicznej. Może to niemodne? Swoją odpowiedź zacznę od doniesień z dalekiego Libanu. Proszę postawić się na moim miejscu, kiedy nasz samolot, 5


przeleciawszy nad morzami i górami, w końcu wylądował w stolicy tego kraju, Bejrucie. Nie od razu uświadomiłem sobie, gdzie jesteśmy; dokoła był zupełnie inny świat, inne życie niż to znane mi z kraju. Wschód, co prawda – to odmienna rzeczywistość, lecz cuda zawsze tu były i teraz też zajmują ważne miejsce w życiu społecznym. Niech Pani nie zapomina, że to Ziemia Święta, chociaż wszystko, co dla Libańczyków i Syryjczyków jest czymś zwyczajnym, my uznalibyśmy za większe lub mniejsze cuda. Dokoła pełna egzotyka. Wydaje się, że zaraz stanie nam na drodze mędrzec Hodża Nasreddin i zapyta: „Po coście tu przylecieli na swoim latającym dywanie?”. Jednak nie będziemy wybiegać naprzód, gdyż cuda nie znoszą pośpiechu. Już wcześniej nasłuchaliśmy się sporo o wielkich świętych i ich czynach. Jednak ciągle jeszcze nie odpowiedzieliśmy przekonująco na pytanie naszej Czytelniczki. A cóż można jej odpowiedzieć? Właściwie prawdziwie i głęboko wierzący chrześcijanin nie powinien zadawać takiego pytania. Cud to działanie, którego nie może dokonać człowiek bez udziału Bożej mocy. To znaczy, że tak długo, dopóki ta Boska moc nie osłabnie (a nie osłabnie nigdy), będą zdarzać się cuda, które służą krzewieniu i umacnianiu wiary chrześcijańskiej – czyli po wsze czasy. Nie jest tajemnicą, że nie wszędzie jeszcze owa wiara dotarła, miliony ludzi na świecie nie wiedzą nic o prawdziwym Bogu, a wielu, którzy co nieco o Nim słyszeli, nie poznało Jego Kościoła. To znaczy, że i dziś potrzebne są cuda i one się zdarzają, by uświadomić ludzkości, jakie są Boże zamiary. Aby to zrozumieć, nie wystarczy ślepo wierzyć, trzeba też umieć dostrzegać nadprzyrodzone zjawiska i je analizować. Dlaczego na przykład Jezus Chrystus wskrzesił syna wdowy z Nain? Bo użalił się nad biedną wdową. Dlaczego uzdro6


wił chłopca, o którym opowiada Ewangelia? Z tego samego powodu. Dlaczego według słów św. Grzegorza cudowna Boska moc ruszyła górę z miejsca? Dlatego, że przeszkadzała ona Grzegorzowi w budowie kościoła. To znaczy, że cuda dzieją się, by krzewić wiarę w Chrystusa, lecz również dla dobra ludzi. Dokonują ich święci dzięki łasce Wszechmogącego, by ratować ludzkość z różnych nieszczęść przez jej wiarę i modlitwy. Przypatrzmy się, moi przyjaciele, cudom, które są bezsporne, gdyż o nich wiedzą nie tylko miliony ludzi, lecz zostały zapowiedziane przez proroków setki i tysiące lat wcześniej, zanim się zdarzyły. Na całej kuli ziemskiej w annały różnych wyznań chrześcijańskich złotymi zgłoskami wpisano imiona tysięcy świętych. O każdej z tych wielkich postaci należałoby mówić w radiu, sceny z ich życia pokazywać w telewizji, ich imiona wspominać w czasie nabożeństw. Przypadł mi w udziale zaszczyt mówienia światu o jednym z najznakomitszych świętych XX wieku, o ojcu Charbelu z górzystego Libanu.

7


DIMA LECZY LUDZI Zanim zaczniemy naszą zadziwiającą opowieść o cudotwórcy imieniem Charbel, co tłumaczy się ze staroaramejskiego jako: „Char” – król i „Bel” – Bóg, chciałbym zatrzymać się przy pewnej audycji Publicznej Telewizji Rosyjskiej, emitowanej na kanale „Niech mówią”. Była ona przyczyną sporego zamieszania zarówno w kręgach medycznych, jak i w Cerkwi. Słynny showman Andriej Małachow zaprosił do studia dwunastoletniego chłopca z Lipiecka, Dimę Burcewa, co okazało się ogromnym sukcesem programu. Nie na darmo popularny prowadzący dzwonił wcześniej osobiście do wszystkich znajomych, by włączyli kanał pierwszy, a na własne oczy zobaczą cud. To, co dla wszystkich było cudem, dla mnie, nie tylko jako człowieka, który − nie inaczej jak wedle nakazu z Góry − «dostarczył» do Rosji, a dokładnie do miasta Lipieck libańskiego cudotwórcę − było czymś zwyczajnym i od dawna już znanym. Nie będę komentował tego, co oglądały miliony widzów. Na fenomenalne dziecko posypały się słowa krytyki „autorytetów” z różnych kręgów społecznych, obwiniając chłopca o szarlatanerię i oszustwo. Patrzyłem na to z niesmakiem. Nie było właściwie żadnych powodów, by atakować dzieciaka, który, gdy tylko zetknął się ze świętym Charbelem, zaczął zadziwiać otoczenie niezwykłym darem: potrafił w jednej chwili zdiagnozować chorobę, jak również z pomocą modlitw uwalniał ludzi od przeróżnych dolegliwości. Pomyślcie sami, skąd się wziął ów Dima Burcew – indywiduum, prawdziwy fenomen, jasnowidzące dziecko−uzdrowiciel, znający na pamięć mnóstwo modlitw? Skąd wielomilionowe audy8


torium telewidzów, jak i sam zarządzający pierwszym kanałem Andriej Małachow mogli wiedzieć, że właśnie tutaj, do Lipiecka, kursują specjalne autobusy z pielgrzymami chociażby z Wołgogradu czy Stawropola? Przecież, gdzie by się chłopiec nie pojawił, tam zaraz ciągną za nim rozmodleni chorzy i cierpiący, a on stara się pomóc każdemu, kto tylko mu zawierzy. Podczas audycji ludzie wbiegali na scenę i padali przed chłopcem na kolana, prosząc o uzdrowienie. A już chyba nikt nie wie, że Dimie, jeśli można tak się wyrazić, doradzają święci, a nad ikonostasem w domu, w którym wraz z matką mieszka młody uzdrowiciel, znajduje się obraz świętego cudotwórcy Charbela… Nie na darmo fenomenalny chłopiec powiedział kiedyś: „Modlitwa – to najmocniejsze i najskuteczniejsze lekarstwo na wszystkie choroby, a święci są najlepszymi lekarzami”. Nie chcę niczego przesądzać, ale nie trzeba wielkiego umysłu, by zrozumieć, że nie było tu żadnych zbiegów okoliczności czy przypadków. Po „przybyciu” do Lipiecka światowej sławy cudotwórcy, który zmarł ponad sto lat temu, lecz nadal z mocy Boga leczy ludzkie dusze i ciała, pojawił się też Dima Burcew i zaczął działać w tym mieście pod opieką samego świętego, którego, proszę mi wybaczyć powtarzanie się i pewną nieskromność, „przywiózł” tutaj wasz uniżony sługa ze swymi oddanymi pomocnikami. Lecz o roli tego libańskiego cudotwórcy w kształtowaniu duchowości lipieckiego chłopca prowadzący program na pierwszym kanale telewizji, Andriej Małachow, nawet nie wspomniał. Być może sam o tym nie wiedział. *** Nie będziemy jednak przed czasem wchodzić w niepojęte dla nas głębie, byśmy niechcący w nich nie utonęli, ponieważ 9


również nasza historia zadziwia wieloma cudownymi wydarzeniami. Święci i cuda dokonywane za ich wstawiennictwem były, są i będą. I to jest wspaniałe, to daje nadzieję… Oto kolejny dowód, że Bóg istnieje, tak jak i aniołowie, i demony; że jest dobro i zło – w to właśnie wielu ludziom trudno uwierzyć. Nasz świat kryje wiele zagadek, jest niezwykle różnorodny i niełatwo sobie wyobrazić, że obok nas żyją niewidzialne istoty z innego wymiaru, że w kosmosie świecą tysiące różnych słońc. A co z ludźmi, którzy mówią: „Nie uwierzę w żadne cuda, jeśli na własne oczy ich nie ujrzę lub nie doświadczę ich na sobie?”. Do takich skierowana jest prosta i mądra rada protojereja Grigorija Diaczenki 2: „Gdyby jakiś współczesny niewierny Tomasz upierał się przy swoim niedowiarstwie, to Pan Bóg i Jego święci mogą objawić mu, na zasadzie wyjątku, pewne znaki, ostrzegając jednocześnie, że mogą spotkać go przykre następstwa, jeśli nadal będzie prowadził grzeszne życie i nadal będzie wątpił w istnienie cudów”. *** Kartkując albumy i przeglądając dokumenty przywiezione z dalekiego Libanu, często wspominam znajomość z pewnym człowiekiem z bliskiego otoczenia Patriarchy Libanu i Całego Bliskiego Wschodu. Jego nazwisko zostało wymienione w książce, która zrobiła światową karierę: „KTO JEST KIM W ŚWIECIE”. Na Bliskim Wschodzie autor tego bestsellera uważany jest za Bożego człowieka. A więc…

2 10

Grigorij Diaczenko, Duchowy świat, Moskwa 1901, s. 116.


WE WŁOŚCIACH PATRIARCHY Patriarcha Libanu i Całego Wschodu to w tym kraju po prezydencie najważniejszy człowiek, a spotkanie z nim jest wielkim zaszczytem. Zanim jeszcze przyjechaliśmy do Libanu, uprzedzono nas, że być może zostaniemy przez niego przyjęci. Lecz tego dnia nie wiedzieliśmy nic o czekającej nas audiencji. Wczesnym rankiem madame Mona – wierna czcicielka świętego Charbela i nasza libańska przewodniczka − zaprosiła nas na wycieczkę po najbardziej znanych w jej kraju miejscach, które związane są ze świętym Charbelem. Niczego nie podejrzewając, szybko zebraliśmy się, ubraliśmy się turystycznie, nie wzięliśmy nawet upominków przywiezionych z Lipiecka, oprócz dwóch „dyżurnych” chochłomskich 3 filiżanek, i wyruszyliśmy w drogę, która miała trwać całe jedenaście godzin. Samochód Mony zjechał z góry, na której stoi klasztor św. Charbela, mijał obiekty przemysłowe dziwnie kontrastujące z południową przyrodą, niekończące się, ciągnące się setki metrów wschodnie sklepiki i stragany pełne rzeźb przedstawiających sławnych ludzi i świętych oraz zastawione ogromnymi amforami, wazami i dzbanami. Nie spostrzegliśmy jednak żadnych kupujących. Po prawej stronie mieliśmy brzeg Morza Śródziemnego. W końcu nasz samochód zjechał z głównej magistrali i zaczął wspinać się po łagodnym zboczu 3 Chochłoma – miasto niedaleko Nowogrodu słynące z ozdobionych kolorowymi malowidłami drewnianych wyrobów sztuki użytkowej (głównie przybory kuchenne). 11


góry. Madame Mona, nie redukując prędkości, „rzuciła” swojego peugeota naprzeciw niewiadomemu, gdyż sama, jak się później przyznała, nigdy nie jechała tą drogą. Szybko straciliśmy rachubę ostrych zakrętów. Przed każdym wirażem pani kierowca włączała sygnał dźwiękowy, ostrzegając jadących z przeciwka. Prawdziwie kawalerska jazda! Jeśliby zza zakrętu wyskoczył nagle jakiś samochód, polecielibyśmy w przepaść. Ale samochody zjeżdżające z góry „przytulały się” do skał, a my, wjeżdżający pod górę, mknęliśmy nad urwiskami, które nie były nawet ogrodzone. Strasznie było patrzeć w dół, jeśli ktoś nie przywykł do takich widoków. W dole, między zwaliskami kamiennych głazów, przylgnęły do skał niewielkie wioseczki. Wydawało się, że pniemy się w górę bez końca, że mamy zamiar dotrzeć do samego nieba, bo chmury były już na wyciągnięcie ręki. A celu podróży wciąż jeszcze nie było widać. − Daleko jeszcze? – zapytaliśmy madame Monę. – A tak w ogóle, dokąd my jedziemy? − Jak to dokąd? Do patriarchy! – spokojnie odparła kobieta. − Do patriarchy? – jęknęła kierowniczka naszego klubu świętego Charbela, Natalia Siergiejewna. – Nie wzięliśmy odpowiednich souvenirów i nie jesteśmy stosownie ubrani! „Wątpię, czy tam dojedziemy, mam złe przeczucia, skoro Mona pędzi jak szalona” − pomyślałem. Wszyscy milczeli, coraz bardziej podenerwowani. Nieustraszona madame Mona raz ostro hamowała, to znów dodawała gazu. Nie rozumiała po rosyjsku, ale po naszych twarzach domyślała się, że jesteśmy wręcz przerażeni. Dla niej, arabskiej kobiety, wszystko tu było zwyczajne, a dla nas była to wyprawa do Nieba. Krajobraz za oknem pozostawał prawie niezmienny – kamienne tarasy, pożółkła od palącego słońca roślinność, wio12


seczki po obydwu stronach drogi i równe rzędy jabłoni stojących jak żołnierze w szeregu. Ich gałęzie uginały się pod ciężarem soczystych owoców. Droga raz gwałtownie się zwężała, to znów rozszerzała. Kiedy zdawało się, że tej podróży nie będzie końca, pojawiła się jeszcze jedna osada. Góry nad nią dosłownie dotykały chmur. Dalej nie było już gdzie jechać. − Daleko jeszcze do patriarchy? – zapytałem panią Monę. – Jesteśmy przecież już wysoko w górach. − Prawie dojechaliśmy – rzekła nasza przewodniczka, która, sądząc po jej oczach, była również poważnie zmęczona. – Jeśli zaś chodzi o wysokość i o odludzie, to… nasi patriarchowie przez tyle lat musieli ukrywać się przed licznymi wrogami, że lepszego miejsca nie mogli sobie znaleźć. Odetchnęliśmy z ulgą. Jak przyjemnie było uświadomić sobie, że wreszcie jesteśmy u celu i że może za chwilę przyjmie nas, człowiek-legenda, patriarcha Libanu i Całego Wschodu. Jak nam powiedziano, głowę Kościoła chrześcijańskiego w Libanie szczegółowo poinformowano o naszej misji i o „heroicznych czynach” świętego Charbela w naszym kraju. Samochód skręcił z drogi i podjechał do głównego wejścia dość długiego piętrowego budynku, prezentującego się okazale na tle tutejszych domów, jak jakiś pałac lub starożytny zamek, chociaż nie posiadał żadnych architektonicznych ozdób. Zdumiało mnie, że na dziedzińcu również było pusto, dokoła panowała niezmącona cisza. Żadnej ochrony, samochodów czy personelu obsługi. U nas, w Rosji, w każdej szkole są ochroniarze, a tu, w kraju, który przeżył wojnę domową, ludzie chyba poszli po rozum do głowy i teraz zbierają plony spokojnego życia. Podążając za madame Moną, weszliśmy do budynku Patriarchatu. Naszym oczom ukazał się długi, prawie pięćdziesięciometrowy korytarz, szeroki i wygodny. 13


Tu też było prawie bezludnie. Panował za to przyjemny chłód, pachniało sosną i cudownymi aromatami. Znajdująca się w budynku świątynia, jak nam powiedziano, została zbudowana w roku 1939. Marmur kararyjski na jej budowę i na wykończenie gmachu Patriarchatu przywieziono aż z Włoch. − Odpocznijcie sobie – zaproponowała niestrudzona Mona − a ja pójdę poinformować o waszym przybyciu. Jakże tu odpoczywać, kiedy dokoła kryło się tyle ciekawych rzeczy?! Gdzieś w pobliżu nas mieszkał sam patriarcha! Bez zastanowienia poszliśmy na samowolną wycieczkę po budynku. Zatrzymaliśmy się przed wspaniałymi schodami z rzeźbionymi dębowymi poręczami i marmurowymi stopniami, które prowadziły na piętro. Kiedy weszliśmy na górę, stanęliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać: iść w prawo czy w lewo. Ale, jak to się mówi, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak teraz wszystkie drogi prowadziły do świątyni. Pchnęliśmy ciężkie drzwi i zatrzymaliśmy się w progu oczarowani wspaniałością wnętrza. Był to chyba najważniejszy obiekt wśród wszystkich pałaców w Libanie. Zdarza się, że pisarzowi brakuje słów, by wyrazić uczucia, by utrwalić na papierze piękno, które pojawiło się przed jego oczami. Tego doświadczył również wasz uniżony sługa, gdy wszedł do kościoła w Patriarchacie. Nazwałbym tę świątynię swego rodzaju muzeum sztuki chrześcijańskiej. Wyobraźcie sobie solidny kościół, w którym znajdują się potężne dębowe ławy z rzeźbionymi, polichromowanymi oparciami. Nad głowami i na ścianach – dziesiątki wspaniałych dzieł najsłynniejszych libańskich artystów, kolorowe witraże z pejzażami Libanu, scenami z Biblii, zaokrąglone u góry strzeliste okna w stylu gotyckim, a między nimi 14


dwanaście lśniących krzyży, figury dwunastu Apostołów, zaś z przodu – mieniący się złocistym blaskiem ołtarz. Z pewnością parafianom bardzo przyjemnie jest słuchać w takim wnętrzu kazań i uczestniczyć w nabożeństwach. Człowieka znajdującego się w Boskim otoczeniu ogarnia człowieka wrażenie, że obcuje z prawdziwie niebiańskimi mocami i wówczas odczuwa się głębię wiary. *** Wydaje się czymś niewłaściwym prosić Boga o wybawienie od nieszczęść, przecież On wie najlepiej, co nam zagraża. A przecież modlimy się o deszcz, błagamy o oddalenie suszy, o uzdrowienie z choroby, wierząc, że ON sam rządzi siłami przyrody i naszymi losami. Przepojone wiarą modły nie bywają daremne i dość często towarzyszą im zadziwiające cuda. *** Przeczytawszy tę książkę, kolejny raz przekonacie się, że cuda dokonywane w imię Boga istnieją, opowiadały nam o nich setki naocznych świadków, którzy doświadczyli niewytłumaczalnego uzdrowienia. Będąc w Libanie, sami spotykaliśmy się ze wzruszającymi cudami, których „sprawcą” był skromny mnich z górzystego kraju. *** Również dzisiaj, z dnia na dzień, z roku na rok, nie ustają zadziwiające cuda za jego wstawiennictwem: uzdrowienia chorych, ulgi w cierpieniu, umocnienia w wierze. Ten cudotwórca 15


ciągle daje ludziom nadzieję i sprawia ogromną radość wierzącym w Boga – to wstrząsa wyobraźnią. Rosjanie, jak i wierzący w innych krajach, cieszą się, że wśród nich pojawił się jeszcze jeden bezinteresowny orędownik. Wyobraźcie sobie typową scenę, jaka często pojawia się w listach od moich rodaków: leży w łóżku samotny człowiek, lekarze już postawili na nim krzyżyk przekonani, że z takiej choroby, tak jak ze starości, nie można wyzdrowieć. Nie ma nikogo, kto by podał temu nieszczęśnikowi szklankę wody, zrobił mu zakupy czy przyniósł lekarstwa z apteki. Człowiek, pogodzony ze swym losem, myśli już tylko o śmierci jako o jedynym wybawieniu z cierpienia i próbuje zaakceptować tę nieuchronność, gdy nagle przybywa do niego Boży posłaniec, anioł, ale nie śmierci, lecz życia. Człowiek wraca do zdrowia. Oczywiście, pierwszą rzeczą, jeśli radość nie zmąciła mu rozumu, jest pójście do kościoła, by w gorącej modlitwie wyrazić Bogu, Jego świętym i Przenajświętszej Maryi Pannie swą wdzięczność. O Niej mówimy zawsze z wielkim wzruszeniem i niemalże wstrzymując oddech, bo jakżeby inaczej? Będąc w Polsce, w krajach nadbałtyckich, w Libanie czy w Syrii obserwowaliśmy zdziwieni, jak lud kocha i czci Bożą Matkę. Zdarzyło się pewnego razu, że jadąc szosą zobaczyliśmy na zakręcie drogi drewnianą kapliczkę. Zatrzymaliśmy się. Przed nami, pod daszkiem, wisiała ikona Matki Bożej i paliła się łampadka 4. Żaden przechodzień czy przejezdny nie minie jej, by nie przeżegnać się czy pomodlić przed tym obrazem, oddając Bogarodzicy należną Jej cześć.

4 16

Lampka oliwna.


Spis treści

Zamiast przedmowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3 Czy również teraz zdarzają się cuda? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Dima leczy ludzi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 We włościach patriarchy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 Dwie ikony Bogarodzicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17 Najważniejsza jest pomoc potrzebującym . . . . . . . . . . . . . . . . 20 Cuda w przeszłości i dziś . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ach, dlaczego ludzie nie wierzą? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Z moich notatników . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Matko moja – Niepokalana Panno Maryjo” . . . . . . . . . . . . . . Tysiące listów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kogo teraz leczy święty Charbel? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

39 42 45 49 51 53

Listy, listy, listy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67 Nieszczęśnicy grzęzną w piasku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69 Wokół Charbela . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78 Zapiski niedawnego ślepca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 Bądźcie zdrowi i cieszcie się dobrym wzrokiem! . . . . . . . . . 99 Znów listy, listy, listy… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 113 Święty Charbel i dzieci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135 I znów listy, listy… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 143 Tyle przypadków się nie zdarza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149 Dobre wieści lecą na skrzydłach przez świat . . . . . . . . . . . . 162 Święty Charbel na Ukrainie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 162 Z notatnka autora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 181 Wasze pytania – nasze odpowiedzi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 181 191


Święty Charbel, jeden z największych cudotwórców w historii chrześcijaństwa, nie przestaje czynić wielkich dzieł na całym świecie, przychodząc z pomocą potrzebującym w chorobach duszy i ciała. Do chwili obecnej zarejestrowano około 30 tysięcy uzdrowień i wciąż zgłaszają się nowi świadkowie niezwykłego posłannictwa i Bożej mocy, jaką został obdarzony święty mnich z Libanu.

Anatolij Bajukański jest twórcą Centrum św. Charbela w Lipiecku, autorem kilkunastu książek o świętym libańskim cudotwórcy i wydawcą czasopisma „Lekar”, poświęconego dokumentacji jego obecnej uzdrowicielskiej działalności oraz propagowaniu postaci tego niezwykłego świętego mnicha.

ISBN 978-83-7864-682-2 tel. 12 292 68 69, 12 292 09 05 12 345 49 80, tel. kom.: 695 994 193 www.religijna.pl, klub@religijna.pl

9

788378

646822

Cena 34,90 zł (zawiera VAT)

Nowe cuda świętego Charbela

Zamów bezpłatny katalog!

Oto książka, w której obok opisów wielu przypadków niesamowitych uzdrowień znajdziemy historię ludzi niemal złamanych przez trudy życia i ciężar, wydawałoby się, ponad miarę, którzy jednak po powrocie do zdrowia odnaleźli światło i dziś z wdzięcznością Bogu sławią posłanego przez Niego świętego uzdrowiciela, przychodzącego ludziom z pomocą w najtrudniejszych sytuacjach. Pośród wielu pasjonujących opowieści i niezwykłych nowin, znajdziemy tu wiele duchowych wskazówek i szereg materiałów dotyczących naukowego podejścia do nadprzyrodzonych fenomenów, które wywołują szczere zadziwienie wykwalifikowanych specjalistów.

Anatolij Bajukański

Polecamy również:

Anatolij Bajukański

Nowe cuda świętego Charbela

Od wielu lat pracuję jako pielęgniarka i napatrzyłam się na różne nieszczęścia. Wierzyłam bezgranicznie tylko w oficjalną medycynę, zwłaszcza w chirurgię, zaś uzdrawianie przy pomocy ikon i fotografii, proszę mi wybaczyć, trudno było mi zaakceptować, choć jestem wierząca często chodzę do cerkwi. Ale przecież nikt z nas nie wie, co w przyszłości może go spotkać… W czasie kolejnego kontrolnego badania lekarskiego wykryto w mojej piersi guz i prosto z przychodni trafiłam na szpitalny oddział onkologiczny… Przypadkowo, a może i nieprzypadkowo (w naszym życiu, jak wiadomo, nic przypadkowo się nie dzieje) wpadł mi w ręce wizerunek świętego Charbela, który dotąd bagatelizowałam… Przez cały miesiąc, jaki dzielił mnie od wyznaczonego terminu zabiegu, dniem i nocą prosiłam świętego o pomoc, nosząc jego podobiznę na piersi. Zauważyłam, że w czasie modlitwy znikał ból i lęk. … I zdarzył się prawdziwy cud. Tuż przed samą operacją przeszłam ponowne badania. Zrobiono mi USG i wszystkie potrzebne analizy. Zauważyłam wówczas, że lekarze coś szepczą między sobą i są niezwykle poruszeni. Nic z tego nie rozumiałam, ale po chwili zwrócili się bezpośrednio do mnie: „Przepraszamy, ale coś tu się nie zgadza. Widocznie do wyników badań zakradł się jakiś błąd… Mamy tu pani zdjęcie rentgenowskie, ale guz musiał się chyba wchłonąć, bo nigdzie go nie widać”. Naczelny lekarz, człowiek z trzydziestoletnim stażem na onkologii oświadczył, że z czymś takim nie miał jeszcze do czynienia. Pożegnał mnie słowami: „Niech pani wraca do domu i dziękuje Bogu za cud”… fragment książki


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.