Autorka
Miałem przyjemność prowadzić z Autorką korespondencję w toku jej pracy nad tą książką. Było to doświadczenie odkrywcze, ukazujące świat dotąd prawie mi nieznany, a jakże bogaty, jakże ważny. (…) Wielu osobom samotność jawi się jako prawdziwe piekło na ziemi. Katarzyna Dziurdzik pokazuje, że może ona stać się nie tylko czyśćcem (a więc czymś, co przez cierpienie prowadzi do nieba), ale wręcz… słodkim przedsionkiem nieba. Oczywiście, pod warunkiem, że odkryje się owo sam na sam z Bogiem, ale także – że pogodzi się człowiek sam ze sobą. o. Wawrzyniec Maria Waszkiewicz ISBN 978-83-8340-018-1
KATARZYNA DZIURDZIK (ur. 1970) – instruktorka tańca flamenco i założycielka krakowskiej Akademii Tańca Fuente de la Amapola, którą prowadzi od 16 lat. Kobieta niezamężna, wierząca katoliczka. Bliska jest jej duchowość karmelitańska. W 2019 roku założyła bloga (jahid.pl) poświęconego tematyce samotności nie z wyboru. W latach 2018-2023 ośmiokrotnie zorganizowała rekolekcje dla kobiet stanu wolnego w ośrodkach rekolekcyjnych księży redemptorystów na Ryniasie i w Krakowie oraz u sióstr karmelitanek w Czernej.
ISBN 978-83-8340-018-1 9 788383 400181
Cena: 39,90 w tym 5% VAT
O SAMOTNOŚCI INACZEJ
W niniejszej książce podjęłam próbę opisania wszystkiego, co udało mi się odkryć w czasie wieloletnich zmagań z niechcianą samotnością, i – jak sądzę – jest to prawdziwe oraz prowadzi do Boga. (…) Kiedy przed laty dotarło do mnie, że tkwię w jakimś ogromnym kłamstwie na temat życiowego spełnienia, zaczęłam wreszcie szukać Bożej prawdy na temat samotności. (…) Owocami moich poszukiwań pragnę dzielić się w sposób prosty i zwyczajny, ale też bez przemilczeń i owijania w bawełnę. Przykłady, które przytaczam, są prawdziwe. To nie wymysł mojej wybujałej wyobraźni ani też staropanieńskiej fantazji, ale życiowe doświadczenie moje i wielu kobiet, które dzieliły się ze mną swoim bólem. Nie znajdziecie tu ani jednej fikcyjnej historii, bez względu na to, jak absurdalna może się wam wydać.
Katarzyna Dziurdzik
Zdecydowana większość ludzi postrzega samotność jako coś złego, co należy omijać szerokim łukiem. Najczęściej zestawia się ją z chorobą i starością, o czym mogą świadczyć chociażby modlitwy w naszych kościołach, zanoszone właśnie za „chorych i samotnych”. Na samotników patrzy się zazwyczaj z pewną dozą nieufności, jak na jakichś odludków, często dziwaków, a nawet egoistów. Jedyną formą samotności, którą zdaje się akceptować świat XXI wieku, jest ta, którą reprezentują tzw. „single i singielki”. Tymczasem samotność widziana oczami Boga to rodzaj szczególnego wybrania każdego człowieka, czego, niestety, najczęściej nie dostrzegamy. Wręcz boimy się spojrzeć na samotność z takiej perspektywy! Tkwimy w błędnym przekonaniu, że samotność jest zła i już. Należy unikać jej jak ognia! Nie mamy ochoty na zgłębianie istoty samotności, bo to proces żmudny, a momentami nawet bolesny. Jednak bez odważnej próby zmierzenia się z nim, nawet za cenę tymczasowego dyskomfortu i bólu, który zazwyczaj towarzyszy stawaniu w prawdzie, nie odkryjemy piękna, sensu i wartości samotności obecnej w życiu każdego człowieka.
Katarzyna Dziurdzik
O SAMOTNOŚCI INACZEJ Perła nie z tej ziemi… za skarby tej ziemi
O SAMOTNOŚCI INACZEJ
Katarzyna Dziurdzik
O SAMOTNOŚCI INACZEJ Perła nie z tej ziemi… za skarby tej ziemi
Redakcja i korekta: Maria Szarek Skład i łamanie, projekt okładki: Wydawnictwo AA
© Copyright by Katarzyna Dziurdzik Copyright © by Wydawnictwo AA, Kraków 2023
ISBN 978-83-8340-018-1 Wydawnictwo AA s.c. 30-332 Kraków, ul. Swoboda 4 tel.: 12 345 42 00, 695 994 193 e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl
Ipse Deus locum secretum quaerit. O beata solitudo, o sola beatitudo. „Sam Bóg szuka samotnego miejsca. O szczęśliwa samotności, o sama szczęśliwości”. św. Bernard
Słowo wstępne Kiedy niedawno wróciłem po latach do Dziejów duszy świętej Teresy z Lisieux, uderzyła mnie pewna prosta scena. Oto chora Tereska przyjmuje liczne odwiedziny krewnych i przyjaciół. Scena całkiem naturalna jeszcze ćwierć wieku temu. Kiedy chorowałem, będąc w podstawówce, zawsze jakiś kolega przyniósł zeszyt, żebym mógł go przepisać. Cóż; nie było wtedy smartfonów, skanerów, e-mail był rzadkością. Bez wątpienia, „świat poszedł bardzo do przodu”, jakkolwiek ten „przód” może – i powinien – budzić poważne wątpliwości. Dobrze, że można dziś powysyłać różne rzeczy raz-dwa; źle, że ludzie przestali się ze sobą spotykać, widywać, rozmawiać. W ten sposób samotność wdarła się przebojem do naszego społeczeństwa i rozlała się po nim szerzej niż kiedykolwiek wcześniej. Warto zdać sobie z tego sprawę już na tym najogólniejszym szczeblu: człowiek XXI wieku, jakkolwiek ma bezpośredni dostęp do skarbów ludzkiej wiedzy i jakkolwiek może mieć tysiące „znajomych” w mediach społecznościowych – jest osamotniony. Coraz trudniejsze stają się relacje głębsze, ważniejsze. Coraz trudniej o przyjaźń prawdziwą. Coraz mniej zawiera się małżeństw – a spośród tych, które są zawarte, zatrważająco dużo rozpada się. O ile zaś przynajmniej na krótką metę znudzenie chorego szóstoklasisty może, nie gorzej od wizyty kolegi, ukoić smartfon, gra komputerowa, eksploatacja internetu – o tyle poczucie pustki, kiedy człowiek nie ma komu oddać swojego życia, pozostaje dojmujące. Tym bardziej jest tak w przypadku kobiet, które w większym stopniu odczuwają tę szlachetną potrzebę oddania, poświęcenia, ofiarowania. Niestety, wszystko wskazuje na to, że w najbliższych dekadach statystyka będzie się pogarszać. Coraz więcej będzie osób 7
samotnych. Zapewne poza pojedynczymi środowiskami, coraz trudniej będzie o znalezienie dobrego męża czy dobrej żony. Pomijając wszystko inne, ile traum, ile tragedii nawarstwia się przez te wszystkie dekady od rewolucji seksualnej! Coraz więcej jest ludzi, którzy wyrośli, nie poznając nigdy, czym jest prawdziwa rodzina – jakże trudno będzie im zbudować prawdziwą rodzinę! O jakże wielu ludziach można powiedzieć wręcz – jakkolwiek niekoniecznie mając na myśli okaleczenie fizyczne – że są niezdolni do małżeństwa, „bo ludzie ich takimi uczynili” (Mt 19, 12). Iluż innych byłoby zdolnych – i chętnych! – ale niestety, spotykają na swojej drodze akurat tych niezdolnych… A przy tym nie odkrywają w sobie bynajmniej powołania zakonnego (abstrahując już od tego, że także życie zakonne przeżywa swój kryzys). Wielu osobom samotność jawi się jako prawdziwe piekło na ziemi. Katarzyna Dziurdzik pokazuje, że może ona stać się nie tylko czyśćcem (a więc czymś, co przez cierpienie prowadzi do nieba), ale wręcz… słodkim przedsionkiem nieba. Oczywiście, pod warunkiem, że odkryje się owo sam na sam z Bogiem. Ale także – że pogodzi się człowiek sam ze sobą. Miałem przyjemność prowadzić z Autorką korespondencję w toku jej pracy nad O samotności inaczej. Było to doświadczenie odkrywcze; ukazujące świat dotąd prawie mi nieznany, a jakże bogaty, jakże ważny. Niekiedy nasze punkty widzenia bardzo się różniły; często dopełniały czy wręcz oświetlały wzajemnie. Wspominam o tym, ponieważ ta książka w naturalny sposób trafi do rąk sporego grona kobiet borykających się z niewybraną samotnością – i to bardzo dobrze, że do rąk tych trafi. Mam jednak nadzieję, że przeczyta ją także wielu kapłanów i że także dzięki tej lekturze staną się oni bardziej zdolni do pomagania duszom wezwanym do miłości nieprzemijającej. o. Wawrzyniec Maria Waszkiewicz
PODZIĘKOWANIE Nigdy nie planowałam napisania książki ani tym bardziej jej publikowania. Uważałam, że od tego w naszej rodzinie jest moja siostra Beata Kołodziej – autorka wielu książek dla dzieci i dorosłych. Przekonana byłam, że to właśnie ona powinna napisać książkę na temat samotności, bo chociaż jest mężatką, to zna ten temat od podszewki. Towarzyszyła bowiem moim zmaganiom z niechcianą samotnością praktycznie od zawsze. Beatka jednak była odmiennego zdania i usilnie namawiała mnie, abym to jednak ja podjęła się tego wyzwania. To ona była pierwszą czytelniczką, a zarazem recenzentką tej książki. Nie może więc zabraknąć w tym miejscu słów podziękowania i wyrazów ogromnej wdzięczności dedykowanych mojej Siostrze za miłość i przyjaźń siostrzaną wyrażoną poprzez wieloletnie towarzyszenie duchowe. Z całego serca pragnę podziękować za niezliczone godziny rozmów i ostrych dyskusji w poszukiwaniu prawdy na temat samotności, w odkrywaniu mojego indywidualnego powołania oraz cierpliwe znoszenie moich huśtawek nastroju i „góralskiego” charakterku. Nasze „burze mózgu” były źródłem licznych inspiracji oraz bezcennym narzędziem w porządkowaniu myśli i nazywaniu po imieniu tego, co mi w duszy gra. Winna jestem podziękowanie także za bezcenne wskazówki redakcyjne oraz cierpliwe szlifowanie ze mną tekstu, tak aby jak najbardziej precyzyjnie oddawał przelane na papier myśli i duchowe natchnienia. Nie zdecydowałabym się na publikację tej książki, gdyby nie pomoc dwóch kapłanów: o. Jana Strumiłowskiego oraz o. Wawrzyńca Waszkiewicza. Obu kapłanom pragnę gorąco podziękować 9
za wsparcie duchowe i merytoryczne. Dziękuję za wszelkie uwagi, sugestie oraz inspiracje do dalszych rozważań. Jestem im szczególnie wdzięczna, bo nie znali mnie osobiście, kiedy zwróciłam się do nich o pomoc w konsultacji treści książki w oparciu o Magisterium Kościoła Katolickiego. Obu duchownych znałam wówczas jedynie z lektury ich książek oraz homilii i konferencji zamieszczonych w Internecie. Tym większa jest moja wdzięczność za okazane zaufanie i poświęcony czas na lekturę. Pragnę podziękować także Wydawnictwu AA za to, że zaufało nieznanej autorce i odważyło się wydać książkę o tematyce co prawda ważnej, ale niezbyt popularnej wśród katolickich wydawnictw. To podziękowanie kieruję także w imieniu wielu kobiet, które czekają na taką publikację. Wielokrotnie mówiły mi o tym przy okazji różnych rekolekcji i spotkań poświęconych tematyce niezamężnych kobiet w Kościele Katolickim. Na koniec moje podziękowania kieruję do wszystkich bratnich dusz, które wspierały mnie podczas pisania niniejszej książki. Znalazły się wśród nich między innymi tancerki flamenco z mojej akademii, znajomi księża, siostry zakonne, dziewice konsekrowane, no i oczywiście Rodzina. Bez względu na formę – rozmowy czy modlitwę – Wasza pomoc i wsparcie były dla mnie bezcenne. Wszystkich otaczam modlitewną pamięcią Katarzyna Dziurdzik
10
CZĘŚĆ PIERWSZA
Zamiast wstępu Kilka lat temu trafiłam w Internecie na homilię o głupocie, którą wygłosił ks. Adam Słomiński TChr. Genialna. Trwała zaledwie pięć minut, a żywa jest w moim sercu do dziś. Ksiądz Słomiński przytoczył anegdotę o rekolekcjach dla kapłanów, które prowadził José Prado Flores z Meksyku1. Zadał im wówczas pytanie: Jaki jest najgłupszy człowiek w całej Biblii? Padały różne odpowiedzi. Wtedy José Prado odczytał fragment Ewangelii wg św. Mateusza o skarbie ukrytym w roli: „«znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę». Tu, w tym fragmencie jest mowa o najgłupszym człowieku w Biblii” – poinformował José. „I nie jest nim bynajmniej ten, kto kupił ziemię” – kontynuuje opowieść ks. Słomiński. „Ten był mądry. Wiedział, że znaleźne to tylko 10%, a on chciał mieć cały skarb. Zakopał więc skarb i kupił całą ziemię. Najgłupszy człowiek w Biblii to człowiek, który to pole sprzedał! Najgłupszy człowiek w Biblii to ten, który nie wiedział, że skarb ma na polu, który nie potrafił docenić tego, co ma, który nie wiedział, co ma. On był tak głupi, że nawet, jak ten drugi do niego przyszedł i mówi: sprzedaj mi pole, za każdą cenę…, to mu nie przyszło do głowy, żeby pójść i sprawdzić, czemu tamtemu tak zależy. Co tam takiego cennego jest na tym polu? Więc najgłupszy człowiek w Biblii to ten, który nie wie, co ma. Nie potrafi docenić tego, co ma. Nie zna swoich skarbów”.
1
Homilia ks. Adama Słomińskiego: https://www.youtube.com/watch?v=STEDuxQ_ hAQ&t=1s (dostęp do wszystkich źródeł internetowych – 20 VII 2023).
13
Zgłębiając temat głupoty w Biblii, ksiądz Adam Słomiński nawiązał do przypowieści o pannach roztropnych i nieroztropnych. Swoją drogą – w czasach mojej młodości była to przypowieść o pannach mądrych i głupich, co zresztą sugerują tłumaczenia z oryginału. Ksiądz Słomiński zwrócił uwagę, że cały ten fragment mówi właśnie o głupocie. „Te panny, co im oliwy zabrakło, to one spokojnie w pierwszej dziesiątce najgłupszych ludzi w Biblii się łapią”. Ubawiło mnie to kolokwialne sformułowanie, ale po chwili i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu dotarło do mnie, że to stwierdzenie bardzo realnie dotyczy mojego życia! Dlaczego książkę poświęconą samotności rozpoczynam od wynurzeń na temat głupoty? To proste. Kilka lat temu uzmysłowiłam sobie, że byłam taką biblijną głupią panną, chociaż trudno się do tego przyznać. Praktycznie całe dorosłe życie sądziłam, że powinnam zrobić wszystko, aby uniknąć samotności i nie zostać starą panną. Nie wpadłam na to, że największym życiowym dramatem nie jest staropanieństwo, lecz głupota! I to ta konkretna, czyli głupota człowieka, który posiada skarb, ale o tym nie wie, a często nie chce o tym wiedzieć. Nie zna swojego skarbu i – co najgorsze – nie chce go nawet poznać. Wręcz przeciwnie. Tego, czego w swojej ignorancji i głupocie za skarb nie uznaje, pragnie pozbyć się za wszelką cenę i to jak najszybciej. Moja życiowa przygoda po wielu latach poszukiwań ostatecznie zakończyła się odkryciem drogocennego skarbu. Jest nim „perła nie z tej ziemi za skarby tej ziemi”2 nabyta. Niecierpliwym czytelnikom zdradzę, iż tytułowa samotność jest polem, na którym ukryty jest nasz skarb! Jaki to skarb, co jest tą ukrytą perłą? O tym także napiszę w tej książce. Teraz jednak pragnę zwrócić uwagę na fakt, że ziemia skrywająca tak cenną perłę nie może być przecież bezwartościowa! 2
Augustyn Pelanowski OSPPE, W poszukiwaniu Bożych przewodników, „Zeszyty Formacji Duchowej”, lato 44(2009), s. 10.
14
Zdecydowana większość ludzi postrzega jednak samotność jako coś złego, co należy omijać szerokim łukiem. Najczęściej zestawia się ją z chorobą i starością, o czym mogą świadczyć chociażby modlitwy w naszych kościołach zanoszone właśnie za „chorych i samotnych” (czyt. ludzi starszych i opuszczonych). Na samotników patrzy się zazwyczaj z pewną dozą nieufności, jak na jakichś odludków, często dziwaków, a nawet egoistów. Jedyną formą samotności, którą zdaje się akceptować świat XXI wieku, jest ta, którą reprezentują tzw. „single i singielki”. Pomijając ocenę takiego stylu życia, warto zaznaczyć, że jest to ich dobrowolny wybór, podobnie jak tych, którzy rozeznają powołanie do życia kapłańskiego czy zakonnego. Zdecydowana większość społeczeństwa za wszelką cenę szuka jednak „drugiej połówki” i decyduje się na życie we dwoje: w małżeństwie sakramentalnym czy różnych związkach niesakramentalnych. Większość kobiet, nawet ochrzczonych katoliczek, wyrasta w przekonaniu, że powołana jest do małżeństwa, ale tak naprawdę tego powołania nigdy nie rozeznaje. To znaczy nie pyta Pana Boga o to, czy aby na pewno ich marzenie o zamążpójściu jest zgodne z Jego wolą i wypływa z czystych intencji3. Wiedzą przecież, że „nie jest dobrze, aby człowiek był sam” i że najważniejsza jest miłość. A jeśli tak, to trzeba znaleźć odpowiedniego kandydata na męża i jesteśmy w domu. Dosłownie i w przenośni. Problem zaczyna się, gdy jakaś pani „nie załapie się” na męża w czasach swojej młodości i nieoczekiwanie dla niej samej oraz jej otoczenia pozostanie samotna nie z własnej woli. O tym 3
Wiele kobiet, unikając głębszej refleksji – często podświadomie – pragnie zamążpójścia ze względu na zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa, ucieczkę od toksycznych relacji w domu rodzinnym, dowartościowanie się w oczach mężczyzny czy też zaspokojenie oczekiwań najbliższego otoczenia. Rzadko myślą o małżeństwie w kategoriach służby Bogu na tej konkretnej drodze. A tych, które wybierają sakramentalne małżeństwo ze względu na Królestwo Boże – jak powinno być w przypadku każdej wierzącej katoliczki – ze świecą szukać. (Wszystkie przypisy, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą od autorki).
15
oczywiście mało kto wie i zazwyczaj się nad tym nie zastanawia. Powszechne jest przekonanie na temat takich kobiet, że widocznie same tak chciały, wybrzydzały i stawiały za wysokie poprzeczki potencjalnym partnerom. Mają więc za swoje. Przecież nawet stare porzekadło mówi, że „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”. Niniejszą książkę dedykuję w pierwszej kolejności właśnie takim kobietom – samotnym nie z wyboru, które za żadne skarby świata życia w pojedynkę nie planowały. W moim przypadku było podobnie. Lata młodości upływały coraz szybciej, a ja nie założyłam upragnionej rodziny ani nie urodziłam dzieci. Bardzo źle znosiłam samotność. Moja rodzina mogłaby z powodzeniem napisać na ten temat osobną, dość opasłą księgę. Powszechnie panujące opinie na temat samotności zarówno te w rodzinie, jak i w Kościele w niczym mi nie pomagały. Wręcz przeciwnie. Utwierdzały mnie w przekonaniu, że muszę robić coś nie tak, że robię jakiś błąd i dlatego jestem sama. Kilka lat temu pojawiło się na rynku księgarskim tłumaczenie katolickiej publikacji na temat samotności i tak modnego obecnie „singielstwa”. Niestety nie znalazłam w niej tekstów poświęconych Bożej wizji samotności. Na internetowych portalach katolickich temat poruszany jest wyrywkowo i pobieżnie, w bardzo niespójny sposób. Ogromny zamęt zaczyna się już na poziomie słownictwa dotyczącego samotności jako takiej i osób stanu wolnego nazywanych współcześnie – nawet w Kościele! – singlami. Zamęt, banały, stereotypy lub wymowne milczenie szczególnie na temat dziewictwa i życia w czystości w dojrzałym wieku. Pomieszanie psychologii z teologią i życiem duchowym. Totalny miszmasz. Samotność i życie w pojedynkę jawi się nam zazwyczaj jako pewnego rodzaju antypowołanie. Co wcale nie oznacza, że dobrze rozumiemy, czym tak naprawdę powołanie jest w swojej istocie. Wbrew pozorom wielu wierzącym katoliczkom nie jest łatwo dziś zrozumieć, poznać i opisać nauczanie Kościoła 16
w odniesieniu do ich życiowego powołania. Mam na myśli oficjalne nauczanie Magisterium Kościoła Katolickiego, a nie krążące opinie i subiektywne wyobrażenia na ten temat, z którymi spotykamy się najczęściej. Dużo cennych informacji rozsianych jest w różnych kościelnych dokumentach, których nie czytamy, bo o ich istnieniu nawet nie wiemy. Tkwimy w błędnym przekonaniu, że samotność jest zła i już. Należy unikać jej jak ognia! Nie mamy ochoty na zgłębianie istoty samotności, bo to proces żmudny a momentami nawet bolesny. Łatwiej uciekać w świat iluzji, marzeń i przeróżnych relacji – często toksycznych – po to tylko, aby nie być samemu i nie odczuwać tej bolesnej pustki w sercu. Tymczasem ta wszechogarniająca pustka nie jest samotnością ani z niej nie wynika4. Problem jest znacznie głębszy. Bez odważnej próby zmierzenia się z nim, nawet za cenę tymczasowego dyskomfortu i bólu, który zazwyczaj towarzyszy stawaniu w prawdzie, nie odkryjemy piękna, sensu i wartości samotności obecnej w życiu każdego człowieka. Także tych, którzy żyją w małżeństwie czy wspólnotach zakonnych. W niniejszej książce podjęłam próbę opisania wszystkiego, co udało mi się odkryć w czasie wieloletnich zmagań z niechcianą samotnością, i – jak sądzę – jest to prawdziwe oraz prowadzi do Boga. Nie jest to z pewnością opis kompletny, ale jestem przekonana, że stanowi bardzo dobry punkt wyjścia do dalszych rozważań na temat powołania i samotności. Warto bowiem zdać sobie sprawę z faktu, że właśnie od wizji naszego powołania w dużej mierze zależy odkrycie wartości i błogosławieństwa samotności. Samotność widziana oczami Boga to rodzaj szczególnego wybrania każdego człowieka, czego niestety najczęściej nie dostrzegamy. Wręcz boimy się spojrzeć na samotność z takiej perspektywy! Zamiast cieszyć się pełnią życia bez względu na stan cywilny pogrążamy się w mnożących się bez końca frustracjach. 4
Sporo miejsca na ten temat poświęciłam w rozdziale 6 pt. Mętlik słowny.
17
Zwłaszcza wierzące kobiety, choć jako katoliczki, chrześcijanki powinny mieć Nowy Testament w jednym palcu, kurczowo trzymają się rękami i nogami tego jednego starotestamentowego zdania: „nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” (Rdz 2,18)5. Tak jakby kobieta stworzona została wyłącznie dla mężczyzny (w dodatku tego jednego jedynego, czyli jej potencjalnego męża) i bez niego była niekompletną osobą, pozbawioną wartości własnej i życiowej misji. Na łamach tej publikacji pragnę dotrzeć do istoty problemu, który jest dużo poważniejszy niż brak męża czy gromadki dzieci u boku kobiety. Przykłady, które przytaczam, są prawdziwe. To nie wymysł mojej wybujałej wyobraźni ani też staropanieńskiej fantazji, ale życiowe doświadczenie moje i wielu kobiet, które dzieliły się ze mną swoim bólem. Nie znajdziecie tu ani jednej fikcyjnej historii bez względu na to, jak absurdalna może się wam wydać. C’est la vie! Ale żeby na koniec było optymistycznie: Boża wizja samotności nie wyklucza zamążpójścia, nawet w późnym wieku, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego. Bóg tworzy jednak w harmonii. Ważne, aby wszystko było na swoim miejscu, tak aby symfonia naszego życia mogła pięknie wybrzmieć we właściwym czasie. Z mężem u boku czy bez męża można doświadczyć spełnienia i szczęścia. Jednak bez poznania i doświadczenia Bożego spojrzenia na samotność żadne powołanie zakonne, kapłańskie, małżeńskie czy indywidualne (stan wolny, świecka bezżenność/niezamężność) nie rozwiąże naszych problemów. Przeciwnie będą się one mnożyć i prowokować coraz większe frustracje i poczucie nieszczęścia, 5
Swoją drogą – drugi opis stworzenia człowieka jakoś nam umyka. Czy dlatego, że zapowiada trudną prawdę o naszej duchowej kondycji, która na skutek skażenia grzechem pierworodnym zaburzy sielankowy obraz relacji damsko-męskich? „… Ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rdz 3,16b). [Wszystkie cytaty z Biblii, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z IV wydania Biblii Tysiąclecia, Poznań 2003].
18
o czym mogą zaświadczyć na przykład osoby, których małżeństwa się rozpadły. Kiedy przed laty dotarło do mnie, że tkwię w jakimś ogromnym kłamstwie na temat życiowego spełnienia, zaczęłam wreszcie szukać Bożej prawdy na temat samotności. Postanowiłam zerwać tym samym ze stereotypami i ludzkimi wizjami na temat szczęścia. Wszystko to, co dotyczy życia niezamężnej kobiety, samotnej nie z wyboru, wierzącej i praktykującej, pragnę nazywać w tej książce po imieniu. Bez właściwej diagnozy nie ma mowy przecież o skutecznym leczeniu. To dotyczy również choroby naszej duszy. To w niej rodzi się paniczny lęk i niechęć do samotności. Owocami moich poszukiwań pragnę dzielić się w sposób prosty i zwyczajny, ale też bez przemilczeń i owijania w bawełnę6. We wszystkich siedmiu barwach tęczy – odwiecznego symbolu przymierza z Bogiem – a nie w czarnych kolorach rozpaczy, która jest początkiem końca. Jaki koniec, skoro powołani jesteśmy do wieczności?! 6 Pragnę zwrócić uwagę, że nazywanie rzeczy po imieniu „bez przemilczeń i owijania w bawełnę” wielu osobom kojarzy się dziś z narzekaniem i brakiem chrześcijańskiego optymizmu. W niniejszej książce czytelnik spotka się z nagromadzeniem bardzo niekomfortowych stwierdzeń, z całą listą dosłownie nazwanych bolączek i niedomagań osób samotnych, a także ich otoczenia. Sporo miejsca poświęcam temu, co w naszym życiu kuleje i jak do takiego stanu rzeczy przyczyniliśmy się nie zawsze my sami, ale także nasi bliscy, rodzina, znajomi, duchowni, wspólnota… Zapraszam tym samym do lektury dość wymagającej. Zbyt wiele lat straciłam nad rozczulaniem się nad sobą i szukaniem życiowych kompromisów, aby fundować czytelnikowi lekturę „łatwą i przyjemną”, ale która konkretnych rozwiązań nie przyniesie. Dziś już wiem, że sprawdza się jedynie powrót do radykalizmu ewangelicznego, do zdrowej nauki katolickiej. Bogaty młodzieniec zadał Panu Jezusowi konkretne pytanie. Dostał więc konkretną odpowiedź. Bez koloryzowana rzeczywistości, bez psychologizowania, bez jakichkolwiek furtek na kompromis. Dostał odpowiedź pewną i jednoznaczną, zarazem bez przymusu, aby z niej skorzystać. Jesteśmy wolni. Możemy pójść drogą wąską i wymagającą, ale zapewniającą nam pełnię życia. To, że będzie momentami trudno, nie oznacza braku chrześcijańskiego optymizmu. Liczne upadki po drodze obnażające naszą duchową kondycję, nazywane po imieniu po to, aby móc się od nich uwolnić, nie są narzekaniem. Ciężka praca nad nazwaniem i zrozumieniem problemu oraz szukanie jego rozwiązania zgodnie z Bożą wolą nie jest narzekaniem, ale drogą ku prawdzie, drogą rozwoju duchowego i dojrzewania w wierze.
19
R oz d z i a ł 1
Czułe słówka
Fascynuje mnie piękno człowieka, krajobrazu i przedmiotów, które mają „duszę”. Przeraża mnie natomiast wszechogarniająca brzydota. Od przydrożnych, kiczowatych reklam na trasie Kraków– Zakopane po współczesną modę, której celem wydaje się karykatura piękna. Dostrzegam także wartość i piękno kobiecych cech. Nie utożsamiam jednak delikatności kobiecej duszy i jej natury z bezradnością ani też infantylizmem – zarówno intelektualnym, jak i emocjonalnym. Mam świadomość, że największą poczytnością wśród czytelniczek cieszą się poradniki, w których jest pełno kolorowych zdjęć, dowartościowujących stwierdzeń i motywujących ćwiczeń. Jednym zdaniem, taki bardzo słodki i przyjazny przekaz. Zło jest krzykliwe, pełno go wszędzie, a dobra tyle, co na lekarstwo, więc wzrasta zapotrzebowanie na publikacje łatwe i przyjemne. Coraz większa część społeczeństwa korzysta z przeróżnych warsztatów psychologicznych czy też porad coachingowych. Dowiaduje się na nich, że aby móc powiedzieć komuś jakąś trudną, bolesną prawdę, trzeba najpierw wzmocnić go wewnętrznie listą dziesięciu pozytywnych słów, stwierdzeń na ten konkretny temat. W mediach non stop leje się krew, oglądamy horrory, sceny pełne gwałtu i przemocy, ale kiedy przyjdzie stanąć nam w prawdzie o sobie samych, nagle okazuje się, że jesteśmy tak delikatni, słabi i krusi jak chińska porcelana. W katolickich księgarniach dużą popularnością cieszą się protestanckie publikacje dla kobiet. Nie wątpię, że można trafić 21
w nich na błyskotliwe i głębokie refleksje. Moje obawy rodzi fakt, że ich treść nie zmotywuje nas do pogłębienia życia sakramentalnego. A przecież sakramenty Pokuty i Eucharystii są podstawą stawania w prawdzie Słowa Bożego i prowadzą do przemiany naszego życia. Pamiętajmy, że bardzo modna ostatnio „teologia sukcesu”, chociaż jest chwytliwa i kusząca, to jednak sprzeczna z nauczaniem Kościoła Katolickiego. Jeśli rodzi się w nas tęsknota za zrozumieniem życiowych rozterek – a niechciana samotność niewątpliwie jest jedną z nich – to warto już na początku uświadomić sobie, że bez pomocy Ducha Świętego nie poradzimy sobie. Trudno w pełni otworzyć się na Jego działanie, jeśli nie żyjemy w łasce uświęcającej, a do tego z pomocą przychodzą nam wspomniane sakramenty: spowiedź i Eucharystia. Święty Jan Apostoł ostrzega nas: „umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie” (1 J 4,1). Jedno jest pewne. Jeśli na samotność patrzymy jak na życiowe przekleństwo, któremu towarzyszy rozpacz i zwątpienie, to możemy być pewni, że ta wizja nie pochodzi z Ducha Bożego. Badajmy duchy! Dlaczego o tym wszystkim piszę? Przecież mogę zniechęcić do lektury sporą część potencjalnych czytelników. Tak, mam tego świadomość, ale chcę być z nimi szczera. Niech sięgną po tę lekturę ci, którzy jej potrzebują albo są po prostu ciekawi, a nie ci, których można złowić na cukierkowe chwyty marketingowe. Tę publikację dedykuję tym, którzy bardzo źle znoszą samotność i nie zależy im na czułych słówkach, które mogą znieczulić na chwilę, ale problemu nie rozwiążą. Niech sięgną po nią ci, którzy szczerze szukają Bożej wizji na temat samotności. Piszę szczególnie do samotnych, dojrzałych kobiet, które cierpią z powodu poczucia niewybrania i braku realizacji konkretnego powołania. Jest to lektura dla tych, o których się albo milczy (także na kazaniach), albo krzywdząco ocenia (najczęściej za plecami zainteresowanych). Wiedzcie, drogie 22
Panie, że nie jesteście same, nie jest was wcale tak mało i że nie jesteście życiowymi mutantami ani nieudacznikami! To, że często ukrywacie swój ból i robicie dobrą minę do złej gry – bo otoczenie nie lubi grymasów na twarzy i afiszowania się z cierpieniem – nie oznacza, że was nie ma, a problem niewybranej samotności nie istnieje. Podejrzewam, że dla tych, których problem nie dotyczy bezpośrednio, będzie to trudna lektura. Ale tym wszystkim, którzy przez całe lata żyli niezauważeni w poczuciu niezrozumienia i braku nadziei na spełnione życie z pewnością sprawi olbrzymią ulgę. Pamiętam, jak wielokrotnie w chwilach rozpaczy pragnęłam już nie tyle konkretnej porady, co zwykłego przyznania, że mój problem naprawdę istnieje i jest poważny. Wierzcie mi – zwracam się do wszystkich świeckich i duchownych, którzy mają odrobinę empatii i pragną pomóc osobom samotnym – mówienie nam, że histeryzujemy i że każdy ma swój krzyż, w niczym nie pomaga. To tak jakby powiedzieć chorym na depresję (swoją drogą – często cierpią na nią osoby samotne), że mają nie histeryzować, bo każdy na jakąś chorobę cierpi. Nie oznacza to oczywiście, że odrzucam krzyż w naszym codziennym życiu. Przeciwnie! Zastanawiam się jednak, czy jest nim aby na pewno samotność? Rzucanie haseł typu: ogarnij się, uśmiechaj się częściej i bądź bardziej aktywna w szukaniu męża – może pomóc młodym dziewczynom, ale niekoniecznie samotnym kobietom (40+), które prawdopodobnie większość tzw. „aktywnych poszukiwań” mają za sobą. Mówienie, że jeśli ktoś naprawdę chce założyć rodzinę, to wcześniej czy później tak się stanie; że przecież i w późnym wieku można spotkać wymarzonego kandydata na współmałżonka itp., jest tylko półprawdą. Bywa, że samotni lubią tego słuchać, że na jakiś czas ich to uskrzydla. Ale co potem? Co będzie, jeśli tak się nie stanie? Przecież trudno zaprzeczyć, że część z nas zostanie samotna do końca życia! Tragikomiczne jest także to, że z wiekiem dołączą do tej grupy 23
– niechcianej samotności – wdowy i wdowcy, a także porzuceni małżonkowie i rozwodnicy. Zapominamy, że należą także do niej osoby wierzące zmagające się ze skłonnościami homoseksualnymi. Więc jak długo zamierzamy ukrywać fakt, że przed samotnością nie da się uciec? Dlaczego uważamy, że najlepszym lekarstwem dla samotnych jest pomoc w znalezieniu męża/żony albo nacisk na akceptację swojej sytuacji? Tymczasem nie ma sensu, a nawet jest głęboko raniące zmuszanie siebie do zaakceptowania tego, czego ani nie jesteśmy w stanie zrozumieć, ani nie widzimy w tym wartości, a wręcz jest to odbierane przez nas jako upokorzenie i degradacja. Jeśli uważam moją niewybraną samotność za życiową porażkę, to oznacza, że akceptacja tego stanu jest jednocześnie uznaniem przed samą sobą, że jestem gorsza. Taka akceptacja jest więc de facto formą autoagresji. Jeśli jednak uda mi się oderwać7 od własnych wyobrażeń na temat tego, czym jest udane życie, samotność, życiowe powołanie itp., wtedy mam szansę spotkać się z Bogiem w moim „tu i teraz”. Od tego momentu zmienia się diametralnie perspektywa patrzenia na siebie i całe swoje życie. Kiedyś uważałam, że najboleśniejsze jest to wszechobecne milczenie na temat istnienia kobiet samotnych nie z wyboru. Nie wspomina się o nich na rekolekcjach (w ostatnich latach coś drgnęło w tym temacie, ale i tak jest to kropla w morzu potrzeb), mało o nich w prasie katolickiej, no i półki w księgarniach też się 7 „Tylko istnienie, które oderwało się od wszystkiego, by osiągnąć cel prawdziwy – Boga, można nazwać niechybionym. […] Oderwanie nie jest autoagresją, niszczeniem siebie i swych pragnień, tylko przekierowaniem ich na samego Boga. Nie można siebie torturować. Nikt nie jest w stanie odmawiać sobie czegokolwiek, jeśli nie widzi, że nie tego właśnie pragnie. Piotr nie uczynił sobie na złość, odrywając się od wleczenia po plaży sieci pełnych ryb. Zobaczył po prostu, że nie pozwala to iść dalej za Jezusem. Ilekroć czytam o tym porzuceniu sieci z rybami, zdumiewają mnie dogłębnie jego spokój i posłuszeństwo nieżądające żadnych wyjaśnień od Jezusa, choć Ten kazał mu porzucić wszystko, nawet to, co było owocem cudu!” (Łk 5,1–4) (Augustyn Pelanowski OSPPE, Fale łaski. Komentarze do Ewangelii św. Łukasza, Kraków 2013, s. 75).
24
od tej tematyki nie uginają. O dziwo, trafiłam kiedyś w Internecie na dwie konferencje (sprzed kilku lat) państwa Pulikowskich8. Wzruszyło mnie to, że podczas swoich wykładów wspomnieli – co prawda jednym zdaniem, ale zawsze coś – o istnieniu samotnych nie z własnego wyboru. Potem przeszli płynnie do omawiania tematyki małżeńskiej. Sam fakt wspomnienia o istnieniu problemu nie jest jeszcze jego rozwiązaniem. Dotarło do mnie, że nie istnieje formacja duchowa konkretnie dedykowana takim osobom. Nie twierdzę, że gdzieś w Polsce nie ma wspólnot i kapłanów, którzy pochylają się nad tym tematem. Ale są to jedynie chlubne wyjątki, a problem jest powszechny i narastający. Powtórzę, że nie istnieje spójna formacja dla osób stanu wolnego, która pomogłaby w odkryciu błogosławieństwa samotności. Osobiście nie spotkałam się nawet z takim określeniem w odniesieniu do dojrzałych osób stanu wolnego. Zdarzało mi się natomiast usłyszeć o błogosławieństwie „tymczasowej” samotności, wykorzystywanej w celu dobrego przygotowania do… małżeństwa. Jesienią 2018 roku miałam wątpliwą przyjemność wysłuchania na żywo ślubnej homilii wygłoszonej na Jasnej Górze, w której kapłan z całą mocą głosił, że: „samotność jest złem i Pan Bóg nie ma z nią nic wspólnego”. Sytuacja była dość komiczna, ponieważ do Częstochowy pojechałam na prywatną pielgrzymkę sama już jako kobieta w pełni świadoma błogosławieństwa samotności, doświadczająca spełnienia i Bożej obecności w niej. 8 Doktor inż. Jacek Pulikowski jest od wielu lat zaangażowany w działalność Duszpasterstwa Rodzin i Poradnictwo Rodzinne. Wraz z żoną jest założycielem i był wieloletnim prezesem Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Archidiecezji Poznańskiej. Przez dwie kadencje był świeckim konsultorem Rady do spraw Rodziny Konferencji Episkopatu Polski (KEP), obecnie wraz z żoną są w Komisji Duszpasterstwa KEP. Oboje byli też audytorami na Synodzie Biskupów o Rodzinie w Rzymie w 2015 roku. Autor poczytnych książek i artykułów w licznych czasopismach katolickich oraz uczestnik audycji radiowych i telewizyjnych na tematy rodzinne (miłość, czystość, płciowość, ojcostwo, rodzicielstwo) (https://jacekpulikowski.pl/o-mnie/).
25
Bardzo wolno dociera do nas, że istnieje w Kościele spora grupa samotnych nie z wyboru, wiekowo dość zaawansowana, z którą tak naprawdę nie wiemy, co począć. Jedyną formę pomocy stanowią próby nakłaniania osób samotnych tradycyjnie w kierunku małżeństwa. Ale od państwa Pulikowskich dowiadujemy się, że w najbliższych latach będzie sporo kobiet (ponoć ok. 30%), które za mąż nie będą mogły wyjść (świadczy o tym poważny kryzys męskości i ojcostwa) i powinny przygotować się w życiu na „plan B”. Niestety, nigdzie nie znalazłam wyjaśnień ani wskazówek, na czym ten „plan B” miałby polegać?! Zastanawiam się, jak poradzą sobie uczestniczki wspomnianych konferencji przygotowujące się zawczasu i bardzo intensywnie do ewentualnego małżeństwa w momencie, gdy kandydata na męża nie znajdą i z różnych przyczyn za mąż nie wyjdą. Jak w tej sytuacji przejdą płynnie do realizacji „planu B”, skoro nigdzie o nim nie słychać, nikt do niego nie przygotowuje ani nie formuje duchowo? Kto i czym ugasi rozbudzane przez lata pragnienia kobiecego serca? Ostatecznie moje rozważania na temat niechcianej samotności zaprowadziły mnie dużo dalej. Zrozumiałam, że źródłem większości problemów jest zarówno zamieszanie na poziomie samego słownictwa, jak i podejście do tematu powołania jako takiego. Zaskakującym dla mnie odkryciem był fakt, że jeśli już na starcie dobrze zrozumiem „plan A” – a w moim głębokim przekonaniu jest nim Boży plan9 dla każdego z nas – to tak naprawdę niepotrzebny jest już żaden „plan B”! Bo to nie my mamy sobie kreować pomysły na siebie i własne życie, lecz z całych sił i możliwości, jakie otrzymaliśmy od Stwórcy, powinniśmy rozeznawać to, do czego powołuje nas Bóg, gdzie On chce nas widzieć, gdzie On pragnie, 9
Pisząc o Bożym planie dla każdego człowieka, nie mam na myśli „oazowego sloganu”, który bardzo często wpada nam jednym uchem, a drugim wypada. Chodzi mi konkretnie o poznanie istoty powołania człowieka zgodnie z Objawieniem Bożym i Magisterium Kościoła Katolickiego.
26
abyśmy Mu służyli. Słuchanie Bożego głosu w sprawie powołania nie dotyczy – jak to się wielu z nas wydaje – jedynie osób rozeznających kapłaństwo czy życie zakonne. To jest obowiązek każdego z nas, jeśli poważnie traktujemy naszą wiarę i uczciwie, z pełną świadomością wypowiadamy słowa modlitwy „Ojcze nasz”: „bądź wola Twoja”. Ufam, że uda mi się przekazać na łamach tej książki, jak życie według Bożej wizji przemienia naszą pustynię w kwitnący ogród. Jak coś, co przez wiele lat odczytywaliśmy jako przekleństwo, nagle staje się błogosławieństwem, mimo że pozornie nic się w naszym życiu nie zmieniło. Będę pisać o rzeczach teoretycznie oczywistych i podstawowych z punku widzenia naszej katolickiej wiary i życia duchowego. Ale tak się dziwnie składa, że większość z nas, wierzących katolików, kończy swoją edukację religijną w wieku nastoletnim. Teorię mamy opanowaną w jednym palcu… przed egzaminami do I Komunii Świętej, a niektórzy – coraz mniej liczni – także Bierzmowania. Potem na dość długo film nam się urywa. Pochłonięci jesteśmy życiem tu i teraz według własnych pomysłów lub/i oczekiwań otoczenia. Sprawy duchowe najczęściej odkładamy na stare lata, a nawet ostatni moment, mam na myśli śmierć, o której nie tyle zapominamy, co z premedytacją nie chcemy nawet o niej myśleć. Taki paradoks XXI wieku: chrześcijanie powołani do życia dla Królestwa Bożego z perspektywą wieczności boją się śmierci i żyją tak, jakby nic na nich po niej nie czekało! Ilu z nas, na samym starcie, snuje plany życiowe w perspektywie Królestwa Bożego i wieczności? Ilu znacie katechetów, kapłanów, rodziców i dziadków, którzy w ten sposób wychowywaliby młodych katolików? Oczywiście dla tych, którzy rozeznają powołanie kapłańskie czy zakonne, ten temat jest oczywisty. Ale proszę, zastanówcie się, ile osób wśród waszych bliskich i znajomych, wierzących katolików, rozeznawało powołanie do życia małżeńskiego 27
– uwaga! – ze względu na Królestwo Boże?! Czy sam ten „termin” nie kojarzy się Wam tylko z powołaniem kapłańskim i celibatem? Mimo że cała Dobra Nowina, którą głosił Pan Jezus, była poświęcona temu Bożemu Królestwu! Idźmy dalej… a czy sam celibat i wstrzemięźliwość seksualna nie kojarzą się wam tylko z osobami duchownymi? A temat dziewictwa? Pojawia się zwykle tylko w kontekście przygotowania do zawarcia sakramentu małżeństwa. Ile słyszeliście homilii i nauk stanowych na temat niepodważalnej wartości dziewictwa także dojrzałych osób, w zaawansowanym wieku, które żyją samotnie w „celibacie nie z wyboru”? Swoją drogą – dobrowolny celibat kapłański jest teraz brutalnie atakowany zarówno przez wierzących świeckich, jak i samych duchownych. Idąc dalej tym tropem, nie jestem w stanie przytoczyć ani jednego przykładu kazania na temat czystości i wstrzemięźliwości seksualnej osób rozwiedzionych, owdowiałych czy o skłonnościach homoseksualnych. Za to przypominam sobie apele i artykuły w katolickiej prasie na temat duszpasterstw opiekujących się związkami niesakramentalnymi i homoseksualnymi, z których jasno wynika, że nie można od nikogo wymagać wstrzemięźliwości seksualnej. W XXI wieku nie możemy wymagać uporządkowania życia w tej sferze praktycznie od nikogo. Życie w czystości – nawet tej tymczasowej, przedmałżeńskiej – traktowane jest jak heroizm. Wydaje się, że wręcz na równi z męczeństwem. Kuriozalne, nieprawdaż? Mam świadomość, że katolicka moralność jest wymagająca, ale przecież nikt o zdrowych zmysłach, nie wymaga jej dla samych zasad. Przestrzeganie jej powinno być owocem głębokiej relacji z Bogiem i odpowiedzią na Jego miłość. Z taką motywacją i doświadczeniem realnej obecności Boga w naszym życiu oraz z pomocą łaski Ducha Świętego można pokonać każdą, dosłownie każdą słabość. Bo prawdziwe jest każde zdanie wypowiedziane do nas przez naszego Pana, Jezusa Chrystusa, także to: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, 28
a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,28–30). Jak widać już z tych pierwszych stron niniejszej książki, sporo tematów dużego kalibru związanych jest z niechcianą samotnością. Pochylę się nad nimi, chociaż zapewne nie wyczerpię tematu na łamach tej publikacji. Moim pragnieniem jest, aby w pierwszej kolejności stała się ona inspiracją dla wielu cierpiących kobiet, aby swoje poszukiwania skierowały na właściwy trop. Aby nie szukały odpowiedzi na ich bolączki wśród krążących stereotypów, lecz nabrały odwagi, aby zaczerpnąć prawdy o ich życiu u Źródła. Jest nim Pan Jezus, który „stojąc zawołał donośnym głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza»” (J 7,37b–38). On zna wszystkie odpowiedzi na nasze wątpliwości i pytania i chce je odkrywać przed nami. Od nas tylko zależy, czy skierujemy nasz wzrok w Jego kierunku.
29
Spis treści
Słowo wstępne .......................................................................................... 7 Podziękowanie .......................................................................................... 9 Zamiast wstępu ....................................................................................... 13 Rozdział 1 Czułe słówka ............................................................................................ 21 Rozdział 2 Ości samotności ...................................................................................... 31 Rozdział 3 Staropanieństwo ..................................................................................... 37 Rozdział 4 Bałwochwalstwo ..................................................................................... 45 Rozdział 5 Tylko (nie) ty! .......................................................................................... 51 Rozdział 6 Mętlik słowny .......................................................................................... 59 Rozdział 7 Powołania brak ....................................................................................... 75 Rozdział 8 Dwupasmówka ....................................................................................... 83 293
Rozdział 9 Wybrańcy Boga?! .................................................................................... 95 Rozdział 10 Marzenia .................................................................................................113 Rozdział 11 „Zacznij od Bacha” ............................................................................... 123 Rozdział 12 Nieprzetarta droga ............................................................................... 135 Rozdział 13 Wbrew sobie? ........................................................................................147 Rozdział 14 „Światłem ciała jest oko” ..................................................................... 157 Rozdział 15 Zakazany owoc .....................................................................................167 Rozdział 16 Tęsknota ..................................................................................................179 Rozdział 17 Wyższość stanu ..................................................................................... 193 Rozdział 18 Macierzyństwo duchowe .................................................................... 209 Rozdział 19 Czystość serca ....................................................................................... 219 294
Rozdział 20 Syndrom starszego brata .................................................................... 225 Rozdział 21 Eutanazja dogmatu ............................................................................... 231 Rozdział 22 Od stworzenia ku wieczności ............................................................ 245 Rozdział 23 „Ziarno dziewictwa” ............................................................................ 265 Rozdział 24 Obudźmy się! .........................................................................................277 Post scriptum .........................................................................................287
295
Autorka
Miałem przyjemność prowadzić z Autorką korespondencję w toku jej pracy nad tą książką. Było to doświadczenie odkrywcze, ukazujące świat dotąd prawie mi nieznany, a jakże bogaty, jakże ważny. (…) Wielu osobom samotność jawi się jako prawdziwe piekło na ziemi. Katarzyna Dziurdzik pokazuje, że może ona stać się nie tylko czyśćcem (a więc czymś, co przez cierpienie prowadzi do nieba), ale wręcz… słodkim przedsionkiem nieba. Oczywiście, pod warunkiem, że odkryje się owo sam na sam z Bogiem, ale także – że pogodzi się człowiek sam ze sobą. o. Wawrzyniec Maria Waszkiewicz ISBN 978-83-8340-018-1
KATARZYNA DZIURDZIK (ur. 1970) – instruktorka tańca flamenco i założycielka krakowskiej Akademii Tańca Fuente de la Amapola, którą prowadzi od 16 lat. Kobieta niezamężna, wierząca katoliczka. Bliska jest jej duchowość karmelitańska. W 2019 roku założyła bloga (jahid.pl) poświęconego tematyce samotności nie z wyboru. W latach 2018-2023 ośmiokrotnie zorganizowała rekolekcje dla kobiet stanu wolnego w ośrodkach rekolekcyjnych księży redemptorystów na Ryniasie i w Krakowie oraz u sióstr karmelitanek w Czernej.
ISBN 978-83-8340-018-1 9 788383 400181
Cena: 39,90 w tym 5% VAT
O SAMOTNOŚCI INACZEJ
W niniejszej książce podjęłam próbę opisania wszystkiego, co udało mi się odkryć w czasie wieloletnich zmagań z niechcianą samotnością, i – jak sądzę – jest to prawdziwe oraz prowadzi do Boga. (…) Kiedy przed laty dotarło do mnie, że tkwię w jakimś ogromnym kłamstwie na temat życiowego spełnienia, zaczęłam wreszcie szukać Bożej prawdy na temat samotności. (…) Owocami moich poszukiwań pragnę dzielić się w sposób prosty i zwyczajny, ale też bez przemilczeń i owijania w bawełnę. Przykłady, które przytaczam, są prawdziwe. To nie wymysł mojej wybujałej wyobraźni ani też staropanieńskiej fantazji, ale życiowe doświadczenie moje i wielu kobiet, które dzieliły się ze mną swoim bólem. Nie znajdziecie tu ani jednej fikcyjnej historii, bez względu na to, jak absurdalna może się wam wydać.
Katarzyna Dziurdzik
Zdecydowana większość ludzi postrzega samotność jako coś złego, co należy omijać szerokim łukiem. Najczęściej zestawia się ją z chorobą i starością, o czym mogą świadczyć chociażby modlitwy w naszych kościołach, zanoszone właśnie za „chorych i samotnych”. Na samotników patrzy się zazwyczaj z pewną dozą nieufności, jak na jakichś odludków, często dziwaków, a nawet egoistów. Jedyną formą samotności, którą zdaje się akceptować świat XXI wieku, jest ta, którą reprezentują tzw. „single i singielki”. Tymczasem samotność widziana oczami Boga to rodzaj szczególnego wybrania każdego człowieka, czego, niestety, najczęściej nie dostrzegamy. Wręcz boimy się spojrzeć na samotność z takiej perspektywy! Tkwimy w błędnym przekonaniu, że samotność jest zła i już. Należy unikać jej jak ognia! Nie mamy ochoty na zgłębianie istoty samotności, bo to proces żmudny, a momentami nawet bolesny. Jednak bez odważnej próby zmierzenia się z nim, nawet za cenę tymczasowego dyskomfortu i bólu, który zazwyczaj towarzyszy stawaniu w prawdzie, nie odkryjemy piękna, sensu i wartości samotności obecnej w życiu każdego człowieka.
Katarzyna Dziurdzik
O SAMOTNOŚCI INACZEJ Perła nie z tej ziemi… za skarby tej ziemi