Vittorio Messori
Nowe, w znaczącej mierze poszerzone i zaktualizowane wydanie bestsellera włoskiego dziennikarza i pisarza Vittorio Messoriego. To swoiste śledztwo prowadzone w czasie i przestrzeni, ukazujące obecność, rolę, znaczenie, i sposób odniesienia się do Maryi, Matki Jezusa Chrystusa. Messori w ciągu wieloletnich badań zebrał potężny materiał na temat osoby Maryi. Książka ukazuje nie tylko to, co wiemy o jej życiu, ale przedstawia też rolę, jaką przez blisko 2000 lat odgrywała w historii świata. Messori dokładnie śledzi kulturowe procesy, na których Matka Boża odcisnęła znak swej obecności. Często
W grudniu 2015 roku „National Geographic” poświęcił okładkę Maryi, nazywając Ją „najbardziej wpływową kobietą świata”. O dziwo, ten powszechnie znany magazyn nie miał na myśli jakiejś pani polityk stojącej na czele rządu wielkiego mocarstwa ani businesswoman zarządzającej światową korporacją, ale Matkę Jezusa. Autorka artykułu na ten temat, Maureen Orth, po odwiedzeniu najważniejszych miejsc maryjnego kultu na świecie przyznała, że przymiotnik „najbardziej wpływowa” należy się Maryi nie tyle z racji cudów, wielu narodów. (…) Podobne podejście i przekonanie zdaje się ożywiać autora tej książki. Vittorio Messori poświęcił swe monumentalne dzieło „najbardziej wpływowej Kobiecie na świecie”, wykazując Jej wielorakie oddziaływanie poprzez historyczne interwencje na tych, których sumienia ulegają znieczuleniu i uśpieniu. (…) Ta książka to niemal encyklopedia na temat Matki Bożej, obejmująca historię, teologię, objawienia, postaci i anegdoty. ks. Robert Skrzypczak
ISBN 978-83-7864-083-7
ISBN 978-83-7864-083-7
9 788378 640837 Cena: 69,00 w tym 5% VAT
Fo to g ra f i a n a o k ł ad ce : shut te r sto c k
Fakty � Poszlaki � Tajemnice
jakie sprawia, co raczej z powodu wpływu, jaki wywiera na ludzi. Jej imię i wizerunek definiuje tożsamość
Opinie o Maryi
o najnowsze wątki nadprzyrodzonej obecności Maryi w naszym świecie.
Opinie o Maryi Fakty � Poszlaki � Tajemnice
nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo osoba Bożej Rodzicielki jest obecna w naszym codziennym życiu, jak bardzo zmieniła i nadal zmienia oblicze otaczającego nas świata. Pasjonująca lektura, wzbogacona
Vittorio Messori
Nowe wydanie, poprawione i wzbogacone o trzynaście niepublikowanych rozdziałów.
OPINIE O MARYI
–1–
Vittorio Messori
OPINIE O MARYI Fakty – Poszlaki – Tajemnice
Nowe wydanie, poprawione i wzbogacone o trzynaście niepublikowanych rozdziałów
Wydawnictwo AA Kraków
–3–
Opinie o Maryi
Tytuł oryginału: Ipotesi su Maria. Fatti, indizi, enigmi Tłumaczenie: Joanna Skoczylas (wstęp + rozdz. 1-38) Ks. Robert Skrzypczak (rozdz. 39-63) Redakcja i korekta: Renata Gądek, Maria Szarek
Skład i łamanie: Wydawnictwo AA Projekt okładki: Anna Smak-Drewniak
International copyright © 2015 by Edizioni Ares, Milano, Italy Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo AA, Kraków 2020 The Polish edition has been realized by arrangement with Silvia Vassena © Milano
ISBN 978-83-7864-083-7
Wydawnictwo AA s.c. 30-332 Kraków, ul. Swoboda 4 tel.: 12 292 04 42 e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl
–4–
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
ZNAK NIEWIASTY Pewnego razu kardynał Suenens zapytał słynnego teologa Karla Rahnera, jak ten wyjaśniłby niniejsze zainteresowanie maryjnością. W odpowiedzi usłyszał: „Wielu chrześcijan, niezależnie od wyznania, chce uczynić z chrześcijaństwa ideologię, abstrakcję. A abstrakcje nie potrzebują matki”. To prawda: abstrakcje panoszą się wszędzie! Przyjęło się przekonanie, że perspektywa świata intelektualnego, w którym istnieją jedynie polityka, ekonomia i kultura pojmowana w sensie laickim, ma prawo zajmować uwagę osób poważnych, realistów. Wydarzenia religijne, bez związku z polityką bieżącą i niepoddające się analizie socjologicznej, są nieciekawe i często traktowane jako wyraz anachronicznej subkultury, którą nie warto się zajmować. W tej perspektywie wyczynem karkołomnym wydaje się proponowanie nowej książki o Maryi, o Jej wpływie na los naszego pokolenia, o roli, jaką odgrywają Jej ingerencje, która okazałaby się równie wciągającą lekturą, jak raporty z działalności służb specjalnych czy choćby zmyślony, lecz poczytny, paranoiczny Kod da Vinci. Taką próbę podjął znany włoski dziennikarz Vittorio Messori. Jego książka Opinie o Maryi nie jest traktatem teologicznym, nie jest też lekturą pobożną. To interesująca pozycja z gatunku dziennikarstwa śledczego, przyjmująca za punkt odniesienia fenomen związany z Matką Chrystusa, polegający na tym, że przynajmniej od połowy XIX stulecia aż do dziś włącza się Ona w dzieje najnowszej historii z nadzwyczajną intensywnością. Od 1830 roku, od swoich pierwszych objawień w Paryżu przy rue du Bac, poprzez wydarzenia z La Salette, Lourdes, Fatimy, aż po nierozpoznany jeszcze do końca fenomen Medjugorie Maryja nie przestaje pozostawiać swych śladów w dziejach oraz świadomości Kościoła i świata. Owe ślady Matki Bożej – vestigia Mariae – stały się przedmiotem zainteresowania Autora tej książki. Ten, kto kocha samą postać Najświętszej Dziewicy, jak i ten, kogo pociąga szperanie w sensacjach historii, znajdzie satysfakcję, podążając za tokiem śledczym Messoriego. Łączy on w zdumiewający sposób rzetelność dziennikarską z dociekliwością benedyktyna. Jest jak maniakalny kolekcjoner, który potrafi wyciągać ze swoich zbiorów wciąż nowe, zaskakujące dowody. Czasem –5–
Opinie o Maryi
też w dochodzeniu do istoty rzeczy przypomina bulteriera, który łapie ofiarę w swoje szczęki i nie wypuszcza, póki tamta nie zwróci mu wszystkiego, czego od niej oczekiwał. Podążać śladami Maryi to wdzierać się w przestrzeń tajemnicy. Dlatego też warto przypomnieć sobie na początku lektury tej książki ewangeliczne ostrzeżenie, iż to, co istotne, bywa nieraz zakryte przed mądrymi i roztropnymi, a ukazane „prostaczkom”, ignorantom w oczach świata. Dzieje się tak, ponieważ Bóg siebie proponuje, ale nie narzuca. Dlatego też w każdą prawdę wkłada coś przeciwnego, aby było możliwe uwierzyć w Niego, a jednocześnie wątpić. Jak powiadał Jean Guitton, „przyodział się w ciemność, by uczynić wiarę jeszcze bardziej fascynującą”. Jeśli nadprzyrodzone znaki zdarzają się dość rzadko i bez spektakularnej dosłowności, to tylko dzięki miłosierdziu. Bóg niejako ogranicza Swą własną wszechmoc, by tym samym ograniczyć odpowiedzialność tego, który Go odrzuca.
PŁONĄCY KRZEW Tyś krzakiem płonącym Mojżesza – głosiły hymny liturgiczne starożytnych Kościołów chrześcijańskich1 . Rzeczywiście jest pewna więź analogii pomiędzy współczesnymi interwencjami Maryi a słynną teofanią ze Starego Testamentu. Krzew ciernisty – seneh – w opowiadaniu z Księgi Wyjścia stanowi miejsce objawienia się Boga Mojżeszowi, gdy ten, uciekłszy z Egiptu, żyje w kraju Madian w rodzinie kapłana Jetry i zajmuje się pasterstwem. Bóg wkracza w jego życie poprzez znak krzewu, który płonął, ale się nie spalał. „Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?» Gdy zaś Pan ujrzał, że [Mojżesz] podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem. Rzekł mu [Bóg]: «Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą»”2 . Bóg objawia się pośród cierni, bowiem uczestniczy w cierpieniu swego ludu i gotów jest zstąpić do najniższych warstw jego niewoli. Znamienna jest odpowiedź Mojżesza: „Oto jestem!” – hinneni – ta sama, którą usłyszał wcześniej Bóg od Abrahama3
1
2 3
Nawiązanie do tradycji monasteru św. Katarzyny u stóp Synaju w Egipcie, gdzie miał znajdować się krzew ognisty. Motyw ten odnosili do Maryi m.in. św. Efrem Syryjczyk, Orygenes, św. Grzegorz z Nyssy, Amadeusz z Lozanny. Por. Wj 3,3-5. Por. Rdz 22,1.
–6–
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
i którą usłyszy na przełomie epok od Maryi: „Niech mi się stanie według słowa Twego”4 . Spotkanie Boga z Mojżeszem w krzewie ognistym stanowi początek czegoś ważnego nie tylko dla samego Mojżesza. Oto rozpoczyna się wydarzenie paschalne, wielka zamierzona przez Boga zbawcza interwencja w historię Izraela. Bóg wyrywa najpierw samego Mojżesza ze stagnacji (pasterz – analogia do odbiorców objawień maryjnych), a potem go posyła do innych. Z pathosem Boga, czyli wezwaniem, które przerasta ludzkie siły, łączy się ciężar powołania: Panie, poślij kogoś innego, nie nadaję się5 . Ale krzew odsłania przede wszystkim obecność samego Boga. Kim jest Bóg? Nie ma On imienia, nie da się zamknąć w żadnym pojęciu o Sobie. Odpowiedź Boga brzmi: „Ajeh’ Asher Ejeh’” – Jestem, który jestem. Zamiast nazwy, używa czasownika: Jestem tam z tobą, gdzie cię posyłam. Poznasz Mnie po tym, co dla ciebie zrobię (Maryja w Lourdes określa się jako Niepokalane Poczęcie, nie: Niepokalanie Poczęta!). Osoba Boga ukazuje się poprzez historię, fakty, a nie gotowe pojęcia. Mojżesz w krzewie rozpozna przede wszystkim miłość Boga, „bo jak śmierć potężna jest miłość..., żar jej to żar ognia, płomień Pański”6 . Miłość uwięzioną w płonącym krzewie dla ludzi. Św. Jan od Krzyża będzie nazywał Jezusa „żywym płomieniem miłości”. Apokryficzna Ewangelia Tomasza zawiera zdanie: „Kto zbliża się do Mnie, zbliża się do ognia”. Ten ogień Jezus chciał rzucić na ziemię7 , ogień, który przebacza ponad miarę, ponad to, co możliwe, ponad granice nadziei. Ten płomień Słowa Bożego palił w sercu proroka8 , ogień gniewu przeciwko grzechom Izraela9 . Krzak gorejący to jeden z najcenniejszych symboli biblijnych zastosowanych do Maryi. Ona stała się pierwszą miłością Boga. Tak bardzo została ukochana przez Niego, iż istnieje, płonąc tą miłością. Wydobywa się ona z Niej, jak Oblubieniec, który 4
5
6 7 8 9
Łk 1,38. Znamienne, że legendarny pieśniarz mojego pokolenia Leonard Cohen, przejęty początkowo myśleniem marksistowskim i buntem rewolucji 68 roku, następnie poszukujący głębszych źródeł egzystencji, udał się do klasztoru medytacji zen, następnie wrócił do swych religijnych korzeni judaizmu, aż wreszcie zbliżył się do Ukrzyżowanego. Na jego ostatniej płycie, wydanej dwa tygodnie przed śmiercią, znalazł się przepiękny utwór Hinneni, w którym Cohen po refrenie powtarza: „Jestem gotów, Panie”. Wj 4,10: „I rzekł Mojżesz do Pana: «Wybacz, Panie, ale ja nie jestem wymowny, od wczoraj i przedwczoraj, a nawet od czasu, gdy przemawiasz do Twego sługi. Ociężały usta moje i język mój zesztywniał»”. Pnp 8,6. Por. Łk 12,49. Por. Jer 20,9. Por. Jer 15,14.
–7–
Opinie o Maryi
wychodzi z małżeńskiego łoża. Poddana całkowicie woli Boga jest Teoforą - Tą, która nosi Pana i się nie spala. Innym obrazem oddającym to samo jest Niewiasta obleczona w słońce z księgi Apokalipsy10 . Jest Ona jak Jerozolima rozświetlona o poranku, gdy słońce wstaje od strony Góry Oliwnej. Tym słońcem jest Chrystus: „Byłem umarły, a oto jestem żyjący... i mam klucze śmierci i Otchłani”11 . Niewiasta brzemienna toczy permanentną walkę ze Smokiem. W nieustannych bólach rodzenia powoduje pojawienie się na ziemi „nowego człowieka”. Być przyobleczonym w słońce Niewiasty, to rozpoznać siebie w Maryi. Ona uderza w diabelskie korzenie wszelkiego zła, w tajemnicę nieprawości – anomia – w którą przyodziewa się arogancki człowiek, żyjący kompleksem sprzeciwiania się Bogu. Zwycięstwo odnoszone przez Niewiastę dokonuje się mocą Krwi Baranka – Chrystusa. Krzew gorejący ostatecznie wyraża wierne Bogu ponad miarę osobowe istnienie, które, pozostając Dziewicą, dysponuje mocą rodzenia.
PRZEBUDZENIE MARYJNE Podczas obrad Soboru Watykańskiego II papież Paweł VI ogłosił Maryję Matką Kościoła, abyśmy wiedzieli, według słów kard. Karola Wojtyły, „jak Kościół powinien rozumieć siebie”. Niemniej wraz z odnową soborową przyszedł też pewien maryjny kryzys. Wiele środowisk zbyt entuzjastycznie otwartych na ekumeniczny dialog i otwieranie się na współczesny świat zaczęło wycofywać się ze znajomości z Najświętszą Maryją Panną. Kult maryjny budził sprzeciw w zwolennikach zbliżenia się do „braci odłączonych” z Kościołów wspólnot protestanckich. A wystarczy tylko przypomnieć, że choć sam Marcin Luter był czcicielem Dziewicy Maryi, to jego następcy już nie. Jan Kalwin poszedł wręcz na wojnę z maryjną pobożnością. Uznawał za przejaw bluźnierstwa odmawianie modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. Uważał Maryję tylko za cielesną rodzicielkę Jezusa jako „prawdziwego człowieka”. Jego boski komponent miał nie tknąć Jej osoby. Jakby Maryja miała być – jak tłumaczył – „workiem” wypchanym przez Boga, opróżnionym po urodzeniu Jezusa. Potwierdzeniem takiego przekonania miały być nikłe wzmianki o Niej w ewangeliach. Luter wściekł się na wieść, że ponad pięćdziesiąt tysięcy pielgrzymów udało się do sanktuarium w Ratyzbonie, gdzie Maryja miała uzdrowić człowieka ciężko zranionego podczas napaści na miejscową synagogę. Tamto objawienie wziął za „demoniczne oszustwo”.
10 11
Ap 12. Ap 1,18. –8–
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
Posoborowe pragnienie zbliżenia się postępowo nastawionych katolików do świata protestanckiego spowodowało, że żywioł katolickiej pobożności maryjnej, wzniecony ogłoszeniem dwóch dogmatów Jej poświęconych oraz słynnymi objawieniami Niepokalanej Dziewicy, zwłaszcza w Lourdes i Fatimie, przygasł i nastała, gdy chodzi o Jej postać i znaczenie, wielka cisza połączona z zakłopotaniem. Powrót z tryumfem pobożności maryjnej do Kościoła posoborowego to niewątpliwa zasługa św. Jana Pawła II, „antykomunistycznego papieża” zza Żelaznej Kurtyny. Całe jego posługiwanie w Kościele określiło przyjęte hasło Totus Tuus. Wydobył tę formułę z pism XVIII-wiecznego mistyka francuskiego św. Ludwika Marii Grignion de Montforta. Jego małą książeczkę pod tytułem Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny nosił ze sobą, kiedy w czasie wojny pracował jako robotnik w krakowskiej fabryce chemicznej Solvay. „Totus Tuus ego sum et omnia mea Tua sunt. Accipio Te in mea omnia. Praebe mihi cor Tuum, Maria”12 – pisał święty. Stosunek Jana Pawła II do Maryi został ukształtowany również przez polski nurt religijności maryjnej. Pochodził z kraju, w którym król Jan Kazimierz w 1656 roku pasował Maryję na Królową Polski. Kult maryjny pod zaborami XIX wieku oraz pod dyktaturą hitlerowców, a następnie komunistów zrósł się dla Polaków w symbol bohaterskiego opierania się niewoli i chęci ateistycznego zawłaszczenia duszy narodu. Do dziś ten polski rys maryjny przeżywania wiary w Chrystusa budzi zdziwienie. Ludzie na świecie przecierali oczy z niedowierzania widząc zorganizowaną w 2017 roku akcję pod hasłem Różaniec do granic, w której wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy stanęli wzdłuż granic państwa i praktycznie opletli modlitwą całe terytorium swej Ojczyzny. Krytyka płynęła szerokim nurtem mediów lewicowo-liberalnych: że to ksenofobiczna niechęć wobec emigrantów, albo przejaw homofobicznej i antytolerancyjnej skłonności świata katolickiego do zamykania się w swej „oblężonej twierdzy”. Tymczasem ludzie, wśród nich wielu młodych chłopców i dziewcząt, modlili się o zbawczy ratunek dla Polski i całego świata. Po wyborze na stolicę Piotrową Jan Paweł II kazał umieścić w swoim herbie papieskim duże M pod krzyżem. Ogłosił też specjalny Rok Maryjny w Kościele, od uroczystości Zesłania Ducha Świętego (7 czerwca 1987 roku) do Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia) roku następnego. W przededniu tego
12
„Cały jestem Twój i wszystko, co posiadam, jest Twoje. Przyjmuję Cię we wszystkim, co moje. Daj mi swoje serce, Maryjo”; por. Jan Paweł II, Dar i tajemnica. W pięćdziesiątą rocznicę moich święceń kapłańskich, WAM, Kraków 2005, s. 30; por. Redemptoris Mater 48.
–9–
Opinie o Maryi
wydarzenia opublikował encyklikę poświęconą Matce Bożej Redemptoris Mater (25 marca 1987). Wyjaśnił, że Maryja odgrywa ważną rolę w życiu chrześcijanina, o ile wprowadzi Ją „w to wszystko, co stanowi jego własne życie wewnętrzne”13 . Jest Ona też obecna i czynna pośród uniwersalnych zdarzeń historii. Jest tu i teraz Osobą działającą! Czytając Jana Pawła II, można od razu zrozumieć cztery najważniejsze punkty, na których pragnął on skoncentrować uwagę świata. Najważniejszy jest fakt obecności Maryi w misterium Chrystusa i Kościoła. Jak zapewniał, nie istnieje żadne niebezpieczeństwo rywalizacji pomiędzy pobożnością maryjną a czcią należną Chrystusowi. „Tylko w tajemnicy Chrystusa wyjaśnia się w pełni Jej własna tajemnica” 14 . Źródło godności Maryi bierze się z roli, jaką odegrała w dziejach zbawienia, a jest to rola Matki Syna Bożego. Nigdy nie działa w pojedynkę, ale zawsze wskazuje na Chrystusa. Jej życie wpisuje się pomiędzy dwie ikony: Zwiastowania, kiedy to Maryja, ogarnięta przez Ducha Świętego, poczyna w swym łonie Chrystusa oraz Pięćdziesiątnicy, gdy obecna w centrum młodego Kościoła uczestniczy w rodzeniu Syna Bożego w sercach Jego uczniów. Od Maryi możemy uczyć się życia zorientowanego na Chrystusa i podążania za Nim drogą nieupadania: „Wspomóż, wspomóż upadły lud!”. Drugim ważnym motywem encykliki jest wiara Maryi, jako rzeczywistość dynamiczna. Uwierzyć, to ruszyć z miejsca i dać się poprowadzić przez Słowo. Maryja jest podobna do Abrahama, ojca wiary w Starym Testamencie. Wiara przybiera w Jej życiu postać wędrówki, pielgrzymki. Przez „tak” powiedziane Bogu, Maryja oddaje Mu swoje ciało, całą siebie do dyspozycji, staje się miejscem aktywnej obecności Boga. Będzie towarzyszyć Chrystusowi w momencie największego Jego ogołocenia, nie wątpiąc nawet w obliczu Krzyża. Będąc ekspertem wiary, staje się dla nas jej przewodniczką. Prezentuje się jako Osoba, która słucha Boga, rozmawia z Nim poprzez wydarzenia życia, rozważa w sercu ukryte sensy tego, co Ją spotyka. Staje się tym samym „Prorokinią Boga żywego” (Teodor z Ancyry, Joseph Ratzinger). Dla Jana Pawła II największym znakiem czasu był znak Niewiasty. To trzeci, ważny punkt encykliki. Nobilitacja Niewiasty w języku Boga oznacza zwycięstwo Chrystusa nad siłami negacji w człowieku. Posługiwanie się przez Boga znakiem Maryi kojarzy się z wielką intuicją ojców Kościoła o Nowej Ewie. Biblijna Ewa była matką wszystkich żyjących, zrodzonych pod jarzmem grzechu, czyli
13
14
Jan Paweł II, Redemptoris Mater, w: Encykliki Ojca Świętego Jana Pawła II, Znak, Kraków 2003, 45 (dalej będę się posługiwał skrótem RM). RM 4.
– 10 –
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
zdeterminowanych dziedziczoną skłonnością do zła. Nowa Ewa daje początek nowej generacji dzieci odkupionych w Chrystusie. Grzech nieposłuszeństwa zostaje przeważony ufnym posłuszeństwem Matki Chrystusa. Dzieło ojca kłamstwa ulega zmiażdżeniu pod stopami Niewiasty całkowicie otwartej na Prawdę. „Zjednoczona z Chrystusem i Jemu poddana Maryja współdziała z Nim, aby uzyskać łaskę zbawienia dla całej ludzkości”15 . Stąd wynika czwarta prawda o Maryi, jaką odsłoniła papieska encyklika. Maryja jest Pośredniczką łaski (Mediatrix gratiae). Święty Jan Paweł II w tym względzie pozostał wierny przesłaniu biblijnemu. Nic nie jest w stanie zaprzeczyć jedynemu pośrednictwu Jezusa Chrystusa. Tylko przez Niego można znaleźć dostęp do tajemnicy Boga. Co wcale nie wyklucza, aby ktoś dla kogoś innego stał się pośrednikiem w objawieniu miłości Boga. Owszem, znamy wiele form takiego pośrednictwa. Wszystkie one jednak uczestniczą w tym jedynym pośrednictwie Chrystusa. Maryja w swej służbie ludziom podporządkowuje się we wszystkim Chrystusowi. Zwraca uwagę ludzi na Chrystusa, ale i uwagę Chrystusa na ludzi. Jej trud pośredniczenia polega na wstawiennictwie. Jest ono wyjątkowe, bo macierzyńskie. Maryja pomaga nie tylko „z zewnątrz” uczniom Chrystusa, lecz bierze udział w nieustannym rodzeniu się w nich życia swego Syna. Stąd Jej wyjątkowa rola Matki wszystkich wierzących. Poza samą encykliką, św. Jan Paweł II poświęcił Maryi cykl siedemdziesięciu katechez wygłaszanych podczas audiencji środowych od 6 września 1995 do 12 listopada 1997 roku. Zwykle na końcu każdego ze swych dokumentów dołączał odwołanie do Maryi. W pamięci wielu wiernych zapisał się wizerunek papieża modlącego się na różańcu oraz dołączone przezeń do rozważań różańcowych nowe tajemnice światła16 . W swoim Testamencie zapisał: „W życiu i śmierci Totus Tuus przez Niepokalaną”. Także i papież Franciszek, choć światowa opinia publiczna chciałaby w nim widzieć lewicowego papieża skupionego na socjalnych problemach naszego globu, zaraz po wyborze na Urząd Piotrowy poprosił wiernych, by modlili się za niego do Maryi. Jej też przynosi przed każdą podróżą i każdym znamiennym wydarzeniem w Kościele bukiet przepięknych kwiatów. Przeciwnicy maryjnej emfazy w Kościele są zaniepokojeni. Jest to bowiem, według nich, bomba podłożona pod otwarty, dialogiczny i bezkrytycznie ekumeniczny katolicyzm posoborowy, który miał oczyścić Kościół od zaprzeszłych naleciałości i eschatologicznych tendencji w teologii. I chyba mają słuszne obawy.
15 16
Jan Paweł II, Katecheza środowa z 9 kwietnia 1997 roku; por. RM 11. Por. List apostolski Rosarium Virginis Mariae o różańcu świętym z dnia 16 października 2002 r. – 11 –
Opinie o Maryi
MACIERZYŃSKIE ŁONO KOŚCIOŁA Dziś, w epoce galopującej sekularyzacji i odchodzenia od wiary, wzmocnionej dodatkowo efektem pandemii 2020 roku, wytwarzającym w wielu wrażenie, jakoby Kościół i jego przesłanie było już w dzisiejszym świecie niepotrzebne, należy na nowo przemyśleć sposób głoszenia ludziom słowa zbawienia. W tym celu warto zajrzeć do stosownych fragmentów w listach św. Pawła, który ewangelizację porównywał do czynności rodzenia: „Ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie”17 ; „Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje”18 . Uczucia macierzyńskie biorą się z odkrycia płodnej mocy tkwiącej w przepowiadanym Słowie Boga. Nie tylko ma ono informować innych o miłości Pana Boga do ludzi, ale i przeniknąć do ich głębi z mocą odrodzenia. Paul Claudel o wielu mówcach, jakich napotykał w kościołach, powiadał, że „łatwo poruszają umysły, ale duszy nie zapładniają”19 . Św. Augustyn w obrazie fizycznego porodu Maryi dostrzegał rzeczywistość duchowych sił rodzicielskich Kościoła. W tym znaczeniu Boża Rodzicielka jest „osobowym wyobrażeniem Kościoła” (Haymon z Auxerre, Izaak ze Stella). Doświadczenie macierzyńskie Kościoła bierze się stąd, że „z jego płodu się rodzimy, jego mlekiem się karmimy i jego duchem ożywamy”20 . Dlatego też „jest bezbożnością porzucać matkę”21 , a „ci, którzy oddalają się od Kościoła, są bez matki”22 . Słynna stała się formuła św. Cypriana: „Kto chce mieć Boga za Ojca, musi mieć najpierw Kościół za matkę”23 . Ważnym miejscem dla chrześcijanina jest źródło chrzcielne – uterus – łono Matki-Kościoła (Zenon z Werony, Augustyn). „Tutaj rodzi się dla nieba lud Bożego plemienia poczęty przez Ducha, sprawcę płodności tych wód” – głosi napis umieszczony na chrzcielnicy bazyliki laterańskiej w Rzymie. Tradycja wschodnia wyjaśniała macierzyństwo Kościoła w oparciu o sam fakt chrztu, tradycja
17 18 19 20
21 22
23
1 Kor 4,14. Gal 4,19. P. Claudel, Dziennik 1904 -1955, tłum. J. Rogoziński, PAX, Warszawa 1977, s. 517. św. Cyprian, O jedności Kościoła Katolickiego, 5: Pisma I, tłum. J. Czuj, Poznań 1937 (POK 19), s. 175. Tenże, Listy 44, 3 (PSP 1), tłum. W. Szołdrski, ATK, Warszawa 1969, s. 126. Tertulian, Wybór pism, (PSP 5), tłum. E. Stanula, W. Kania, W. Myszor, ATK, Warszawa 1970, s. 76. św. Cyprian, Listy, 74, 7 (PSP 1), tłum. W. Szołdrski, ATK, Warszawa 1969, s. 277. – 12 –
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
zachodnia kładła akcent na procesie wychowania uczniów Chrystusa. Paideia – pedagogia wiary, oznacza, że chrześcijanin otrzymuje coś więcej niż tylko naukę przyswajaną przez rozum. Otrzymuje „nasienie wiary”24 , które wzrasta niczym płód w łonie matczynym. Potem potrzebuje „pokarmu dzieci”25 . W tym sensie – jak mówi Hipolit – „Kościół nieustannie rodzi w sercach słowo, wciąż rodzi Chrystusa, głosząc naukę wszystkim narodom”26 . Niemowlęta potrzebują matczynych piersi Kościoła (Słowo i sakramenty), aby stać się osobami dorosłymi w wierze, a wreszcie osiągnąć mądrość sędziwego wieku i życie wieczne. Kościół nie jest w tym procesie „odradzania się z istot zmysłowych w istoty duchowe”27 czymś tymczasowym i przemijającym, jak szkoła i salka katechetyczna, które służą tylko przez jakiś czas. W porządku cielesnym dziecko wychodzi z łona matki i oddala się od niej w miarę dorastania. Natomiast w przypadku Matki-Kościoła jest odwrotnie: rodząc nas do nowego życia, przyjmuje nas do swego łona. Im bardziej postępujemy w łasce, tym mocniej wiążemy się z naszą Matką. Nigdy nie będziemy mogli powiedzieć, że Chrystus jest w nas już w pełni ukształtowany. Macierzyńska troska Kościoła o nas nie może się skończyć bez krzywdy dla nas samych. Maryja często w swych przesłaniach ma na myśli pasterzy Kościoła. Wyrazem bowiem macierzyństwa Kościoła jest ojcostwo jego duchowych sług. Każdy kapłan, który nie traktuje siebie w kluczu kariery, potrafi odczuwać swoje ojcostwo w Chrystusie względem innych osób w Kościele, a jednocześnie swoje bycie współuczniem wraz z innymi. Jak mówił św. Augustyn, „razem słuchajmy i razem uczmy się. Albowiem rzecz ma się tak, iż przez to, co mówię, słucham razem z wami. Nie mówię, żebyś mnie słuchał, lecz żebyś wraz ze mną słuchał. Albowiem w tej szkole wszyscy jesteśmy współuczniami”28 . Innych kolorów w tym świetle nabiera kapłański celibat. Powiadano o Meltonie, legendarnym biskupie Sardes, że dzięki celibatowi „całe swe życie pełen był Ducha Świętego”29 . 24
25 26
27
28
29
Por. Tertulian, Preskrypcja przeciw heretykom, 20, w: tenże, Wybór pism (PSP 5), tłum. E. Stanula, W. Kania, W. Myszor, ATK, Warszawa 1970, s. 56. Por. św. Ireneusz, Adv. haer., przedmowa do ks. III. św. Hipolit, O Antychryście, 61 (ŹMT 17), tłum. S. Kalinkowski, WAM, Kraków 2000, s. 139. Por. Metody z Olimpu, Uczta VIII, 8 (PSP 24), tłum. S. Kalinkowski, ATK, Warszawa 1980, s. 37. Św. Augustyn, Wybór mów. Kazania świąteczne i okolicznościowe, (PSP 12), tłum J. Jaworski, ATK, Warszawa 1973, s. 143. Polikrates z Efezu pisze do papieża Wiktora, w: Euzebiusz, Historia Kościoła V, 24,5 (POK 3), tłum. A. Lisiecki, Poznań 1924, s. 240.
– 13 –
Opinie o Maryi
Tacy jak on rezygnowali z małżeństwa, by spełniać dzieło duchowego rodzenia do Bożego życia. Ich zadaniem było wychowywać i formować nie jedno, czy dwoje, ale niezliczoną rzeszę dzieci. Augustyn, przedstawiając nowego biskupa, mówił: „Wsparty łaską Chrystusa, nie chciał mieć dzieci według ciała, żeby mieć ich wiele według ducha”30 . To wszystko sprawia, że spoglądamy na Maryję, „by kontemplować w Niej to, czym jest Kościół w swoim misterium”31 i by dziś uczyć się od Niej na nowo Kościoła i chrześcijaństwa.
NAJWAŻNIEJSZA KOBIETA W grudniu 2015 roku „National Geographic” poświęcił okładkę Maryi, nazywając Ją „najbardziej wpływową kobietą świata”. O dziwo, ten powszechnie znany magazyn nie miał na myśli jakiejś pani polityk stojącej na czele rządu wielkiego mocarstwa ani businesswoman zarządzającej światową korporacją, ale Matkę Jezusa. Autorka artykułu na ten temat Maureen Orth, po odwiedzeniu najważniejszych miejsc maryjnego kultu na świecie, przyznała, że przymiotnik „najbardziej wpływowa” należy Jej się nie tyle z racji cudów, jakie sprawia, co raczej z powodu wpływu, jaki wywiera na ludzi. Jej imię i wizerunek definiuje tożsamość wielu narodów. W Meksyku nawet niewierzący nazywają siebie „guadalupianami”. Podobne podejście i przekonanie zdaje się ożywiać Autora tej książki. Vittorio Messori poświęcił swe monumentalne dzieło „najbardziej wpływowej Kobiecie na świecie”, wykazując Jej wielorakie oddziaływanie poprzez historyczne interwencje na tych, którym sumienia ulegają znieczuleniu i uśpieniu. Vittorio Messori to świetny dziennikarz i wytrawny pisarz, pochodzący z solidnej szkoły myślenia w Turynie, autor wielu światowych bestsellerów na temat historyczności Ewangelii oraz legendarnych wywiadów przeprowadzonych z ówczesnym kardynałem Josephem Ratzingerem (Raport o stanie wiary, 1985), a także z papieżem Janem Pawłem II (Przekroczyć próg nadziei, 1994). Trzydzieści lat po swej pierwszej książce Opinie o Jezusie, która uczyniła go słynnym i poczytnym, w 2005 roku wydał inną analogiczną, zatytułowaną Opinie o Maryi. Miała ona wiele wyczerpanych nakładów. Dziś czytelnik polski ma w ręku
30
31
Miscellanea agostiniana; testi e studi, pubblicati a cura dell’Ordine eremitano di s. Agostino nel XV centenario dalla morte del santo dottore, Roma 1930-1931, t. 1, s. 563-564. Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum, Poznań 1993, paragraf 972.
– 14 –
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
jej nową, poszerzoną o trzynaście rozdziałów wersję. Są one, tak jak poprzednie, oparte o solidne dochodzenie i bogatą dokumentację. Ta książka to niemal encyklopedia na temat Matki Bożej obejmująca historię, teologię, objawienia, postaci i anegdoty. Miałem wielką radość uczestniczenia w przekładzie z języka włoskiego jej pierwszego wydania dla Wydawnictwa Fronda. Z Joanną Skoczylas umówiliśmy się, że rozpoczynamy przekład z dwóch stron: ona od początku, ja od tyłu. Spotkaliśmy się w środku tej niezwykle ciekawej książki. Jak się okazało, tłumaczenie jej było nie tylko „ciekawe”, ale i inspirujące. Joasia po skończeniu przekładu orzekła, iż odkryła swe powołanie. Do dziś służy Jezusowi i Jego Matce w kontemplacyjnym klasztorze Sióstr Benedyktynek w południowej Italii jako siostra Joanna Maria od Zmartwychwstania. Teraz, po piętnastu latach, miałem honor przełożenia na polski nowych rozdziałów dołączonych przez Autora do książki. Zapewniam, że są nie mniej smakowite od poprzednich, niektóre wręcz zaskakujące. Takie książki nie tylko wzbogacają intelektualnie, ale i wciągają w specjalną relację z ich głównym bohaterem. Przekonał się o tym sam Messori, który za odłożone oszczędności wyremontował niemalże zupełnie porzucone opactwo w Maguzzano, niedaleko swego domu w Desenzano, w okolicach Jeziora Garda, i ufundował tam małe, przepiękne sanktuarium maryjne. Spędza tam wiele czasu na modlitwie, wyciszeniu i pisaniu. Jest przekonany, że sanktuaria maryjne w niedalekiej przyszłości odegrają rolę centrów nowej ewangelizacji, oazy duchowości, gdzie postnowocześni życiowi nomadzi będą mogli zaczerpnąć „żywej wody” i uczyć się Jezusa, jedynego Zbawiciela świata, wprost od Jego Matki. „Podążaj za Maryją, a nigdy nie zbłądzisz” – mówił św. Bernard z Clairvaux. Wdzięczny jestem Wydawnictwu AA, że zawalczyło o tę książkę dla polskiego czytelnika. To nie jest jeszcze jedna książka o Matce Bożej. Proszę uważać przy lekturze. Może kogoś pociągnąć ku Bożej Miłości jak niegdyś Joannę.
ks. Robert Skrzypczak
– 15 –
Opinie o Maryi
MATKA BRONIĄCA SYNA Gaude, Maria Virgo: Cunctas haereses Sola interemisti In universo mundo*
Z antyfony na święto Zwiastowania, VIII wiek Punktem wyjścia dla tej książki były artykuły publikowane w miesięczniku „Jesus” w latach 1995-2000 w rubryce Notatnik maryjny, które następnie zostały poprawione, rozszerzone i zaktualizowane. Nie oznacza to jednak, że mamy tu do czynienia z przypadkowym recyclingiem czy też dziennikarską improwizacją. Książka ta nie jest bezładną mieszaniną motywów, lecz wynikiem świadomego i przemyślanego planu. Postaram się to lepiej wyjaśnić. Pod koniec 1978 roku, dwa lata po wyjątkowo ciepłym przyjęciu, z jakim spotkała się moja książka Opinie o Jezusie, postanowiłem odejść z turyńskiego dziennika „La Stampa” w którym od pewnego czasu redagowałem dodatek kulturalny. Przyznam, że wypowiedzenie składałem z pewnym żalem: musiałem zostawić ukochany Turyn oraz gazetę, w której miał miejsce mój literacki debiut. Ale nie miałem innego wyboru. Pragnąłem bowiem kontynuować moje religijne poszukiwania i zgłębiać związane z nimi tematy. Chciałem także o religii, a szczególnie o chrześcijaństwie, pisać. Niestety, dużo czasu i energii musiałem poświęcać zupełnie innej tematyce, związanej z codzienną pracą gazety, w której byłem zatrudniony. Z całym szacunkiem: nie miałem najmniejszej ochoty rezygnować ze zgłębiania biblijnej egzegezy, czy też ze studiowania historii Kościoła, ani też z wymiany myśli z którymś z wybitnych teologów (bo tacy też istnieli i nadal istnieją...) na rzecz kolejnego sztampowego wywiadu z Albertem Moravią i innymi jemu podobnymi. Nie uśmiechało mi się również łamanie tekstów dotyczących „kultury”, która z kulturą miała niewiele wspólnego i która w zadufaniu uważała siebie za jedynie prawdziwą. Coraz bardziej przywodziła mi ona na myśl owo surowe zdanie z Ewangelii o „ślepych przewodnikach ślepych”. Prośby licznych czytelników, i to nie tylko z Włoch, podtrzymywały moją wewnętrzną potrzebę zmierzenia się z prawdziwym Problemem, którego światło oświeca wszystkie inne problemy. Wszyscy zachęcali mnie, bym kontynu*
łac. Raduj się Maryjo Dziewico, wszystkie herezje sama zniszczyłaś na całym świecie (przyp. red.). – 16 –
MATKA BRONIĄCA SYNA
ował te poszukiwania. Po cóż więc miałem tracić życie w służbie spraw tak ulotnych i nieistotnych jak „działy kultury” laickiego systemu medialnego? Rozwiązanie moich dylematów przyszło ze strony Edycji Paulińskiej, wydawnictwa, które planowało wydanie miesięcznika religijnego o znaczącym tytule „Jesus”. Zgodziłem się wziąć udział w tworzeniu i inauguracji pisma i już od pierwszego numeru rozpocząłem publikację wywiadów, które przeprowadziłem z rozmówcami z całego świata, mającymi coś istotnego do powiedzenia na temat Ewangelii. Dyskusjom tym nadałem tytuł Rozmowy o Jezusie i zamieszczałem w nich nie tylko wypowiedzi afirmujące, ale również negujące. W wyniku tych trwających wiele lat rozmów powstała książka zatytułowana Pytania o chrześcijaństwo. Książka ta jest w sprzedaży również i dzisiaj. A więc te pełne pasji „rozmowy” (nareszcie nie miałem poczucia straty czasu...) miały chyba jakiś sens. Kiedy już wysłuchałem osób wierzących i niewierzących i gdy zobaczyłem, jak prawdy zawarte w Ewangelii oraz trudności z tych prawd wynikające wystawiane są na próbę we współczesnym świecie, odczułem potrzebę powrotu do korzeni, do tekstów, które są podstawą naszej wiary. Mówię tu o powrocie, ponieważ rubryka Sprawa Chrystusa, która zaczęła pojawiać się w miesięczniku „Jesus” począwszy od 1988 roku, była kontynuacją studiów rozpoczętych podczas pracy nad książką Opinie o Jezusie. W jej wyniku oraz w następstwie szczegółowych badań prowadzonych nad tekstami Ewangelii traktującymi o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, powstały dwie książki; Umęczon pod Ponckim Piłatem? oraz Mówię, że zmartwychwstał. Po raz kolejny doświadczyłem wielu oznak sympatii ze strony czytelników. Niewykluczone, że ich powodem był deficyt lepszych pozycji na rynku oraz ogólny brak wiedzy na temat doktryny katolickiej. Myślę, że tak właśnie było, lecz świadomość tego stanu rzeczy nie powstrzymywała mnie i postanowiłem kroczyć dalej wytyczoną drogą. W 1995 roku, po siedmiu latach badań nad historycznością wydarzeń Misterium Paschalnego, zacząłem prowadzić nową rubrykę, której dałem tytuł Notatnik maryjny. Również i w tym przypadku zdecydowałem się na publikację prasową, gdyż zauważyłem, że „odcinkowość” przynosi późniejszemu dziełu wiele korzyści. Publikacja prasowa dawała więcej czasu na opracowanie tekstu, poddawała tekst pod osąd czytelników (którzy zwykle hojnie dzielą się swymi spostrzeżeniami i krytycznymi uwagami), a także, w późniejszym etapie, pozwalała na przemyślane poprawki, po tym jak zebrany materiał trochę się „uleżał”. Syn prowadzi nas do Matki. Słowo „notatnik” mówi dużo o charakterze tej pracy. Sporo refleksji, rozważań, doświadczeń, cytatów, małych i dużych odkryć zapisanych w małym notesie, który można zabrać ze sobą do biblioteki, do kościoła, lub w podróż. A wszystko to dotyczy tajemnicy Niewiasty z Nazaretu. – 17 –
Opinie o Maryi
Na kartach niniejszej książki zajmę się nie tylko problematyką teologiczną, opowiem również o wydarzeniach historycznych, egzegezie, objawieniach, sanktuariach i kulcie. Z założenia pozycja ta ma być „barwna” lub wręcz zaskakująca: rozważaniom nad dogmatami będzie towarzyszyć anegdota, a historyczne badania przeplatać się będą z aktualnymi wydarzeniami. A jeśli będzie to konieczne, pojawi się w niej też ostra polemika lub kąśliwa uwaga: zawsze jednak będą one uzasadnione i powiązane z treścią. Zawsze uważałem i uważam, że nieprawdą jest, iż wszystkie poglądy zasługują na szacunek. Istnieją opinie, których nie należy szanować, lecz które należy odrzucić, lub, jeśli to konieczne, którym trzeba się przeciwstawiać. Z całą pewnością należy natomiast szanować osoby, które te poglądy głoszą i których to osób, my, nie mamy prawa osądzać. Chrześcijanin jest tolerancyjny wobec człowieka, a nie wobec jego zapatrywań. Może przeciwstawiać się im w dyskusji i, jeśli zajdzie taka potrzeba, może je odrzucić. Pamiętać tu należy o dobrze znanym rozróżnieniu: na błędy i na błądzących. Obowiązek przeciwstawiania się może być realizowany wyłącznie w formie wolnej dyskusji. W jej toku nie można wprowadzać cenzury ani, co gorsza, stosować jakichkolwiek form nacisku. Nie ma to bowiem nic wspólnego z wolnością wiary lub niewiary, którą Bóg za wszelką cenę chce ochronić. Dziennikarskiej werwie musi więc towarzyszyć zdyscyplinowanie i naukowa dokładność. Należy pracować ze skrupulatnością dociekliwego profesora i pisarza oraz ze znajomością rzeczy typową dla doświadczonego reportera. Tak jak we wszystkich moich poprzednich książkach, również i w tej nie zamieszczam żadnych przypisów, ale moi czytelnicy dobrze wiedzą, że nie muszą się niczego obawiać: każde stwierdzenie i każda informacja poparte są starannie dobraną bibliografią, wszelkie dane pochodzą z pewnych źródeł, a badania prowadzone są powoli i sumiennie. Popularyzacja nie zawsze oznacza brak dokładności. Oczywiście, moje osobiste zaangażowanie w tę pracę odcisnęło na niej wyraźny ślad: na pierwszy rzut oka widać, na przykład, moją atencję dla Lourdes i moją miłość do Bernadetty. Wody rzeki Gave de Pau – jak zauważyłem w trakcie ponownej lektury – wypływają w bardzo różnych miejscach. Chcę jednak jeszcze raz podkreślić, że ta książka nie jest naukową rozprawą, lecz prywatnym notatnikiem. A grota w Pirenejach zasługuje bez wątpienia na miejsce szczególne (powody, dla których tak się właśnie dzieje, są wszystkim dobrze znane, a ja w niniejszej książce próbuję też zrozumieć inne, dodatkowe przyczyny). Miejsce to w sposób wzorcowy wydaje się mówić o stylu i naturze Dziewicy. Dlaczego właściwie napisałem tę książkę? Czemu miały służyć te lata pracy, podróże i lektury na temat Madonny, że użyję terminu, którym Maryję określa lud Boży? W 1976 roku, po ukazaniu się mojej pierwszej książki, otrzymałem od – 18 –
MATKA BRONIĄCA SYNA
czytelników bardzo dużo listów. Wśród nich wiele było takich, w których autorzy, zadowoleni z lektury, prosili mnie, abym napisał również coś o „opiniach o Maryi”. Muszę wyznać, że wówczas propozycja ta wydała mi się dosyć dziwna. Jak wszyscy „konwertyci” (używam tego zobowiązującego terminu z wahaniem i pokorą) czułem się oślepiony światłem Chrystusa i nie dostrzegałem niczego poza nim. I rzeczywiście książka ta – powstała w wyniku nagłego odkrycia odrzucanej i nieznanej wiary – nie mówiła o Maryi w ogóle. Co więcej, nie było w niej nawet najmniejszej wzmianki na Jej temat. Jak już powiedziałem i jak tego doświadczyłem, Matkę odkrywamy później, kiedy już wejdziemy w intymną relację z Synem. To właśnie on wprowadza nas „w głąb mieszkania”. Dopiero wówczas spostrzegamy, że ta cicha obecność Maryi jest rzeczą bardzo istotną; że jest czymś więcej niż jakimś dodatkiem, który może być lub może go nie być, i że nie jest pobożnością uprawianą przez stare dewotki ani też czymś, co nas „oddziela” od Jezusa. Wręcz przeciwnie! W kolejnych rozdziałach będę dzielił się tym, czego sam doświadczyłem: bez fizycznego korzenia, jakim jest ciało tej Niewiasty, cała tajemnica Wcielenia utraciłaby swoją nieodzowną materialność i przemieniłaby się w nieokreśloną duchowość, pouczający moralizm, lub, co gorsza, w niebezpieczną ideologię. Mariologia nie jest „rakiem na ciele katolicyzmu”, jak wciąż twierdzą niektórzy protestanccy profesorowie, lecz jest logicznym i organicznym rozwinięciem ewangelicznych postulatów; nie jest pasożytniczą naroślą powstałą na powierzchni chrystologii, lecz jej zasadniczą częścią, bez której nauka o wcieleniu traci stabilność. Co więcej, zgodnie ze starożytną formułą liturgiczną, do której wielokrotnie w tej książce będziemy wracać (i której prawdziwość została nie raz potwierdzona), Maryja jest „nieprzyjaciółką wszelkiej herezji”. Jej macierzyńska rola, polegająca na ochranianiu Syna, jest i będzie pełniona aż do dnia paruzji. Nie będę dalej rozwijał tego tematu w tym miejscu. Poświęciłem mu bowiem wiele stron w dalszej części książki. Rozwinę go, między innymi, w rozdziale XX, w którym przy pomocy osoby zasiadającej na tronie papieskim i noszącej imię Benedykta XVI, zamieściłem parę możliwych odpowiedzi na pytanie: „Właściwie, dlaczego mamy zajmować się Marią? Dlaczego mamy nadal przyznawać jej to miejsce, które Tradycja wyznaczyła jej w wyniku trwających dwa tysiące lat badań, i dlaczego to miejsce, które dla wielu jest skandalem, ma budzić wśród katolików wdzięczność i ma być przez nich pilnie strzeżone?”. Swego czasu François Mauriac, katolik, którego poglądów nie można uznać za klerykalne, człowiek „dojrzały i krytyczny”, jak określiłaby go współczesna retoryka, napisał: „Nie wolno nam oddalać się od Naszej Pani po to, aby zbliżyć się do tych, którzy ją odrzucili i skazali na wygnanie. Wręcz przeciwnie, powinniśmy im Ją zwrócić i pokazać, jaki skarb utracili. W ekumenizmie jest też miej– 19 –
Opinie o Maryi
sce dla braterskiej miłości, która dotyczy właśnie Maryi i kultu maryjnego. Naszym obowiązkiem jest dzielić się naszym bogactwem, a nie zubażać się tak, jak to robią inni”. Ostatnim cytatem, który chciałbym w tym miejscu przytoczyć, są znaczące słowa wypowiedziane przez Johna Henry’ego Newmana, wielkiego teologa anglikańskiego, który za pontyfikatu Piusa IX zapukał do drzwi Kościoła, by później otrzymać w nim kardynalską godność. Newman długo nie mógł zdecydować się na ten krok, a przed jego zrobieniem powstrzymywało go również, a być może przede wszystkim, zjawisko, które wspólnoty powstałe w wyniku XVIwiecznej reformacji, określały mianem „mariolatrii”. Ale był przecież Anglikiem i empirystą. Obserwacja rzeczywistości kazała temu anglikańskiemu teologowi dokładniej przyjrzeć się całemu problemowi: „Patrząc na Europę, zauważamy, że narody, które nie uznają kultu Maryi, przestały również czcić jej Boskiego Syna i zrezygnowały z wiary na rzecz zwykłego humanizmu, zaś narody, które kult maryjny uznają, wiary owej nie utraciły. Wiara wygasła tam, gdzie oddawanie chwały Synowi nie było połączone z wywyższeniem Jego Matki. Katolicy, których niesłusznie oskarżano o to, że zamiast oddawać cześć Stworzycielowi, czczą stworzenie, nadal oddają cześć Stwórcy. Natomiast ich oskarżyciele, którzy mieli czcić Boga w sposób czysty i zgodnie z nakazami Pisma, przestali Go w ogóle czcić”. Reasumując: to, co kazało mi zagłębić się w tematykę „mariologiczną” nie jest religijnością jako taką. To troska o jakość wiary w Chrystusa, która jest zagrożona (dziś bardziej niż kiedykolwiek przedtem) błędami, odstępstwami i wypaczeniami. I jedynie Matka, chroniąc tę wiarę i przywracając jej właściwe miejsce, jest w stanie skutecznie przeciwstawić się powyższym zagrożeniom. I tu zatrzymam się w moich rozważaniach. Nie chcę wyprzedzać tego, co zostanie powiedziane w pięćdziesięciu kolejnych rozdziałach. Jest ich niemało, a mogłoby być ich sto, a nawet tysiąc razy więcej, gdybym, w pewnym momencie, pomimo niekompletności, nie musiał jednak jakoś zakończyć tej książki. Ktoś kiedyś powiedział, że „nikt nie jest w stanie ukończyć książki, może jedynie przerwać jej pisanie”. Jakże prawdziwe jest to zdanie w przypadku tego Tematu! Kiedy moje artykuły ukazywały się na łamach pisma „Jesus”, z każdym miesiącem coraz wyraźniej widziałem, jak niewyczerpany może być temat, który wyrasta z kilku biblijnych wzmianek i który na pierwszy rzut oka wydaje się być skromny i ograniczony. To nie ubóstwo było moim problemem, ale nadmiar. Dysponowałem tak bogatym materiałem, że moim zmartwieniem stał się wybór tematu, któremu miałem poświęcić kolejny „odcinek”. Z tego powodu, a także ze względu na charakter Bohaterki, uważam, że „opinie” są dziełem niedokończonym. Nie wykluczam też, że w kolejnych wyda– 20 –
MATKA BRONIĄCA SYNA
niach, jeśli takie będą, dodam kolejne rozdziały. Na stronach tej książki wielokrotnie powtarzam to, co mówią teologowie, oraz, co ważniejsze, różni święci: de Maria numquam satis, o Maryi nigdy dosyć. Książka już teraz jest wystarczająco obszerna. Fakt ten nie powinien jednak wystraszyć czytelnika. Dzieło powstało w wyniku złożenia comiesięcznych „odcinków” i każdy rozdział – z wyjątkiem kiedy temat wymagał dwuczęściowego rozwinięcia – może być czytany niezależnie. Tak jak nam się otworzy strona. Stąd też biorą się pewne celowe powtórzenia, które były konieczne, aby odpowiednio ukazać i wyjaśnić tematy poszczególnych rozdziałów. Jednym z wyzwań, które przed sobą postawiłem, było pokazanie, że można kochać, czcić i chwalić Matkę Bożą za jej zasługi (których nie sposób zliczyć) bez popadania w „cukierkowatą maryjność”. Mam tu na myśli słodkie słówka, powtarzalne banały, dziecięce chórki, bukieciki kwiatków, tęskne westchnienia i poruszające wzruszenia, które są oznaką sentymentalizmu i nie mają nic wspólnego z prawdziwym uczuciem. A Matkę należy darzyć uczuciem jak najbardziej prawdziwym. I nie należy popadać w czułostkowość, która – mówię to również z własnego doświadczenia – zamiast przybliżać, odstrasza tych, którym obce są pewne formy religijności. Oczywiście, należy szanować, a nawet popierać odmienne temperamenty, charyzmaty i wrażliwości. Kościół jest tym „powszechniejszy”, im bardziej jest różnorodny i im bardziej jest otwarty na bogactwo ludzkiego serca. Oczywiście w ramach katolickiej doktryny. A przysłowiowa babcia z różańcem w ręku jest mi bardzo bliska, ponieważ bliska jest mi prosta i niewzruszona wiara pielgrzymującego ludu, do którego, gdy to możliwe, chętnie się przyłączam. Nie odrzucam również „dobrych uczynków” pełnionych ku czci świętych, ani też kaznodziei głoszących pełne uniesienia kazania, ani pisarzy piszących natchnione dzieła. Nie mam wątpliwości co do ich intencji i wiem, że są osoby, którym styl ten bardzo odpowiada. Ale właśnie w imię tej „katolickości” musi być też miejsce na ugruntowaną, dojrzałą i głęboką wiarę, której obca jest wszelka retoryka. Musi być miejsce na wiarę rodzącą się z rozważań tajemnicy tej Potężnej Pani, której Magnificat nie był jakimś tam, pozbawionym wyrazu hymnem. Potężna Pani, która w Kanie, ze zdecydowanym spokojem powiedziała (a zdanie to stało się istotą jej posłania, celem jej misji i przesłaniem, które głosiła przy okazji wszystkich swoich objawień): „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie”. messori@numerica.it
– 21 –
Opinie o Maryi
– 22 –
ROZDZIAŁ I
LOURDES: FAŁSZERZE W AKCJI
W 1820 roku, drukarz Giuseppe Pomba założył w Turynie wydawnictwo, które trzydzieści cztery lata później przyjęło nazwę Unione Tipografico-Editrice Torinese [Turyńskie Zjednoczenie Wydawniczo-Typograficzne – przyp. tłum.]. Tak powstało słynne wydawnictwo Utet, które dotrwało w doskonałej kondycji do naszych czasów i nadal cieszy się ogromnym uznaniem jako wydawca dzieł na bardzo wysokim poziomie. Również wydane w 1979 roku Tablice chronologiczne – historia powszechna (później wielokrotnie uaktualniane i wznawiane) miały być z założenia dziełem kompletnym i ambitnym. Książka licząca tysiąc trzysta stron zawierała trzydzieści pięć tysięcy tablic, które – począwszy od ery paleozoicznej aż do naszych czasów – rok po roku, opisują ważne wydarzenia w historii ludzkości na wszystkich kontynentach. Termin „wydarzenia” obejmuje tu bardzo szeroki zakres i nie dotyczy jedynie polityki, wojen, bitew i sojuszy, ale również odkryć naukowych, dzieł literackich, zdarzeń społecznych, a czasami nawet ciekawostek czy jakichś znaczących anegdot. Jest to, jak już powiedzieliśmy, dzieło kompletne, napisane ze starannością i zaangażowaniem. Widać, że jego autorzy nie liczyli się ze środkami. Znamienne jest, iż te Tablice chronologiczne, rejestrując nawet najdrobniejsze wydarzenia z dziejów ludzkości, rok 1858 rozpoczynają od zamachu na Napoleona III dokonanego przez Felice Orsiniego, następnie szczegółowo opisują najprzeróżniejsze fakty, nie zapominając o pośmiertnym wydaniu powieści ormiańskiego pisarza Chaczatura Abowiana. Milczą jednakże na temat tego, co wydarzyło się w tym właśnie roku 11 lutego. Tak właśnie jest: nawet w szczegółowym skorowidzu trzydziestu pięciu tysięcy tablic nie zamieszczano najmniejszej wzmianki na temat tego niezwykłego doświadczenia religijnego, które nie było udziałem jedynie niewielkiej grupki wiernych, ale porwało i nadal porywa dziesiątki milionów osób na całym świecie. Redaktorzy Tablic nie zapominają, że w 1858 roku Francesco De Sanctis napisał esej Schopenhauer i Leopardi, a William Thomson wynalazł galwanometr zwierciadłowy, ani że traktat pomiędzy Chinami a Rosją przyznaje tej ostatniej – 23 –
Opinie o Maryi
lewy brzeg rzeki Amur. Informują też czytelnika o wielu innych rzeczach, lecz nie uznają za stosowne, aby napisać, że niejaka Bernadetta Soubirous oświadczyła, iż wzięła udział w „czymś”, co, pomijając pozostałe skutki, przemieni małe pirenejskie miasteczko w największe we Francji, a może i w Europie, centrum hotelowe dysponujące ponad pięćdziesięcioma tysiącami miejsc noclegowych. W podobny sposób został opisany rok 1917. Możemy się więc dowiedzieć między innymi, że właśnie w tym roku Kanada wprowadziła obowiązkową służbę wojskową, że ekskomunikowany ksiądz Alfred Loisy opublikował esej La Religion, i że w Chicago, po erze stylu Dixieland, przyszedł czas na nową odmianę jazzu zwaną New Jazz. Także i tym razem nie pojawiła się najmniejsza wzmianka o tym, co miało miejsce 13 maja 1917 roku w nieznanym portugalskim miasteczku noszącym nazwę Fatima. A przecież i w tym przypadku, pomijając religijny charakter wydarzeń i pozostając przy ich społecznym, demograficznym i gospodarczym wymiarze, nie można powiedzieć, że spotkanie, w którym uczestniczyli trzej pastuszkowie, było całkowicie bez znaczenia, ale tak właśnie jest: najmniejszej wzmianki o Fatimie, za to pełna informacja o komediopisarzu Raffaele Vivianim, który w owym 1917 roku zadebiutował na deskach Teatru Umberto w Neapolu jednoaktówką ’O vico. Czy powinniśmy gorszyć się tego typu „białymi plamami”? Pomimo wszystko nie wydaje nam się to właściwe. Nie, nie wolno nam dać się ponieść spiskowej teorii dziejów i zacząć teraz podejrzewać szanowanych współpracowników i skrupulatnych redaktorów najdokładniej opracowanych włoskich Tablic chronologicznych o stronniczość i antykatolicką cenzurę. To nie kwestia stronniczości czy wrogości, tu raczej chodzi o nieświadomą deformację świata, jakiej od wieków poddają się intelektualiści, którzy uważają, że tylko polityka, gospodarka oraz kultura (oczywiście kultura laicka) mogą mieć jakieś znaczenie i mogą zasługiwać na uwagę ze strony poważnych, patrzących realistycznie na świat osób. Z tej perspektywy religijne wydarzenie, niepowiązane z polityką i niepoddane analizie społeczno-ekonomicznej, jest całkowicie bez znaczenia. Jest uważane za wyraz anachronicznej subkultury, którą nie warto się zajmować. A już nie do pomyślenia jest, by można opisać wydarzenie tak śmieszne, tak w złym guście, tak nie do przyjęcia i tak politycznie niepoprawne jak jakieś „objawienia Matki Boskiej”! Umieszczenie podobnych informacji w tym rygorystycznym dziele naukowym mogłoby je skompromitować. Dla dorosłej i wykształconej osoby tego typu informacje są zupełnie bez sensu. Kim jest ta histeryczna dziewuszka, którą wierni znają pod imieniem Bernadetty? Kim są ci biedni portugalscy pastuszkowie noszący imiona Łucji, Hiacynty i Franciszka? Kimże oni są, by zajmować miejsce obok wielkich postaci „two– 24 –
ROZDZIAŁ I. LOURDES: FAŁSZERZE W AKCJI
rzących prawdziwą historię”? Jakie miejsce mają zająć jakieś tam święte wydarzenia w tablicach chronologicznych dotyczących kultury, polityki i gospodarki? Jeśli chodzi o Lourdes, „poważny” historyk może co najwyżej zbadać polityczne znaczenie tych cudownych wydarzeń dla polityki Ludwika Bonapartego, który sześć lat wcześniej ogłosił się „Cesarzem Francuzów”, i zastanowić się, co one wnoszą do francuskiego katolicyzmu. Badacza mogłaby też zainteresować religijność ludowa „niższych warstw” społecznych w drugiej połowie XIX wieku na terenach południowo-zachodniej Francji. Tak to zwykle wygląda. Ale nie w naszym przypadku. Przekonania, które dały asumpt do powstania tej książki-notatnika, według nowotestamentowej „mądrości tego świata”, są czystym szaleństwem. A my jesteśmy przekonani, że wbrew pozorom, prawdziwa historia, czyli historia, która naprawdę „ma znaczenie”, to historia tułających się po gościńcach prostaczków. Wierzymy, że, aby zrozumieć naszą własną historię oraz historię całej ludzkości, należy całkowicie odwrócić hierarchię wartości. Należy zacząć kontemplować tajemnicę Matki Tego, który w oczach świata jest Bogiem głupców. Świat nie zdaje sobie sprawy, że to, co się naprawdę liczy, „zakryte zostało przed mądrymi i roztropnymi” i „objawione zostało prostaczkom”. Właśnie tak, należymy do tej grupy ludzi, którzy cały czas wierzą, że to nie rządy, wojsko czy naukowcy decydują o losach tego świata, lecz zanoszący modlitwy lud Boży. Że na historię większy wpływ mają staruszki przesuwające paciorki różańca niż wielcy politycy, ekonomiści czy ludzie kultury w swoich pałacach, biurach i akademiach. Bo z drugiej strony, gdyby tak nie było, to na czym miałby polegać ów „skandal”, gdzież byłoby owe „szaleństwo”, które – według pewnego człowieka imieniem Paweł, który na tym wszystkim trochę się znał – stanowiłoby o inności Ewangelii? Gdyby tak nie było, to na czym polegałby chrześcijański paradoks? Gdzież ci, którym nie dane było to „głębokie” spojrzenie wiary, i którym wszyscy wierzący – z pokorą i szacunkiem – powinni ukazywać prawdziwą perspektywę, widzieliby owo głupstwo? Cóż by z nas byli za wierzący, jeżeli nie wierzylibyśmy, na przykład, że w 1870 roku losy tego świata decydowały się w takich miejscach jak infirmeria w Nevers, w której nieuleczalnie chora siostra Maria Bernarda, z domu Soubirous, męczeńsko kończyła swój żywot, nie zaś w berlińskiej siedzibie kanclerskiej, w której Otto von Bismarck święcił swoje polityczne i wojskowe triumfy? Tak więc ruszamy w drogę, aby odkryć (lub, być może, aby na nowo odkryć) maryjną tajemnicę. Naszą podróż rozpoczniemy właśnie od 1858 roku, w którym, jak twierdzą „pozytywistyczni” historycy, najważniejszym wydarzeniem było podpisanie w Plombières porozumienia pomiędzy Cavourem a Napoleonem III – 25 –
Opinie o Maryi
i w którym (jak mawiał papież Jan XXIII, szczerze i gorąco oddany Maryi) „nagle, w pewnej grocie otworzyło się okno w Niebie”. Kto zna historię tych objawień i wie jak wspaniałe owoce one przyniosły – i nadal przynoszą – wielu duszom, których liczbę tylko Bóg zna, a także całemu Kościołowi, ten powinien czuć się w obowiązku, by ich bronić i by nie pozwolić, aby ten nagły i nieoczekiwany dar został Kościołowi odebrany. „Lourdes potrzebuje jedynie prawdy” – powiedział w 1954 roku wielki biskup z Tarbes, jego wielebność Pierre-Marie Thèas, do tych, którzy uznali opublikowanie dokumentów przez młodego historyka Renè Laurentina za rzecz nieostrożną. Bo właśnie do niego biskup Thèas zwrócił się z prośbą o naukowe zbadanie tego, co tam się wydarzyło. Potrzeba prawdy, dzięki której będzie można przeciwstawić się tym, którzy użyli wszelkich dostępnych środków (uciekając się nawet do oszukańczej propagandy), aby wzbudzić wątpliwości wokół autentyczności cudownych wydarzeń. Zaczniemy od pewnego fałszywego dokumentu. Uważamy, że należy zacząć właśnie od niego, gdyż na początku XX wieku, kiedy został on sfabrykowany i opublikowany, jego treść wywołała spore zamieszanie wśród wiernych, a przez sceptyków została przyjęta z entuzjazmem. Jak sami stwierdziliśmy, wątpliwości (celowo używamy eufemizmu) zasiane przez ten apokryf, budziły się przez cały ten czas i dotrwały do naszych czasów. Stwierdzenie fałszerstwa wraz z niepodważalnymi dowodami jego popełnienia można znaleźć jedynie w starych (dawno zapomnianych) publikacjach katolickich. Dlatego też, również dzisiaj, można natknąć się na książki i gazety, w których przemądrzali autorzy naśmiewają się z naiwniaków, niewiedzących jeszcze, że „rzekome objawienia z Lourdes to rzeczy wcześniej przygotowane i zorganizowane, które wszyscy znali i na które wszyscy czekali”. Autorem zacytowanych powyżej słów jest Jean de Bonnefon, pisarz antykatolicki, który w 1906 roku opublikował w Paryżu dwustuosiemdziesięciostronicowy pamflet o wiele mówiącym tytule: Lourdes et ses tenanciers32 , czyli dosłownie: „Lourdes i jego właściciele” (w którym nawiązanie do domów publicznych nie było przypadkowe i w którym, w imię nauki i higieny, a także w obronie niewykształconych i łatwowiernych ludzi, postulowano zamknięcie sanktuarium). Książka została z zainteresowaniem przyjęta przez polityków i urzędników Trzeciej Republiki, którzy toczyli z Kościołem zażartą walkę – był to czas usuwania kartuzów z ich siedziby w Grande Chartreuse oraz konfiskowa32
Tenancier w języku francuskim oznacza właściciela, posiadacza, ale również właściciela domu uciech. (Wszystkie przypisy umieszczone w książce pochodzą od tłumaczy, chyba że zaznaczono inaczej). – 26 –
ROZDZIAŁ I. LOURDES: FAŁSZERZE W AKCJI
nia (również w Lourdes) należących do zakonów posiadłości – a następnie została przez nich dogłębnie omówiona i bardzo szeroko rozpowszechniona. Trzeba też przyznać, że książka była bardzo sprawnie napisana: ów Bonnefon był nie tylko człowiekiem wykształconym, ale także przebiegłym polemistą i w swojej książce, obok fałszywych pism i apokryfów, umieścił autentyczne, pochodzące z archiwów dokumenty. Tak więc książka sprawiała wrażenie naukowej i jako taka zrobiła wrażenie na wielu osobach, również i na katolikach (zresztą oni też stali się bohaterami słynnej, napisanej w 1894 roku powieści, zatytułowanej Lourdes, autorstwa Emila Zoli). Dokument, o którym teraz mówimy, tak podstępny ze względu na zamieszczoną w nim listę źródeł, jasno i „w sposób bezdyskusyjny dowodzi” (tak twierdził Bonnefon), że pirenejskie wydarzenia były zaplanowane i były zwykłym kościelnym oszustwem. Pamflecista Bonnefon zamieścił w swej książce również list napisany przez Pierre’a-Claude’a Falconneta, prokuratora generalnego w sądzie w Pau, którego jurysdykcji podlegało również Lourdes. Kto zna historię objawień, wie również, jak wrogie i surowe było nastawienie Falconneta do tych cudownych wydarzeń. Prokurator generalny Falconnet 28 grudnia 1857 roku, czyli czterdzieści pięć dni przed pierwszym objawieniem, które miało miejsce 11 lutego 1858 roku, napisał do swojego podwładnego, prokuratora cesarskiego sądu w Lourdes, Vitala Dutoura list, który po raz pierwszy opublikowany został w 1906 roku przez Jeana de Bonnefona, i który poniżej przytaczamy w dosłownym tłumaczeniu: PROKURATURA SĄDU CESARSKIEGO W PAU – Panie Prokuratorze, zostałem poinformowany, że pewne spreparowane wydarzenia (affectants) o cudownym i nadprzyrodzonym charakterze, są przygotowywane na początek roku. Proszę im się dokładnie przyjrzeć. Muszę poznać szczegóły, aby móc ustalić, pod jaki paragraf Kodeksu karnego one podlegają. Obawiam się, że nie może Pan liczyć na pomoc władz lokalnych, cywilnych i kościelnych. Naszym obowiązkiem jest zrobić wszystko, by nie dopuścić do powtórzenia się skandalu, który miał miejsce w La Salette: tym bardziej że pod motywem (ressort) religijnym kryje się motyw polityczny. Niech będzie pan łaskawy przyjąć... Prokurator generalny. Podpisane: Falconnet. Powyższy tekst może nieco szokować: jeżeli to prawda, to trzeba przyznać, że dokument jest dosyć demaskatorski, że burzy on mur, na którym opierała się cała budowla, ukazując naszym oczom sieć paskudnych intryg. A Bernadetta – ta, która uroczyście została zaliczona przez Kościół do kanonu świętych – jawi się nam teraz jako wspólniczka niesamowitego oszustwa lub też jako biedne nieświadome narzędzie w rękach autorów podstępnego spisku. – 27 –
Opinie o Maryi
Jest więc zrozumiałe, dlaczego ów list mógł wywołać w tamtych czasach tak wielkie poruszenie. A to, że dziś do niego wracamy nie znaczy, że teraz będziemy uprawiać erudycyjną archeologię ani że powodowani ciekawością zaczniemy odkopywać jakieś stare sprawy z Belle Èpoque, które już dawno zostały zamknięte. „Falsyfikat Bonnefona”, jak od dawna nazywają ten dokument historycy różnych przekonań (a więc też i niekatolicy), wydaje się mieć ogromną siłę oddziaływania, ciągle gdzieś się pojawia i cały czas jest cytowany. Oczywiście nigdy nie podaje się dokumentów, w których fałszerstwo zostało wykazane. Wygląda na to, że dzisiejszemu katolicyzmowi brakuje pamięci historycznej. Uważamy, że należy ujawnić fakty, które demaskują ten apokryf: Lourdes, mimo że nie jest zdarzeniem dogmatycznym, jest czymś bardzo ważnym: od dawna jest ono istotną częścią wiary ludu Bożego i nie można dopuścić, aby towarzyszyły mu jakiekolwiek wątpliwości. Doświadczenie uczy nas, że nawet najmniejsze zwątpienie w prawdziwość faktów może mieć fatalne konsekwencje. A tu przecież mamy do czynienia z kanonizacją (która, według teologów, jest aktem nieomylnym), oficjum liturgicznym (lex orandi, lex credendi...)33 , encykliką (Piusa XII z 1957 roku) oraz niezliczonymi wydarzeniami i wypowiedziami w różnych obszarach rzeczywistości kościelnej. Od Piusa IX do Jana Pawła II, wszyscy papieże bez wahania, potwierdzali w imieniu całego Kościoła ponadnaturalny charakter wydarzeń w Lourdes. Byłoby więc rzeczą ryzykowną, gdybyśmy teraz zapomnieli o faktach, które podważyły prawdziwość tych falsyfikatów i które nadal próbują przesłonić bijące z groty światło. Zobaczmy więc: dokument Bonnefona jest falsyfikatem nie tylko dlatego, że poproszony o wskazanie oryginału lub podanie archiwum, z którego on pochodzi – uczony wyznał, że nie może tego uczynić. Napisał, że list jest niewątpliwym świadectwem, które bezapelacyjnie udowadnia, że „objawienia” były planowane i że były owocem podejrzanych machinacji. Gdy zaś zwrócono się do niego z prośbą, by udowodnił, że „dowód” jest naprawdę „niezaprzeczalny”, odparł jedynie, że kopię listu otrzymał od bliżej nieznanego „pośrednika”. I podczas, gdy w przypadku prawie wszystkich innych dokumentów podanych w książce, zamieszczone są dokładne wskazówki dotyczące archiwum lub źródła pochodzenia, demaskatorski list prokuratora generalnego z Pau skierowany do podwładnego w Lourdes nie ma żadnego odsyłacza. Czyli, że miałby on być uzna-
33
lex orandi - lex credendi (łac.) – zasada modlenia zasadą wierzenia, chrześcijańska starożytna sentencja, w myśl której wyznanie wiary wyraża się przede wszystkim w tekstach modlitewnych, liturgii, porządku nabożeństw; przypisuje się ją sekretarzowi papieża Leona Wielkiego, św. Prosperowi z Akwitanii (przyp. red.). – 28 –
ROZDZIAŁ I. LOURDES: FAŁSZERZE W AKCJI
ny za autentyczny (i to wnosząc nowe elementy do tak kontrowersyjnej sprawy) bez żadnych dowodów. Jest to całkowicie sprzeczne z przyjętymi w historiografii metodami. Dlatego też usprawiedliwione wydają się nam słowa Georgesa Bertrina, autora potężnego dzieła zatytułowanego Histoire critique des évènements de Lourdes, które podważyły (i tym razem rzeczywiście w sposób bezdyskusyjny) prawdziwość służbowej pseudonotatki: „Tego typu dokumenty, przedstawione bez żadnego odsyłacza, nie mają żadnej wartości: w krytyce historycznej nie bierze się ich w ogóle pod uwagę; żaden sąd na świecie, nawet w mniej ważnych sprawach, nie mógłby ich uznać”. Bertrin dodaje: „Gdyby rzeczony list był autentyczny, już dawno by go opublikowano. Od pół wieku [Bertrin pisze to w 1908 roku – przyp. red.] przyjaciele i wrogowie Lourdes przeszukują archiwa. I nikt jeszcze nie powołał się na ten dokument. Po pięćdziesięciu latach poszukiwań, pisarz nieznający regionu, który był tu jedynie przejazdem, musiałby mieć wyjątkowe szczęście, jeśli udałoby mu się odkryć to, czego nikomu do tej pory znaleźć się nie udało! W każdym razie, jeżeli tak właśnie było, to czy nie powinien on podjąć wszelkich możliwych wysiłków, które pozwoliłyby odeprzeć przyszłe ataki? A tutaj tak ważny dokument jest przedstawiany bez żadnych niezbędnych zabezpieczeń: historyk nie mówi nam ani gdzie go znalazł, ani gdzie jest, ani gdzie go można obejrzeć, jeżeli ktoś, zgodnie z przysługującym mu prawem, chciałby to zrobić”. Ale na tym nie koniec. Nie dosyć, że żaden uczony przed pamflecistą Bonnefonem nie posłużył się tym listem. Nie wspomnieli o nim też sami bohaterowie wydarzenia. Ani nadawca, ani odbiorca. Posłuchajmy, co na ten temat ma do powiedzenia Renè Laurentin – jak już wspomnieliśmy, największy ekspert od spraw Lourdes, który poświęcił mu wiele lat badań, a ich wyniki zebrał w siedmiotomowym dziele Documents authentiques [Dokumenty autentyczne] oraz w liczącej sześć tomów książce Histoire authentique des apparitions [Historia autentyczna objawień], a także w licznych pomniejszych publikacjach. Również Laurentin, który swoje książki pisał sześćdziesiąt lat po tym, jak jego koledzy rozpoczęli polemikę z Bonnefonem, jest bardzo surowy: „Zapewniamy, że dokument przypisywany prokuratorowi generalnemu, jest, bez najmniejszej wątpliwości, falsyfikatem”. Oczywiście, także Laurentin zauważył, że autor nie podaje miejsca, w którym oryginał listu jest przechowywany i tak skomentował ten brak odniesień: „List nie może być autentyczny również i z tego powodu, że zaprzecza wszystkiemu, co wiemy na temat wydarzeń w Lourdes; jest jedynym niespójnym elementem większej całości, która cała się łączy i do siebie pasuje”. Bo przecież, „prokurator generalny Falconnet, zaciekły przeciwnik objawień, wielokrotnie – 29 –
Opinie o Maryi
zwracał uwagę Vitalowi Dutourowi, podwładnemu z Lourdes, że wykonuje swe obowiązki niedbale. Jeżeli Falconnet rzeczywiście wysłałby mu parę tygodni wcześniej „notatkę służbową”, którą Bonnefon mu przypisuje, to Dutour – człowiek wyjątkowo skrupulatny – z dużo większą determinacją informowałby go o widzeniach: i z pewnością robiłby to w nawiązaniu do jasnej i wyraźnej notatki otrzymanej od przełożonego. Gdyby tego nie zrobił, zwrócono by mu uwagę, że lekceważy polecenia przełożonego, któremu winien jest posłuszeństwo”. Ponadto (cały czas cytujemy Laurentina): „Jeżeli Falconnet natknąłby się na intrygę, o której mówi podpisany przez niego list, to natychmiast poinformowałby o tym swoich przełożonych w Paryżu”. A z całą pewnością wiemy, że tak się nie stało. Dowiadujemy się tego z pewnego dokumentu, którego fałszerz Bonnefon wydaje się nie zauważać. Dysponujemy tekstem raportu, który Falconnet, na początku stycznia 1858 roku, sporządził dla Ministerstwa Sprawiedliwości, dotyczącego sytuacji w departamencie Wysokich i Niskich Pirenejów w okresie sześciu miesięcy 1857 roku. To jest właśnie ten okres, w którym prokurator otrzymałby informację na temat spisku w Lourdes. No i cóż, przygotowany dla Paryża raport nie tylko nie zawiera najmniejszej wzmianki na temat planowanego spisku, ale co dziwniejsze, sytuację na podlegającym mu terenie opisuje w następujący sposób: „Panuje tu wyjątkowy spokój publiczny, a władza cieszy się ogromnym szacunkiem. Rok zaczyna się niezwykle szczęśliwie...”. Trudno wyobrazić sobie prokuratora generalnego, pełniącego taką funkcję i darzącego władzę tak wielkim szacunkiem, który, alarmując podwładnych, nie informuje o niczym swojego bezpośredniego przełożonego, ministra sprawiedliwości zasiadającego w półdyktatorskim rządzie Napoleona III. Ale to nie koniec, istnieją jeszcze pewne informacje dotyczące kontaktów pomiędzy prokuratorem generalnym a ministrem. Falconnet, pisząc 20 kwietnia kolejny raport dla ministra (przedostatnie, siedemnas te objawienie miało miejsce siódmego dnia tego miesiąca i sprawa była znana w całym regionie, a Paryż domagał się wyjaśnień), powiedział: „Ta sprawa nie przypomina sprawy Rosy Tamisier, która sama zorganizowała cud. Ta dziewczyna jest nawiedzona, ale jest prosta i szczera (loyale). Ona widziała albo wydawało jej się, że widzi”. List ten został przytoczony również przez Bonnefona, w związku z czym Bertrin zauważa: „Nasz autor nie spostrzegł, że w ten sposób podważa prawdziwość »słynnej notatki służbowej« Falconneta. I kto go demaskuje? Właśnie Falconnet. Najpierw oświadcza on, że cała ta historia z objawieniami została po cichu przygotowana. Potem informuje ministra, że ma na ten temat zupełnie inne zdanie: w odróżnieniu od wszystkich innych przypadków, wydarzenia nie zostały spreparowane, ta Maria Bernarda Soubirous być może sama się oszukuje, lecz działa w dobrej wierze!..”. – 30 –
ROZDZIAŁ I. LOURDES: FAŁSZERZE W AKCJI
Informacji na temat spreparowania tych pseudocudownych zjawisk nie ma też w protokołach z licznych i często brutalnych przesłuchań, któremu poddani zostali Bernadetta, jej rodzice, rodzina i koleżanki. Posłuchajmy, co ma w tej sprawie do powiedzenia autor książki Histoire critique des évènements, Georges Bertrin: „Jesteśmy przekonani, że Dominique Jacomet, komisarz policji w Lourdes, człowiek sprytny i gorliwy, wypowiedział wojnę wszystkim zjawiskom, które określał mianem »przesądu«. Jeżeli prokurator Dutour rzeczywiście otrzymałby od swojego szefa polecenie przyglądania się wydarzeniom, które zostały w tajemnicy przygotowane, natychmiast poinformowałby o tym komisarza policji i właśnie jemu powierzyłby tę obserwację. Lecz Jacomet nigdy nie dostrzegł tej domniemanej intrygi. Żeby się o tym przekonać, wystarczy zapoznać się z długim przesłuchaniem wystraszonej Bernadetty”. Podczas owego dramatycznego wydarzenia (miało ono miejsce w niedzielę, 21 lutego, w dniu szóstego objawienia) przerażający komisarz (posłużmy się słowami Bertrina) – „próbuje przestraszyć dziewczynkę; nie cofa się przed niczym; mówi, że każe żandarmom ją aresztować; kiedy młynarz Soubirous przychodzi po swą córkę, nakazuje mu, aby zabronił jej chodzić do groty, grożąc, że jeśli go nie posłuchają, oboje pójdą do więzienia. I oto kiedy sytuacja staje się wyjątkowo dogodna, gdy w końcu można zdemaskować całe oszustwo i zakończyć sprawę jednym słowem, opierając się o jeden oficjalny dokument, który zaświadcza, że cała ta komedia została odegrana, by wykorzystać ludzką łatwowierność, to wówczas komisarz nie mówi nic – absolutnie nic – na temat informacji, którą uzyskał od swoich sądowych zwierzchników. Nie czyni nawet najmniejszej aluzji. Bo po prostu nic nie wie o tym dokumencie. A skoro on o nim nie wie – a byłby pierwszym, którego poinformowałby prokurator Lourdes – wniosek jest jeden: notatka nigdy nie istniała”. Ponadto, dodaje Bertrin, „najciekawsze jest to, że sam adresat, czyli prokurator cesarski, który ów list otrzymał, niejaki monsieur Dutour, nie ma pojęcia o tym dokumencie. Nigdy o nim nie wspomina, nawet w sytuacjach, w których trudno byłoby o nim zmilczeć”. Nigdzie nie ma po nim śladu: ani w gazetach, ani w prywatnych listach, ani w rozmowach, ani też w żadnych dyskusjach, które rozgorzały po tych wydarzeniach. Nigdzie, dosłownie nigdzie, aż do roku 1906, w którym Jean de Bonnefon poinformował niespodziewanie o istnieniu „niepodważalnych dowodów” na to, że mamy do czynienia z oszustwem stulecia. Tak naprawdę to on sam został oszukany przez swego „pośrednika”, jeśli taki w ogóle istniał; lub też on sam, ze złej woli, oszukał innych, jeżeli to on był autorem tego kłamstwa. I w tym miejscu możemy uznać, że sprawa została rozsądzona. W starych dokumentach, o których nie pamiętają nawet sami katolicy, odnaleźliśmy roz– 31 –
Opinie o Maryi
wiewające wątpliwości dowody na to, że pseudoodkrycia Jeana de Bonnefona są po prostu fałszem. Nie możemy jednakże oprzeć się pewnej pokusie: przy głębszej analizie przypisywanego Pierre’owi-Claude’owi Falconnetowi listu odkryjemy bardzo osobliwe ciekawostki. Z jednej strony natychmiast zauważymy, że mamy do czynienia z robotą oszusta, a z drugiej – przekonamy się, że również i w przypadku tego oszusta ma zastosowanie stare ludowe przysłowie: niezależnie od włożonego sprytu, „zło zawsze wychodzi na wierzch”.
– 32 –
SPIS TREŚCI
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO – ZNAK NIEWIASTY
5
MATKA BRONIĄCA SYNA
16
ROZDZIAŁ I LOURDES: FAŁSZERZE W AKCJI
23
ROZDZIAŁ II DZIEJE APOKRYFU
33
ROZDZIAŁ III ODNALEŹĆ ZDZIWIENIE
40
ROZDZIAŁ IV ROLNIK Z MONFERRATO
50
ROZDZIAŁ V KULE I DREWNIANE PROTEZY
58
ROZDZIAŁ VI PRZYJĄĆ LUB ODRZUCIĆ
66
ROZDZIAŁ VII STRATEGIA DZIEWICY
76
ROZDZIAŁ VIII EUROPA I NIEWIASTA, O KTÓREJ MÓWI APOKALIPSA
85
ROZDZIAŁ IX CESARZ, KTÓRY BAŁ SIĘ ŚWIĘTA WNIEBOWZIĘCIA
93
ROZDZIAŁ X PRAWDZIWA KULTURA
100
ROZDZIAŁ XI OBJAWIENIA: JAK JE WYKORZYSTAĆ?
108
ROZDZIAŁ XII NIEBIESKIE CZASY
117
ROZDZIAŁ XIII PIRENEJSKA PANI
127
ROZDZIAŁ XIV OKRUCHY ZEBRANE W KANIE
136
– 507 –
Opinie o Maryi
ROZDZIAŁ XV WIERNI I ICH POBOŻNOŚCIOWE PRAKTYKI
142
ROZDZIAŁ XVI ISLAMSKA FATIMA
150
ROZDZIAŁ XVII Z PORTUGALII DO LA SALETTE
157
ROZDZIAŁ XVIII SUB TUUM PRAESIDIUM
165
ROZDZIAŁ XIX CZY MARYJNY ZNACZY POGAŃSKI?
173
ROZDZIAŁ XX DLACZEGO MARYJA?
180
ROZDZIAŁ XXI W IMIENIU PRZECZYSTEJ
187
ROZDZIAŁ XXII MOC WNIEBOWZIĘCIA
195
ROZDZIAŁ XXIII CIAŁO Z KAPLICY W NEVERS
203
ROZDZIAŁ XXIV FRAGMENTY MOZAIKI
213
ROZDZIAŁ XXV NIE TYLKO O PRZYWILEJACH
220
ROZDZIAŁ XXVI MONOPOL NA CUDA?
227
ROZDZIAŁ XXVII ZNAK KWIATÓW
234
ROZDZIAŁ XXVIII FRAGMENTY PEWNEGO FRESKU
241
ROZDZIAŁ XXIX JAK EGZORCYZMOWAĆ MARIOLATRIĘ
249
ROZDZIAŁ XXX ŚWIĘTE OFICJUM
258
ROZDZIAŁ XXXI „WSPÓLNICZKA” JANA BOSKO
266
ROZDZIAŁ XXXII RÓŻANIEC I NIE TYLKO
273 – 508 –
SPIS TREŚCI
ROZDZIAŁ XXXIII TAJEMNICA BANNEUX
279
ROZDZIAŁ XXXIV PANNA UBOGICH
286
ROZDZIAŁ XXXV MILCZENIE JÓZEFA
294
ROZDZIAŁ XXXVI CO SIĘ WYDARZYŁO W FIORANO
301
ROZDZIAŁ XXXVII „OTO BOWIEM BŁOGOSŁAWIĆ MNIE BĘDĄ”
307
ROZDZIAŁ XXXVIII ATAK NA TAJEMNICĘ
313
ROZDZIAŁ XXXIX KAWALEROWIE NIEPOKALANEJ
320
ROZDZIAŁ XL JEJ IMIĘ
327
ROZDZIAŁ XLI BITWA O „NAJCZYSTSZĄ”
332
ROZDZIAŁ XLII ZAPACHY Z LAUS
338
ROZDZIAŁ XLIII ŻYD I MEDALIK
344
ROZDZIAŁ XLIV TEN DOM BLISKO EFEZU
351
ROZDZIAŁ XLV WIERZYĆ BEZ WIDZENIA
357
ROZDZIAŁ XLVI POMIĘDZY TEKSASEM A KASTYLIĄ
363
ROZDZIAŁ XLVII NUMQUAM SATIS
370
ROZDZIAŁ XLVIII KRÓLOWA ETIOPCZYKÓW
376
ROZDZIAŁ XLIX KAMIEŃ POTKNIĘCIA
382
ROZDZIAŁ L »OTO TWOJA MATKA I BRACIA NA DWORZE PYTAJĄ SIĘ O CIEBIE«
390
– 509 –
Opinie o Maryi
ROZDZIAŁ LI NIESPODZIANKA JANA
407
ROZDZIAŁ LII NEWMAN: OD ANGLIKANINA DO KARDYNAŁA (1)
414
ROZDZIAŁ LIII NEWMAN: ODKRYCIE „MADONNY” (2)
420
ROZDZIAŁ LIV DOPOWIEDZENIE W SPRAWIE NEWMANA (3)
428
RODZIAŁ LV O TYM, JAK STALIN POSŁUCHAŁ MARYI
434
ROZDZIAŁ LVI „ONA” I ROSJANIE
441
ROZDZIAŁ LVII OCALONY TEOLOG
448
ROZDZIAŁ LVIII ABERCJUSZ? KTO TO TAKI?
453
ROZDZIAŁ LIX ŻYWOTY „OBJAWIONE” Z NIEBA?
460
ROZDZIAŁ LX TYCH DWOJE POD KRZYŻEM (1)
467
ROZDZIAŁ LXI TYCH DWOJE POD KRZYŻEM (2)
472
ROZDZIAŁ LXII ZBIERAJĄC KŁOSY (1)
479
ROZDZIAŁ LXIII ZBIERAJĄC KŁOSY (2)
486
INDEKS OSÓB
491
– 510 –
Opinie o Maryi
– 512 –
Vittorio Messori
Nowe, w znaczącej mierze poszerzone i zaktualizowane wydanie bestsellera włoskiego dziennikarza i pisarza Vittorio Messoriego. To swoiste śledztwo prowadzone w czasie i przestrzeni, ukazujące obecność, rolę, znaczenie, i sposób odniesienia się do Maryi, Matki Jezusa Chrystusa. Messori w ciągu wieloletnich badań zebrał potężny materiał na temat osoby Maryi. Książka ukazuje nie tylko to, co wiemy o jej życiu, ale przedstawia też rolę, jaką przez blisko 2000 lat odgrywała w historii świata. Messori dokładnie śledzi kulturowe procesy, na których Matka Boża odcisnęła znak swej obecności. Często
W grudniu 2015 roku „National Geographic” poświęcił okładkę Maryi, nazywając Ją „najbardziej wpływową kobietą świata”. O dziwo, ten powszechnie znany magazyn nie miał na myśli jakiejś pani polityk stojącej na czele rządu wielkiego mocarstwa ani businesswoman zarządzającej światową korporacją, ale Matkę Jezusa. Autorka artykułu na ten temat, Maureen Orth, po odwiedzeniu najważniejszych miejsc maryjnego kultu na świecie przyznała, że przymiotnik „najbardziej wpływowa” należy się Maryi nie tyle z racji cudów, wielu narodów. (…) Podobne podejście i przekonanie zdaje się ożywiać autora tej książki. Vittorio Messori poświęcił swe monumentalne dzieło „najbardziej wpływowej Kobiecie na świecie”, wykazując Jej wielorakie oddziaływanie poprzez historyczne interwencje na tych, których sumienia ulegają znieczuleniu i uśpieniu. (…) Ta książka to niemal encyklopedia na temat Matki Bożej, obejmująca historię, teologię, objawienia, postaci i anegdoty. ks. Robert Skrzypczak
ISBN 978-83-7864-083-7
ISBN 978-83-7864-083-7
9 788378 640837 Cena: 69,00 w tym 5% VAT
Fo to g ra f i a n a o k ł ad ce : shut te r sto c k
Fakty � Poszlaki � Tajemnice
jakie sprawia, co raczej z powodu wpływu, jaki wywiera na ludzi. Jej imię i wizerunek definiuje tożsamość
Opinie o Maryi
o najnowsze wątki nadprzyrodzonej obecności Maryi w naszym świecie.
Opinie o Maryi Fakty � Poszlaki � Tajemnice
nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo osoba Bożej Rodzicielki jest obecna w naszym codziennym życiu, jak bardzo zmieniła i nadal zmienia oblicze otaczającego nas świata. Pasjonująca lektura, wzbogacona
Vittorio Messori
Nowe wydanie, poprawione i wzbogacone o trzynaście niepublikowanych rozdziałów.