Radość serca wychodzi na zdrowie


Gawędy i anegdoty klasztorne i kościelne
Ilustracje: Siostra Nieznana
Redakcja i korekta: Wydawnictwo AA
Skład, łamanie i projekt okładki: Wydawnictwo AA
Copyright © by Wydawnictwo AA, Kraków 2023
ISBN 978-83-7864-811-6
Wydawnictwo AA s.c.
30-332 Kraków, ul. Swoboda 4
tel.: 12 345 42 00, 695 994 193
e-mail: klub@religijna.pl
www.religijna.pl
Życie nasze składa się z różnych scen. Czasami są one bardzo poważne, dramatyczne, smutne, bolesne, ale także chwalebne, uroczyste, podniosłe, zaś czasami tak zabawne, że aż trudno uwierzyć, iż dzieją się naprawdę – i trudno je zapomnieć. Chcemy je utrwalić i wspominamy najzabawniejsze z nich wiele razy, chociażby wszyscy słuchacze już znali je i słyszeli. Życie bowiem pisze najlepsze skecze. A co jeszcze najbardziej nas zaskakuje? Bywa i tak, że śmieszna historia niesie jednocześnie wraz z uśmiechem budujące przesłanie. Warto zachowywać w pamięci niezwykłe sceny, jakie przytrafiły się nam w szarej codzienności. Niniejsza publikacja jest jakby „zdjęciem”, albumem, który ma uwiecznić niektóre tylko zabawne kościelne historie. „Przytłaczająca” większość opisanych historii
wydarzyła się naprawdę: autor był świadkiem, może jednym z bohaterów, autor usłyszał je od wiarygodnych osób albo przeczytał ze starych źródeł historycznych, albo… zmyślił. Tych zmyślonych jest niewiele.
Nie należy jednak zastanawiać się, które opowiastki są
fikcyjne, bo można się pomylić. Fikcyjne są na pewno wszystkie imiona osób żyjących, choć w starszych
historiach można znaleźć prawdziwe imię bohatera; czasami w jednej opowiastce jedno imię jest prawdziwe, a inne zmyślone. Niech lektura poniższych tekstów okaże się przyjemna, a szczery uśmiech zagości na obliczach czytelników w trakcie lektury, a może i pozostanie na dłużej. Niech radość wyjdzie na zdrowie, niech będzie lekarstwem, zgodnie ze słowami
Księgi Przysłów, które widnieją w tytule książki.
Wyrażam wdzięczność wszystkim, którzy tworzyli poniższe historie jako ich główni bohaterowie lub
opowiedzieli je albo przekazali na piśmie lub słowem, z pokolenia na pokolenie, niektóre z bardzo odległych
czasów.
W dawnych czasach, może jakieś sto lat temu, a może i więcej, młoda Helena wstąpiła do klasztoru.
Wówczas w klasztorze tym panowała surowa dyscyplina. Siostry mogły wyjechać na urlop dopiero po ślubach wieczystych, a więc jakieś siedem, osiem lat po wstąpieniu do klasztoru. Oczywiście, wyjeżdżając na urlop, nawet do własnego domu, siostry były zobowiązane do chodzenia w habicie nawet w otoczeniu swoich najbliższych, w swoim domu rodzinnym. Habit
zaś w tamtym czasie przykrywał uszy, część czoła, włosy, jak również szyję. Młoda siostra Helena przyjechała więc do domu na urlop po siedmiu czy ośmiu latach spędzonych w klasztorze. W międzyczasie jej rodzice doczekali się kolejnego dziecka, Zosi, która w momencie przyjazdu Heleny miała zaledwie cztery lata. Zosia, kiedy zobaczyła Helenę w swoim domu, a przecież także w jej domu, to jest w rodzinnym domu Heleny, przestraszyła się jej. Rodzice dwoili się i troili, żeby uświadomić Zosi, że Helena jest jej siostrą, kimś bardzo bliskim. Zosia potrzebowała wiele
czasu, aby się oswoić z taką dziwną postacią, chodzącą w tak nietypowym stroju po domu. Początkowo bała się jej, uciekała, ale po rozmowach z rodzicami, po wielokrotnym powtarzaniu, że tamta jest jej siostrą, powoli Zosia przekonywała się do Heleny. Najpierw zaglądała dyskretnie do jej pokoju, żeby zobaczyć co robi, a kiedy została zauważona, uciekała natychmiast. Po kolejnych kilku dniach zaczęła się odzywać do Heleny, zaglądając do jej pokoju. Pewnego razu, zaglądając tak, zapytała ją po raz pierwszy, oczywi -
ście widząc ją w habicie: „Proszę Helci, czy Helcia ma uszy?”. Następnego dnia Zosia również zajrzała do pokoju Heleny i jeszcze raz zapytała ją: „Proszę Helci, czy Helcia ma szyję?”…
W pierwszej połowie XX wieku w pewnym seminarium zakonnym było wielu młodych zakonnikówstudentów oraz, co oczywiste, ich wychowawców. Ojciec Stefan, odpowiedzialny za młodzież zakonną, miał pośród młodych ogromny autorytet. W owym czasie nie wypadało ujawniać swoich choćby najdrobniejszych słabości. Tym bardziej odnosiło się to do zakonników odpowiedzialnych za nowicjuszy i kleryków. Ale młodzi coś wyczuli – w pełnym tego słowa znaczeniu. Chodzi o to, że ojciec Stefan każdego dnia kilka razy oddalał się do pobliskiego lasu, aby tam palić papierosy. Młodzi klerycy postanowili pewnego razu udać się wieczorem za swoim przełożonym i zobaczyć o co chodzi. Kiedy o. Stefan usłyszał, że ktoś się zbliża, natychmiast schował zapalonego papierosa do kieszeni i zaczął oddalać się z miejsca, gdzie stał. Klerycy jednak nie odpuszczali i podążali za nim, szeleszcząc, ale nie ujawniając się. Szli tak długo za przełożonym, aż jego spodnie zaczęły się palić…
Ojciec Celestyn z Austrii uwielbiał uczyć się języ-
ków obcych, tak iż postanowił nauczyć się – oprócz
wielu innych – także języka polskiego. Przyjechał
więc do Krakowa i zapisał się na jeden z uniwersy -
tetów na kurs języka polskiego dla obcokrajowców. Mieszkał zaś w bratnim klasztorze swojego zakonu
w Krakowie. Po kilku dniach intensywnej nauki prze-
łamał się i rano, przychodząc na śniadanie, powiedział
swoje pierwsze zdanie po polsku do wszystkich zebra-
nych na posiłku zakonników: „Jestem szczęśliwym ojcem!”…
Młody cysters z Hiszpanii został wysłany na studia do Rzymu, nie posiadał jednak głębszej znajomości języka włoskiego. Rzymskim zwyczajem udał się do baru na kawę, oczywiście w stroju świeckim. Poprosił o kawę – po prostu. Barman postanowił dopytać o szczegóły:
– Cappuccino? – zapytał. Na co zakonnik odpowiedział:
– Nie, cysters!
Cappuccino bowiem oznacza pewien znany nam sposób przygotowania kawy, ale też w języku włoskim to samo słowo oznacza zakonnika kapucyna.
W pewnym niezwykłym klasztorze, zresztą dosyć dużym, usytuowanym w pewnym miasteczku, małym – a może bardziej należałoby powiedzieć że była to większa wioska, której nazwy już dzisiaj nikt nie pamięta – siostry przyjmowały, a właściwie matka przełożona proponowała – oczywiście zupełnie naturalnie i spontanicznie – imiona zakonne dostosowane do funkcji, zadania lub szczególnej charakterystyki danej siostry. Każdy jakoś się wyróżnia we wspólnocie.
Każdy jest inny, każdy ma swoje powołanie. Jedna z sióstr, s. Narracja, znana z tego że w sposób nadzwyczaj ciekawy opowiadała różne historie, tak wspominała swoje współsiostry w kronice klasztornej:
s. Dominacja – oczywiście była przełożoną;
s. Defraudacja – była ekonomką;
s. Kontrybucja – miała olbrzymi wkład w rozwój wspólnoty;
s. Formacja – odpowiedzialna była za nowicjat;
s. Imitacja – miała niezwykły dar naśladowania innych;
s. Absencja – często wychodziła w różnych sprawach;
s. Ton acja – b yła odpowiedzialna za śpiew w chórze zakonnym;
s. Aberracja – często się myliła;
s. Fabulacja – opowiadała niestworzone historie;
s. Koligacja – miała wielu znajomych;
s. Degustacja – nieco pomagała w kuchni;
s. Obserwacja – siedziała na furcie;
s. Inwazja – narzucała się innym;
s. Konsultacja – zawsze była w radzie zakonu i klasztoru;
s. Kolaboracja – była zawsze chętna do współpracy;
s. Malwersacja – pomagała siostrze ekonomce;
s. Komplikacja – lubiła (niestety) dzielić „włos na czworo”;
s. Dokumentacja – prowadziła archiwum klasztoru;
s. Transformacja – zawsze była za reformą klasztoru;
s. Realizacja – czuła się spełniona;
s. Lamentacja – natomiast często narzekała;
s. Frustracja – chodziła smutna;
s. Likwidacja – chciała zamykać kolejne domy zgromadzenia zakonnego;
s. Dotacja – miała niezwykły dar pozyskiwania środków na remonty zabytkowych obiektów w klasztorze;
s. Sensacja – zbierała plotki ze wsi;
s. Innowacja – pragnęła cały czas wprowadzać nowinki w życiu wspólnoty zakonnej;
s. Izolacja – natomiast zawsze pragnęła życia w samotności;
Ojciec Ignacy Rogusz (ur. 1982) pochodzi z Gdańska. W 2001 roku wstąpił do Opactwa Cystersów w Szczyrzycu. Studiował w Gdańsku i w Rzymie. Studia specjalistyczne z zakresu historii duchowości monastycznej ukończył obroną pracy doktorskiej w Rzymie w 2011 roku. W klasztorze szczyrzyckim pełnił m.in. funkcję magistra nowicjatu. Od 2018 roku
o. Ignacy jest proboszczem parafii cysterskiej i przełożonym domu zakonnego w Jodłowniku.
Życie nasze składa się z rozmaitych scen. Czasami są one bardzo poważne, dramatyczne, smutne, bolesne, ale także chwalebne, uroczyste, podniosłe, a czasami tak zabawne, że aż trudno uwierzyć, iż wydarzyły się naprawdę – i trudno je zapomnieć. Chcemy je utrwalić, wspominamy najzabawniejsze z nich wiele razy, chociażby wszyscy słuchacze już je znali i słyszeli. Życie bowiem pisze najlepsze skecze. Bywa i tak, że śmieszna opowieść wraz z uśmiechem niesie budujące przesłanie. I takie właśnie są historie przytoczone w tej książce.
Zdecydowana większość opisanych tu wydarzeń miała miejsce naprawdę. Autor był ich świadkiem, czasem jednym z bohaterów, usłyszał je od wiarygodnych osób albo przeczytał w starych źródłach historycznych, a niektóre… po prostu zmyślił – dla uciechy czytelników. Tych zmyślonych jest niewiele. Nie należy jednak zastanawiać się, które opowiastki są fi kcyjne, bo można się pomylić… Niech zatem szczery uśmiech zagości na obliczach czytelników, a może pozostanie na dłużej.
Radość wychodzi na zdrowie – jest doskonałym lekarstwem, zgodnie ze słowami Księgi Przysłów, które widnieją w tytule książki.
OJCIEC IGNACY ROGUSZ (ur. w 1982 roku) pochodzi z Gdańska. W 2001 roku wstąpił do Opactwa Cystersów w Szczyrzycu. Studiował w Gdańsku i w Rzymie. Studia specjalistyczne z zakresu historii duchowości monastycznej ukończył obroną pracy doktorskiej w Rzymie w 2011 roku. W klasztorze szczyrzyckim pełnił m.in. funkcję magistra nowicjatu. Od 2018 roku o. Ignacy jest proboszczem parafii cysterskiej i przełożonym domu zakonnego w Jodłowniku.
ISBN 978-83-7864-811-6
ISBN 978-83-7864-811-6
9 788378 648116
Cena: 19,90 w tym 5% VAT