„Święta Pani” to zapis mistycznych spotkań i objawień Fulli Horak, wielkiej polskiej mistyczki, której życie i mistyczne doświadczenia skła− dają się na opowieść o niezwykłej kobiecie. Stefania Fulla Horak była Lwowianką, urodzoną w Tarnopolu w roku 1909. Studiowała filozofię, skończyła lwowskie konserwatorium, pracowała jako nauczycielka muzyki. Umysł miała bardzo dociekliwy i niezwykle bystry. W młodości porzuciła wyniesioną z domu wiarę, ale nie Boga, którego pragnęła całym swoim jestestwem. W wielkiej udręce długie lata poszuki− wała prawdy, modląc się: „Boże! Jeśli jesteś – daj mi światło!”. I światło przyszło, choć nie od razu. W czasie wojny była łączniczką AK. Ołtarzyk w jej domu stał się tabernakulum. Przechowywaną tam Komunię św. Fulla przemycała więźniom. Po aresztowaniu przez sowietów, Fullę skazano na 10 lat łagru. Odbyła cały wyrok w piekle Gułagu, przeżywając potworną próbę ciężkiego krzyża, kiedy została poddana operacji wycięcia żołądka i dwunastnicy bez znieczulenia. Po powrocie do Polski zamieszkała w Za− kopanem z siostrą Zofią. I tu zaczęło się dziać coś niesamowitego. Do ich małego mieszkanka ściągały całe procesje ludzi po radę, po modlitwę, po nadzieję. Po życiu pełnym ofiary cierpienia i posługi Stefania Fulla Horak zmarła w Zakopanem 9 marca 1993 roku.
Stefania – Fulla Horak zmarła w Zakopanem 9 marca 1993 roku. Jej siostra Zofia – Papcia Horak 17 listo− pada 1995 roku. Obie zostały pochowane we wspólnym grobow− cu na cmentarzu przy ul. Nowotarskiej (za kaplicą w prawo, po− tem pierwsza alejka w lewo, za grobami dzie− ci znowu w prawo).
W sierpniu 1935 roku Fulla po raz pierwszy przeżyła obecność kogoś z zaświatów. Wtedy jeszcze nie wiedziała kogo, dowiedziała się wkrótce – była to św. Magdalena Zofia Barat, zmarła 70 lat wcześniej (1865) założy− cielka zgromadzenia Sacré Coeur. Do mieszkanka Fulli przy ul. Kopernika we Lwowie przychodzili też inni mieszkańcy Nieba: kardynał Mercier, Jan Bosko, Teresa od Dzieciątka Jezus, January i Sylwester, Andrzej Bobola, Jan Vianney, Katarzyna Emmerich, Pierre Giorgio Frassati, Joanna d’Arc, Stefan, Mikołaj. Przychodzili do niej bardzo realistycznie – Fulla mogła na przykład dotykać szorstkiego habitu św. Magdaleny Zofii. Pod dyktando św. Magdaleny w mistyczny sposób zapisywała kolejne bruliony. Słowa wtedy zapisane dotyczyły samej Fulli. Potem przyszły objawienia mistyczne przedstawione w tej książce – niezwykłym dzienniku mistycznych spotkań ze świętymi, zawierającym ich pouczenia, orędzia, a także opisy doświad− czonych przez Fullę rzeczywistości nieba, czyśćca i piekła.
To były lata 50. XX wieku, byłem jeszcze dzieckiem, kiedy ciocia, zwana Fullą, „od− nalazła się" w mojej rodzinie. Wróciła „stamtąd", z Sybiru, po długim wyroku i ciężkich przejściach. Przy dziecku nie mówiło się wtedy ani o Lwowie, ani o Sy− birze, ani o podziemnej walce z obydwo− ma okupantami. Nie poznałem wtedy sy− beryjskich opowieści. Tę Ciocię, a właściwie Stryjenkę (bo była to siostra mego ojca) otaczała jakaś nie− zwykła aura. Była zawsze uśmiechnięta − tak jakoś tajemniczo i pięknie zarazem. Widziałem, że Tato i Mama odnoszą się do niej ze szczególną atencją. Jako dziec− ko nie byłem w stanie tego nazwać – to przyszło wiele lat później. Mówiło się też tajemniczo o jakiejś książce, której nigdy nie widziałem. Z rozmów starszych po− znałem nawet tytuł: «Święta Pani». Bar− dzo długo nie znałem jej treści. Dopiero kilka lat przed śmiercią Fulli powierzono mi egzemplarz sporządzony metodą od− bitek fotograficznych. Osobiście świadom jestem ważnej rzeczy, która stała się dla mnie ostatecznym argumentem, taką du− chową pieczęcią na mistycznych przeży− ciach i pismach mojej Stryjenki. To było cierpienie i jej postawa wobec cierpienia – od Kołymy po Zakopane. ks. dr Tomasz Horak, bratanek Stefanii Fulli Horak
ISBN 978-83-7864-782-9 Na okładce zamieszczono obraz przedstawiający św. Magdalenę Zofię Barat oraz zdjęcie Fulli Horak Cena: 29,90 w tym 5% VAT
ŚWIĘTA PANI
1
Fulla Horak
ŚWIĘTA PANI
Wydawnictwo AA Kraków
3
Tekst wierny pierwotnemu wydaniu z roku 1939. Zachowane zostały wszystkie nieco archaiczne formy oraz niekonsekwentna interpunkcja Autorki. Poprawki wniesiono w nielicznych miejscach, gdzie znajdowały się ewidentne błędy ortograficzne, literowe bądź interpunkcyjne. Skanowanie tekstu z wydania oryginalnego: Iwona i Grzegorz Sikorowie. Przygotowanie skanów do składu, opracowanie, przypisy: ks. Tomasz Horak, bratanek Autorki.
Redakcja i korekta: Maria Szarek Skład i łamanie: Hanna Nikodemowicz Projekt okładki: Agnieszka Siekierżycka Copyright© by Tomasz Horak Copyright© by Wydawnictwo AA, Kraków 2020 Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana ani publikowana w jakiejkolwiek formie, za pomocą środków elektronicznych lub mechanicznych, w tym kserokopii, w postaci nagrania lub dowolnego systemu przechowywania i wyszukiwania informacji obecnie znanego lub wynalezionego w przyszłości, bez pisemnej zgody wydawcy i właściciela praw autorskich do tego dzieła, z wyjątkiem krótkich fragmentów wykorzystanych w recenzjach i artykułach prasowych, internetowych i publikowanych przez inne media elektroniczne.
ISBN 978-83-7864-782-9 Wydawnictwo AA s.c. 30-332 Kraków, ul. Swoboda 4 tel.: 12 292 04 42 e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl 4
Moja STRYJENKA Był rok chyba 1950. Jeszcze nie chodziłem do szkoły. I wte− dy, nie wiadomo skąd, zjawiła się w rodzinie jeszcze jedna ciocia. Mówiło się o niej „Papcia”, choć miała na imię Zofia. Mówiło się jakoś tajemniczo o niej i o wszystkim, co jej mogło dotyczyć. Dzieciak coś czuł, wiedział, że nie powinien sta− wiać zbędnych pytań. Nie było cioci, jest Ciocia – świetnie. A Ciocia wróciła z Sybiru. Za pięć lat znalazła się jeszcze jed− na Ciocia, zwana Fullą. Też wróciła „stamtąd” – tyle, że wyrok miała dłuższy. I przejścia cięższe. Przy dziecku nie mówiło się ani o Lwowie, ani o Sybirze, ani o podziemnej walce z obydwo− ma okupantami. Nie poznałem wtedy syberyjskich opowieści. Tę drugą Ciocię, a właściwie Stryjenkę (bo były to siostry mego ojca) otaczała jakaś dodatkowa aura. Była zawsze uśmiechnięta – tak jakoś tajemniczo i pięknie zarazem. Papcia była taka zwyczajna, Fulla – bardziej dostojna. Widziałem, że Tato i Mama odnoszą się do niej ze szczególną atencją. Jako dziecko nie byłem w stanie tego nazwać – to przyszło wiele lat później. Mówiło się też tajemniczo o jakiejś książce, której nigdy nie widziałem. Z rozmów starszych poznałem nawet tytuł: „Święta Pani”. Bardzo długo nie znałem jej treści. Dopiero kil− ka lat przed śmiercią Fulli, ciocie powierzyły mi egzemplarz sporządzony metodą odbitek fotograficznych (jest to cały album). Po jej śmierci w roku 1993 dostałem oryginalny eg− 1 zemplarz wydania z roku 1939. „Habent sua fata libelli” – ma− wiali starożytni Rzymianie. Ciekawe są pewnie dzieje tego 1
Habent sua fata libelli (łac.) – I książki mają swój los (przyp. red.).
5
egzemplarza z dedykacją Kazimiery Iłłakowiczówny dla Wacława Berenta, z ekslibrisem biblioteki Uniwersytetu Jagiel− lońskiego oraz Autorki. Kupiła go sama w antykwariacie w Warszawie w ostatnich tygodniach przed początkiem woj− ny 1939 roku.
Dzieciństwo i młodość Kim była Ciocia Fulla? Lwowianką, która urodziła się w Tarnopolu w roku 1909. Jej Babcia i Dziadek byli Czechami (Vacláv Horák i Františka Rozehnál), ale bracia ginęli za wol− ność Polski. Sierżant jednoroczny Tadeusz Horák zmarł zamę− czony przez Kozaków na froncie wołyńskim w roku 1919. Podporucznik Marian Horák zginął w roku 1920, prowadząc atak pod Milatynem, został pochowany na cmentarzu Orląt Lwowskich – kwatera I, mogiła 31. Ich ojca Antoniego, a mego Dziadka, też tam pochowano – był to ostatni pogrzeb na cmen− tarzu Orląt, w lipcu 1939 roku. A potem to mi sowieci Dziad− ka zaasfaltowali... Ostatnio te groby spod asfaltu zostały eks− humowane, a szczątki imiennie przeniesione do innej kwatery. Brat Adam, aresztowany w Równem, został rozstrzelany jako niemiecki zakładnik. Brat Kazimierz (obrońca Westerplatte i Helu) zginął zakatowany przez sowietów w lwowskim wię− zieniu w 4 dni po moim przyjściu na świat – był koniec grud− nia roku 1944... – Jest o czym dumać nad grobem ich matki, a mojej Babci Domiceli, na cmentarzu w Kędzierzynie. Gdy bracia ginęli, mała Stefcia miała 10 lat. Bo jej imię to „Stefania”, z tego „Stefula”, w skrócie „Fula”, z czasem przez dwa „l”. W jednym z listów do matki Heleny ze zgromadzenia Sacré Coeur pisała:
6
Nigdy nikt nie miał smutniejszego dzieciństwa ode mnie. Gdy myślą przeżywam wszystkie lata, wydaje mi się, że je− stem istotą, która drżąc z zimna cofa się w najdalszy kąt klatki, by nie widzieć szpetoty świata. Nikt przecież nie zro− bił mi nic złego, tylko brutalna szarość codzienności rosła i rosła dookoła mnie i często żałowałam, że nie urodziłam się ślepa i głucha.
Nie dziwię się. Rodzina przeżyła wojenną tułaczkę, Stef− cia miała pięć lat, gdy Horakowie ostali się aż w Wiedniu, uciekając przed Moskalami. Potem przyszła śmierć starszych braci. Podziwiam ich matkę, a swoją Babcię Domicelę. Do− brze, że nie wiedziała wtedy, co jeszcze przyjdzie. Stefa studiowała filozofię, skończyła lwowskie konserwa− torium – pracowała jako nauczycielka muzyki. Oprócz smut− ku drążyło ją jakieś niewypowiedziane pragnienie. Znowu frag− ment listu do zaprzyjaźnionej zakonnicy: Co to jest prawda, Matko? Czuję takie zimno w sercu, jak− bym w piersi miała lodownię, a równocześnie miota mną palący głód nieskończoności. Wszyscy mają przewagę nade mną, wszyscy – co nie czują się tak bezpańscy jak ja. I więk− szość ich ma spokój. Nie trawi ich pożerający Płomień−Pra− gnienie.
Te niepokoje, ten cień z czasów dzieciństwa doprowadzi− ły młodą Stefę do niewiary. A umysł miała bardzo dociekliwy i niezwykle bystry. Mnogość skojarzeń, ogromne oczytanie, artystyczne widzenie (i słyszenie) świata, wyczulenie na obec− ność i potrzeby drugiego człowieka – wszystko to kazało jej odrzucić powierzchowną i tradycyjną religijność. Ale nie Boga. Tego „innego Boga”, którego pragnęła całym swoim jestestwem. Znowu fragment listu: 7
Czy Matka wie, że gdyby Bóg do mnie przyszedł, z otwarto− ścią bym Go przyjęła i dałabym Mu się nasycić? Gdybym Go odczuła, serce moje doznałoby ulgi, ciężar, który je ugnia− ta, spłynąłby, a ja odnalazłabym rzeczy niewypowiedzia− ne... Chciałabym wierzyć w Boga... Jaką okrutną zabawkę wymyślił sobie Ten, kto nas stworzył!... A ponad wszystkim ta paląca tęsknota za niepojętą a przeczuwaną – Wieczno− ścią.
Mistyczne przeżycia Droga do wiary zaczęła się wraz z jej utratą. Ważnym eta− pem była choroba. A potem wciąż szukanie. Wreszcie wyjazd do Częstochowy i takie rozumowanie, cytuję: Jeżeli ludzie uzyskują od obrazu łaski związane ze zdro− wiem czy sprawami materialnymi, dlaczego bym ja nie mia− ła się pokusić o zdobycie tam światła dla duszy?!
Modlitwa, ślubowanie, spowiedź „z dobrą wolą choć bez wiary”. I nic. Niebo milczało. Stefa modliła się „Boże! Jeśli jesteś – daj mi światło!”. I światło przyszło, choć nie od razu – dodajmy, że dzięki świadectwu osoby wierzącej, przypadko− wo spotkanej na salonach. Był sierpień roku 1935. Wtedy po raz pierwszy Fulla prze− żyła obecność kogoś z zaświatów. Wtedy jeszcze nie wiedzia− ła kogo, dowiedziała się wkrótce – była to św. Magdalena Zo− fia Barat, zmarła 70 lat wcześniej (1865), założycielka zgromadzenia Sacré Coeur. To ona jest tytułową „Świętą Panią”. Nie ona jedna przychodziła do mieszkanka Fulli i jej przyja− ciółki Buci przy ul. Kopernika we Lwowie. Drugą znaczącą postacią był kard. Mercier. Poza nimi – wielu świętych: Jan 8
Bosko, Teresa od Dzieciątka Jezus, January i Sylwester, An− drzej Bobola, Jan Vianney. Także Katarzyna Emmerich, Pierre Giorgio Frassati, Joanna d’Arc. Również jej patron – św. Ste− fan, św. Mikołaj. Jak się zjawiali? Bardzo realistycznie. Fulla sprawdzała np. jak szorstki jest habit św. Magdaleny Zofii. Zwracała uwagę na to, czy zasłaniają sobą np. palącą się świecę (miała później taki swój ołtarzyk w pokoju) – zasłaniali; czy przejeżdżający ulicą tramwaj zagłusza wypowiadane przez nich słowa – za− głuszał. Pod dyktando św. Magdaleny zapisywała kolejne brulio− ny. Dziwne to było dyktando, cytuję: Weź papier i ołówek. Nie świeć światła. Pisz. Uspokój się, chodź koło mnie. Siadaj bliżej. Usiadłam z zeszytem na ko− lanach i nagle ołówek zaczął się sam posuwać po papierze. Trzymałam go tylko. Nie wiem, co pisał, bo nie słyszałam żadnego dyktanda. – Zaświeć i przeczytaj.
Słowa wtedy zapisane dotyczyły samej Fulli. Potem przy− szły objawienia mistyczne. Nie będę ich streszczał. Jest książ− ka. Jej wydanie sfinansował – tak, tak – marszałek Rydz–Śmi− gły. Niewiele egzemplarzy przetrwało. Był przecież lipiec roku 1939. Większość nakładu spłonęła z Warszawą...
Lata wojny i zesłania A Fulla? Gdy zaczęła się wojna i sowiecka okupacja we Lwowie, Fulla dalej uczyła w gimnazjum. Już nie była tą ska− zaną na życie istotą. Pełna energii, zaangażowana jako wy− chowawca zarówno młodego pokolenia, jak i wszystkich, któ− rzy do niej się zwracali. Zresztą – to jej oddziaływanie zaczęło 9
się wkrótce po pierwszych objawieniach. A kiedy było trzeba, Fulla czynnie włączyła się w walkę z jednym i drugim oku− pantem. Była łączniczką AK, przezwyciężając wrodzony lęk. Objawienia się skończyły. Ale – jak mówiła i pisała – „jej Nie− widzialni Przyjaciele zawsze z nią byli”. Ołtarzyk w domu stał się tabernakulum z polecenia arcybiskupa Twardowskiego. Przechowywana tam była Komunia św., którą Fulla przemyca− ła z pomocą Broni, zaprzyjaźnionej ukraińskiej strażniczki, dla uwięzionych i skazanych. I cały czas równolegle trwała jej praca duchowa nad umacnianiem ludzi, nad formowaniem ich po− staw i wiary. Najpierw przyszło aresztowanie obu sióstr – Zofii i Stefy. O przesłuchaniach i warunkach w sowieckim więzieniu we Lwowie mówić nie muszę. Jak w tym wszystkim odnalazła się osoba, w której brutalna szarość codzienności rosła i rosła oraz która często żałowała, że nie urodziła się ślepa i głucha? Jak dnie i noce w samotności, w ciemnej piwnicy, w brudnej wo− dzie po kostki, w towarzystwie szczurów spędzała mistyczka? Spędzała. I czekało ją więcej. Czekało ją całe piekło GUŁag− 2 ów . Skazano ją na 10 lat. Odbyła cały wyrok. Darujcie szczegóły – są takie same, jak dla wszystkich, którzy w tym piekle byli. A więc bezduszni enkawudziści, pa−
2
GUŁag (ros. Gławnoje uprawlenije isprawitielno−trudowych łagieriej i kolonij) – w Związku Sowieckim system obozów przymusowej, nie− wolniczej pracy w nieludzkich warunkach (praca w kopalniach węgla, uranu, kamieniołomach, przy wyrębie lasu, budowie syberyjskich miast: Workuty, Norylska, Magadanu, kanału Białomorskiego, hut w Magnitogorsku, linii kolejowych). Do łagrów m.in. na Kołymie i Wyspach Sołowieckich zsyłano wszystkich, których władza uważała za zagrożenie dla komunistycznego ustroju (przyp. red.).
10
lący głód, pluskwy, zimno, praca ponad siły, a także poniże− nie i odczłowieczenie, choroby... Mistyk walczący z pluskwa− mi – tak można zatytułować rozdział z innej książki Fulli Ho− rak „Niewidzialni”. I jedno zdanie z tejże książki: „Wewnątrz cierpienia miałam Niewidzialnych Przyjaciół, którzy odwracali moje myśli ku pięknu”.
Wreszcie przyszła dosłownie próba krzyża. Ciesząc się sympatią, zasłużyła w oczach sowietów na ratowanie jej życia. Konieczna była operacja żołądka. W prymitywnych syberyj− skich warunkach, bez znieczulenia, bez koniecznych narzę− dzi wycięto jej cały żołądek i dwunastnicę, z której został mały fragment. I znowu cytat: Po pierwszym cięciu krzyknęłam, a byłam przecież przy− tomna. Widziałam, jak lekarz wydobył z wnętrza żołądek. Ogarnęło mnie dziwne uczucie błogości. Jakby niewidzial− na mgła spływała z góry i otulała mnie szczelnie, że nie od− czuwałam tak silnie bólu... Od siódmej rano do drugiej w południe trwała operacja..
Zakopane Po tym wszystkim wróciła do Polski. Zamieszkała w Zako− panem razem z Zofią. I tu zaczęło się coś niesamowitego. Do ich małego mieszkanka najpierw na Krupówkach, później na Chałubińskiego ściągały całe procesje ludzi. Bywało po kilka− dziesiąt osób dziennie. Po radę, po modlitwę, po nadzieję. Przy− chodzili prości górale, przychodziły zakonnice i księża. A i biskup jakiś się trafił. Literaci i poeci, przypadkowi ciekawscy oraz wierni wielbiciele. To nie było łatwe – godziny spędzane na rozmowach i duchowym uzdrawianiu ludzi. Fulli 11
nieraz brakowało sił. Podziwiałem też postawę Zofii – cierpli− wa, uśmiechnięta, parząca kolejne herbaty dla gości... Jeśli Fullę porównać do biblijnej Marii, to Papcia spełniała jakże ko− nieczną posługę Marty. A trzeba było żyć bez żołądka i dwunastnicy! Zdrowie cią− gle zagrożone i sił zawsze mało. Po jakichś 20 latach, był rok chyba 1974 zaczęły się nieustannie wracające ropne zapale− nia nerek. Sił było coraz mniej, ludzi nie ubywało. Niejeden raz siostra odprawiała kolejne procesje. Kilkanaście lat próby w tej chorobie. Ile razy odwiedzałem Ciocię – tyle razy zasta− wałem ją uśmiechnięta, pogodną, żartującą. Nieraz odprawia− łem Mszę św. w mieszkanku na Chałubińskiego. Prosiła wte− dy: „Tylko niedługo, nie mam sił”. Wreszcie przyszła kolejna próba – złamanie kości udowej. I czternaście miesięcy bole− snego leżenia plackiem, gdy każdy ruch powodował, że odłam− ki kości od wewnątrz boleśnie raniły mięśnie nogi. Jedyną skargą, jak opowiadała Papcia, było pytanie: „O Jezu, czy to nie za dużo?”. Zdawałem sobie sprawę z narastającego w jej życiu cier− pienia. I widziałem, jak pokornie je przyjmuje. Jak nie prze− szkadza jej „szpetota świata”, o której pisała w młodzieńczym liście. Egzamin cierpienia, który zdała celująco, stał się w moich oczach pieczęcią uwierzytelniającą jej mistyczne przeżycia. Stefania – Fulla Horak zmarła w Zakopanem 9 marca 1993 roku. Jej siostra Zofia – Papcia Horak 17 listopada 1995 roku. Obie zostały pochowane we wspólnym grobowcu na cmenta− rzu przy ul. Nowotarskiej (za kaplicą w prawo, potem pierw− sza alejka w lewo, za grobami dzieci znowu w prawo).
12
Obie siostry – Zofia (Papcia) i Stefania (Fulla) 13
Pisma Gdy czytałem książkę „Święta Pani”, odezwał się we mnie sceptyk – racjonalista. Nie jestem z tych, co to cudowności widzą gdziekolwiek i na nich budują wiarę. Z niejakim dystansem odnosiłem się do objawień. Jako doktor teologii „ocenzurowałem” treść tych objawień, nie znajdując w nich wszakże niczego, co byłoby niezgodne z nauką Kościoła. Fulla nie miała wykształcenia teologicznego (aczkolwiek była w tej dziedzinie oczytana). Dlatego nie używa języka typowe− go dla rozpraw teologicznych. Jest to zresztą charakterystycz− ne dla większość pism mistycznych. Wizjonerzy obdarzeni łaską szczególnego oglądu tajemnic boskich nie znajdują słów, które mogłyby w pełni oddać ich przeżycia. Moją ocenę potwierdzili dwaj inni teologowie – ks. dr Romuald Rak z Katowic oraz ks. dr Hugo Dollinger z Augsburga (w związku z niemieckim wydaniem „Świętej Pani”). Druga książka mojej Stryjenki nosi tytuł „Niewidzialni”, ukazała się w niskonakładowym wydaniu. Zawiera wspomnie− nia z lat 1938–1956 przeplatane filozoficzno–teologicznymi esejami. Jest książką trudną. Nie zawiera opisów mistycznych. Ale wyrasta z żywej wiary i wiarą jest przepełniona. Wiarą, która dojrzewa w ogniu ogromnego cierpienia. Oficjalnie Kościół nie zajął się ani osobą Fulli Horak, ani treścią jej książek. Ja osobiście świadom jestem ważnej rze− czy, która stała się dla mnie ostatecznym argumentem, taką duchową pieczęcią na mistycznych przeżyciach i pismach mojej Stryjenki. To było cierpienie i jej postawa wobec cier− pienia – od Kołymy po Zakopane. ks. dr Tomasz Horak 14
Fulla Horak. Zdjęcie z roku ok. 1970.
15
Książki Fulli Horak: „Święta Pani” – pierwsze wydanie w Warszawie w roku 1939. Wydań z ostatnich lat było kilka, nie sposób ich ogar− nąć, książka „żyje” własnym życiem. Wydawcy nie respektują praw autorskich. Wstępy różni wydawcy zamieszczają wła− sne, nie zawsze trafne. Wydanie, którego egzemplarz trzymasz w dłoni, Czytelni− ku, zostało opublikowane przez Wydawnictwo AA za moją zgodą (jako spadkobiercy praw autorskich). Tekst do druku przy− gotowałem osobiście na podstawie egzemplarza z roku 1939, zachowując archaizmy, pisownię, interpunkcję (poza miejsca− mi ewidentnych błędów literowych). „Besuche aus einer anderen Welt. Offenbarungen an Fulla Horak” – niemiecki przekład „Świętej Pani”, Lippstadt 1998. Adiustacji tekstu dokonałem osobiście, dokonałem też wybo− ru zdjęć i opatrzyłem je podpisami. Tylko w tym wydaniu wstęp jest mojego autorstwa, oddając – tak uważam – pełnię myśli Autorki. Nie wygrałem z Wydawcą sporu o tytuł. Dosłowny przekład tytułu (Die Heilige Frau) nie wchodził na obszarze niemieckojęzycznym w rachubę. Chciałem jako tytuł dać cy− tat z książki „Schenke mir Licht! – Daj mi światło”. Ten przekład mógł ujrzeć światło dzienne dzięki wysiłkom, także finansowym, nieocenionej dr Irmingard Weinert z Murnau am Staffelsee w Bawarii. Serdecznie jestem Jej za to wdzięczny. Również za pomoc przy redakcyjnym opracowaniu tekstu. Drugie wydanie, nieco zmienione i nieznacznie skrócone, ukazało się jesienią 2015 roku nakładem wydawnictwa Miriam− Verlag dzięki niezmordowanym i długotrwałym zabiegom Violetty Bonvallet mieszkającej w Niemczech. Należą się Jej 16
wyrazy uznania i mocne: dziękuję! – zarówno ode mnie, jak i od Cioci Fulli oraz coraz liczniejszego grona jej czytelników. „Niewidzialni. 1938–1956”, Kraków 1997 (na okładce błędnie podany rok: 1936). Wydanie niskonakładowe, dostęp− ne w Internecie jako plik PDF. Krążyły też fragmentaryczne przedruki ze „Świętej Pani” zatytułowane „Życie pozagrobowe”. Te wydania lekceważyły prawa Autorki (jeszcze za jej życia!) oraz integralność tekstu. Najbardziej „chwytliwe” części książki zostały oderwane od jej warstwy mistycznej bez uzgodnienia, a nawet powiado− mienia Autorki. W ocenie jej spuścizny te okrojone wydania nie mogą być brane pod uwagę.
Klasztor Zgromadzenia Sacrè-Coeur we Lwowie. Zdjęcie z ok. 1930 r. 17
„Tobie, Święta Pani, a Ty wiesz...”
18
„Dla Twojej chwały, Królu Umiłowany, – w imię mojej bezgranicznej ku Tobie miłości – a na wyraźny rozkaz Świętej Pani – zdobywam się oto na odsłonięcie moich najwłaśniejszych tajemnic i spraw. A ponieważ wiem, że łaski, które mi od Ciebie przyniosła Ukochana moja Święta nie dla mnie jednej były przeznaczone, ale dla wszystkich, którzy tęskniąc, nie mogą Cię znaleźć – o Jezu! – proszę Cię najpokorniej – spraw, aby książka ta, – wielkim przezwyciężeniem ludzkiego serca okupiona – rozpaliła w duszach chłodnych i wątpiących, płomień prawdziwej Miłości!”.
19
„A KTO W CIEMNOŚCI CHODZI, NIE WIE DOKĄD IDZIE...” (J 12, 35) Urywki z zapisków i brulionów oraz wyjątki z listów do Matki Heleny ze Zgromadzenia Sacré Coeur we Lwowie
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Co to jest prawda, Matko? Czuję takie zimno w sercu, jakbym w piersi miała lodownię, a równocześnie miota mną palący głód nieskończoności. Wszyscy mają przewagę nade mną, wszyscy – co nie czują się tak bezpańscy, jak ja. I większość ich ma spokój. Nie trawi ich pożerający Płomień-Pragnienie”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nigdy nie potrafiłabym zostać jednakową przez szereg lat. Tak zmęczona, że ledwie otwieram oczy, rozpoczynać muszę ciągle niekończący się, dookolny bieg, w poszukiwaniu swoich nowych postaci. Matko! Byłam gliną, dlaczego nie ulepiłaś ze mnie kogoś? Młodą, starą, brzydką, piękną, byle prawdziwą! Zdawało mi się, że Matka odsunie mnie od rozczarowań, od zła i da mi wiarę. Matko! Co to jest wiara?! Serce tak przepełnione, że wysyła promienie światła w nieskończoność? Czy tak? Dawniej myślałam, że będę czyniła ludziom dobrze. Tak chciałam zacząć. Zdawało mi się, że choć wszystkie moje pojęcia legną w gruzach, z tych gruzów jeszcze zlepić potrafię mocnego człowieka. 20
Trzeba być mocnym, aby słabszym pomagać. A ludzie są słabi. Kłamią i oszukują. Ale na dnie ich istoty śpi wyczekiwanie, które dnia pewnego zbudzi się może i odnajdzie cel. Ludzkość jest jeszcze chaosem, ale wierzę, że tkwią w niej wszelkie dane do utworzenia Królestwa Bożego na ziemi. Tęsknić do niego, widzieć jak się wyłania, iść mu na spotkanie, czuć, że je miłość opromienia – to jest wiara! Ale gdyby taka wiara stała się życiem, czy byłoby jeszcze do czego tęsknić?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Jestem daleka od wszystkiego i od wszystkich. Sama wobec tego, co może nastąpić. Przeraża mnie świadomość, że śmierć po to tylko zmiata z drogi istnienia, by oczyścić tor dla istnień nowych. Jedyna przecie forma trwania zmarłego, to pamięć o nim w sercu żywych”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nie mam już czasu czekać dłużej, bo wszystko we mnie tęskni do nicości. Któż może wziąć za złe człowiekowi znużonemu, że chce iść spać w południe, nie czekając nocy? Sam Bóg nie mógłby tego potępić. Dusza moja chciałaby zażyć jakiś środek nasenny i uczuć pierwsze, miłosierne jego działanie. Bo i po cóż żyć? Po co ja jestem?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nigdy nikt nie miał smutniejszego dzieciństwa ode mnie. Gdy myślą przeżywam wszystkie lata, wydaje mi się, że jestem istotą, która drżąc z zimna cofa się w najdalszy kąt klatki, by nie widzieć szpetoty świata. Nikt przecie nie zrobił mi nic złego, tylko brutalna szarość codzienności rosła i rosła 21
dookoła mnie i często żałowałam, że nie urodziłam się ślepa i głucha. Niebo? Niebo jest nieosiągalne, a i tak pono dopiero ponad niem jest siedziba Boga, gdzie dusze ludzkie błyszczeć mają światłem. Litość, którą mi Matka zawsze kazała mieć dla wszystkich, wydaje mi się niepotrzebna. Na co przyda się współczucie ludziom, skoro nie można im pomóc?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Co dławi w sercu najgłębsze wzruszenia, mrozi słowa na ustach, zniekształca wszystko, co chcemy powiedzieć i nie pozwala się wyrażać inaczej, jak za pomocą ogólników lub mniej czy więcej gorzkiej ironii? Jakbyśmy się zemścić chcieli na własnych uczuciach za ból, że nie możemy ich wyjawić. Nie ma całkowitości w człowieku. Prawie nigdy nie jest on ani zupełnie szczery, ani zupełnie przewrotny. I zawsze ten dziwny lęk, aby ktoś nie odgadł uczuć, które nosi w sobie. Że są aż tak wielkie”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nic teraz nie wiem. Nic – tylko słabo dochodzi świadomość do mego mózgu, że taka nie mogę istnieć. Tęsknota szalona zabija wszelką świadomość. Nie wolno walczyć przeciw porządkowi rzeczy. Próżno zrywa się ze wszystkiem, co jest na zewnątrz. Nie można zerwać z samym sobą”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Bóg – gdyby był – musiałby ludzi kochać. Czyżby ich inaczej stwarzał? Skończyłby niewątpliwie nawet Sam ze Sobą, nie mając żadnej istoty, którą by mógł uszczęśliwić i gdyby Mu wszystkie sprawy tego świata były równie obojętne, jak mnie. 22
Czem są błędy, szczegóły zewnętrzne jakiegoś życia, ta wciąż rozpoczynająca się walka, o częstych i bolesnych upadkach, ze swojemi łzami i żalem, ze szczerą i nieokiełznaną wolą? Biedna ta ludzka natura! Czy Matka wie, że gdyby Bóg do mnie przyszedł, byłabym rozwarta i dałabym Mu się nasycić? Gdybym Go odczuła, serce moje doznałoby ulgi, ciężar, który je ugniata, spłynąłby, a ja odnalazłabym rzeczy niewypowiedziane. To ziemskie, nędzne życie, nigdy nie jest dostateczne. Zawsze jest bólem, męką niedostatku, goryczą tęsknoty, rozpaczliwem kłamstwem. A w tem – byłaby wieczysta pociecha, cud wszelkiego spełnienia. Aby wszystko wiedzieć, wszystko rozumieć i aby poczuć życie, nie wystarczy mi przeżywanie samej siebie. Zaś łzy nie uczynią serca – świadomem. Mieć serce czujące, to jest szczęście, czy tak? Co Matka zresztą wie o mojem sercu? Mam jedynego przyjaciela – smutek. Jestem zupełnie sama wewnętrznie, a słowami temi ozdabiam tylko swą samotność. Rozumie Matka? Nic – prócz odgłosu własnego wołania w próżnię. Wołam Wszystko – a ono mnie nie słyszy. Na całym świecie jest tylko – moje echo”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Dawniej wdzierałam się głęboko w świat muzyki. Przeżywałam ją naprawdę i do głębi. Karmiłam się wielką muzyką, ale serce moje przeczuwało jakąś melodię, której nie mogłam usłyszeć. Żadna więc muzyka nigdy mnie nie zaspokoiła. Podniecała bez miary, torturowała, coś we mnie wiło się w niepojętych bólach. Czy Matka to zna? Czy Matka szukała kiedy takiej „innej melodii?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
23
„Głowa mi pęka od myśli, serce się kurczy i sił mi brak. Ideały? Chrystianizm? Dziś, gdy codzienny głód pcha do najpodlejszych zbrodni, gdy ojcowie własne dzieci sprzedają, gdy matkom brak pokarmu – jak poruszyć twarde serca, w których nie ma ognia ni czystości? O! Gdybym miała moc działania – choć przez jeden dzień! Za takie pragnienie Bóg gniewać się nie może”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Niebezpiecznie jest buntować się przeciw kłamstwu. Trzeba szanować to, w co się nie wierzy. Na przykład trzeba wierzyć, że człowiek ubrany w czarną sutannę jest przedstawicielem Boga na ziemi, że dźwięk dzwonu ma jakiś związek z niebem i że zapach kadzidła i wosku jest milszy Bogu od zapachu kwiatów. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Dlaczego czas stał się tak powolny? Powolniejszy niż być powinien. Co się stało? Zegar Boży spóźnia się. Bóg trzyma go bez końca na jednej i tej samej sekundzie, której gorycz trwa. Dlaczego zegar Boży się spóźnia?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Chciałabym wierzyć w Boga. Może Bóg – to nasze sumienie? I nasze serce? I instynkt, żeby nikogo nie skrzywdzić, ani człowieka, ani zwierzęcia? Może Bóg – to nasze czyste życie? Jakie śmieszne i bezcelowe to wieczne szukanie, poprzez wszystko i wbrew wszystkiemu! Pytający, nieustępliwy, bezsilny, uparty głos człowieka... Jaką okrutną zabawkę wymyślił sobie Ten, kto nas stworzył! Dlaczego nic nie nadchodzi? Nic nie mija? Wszystko jest! 24
A ponad wszystkiem ta paląca tęsknota za niepojętą a przeczuwaną – Wiecznością. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Zakopane (...) „zebraliśmy wszystkie siły i po ogromnych głazach, brnąc miejscami po pas w śniegu, dotarliśmy na grań. W połowie drogi zaskoczyła nas burza. Nie słyszałam nigdy takich piorunów. Leżąc, przylgnęliśmy do skały, a ogromny grad tłukł nas po głowach. Nagle huk – jakby cały świat runął w gruzy... To ruszyła lawina kamieni. Nie mogliśmy rozeznać we mgle jej kierunku i przez chwilę zdawało się nam, że idzie wprost na nas... To było cudowne! Ta krótka chwila śmiertelnego napięcia, błysk myśli: „To koniec” i potężne dudnienie skał i grzmotów dookoła. Nie bałam się śmierci. Nigdy tylko wyraźniej nie czułam, że żyję: – Potem usłyszałam, że chłopcy się modlą. Takie marne mi się to wydało i śmieszne. Miałam dla nich w tej chwili pogardę”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Religie? Bóg? Jakie to dziwne sprawy Jak się z tem lekko rozstajemy i jak długo szukamy tego z powrotem. Tyleż potrzeba zabiegów, by znów ustalić równowagę: I po co? Po to, by któregoś dnia stwierdzić znowu, że to wszystko bajki... Czy tak ma wyglądać wiara?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Czy każdy – aby mu lżej było iść przez życie – powinien zbudować sobie w duszy własną prawdę, w którą by mógł uwierzyć? 25
Czy można tylko patrzeć na łzy ludzkie – i ufać? patrzeć, jak ludzie biegną przed siebie, gnani przerażeniem? Dlaczego Bóg stworzył świat? Dlaczego każe cierpieć? Dlaczego; skoro jest wszechmocny i wiedzący; stwarza ludzi, z których jedni będą zbawieni, drudzy potępieni? Dlaczego stworzył grzech? Nie mogę pojąć wiecznej kary za doczesne zbrodnie. Pogodzić pojęcia woli Bożej z wolną wolą człowieka. O Chrystusie wiem, że przed Nim te same prawdy wygłaszali już inni twórcy religii. Dlaczego symbolem wiary ma być cierpienie? Dlaczego ideałem ma być ktoś, kto się dał zmiażdżyć?! Nie wierzę w nic z tego, w co ludzie wierzą. Nie rozumiem, jak wierzą. Myślę, że jeśli Bóg jest, to jest o wiele większy od wszystkiego, co można o Nim powiedzieć. Bóg żydów jest zachłanny i egoistyczny, obraźliwy i mściwy. Mój Bóg – byłby wyższy ponad wszelką myśl ludzką, wszelkie pojęcie i wyobraźnię. Nic materialnego. Byłby ponad wszystkiem i miałby w sobie wszystko. Byłby to Duch, ale Duch dający się przeczuć człowiekowi. Nie stwarzałby też na pewno ludzi, nie rozumiejących celu własnego istnienia”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Czasem dzieje się ze mną coś tajemniczego. Jakby rozchylała się jakaś zasłona... Nie umiem tego określić, a jednak wiem, że to jest ważne. Podnosi się we mnie wtedy coś wiecznego – co ma czas i patrzy. Spojrzenie to wie o nicości całego mego dnia”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Budować życie bez marzeń, powszednie zwykłe życie? Wiersze to tylko oszukiwanie samego siebie. Rzeczywistość jest całkiem inna, a ja oddaliłam się od niej. Chwile życia realnego, których zazdrośnie strzegłam, załamują się z godziny na godzinę. 26
Mam wolną wolę, która ogranicza się do wyboru śmierci. Można sobie wybrać śmierć, ale życia wybrać sobie niepodobna. Matko! Czy i Matka uważa, że prawdą może być dopiero to, co nie przemija?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Czym jest nieszczęście? Jest grzechem, bo szerzy zło. Jest kalectwem i chorobą duszy. Jest wiecznie odnawiającą się raną”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Czy istnieje jakaś absolutna konieczność? Czy są rzeczy, których się pragnie istotnie, nie w sposób, w jaki się często mówi, tylko bezwzględnie? Czuję, że pytanie to zostanie bez odpowiedzi i na tym właśnie załamuje się wszystko?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Pytam siebie, co mam począć z niepotrzebnem życiem? Niczego się nie spodziewam, niczego nie pragnę. Zbawiennem byłoby dla mnie oddać się jakiejś pracy, ale jakiej? Czy ta niemoc ma być tym wymarzonym spokojem? W nic nie wierzę!”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Zawsze odchodzę od Matki rozczarowana. Tak strasznie chciałabym wtargnąć w duszę Matki choć na chwilę i pragnę czasem, aby Matka to samo uczyniła mnie. Ale po ludzku jest to niemożliwe. To nie ciekawość, Matko. To potrzeba nad zwykłą miarę. Jaki strasznie mały i marny ten mechanizm ludzki! Czy jest możliwe, aby Bóg rozumiał człowieka i nie okazał mu tego?”. 27
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Boję się, że wkrótce nie będę chciała się poruszać, że przestanę pragnąć wszystkiego – nawet śmierci... Jak zbudzić się i ocknąć? Co mogłoby wpłynąć na zrównoważenie? Czasem myślę, że jakieś mocne uderzenie młotem w mózg, jakaś ciężka niemoc fizyczna przyniosłaby przesilenie. Jak będzie wyglądało moje «dalej»? Ostatnia iskra we mnie gaśnie i roztlić jej już nie umiem. Chwytam się zainteresowań i nie mogę ich zatrzymać. Po co i dla kogo?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nie ma we mnie nic, tylko ogromne pragnienie, aby się coś zmieniło. Żebym się dźwignęła ostatecznie i mocno, żebym mogła pójść naprzód, nie cofając się w siebie. Wszystko uczyniłabym – wszystko – gdybym wiedziała! Czy Matki nie zdumiewa moja gotowość poświęcenia na ślepo wszystkiego, co mogę mieć, za wszystko czego nie znam?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Myślę, że aby ujrzeć Prawdę – jeśli to w ogóle możliwe – serce i umysł muszą być proste. Trzeba niezadowolenia i buntu przeciw utartym przekonaniom, pewnikom i wiarom. Rozumne niezadowolenie jest twórcze i prowadzi do rozwiązania wszelkich zagadnień życia”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Czy naprawdę pragnienie szczęścia jest najwyższem pragnieniem? I czy szczęście jest owocem przeżyć olbrzymich i szczytem, który wznosi się ponad wszystko? Czy trzeba zapracować na wielkie uczucia, czy też one same w nas powstają? Czy człowiek pozbawiony ich nie posiada żadnej wartości, choćby posiadał zdolność ich odczu28
wania? Jedni zalecają opanowywanie swych uczuć, drudzy zachwalają poddanie się im. Co ma sens? Jak uzyskać doskonałą, niczym nieskrępowaną Miłość? Każda inna bowiem, wydaje mi się ciemna i ograniczona, musi się posiadać ideał. Jeżeli go nie ma, traci się żywotność. Jak dojść do harmonii między wewnętrznem a zewnętrznem życiem?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nieraz czuję okropny, dziki strach. Doznaję zawrotu głowy. Wydaje mi się, że cały pokój, ściany, sufit i podłoga – to lustra. Z każdej strony patrzą na mnie moje własne oczy. Nic – tylko moja własna, patrząca twarz! To potworne. Gdzie się obrócę, tam ciągle i tylko Ja! I wtedy szalone pragnienie: rozbić w tysiące kawałków te znienawidzone lustra”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Lindsey powiedział: «Człowiek należy sam do siebie i do nikogo innego». Czy tak? Myślę, że naprawdę otoczenie, rodzina i ksiądz mają najmniej praw do nas. Nie istnieje obowiązek, ani prawo. Jest tylko wola. A przecież to strasznie mało należeć do siebie. Może dlatego każdy prawie człowiek ma skłonność rozdawania siebie w rozmaitych formach. Myślę, że dopiero wtedy mogłoby być naprawdę dobrze, gdyby dla siebie nie zostało nic. Kiedy na myśl o zadowoleniu nie byłoby po prostu czasu”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Można żyć w sztucznem upojeniu, ale z chwilą otrzeźwienia musi się wiedzieć, że to wielkie, głupie oszukaństwo. Jeśli nie mogę zrozumieć sensu życia, powinna bym nie myśleć – i żyć. Przecie nie ja jedna tylko szukam. Wszyscy tak...
29
Wszelka wiedza nie daje żadnej odpowiedzi. Poważny ton nauki nic nie mówi. Wiedza jest wielką i dokładną, ale nie w stosunku do życia... Biedna ta wielka wiedza! Ostatecznem pięknem jest matematyka. To nie jest żadna odpowiedź, że człowiek jest cząstką całości, że świat jest bezmierny i niepojęty – tem bardziej! Rozwój i doskonalenie w nieskończoność – nie ma celu. Ogromnie dużo teraz czytam i szukam odpowiedzi, której nie znajduję. Matko! Życie to największe zło! Oswobodzić się od niego, zniszczyć do korzenia, by się nigdy nie powtórzyło! Sokrates, Budda i Schopenhauer, – te silne umysły – też tak myślały, więc wiem, że nie jestem w błędzie. To, co myślę, jest prawdą. Nie ma celu się oszukiwać”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nie mogę przestać myśleć i zastanawiać się. Wszystko jest takie męczące i śmieszne. To, że nie jestem pierwszą i jedyną, która się męczy, wcale nie uspokaja. Przecież wiem, że nie tylko ja i Schopenhauer byliśmy mądrzy! – Więc może Tołstoj miał rację, gdy pisał, że ludzie mający wiarę w Boga znaleźli odpowiedź na wszystko?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3
Ja wierzę, że Matki żyją wedle swego najlepszego rozumienia – najlepiej, jak potrafią myśleć. Ale nie wiem i nie chcę myśleć o wątpliwościach, jakie może Matki mają...”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Cóż z tego, że „człowiek jest cząstką nieskończoności?”. To nic nie znaczy. Mogłoby coś znaczyć, gdyby można zrozu3
Matki – tu: określenie zakonnic Sacré Coeur.
30
mieć istotę nieskończoności... Dusza – to przecież wymysł ludzki! Co dzieje się np. z „duszą” człowieka, który dostał pomieszania zmysłów? Ludzie wierzący, świadomie oszukują samych siebie, tylko świadomość tę wprawnie usuwać umieją w cień, gdyby wierzyli naprawdę, czyż mogliby się obawiać cierpień?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Czytałam Kanta. Twierdzi, że niemożliwem jest dowieść istnienia Boga. Właściwie po co ja to piszę? Co mnie to obchodzi? Przecież i tak nie zmienię świata. Pójdę do kina. Na dobrym filmie można przez całe dwie godziny nie myśleć”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Jaka szkoda Matko, że nie mogę dojść, jak Matka pojmuje to swoje klasztorne życie... Czy dla Boga samego i tylko dla Niego? A może Matka podtrzymuje i wpaja wiarę dlatego, bo tak lepiej dla ludzkości, narodu i w ogóle...? Jaką rolę odgrywa Bóg w życiu takich ludzi, jak Matka? Wasze życie jest albo szlachetną mrzonką – albo prawdą. Mrzonką – jeśli dążycie wciąż naprzód do doskonałości, jeśli poświęcacie się dla ludzi tych, co są i tych, co przyjdą, a same w sens nie wierzycie. Prawdą – jeśli to samo robicie dla Boga. Nie chodzi mi o frazes, ale o wszystko! Czy Matka naprawdę tak wierzy, że nic i nikt ani na chwilę nie zbija tej pewności? Bo jeśli Matka wątpi, jak mogłabym ja wierzyć? Albo się wierzy zupełnie, albo nie wierzy się wcale, albo przechodzi się od wiary do niewiary. Cóż wtedy znaczy wiara? Niepewność. Nie, Matko! To nie to! Wiara musi być tak mocna jak śmierć. Bo życie się kończy, a śmierć trwa. Wiara musi być taka, aby nie było wahań. Nieubłagana wiara, bez możności cofnięcia się ani ucieczki. 31
Zaklinam Matkę, proszę mi powiedzieć czy Matka tak wierzy?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Dlaczego wiara ma być łaską? Jeśli nas ktoś kocha, jeśli wymaga od nas czci, niech nam pozwoli zrozumieć dlaczego? Nie można nikogo kochać i czcić – słysząc o nim tylko! Jeśli Bóg jest, powinien to ukazać w sposób dostępny. „Niepojęte” – jest za dalekie! Bóg, który chciałby być kochanym, nie bawiłby się z człowiekiem w chowankę... To religia ubiera w płaszczyk tajemniczości to, czego nie chce czy nie potrafi wytłumaczyć. To praktyki kapłańskie dawnych czasów za ołtarzami bogów. Wiara nie może być łaską, jeśli ma być wszystkiem dla człowieka. Jeśli w ogóle było w czyimś planie dać człowiekowi możność prawdziwego życia, to wiara jest jego prawem! I jest jedynem zadośćuczynieniem za okrucieństwo stworzenia go... Łaska? Czy np. matka jest łaską dla dziecka? Nie... Jest naturalną przyczyną... Nie myślę wcale, że Bóg powinien by ukazać się nam zrozumiany i przenikniony. Tylko trzeba, żeby człowiek mógł być pewnym, że Bóg jest! Wola nie może zawsze nagiąć się do pragnienia wiary. Rozumiem, że można zaciąć zęby i pozwolić sobie otworzyć ranę albo bez syknięcia dać sobie wyjąć drzazgę... Ale zmusić się do wiary na zawsze? Nie! To się szybko kruszy. Wiem, bo tak wierzyłam. Wolą i tęsknotą, ale nie przekonaniem. A ja się muszę przekonać. Nie znam np. dokładnie całej techniki radia, ale wierzę w nie – bo jest. Nie zależy mi wcale na tym, w jaki sposób jest Bóg. Ani Jego zamiary nie byłyby mi dziwnymi, gdybym wiedziała na pewno, że istnieje. I wtedy dopiero mogłabym cierpieć”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32
„Jak naiwna jest we mnie ta ukryta wiara we wiarę... Potrzebna mi jest tęsknota i serce, co by umierało z miłości dla niej, a jeśli dotąd nie umarło, to jedynie dlatego – że czeka. Tylko tęsknota jest nieśmiertelna”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nie wystarczy mi żadna miłość. Muszę kochać ogromnie dużo. Może wszystko! Jaka szkoda, że mi Matka nie umie pokazać drogi wiodącej do – wszystkiego”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „To nieprawda, że nie wiem, czego szukam! Cel jest jasny. Zbyt jasny nawet. Ustawiony w pełnym świetle i ustalony w świadomości. Niestety węzeł jakiś „między nim a mną rozsnuwa się ustawicznie. Urywa się ciągle droga, coś ją przecina co krok. Czy nigdy tam nie dotrę?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Miałam bardzo ciężki okres. Nie byłam ani w sobie, ani poza sobą, ani nigdzie. Matko! To straszne nigdzie nie być. Kręcić się ciągle między drugimi i mieć słowa tylko te, które się przemilcza... Choć wiem, że się to na nic nie przyda, potrafię się szamotać i bić głową w mur. Jednego tylko nie umiem: nie chcę cudzych sił ani pożyczanej prawdy. Wiem... Matka nieraz próbowała mi dać swoją. Ale Matka ma sama tej prawdy za mało, by się nią dzielić. Ja chcę swojej prawdy! Takiej, którą bym sama znalazła... Wierzę, że każde przeżycie jest pomyślane tylko dla danego człowieka. Przeżyciami trudno się dzielić! Kto by to usiłował, pomnażałby tylko swą samotność”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
33
„Dobrze jest być wśród nieznanych ludzi. Choć się ich milcząc mija, nie spostrzegają tego – nie czują. Samotne myślenie to moje, codzienne święto. Ludzie, nawet ci rzekomo religijni, prawie nigdy istotnie nie wierzą. Księża i zakonnice są niezupełnie tymi, za których się ich naiwnie bierze. Wiem teraz, że w klasztorach jest dziwna mieszanina fałszu i tęsknoty, ofiarności i pustki, dobra i zła, rzeczy niskich i wzniosłych. Myślę, że niejeden ksiądz powinien był raczej zostać koncypientem adwokackim, inny, zanadto wyrozumiały, społecznikiem, a jeszcze inny, ciskający gromy przeciw niemoralności – powinien by uporządkować przede wszystkiem swoje prywatne życie. Podpatrywałam kilkakrotnie różne sumy i nieszpory. Twarze ludzkie nic mi nie powiedziały o Bogu. Myślę, że Bóg znudzony pierwszy wychodził z kościoła. Dla dewotki kościół jest tem, czem dla pijaka karczma. Dewotka zostawia tu swoje westchnienia, a pijak trzeźwość. Ale ja mam najlepszą wolę. Ja to przemyślę. Może pojmę, że ten zły ksiądz i ta perfidna dewotka i ten śpieszący się sędzia i ta sprzedająca się dziewczyna – że to wszystko tylko – ludzie, żyjący po prostu swojem zwykłem życiem. Można poruszyć kilka ziarnek piasku, ale nie można wydobyć wszystkich z Oceanu”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Maeterlinck powiedział: «Ostatnim wyrazem mądrości jest umiejętność niewiedzy...» – Czasem mi się zdaje, że oczekiwanie światła nie jest właściwem zajęciem. Im głębiej – tym mniej zrozumiale. A Renan pisał: «Bezczynność jest satysfakcją rozpaczy...». A może to właśnie Mahabharata ma słuszność, gdy głosi: 34
«Rzeczą naszą jest czyn – nie owoc. Porzucenie pragnień i przywiązań do owoców pracy jest mądrością»”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Trudno odpędzić napływające myśli, zwłaszcza nocą, gdy się nie śpi. Więc trzeba myśleć. Bierne szczęście nie może być źródłem życia. Ani spokój wygodny, gdzie nie ma nawet wątpliwości, tylko samo rozkoszowanie się – niczem. Udusiłabym się! Życie wewnętrzne nie jest utkane ze słów. A chcąc je zrozumieć czy wytłumaczyć, muszę używać tej opornej, ciężkiej gliny, która mi schnie w palcach. Dlatego chwilami ogarnia mnie tęsknota za jakąś przyjaźnią, niewysłowienie ufną, bezpieczną i pełną. Taką, która nie potrzebowałaby słów, która by była ze mną i przy mnie i we mnie i dokoła mnie – jak powietrze. Czy można być w przyjaźni z – Bogiem?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Wiara nie rozwiązuje zagadek, przechodzi mimo i tylko porusza serce... Mówiła mi Matka o miłości, o absolutnem oddaniu się Bogu – cóż, kiedy na to trzeba ślepej ufności, a ja jej nie mam. Wiem, że jestem może bliższą i pełniejszą Boga niż ktokolwiek. Wiem, że musi przecie jakoś być! Ale nie mogę i nie chcę poddawać się czemuś, co nie jest bezwzględnie pewne! Choćby to nawet dogadzało tęsknocie. Boga trzeba doznać! Czy Matka rozumie? Doznać trzeba Boga!”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Chcę wyjechać na wyspę trędowatych. Taiłam to dotąd przed Matką. Tak łatwo być posądzonym o pozę. Nie wma35
wiam w siebie ani bohaterstwa, ani miłosierdzia dla tych chorych. Nie o nich też myślę. Tylko tam, wśród ogromu nędzy ludzkiej, odnajdę może swoje serce. Tam na pewno przestałyby mnie trapić wszystkie zagadki. Kto wie, może nawet nie zastanawiałabym się nad tem, dlaczego ci ludzie są poza nawiasem i za co cierpią? Wprawdzie odczuwam nieprzezwyciężony wstręt do życia zakonnego – do tego zawodu po prostu – ale wyjechałabym tam dlatego, bo wyspa taka stałaby mi się klasztorem, z którego nie byłoby już wyjścia. Byłabym żywcem zamurowana”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Po co ja Matkę pytam o to? Bo cóż z tego, że mi Matka mówi, że Bóg jest? To nie ma żadnego znaczenia. Mogłaby Matka równie dobrze zaprzeczyć. Domagałabym się Go z równą siłą”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Zwykła, ludzka miłość we dwoje nigdy nie zaspokoi pragnienia. W miłości takiej chciałoby się zagarnąć wszystko – i jeszcze więcej. A „wszystko” nie jest nasze. Nie daje się tego, co nie jest naszą własnością. Nie wolno też tego żądać od nikogo. Miłość musi być bezinteresowna. Nawet miłość Boga, jeśli jej celem jest tylko nagroda – nie nasyci. Musi istnieć miłość bez wyrachowania. Miłość miłości. Serdeczna niemożność czynienia inaczej. Bo czyż można ograniczyć – oddanie? Dlatego wiem, że nie wolno mi zacząć Boga, nie zobowiązawszy się Go poznać”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nie ma we mnie przestrzeni. W tej ciasnocie nie może się zmieścić nic wielkiego. 36
Gdyby serce wypędziło mnie z siebie – gdybym ja się skończyła może wtedy zacząłby się we mnie – Bóg? Czy można ustalić i pojąć niezmierzoną Niepojętość? Męka oczekiwania wydałaby mi się wtedy niczem. Gdyby było wszystko i na zawsze. Jak to dobrze, że ja nigdy nie kochałam!”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Zdzisia chora. Zdzisia ma umrzeć. Czy Matka wie, czem jest dla nas Zdzisia? To siedem lat radości w domu mego brata! Ale nie. Ja do tego nie dopuszczę. Wierzę w swoją siłę. Może mi się zdarzy cud?! Może Bóg naprawdę istnieje? Chcę wierzyć w to, z czego się zawsze rozsądnie śmiałam. Chcę powołać w sobie do życia to, czego we mnie nie ma. Modlę się do bogów wszystkich religii, patrzę im w oczy, błagam, grożę. Przyzywam na pomoc to, co jest Niepojęte”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Zdzisia umarła, a ja nie czuję żadnego bólu. Nie płaczę. Na cmentarzu spoczywa tyle dzieci... Czy Matkę boli to, że Chrystus cierpiał?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Boże! Jakże Cię nienawidzę za to, że Cię nie ma!”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
37
SPIS RZECZY
Moja Stryjenka
........................................................
5
„A kto w ciemności chodzi, nie wie dokąd idzie…” ...
20
„Szukajcie, a znajdziecie…”
.................................
39
„I otworzyły się oczy ich…”
...................................
44
Rok 1935
......................................................
44
Rok 1936
......................................................
75
Rok 1937
......................................................
137
Rok 1938
......................................................
172
„I wy gotowi bądźcie”
...........................................
„A ja chwałę, którą mi dałeś, dałem im…”
179
.............
231
„Szukajcie naprzód Królestwa Bożego, a to wszystko przydane wam będzie…” ............................
267
„Panie, naucz nas modlić się…”
329
335
...........................
336
„Święta Pani” to zapis mistycznych spotkań i objawień Fulli Horak, wielkiej polskiej mistyczki, której życie i mistyczne doświadczenia skła− dają się na opowieść o niezwykłej kobiecie. Stefania Fulla Horak była Lwowianką, urodzoną w Tarnopolu w roku 1909. Studiowała filozofię, skończyła lwowskie konserwatorium, pracowała jako nauczycielka muzyki. Umysł miała bardzo dociekliwy i niezwykle bystry. W młodości porzuciła wyniesioną z domu wiarę, ale nie Boga, którego pragnęła całym swoim jestestwem. W wielkiej udręce długie lata poszuki− wała prawdy, modląc się: „Boże! Jeśli jesteś – daj mi światło!”. I światło przyszło, choć nie od razu. W czasie wojny była łączniczką AK. Ołtarzyk w jej domu stał się tabernakulum. Przechowywaną tam Komunię św. Fulla przemycała więźniom. Po aresztowaniu przez sowietów, Fullę skazano na 10 lat łagru. Odbyła cały wyrok w piekle Gułagu, przeżywając potworną próbę ciężkiego krzyża, kiedy została poddana operacji wycięcia żołądka i dwunastnicy bez znieczulenia. Po powrocie do Polski zamieszkała w Za− kopanem z siostrą Zofią. I tu zaczęło się dziać coś niesamowitego. Do ich małego mieszkanka ściągały całe procesje ludzi po radę, po modlitwę, po nadzieję. Po życiu pełnym ofiary cierpienia i posługi Stefania Fulla Horak zmarła w Zakopanem 9 marca 1993 roku.
Stefania – Fulla Horak zmarła w Zakopanem 9 marca 1993 roku. Jej siostra Zofia – Papcia Horak 17 listo− pada 1995 roku. Obie zostały pochowane we wspólnym grobow− cu na cmentarzu przy ul. Nowotarskiej (za kaplicą w prawo, po− tem pierwsza alejka w lewo, za grobami dzie− ci znowu w prawo).
W sierpniu 1935 roku Fulla po raz pierwszy przeżyła obecność kogoś z zaświatów. Wtedy jeszcze nie wiedziała kogo, dowiedziała się wkrótce – była to św. Magdalena Zofia Barat, zmarła 70 lat wcześniej (1865) założy− cielka zgromadzenia Sacré Coeur. Do mieszkanka Fulli przy ul. Kopernika we Lwowie przychodzili też inni mieszkańcy Nieba: kardynał Mercier, Jan Bosko, Teresa od Dzieciątka Jezus, January i Sylwester, Andrzej Bobola, Jan Vianney, Katarzyna Emmerich, Pierre Giorgio Frassati, Joanna d’Arc, Stefan, Mikołaj. Przychodzili do niej bardzo realistycznie – Fulla mogła na przykład dotykać szorstkiego habitu św. Magdaleny Zofii. Pod dyktando św. Magdaleny w mistyczny sposób zapisywała kolejne bruliony. Słowa wtedy zapisane dotyczyły samej Fulli. Potem przyszły objawienia mistyczne przedstawione w tej książce – niezwykłym dzienniku mistycznych spotkań ze świętymi, zawierającym ich pouczenia, orędzia, a także opisy doświad− czonych przez Fullę rzeczywistości nieba, czyśćca i piekła.
To były lata 50. XX wieku, byłem jeszcze dzieckiem, kiedy ciocia, zwana Fullą, „od− nalazła się" w mojej rodzinie. Wróciła „stamtąd", z Sybiru, po długim wyroku i ciężkich przejściach. Przy dziecku nie mówiło się wtedy ani o Lwowie, ani o Sy− birze, ani o podziemnej walce z obydwo− ma okupantami. Nie poznałem wtedy sy− beryjskich opowieści. Tę Ciocię, a właściwie Stryjenkę (bo była to siostra mego ojca) otaczała jakaś nie− zwykła aura. Była zawsze uśmiechnięta − tak jakoś tajemniczo i pięknie zarazem. Widziałem, że Tato i Mama odnoszą się do niej ze szczególną atencją. Jako dziec− ko nie byłem w stanie tego nazwać – to przyszło wiele lat później. Mówiło się też tajemniczo o jakiejś książce, której nigdy nie widziałem. Z rozmów starszych po− znałem nawet tytuł: «Święta Pani». Bar− dzo długo nie znałem jej treści. Dopiero kilka lat przed śmiercią Fulli powierzono mi egzemplarz sporządzony metodą od− bitek fotograficznych. Osobiście świadom jestem ważnej rzeczy, która stała się dla mnie ostatecznym argumentem, taką du− chową pieczęcią na mistycznych przeży− ciach i pismach mojej Stryjenki. To było cierpienie i jej postawa wobec cierpienia – od Kołymy po Zakopane. ks. dr Tomasz Horak, bratanek Stefanii Fulli Horak
ISBN 978-83-7864-782-9 Na okładce zamieszczono obraz przedstawiający św. Magdalenę Zofię Barat oraz zdjęcie Fulli Horak Cena: 29,90 w tym 5% VAT