3 minute read
Na duchowym froncie
ks. prof. Marek Jerzy Uglorz
Za mały procent miłości
Advertisement
Komu i na co potrzebne są wszystkie nasze wojny? Te codzienne, domowe, rodzinne i międzynarodowe.
Próbujemy wyglądać, pociągać, robić wrażenie, znaleźć miejsce na ziemi, zbudować dom, zdobyć stanowisko. Próżne EGO chce nasycić się sławą i chwałą. Miotamy się…
Robimy pozy, uwodzimy… Raz dyskretnie dajemy znać, że mamy ochotę na spojrzenie, innym razem rozpaczliwie rzucamy się na szyję przechodnia, ekspedientki, trenera, małżonka i krzyczymy: KOCHAJ MNIE!
Każdy nasz ruch, każdy krok, każdy zakup, każdy wysiłek i erotyczny spazm… Każde mrugnięcie okiem, każde uderzenie serca, każda kolejna porcja kortyzolu i adrenaliny we krwi – wszystko woła o miłość. Oksytocynę też wymyślono z tego samego powodu: PRZYTUL MNIE!
Gdzie podziała się miłość, skoro teolodzy mówią, że Bóg stworzył świat z miłości?
Jeśli jest prawdą, że On jest miłością, to albo coś Mu nie wyszło i stanowczo za mało samego siebie dodał do ziemnej papki, z której stworzył człowieka, albo ta Jego miłość wcale nie jest tak idealnie skoncentrowana.
Jakby za mały procent miłości umieścił w tym Jego stwarzaniu świata.
Życie na ziemi to głośny krzyk o miłość. To jeden wielki krzyk rozpaczy, żeby nie być samemu; żeby ktoś zrozumiał; żeby nie było trzeba samemu patrzeć w nieskończoność oceanu i próbować usłyszeć melodię wiatru...
Wszędzie pełno par. Ludzie trzymają się za ręce, wokół gromady dzieci. Uśmiechnięte rodziny na wakacjach pochłaniają kolejne porcje lodów. Na miły Bóg po co im ten cukier, skoro się kochają?
Tato, o czym ty właściwie myślisz, idąc nadmorskim deptakiem, pełnym podobnych tobie klonów, z gromadką być może twoich dzieci, których usta wypchane są kolejną porcją cukru? Liczysz grosze, czy wystarczy ich do końca wakacji? Czy może jesteś w jakimś swoim niebie?
Mamo, która już piąty raz w swoim krótkim, trzydziestoletnim życiu, próbujesz zrzucić pięć kilogramów, gdzie jest twoje serce, gdy szarpiesz dzieckiem krzyczącym o kolejnego loda? Jesz coraz mniej, a wokół ciebie coraz więcej zbędnych kilogramów. Myślisz, jak to możliwe? Twoje dziecko też potrzebuje coraz więcej cukru, chociaż jesteś z nim na wakacjach. Potrafisz to jakoś połączyć?
A może…?
A może życie na ziemi jest więzieniem dla dusz, aby nauczyły się samotności?
Może wszyscy musimy przejść tę szkołę? Może przyszliśmy na ziemię, żeby nauczyć się samotności w tłumie, w związkach, w rodzinach…? Na wspólnych wakacjach i podczas orgazmu?
Z każdej strony dochodzi rozdzierający krzyk o miłość, jak z więziennych cel, gdzie próbują przeżyć dożywotnio osadzeni.
Oddzieleni od siebie skafandrami ludzkich ciał, nasiąkniętych trucizną, pochodzącą nie tylko ze śmieciowego pożywienia, no i cukrem zastępującym miłość, próbujemy jakoś się odnaleźć, namierzyć, dotknąć, zrozumieć… Wciąż próbujemy, a mimo tego z dnia na dzień jesteśmy coraz bardziej osamotnieni, zagłuszeni krzykiem pustki w nas, osaczeni tłumem oddalonym od naszych serc o tysiące lat świetlnych.
Marny to trud, te wszystkie nasze życiowe usiłowania, kłamstwa małe i duże.
Nie okłamuj się. Przyszedłeś na ziemię, aby nauczyć się samotności w tłumie; miłości do samego siebie, chociaż nie kocha cię nikt; szczęścia, którego nie da się podzielić na dwie słodkie połówki. To ciastko musisz do końca zjeść sam.
Gdzieś tam, w przestworzach, w światach równoległych, na dalekiej galaktyce, gdzie serce przenika serce, twoja dusza postanowiła przyjść na ziemię, aby zamieszkać w więzieniu. Chciałeś nauczyć się samotności i kochania samego siebie w tłumie podobnych ci zrozpaczonych dusz.
Jak najszybciej uświadom to sobie, póki jeszcze tu jesteś, aby lekcja nie była daremna. Dopiero wtedy stanie się cud i wyjdziesz z więzienia łez.
Samotność jest twą najlepszą szansą na duchowy rozwój, ponieważ dzięki niej pozostajesz sam na sam z własną tajemnicą. W ten sposób poznajesz swój wewnętrzny świat, do którego i tak nie może wejść nikt inny poza tobą.
Poznaj siebie, zgódź się na siebie i nie oczekuj, że ktoś będzie twoim bezwarunkowym towarzyszem. Skoro sam przyszedłeś na świat i sam odejdziesz, nie oczekuj, że pomiędzy tymi doświadczeniami coś się zmieni. Jedynie przy pełnej zgodzie na samotność wyjdziesz z izolacji osamotnienia, ponieważ przestaniesz na siłę trzymać innych przy sobie, aby swoją obecnością leczyli wewnętrzne rany, które masz tylko dlatego, że od urodzenia uciekasz przed samym sobą. Wtedy zaczniesz pojmować, że samotność wcale nie jest zła, bo otwiera nową perspektywę życia. Co prawda oznacza kryzys, ale taki, który ustanawia nowy porządek.