Goniec sceny na piętrze

Page 1

NR 4/2011

Poznań, 3 listopada 2011 Jednodniówka pamięci Romana Wilhelmiego Ale to już było... Poznań 3 listopada 2008 Jednodniówka pamięci Romana Wilhelmiego

Ról było

wiele i wielkich N

ikodem Dyzma, Fornalski, Stanisław Anioł, Antoni Pochroń, Józef K. i Fryderyk Haendel. W filmach i spektaklach grał postacie śmieszne, tragiczne, przejmujące, bądź odpychające, ale zawsze wiarygodne i niejednoznaczne. Roman Wilhelmi z pewnością był świetnym polskim aktorem. Z pewnością też jako aktor zagrał za mało – o wiele mniej, niż mógł zagrać. Fenomenem jest zaś to, że 17 lat po jego śmierci popularność Romana Wilhelmiego nie gaśnie. Co rusz wznawiane są płytowe edycje seriali z jego udziałem. Roman Wilhelmi zawsze pojawia się w zestawieniach najlepszych polskich aktorów i to nieustannie na czołowych miejscach. Pamiętane są jego kreacje filmowe i teatralne. Jest on jak lekkoatleta doskonały: jego rekordy nigdy nie zostaną pobite. A rekordów ustanowił wiele: chociażby w „Karierze Nikodema Dyzmy” czy „Kolacji na cztery ręce”. Jest głęboką niesprawiedliwością, że Roman Wilhelmi został zapomniany w swoim rodzinnym mieście. Choć Poznań przepełniony jest miejscami z nim związanymi, choć tu mieszkają jego bliscy – poznaniacy wciąż nie pamiętają, że ten wielki aktor mieszkał kiedyś na Jeżycach czy na Łazarzu. Gdy wyemigrował do Warszawy, jako aktor wracał na Masztalarską. Tu występował przed poznańską publicznością, tu też przyjechał ze swoją ostatnią premierą: monodramem „Sammy” Kennetha Hughesa. Tablica pamiątkowa, która pojawiła się na frontonie „Sceny na Piętrze” ma przypominać o Wilhelmim – poznaniaku nie tylko miłośnikom teatru. Zawieszamy ją w tym miejscu dla poznaniaków – by pamiętali, i dla przyjezdnych – by zazdrościli. Aby odsłonięciu tablicy nadać godną oprawę przygotowaliśmy kilkudniowe obchody Dni Wilhelmiego – z wystawą zdjęć, pokazem filmów, serialowym maratonem i zwiedzaniem „Rudego 102”. Obchody objął patronatem Prezydent Miasta Poznania, przyjęli sympatią Przyjaciele i Rodzina Romana Wilhelmiego, a groszem wsparli poznańscy i wielkopolscy Mecenasi.

Będzie pomnik!

Roman Wilhelmi w teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Wraz z Grażyną Barszczewską wystąpili 16 marca 1985 roku w wieczorze poezji prezentując „Słówka” Tadeusza Boya Żeleńskiego. Autorem zdjęcia jest Przemysław Karczewski. Pochodzi on ze zbiorów Jana Janusza Tycnera i na odwrocie posiada dedykację: Januszkowi mojemu jedynemu dobrozłoczyńcy z serca Roman Wilhelmi.


2 Goniec sceny na piętrze

Zatrzymane w kadrze

Kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się na Dniach Romana Wilhelmiego znakomitego aktora, który urodził się w Poznaniu i był z nim związany grając, a także realizując spektakle m.in. w Scenie na Piętrze, nikt chyba nie przypuszczał, że zaowocują one nie tylko tablicą pamiątkową na frontonie budynku, ale także nadaniem imienia jednemu z poznańskich skwerów, a przede wszystkim doprowadzeniem do realizacji wspaniałego projektu uczczenia aktora pomnikiem. Przypomnijmy więc sobie jak wyglądały te dni w fotografii.

Nasz „Goniec” stał się integralną częścią obchodów Dnii Wilhelmowskich.

Każdego roku wiele osób odwiedza wystawę pamięci aktora przygotowaną w Galerii na Piętrze.

Gościem specjalnym III Dni był reżyser Filip Bajon

Syn Rafał i Brat Adam, Romana Wilhelmiego spotkali się w czasie I Dni na odsłonięciu tablicy pamiątkowej.

Pamiątkowe zdjęcie przed tablicą w chwilę po jej odsłonięciu.

Młodzież aktywnie wpisuje się każdego roku w Dni Romana Wilhelmiego.

Do tradycji należy składanie kwiatów i uroczysta warta honorowa.

Fotosy na wystawie corocznie organizowanej ku pamięci aktora


Goniec sceny na piętrze

Wieczny poszukiwacz Dzięki lekkiemu cokołowi będzie miał nowocześniejszą formę. Pomnik takiego aktora to wyzwanie dla artysty. - Dla mnie szczególnie trudne. Byliśmy z żoną w Scenie na Piętrze na spektaklu „Dwoje na huśtawce”, gdzie Roman Wilhelmi występował z Grażyną Barszczewską. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem. Nigdy nie udało mi się tak przeżyć sztuki, nie tylko jej treści, ale także gry aktorskiej. Miałem aktorów prawie na wyciągnięcie ręki. To było niesamowite wydarzenie. Do tego Roman Wilhelmi jest uwielbianym przez wielu widzów aktorem, dlatego też kolana mi się trochę trzęsą przy tworzeniu tego projektu. Roman Kosmala - rzeźbiarz, rysownik, malarz. Urodził się w 1948 roku. Studia: Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Biologii i Nauk o Ziemi, dyplom, 1972; Państwowa Wyższa Szkoła

Rozmowa z Romanem Kosmalą, artystą rzeźbiarzem, twórcą pomnika Romana Wilhelmiego Rzeźbiarz to człowiek potężnej postury, bo przecież musi dźwigać ogromne kamienie. Pracownia zwykle bywa na poddaszu, a on nie rozstaje się z dłutem. Takie mamy najczęściej wyobrażenie o artystach tworzących w kamieniu. Ten obraz ma bardzo mało wspólnego z rzeczywistością. Roman Kosmala swoją pracownię ma w niewielkim budynku na ul. Rolnej, tak by nie było kłopotów z dźwiganiem po schodach materiału i rzeźb. Ważne jest także, by wokoło nie było sąsiadów, którym przeszkadza ryk pił i szlifierek, bo współczesne dłuto rzeźbiarza to elektryczne narzędzia strasznie hałasujące. Praca odbywa się w okropnym kurzu, a sama pracownia wygląda jak wielki warsztat rzemieślnika: stolarza, szlifierza, malarza w jednym. Od dziecka zamierzał zostać Pan rzeźbiarzem? - Lubiłem siedzieć z nożem w ręce i coś dłubać. Od zawsze interesowała mnie rzeźba. To było to, co chciałem robić. Po szkole podstawowej rodzice zdecydowali, że pójdę do technikum chemicznego. Ojcu wydawało się, że to jest właśnie przyszłość dla syna. To były lata sześćdziesiąte i ruszał wielki przemysł chemiczny. Potem razem z kolegą, żeby uciec od pracy w tym właśnie przemyśle,

dostaliśmy się na studia biologiczne. Skończyłem Wydział Biologii i Nauki o Ziemi. A co z rzeźbą? - Była obecna cały czas. Zdałem na zaoczne studia w PWSSP w Poznaniu na Wydział Wychowania Plastycznego. Po otrzymaniu dyplomu z wyróżnieniem, senat uczelni zgodził się mnie przyjąć na trzeci rok Malarstwa, Grafiki i Rzeźby w pracowni prof. Józefa Petruka, który ukończyłem z wyróżnieniem. Uczelnia dała mi naprawdę dużo. Pozwoliła mi oswoić się np. z malarstwem, bo do tej pory nie miałem śmiałości sięgać po pędzel. Wyrażać się i w tej sztuce. Skąd pomysł na taki właśnie pomnik Romana Wilhelmiego? - Kiedy dostałem propozycję od Romualda Grząślewicza przygotowania projektu pomnika, poszedłem na skwer, żeby zobaczyć w jakim otoczeniu ma stanąć. Przyszedł mi do głowy pomysł popiersia na lekkim cokole. Nie chciałem stawiać wielkiego piedestału, bo nie wiem, czy Roman Wilhelmi dobrze by się na nim czuł. Zresztą, skwer jest niewielki i pomnik nie może go przytłaczać, nie może dominować nad nim. Będzie to twarz artysty z charakterystycznym półuśmiechem. - Chciałem, żeby był mniej oficjalny. Dlatego jest w golfie z podniesionym kołnierzem płaszcza, lekko zawadiackim wyrazem twarzy.

3

Sztuk Plastycznych w Poznaniu, Wydział Wychowania Plastycznego, dyplom z wyróżnieniem, 1991, Wydział Malarstwa, Grafiki i Rzeźby - Pracownia prof. J. Petruka, dyplom z wyróżnieniem, 1993. Poza uprawianiem działalności twórczej uczy rzeźby i biologii w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych im. P. Potworowskiego w Poznaniu. Ponadto od 2002 roku pełni funkcję Prezydenta Wielkopolskiego Oddziału Związku Polskich Artystów Rzeźbiarzy. Artysta wziął udział w ponad 30 wystawach, w kraju i za granicą, uzyskując znaczące nagrody i wyróżnienia. Jego dziełem są m.in. makiety stadionu miejskiego i Starego Rynku w Poznaniu przygotowane dla niewidomych. Kilka dni temu odsłonięto na gmachu dawnego hotelu Bazar tablicę pamiątkową ku czci braci Henryka i Józefa Wieniawskich autorstwa Romana Kosmali.


4 Goniec sceny na piętrze

Poznański skwer ma

W czasie czerwcowej części IV Dni Romana Wilhelmiego Dixi Company zagrał w czasie nadania imienia skwerowi mini koncert muzyki filmowej.

Wielu poznaniaków, władze miasta i radni obecni byli w czasie uroczystości nadania imienia skwerowi przed Sceną na Piętrze.

Wystawa przypomina najwybitniejsze kreacje aktora stworzone również na deskach Sceny na Piętrze.

W samym centrum miasta vis Sceny na Piętrze jest sk zapomniany, często też prz że, co gorsza, był on bezimi dobrej woli, udało się znale miejsca – Anioła. Od 6 cz znaniak z krwi i kości – wy W stosunku do tego Artys loznaczne. Wszak jako pat tego miejsca, ale będzie też mi atrybutami, jakie wyrys ciecia, o pardon gospodar „Alternatywy 4”. Będzie t bo już w przyszłym roku dz piętrze TESPIS, stanie na konany i zaprojektowany p oto historia zatacza koło - b pod swoje skrzydła wybitne rzeniach wielu zapomniało sercu miasta nad Wartą. W cyk, i aktor zostali zwrócen wsze czasy.

Goście uczestniczący w w

Plansze zapowiadające


Goniec sceny na piętrze

a już swojego Anioła

tuż obok Starego Rynku, vis a kwer, który przez wiele lat był zez służby sprzątające, ale takienny. Dzięki staraniom ludzi eźć godnego patrona dla tego zerwca tego roku jest nim poybitny aktor Roman Wilhelmi. sty, określenie Anioł jest wietron, będzie dobrym Aniołem ż dobrym stróżem, z wszystkisował w roli niepowtarzalnego rza domu, w słynnym serialu także Aniołem tego miejsca, zięki m.in. Fundacji sceny na skwerze pomnik Aktora, wyprzez Romana Kosmalę. I tak bezimienny placyk, przyjmuje ego poznaniaka, o którego koo, jak o tym placyku w samym W ten czerwcowy dzień i plani Poznaniowi, na zawsze, po

Jak co roku w uroczystościach wziął udział Adam Wilhelmi z rodziną brat Romana, wybitnego poznańskiego aktora.

wernisażu wystawy fotogramów aktora.

e czerwcową część IV Dni Wilhelmowskich.

Sławomir Hinc, wiceprezydent Poznania, przed tablicą pamiątkową Romana Wilhelmiego.

Chłopcze! Chłopcze! Tylko nie cieciem dobra?! Tylko nie cieciem! Ja jestem tu gospodarzem domu!

5


6 Goniec sceny na piętrze

Dyzma to majste

Rozmowa z Dariuszem Łabędzkim, karykaturzystą, rysownikiem, człowiekiem z... humorem, autorem portretu Romana Wilhelmiego w trzech osobach. 6 czerwca tego roku z okazji nadania skwerowi przy ulicy Masztalarskiej, imienia Romana Wilhelmiego, Poczta Polska wydała specjalną kartę pocztową. Pan był autorem grafiki. Skąd pomysł na właśnie takie przedstawienie postaci wybitnego aktora i poznaniaka? - Odpowiedź jest prosta: wspomniany aktor, mimo wielu wybitnych kreacji filmowych i teatralnych, w pamięci widzów jest kojarzony głównie z rolami jakie przedstawiłem. Czy Roman Wilhelmi kojarzy się także Panu przede wszyst-

kim z Dyzmą, Olgierdem z „Czterech pancernych“ i gospodarzem domu Aniołem? - Najbardziej z Dyzmą - ta rola to prawdziwy majstersztyk. Pozostałymi dwiema aż tak bardzo się nie zachwycam. Pamiętam natomiast świetną rolę Wilhelmiego z filmu „Pan W”. To właściwie miniatura filmowa, taka perełka, w której aktor rewelacyjnie, moim zdaniem, zagrał postać obrońcy opryszków, którzy trochę narozrabiali. Za co lubi Pan Wilhelmiego? - Za sposób gry aktorskiej, za pewien dystans, który nie umniejszał prawdziwości odtwarzanej postaci, ale jednocześnie uzmysławiał widzowi fakt, że to tylko film czy teatr. Karykatury Wilhelmiego w trzech odsłonach Pana córka przekazała bratu aktora, Adamowi, czy był to wyraz Pana szacunku dla twórczości tego wybitnego aktora?

- Sprostujmy: to nie były karykatury. Zaprezentowałem je co prawda w Głosie Wielkopolskim, w mojej piątkowej rubryce „Gwiazdozbiór”, poświęconej głównie karykaturze, ale nie wyłącznie. I w tym wypadku były to fizjonomie bez deformacji. Lubię rysować aktorów, gdyż w przeciwieństwie np. do polityków - ich dokonania są wartością trwałą. Wiele moich prac dotyczących filmu zakupiło swego czasu Muzeum Kinematografii w Łodzi, jednak te rysunki Wilhelmiego z prawdziwą przyjemnością podarowałem rodzinie aktora. Według relacji mojej córki, Sylwii, pan Adam Wilhelmi przyjął je z radością. W Pana dorobku jest wiele karykatur znakomitych aktorów, kabareciarzy, ludzi estrady. W jaki sposób przygotowuje się Pan do narysowania ich portretów satyrycznych? Czy zna ich Pan osobiście?

- Trzeba tu wyróżnić dwie sytuacje. Jeśli mam wykonać pracę, która będzie komuś wręczana muszę poskromić nieco wodze satyryczne – chodzi bowiem o to, by obdarowany nie czuł się jakoś szczególnie ośmieszony. Stosuję wtedy mniejszą deformację lub też twarz rysuję jak portret, a cała zabawa polega na dorysowaniu małego tułowia i jakichś atrybutów postaci. Tak było np. w przypadku 12 grafik do kalendarza „Mocium Panie” – stworzonego przeze mnie na zamówienie producenta filmu „Zemsta”, w reż. Andrzeja Wajdy. Druga sytuacja to karykatura robiona dla własnej przyjemności – nie muszę się wtedy liczyć z reakcją modeli, bo te prace nie są dla nich przeznaczone. Rysuję ostro i często eksperymentuję. Nie muszę osobiście znać modela, nawet czasem wolę go nie znać. Zanim jednak przystąpię do pracy zawsze staram się dowiedzieć czegoś o nim, przeglądam wiele zdjęć, czytam rozmaite informacje. Jeśli rysuję aktorów zawsze oglądam filmy, w których grają. W roku 2000 wykonałem kalendarz z karykaturami 12 bohaterów filmu „Ogniem i mieczem”, w reż. Jerzego Hoffmana. Ponieważ wiedziałem, że reżyser ten zawsze cenił sobie humor trylogii Sienkiewicza (nawet rubaszny niekiedy dowcip Onufrego Zagłoby) w przypadku tego kalendarza poszedłem na całość i zastosowałem mocną deformację. Jakie osoby Pan najchętniej portretuje? - Oczywiście charakterystyczne. Jest Pan organizatorem międzynarodowego festiwalu satyry. Pana rysunki można znaleźć na łamach gazet, w tym także „Głosu Wielkopolskiego“, organizuje Pan plenery, spotkania, wystawy, działa Pan w wielu organizacjach. Jak znajduje Pan na to wszystko czas? - Szczerze mówiąc to nie znajduję tego czasu, albo inaczej: nie mogę wygospodarować go tyle ile bym chciał. Przyjąłem zasadę robienia rzeczy istotnych – jak festiwal czy wystawa to z rozmachem, jak plener dla karykaturzystów to bogaty w atrakcje i w fajnym miejscu, a jeśli rysuję na konkurs to o dużej randze i tylko wtedy, gdy naprawdę mam pomysł. Gdy chodzi o Poznań, to… niestety - po śmierci Prezydenta Macieja Frankiewicza nie mam żadnego wsparcia władz miasta i moja Fundacja Festiwalu Satyry Europejskiej „Koziołki”, której zadaniem było m.in.


Goniec sceny na piętrze

ersztyk rozsławienie naszego grodu jako ośrodka sprzyjającego humorowi, ostatnio bardziej udziela się poza Wielkopolską. Rok temu np. dzięki pomocy Muzeum w Malborku zorganizowałem w tamtejszym zamku krzyżackim finał międzynarodowego konkursu i wystawę satyryczną „Grunwald na wesoło” Obecnie jestem konsultantem powstającego w Warszawie satyrycznego programu telewizyjnego, wróciłem też niedawno z Francji, gdzie przewodziłem polskiej ekipie rysowników zaproszonych na międzynarodowy festiwal rysunku prasowego i humoru. W Poznaniu tymczasem, za sympatyczną rozmową i słowną aprobatą pana Prezydenta Sławomira Hinca dla pewnego mojego pomysłu związanego z Euro 2012, nie poszły żadne konkretne decyzje pomocy finansowej. A z tego co wiem, podobny do mojego pomysł niebawem ogłosi jedno z miast konkurujących z Poznaniem. No cóż, c’est la vie Z wielką radością

przyjąłbym pomoc jakiegoś prywatnego mecenasa, który docenia inteligentny humor i satyrę – bo tylko temu rodzajowi hołduję. W tym roku jury XII Festiwalu Dobrego Humoru w Gdańsku przyznało Panu nagrodę za najdowcipniejszy rysunek satyryczny. Czy w życiu prywatnym jest Pan też człowiekiem dowcipnym? - Nagroda w Gdańsku była niezwykle sympatyczna choć może nie tak prestiżowa jak zeszłoroczne Grand Prix zdobyte w międzynarodowym konkursie „Chopin’s smile”. Tak, uważam się za człowieka dowcipnego i mam nadzieję, że i inni tak mnie postrzegają. Truizmem jest twierdzenie, że śmiech to zdrowie, ale dobry humor i dystans do rzeczywistości (i samego siebie) pozwala mi rzeczywiście przetrwać cięższe niekiedy chwile, naładować akumulator i trwać dalej przy nadziei na lepsze jutro … dla karykatury.

Niesamowity aktor

Starosta powiatu poznańskiego, Jan Grabkowski od początku wspiera pomysł Dni Romana Wilhelmiego. Był obecny podczas odsłonięcia tablicy pamiątkowej na kamienicy na ulicy Masztalarskiej 3 listopada 2008 roku. Jak się okazało, starosta prywatnie jest wielkim fanem aktora i to nie tylko jego ról filmowych, czy serialowych, ale także teatralnych. Które role Romana Wilhelmiego są Panu najbliższe? - Oczywiście Nikodem Dyzma. Chociaż po raz pierwszy w latach młodzieńczych oglądałem go w serialu „Czterej pancerni i pies”. Potem miało miejsce też moje spotkanie z Romanem Wilhelmim na deskach niewielkiej Sceny na Piętrze, kiedy przyjechał z Grażyną Barszczewską ze spektaklem „Dwoje na huśtaw-

7

ce” w reżyserii Kazimierza Kutza. Co tak bardzo fascynowało Pana w jego rolach? - To niesamowity aktor. Bardzo męski, a jednocześnie bardzo uczuciowy, potrafiący oddać emocje. Ja się na tym nie znam, potrafię mówić tylko o tym, co mi się podoba, albo nie. Większość ról to niezapomniane kreacje. Od początku wspiera Pan idee Dni Romana Wilhelmiego w Poznaniu. - Nie może być inaczej. To świetna inicjatywa przywracania pamięci wybitnego aktora Poznaniowi. Dzięki temu zdajemy sobie sprawę, że Wilhelmi choć był aktorem warszawskim, bo tam zrobił karierę, to jednak był też poznaniakiem i chętnie tutaj wracał ze swoimi spektaklami.


Bardzo chciał żyć

Henryk Talar o swojej przyjaźni z Romanem Wilhelmim Jak pracowało się z Romanem Wilhelmim? - Pracuje, bo w pewnym sensie jest on nadal obecny w obsadach wielu spektakli, filmów, seriali. Dwadzieścia lat po jego odejściu nadal robi się przymiarki, że w tej roli on byłby właśnie najlepszy, a ponieważ nie może zagrać, więc ktoś inny jest na jego miejsce. Romek kojarzy mi się więc z tym, że jest nadal. Które spotkanie utkwiło najbardziej w Pana pamięci? - Chyba były takie dwa. Pierwsze, kiedy w Teatrze Ateneum w reżyserii Macieja Domańskiego na Scenie 61 przygotowywaliśmy spektakl „Wyspa” Athola Fugarda (premiera 1979 rok). Z nim pojechaliśmy na Festiwal de la Bâtie w Genewie. Obaj dostaliśmy nagrody aktorskie. Jednak Romek nie mógł mi darować jednej rzeczy i to nie tego, że on dostał wyróżnienie, a ja nagrodę, tylko recenzji. Nie wiem, czy dokładnie zapamiętałem, ale brzmiała mniej więcej tak: Biały Anioł zza żelaznej kurtyny, Henryk Talar, któremu towarzyszy Roman Wilhelmi... Wracaliśmy samolotem, siedzieliśmy koło siebie, ale on całą drogę się nie odzywał ani słowem. Całe szczęście szybko mu przeszło. I druga rzecz. Pamiętam dzień, w którym umierał. Opiekował się nim w szpitalu nasz przyjaciel, też już niestety nieżyjący doktor Krzysztof Jarek. Wybraliśmy się tego dnia z Maciejem Domańskim odwiedzić Romka. Maciej poszedł do niego, a ja wszedłem do Krzysztofa i zapytałem tylko „kiedy“. Ordynator powiedział bez ogródek - dziś lub jutro. Domańskiego nie było wtedy ze mną, nic nie wiedział. Kiedy wszedłem do sali Romka, leżał sam, jak na gwiazdę przystało, widać było, że się ucieszył. Mówiły o tym jego oczy, bo tak naprawdę nie miał już sił. W pewnym momencie odezwał się tym swoim głosem: - Heniuś, k..., pokaż mi swój kalendarz. Patrzcie, i wyciągnął rękę, by sięgnąć ze stolika obok łóżka swój kalen-

darzyk, ja mam terminy zajęte na najbliższe 5 lat. I opadł bez sił. Nie wytrzymałem napięcia. Osunąłem się bez czucia, na korytarzu Maciej Domański mnie jakoś ocucił. Rano był telefon od doktora Jarka, że Romek nie żyje. Bardzo chciał żyć. Bardzo chciał poukładać to wszystko, co mu się w życiu nie poukładało. Osiągnął sukces zawodowy, ale cierpiał, że nie udało mu się go osiągnąć w życiu prywatnym. Pamiętam jeszcze jedno wydarzenie. Na tym festiwalu w Genewie zostaliśmy zaproszeni z Romkiem na prapremierę spektaklu. Nie bardzo wiedzieliśmy co to za sztuka, ani kto gra. Poszliśmy, siedliśmy, a tam na scenie rozłożony był papier, na środku niego stał karton. Dwóch aktorów: jeden ten karton zawijał, drugi go odwijał i tak przez pół godziny. Myśleliśmy, że

Goniec Sceny na Piętrze Jednodniówka Redakcja: Elżbieta i Juliusz Podolscy Teksty: Elżbieta Podolska Zdjęcia: www.filmpolski.pl, Archiwum Sceny na Piętrze, Krzysztof Styszyński, Elżbieta Podolska, Archiwum Roman Kosmala, Archiwum Dariusz Łabędzki Projekt graficzny i przygotowanie: tel. 602 601 830

Druk: Drukarnia SERIKON® - www.serikon.pl

jesteśmy w Szwajcarii, wśród obcojęzycznej publiczności. Romek nachylił się do mnie i szeptem, takim teatralnym, który słychać było chyba w odległości 500 metrów, stwierdził: Heniuś, nas tu k... w ch... robią. Nagle wokoło rozległy się śmiechy. Okazało się, że to był spektakl Kantora, a na widowni siedzieli prawie sami Polacy. Specjalnie, by uczcić pamięć Romana Wilhelmiego przejedzie Pan 650 kilometrów w jedną stronę i potem 650 km w drugą z planu filmowego dosłownie na jeden dzień do Poznania. - Nawet chcieliśmy przełożyć to na przyszły rok, ale Bóg wie co będzie. Nie jestem przesądny, twardo stoję na ziemi i dlatego wiem, że kiedy jest okazja, że mogę przyjechać, to muszę ją wykorzystać. Robię to

nie tylko dla Romka Wilhelmiego, ale także dla Romka Grząślewicza, za to wszystko co robi na tej małej scenie.

Aktualności, repertuar, ciekawostki, wywiady, rozmowy wszystko to znajdziesz na naszej stronie www.scenanapietrze.pl

Dziękujemy! Fundacja scena na piętrze Tespis, dziękuje Rafałowi Pogrzebnemu za pomysł stworzenia Dni Wilhelmiego, za jego zaangażowanie, za stronę internetową www.romanwilhelmi.pl. Dziękuje także wszystkim sponsorom i przyjaciołom wspierającym Dni Wielkiego Aktora, a także tym, którzy zadeklarowali wsparcie finansowe przy budowie pomnika Romana Wilhelmiego.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.