Kraina popiołu - Tasha Suri (fragment)

Page 1

Lublin –

PiotrPawełIlustracjeWarszawaZarębaPrzełożyłKucharski

Mojej matce Anicie Luthrze Suri SPIS CYKLU 1. Cesarstwo piasku 2. Kraina popiołu

1

T ylko niech cię nie zemdli! Niech cię nie zemdli! Palankin nagle zatrząsł się i niebezpiecznie prze chylił do przodu. Arwa, powstrzymując przekleństwo, chwyciła się krawędzi lakierowanego drewnianego panelu. Zasłona zatrzepotała i dziewczyna zobaczyła, jak służąca się ga pospiesznie ku tkaninie, by ją przytrzymać. W jej wzroku, napotkanym w szczelinie pomiędzy kotarą a ścianką, widać było skruchę.Przepraszam, moja pani – powiedziała Nuri. – Zaraz przymocuję zasłony. Nie ma potrzeby – odrzekła Arwa. – Lubię chłodne po wietrze.Poprawiła woal, tak aby zasłaniał jej twarz, a Nuri skinęła głową i pozwoliła, by tkanina opadła swobodnie. Arwa oparła się i z wysiłkiem oderwała palce od panelu. Podróż przez prowincję Chand nie była taka zła, ale gdy

6 Tasha Suri

tylko orszak dotarł do Numrihy, wędrówka stała się niemal nie do zniesienia. Konstrukcja z drewna i jedwabiu okazała się znośnym środkiem transportu na prostych ścieżkach, ja kie spotykało się na równinach Chand, ale nie nadawała się na kręte górskie dróżki. Tymczasem Numriha cała składała się z gór. Nie dało się tu nie zauważyć fatalnego stanu szla ków handlowych cesarstwa. Arwa wiele razy słyszała narzekających na to strażników. Drogi wiodące przez góry Nainal, dawniej świetnie utrzymane, ucierpiały w wyniku deszczy i lawin, a ich powierzchnia była na zmianę gładka niczym klinga noża albo usiana głę bokimi dziurami, grożącymi skręceniem kostki. Jeden nie wprawny krok i człowiek mógł runąć w dół zbocza na spot kanieJeśliśmierci.drogi nas nie zabiją – odezwał się do Nuri jeden ze strażników – to z pewnością zrobią to bandyci. Ci Numri hanie są jak kozy. Kozy – powtórzyła Nuri niepewnie. Potrafią wspinać się gdziekolwiek. Słyszałem kiedyś o jednym tutejszym draniu, który zeskoczył w sam śro dek orszaku damy, prosto na jej palankin, i poderżnął jej gardło...Nie strasz jej – skarcił go inny ze zbrojnych. – No i ona też może słuchać. – „Ona” oczywiście oznaczało Arwę: ich delikatną, opakowaną jedwabiem przesyłkę, milczącą i zamkniętą w czterech ściankach. – I tak już nie może spać. Dziewczyno – zwrócił się do Nuri – powiedz swojej pani, że nie musi się obawiać tych ludzi. Nie są Ambhańczykami, nie do końca, ale nie są też poganami czczącymi krew. Zostawią nas w spokoju.Tonieobawa

przed bandytami albo Amrithi nie daje mojej pani spać – rzekła chłodno Nuri, co oczywiście okazało się końcem rozmowy.

7Kraina popiołu

Od czterech dni jej mdłości na zmianę narastały i słabły wraz z szarpiącymi ruchami palankinu, niesionego wąskimi i zdradzieckimi ścieżkami. Z osłoniętego siedziska Arwa nie widziała drogi, jej ciało jednak pozostawało boleśnie świado me prawdy kryjącej się za gderaniem świty. Tego dnia już raz musieli się zatrzymać, by mogła na poboczu ulżyć żołądko wi, otoczona przez strażniczki; mężczyźni trzymali się z dala, z szacunku dla jej godności. Nuri pogładziła jej włosy, podała wodę, by Arwa się napiła, i oznajmiła, że jej pani nie ma po wodu do wstydu, żadnego powodu. Arwa wtedy się z nią nie zgodziła i wciąż się nie zgadzała, wiedziała jednak, że nikt nie oczekiwał po niej siły. Jej słabość wręcz przyniosła im ulgę. Spodziewano się jej. W końcu była pogrążona w żałobie. Arwa zapadła się głębiej w futra. Czuła na skórze mdlący ciężar woalu i próbowała myśleć o czymkolwiek innym niż ból żołądka i fale mdłości kąsające jej ciało. Obróciła głowę ku zimnemu powietrzu, zakradającemu się delikatnie przez wąską lukę pomiędzy zasłoną a drewnianym panelem palan kinu, w nadziei, że chłód ją ukoi. Nawet przez kurtyny do strzegała migotanie niesionych przez strażniczki lamp i sły szała stłumione głosy strażników omawiających czekającą ich drogę, która przed zmrokiem stawała się jeszcze bardziej zdradziecka.Zbrojnipłci męskiej mieli poruszać się w kręgu wokół pil nujących jej kobiet, na tyle blisko, by móc ją chronić, jednak na tyle daleko od palankinu, by ci nisko urodzeni nie mogli spoglądać na nią bezpośrednio. Jednak na tak wąskiej ścieżce, biegnącej pomiędzy skalną ścianą a przepaścią, na dodatek w zapadającym mroku, postępowanie zgodnie z odpowiednią procedurą stało się niemożliwe. Wszyscy wartownicy,

Wszyscy wiedzieli – albo wydawało im się, że wiedzą –dlaczego Arwa nie może spać.

8 Tasha Suri

zastanawiała się przez chwilę, czy mimo wszystko nie napadli ich bandyci. Nie słyszała jednak odgłosów walki ani dalszych krzyków. Otaczała ją cisza. Być może strażnicy po prostu ją porzucili. Zdarzały się takie przypadki. Dobrze wiedziała, jak chwiejna może być lojalność żołnierza, ile monet, wina i chleba trzeba, by ją utrzymać, gdy pojawiają się niebezpieczeństwa i znoje. Szy kując się na najgorsze, odsunęła odrobinę kurtynę. W mro ku ujrzała sylwetkę Nuri, która równie ostrożnie poprawiała sobie chustę. Światło lampy zamigotało wokół służącej, gdy klękała przy Arwie. Moja pani – odezwała się głosem, w który starannie wkładała szacunek – palankin nie może posuwać się dalej. Będziemy musiały wspólnie przejść ostatni odcinek. Męż czyźni ruszyli już ścieżką i nie będą cię widzieli. Możesz wyjść.Gdy Arwa nie odpowiadała, Nuri dodała łagodnie: To niedaleko, moja pani. Poinformowano mnie, że droga nie będzie trudna.

niezależnie od płci, szli zatem gęsiego, a palankin znajdował się w środku pochodu. Arwa poczuła, jak lektyka znów się zatrzęsła, i tym razem nie powstrzymała przekleństwa. Znów pospiesznie złapała za krawędź panelu. Tymczasem jej świta zatrzymała się, a głosy zza zasłon wzniosły się i wymieszały w fali niezrozumiałego hałasu. Ponad to wszystko wybił się pojedynczy głos i nagle Arwa usłyszała zgrzyt butów na kamieniach, najpierw głoś niejszy, a później znów cichnący. Palankin postawiono na ziemi. Nawierzchnia ścieżki była tak nierówna, że gdy na niej spoczął, przechylił się lek ko na bok, na tyle, by zasłonka zatrzepotała, a ciężar ciała dziewczyny w naturalny sposób przesunął się na jedną ze ścianek.Arwa

9Kraina popiołu

Nietrudna droga. No jasne. Większość kobiet wykonują cych ostatnie kroki tej podróży nie była ani tak młoda, ani tak zdrowa jak Arwa. Dziewczyna poprawiła chustę i woal. Na koniec musnęła szarfę owiniętą wokół tuniki, ukrytą pod futrem, chustą i długim brokatowym kaftanem. Wyczuła w niej kształt sztyletu w skórzanej pochwie. Spoczywał tuż przy jej ciele, gdzie było należne mu miejsce.

Gdy tylko Arwa się wyprostowała i owionęło ją chłodne nocne powietrze, poczuła się niewypowiedzianie lepiej. Obok ścieżki widniały wykute w skale schody. Ozdobione rosnący mi wzdłuż nich jasnymi kwiatami, prowadziły do budynku, teraz ledwo widocznego w mroku.

Mogłaby wejść po tych stopniach sama, bez pomocy, jed nak Nuri wzięła ją już pod rękę, więc dziewczyna pozwoli ła się poprowadzić. Schody pod jej stopami były cudownie gładkie. Słyszała szmer kroków Nuri oraz delikatny stukot idących z przodu i z tyłu strażniczek, których lampy jaśnia ły w mroku niczym jaskrawe księżyce. Uniosła głowę, przez muślin woalu wpatrując się w nocne niebo. Rozległe i nieza chmurzone, wyglądało jak koc, na którym rozsypano gwiaz dy. Nie dostrzegała żadnych ptaków w locie. Żadnych dziw nych, ulotnych cieni. Jedynie mgiełkę własnego oddechu, którego ciepło rozwiewało się w powietrzu. Dobrze.Ostrożnie, moja pani – rzekła Nuri. – Potkniesz się. Arwa opuściła głowę i posłusznie spojrzała przed siebie. U szczytu schodów dostrzegła pierwszy przebłysk nowego domu. Zatrzymała się i ignorując ponaglającą dłoń Nuri na ramieniu, przez chwilę się w niego wpatrywała. Eremitorium wdów było piękną budowlą, wzniesioną z kamienia tak błyszczącego, że wydawał się delikatnie

Odsunęła zasłonę. Mięśnie miała zesztywniałe od jaz dy, ale Nuri i jedna ze strażniczek szybko pomogły jej wstać.

odbijać blask gwiazd. Tworzące ją trzy kondygnacje opierały się na jasnych kolumnach wyrzeźbionych na podobieństwo drzew – pozbawionych korzeni i eterycznych, wyciągających korony ponad białe balkony i kratownicowe okna rozjarzo ne światłem lamp. To tu wdowy po szlachetnie urodzonych, dozgonnie pogrążone w żałobie i modlitwie, żyły w spokoju orazArwieizolacji.wydawało

się – dość niemądrze – że budynek bę dzie bardziej przypominał nędzne domy smutku dla plebsu, gdzie zostawiano wdowy pozbawione wsparcia zmarłych mężów, których rodziny, niemające środków ani ochoty, by dalej je utrzymywać, wolały zdać je na łaskę jałmużny. Jed nak szlachta oczywiście nie pozwoliłaby nigdy na to, żeby jej kobiety tak cierpiały w hańbie i niewygodzie. Eremitorium stanowiło oznakę szczodrości wysoko urodzonych oraz mi łosiernej łaskawości cesarza. W końcu Arwa pozwoliła, by Nuri poprowadziła ją na przód, i weszła do eremitorium. W przedsionku czekały na nią trzy kobiety o włosach ściętych krótko we wdowim stylu. Jedna siedziała na krześle i trzymała przed sobą laskę, dru ga stała z dłońmi założonymi z tyłu, trzecia zaś ustawiła się przed pozostałymi i nerwowo wykręcała końce chusty pomię dzy palcami. Za nimi widać było wychylające się z balkonów i stojące w korytarzach... chyba wszystkie pozostałe kobiety z eremitorium, pomyślała Arwa ze zdumieniem. Na łaskę cesarza, czy naprawdę wszystkie przyszły tu, żeby ją przywitać?

10 Tasha Suri

Ruszyła ramieniem, by strącić z niego dłoń Nuri, i wystą piła naprzód, zdejmując woal. Trzecia kobieta, ta nerwowa, wyszła jej naprzeciw. Arwa zmusiła się do wykonania gestu przywitania. Starała się nie wzdrygnąć, gdy w oczach kobie ty sięgającej po jej dłonie zalśniły łzy. Kobieta była stara – na zmęczonej dziewczynie wszystkie one sprawiały wrażenie starych – a dłonie, którymi uję

Szlachciankom

Arwę pod ciężarem tak wielu spojrzeń. Szkoda, szkoda – nadmiernie głośno oznajmiła Asima ze swojego miejsca. Nie spodziewałam się, że będziesz tak młoda – wykrztusiła Roshana z wciąż wilgotnymi oczyma. – Wydawało

Jesteś taka młoda! – zakrzyknęła Roshana, wpatrując się w twarz dziewczyny. – Ile masz lat, moja droga? Dwadzieścia jeden – odparła Arwa stłumionym głosem. Przez tłum przebiegł szmer, zduszony i pełen smutku.

nie było wolno ponownie wychodzić za mąż. Wdowieństwo w tak młodym wieku oznaczało tragedię do końcaSkórażycia.piekła

Arwa i popatrzyła na twarz ko biety.Chusta, którą Roshana nosiła na krótkich włosach, była pozbawiona ozdób, czego można było spodziewać się po wdo wie, wykonano jednak ją z rzadkiego węzełkowego jedwab nego splotu, popularnego tylko w jednej wiosce w Chand i niewyobrażalnie kosztownego. Kobieta nie miała biżuterii klejnotu w nosie: diamentu o bladym, znikomym blasku. A zatem to właśnie ona była najwyższą rangą szlach cianką w eremitorium, co zawdzięczała swojemu majątkowi i zapewne wysokiemu rodowodowi, zaś pozostałe dwie ko biety pozostawały najbliżej niej pod względem pozycji. To wielki zaszczyt móc się tu znaleźć, ciotko – powie działa Arwa, używając określenia wyrażającego szacunek.

z wyjątkiem

11Kraina popiołu

ła i mocno przytrzymała palce Arwy, wydawały się miękkie niczym pognieciony jedwab. Moja droga – powiedziała kobieta. – Pani Arwo. Witaj. Jestem Roshana i przyznaję, że bardzo cieszę się, widząc, iż dotarłaś tu bezpiecznie. Moje towarzyszki to Asima, która siedzi, i Gulshera. Jeśli czegokolwiek potrzebujesz, przychodź do nas,Dziękuję –rozumiesz?wyszeptała

Arwy miało ocalić ich wszystkich. „Mogłabyś wrócić do Hary” – rzekła Maryam. „Ojciec o ciebie pytał”. Chwila przerwy. Zgrzyt nożyczek. Wąskie

12 Tasha Suri

Gdy usłyszałam, że przybędzie do nas wdowa po słynnym dowódcy Fortu Darez... Arwa się wzdrygnęła. Nie potrafiła tego powstrzymać. Nawet nazwa tego miejsca wciąż wywoływała w niej ból. Mia ła szczęście, że Roshana tego nie dostrzegła. Starsza kobieta wciąż wpatrywała się w nią apatycznie i trajkotała: ...nie masz rodziny, moja droga, nikogo, kto by się tobą zajął? Po tym, przez co przeszłaś? Arwa miała ochotę wyrwać dłonie z uścisku Roshany, ale tylko przełknęła ślinę, starając się odnaleźć słowa, które nie byłyby ostre niczym nóż i które nie oskórowałyby tej głupiej staruchy.Jakśmiesz pytać mnie o Fort Darez! Jak śmiesz pytać mnie o moją rodzinę, zupełnie jakby twoja nie zostawiła cię tu, byś zgniła. JakSamaśmiesz...postanowiłam

mi się, że będziesz... starsza. Przecież jesteś niemal jeszcze

dzieckiem.

tu przybyć, ciotko – oznajmiła Arwa opanowanym, łagodnym głosem. Mogłaby powiedzieć starszej wdowie, że matka zapro ponowała jej powrót do domu. Zaoferowała to, gdy obci nała Arwie włosy po formalnym pogrzebie, który odbył się miesiąc po pochowaniu prawdziwych ciał z Fortu Darez. Maryam osobiście ścięła jej włosy i czule gładziła palcami wystrzępione kosmyki, choć przeżywała straszliwe rozczarowanie. Gdy włosy Arwy spadały na podłogę, dziewczyna czuła, jak wraz z nimi upadają wszystkie wielkie marzenia Maryam. Marzenia o odzyskanej chwale. Marzenia o dru giej szansie. Marzenia o tym, że ich rodzina otrząśnie się z hańby.Małżeństwo

13Kraina popiołu

i zimne palce Maryam na skórze jej głowy. „Prosił, bym przy pomniała ci, że dopóki żyje, jest dla ciebie miejsce w naszym domu”.Jednak Roshana nie miała prawa do tej wiedzy, więc Arwa jedynieMojadodała:rodzina rozumie, że pragnę opłakiwać mojego małżonka w spokoju.

Starsza wdowa pociągnęła nosem i puściła dłonie dziew czyny, po czym delikatnie położyła opuszki palców na jej policzku.Musisz wciąż go bardzo kochać – powiedziała. Powinnam łkać, pomyślała Arwa, spodziewają się tego po mnie. Ale nie miała na to siły, więc tylko spuściła wzrok i na ciągnęła chustę na twarz, jakby ją to wszystko przytłaczało. Od strony zgromadzonych dobiegły ożywione głosy. Dziew czyna poczuła dłoń Roshany na głowie.

Już dobrze – rzekła starsza kobieta. – Wszystko w po rządku. Zaopiekujemy się tobą, moja droga. Obiecuję. Powinna pójść spać – rozległ się drżący głos siedzącej Asimy. – Wszystkie powinnyśmy pójść spać. Jak późna jest już Niegodzina?byłato zbyt subtelna aluzja. Rabio – odezwał się głos. Arwa podniosła spojrzenie. Należał do Gulshery, która wskazywała jedną z kobiet w tłu mie. – Pokaż jej, gdzie jest jej pokój. Rabia podeszła pospiesznie, po czym chwyciła Arwę za rękę i pociągnęła za sobą. Arwa, która niemal zapomniała o obecności Nuri, poczuła lekkie zaskoczenie, gdy usłyszała cichy szept służącej, gdy ta wypowiadała jej imię, i poczu ła na plecach jej dłoń. Emocje wylewające się z Roshany wzbudziły w Arwie jednocześnie zażenowanie i niepokój. Starsza wdowa potraktowała dziewczynę tak, jak kobieta mogłaby potraktować

córkę albo wyczekiwaną wnuczkę. Arwa zastanawiała się, czy Roshana ma córkę lub jakieś wnuki poza eremitorium. Rozmyślała, jaka rodzina porzuciłaby ją tu, by pokrywała się kurzem. Albo też być może przed jaką rodziną kobieta chcia łaby się tutaj ukrywać, przedkładając samotność i modlitwę nad rodzinne więzi i obowiązki.

Pomyślała o dłoniach matki przeczesujących jej krótko obcięte włosy. Pomyślała o tym, jak matka płakała w spo sób, w jaki Arwa tego nie robiła: pełnym gardłem, zupełnie  jakby jej serce się rozpadło i jakby nie dało się go na prawić.„Wiązałam

z tobą takie nadzieje, Arwo”. Łamał jej się głos. „Takie nadzieje. A teraz wszystkie przepadły. Są równie martwe jak twój głupi mąż”.

Podążyła za Rabią przez tłum i po chwili znalazły się w ci szy ciemnego, krętego korytarza. Wdowę Rabię aż nosiło – niemal dosłownie, jeśliby oceniać po tym, jak spazmatycznie wydymała i cofała wargi – by zadać Arwie pytania niewątpliwie zupełnie niestosowne w przy padku świeżo owdowiałej osoby. Arwa tymczasem ocierała oczy i pociągała nosem, udając, że płacze, gdy niespiesznie szły przed siebie. Jeśli kobieta odważy się spytać ją o męża –albo, co gorsza, o to, co wydarzyło się w Forcie Darez – to, na łaskę cesarza, dziewczyna zrobi, co w jej mocy, by wzbudzić w niej wyrzuty sumienia. Na pewno musisz nieprzychylnie myśleć o tym, że wszystkie przyszły, by na ciebie popatrzeć – rzekła w koń cu Rabia. – Chciały się tylko przekonać, że jesteś... zwyczaj na. No i jesteś. Oraz taka młoda. – Chwila milczenia. – Nie możesz zbyt silnie okazywać żałoby – podjęła Rabia. Uznała

14 Tasha Suri

powiedziała pospiesznie Rabia, wreszcie ogarnięta poczuciem winy. Zapadło milczenie. Cierpliwość Arwy, nawet w lepszych chwilach ograniczo na, została wystawiona na poważną próbę, gdy chwilę później Rabia znów się odezwała: Wiem, że według niektórych cesarstwo jest przeklęte i w ogóle... No wiesz, fort ma stanowić na to dowód. Ale ja tak nie sądzę. To twój pokój – dodała i pchnęła drzwi, by się otworzyły. Nuri wślizgnęła się do środka, zostawiając Arwę sam na sam z Rabią. – Według mnie to próba. Uważasz, że Fort Darez stanowił próbę – powiedziała Arwa. Mówiła powoli, smakując słowa. Były na jej języku ni czym metal, gorzkie jak krew. O tak – odparła skwapliwie Rabia. Wychyliła się na przód. – Wszystko to służy temu, by nas sprawdzić. Ten nienaturalny obłęd, choroba, skaza na pustyni Irinah. Pew nego dnia Maha powróci, gdy już dowiedziemy swojej war tości w obliczu zastępów zła, gdy udowodnimy, że jesteśmy silni i pobożni. A to, co się stało z twoim mężem, odwa ga, jaką okazał, gdy nadszedł obłęd, i to, że przeżyłaś, to dowód...Dziękuję

15Kraina popiołu

najwyraźniej, że na razie da sobie spokój z wypytywaniem i zamiast tego przekaże serię niechcianych rad. – Twój mąż umarł w służbie cesarstwa. To chwalebne, nie sądzisz? Och tak – odparła Arwa, zaciekle trąc oczy. – Był bar dzo, bardzo odważnym człowiekiem. – Zniżyła głos do szep tu. – Ale nie potrafię jeszcze o nim rozmawiać. To nazbyt bolesne.Oczywiście –

ci – przerwała jej Arwa ostrym tonem. Nie po trafiła go złagodzić i wcale nie miała na to ochoty. Zamiast tego obnażyła zęby, uśmiechając się tak wymuszenie, że aż rozbolały ją usta. Kobieta cofnęła się niepewnie.

Byłaś bardzo miła – dodała Arwa. Rabia uśmiechnęła się blado w odpowiedzi i umknęła, wymrukując pod nosem jakieś przeprosiny. Arwa nie sądzi ła, by kobieta miała jej jeszcze kiedyś wchodzić w drogę. Gdy udało się nakłonić Rabię do odejścia, pokój okazał się dość przyjemny. Był wyposażony w kratownicowe okno oraz łóżko pokryte haftowaną narzutą. Stało w nim również ni skie biurko, na którym już położono papier, i paliła się lampa olejowa. Jedna ze strażniczek musiała przynieść bagaż Arwy, korzystając z wejścia dla służby, ponieważ dziewczyna do strzegła swój kufer. Nuri przyklęknęła obok niego i zaczęła szybko sortować tuniki, chusty i spodnie, wszystkie w bladych kolorach i z jas nymi haftami, pasujące do nowej roli Arwy jako wdowy. Te, które zabrudziły się od noszenia, zostaną uprane i wywie trzone, by pozbyć się woni stęchlizny po długiej podróży, a następnie poskładane i na nowo schowane, przełożone zio łami, by zachowały świeżość.

Arwa usiadła na łóżku i przyglądała się pracującej Nuri. Była idealną służącą: łagodną, dyskretną, czujną. Arwa nie miała pojęcia, co Nuri tak naprawdę myśli albo czuje. Nie zaskakiwało jej to. W końcu służka od dziecka była szkolona w domu jej ojca, pod czujnym okiem matki Arwy, stawiają cej personelowi domowemu wysokie wymagania. Nuri wy dawała się pozbawiona wad, okazywała posłuszeństwo wy nikające z lojalności. Matka przydzieliła ją Arwie na podróż z Chand do Numrihy, ponieważ dziewczyna nie miała już własnychStrażnicy... –służących.odezwała

16 Tasha Suri

się Arwa. – Czy będą tu obozo wać przez noc?

Eremitorium zapewnia zakwaterowanie niedaleko stąd –wyjaśniła Nuri. – Spodziewam się, że wyruszą rankiem. Czy są tu kwatery dla służby? Nuri z miejsca zamilkła. Arwa obserwowała, jak służąca wygładza zmarszczki tuniki leżącej jej na kolanach. Sądziłam, że będę spała tutaj – rzekła w końcu Nuri. –Mam zwijany materac. W ten sposób będę mogła się o ciebie troszczyć, moja pani. – Nie chcę, żebyś zostawała – rzekła Arwa. – Ani tej nocy w moim pokoju, ani w ogóle w eremitorium. Możesz jutro odejść wraz ze strażnikami. Zapłacę za twoją podróż po wrotną do Hary. Moja pani – powiedziała cicho Nuri – twoja matka poleciła mi z tobą zostać. Możesz ją poinformować, że kazałam ci odejść. Że nie chcę mieć służącej. – Zrzuć winę na moją żałobę, pomyślała Arwa. Ale Nuri z pewnością zrobi to sama z siebie. – Powiedz jej, że się na ciebie wściekłam, że nie dało się przemówić mi do rozsądku. Uwierzy. Pani Arwo – odparła Nuri. W jej głos wkradła się nut ka strachu. – Potrzebujesz... kogoś, kto się o ciebie zatroszczy. Kto cię ochroni. Pani Maryam... ona... – Ściszyła głos. – Nie mogę o tym mówić. Ale wiem. Ach.Arwa z trudem przełknęła ślinę przez spierzchnięte gardło.Nic mi się tu nie stanie – oznajmiła w końcu. – Widzia łaś już eremitorium. Możesz jej to powiedzieć. Nie ma tu nic poza zniszczonymi drogami i starymi kobietami. Na całym świecie nie znalazłoby się bezpieczniejsze miejsce dla kogoś, kto... – Arwa urwała. Nie umiała tego wysłowić. – Dla ko goś, kto jest... dotknięty. Tak jak ja. Nikt mnie tu nie odkryje. Dopilnuję tego.

17Kraina popiołu

Pani Arwo. Twoja matka, pani Maryam... ona nalegała. Potrafię zapewnić bezpieczeństwo swoim tajemnicom –przerwała ze znużeniem Arwa, ignorując słowa służącej. –Zorientuje się, że dokonałam wyboru. Nie wyrzuci cię z tego powodu. Spodziewam się, że i tak cieszy ją twoja pomoc przy ojcu.Arwa sięgnęła do szarfy i wyjęła z niej sakiewkę. Poło żyła ją na dłoni. – Weź – powiedziała. – Wystarczy ci na podróż do Hary i jeszcze zostanie w nagrodę za twoją życzliwość. Jeśli matka ufała Nuri na tyle, by zawierzyć jej prawdę na temat natury Arwy, to służąca niewątpliwie została dobrze opłacona. Więcej pieniędzy jej jednak nie zaszkodzi, a już na pewno uczyni ją bardziej podatną na wolę Arwy. Z początku Nuri nawet się nie poruszyła. Proszę – mówiła Arwa. Jej głos był teraz łagodny. Przy milny. – Czy to takie dziwne, że pragnę przeżywać żałobę w samotności?

18 Tasha Suri

Że nie chcę, by ktoś na mnie patrzył? Nuri, błagam cię, wróć do mojej matki. Pozwól mi godnie przeży wać mój Służącasmutek.z wahaniem

wyciągnęła dłoń. Arwa położyła na niej sakiewkę i obserwowała, jak Nuri zaciska na niej palce. Powinnam skończyć układać twoje ubrania – powie działaNiesłużąca.mapotrzeby – odparła szlachcianka. – Lepiej odpocznij. Jutro czeka cię długa podróż. Nuri skinęła głową i się podniosła. Proszę, uważaj na siebie, pani Arwo – rzekła i wyszła. Arwa uklękła i zaczęła przeglądać stroje. Będzie musiała po prosić rano jedną z tutejszych służących, by je uprała. Gdy

Gdybyś tylko wiedział, pomyślała, że cały czas niosłeś jedną z nich na swoich barkach. Och, wtedy zrzuciłbyś mnie w przepaść i byłbyś z tego dumny.

Z gorzkim rozbawieniem przypomniała sobie uwagę strażnika o poganach czczących krew.

Pewnego razu, gdy znajdowała się w palankinie, pomi mo związanego z tym ryzyka zrobiła sobie nacięcie na kciuku i maznęła się krwią za uchem, tak samo jak matki robią

19Kraina popiołu

skończyła już sortowanie, zaryglowała kufer i zamknęła drzwi.Postawiła

lampę na parapecie, odetchnęła, by nabrać sił, i wyciągnęła sztylet z szarfy. Przytrzymała ostrze nad płomieniem, ściskając wygodną rękojeść. Wprawiony w nią wielki opal w kształcie łzy paso wał do kształtu dłoni w sposób, który przynosił dziewczynie niezaprzeczalną pociechę. Liczyła sekundy, czekając, aż klin ga się nagrzeje, i wyglądała przez okno. W odpowiedzi spoglądał na nią mrok, aksamitny, natarczywie nieważki. Nie dostrzegała nawet gwiazd. Uniosła ostrze i zaczekała, aż znów się ochłodzi. Nie używała sztyletu podczas podróży, ponieważ za bar dzo się obawiała. Nuri wciąż trzymała się w pobliżu, a straż niczki nieustannie zachowywały czujność. Broń w nazbyt oczywisty sposób odbiegała od ambhańskiego stylu. Naj doskonalsze sztylety z Ambhy były bogato zdobione, ryto na nich pełne wdzięku ptaki i kwiaty, wprawiano drobinki klejnotów, tymczasem jej nóż był surowy i paskudnie ostry, a opal w jego rękojeści lśnił niczym rozwarte mleczne oko. Była to klinga Amrithi, nieładna i niecywilizowana. Każdy żołnierz cesarstwa – wyszkolony, by wyszukiwać i likwido wać ślady obecności barbarzyńców Amrithi, ich samych zaś wypędzać na margines cywilizowanego świata, gdzie ich miejsce – rozpoznałby ją na pierwszy rzut oka.

znak kajalem za uszami dzieci, by nie dopuścić do nich zła. Miała nadzieję, że to wystarczy – i może rzeczywiście wystarczyło. Nie widziała żadnych cieni. Nie czuła opadającego zła, skrzydlatego i cichego. Mimo to każdej nocy leżała rozbu dzona, nasłuchując i czekając niczym zwierzyna łowna wypa trująca błysku skrzydeł drapieżcy w mroku. Ze szczegółami wyobrażała sobie, co by się stało, gdyby ta marna drobinka jej krwi okazała się niewystarczająca: ciało Nuri rozcięte od szyi do pachwiny, jej wnętrzności rozlane wokół ciała, strażnicy obracający się przeciwko sobie, ich szamsziry czerwone, srebrne i białe jak kość w krwawej nocy.

Fort Darez. Znowu. I przez cały ten czas Nuri wiedziała, kim jest Arwa. Przez cały czas. Gdyby tylko Arwa zdawała sobie z tego sprawę, gdyby mogła wykorzystać służącą, by ta odwróciła uwagę strażniczek – wtedy mogłaby sięgnąć po broń. Cóż. Teraz to już nieistotne. Podróż dobiegła końca i wkrótce Nuri zniknie. Cieszyło to Arwę, nawet jeśli służą ca potencjalnie mogłaby okazać się przydatna. Dziewczyna nie chciała, by ktoś wisiał nad nią z zatroskanym spojrzeniem. Nie chciała, by ktoś szpiegował na rzecz matki, by pilnował jej spokoju i bezpieczeństwa. Na samą myśl, że Nuri mogłaby tu pozostać, Arwa czuła, jakby coś ją dusiło. Matka – niech cesarz obdarzy ją łaską – nie była w stanie jej ochronić. Nuri nie była w stanie jej ochronić. Tylko sama Arwa miała taką możliwość.

Gdy ostrze już ostygło, przyłożyła je do palca i patrzyła, jak wzbiera krew. Cięcie było płytkie, ból nieznaczny. Przy cisnęła palec do parapetu i przeciągnęła po nim. Płomień lampy zamigotał, pochwycony nagłym podmu chem. Arwa obserwowała jego ruch. Pomyślała o swoim mężu. O Kamranie. O kręgu krwi, o dłoni na jej rękawie, o oczach lśniących niczym złoto. Znów poczuła, że kot

20 Tasha Suri

łuje się jej w żołądku. W ustach pojawił się smak starego żelaza.Tociekawe,

że nawet gdy serce milczało, a umysł odma wiał powrotu do przykrych chwil, ciało wciąż pamiętało. Otarła sztylet do czysta starą szmatką i przyłożyła mate riał do palca, by do końca powstrzymać krwawienie. Spoj rzała na okno. Krew wciąż tam była, podświetlona jej lampą. Wyraźna linia oddzielała światło od mroku, bezpieczeństwo pokoju od tego, co leżało poza nim. Usiadła na łóżku i podciągnęła kolana. Położyła sztylet przy stopach i patrzyła na migoczący płomień. Czekała. Noc pozostawała cicha. Usłyszała w sobie głos Nuri: „Potrzebujesz kogoś, kto się o ciebie zatroszczy. Kto cię ochroni”. A kto, pomyślała nie po raz pierwszy Arwa, gdy zaczynał ogarniać ją sen, ochroni innych przede mną? Nawet jeśli istniała odpowiedź na to pytanie, Arwa jesz cze jej nie znalazła. Ale znajdzie. Musi znaleźć.

21Kraina popiołu

W

nocy, na kilka godzin przed świtem, obudził ją ha łas. Otworzyła oczy, wstrzymała oddech. Jej serce zamieniło się w zaciśniętą, pulsującą w piersi pięść. Zza okna dochodził głuchy i zimny zew. Trzepot skrzydeł. To tylko śpiew ptaka. Niczego tu nie było. Nie wyczuwa ła w powietrzu woni kadzidła, nie widziała w mroku oczu. Nie wydawało się jej, że coś wciska jej się w czaszkę, coś o zimnych palcach, coś wymykającego się śmierci. Mimo to się podniosła. Miała wrażenie, jakby jej nogi były z wody. Rozejrzała się. Na ścianach i poniżej jej stóp cienie migotały w blasku lampy niczym bestie, układając się w mrowie ostrzy i połamanych kończyn. Nie było tu tego. Nie było tu tego. Na łaskę cesarza, niech tego tu nie będzie. Nie przejdzie przez krew, jesteś bezpieczna, powtarzała sobie. Bezpieczna.

2

23Kraina popiołu

Gdy klęknęła na podłodze, pod światłem lejącym się z lampy, otaczające ją powietrze było jak lód. Nie ma tu tego – wyszeptała do siebie, tym razem sły szalnie, zupełnie jakby głosem mogła się przebić przez od czuwany strach. Trochę się udało. – Nie ma tu. Nie ma tu. I... nie możesz mnie skrzywdzić. – Uniosła głowę do światła. –Jeśli tu jesteś, nie możesz przejść przez moją krew. Wiem, czymTrzymałajesteś. się tych słów – i sztyletu – dopóki niebo o świcie nie wykrwawiło się bladą różowością. Ściany eremitorium okazały się cieńsze, niż z początku się wydawało. Słyszała kobiety gawędzące w drodze na śnia danie. Wyglądało na to, że wdowy są rannymi ptaszkami. Gdy na korytarzach znów zrobiło się cicho, Arwa ubrała się i opuściła pokój. Przenikliwy nocny chłód ustąpił i teraz po wietrze w budynku już tylko przyjemnie orzeźwiało jej skó rę. Naciągnęła luźno chustę na głowę i ramiona, po czym ruszyła  dalej, bezgłośnie stawiając bose stopy na kamiennej podłodze.Salęmodlitw odnalazła znacznie szybciej, niż się spodzie wała – zaledwie kawałek dalej, przy tym samym korytarzu, przy którym znajdował się jej pokój. Z otwartych drzwi do chodziła zapraszająca woń kadzideł. Arwa miała nadzieję, że w środku będzie cicho, skoro wiele kobiet właśnie udało się na śniadanie, i rzeczywiście było. Dwie wiekowe damy spały pod jedną ze ścian, oparte o siebie, z chustami podciągnięty mi pod brody. Poza nimi – oraz ich delikatnym chrapaniem –w sali było cicho i pusto. Arwa nie wiedziała, czy staruszki przyszły tu modlić się o świcie, jak przystało na najbardziej pobożne osoby, i zasnęły niedługo później, czy też trafiły tu, by na osobności podzielić się widoczną pomiędzy nimi karafką wina. I choć stawiała na to drugie, to po prostu cieszyła się, że kobiety nie obudziły

się, by z nią rozmawiać, wypytywać albo litościwie spoglądać na nią łagodnymi oczami. Po cichu, żeby nie przeszkadzać wdowom, przeszła przez salę. Za zasłoną, we wnęce, znajdowała się mała biblioteka. Tutejsze mieszkanki oddawały się modłom i samotności, ale były też swoistymi uczonymi. Arwa liczyła na to, że trafi tu na książki: książki o wierze i modlitwie, o największych mi stykach Mahy i doradcach cesarza, o naturze potęgi i chwały cesarstwa. Książki, które pokażą zbłąkanej, przeklętej szlachciance drogę wyjścia z otaczającego ją mroku. Ale niczego takiego tu nie było. Ani w pierwszej książce, ani w drugiej, ani w trzeciej. Dziewczyna znalazła tylko sta romodne traktaty religijne, podobne do tych, których uczy ła się na pamięć w dzieciństwie, tak stare, że wciąż mówiły o Masze jako kimś żyjącym i o wiecznej chwale cesarstwa. Arwa nie zaklęła, ale przygryzła język i odchyliła głowę w tył. Miała wrażenie, że w jej oczach zaraz pojawią się łzy. Nie za mierzała płakać. Nie z powodu czegoś tak błahego. Ale tak bardzo już męczyły ją sekrety i strach. Męczyła ją nieustanna obawa, że zagrożenia z Fortu Darez wrócą, skoro jedyne, co je powstrzymuje, to jej zbrukana krew. Jeśli wiara nie mogła jej pomóc, to co mogło? Wróciła do sali modlitw i rozejrzała się powoli, oddycha jąc głęboko, by złagodzić wściekłe dudnienie serca. Jedna ze ścian stanowiła przegrodę z otworami, wyrzeźbioną tak, by przypominała korzenie drzewa i wielkie liście. Światło prze sączało się przez nią, rzucając kraciaste cienie. Przed przegro dą stałą rzeźba dorównująca wysokością Arwie. Dziewczyna otuliła się ciaśniej chustą i podeszła. Posąg przedstawiał mężczyznę w turbanie i długiej szacie. Na uniesionej dłoni trzymał świat. Była to rzeźba cesarza – wszystkich cesarzy, przeszłych i przyszłych – oraz jego błogosławionego rodu. Rzeźba

24 Tasha Suri

oraz zapewniali Masze życie dalece wy kraczające długością poza ludzkie ograniczenia. Widok pozbawionego twarzy posągu – tej odwiecznej, lakierowanej nagiej powierzchni – przyniósł Arwie uko jenie, którego nie potrafiła tak naprawdę w pełni wyjaśnić. Być może kojarzył jej się z przyjemniejszymi chwilami dzieciństwa, kiedy modliła się u boku matki o łaskę dla ce sarstwa i o jego dalszą chwałę. Być może jedynie pomagał jej wierzyć, że każde cierpienie ma swój kres i nawet gniew i żal, które się w niej teraz kłębią, pewnego dnia rozmyją się w nicość.Niktnie mógł jej zobaczyć, nikt nie mógł jej skarcić. Arwa postąpiła zatem kolejny krok naprzód i położyła dło nie na pozbawionej rysów, gładkiej twarzy. W dotyku przy pominała opal wprawiony w rękojeść sztyletu: była równa, a jednocześnie boleśnie znajoma pod palcami. Absurdem było znajdować tyle samo pociechy w pogańskim ostrzu, co w świętym wizerunku Mahy, jednak to właśnie czuła Arwa. Nie potrafiła zmienić swojej natury. A przecież pró bowała.Odetchnęła powoli. Tkwiące w niej okropne napięcie po części ustąpiło. Odsunęła się i uklękła przed ołtarzem. Podłoga była zimna. Arwa zaśpiewała modlitwę, cicho, pod nosem, by nie przeszkadzać śpiącym z tyłu kobietom. U stóp posągu ustawiono kadzidło i położono bukiecik świe żo zerwanych kwiatów, a także upchnięto dyskretnie maleń kie koszyczki splecione z liści i trawy oraz wypełnione zie mią. Arwa przerwała modlitwę i w zadumie dotknęła jednego z nich opuszką palca.

Mahy Wielkiego, pierwszego władcy, który stworzył Cesar stwo Ambhańskie, a następnie w prowincji Irinah wzniósł na piaskach świątynię. To właśnie tam dzięki jego potędze i pobożności bogowie od lat obdarzali cesarstwo swoimi błogosławieństwami

25Kraina popiołu

26 Tasha Suri

o Masze oznaczały igranie z ogniem. Mąż Arwy zawsze się pilnował i wygłaszał swoje opinie jedynie przy najbliższych druhach, ludziach, co do których miał pewność, że nie uznają jego obaw o świat bez Mahy za herezję. Arwa okazywała jeszcze większą ostrożność i w ogóle

Wiedziała, co to jest. Widziała takie przy dziesiątkach przydrożnych ołtarzy w drodze przez Chand do eremitorium. Relikwie grobowe. Znaki żałoby. Symboliczne groby Mahy, który zmarł, gdy Arwa była dzieckiem. Niektórzy twierdzili, że przeżył czte rysta lat. A później przestał żyć – i od tamtej pory cesarstwo zostało przeklęte i coraz bardziej popadało w ruinę. Od jego śmierci żałoba stała się swoistą modlitwą. Wdo wy opłakiwały go jak męża, ponieważ żałoba była ich najświętszym obowiązkiem. Pielgrzymi przemierzali kraj w drodze na pustynię, na której umarł. Szlachcice za nim łkali. A jednocześnie cały czas szeptali, rozsiewając ziarna bliskie herezji, niezatwierdzone przez cesarza, do tego nie bezpieczne.Byćmoże, szeptali, pewnego dnia on wróci. Być może wcale nie zmarł. Być może pojawi się dziedzic i zajmie jego miejsce, nowy Maha, który stanie na czele wiary cesarstwa i ocali je od klątwy, jaką nałożyła na nie jego śmierć. Polityka i wiara, tak ze sobą splecione, niemal zawsze pozostawały w myślach – i na językach – szlachty. Arwa zastanawiała się z goryczą, czy tutaj również zo stanie dopuszczona do ożywionych rozmów na temat wiary. Eremitorium pełne wdów niewątpliwie stanowiło żyzną gle bę dla pytań o śmierć i żałobę. Rabia najwyraźniej należała do tych pełnych nadziei osób, które wierzyły, że Maha tak naprawdę wcale nie odszedł, a do tego była na tyle głupia, by ujawniać swoje poglądy komuś nieznajomemu, takiemu jak Arwa.RozmowyIdiotka.

nie rozmawiała o wierze. Czy wdowy naprawdę były tutaj tak bezpieczne i odizolowane od świata, że nie musiały obawiać się zagrożenia, jakie mogłyby na nie ściągnąć nieostrożne słowa?Nagły hałas wyrwał ją z zadumy. Ktoś zastukał niespiesz nie w drewnianą framugę drzwi. Jedna ze śpiących staruszek obudziła się w połowie chrapnięcia. O c co chodzi? – O nic, ciotko – rzekła Gulshera, a gdy napotkała wzrok Arwy, dodała: – Przyszłam po dziewczynę. Odpoczywajcie. Starsza kobieta wymamrotała coś i znów zapadła w sen. Arwa się Chodźpodniosła.zemną, proszę – poleciła Gulshera. Dziewczyna podążyła w ślad za nią. W świetle poranka włosy Gulshery były białe jak śnieg, a jej skóra miała najjaśniejszy odcień brązu. Jako młoda ko bieta musiała uchodzić za uosobienie ambhańskiego piękna, i to pomimo surowego kształtu ust oraz sposobu, w jaki się nosiła – sztywno niczym szlachcic mający za sobą przeszko lenie Nicwojskowe.dzisiaj nie zjadłaś – powiedziała Gulshera, gestem wskazując dziewczynie, by szła wraz z nią korytarzem. Arwa nie zaprzeczyła. – Roshana się martwi. Zdaniem Arwy nie trzeba było wiele, żeby zmartwić Roshanę.Przepraszam.

27Kraina popiołu

mi kuchnię, poradzę sobie sama – oznaj miła Arwa z wystudiowaną grzecznością.

Nie zamierzałam nikogo niepokoić. Chciałam się tylko pomodlić. Będziesz tu miała mnóstwo czasu na modlitwę – sko mentowała kobieta. – Teraz musimy zdobyć dla ciebie coś do jedzenia. Stoły są już opróżnione, więc zobaczymy, co zosta ło kucharkom.Jeśliwskażesz

Ach, rozumiem. – Głos Gulshery był straszliwie rzeczo wy. – Chcesz, żebym zostawiła cię w spokoju. Tak, pomyślała Arwa. Ależ nie – powiedziała. – Po prostu nie chcę cię faty gować.Doprawdy.

Cóż, może ja chcę być fatygowana. Władczo chwyciła Arwę za rękę. Chodź – poleciła. – Służąca zawsze rano przynosi gorą cą herbatę do mojego pokoju. Wypijesz ją ze mną. Nie było jak teraz odmówić, więc dziewczyna nawet nie próbowała. Pozwoliła się poprowadzić. Pokój Gulshery okazał się zagracony i wyglądał na pe łen życia. Przy kratownicowym oknie stał niski stolik, a na biurku spoczywały schludnie ułożone pliki papierów. Arwa dostrzegła pergaminy, obwiązane jedwabiem i oznaczone nie znaną jej pieczęcią szlacheckiej rodziny ambhańskiej, leżące niebezpiecznie blisko krawędzi łóżka. Listy. Czyli wdowy nie były wcale takie odizolowane od świata. Na przeciwległej ścianie wisiało kilka łuków. Uwagę Arwy przyciągnął największy z nich. Łuk był wyższy od niej, prze wyższał nawet dorosłego mężczyznę, a jego powierzchnia lśniła macicą perłową. Dziewczyna nigdy nie używała tego rodzaju broni, korciło ją jednak, by wziąć ją do ręki. Łuk był niezwykle piękny: gryfom nadano formę tygrysich pysków, rozciągniętych w warknięciu i najeżonych karbowanymi kłami.To relikt przeszłości – powiedziała Gulshera, przywołu jąc Arwę z powrotem do rzeczywistości. – Dorosły mężczy zna potrzebuje całej swojej siły, żeby go naciągnąć i wypuścić z niego strzałę. Mój mąż był bardzo dumny z tego łuku. Ale oczywiście teraz nadaje się tylko do ekspozycji. Kobieta zdążyła już usiąść przy oknie. Przed nią stała taca. Usiądź – poleciła. – Możesz nalać herbaty.

28 Tasha Suri

29Kraina popiołu

Na tacy stało naczynie z ziołami zaparzonymi w wodzie, miseczka miodu i płytki talerzyk z wodą pachnącą olejkiem różanym. Obok herbaty dało się dostrzec warzywa usmażone na złoto w mące z ciecierzycy. Arwa nalała herbaty, zaczerp nęła miodu dla siebie i dla Gulshery, a następnie wypiła szyb ki łyczek z własnej filiżanki. Napar okazał się paląco słodki. Nie spałaś – rzekła kobieta. Nie było to pytanie. Spałam trochę – odparła mimo to Arwa. Bez jedzenia, bez snu. – Gulshera również upiła łyk i ob łok pary otoczył jej twarz. – Rozumiem. Dziewczyna podniosła smażone warzywo i ugryzła je os tentacyjnie, powstrzymując ochotę, by się zjeżyć. Gulshera niewątpliwie uważała ją za kruchą istotę, młodą i głupiutką, przepełnioną miłością i religijnym zapałem oraz zdruzgotaną tym, co zaledwie kilka miesięcy wcześniej widziała tamtego dnia i nocy w forcie. Niech tak sobie myśli. Lepsze to niż prawda. Arwa czekała, aż kobieta zacznie prawić jej morały. Wpa trywała się w milczeniu w swoje zatłuszczone palce. Gulshera piła napar i również wzięła kawałek warzywa. Jedz – powiedziała kobieta zamiast tego. – Pij herbatę. A później odejdź, gdy tylko zechcesz. Mam odejść? – Gdy tylko zechcesz – powtórzyła Gulshera. Zanurzyła palce w wodzie z olejkiem różanym, po czym podniosła się i zostawiła Arwę z filiżanką i stygnącymi warzywami pod bladym klinem słonecznego światła wlewającego się przez okno. Dziewczyna usłyszała, jak kobieta siada przy biurku. Po chwili dobiegł ją szmer papieru. Arwa zawahała się. Wróciło do niej wspomnienie, nieproszone – o dzikim kocie, którego znalazła w ogrodach swojego pierwszego domu

Arwa miała niepokojące wrażenie, że Gulshera traktu je ją z tą samą wystudiowaną obojętnością, jaką dziewczyna okazywała kiedyś tamtemu kotu. Ona czegoś ode mnie chce, pomyślała. Mimo wszystko zjadła kolejny kawałek smażonego wa rzywa i dopiła herbatę, po czym wymamrotała uprzejme podziękowania i ruszyła w stronę drzwi. Zachodź, kiedy tylko zechcesz – rzekła Gulshera, nie podnosząc wzroku, gdy Arwa opuszczała pokój. – Zawsze mam dość, by starczyło dla dwóch osób. Nieco wbrew sobie Arwa stwierdziła, że spodobała jej się szorstkość Gulshery. Mimo to, w miarę jak oddalała się od jej pokoju, mijając inne komnaty w eremitorium i pozosta łe wdowy, wspomnienie słów Gulshery zaczynało podsycać jej niepokój.„Niespałaś” – powiedziała kobieta. Nie brzmiało to jak domysł. Być może Arwę dało się po prostu łatwo przeniknąć, mimo to poszła do swojej sypialni, by sprawdzić, czy nic

30 Tasha Suri

w prowincji Hara, gdzie mieszkała jako dziesięciolatka. Po stanowiła, że zaprzyjaźni się ze zwierzakiem, ślepym na jedno oko i z krzywymi zębami, ten jednak uciekał i chował się w krzakach, gdy tylko Arwa do niego podchodziła. Podrapał ją kilka razy, aż nauczyła się, że jeśli położy na ziemi obok siebie kawałki mięsa, to futrzak podejdzie i ostrożnie je zje, pod warunkiem że dziewczynka będzie ostentacyjnie igno rowała jego obecność. Koniec końców, kot ją polubił, chodził za nią po ogrodach i spał jej na kolanach, gdy siadała w miejscu odpowiednio oświetlonym promieniami słonecznymi. Obojętnością i jedzeniem zdobyła jego serce skuteczniej, niż zdołałaby bezpośrednim uczuciem.

wyjrzała przez kratownicowe okno. Gdy od drugiej strony nie napierała na nie noc, można było dostrzec, że eremitorium stoi ponad głęboką doliną poznaczoną barw nymi połaciami kwiatów. Budynek zakrzywiał się w półksiężyc, podążając za kształtem doliny. Naprzeciwko okna Arwy znajdowało się inne, daleko, na drugim końcu obiektu. Właśnie na drugim krańcu eremitorium leżał pokój Gulshery. Wiedziała to, ponieważ dopiero co pokonała dro gę dzielącą obie sypialnie. Kobieta niewątpliwie wyglądała w nocy w ciemność, więc widziała, że u Arwy płonęła lam pa. Być może patrzyła tylko przez chwilę, a potem wróciła do łóżka. A może obserwowała długo, zatem nie uszło jej uwa gi nieustanne migotanie płomienia i zastanawiała się, jakie mroczne myśli nie dają spać nowo przybyłej. W każdym razie Gulshera znała lokalizację komnaty Arwy. Wpatrywała się przez mrok w światło jej lampy celo wo i z rozmysłem. Dziewczynie nie odpowiadało, że stano wiła obiekt obserwacji. Odsunęła się od kratownicy i usiadła na łóżku. Zacisnęła dłonie, pragnąc odnaleźć spokój. Zapew niała Nuri, że sama zdoła się ochronić. Była przekonana, że uda jej się ukryć sekrety. A jednak Gulshera ją obserwowała. Gulshera dostrzegła jej dziwność, choć nie znała jej praw dziwej przyczyny. Arwa zaś słuchała słów kobiety, nie do strzegając ich pełnego znaczenia, i rozglądała się po jej po koju, ani trochę nie wykorzystując intelektu i przebiegłości, jakimi powinna w tym momencie wykazać się szlachcianka. Głupia. Była głupia. Co jeszcze przegapiłam? – pomyślała.

nie przerwało linii krwi biegnącej po parapecie, starannie ukrytej pod jej własną miniaturową statuetką cesarza. Nikt nie przeszukał jej pokoju. Sztylet zaś spoczywał w szarfie, schowany tam, gdzie nikt go nie znajdzie, a więc i nie roz pozna.Dziewczyna

31Kraina popiołu

Po południowej sjeście – którą Arwa spędziła na nerwowym krążeniu tam i z powrotem po sypialni, ze strachem i złoś cią w niej niczym jad – Roshana wyciągnęła ją, by dołączyła do małej grupki wdów odbywających codzienny spacer. wypytywała dziewczynę, czy już się zadomowiła i jak podoba jej się Numriha, tak odległa od jej dawnego domu. Arwa okiełznała odruch i zamiast odpowiedzieć ostro, starała się uprzejmie reagować na nieprze rwany strumień pytań starszej kobiety. Wzbudziła już po dejrzenia jednej wdowy całonocnym paleniem lampy. Nie musiała więc niepokoić innej swoją złością. Mimo to ucie szyła się, gdy zagarnęła ją Asima, domagająca się, by Arwa kroczyła teraz u jej boku. Asima niczego od niej nie żądała z wyjątkiem pewnego ramienia i okazjonalnych pomruków zrozumienia. Arwa nie miała nic przeciwko temu, by zapew nić staruszce jedno i drugie. Czuła, jak jej wnętrzności skręciły się w ciasny supeł. Wzdłuż skraju eremitorium biegła przyjemna alejka omi jająca bardziej strome zbocze doliny. Miała na tyle równą nawierzchnię, że mogły nią wygodnie spacerować wdowy w różnym stanie zdrowia. Arwa widziała z niej dolinę oraz strażniczki przemierzające dach budowli i wypatrujące ban dytów, którzy mogliby uznać dom szlachcianek za dojrzały owoc gotowy do zerwania. Powinnaś ubierać się cieplej – mruknęła Asima. – Przy najmniej zakładaj grubszą chustę, dziewczyno. O tej porze roku powietrze jest przejmująco zimne. Słyszałam, że nawet cesarz się NieNaprawdę?przeziębił.słuchaszplotek, czyż nie? – Arwa nie zdążyła wtrą cić, że jej świeża żałoba raczej nie skłania jej do zwracania

Z niecierpliwością

pęczniejącymi

32 Tasha Suri

uwagi na pogłoski, gdy staruszka podjęła: – To dobrze. Czyli jesteś lepsza niż te pozostałe trajkoczące sowy. Zerwij mi teraz trochę tego. Asima wskazała jakieś powykręcane rośliny. Nie kwiaty? – spytała dziewczyna, pochylając się nieco. Nie, nie. Nie kwiaty. Na co by mi się zdały? Arwa zerwała zieloną roślinę i długą trawę. Umiesz je ze sobą spleść? – dopytywała staruszka. Gdy Arwa pokręciła głową, Asima w odpowiedzi jedynie mlasnęła.Ochdziecko, dziecko. – Zmarszczyła brwi. – Szlach cianka, która nie umie spleść prostego koszyka! Cesarstwo zaprawdę upadło w gnój, niech bogowie nas chronią. Jej słowa wywołały nerwowy śmiech Arwy, szybko zdu szony świdrującym spojrzeniem Asimy. Skoro tak mówisz, ciotko – rzekła prędko dziewczyna. Umiesz haftować? – spytała starsza kobieta. Tak, ciotko. Ale nie umiesz tkać? Nastąpiła więc demonstracja, w jaki sposób wykonać re likwię grobową. Lekcja okazała się prosta i Arwa nie musia ła poświęcać jej całej swojej uwagi. Zgodnie z instrukcjami staruszki brała w dłonie zielone korzenie i skręcała je w mi niaturowy warkocz – a jednocześnie z troską wracała w my ślach do Gulshery wpatrującej się w jej rozświetlone okno. Zamartwiała się w taki sposób, w jaki można zamartwiać się bolącym zębem, nieprzerwanie, bez możliwości ukojenia nieprzyjemnego wrażenia.

33Kraina popiołu

Ona wie, powiedział mroźny głos w głowie Arwy. Wdo wa wie, kim jesteś. Widzi to. Widzi twoją chorą krew. Klątwę w twoichDoprowadzikościach.do wyrzucenia cię z eremitorium. Wyśle za tobą strażniczki, by polowały na ciebie jak na zwierzę.

Zdajesz sobie przecież sprawę, jak karzą takich jak ty. Gulshera nie mogła wiedzieć. Nie mogła. Ale jeśli wiedziała... jeśli się choćby domyślała... Arwa wzdrygnęła się. Powietrze nagle rzeczywiście wy dało jej się bardzo zimne. Nie zastała Gulshery w jej pokoju. Drzwi były zamknięte. Czekała na jej powrót na zewnątrz, aż w końcu kobieta po jawiła się w korytarzu. Gulshera nie uczestniczyła w modli twach ani lamentach, nie przechadzała się też niespiesznie po wydeptanej ścieżce, jak robiły to inne wdowy. Przyszła z łukiem na plecach i zaróżowioną twarzą. Arwo – odezwała się i skinęła głową. W nocy obserwowałaś mój pokój – oznajmiła bez wstę pów Arwa. –

Dostrzegła,Dlaczego?żeczoło

Gulshery się zmarszczyło. Czy matka nie nauczyła cię subtelności? – spytała z nie dowierzaniem kobieta. – Na litość cesarza, w Jah Ambha po żarliby cię żywcem! Wchodź do środka. Arwa weszła za Gulsherą do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Starsza kobieta szybko pozbyła się butów i łuku oraz długiego kaftana zarzuconego na tunikę. Usiadła przy oknie i gestem nakazała, by Arwa do niej dołączyła. Wyglądałam na zewnątrz i zobaczyłam, że pali się u ciebie światło. Przez chwilę – podkreśliła Gulshera. –Nie dłużej. Nie kierowały mną żadne podejrzane motywy. Troszczyłam się tylko o twój dobrostan. Satysfakcjonuje cię to?Nie, Arwy to nie satysfakcjonowało. Zdecydowanie nie. Jak wynika z mojego doświadczenia – zaczęła powoli dziewczyna – ludzie nie troszczą się ot tak o czyjś dobrostan.

34 Tasha Suri

Wszystkie działania mają swój cel. Może w twoich oczach jestem dzieckiem, ciotko, ale żyję już na tyle długo, by wiedzieć, jacy są ludzie. Zatem wiodłaś do tej pory okropnie smutne życie – sko mentowała Gulshera, nie przebierając w słowach. – Zorientu jesz się, że tutaj dbamy o siebie nawzajem. Nie jesteśmy jak te szlachcianki, które zostawiłaś za sobą. Nie musimy bawić się w polityczne gierki ani krzywdzić się nawzajem ze względu na naszych mężów, dzieci albo nawet nas same. Nasz moment władzy i chwały dobiegł końca. Milczała przez chwilę, po czym podjęła: Być może jeszcze nie rozumiesz, że gdy twój małżonek umarł, ta część ciebie, która dzieliła jego świat, zmarła wraz z nim. Wszystkie przybyłyśmy tu z wyboru lub z konieczno ści, ponieważ my, Ambhanki, uważamy nasze małżeństwa za świętsze niż inne ludy świata i szanujemy nasze przysięgi nawet po śmierci mężów. Jesteśmy widmami tego, kim były śmy niegdyś, zatem musimy się o siebie troszczyć. Nikt inny tego za nas nie zrobi. – Gulshera uporczywie wbijała wzrok w dziewczynę. – Być może uznasz, że dramatyzuję, Arwo, ale zapewniam cię, że jestem realistką. Ty też musisz nią się stać. Dla twojego własnego dobra. Ładne słowa. Mocne. Arwa jednak nie mogła pozwolić, by ich ciężar ją zwiódł. Wiem, co wiem – rzekła. Uniosła wyżej głowę i napięła szczękę.Matka próbowała uczyć ją subtelności. Ale sztuka cho wania sekretów pod słowami i uśmiechami oraz ukrywania ostrza gniewu do momentu, aż znajdzie się w czyichś trze wiach, niemożliwe do uniknięcia – nigdy nie należała do mocnych stron dziewczyny. „Trzpiotka” – tak mówiono na nią w dzieciństwie, „żywe srebro”. Nawet jeśli jej kapryśne serce było pełne zaciekłości, nie potrafiła tego ukrywać.

35Kraina popiołu

Czasami matka nazywała ją gorzej. Z miłości i ze strachu. „Skalana”.

„Musisz„Przeklęta”.byćlepsza

36 Tasha Suri

niż twoja krew, Arwo. Dla dobra nas wszystkich”.Rodzicepotrzebowali, by wyszła dobrze za mąż, by po ślubiła szlachcica o nieskalanej reputacji i trwałym majątku. Potrzebowali, by ich ocaliła. Nie przed ubóstwem. Nie przed śmiercią. Tylko przed podstępnym, wyniszczającym cierpie niem, które na ich rodzinę sprowadziła hańba. Nie mieli syna. Mężczyzna mógłby próbować uratować rodzinę, mógłby służyć mężnie w wojsku lub awansować w hierarchii służby cywilnej. Córka mogła liczyć wyłącznie na to, że wyjdzie za mąż na tyle dobrze, by podniosło to jej pozycję w społeczeństwie, a wraz z nią pozycję jej rodziny. Zatem Arwa uczyniła to, co konieczne. W ciągu tych kil ku przejściowych lat nauczyła się tkać fasadę łagodności, by zrobić z siebie atrakcyjną potencjalną narzeczoną, godną szlachciankę, lepszą niż to, co kryło się w jej krwi. Nauczyła się uśmiechać i być delikatną, wypowiadać uprzejme słowa, choć te ostre o wiele łatwiej spływały jej na język, i wreszcie ten zyskany ciężką pracą spokój, a także młodość zdobyły jej starszego, potężnego męża, na którego tak liczyła matka. Na jakiś czas stała się lepsza od swojej prawdziwej, kolczastej na tury. Była żoną dowódcy. Była szlachcianką godną szacunku. Rodzice mogli nosić wysoko głowy. To wszystko zdarzyło się jednak przed kręgiem krwi, przed złocistymi oczyma. Przed śmiercią Kamrana. Zanim uświadomiła sobie, że nie zdoła uciec przed przekleństwem płynącym w jej żyłach, że nieważne, co czyni, nieważne, jak stara się postępować zgodnie z błaganiami macochy, nie zdo ła wznieść się ponad to, czym jest. Wiem – powiedziała Arwa – że masz zwoje przysłane ci przez jakąś ambhańską szlachecką rodzinę. Byłam żoną

37Kraina popiołu

dowódcy, ciotko. Znam pieczęcie wielkich rodów. Nie roz poznałam jednak pieczęci na twoich zwojach, co sugeruje, że nie są one prawdziwe. Jakaś osoba szlachetnej krwi korespon duje z tobą, ale pragnie ukryć swą tożsamość. Wiem, że masz w posiadaniu męski łuk droższy niż cokolwiek, co miałam w życiu, ozdobiony w taki sposób, by cieszył oczy na dworze. Zatem twój małżonek był politykiem i dworzaninem. Nie no sisz klejnotów, ale podejrzewam, że to nie Roshana ma tak naprawdę najwyższą pozycję w tym eremitorium. Ty ją masz. Arwa pochyliła się, wciąż intensywnie wpatrując się w Gulsherę.Niejesteś widmem kobiety odciętym od świata – ciąg nęła. – Służysz komuś. Odpowiadasz przed kimś potężnym. I pragniesz się mną zaopiekować, właśnie mną. Wybacz, jeśli nie sądzę, że kierujesz się czystą życzliwością. No dobrze – powiedziała po chwili Gulshera. – Skoro rozmawiamy bez ogródek... – Wychyliła się czujnie naprzód, naśladując postawę dziewczyny. – Nie jestem zobligowana, by cokolwiek ci zdradzać. Nie dysponujesz tu żadną władzą. Żadną pozycją. Wiem o tobie trochę, pani Arwo. Być może kiedyś byłaś żoną wielkiego dowódcy, ale twój ojciec został zhańbiony...Niemów

o moim ojcu – przerwała jej ostro Arwa. Za cisnęła palce trzymane na kolanach. Dostrzegła, że Gulshera spuściła wzrok ku jej dłoniom, po czym go podniosła. Czytała w dziewczynie.Niejesteśkobietą

z wielkiego szlacheckiego domu –kontynuowała starsza wdowa. – Jedynie tą, która miała na tyle szczęścia, żeby dobrze wyjść za mąż. I jeśli naprawdę wie rzysz, że mam tak wysoką pozycję i wpływy, to nie powinnaś odzywać się do mnie w taki sposób. Nie zamierzałam okazać braku szacunku. To już jest kłamstwo – skomentowała Gulshera.

38 Tasha Suri

Zatem przepraszam. Wiem, że nie musisz mi nic mówić. Wiem, że nie mam żadnej władzy. Mogłabym okazać cierpliwość. Mogłabym zaczekać, aż sama w odpowiednim czasie ujawnisz, czego tak naprawdę potrzebujesz. Ale jestem już zmęczona gierkami, pani Gulshero. Jeśli rzeczywiście przej mujesz się moim dobrostanem, wyświadcz mi przysługę: powiedz mi, czego chcesz, a później zostaw mnie w spokoju, bym mogła dalej odbywać żałobę. – Jeśli w przyszłości staniesz przed wyborem, czy zachować się bezceremonialnie, czy okazać cierpliwość, wybierz cierpliwość – rzekła Gulshera, jednak w jej oczach pojawił się błysk zadumy. – Wróć tu jutro rano, po śniadaniu. Wy bierzemy się razem na spacer. Arwa powoli odetchnęła. Poprosiła, żeby skończyć z gier kami, a tymczasem spotyka ją to... Zejdziemy do doliny – powiedziała Gulshera. – Tylko we dwie. Tam, gdzie nie można nas będzie podsłuchać. I tam będziesz mogła opowiedzieć mi o Forcie Darez.

W

3

starających

dowy zjadły wspólnie wieczorny posiłek. Asima nazywała je trajkoczącymi sowami i wcale się nie myliła. Bez przerwy przepływały między nimi plotki, przerywane jedynie stukotem talerzy, gdy kobiety przekazywały sobie dania: słodkiego melona, zupę socze wicową i duże, płaskie podpłomyki. Rozmawiały przede wszystkim o swoich żyjących w oddali rodzinach: o synach się utrzymać niepewne dowództwo na posterunkach, o niepokojach narastających w prowincjach do tkniętych głodem, o gwałtownych atakach nadnaturalnej grozy objawiającej się w odosobnionych wioskach i pla cówkach, o wnuczkach strojących się przed wizytami na dworze w nadziei na zdobycie potężnego męża bądź miej sca w domostwie którejś z członkiń cesarskiej rodziny, o ro dzeństwie lub znajomych narzekających na znój prowadzenia domu w prowincjach, gdzie brakowało żywności

40 Tasha Suri

wcale nie były tak odizolowane od polityki ce sarstwa, jak Arwa z początku sądziła. Zdecydowanie nie. W końcu należały do szlachty. Powinna była się domyślić, że ich osobiste troski będą przeplecione z tymi o znaczeniu po litycznym, że jeśli utrzymywały jakiekolwiek więzi z rodzi nami, nawet wątłe, to nie będzie im obca wiedza, że daleko za murami eremitorium świat wciąż się rozpada. Jeśli oceniać po ich rozmowach, sytuacja cesarstwa pogar szała się coraz szybciej. Arwa zdawała sobie sprawę, że po winna bacznie słuchać, szukać w ich słowach ziaren informa cji, które mogłaby wykorzystać. Nie potrafiła jednak. Mogła myśleć tylko o Forcie Darez i o czekającym ją przesłuchaniu. Usiłowała nie zastanawiać się nad jutrem, nad pytaniami, które zada jej Gulshera. Usiłowała nie czuć. Zupełnie jej się to nie udawało. Była już zmęczona pytaniami o Fort Darez. Jeszcze zanim ciała zostały spalone, gdy wciąż na świeżo odczuwała szok i stratę, wysoko postawiona szlachcianka usiadła przy niej i z zimną krwią wyciągała od niej odpowiedzi. „Co widziałaś, pani Arwo? W jaki sposób zginęli mężczyźni? A twój mąż... czy byłaś przy jego śmierci? Czy odważnie walczył z grozą? Płacz, moje dziecko. Płacz, jeśli musisz. Tylko mi odpowiedz. GrzecznaDworzanindziewczynka”.przysłany

i opału,  szlaki handlowe popadały w ruinę, a plony gniły na polach.Wdowy

przez gubernatora Chand rozma wiał z Arwą w wieczór po formalnym pochówku. Towarzy szyła jej wtedy matka, mocno trzymająca ją za nadgarstki. Mężczyzna usiadł po drugiej stronie parawanu i wyraźnie czuł się nieswojo z zadaniem, które miał do wykonania. Arwa na wszystkie jego pytania odpowiadała szeptem, matka zaś wpatrywała się w jakiś punkt wzrokiem rozpalonym jedno cześnie wstydem i furią. Zaraz potem pojawił się inny szlach

zwyczajową

41Kraina popiołu

cic, tym razem dworzanin z samej Ambhy, przysłany przez cesarskich archiwistów, i wypytywał niemal o to samo. Dopiero wtedy Arwa poczuła, że również w niej zaczyna budzić się

wściekłość.Niechbogowie

przeklną ich wszystkich. Nie mogli po zwolić jej przeżywać żałoby w samotności, choćby tego dnia? Dlaczego nalegali na nieustanne przesłuchania, gdy wyraźnie nie zamierzała im niczego zaoferować? Czy jej smutek, jego straszliwy drżący ciężar, nie wystarczał? Miała nadzieję, że eremitorium uchroni ją przed cieka wością świata, że okaże się miejscem, w którym jej tajemnice będę mogły spoczywać nieniepokojone. Oczywiście była głu pia. Już pierwsze chwile po przybyciu, gdy wdowy zebrały się tłumnie, by się jej przyjrzeć, zburzyły te rojenia. A Gulshera... Gulshera dostawała listy od potężnej rodziny, a na jej ścia nie wisiał bezcenny łuk wykładany masą perłową. Pragnę ła uzyskać od Arwy odpowiedzi. „Będziesz mogła opowie dzieć mi o Forcie Darez” – rzekła, zupełnie jakby Arwa nie zamierzała powiedzieć jej tego samego, co wszystkim innym ludziom, którzy wypytywali ją dawniej: tych samych prawd, tej samej garstki koniecznych kłamstw. Sama tego chciała, przypomniała sobie. Sama prosiła Gulsherę, żeby porzuciła gierki. Tak było lepiej – porozma wiać z nią teraz, zamiast czekać na nieuchronne przesłucha nie. Pomówi z Gulsherą jutro, a później przestanie odpowiadać komukolwiek innemu. Niech kobiety takie jak Rabia patrzą na nią i zastanawiają się, co się z nią stało. Niech się nad nią litują. Zasłużyła sobie na prawo do milczenia. Gdy posiłek dobiegł końca i kobiety zaczęły się rozcho dzić, Arwa wróciła do swojego pokoju. Zapaliła lampę i od świeżyła ślad krwi na parapecie. Choć dręczyły ją troski, choć skuliła się na łóżku ze sztyletem pod ręką, zachowując czujność, szybko zapadła w sen i przebudziła się

i ruszyły w stronę doliny. Wciąż znajdowały się na obrzeżu eremitorium, w zasięgu słuchu in nych wdów, siedzących wygodnie pod osłoną na tarasie, gdy GulsheraUżywałaśprzemówiła:jużkiedyś

Jego szczegóły już jej umknęły, zostało jedynie głuche echo grozy pulsujące we krwi, ale nie miało to znaczenia. Wiedziała, o czym śniła. Gulshera zapyta ją dzisiaj o Fort Darez. Zamiast dołączyć do pozostałych kobiet przy śniadaniu, Arwa umyła się. Ubrała. Dotknęła końcówek włosów; uros ły już na tyle, że zaczęły się lekko skręcać. Wkrótce znowu trzeba będzie je przyciąć. Udała się do pokoju Gulshery i zobaczyła, że starsza kobieta na nią czeka. Na jej ramieniu wisiał lekki łuk, na plecach miała kołczan, a obok na podłodze leżał drugi łuk. Znowu nie jadłaś – stwierdziła Gulshera. Nie byłam głodna. Tym razem kobieta nie poczęstowała jej smażonymi wa rzywami ani herbatą. Skinęła tylko głową i podała jej łuk. Był lekki i elegancki, pokryty ciemnym lakierem. Drewno wy dawało się idealnie gładkie pod palcami dziewczyny, niemal lśniło w świetle. Wprawdzie nie wyłożono go macicą perło wą, jednak Arwa nie miała wątpliwości, że jest sporo wart. Myślałam, że idziemy na spacer – powiedziała. Idziemy – odparła Gulshera. – Ale zamierzam też na uczyć cię Opuściłystrzelać.budynek

łuku? Nie, Kobietaciotko.pokręciła

głową tak, jakby ciążył jej cały świat. Gdyby to zależało ode mnie – oznajmiła – wszystkie szlachcianki wprawiałyby się w posługiwaniu się łukiem

następnego ranka z zesztywniałym karkiem i przy migoczą cej lampie.Miałakoszmar.

42 Tasha Suri

43Kraina popiołu

Ta opowieść o cesarzowej Suheili... nie brzmi prawdzi wie. A nawet jeśli jest prawdziwa, to jakie to ma dla mnie zna czenie? Nie jestem cesarzową, by polować na tygrysy i zbierać za to pochwały. Nie obchodzą mnie łuki, strzały i łucznictwo. Jestem jedynie wdową.

i strzałami. To nasz przywilej, choć wydaje się, że większość nie ma ochoty wspominać historii cesarstwa. Polowanie stanowiło niegdyś sztukę szlachetnie urodzonych kobiet. Cesa rzowa Suheila zasłynęła nawet tym, że podczas łowów zabi ła tuzin jeleni i tygrysa za pomocą strzał, które wypuszczała spod osłony palankinu. Wiedziałaś o tym? – Gdy Arwa po kręciła głową, Gulshera prychnęła przesadnie. – Oczywi ście, że nie. Kobiety nie uczą już swoich córek niczego waż nego.Brzmiała tak podobnie do Asimy, gdy ta usłyszała, że Arwa nie umie tkać, że dziewczyna niemal się uśmiechnęła. Niemal. Nie miała na to siły. Żołądek zaciskał jej się w su peł. Przestań prawić kazania i po prostu zadaj swoje pytania, miała ochotę zażądać. To wspaniała historia – rzekła zamiast tego. Gulshera w zadumie spojrzała na nią z ukosa. No mów – poleciła. – Mów szczerze. Nie mam nic więcej do powiedzenia, ciotko. Jakoś wydaje mi się, że ci nie wierzę, Arwo. Dziewczyna opuściła głowę. Zejście w dolinę było strome, a trawa chrzęściła jej cicho pod stopami. Rozmyślała o tym, jak rozsądnie byłoby nic nie mówić albo kierować do Gulshe ry tylko łagodne słowa. Rozmyślała o tym, jak ważne zawsze się wydawało, by wygładzać jej ostre krawędzie; jak od dawna matka pracowała nad tym, by uformować z niej osobę godną miłości. Jednak Arwy nie obchodziło, czy Gulshera ją polubi, a tym bardziej czy ją pokocha. Miała już dość tego, że ktoś jej matkuje i ją formuje. Otworzyła usta.

44 Tasha Suri

rzekła kobieta. Zdjęła łuk z ra mienia, wyciągnęła strzałę z kołczanu na plecach i zademon strowała prawidłowy sposób zakładania jej na cięciwę. Arwa naśladowała jej ruchy. Gulshera pokazała, jak trzymać łuk i jak unieruchomić strzałę, tak aby drzewce opierało się na kciuku i pozostało stabilne, nawet gdyby dziewczyna była w ruchu, na przykład na końskim grzbiecie albo w palan kinie, jak cesarzowa Suheila podczas swoich mitycznych ło wów. Obie możliwości wydawały się niedorzecznie niepraw dopodobne.Wolałabym –

zaczęła Arwa – żebyś po prostu zadawała mi pytania i byśmy skończyły z tą farsą.

Jedynie wdową – powtórzyła Gulshera. Sama tak mówiłaś, ciotko. Jestem teraz niewiele więcej niż widmem. – Nawet jeśli słowa wylewały się z niej w ostrej postaci, trudno. Miała prawo do goryczy. – Opowieści o od ległej przeszłości to nie moja sprawa. W przeciwieństwie do żałoby.Ach – rzekła kobieta, unosząc brwi. – A jednak z taką tęsknotą wpatrywałaś się w dworski łuk mojego męża. Nie przypuszczam, by oczy mnie oszukiwały. Twoje dłonie  pragną broni, podobnie jak twoje serce pragnie odbyć żałobę.Spytaj mnie o Fort Darez – odparła ostro Arwa. – I zo staw moje pragnienia w spokoju. Najpierw lekcja łucznictwa – oznajmiła niezrażona Gulshera.Dotarły do miejsca położonego w głębi doliny, gdzie zarówno słońce, jak i wiatr wydawały się czymś odległym. Przed nimi znajdowała się grupa celów ustawionych w róż nej odległości. Wszystkie wyglądały na solidnie poturbowane. Gulshera najwyraźniej poświęcała sporo czasu na ćwiczenie umiejętnościZaczniemystrzeleckich.odchwytu –

45Kraina popiołu

Jaką farsą? – Gulshera klepnęła dziewczynę w plecy. –Wyprostuj się. Zgarbiona niczego nie osiągniesz. Naprawdę chcę cię Dlaczego? –nauczyć. spytała Arwa z frustracją. Ponieważ nie umiem cię nauczyć władania mieczem albo walki bez broni – odparła kobieta. – Ponieważ masz w sobie złość, która cię zadusi, jeśli ktoś jej z ciebie nie wy ciągnie. Potrzebujesz sposobu, by ją uwolnić, i ten w pełni wystarczy. – Uderzenie serca. – Ale, ale, zapomniałam. Prosiłaś, żebym nie wspominała o twoich pragnieniach. Arwa zacisnęła mocno oczy. Czuła w dłoniach tę straszli wą, napiętą siłę łuku. Drzewce strzały stabilne w jej chwycie, na jej kciuku. Jedno uderzenie serca. Kolejne. Mówiłam ci – wyszeptała. – Nie chcę bawić się w gierki. To żadna gierka, Arwo. Rabia się ciebie wystraszyła. –Głos Gulshery wypełnił się mrokiem. – Przyszła do mnie po tym, jak cię odprowadziła. Nie mogę się zgodzić na obecność strachu w tym eremitorium. Nie pozwolę na to. Twoja Rabia jest równie skłonna do strachu, jak Roshana do zamartwiania się – złośliwe słowa z łatwością rozkwitły Arwie w gardle, gotowe, by się wydostać. Przełknęła je i ot worzyła oczy, napotykając wzrok Gulshery. Kryło się w niej tyle jadu. Uznała, że wybierze to, co najmocniej pali ją w ję zyk, i da spokój reszcie. Czy uznała, że Fort Darez mnie zbrukał? – spytała Arwa z goryczą. – Czy twierdziła, że mam w sobie nienatu ralny obłęd, że mam w oczach coś dziwnego, że klątwa rzu cona na cesarstwo przeciągnęła mnie na stronę zła? Wiem, czego ludzie się obawiają: że to jest we mnie. Rabia sama mi to zdradziła. Powiedziała mi, że wszystkie wdowy przyszły mnie przywitać, żeby się przekonać, czy jestem normalna. Normalna. Czy ona i jej podobne obawiają się, że nagle rozerwę im gardła zębami? Albo... nie. – Arwa pokręciła głową. –

Tak myślałam – odparła kobieta. Uśmiechnęła się zdaw kowo do dziewczyny. – A teraz pokażę ci, jak się strzela. Mie rzymy w najbliższy cel. Gulshera nie miała problemów z ułożeniem strzały na cięciwie, a później utrzymaniem jej kciukiem oraz pozosta łymi palcami. Jednym płynnym ruchem naciągnęła cięciwę i wypuściła pocisk. Jej dłoń pomknęła do kołczanu, nałożyła kolejną strzałę i puściła w ślad za pierwszą. Obie trafiły w cel. A teraz twoja kolej. Kobieta znów poprawiła postawę Arwy, kąt ułożenia ręki i chwyt na majdanie. Pokierowała dziewczyną przy naciąga niu łuku, pokazała, jak zahaczyć cięciwę jedynie kciukiem i jak starannie mierzyć w cel. Po kilku minutach męki przy dopasowywaniu pozycji Arwa wreszcie wypuściła strzałę. Widok mknącego pocisku wzbudzał swoistą radość; ta zaś okazałaby się większa, gdyby pocisk chociaż musnął cel. Proszę bardzo – powiedziała Arwa, wpatrując się w strzałę wbitą w trawę. – Udało mi się.

46 Tasha Suri

Może sądzi, że zarażę was wszystkie i pozwolę wam znisz czyć się nawzajem. Tak przecież działa nienaturalny obłęd. Złość, która się w tobie kryje, jest zupełnie zwyczajna –oznajmiła beznamiętnie Gulshera, co nie było żadną odpo wiedzią.A ty uznałaś, że włożenie broni w rękę kobiety pełnej gniewu jest najlepszym pomysłem? Uznałam, że najlepszym pomysłem jest nauczyć cię, jak ukierunkować tę złość. Poza tym jeszcze długo nie będziesz miała umiejętności pozwalających ci dobrze wykorzystać tę broń. Może do tego czasu staniesz się spokojniejsza i mniej skłonna do wymordowania nas wszystkich w ataku niena turalnejZabawne –furii.

wycedziła Arwa przez zaciśnięte zęby.

47Kraina popiołu

Spróbuj znowu – poleciła Gulshera, podając jej kolej ną strzałę z kołczanu. – Tym razem postaraj się włożyć w to trochę swojego gniewu. Arwa mogłaby spełnić prośbę Gulshery w minimalnym zakresie i po prostu wystrzelić pocisk w cel, tak jak wcześ niej. Miała jednak żelazo na języku i węzeł w brzuchu. Po myślała o Forcie Darez. Naciągnęła mocno cięciwę, czując jej siłę w lakierowanym łęczysku łuku. Drżały jej ręce. Strzeliła. – Jeszcze raz. Nie. – Arwa opuściła łuk, a później pochyliła się do przo du. Było jej dziwnie gorąco i nie mogła odetchnąć, zupełnie jakby wszystko to, co kotłowało się w jej wnętrzu, podeszło pod skórę, przyciągnięte przez doznanie pocisku umykające go z dłoni. Czuła się odsłonięta, miękka jak mięso. – Już nie. Mam już dość lekcji. A teraz powiedz mi, co chcesz wiedzieć. Gulshera milczała długą chwilę. Wyjęła łuk z dłoni Arwy i przykucnęła przy dziewczynie. Wiem już, podobnie jak wszyscy inni, że doszło do masakry – rzekła cichym, miarowym głosem. – Że bramy fortu się zamknęły, a gdy otworzyły się na nowo, wszyscy znajdu jący się w środku byli martwi. Wszyscy oprócz ciebie. Obró cili się przeciwko sobie. Zgadza się? Arwa z trudem przełknęła ślinę. Gardło miała zbyt wy schnięte, by wydobyć z niego słowa. Skinęła głową. Nienatu ralny obłęd, nienaturalny szał, największe przekleństwo cesarstwa, coś, czego imperium najbardziej się obawiało. Tak. Tak właśnie się stało. Wiem też – ciągnęła Gulshera – że kobieta, która prze trwała masakrę, czyli ty, twierdziła, iż zmusił ich do tego mroczny duch. „Wpełzł nam wszystkim do czaszek”, powie działaś. „Wypełnił nas nienaturalną wściekłością i obrócił nas przeciwko sobie”. Twoje twierdzenia powinny być śmiechu warte. – Gulshera uśmiechnęła się ponuro. – Ale nie były.

Wszyscy wiemy, co stało się z cesarstwem, dziecko. Wiemy o krążących po nim koszmarach. Arwa znów bez słowa skinęła głową. Kobieta podjęła: Ludzie zaczęli donosić, że widzieli dewa w całym ce sarstwie. Na wybrzeżu Hary. W lasach Durevi. A teraz na wet w samej Ambhie. Dochodziło do... zdarzeń. Zdarzeń grozy. Nienaturalnej i dziwnej, ogarniającej wioski oraz po dróżnych. Tylko na krótko. Tylko sporadycznie. Aż do teraz, rzecz jasna. – Gulshera obróciła lekko głowę ku Arwie, mając na myśli wydarzenia z Fortu Darez. – Wiem o pielgrzy mach, którzy udają się na pustynię Irinah, by odbyć żałobę w miejscu spoczynku Mahy, a później wracają z opowieścia mi o złotookich demonach i pałacach utkanych ze szkła oraz piasku, które znikają w mgnieniu oka. Wiem, że nie wszyscy ci pielgrzymi wracają. Arwo... Obie wiemy, że na cesarstwo spadło przekleństwo. Jednak narasta ono w straszliwym tem pie. Ktoś musi znaleźć sposób, by położyć mu kres. Jak na wdowę tkwiącą w eremitorium w głębi gór Numri hy Gulshera wiedziała wiele o mroku rozprzestrzeniającym się po cesarstwie, niszczącym je w większym stopniu, niż mogłaby to uczynić wojna toczona przez mężczyzn za pomo cą metalu. Arwa pomyślała o listach starszej kobiety. Rodzi na, z którą korespondowała, musiała być silna i stara, musiała dysponować informatorami we wszystkich zakątkach pań stwa. Dziewczyna po kolei brała pod uwagę wszystkie stare rodziny, nawet tę, z której wywodziła się jej matka, i rozwa żała, wobec kogo Gulshera jest lojalna oraz czego dowiedziała się z plotek wdów, z przekazanych im przez krewnych sekre tów, którymi kobiety tak beztrosko dzieliły się między sobą, a które stanowiły walutę dorównującą wartością diamentom, bezcenną w świadomych rękach Gulshery. Skoro wiesz tak dużo – rzekła Arwa – to czego chcesz dowiedzieć się teraz ode mnie?

48 Tasha Suri

Zaczęło się – rzekła – gdy patrol wrócił z pobliskiej wioski.

Mimo to chciałabym usłyszeć o tych wydarzeniach z twoich ust. Może wtedy zrozumiem, jak zdołałaś przetrwać. Arwa nie wyszła z tego nietknięta, nieważne, co słyszała Gulshera. Tamtego dnia w Forcie Darez nacięła rękę. W pani ce zrobiła zbyt dużą ranę – krwawiła mocno, jednak była płyt ka i po kilku dniach została po niej tylko delikatna srebrzysta blizna. Teraz dostrzegała ją jedynie wtedy, gdy pod odpo wiednim kątem przysunęła nagą rękę do płomienia świecy. Nie powiedziała tego Gulsherze. Przez długą chwilę w ogóle nic nie mówiła. Pomyślała o Kamranie. – Rodzina, wobec której jestem lojalna, szuka lekarstwa na przekleństwo rzucone na cesarstwo – wyjaśniła kobieta. –Twoja opowieść mogłaby im pomóc.

Tylko tego, co się z tobą stało – odparła kobieta, zupeł nie jakby to nie było nic szczególnego. – Nic więcej. Mogę tylko powtórzyć to, co mówiłam już wcześniej in nym. Nie rozumiem, na co mogłoby ci się to przydać.

Dłoń na jej rękawie. Ten wzrok.

Otarła oczy rękawem. Uświadomiła sobie, że płacze.

Sama chciałabym wiedzieć, dlaczego przetrwałam –wyszeptała dziewczyna.

Wiedza zdobyta z drugiej ręki, za pośrednictwem plo tek i szeptów, nigdy nie jest pełna. Żadna słyszana przeze mnie opowieść nie wyjaśniała, w jaki sposób przeżyłaś, pod czas gdy wszyscy inni zginęli. Znaleziono cię w otoczeniu krwi, w niezamkniętym pokoju, lecz nietkniętą. Jak do tego doszło,DziewczynaArwo?

zassała gwałtownie powietrze. Kwestia szczęścia – skłamała. – Miałam szczęście. O co innego mogłoby chodzić?

49Kraina popiołu

Fort Darez był niedawno założoną placówką wojskową, zbudowaną pospiesznie, jak wiele innych, by umożliwić kontrolę nad niespokojnymi nastrojami w wioskach i miastecz kach oddalonych od wielkich miast. Wyposażono go jednak lepiej niż większość pozostałych, odpowiednio ufortyfikowa no i jako dowódcę przydzielono mu doświadczonego szlach cica. We wczesnej młodości Kamran służył w Durevi, póź niej zaś zwalczał bunty wybuchające po śmierci Mahy na pograniczu Hary z Irinah, tą jałową pustynną krainą, w której Maha pożegnał się z życiem. Kamran wiedział, co jest po trzebne, żeby zarządzać obszarem targanym nieustannym niepokojem: dobry żołd dla żołnierzy, by skłonić ich do po słuszeństwa, oraz wdrożenie regularnych patroli w okolicz nych Patrolwioskach.wrócił

późno – opowiadała Arwa. – O wiele go dzin za późno. Mój mąż był bardzo niezadowolony. Cenił u swoich ludzi. A kiedy przybyli... – Przerwała. ślinę. – Mieli to ze sobą. ArwaTak.Dewa?z początku

Przełknęła

nie wiedziała, że to dewa. Przebywała na górnym piętrze fortu, w kwaterach kobiecych. Było póź ne popołudnie, panował ogromny upał, a ona stała w cieniu przy kratownicy okiennej, obserwując bramę otwierającą się, by wpuścić patrol. Mężczyźni wjechali konno. Jeden z nich trzymał na siodle przed sobą spore zawiniątko.

Poczuła ulgę na ich widok. Nastrój Kamrana pogarszał się z każdą mijającą godziną, a ona wcale nie miała ochoty pró bować wprowadzić go w lepsze samopoczucie. Wysłała już do kuchni prośbę, by na wieczerzę przygotowano jego ulubione danie, poradziła też jednej z pokojówek, by szybko przyniosła tacę z winem i słodkościami, na wypadek gdyby mąż postanowił odwiedzić jej pokoje. Męczyło ją bycie dobrą żoną. Gdy

50 Tasha Suri

dyscyplinę

51Kraina popiołu

Kamran wpadał w zły nastrój, zadanie stawało się jeszcze trudniejsze. Arwa nauczyła się, że lepiej być przygotowaną. Widziała, jak mąż wychodzi na spotkanie patrolu w towa rzystwie dwóch swoich najlepszych ludzi. Dostrzegła ponu rą linię jego barków, wyrażających niezadowolenie znacznie dobitniej niż słowa. Pamiętała, że jeden z żołnierzy zeskoczył z konia i gwałtownym gestem wskazał pakunek, a jednocześ nie zatrzaskiwała się za nimi brama. Arwa pamiętała, że zawiniątko się poruszyło. Zsunęła się z niego tkanina. Ujrzała głowę. Zakrzywioną szyję. Skórę niczym czar ny dym.Poczuła woń kadzidła, nagłą i przytłaczającą, wypełnia jącą jej nos i gardło. Wtedy już wiedziała, co to jest. Widziała wcześniej podobne ciało, czuła tę nienaturalną słodycz, świętą i dziwną. O niektórych rzeczach nie dawało się zapomnieć.Widziałam

już wcześniej dewa – rzekła Arwa słabym głosem. – Przed... zhańbieniem... mój ojciec był guberna torem Irinah. – Dziewczyna nie lubiła rozwodzić się nad tym, czym ojciec zajmował się wcześniej, ale było to istotne. Właśnie na świętej pustyni Irinah żyły dewa i to tam umarł Maha. – Wydawało mi się, że pojmali ludzkie dziecko. Nie mam pojęcia, co mnie skłoniło do takiej myśli. Tkanina się zsunęła i ujrzałam... twarz. Chyba ujrzałam twarz. Ale... ta twarz poruszyła się, zupełnie jakbym wpatrywała się w od bicie w wodzie. A oczy... Stworzenie rozejrzało się po pylistym dziedzińcu, wciąż tkwiąc w ramionach żołnierza, i przekrzywiło głowę w bok ze zwierzęcym zaciekawieniem ptaka lub jakiegoś zwinne go drapieżcy porośniętego gładką sierścią. Wyglądało dość ludzko, miało dwoje oczu i dwoje uszu, zgrabne usta i dwie ciemne dłonie, nie do końca zakryte materiałem. Jednak oczy

52 Tasha Suri

odbijały światło popołudniowego słońca, były niczym od łamki rozbitego szkła w falującym mirażu oblicza. Gdy Kamran cofnął się o krok i gdy żołnierz, który zeskoczył z konia, zaczął coś szybko mówić, wyraźnie spanikowany, dewa ro zejrzało się, zupełnie jak pojmana dzika bestia. Zaczęło się szamotać. Wykręcać. Jego twarz pękła, szczęki rozwarły się, ujawniając istotę składającą się wyłącznie z kości i wyjących kłów, jaśniejących i spiczastych jak klingi. Czysty koszmar. Na dziedzińcu rozległy się krzyki przerażenia. Ktoś wy ciągnąłNiebroń.mam pojęcia, po co przywieźli je do fortu – wyszep tała Arwa. – Głupi ludzie. Chyba uznali, że jest nieszkodliwe, że to tylko dziecko swojego gatunku. Pewnie chcieli zasięgnąć rady mojego męża. Owinęli je płachtą i skuli mu nadgarstki, ale dewa rozerwało łańcuchy, jakby były z papieru. Widzia łam to. I pamiętam... Mój mąż popatrzył w okno, w którym stałam, tuż przed tym, jak... Dziewczyna znów przerwała i przełknęła z trudem ślinę. Nie chciała pamiętać sposobu, w jaki Kamran się obrócił, jak przekrzywił głowę, jak jego twarz znalazła się w cieniu, jak dewa zrzuciło pęta i wyrwało się z ludzkiej formy. Nie chcia ła pamiętać wrzasków, które wybuchły, ani tego, jak odwró ciła się od okna i zaczęła biec. Jak zdecydowała, że nie chce oglądać śmierci męża. Później dowiedziała się, że Kamran zginął śmiercią bo hatera, broniąc bramy fortu. Zginął, próbując powstrzymać swoich ludzi przed ucieczką i rozniesieniem nienaturalnej, podsycanej koszmarami żądzy krwi. Jednak Arwa tego nie widziała. Tak wybrała. Mów dalej – ponaglała ją Gulshera. Wyglądało ludzko tylko przez krótki czas – zdołała wykrztusić Arwa, przypominając sobie, jak całe ciało stworzenia

o rzuconym mimochodem przez strażnika komentarzu o poganach czczących krew. Przypomniała so bie, jak pewnego razu jeden z patroli jej męża natknął się na rodzinę Amrithi ukrywającą się w niedalekiej wiosce – i co z nią zrobił. Pomyślała o konsekwencjach prawdy: dla jej zhańbionej rodziny, dla chorego ojca, dla zdruzgotanej mat ki. Dla niej samej. To była moja wina. Moja wina. Mówiłam to już na początku – warknęła. Potarła twarz dłonią, zła na Gulsherę, zła na siebie. – Mogę ci powiedzieć, że widziałam mężczyznę przebijanego mieczem przez in nego żołnierza. Mogę ci powiedzieć, że mój mąż został zaprzez własnych ludzi. Mogę powiedzieć, co się

53Kraina popiołu

języka Arwy wisiała prawda. Pragnęła ją wy razić.Pomyślała

się rozwarło, jak jego dziecięca sylwetka otworzyła się niczym muszla lub zamknięta do tej pory paszcza, jak się złuszczyła i ukazała kryjące się pod spodem karbowane zęby. – Gdy się przemieniło, gdy urosło, coś się ze mną stało. Coś się stało z namiPowiedzwszystkimi.mi,co

mordowany

się wydarzyło – zachęcała ją Gulshera, teraz łagodniej. – Powiedz mi, co czułaś. Coś nam zabrało. Zmieniło nas. – Jak można było wy jaśnić to uczucie? Jakby zimne pazury wbiły jej się w podstawę czaszki, jakby rozdrapały jej duszę, aby kryjący się w niej mrok wylał się na zewnątrz. – To był koszmar. Miałam wra żenie, jakbym została uwięziona w koszmarze. Później nie pamiętam już niczego poza strachem. NicA następnie?pozastrachem –

powtórzyła Arwa. – Nie potrafię powiedzieć ci nic więcej. Czyli nie wiesz, dlaczego ocalałaś – rzekła powoli Gulshera.Nakońcu

słyszy, gdy ktoś wyje z bólu, kiedy przyjaciel ucina mu rękę. Słyszałam pokojówki, moje pokojówki, które nie przestawały wrzeszczeć. Jeśli sobie życzysz, mogę ci powiedzieć, jak pach nie krew. Ale nie mogę powiedzieć, dlaczego przeżyłam, gdy tak wielu innych zginęło. Czy teraz jesteś już usatysfakcjo nowana, pani Gulshero? Czy mogę odejść i w spokoju opła kiwać swoje koszmary? Ach – wydyszała kobieta. Był to łagodny, smutny dźwięk.Arwa trzęsła się, czuła mdłości. Kręciło jej się w głowie od boleści bardziej przypominającej furię niż słabość. Miała wrażenie, jakby skóra była na nią o rozmiar za mała. Zobaczyła, że Gulshera przykłada płasko dłoń do ziemi. Zrobiła to zdecydowanym ruchem, oddychając przy tym po woli i miarowo. Arwa zorientowała się, że instynktownie do pasowała się do rytmu jej oddechu, zupełnie jakby Gulshera zakotwiczała je obie w ziemi i nie dopuszczała, by wielki czer wony ciężar Fortu Darez wciągnął je obie pod powierzchnię. Przyjdź tu ze mną znowu jutro – rzekła Gulshera. Nie powiedziałam już dość? Och, powiedziałaś aż nazbyt wiele – odparła ponuro kobieta. – Dotrzymam naszej umowy. Nie będzie już więcej pytań o Fort odetchnęła. – To dobrze. Arwo – odezwała się ostrożnie Gulshera – nie będę mówić, że przykro mi z powodu tego wszystkiego, co wycierpia łaś. Moja litość ci nie pomoże. Ale dyscyplina może pomóc. To, co czujesz... – Kobieta urwała i pokręciła głową. – Widy wałam żołnierzy wracających z pola bitwy i zapominających, jak żyć, gdy wokół nie ma krwi. Ich dusze pozostały uwięzio ne w jednej mrocznej chwili i nie mogą stamtąd uciec. Do strzegam coś podobnego w twoich oczach. Wróć tu ze mną i pozwól mi nauczyć cię swoistej dyscypliny.

Dobrze. –Darez.Arwa

54 Tasha Suri

Arwa roześmiała się chrapliwie. Uważasz, że łucznictwo mnie naprawi? Nie. Uważam, że będzie lepsze niż bezczynność – odrzekła beznamiętnie Gulshera. – Lepsze niż samotne łkanie w po koju. Lepsze niż pozwalanie, by pożerały cię koszmary. Ale nie jesteś już żoną mężczyzny ani nie masz tu ojca, który mógłby tobą pokierować. Ja nie jestem twoją matką. Nie zo stał nikt, kto mógłby skłonić cię do posłuszeństwa. Wybór należy do ciebie. Arwa bez słowa pokręciła głową. Cóż, jeśli zmienisz zdanie, będę czekała. Gulshera podniosła się nagle. Zostań tu – poleciła. – Muszę zebrać strzały. Dziewczyna również wstała. Pomogę ci – stwierdziła. Razem zebrały pociski. Chłodny wiatr poruszał trawą i połami ich ubrań. W milczeniu przeszły z powrotem do eremitorium.

56 Tasha Suri

Kli K nij i przejdź do sklepu, by kupić książkę facebooku Polub nas na PREMIERA 28.09.2022 r .

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.