Graham McNeill
FULGRIM Wizje zdrady
FULGRIM
THE HORUS HERESY
Graham McNeill
Wizje zdrady
Tłumaczył Michał Kubiak
Lublin 2013
English version originally published in Great Britain in 2007 by BL Publishing Games Workshop Ltd., Willow Road, Nottingham, NG7 2WS, UK The Horus Heresy ® Fulgrim by Graham McNeill Cover art by Neil Roberts Second page illustration by Neil Roberts Th is edition published in Lublin by Fabryka Słów in 2013. Copyright © Games Workshop Ltd. 2007, 2013. Th is translation copyright © Games Workshop Ltd. 2013. All rights reserved. Black Library, the Black Library logo, BL Publishing, The Horus Heresy, The Horus Heresy logo, Space Marine Battles, the Space Marine Battles logo, Warhammer 40,000, the Warhammer 40,000 logo, Games Workshop, the Games Workshop logo and all associated brands, names, characters, illustrations and images from the Warhammer 40,000 universe are either , TM and/or © Games Workshop Ltd 2000-2013, variably registered in the UK and other countries around the world. Used under license to Fabryka Slow. All rights reserved http://blacklibrary.com/
Wydanie I
isbn 978-83-7574-635-8 Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Niniejsza książka jest fi kcją literacką. Wszystkie postaci i zdarzenia opisane w powieści są fi kcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do realnie istniejących osób lub zdarzeń jest przypadkowe.
Dla moich przyjació przyjaciół, którzyy nie pozwalali mi o oszaleć podczas długich, mrocznych dni opisywania obłędu
HEREZJA HORUSA Nadszedł czas legend
Potężni bohaterowie walczą o władzę nad galaktyką. Podczas Wielkiej Krucjaty nieprzeliczone armie Imperatora Ziemi zgniotły napotkane rasy obcych, nie pozostawiając po nich nawet śladu na kartach historii. Nadchodzi nowy wiek dominacji ludzkości. Lśniące cytadele z marmuru i złota upamiętniają zwycięstwa Imperatora. Na powierzchniach milionów planet wznoszone są tryumfalne pomniki, świadectwa heroicznych czynów największych z jego bohaterów. Najważniejszymi z nich są Prymarchowie, nadludzkie istoty, którzy prowadzą armie Kosmicznych Marines Imperatora do kolejnych zwycięstw i stanowią szczytowe osiągnięcie jego inżynierii genetycznej. Kosmiczni Marines są najgroźniejszymi wojownikami, jakich kiedykolwiek znała galaktyka, a każdy z nich wart jest w walce stu zwykłych żołnierzy. Kosmiczni Marines zorganizowani są w wielotysięczne armie zwane Legionami, które dowodzone przez Prymarchów, prowadzą w imieniu Imperatora podbój galaktyki. Największym spośród Prymarchów jest Horus, Horus Wspaniały, Najjaśniejsza Gwiazda, ulubieniec Imperatora, który traktuje go jak rodzonego syna. Horus Mistrz Wojny, najwyższy wódz wszystkich armii Imperium, pogromca tysiąca światów i zdobywca galaktyki. Horus, wojownik bez skazy i niezrównany dyplomata. Imperium ogarniają płomienie wojny, a dla bohaterów ludzkości wybiła godzina próby.
~ DRAMATIS PERSONAE ~ Dzieci Imperatora Fulgrim Eidolon Wespazjan Juliusz Kaesoron Solomon Demeter Mariusz Vairosean Saul Tarvitz Lucjusz Charmosian Gajusz caphen Likaon Fabiusz
Prymarcha Lord Komandor Lord Komandor kapitan Pierwszej Kompanii kapitan Drugiej Kompanii kapitan Trzeciej Kompanii kapitan Dziesiątej Kompanii kapitan Trzynastej Kompanii kapelan Ósmej Kompanii zastępca Solomona Demeter adiutant Juliusza Kaesorona konsyliarz
Żelazne Dłonie Ferrus Manus Gabriel Santar Captai Balhaan
Prymarcha kapitan Pierwszej Kompanii kapitan „Ferrum”
Prymarchowie Horus Vulkan Corax Angron Mortarion
Prymarcha Synów Horusa, Mistrz Wojny Prymarcha Salamander Prymarcha Kruczej Straży Prymarcha Pożeraczy Światów Prymarcha Gwardii Śmierci
Inni Kosmiczni Marines Erebus
Pierwszy Kapelan Legionu Głosicieli Słowa
Armia Imperialna Lord Komandor Thaddeusz Fayle
Inni (obywatele Imperium) Serena d’Angelus Bequa Kynska Ostian Delafour Koralina Aseneka Leopold Cadmus Ormond Braxton Evander Tobiasz
artystka, imagistka kompozytorka rzeźbiarz aktorka teatralna poeta emisariusz administracji Terry archiwista „Dumy Imperatora”
Ksenosi Eldrad Ulthran prorok Ulthwé Khiraen Złocisty władca upiorów
CZĘŚĆ PIERWSZA
WOJOWNIK DOSKONAŁY
To, co wystawia nas na próbę, przynosi nam zwycięstwo, zaś to, co przejmuje nasze serca bólem, przepełni je ostatecznie radością. Jedynym prawdziwym szczęściem są bowiem nauka i rozwój, które nie mogą istnieć, jeśli nie odrzucimy wpierw błędów, niewiedzy i niedoskonałości. Droga ku światłu wiedzie bowiem przez ciemność. Prymarcha Fulgrim, Zmierzać ku Doskonałości
Doskonałość osiągamy nie wówczas, kiedy niczego już nie możemy dodać, ale wówczas, kiedy niczego już nie możemy ująć. Ostian Delafour, Człowiek z Kamienia
Jedyny prawdziwy raj to ten, który utraciliśmy... Pandorus Zheng, Naczelny Filozof Autarchy Dziewiątego Bloku Yndonezyjskiego
JEDEN Recital Aż do końca Laeran
Z
agrożeniem dla większości z nas jest nie przerost ambicji – mawiał Ostian Delafour przy tych rzadkich okazjach, kiedy dawał się namówić na rozmowę o swym talencie – ale jej niedostatek. Mierząc zbyt nisko, możemy czasem trafić. – Po tych słowach miał zwyczaj uśmiechać się skromnie i na powrót wracać do przysłuchiwania się trwającej rozmowie. Podziw i uwielbienie odbierały mu pewność siebie i sprawiały, że czuł się niemal nagi. Naprawdę sobą był tylko tu, w pełnej chaosu pracowni, otoczony rozrzuconymi pilnikami, młotkami i tarnikami, zręcznie rzeźbiąc marmur i wydobywając z jego brył prawdziwe cuda. Cofnął się o krok od zajmującego centrum pracowni bloku kamienia. Przeczesał palcami krótkie, czarne włosy zwijające się w loki
14
G R A H A M M C N EILL
nad wysokim czołem i przyjrzał się krytycznie rezultatom kilku ostatnich godzin pracy. Marmurowa kolumna miała kształt lśniącego bielą, wysokiego na cztery metry prostopadłościanu. Jego powierzchni nie skaził jak dotąd dotyk tarnika ani dłuta. Ostian obszedł marmurowy blok, dotykając gładkiej powierzchni swymi srebrnymi dłońmi. Wyczuwał pod wierzchnią warstwą kształt przyszłego dzieła. Wiedział już, w którym miejscu po raz pierwszy opuści dłuto na kamienne lico. Serwitorzy dostarczyli blok marmuru z ładowni „Dumy Imperatora” już tydzień temu, ale Ostian nie zakończył jeszcze procesu wizualizacji drzemiącego wewnątrz kamienia arcydzieła. Marmur trafił na pokład okrętu flagowego Dzieci Imperatora z kamieniołomu na wyspie Prokonnesos w pobliżu Anatolii, skąd pochodziła również większość budulca pałacu Imperatora. Kamienny blok został ręcznie wycięty z wnętrza góry Ararat, dzikiej i niedostępnej, ale zawierającej bogate złoża marmuru o niezrównanej bieli. Jego wartość była niebotyczna i tylko wpływy Prymarchy Dzieci Imperatora sprawiły, że dostarczono go Dwudziestej Ósmej Ekspedycji. Ostian wiedział, że inni nazywają go geniuszem, sądził jednak, że rzeźbiąc, uwalnia tylko to, co istniało uwięzione wewnątrz marmuru. Jego talent, którego przez skromność nie pozwalał sobie nazywać geniuszem, polegał na tym, że potrafił zobaczyć ukończone dzieło, zanim jeszcze dotknął dłutem kamienia. Nie-
F ULGR IM
15
tknięty marmur reprezentował fizyczną manifestację każdej możliwej myśli artysty. Ostian Delafour był drobnym mężczyzną o szczupłej, szczerej twarzy. Jego wąskie dłonie o długich palcach powleczone były srebrzystym, przypominającym rtęć metalem. Wiecznie bawił się wszystkim, co wpadło mu w ręce, jakby owe lśniące dłonie żyły własnym życiem. Miał na sobie długi, biały kitel, pod którym nosił świetnie skrojony garnitur z czarnego jedwabiu oraz kremową koszulę. Jego elegancki strój kontrastował z bałaganem w pracowni, w której spędzał większość czasu. – Jestem gotów – szepnął. – Mam nadzieję – rozległ się kobiecy głos za jego plecami. – Bequa wpadnie w furię, jeśli spóźnimy się na jej recital. Wiesz, jaka ona jest... Ostian uśmiechnął się. – Chodziło mi o to, że jestem gotów, by zacząć rzeźbić, Sereno. Odwrócił się i rozsznurował kitel, po czym zdjął go przez głowę. Serena d’Angelus weszła do pracowni niczym jedna z teatralnych matron, które z takim kunsztem grała Koralina Aseneka. Cmoknęła z niesmakiem na widok rozrzuconych narzędzi, drabin i rusztowań. Ostian wiedział, że jej własna pracownia jest dokładnym przeciwieństwem panującego tu nieporządku. Serena trzymała farby ułożone wedle kolorów po jednej stronie sztalug, po drugiej zaś pędz-
16
G R A H A M M C N EILL
le i szpachle, lśniące taką samą czystością, jak w dniu zakupu. Serena d’Angelus była niską kobietą obdarzoną tym szczególnym rodzajem atrakcyjności, którego sama nie dostrzegała, i kompletnie nie rozumiała, dlaczego mężczyźni jej pożądają. Była prawdopodobnie najwybitniejszą malarką spośród wszystkich upamiętniaczy. Niektórzy wprawdzie twierdzili, iż podróżujący z Dwunastą Ekspedycją Prymarchy Guillimana pejzażysta Keland Roget jest od niej zdolniejszy, ale Ostian uważał, że Serena przewyższa go kunsztem. Nawet jeśli ona sama się z tym nie zgadza, pomyślał, patrząc na malarkę. Na recital Bequy Kynskiej Serena założyła długą, wieczorową suknię z błękitnego jedwabiu. Suknia miała nieprawdopodobnie wprost ciasny złocisty gorset, który uwydatniał biust Sereny. Kruczoczarne włosy miała jak zwykle rozpuszczone. Sięgały jej poniżej talii i podkreślały owal twarzy i migdałowy kształt ciemnych oczu. – Pięknie wyglądasz, Sereno – powiedział Ostian. – Dziękuję, Ostianie – odparła, poprawiając mu kołnierzyk. – Ty zaś wyglądasz tak, jakbyś spał w ubraniu. – Przecież ubrałem się wyjściowo – zaprotestował Ostian, pieczołowicie poprawiając zawiązany krawat. – „Wyjściowo” dziś nie wystarczy, skarbie – skwitowała Serena. – Sam dobrze o tym wiesz. Bequa bę-
F ULGR IM
17
dzie chciała nacieszyć się splendorem po tym nieszczęsnym recitalu. Nie zniosę, by mówiła potem, że skompromitowali ją jacyś obdarci plastycy. Ostian uśmiechnął się szeroko. – Fakt, Bequa nie ma sztuk plastycznych w zbytnim poważaniu. – To skutek wychowania w pełnych luksusów kopcach Europy – powiedziała Serena. – Zaraz, czy ja dobrze słyszałam? Jesteś gotów, by zacząć rzeźbić? – Tak – skinął głową Ostian. – Wiem już, co jest wewnątrz kamienia. Muszę to tylko uwolnić. – Jestem pewna, że Lord Fulgrim się ucieszy. Słyszałam, że zdobycie tego marmuru wymagało osobistej zgody samego Imperatora. – Aha. Czyli żadnej presji – powiedział z przekąsem Ostian. Serena odwróciła się od niego zadowolona ze swych zabiegów. Ostian nie mógł wyglądać bardziej wyjściowo. – Dasz sobie radę, skarbie. Ten marmur wkrótce wyda z siebie pieśń pod dotykiem twoich rąk. – A jak tam twoja praca? – zapytał Ostian. – Jak idzie portret? Serena westchnęła. – Powoli. Lord Fulgrim spędza tyle czasu na froncie, że rzadko mam okazję nakłonić go do pozowania. Ostian zauważył, że w trakcie rozmowy Serena nieświadomie drapała się po ukrytych w rękawach sukni przedramionach.
18
G R A H A M M C N EILL
– Każdego dnia, kiedy nie udaje mi się go dokończyć, dostrzegam w nim więcej wad – ciągnęła. – Chyba zacznę raz jeszcze. – Przesadzasz – powiedział Ostian, odsuwając jej dłonie od przedramion. – Portret idzie ci dobrze, a kiedy Laerowie zostaną w końcu pokonani, Lord Fulgrim znajdzie dla ciebie zapewne tyle czasu, ile będzie trzeba. Serena uśmiechnęła się, ale Ostian dostrzegł ukryty pod jej uśmiechem fałsz. Chciał znaleźć sposób na wyrwanie jej z melancholii, w której była pogrążona, na uleczenie ran, które sama sobie zadawała. – Chodźmy – powiedział zamiast tego. – Bequa nie lubi czekać.
Ostian musiał przyznać, że Bequa Kynska, cudowne dziecko z bogatych kopców Europy, wyrosła na piękną kobietę. Jej niesforne włosy miały kolor pogodnego nieba, a rysy ukształtowały dobre geny i dyskretne zabiegi chirurgów. Nosiła zbyt wiele makijażu, co w przekonaniu Ostiana szkodziło jej naturalnej urodzie. Pod włosami widział zarys wszczepionych wzmacniaczy słuchu i wiodących od nich, wplecionych między włosy cienkich drucików. Bequa zdobyła wykształcenie w najlepszych akademiach wokalnych Terry, w tym w założonym niedawno Conservatoire de Musique. Prawdę mówiąc, czas,
F ULGR IM
19
jaki spędziła w owej szkole, był w dużej mierze zmarnowany, gdyż tamtejsi wykładowcy niewiele mogli ją już nauczyć. Jej utworów i kompozycji operowych słuchano w całej galaktyce, a jej umiejętność tworzenia poruszającej, pełnej energii muzyki była niezrównana. Ostian dwukrotnie widywał wcześniej Bequę na pokładzie „Dumy Imperatora” i za każdym razem jej monstrualnie rozrośnięte ego i wygórowane mniemanie o sobie wywoływały w nim odrazę. Mimo tego z jakiegoś powodu Bequa Kynska zdawała się go uwielbiać. Bequa miała na sobie suknię w odcieniu błękitu pasującym do koloru jej włosów. Samotnie, z pochyloną głową siedziała przy ustawionym na scenie sali koncertowej multiklawesynie podłączonym do licznych, rozstawionych w równych odstępach wzmacniaczy i głośników. Sala koncertowa była obszernym pomieszczeniem wyłożonym boazerią z ciemnego drewna. Sklepienie podtrzymywały porfirowe kolumny, zaś subtelne oświetlenie zapewniały unoszące się na generatorach antygrawitacyjnych kule jarzeniowe. Całą długość jednej ze ścian wypełniały witraże wyobrażające Astartes w purpurowych pancerzach Legionu Dzieci Imperatora, drugą ze ścian zaś zdobił rząd marmurowych popiersi, których autorem miał być sam Prymarcha Fulgrim. Ostian postanowił później przyjrzeć im się dokładniej.
20
G R A H A M M C N EILL
Salę wypełniał tłum około tysiąca osób, w którym mieszały się beżowe odcienie szat upamiętniaczy i konserwatywna czerń terrańskich adeptów. Inni goście nosili klasyczne, brokatowe surduty, spodnie z lampasami i wysokie, lśniące czarną skórą buty. Zaproszone osobistości reprezentowały imperialną szlachtę, a wielu z nich przyłączyło się do Dwudziestej Ósmej Ekspedycji tylko po to, by mieć okazję zobaczyć występ Bequy Kynskiej. W tłumie byli również żołnierze Armii Imperialnej: wysocy rangą oficerowie z ozdobnymi hełmami pod pachą, lansjerzy w złoconych kirysach oraz odpowiedzialni za dyscyplinę oficerowie musztry w charakterystycznych czerwonych płaszczach. Tłum mienił się od różnokolorowych mundurów rozmaitych formacji, zaś nad wypolerowaną posadzką niósł się brzęk ostróg i rynsztunku. Ostian był zaskoczony obecnością tak wielu wojskowych. – Jak to możliwe, że wszyscy ci oficerowie znaleźli czas, by zjawić się na recitalu? Nie prowadzimy przypadkiem wojny przeciw obcej rasie? – Na sztukę zawsze znajdzie się czas, drogi Ostianie – odpowiedziała Serena, zdejmując z tacy niesionej przez jednego z krążących w tłumie paziów dwa wysokie kieliszki musującego wina. – Wojna jest może wymagającą panią, ale nie dorównuje pod tym względem Bequie Kynskiej.
F ULGR IM
21
– Nie rozumiem, dlaczego muszę tu być – powiedział Ostian. Upił łyk wina, rozkoszując się jego odświeżającą cierpkością. – Ponieważ cię zaprosiła. Jej zaproszeń się nie odrzuca. – Przecież ja jej nawet nie lubię – marudził dalej Ostian. – Dlaczego zaprosiła właśnie mnie? – Bo jej się podobasz, głupku. – Serena trąciła go znacząco łokciem. – Jeśli wiesz, co mam na myśli. Ostian westchnął. – Nie rozumiem. Zamieniłem z nią raptem kilka zdań. Właściwie głównie słuchałem, bo niewiele miałem okazji, by wtrącić choć słowo. – Zaufaj mi – powiedziała Serena, kładąc delikatną dłoń na jego ramieniu. – Jesteś tu dla własnego dobra. – Doprawdy? Dlaczegóż to? Zechciej mnie oświecić. – Nigdy wcześniej nie słyszałeś Bequy na żywo, prawda? – Słyszałem jej nagrania. – Mój drogi chłopcze – powiedziała Serena teatralnym tonem. Udała jednocześnie, iż dramatycznie mdleje. – Jeśli nie słyszałeś Bequy na własne uszy, to nic jeszcze nie słyszałeś! Mam nadzieję, że zaopatrzyłeś się w chusteczki, bo uronisz niejedną łzę. Albo też będziesz potrzebował czegoś na uspokojenie, gdyż jej muzyka wywoła w tobie prawdziwą ekstazę! – Dobrze już – mruknął Ostian, mający coraz większą chęć wrócić do swej pracowni. – Zostanę.
22
G R A H A M M C N EILL
– Zaufaj mi – zachichotała Serena. – Nie rozczarujesz się. Pomruk rozmów zaczął w końcu milknąć. Serena ujęła Ostiana za ramię i przyłożyła palec do warg. Ostian rozejrzał się ciekawie, chcąc dowiedzieć się, cóż wywołało nagłą ciszę. Dojrzał potężną postać mężczyzny o długich, jasnych włosach, odzianego w białą szatę. – Astartes... – Ostian nie krył wrażenia. – Nie miałem pojęcia, że są aż tak ogromni. – To Juliusz Kaesoron, Pierwszy Kapitan – szepnęła Serena. Ostian usłyszał w jej głosie ton samozadowolenia. – Znasz go? – Poprosił mnie, bym namalowała jego portret, owszem. – Serena aż promieniała z dumy. – Okazuje się, że jest mecenasem sztuki. Sympatyczny z niego człowiek. Obiecał, że da mi znać, gdyby pojawiły się nowe możliwości. – Możliwości? – zapytał Ostian. – Jakie możliwości? Serena nie zdążyła odpowiedzieć. Ustały szepty, a kule jarzeniowe przyciemniono i nad zgromadzeniem szacownych gości zapadł głębszy mrok. Ostian spojrzał w stronę sceny i zobaczył, jak Bequa Kynska unosi dłonie nad klawiaturą multiklawesynu i zaczyna grać. Natychmiast ogarnęło go nagłe, romantyczne uniesienie wywołane przez precyzyjnie wzmacniane dźwięki uwertury.
F ULGR IM
23
Rozpoczęło się przedstawienie. Niechęć, jaką Ostian odczuwał wobec Bequy Kynskiej, rozpłynęła się bez śladu. W falach muzyki wyraźnie słyszał łoskot nadciągającej burzy. Najpierw dobiegł go dźwięk pojedynczych kropel, potem zaś rozpętał się symfoniczny wicher i nadeszła nawałnica. Słyszał strugi ulewnego deszczu, wyjący wściekle wiatr i pomruk gromu. Uniósł wzrok, niemal spodziewając się dojrzeć pod sklepieniem sali czarne chmury. Muzyka narastała hukiem puzonów, trelem fletów i gromem kotłów, tańcząc w powietrzu i przeradzając się z wolna w pełną pasji symfonię, opowiadającą językiem emocji i nastrojów dramatyczną historię. Ostian odczuwał ją całym sobą, choć później nie był w stanie przypomnieć sobie jej treści. Do orkiestry dołączyli soliści wokalni, choć na scenie nie było ich widać. Muzyka niosła się, narastając i potężniejąc, przywołując tęsknotę za pokojem, radością i braterstwem wszystkich ludzi. Ostian poczuł płynące po twarzy łzy. Jego dusza pragnęła unieść się wysoko, wyrwać z ciała tylko po to, by za chwilę zapaść się z kolei w otchłań symfonicznej rozpaczy, z której lecieć miała dalej, ku majestatycznej i radosnej kulminacji muzycznego kunsztu. Spojrzał na Serenę i dostrzegł, że i ona była niezwykle poruszona. Pragnął przyciągnąć ją do siebie i podzielić się z nią swą radością. Spojrzał ponownie na scenę, gdzie Bequa miotała się niczym obłąkana, otoczona rozwichrzoną burzą szafirowych włosów, a jej
24
G R A H A M M C N EILL
dłonie tańczyły nad klawiaturą niczym szaleni derwisze. Jego uwagę przyciągnął naraz jakiś ruch z przodu sali. Dojrzał szlachcica w srebrzystym napierśniku i granatowym płaszczu z wysokim kołnierzem, który nachylał się do swej towarzyszki, szepcząc jej coś na ucho. Muzyka zamarła jak ucięta i Ostian wydał z siebie zduszony okrzyk. Poczuł w sercu wywołaną ciszą bolesną pustkę, wraz z nią zaś bezrozumną nienawiść do gburowatego szlachcica, który ośmielił się przerwać koncert. Bequa wstała od klawiatury. Jej pierś falowała z wysiłku, zaś na twarzy wypisany był wyraz wściekłej furii. Wlepiła w szlachcica mordercze spojrzenie. – Nie będę grała dla świń! Mężczyzna podniósł się z miejsca z twarzą nabiegłą rumieńcem. – Obrażasz mnie, kobieto. Jestem Paljor Dorji, szósty markiz klanu Terawatt i patrycjusz Terry! Z szacunkiem więc! Bequa splunęła na podłogę sceny. – Jesteś tym, kim jesteś, za sprawą kaprysu genów. Ja zaś sama stworzyłam się taką, jaką jestem. Terra ma tysiące szlachciców, ale Bequa Kynska jest tylko jedna. – Żądam, byś kontynuowała koncert, kobieto! – wrzasnął Paljor Dorji. – Masz pojęcie, jakich musiałem użyć wpływów, by dostać się w skład tej Ekspedycji? I to tylko po to, by usłyszeć twój koncert?
F ULGR IM
25
– Nie dbam o to – ucięła Bequa. – Mój geniusz wart jest każdej ceny. Choćbyś podwoił lub potroił swe wpływy, nie dorównałyby nawet po części wartości tego, co miałeś szansę tu dziś usłyszeć. Nie usłyszysz jednak nic. Koniec koncertu. Rozległ się chór protestów. Publiczność błagała, by Kynska zechciała grać dalej. Ostian zorientował się, że i on o to prosi. Wydawało się, że Bequa Kynska nie zmieni zdania, aż zgiełk przebił dobiegający od strony wejścia do sali, potężny i nieznoszący sprzeciwu głos. – Panno Kynska. Ostian odwrócił się i poczuł, jak jego tętno przyspiesza. Głos należał do Feniksa. Do Prymarchy Fulgrima. Wódz Dzieci Imperatora był najwspanialszą postacią, jaką Ostian Delafour kiedykolwiek widział. Płyty jego pancerza miały barwę ametystu. Lśniły tak, jakby ledwo co wyszły spod ręki zbrojmistrza. Złocone zdobienia i płaskorzeźby pokrywały całą powierzchnię pancerza, wijąc się spiralnymi wzorami. Z ramion Prymarchy spływał łuskowy, szmaragdowy płaszcz, a wysoki kołnierz i orle skrzydło na lewym naramienniku perfekcyjnie podkreślały jego dumną, choć bladą twarz. Ostian zapragnął wyrzeźbić twarz Fulgrima w marmurze. Wiedział, że chłodny kamień najlepiej oddałby świetlistość skóry Prymarchy, jego przyjazne oczy, skryty w kąciku ust cień uśmiechu i lśniącą biel spadających na ramiona włosów.
26
G R A H A M M C N EILL
W obliczu majestatu Fulgrima Ostian wraz z resztą publiczności opadł na kolana, zdając sobie sprawę, że ma oto przed sobą doskonałość, której nigdy nie uda mu się dorównać. – Skoro odmawia pani kontynuowania koncertu dla markiza, może zechce pani zagrać dla mnie? – zapytał Fulgrim. Bequa Kynska skinęła głową i salę znów wypełniła muzyka.
Bitwa o Atol 19 była później opisywana jako drobna potyczka, preludium do czystki na Laeranie. Stanowiła ledwie przypis w historii kampanii, ale dla wojowników wchodzących w skład grupy uderzeniowej Drugiej Kompanii Dzieci Imperatora pod komendą kapitana Solomona Demeter była czymś znacznie więcej. Wiązki zielonej, wrzącej energii z wizgiem cięły powietrze nad powierzchnią wijącej się drogi. Trafione nimi mury topiły się jak szkło, a pancerze atakujących Astartes nie stanowiły przed nimi osłony. Pośród huku żarłocznych płomieni i świstu rakiet słychać było gromkie odgłosy wystrzałów z bolterów. Ponad wszystkim niósł się dochodzący ze szczytów koralowych wież ryk rogów. Astartes Solomona Demeter ogniem torowali sobie drogę, by połączyć się z siłami Mariusza Vairoseana.
F ULGR IM
27
Ponad nimi wznosiły się zwinięte niczym muszle gigantycznych morskich stworzeń koralowe iglice, na szczytach których widniały otwory przypominające ustniki instrumentów muzycznych. Cały atol zbudowany był z tego samego krystalicznego koralu, lekkiego i nieprawdopodobnie wytrzymałego. Adepci Mechanicum nie mogli się wprost doczekać, by zbadać tajemnicę ogromnych konstrukcji, które jakimś cudem unosiły się na powierzchni wielkiego oceanu. Od strony niepokojąco wyglądających budowli dobiegały niesione echem okrzyki, jakby to same iglice wywrzaskiwały złość na Astartes. A wszędzie wokół wiły się metaliczne segmenty ciał obcych. Solomon znalazł schronienie za pofalowaną kolumną z różowego koralu. Zatrzasnął magazynek w gnieździe boltera, którego każdą powierzchnię i każdy element mechanizmu wykończył osobiście. Szybkostrzelność jego broni była tylko odrobinę wyższa od standardowej, ale jego bolter nigdy się nie zacinał. Solomon Demeter nie był człowiekiem, który powierzyłby życie broni, wcześniej nie doprowadziwszy jej do absolutnej perfekcji. – Gajusz! – wezwał swego zastępcę. – Gdzież, na Feniksa, jest drużyna Tantearon? Zastępca Gajusz Caphen pokręcił głową. Solomon zaklął. Domyślał się, że Laerowie musieli przechwycić szwadron ścigaczy. Przeklinał inteligencję obcych, mając świeżo w pamięci bolesną utratę oddziału kapitana Aesona, który miał nadciągnąć z flanki. Strata Aesona
28
G R A H A M M C N EILL
dowiodła, że Laerowie w jakiś sposób uzyskali dostęp do sieci voxu Dzieci Imperatora. Myśl o tym, że ksenosi zdołali wyrządzić taki afront Legionowi Astartes, nie mieściła się w głowie i sprawiała, iż wojownicy Fulgrima zdwoili wysiłki, z furią eksterminując obcych. Solomon Demeter był wzorcowym przykładem Astartes. Ciemne włosy nosił krótko ostrzyżone, jego skóra ogorzała od blasku dziesiątków słońc, a szerokie oblicze o wysokich kościach policzkowych odznaczało się regularnymi rysami. Nie nosił hełmu, by uniemożliwić Laerom odbieranie rozkazów z sieci voxu. Poza tym wiedział, że trafienie w głowę z energetycznej broni obcych położy go trupem nawet mimo hełmu. Brak wsparcia powietrznego ze strony ścigaczy oznaczał, że zadanie stało się trudniejsze. Choć jego umysł, nacechowany zamiłowaniem do porządku i doskonałości w każdej dziedzinie, buntował się przeciw szturmowaniu bez wsparcia, musiał przyznać, że improwizacja przenikała go dreszczem emocji. Istnieli wprawdzie dowódcy twierdzący, iż każdemu zdarza się przystępować do walki z niewystarczającymi siłami, ale takie przekonanie było oczywiste dla większości Dzieci Imperatora. – Gajuszu, jesteśmy zdani na siebie! – zawołał. – Zapewnij nam wsparcie ogniowe. Musimy przycisnąć tych obcych do ziemi! Caphen skinął głową i kilkoma gestami dłoni zasygnalizował konkretne działanie drużynom ukrytym wśród ruin strefy lądowania.
F ULGR IM
29
Za nimi nadal płonęły szczątki desantowca, stormbirda, któremu pocisk urwał skrzydło. Solomon dobrze wiedział, że pilot tylko cudem zdołał utrzymać maszynę w powietrzu dość długo, by awaryjnie wylądować na pływającym atolu. Zadrżał w duchu, wyobrażając sobie, jaki czekałby ich los, gdyby spadli do oceanu i pogrążyli się w otchłani, aż do ruin starożytnej cywilizacji Laerów. Obcy już na nich czekali. W zasadzce padło siedmiu Astartes. Solomon nie miał pojęcia, jak radziły sobie pozostałe oddziały, przypuszczał jednak, że musiały ponieść podobne straty. Zaryzykował rzut oka zza kolumny, której wijący się kształt sprawiał, że jej długość trudno było jednoznacznie ocenić. Cały atol porażał jego zmysły. Jaskrawe kolory, dziwne kształty i jazgotliwe dźwięki tworzyły razem nieznośną niemal, sensoryczną kakofonię. Przed sobą widział rozległy plac, pośrodku którego w niebo bił pióropusz wrzącej energii otoczony koralowym, oślepiająco lśniącym kręgiem. Na atolach znajdowały się dziesiątki owych dziwnych pióropuszy i adepci Mechanicum uważali, że właśnie one utrzymują wyspy nad powierzchnią oceanu. Laeran był planetą niemal zupełnie pozbawioną lądu, dlatego też kontrola nad atolami stanowiła klucz do zwycięstwa w kampanii. Miały one służyć jako bazy do dalszych szturmów. Z rozkazu samego Fulgrima, Astartes mieli za wszelką cenę opanować strefy wrzącej energii utrzymujące atole w równowadze.
30
G R A H A M M C N EILL
Solomon dostrzegł laerańskich wojowników u nasady energetycznego wachlarza. Ich ciała poruszały się z nadludzką szybkością. Pierwszy Kapitan Kaesoron osobiście wyznaczył Drugiej Kompanii zadanie zabezpieczenia placu i Solomon przysiągł na płomienie, że wykona rozkaz. – Gajuszu, weź swych ludzi i idź po prawej w stronę placu. Trzymajcie się nisko, na pewno na nas czekają. Każ Teloniuszowi objąć lewą flankę. – A ty? – zawołał Caphen, przekrzykując zgiełk i huk wystrzałów. – Dokąd idziesz? Solomon uśmiechnął się. – Środkiem, oczywiście. Wezmę oddział Charosiana. Upewnij się, że drużyna Goldoara jest na pozycji, nim ruszę. Zanim przystąpimy do ataku, chcę wiedzieć, że mamy dostateczną osłonę ogniową. – Wybacz mi śmiałość, kapitanie – rzekł Caphen – ale czy to na pewno najlepszy sposób? Solomon odciągnął rygiel zamka boltera. – Za bardzo się przejmujesz szukaniem „najlepszego” sposobu, Gajuszu. Wystarczy, że znajdziemy dobry sposób i poniesiemy konsekwencje wyboru. Aż do końca. – Skoro tak mówisz, kapitanie. – Tak właśnie mówię! – odkrzyknął Solomon. – Może nie będzie to podręcznikowy szturm, ale na dumę Chemos, przeprowadzimy go jak należy! Wydaj rozkazy.
F ULGR IM
31
Solomon odczekał, aż drużyny pod jego komendą otrzymają zadania. Poczuł znajomy dreszcz podniecenia na myśl o walce twarzą w twarz z wrogiem. Wiedział, że Caphen uważał jego metody i podejście za lekkomyślne, ale wierzył, iż wojownik może zbliżyć się do doskonałości swego Prymarchy tylko poprzez ciągłe sprawdzanie swych zdolności w ogniu walki. W cieniu koralowego kopca stanął sierżant Charosian wraz ze swymi weteranami. – Gotów, sierżancie? – zapytał Solomon. – Tak, kapitanie. – Naprzód więc! – krzyknął Solomon. Usłyszał ogień ciężkiej broni drużyny Goldoara. Czekał na ten odgłos, na ryk i huk wielkokalibrowych pocisków. Wyskoczył zza zapewniającej osłonę kolumny i ruszył środkiem placu w stronę koralowego kręgu i bijącej z niego strugi energii. Wokół błysnęły wiązki zabójczej energii, ale Solomon wiedział, że przyciśnięci do ziemi nawałą ognia obcy nie są w stanie dokładnie celować. Usłyszał odgłos wystrzałów po obu stronach i zorientował się, że Caphen i Teloniusz walczą o dostęp do centrum placu. Weterani z drużyny sierżanta Charosiana szli za nim, strzelając z biodra, wzmagając kanonadę. Kiedy Solomon zaczynał już wierzyć, że bez przeszkód dotrą do centrum placu, Laerowie zaatakowali.
32
G R A H A M M C N EILL
Zamieszkujący planety jednego układu gwiezdnego Laerowie byli jedną z pierwszych obcych ras, jakie Legion Dzieci Imperatora napotkał po opuszczeniu okrętów Wilków Luny, tuż po wielkim Tryumfie na Ullanorze. Zwycięskie okrzyki podczas tego historycznego dnia nadal brzmiały w ich uszach, a widok tak wielu Prymarchów zebranych w jednym miejscu pozostał dla nich radosnym wspomnieniem. Jak powiedział Horus w chwili braterskiego pożegnania z Fulgrimem, był to zarazem koniec i początek. Horus był wszak teraz regentem Imperatora, Mistrzem Wojny i naczelnym wodzem wszystkich armii Imperium. Z chwilą powrotu Imperatora na Terrę pod komendą Mistrza Wojny znalazły się całe flotylle okrętów, miliardy wojowników oraz zdolność do niszczenia całych światów. Mistrz Wojny... Tytuł był nowy, stworzono go specjalnie z myślą o Horusie. Prymarchowie nadal przyzwyczajali się do tego, co z sobą niósł. Nagle bowiem stali się podkomendnymi kogoś, kto był wszak dotąd równy im statusem. Astartes z Dzieci Imperatora powitali tę zmianę z radością, bowiem uważali Wilki Luny za swych najbliższych braci. Straszliwy wypadek w początkach istnienia Legionu Dzieci Imperatora doprowadził niemal do jego zniszczenia, ale Fulgrim powstał wraz ze swym Legionem z popiołów katastrofy z nową siłą. Wówczas to zaczęto nazywać go Feniksem. Wówczas
F ULGR IM
33
właśnie, kiedy Fulgrim odbudowywał swój Legion, przez blisko stulecie wraz ze swymi pozostałymi wojownikami walczył ramię w ramię z Wilkami Luny. Dzięki napływowi rekrutów z Terry oraz z Chemos, rodzinnej planety Fulgrima, Legion szybko urósł w siłę, by pod egidą Mistrza Wojny stać się jedną z najniebezpieczniejszych formacji zbrojnych w galaktyce. Sam Horus chwalił Legion Fulgrima jako jeden z najlepszych. Teraz, po raz pierwszy od ponad stu lat, Dzieci Imperatora dysponowały liczebnością umożliwiającą prowadzenie samodzielnych krucjat i wywieranie wpływu na kształt losów galaktyki. Legion żądny był okazji, by dowieść swej wartości, i Fulgrim pragnął nadrobić czas poświęcony na odbudowę sił. Pragnął poszerzyć granice Imperium i raz na zawsze zapewnić swym wojownikom miejsce wśród najdzielniejszych. Pierwszy kontakt z Laerami nastąpił w chwili, gdy jeden z okrętów zwiadowczych Dwudziestej Ósmej Ekspedycji odkrył ośrodek cywilizacji w pobliskiej gromadzie podwójnej. Załoga stwierdziła, iż rozwinęła się tam zaawansowana kultura. Laerowie nie byli początkowo wrogo nastawieni, zareagowali jednak agresją na wysłane z Dwudziestej Ósmej Ekspedycji okręty zwiadowcze. Imperialne jednostki zostały zaatakowane przez małą, ale silną flotę wojenną obcych w chwili, gdy zbliżyły się do centralnej planety ukła-
34
G R A H A M M C N EILL
du. Wszystkie bez wyjątku zostały zniszczone. Obcy nie stracili ani jednego okrętu. Z nielicznych informacji, jakie udało się zebrać przed utratą jednostek zwiadowczych, adepci Mechanicum wywnioskowali, iż obcy nazywają swą rasę Laer oraz że technologicznie dorównują Imperium, w niektórych dziedzinach nawet je przewyższając. Większość społeczeństwa Laerów wydawała się zamieszkiwać liczne koralowe atole wielkości miast, unoszące się ponad wodami planetarnego oceanu ich rodzinnego świata. Wszystko wskazywało na to, iż świat ten został zalany w wyniku topnienia lodowców biegunowych. Nad powierzchnię pożerającego planetę oceanu wystawały jedynie szczyty najwyższych gór oraz dawnych budowli. Administratorzy Rady Terry postulowali możliwość objęcia Laerów imperialnym protektoratem, gdyż podbicie tak zaawansowanej rasy mogło okazać się przedsięwzięciem czasochłonnym i bardzo kosztownym. Fulgrim z miejsca odrzucił taką możliwość. Słowa, które wówczas wypowiedział, przeszły do historii Legionu. – Tylko ludzkość jest doskonała. To, że obca rasa mieni swe ideały oraz technologię równymi ludzkiej, stanowi bluźnierstwo. Nie. Laerowie zasługują wyłącznie na eksterminację. Tak rozpoczęła się czystka na Laeranie.