#1
12
eń 20 Stycz
NOWY MAGAZYN O FILMACH!
OcEnIaM FiLmY WyGrYwAm NaGrOdY
Co w numerze 40 Subiektywna lista najgorszych gęb w historii kina.
30 Kto stoi za niebieskim klapsem, który zrewolucjonizował kino domowe.
36 Postać seryjnego mordercy – zamiast przerażać – pociąga i budzi sympatię.
18 Krew i sierść, a pomiędzy nimi bezbronna dziewica. Miłosny trójkąt, który zmienił życie milionów – nie tylko nastolatek. EDYTORIAL NEWSY (niekoniecznie poważnie zaserwowane) RELATYWNIE ŚWIEŻE PREMIERY
5 6 10
ZESTAWIENIE FILMRADARU FILMOWI BRZYDALE
POWSZECHNA FLUORYZACJA #1 BICZOWANIE ZA POCAHONTAS
16
MONSIEUR VAMPIRE, TAKE ME! I ADORE YOU!
18
WYWIAD FILMRADARU MAREK BEREZA TWÓRCA NAPIPROJEKTU
30
SERIALE WCIĄŻ MORDERCZO UROCZY
36
RECENZJE DZIENNIK ZAKRAPIANY RUMEM ...54 KOWBOJE I OBCY ...57 MISSION: IMPOSSIBLE – GHOST PROTOCOL ...60 SYLWESTER W NOWYM JORKU ...64 ŁOWCA TROLLI ...68 DRUGIE ŻYCIE LUCII ...71 SZPIEG ...75 COŚ ...78 NAJSAMOTNIEJSZA Z PLANET ...80
USŁYSZEĆ OBRAZ
40
48
#1 eń Stycz
Filmradar jest wydawany przez: Porta Capena sp. z o.o. ul. Świdnicka 19/315, 50-066 Wrocław Filmaster sp. z o.o. ul. Stryjeńskich 19/50 02-791 Warszawa
Wydawca: Adam Błażowski Borys Musielak Redaktor naczelny: Piotr Stankiewicz piotr.stankiewicz@filmradar.pl tel. 535 215 200
www.filmradar.pl
2012
Z-ca redaktora naczelnego, PR i kontakty z dystrybutorami: Anna Mazurek anna.mazurek@filmradar.pl tel. +48 791 801 011 Współpracownicy: Tomasz Chmielik, Agata Malinowska, Bartłomiej Paszylk, Maciej Sabat, Dorota Skurska, Wiesław Krzysztof Sycz, Ida Szczepocka, Agata Wasilewska, Olga Więzowska, Emil Wittstock Korekta: Marta Świerczyńska korekta@filmradar.pl Projekt graficzny i skład: Mateusz Janusz (Studio DTP Hussars Creation) skład@filmradar.pl Okładka: Graf. Mateusz Janusz
Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, jednocześnie zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i poprawek w nadesłanych materiałach.
Editorial
P
rezentujemy kończącemu się według niektórych w tym roku światu pierwszy numer nowego miesięcznika cyfrowego o filmach i serialach. Być może część z czytających te słowa zna i lubi Literadar, który ukazuje się na polskim rynku już blisko półtora roku. Filmradar to logiczna kontynuacja koncepcji, jaka towarzyszyła powstawaniu pierwszego pisma. Tam mówimy o tym, co warto lub czego nie warto przeczytać, tu z kolei obejrzeć – w kinie, w domu, na komputerze w pracy. Do wyboru. To zaś okraszamy sytą omastą innych tekstów. Ze swojej strony polecam z pewnością artykuł Doroty Skurskiej o fenomenie kulturowym towarzyszącym Sadze Zmierzch, pamiętając o niedawnej filmowej premierze przedostatniej części cyklu. Sam byłem zaskoczony, czytając o matkach dzieciom, które podkochują się w wampirze Edwardzie. Na uwagę zasługuje otwierający cykl felietonów tekst Tomasza Chmielika. Tak w tej, jak i w następnych odsłonach będzie się zastanawiał nad kondycją i jakością naszych filmowych gustów, rozjechanych przez walce i buldożery amerykańskiej kinematografii. Dla uspokojenia dodam, że nie jest to opowieść o miłości do gruzińskiego kina alternatywnego, tylko chłodna analiza myślącego kinomana z zacięciem do śledzenia ciekawych mechanizmów społecznych. Serdecznie zapraszam do lektury! Zostańmy razem na długo! Piotr Stankiewicz redaktor naczelny
Za
lwią część filmradarowej treści odpowiadają Filmasterowicze. Znani, czytani i przez wielu uwielbiani – zdążyli się już dorobić sporej rzeszy fanów na macierzystym serwisie internetowym Filmaster. pl, gdzie prowadzą swoje blogi. Teraz będą dzielić się swoją filmową wiedzą, refleksjami i spostrzeżeniami także na łamach Filmradaru. Zaprosiliśmy do współpracy kinomaniaków, którzy nie boją się spędzać w ciemnościach kinowych sal długich godzin i wystawiać swoich szacownych siedzisk na ciężką próbę czasu, moszcząc je nierzadko w bardzo niewygodnych fotelach sal projekcyjnych, i którzy podczas festiwali filmowych też często niedojadają i niedosypiają, biegając z seansu na seans, byle tylko zdać potem rzetelną relację i podzielić się swoimi wrażeniami. Czujni jak jastrzębie – wytropią warte uwagi produkcje ukryte w gąszczu programu telewizyjnego stacji mniej lub bardziej komercyjnych, a przy tym nie boją się obejrzeć nadawanego po raz 19874 przy okazji świąt Kevina... Anna Mazurek z-ca redaktora naczelnego 5
NEWSY (niekoniecznie poważnie zaserwowane)
ANNA MAZUREK
Baz Luhrmann (ten od Romea i Julii czy Moulin Rouge!) zabrał się za kręcenie filmu o Wielkim Gatsbym. Dostał na tę produkcję 125 milionów dolców i wzorem innych wielkich kolegów po fachu zdecydował się na stworzenie widowiska w wersji 3D. Wofot. IMDb bec krążących plotek, że reżyserowi szajba odbiła, spieszymy zdementować, że faktycznie reżyser ucierpiał na głowę, ale jest to jedynie efekt kręcenia jednej ze scen w ciasnym pomieszczeniu. Luhrmann uderzył się o wysięgnik, na którym była umieszczona jedna z kamer. Rana okazała się na tyle poważna, że potrzebna była interwencja lekarza. 6
Alejandro Jodorowsky (dla wielu kultowy reżyser, twórca m.in. Świętej góry i Złodzieja tęczy) chce nakręcić film autobiograficzny. Projekt ma już nawet wstępny tytuł: Danza de la realidad i ma opowiadać o dzieciństwie i młodości Jodorowsky’ego. Film powstanie, o ile fani reżysera zdołają pokryć koszty produkcji. Ponieważ twórcy nie udało się zdobyć pieniędzy tradycyjnymi drogami, zaapelował on o finansowe wsparcie do swoich wielbicieli i innych kinomaniaków. Widać, przeczytał, że u nas udało się to Arturowi Wyrzykowskiemu, twórcy filmu Wszystko.
fot. Wikipedia
Pamiętacie Edwarda Furlonga? Kiedyś był mały, słodki, miał przydługawą grzywkę i zagrał w drugiej części Terminatora. Teraz dorósł, zmężniał, skrócił włosy i dostał drugoplanową rolę w produkcji telewizyjnej Arachnoquake. Obraz opowie o walce z gigantycznymi pająkami uwolnionymi na skutek trzęsienia ziemi. Oto do czego prowadzi wybór nieodpowiedniego fryzjera! (Premierę Arachnoquake zaplanowano na ten rok).
NEWSY
Organizatorzy Berlinale 2012 zdradzili już pierwsze tytuły, które będzie można obejrzeć w czasie tegorocznego festiwalu. O Złotego Niedźwiedzia powalczą: Captive (Francja, Filipiny, Niemcy, Wielka Brytania), reż. Brillante Mendoza, z Isabelle Huppert w roli głównej, Dictado fot. berlinale.de (Hiszpania), reż. Antonio Chavarrías, oraz Kebun binatang (Indonezja, Niemcy, Hongkong), reż. Edwin. Poza konkursem zostaną pokazane m.in. Jin líng Shí San Chai Zhanga Yimou, Extremely Loud And Incredibly Close Stephena Daldry’ego, Death Row: Documentary series in four parts Wernera Herzoga, La chispa de la vida Aleksa de la Iglesii i Keyhole Guya Maddina. W tegorocznym jury zasiądą: Mike Leigh (szef jury), Jake Gyllenhaal, Asghar Farhadi, Anton Corbijn, Charlotte Gainsbourg, François Ozon, Boualem Sansal i Barbara Sukowa. Wiadomo już także, że honorowego Złotego Niedźwiedzia za całokształt kariery odbierze Meryl Streep. Aktorka otrzymała już wcześniej nagrodę aktorską na festiwalu w Berlinie wraz z Nicole Kidman i Julianne Moore za Godziny. Filmradar będzie miał na tym festiwalu swojego dziennikarza akredytowanego, więc w kolejnych numerach można spodziewać się specjalnej relacji z Berlina!
fot. Wikipedia
Wytwónia Disneya zapowiedziała kolejne filmy animowane, które pojawią się na ekranach kin w ciągu kolejnych dwóch lat. Na koniec 2013 roku zaplanowano premierę animacji 3D pod tajemniczo brzmiącym tytułem Frozen. Wszelkie szczegóły dotyczące tej produkcji trzymane są w ścisłej tajemnicy. Wiadomo jedynie, że – uwaga! – będzie to... baśń! Za to w 2014 Disney weźmie na warsztat dla odmiany produkcję spod znaku Marvela. Szykuje się rewolucja? Angelina Jolie, znana głównie z tego, że jest żoną Brada Pitta i matką tak pokaźnej gromadki dzieci, że prasa zaczyna mieć problemy z doliczeniem się ich, jest też aktorką, a ostatnio dała się poznać światu jako reżyserka. Jej dramat wojenny o byłej Jugosławii In the Land of Blood and Honey otrzymał nagrodę PGA i nominację do Złotego Globu dla filmu nieanglojęzycznego. Tym razem Jolie chce nakręcić film rozgrywający się w czasie wojny w Afganistanie i mający opowiadać o kobietach-żołnierzach oraz uchodźcach. Scenariusz oparty o doświadczenia gwiazdy, która podróżowała do Afganistanu i Pakistanu zarówno przed amerykańską inwazją, jak i po tej inwazji w październiku 2001 roku, jest już gotowy.
7
fot. zimbio.com
NEWSY
Pozostając w festiwalowych klimatach, spieszymy donieść, że dotychczasowy dyrektor artystyczny festiwalu w Wenecji – najstarszego filmowego festiwalu na świecie – Marco Mueller, odchodzi. Po ośmiu latach prowadzenia imprezy nie przedłużono mu kontraktu. Jego następcą będzie Alberto Barbera, postać doskonale znana bywalcom festiwalu. Barnera kierował imprezą przed Muellerem w latach 1998-2002. Tegoroczna 69. edycja festiwalu w Wenecji odbędzie się w dniach 29 sierpnia – 8 września.
Jeśli jeszcze nie obejrzeliście piątej części Szybkich i wściekłych, zróbcie to jak najszybciej, żeby zdążyć przed premierami dwóch kolejnych sequeli! Wytwórnia Universal postanowiła wydoić kurę znoszącą złote jaja i już zabrała się za kontynuację cyklu. Wiadomo, że za jednym zamachem powstaną od razu dwa filmy o zmotoryzowanych złodziejach i że będzie to jedna historia podzielona na dwie części. Premierę The Fast and the Furious 6 zaplanowano na 24 maja 2013 roku. Możliwe, że siódemka trafi do kin rok później. Oczywiście na ekranie znów zobaczyć będzie można gwiazdę serii, Vina Diesela. Chodzą słuchy, że w tysiąc siedemset osiemdziesiątej czwartej części – o kulach i przy stałym dopływie tlenu z butli – nadal zamierza on kraść super wypasione bryki. 8
Oscar, którego Orson Weeles otrzymał za scenariusz Obywatela Kane’a, poszedł pod młotek. Sprzedano go za osiemset sześćdziesiąt tysięcy dolców. Cena za ważącą niecałe cztery kilogramy i mierzącą jakieś trzydzieści cztery centymetry pozłacaną figurkę wydaje się zawrotna, ale warto wiedzieć, że to jedyny Oscar, jaki Welles zgarnął za tę produkcję, choć dziś Obywatel Kane jest uznawany za najlepszy film w dziejach kinematografii. Statuetkę wystawiano na sprzedaż już kilka razy. Dziewięć lat temu Oscara próbowała się pozbyć córka Wellesa, Beatrice. Jednak wówczas aukcję zablokowała Akademia Filmowa, która wniosła odpowiedni pozew. Gdy Wellesówna zdobyła w końcu prawa do sprzedaży, Oscar trafił w ręce organizacji non profit. Legendarna nagroda przez cztery lata nie mogła znaleźć kupca, aż wreszcie udało się ją sprzedać. Dziś zapewne Wellesowski Oscar zdobi czyjeś biurko, kominek lub... kibelek. Nie jest bowiem tajemnicą, że część laureatów tego prestiżowego wyróżnienia trzyma swoje statuetki w toaletach – do czego otwarcie przyznaje się w wywiadach dla prasy.
NEWSY
fot. materiały dystrybutora
Gwiazdora polskiego hitu emo, czyli Sali samobójców, Jakuba Gierszała, docenili za granicą. Wraz z dziewięcioma innymi młodymi aktorami otrzymał on tytuł Shooting Stars 2012. Wyróżnienie nie przynosi żadnej konkretnej korzyści majątkowej, ale jak zapewniają organizatorzy – jest przyznawane młodym europejskim aktorom, którzy w przyszłości mają szansę na wielkość, zaś tytuł Spadającej Gwiazdy pomaga zrobić karierę poza rodzinnym krajem, o czym przekonali się poprzedni laureaci nagrody, m.in. Carey Mulligan, Moritz Bleibtreu, Mélanie Laurent i Elena Anaya. Faktycznie – same wielkie nazwiska. Obok Gierszała wyróżnienia otrzymali: Adèle Haenel (Francja), Anna Maria Mühe (Niemcy), Hilmar Gudjónsson (Islandia), Antonia Campbell-Hughes (Irlandia), Isabella Ragonese (Włochy), Ana Ularu (Rumunia), Bill Skarsgård (Szwecja), Max Hubacher (Szwajcaria) i Riz Ahmed (Wielka Brytania).
Świat mody i świat filmu zacieśniają więzy do tego stopnia, że z planu filmowego relacje często przenoszą się na salę sądową. Niczym w dobrym, holiłudzkim reality show sprzeczki i spory rozstrzygnie sąd. Tym razem Louis Vuitton sądzi się z szefami wytwórni Warner Bros. Kto kojarzy budzące powszechny obiekt pożądania torebki z nadrukowanym charakterystycznym logo, ten z pewnością zauważył, że w scenie, w której Zach Galifianakis (Kac vegas w Bangkoku) podróżujący z torbą ostrzega nieuważnego kolegę: „Ostrożnie, to Louis Vuitton” – wyrób wyrób migający na ekranie przez ułamek nanosekundy to podróba! Odpowiedzialna za nią firma Diophy od dawna procesuje się z LV. Niesmak jest więc tym większy. Tymczasem Warner Bros odmówiło poprawienia sceny na potrzeby wydań DVD i Blu-ray. Galifianakis odmówił dokręcenia sceny, w której ostrzega: „Ostrożnie, to podróbka Louis Vuitton”. 9
RELATYWNIE ŚWIEŻE PREMIERY
PIOTR STANKIEWICZ | ANNA MAZUREK
Grudzień 2011 Dziennik zakrapiany rumem
Cokolwiek się zdarzy
PREMIERA: 30.12.2011 Reżyseria: Bruce Robinson Obsada: Johnny Depp, Aaron Eckhart, Michael Rispoli Gatunek: dramat, przygoda Produkcja: USA 2011 Dystrybucja: Kino Świat PIOTR STANKIEWICZ:
Z radością informujemy, że nie jest to amerykańska odpowiedź na Wszyscy jesteśmy Chrystusami.
PREMIERA: 30.12.2011 Reżyseria: Robert Bellsola Obsada: Carlotta Bosch, Marcel Tomas Gatunek: komedia Produkcja: Hiszpania 2011 Dystrybucja: Vivarto ANNA MAZUREK:
Ten film jest o takim jednym, który za wszelką cenę stara się wypełnić małżeńskie obowiązki. Patronat medialny nad filmem objął
10
PREMIERY
Styczeń 2012 Róża
Kot w butach
PREMIERA: 05.01.2012 Reżyseria: Chris Miller Głosy: Salma Hayek, Antonio Banderas, Zach Galifianakis Gatunek: akcja, animacja, komedia Produkcja: USA 2011 Dystrybucja: UIP
PREMIERA: 3.01.2012 Reżyseria: Wojciech Smarzowski Obsada: Agata Kulesza, Marcin Dorociński Gatunek: dramat Produkcja: Polska 2011 Dystrybucja: Monolith PIOTR STANKIEWICZ:
Uwaga, kolce! My, Polacy, tak lubimy się pokolić, ale że róże piękne – jest udręka, jest ekstaza!
PIOTR STANKIEWICZ:
To było do przewidzenia. Drugoplanowy bohater popularnej serii dorobił się własnej (zapewne). Czekamy na film o młodzieńczych latach Wójta Hudsona z pierwszej części Aut.
11
PREMIERY
Sherlock Holmes: Gra cieni
W ciemności
PREMIERA: 05.01.2012 Reżyseria: Agnieszka Holland Obsada: Robert Więckiewicz, Benno Furmann Gatunek: dramat Produkcja: Niemcy, Kanada, Polska 2011 Dystrybucja: Kino Świat
PREMIERA: 05.01.2012 Reżyseria: Guy Ritchie Obsada: Robert Downey Jr., Jude Law, Noomi Rapace Gatunek: akcja Produkcja: USA 2011 Dystrybucja: Warner PIOTR STANKIEWICZ:
Miał być wiktoriański detektyw, a tu ani detektyw, ani wiktoriański. Kto już zatęsknił za poetyką Piratów z Karaibów będzie miał na co popatrzeć. Na plus zaliczyć należy odciągnięcie flegmy i dodanie werwy skostniałej od stu lat relacji dwóch dżentelmenów. Po raz drugi. 12
PIOTR STANKIEWICZ:
Murowany hit dla mononarodowościowej hollywoodzkiej śmietanki, a dla Roberta Więckiewicza przygrywka do ratowania następnym razem świata przed komunizmem. Już w tym roku.
PREMIERY
Dziewczyna z tatuażem
Musimy porozmawiać o Kevinie
PREMIERA: 13.01.2012 Reżyseria: David Fincher Obsada: Rooney Mara, Daniel Craig, Stellan Skarsgard Gatunek: thriller Produkcja: USA 2011 Dystrybucja: UIP ANNA MAZUREK:
Bond nie dość, że nie przyciągnął tłumów do kina, wcielając się w szwedzkiego dziennikarza, to jeszcze oskarża koleżankę z planu, że mu ukradła film i że to dla niej wszyscy wybierają się na seans. Tak to się kończy, jak holiłud próbuje mówić ze skandynawskim akcentem.
PREMIERA: 13.01.2012 Reżyseria: Lynne Ramsay Obsada: John C. Reilly, Tilda Swinton, Ezra Miller Gatunek: dramat, thriller Produkcja: Wielka Brytania 2011 Dystrybucja: Best Film PIOTR STANKIEWICZ:
Musimy koniecznie! Ten dzieciak ciągle się gubi, a to w domu, a to w Nowym Jorku... To nie ten? Aha… No, więc Kevin jest trudnym dzieckiem, które nienawidzi swojej mamy – emo w wersji hardcore. Ballada o Januszku przy tym obrazie to słodziusia historyjka o rozbrykanym chłopięciu. 13
PREMIERY
Oslo, 31 sierpnia
Underworld: przebudzenie
PREMIERA: 20.01.2012 Reżyseria: Len Wiseman Obsada: Kate Beckinsale, Charles Dance, Michael Ealy Gatunek: fantasy, horror Produkcja: USA 2012 Dystrubucja: UIP
PREMIERA: 13.01.2012 Reżyseria: Joachim Trier Obsada: Anders Danielsen Lie, Malin Crepin Gatunek: dramat Produkcja: Norwegia 2011 Dystrybucja: Aurora Films ANNA MAZUREK:
Skandynawska wersja Powrotu do przyszłości, tyle że w gorzkiej polewie, czyli o tym, jak 30-latek żałuje i dostaje szansę, żeby więcej nie żałować. Patronat medialny nad filmem objął
14
PIOTR STANKIEWICZ:
Co może być lepszego od filmu o wampirach i wilkołakach? Kolejny film o wampirach i wilkołakach. Jak pisze w tym numerze Dorota Skurska, na tym polega siła bajkoterapii.
PREMIERY
Sztos 2
Rzeź
PREMIERA: 20.01.2012 Reżyseria: Olaf Lubaszenko Obsada: Cezary Pazura, Borys Szyc, Edward Linde-Lubaszenko Gatunek: komedia Produkcja: Polska 2012 Dystrybucja: ITI Cinema PIOTR STANKIEWICZ:
Kto z emocji wpijał palce w oparcia fotela na seansie 80 milionów, teraz się pośmieje. Gorzej, jak nie wpijał...
PREMIERA: 20.01.2012 Reżyseria: Roman Polański Obsada: Christoph Waltz, Kate Winslet, Jodie Foster Gatunek: dramat Produkcja: Francja, Niemcy 2011 Dystrybucja: Kino Świat PIOTR STANKIEWICZ:
W Polsce film już kochają miliony zakompleksionych rodaków, a w Ameryce będzie pewnie tak, jak zwykle z filmami Polańskiego tam bywa, czyli biednie. I jak śpiewał onegdaj Big Cyc: „Woody Allen to miał szczęście”.
15
FELIETON
TOMASZ
Chmielik
POWSZECHNA FLUORYZACJA #1
BICZOWANIE ZA POCAHONTAS WIZYTA W KINIE KOJARZY SIĘ GŁÓWNIE Z DOBRĄ ZABAWĄ. W klimatyzowanym pomieszczeniu zbierają się ludzie, którzy oczekują, że pieniądze wydane na bilet pozwolą im przez jakiś czas przenieść się do krainy, gdzie wszystko jest możliwe, a dobro zawsze zwycięża. Fabryka Snów jest w rzeczywistości fabryką eskapistycznych wizji, w których wszyscy od czasu do czasu lubimy się zanurzyć. Żerując na tej potrzebie, amerykańska kinematografia już jakiś czas temu porzuciła wszelkie pretensje artystyczne i zajęła się zarabianiem pieniędzy. Tak na pierwszy rzut oka przedstawia się hollywoodzka rozrywka, ale jeżeli zagłębimy się w proponowanym przez nią dyskursie odrobinę głębiej, dostrzeżemy kolejne warstwy czerpiące całymi garściami z klasyków propagandy totalitarnej. Pod feerią barw, jaskrawych wybuchów i efektownych scen akcji, skrywa się bowiem prawdziwy cel tego całego przemysłu – edukacja. Holywoodzkie filmy mają nam przekazać jasno określone treści, przede wszystkim zaś to, że związana 16
z globalizacją amerykańska kultura jest czymś tak naturalnym jak powietrze, którym oddychamy. Nowa odmiana Kulturkampf została nam więc podana w postaci słodkich cukierków, którymi zajadamy się ze smakiem. Nie musimy również myśleć o przykrej wizycie u dentysty, ponieważ nasze zęby się nie psują i pozostają tak samo ostre, chociaż coraz bardziej ścierają się po bokach. Kiedy zaś całkowicie się już zetrą, nawet tego nie zauważymy, odurzeni amerykańską somą. Zanim jednak wszyscy naćpamy się po uszy i odlecimy w nowy wspaniały świat eskapizmu i konsumpcji, popatrzmy przynajmniej na to, co stara się on nam zaoferować. O tym właśnie będzie ta rubryka – o ukrytych założeniach amerykańskiego kina. Zapewne większość z nas widziała Avatara. Okrzyknięto go szybko prawdziwym filmowym przełomem w gatunku science fiction i wydaje się obecnie, że kolejne tego typu produkcje będą starały się dotrzymać mu kroku pod względem efektów specjalnych. Pod względem warstwy fabularnej będzie im o wiele prościej, ponieważ składa się ona z charakterystycznej dla amerykańskiej kultury opowieści, eksploatowanej już zresztą przez Disneyowską Pocahontas. Obie te produkcje opowiadają w zasadzie o tym samym – o rozliczaniu się Ameryki z jej trud-
FELIETON
ną przeszłością. Dzięki globalizacji w tę zbiorową psychoterapię został wciągnięty cały świat, który stał się w ten sposób świadkiem publicznej spowiedzi i jednocześnie gwarantem uzyskania rozgrzeszenia. Wzruszając się rzewną opowiastką o szlachetnym dzikusie (tym razem pod postacią „niebieskiego kota”), uczestniczymy w ponownym odczytaniu sentymentalnych treści prymitywizmu romantycznego. Avatar idealizuje obraz północnoamerykańskich Indian, którym nadaje – ex post facto – same pozytywne cechy. W dobie poprawności politycznej to jedyny sposób oddania hołdu kulturze wymordowanej rękami pionierów Dzikiego Zachodu (resztki tej kultury wrzucono do rezerwatów, aby tam wymarły). Ta ciemna strona historii godzi nieco w stereotyp Jankesa niosącego światu wolność i demokrację. W ten sposób film wpisuje się w nurt antywesternu (czy też westernu rewizjonistycznego, jak wolą nazywać go Amerykanie), który jest popkulturowym sposobem na kajanie się za zbrodnie przodków. W cenę biletu wliczony jest przywilej bycia świadkiem składania tej samokrytyki. Nie dajmy się jednak zwieść, nie stanowi to zaproszenia do jakiejkolwiek dyskusji, jest raczej sposobem na szybkie wyładowanie emocji, które po zakończeniu seansu znikają bez śladu. To jednak nie wszystko. Avatar to również próba odrzucenia odpowiedzialności ze strony świata nauki za zbrodnie XX wie-
ku. Przesłaniem tego filmu jest stwierdzenie, że technologia sama w sobie jest neutralna i dopiero sposób jej wykorzystania może być dobry lub zły. W świecie opanowanym przez idee racjonalności instrumentalnej etyka nie bierze udziału w dyskursie naukowym, ponieważ brakuje jej cech utylitarnie pojmowanej naukowości. Skoro nasza cywilizacja przestała zadawać sobie pytania o cele, przesunęły się one w stronę pytań o środki. W tak skonstruowanej wizji rzeczywistości innowacja technologiczna pojawia się jako pierwsza, później zaś wymyśla się dla niej konkretne zastosowania. Naukowcy mogą więc spać spokojnie, gdyż to nie oni źle wykorzystują wymyślone przez siebie technologie. Wszak te są neutralne! Nikt nikogo do niczego nie zmusza. W Avatarze szlachetny dzikus przejmuje broń z rąk złych wojskowych i film zostawia nas z miłym przeświadczeniem, że wykorzysta ją we właściwy sposób. Jakie jest właściwe zastosowanie karabinu lub maszyny bojowej? Pytanie nader aktualne w kontekście przekazanej mudżahedinom onegdaj przez Amerykanów broni, z której do dzisiaj giną nasi żołnierze w Afganistanie. Jedno jest pewne, Avatar 2, jeżeli powstanie, nie będzie opowieścią o tym, jak szlachetny dzikus bierze odwet na swoich oprawcach, wykorzystując skonstruowaną przez nich broń. Będzie zapewne ckliwą historią o niesieniu demokracji i pokoju w odległe rejony galaktyki, czyli o właściwym wykorzystaniu technologii służącej do zabijania. 17
MONSIEUR VAMPIRE, TAKE ME! I ADORE YOU! Filmowe adaptacje książek o wielkiej miłości Zwykłej Nastolatki i Przystojnego Wampira biją rekordy popularności, bez względu na ich jakość. W pierwszy weekend wyświetlania Saga Zmierzch: Przed Świtem. Część 1 zarobiła prawie 300 milionów dolarów – ku przerażeniu i obrzydzeniu krytyków filmowych całego cywilizowanego świata.
PUBLICYSTYKA
Zdjęcia: Materiały dystrybutora
19
PUBLICYSTYKA
W
brew temu, co można sądzić, nastolatki wcale nie stanowiły przytłaczającej większości w salach kinowych. Fani Sagi Zmierzch rekrutują się ze wszystkich grup społecznych i wiekowych. Wielu z nich po prostu nie przyznaje się do tej fascynacji publicznie. No cóż, wystarczy przejrzeć recenzje książek i ich filmowych adaptacji, aby zrozumieć dlaczego. Jednak fora internetowe, np. dla matek, pełne są zakłopotanych coming outów w odpowiedzi na rzucone przez pierwszą odważną pytanie: „Czy ktoś był już na premierze?”. Padają wówczas odpowiedzi w stylu: „Tak, byłam na maratonie czterech części, zostawiając męża z noworodkiem przy piersi, nakłamałam, że idę pielęgnować chorą babcię, błagam, nie mówcie nikomu”. Mamy do czynienia z prawdziwym fenomenem i zarazem paradoksem – fani są bezgranicznie oddani, ale w większości mają równocześnie pełną świadomość, że obiekt ich oddania jest literacką i filmową chałą. Zaczęło się od książki. Stephenie Meyer, nieznana nikomu 29-letnia matka trojga dzieci, mormonka i kura domowa z wykształceniem lingwistycznym, napisała średniej klasy powieść o wampirach z wyboru niejedzących ludzi i żyjących na północy USA, z których jeden zakochuje się w nastoletniej dziewczynie z lokalnego liceum, z wzajemnością zresztą. Wbrew obiegowej opinii Stephanie Meyer nie napisała książki adresowanej do nastolatek. Wielokrotnie wspominała, że napisała ją dla siebie. Zaczęła pisać, gdy miała 29 lat 20
i urodziła troje dzieci. Nie była nastolatką. Książka została bez przekonania wydana przez mało znane wydawnictwo i, dzięki poczcie pantoflowej, błyskawicznie stała się bestsellerem, najpierw w USA, potem na całym świecie. W tym czasie Stephenie Meyer pisała kolejne książki, tworząc w rezultacie czteroczęściową Sagę Zmierzch. Pomimo wielkiego sukcesu
Edward Bella Jacob
PUBLICYSTYKA
sprzedażowego Zmierzchu, świat trzymał go jeszcze na dystans, a ekranizacji pierwszej części nie podjął się żaden z gigantów, tylko słabo znane studio Summit, zresztą za namową Grega Mooradiana, fana książki i późniejszego współproducenta filmowej serii. Kiedy w 2008 roku kręcono Zmierzch, Stephanie Meyer pisała już piątą część Sagi, o roboczym tytule Midnight Sun, przedsta-
wiającą wydarzenia z pierwszej części, lecz z perspektywy Edwarda, wampira zakochanego w głównej bohaterce Belli, która była narratorką w poprzednich książkach. Intencją Meyer było, jak twierdziła, lepsze wyjaśnienie ludziom intencji Edwarda. Słusznie bowiem uznała. że część ludzkości nie całkiem zrozumiała jego motywacje i psychikę, oskarżając go o toksyczną osobo-
Badając wzajemne relacje trójkąta Edward – Bella – Jacob, można posłużyć się narzędziami wykorzystywanymi przy analizie archetypów zawartych w ludowych baśniach i legendach, a także przy interpretacji snów. Należałoby wówczas spojrzeć na bohaterów historii jako na części tej samej psychiki, co czyni ją opowieścią o konflikcie wewnętrznym. Na tym poziomie Saga Zmierzch okazuje się nagle całkowicie klarowną historią o walce, jaką toczą ze sobą freudowskie Superego i Id, a w której rozjemcą zawsze jest obiekt ich walki – Ego. Mamy wampira Edwarda, będącego nad wyraz czytelnym uosobieniem pozytywnego aspektu – Superego – części psychiki, która u każdego człowieka jest sumieniem, odpowiada za kontrolę impulsów i przestrzeganie norm. Jest zdystansowany, chłodny, twardy, lojalny i ponadczasowy, a samokontrola i wierność zasadom to jego drugie imię. Z drugiej strony znajduje się Id – Indianin Jacob, zamieniający się w wilka, porywczy, gorący, instynktowny i obdarzony ogromną pozytywną energią, ale i agresją. Warto tu przywołać odkrycia badaczki legend, Clarissy Pinkoli Estes, która w kultowej książce Biegnąca z wilkami opisuje archetyp Dzikiej Kobiety – symbolicznej personifikacji naturalnej, instynktownej psychiki, pierwotnej kobiecej siły, wolnej od kagańca kulturowych norm, którą w legendach indiańskich uosabia Wilczyca. Team Jacob nosi koszulki z napisem „I run with the wolves”, zaś Team Edward z „I run with the vampires”. Bella to Ego, o które toczą bój. Nie może być kompletną, zintegrowaną, dojrzałą osobowością dopóki ta walka trwa. Choć obaj pragną dla niej jak najlepiej, każdy widzi inną drogę do tego „najlepiej”. Ich związek polega też na tym, że wygrana któregokolwiek z nich pozostawi Bellę osobą niepełną i w wiecznym zawieszeniu, poszukiwaniu brakującej części. Dlatego jej rolą – dziewczęcia niedojrzałego i dysponującego tylko potencjałem – jest dorosnąć i spowodować, że obie te części będą mogły współistnieć pokojowo, współpracując ze sobą na jej rzecz.
PUBLICYSTYKA
wość, patriarchalizm, fanatyzm, sztywność, obsesyjną zazdrość, manipulację, bycie nudziarzem, a nawet stalking. Pierwsze dwanaście rozdziałów wyciekło niestety do sieci, co spowodowało, że rozżalona autorka zaprzestała pisania i zapowiedziała, że dokończy dopiero wtedy, jak jej przejdzie złość, co do dzisiaj nie nastąpiło. Niemniej jednak te dwanaście rozdziałów było ważne o tyle, że nadało ostateczny kształt filmowej adaptacji i grze aktorów, przede wszystkim Roberta Pattinsona, którego interpretacja Edwarda mniej przypomina postać widzianą oczami Belli, lecz jest prawie żyw-
Ofensywa fanów
22
cem wyjęta z Midnight Sun. Również sama Meyer dzielnie konsultowała kolejne etapy powstawania filmu, zgadzając się tylko na to, co było wierne powieści. „Wszyscy widzieliśmy zmarnowane ekranizacje dobrych książek, więc chciałam się zabezpieczyć. Postawiłam następujące warunki: m.in. nie możecie zabić nikogo, kto nie umiera w książce, musi pojawić się rodzina Cullenów, w takim składzie i charakterze jak w powieści” – stwierdziła. Twórcy nie odważyli się przeciwstawić ani autorce, ani tym bardziej milionom fanów, śledzących każdą decyzję dotyczącą adaptacji Sagi.
Jeszcze przed filmową premierą pierwszej części, w Internecie odnotowano ponad 350 fanowskich stron poświęconych Sadze, w tym na przykład Twilightmoms.com – dedykowaną specjalnie dla zezmierzchowionych matek. Sieć jest pełna krążących materiałów tworzonych przez samych fanów: fotomontaże, kolaże, autorskie trailery przyszłych filmów, fanfiki (od fan fiction), czyli dopisane alternatywne lub brakujące fragmenty książek (tutaj rekordy popularności bił zwłaszcza szczegółowy opis nocy poślubnej oraz nienapisane przez Meyer dalsze rozdziały Midnight Sun). Liczne są też tworzone przez fanów parodie, zarówno literackie (słynny fanfik O Edwarda wadach sprawa) czy filmowe – tutaj do najbardziej znanych zalicza się Wampiry i świry (Vampires Suck), bardzo celną i dopracowaną parodię dwóch pierwszych części filmowej Sagi zmontowanych w jeden pełnometrażowy film. Naprawdę trudno zarzucić jego twórcom brak dystansu do pierwowzoru.
23
PUBLICYSTYKA
Zielono, rockowo i emo Na sukces pierwszego filmu wpłynęły do pewnego stopnia kobieca ręka reżyserki Catherine Hardwicke, która stworzyła magiczny, niepokojąco zielonkawy i bardzo emo klimat, oraz niepodrabialna muzyka Cartera Burwella. Soundtrack z genialnie dobranymi rockowymi piosenkami i tekstami korespondującymi z treścią filmu z dnia na dzień stał się kultowy. Wśród wykonawców znaleźli się oczywiście Muse (których wielką fanką jest sama Meyer i która nie ukrywa, że ich muzyka była dla niej inspiracją do pisania), a także Paramore, Iron and Wine, Linkin Park, Blue Foundation z niezapomnianym Eyes on fire, a także ballada Never Think w wykonaniu boga seksu – Roberta Pattinsona. Przy kolejnych częściach niestety spróbowano ulepszyć to, co było dobre. Zmieniano reżyserów, autorów muzyki, filmy straciły magiczny klimat pierwszej części i okazały się zwykłymi hollywodzkimi produkcjami średniej klasy, napakowanymi efektami specjalnymi. Jedyną ich zaletą byli nadal odtwórcy głównych ról i niezmienna wierność historii, wielbionej przez pół świata. Ekranizacja trzeciej części (Zaćmienie) Davida Slade’a była nie tylko pozbawiona magii, ale nawet dobrej muzyki. Score autorstwa Howarda Shore (m.in. muzyka do LOTR) okazał się kompletnie nierozpoznawalny i nijaki, zaś z piosenek wykorzystanych w filmie przeszła do historii jedynie ta, którą puszczono na napisach końcowych, czyli All yours. Sam film epatował głównie efektami specjalnymi, był nakręcony jak typowy film akcji z elementami komedii 24
romantycznej. Dla części widzów (tych spoza kręgu zezmierzchowionych) był niezrozumiały i wręcz śmieszny. Fani zaś trochę pocierpieli, ale wybaczyli. Królująca obecnie na ekranach czwarta część, a właściwie jej pierwsza połowa, czyli Przed świtem. Część 1 w reżyserii Billa Condona, wygląda na nieco lepszą niż jej poprzedniczka, ale i tak nie dorasta do pięt zielonkawemu Zmierzchowi. Na plus należy zaliczyć powrót muzyki Cartera Burwella (czemu dopiero teraz?) oraz liczne retrospekcje i nawiązania do pierwszej części. Położono też większy nacisk na grę aktorską i eksponowanie emocji. Dodając do tego fakt, że czwarta część
Dylematy z obsadą
PUBLICYSTYKA
zawiera treść chyba najbardziej dojrzałą ze wszystkich dotychczasowych, otrzymaliśmy film, który ogląda się dobrze, a z punktu widzenia fana naprawdę świetnie. Reżyser nie uniknął co prawda kwiatków, takich jak wzbudzająca kwik na sali scena rozmowy wilków, która przypominała Muppet Show dubbingowany przez lorda Vadera. Ale, rzecz oczywista, fani wybaczą. Dlaczego kochamy Sagę Zmierzch? Analizom fenomenu Zmierzchu poświęcono wiele artykułów, opracowań, dyskusji na forach internetowych. Niestety, nie ma chyba miłośnika Sagi, który
by się z wnioskami tych analiz zgodził. Dziennikarze i zmierzchoodporni śmiertelnicy ślizgają się po temacie, jakby naprawdę sądzili, że seksowne wampiry i wielka miłość wystarczy, żeby tysiące dorosłych ludzi z całkowitą powagą nosiło na przykład koszulki z napisem „I wish Carlisle was my psychiatrist”(Carlisle jest wampirem, lekarzem i przywódcą „klanu” Cullenów). Psycholodzy twierdzą, że chodzi o ukryte kompleksy nastolatek. Nie umknął też czujnej uwadze krytyków mormoński system wartości, przemycony pomiędzy wierszami. Feministki oburzają się, że Saga promuje patriarchalne wzorce relacji damsko-męskich i, o zgrozo, dziewczęta się na to nabierają, bo patriar-
Emocje towarzyszące wybieraniu obsady były ogromne. Pierwszy trailer Zmierzchu w ciągu pierwszego tygodnia przyciągnął na serwisie MySpace prawie 3 miliony widzów i ścigał się z rekordem oglądalności ustanowionym przez Indiana Jones i królestwo kryształowej czaszki. Serwer strony MTV.com padł z powodu ilości odwiedzin, kiedy umieszczono na nim pierwsze zdjęcia obsady filmu. Ostatecznie wybrano Kirsten Stewart, fizycznie bardzo przypominającą Bellę, oraz Roberta Pattinsona, który, chociaż odbiega od książkowego opisu urody idealnej i posągowej, okazał się wystarczająco charyzmatyczny i niepokojący, aby widownia zapomniała o prototypie i jego perfekcyjnie prostym nosie i zakochała się w zamian w oczach Pattinsona. Pomimo braków w warsztacie aktorskim i we wzroście idealnym odtwórcą roli Indianina Jacoba (który też zakochuje się w Belli i próbuje przez trzy i pół odcinka odbić ją Edwardowi) okazał się Taylor Lautner, natychmiast zaakceptowany i pokochany przez fanów. Jednak nie przez wszystkich. Ich społeczność podzieliła się na dwa obozy: Team Edward i Team Jacob. Dylemat zbliżony do wyboru Skrzetuski czy Bohun, ale nie do końca identyczny, ponieważ tutaj obaj antagoniści są postaciami z gruntu pozytywnymi, z tym, że każdy w nieco innym stylu. Edward Cullen, wampir z zasadami, jest chodzącym ideałem, uosobieniem Księcia z Bajki o wysokim morale, znakomitej samokontroli i lodowatej elegancji. Jacob Black, Indianin i wilkołak, to z kolei pełnokrwisty chłopak o gorących ustach, w którego żyłach płynie krew wodzów plemienia Quileutów i który opromienia otoczenie swoją pogodą ducha, pozytywną energią i osobowością. Bella musi zatem wybierać pomiędzy dobrem a dobrem. Teamy mają oczywiście swoje koszulki, flagi, strony internetowe, toczą między sobą wojny i pyskówki. W parodii Wampiry i świry dziewczyny z przeciwnych teamów walczą ze sobą przy pomocy szpadli i kijów bejsbolowych, jak kibice na ustawkach, co zupełnie nikogo nie dziwi.
25
PUBLICYSTYKA
chalne „zuuuoooo” jest przebrane za boskiego Edwarda. Miłość, uwielbienie, oddanie, wierność, odporność na szyderczy rechot reszty świata, który zarówno na książkach, jak i na adaptacjach nie pozostawia suchej nitki, nazywając nieudolnym gniotem, tandetą wszech czasów, kiczem nad kiczami. Co sprawiło, że nastolatki, jak i zupełnie dorośli, nierzadko wykształceni ludzie, oszaleli do tego stopnia na punkcie Sagi Zmierzch, chociaż nie jest to szczególnie dobra ani szczególnie oryginalna powieść, a wartość jej filmowej adaptacji sprowadza się głównie do wierności powieści, a poziomem, nazwijmy to, artystycznym, nie sięga do pięt kultowym sagom fantasy, takim jak Władca pierścieni czy chociażby Harry Potter, a pomimo tego wzbudza emocje, o których konkurenci mogą tylko pomarzyć? Czemu przypisać to szaleństwo? Bajka opowiadana tysiące razy Saga Zmierzch jest historią naładowaną po brzegi baśniowymi, literackimi i psychologicznymi archetypami o wielkiej sile rażenia. Archetypy mają na ogół dwie strony medalu – mroczną i jasną. Stephanie Meyer, świadomie lub nie, posługuje się tylko tą drugą. Zacznijmy od tego, że figura wampira została napisana od nowa, na tyle skutecznie, że nie tylko poprawiło to jego reputację, ale też spowodowało epidemię pragnień przemiany w wampira. „Forget princess, I wanna be a vampire” głoszą 26
napisy na koszulkach fanek. Nic dziwnego, tu wampiry (przynajmniej te dobre) bardziej przypominają elfy ze Śródziemia niż długozębego hrabiego z Transylwanii. Wiecznie młode, perfekcyjnie piękne, nieśmiertelne, nadludzko silne i sprawne oraz często obdarzone paranormalnymi zdolnościami. Posiadają sumienie i etykę, a jeżeli chcą, potrafią być bardziej święci od papieża lub samego Josepha Smitha. W blasku słońca ich skóra lśni jak obsy-
Patriarchalne „zuuuoooo” jest przebrane za boskiego Edwarda
ZŁOTE GLOBY N O M I N A C JA
© 2011 Pathé Productions Limited, Channel FourTelevision Corporation i British Film Institute
27
PUBLICYSTYKA
pana brokatem, a jak kochają, to raz na zawsze. Dodajmy jeszcze, że są do tego bogaci, świetnie wykształceni i stać ich na najlepszych dekoratorów wnętrz. Edward, czyli główny męski bohater, oprócz tego, że posiada wszystkie wymienione wyżej cechy, pełni też rolę anioła stróża wobec swojej dziewczyny i jak mało kto nadaje się do tej roli. Ona mu ufa, ale jest uparta jak baran i robi swoje, nie zważając na niebezpieczeństwo.
On, czując wewnętrzny imperatyw chronienia jej, jednocześnie daje jej wolność wyboru. Edward jest uosobieniem partnera idealnego, jego intencje są jasne i czyste. I chociaż wiele kobiet twierdzi, że ideały są nudne, najczęściej w tej materii kłamią. Edward i Bella są ze sobą związani uczuciem, które wymyka się racjonalnym ocenom. To przeznaczenie, miłość, która nie zważa na różnice między nimi ani na cenę, jaką jedno i drugie musi zapłacić. Jest odpowiednikiem „wpojenia”
Szał marketingowy Co jest intrygujące, popularność książek Meyer i filmów na ich postawie jest w niewielkim tylko stopniu dziełem skutecznego marketingu. Gros otoczki wokół filmu i książki tworzyli i tworzą nadal spontanicznie fani, zaś marketingowcy z wydawnictwa i wytwórni z trudem za nimi nadążają. Rzecz jasna, starają się, jak mogą. Lista gadżetów powiązanych z Sagą Zmierzch przekracza granice przyzwoitości i przywodzi na myśl takie dzieła kultury konsumpcyjnej jak piracki papier toaletowy z Kate Middleton i księciem Williamem. W sieci znajdziemy wszystko – legalne i nielegalne koszulki/ kubki/ czapki/ bluzy z cytatami i parodiami cytatów czy śmiesznymi tekstami powiązanymi z fabułą Sagi, zrozumiałymi tylko dla wtajemniczonych. Ponadto herb rodziny Cullenów (pojawia się na ekranie przez sekundę), bransoletkę Belli (pojawia się na ekranie przez sekundę), charmsy z wilkiem i sercem (druga bransoletka Belli, symbole Edwarda i Jacoba), naszyjnik Rosalie, naszyjnik Alice... Zainteresowani bez trudu odkryją, jaki model i markę butów miała na sobie Rosalie, depcząc w pierwszym filmie stłuczoną miskę z sałatką, odnajdą je bowiem w wielu obuwniczych sklepach internetowych otagowane jako Twilight. Są także poduszki w kształcie Edwarda lub Jacoba (tak, kształcie), majtki damskie ze zdjęciem Pattinsona, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz (konkretnie wewnątrz są usta), a nawet w jednym z sex-shopów namierzono brokatowo marmurowy wibrator „Penis Wampira” (również otagowany jako Twilight). Wygląda na to, że są ludzie, którzy nie mogą na co dzień żyć bez kawałka Sagi gdzieś pod ręką. Zasadniczo ci ludzie, jak głosi jeden z napisów na fanowskich koszulkach: „Yes, I’am one of THOSE Twilight people”.
28
PUBLICYSTYKA
(imprinting), które dotyka indiańskich wilkołaków, kiedy przeznaczenie wybiera im partnera na całe życie. Bez trudu rozpoznamy w tej historii także Piękną (Bella!) i zakochaną w niej Bestię, którą miłość tej pierwszej wydobywa z mroku i przywraca życiu. Ponieważ wydobywanie różnych bestii z mroków ich psychiki nie należy do zajęć bezpiecznych ani specjalnie owocnych, jest to jeden z powodów, dla których Sadze zarzuca się szkodliwość społeczną i przygotowywanie dziewcząt do roli ratowniczek biednych misiów, którzy bądź to piją, bo są tacy wrażliwi, bądź biją, bo świat ich przytłacza. Tu jednak eksponowana jest, jak wspomniano wyżej, tylko jasna strona: kobiecy pierwiastek daje siłę życiową i pozwala w pełni rozkwitnąć i rozwinąć się męskiej psychice, zdominowanej przez agresję, chłód uczuciowy i przerośnięte ego. To jest ta sama historia, co w Królowej Śniegu, gdzie Gerda swoimi łzami roztapia lód skuwający serce Kaja. Cała Saga Zmierzch pełna jest takich motywów, w których znany archetyp zostaje rozwinięty w kierunku pozytywnej i budującej puenty, co daje czytelnikowi nie do końca zdefiniowane i rozpoznane poczucie ulgi i komfortu psychicznego. Mamy tutaj „lwa, który zakochał się w owcy” (cytat z książki), czyli wilka, który nie tylko nie zjadł Czerwonego Kapturka, ale się z nim ożenił, a także historię Romea i Julii, kończącą się tym razem happy endem. Mała Syrenka, gotowa w imię miłości na bolesną przemianę i rezygnację z dotychczasowego życia, tym razem nic na tym nie traci, tylko odnajduje swoje prawdziwe ja,
w pakiecie z Księciem i całym królestwem. Jest też Kopciuszek, który co prawda złapał Księcia, ale to Książę uważa, że nie jest godzien tak cudownej istoty. Te „lepsze od oryginału” zakończenia uniwersalnych, starych jak cywilizacja historii mają wielką siłę przywiązywania czytelnika, który chce przeżywać je wciąż na nowo, jak swoistą psychoterapię. Jest to nietypowe i ryzykowne na gruncie literatury rozwiązanie, na ogół szkodzące dramaturgii fabuły i artystycznemu efektowi końcowemu, ale jak widać, ryzyko czasami się opłaca. Wygląda na to, że Meyer napisała (prawdopodobnie niechcący) jedną z najbardziej konstruktywnych baśni o kobiecym rozwoju, jakie powstały w ostatnich czasach. Według psychologów, zajmujących się bajkoterapią, ciągłe powracanie do danej opowieści, duże zaangażowanie emocjonalne odbiorcy i niezważanie na jej niedoskonałą formę to jedne z najważniejszych wskaźników terapeutycznego oddziaływania baśni na czytelnika. Na koniec należy dodać, że pomimo iż Stephenie Meyer próbowała uczynić ze swoich książek przypowieść o moralności i wartościach religijnych (jest wszak gorliwą mormonką), a zamiar ten jest aż nadto czytelny, to cały świat raczej śmiał się z seksu tylko po ślubie i zachowywania cnoty przez 100 lat, zaś fani, no cóż, wybaczyli i zignorowali te wtręty, bo dla nich najwyraźniej nie o tym była ta bajka. Dorota Skurska --------------------------------Autorka jest dziennikarką , prowadzi na co dzień portal dla nowoczesnych matek: www.nowamatkapolka.pl
29
Z POWODU NADMIARU WOLNEGO CZASU Z MARKIEM BEREZĄ – twórcą i właścicielem serwisu NapiProjekt – rozmawia Piotr Stankiewicz.
30
Czym jest, w kilku żołnierskich słowach, NapiProjekt? NapiProjekt to program komputerowy, dzięki któremu w ciągu dosłownie jednej chwili możliwe jest pobranie idealnie dopasowanych napisów do naszego filmu. Pobieranie napisów jest bardzo proste, wystarczy jedynie kliknąć na pliku z filmem i z menu wybrać „Znajdź napisy”, reszta dzieje się już sama. Niebieski klaps gości na pulpitach wielu komputerów w Polsce. Ile osób dziennie korzysta z NapiProjekt? Około stu tysięcy. A ilu unikalnych użytkowników łącznie korzysta z programu? W serwisie użytkownicy założyli ponad czterysta tysięcy kont. Natomiast do korzystania z programu nie jest wymagane konto, dlatego też ciężko oszacować mi realną ilość użytkowników. Co miesiąc z programu korzysta około milion unikalnych osób. Czy może Pan pokrótce opisać genezę i cel powstania NapiProjekt? Pomysł stworzenia serwisu wpadł mi do głowy w pierwszej połowie 2005 roku. W tamtym czasie nie słyszałem o podobnych programach. Sam miałem kłopot z dobraniem odpowiednich napisów, dlatego postanowiłem hobbystycznie stworzyć serwis. Rozwój serwisu stał pod znakiem zapytania, ponieważ pierwsza wersja NapiProjekt nie pobierała napisów, a jedynie dodawała je do bazy.
Zakładał Pan, że przedsięwzięcie będzie miało komercyjny charakter? Nigdy nie zakładałem, że projekt będzie miał taki charakter. NapiProjekt został stworzony z powodu nadmiaru wolnego czasu. Zresztą do dzisiaj pragniemy, aby pozostał w pełni bezpłatny, nawet dodatkowe opcje, takie jak powiadomienie SMS o pojawieniu się napisów w bazie, pozostają darmowe dla wszystkich użytkowników od lat.
Zdaję sobie z tego sprawę, że dzięki łatwej dostępności napisów część osób wykorzystuje je w celach pirackich, ale nie jest to celem serwisu. W jaki sposób zatem przedsięwzięcie jest finansowane? Serwis działa dzięki reklamie na stronie oraz wsparciu użytkowników, wersja 2.0 posiada również banner w programie. To wystarcza na pokrycie wszystkich kosztów? Czasami zdarzają się większe wydatki, typu awaria serwera SMS. W takich sytu31
acjach możemy zawsze liczyć na użytkowników. Chciałbym z tego miejsca szczególnie podziękować tym osobom, które regularnie co miesiąc wspierają serwis.
udzielającym się na forum. Każdy robi tyle, ile może, nie mamy wyznaczonych norm, ale – chcąc utrzymać wysoką jakość treści dostarczanej przez serwis
Jakie dodatkowe funkcjonalności posiada wersja 2.0? Wersja 2.0 została stworzona od podstaw i posiada wiele udogodnień. Z bardziej znaczących to możliwość ustawienia formatu pobieranych napisów oraz dodanie obsługi formatu SRT. Nowa wersja działa stabilniej, automatycznie wykrywa aktualizacje, posiada też wideo porady przedstawiające podstawowe funkcje programu.
– staramy się, aby wszystko było moderowane na bieżąco.
Ile osób na co dzień pracuje w NapiProjekt? Na chwilę obecną status moderatora posiada piętnaście osób. Do obowiązków moderatora należy głównie moderacja napisów, komentarzy dodanych przez użytkowników oraz nowych pozycji filmowych. Pomagamy również osobom 32
W momencie, gdy powstawał NapiProjekt, wciąż bardzo prężnie działały strony dla fansubberów, z mnóstwem zamieszczonych tam napisów do filmów czy seriali. Czy można powiedzieć, że zgromadziliście tę społeczność pod jednym szyldem? Strony te nadal prężnie działają, a NapiProjekt nie zrzesza żadnych grup tłumaczących. W pewnym momencie jednak rozpętała się batalia przeciwko osobom zaangażowanym w tworzenie i promowanie nieoficjalnych napisów do filmów i seriali. Czy w wyniku tych działań ucierpiał też wasz serwis?
Domyślam się, że ma pan na myśli słynną aferę z zamknięciem serwisu Napisy.org. O ile dobrze pamiętam, było to w 2007 roku, NapiProjekt był już wtedy znany, posiadał rozbudowaną bazę napisów. Zamknięcie strony Napisy.org wywołało panikę, wiele stron o podobnej tematyce albo zawiesiło działalność, albo wprowadziło ograniczenia w pobieraniu napisów. Nasz serwis w tym czasie działał normalnie, dzięki czemu stał się jeszcze bardziej popularny.
Może Pan opisać laikowi, jak działa Napiprojekt? Wiele osób myśli, iż NapiProjekt wyszukuje napisy, sugerując się nazwą pliku. Są jednak w błędzie. Zasada działania jest prosta, program „zagląda do wnętrza” pliku i na jego podstawie rozpoznaje dany film, a następnie pobiera odpowiednie napisy. Mówiąc bardziej technicznie, program oblicza hash pliku. Takie rozpoznawanie pliku filmowego na podstawie jego zawartości skutkuje większą skuteczno-
Czy możemy mówić o subkulturze twórców napisów? Z pewnością tak, natomiast jak już wcześniej wspomniałem, serwis nie zrzesza żadnej grupy tłumaczącej.
ścią niż w przypadku sugerowania się jego nazwą.
Zna pan podobne programy funkcjonujące obecnie poza granicami Polski? Znam, ale, szczerze mówiąc, osobiście nie miałem okazji ich przetestowania.
Czyli plik z filmem może mieć dowolną nazwę, a i tak znajdziemy właściwe napisy? Zgadza się, skuteczność rozpoznawania wynosi 99,9%. Dzięki swojej skuteczności program oferuje również inne funkcjonalności, takie jak pobieranie okładek czy też odsyłanie bezpośrednio do podstron opisujących nasz film w po33
pularnych serwisach filmowych, jak na przykład Imdb czy Filmweb.
iż w bazie serwisu znajduje się jedna wersja tłumaczenia.
Może zabrzmi to trywialnie, ale gdzie program szuka tych napisów? Posiadamy swoją bazę napisów, nie korzystamy z zewnętrznych serwisów. Natomiast serwer NapiProjekt znajduje się we Francji, jest to specjalnie wydzierżawiona maszyna, na której działa jedynie nasz serwis.
Kto decyduje, które wersja jest najlepsza, i na jakiej podstawie? Za wprowadzanie zmian w napisach odpowiedzialne są osoby z naszego zespołu zajmujące się tzw. moderacją poprawek. Osoby te mają dostęp do specjalnie stworzonego w tym celu programu. Program ten pokazuje jak na dłoni różnice w poszczególnych napisach, co znacznie ułatwia wybór lepszej wersji.
Zakładając hipotetycznie, że stworzyłem napisy do filmu – co powinienem zrobić, aby można je było pobierać za pomocą NapiProjekt? Jeśli na komputerze jest już zainstalowany NapiProjekt, to wystarczy kliknąć na napisach prawym przyciskiem myszy i z menu wybrać pozycję „Dodaj napisy”. Dodawanie napisów, jak i inne podstawowe funkcje programu zaprezentowane są w postaci video porad tak, aby nawet najmniej zaawansowany użytkownik nie miał z tym żadnych problemów. Ile osób na co dzień tworzy polskie napisy do filmów i seriali? Internet jest bardzo rozległy, natomiast do NapiProjekt trafia codziennie około trzystu nowych napisów. A co się dzieje w sytuacji, gdy kilka osób stworzy napisy do tego samego filmu? Nadajecie któremuś z tłumaczeń priorytet? Wybieramy najlepszą wersję napisów i ją w pierwszej kolejności udostępniamy użytkownikom. Natomiast nie oznacza to, 34
Na pewno spotkał się pan z zarzutami, że inicjatywy tego typu co NapiProjekt zachęcają do piractwa. Jak się pan do tego odnosi? W sieci jest mnóstwo filmów, które możemy legalnie pobrać, a następnie za pomocą NapiProjekt dopasować do nich napisy. Zdaję sobie z tego sprawę, że dzięki łatwej dostępności napisów część osób wykorzystuje je w celach pirackich, ale nie jest to celem serwisu. Co pańskim zdaniem mogłoby uleczyć obecną sytuację, tak aby nie ucierpiała żadna ze stron – ani dystrybutorzy, ani internauci? Jeśli mówimy o polskim rynku myślę, że przyśpieszenie premier w Polsce w stosunku do premier tych samych filmów poza granicami naszego kraju mogłoby ostudzić zapędy niektórych piratów.
35
PUBLICYSTYKA
WCIĄŻ MORDERCZO UROCZY
J
Zdjęcia: © Showtime 2011
eszcze niespełna dekadę temu, jeśli ktoś, będąc w wieku pozwalającym mu na zakup alkoholu, przyznawał się, że „ogląda Dextera”, mógł być postrzegany jako nieszkodliwy, może lekko zdziecinniały miłośnik kreskówek. Od pięciu lat sytuacja uległa zmianie i to dość radykalnej. Dziś w związku z taką samą deklaracją można zostać odebranym jako zdziwaczały zwyrol, fascynujący się przygodami seryjnego mordercy. Co najciekawsze, piętno to gotowe są nosić z dumą
36
miliony widzów na całym niemal świecie. Według serwisu Torrentfreak.com Dexter był najczęściej ściąganym serialem za pomocą sieci BitTorrent w 2011 roku, a liczba „piratów” znacznie przewyższyła liczbę legalnych widzów w całych Stanach Zjednoczonych. Za nami już szósty sezon serialu, który spotkał się z niespotykaną dotąd falą krytyki ze strony fanów, co prawdopodobnie jest nieuniknione w przypadku długotrwałego eksploatowania nawet stosun-
PUBLICYSTYKA
kowo nośnej konstrukcji fabularnej. Do krytyki zaraz wrócimy, wcześniej jednak należy zaznaczyć, że serial wciąż urzeka atmosferą i klimatem słonecznego Miami, z jego multikulturowością i odmiennością, choćby w stosunku do ogranych przestrzeni Nowego Jorku czy Los Angeles. Trzeba również przyznać, że aktorzy po raz kolejny doskonale zastosowali się do reżimu narzuconego przez własne kreacje w poprzednich sezonach. Być może trochę to już mniej brawurowe, bar wne i odkrywcze – jednak nie wymagajmy zbyt wiele, w końcu nie każdy jest Piotrem Cyrwusem. Ci, którzy lubią wracać do serialowych bohaterów jak do starych dobrych znajomych, nie będą mogli się czuć zawiedzeni. Jak zawsze na uwagę zasługuje Jennifer Carpenter wcielająca się w postać siostry Dextera – Debry Morgan. Można powiedzieć, że od początku stanowią wraz z bratem jedną z najciekawszych i najbardziej nietypowych serialowych par, co (zdaje się) dostrzegli scenarzyści, skutecznie wikłając jeszcze bardziej ze sobą ich losy. Znacznie mniej jest elementów komediowych, a etatowy zbok Masuka (C. S. Lee), zwykle ewokujący zabawne sytuacje, też jakby spoważniał i wydoroślał. Sporo miejsca za to poświęcono rozmowom Dextera z imaginacją nieżyjącego ojca, które zastępują mu sumienie i kontakt z własnym wnętrzem,
czego wyraźnie coraz bardziej potrzebuje. Atmosfera zagrożenia budowana częściowo w oparciu o religijną mistykę, tym razem zdaje się nie dotykać bezpośrednio głównego bohatera, usypiając
37
PUBLICYSTYKA
tym w pewnym sensie jego czujność. Duży nacisk, jak wspomniano, położono na wyeksponowanie relacji pomiędzy rodzeństwem Morganów, co znajduje kulminację w ogromnie emocjonującej scenie finałowej i stanowi przewrotną podpowiedź co do rozwoju fabuły w przyszłym sezonie. Rozczarowanie z kolei dotyczyć może nowych nabytków w obsadzie, czym wracamy do krytyki. Nie przekonuje zupełnie Edward James Olmos w roli uniwersyteckiego profesora owładniętego obsesją sprowadzenia na świat biblijnej apokalipsy. Jako głównemu przeciwnikowi Dextera wiele mu brakuje, chociażby do pozornie safandułowatego psychopaty z czwartej serii, a dla sporej części serialowych wyjadaczy zawsze już będzie się kojarzył z postacią
Jak zawsze na uwagę zasługuje Jennifer Carpenter wcielająca się w postać siostry Dextera
38
wiecznie zmęczonego kapitana Galaktiki. Trochę zmienia w tym zakresie osoba jego podwykonawcy i prawej ręki, ale i to na zasadzie chwilowego zaskoczenia – trzeba jednak przyznać, że silnego. Pewne na-
dzieje możemy wiązać z nowym laborantem-stażystą w wydziale zabójstw, ale na rozwinięcie tego wątku będziemy chyba niestety musieli poczekać do następnego sezonu. Na szczęście stacja Show Time zaplanowała aż dwa, co z jednej strony rozbudza apetyt widzów, z drugiej każe żywić uzasadnione obawy co do ich jakości fabularnej, gdyż cała historia zdaje się scenarzystom powoli wymykać z rąk. W najnowszym sezonie dwoją się i troją, aby maksymalnie uatrakcyjnić fabułę, zachowując jednocześnie pozory realizmu. Godzący się wszakże na pewnego rodzaju umowność, nawet najbardziej zagorzały fan zada sobie w końcu pytanie: ilu seryjnych morderców może grasować w półmilionowym mieście, z czego spora część to napływowi emeryci?
PUBLICYSTYKA
Swoją drogą jednym z „obiektów atencji” Dextera uczyniono właśnie takiego staruszka, spędzającego jak wielu Amerykanów jesień życia na Florydzie. Ile razy wreszcie w centrum feralnych wydarzeń może się znaleźć rodzina Morganów? Co smuci, podobnych pytań w trakcie oglądania pojawia się znacznie więcej. Problemem jest też genialność naszego mordercy z zasadami, który chronicznie cierpi na brak godnego siebie, w sensie intelektualnym, przeciwnika. I ten zarzut stanowi prawdopodobnie istotę krytyki ostatniej odsłony serialu. Przy tak wyśrubowanym poziomie i wewnętrznej konkurencji, jaką stworzyły dla siebie poszczególne sezony, aż prosiło się o diabolicznie (względnie angelicznie) inteligentnego złego protagonistę, który rzuciłby wyzwanie adekwatne do możliwości Dextera Morgana. Na koniec trzeba odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: czy warto poświęcić czas na szósty sezon Dextera? Odpowiedź niezmiennie (na razie) brzmi: tak! To jeden z najlepszych obecnie oferowanych seriali, wciąż trzymający bardzo wysoki poziom. Tak jak wciąż nie do pobicia jest jego czołówka wraz z towarzyszącym jej, wpadającym w ucho motywem przewodnim. A że poświęcimy nasz czas na śledzenie losów mizantropa, mordercy i psychopaty? Cóż… Dexter jest o wiele bardziej sympatyczny od w rzeczywistości użalającego się nad sobą od siedmiu sezonów doktora House’a; i w dodatku też leczy ludzi. Na swój sposób. Piotr Stankiewicz
CO ŁĄCZY KRAKÓW I MIAMI? Laboratorium rodem z posterunku policji w Miami. Analiza śladów krwi w wykonaniu uroczych, ale bezlitosnych laborantek. Fanów popularnego amerykańskiego serialu czeka nie lada gratka. W Krakowie odbędzie się impreza inspirowana Dexterem: Flamingo Dexter Party. To pierwsze tego typu wydarzenie w Krakowie. Można więc śmiało stwierdzić, że historyczne. „Uwielbiam ten serial! I to nie tylko za mistrzowską kreację głównej postaci” – mówi Beata Bolisęga, inicjatorka Flamingo Dexter Party. „Cała fabuła jest tak skonstruowana, że nie wszystko jest oczywiste”. Skąd pomysł na imprezę? „Zawsze chciałam w czymś takim uczestniczyć. W Polsce jeszcze nikt nie organizował tego typu eventów” – dodaje. Kiedy amerykańska stacja Showtime wyprodukowała i wyemitowała pierwszy sezon serialu, nikt nie spodziewał się, że zyska on tak liczne rzesze fanów. Stworzony na podstawie powieści Jeffa Lindsaya Demony dobrego Dextera (Darkly Dreaming Dexter) szybko stał się niesamowicie popularny. Do tej pory wyemitowano sześć sezonów, dwa następne czekają w kolejce. Ta popularność serialu przełożyła się także na pozaekranową aktywność fanów, którzy organizują imprezy tematyczne, spotykając się na tzw. Dexter Parties. Najwięcej ich odbywa się na zachodzie Europy: w Belgii, Holandii czy Anglii. Pierwsza tego typu impreza w Polsce odbędzie się już 20 stycznia w Krakowie w hostelu Flamingo przy ulicy Szewskiej 4. Start o godzinie 21:00. Przebrania w klimacie serialu mile widziane. Wystrój samego hostelu tego dnia będzie również nawiązywał do scenografii Dextera, choćby ściany udrapowane będą folią kojarzącą się z „pokojem zabiegowym” głównego bohatera. „Będzie krwawo! Zapraszamy wszystkich, którzy tak jak my nie mogą doczekać się nowego sezonu” – zapewniają organizatorzy. Szczegółowy program wkrótce na: www.flamingo-hostel.com i na profilu Facebook Flamingo Kraków: http://www.facebook.com/flamingo.krakow
39
FILMOWI BRZYDALE Ś
wiat filmu kocha się w rankingach, zestawieniach i „toptenach”, więc nie mogło ich zabraknąć w Filmradarze. Zamiast jednak grzebać w box office’ach i sprawdzać, ile kto zarobił albo ilu dało się naciągnąć na kinowy bilet, będziemy prezentować filmy dobrane według jakiegoś klucza. Na początek prezentujemy listę filmowych brzydali. I nie są to w holiłudzkim rozumieniu przystojni inaczej, ale postacie, których fizjonomia naprawdę przerażała kinową publikę. Z premedytacją pominęliśmy horrory, bo wówczas stworzenie listy filmowych monstrów byłoby dziecinną igraszką. Możliwe, że przegapiliśmy jakąś istotną produkcję lub Wy skłonni bylibyście uzupełnić naszą listę o własne propozycje. Tak czy inaczej – prezentujemy całkowicie subiektywny przegląd najbardziej paskudnych i plugawych facjat w historii kina. Siądźcie wygodnie, zapnijcie pasy i starajcie się nie krzyczeć za głośno. ;)
Quasimodo (Lon Chaney) → Dzwonnik z Notre Dame The Hunchback of Notre Dame rok produkcji: 1923 reż. Wallace Worsley albo
Quasimodo (Charles Laughton) → Dzwonnik z Notre Dame The Hunchback of Notre Dame rok produkcji: 1939 reż. William Dieterle
ANNA MAZUREK: Obie wersje są porażające. Ani Chaneyowi, ani Laughtonowi nie powierzyłabym pod opiekę psa nawet na czas wyjazdu na wakacje. PIOTR STANKIEWICZ: A ja tak, przynajmmniej inne psy by nie zaczepiały mojego w trakcie spacerów.
Monstrum Frankensteina (Boris Karloff) → Frankenstein Frankenstein rok produkcji: 1931 reż. James Whale
ANNA MAZUREK: Przy spotkaniu w ciemnej uliczce zawał serca murowany. Tylko że co on biedak winny, że „ojciec-stworzyciel” może i wybitnym naukowcem i wizjonerem był, ale szkoły krawieckiej nie kończył i wszystkie szwy mu krzywo wyszły? PIOTR STANKIEWICZ: Bo, widzisz, jak mawiali starożytni rzymscy prawnicy – tylko matka jest zawsze pewna.
41
Brzydki (Tuco) (Eli Wallach) → Dobry, zły i brzydki Il Buono, il brutto, il cattivo rok produkcji: 1966 reż. Sergio Leone
ANNA MAZUREK: Pojawia się na planie filmowym od 1956 roku, czyli że kamera go lubi. Żona chyba też, bo ma tę samą jeszcze dłużej, tj. od 1948 roku! Znaczy, że chyba nie jest aż taki brzydki... PIOTR STANKIEWICZ: Nie taki brzydki, ale też Clint Eastwood nie taki w tym filmie dobry.
John Merrick (John Hurt) → Człowiek słoń The Elephant Man rok produkcji: 1980 reż. David Lynch
ANNA MAZUREK: Zawsze mnie ta postać przygnębiała. Jakoś ludzie wokół niego wydają się większymi potworami. W sumie, to żałuję, że Lynch zdecydował się go w ogóle pokazać. Gdyby do samego końca grał cieniami, niewyraźnymi ujęciami i zastosował jeszcze kilka operatorskich sztuczek film byłby bardziej... lynchowski, nie uważasz? PIOTR STANKIEWICZ: Dla mnie właśnie to epatowanie brzydotą stanowi tu o sile przekazu, gdzie piękno wewnętrzne, uwięzione w ciele bez szans na odmianę, zdaje się krzyczeć: nie wierzcie temu, co widzicie!
42
Roy L. „Rocky” Dennis (Eric Stoltz) → Maska Mask rok produkcji: 1985 reż. Peter Bogdanovich
ANNA MAZUREK: Że też piękniś Stolz przyjął tę rolę... No, no. PIOTR STANKIEWICZ: Świetna rola pięknej jeszcze wówczas Cher tylko uwypukla brzydotę chłopaka, który wbrew naszym oczekiwaniom, nie tylko akceptuje swój wygląd, ale czyni z niego swoje oręże w walce z życiem.
Sloth Fratelli (John Matuszak) → Goonies Goonies rok produkcji: 1985 reż. Richard Donner
PIOTR STANKIEWICZ: Był słodki, tak jak słodki był cały Goonies. Trochę się bałem i pamiętam do dziś przestrogę jednego z jego braci, że od oglądania telewizji odpada ptaszek. ANNA MAZUREK: Może byłoby dobrze spopularyzować i częściej przypominać niektórym tę przestrogę. :)
Niszcząca namiętność
GOLLUM → WŁADCA PIERŚCIENI 43
Salvatore (Ron Perlman) → Imię Róży Der Name der Rose rok produkcji: 1986 reż. Jean-Jacques Annaud
ANNA MAZUREK: Ron Perlman ze względu na swoją facjatę chyba zawsze grywa wszawe typy, ale w roli braciszka Salwatore wygląda wyjątkowo paskudnie. PIOTR STANKIEWICZ: Stupido, stupido...
Joker / Jack Napier (Jack Nicolson) → Batman Batman rok produkcji: 1989 reż. Tim Burton
ANNA MAZUREK: Wiem, że honorowym Jokerem jest Heath Ledger, ale po dłuższym namyślę stwierdzam, że gębusia Nicholsona jako żywo paskudniejsza. PIOTR STANKIEWICZ: Ja wolę, że tak ujmę, Ledgera. Może dlatego, że zwycięsko wyszedł ze starcia z legendą właśnie nicholsonowskiego Jokera.
Justin McLeod (Mel Gibson) → Człowiek bez twarzy The Man Without a Face rok produkcji: 1993 reż. Mel Gibson
44
ANNA MAZUREK: Debiut reżyserski Gibsona zebrał dobre noty u recenzentów i krytyków. Melowi wystarczyło odlepić z twarzy holiłudzki uśmiech i dać się oszpecić charakteryzatorom, i proszę – wszyscy zapiali z zachwytu!
PIOTR STANKIEWICZ: Ładnemu to we wszystkim ładnie.
Pograbek (Mariusz Saniternik) → Pograbek rok produkcji: 1992 reż. Jan Jakub Kolski
PIOTR STANKIEWICZ: Taki tylko trochę brzydki ten Pograbek. W polskim kinie wszystko mniej widowiskowe, nawet brzydota. ANNA MAZUREK: Widać – jakie kino, tacy bohaterzy.
Aileen Wuornos (Charlize Theron) → Monster Monster rok produkcji: 2003 reż. Patty Jenkins
ANNA MAZUREK: Tajemnicą poliszynela jest holiłudzki przepis na Oscara. Chcesz zgarnąć statuetkę dla najlepszej aktorki? Przytyj dziesięć kilo, zapuść włosy pod pachami, daj sobie dokleić sztuczny nos i podbródek, wstaw sztuczne, paskudne zęby, załóż szkła kontaktowe i zostań lesbijką... Wygrana murowana! PIOTR STANKIEWICZ: Brzydko się wyzłośliwiasz. Może z uczciwości należałoby dodać, że najpierw trzeba być bohaterką polucyjnych snów milionów nastolatków.
Zła dieta
JABBA THE HUTT → GWIEZDNE WOJNY 45
Harvey Dent / Dwie Twarze (Aaron Eckhart) → Mroczny rycerz The Dark Knight rok produkcji: 2008 reż. Christopher Nolan
ANNA MAZUREK: Piękniś, który nagle zostaje oszpecony, to chyba koszmar każdego metroseksulnego faceta. Stąd zresztą bierze się frustracja Denta, który, widząc swoją śliczną buziuńkę zrujnowaną, przechodzi na ciemną stronę mocy. PIOTR STANKIEWICZ: W polskiej wersji mógłby wystąpić Olivier Janiak.
Tyrion Lannister (Peter Dinklage) → Gra o tron Game of Thrones (serial TV) rok produkcji: 2011
PIOTR STANKIEWICZ: Ten facet urodził się do tej roli, choć wielu stawiało na Warwicka Davisa (czyli pamiętnego Willowa). W tym ja. ANNA MAZUREK: Davies sprawdził się jako dobroduszny profesor Flitwick, nauczyciel Harry’ego Pottera. Koszmarny był za to w Leprechaun, ale mieliśmy nie uwzględniać postaci z horrorów. Dinklage rolę prawdziwego filmowego brzydala ma chyba jeszcze przed sobą.
Smutne dzieciństwo
LORD VOLDEMORT → HARY POTTER
46
KONTRA: OPERACJA ŚWIT Emocjonujący serial akcji, którego bohaterami są członkowie tajnej brytyjskiej jednostki wojskowo-wywiadowczej.
Oglądaj na
HBO!
PUBLICYSTYKA
USŁYSZEĆ OBRAZ Według najprostszej definicji audiodeskrypcja (AD) to przełożenie na język werbalny treści wizualnych. Znana już od dłuższego czasu, ostatnio staje się coraz bardziej medialna i dostępna. Czym w zasadzie jest technika, której większość z nas nigdy nie miała okazji usłyszeć? Początki
Początki audiodeskrypcji sięgają korzeni kultury i pierwszych prób opisu niewidomym otaczającego świata. Obecnie to pojęcie odnosi się do technicznej wersji tego zjawiska, które zaczęło się kształtować w ubiegłym stuleciu. W latach 70. Amerykanin Gregory Frazier jako pierwszy usystematyzował podstawy opisu treści dla niewidomych. Niedługo potem, bo w 1981 roku miał miejsce pierwszy oficjalny pokaz z wykorzystaniem metody audiodeskrypcji. W waszyngtońskim teatrze Arena Stage odbył się spektakl z odczytem na żywo. Tekst opracowała wraz z mężem niewidoma od urodzenia Margaret Pfanstiehl. W efekcie pod koniec lat 80. z tej techniki korzystało już 50 placówek w USA. Z amerykańskiej kolebki audiodeskrypcja szybko się przeniosła i zaczęła zakorzeniać się po drugiej stronie oceanu – w Wielkiej Brytanii. 48
W połowie lat 80. w teatrze Robin Hood w Averham po raz pierwszy wykorzystano technikę na europejskim gruncie. Koncepcja została przyjęta z entuzjazmem i szybko rozprzestrzeniła się po całym kraju. Wraz z postępem techniki zaczęto łączyć audiodeskrypcję z medium, jakim jest telewizja. Przyjmuje się, że pierwsze takie połączenie pojawiło się już w 1983 roku w japońskiej telewizji NTV. W Wielkiej Brytanii emisje pojawiły się 11 lat później, ale zajmowały aż 6 godzin czasu antenowego, i to w paśmie największej oglądalności (BBC i ITV). W tym samym czasie w Chapter Arts Centre (Cardiff, Walia) pojawiły regularne seanse kinowe z audiodeskrypcją na żywo.
Audiodeskrypcja w Polsce
W naszym kraju technika AD jest ciągle nowością. Pierwszą publiczną prezentację odnotowano w 1999 roku na zjeź-
PUBLICYSTYKA
dzie Polskiego Związku Niewidomych. Jednak oficjalny pokaz odbył się zaledwie 5 lat temu, dokładnie 27 listopada w białostockim kinie Spokój (film Statyści, reż. M. Kwieciński). Było to niemal wyłączną zasługą miejscowej Fundacji Audiodeskrypcja, dzięki której być może ta technika w ogóle w Polsce zaistniała. Rok później na platformie iTVP Telewizja Publiczna udostępniła Ranczo z dodatkową ścieżką dźwiękową, a dwa lata później z tym samym dodatkiem pojawił się Katyń na DVD. Od tego czasu można zaobserwować rosnące zainteresowanie i rozwój wykorzystania techniki AD w Polsce.
Zrozumieć skrypt
Tworzenie ścieżki audiodeskrypcji jest bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. Z powodu początkowej dowolności przekazu założyciele Fundacji Audiodeskrypcja, Barbara Szymańska i Tomasz Strzymiński, sporządzili niezwykle dokładne standardy tworzenia audiodeskrypcji. Pierwszym etapem jest przygotowanie skryptu, czyli tekstu opisującego warstwę wizualną. Odpowiedzialny za to jest zespół deskryptorów złożony z co najmniej 2-3 osób, w tym koniecznie jednej osoby niewidomej. Ich zadaniem jest stworzenie i wyselekcjonowanie materiałów na temat filmu w jak najbardziej lakonicznej formie. Uwzględniane są wyłącznie najważniejsze informacje pozwalające przekazać ciągłość fabuły. Obraz, otoczenie bohaterów czy
chociażby błędy operatorów są z reguły pomijane, ponieważ niepotrzebnie zakłócają przekaz. Nie trzeba chyba mówić, jak trudne jest to zadanie, zwłaszcza przy mało precyzyjnym języku polskim. Żeby uchwycić obraz w zaledwie kilkusekundowych wypowiedziach stosuje się tzw. trzy złote zasady: opisywać tylko to, co widać, nie opisywać dźwięków i przede wszystkim nie interpretować. To, zdaje się, z tym ostatnim mamy w Polsce najpoważniejszy problem. Łatwo spotkać się z przekazywaniem emocji, i to w większości filmów. Tymczasem audiodeskrypcja powinna być neutralną częścią produkcji. W celu zminimalizowania wpływu lektora na odbiorcę używać należy krótkich teraźniejszych zdań – informacji, które punktują kolejne wydarzenia. Zanim skrypt trafi do lektora musi być dokładnie opracowany. W standardach określone są nawet takie elementy jak rozmiar, rodzaj czcionki czy jej kolor. Zakłada się, że stworzenie przeciętnego skryptu dla dwugodzinnego filmu zajmuje tydzień. Pół biedy, jeśli jest to rodzima produkcja. Sytuacja się komplikuje w przypadku filmu zagranicznego. Wtedy nie dość, że lektor AD ma zmieścić się między dialogami oryginalnymi, to musi uważać na tłumaczenia lektora, z którymi łatwo zlać się w jedną niezrozumiałą całość. A chwile ciszy też są potrzebne. Z tego powodu Fundacja dwa lata temu zorganizowała pierwsze w Polsce warsztaty dla przyszłych audiodeskryptorów. Dzięki dobrej współ49
fot. www.audiodescribe.com/about/snyder.php
pracy niedługo potem na uniwersytetach w Białymstoku i Poznaniu stworzono podyplomo-
Jeden ze światowych pionierów w technice audiodesrypcji, Joel Snyder, pod względem reżimu precyzji językowej porównuje proces tworzenia skryptu AD do tworzenia japońskiego haiku. we studia poświęcone tłumaczeniom audiowizualnym, nie mówiąc już o licznych kursach, wykładach i wydawnictwach.
Ciemno
Szacuje się, że 30% społeczeństwa w Europie ma problemy ze wzrokiem. W Polsce nie ma precyzyjnych danych na ten temat, poza tymi uwzględniającymi tylko ludzi niewidomych. Możemy jedynie posiłkować się danymi Polskiego Związku Niewidomych, który zrzesza 70 tysięcy osób. Z kolei według innych badań wynika, że zapotrzebowanie na mate50
riały z audiodeskrypcją, Braille’em czy powiększoną czcionką (dla niedowidzących) może wykazywać nawet 900 tysięcy osób w Polsce. Trudno stwierdzić, jakie są rzeczywiste liczby, wiadomo jednak, że zapotrzebowanie to cały czas rośnie, co związane jest między innymi z procesem starzenia się społeczeństwa. Dlatego cieszy rozwój audiodeskrypcji w naszym kraju. Zaczyna ona być obecna na festiwalach, chociażby w Gdyni czy Krakowie. W ubiegłym roku w Płocku odbył się nawet specjalny festiwal kultury i sztuki przeznaczony dla osób niewidomych. W dużej części są to zasługi wspomnianej białostockiej fundacji, ale też sami organizatorzy zaczynają powoli dostrzegać potrzebę tego typu pokazów. Również Telewizja Publiczna, głównie na platformie iTVP, prezentuje już całkiem przyzwoitą liczbę filmów i seriali z audiodeskrypcją – aktualnie jest emitowana Tajemnica twierdzy szyfrów. Jednak czas antenowy, i tak stanowiący zaledwie 10% programów, jest poświęcany głównie potrzebom osób głuchoniemych. Z drugiej strony to i tak o wiele lepiej niż w przypadku stacji komercyjnych, u których próżno szukać podobnych udogodnień. Daleko nam do USA, gdzie niektóre stacje telewizyjne mają dwa pasma, jedno z filmem, a drugie z audiodeskrypcją. W Wielkiej Brytanii specjalnie sporządzona lista prezentuje niemalże 300 kin oferujących pokazy z techniką AD. W Polsce taka lista nawet nie istnieje… Emil Wittstock Więcej tekstów tego autora pod adresem: exellos.filmaster.pl
Nasze teksty siÄ™ nie
starzejÄ…!
Zobacz archiwalne numery Literadaru ... ZA DARMO!
51
52
No i przyszło nam omawiać kawał prawdziwie męskiej prozy! Kto wie, może za jakiś czas pojawi się u Krzysztofa Schechtela?
perła, kupię ją w prezencie Mikołajkowym Najbliższym” (ortografia oryginalna). Ciekawe zjawisko!
Męska proza, której entuzjastyczne recenzje piszą głównie anonimowe osoby płci żeńskiej, i to chyba dość młode, biorąc pod uwagę treść tekstów zamieszczonych na stronie wydawcy! „Książka jest dobrą rozrywką i ciekawym materiałem dydaktycznym, ponieważ doskonale przystosowuje nas do zaistniałej sytuacji. Czytelne opisy pozostałości po przyrodzie, potwornie uderzają w nasz obraz o jej pięknie”, „trafiła się niezła
53
RECENZJA
DZIENNIK ZAKRAPIANY RUMEM
Zdjęcia: Materiały dystrybutora
D
Recenzent:
Olga Więzowska Tytuł: Dziennik zakrapiany rumem Reżyseria: Bruce Robinson Obsada: Johnny Depp, Michael Rispoli, Amber Heard Produkcja: USA 2011 Więcej tekstów tego autora pod adresem: chinina_dla_nel.filmaster.pl
54
#1
zisiejsze wysokobudżetowe produkcje oferują nam rozrywkę na najwyższym poziomie. Technicznie doskonale dopracowane, filmy te gwarantują obsypanych nagrodami aktorów i rzetelnie opowiedzianą historię. Nie będzie to zbyt poważna historia. Nie będzie też bawiła rubasznym, głupawym dowcipem. Historia będzie skrojona tak jak muzyka, zdjęcia i montaż: bez zarzutu. W tej wylukrowanej perfekcji, jaką dało stulecie udoskonalania sprzętu i języka filmowego, wyjątkowo łatwo zgubić jednak poruszającą treść, emocje i bohaterów, z którymi moglibyśmy się utożsamiać i którym moglibyśmy współczuć. Dziennik zakrapiany rumem ma w sobie potencjał dobrego kina, pozostaje jednak jedynie kinem wysokobudżetowym. Johnny Depp gra tu Paula Kempa, dziennikarza lokalnej portorykańskiej gazety, której grozi bankructwo. Od pierwszego dnia pracy zaprzyjaźnia się z Bobem Salą (Michael Rispoli) i dwóch mężczyzn brnie w towarzystwie rumu przez życie, którego sens ciężko uchwycić – potrafi go zwerbalizować
RECENZJA
jedynie langusta, kiedy Paulowi głowę pustoszy połączenie narkotyków z alkoholem. Pozostałe postaci są płaskie i stereotypowe. Jeżeli doszukujemy się w Kempie tragicznego bohatera, który ograniczony przez podporządkowanego elicie redaktora dusi się, pisząc relacje z kręgielni, gdy tak naprawdę głęboko porusza go dramat Portorykańczyków, film jest tandetną klapą. Może się tak na pierwszy rzut oka wydawać, bo przecież Kemp – przypadkowo uwikłany w relacje z elitą – odkrywa prawdę o zagarnięciu najpiękniejszych obszarów wyspy pod budowę luksusowych hoteli i melancholijnie cytuje Wilde’a: „Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego”. Jednak zdystansowana i ironiczna gra Deppa sugeruje inną przyczy-
nę nieustannego pijaństwa Kempa. Paul nie jest idealistą, nie jest „dobrym człowiekiem”; aż do momentu, gdy Sanderson (Aaron Eckhart) nie uderza boleśnie jego
#1
55
RECENZJA
ego, nie przeszkadza mu układanie się z „bandziorami”. Potem jego wściekłość i walka z systemem stają się czysto osobistą potyczką. Boryka się z pytaniem, jak pisać, jaką drogą dojść do własnego literackiego głosu – i to go obchodzi, a nie głodna portorykańska dziewczynka, patrząca na niego smutno zza szyby zdezelowanego samochodu. Kreacja Deppa każe spojrzeć na graną przez niego postać z przymrużeniem oka, i właśnie to ratuje film. Ogromna ilość energii poszła w komediowy sos, jakim podlany jest temat, który mógłby inaczej okazać się zbyt ciężki do przełknięcia dla przeciętnego widza. Być może jako poważny dramat byłby to 56
#1
lepszy film, lecz jako komedia zwyczajnie bawi. Zarówno dialogi, jak i niespodziewane sytuacje dają wielką przyjemność, wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik – jak na wysokobudżetową produkcję przystało. Kiedy okazuje się, że Fiat 500 Sali i Kempa został pozbawiony przednich siedzeń, drzwi i dachu przez miejscowych drobnych przestępców i mężczyźni próbują prowadzić go wspólnymi siłami – to znaczy Depp siedzi Rispoliemu na kolanach i wynurza głowę nad ramą przedniej szyby – śmiała się cała sala. Trudno orzec, czy Dziennik zakrapiany rumem może spodobać się osobie, która nie lubi Johnny’ego Deppa. Żaden inny aktor nie wychodzi poza schemat, z Amber Heard w roli „Pięknej Kobiety” (o imieniu Chenault) na czele. Jednak dla samego Deppa, słońca, muzyki i rumu należą się trzy gwiazdki.
RECENZJA
Zdjęcia: Photo by Zade Rosenthal/Universal Studios and DreamWorks II © Universal Studios and DreamWorks II Distribution Co. LLC
KOWBOJE I OBCY
J
Recenzent:
Agata Malinowska Tytuł: Kowboje i obcy Reżyseria: Jon Favreau Obsada: Daniel Craig, Harrison Ford, Olivia Wilde Produkcja: USA 2011 Więcej tekstów tego autora pod adresem: esme.filmaster.pl
ak w niezawodny sposób rozwścieczyć fanów westernu i zadziwić fanów science fiction? Nakręcić western science fiction, rzecz jasna. Kowboje i obcy to nie tylko jedno z największych kuriozów letniego sezonu, ale też jedna z jego atrakcji, nawet jeśli oglądaniu towarzyszy coś w rodzaju guilty pleasure. Zatem strzelba w dłoń i hop na siodło. Pędzimy polować na ufoki, nie zważając na protesty oburzonych. Jeśli rozważyć rzecz na zimno, w podobnym zamyśle nie ma nic szczególnie skandalicznego, a nawet można dla niego znaleźć historyczne poparcie. Wojnę światów, słynną powieść o inwazji Marsjan, wydano w 1898 roku, zatem w czasach, gdy Zachód był jeszcze Dziki. Każdy zaś kinomaniak potwierdzi, że obecnie, mając do wyboru Anglię i Amerykę, kosmici preferują raczej tę drugą. Cóż więc bardziej naturalnego niż lądowanie statku obcej cywilizacji na preriach pełnych bizonów? Wszelkie sprzeciwy zaś muszą być wymysłem purystów, którzy nie znoszą odstępstwa od kanonu i wolą, by ich ukochany gatunek raczej pozostał martwy (z pojedynczymi wyjątkami, jak Coenow#1
57
RECENZJA
skie Prawdziwe męstwo lub nowy projekt Tarantino Django Unchained), niż poddał się nietuzinkowemu, przyznajmy, lecz ożywczemu liftingowi. Pierwszy kwadrans Kowbojów i obcych to zresztą raczej klasyczny western. O tym, że jest to film cross-genre przy-
pomina (poza samym tytułem oczywiście) tylko tajemnicza amnezja, na którą cierpi główny bohater, i równie tajemnicza bransoleta na jego nadgarstku. Dodajmy, że jest to naprawdę niezły klasyczny western. Mamy tu samotnego rewolwerowca-twardziela, który przybywa do niewielkiego miasteczka i natychmiast wdaje się w konflikt z nieznośnym synalkiem miejscowego bogatego hodowcy bydła. Obaj panowie zostają aresztowani, sytuacja zagęszcza się wraz z pojawieniem się krewkiego ojczulka pragnącego nie tylko odbić latorośl, ale też wyrównać stare ra58
#1
chunki z przybyszem... Wtedy pojawiają się kosmici, by z hukiem porwać kilka drugoplanowych postaci! Nie namyślając się długo, wszyscy wyruszają na ratunek bliskim, dokładając do westernu i science fiction nieco filmu drogi. Żeby nie było żadnych wątpliwości – przedstawiona powyżej fabuła nie została zrealizowana w konwencji pastiszu ani komedii. To film nakręcony całkowicie na poważnie, dbający o zgodność z zasadami obu konwencji gatunkowych (choć raczej z naciskiem na western). Każdy, kto liczy na festiwal gagów, może darować sobie
RECENZJA
oglądanie. Za to osoby, które doceniają klasyczne pulp fiction, będą z pewnością usatysfakcjonowane. Kliszowość postaci, przewidywalny rozwój fabuły, uświęcony tradycją wizerunek kosmitów (potwory w stylu Alienów czy Predatorów zajmujące się porywaniem i mordowaniem ludzi lub rabowaniem zasobów), fabuła nakreślona grubą kreską i z dużą dozą nonszalancji – wszystko to sprawia, że łatwo po seansie dojść do nieprzyjemnego przekonania, że właśnie obejrzało się coś błahego. Będzie to wrażenie uzasadnione, jednak nie oddające istoty rzeczy. Jon Favreau nakręcił bowiem film przypominający małe dziecko – prostolinijny, nietrudny do złapania na głupotkach, jednocześnie niezmiernie łatwy do polubienia. Aktorzy bawią się z wyraźnym zapałem i przyjemnością w Dziki Zachód, dając z siebie wszystko co najlepsze. Samotny rewolwerowiec (Daniel Craig) jest twardszy od samego Jamesa Bonda, stary hodowca bydła (Harrison Ford) odważniejszy niż India-
na Jones, a fajtłapowaty właściciel saloonu (Sam Rockwell) rozczulająco nerwowy. Matthew Libatique, nadworny operator Darrena Aronofskiego, oferuje nam świetne zdjęcia, a reżyser – trochę filmowych aluzji i świetną atmosferę (ach, ten zwiastujący bijatykę stuk szklanki odstawianej na szynkwas...). Gdyby nie to, że druga połowa filmu jakby wytraca werwę i trzeba przecierpieć niespecjalnej jakości aktorstwo Olivii Wilde, oglądanie Kowbojów i obcych byłoby niczym niezmąconą, bezpretensjonalną przyjemnością. Z kronikarskiego obowiązku trzeba wspomnieć, że film jest inspirowany komiksem, gdzie, jak się zdaje, wszelkie gatunkowe fanaberie łatwiej uchodzą na sucho. Publiczność kinowa jest mniej liberalna – film nie osiągnął finansowego sukcesu, co zapewne zniechęci wytwórnie do dalszego inwestowania w hybrydy. Patrząc z tej perspektywy, trzeba powiedzieć: „a szkoda”. #1
59
RECENZJA
MISSION: IMPOSSIBLE – GHOST PROTOCOL
Zdjęcia: © 2011 Paramount Pictures. All Rights Reserved.
M
Recenzent:
Bartłomiej Paszylk Tytuł: Mission: Impossible – Ghost Protocol Reżyseria: Brad Bird Obsada: Tom Cruise, Jeremy Renner, Paula Patton, Simon Pegg, Michael Nyqvist, Léa Seydoux Produkcja: USA 2011 Autor recenzji jest redaktorem naczelnym pisma Grabarz Polski
60
#1
ówi się, że Mission: Impossible – Ghost Protocol bierze to, co najlepsze ze wszystkich trzech wcześniejszych filmów cyklu: napięcie z jedynki Briana De Palmy, zmysłowość z dwójki Johna Woo oraz poczucie humoru z trójki J. J. Abramsa. I coś w tym jest. Z tym, że za każdym razem, kiedy Brad Bird próbuje mierzyć się z De Palmą i Woo – jednak przegrywa. Na samym wstępie poznajemy chłodną i skuteczną, a przy tym niebezpiecznie pociągającą płatną morderczynię Sabine Moreau (Léa Seydoux), która po zwycięskim starciu z pewnym amerykańskim agentem zdobywa kody umożliwiające odpalenie głowic nuklearnych. A co najgorsze – ma w planach udostępnienie ich niejakiemu Kurtowi Hendricksowi (Michael Nyqvist), szaleńcowi uważającemu, że świat będzie piękniejszy, gdy od czasu do czasu jego krajobraz urozmaici grzyb atomowy. Dzielny agent Ethan Hunt (Tom Cruise) bardzo chciałby zapobiec przejęciu kodów przez Hendricksa, ale najpierw musi się uporać z drobniejszymi problemami, takimi jak ucieczka z rosyjskiego więzienia, przeżycie ataku
RECENZJA
bombowego na Kreml, gdzie akurat wdarł się w przebraniu, aby wykonać kolejną „niemożliwą misję”, a także rozwiązanie zatrudniającej go dotąd jednostki oraz śmierć przełożonego. Po długiej serii bijatyk, wybuchów, strzelanin i ucieczek Hunt otacza się jednak grupką ludzi, którzy mogą mu pomóc w zapobiegnięciu nuklearnej katastrofie. Są to: znany z poprzedniej części ekspert od gadżetów Benji Dunn (w tej roli jak zwykle zabawny Simon Pegg), pragnąca pomścić śmierć ukochanego agentka Jane Carter (nadzwyczaj urodziwa Paula Patton) oraz skrywa-
jący jakiś mroczny sekret analityk Brandt (charyzmatyczny Jeremy Renner). Tych „czworo wspaniałych” musi się teraz wybrać na wycieczkę do Dubaju, bo to właśnie w tamtejszym Burdż Chalifa, najwyż#1
61
RECENZJA
szym budynku świata, ma nastąpić przekazanie kodów zagrażających światowemu pokojowi. Pierwsza połowa filmu jest rozegrana w błyskawicznym tempie i nie brak w niej ani napięcia, ani udanych wizualnych fajerwerków. Tak właśnie powinno być – dzięki temu widz nie ma czasu na wnikliwe analizowanie realizmu poszczególnych scen (na przykład tej, w której Hunt doczepia sobie teatralne „rosyjskie wąsy”, a potem za pomocą sprytnych gadżetów z sukcesem infiltruje najlepiej strzeżone zakamarki Kremla). Miło też, że akcja zręcznie przenosi się z jednego urokliwego miejsca do drugiego, a kamera pieszczotliwie muska a to dachy Budapesztu, a to znów wieże Kremla czy wreszcie – szklane ściany wbi-
62
#1
Tom Cruise w scenach wspinaczki nie korzystał z pomocy dublera.
jającego się w niebo dubajskiego wieżowca. Wspinaczka Hunta po tych ostatnich – za pomocą superprzyczepnych rękawiczek, które jednak nie zawsze działają jak trzeba – to na pewno najbardziej emocjonująca scena filmu. Choć szczerze powiedziawszy, nieco późniejszy fragment, w którym brunetka Paula Patton daje ostry wycisk blondwłosej Sabine Moreau, niewiele tej nerwowej wspinaczce ustępuje… Później niestety zaczynają się problemy. Po serii nieprawdopodobnych, komiksowych wyczynów Hunta, scenarzyści nagle próbują jakoś głównego bohatera uczłowieczyć, opowiadając nam smutną historię jego małżeństwa. I wypada to niestety mało przekonująco. Nie wszystko idzie też jak trzeba w kliku ważnych scenach z końcowej części filmu – kiedy Brandt skacze z wysokości po to tylko, aby zatrzymać się o centymetry nad ziemią, czujemy, że przydałby się za kamerą ktoś z wyczuciem suspensu De Palmy, a kiedy bohaterowie wkraczają w pełne przepychu progi pałacu w Bombaju, zaczynamy tęsknić za wizualnym zmysłem Woo.
sklep inTerneTOWy odwiedź nas na www.manana.pl/sklep
najlepsze filmy z azji, afryki i ameryki łacińskiej na dvd limiTOWane serie aUTOrskicH plakaTóW filmOWycH i fesTiWalOWycH
mff Berlin 2009 złoty niedźwiedź
dvd w cenie 29.90 zł
unikatowa kolekcja plaktów do filmów alejandro jodorowskiego edycja limitowana!
RECENZJA
SYLWESTER W NOWYM JORKU
Zdjęcia: Photo by Andrew Schwartz – © 2011 Warner Bros. Entertainment Inc.
Od
Recenzent:
Olga Więzowska Tytuł: Sylwester w Nowym Jorku Reżyseria: Garry Marshall Obsada: same gwiazdy! Produkcja: USA 2011 Więcej tekstów tego autora pod adresem: chinina_dla_nel.filmaster.pl
64
#1
wielkiego sukcesu To właśnie miłość i znacznie mniej spektakularnych Walentynek minęło parę sezonów. Zima to zaś dobry czas dla kina: pogoda brzydka, ciemno wcześnie, mróz. Nie dziwmy się więc, że odkopano kolejne święto wypadające w tym lukratywnym okresie. Sylwester w Nowym Jorku wykorzystuje znany i sprawdzony już przepis: kilka historii (wszystkie miłosne, lecz patrzymy tu na miłość we wszystkich jej barwach, od romantycznej po matczyną) posiekanych drobno i zmieszanych ze sobą w montażowni. To danie odgrzewane było już jednak zbyt często i całkowicie straciło smak. Na nic wysiłki popularnych i lubianych aktorów. Na nic pomysły scenarzystów. Film, jak nie śmieszył na początku, tak nie śmieszy na końcu. O oczywistościach ubranych w patos niezwykłych prawd życiowych nie warto nawet wspominać. Kilka słów o samych minikomediodramatach. Najbardziej żenująca jest historia dwóch małżeństw, które ścigają się po szpitalną nagrodę. Każda z pań w zaawansowanej ciąży stara się uprzedzić przeciwniczkę w wydaniu potomka
RECENZJA
o północy. Mamy też Randy’ego (Ashton Kutcher), który ostentacyjnie nienawidzi Sylwestra, ale potęga miłości zmiękczy każdego mizantropa i nawet największym cynikom łzy zaszklą się w oczach o północy. Sam (Josh Duhamel) walcząc z nawigacją satelitarną uderza w słup. Ta niewielka przeszkoda całkowicie paraliżuje jego samochód i zdesperowany mężczyzna musi
jechać do Nowego Jorku w prywatnym autokarze wielkiej rodziny, której opowiada swoją roman-
Banalne historie – oto wszystko, czym jest Sylwester w Nowym Jorku
#1
65
RECENZJA
tyczną historię. Jest ona równie głęboka, co rysa na masce jego samochodu i bazuje na znanych nam z dzieciństwa przypowieściach (głównie Kopciuszku). Claire (Hillary Swank) zawdzięczamy płomienne przemówienie o błędach, które każdy popełnia i nadziei, że ten rok będzie lepszy. Laura (Katherine Heigl) i Jensen (Jon Bon Jovi) mają za sobą burzliwą przeszłość, a teraz spotykają się na przyjęciu, gdzie on jest gwiazdą, a ona szefem kuchni. Czy dziewczyna zauważy, że tym razem muzyk naprawdę zrozumiał, że nie może bez niej żyć? Wszyscy bohaterowie okazują się połączeni ze sobą cienką nicią znajomości i koligacji rodzinnych, i wszyscy wstrzymują oddech, 66
#1
gdy rozpoczyna się wielkie odliczanie do północy na Times Square. Banalne historie – oto wszystko, czym jest Sylwester w Nowym Jorku. Jednak ich ilość, energiczny soundtrack i niezłe zdjęcia sprawiają, że film nie jest całkowitym niewypałem. Oczywiście daleko mu do To właśnie miłość, ale człowiek nie ziewa. Zdajemy sobie sprawę, że pochłaniamy dobrze zmontowaną papkę, jednak czynimy to bez bólu. Jako komedia, film nie śmieszy, jako melodramat, jedynie ślizga się po powierzchni prawdy o relacjach międzyludzkich – nie jest to raczej warte wydatku na bilet do kina, ale jeśli w przyszłym roku ktoś zechce zasiąść przed telewizorem – nie należy stanowczo odradzać.
REŻYSERIA ANDREW HAIGH
RECENZJA
ŁOWCA TROLLI
Zdjęcia: © Filmkameratene AS 2010
E
Recenzent:
Maciej Sabat Tytuł: Łowca Trolli Reżyseria: André Øvredal Obsada: Otto Jespersen, Robert Stoltenberg, Glenn Erland Tosterud Produkcja: Norwegia 2010 Autor tekstu jest dziennikarzem Literadaru i znawcą kultury popularnej
68
#1
kipa studentów rusza w podróż z kamerą. Kręcą film dokumentalny na zaliczenie zajęć. Jego tematem jest tajemniczy gość, który, jak głosi plotka, jest kłusownikiem polującym na niedźwiedzie. Pojawia się strzelba, mrukliwy i antypatyczny myśliwy oraz niedźwiedzie truchło. Dość szybko jednak cała sytuacja dostaje autentycznego świra – mniej więcej wtedy, gdy troll z gatunku Raglafant zamienia bohaterom auto na trollowe chrupki. Całość nagrana jest „z ręki”, czym przypomina pseudodokument w stylu Blair Witch Project czy Cloverfield. Dzieciaki z uniwerku w Volda są sympatyczne i wiarygodne, łatwo uwierzyć, że w bogatej Norwegii, bogata uczelnia płaci im za to, żeby jeździli sobie po kraju i filmowali starego, irytującego kłusownika. Również Hans, tytułowy łowca, to świetna kreacja. Zamknięty w sobie, opryskliwy i wyizolowany ze społeczeństwa, ale przy bliższym poznaniu okazuje się, że poświęcił całe swoje życie wypełnianiu misji, którą jest ochrona społeczeństwa przed zagrożeniem, jakim są trolle. Protestuje jednak przeciwko nazywaniu go bohaterem. To, co robi, to według niego ciężka pra-
RECENZJA
ca i służba. A potem są tylko trolle i niesamowite norweskie pejzaże. No i trochę trolli na dokładkę. Co oznacza ten film dla przeciętnego kinomana? Święto lasu! Wreszcie do naszych kin trafia obraz, który przez
wielu konsumentów był oczekiwany z olbrzymią niecierpliwością. I to z wielu powodów. Po pierwsze, bardzo rzadko zdarza się film europejski, który nie jest obmierźle intelektualny, mądry i z przesłaniem (czytaj: nudny). Jeden Transporter (może do spółki z In Bruges) jest jak ta jaskółka z porzekadła. #1
69
RECENZJA
A tu pychotka – jakieś pościgi, wybuchy, niemalże strzelaniny i zupełnie odjechane potwory, a wszystko bez grama hollywoodzkiej kasiory. Po drugie, jeśli coś nie jest z Hollywood, a leci w polskim kinie, to pewnie jest francuskie. Ponieważ kino europejskie dla wielu zaczyna się i kończy na kinie francuskim. Być może kina studyjne przy pustych salach puszczają jeszcze filmy szwedzkie (rzecz jasna Bergmana, bo Sjomana czy Widerberga nawet tam nie uświadczy). I znowu zaskoczenie, bo oto gorący, fantastyczny film z zimnej, ciemnej Norwegii. I to bardzo, bardzo sycący film. Jest w Łowcy trolli miliard smaczków, których polski (a właściwie każdy nie-norweski) widz nie złapie. To tak, jakby posadzić Norwega na seansie Jak rozpętałem drugą wojnę światową i kazać mu się śmiać z Chrząszczyżewoszyc w powiecie Łękołody. Nie da się i już, brak kodu kulturowego. Dla przykładu, w filmie gra trzech sławnych komików norweskich: Otto Jespersen, czyli tytułowy łowca, Robert Stoltenberg jako Pioter, polski malarz i dostawca niedźwiedzich zwłok, oraz Knut Nærum, inżynier 70
#1
z elektrowni. To tak, jakby Szymon Majewski do społu z Arturem Andrusem i Piotrem Bałtroczykiem grali polskich partyzantów walczących po wojnie z ubecją. Wiele smaczków niosą też nazwy gatunków trolli, choćby Dovregubbeny to Królowie Gór (z opery Peer Gynt) – część akcji filmu rozgrywa się właśnie w ich grocie. To tylko dwa drobne szczególiki, podobno film jest ich pełen... Pozycja, oczywiście nadobowiązkowa, ale z gatunku tych, które znać wypada. I pośmiać się można, i czasem ze strachu na krzesełku podskoczyć. Bez wątpienia należy wybrać się do kina na Łowcę trolli i, głosując portfelem, pokazać, że właśnie takiego kina chcemy i takiego kina nam potrzeba.
RECENZJA
DRUGIE ŻYCIE LUCII
Zdjęcia: Materiały dystrybutora
L
Recenzent:
Wiesław Krzysztof Sycz Tytuł: Drugie życie Lucii Reżyseria: Stefano Pasetto Obsada: Sandra Ceccarelli, Francesca Inaudi Produkcja: Argentyna, Włochy 2011
Więcej tekstów tego autora pod adresem: wks.filmaster.pl
ucia to kobieta około czterdziestki, żona lekarza alergologa. Po kolejnym poronieniu rezygnuje z pracy stewardessy i postanawia udzielać lekcji gry na fortepianie. Lea jest dwudziestokilkuletnią dziewczyną, która rzuca pracę w „fabryce” drobiu, aby w odległej od stolicy miejscowości Puerto Madryn prowadzić badania nad biologią zwierząt oceanicznych. Życie Lucii legło w gruzach. Specjalistyczne badania lekarskie wykazują, że jest chora na raka. Czara goryczy przelewa się w momencie odkrycia przez Lucię romansu jej męża z jego koleżanką ze szpitala. Nagłe pojawienie się irytująco dynamicznej Lei zainteresowanej nauką gry na fortepianie w pierwszej chwili wydaje się gwoździem do trumny, ale szybko okazuje się też czynnikiem burzącym mur oddzielający Lucię od życia. Wkrótce podąży za Leą do Patagonii. Historia skupia się głównie na postaciach dwóch kobiet, ukazując ich uczucia i emocje. Świat mężczyzn jest prosty i płytki; to świat, w którym związek z kobietą traktuje się w egoistyczny sposób, jako naturalny etap życia społecznego. Wychowani w kulturze macho mężczyźni nie zauważają kobiecych potrzeb. Boha#1
71
RECENZJA
terki zmuszone są szukać uczucia w kontakcie ze sobą nawzajem, stąd nie dziwi łatwość przejścia ich związku do poziomu spełnionego erotyzmu, którego nie zaznały w kontaktach z mężczyznami, których nie rozumieją i przez których nie są rozumiane. Nie jest to jednak typowy związek homoseksualny – seks jest w nim jedynie elementem jednorazowym, a znacznie ważniejsza jest tu więź emocjonalna. Niemniej przetrwanie tego związku staje się niemożliwe – Lea postanawia wrócić do swojego chłopaka, Lucia
72
#1
RECENZJA
tu w Puerto Madryn, wieloryby wynurzające się z fal morskich są równie zachwycające, jak kolorowe ulice Buenos Aires ukazane ze sterylną wręcz elegancją. Dodajmy do tego subtelne dźwięki fortepianu.
podejmuje leczenie w Szwajcarii. Ich decyzje podyktowane są odmienną koncepcją poszukiwania szczęścia. I chyba właśnie wolność wyboru bez skrępowania konwenansami jest jednym z najważniejszych przesłań filmu. Przekaz ten ułatwia bardzo dobra gra aktorska Sandry Ceccarelli (Lucia) i Franceski Inaudi (Lea). Drugie życie Lucii jest dziełem bardzo kameralnym i pięknie opowiedzianym. Powolny tok narracji wytwarza atmosferę sprzyjającą wyciszeniu i spokojnemu odbiorowi fabuły. Sprzyja temu także sposób realizacji zdjęć. Nasycone kolory, wyraziste odcienie przeplatane pastelowymi rozjaśnieniami. Dominacja czerwieni i niebieskiego może nawiązywać do kontrastu między ogniem a wodą, namiętnością i spokojem, chociaż rozjaśnione barwy różu i błękitu odnosić się mogą do tradycyjnego postrzegania płci. Ukazany świat potrafi być malowniczy. Wyjątkowe krajobrazy Patagonii, przepiękne ujęcia por-
To drugi pełnometrażowy film Stefano Pasetto. Urodzony w Rzymie włoski filmowiec studiował w Państwowej Szkole Filmowej, a pracę dyplomową poświęcił Krzysztofowi Kieślowskiemu. I jego film rzeczywiście może budzić skojarzenia z twórczością polskiego reżysera. Ukazanie skomplikowanych portretów kobiecych nie należy do łatwych zadań. Pasetto dołącza do niewielkiego grona twórców, którym to się udaje. Drugie życie Lucii jest dziełem udanymi i jednym z najciekawszych sposobów prezentacji wspomnianego zagadnienia. #1
73
OdwiedĹş nas na facebooku!
RECENZJA
SZPIEG
Zdjęcia: Materiały dystrybutora
T
Recenzent:
Agata Malinowska Tytuł: Szpieg Reżyseria: Tomas Alfredson Obsada: Gary Oldman, Colin Firth, John Hurt Produkcja: Francja, Wielka Brytania, Niemcy 2011 Więcej tekstów tego autora pod adresem: esme.filmaster.pl
rudno zgodzić się z twierdzeniem, że świat stał się nagle pustynią, jeśli chodzi o tematy dla kina szpiegowskiego. Nieprzerwanie buzujący konflikt między Izraelem a Iranem czy choćby wieloletnie polowanie na Osamę ibn Ladena z pewnością mogłyby posłużyć za inspirację dla niejednego porządnego filmu. Uparte eksploatowanie klimatów zimnowojennych i żelaznokurtynowych można więc uznać za nietakt lub wręcz tchórzostwo. Jednak cóż poradzić, filmom znakomitym, a Szpieg niewątpliwie do takich należy, wybacza się wiele. Wbrew sformułowanej przez Alfreda Hitchcocka zasadzie, że w filmach szpiegowskich chodzi zwykle o papiery, tutaj bój toczy się o informację – w erze Internetu rzecz bardzo na czasie. Główny bohater, były szpieg George Smiley, otrzymuje zadanie zidentyfikowania rosyjskiego „kreta”, zakonspirowanego w dowództwie MI6. Chociaż krąg podejrzanych jest wąski, zadanie nie należy do łatwych – szybko staje się jasne, że nie chodzi jedynie o infiltrację własnych służb specjalnych. KGB, uosabiane przez tajemniczego Karlę, zrobi wszystko, by chronić swego #1
75
agenta przed zdemaskowaniem… Gdyby protagonistą Szpiega był bardziej popkulturowy agent, film z pewnością zaroiłby się od wybuchów i pięknych kobiet. Jednak Smiley to zupełnie inna para kaloszy – nie nosi wyróżniających się, drogich garniturów i unika ujawniania swojej inteligencji za pomocą błyskotliwych one-linerów. Przeciwnie, jest możliwie bezbarwny i anonimowy, zaś jego pojedynek z Karlą przypomina szachową rozgrywkę prowadzoną na planszy o powierzchni tysięcy kilometrów. To pełna napięcia gra o wysoką stawkę, jednak obaj rywale ograniczają się do pociągania za sznurki, rzadko angażując się w akcję osobiście. W konsekwencji film rozgrywa się głównie w hotelowych pokojach, na londyńskich ulicach i w barach oraz w kwaterze głównej MI6, w której zamiast piwnic pełnych śmiercionośnych gadżetów królują szpulowe magnetofony, stosy papierów i tytoniowy dym. Czy Szpieg staje się przez to mało efektowny? Absolutnie nie. Starannie 76
ustawione oświetlenie, przemyślana paleta kolorystyczna, świetna muzyka, ubiory i wzornictwo z lat 70. – nie zaniedbano niczego, by uczynić ten film klimatycznym i stylowym, z doskonałym rezultatem. Fani Tomasa Alfredsona pamiętają z pewnością charakterystyczną, nasyconą mrozem atmosferę jego poprzedniego filmu, Pozwól mi wejść. Po obejrzeniu jego najnowszego dzieła można mieć pewność, że nie była to kwestia przypadku, lecz umiejętności. I nie tylko reżyser popisał się tutaj ponadprzeciętnym talentem.
Stało się pewnego rodzaju tradycją, by, pisząc lub mówiąc o Szpiegu, pochwalić kreację Oldmana – jego Smiley jest faktycznie wyborny, zarówno jako pełen rezerwy detektyw, jak i w tych chwilach, gdy fasada powściągliwości pęka, ujawniając buzujące pod spodem emocje i rozterki. Trzeba jed-
nak zauważyć, że wyśmienita jest właściwie cała obsada, tworząca prawdziwą galerię osobników o pokręconych życiorysach i spaczonych charakterach, na których długoletnia praca w tajnych służbach odcisnęła niszczycielskie piętno. Mało która postać jest tu plastikowo piękna. Alfredson postawił raczej na charakterystyczne twarze – nawet uroda Benedicta Cumberbatcha, grającego tu przecież postać młodą i przystojną, jest dość niestandardowa. Paradoksalnie jedyna wada filmu bezpośrednio wiąże się z powodem, dla którego go nakręcono. Alfredson przyznał się, że zainspirowała go złożoność fabuły. Istotnie – wielowarstwowy scenariusz Stało się pewnego rodzaju do Incepcji, nad którym Notradycją, by, pisząc lub mówiąc o Szpiegu, pochwalić kreację lan siedział przez kilka lat, Oldmana przy powieści Johna le Carré wydaje się zaledwie studencką wprawką. Ekranizacja udała się znakomicie, lecz wtłoczenie książki w dwie godziny czasu ma swoje konsekwencje. Kolejne sceny, gęste od informacji, nie dają czasu na oddech, zmuszając widza do ciągłej intelektualnej gimnastyki. Przydaje się też dobra pamięć, by już po projekcji poukładać sobie liczne wątki i znaleźć odpowiedzi na drobne zagadki, co zresztą może jedynie zwiększyć zadowolenie z obejrzenia filmu. Istnieje co prawda ryzyko, że ze swoim scenariuszem typu whodunit Szpieg jest przeżyciem satysfakcjonującym zaledwie jednorazowo – lecz tej jednej projekcji nie wolno zaniedbać nikomu, kto ceni dobre kino. 77
RECENZJA
COŚ
Zdjęcia: Materiały dystrybutora
„C
Recenzent:
Agata Wasilewska Tytuł: Coś Reżyseria: Matthijs van Heijningen Jr. Obsada: Mary Elizabeth Winstead, Joel Edgerton, Ulrich Thomsen, Eric Christian Olsen, Adewale Akinnuoye-Agbaje, Paul Braunstein Produkcja: USA 2011
78
#1
złowiek jest najcieplejszym miejscem, w którym można się ukryć”. To hasło reklamowało Coś Johna Carpentera w 1982 roku. Po blisko trzydziestu latach przypomina o tym prequel o tym samym tytule, nakręcony w koprodukcji kanadyjsko-amerykańskiej przez norweskiego reżysera. Fabuła jest mniej więcej taka: w 1982 roku na Antarktydzie zostaje odkryty wrak ogromnego statku oraz zamarznięte w lodowcu „coś”. Sławny naukowiec, Sander Halvorson, przekonuje doktor Kate Lloyd, paleontolog z Uniwersytetu Columbia, by udała się wraz z nim i zbadała wiekopomne znalezisko. Członkowie stacji badawczej, początkowo zafascynowani odkryciem, szybko tracą entuzjazm, gdy „coś” się przebudza, a na domiar złego potrafi przybrać kształt dowolnego organizmu. Surowość laboratorium i całej stacji badawczej, wszechobecny mróz koła podbiegunowego oraz kolorystyka utrzymana na poziomie odcieni szarości, błękitu i bieli sprawiają, że film ma charakter dość… chłodny. Jak wiadomo, chłód spowalnia wszystkie procesy, co tyczy się niestety również fabuły dzieła, która jest nu-
RECENZJA
żąco przewidywalna. I to nie tylko kwestia przetransponowania filmu Carpentera. Można łatwo przewidzieć, co się stanie, jeśli zamknie się kilka osób w małej przestrzeni na odludziu i wmówi, że wśród nich jest wróg, w dodatku bardzo trudny do rozpoznania. Oczywiście omawiając film Matthijsa van Heijningena Jr., nie da się uciec od nawiązań do dzieła Carpentera, gdyż ów film został zbudowany na doskonałych filarach swego oryginału. Oba obrazy są zespolone fabularnie, prequel Heijningena kończy się (już na napisach) sceną pościgu helikop-
tera za uciekającym przez lodowiec psem. Jest to również jedna z pierwszych scen filmu Carpentera, co pozwala nam połączyć oba dzieła prawie bezboleśnie. Jednak to zbyt mało, i mimo pozornego podobieństwa ich jakość dzieli kilka poziomów. Obraz mistrza horroru z 1982 roku trzyma widza w napięciu praktycznie cały czas, złowrogi nastrój potęguje dodatko-
wo muzyka Ennio Morricone’a. Film straszy, jak przystoi prawdziwemu horrorowi, zaś jego nowszy odpowiednik pretenduje ledwie do miana thrillera. Trudno dorównać takiemu mistrzowi jak Carpenter, jednak Heijningen nawet się do niego nie zbliżył. Coś anno domini 2011 może się pochwalić brakiem jakichkolwiek walorów – od artystycznych po czysto rozrywkowe. Nawet bowiem w tej kwestii nie spełnia oczekiwań i może walczyć co najwyżej o nagrodę Miernota Roku. W tej klasie nawet Istota jest filmem o niebo lepszym, a należy zauważyć, że na wyżyny ambicji też się nie wspięła. Tym, co można pochwalić jest fakt, że w pewnym sensie film posiada wątek feministyczny. Chodzi tu o ukazanie opozycji mężczyzn pchanych ambicją i kobiety, która bierze sprawy we własne, racjonalne (cóż za sukces feminizmu!) ręce. Na zakończenie można także dodać, że z pewnych względów film może być uciechą dla dentystów. #1
79
RECENZJA
NAJSAMOTNIEJSZA Z PLANET
P
Recenzent:
Ida Szczepocka Tytuł: Najsamotniejsza z planet Reżyseria: Julia Loktev Obsada: Gael Garcia Bernal, Hani Furstenberg Produkcja: USA, Niemcy, 2011 r. Więcej tekstów tego autora pod adresem: lamijka.filmaster.pl
80
#1
odróże kształcą – głosi popularne porzekadło, jakże adekwatne w stosunku do pary 30-letnich Amerykanów wędrujących z miejscowym przewodnikiem po majestatycznych gruzińskich górach. Ona i on, tuż przed ślubem, beztroscy i zakochani, podążają ścieżkami uczęszczanymi tylko przez nielicznych mieszkańców okolicznych terenów. Dokąd idą? Czego szukają? Co każe im wciąż pokonywać nowe przeszkody, spać w spartańskich warunkach i odczuwać co wieczór to samo zmęczenie spowodowane długą wspinaczką oraz niesieniem ciężkiego plecaka? Może jest to chęć sprawdzenia się, dowiedzenia się czegoś o sobie samych i sobie nawzajem. Kaukaska wyprawa nie sprawi im w tym względzie zawodu. Alex i Nica to typowa dla dzisiejszych czasów para – oboje równie aktywni, traktujący się wzajemnie jak partnerzy w związku, którego nie dominuje żadna ze stron. Nieco ironicznym zabiegiem reżyserki było osadzenie w roli Alexa aktora (Gael García Bernal) wywodzącego się z kręgu kultury latynoskiej, w której funkcjonuje stereotyp macho – mężczyzny, do
RECENZJA
jakiego Alexowi bardzo daleko. Z kolei rudowłosa aktorka grająca Nicę (Hani Furstenberg) jest z wyglądu (wąskie biodra, mały biust) mało kobieca. W scenie, kiedy oboje stoją na głowach, ubrani bardzo podobnie, z kapturami przykrywającymi włosy, są nie do rozróżnienia. Początkowo sielankowa atmosfera wyprawy zostaje zniszczona przez wydarzenie, które zmieni zarówno Alexa, jak i Nicę, jak też ich wzajemną relację. Broń wymierzona w pierś kobiety przez krzyczącego coś niezrozumiale, wzburzonego tubylca – akt przemocy, który zagrozi parze na górskim szlaku, zmieni całą wycieczkę nie do poznania, przyczyni się też do zrewidowania ich obrazu siebie samych jako kobiety i mężczyzny oraz jako pary, wywróci do góry nogami relację obojga bohaterów. Dotychczasowi partnerzy zostają postawieni w sytuacji, w której Alex musi dowieść swojej męskości, a Nica czuje się w obowiązku podkreślić swoją kobiecość. Przyzwyczajeni do zupełnie odmiennych wzorów zachowań
nie wiedzą, co z nowo zdobytą wiedzą zrobić. Scenariusz, poprzez otwarte zakończenie, nie stawia kropki nad i, pozostawiając przestrzeń do refleksji dla widza, mogącego przecież być Nicą lub Alexem. Tytuł obrazu, nawiązujący do serii popularnych przewodników turystycznych (Lonely Planet), a także zdjęcia powtarzające się jak refren, w których wędrujący pokazani są z bardzo dużej odległości na tle monumentalnych skał, sugerują kolejną interpretację opowiedzianej w filmie historii i następną lekcję, jaką bohaterowie wyniosą z tej wyprawy. W ujęciach poprzedzających feralny incydent Alex i Nica idą gęsiego, ale razem, natomiast po tym wydarzeniu każdy idzie osobno, w sporej odległości od siebie nawzajem. W tym kontekście Najsamotniejsza z planet jest więc filmem psychologicznym z wątkiem egzystencjalnym, niejednoznacznym, niedopowiedzianym i może dzięki temu zmuszającym widza do zajęcia stanowiska, zastanowienia się nad bohaterami i przy okazji nad sobą samym. #1
81