5 minute read

3. Przygotowania

Next Article
2. Umowa

2. Umowa

Rozdział 3

Przygotowania

Advertisement

Wieść o przybyciu Ruminiego zaskoczyła wszystkich na Królowej Wiatru. Heban, zawsze surowy bosman, trzymający załogę twardą ręką, podejrzliwie mierzył młodego wzrokiem. – Będę cię miał na oku! Kapitan może ma miękkie serce, ale mnie nie przechytrzysz! Pamiętaj, że jesteś tylko majtkiem. Jeśli nie wykonasz swojej pracy porządnie, nakarmię tobą rekiny! – Nie przejmuj się nim! Każdemu tak mówi – powiedziała równie mała myszka, podchodząc do Ruminiego, kiedy Heban wreszcie podążył dalej. Przyjacielsko wyciągnęła łapkę. – Jestem Baliko. Też majtek. – Powiedz, co taki majtek robi? – zapytał Rumini.

Kazanie Hebana zupełnie odebrało mu chęć do żeglugi. – Sprząta, pomaga, to taki „przynieś, podaj, pozamiataj” – wymieniał Baliko. – Nic strasznego. Nie lubię tylko szorowania pokładu.

Ruminiemu zrzedła mina. – Nigdy nie szorowałem pokładu, ale i tak nie brzmi to zbyt dobrze. Umiesz grać w karty? – A umiem! – Oczy Balika rozbłysnęły. – Tylko nie mam za bardzo z kim. Roland i Spasły Szymon grają czasami, ale nie idzie im zbyt dobrze. – No to masz mnie! – Rumini wyprostował się dumnie i znów poczuł, że nie będzie tak źle służyć na Królowej Wiatru.

– Bardzo się cieszę. – odparł z uśmiechem Baliko. – I zobaczysz, inni też są w porządku. – A ten ogromny marynarz? Sebastian? Spotkałem go w Siedmiozębnym Harpunie – zapytał Rumini. – To nie marynarz, to nasz sternik – wyjaśnił Baliko. – Jest bardzo silny, nawet w największą burzę potrafi zapanować nad statkiem.

Baliko chciał jeszcze wymienić innych, którzy służą na Królowej Wiatru, ale znów pojawił się Heban i drwiąco zmierzył ich wzrokiem. – Podejrzewałem, że takich dwóch paniczów szybko się zaprzyjaźni. Wkrótce zobaczymy, kto lepiej zna się na szorowaniu pokładu. Ale najpierw pędźcie pod główny maszt! Tam jest zbiórka. Kapitan będzie przemawiał.

Rumini i Baliko od razu pobiegli we wskazane miejsce, inni również prędko się zjawili. Kapitan stanął na wieku skrzyni, żeby lepiej go było słychać. – Chłopcy, nadszedł czas. Za kilka dni podniesiemy kotwicę i wyruszymy w stronę Uszkorii, stolicy Wysp Uszkorskich. Zawieziemy ładunek na dwór króla Uszkorów. Dostaliśmy pilne zlecenie, nie możemy się ociągać. Nasza misja jest ważna, a droga przed nami burzliwa. Dziś wieczorem wszyscy mogą odpoczywać, jak lubią, ale jutro o świcie zabieramy się do pracy!

Następnego ranka ledwie świtało, kiedy załoga uwijała się już na pokładzie. Sebastian naoliwił koło sterowe i przetarł kompasy. Frycek i Spasły Szymon męczyli się z linami, a Roland i Wilk Morski, złota rączka na statku, rozwijali żagle. Poprzednia burza porządnie poszarpała główny żagiel, rozrywając jego brzeg w dwóch

miejscach. Roland nawlekał mocną nić na igłę żeglarską, a Wilk Morski zabierał się za zszywanie rozdarć. Kucharz Antałek komenderował kuchnią. Załatwił już przeróżne zapasy na długą drogę, teraz próbował znaleźć miejsce dla dwudziestu pięciu okrągłych serów żółtych, czterech worków ziemniaków, trzech skrzyń kukurydzy, herbatników, mąki i oleju.

Kapitan głowił się nad czymś, pochylony nad mapą. Na jego ramionach spoczywał wielki ciężar – wiedział,

jak niebezpieczna droga ich czeka. Na próżno ochmistrz króla Uszkorów oferował setki dukatów za przewiezienie ładunku – w całym Mysikraju jedynie załoga Królowej Wiatru miała odwagę podjąć się tej misji. Po drodze trzeba bowiem przepłynąć przez Smoczy Przesmyk, czyli najniebezpieczniejsze wody Morza Lazurowego, o czym wiedzieli wszyscy.

Heban ani przez chwilę nie odpoczywał. Od rana krążył wkoło; wszystkiego pilnował, wszystkich sprawdzał, popędzał marynarzy. Nagle zwrócił uwagę na głosy dochodzące spod szalupy ratunkowej: – Oszukujesz, Rumini, nie liczy się! – Nie oszukuję! – Oszukujesz. – Nieprawda. Miałem szczęście! – Nie gram już z tobą. – Ej, Baliko, trzeba umieć przegrywać. Rozdam jeszcze raz.

Heban na paluszkach zakradł się do odwróconej szalupy. Kiedy tam dotarł, gwałtownie uniósł łódkę i wyciągnął spod niej za kołnierz dwóch przerażonych majtków. – Do tysiąca gromów i kociokwików, co wy tu wyprawiacie?! Co wam kazałem robić?

Baliko nie śmiał nawet pisnąć, ale Rumini odparował: – Powiedziałeś, żebyśmy posprzątali pokład. I właśnie zdejmowaliśmy pajęczyny pod szalupą. – Że co? A co trzymacie w łapkach? Czyżbyście wycierali kurze kartami?

Rumini już miał odpowiedzieć, kiedy otworzyły się drzwi kajuty kapitana. Stary marynarz gniewnie zapytał:

– A co to za rejwach?

Heban strzelił obcasami: – Melduję, panie kapitanie, że tych dwóch majtków grało pod szalupą w karty zamiast sprzątać.

Kapitan wybuchnął: – Do diaska! Oddajcie mi te karty! Rumini, synu, pamiętaj, co powiedziałem ci, gdy wsiadałeś na statek! Tylko sumiennie pracując, zagrzejesz miejsce u nas. Jeśli będziesz próżnować, zostawię cię w porcie! I to tyczy się także Balika. A teraz do roboty! Rumini wyszoruje podkład, Baliko posprząta ładownię! – Tylko nie to! – rozległ się jęk dwóch myszek, ale kapitan tupnął rozzłoszczony. – Ani słowa więcej! Ruszajcie do pracy!

Dwaj hultaje zabrali się do pracy, a kapitan polecił Hebanowi, żeby przysłał do niego doktora Piszczakowa, lekarza okrętowego. Chciał z nim porozmawiać w ważnej sprawie.

Po godzinie wszystko było gotowe. Heban zebrał marynarzy w szeregu i zarządził: – Idziemy! Na brzegu czeka ładunek w skrzyniach. Trzeba go zanieść pod pokład. – Co wieziemy? – zaciekawił się Baliko. – Ty to już lepiej pilnuj swojego nosa – uciął Heban.

Marynarze po dwóch i trzech dźwigali ciężkie

skrzynie do ładowni. Heban kierował nimi, pokazywał, którą skrzynię gdzie postawić. – Patrz, Baliko, na każdej jest herb – szepnął Rumini. – Wilk Morski mówi, że wieziemy ładunek dla samego króla Uszkorów – odparł Roland, przystając koło nich. – Co może być w tych skrzyniach? – głowił się Baliko. – Założę się, że przeróżne jedwabie, aksamity, same nudne i drogie rupiecie – skrzywił się Rumini. – Niekoniecznie. Być może wieziemy przysmaki do królewskiej kuchni. Widziałem, jak kapitan w zeszłym tygodniu kilka razy naradzał się z mistrzem Krokantem, głównym cukiernikiem. – Patrzcie, na tej jest nawet coś napisane – dodał Roland i trącił największą skrzynię. Sylabizując, powoli odcyfrował: – „Ogrody królewskie – otwieranie surowo wzbronione”. – Dlaczego nie wolno otwierać? – zastanawiał się Baliko.

Rumini wzruszył ramionami i powiedział: – Pewnie się boją, że pouciekają im cebulki tulipanów.

Roland zrobił przerażoną minę. – Heban idzie!

Rumini i Baliko prędko zabrali się za skrzynię. – Tę połóżcie na samym tyle! – rozkazał Heban. – I niech wam nawet nie przyjdzie do głowy w niej szperać! To niebezpieczne! – Dlaczego niebezpieczne? – zastanawiał się Baliko, kiedy Heban wreszcie poszedł dalej. – Może te cebulki gryzą – chichotał Rumini. – Dobrze byłoby wiedzieć, co tam jest!

– Dziś w nocy zakradniemy się i zobaczymy – oznajmił Rumini.

Baliko zdumiał się. – Nie, Rumini, jak cię złapią, będziesz zwijał manatki! – Spokojnie. – Rumini mrugnął do niego. – Mnie nie tak łatwo złapać.

This article is from: