4 minute read

2. Umowa

Rozdział 2

Umowa

Advertisement

Młodemu zabłysnęły oczy. Czy to możliwe, że już wkrótce naprawdę zostanie członkiem bandy? Po żołniersku strzelił obcasami. – Mam iść po wózek, szefi e? – Idź! – potaknął Ryży. – Zych, pomóż mu! A ty, Gamoń, wyciągaj to smarowidło! Piłę mam przy sobie – dodał i skinął na Szparaga, który wyglądał, jakby właśnie chciał coś powiedzieć.

Szajka się ożywiła. Dwie myszy stanęły na straży przy obu rogach ulicy. Zych i młody pobiegli po wózek, a Gamoń kierował pozostałymi. Wspinając się sobie po ramionach, dosięgnęli do zwisającego nad drzwiami harpuna. Gamoń podał smar, a Puwa, najzwinniejszy bandzior, porządnie natarł nim łańcuch. Ryży niespiesznie rozwiązał swój skórzany worek i wyjął z niego piłę, zawiniętą w kraciastą szmatę.

Puwa natychmiast wziął się do pracy i z całej siły zaczął piłować łańcuch. W pięciu podtrzymywali go od dołu. Smar wyciszający dobrze się sprawdzał – nie było słychać ani skrzypnięcia, a przecież piła dość głęboko weszła już w zardzewiałe żelazo. – Zaraz skończę! – oznajmił Puwa. – Nadjeżdża ten wózek?!

W tej samej chwili na rogu pojawili się Zych i młody, ciągnąc za sobą mocno rozklekotany, obdrapany wózek ze słomą.

– Hej, Puwa, przestań już piłować, bo zaraz spadnie! – martwił się Szparag, ale Ryży tylko machnął lekceważąco ręką.

Zych i młody prawie dotarli pod drzwi, kiedy odpiłowany do połowy zardzewiały łańcuch nie wytrzymał dłużej ciężaru harpuna i pękł. Siedmioząb z potężnym hukiem spadł na chodnik przed drzwiami. Puszczony przez Zycha wózek zachwiał się, popchnął młodego i docisnął go do ściany. Na dźwięk łoskotu natychmiast otworzyły się dębowe drzwi karczmy i wyskoczyła przez nie gruba mysz w białym fartuchu. – Hej, wy podłe złodziejaszki! – wrzasnęła, a potem krzyknęła do środka: – Niech ktoś prędko zawoła żandarmów!

Z wnętrza karczmy słychać było pokrzykiwanie, a w drzwiach pojawiały się coraz to nowe postaci. Na ich czele stanął Wincenty Wibrys, kapitan najszybszego morskiego żaglowca, oraz kilku marynarzy, którzy właśnie jedli kolację.

Szajka rzuciła się do ucieczki. Ryży wprawnymi ruchami chwycił z ziemi skórzany worek i piłę, żeby nie zostawić po sobie żadnych śladów, i popędził za swoimi ludźmi. Młody, którego uderzenie wózka na chwilę zamroczyło, chciał czmychnąć za pozostałymi, ale karczmarz go przytrzymał. – Teraz cię mam! – Proszę mnie puścić, nic nie zrobiłem! – piszczała młoda myszka, próbując wyrwać się z łap oberżysty. – Nie słyszy pan? Nie jestem jednym z nich! Tylko tędy przechodziłem!

– Opowiesz o tym żandarmom, szczeniaku! – wrzasnął na niego karczmarz, ściskając coraz mocniej.

Wtedy niespodziewanie odezwał się stojący w drzwiach kapitan Wincenty Wibrys. – Ten dzieciak rzeczywiście nie był z nimi! – A skąd pan to wie? – Karczmarz zamrugał, nic nie rozumiejąc. – Stąd, że to mój majtek na Królowej Wiatru.

To zaskoczyło wszystkich. A najbardziej młodego, który co prawda wiele razy podziwiał kołyszącą się na wodach portowych potężną, trzymasztową Królową Wiatru, ale nawet w snach nie śmiał marzyć, że on, obdarte dziecko ulicy, może służyć na tak wspaniałym statku.

Karczmarz tylko wybałuszył oczy, a stojący za kapitanem marynarze zrobili głupie miny, jednak Wincenty Wibrys odepchnął oberżystę i położył młodemu dłoń na ramieniu. – Już na statku mi wytłumaczysz, jak się tu znalazłeś, synku – powiedział. – Sebastianie! – zwrócił się do marynarza, który pojawił się w drzwiach. – Dokończcie kolację, a potem ruszajcie za nami! Spotkamy się na Królowej Wiatru. Ja odprowadzę chłopaka na statek, żeby znów nie wpadł w jakieś tarapaty.

Sebastian i stojący za nim marynarze potaknęli głowami, mimo że nic z tego nie rozumieli. Przecież każdy z nich

wiedział, że młody nie jest majtkiem na Królowej Wiatru i razem z szajką próbował ukraść szyld Siedmiozębnego Harpuna. Dlaczego Wincenty Wibrys uratował młodego przed żandarmerią? Dlaczego skłamał, że dzieciak jest jego majtkiem?

Nad tym głowił się też sam młody, idąc posłusznie obok kapitana. Czekał, aż brzuchaty dowódca statku swoim gromkim głosem wytłumaczy, dlaczego mu pomógł. Jednak Wincenty Wibrys jak dotąd nie powiedział ani słowa, tylko trzymał młodego za ramię, prowadząc go w ten sposób aż do ogromnego żaglowca, kołyszącego się przy mola.

Gdy dotarli do prowadzącego na statek trapu, kapitan wreszcie się zatrzymał i marszcząc brwi, zmierzył młodego od stóp do głów. – Dziękuję panu za pomoc – powiedział ostrożnie młodzik, próbując wyśliznąć się z uścisku kapitana. Ale Wincenty Wibrys wcale go nie puszczał. – Wiele razy widziałem cię tutaj, w porcie – odezwał się wreszcie. Głos miał surowy, ale oczy spoglądały przyjaźnie. – Wyglądasz na mądrego, sprytnego dzieciaka. Nie próbuj przystać do tych nicponiów! Stać cię na więcej. – Ale niby jak, przecież nikt nawet nie odezwie się do takiego włóczęgi jak ja! Wszyscy mnie przepędzają! Jem tylko wtedy, kiedy coś ukradnę – wybuchnął młody. – Oni przynajmniej przyjęliby mnie do swojej bandy. – Już teraz zostawili cię w biedzie – odparł kapitan, kręcąc głową. – Nie wolałbyś uczyć się, pracować? Jeśli przysposobisz się do jakiegoś zawodu, dostaniesz pracę i nie będziesz musiał kraść.

– A kto miałby mnie uczyć? Nie mam nikogo na świecie! – Młody wybuchnął złością. – Ja dam ci szansę – odpowiedział kapitan. – Przyprowadziłem cię tu po to, żeby zobaczyć, czy naprawdę jesteś porządnym dzieciakiem. Możesz przystać do mnie na majtka na Królowej Wiatru. Z góry jednak mówię, że nie będzie lekko. Pracy jest dużo, a służba ciężka. Ale jeśli będziesz sumiennie pracował, możesz nawet zostać marynarzem. A na statku poznasz prawdziwych przyjaciół.

Młody aż rozdziawił buzię ze zdziwienia. Nawet nie marzył o takim szczęściu. – Każdego dnia załodze przysługuje śniadanie, obiad i kolacja. A jeśli się sprawdzisz, na końcu może dam ci zapłatę – powiedział kapitan. – Jeżeli jednak mnie rozczarujesz, wysadzę cię na brzeg w pierwszym porcie, jaki się trafi . No, co na to powiesz, synu? – Zgoda! – wykrzyknął radośnie dzieciak.

Kapitan wyciągnął do niego rękę. Młody odważnie chwycił ją i mocno uścisnął. – Cieszę się, synu – powiedział kapitan. – Witaj wśród nas. Teraz chciałbym już tylko poznać twoje imię. – Rumini – odparł młody i dumnie się wyprostował.

This article is from: